Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

– Wstawaj, paniczu Atom. Śniadanie gotowe. Zjesz je nie używając sztućców.
Tego dnia, jako pierwszego z intensywnych uczuć, doświadczył radości. Tuż po przebudzeniu, czyli około godziny trzynastej, stwierdził, że dwie towarzyszące mu osoby już wstały i nawet zdążyły zrobić śniadanie, co oznaczało, że Charles przegrał zakład i przez najbliższe 24 godziny musi bez sprzeciwu brać udział we wszystkich grach, jakie podejmie para i do tego wykazywać się inicjatywą, której jakość będzie podlegała ocenie – jeśli pomysł nie spełni wymagań, na Charlesa zostanie nałożona kara.
I tak oto Atom – bo jedną z fundamentalnych zasad tej trójki było dzielenie się swoim ciałem, nie historią i prawdziwymi danymi – odkąd tylko wstał, ofiarował decydowanie o swoim życiu w cudze ręce. Wpierw wydawało mu się to dość niewygodne i przed zbuntowaniem się broniła go tylko duma i dreszcz ekscytacji przebiegający w dół po kręgosłupie za każdym razem, gdy usłyszał jakieś polecenie. Po jakimś czasie uznał, że para ma tak dobre pomysły, że wypełnianie ich woli jest satysfakcjonujące, a przez to, że sam mógł dorzucić coś od siebie, tylko nakręcał sytuację.

Koło godziny przed północą ludzie przechodzące uliczką obok klubu Sterile w dzielnicy De Wallen mieli okazję oglądać jedną z setek moralnie wątpliwych scen, ale za to dość interesującą...
Sterile proponował swoim gościom wystrój w stylu mrocznego, gotyckiego steampunku: czerń, koronki, obsługę noszącą cylindry (ale oczywiście wciąż prawie nagą), metalowe meble poskładane z części maszyn, dwie sale z erotycznymi grami na dole i pokoje na wyższym piętrze. Na parterze, przy jednym z szerokich okien ustawiono odlany z bordowej masy fortepian, na którego klawiszach przysiadł mężczyzna w plastikowej, czarnej masce wilka zasłaniającej jego górną część twarzy i włosy. Prócz maski jegomość miał na sobie garnitur, ale stan rzeczy najwyraźniej miał ulec zmianie, bo marynarka leżała gdzieś z tyłu, a koszula i bezrękawnik zostały rozpięte i ściągnięte z jego prawego ramienia. Wprawny obserwator szybko by dostrzegł, że dziwny pan ma na szyi podwiązkę, a zamiast pantofli koturny z czarnej skóry. Niemal identyczne buty nosiła kobieta, która teraz siedziała na podłodze obok i leniwie patrzyła na twarz towarzysza, opierając się łokciem o jego kolano. Po chwili do okna podeszła dziewczyna pracująca w Sterile i przesunęła po szyi mężczyzny finezyjnym, długim flakonem, po czym jakby nigdy nic wylała zawartość naczynia na jego bark. Zamaskowany tylko odchylił głowę i lekko zacisnął usta, pozwolił aby czarny wosk spłynął po klatce i brzuchu, gdzie zastygł przysłaniając precyzyjnie wytatuowany wzór... który trudno było zapomnieć, gdy raz już się mu przyjrzało.

Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Puścił ramię Garika gdy kobieta się się odwróciła, a potem chwilę patrzył na nią przez szkło. Powoli dawał sobie spokój z próbami zrozumienia co tu się stało i kto jest kim. Nie był w pracy, nie chciał wiedzieć... przynajmniej nie w tej chwili.
Sięgnął do kieszeni i wręczył mężczyźnie całą paczkę z cygaretkami.
Daj mi chwilę. – Podszedł do Clausa, szybko wyszeptał parę zdań tuż przy jego uchu i pocałował go w skroń, wcześniej zdejmując mu maskę i upuszczając na ziemię, tuż obok swojej. – Prowadź – odezwał się niewiele głośniej niż przed chwilą. Pewnie został zagłuszony przez wycie syren nadjeżdżających karetek, ale Rosjanin wydawał się rozumieć, bo zaraz wyszli w ślad za dziwną kobietą.
Dopiero teraz, gdy nic bezpośrednio nie zagrażało jego życiu, do Charlesa zaczynało docierać, co się stało, a fakt, że musieli przejść przez salę, w której zdarzyła się cała tragedia wcale nie pomógł mu z poradzeniem sobie z wzbierającymi emocjami, drżeniem i mdłościami. Podniósł do góry ramię i wtulił nos w zgięcie łokcia, by nie czuć duszącego zapachu krwi, ale mimo drastyczności obrazów nie odwrócił wzroku. Szukał. Na ziemi leżało parę osób, którymi zajmowali się inni, na pewno więcej rannych uciekło albo zostało wyciągniętych na zewnątrz. Nigdzie nie widział Rosy. Poszukałby przed klubem, ale w alejkę wjeżdżało już pogotowie.
Bezmyślnie pilnował się tymczasowego przewodnika, nawet przyspieszył kroku i zrównał się z nim.
Widzisz? – odezwał się nagle. Garik pierwszy raz mógł usłyszeć, że korespondentowi drży głos. – Właśnie dlatego jestem sam.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Wyciągnął jednego i podpalił sobie. Pozwolił Charlesowi chwilę jeszcze zająć się klonem, po czym ruszył w stronę wyjścia.
Szedł przy ścianach, tak szybko jak mógł. Nie oglądał się na nikogo i na nic. Było za późno na pomoc.
Przeszli za bar, a dalej do dużego, chłodnego pomieszczenia. Garik zapalił światło i rozejrzał się dookoła. Szafki, skrzynki, kanapy, stoliczek i dwa wyjścia. Czuł na sobie wzrok kobiety, Charlesa i świata.
- Ubiorę się i… Mogę zabrać cię do siebie, do hotelu. Tam będziemy bezpieczni. – popatrzył na niego poważnie. Szybko dopadł małe, metalowe drzwiczki z odpowiednim numerem, otworzył je i założył na siebie tyle ubrań, ile tam nawkładał. Dopiął zamek kurtki pod samą szyję i schował ręce do kieszeni. Podszedł do drzwi i wyciągnął kartę magnetyczną. Nie było klamek.
- Ostrzegam… Jeśli Ona znajdzie cię beze mnie… Możesz nie mieć tyle szczęścia. Wybacz. – zrobił przepraszającą minę i odblokował przejście. Wyszedł pierwszy i przytrzymał drzwi.
Nie wyglądał teraz groźnie. Widać było i czuć, że się martwi i niepokoi. Tylko czy chodziło o Charlesa? Czy o jego cztery litery?
- Chodź ze mną. Już nie na siłę.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Gdy mijali bar, Charles zgarnął z podłogi niepotłuczoną butelkę whisky i raz za razem pociągał z niej duże łyki czekając na Garika. Nawet nie starał się ukryć, że jego ciało rozładowuje stres silnymi dreszczami, przez które fotograf momentami miał nawet problem z utrzymaniem alkoholu w ręce. Osunął się po ścianie i kucnął, wplótł palce w usztywnione żelem włosy i potargał je, jakby to mogło pomóc w uspokojeniu myśli. Przez chwilę planował kolejne posunięcia, zastanawiał się co chce wiedzieć od Garika, co robi Claus, co się stało z Rosą, kiedy na miejscu będzie policja, gdzie powinien teraz iść... Co i rusz musiał sobie powtarzać, by więcej nie polegać na towarzyszu, bo coś czuł, że za tę pomoc, którą właśnie otrzymał przyjdzie mu słono zapłacić.
Wstał i wyszedł z klubu w milczeniu. Nie odpowiedział na wzmiankę o kobiecie, szczerze mówiąc nawet nie było po nim widać, by to w ogóle usłyszał. Rozejrzał się, czy w okolicy nikogo nie ma. Żadnych gapiów? Przechodniów? Patroli?
Nie muszę uciekać – przypomniał. – Zgłoszę się na policję, złożę zeznania... – zawiesił głos na moment czekając aż fala dreszczy przejdzie. Pewnie gdyby nie zacisnął ust, byłoby słychać, jak szczęka zębami. Nerwowo bawił się butelką. – Ale wpierw chcę porozmawiać. – Hotel? Iść do Garika? O, nie... Z drugiej strony gdzie indziej? Odkąd przyjechał, mieszkał u znajomego małżeństwa. U Rosy i Clausa. Rosa i Claus... kurwa. Poczuł to cholerne ukłucie w sercu. Fizyczny ból.
Nadal twierdzisz, że jesteś sam? Że świadomie decydujesz się na samotność, żeby przywiązanie nie mogło wpłynąć na pracę, a praca na ludzi? Spokój. To mogło zdarzyć się każdemu. Teraz nie pracujesz. To nie twoja wina. Każdy jest odpowiedzialny za siebie.
Zacisnął powieki i mocno przetarł twarz dłonią. Odetchnął. Żyjesz.
Nie chcę iść do ciebie – dodał już głośniej, wydając się bardziej obecny i skupiony na tym, co mówi i robi. Zaczął zdejmować marynarkę. – Dasz mi swoją kurtkę? Czułem... krew na plecach. Nie swoją, cudzą. Nie przejdę tak przez miasto. – Spojrzał na materiał. Mało widział w słabym świetle, ale udało mu się dostrzec ciemniejszą, jeszcze miejscami błyszczącą od wilgoci plamę.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Masz rację, nie musisz uciekać, ale będzie lepiej jeśli razem chociaż na tą jedną noc, znikniemy z tego miejsca.
On zeznawać? Niby na ten lokal, czy jak? Przecież go wyśmieją… Szefowa już dawno ich wszystkich wykupiła. Cóż, nie zabroni mu, chociaż gdyby mógł, siłą przekonałby go do odrzucenia tego pomysłu. Ma teraz niewygodne informacje. Jeśli będą rozprzestrzeniały się dalej, może to źle wpłynąć na firmę, oczywiście wszystko z winy Garika. Przecież Charles to teraz kamień u nogi! Usunąć!
- To gdzie chcesz iść… I porozmawiać… - niechętnie rozpiął kurtkę i strzepał ją. Owinął nią Charlesa. Mógł poczuć znajome perfumy. Wyciągnął z kieszeni paczkę cygaretek i wsunął mu jednego do ust. Powstrzymał się by nie przekazać ognia od siebie. Wyjął zapalniczkę i podpalił mu papierosa. Kiedy to się udało, zabrał mu butelkę. – Wiem, że w hotelu będziemy bezpieczni. Nic tobie nie zrobię. Nie masz się czego obawiać. – wyrzucił swojego peta i zdeptał. Napił się z butelki i skrzywił. – Chodź już… Nie sterczmy tak. – pociągnął go kawałek za łokieć.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Charles na razie zostawił temat zeznań w spokoju, ale między innymi o tym chciał pogadać.
Dzięki... – mruknął i ubrał się szybko. Cholerny zapach... od pewnego czasu ta woń zaczęła się kojarzyć z niepokojem i zmuszaniem się do działania pomimo zmęczenia.
Zerknął zaskoczony na mężczyznę, gdy ten podał mu cygaretkę. – Dzięki...? – Zaciągnął się, oddał butelkę i ruszył przed siebie. – Wybiorę hotel jak będziemy obok jakiegoś przechodzić, porozmawiamy w pokoju, a potem spokojnie się rozejdziemy. – Znów odetchnął głębiej. Powoli przestawał się aż tak trząść. – Garik... – zaczął. Zaplótł ramiona na piersi w lewej dłoni cały czas trzymając cygaretkę. – Domyślam się, że ta pomoc nie była z dobroci serca. Z jakiegoś powodu jestem dla waszej... organizacji na tyle ważny, że ryzykowałeś i ciągnąłeś mnie ze sobą. Co mam dla was zrobić? Czego chcesz?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Skinął głową. Niech mu będzie. Zatrzyma się tam gdzie będzie chciał. Powiedzmy, że też da mu decydować… Szedł nie oglądając się na ludzi. Było mu zimno i chciał jak najszybciej schować się przed innymi. Cholernie nie po drodze było mu pokazywanie innym co czuje.
- Hmm? – popatrzył na niego niepewnie. Już chce gadać? – Jakiej orga… A… - westchnął i zamyślił się – Więc z twojej perspektywy wygląda to jakbym pracował dla organizacji. Heh, w sumie są do tego podstawy. – niespodziewanie uśmiechnął się do Charlesa. – Ta niby organizacja niczego od ciebie nie chce. Co taki fotograf może dla nich znaczyć? Jesteś ważny dla mnie. Niestety. Czasami zapominam kim jesteś. Eh… Nieważne… Wybieraj ten hotel. Nie chcę być na zewnątrz.
- akurat ten temat chciał teraz pominąć. Nie będzie się spowiadał... Nie w tym stanie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Obrał sobie za cel hotel, który właśnie mijali, ale na szybie wisiała kartka, że brak miejsc. No tak... Na pewno całe miasto już wiedziało, co stało się w klubie. Pewnie znalezienie hotelu, który będzie ryzykował, że przyjmie kogoś powiązanego ze strzelaniną przyjmując nadal gości będzie graniczyło z cudem. Szedł dalej. Może jak bardziej oddalą się od epicentrum zajścia? Przyspieszył kroku.
'Co taki fotograf może dla nich znaczyć?' Och, wiele! Ma dostęp do wielu urzędów, ważnych ludzi, imprez, zapleczy, widział i słyszał wiele, może dokumentować i dzielić się informacjami z opinią publiczną, przedstawiać fakty w takim świetle, w jakim uważa za odpowiednie... Cóż. Charles nie zamierzał o tym mówić, chociaż nie wierzył w wersję mężczyzny. Uznał, że gość specjalnie bagatelizuje sytuację i... mówi dziwne rzeczy. Ważny dla niego?
Co... Czekaj... Co? Jak to zapominasz? – Szybko zaciągnął się papierosem i lekko wyprzedził Garika, by móc łatwo na niego patrzeć. Ważny dla niego, dlatego ratował mu życie, dlatego zasłonił go sobą przed tą niepokojącą kobietą? – Czekaj... jeśli masz na myśli to, o czym teraz pomyślałem to... ja... nie jestem zainteresowany.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Wyczuł jak zrównuje z nim krok. Zacisnął usta i powędrował wzrokiem w bok.
- Nieważne... I chyba nie chcę wiedzieć o czym pomyślałeś. - domyślał się, w końcu ten frajer jest z zachodu, wyzwoleni i tak dalej. Ehh... - Nie wypiłem tak dużo by mówić ci o sobie. Trafimy do ciepłego hotelu, uderzy w nas ciepło i pogadamy. - dał do zrozumienia, że nie jest mu na rękę opowiadanie czemu tak to wszystko wyszło. To nie jest dobry moment. Jeśli mógł, nie patrzył na towarzysza. Czuł się sobą zażenowany. Musi szybko zmienić temat. Hmm...
- Blisko jest hotel, w którym ja się zatrzymałem. Mam pokój. Ogarnij się i skończ z tym spacerkiem...
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Nie obchodzisz mnie ty. Rozmawiamy o mnie, o tym, czego chcesz ode mnie, nie od życia – Charles przez chwilę dosłownie szedł tyłem, aby móc swobodnie patrzeć na Garika. Oho. Ciepły hotel... to brzmi jeszcze bardziej dwuznacznie. Och, i znowu zapraszał go do siebie, pogrążając się oczach fotografa. – Przypominam ci o tym, co działo się w Rosji. Możesz iść do twojego pokoju, ale sam, ze mną co najwyżej... tam – mówiąc to wskazał budynek na końcu alei, na ścianie którego czerwony napis obwieszczał nazwę hotelu. W recepcji na parterze paliło się światło, więc Charles założył, że być może tu uda im się znaleźć chwilę spokoju.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Nie obchodzę cię to po co... A zresztą. - machnął ręką. Szedł dalej. Bogu, czy on naprawdę nadal myśli, że Garik chce mu coś zrobić?! Przecież nawet go nie dotknął! W Moskwie też nie. Niech tylko sobie przypomni... Ale. Cóż, musi w końcu odpowiednio łopatologicznie przedstawić mu fakty. Tylko co po tym? Co ten frajer zrobi z tą wiedzą? Nie może pójść nie po jego myśli. Może zdoła przekonać Charlesa do...
- To chodźmy tam. - przyspieszył. Miał dość marznięcia.
Na miejscu otrzymali pokój. Nikt nie pytał dlaczego są razem, przecież to "normalność" jest nienormalna w tym kraju. Wylegitymować musiał się Charles... Kiedy przyszło do zapłaty, popatrzył na fotografa.
- Go Dutch?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Nie. Umiem tylko po amerykańsku – rzucił złośliwie.
Oczywiście... Tak samo jak w Rosji, kiedy przyszło do załatwiania czegoś, co wymagało wylegitymowania się lub płacenia, Charles nawet nie zwracał uwagi na Garika, zachowując się, jakby obok nie było nikogo, kto mógłby zrobić to za niego. Podawał i odbierał swoje rzeczy od obsługi hotelu w taki sposób, by towarzysz nie mógł ich w łatwy sposób sięgnąć. Nie chciał się bawić w ganianie za swoim portfelem, domyślał się, że teraz nie poszłoby tak łatwo.
Wszedł po schodach na piętro, szybko odnalazł pokój, zasłonił okna i zapalił małą lampkę, potem zdjął kurtkę i oddał towarzyszowi. Zanim całkiem skupił się na Gariku, szybko wystukał na telefonie jakąś wiadomość i usiadł w fotelu przy łóżku.
Czy jest ci wystarczająco ciepło na rozmowę? – Po Charlesie było teraz widać ogromne zmęczenie, ale też jakiś dziwny, nienaturalny wręcz w obecnej sytuacji spokój. Nawet jeśli rzucał zgryźliwe komentarze i zachowywał się w ostrożny sposób, to robił to po przemyśleniu, z głową, zupełnie jakby jego emocjonalne ja zostało wewnątrz klubu, z którego uciekli.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Uśmiechnął się i pokręcił głową. Jak chcesz Charles. Nie naciskał. Nie miał ochoty znowu zabierać mu dokumentów czy innych rzeczy. Teraz nie potrzebuje go za sobą ciągać. Dadzą radę bez tego. Stał tyłem do lady i patrzył na wyjście. Czekał i zastanawiał się od czego zacznie rozmowę. Będzie czuł się jak jakiś uczeń na odpytywaniu. Ciekawe ile z tego ugra i jaki będzie końcowy rezultat…
Poszedł za Charlesem. Przy drzwiach ściągnął buty i poszedł na wolne krzesło. Usiadł na nim i za kurtkę oddał flaszkę, którą trzymał.
- Myślę, że tak. Heh… - podciągnął nogę na siedzenie i oparł rękę o kolano – Nie chcę wiedzieć co i do kogo napisałeś. Mam tylko nadzieję, że nikt nie będzie na mnie czekał przed hotelem z maczetą czy czymś podobnym… - uśmiechnął się smutno – Hmm, od czego zaczniemy. Ah, od ciebie, no taa – popatrzył po pokoju. Nie zależało mu na tym by utrzymywać kontakt wzrokowy. – Pytałeś mnie czego chce od ciebie niby ta organizacja. Odpowiedziałem, nic… Chociaż… Wiesz? Może lepiej będzie jeśli będziesz trzymał język za zębami. Ale to moja prośba. Nie potrzebuję oglądać jak łapią cię i ten cholerny język ucinają – skrzywił się – Tak tylko mówię, nie mam pojęcia jakie mogą  być konsekwencje twojego wygadania się. Ja nic ci nie zrobię. Chociaż czasami chciałbym – zaśmiał się. To był żart?... – Przypominasz mi kogoś. I to cholernie. Nie umiem jeszcze cię… Traktować tak jak powinienem. Może to i lepiej dla ciebie? Jeden dzień dłużej w Petersburgu i siedziałbyś tam przez kolejne trzy, pięć lat…
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Odebrał butelkę i znów wypił parę dużych łyków. Taak, w tej chwili czuł się jak w pracy: stres, walka o życie, kombinowanie, wszędzie wrogość i on sam w środku tego – a jednak coś było inaczej. Garik, jeśli by prześledził zachowanie fotografa, mógłby zauważyć, że mężczyzna wcześniej unikał jakichkolwiek używek i wszystkiego, co mogłoby zmienić jego spojrzenie na świat, a teraz sam zabrał whisky i pił ją nawet się nie krzywiąc.
Pokręcił głową i odwzajemnił smutny uśmiech.
Nie, nie na ciebie. Chciałbym, aby ktoś wiedział, gdzie szukać zwłok w razie gdyby mnie szlag trafił – informował w miękki, spokojny sposób.
Zamilkł, słuchał. Przez myśl mu przeszło, że utratę mowy zniósłby całkiem nieźle zważywszy na to, że i tak mało mówi, a do komunikacji ze światem używa głównie zdjęć, ale ten komentarz zostawił dla siebie – nie będzie podpowiadać, w jaki sposób w razie czego powinni go karać czy męczyć.
Tym razem pozostał poważny, ale lekko uniósł do góry brwi. Chyba nie chciał wiedzieć, co Garik by z nim zrobił...
Wiesz... mam swoje sposoby na znikanie i kilku znajomych w różnych miejscach... Ale to nieważne, żaden z nas nie wie jakby to było. – Świadomie nie poruszył tematu tego kogoś, kogo rzekomo przypominał, choć nie sprawiał wrażenia zażenowanego czy znudzonego. Zapamiętał, ale uznał, że w tej chwili są ważniejsze tematy. – Będę cicho. Nie współpracuję z żadnymi służbami, zależy mi tylko na tym, aby wiedzieć na czym stoję. Zeznawać chcę w sprawie.... – zająknął się i chwilę błądził wzrokiem po pokoju nie wiedząc, jak nazwać masakrę w klubie. – ...tego, co się stało. Ucieczka zagroziłaby mojej wiarygodności, mogliby posądzić mnie o, no wiesz, złe rzeczy. Policja na pewno dowie się, że tam byłem chociażby od... moich znajomych. – znów się rozproszył. Zaczął gryźć dolną wargę,  jednak szybko podniósł do ust butelkę. Fuck... 'Znajomi'. Zorientował się, że nie wie, czy powinien o nich nadal mówić jak o dwóch osobach, bo Rosa... Z drugiej strony nie widział jej ciała, więc wolał uznać, że uciekła. Teraz powinien skupić się na czym innym.
Zabrałeś mnie z sali i obydwaj dobrze wiemy, że mam u ciebie dług, a to dla mnie cholernie niewygodne. Możesz powiedzieć, czego i kogo nie widziałem w klubie, a ja to przemilczę. Brzmi fair czy masz inny pomysł?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
To byłoby za proste gdyby Charles zechciał współpracować. Słuchał go i w międzyczasie zastanawiał się jak odpowiadać. Zdziwiło go, że facet nadal może myśleć, że jest w niebezpieczeństwie. Przecież zdążył zauważyć, że Garik nie ma przy sobie broni. Do tego to byłoby zupełnie nielogiczne. No bo po co miałby się go pozbywać, przecież chwilę temu pomógł mu wyjść cało z masakry w klubie…
Masz kilka sposobów na zanikanie? No tak, przyduszenie kogoś jest najbardziej wyszukanym, co?
Westchnął i zdecydował się na niego patrzeć. Nie chciał błądzić wzrokiem po pomieszczeniu.
- Nikt nie musi wiedzieć, że tam byłeś. Nie będziesz miał problemów… Przed nikim nie musisz się tłumaczyć – uśmiechnął się z błyskiem w oczach – Hej, co powiesz na… Albo inaczej. Jest coś czego naprawdę pragniesz? Dom na Malediwach, szybki samochód? Bezpieczeństwo do końca życia? Miłość…? – położył sobie kostkę na kolanie i podtrzymał ją rękoma. – Będzie mi bardziej po drodze dzielenie się wiedzą, jeśli będę mógł zaoferować ci coś czego potrzebujesz do życia – wyszczerzył się – Chcę cię w coś wciągnąć. Nagroda może być tak wysoka jak sobie tylko wymarzysz.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Machnął dłonią i osunął się w fotelu, siadając głębiej i wygodniej.
Wystarczy, że moi znajomi wiedzieli, że tam byłem. Poza tym ja chcę. Ja... – Westchnął płytko przymykając oczy. – Chcę. – Wsunął butelkę między uda, aby móc swobodnie zapleść ramiona na piersi, moszcząc się w ten sposób jeszcze bardziej komfortowo. Szlag... czuł, jak cholernie spięty był, a co gorsza, że dzięki działaniu alkoholu zaczynał się rozluźniać.
Zmarszczył brwi, słysząc tę propozycję. Rany... Garik musiał chcieć od niego czegoś naprawdę dużego, skoro proponował mu aż takie wynagrodzenie. Charles chciał skomentować, że akurat tego ostatniego, miłości, nie da się kupić, ale był jeszcze zbyt trzeźwy na dzielenie się takimi teoriami.
Znowu pomyślał o swoich znajomych, o Clausie i Rosie. O ich mieszkaniu. O relacji, jaką z nimi nawiązał. O tym, co o nich wiedział, o czym rozmawiali... Skrzywił się. Miał ochotę wstać i wyjść. Zaczynał zastanawiać się, co stało się z Clausem, po tym jak został sam w tamtym pomieszczeniu. Fotograf obiecał sobie, że z rana go odszuka. Poza tym wolał mieć jasną sytuację, co stało się z Rosą, bo niewiedza za bardzo go męczyła.
Chciałbym nie mieć nic wspólnego z tobą i z twoimi znajomymi – odpowiedział po chwili. – Ale domyślam się, że skoro chcesz mnie w coś 'wciągnąć' – na chwilę rozplótł ramiona i wykonał palcami w powietrzu znak cudzysłowu. – To akurat ta opcja odpada już na wstępie. Zresztą, nie umiem wycenić czegoś, co nie wiem czym jest. – Wyciągnął dłoń w stronę Garika. – Daj mi cygaretkę.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach