Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
– Wstawaj, paniczu Atom. Śniadanie gotowe. Zjesz je nie używając sztućców.
Tego dnia, jako pierwszego z intensywnych uczuć, doświadczył radości. Tuż po przebudzeniu, czyli około godziny trzynastej, stwierdził, że dwie towarzyszące mu osoby już wstały i nawet zdążyły zrobić śniadanie, co oznaczało, że Charles przegrał zakład i przez najbliższe 24 godziny musi bez sprzeciwu brać udział we wszystkich grach, jakie podejmie para i do tego wykazywać się inicjatywą, której jakość będzie podlegała ocenie – jeśli pomysł nie spełni wymagań, na Charlesa zostanie nałożona kara.
I tak oto Atom – bo jedną z fundamentalnych zasad tej trójki było dzielenie się swoim ciałem, nie historią i prawdziwymi danymi – odkąd tylko wstał, ofiarował decydowanie o swoim życiu w cudze ręce. Wpierw wydawało mu się to dość niewygodne i przed zbuntowaniem się broniła go tylko duma i dreszcz ekscytacji przebiegający w dół po kręgosłupie za każdym razem, gdy usłyszał jakieś polecenie. Po jakimś czasie uznał, że para ma tak dobre pomysły, że wypełnianie ich woli jest satysfakcjonujące, a przez to, że sam mógł dorzucić coś od siebie, tylko nakręcał sytuację.

Koło godziny przed północą ludzie przechodzące uliczką obok klubu Sterile w dzielnicy De Wallen mieli okazję oglądać jedną z setek moralnie wątpliwych scen, ale za to dość interesującą...
Sterile proponował swoim gościom wystrój w stylu mrocznego, gotyckiego steampunku: czerń, koronki, obsługę noszącą cylindry (ale oczywiście wciąż prawie nagą), metalowe meble poskładane z części maszyn, dwie sale z erotycznymi grami na dole i pokoje na wyższym piętrze. Na parterze, przy jednym z szerokich okien ustawiono odlany z bordowej masy fortepian, na którego klawiszach przysiadł mężczyzna w plastikowej, czarnej masce wilka zasłaniającej jego górną część twarzy i włosy. Prócz maski jegomość miał na sobie garnitur, ale stan rzeczy najwyraźniej miał ulec zmianie, bo marynarka leżała gdzieś z tyłu, a koszula i bezrękawnik zostały rozpięte i ściągnięte z jego prawego ramienia. Wprawny obserwator szybko by dostrzegł, że dziwny pan ma na szyi podwiązkę, a zamiast pantofli koturny z czarnej skóry. Niemal identyczne buty nosiła kobieta, która teraz siedziała na podłodze obok i leniwie patrzyła na twarz towarzysza, opierając się łokciem o jego kolano. Po chwili do okna podeszła dziewczyna pracująca w Sterile i przesunęła po szyi mężczyzny finezyjnym, długim flakonem, po czym jakby nigdy nic wylała zawartość naczynia na jego bark. Zamaskowany tylko odchylił głowę i lekko zacisnął usta, pozwolił aby czarny wosk spłynął po klatce i brzuchu, gdzie zastygł przysłaniając precyzyjnie wytatuowany wzór... który trudno było zapomnieć, gdy raz już się mu przyjrzało.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Wyluzuj, nie wróci. Jesteś wolny, rób co chcesz i co lubisz. Nie zatrzymuj się i bierz.
Kolejna ponura ulica, oblana czerwonym światłem. Piąta, szósta, siódma… Za każdym razem chociaż na moment zatrzymywał się wzrokiem na półnagich, kuszących ciałach tych brudnych dziwek i małolat chcących zarobić. Opierały się o szybę by jeszcze mocniej podkreślić prawdziwość ich ciała, a kurtyny, rozmieszczone po bokach szklanych drzwi, ujmowały je jakby w ciemne ramy. Były jak lalki, rozpaczliwie potrzebujące złaknionych spojrzeń. A gdyby tak kupić jedną? Cieszyć się ich ciałem, a później porzucić jak przedmiot, zapomnieć… Nie… To nie da wystarczającej satysfakcji.
Mimowolnie wdychał dym sprzed coffee shopów. Były przepełnione i głośne, ludzie wychodzili z małymi krzesełkami przed lokal i tam w grupach popalali. Tu poważni, zamyśleni, tam tępo uśmiechnięci, zapraszający do siebie. Zaciekawiony ogarnął wzrokiem menu przed lokalem, ahh ile zielska on jeszcze nie próbował. Mieszanka języków odbijała się od każdej ściany, fasady, od niego. Tutaj jesteś każdym i nikim. Nie jesteś zły, nie jesteś dobry, jesteś nasz. Amsterdam zaakceptuje wszystkich. Chwała za to piekło na ziemi.
Cały czas szukał. Im dłużej chodził po wąskich alejkach, tym wyższe były jego oczekiwania. Jeszcze bardziej wyszukane, jeszcze mocniejsze, jeszcze dziwniejsze, no dalej, niech zasypują go obrazy, dźwięki i zapachy.
Wyciągnął ze skórzanej kurtki nowiutkie opakowanie skrętów i zapalił w drodze. Jeden, drugi… Jakie to wszystko piękne, otoczony wysokimi budynkami, wśród wszystkich ludzi. To tu spotykają się łaknący, tacy jak on, tacy jak to miasto.
Chcąc minąć nadchodzących ludzi, za każdym razem musiał odwrócić się i delikatnie potrzeć o konstrukcję budynku. Przesuwał wtedy palcami po surowym materiale jaki dawały cegły, jakby chciał wyczuć czy wewnątrz, za nimi, nie ma tego, co da mu więcej. Oglądał się za ludźmi i szukał w nich czegoś co mogłoby go zaskoczyć. Po kilku dniach przywykł do wymuskanych facetów i ich kochanków, do par tak dziwnych i kolorowych, że sam nie był w stanie wcześniej uzmysłowić sobie, że takie naprawdę istnieją na tym świecie. W tej zachodniej Europie… Nic dziwnego, że tak wielu tu ucieka. Nawet on, Garik. Wymknął się przed sądem, by kosztować tego, co w Rosji było tylko namiastką przyjemności. Zaglądał przez witryny klubów i zastanawiał się do którego wejść. W końcu jest, ten. Wyrzucił peta i przygniótł butem. Zapłacił za wstęp i dostał.
Rozgrzane ciała, głośna muzyka i słodki alkohol. Wybierał sobie kobiety i tańczył przy nich. Zatapiał palce w ich długich włosach, sunął rękoma po ich zgrabnych ciałach, dociskał do siebie i brał od nich to czego szukał.
Chciał walczyć, zabierać, grać, podbijać i dzierżyć, ale… Tutaj to było zbyt proste.
Około północy wyszedł na ulice i ruszył dalej. Zmieszane używki wywołały efekt, którego potrzebował. Już nie myślał o przeszłości. Zapomniał do kogo należy i ile za sobą dźwiga. Tej nocy znowu czuł się swoim Bogiem.
Zatrzymał się przed kolejnym klubem, stanął jak reszta i oglądał. Coś nowego, w końcu pokaz, gra i tajemnica. Już wiedział, że to kolejny przystanek jego podróży. Zabierze duszę tego miejsca do swojego serca i przeżyje to tak intensywnie jak to możliwe. Przyjrzał się kobietom, tak skupionym na wilku. Chciał być na jego miejscu i czuć to co teraz czuje. Prześlizgnął wzrokiem po jego ciele, chwilę dłużej skupiając się na tatuażu… Skąd on to zna… Skąd… Skąd skąd, skąd… Kto zdecydował się na takie dziary?... Kto? Kim jesteś wilku? Dlaczego siedzisz na wystawie i kradniesz moją uwagę? Czekaj na mnie. Chcę właśnie ciebie.
Wszedł do środka. Nie oglądał się za siebie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Charles poczekał aż wosk ostygnie i odkleił go, po czym zmiażdżył w dłoni, specjalnie wysypując pokruszone kawałki na sukienkę kobiety siedzącej przy jego stopach. Ona skrzywiła się niby groźnie, odsunęła, podniosła jeden kawałek i podała fotografowi mówiąc coś, na co on odmruknął i pokręcił głową, a potem wsunął czarny kawałek parafiny do kieszeni spodni. Po chwili do pary podszedł mężczyzna w bliźniaczo podobnym garniturze do tego, który miał Wilk i wręczył jemu i towarzyszce szklanki z zielono–białym płynem, najpewniej absyntem. Uzgadniali coś we trójkę i pili, a gdy skończyli Charles pomógł kobiecie wstać i pozwolił jej na to, by założyła na jego prawe ramię koszulę i bezrękawnik, samemu w tym czasie pochylając się w stronę szyby i pokazując język komuś obserwującemu z ulicy.
Łatwo było poznać, że Wilk i jego znajomi przyszli tu niedawno, bo zarówno stan upojenia jak i stopień zaawansowania ich zabawy był na dość wczesnym poziomie w porównaniu do reszty gości, ale sumiennie nadrabiali zaległości. Kobieta w sukni podeszła do koła fortuny w kształcie zębatki i wylosowała kartę, treść zadania wyszeptując Charlesowi na ucho. Ten wolno skinął głową, a zaraz niespodziewanie odwrócił się, chwycił i przyciągnął do fortepianu swojego towarzysza, naciskiem zmuszając go by położył się na nakrywie fikcyjnego instrumentu. Chwilę stał, cierpliwie raz za razem odsuwając rękę 'ofiary' sięgającą w jego stronę czy to w wyrazie buntu czy łapczywości, aż w końcu został poratowany dopiero co zdjętą przez kobietę bielizną składającą się praktycznie z samych sznureczków, która posłużyła za prowizoryczne więzy. Skinął głową w podziękowaniu jednocześnie wspinając się na fortepian i siadając okrakiem na brzuchu mężczyzny, a później unosząc dłoń nad jego twarz i pozwalając mu objąć swój środkowy i wskazujący palec ustami.
Fotograf był zwrócony tyłem do sali i od samego początku zdawał się nie zważać na obecność obcych ludzi w klubie, za to jego śliczna towarzyszka raz na jakiś czas z zainteresowaniem zerkała wyszukując co bardziej interesujące widoki, przez co przypadkiem spostrzegła, że ktoś przygląda się Wilkowi. Postanowiła trochę się pobawić... Przeszła za plecy Charlesa i wolno przesunęła paznokciami przez materiał jego ubrania w dół po karku i całej długości kręgosłupa, a ruch zakończyła zatapiając palce pod linią spodni, obejmując jego pośladek. Przez cały czas patrzyła w stronę nieznajomego z wyrazem bezczelnej wyższości, egoistycznie cieszący się tym, czego pragną inni.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Zatrzymał się przy grupie ludzi i obserwował. Zachował bezpieczną odległość by nie przepłoszyć ani nie sprowokować swojej zwierzyny. Koncentrował się na jego ruchach i gestach. Mało wiedział i bardzo mu to przeszkadzało. Im dłużej stał w miejscu, wpatrzony w trójkę, tym szybciej zaczynało bić serce. Ekscytował się samymi myślami. Podejdzie, zabierze i… A może nie? A gdyby tak trzymać te emocje? Niech ciągną się do następnego spotkania. Przecież nastąpi…
Posłał kobiecie uśmiech. Dobrze ci się zdaje, jestem cholernie zazdrosny. Baw się póki możesz.
Poszedł do baru i wyciągnął portfel. Wyłożył na blat pieniądze i wizytówkę. Poprosił o jedną przysługę i zaczął kierować się do wyjścia. Jeśli udało mu się złapać spojrzenie złośnicy, wysłał jej całusa. Jeszcze raz przeszedł obok szyby, odsłaniającej pokaz.
-  „Had no need to fight tonight. Fucked and drank all night, I did all alright. Had no need to fight tonight, tonight…*

Jedna z kelnerek kiedy tylko miała okazję, podeszła do Charlesa i wręczyła mu darmowy trunek. Dodała do niego wizytówkę i odeszła.
Pozłacana karta do gry. Klasyczna dama pik, a na odwrocie adres do ekskluzywnego klubu ze striptizem i nie tylko.


* Two Feet - Go F*ck Yourself
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Gdy tylko straciła go z oczu uznała, że biedaczek nie wytrzymał i skapitulował albo po prostu stchórzył. Tak czy inaczej nie rozpaczała, tylko skupiła się na dwójce towarzyszy.
Za to Charles bawił się bezwstydnie nieświadomy, że ktoś sobie go upatrzył. Dopiero kelnerka przynosząca drinka, a dokładniej czarnego Ruska, sprowadziła fotografa na ziemię. Tu są ludzie. Tu może być każdy. Może patrzeć. Może zaatakować. Może pożądać obrzydliwych, nieestetycznych aktów z nim w roli głównej. Może robić sobie dobrze przed snem, wyobrażając sobie jego ciało. Może podejść i go dotknąć. Może uznać go za brzydkiego i poniżyć. Może go używać. Może być używani przez niego. Może patrzeć przez okno, jak patrzy się w sklepie na świeże mięso chłodzące się w lodówce. Taak, tu każe ciało miało swoją cenę zupełnie jak w rzeźni, z tym, że tu nie było zimno... tu było gorąco.
Lewis chwilę się wahał, obserwował szklankę z drinkiem, zastanawiał się nad czymś, ale ostatecznie zdecydował i wypił alkohol duszkiem. Wizytówkę bezceremonialnie schował do tylnej kieszeni spodni, przyzwyczajony do takich propozycji, a z kostek lodu zrobił użytek, przez który zmarzły mu usta, ale najważniejsze, że jego towarzysze nie narzekali...

Następna doba mięła fotografowi pod znakiem kwiatów, zimna, wody i bólu głowy, dlatego dopiero drugiego dnia od wizyty w Sterile przypomniał sobie, że gdzież w spodniach od garnituru zostawił coś, czemu miał się przyjrzeć. Złota wizytówka... Klub. I tak oto trio znajomych zyskało plany na wieczór.
Ustalili, że chociaż to Atom dostał zaproszenie, to wszędzie chodzą we trójkę i nie rozdzielają się nawet jeśli któremuś z nich przyniosłoby to dużą korzyść. Po drugie: bawią się sobą, ludźmi, chwilą, używkami. Po trzecie: są niegrzeczni. Zgodzili się, że zarówno parę z Amsterdamu jak i przyjezdnego Atoma stać na zachowanie wyłamujące się z ogólnie przyjętego schematu w takich miejscach. Każdy z nich miał mniejsze bądź większe doświadczenie zarówno w podrzędnych burdelach jak i tych ekskluzywnych, zamkniętych środowiskach cieszących się swoim wykwintnym towarzystwem i wiedzieli, z czym się to je. Teraz wkraczali na nowe tereny, do nowego miejsca, przez co mało tracili, gdyby się nie spodobali. Podczas szykowania się do wyjścia umilali sobie czas i opowiadali historie, jak to ten czy tamten znajomy chwalił się, jaki to on nie jest autentyczny, wierny własnym zasadom, jak nie dba o swoje imię i nie lubi ludzi, którzy go otaczają, a gdy przyszło co do czego był gotów zrobić z siebie błazna, by tylko zyskać akceptację środowiska. Obiecali sobie, że będą okropni, ostrzy, subiektywni, wredni i wierni tylko sobie. Po czwarte: wygląd. Claus i Atom pomogli Rosie związać włosy i obwiązać klatkę piersiową bandażem, potem wszyscy ubrali identyczne garnitury i wylosowali kto jaką maskę będzie nosił tego wieczora. Wilk, ptak czy ludzka czaszka?
Po piąte: wmawiają ludziom, że są rodzeństwem.

Przy wejściu jeden z trzech mężczyzn przeliczał sumę umożliwiającą dostanie się do klubu, drugi obserwował zachowanie bramkarza jakby nigdy nic trzymając w ustach złotą wizytówkę, a trzeci opierał się na ramieniu kolegi i dopalał skręta.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Budynki słaniały przed lodowatym wiatrem. Zimne powietrze przedzierało się przez ubrania przechodniów, zmuszając by tym razem nie spacerowali po wąskich ulicach Amsterdamu.
Przed wejściem do Queen of Spades ochrona zabrała wizytówkę, a jej posiadacza przepuściła bez płacenia. Palący musiał zostać i dokończyć zażywać używkę na zewnątrz, a także, tak jak druga osoba, zapłacić za wstęp. Kolejny ochroniarz przeszukał gości i w razie potrzeby zabrał im przedmioty, które mogłyby być wykorzystane jako broń.
Przemierzali wąski, elegancki korytarz. Z każdym krokiem muzyka się nasilała. Bas wręcz uderzał w ciało, kolory powoli robiły się coraz ciemniejsze. Kiedy dotarli do środka mieli wybór.
Chcecie pić? Oczywiście, bar był długi, a wybór szeroki. Może usiąść? Miejsca wyglądają wygodnie. Zaraz przyjdzie do was zamaskowana kelnerka i zaproponuje coś na poprawę humoru. Na miejscu oferują używki. Najlepsza jakość i najwyższa cena. Chcecie się przekonać? Hmm, a co powiecie by zatańczyć? Trochę dalej jest sala główna. Zobaczcie co oferuje klub. Przed tym jednak poczęstujcie się alkoholem. Ten mężczyzna z aksamitną szyją nosi tacę z alkoholem. Weźcie szklaneczkę i dołączcie.
Kierując się w stronę parkietu, w środku, najbardziej widoczna była szklana klatka. W środku znajdowała się kobieta o zielonych włosach i błyszczącej sukience. Zgrabnie poruszała się przy zwisającym łańcuchu i zbierała spojrzenia klientów.  Po bokach mniej ważni - trzy tancerki i tancerz. Kobiety w wyzywającej bieliźnie ocierały się i powoli tańczyły w swoich klatkach, przy rurze. Dwie z nich zasłaniały część twarzy ozdobną maską wenecką. Ich ciała były doskonałe, były jak lalki w niedostępnych dla gości opakowaniach. Mężczyzna w ciemnych, dopasowanych jeansach powoli obracał się wokół swojej rury, prezentując publiczności pracę każdego mięśnia ozdobionego tatuażami. Nie miał na sobie maski, wystarczyły mu róże na szyi. Był całkowicie skupiony na tańcu, mokry od potu i zadowolony z uwagi jaką dostawał. Stały przy nim głównie kobiety. Ciężko było ściągnąć z niego wzrok, zwłaszcza kiedy specjalnie dodawał krótkie, bardzo erotyczne gesty. Stały i zaciekawione obserwowały jak daleko może się posunąć.
Żaden z pracowników nie śmiał znudzić swoich klientów. Dostawali najlepsze z najlepszych. Towarzystwo było różne. Dużo pijanych, dużo bogatych i niepewnych, nieprzewidywalnych. Lustra powielały sylwetki gości, odbijały ich oczekiwania i emocje. Tańczyli chcąc naśladować tancerzy, pili kiedy mieli na to ochotę, płacili i bawili się w klubie o najwyższych standardach.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Oczywiście skręt został dopalony i kulturalnie zgaszony w popielniczce zanim rodzeństwo weszło do klubu. Wilk z wizytówką chciał za siebie zapłacić, ale nie naciskał, gdy usłyszał, że nie musi. Ciekawiło go tylko, czy była to po prostu darmowa wejściówka czy upoważniała do czegoś jeszcze? Dali się przeszukać, nie znaleziono przy nich niczego poza odrobiną gotówki, kartami kredytowymi i telefonami.

Pierwsze kroki skierowali do baru. Gdy czekali aż barman przygotuje ich trunki, można było usłyszeć, że wymieniają się opiniami na temat pierwszego wrażenia, jakie wywarł na nich klub: mężczyzna w masce ptaka pochwalił wystrój i dbałość o szczegóły, ten noszący maskę z czaszką stwierdził, że za dużo złotego koloru, ale podoba mu się muzyka, a ostatni z braci, wilk, uznał że bardziej od wyglądu interesują go ludzie, który się bawią w tym miejscu. Chciał sprawdzić czy nie siedzą tu same snoby, a pozostali dwaj zgodzili się z nim. Odebrali alkohole i ruszyli w stronę sali i klatkami.
Jednemu z nowych przybyszów na widok tancerza serce mocniej zabiło... i to wcale nie z radości. Powiedział coś do pozostałych, ustalali coś między sobą przyciszonymi głosami, a w końcu zdecydowali. Zbliżyli się i gdy tylko tancerz z różami na szyi obrócił się w ich stronę, bracia jak na umówiony znak w milczeniu wznieśli toast. Brat–wilk podniósł szklankę z Czarnym Ruskiem, brat–ptak z Białym Ruskiem, brat–człowiek z Moscow Mule.
Zaprosił ich, a oni przyszli. Tancerz wykorzysta tę okazję czy zawiedzie, a panowie będą zmuszeni sami znaleźć sobie zabawę?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Co to za ludzie? Dlaczego wznoszą toast? Te maski… Jedną rozpoznał od razu. Poczuł jak wraca to cholernie uzależniające uczucie strachu i podniecenia. Uśmiechnął się do trójki, powolnie zakręcił się na rurze i wysłał im całusa. W oczach widać było pożądanie. Dorwę cię Charles. Już pamiętam…
- Może chcieliby panowie zatańczyć z nami? – zaproponowała jedna z dwóch, elegancko ubranych pracownic o takich samych maskach. Jedna nie czekając na odpowiedź, powolnie zabrała na parkiet wilka, druga stanęła obok mężczyzny z maską czaszki – Możemy wyciągnąć go dla pana. Dotrzyma towarzystwa. – uśmiechnęła się i ruszyła w stronę parkietu. Przywołała go do siebie palcem. Zatańcz, no chodź, twój przyjaciel także… Kobiety i mężczyźni do towarzystwa na wyciągnięcie ręki. Nie pozwalali się dotykać, a każda z maskotek dokończyć swoją znajomość mogła tylko i wyłącznie poza klubem.
Patrzył za trójką aktorów i zastanawiał się dlaczego grają w ten sposób. Dawał tylko jedno zaproszenie. Czy jedna z tych postaci to facet, którego Charles… Kto wie. Kiedy tylko mógł, błądził za nimi wzrokiem. Nie mógł znieść swojej niewiedzy. Jaki mają cel w tym błaznowaniu? Chcą go wnerwić? Jeśli tak, udało im się. Byli dla niego nietykalni… Jeszcze…

- Czy macie tanie produkty ze wschodu? – zapytał mężczyzna o świńskich oczach i złotych zębach. Wyciągnął swoją wizytówkę i wręczył ją jednej z zamaskowanych postaci. – Znajdziecie mnie…
Rosyjskie imię i nazwisko, do tego telefon i logo imitujące chińską pieczęć. Czego on chciał? O co chodzi?
Kobiety udawały, że nic nie widziały ani nie słyszały. Proponowały swoim gościom trunki i mówiły to co chcieli usłyszeć ich klienci. Żadnych poufnych informacji, a coś, co zajmie ich myśli i wywoła emocje. Od polityki po metafizykę. Nie były głupie i potrafiły wypowiadać się na wiele tematów.

Garik wyszedł z klatki, zastąpiła go kolejna tancerka. Wymiana przebiegła sprawnie. Nowa maskotka w klatce i nowi obserwatorzy. Po krótkim czasie tancerz roznosił drinki na tacy i wybrał się do wypatrzonej grupy. Przywitał ich firmowym uśmiechem i zbliżył się do pierwszej ofiary. Zaryzykuje. I tak dotrze do wszystkich…
- Zapraszałem tylko ciebie, co jest? Myślisz, że nie zajmę ci wystarczająco dużo czasu?
Zapytał pochylając się do właściciela maski z czaszką. Wcisnął mu drinka, a reszcie pozwolił wybrać. Odszedł od nich, z zamiarem zabawiania kolejnych. Jeszcze wróci. Niech tylko będzie okazja…
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Gdy tylko Garik zwrócił uwagę na braci, ci wymienili się jakimiś spostrzeżeniami i szybko zaczęli wycofywać w stronę kanap. Tak jak ustalili wcześniej, nie rozdzielali się i grzecznie odmawiali, jeśli proponowano im cudze towarzystwo albo taniec. Odebrali wizytówkę, ale nie skupili się na niej dłużej, któryś z mężczyzn schował ją do kieszeni i tyle.
Przysiedli na wolnym miejscu niedaleko baru i zaczęli dyskutować, wprost kłócić się szeptem.
Charles chciał wracać. Wyjść stąd. Uwolnić się. Dobrze, że maska w znacznym stopniu skrywała twarz, bo inaczej jego towarzysze mogliby dostrzec, że niezdrowo pobladł. To za mało, jeśli by powiedzieć, że obecność Garika w tym kraju go zaniepokoiła. Teraz odpoczywał, potrzebował choć przez chwilę poczuć się bezpiecznie. Stąd czerpał energię i siłę, to jego azyl.
Fotograf w pracy był praktycznie niezłomny, ale tylko dzięki temu, że znalazł dla siebie odpowiednią metodę wypoczynku. Był cholernie silny psychiczne, pewny siebie, przebiegły, przewidujący i nieufny, ale wciąż przede wszystkim był... człowiekiem. Nawet on nie zniósłby życia w ciągłym stresie bez możliwości wytchnienia i odreagowania. Wyjazd do Rosji przeciążył go. Mężczyzna zabronił sobie w tej chwili wspominać tego, co działo się w jego głowie po powrocie do Kanady, bo poczułby się jeszcze gorzej. Zbieranie kawałków pokruszonej psychiki zajęło mu parę miesięcy i dopiero teraz, czyli pod koniec wiosny, uznał, że jest gotowy zaszaleć. Wcześniej bał się wyjrzeć przez okno apartamentu, nie mówiąc już o tym, by z niego wyjść, a na dobrą sprawę przez sposób życia na który się zdecydował, nie miał kto go zachęcić do powrotu do świata żywych. Wszystko zawdzięczał sobie i płynącemu czasowi.
Początkowo przez leki, które dostał miał wielkie problemy ze snem, a insomnia pociągała za sobą inne zdrowotne konsekwencje. Jeśli chodziło o psychikę, to po incydencie ze strażnikiem Charlesowi niełatwo przyszło pozbycie się wstrętu do swojego ciała i ponowne przekonanie do tolerowania cudzej bliskości.
...a komu zawdzięczał większość zła? Temu młodemu mężczyźnie, temu dzieciakowi, który bawił się w najlepsze parę metrów dalej. Gdyby w tej chwili przy Lewisie nie było Rosy i Clausa, sprawy mogłoby potoczyć się nieprzyjemnie. Z drugiej strony nie mógł im powiedzieć wprost, czemu zaczął uciekać z poprzedniej sali, czemu chce koniecznie stąd iść i kim jest jego znajomy. Jedyne na co się zdobył to pełne powagi zapewnienie, że to ktoś z jego codziennego życia, które według umowy ma pozostać w tajemnicy i że 'to jest zły człowiek'. Szlag... To okropne, że przez własne opanowanie nieumyślnie oszukiwał znajomych umniejszając wagę obecnej sytuacji. Głos mu nie drżał, nie plątał się język... tylko w głowie znów poczuł nagłe obrzydzenie do tych wszystkich brudnych ciał, do zapachów i dźwięków, a nawet do towarzyszącej mu pary. Wiedział, że w dobrej wierze przekonywali go do konfrontacji z mężczyzną, wiedział, że pewnie uznali, że to jego były partner albo wredny kolega z biura. Bardzo się mylili. Chyba nawet zaczynał być zły na samego siebie, że nie umie w tej chwili wszcząć paniki i stara się na chłodno wyperswadować swoją rację pozostałej dwójce. Szybko przestał odpowiadać i przekonywać tylko milczał, skupił się na sobie i starał się przezwyciężyć mdłości i opanować emocje.

Brat–ptak spostrzegł nadchodzącego Garika i delikatnie położył dłoń bratu–człowiekowi na kolanie zwracając tym samym jego uwagę. Wszyscy trzej zamilkli i patrzyli.
– Jesteśmy jednością – odpowiedział brat–człowiek stosunkowo niskim, ale zdecydowanie za mało głębokim jak na mężczyznę głosem i gestem wskazał na pozostałą dwójkę. Odebrał alkohol i po jakimś czasie odstawił na bok. Gdy intruz oddalił się, trójka znów zaczęła o czymś rozmawiać.
Są jednością...
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Więc to nie on, trzeba więc wybierać. Wilk czy ptaszyna. Podświadomie znowu chciał spudłować i zostawić ich. Charles czułby, że to on będzie kolejny. Czy zależało mu na tym? Tak i nie. Pamiętał jego twarz, bardziej podłużną niż kwadratową i ciemnozielone oczy. Czy dostrzeże te szczegóły? Zastanawiał się nad tym i próbował za szybko nie podchodzić do aktorów. Stąpał spokojnie między klientami, co jakiś czas zatrzymując spojrzenie na zielonowłosej tancerce. Uśmiechał się i zastanawiał skąd ona bierze tyle siły. Sam po trzech godzinach wiszenia musi zrobić sobie przerwę, a Ona…
Kiedy skończył z pierwszą turą roznoszenia drinków, poszedł jeszcze po następną i następną. Zdarzało mu się mijać grupkę i posyłać jej spokojny uśmiech. Chciał zaatakować, zadziałać, ale… Czas się skończył. Wrócił do klatki, lew już więcej nie pokaże ząbków.
Do braci podchodzili zainteresowani i pytali czy mogą się dołączyć do rozmowy, niektórzy oferowali przysługi, zostawiali wizytówki i znikali w roztańczonym klubie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Gdy Garik odszedł, Charles znów przypuścił atak na znajomych, namawiał ich, aż w końcu stwierdził, że skoro chcą tu siedzieć to niech siedzą, ale on nie będzie ryzykować. Zamierzał wstać i wyjść, ale coś go powstrzymało, coś zabraniało. Chwycił szklankę, którą dostał brat–człowiek i zacisnął na niej palce. Kurwa. Nie był tchórzem. Jego 'rodzeństwo' nie znało ryzyka, więc Charles w zasadzie nie powinien brać ich słów na poważnie, ale jednak opinia uciekającego przed ludźmi uwierała jego dumę w tej chwili szczególnie rozbudzoną przez używki. Chwilę myślał nad propozycją i planem, aż w końcu odważył się i wyjawił, co zamierza: złamie zasadę, powie, z kim mają do czynienia, kim jest Garik – wolał, by wiedzieli, czemu woli go unikać. W zamian pójdzie za ich radami i spróbuje z nim porozmawiać. Pasuje? Tak. Ustalili, w jaki sposób mają pilnować swojego brata Atoma i jak reagować w poszczególnych przypadkach, a potem wstali i weszli w tłum.
Odszukanie Rosjanina nie zajęło im wiele czasu, krążyli chwilę wokół, aż brat w masce z czaszką zastąpił mu drogę i zaczął wybierać z tacy kieliszek z winem, kupując tym samym chwilę dla swojego rodzeństwa, które stanęło za Garikiem.
Dlaczego mnie tu zaprosiłeś? – padło zwięzłe, konkretne pytanie. Nie trudno było się domyśleć, że pytał Charles. Poza tym Garik poczuł opuszki palców delikatnie, wręcz w łaskoczący sposób sunące w dół po karku – ale czy dotykał go fotograf czy drugi z mężczyzn ubranych w garnitur? Trudno było stwierdzić, bo ten, który się na to zdobył opuścił rękę zanim Garik zdążył się obrócić.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Bo chciałem. I mogłem. – nie musi się dokładnie tłumaczyć, prawda? Odsunął się od dotyku. – Jest zakaz dotykania obsługi. Tak na przyszłość – odwrócił się do zamaskowanych postaci i obdarował uśmiechem. Próbował dostrzec, który nich to Charles. Skupił się na ustach. – Mogę wam w czymś pomóc? Chcecie może bardziej wyszukany trunek? A może masz ochotę w końcu ze mną zapalić Charles? – kiedy go rozpoznał, nie ściągał z niego wzroku. – Ja stawiam. Zastanów się…  - chciał grać, pokazać, że nie jest nikim złym, taki tam doskonały tancerz w tatuażach. Nie zrobi krzywdy, przecież jest w pracy. Czekał na jego odpowiedź.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Wilk przewrócił oczami słysząc obcesową odpowiedź Garika, a brat w masce z czaszką zachichotał złośliwie i wolno przeszedł do przodu, równając się z rodzeństwem.
– No, no! Z waszymi dziwkami też się pieprzy na odległość? – nie mógł powstrzymać się przed komentarzem. Ach, Rosa, Rosa... Reszta puściła to mimo uszu, przyzwyczajona do jej wtrąceń.
Nie. Mi na dziś wystarczy palenia. To oni chcieli, bym z tobą porozmawiał. – Brat–ptak lekko skinął głową w kierunku reszty. No tak... Ptak. Idealnie dobrane zważywszy na tatuaż sroki na plecach Charlesa i na jego dynamiczny styl życia, na potrzebę poczucia niezależności i wolności. – Wierzyli, że możemy coś sobie wyjaśnić. Nie wiedzieli, że jesteś zbyt dużym pozerem na jakąkolwiek sensowną rozmowę... – Na chwilę spuścił wzrok, ale tylko dlatego, że skrzywił się z obrzydzeniem. Mowa jego całego ciała sugerowała, że wcale nie jest zainteresowany osobą, z którą rozmawia i czuje do niej ogromną niechęć. – ...ale już się dowiedzieli. – Dla fotografa Garik wypadł w tej chwili sztucznie, Wilk patrzył z dobrotliwą ciekawością, a najstarszy z trójki brat–człowiek, z mieszanką niedowierzania i zniecierpliwienia, jakby miał przed sobą wyjątkowo rozpieszczone dziecko drące się i urządzające sceny w miejscu publicznym. Och, gdzie jest rodzic, żeby sprowadzić dzieciaka na ziemię?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Jeśli na odległość znaczy po pracy to tak, właśnie tak. – nie miał potrzeby się unosić. Mało go interesowali pracownicy i ich życie prywatne. Zasady tutaj mówiły wyraźnie: zakaz kontaktu fizycznego w klubie. Zdziwił się na takie stwierdzenie, ale posłusznie, skinął powoli głową – Skoro tak mówisz… Nie trudź się ze mną. Przyszedłeś tu się bawić, prawda? – uśmiechnął się nieco kpiąco. Wyczuł niechęć i mimowolnie przygotował się na obronę – Sensowna rozmowa mówisz… Pierw trzeba umieć rozmawiać, a ty nigdy nie udowodniłeś mi, że umiesz. – popatrzył po reszcie – Jeśli będę mógł wam w czymś pomóc wystarczy podejść. Jestem do waszej dyspozycji. – robienie scen w czasie pracy? Nie, teraz nie. Chociaż kusiło go. To ten jego cholerny Charles. Ciekawe jak bardzo musi teraz ze sobą walczyć.
Chciałbym powiedzieć ci tyle rzeczy, ale zdaje mi się, że nadal nie jesteś gotowy…
Zawiesił na nim spojrzenie i czekał do ostatniej chwili na sygnał. Zainicjuj to. Wiem, że lubisz wiedzieć.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Tak, ale twoja obecność odebrała mi ochotę na zabawę... – odpowiedział gorzko i bez namysłu. Jego towarzysze starali się nie wtrącać, ale po Rosie było widać, że powstrzymuje się od dorzucenia swoich pięciu groszy do rozmowy.
Reporter przez chwilę milczał i gryzł wargę w zastanowieniu. Że niby co? Że on, Charles, ma wyjść z propozycją rozmowy, ugody, z inicjatywą? Jasne, czemu nie! Charles ma ochotę wyjść, owszem... ale z klubu. Oby jak najdalej od tego człowieka i wspomnień z nim związanych!
Ale po coś mnie tu przyprowadziłeś... – rzucił bardziej do siebie, nie uwierzył w to tłumaczenie 'bo chciałem, bo mogłem'. To typowe dla niego, że starał się przemyśleć sytuację i zapamiętać ewentualne wyjścia, jakby przez chwilę mógł ujrzeć choć część mapy labiryntu. – Zdajesz sobie sprawę, że jeśli nie porozmawiasz ze mną teraz, to prawdopodobnie nigdy więcej nie będziesz miał takiej okazji? – Brzmiał jakby uprzedzał, a nie pytał i pewnie właśnie tak było. Lewis już nie raz pokazał, że potrafi milczeć i że przychodzi mu to łatwiej niż gadanie, Garik zapewne dobrze sobie z tego zdawał sprawę, nawet brat–wilk pokiwał głową.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach