▲▼
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
Miejsce pełne spokoju i ciszy. Odwiedzane przeważnie przez ludzi, którzy chcą odpocząć z dala od miejskiego zgiełku, ale jednak w cywilizowanej wygodzie. Pokoi, albo raczej domków jest niewiele, za to są bardzo dobrze wyposażone. No i każde z nich ma niewielkie ogródki, ogrodzone płotem, w których zamieszczone zostały najróżniejsze bajery, w tym jacuzzi, albo nawet basen.
Hotel posiada także własną stajnię. Małą bo małą, ale schludną i bardzo lubianą przez klientów.
Miejsce pełne spokoju i ciszy. Odwiedzane przeważnie przez ludzi, którzy chcą odpocząć z dala od miejskiego zgiełku, ale jednak w cywilizowanej wygodzie. Pokoi, albo raczej domków jest niewiele, za to są bardzo dobrze wyposażone. No i każde z nich ma niewielkie ogródki, ogrodzone płotem, w których zamieszczone zostały najróżniejsze bajery, w tym jacuzzi, albo nawet basen.
Hotel posiada także własną stajnię. Małą bo małą, ale schludną i bardzo lubianą przez klientów.
Camille westchnął, odchylając głowę w tył, kiedy poczuł tak przyjemny dotyk na udzie. Mimowolnie rozchylił nieznacznie kolana, dając mu większy dostęp do swojego ciała – działał przy tym zupełnie instynktownie z rozkoszną swobodą, nie czując skrępowania. Odetchnął nisko, rozluźniony.
- Mm… – mruknął nisko. – Ściągam je, żebyś ty nie zerwał ich siłą. Trochę kosztują jednak – rzucił kąśliwie, unosząc głowę z poduszki tylko po to, żeby móc na niego przelotnie spojrzeć.
Kiedy Quentin wrócił na swoje miejsce, Francuz podniósł się, aby następnie po prostu wsunąć na jego biodra, siadając na nich wygodnie. Nieco zignorował kwestię blizny, nie wypowiadając się już w jej temacie, a za to skupił się na czymś ciekawszym. Alkohol. Bez słowa odebrał jedną z buteleczek, aby następnie opróżnić ją w kilku łakomych łykach. Pustą już odrzucił gdzieś na bok, nie przejmując się jej losem.
Camille dużo pił. Martini było dla niego śniadaniem, a whiskey kolacją i przy tym nigdy nie odczuwał konieczności wytłumaczenia się w tej kwestii nawet przed sobą samym. Choć jego organizm domagał się znacznie bardziej pożywnej strawy, to on zagłuszał te pragnienia procentami, uznając je za ciekawsze doznania.
- Quentin, Quentin… – wymruczał, opierając dłonie na jego ramionach. Naparł na nie z wyczuciem, wymuszając na nim ponowne położenie się na materacu, częściowo opierając na nich ciężar swojego ciała. Jasne włosy zsunęły się ze smukłych ramion Francuza, łaskocząc policzki Quentina, samemu Camillowi dodając rozkosznie drapieżnego uroku.
- Znalazłbyś sobie porządną kobietę. Spłodziłbyś małych Sandersów… – wymruczał ironicznie, zaczepnie, jednocześnie opuszczając biodra tak, żeby bezwstydnie otrzeć się swoimi rozpalonymi intymnościami o jego. – Ustatkowałbyś się… – dodał z figlarnym uśmiechem. – Wiesz, porządna rodzina… – zakończył gładko, sięgając jedną dłonią między ich ciała, żeby zaczepnie przesunąć paznokciami po jego podbrzuszu, omijając członka. Jednocześnie pochylił się bardziej, dotykając ustami jego ucha, chcąc zakończyć tę figlarną grę.
- Ale najpierw weź ze mną kąpiel… – wymruczał.
- Mm… – mruknął nisko. – Ściągam je, żebyś ty nie zerwał ich siłą. Trochę kosztują jednak – rzucił kąśliwie, unosząc głowę z poduszki tylko po to, żeby móc na niego przelotnie spojrzeć.
Kiedy Quentin wrócił na swoje miejsce, Francuz podniósł się, aby następnie po prostu wsunąć na jego biodra, siadając na nich wygodnie. Nieco zignorował kwestię blizny, nie wypowiadając się już w jej temacie, a za to skupił się na czymś ciekawszym. Alkohol. Bez słowa odebrał jedną z buteleczek, aby następnie opróżnić ją w kilku łakomych łykach. Pustą już odrzucił gdzieś na bok, nie przejmując się jej losem.
Camille dużo pił. Martini było dla niego śniadaniem, a whiskey kolacją i przy tym nigdy nie odczuwał konieczności wytłumaczenia się w tej kwestii nawet przed sobą samym. Choć jego organizm domagał się znacznie bardziej pożywnej strawy, to on zagłuszał te pragnienia procentami, uznając je za ciekawsze doznania.
- Quentin, Quentin… – wymruczał, opierając dłonie na jego ramionach. Naparł na nie z wyczuciem, wymuszając na nim ponowne położenie się na materacu, częściowo opierając na nich ciężar swojego ciała. Jasne włosy zsunęły się ze smukłych ramion Francuza, łaskocząc policzki Quentina, samemu Camillowi dodając rozkosznie drapieżnego uroku.
- Znalazłbyś sobie porządną kobietę. Spłodziłbyś małych Sandersów… – wymruczał ironicznie, zaczepnie, jednocześnie opuszczając biodra tak, żeby bezwstydnie otrzeć się swoimi rozpalonymi intymnościami o jego. – Ustatkowałbyś się… – dodał z figlarnym uśmiechem. – Wiesz, porządna rodzina… – zakończył gładko, sięgając jedną dłonią między ich ciała, żeby zaczepnie przesunąć paznokciami po jego podbrzuszu, omijając członka. Jednocześnie pochylił się bardziej, dotykając ustami jego ucha, chcąc zakończyć tę figlarną grę.
- Ale najpierw weź ze mną kąpiel… – wymruczał.
Przez chwilę zapomniał, że ma do czynienia z człowiekiem, który ubrania ceni bardziej od jedzenia. Alkohol również znajdował się wyżej na jego liście potrzeb niż pożywienie. Bordeaux taki już był i właśnie w tym krył się jego urok. To jego seksowne ciało i kokieteryjne usposobienie przyciągało w pierwszej kolejności, reszta zaś, zauważalna dopiero przy nieco bliższym poznaniu, w dużej mierze odstraszała śmiałków. Dziwnym trafem Quentin nie uciekł, co szybko przestaje być dziwne, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że wcale nie obawiał się tych odchyłów długowłosego. Nigdy nie miał zamiaru go nawracać na prawą drogę życia, bo sam nigdy nią nie szedł. Obaj byli skrzywieni na różne sposoby.
Słysząc swoje imię wypowiedziane w takich sposób i to przez niego, mocniej skupił na nim uważne spojrzenie ciemnych oczu. Wolał jednak wzmóc własną czujność, gdy kochanek coś dla niego szykował. O tak, dłonie na ramionach zdecydowanie były znakiem ostrzegawczym. Jednak posłusznie przylgnął plecami do łóżka, ciekaw dalszych posunięć Francuza. Choć właściwie podejrzewał już, jak to może się skończyć, kiedy poczuł muśnięcia włosów na twarzy.
Na jego słowa uśmiechnął się kpiąco, dłonie kierując na jego rozkraczone uda, aby pociągnąć po nich paznokciami. Ostrzeżenie przed kolejnymi tego typu uwagami. Ale cień irytacji, skrywany głęboko, zniknął, w końcu ich ciała zaczęły się o siebie przyjemnie ocierać. Dalsze uwagi puszczał więc w niepamięć, skupiając się na doznaniach. Francuz też użył paznokci, ponownie rozbudzając zmysły Sandersa. Tego Sandersa, który woli unikać zobowiązań, aby przypadkiem nie unieszczęśliwić swoją osobą innego człowieka.
– Wiedziałem, że to początek do wystosowania przez ciebie żądania – odparł nieco kąśliwie, z chytrym uśmieszkiem czającym się w kącikach ust, jednak był niezwykle zadowolony z tej propozycji. Mieli do dyspozycji wielką wannę i grzechem byłoby z niej nie skorzystać po dobrym seksie. Kiedy jednak nie mieli nastroju na chwile po seksie, prysznic okazywał się najlepszym rozwiązaniem.
Zrzucił go z siebie niezbyt czule i wstał z łóżka, jednak zaraz poprawił się i pochylił nad nim. Chwycił władczo jego biodra i przesunął je na skraj łóżka. Potem ścisnął mocno jego pośladki, to miała być zachęta dla zainteresowanego, jak również nagroda dla niego za taką cierpliwość wobec poczynań zuchwałego kochanka. Mogliby nie zmieniać miejsca i pozwolić sobie na kolejne chwile zapomnienia na wygodnym materacu, jednak wanna też przecież dawała duże pole do popisu.
– Lepiej się trzymaj.
Podniósł go bez problemu i z lekkim rozbawieniem przeniósł go do łazienki. To nie było nic wielkiego, w końcu Camille był od niego niższy i ważył zdecydowanie mniej. Z premedytacją posadził go na zimnym krańcu wanny, sam zaś zajął się napuszczeniem do niej wody, starając się dobrać odpowiednią temperaturę. Zgarnął przy okazji ustawione blisko buteleczki z aromatycznymi olejkami i dodał ich do nalewającej się jeszcze wody. Trochę minie nim wanna się napełni, ale mają czas, dlatego znów dłonie Quentina znalazły się na ciele Francuza. Leniwie sunął palcami po jego udach, kontrolując własne gesty wygłodniałym spojrzeniem. W końcu rozchylił je, przyklęknął między nimi i zaczął muskać ustami wewnętrzną stronę tego z blizną, pod linią której zaczepnie się wgryzł.
Słysząc swoje imię wypowiedziane w takich sposób i to przez niego, mocniej skupił na nim uważne spojrzenie ciemnych oczu. Wolał jednak wzmóc własną czujność, gdy kochanek coś dla niego szykował. O tak, dłonie na ramionach zdecydowanie były znakiem ostrzegawczym. Jednak posłusznie przylgnął plecami do łóżka, ciekaw dalszych posunięć Francuza. Choć właściwie podejrzewał już, jak to może się skończyć, kiedy poczuł muśnięcia włosów na twarzy.
Na jego słowa uśmiechnął się kpiąco, dłonie kierując na jego rozkraczone uda, aby pociągnąć po nich paznokciami. Ostrzeżenie przed kolejnymi tego typu uwagami. Ale cień irytacji, skrywany głęboko, zniknął, w końcu ich ciała zaczęły się o siebie przyjemnie ocierać. Dalsze uwagi puszczał więc w niepamięć, skupiając się na doznaniach. Francuz też użył paznokci, ponownie rozbudzając zmysły Sandersa. Tego Sandersa, który woli unikać zobowiązań, aby przypadkiem nie unieszczęśliwić swoją osobą innego człowieka.
– Wiedziałem, że to początek do wystosowania przez ciebie żądania – odparł nieco kąśliwie, z chytrym uśmieszkiem czającym się w kącikach ust, jednak był niezwykle zadowolony z tej propozycji. Mieli do dyspozycji wielką wannę i grzechem byłoby z niej nie skorzystać po dobrym seksie. Kiedy jednak nie mieli nastroju na chwile po seksie, prysznic okazywał się najlepszym rozwiązaniem.
Zrzucił go z siebie niezbyt czule i wstał z łóżka, jednak zaraz poprawił się i pochylił nad nim. Chwycił władczo jego biodra i przesunął je na skraj łóżka. Potem ścisnął mocno jego pośladki, to miała być zachęta dla zainteresowanego, jak również nagroda dla niego za taką cierpliwość wobec poczynań zuchwałego kochanka. Mogliby nie zmieniać miejsca i pozwolić sobie na kolejne chwile zapomnienia na wygodnym materacu, jednak wanna też przecież dawała duże pole do popisu.
– Lepiej się trzymaj.
Podniósł go bez problemu i z lekkim rozbawieniem przeniósł go do łazienki. To nie było nic wielkiego, w końcu Camille był od niego niższy i ważył zdecydowanie mniej. Z premedytacją posadził go na zimnym krańcu wanny, sam zaś zajął się napuszczeniem do niej wody, starając się dobrać odpowiednią temperaturę. Zgarnął przy okazji ustawione blisko buteleczki z aromatycznymi olejkami i dodał ich do nalewającej się jeszcze wody. Trochę minie nim wanna się napełni, ale mają czas, dlatego znów dłonie Quentina znalazły się na ciele Francuza. Leniwie sunął palcami po jego udach, kontrolując własne gesty wygłodniałym spojrzeniem. W końcu rozchylił je, przyklęknął między nimi i zaczął muskać ustami wewnętrzną stronę tego z blizną, pod linią której zaczepnie się wgryzł.
Często zdarzało się tak, że kończyli na seksie – rozstawali się po szybkim, osobnym prysznicu, zwykle nawet bez jakiegoś pożegnania. Dla Camilla było to zdecydowanie normalniejsze i uciekał w ten sposób znacznie częściej niż zostawał na dłużej. Sprawnie działająca metoda obrony przed zobowiązaniami, których się bał. On nie wiązał się, bo czuł, że dłuższa relacja zaciska mu pętlę na szyi, podduszając. O ile lubił takie hardkorowe zabawy w łóżku, to już w życiu prywatnym wcale nie były przyjemnym doznaniem.
Czasami doskwierał mu brak. Ssący, męczący od środka niczym głód. Pragnienie posiadania drugiej osoby na wyłączność, bez martwienia się o to, że znów będzie musiał spać sam.
Ale relacja wiązała się ze zbyt dużym ryzykiem, na które nie mógł sobie pozwolić.
Bał się ryzyka.
Wolał skupiać się na takich niezobowiązujących przyjemnościach jak noce w towarzystwie Quentina. Kiedy mężczyzna przeciągnął paznokciami po jego udach, Camille odchylił głowę z cichym, niskim jękiem szczerej przyjemności. Odetchnął, mrużąc powieki, jednocześnie unosząc kącik ust w zaczepnym uśmieszku.
Pchnięty, syknął cicho, ale chwilę później sam już instynktownie złapał się ramion mężczyzny, ułatwiając mu podniesienie się. Generalnie nie miał powodów do obaw – sile Sandersa mógł bez większego problemu zaufać.
Zimna wanna. Zmrużył powieki, samym spojrzeniem nazywając go zdrajcą. Taka różnica temperatur wcale nie była przyjemna. Odetchnął, stopniowo przyzwyczajając się, siadając nieco wygodniej, jednocześnie bezwstydnie obserwując Quentina. Lubił jego ciało, uznawał je za cholernie seksowne. Odpowiednio zarysowane mięśnie, szerokie ramiona. Naprawdę było na czym zawiesić oko, a w trakcie tak zwyczajnych czynności wydawało się ono jeszcze ciekawsze.
- Mm… Nieczęsto przede mną klękają – skomentował jego obecność między swoimi udami, jednocześnie luźno opierając dłoń na potylicy mężczyzny. Wplótł palce w jego włosy, poddając się subtelnym pieszczotom z cichym, niskim pomrukiem szczerego zadowolenia. Nie wpływał jednak na jego poczynania, poddając się im.
- Ugryź mnie, a odgryzę ci fiuta, Quen… – wymruczał niemal jak słodką obietnicę, odchylając głowę w tył z niskim westchnieniem. O ile nigdy nie miał nic przeciwko przemocy, to jednak lubił czasami wyraźnie zaznaczyć swoje preferencje.
Czasami doskwierał mu brak. Ssący, męczący od środka niczym głód. Pragnienie posiadania drugiej osoby na wyłączność, bez martwienia się o to, że znów będzie musiał spać sam.
Ale relacja wiązała się ze zbyt dużym ryzykiem, na które nie mógł sobie pozwolić.
Bał się ryzyka.
Wolał skupiać się na takich niezobowiązujących przyjemnościach jak noce w towarzystwie Quentina. Kiedy mężczyzna przeciągnął paznokciami po jego udach, Camille odchylił głowę z cichym, niskim jękiem szczerej przyjemności. Odetchnął, mrużąc powieki, jednocześnie unosząc kącik ust w zaczepnym uśmieszku.
Pchnięty, syknął cicho, ale chwilę później sam już instynktownie złapał się ramion mężczyzny, ułatwiając mu podniesienie się. Generalnie nie miał powodów do obaw – sile Sandersa mógł bez większego problemu zaufać.
Zimna wanna. Zmrużył powieki, samym spojrzeniem nazywając go zdrajcą. Taka różnica temperatur wcale nie była przyjemna. Odetchnął, stopniowo przyzwyczajając się, siadając nieco wygodniej, jednocześnie bezwstydnie obserwując Quentina. Lubił jego ciało, uznawał je za cholernie seksowne. Odpowiednio zarysowane mięśnie, szerokie ramiona. Naprawdę było na czym zawiesić oko, a w trakcie tak zwyczajnych czynności wydawało się ono jeszcze ciekawsze.
- Mm… Nieczęsto przede mną klękają – skomentował jego obecność między swoimi udami, jednocześnie luźno opierając dłoń na potylicy mężczyzny. Wplótł palce w jego włosy, poddając się subtelnym pieszczotom z cichym, niskim pomrukiem szczerego zadowolenia. Nie wpływał jednak na jego poczynania, poddając się im.
- Ugryź mnie, a odgryzę ci fiuta, Quen… – wymruczał niemal jak słodką obietnicę, odchylając głowę w tył z niskim westchnieniem. O ile nigdy nie miał nic przeciwko przemocy, to jednak lubił czasami wyraźnie zaznaczyć swoje preferencje.
To jego nienawistne spojrzenie było właściwie zabawne. Przewidywalne, a jednak wciąż potrafiło rozbawić. Nie godzi się, żeby tak wspaniałe pośladki musiały znosić chłód żeliwa. Z drugiej strony, czy nie było to całkiem odświeżające doznanie i nie rozbudzało wystarczająco zmysłów? A to było dopiero wprowadzenie do głównego punktu programu – gorącej kąpieli. Różnica temperatur też będzie niemałą atrakcją.
Mógłby napomknąć coś o chłodnych kafelkach, równie chłodnych co brzeg wanny, ale nie było to potrzebne. Uwagę Quentina przyciągnęły słowa Francuza i to one były warte wystosowania odpowiedzi. Spojrzał więc na rozmówcę z dołu, rzucając mu jeden z tych uśmieszków przypominających bardziej nieudany, krzywy grymas. Obecna pozycja nie pozwalała mu nad nimi górować, jednak wciąż sprawował nad wszystkim kontrolę. Szyi nie ugiął, chociaż tyle dobrego.
– Ja zaś nieczęsto klękam przed kimkolwiek – wyrzucił z siebie wreszcie, dłoń unosząc do wysokości jego twarzy, aby palcami pociągnąć po jednym z policzków. Nawet jego kości policzkowe były atrakcyjne. – Możesz czuć się zaszczycony.
Przeszedł do pieszczot, wiele satysfakcji czerpiąc z tych wszystkich reakcji długowłosego. Nigdy nie przyzna się do tego, że liczy się dla niego również przyjemność drugiej strony. Również nie powie, że skrycie uwielbia momenty, gdy Bordeaux chwyta go za włosy, bądź drapie w okolicy karku. Wiele takich gestów go cieszy, ale woli nie mówić o tym otwarcie. O nic nie prosi; bierze tylko to, co może dostać. Czasem jednak rzuci ociekającą ironią uwagę na temat ich pożycia czy jakiejś pozycji, to jednak nigdy nic nie zmienia. Bardzo bezpieczne rozwiązanie.
Zarzucił jego nogę na swoje ramię, językiem drażniąc niezbyt głębokie ugryzienie. Zostawił ślad zębów, ale nie zadał niepotrzebnego bólu. Nos wsunął w pachwinę, zaciągając się zapachem drugiego ciała. A potem znów smakował skóry mokrymi pocałunkami, jedną rękę trzymając na biodrze, drugą z kolei sunąć po zgrabnej łydce. No tak, jego długie nogi też lubił, zwłaszcza, gdy oplatają go wokół bioder.
– Nie przyzwyczajaj się do tak miłego traktowania – rzucił arogancko, uciekając spod jego ud. Podniósł się z klęczek, znów wracając do przyglądania mu się z góry. Chwycił za jego długi włosy i pociągnął za nie, zmuszając go do zadarcia głowy. A potem przytrzymał jego podbródek i wymusił namiętny pocałunek. Gwałtowny, głęboki i ulotny. Wreszcie go puścił, aby zakręcić kurek z wodą. Przyjemny zapach olejku rozniósł się po całej łazience. Połączenie lawendy z wanilią, odrobinę zbyt słodkie jak dla jego nosa. Pierwszy wsunął się do wanny, opierając wygodnie ciało o jej rozgrzany brzeg.
– Jeśli chcesz, możesz dołączyć.
Do spokojnego tonu wypowiedzi wkradła się jednak nuta stanowczości. Spojrzenie ciemnych oczu, pełne stanowczości, wykluczało właściwie możliwość podjęcia wyboru. Miał natychmiast znaleźć się w wannie i umilić mu kąpiel swym towarzystwem oraz, przede wszystkim, własnym ciałem.
Mógłby napomknąć coś o chłodnych kafelkach, równie chłodnych co brzeg wanny, ale nie było to potrzebne. Uwagę Quentina przyciągnęły słowa Francuza i to one były warte wystosowania odpowiedzi. Spojrzał więc na rozmówcę z dołu, rzucając mu jeden z tych uśmieszków przypominających bardziej nieudany, krzywy grymas. Obecna pozycja nie pozwalała mu nad nimi górować, jednak wciąż sprawował nad wszystkim kontrolę. Szyi nie ugiął, chociaż tyle dobrego.
– Ja zaś nieczęsto klękam przed kimkolwiek – wyrzucił z siebie wreszcie, dłoń unosząc do wysokości jego twarzy, aby palcami pociągnąć po jednym z policzków. Nawet jego kości policzkowe były atrakcyjne. – Możesz czuć się zaszczycony.
Przeszedł do pieszczot, wiele satysfakcji czerpiąc z tych wszystkich reakcji długowłosego. Nigdy nie przyzna się do tego, że liczy się dla niego również przyjemność drugiej strony. Również nie powie, że skrycie uwielbia momenty, gdy Bordeaux chwyta go za włosy, bądź drapie w okolicy karku. Wiele takich gestów go cieszy, ale woli nie mówić o tym otwarcie. O nic nie prosi; bierze tylko to, co może dostać. Czasem jednak rzuci ociekającą ironią uwagę na temat ich pożycia czy jakiejś pozycji, to jednak nigdy nic nie zmienia. Bardzo bezpieczne rozwiązanie.
Zarzucił jego nogę na swoje ramię, językiem drażniąc niezbyt głębokie ugryzienie. Zostawił ślad zębów, ale nie zadał niepotrzebnego bólu. Nos wsunął w pachwinę, zaciągając się zapachem drugiego ciała. A potem znów smakował skóry mokrymi pocałunkami, jedną rękę trzymając na biodrze, drugą z kolei sunąć po zgrabnej łydce. No tak, jego długie nogi też lubił, zwłaszcza, gdy oplatają go wokół bioder.
– Nie przyzwyczajaj się do tak miłego traktowania – rzucił arogancko, uciekając spod jego ud. Podniósł się z klęczek, znów wracając do przyglądania mu się z góry. Chwycił za jego długi włosy i pociągnął za nie, zmuszając go do zadarcia głowy. A potem przytrzymał jego podbródek i wymusił namiętny pocałunek. Gwałtowny, głęboki i ulotny. Wreszcie go puścił, aby zakręcić kurek z wodą. Przyjemny zapach olejku rozniósł się po całej łazience. Połączenie lawendy z wanilią, odrobinę zbyt słodkie jak dla jego nosa. Pierwszy wsunął się do wanny, opierając wygodnie ciało o jej rozgrzany brzeg.
– Jeśli chcesz, możesz dołączyć.
Do spokojnego tonu wypowiedzi wkradła się jednak nuta stanowczości. Spojrzenie ciemnych oczu, pełne stanowczości, wykluczało właściwie możliwość podjęcia wyboru. Miał natychmiast znaleźć się w wannie i umilić mu kąpiel swym towarzystwem oraz, przede wszystkim, własnym ciałem.
Quentin jak i Camille nie mieli w sobie uległości. Francuz był jej pozbawiony nawet wtedy, gdy wypinał się przed innymi, pozwalając im zrobić ze swym ciałem niemal wszystko. Z czyimś penisem przy ustach dalej pozostawał sobą – butnym, silnym Camillem, któremu lepiej nie podskakiwać, bo jest miły tylko do czasu. Quentin w tej kwestii był inny. Klęcząc, wydawał się dalej kontrolować sytuację, nadawać tempa rozrywce. Byli różni, ale równie nieobliczalni i silni, choć ich siła przejawiała się w różnych aspektach.
Miał ochotę zacisnąć palce na jego włosach i jednym silnym ruchem zmusić go do wzięcia penisa w usta. Powstrzymał się jednak, bo za bardzo lubił sposób, w który działał Sanders. Jego pieszczoty były inne, a przez to tak ciekawe i intensywne.
Ugryzienie wydało się przyjemne. Odetchnął, odchylając głowę w tył, rejestrując każde najdrobniejsze muśnięcie tych warg. Gdy mężczyzna oddychał, dodatkowo drażnił wilgotne miejsca w nieco bardziej subtelny, ale i obezwładniający sposób, który wywoływał ciary.
Kiedy Quentin odsunął się, Camille westchnął niemal cierpiętniczo, zaciskając obie dłonie na kancie wanny. Dyskretnie zadbał o uspokojenie własnego oddechu i ciała, które już rwało się ku drugiemu, chcąc przyjemności. Był uzależniony od pewnych doznań, ewidentnie. Kiedy w końcu znów skupił spojrzenie na Quentinie, obserwował go wręcz natarczywie, znów chłonąc widok tego ciała z pełną, nieukrywaną aprobatą i słodką chciwością.
- Mhm – odpowiedział na rozkaz, podnosząc się z miejsca. Nie byłby sobą, gdyby potulnie wykonał polecenie, darując sobie drażnienie się z nim. Dlatego też zamiast wejść do wanny, najpierw ruszył w kierunku lustra. Pochylił się nad nim, nieznacznie wypinając pośladki w stronę towarzysza, jednocześnie przyglądając się uważnie swojej twarzy.
- No, to mi dopiero dodaje charakteru… – skomentował wyraźne zasinienie, napierając na nie samymi opuszkami palców, zaraz jednak cofając dłoń. Bolało, zdecydowanie. Odetchnął, odwracając się w stronę wanny i dopiero wtedy ruszył w jego kierunku, aby się przyłączyć.
Zgrabnym ruchem wsunął się, od razu znajdując sobie wygodne miejsce – usiadł okrakiem na jego udach, opierając dłonie na tych niezwykle pociągających, szerokich ramionach. Zaczął z wyczuciem masować je pod pretekstem umycia umięśnionego ciała Quentina, jednocześnie nie spuszczając uważnego spojrzenia z jego twarzy.
- Zamieńmy się kiedyś rolami – odezwał się niespodziewanie, uśmiechając się w ten typowy dla siebie, kusicielski sposób. – Chcę cię zerżnąć, Quen – szepnął bez krzty subtelności z pewnym napięciem wyczekując reakcji.
Miał ochotę zacisnąć palce na jego włosach i jednym silnym ruchem zmusić go do wzięcia penisa w usta. Powstrzymał się jednak, bo za bardzo lubił sposób, w który działał Sanders. Jego pieszczoty były inne, a przez to tak ciekawe i intensywne.
Ugryzienie wydało się przyjemne. Odetchnął, odchylając głowę w tył, rejestrując każde najdrobniejsze muśnięcie tych warg. Gdy mężczyzna oddychał, dodatkowo drażnił wilgotne miejsca w nieco bardziej subtelny, ale i obezwładniający sposób, który wywoływał ciary.
Kiedy Quentin odsunął się, Camille westchnął niemal cierpiętniczo, zaciskając obie dłonie na kancie wanny. Dyskretnie zadbał o uspokojenie własnego oddechu i ciała, które już rwało się ku drugiemu, chcąc przyjemności. Był uzależniony od pewnych doznań, ewidentnie. Kiedy w końcu znów skupił spojrzenie na Quentinie, obserwował go wręcz natarczywie, znów chłonąc widok tego ciała z pełną, nieukrywaną aprobatą i słodką chciwością.
- Mhm – odpowiedział na rozkaz, podnosząc się z miejsca. Nie byłby sobą, gdyby potulnie wykonał polecenie, darując sobie drażnienie się z nim. Dlatego też zamiast wejść do wanny, najpierw ruszył w kierunku lustra. Pochylił się nad nim, nieznacznie wypinając pośladki w stronę towarzysza, jednocześnie przyglądając się uważnie swojej twarzy.
- No, to mi dopiero dodaje charakteru… – skomentował wyraźne zasinienie, napierając na nie samymi opuszkami palców, zaraz jednak cofając dłoń. Bolało, zdecydowanie. Odetchnął, odwracając się w stronę wanny i dopiero wtedy ruszył w jego kierunku, aby się przyłączyć.
Zgrabnym ruchem wsunął się, od razu znajdując sobie wygodne miejsce – usiadł okrakiem na jego udach, opierając dłonie na tych niezwykle pociągających, szerokich ramionach. Zaczął z wyczuciem masować je pod pretekstem umycia umięśnionego ciała Quentina, jednocześnie nie spuszczając uważnego spojrzenia z jego twarzy.
- Zamieńmy się kiedyś rolami – odezwał się niespodziewanie, uśmiechając się w ten typowy dla siebie, kusicielski sposób. – Chcę cię zerżnąć, Quen – szepnął bez krzty subtelności z pewnym napięciem wyczekując reakcji.
To zbolałe westchnięcie było świadectwem jego umiejętności oraz powodem satysfakcji. Potrafił doprowadzić ciało długowłosego do wrzenia, przy okazji przyprawiając go o szybszy oddech, jak i szybsze bicie serca. I wcale nie musiał brać jego penisa w usta czy pieprzyć bez opamiętania, aby osiągnąć taki efekt. Niekiedy chętniej sięgał po bardziej wyszukane pieszczoty.
Czuł na sobie jego spojrzenie, jednak nie potrafiło go ono zawstydzić, pomimo swej niewątpliwej intensywności. Sam jest w stanie dostrzec walory swojego ciała, o które zresztą dba poprzez regularne ćwiczenia i zdrową dietę. Zdążył się przyzwyczaić do myśli, że może być obiektem pożądania, o ile nie zdejmie koszuli. Blizny nie przeszkadzały mu w codziennym życiu, były jednak powodem do wstydu. W czasie zbliżeń z drugim człowiekiem nie zawsze może je skryć. Czasem ich widok rujnuje atmosferę. Camille jednak nie uciekł z wrzaskiem, gdy ujrzał je po raz pierwszy, co okazało się na swój sposób dobrą wróżbą na przyszłość.
Zbuntowany Francuz nie miał zamiaru po prostu dostosować się do polecenia. Skierował się do lustra i teraz to Quentin śmiało pochłaniał spojrzeniem jego ciało. Na wypięcie pośladków odpowiedział subtelnym uśmiechem.
– I bez lima pod okiem masz charakterek – odparł na rzuconą przez niego uwagę, wciąż nie odrywając od niego wzroku. Ledwo co skończyli zabawę w łóżku, a już miał na niego ochotę. Bardziej niż zwykle potrzebował zapomnienia, wolał jednak się z tym nie zdradzać.
Kochanek wreszcie dotarł do wanny i przybrał wygodną dla siebie pozycję. Sanders mimowolnie zmrużył z przyjemności oczy, kiedy cudze dłonie przesunęły po jego ramionach. Jego mięśnie znacząco się rozluźniły od tego kojącego dotyku.
Gdy usłyszał jego propozycję, nie mógł wziąć jej na poważnie. Podniósł leniwie powieki, przyglądając się zalotnemu uśmiechowi rozmówcy, na który odpowiedział własnym uśmiechem pełnym grzeczności. Oblekł twarz w maskę uprzejmości, doskonale wiedząc, że tej zachcianki nie jest w stanie spełnić.
– Tylko czekam na to, żebyś wepchnął we mnie swojego penisa i zaczął nazywać swoją królową – odrzekł kpiąco, w międzyczasie obejmując w pasie smukłe ciało i przyciągając je do siebie. Z chwilą wepchnięcia w niego penisa, Bordeaux zmieniły do niego stosunek. Już sobie wyobraża jak jego Quen zamienia się w Queen.
Wtulił twarz w jego ramię, na którym w końcu zaczął składać pocałunki, z kolejnymi wspinając się coraz wyżej. Zatrzymał się przy jego uchu, traktując je ciepłym oddechem.
– Czy to sugestia, że powinienem rżnąć cię mocniej? – wyszeptał z drobnym rozbawieniem, po czym złapał zębami płatek jego ucha i pociągnął delikatnie.
Czuł na sobie jego spojrzenie, jednak nie potrafiło go ono zawstydzić, pomimo swej niewątpliwej intensywności. Sam jest w stanie dostrzec walory swojego ciała, o które zresztą dba poprzez regularne ćwiczenia i zdrową dietę. Zdążył się przyzwyczaić do myśli, że może być obiektem pożądania, o ile nie zdejmie koszuli. Blizny nie przeszkadzały mu w codziennym życiu, były jednak powodem do wstydu. W czasie zbliżeń z drugim człowiekiem nie zawsze może je skryć. Czasem ich widok rujnuje atmosferę. Camille jednak nie uciekł z wrzaskiem, gdy ujrzał je po raz pierwszy, co okazało się na swój sposób dobrą wróżbą na przyszłość.
Zbuntowany Francuz nie miał zamiaru po prostu dostosować się do polecenia. Skierował się do lustra i teraz to Quentin śmiało pochłaniał spojrzeniem jego ciało. Na wypięcie pośladków odpowiedział subtelnym uśmiechem.
– I bez lima pod okiem masz charakterek – odparł na rzuconą przez niego uwagę, wciąż nie odrywając od niego wzroku. Ledwo co skończyli zabawę w łóżku, a już miał na niego ochotę. Bardziej niż zwykle potrzebował zapomnienia, wolał jednak się z tym nie zdradzać.
Kochanek wreszcie dotarł do wanny i przybrał wygodną dla siebie pozycję. Sanders mimowolnie zmrużył z przyjemności oczy, kiedy cudze dłonie przesunęły po jego ramionach. Jego mięśnie znacząco się rozluźniły od tego kojącego dotyku.
Gdy usłyszał jego propozycję, nie mógł wziąć jej na poważnie. Podniósł leniwie powieki, przyglądając się zalotnemu uśmiechowi rozmówcy, na który odpowiedział własnym uśmiechem pełnym grzeczności. Oblekł twarz w maskę uprzejmości, doskonale wiedząc, że tej zachcianki nie jest w stanie spełnić.
– Tylko czekam na to, żebyś wepchnął we mnie swojego penisa i zaczął nazywać swoją królową – odrzekł kpiąco, w międzyczasie obejmując w pasie smukłe ciało i przyciągając je do siebie. Z chwilą wepchnięcia w niego penisa, Bordeaux zmieniły do niego stosunek. Już sobie wyobraża jak jego Quen zamienia się w Queen.
Wtulił twarz w jego ramię, na którym w końcu zaczął składać pocałunki, z kolejnymi wspinając się coraz wyżej. Zatrzymał się przy jego uchu, traktując je ciepłym oddechem.
– Czy to sugestia, że powinienem rżnąć cię mocniej? – wyszeptał z drobnym rozbawieniem, po czym złapał zębami płatek jego ucha i pociągnął delikatnie.
Camille był kochankiem, który – mimo częstego korzystania z możliwości jakie dawał seks – nigdy nie zobojętniał na te wszystkie bodźce. Właściwie reagował na nie intensywnie, bo potrafił ograniczyć swoje myślenie tylko do doznań i przyjemności. Dobrze znał swoje ciało i często skupiał uwagę kochanka na tych rejonach, które sam uważał za cholernie czułe. Z drugiej strony: sam dobrze wiedział, czego chce i nigdy nie miał problemu określić się w tej kwestii. Sukces Quentina w sprawianiu Francuzowi rozkoszy, poniekąd wynikał z osobowości Camilla – skoro poznał już jego sposób przyjmowania przyjemności, to potrafił to niezwykle umiejętnie wykorzystać. Jak widać.
- Czuję się niemal wyśmiany, Quentinie… – westchnął na jego uwagę. Przy Sandersie był pasywny – poddawał się przyjemności w ten sposób, bo tak było im najwygodniej na początku. Ale sam Camille nie raz był tym, który trzymał górę, choć bywał wówczas brutalny. Silnym szarpnięciem za włosy sprowadzał partnera do parteru i doprowadzał do stanu, w którym mógłby zrobić z nim wszystko. Z Quentinem było to nieco utrudnione przez chociażby dużą różnicę w budowie fizycznej…
Przyciągnięty, westchnął nisko, mrużąc oczy. Lubił tę jego siłę i cholerną stanowczość w działaniu. Seksapil. Kurewski.
Przesunął dłonie po szerokich ramionach w stronę szyi, a stamtąd do karku, samemu pochylając się, żeby dotknąć ustami skóry pokrywającej tętnicę. Pocałował ten obszar delikatnie, niemalże czule, kolejnymi leniwymi muśnięciami przechodząc do linii szczęki i z powrotem w dół. Odetchnął.
- Sądzisz, że dałbyś radę zerżnąć mnie jeszcze mocniej? – rzucił prowokująco, jednocześnie zaciskając zęby na jego szyi, wgryzając się w nią z wyczuciem. Raz jeszcze zupełnie bezwstydnie otarł się o jego intymności swoimi, wykonując niezwykle seksowny ruch biodrami.
- Queer Queen. Tak bym cię nazywał – dodał zaczepnie, odchylając się w jego ramionach z łobuzerskim uśmiechem, starając się wybadać granice jego cierpliwości.
- Czuję się niemal wyśmiany, Quentinie… – westchnął na jego uwagę. Przy Sandersie był pasywny – poddawał się przyjemności w ten sposób, bo tak było im najwygodniej na początku. Ale sam Camille nie raz był tym, który trzymał górę, choć bywał wówczas brutalny. Silnym szarpnięciem za włosy sprowadzał partnera do parteru i doprowadzał do stanu, w którym mógłby zrobić z nim wszystko. Z Quentinem było to nieco utrudnione przez chociażby dużą różnicę w budowie fizycznej…
Przyciągnięty, westchnął nisko, mrużąc oczy. Lubił tę jego siłę i cholerną stanowczość w działaniu. Seksapil. Kurewski.
Przesunął dłonie po szerokich ramionach w stronę szyi, a stamtąd do karku, samemu pochylając się, żeby dotknąć ustami skóry pokrywającej tętnicę. Pocałował ten obszar delikatnie, niemalże czule, kolejnymi leniwymi muśnięciami przechodząc do linii szczęki i z powrotem w dół. Odetchnął.
- Sądzisz, że dałbyś radę zerżnąć mnie jeszcze mocniej? – rzucił prowokująco, jednocześnie zaciskając zęby na jego szyi, wgryzając się w nią z wyczuciem. Raz jeszcze zupełnie bezwstydnie otarł się o jego intymności swoimi, wykonując niezwykle seksowny ruch biodrami.
- Queer Queen. Tak bym cię nazywał – dodał zaczepnie, odchylając się w jego ramionach z łobuzerskim uśmiechem, starając się wybadać granice jego cierpliwości.
Był na tyle kulturalny, że powstrzymał się od wybuchnięcia śmiechem, choć był bliski ukazania w ten sposób swojego rozbawienia. Zawsze miał pewne obiekcje wobec oddania się innemu mężczyźnie, to raczej nie wchodziło w grę. W ich przypadku samo wyobrażenie sobie podobnej konfiguracji wydawało się cholernie komiczne. Głupotą byłoby wątpić w łóżkowe umiejętności Camilla, jednak równie idiotyczne było wyobrażanie sobie Quentina z wypiętym tyłkiem. Poza tym, Francuz był stworzony do tego, aby poddawać się woli bardziej dominujących mężczyzn. Ledwo został przyciągnięty do twardego torsu Sandersa, a już rozpływał się pod jego dotykiem, o czym świadczyły jego reakcje. Jednocześnie nigdy nie pozostawał bierny, sam inicjował kolejne pieszczoty. Tym razem padło na pocałunki.
– Zawsze możemy to sprawdzić – odparł zadziornie z chytrym uśmieszkiem, nawet jeśli długowłosy nie mógł go dojrzeć, zbyt zajęty szyją swego rozmówcy. Potem poruszył zmysłowo biodrami, a opcja mocnego rżnięcia w kąpieli stała się jeszcze bardziej realna. Gdy ramieniem mocno go obejmował, drugą dłoń zsunął do jego pośladków. Bez ostrzeżenia ścisnął jeden, po czym palcami zakradł się do wejścia, które naruszył paznokciem kciuka. Zamierzał podrażnić go nieco, zmuszając przy okazji do działania.
– Czy mi się wydaje, czy jednak wymyślasz teraz ksywkę dla siebie? – spytał kąśliwie, wcale nie tracąc dobrego humoru. Zamiast dalszych słów wsunął palec do jego wnętrza i zaczął drażnić wrażliwe ścianki paznokciem. Był cholernie zadowolony z własnych prowokacji i nie zamierzał przegrać tego małego starcia. Kolejnym jego ruchem był atak zębów na jeden z sutków przy czym szturm polegał na lekkim podgryzaniu i ciągnięciu celu. To była całkiem wciągająca zabawa.
– Zawsze możemy to sprawdzić – odparł zadziornie z chytrym uśmieszkiem, nawet jeśli długowłosy nie mógł go dojrzeć, zbyt zajęty szyją swego rozmówcy. Potem poruszył zmysłowo biodrami, a opcja mocnego rżnięcia w kąpieli stała się jeszcze bardziej realna. Gdy ramieniem mocno go obejmował, drugą dłoń zsunął do jego pośladków. Bez ostrzeżenia ścisnął jeden, po czym palcami zakradł się do wejścia, które naruszył paznokciem kciuka. Zamierzał podrażnić go nieco, zmuszając przy okazji do działania.
– Czy mi się wydaje, czy jednak wymyślasz teraz ksywkę dla siebie? – spytał kąśliwie, wcale nie tracąc dobrego humoru. Zamiast dalszych słów wsunął palec do jego wnętrza i zaczął drażnić wrażliwe ścianki paznokciem. Był cholernie zadowolony z własnych prowokacji i nie zamierzał przegrać tego małego starcia. Kolejnym jego ruchem był atak zębów na jeden z sutków przy czym szturm polegał na lekkim podgryzaniu i ciągnięciu celu. To była całkiem wciągająca zabawa.
Jak nie rozpływać się w tych silnych, stanowczych ramionach? Nikt nie dotykał w ten sposób, w który robił to Quentin. Kilka prostych ruchów, a świat Camilla zamykał się na inne bodźce, skupiając na tych, które kojarzyły się z rozkoszą.
Czując jego palec w tak delikatnym miejscu, niemal szarpnął się z niskim westchnieniem szczerej przyjemności. Chwilę później sam wysunął biodra w stronę jego dłoni, dając jawne przyzwolenie na tę formę dotyku, a nawet prosząc o więcej i mocniej. Czasami kusiło, żeby faktycznie sprawdzić, gdzie leży granica ich wytrzymałości i cierpliwości.
Kiedy Quentin zagłębił palec w jego wnętrzu, a ustami zaczął pastwić się nad wrażliwym sutkiem, Camille stracił chęć na dalszą rozmowę. Prowadzenie kąśliwego, zadziornego dialogu było niezwykle trudne, gdy umysł nie potrafił już składać racjonalnych, zaczepnych zdań, a ciało rwało się ku drugiemu.
Sutki wyraźnie nabrzmiały i zaczerwieniły się pod wpływem kolejnych brutalnych pieszczot, a jego ciało samo mimowolnie zaciskało się na dłoni Quentina, stymulując bardziej wyobraźnię mężczyzny niż fizyczność. Działając już po prostu instynktownie, sięgnął dłonią między ich ciała i zacisnął palce na członku Quentina, zamierzając pobudzić go w kilku sprawnych, energicznych ruchach.
- Quentin – odezwał się znów z ustami przy jego uchu, parząc skórę swoim niespokojnym, gorącym oddechem. – Zamierzasz znów mnie rżnąć? Serio? – szepnął. Jednocześnie, chcąc bardziej go sprowokować, powstrzymał ruchy swojej dłoni – zatrzymał ją u szczytu członka, obejmując go stanowczo palcami, kciukiem natarczywie pocierając samą główkę.
Czując jego palec w tak delikatnym miejscu, niemal szarpnął się z niskim westchnieniem szczerej przyjemności. Chwilę później sam wysunął biodra w stronę jego dłoni, dając jawne przyzwolenie na tę formę dotyku, a nawet prosząc o więcej i mocniej. Czasami kusiło, żeby faktycznie sprawdzić, gdzie leży granica ich wytrzymałości i cierpliwości.
Kiedy Quentin zagłębił palec w jego wnętrzu, a ustami zaczął pastwić się nad wrażliwym sutkiem, Camille stracił chęć na dalszą rozmowę. Prowadzenie kąśliwego, zadziornego dialogu było niezwykle trudne, gdy umysł nie potrafił już składać racjonalnych, zaczepnych zdań, a ciało rwało się ku drugiemu.
Sutki wyraźnie nabrzmiały i zaczerwieniły się pod wpływem kolejnych brutalnych pieszczot, a jego ciało samo mimowolnie zaciskało się na dłoni Quentina, stymulując bardziej wyobraźnię mężczyzny niż fizyczność. Działając już po prostu instynktownie, sięgnął dłonią między ich ciała i zacisnął palce na członku Quentina, zamierzając pobudzić go w kilku sprawnych, energicznych ruchach.
- Quentin – odezwał się znów z ustami przy jego uchu, parząc skórę swoim niespokojnym, gorącym oddechem. – Zamierzasz znów mnie rżnąć? Serio? – szepnął. Jednocześnie, chcąc bardziej go sprowokować, powstrzymał ruchy swojej dłoni – zatrzymał ją u szczytu członka, obejmując go stanowczo palcami, kciukiem natarczywie pocierając samą główkę.
Zazwyczaj na brak odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie reagował poirytowaniem, jednak w tym przypadku nie był to tak rażący nietakt, aby miał się denerwować. To chyba dobrze, że rozmowę przerwali w momencie, w którym zaczęła sprowadzać się do samej kpiny. Poza tym, ich ciała radziły sobie o wiele lepiej z komunikacją bez słów. Kontakt fizyczny był więc odpowiedzią na wszystko, przynajmniej dla tej znajomości.
Udało mu się podrażnić kochanka na tyle, aby zmusić go do szarpnięcia ciałem i wydobycia z siebie o wiele lepszych dźwięków niż niepotrzebne słowa. Teraz przemawiało ciało długowłosego, które zaczęło się dopraszać o więcej, gdy mięśnie gorącego wnętrza co rusz zaciskały się na zaledwie jednym palcu. Ale Quentin nie zamierzał stać się nagle miły, zwłaszcza po tym, gdy nadano mu niegodne go przezwisko. Wsunął drugiego palca, w pewnej części spełniając żądania Camilla, jednak zrobił to po to, aby zaatakować z pomocą kolejnego paznokcia podatne na drażnienie ścianki. I z zachwytem chłonął każdą reakcję długowłosego na te słodkie tortury.
Kontratak był spodziewany i nawet wskazany dla ich sytuacji. Kiedy poczuł dłoń na swoim penisie, oderwał się od umęczonych już sutków i wydobył z siebie gardłowy pomruk aprobaty. Ponownie wsparł się wygodnie plecami o brzeg wanny, spoglądając na drugiego mężczyznę z dzikim pożądaniem. Znów narobił sobie na niego ochoty, jednak został do tego sprowokowany. Teraz nie miał innego wyjścia, musiał ponownie go mieć.
– Powinieneś to brać za największy komplement z mojej strony – odpowiedział z chytrym uśmieszkiem, przy okazji nieco mocniej wbijając jeden z paznokci w bezbronne wnętrze kochanka. – Mam na ciebie ochotę nie bez powodu – dodał z jakąś resztką opanowania, które wraz w tą wypowiedzią szybko z niego wyparowało. Wysunął z niego palce, mocno chwycił wąskie biodra i podniósł je, aby znalazły się nad jego wyczekującą męskością. Zamierzał ponownie skorzystać z dobrodziejstw jego ciała, ponieważ to mu się w pełni należało, choćby za to, że grzecznie znosił wszystkie jego zachowania. Mógłby teraz po prostu nabić go na siebie bez grama litości, jednak miał w sobie jakieś miłosierdzie i dawał mu wybór. To było o wiele bardziej interesujące, zwłaszcza, że Camille nie stawiał sobie żadnych ograniczeń podczas seksu.
Udało mu się podrażnić kochanka na tyle, aby zmusić go do szarpnięcia ciałem i wydobycia z siebie o wiele lepszych dźwięków niż niepotrzebne słowa. Teraz przemawiało ciało długowłosego, które zaczęło się dopraszać o więcej, gdy mięśnie gorącego wnętrza co rusz zaciskały się na zaledwie jednym palcu. Ale Quentin nie zamierzał stać się nagle miły, zwłaszcza po tym, gdy nadano mu niegodne go przezwisko. Wsunął drugiego palca, w pewnej części spełniając żądania Camilla, jednak zrobił to po to, aby zaatakować z pomocą kolejnego paznokcia podatne na drażnienie ścianki. I z zachwytem chłonął każdą reakcję długowłosego na te słodkie tortury.
Kontratak był spodziewany i nawet wskazany dla ich sytuacji. Kiedy poczuł dłoń na swoim penisie, oderwał się od umęczonych już sutków i wydobył z siebie gardłowy pomruk aprobaty. Ponownie wsparł się wygodnie plecami o brzeg wanny, spoglądając na drugiego mężczyznę z dzikim pożądaniem. Znów narobił sobie na niego ochoty, jednak został do tego sprowokowany. Teraz nie miał innego wyjścia, musiał ponownie go mieć.
– Powinieneś to brać za największy komplement z mojej strony – odpowiedział z chytrym uśmieszkiem, przy okazji nieco mocniej wbijając jeden z paznokci w bezbronne wnętrze kochanka. – Mam na ciebie ochotę nie bez powodu – dodał z jakąś resztką opanowania, które wraz w tą wypowiedzią szybko z niego wyparowało. Wysunął z niego palce, mocno chwycił wąskie biodra i podniósł je, aby znalazły się nad jego wyczekującą męskością. Zamierzał ponownie skorzystać z dobrodziejstw jego ciała, ponieważ to mu się w pełni należało, choćby za to, że grzecznie znosił wszystkie jego zachowania. Mógłby teraz po prostu nabić go na siebie bez grama litości, jednak miał w sobie jakieś miłosierdzie i dawał mu wybór. To było o wiele bardziej interesujące, zwłaszcza, że Camille nie stawiał sobie żadnych ograniczeń podczas seksu.
Quentin był draniem. Nikczemnym, podłym draniem, który doskonale wiedział jak odwrócić uwagę Camilla, sprowadzając ją na zupełnie odmienne tory. Kiedy poczuł jak brutalna jest pieszczota, którą go karmiono, szarpnął się mimowolnie, jednocześnie przytrzymując się brzegu wanny lewą dłonią. Cholernik. Dobrze wiedział, że połączenie przyjemności i bólu jest tą słodką mieszanką, która tak potwornie uzależniła Francuza od siebie. Mógłby zrobić wszystko…
- Nikt… - odezwał się niespokojnym, zdradziecko drżącym głosem. – Nie prawi tak pojebanych komplementów jak ty, Quen – syknął.
Najchętniej ugryzłby go w ramię i zostawił po sobie ślad, który obejrzy każdy następny kochanek Sandersa. Ale to z kolei nie było w stylu Camilla – on nie zostawiał śladów. Był dyskretny i tylko skrycie zachłanny.
Uniesiony, wypuścił z dłoni jego członka. Sięgnął za siebie, prężąc się w zmysłowym łuku, zwracając uważne, drapieżne spojrzenie w kierunku partnera. Zmrużył powieki, posłał mu zadziorny uśmiech i raz jeszcze objął dłonią jego członka, ale już tylko po to, aby naprowadzić go na swoje chętne wejście. Jeśli to on miał decydować o tempie i sile tego zbliżenia, to zamierzał zostać zapamiętany.
Dlatego też energicznym ruchem opuścił biodra, nabijając się na niego, jednocześnie prężąc się z bezwstydnym jękiem szczerej przyjemności, gdy poczuł go tak głęboko i dokładnie. Podrażnione wnętrze po poprzednim stosunku jak i w trakcie tej zabawy, sprawiało, że czuł wszystko niezwykle dokładnie i intensywnie.
Odetchnął ciężko, tym razem faktycznie potrzebując chwili na przyzwyczajenie się. Oparł drżące dłonie na jego ramionach, przysuwając się bliżej, starając się zapanować nad zdradziecko drżącymi udami i niespokojnym oddechem. Całe jego wnętrze pulsowało z bólu i rozkoszy, a on sam zaczął niespokojnie poruszać biodrami w przód i w tył, nie unosząc się jeszcze.
- Nikt… - odezwał się niespokojnym, zdradziecko drżącym głosem. – Nie prawi tak pojebanych komplementów jak ty, Quen – syknął.
Najchętniej ugryzłby go w ramię i zostawił po sobie ślad, który obejrzy każdy następny kochanek Sandersa. Ale to z kolei nie było w stylu Camilla – on nie zostawiał śladów. Był dyskretny i tylko skrycie zachłanny.
Uniesiony, wypuścił z dłoni jego członka. Sięgnął za siebie, prężąc się w zmysłowym łuku, zwracając uważne, drapieżne spojrzenie w kierunku partnera. Zmrużył powieki, posłał mu zadziorny uśmiech i raz jeszcze objął dłonią jego członka, ale już tylko po to, aby naprowadzić go na swoje chętne wejście. Jeśli to on miał decydować o tempie i sile tego zbliżenia, to zamierzał zostać zapamiętany.
Dlatego też energicznym ruchem opuścił biodra, nabijając się na niego, jednocześnie prężąc się z bezwstydnym jękiem szczerej przyjemności, gdy poczuł go tak głęboko i dokładnie. Podrażnione wnętrze po poprzednim stosunku jak i w trakcie tej zabawy, sprawiało, że czuł wszystko niezwykle dokładnie i intensywnie.
Odetchnął ciężko, tym razem faktycznie potrzebując chwili na przyzwyczajenie się. Oparł drżące dłonie na jego ramionach, przysuwając się bliżej, starając się zapanować nad zdradziecko drżącymi udami i niespokojnym oddechem. Całe jego wnętrze pulsowało z bólu i rozkoszy, a on sam zaczął niespokojnie poruszać biodrami w przód i w tył, nie unosząc się jeszcze.
Zawsze starał się wykorzystać słabe punkty przeciwnika i podobną taktykę stosował również w tym przypadku. Chętnie drażnił kochanka, umiejętnie korzystając ze zdobytej wiedzy o jego preferencjach. Doskonale poznał grzeszne ciało Francuza, jak i również jego upodobania, w tym zamiłowanie do łączenia bólu i przyjemności w jedno. Śmiało sobie poczynał i im obu było to na rękę, przynosiło satysfakcję i nowe doznania.
Nie potrafił oderwać od niego spojrzenia, gdy tak bezwstydnie szarpał się i drżał., przy okazji zaciskając pierścień mięśni na natarczywych palcach. Ale nawet w takim stanie był gotów do wszczęcia słownej potyczki. Za karę paznokieć wbił się głębiej i mocniej w gorącą ciasnotę. Jeśli nawet takie pieszczoty nie są w stanie go uciszyć, ratunkiem od jego zgryźliwych komentarzy może być tylko penis w jego ustach.
Zemsta Camilla była słodka, z całą pewnością, jednak nie powinna dawać satysfakcji również jemu. Nabił się na niego tak nagle i stanowczo, że aż wydobył z niego głośny jęk, którego nie miał szans stłumić. Dłońmi przesunął po jego brzuchu, następnie wbił paznokcie gdzieś w okolicach podbrzusza, próbując w ten sposób ostudzić jego zapał i przy okazji samemu doprowadzić się do porządku. Na całe szczęście biodra nie zostały od razu wprowadzone w ruch, co im obu dało czas na uspokojenie oddechów. Jednak ciało długowłosego wciąż drżało, a jego wejście mocno zaciskało się na męskości Quentina, przez co ten nie mógł pozbierać myśli.
Camille wreszcie poruszył biodrami, dla własnego dobra nadając swym ruchom powolne tempo, na razie jakby testując ich możliwości w danej chwili. I to był tak cholernie dobre. Sanders ujął jego twarz w dłonie i przyciągnął do namiętnego pocałunku. Po prostu musiał wpić się w te kuszące usta, językiem przejeżdżając po zębach, podniebieniu, następnie trącając drugi narząd smaku. Cholera, tego potrzebował.
// Wybacz mi coraz krótsze posty, ale praca mnie wykańcza.
Nie potrafił oderwać od niego spojrzenia, gdy tak bezwstydnie szarpał się i drżał., przy okazji zaciskając pierścień mięśni na natarczywych palcach. Ale nawet w takim stanie był gotów do wszczęcia słownej potyczki. Za karę paznokieć wbił się głębiej i mocniej w gorącą ciasnotę. Jeśli nawet takie pieszczoty nie są w stanie go uciszyć, ratunkiem od jego zgryźliwych komentarzy może być tylko penis w jego ustach.
Zemsta Camilla była słodka, z całą pewnością, jednak nie powinna dawać satysfakcji również jemu. Nabił się na niego tak nagle i stanowczo, że aż wydobył z niego głośny jęk, którego nie miał szans stłumić. Dłońmi przesunął po jego brzuchu, następnie wbił paznokcie gdzieś w okolicach podbrzusza, próbując w ten sposób ostudzić jego zapał i przy okazji samemu doprowadzić się do porządku. Na całe szczęście biodra nie zostały od razu wprowadzone w ruch, co im obu dało czas na uspokojenie oddechów. Jednak ciało długowłosego wciąż drżało, a jego wejście mocno zaciskało się na męskości Quentina, przez co ten nie mógł pozbierać myśli.
Camille wreszcie poruszył biodrami, dla własnego dobra nadając swym ruchom powolne tempo, na razie jakby testując ich możliwości w danej chwili. I to był tak cholernie dobre. Sanders ujął jego twarz w dłonie i przyciągnął do namiętnego pocałunku. Po prostu musiał wpić się w te kuszące usta, językiem przejeżdżając po zębach, podniebieniu, następnie trącając drugi narząd smaku. Cholera, tego potrzebował.
// Wybacz mi coraz krótsze posty, ale praca mnie wykańcza.
Miał problem z pocałunkami. Zawsze wydawały mu się na swój sposób niewygodne, bo wiązały się z czymś więcej niż seks pozbawiony uczuć i emocji. Pobudzały te rejony, które z automatu przywodziły na myśl coś więcej. Czymkolwiek to coś więcej było, bo on sam nie potrafił tego określić i nazwać.
A mimo to nigdy nie odpychał Quentina. Właściwie sam przyciągał go do siebie mocniej, pragnąc tej pieszczoty całym sobą, nie pozostając w niej bierny. Chętnie oddawał pocałunek, zaczepiając jego własny język swoim, wcale nie zamierzając ulegle poddać się przyjemności. Dopiero, gdy brakowało mu tchu odsuwał się, zaciskając palce na jego włosach, odciągając go od siebie w ten sposób.
Chcąc zyskać nieco więcej stabilności, oparł się kolanami o dno wanny i dopiero wtedy wolno uniósł biodra, patrząc uważnie Quentinowi w oczy, aby następnie silnym szarpnięciem znów opaść na niego, od razu przechodząc do tego niezwykle seksownego kołysania biodrami w przód i w tył, oddychając niespokojnie. Powstrzymał się przed szarpaniem jego włosów, opierając dłonie na tych silnych ramionach, skupiając się na zachowaniu równowagi.
Zaczynał mieć dość tej zabawy, a jego kolejne poczynania wydały się nerwowe, gdy zaczął w końcu rytmicznie unosić biodra i opuszczać je, opadając na jego ciało, pozwalając mu penetrowac swoje wnętrze pod najróżniejszymi kątami, za każdym razem z podobną siłą.
Rozumiem, wybaczam, mam podobny stan.
A mimo to nigdy nie odpychał Quentina. Właściwie sam przyciągał go do siebie mocniej, pragnąc tej pieszczoty całym sobą, nie pozostając w niej bierny. Chętnie oddawał pocałunek, zaczepiając jego własny język swoim, wcale nie zamierzając ulegle poddać się przyjemności. Dopiero, gdy brakowało mu tchu odsuwał się, zaciskając palce na jego włosach, odciągając go od siebie w ten sposób.
Chcąc zyskać nieco więcej stabilności, oparł się kolanami o dno wanny i dopiero wtedy wolno uniósł biodra, patrząc uważnie Quentinowi w oczy, aby następnie silnym szarpnięciem znów opaść na niego, od razu przechodząc do tego niezwykle seksownego kołysania biodrami w przód i w tył, oddychając niespokojnie. Powstrzymał się przed szarpaniem jego włosów, opierając dłonie na tych silnych ramionach, skupiając się na zachowaniu równowagi.
Zaczynał mieć dość tej zabawy, a jego kolejne poczynania wydały się nerwowe, gdy zaczął w końcu rytmicznie unosić biodra i opuszczać je, opadając na jego ciało, pozwalając mu penetrowac swoje wnętrze pod najróżniejszymi kątami, za każdym razem z podobną siłą.
Rozumiem, wybaczam, mam podobny stan.
Dla Quentina pocałunki rzadko miewały głębsze znaczenie, były raczej traktowane jako jedna z wielu pieszczot, które budują atmosferę podczas zbliżenia kochanków. Czym niby różni się składanie pocałunków choćby na szyi od natarcia na drugie usta? Nie widział żadnej różnicy, bo w obu przypadkach smakował drugiego ciała. Lubił chwile, gdy dwa narządy smaku przepychały się między sobą w walce o dominację, dzięki czemu wszystko stawało się dużo intensywniejsze. Inicjowane przez niego pocałunki zawsze były namiętne i gwałtowne, gdyż miały za zadanie znaleźć ujście dla pożądania. Na próżno szukać w nich oznaki głębszych uczuć. Poniekąd rozumiał niechęć Camilla do pocałunków, jednocześnie wyśmiewał w myślach jego obawy. Nie grozi im zakochanie, Sanders mógł za siebie w tej kwestii nawet ręczyć.
Pozbawianie go oddechu poprzez pocałunek dawało mu wiele satysfakcji, nawet jeśli sam po jego przerwaniu łapał w nagłej potrzebie oddech. Imponujące było to, jak mocno Francuz łapał go za włosy, aby tylko oderwać od swoich kuszących warg. Na ustach Quentina zagościł wredny uśmieszek, kiedy ich spojrzenia znów się spotkały. W ciemnych oczach mężczyzny kryła się ogromna pewność siebie i cień zuchwałości.
Siła woli została w końcu poddana wymagającej próbie, gdy długowłosy uniósł biodra i ponownie nabił się z impetem na jego twardą męskość. Nie zdążył dojść do siebie, bo wąskie biodra kolejny raz zostały wprowadzone w powolne kołysanie, które w tej chwili okazywało się istną torturą. Resztkami świadomości zmusił się do tego, aby samemu poruszyć własnymi biodrami, napierając na podrażnione wcześniej paznokciami ścianki. Paznokcie też zaatakowały ponownie, jednak tym razem wbiły się w skórę nieco nad biodrami.
Całkiem oddał inicjatywę kochankowi i było to niesamowicie opłacalne. Przy minimalnym wysiłku doznawał tak wiele rozkoszy. Wydobywając z siebie gardłowy jęk, przymknął powieki i ponownie objął to smukłe ciało, odbierając mu swobodę ruchu. Zabrakło mu cierpliwości, po prostu musiał go chwycić i zaznaczyć swoją pozycję. Unosząc biodra, wyprowadził kilka gwałtownych pchnięć, ściskając przy tym jędrne pośladki. Gdy poczuł ciepło rozchodzące się po jego podbrzuszu, przesunął dłonie na biodra i podniósł je stanowczo, aby wysunąć się z kochanka. Orgazmowi towarzyszył kolejny jęk, tym razem przeciągły i o nieco wyższym rejestrze niż wcześniejszy.
Pozbawianie go oddechu poprzez pocałunek dawało mu wiele satysfakcji, nawet jeśli sam po jego przerwaniu łapał w nagłej potrzebie oddech. Imponujące było to, jak mocno Francuz łapał go za włosy, aby tylko oderwać od swoich kuszących warg. Na ustach Quentina zagościł wredny uśmieszek, kiedy ich spojrzenia znów się spotkały. W ciemnych oczach mężczyzny kryła się ogromna pewność siebie i cień zuchwałości.
Siła woli została w końcu poddana wymagającej próbie, gdy długowłosy uniósł biodra i ponownie nabił się z impetem na jego twardą męskość. Nie zdążył dojść do siebie, bo wąskie biodra kolejny raz zostały wprowadzone w powolne kołysanie, które w tej chwili okazywało się istną torturą. Resztkami świadomości zmusił się do tego, aby samemu poruszyć własnymi biodrami, napierając na podrażnione wcześniej paznokciami ścianki. Paznokcie też zaatakowały ponownie, jednak tym razem wbiły się w skórę nieco nad biodrami.
Całkiem oddał inicjatywę kochankowi i było to niesamowicie opłacalne. Przy minimalnym wysiłku doznawał tak wiele rozkoszy. Wydobywając z siebie gardłowy jęk, przymknął powieki i ponownie objął to smukłe ciało, odbierając mu swobodę ruchu. Zabrakło mu cierpliwości, po prostu musiał go chwycić i zaznaczyć swoją pozycję. Unosząc biodra, wyprowadził kilka gwałtownych pchnięć, ściskając przy tym jędrne pośladki. Gdy poczuł ciepło rozchodzące się po jego podbrzuszu, przesunął dłonie na biodra i podniósł je stanowczo, aby wysunąć się z kochanka. Orgazmowi towarzyszył kolejny jęk, tym razem przeciągły i o nieco wyższym rejestrze niż wcześniejszy.
Lubił czuć nad sobą fizyczną przewagę drugiej osoby – tylko w kwestii seksualnej i tylko z zaufanymi, sprawdzonymi partnerami. Nawet im nie zawsze im na to pozwalał, bo zwykle sam lubił mieć bezwzględną kontrolę nad sytuacją, ale dopiero w momentach, w których całkowicie zahamowania puszczały, on mógł się odciąć, zresetować. Tak właśnie działo się, gdy był z Quentinem. W tej ostatniej chwili, w której to jego silne ramiona całkowicie zapanowały nad smukłym ciałem Francuza, Camille zatracił się w podniecającej rozkoszy i przyjemności, zapominając o całym świecie.
Przytrzymany, mimowolnie szarpnął się – z jednej strony chciał wrócić do swojego rytmu, a z drugiej zrobił to po to, aby nieco bardziej sprowokować w nim tę drapieżną naturę. Nie mógł nad sobą zapanować, gdy ten wymierzał kolejne ruchy, napierając na ciało z tak dużą siłą. Zmienił się także kąt pod którym Quentin zagłębiał się w jego wnętrzu, a wszystko to wypierało ruch za ruchem słodkie jęki spomiędzy jego warg.
Jedną dłoń zaciskał na bicepsie Sandersa, nieświadomie wbijając paznokcie w jasną skórę, drapiąc ją boleśnie. Drugą sam przytrzymywał się kantu wanny, chcąc zachować równowagę, naiwnie łudząc się, że trzyma fason, podczas gdy kolejne rozpustne dźwięki uciekały z jego ust. Nie ograniczał się w tej kwestii. Nie tym razem.
Jeszcze jedno pchnięcie, a Camille wygiął się w erotycznym łuku. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy. Przez ten krótki moment całkowicie zignorował kwestię oddychania, nieświadomie opadając na jego ciało, poddając mu się zupełnie. Gdy znów zaciągnął się haustem powietrza, poczuł jak płuca pieką go z jego braku. Oparł się ciałem o jego tors, głowę kładąc na ramieniu Quentina, nie zdając sobie sprawy z tego charakterystycznego drżenia na całym ciele, gdy organizm starał się opanować. Kolejne oddechy były równie niespokojne, nieco chaotyczne, a on sam niemal nieprzytomny z dzisiejszej rozkoszy, kompletnie nią ujarany.
Przytrzymany, mimowolnie szarpnął się – z jednej strony chciał wrócić do swojego rytmu, a z drugiej zrobił to po to, aby nieco bardziej sprowokować w nim tę drapieżną naturę. Nie mógł nad sobą zapanować, gdy ten wymierzał kolejne ruchy, napierając na ciało z tak dużą siłą. Zmienił się także kąt pod którym Quentin zagłębiał się w jego wnętrzu, a wszystko to wypierało ruch za ruchem słodkie jęki spomiędzy jego warg.
Jedną dłoń zaciskał na bicepsie Sandersa, nieświadomie wbijając paznokcie w jasną skórę, drapiąc ją boleśnie. Drugą sam przytrzymywał się kantu wanny, chcąc zachować równowagę, naiwnie łudząc się, że trzyma fason, podczas gdy kolejne rozpustne dźwięki uciekały z jego ust. Nie ograniczał się w tej kwestii. Nie tym razem.
Jeszcze jedno pchnięcie, a Camille wygiął się w erotycznym łuku. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy. Przez ten krótki moment całkowicie zignorował kwestię oddychania, nieświadomie opadając na jego ciało, poddając mu się zupełnie. Gdy znów zaciągnął się haustem powietrza, poczuł jak płuca pieką go z jego braku. Oparł się ciałem o jego tors, głowę kładąc na ramieniu Quentina, nie zdając sobie sprawy z tego charakterystycznego drżenia na całym ciele, gdy organizm starał się opanować. Kolejne oddechy były równie niespokojne, nieco chaotyczne, a on sam niemal nieprzytomny z dzisiejszej rozkoszy, kompletnie nią ujarany.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach