▲▼
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
Miejsce pełne spokoju i ciszy. Odwiedzane przeważnie przez ludzi, którzy chcą odpocząć z dala od miejskiego zgiełku, ale jednak w cywilizowanej wygodzie. Pokoi, albo raczej domków jest niewiele, za to są bardzo dobrze wyposażone. No i każde z nich ma niewielkie ogródki, ogrodzone płotem, w których zamieszczone zostały najróżniejsze bajery, w tym jacuzzi, albo nawet basen.
Hotel posiada także własną stajnię. Małą bo małą, ale schludną i bardzo lubianą przez klientów.
Miejsce pełne spokoju i ciszy. Odwiedzane przeważnie przez ludzi, którzy chcą odpocząć z dala od miejskiego zgiełku, ale jednak w cywilizowanej wygodzie. Pokoi, albo raczej domków jest niewiele, za to są bardzo dobrze wyposażone. No i każde z nich ma niewielkie ogródki, ogrodzone płotem, w których zamieszczone zostały najróżniejsze bajery, w tym jacuzzi, albo nawet basen.
Hotel posiada także własną stajnię. Małą bo małą, ale schludną i bardzo lubianą przez klientów.
Cóż ma poradzić, że taka jest jej zbuntowana natura. Choć niekiedy serio potrafi zaskakiwać, to jednak wiele sytuacji było, jest i będzie do przewidzenia. No, ale jak widać pod wpływem chwili Siggy się to i owo zapomniało, że ta ta menda biała, niedobra i w ogóle zła do szpiku kości może wykorzystać moment spokoju. No po prostu sobą by nie była, gdyby całkowicie uległa na amen i po wsze czasy. Z mlekiem matki to wyssała i w ogóle, milion pięćset sto dziewięćset lat temu już jej przodkowie to praktykowali. Wait, what. Nieważne.
Otworzyła już usta, coby cicho zawarczeć, ale z jej gardła wydobył się jedynie głęboki pomruk zadowolenia. Nie, zdecydowanie nie wychodziło jej granie tej złej, czystej nemesis i te inne. Za bardzo czuła się w tym momencie niebiańsko, by walczyć dalej, więc jak tylko Sig odpłaciła jej pięknym za nadobne, Chloe już się całkiem poddała. W tym geście aż jedną łapkę nieco uniosła, którą zaraz otuliła szyję ukochanej, będąc przypartą do muru, tj. do ściany jacuzzi. Chwilami aż zapominała, że są w wodzie, tak! Druga łapka jednak nie dawała za wygraną i dalej pieściła Norweżkę w wiadomym miejscu, choć teraz, pod wpływem jakże cudownych doznań, Chlorowaty chochlik ledwo mógł jakkolwiek zrobić dobrze swojej ukochanej, tak się wczuwała w swoją rolę zdominowanego biedactwa, ukesia małego. Tylko przez maleńki momencik mogła sobie popatrzeć na rozanieloną buźkę swojego skarba, która zaraz z wyrzutem na nią patrzyła. Syknęła cicho na to ugryzienie w szyję i już chwilę później przestała cokolwiek kojarzyć, czy tam nawet myśleć! O tak, co to jest myślenie? To jest w ogóle potrzebne? Teraz nie, definitywnie. Nie mając żadnej drogi ucieczki przed natarczywym atakiem Norweżki, Chloe po prostu musiała wszystko przyjąć na klatę. I nie tylko na nią. Teraz to już kompletnie dyszała i jęczała, jakby ją kto męczył okrutnie czy co. Ej, tak było! Jeszcze te pocałunki, liźnięcia i wszystko inne na biednej szyi Chlora! Fizycznie już normalnie nie wytrzymywała, od wewnątrz się paliła, a psychicznie była totalną ciapką. Nie potrafiła już nawet walczyć o tę odrobinę dominacji, tj. poruszać palcami w przód i w tył tam w dole, żeby Sig robić dobrze. Oj nie, sił na to nie miała, więc po prostu paluszkami poruszała leciutko w jej wnętrzu, choć i to przychodziło jej z trudem.
Zaczynała czuć, jak jej ciało powoli zbliża się do swoich granic wytrzymałości. Cały czas patrzyła złowieszczo na ukochaną, jakby była niezadowolona z nadmiernych rozkoszy. A przynajmniej próbowała wyglądać na taką, w rzeczywistości to zupełnie inna bajka była. Rozanielona mordka, maślane oczka i lekko buźka otwarta, z której wydobywały się nieprzerwanie jęki, westchnienia i wszelakiej maści pomruki. Łapka, która masowała kark ukochanej, nieco ją też podrapała, ale spokojnie, nie aż tak mocno, żeby zaraz syczała z bólu. W końcu jednak Chlor zaczynał mieć dosyć, ba, jej ciało wręcz krzyczało, że jest już na granicy. W pewnym momencie po prostu spięła się nieco, łapę z intymnego miejsca Sig zabrała, lekko łeb odchyliła do tyłu, jakby chciała uciec z jacuzzi, wypływając z niej i zajęczała głośniej, o wiele głośniej niż przez cały ten czas. Być może nikt jej nie usłyszał z sąsiednich domków, które w sumie rozmieszczone były o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt metrów dalej. Po tym wściekle zadyszana pochyliła łeb i oparła się czołem o ramię ukochanej.
- Kiedyś przez Ciebie zdechnę z nadmiaru przyjemności, głupia - sapnęła wyczerpana. Potrzebowała chwili przerwy. Również dlatego, że po prostu cała jej twarz, a nawet nieco szyja i uszy miały teraz całkiem przyjemny dla oka, czerwony kolor. Zburczała do potęgi.
Nie chcąc jednak psuć chwili, wróciła do delikatnej tym razem pieszczenia ukochanej tam w dole, na razie nie wchodząc w nią, bo jeszcze nie czuła się na siłach, żeby się nań zemścić.
Otworzyła już usta, coby cicho zawarczeć, ale z jej gardła wydobył się jedynie głęboki pomruk zadowolenia. Nie, zdecydowanie nie wychodziło jej granie tej złej, czystej nemesis i te inne. Za bardzo czuła się w tym momencie niebiańsko, by walczyć dalej, więc jak tylko Sig odpłaciła jej pięknym za nadobne, Chloe już się całkiem poddała. W tym geście aż jedną łapkę nieco uniosła, którą zaraz otuliła szyję ukochanej, będąc przypartą do muru, tj. do ściany jacuzzi. Chwilami aż zapominała, że są w wodzie, tak! Druga łapka jednak nie dawała za wygraną i dalej pieściła Norweżkę w wiadomym miejscu, choć teraz, pod wpływem jakże cudownych doznań, Chlorowaty chochlik ledwo mógł jakkolwiek zrobić dobrze swojej ukochanej, tak się wczuwała w swoją rolę zdominowanego biedactwa, ukesia małego. Tylko przez maleńki momencik mogła sobie popatrzeć na rozanieloną buźkę swojego skarba, która zaraz z wyrzutem na nią patrzyła. Syknęła cicho na to ugryzienie w szyję i już chwilę później przestała cokolwiek kojarzyć, czy tam nawet myśleć! O tak, co to jest myślenie? To jest w ogóle potrzebne? Teraz nie, definitywnie. Nie mając żadnej drogi ucieczki przed natarczywym atakiem Norweżki, Chloe po prostu musiała wszystko przyjąć na klatę. I nie tylko na nią. Teraz to już kompletnie dyszała i jęczała, jakby ją kto męczył okrutnie czy co. Ej, tak było! Jeszcze te pocałunki, liźnięcia i wszystko inne na biednej szyi Chlora! Fizycznie już normalnie nie wytrzymywała, od wewnątrz się paliła, a psychicznie była totalną ciapką. Nie potrafiła już nawet walczyć o tę odrobinę dominacji, tj. poruszać palcami w przód i w tył tam w dole, żeby Sig robić dobrze. Oj nie, sił na to nie miała, więc po prostu paluszkami poruszała leciutko w jej wnętrzu, choć i to przychodziło jej z trudem.
Zaczynała czuć, jak jej ciało powoli zbliża się do swoich granic wytrzymałości. Cały czas patrzyła złowieszczo na ukochaną, jakby była niezadowolona z nadmiernych rozkoszy. A przynajmniej próbowała wyglądać na taką, w rzeczywistości to zupełnie inna bajka była. Rozanielona mordka, maślane oczka i lekko buźka otwarta, z której wydobywały się nieprzerwanie jęki, westchnienia i wszelakiej maści pomruki. Łapka, która masowała kark ukochanej, nieco ją też podrapała, ale spokojnie, nie aż tak mocno, żeby zaraz syczała z bólu. W końcu jednak Chlor zaczynał mieć dosyć, ba, jej ciało wręcz krzyczało, że jest już na granicy. W pewnym momencie po prostu spięła się nieco, łapę z intymnego miejsca Sig zabrała, lekko łeb odchyliła do tyłu, jakby chciała uciec z jacuzzi, wypływając z niej i zajęczała głośniej, o wiele głośniej niż przez cały ten czas. Być może nikt jej nie usłyszał z sąsiednich domków, które w sumie rozmieszczone były o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt metrów dalej. Po tym wściekle zadyszana pochyliła łeb i oparła się czołem o ramię ukochanej.
- Kiedyś przez Ciebie zdechnę z nadmiaru przyjemności, głupia - sapnęła wyczerpana. Potrzebowała chwili przerwy. Również dlatego, że po prostu cała jej twarz, a nawet nieco szyja i uszy miały teraz całkiem przyjemny dla oka, czerwony kolor. Zburczała do potęgi.
Nie chcąc jednak psuć chwili, wróciła do delikatnej tym razem pieszczenia ukochanej tam w dole, na razie nie wchodząc w nią, bo jeszcze nie czuła się na siłach, żeby się nań zemścić.
Tak samo do przewidzenia było to, że Sig nie odpuści jej ot tak. Nie, ta menda była zbyt uparta, żeby nagle odpłynąć z powodu tego, że ktoś podle wykorzystuje jej słabości. Choćby się miało walić i palić, ona i tak dokończyłaby to, co zaczęła, czyli doprowadzanie Chloe do stanu, gdy jej umysł zostanie zgnieciony na papkę dla niemowląt i ciało absolutnie podda się wszelkim pieszczotom. Nawet, jeśli sama Norweżka powoli zaczęła doznawać tego ukesiowatego stanu i chciała się poddać, ale nie. Uparła się jak ten głupi osioł i musiała mieć absolutną pewność, że w pełni zadowoliła swojego białowłosego chochlika.
Całe zadanie zostało jej ułatwione, gdy tylko Amerykanka przystopowała z pieszczotami tam na dole. I chociaż to rozanielenie nie schodziło z jej mordki i czasami z jej ust wyrywał się jakiś cichy jęk albo mruknięcie, albowiem Chloe dalej próbowała się jako-tako bronić, to teraz było jej znacznie łatwiej utrzymać względną trzeźwość umysłu, aby móc dalej działać. Jednocześnie zapaliła jej się w głowie zielona lampka ze świecącym na oczojebną zieleń napisem "kim jesteś? Jesteś zwycięzcą", co było co rusz potwierdzane przez jej ukochaną poprzez wszystkie jej rozkoszne reakcje na pieszczoty. Skoro to działało, to dlaczego miałaby przestać? Jeszcze by się Chlor rozmyślił i znowu zaczęłaby zadręczać biedną Sig, a to było wręcz niedopuszczalne! Dlatego też kontynuowała bawienie się tam na dole oraz męczenie jej szyi na wszelkie możliwe sposoby, choć z czasem robiła to trochę mniej, hm, natarczywie, no bo ileż można! Nie chciała doprowadzić swojego chochlika do kompletnego szaleństwa. Wystarczało jej to, że jej ukochana wydawała się być już naprawdę mocno pobudzona i rozanielona, nawet, jeśli próbowała grać niezadowoloną z obecnego stanu rzeczy. Nie muszę wspominać, że kompletnie jej się to nie udawało, prawda? W każdym razie, gdy tylko poczuła, że Chlorowa łapka robi odwrót taktyczny, już wiedziała, że zbliża się do kresu jej możliwości i na moment oderwała się od jej szyi, aby móc się samolubnie napawać tym widokiem. Zaraz po tym objęła swojego skarba obiema łapkami i pogłaskała ją czule po pleckach. Zachichotała cicho na jej słowa i nachyliła się nieco nad jej twarzyczką.
-I nie zapominaj, kto to zaczął- szepnęła ukochanej na ucho i cmoknęła jej totalnie zburaczały polik. Sigrunn zdawała się w ogóle nie przejmować tym pięknym epitetem rzuconym w jej kierunku ani resztą tej jakże poważnej wypowiedzi. Że niby miała to wziąć na serio czy coś? Hehe, nie. Od przyjemności jeszcze nikt nie umarł. Nie licząc zaćpania się na śmierć albo utonięcia w wielkiej kadzi piwa, bo to się nie liczy.
Po chwili wszystkie myśli o jakichkolwiek przyjemnościach poszły się chędożyć, albowiem sama znowu poczuła łapkę Chloe błądzącą tam, gdzie nie powinna. Norweżka momentalnie się wyprostowała jak struna i wydała z siebie niezadowolony pomruk, wręcz mówiący "zabieraj łapy i daj mi spokój", ale po jej twarzy było widać coś całkowicie innego. Wręcz posłała białowłosej błagalne spojrzenie, aby przestała ją tak podle dręczyć i przeszła do konkretów. I tak oto drapieżnik zmienił się ofiarę, wilk w potulną owieczkę i takie tam. Bądź co bądź, ona też była człowiekiem i nie mogła się opierać przez całą wieczność.
Całe zadanie zostało jej ułatwione, gdy tylko Amerykanka przystopowała z pieszczotami tam na dole. I chociaż to rozanielenie nie schodziło z jej mordki i czasami z jej ust wyrywał się jakiś cichy jęk albo mruknięcie, albowiem Chloe dalej próbowała się jako-tako bronić, to teraz było jej znacznie łatwiej utrzymać względną trzeźwość umysłu, aby móc dalej działać. Jednocześnie zapaliła jej się w głowie zielona lampka ze świecącym na oczojebną zieleń napisem "kim jesteś? Jesteś zwycięzcą", co było co rusz potwierdzane przez jej ukochaną poprzez wszystkie jej rozkoszne reakcje na pieszczoty. Skoro to działało, to dlaczego miałaby przestać? Jeszcze by się Chlor rozmyślił i znowu zaczęłaby zadręczać biedną Sig, a to było wręcz niedopuszczalne! Dlatego też kontynuowała bawienie się tam na dole oraz męczenie jej szyi na wszelkie możliwe sposoby, choć z czasem robiła to trochę mniej, hm, natarczywie, no bo ileż można! Nie chciała doprowadzić swojego chochlika do kompletnego szaleństwa. Wystarczało jej to, że jej ukochana wydawała się być już naprawdę mocno pobudzona i rozanielona, nawet, jeśli próbowała grać niezadowoloną z obecnego stanu rzeczy. Nie muszę wspominać, że kompletnie jej się to nie udawało, prawda? W każdym razie, gdy tylko poczuła, że Chlorowa łapka robi odwrót taktyczny, już wiedziała, że zbliża się do kresu jej możliwości i na moment oderwała się od jej szyi, aby móc się samolubnie napawać tym widokiem. Zaraz po tym objęła swojego skarba obiema łapkami i pogłaskała ją czule po pleckach. Zachichotała cicho na jej słowa i nachyliła się nieco nad jej twarzyczką.
-I nie zapominaj, kto to zaczął- szepnęła ukochanej na ucho i cmoknęła jej totalnie zburaczały polik. Sigrunn zdawała się w ogóle nie przejmować tym pięknym epitetem rzuconym w jej kierunku ani resztą tej jakże poważnej wypowiedzi. Że niby miała to wziąć na serio czy coś? Hehe, nie. Od przyjemności jeszcze nikt nie umarł. Nie licząc zaćpania się na śmierć albo utonięcia w wielkiej kadzi piwa, bo to się nie liczy.
Po chwili wszystkie myśli o jakichkolwiek przyjemnościach poszły się chędożyć, albowiem sama znowu poczuła łapkę Chloe błądzącą tam, gdzie nie powinna. Norweżka momentalnie się wyprostowała jak struna i wydała z siebie niezadowolony pomruk, wręcz mówiący "zabieraj łapy i daj mi spokój", ale po jej twarzy było widać coś całkowicie innego. Wręcz posłała białowłosej błagalne spojrzenie, aby przestała ją tak podle dręczyć i przeszła do konkretów. I tak oto drapieżnik zmienił się ofiarę, wilk w potulną owieczkę i takie tam. Bądź co bądź, ona też była człowiekiem i nie mogła się opierać przez całą wieczność.
Albo śmierć przez utonięcie w kadzi z płynną czekoladą. Totalny raj, zwłaszcza dla takiego smakosza słodkości, jakim była Siggy. No serio, kto by tak nie chciał zginąć? Oczywiście po spełnieniu wszystkich swoich marzeń i tak dalej, zaliczenia całego życia, ot co. Po co umierać ze starości, jak można się utopić w słodkości? Ale mniejsza.
Nie pozwoliła Siggy długo cieszyć się jej wygraną. Choć i tak już swojego stołka nie odzyska, to jednak da jej solidną nauczkę. Łolaboga, się zachowują jakby ich związek był jedną wielką wojną. Więc serio coś jest w tym, że w miłości jak na wojnie! Wszystkie chwyty dozwolone... Również te, przez które na polikach Chloe wypełzały te nieznośne rumieńce. A żeby tylko na nich, a nie na całej mordce! Mimowolnie zachichotała pod nosem, słysząc i widząc reakcję ukochanej na szybki kontratak Amerykanki. Co jak co, ale nie da opaść emocjom, trzeba podtrzymać przyjemny klimat, no i najważniejsze, jak mogłaby dać tej mendzie kazać czekać na należytą rozkosz?
Przewróciła ślepiami, głupio myśląc, że mała gra wstępna przed daniem głównym jest tutaj na miejscu. Widać Siggy już się wystarczająco nachapała przystawek, ohoho. Tak więc, nie pozwalając dłużej na to, żeby jej ukochana dalej patrzyła na nią tak cudownie błagalnymi ślepiami (Chloe mogłaby tak na nią patrzeć non stop, takie to to urocze teraz było i całkowicie uległe!), weszła w nią dwoma paluszkami, którymi zaraz zaczęła wolno poruszać w przód i w tył. Przez cały ten czas wpatrywała się chamsko w twarzyczkę Norweżki, nie mogąc się wręcz oprzeć jej reakcjom. No booo! To był jeden z niewielu momentów, kiedy Siggy była taka potulna, rozkoszna i w ogóle taka słodziuchna do potęgi entej, że aż się wzroku nie dało oderwać! Wreszcie jednak zmusiła się do spuszczenia wzroku, ale tylko po to, by nieco doprawić już i tak tą zaistniałą pikanterię. Zmysłowo poruszając łapką tam w dole, drugą zawędrowała na pierś Norweżki, by paluszkami ją ugniatać i pieścić. Tymczasem podziałała również na górnym froncie, tj. chyba w akcie zemsty, lizała, delikatnie gryzła i wycałowywała całą szyję Sigrunn, jakby chcąc sprawić, że nagle i dla niej ta część ciała stanie się słabym punktem, żeby Chloe mogła doprowadzić ją do szaleństwa. Tak jak niemal dokonała tego Sig. Łapka na piersi przerzucała się co i rusz z jednej na drugą, zupełnie jakby nie chciała pozwolić, żeby Siggy czuła dyskomfort z tego powodu, iż pieszczona jest tylko jedna pierś! Chloe dobra dusza, zadba o wszystko!
Nie pozwoliła Siggy długo cieszyć się jej wygraną. Choć i tak już swojego stołka nie odzyska, to jednak da jej solidną nauczkę. Łolaboga, się zachowują jakby ich związek był jedną wielką wojną. Więc serio coś jest w tym, że w miłości jak na wojnie! Wszystkie chwyty dozwolone... Również te, przez które na polikach Chloe wypełzały te nieznośne rumieńce. A żeby tylko na nich, a nie na całej mordce! Mimowolnie zachichotała pod nosem, słysząc i widząc reakcję ukochanej na szybki kontratak Amerykanki. Co jak co, ale nie da opaść emocjom, trzeba podtrzymać przyjemny klimat, no i najważniejsze, jak mogłaby dać tej mendzie kazać czekać na należytą rozkosz?
Przewróciła ślepiami, głupio myśląc, że mała gra wstępna przed daniem głównym jest tutaj na miejscu. Widać Siggy już się wystarczająco nachapała przystawek, ohoho. Tak więc, nie pozwalając dłużej na to, żeby jej ukochana dalej patrzyła na nią tak cudownie błagalnymi ślepiami (Chloe mogłaby tak na nią patrzeć non stop, takie to to urocze teraz było i całkowicie uległe!), weszła w nią dwoma paluszkami, którymi zaraz zaczęła wolno poruszać w przód i w tył. Przez cały ten czas wpatrywała się chamsko w twarzyczkę Norweżki, nie mogąc się wręcz oprzeć jej reakcjom. No booo! To był jeden z niewielu momentów, kiedy Siggy była taka potulna, rozkoszna i w ogóle taka słodziuchna do potęgi entej, że aż się wzroku nie dało oderwać! Wreszcie jednak zmusiła się do spuszczenia wzroku, ale tylko po to, by nieco doprawić już i tak tą zaistniałą pikanterię. Zmysłowo poruszając łapką tam w dole, drugą zawędrowała na pierś Norweżki, by paluszkami ją ugniatać i pieścić. Tymczasem podziałała również na górnym froncie, tj. chyba w akcie zemsty, lizała, delikatnie gryzła i wycałowywała całą szyję Sigrunn, jakby chcąc sprawić, że nagle i dla niej ta część ciała stanie się słabym punktem, żeby Chloe mogła doprowadzić ją do szaleństwa. Tak jak niemal dokonała tego Sig. Łapka na piersi przerzucała się co i rusz z jednej na drugą, zupełnie jakby nie chciała pozwolić, żeby Siggy czuła dyskomfort z tego powodu, iż pieszczona jest tylko jedna pierś! Chloe dobra dusza, zadba o wszystko!
Doprawdy, to cud, że jeszcze nie walczą na noże, tudzież na jakąś cięższą broń, żeby wywalczyć sobie dominację i że nie biją się na pięści, by tylko się zemścić! Póki co ów wojna polegała na, ha, bardzo niewinnych gestach i uroczych przekomarzankach, więc no. Mogło być gorzej.
Mała gra wstępna? A czy Chloe myślała o małej grze wstępnej, gdy wcześniej zdecydowała, że fajnie będzie, jak tak nagle i niespodziewanie po prostu sobie wejdzie w biedną i niczego nie spodziewającą się Norweżkę? Śmiem w to wątpić, ale co ja tam wiem. W każdym razie, już ją na tyle ta Chlorowa menda rozpaliła, że gdyby miała czekać choćby i minutę dłużej, to chyba przeszłaby do czynów i sama wymęczyłaby ukochaną tak, że nie mogłaby chodzić przez tydzień. No i kto by pomyślał, że z tej Sigrunn taki niewyżyty perwers... Ona wcale nie jest taka na co dzień, ale jak ją Chlor nakręca i kusi, to nie ma co się dziwić, że czasami takie diablę z niej wyjdzie, no.
W każdym razie, z jej ust wyrwał się krótki, urywany jęk, gdy tylko poczuła paluszki Amerykanki w sobie. Zaraz zakryła łapą twarz na tyle, na ile mogła, żeby jej ukochana nie mogła patrzeć na jej zaróżowioną i rozanieloną mordkę. Nie ma na co patrzeć, proszę się rozejść. Zabrała ją dopiero wtedy, kiedy Chlorowi najwidoczniej znudziło się bezczelne wpatrywanie się w reakcje Norweżki. Drugą łapką powoli przejechała po kręgosłupie białowłosej, żeby wreszcie dotrzeć do jej karku, który zaczęła masować i leciutko drapać. I o ile wcześniej była w stanie utrzymać jeszcze względną trzeźwość umysłu, to gdy tylko Chloe zaczęła się podle mścić na jej szyi i piersiach, Sig kompletnie wymiękła. Jedyne, co była w stanie zrobić, to lekko odchylić łeb do tyłu, aby pozwolić ukochanej działać oraz lekko przymknąć ślepia i delikatnie poruszać biodrami, aby móc się w pełni napawać doznaniami. Przez cały czas nie mogła się powstrzymać od mniej lub bardziej cichych jęków, westchnień i zadowolonych pomruków. Chloe chyba za dobrze wiedziała, co zrobić, żeby zrobić z umysłu Sigrunn papkę dla niemowlaków i doprowadzić ją do stanu bardzo bliskiego szaleństwu. Ot, teraz można było robić z nią to, co się chciało, łącznie z zaciągnięciem do ciemnej piwnicy z małymi kotkami, a ona i tak nie zauważyłaby większej różnicy, tak bardzo biedna odpłynęła!
Mała gra wstępna? A czy Chloe myślała o małej grze wstępnej, gdy wcześniej zdecydowała, że fajnie będzie, jak tak nagle i niespodziewanie po prostu sobie wejdzie w biedną i niczego nie spodziewającą się Norweżkę? Śmiem w to wątpić, ale co ja tam wiem. W każdym razie, już ją na tyle ta Chlorowa menda rozpaliła, że gdyby miała czekać choćby i minutę dłużej, to chyba przeszłaby do czynów i sama wymęczyłaby ukochaną tak, że nie mogłaby chodzić przez tydzień. No i kto by pomyślał, że z tej Sigrunn taki niewyżyty perwers... Ona wcale nie jest taka na co dzień, ale jak ją Chlor nakręca i kusi, to nie ma co się dziwić, że czasami takie diablę z niej wyjdzie, no.
W każdym razie, z jej ust wyrwał się krótki, urywany jęk, gdy tylko poczuła paluszki Amerykanki w sobie. Zaraz zakryła łapą twarz na tyle, na ile mogła, żeby jej ukochana nie mogła patrzeć na jej zaróżowioną i rozanieloną mordkę. Nie ma na co patrzeć, proszę się rozejść. Zabrała ją dopiero wtedy, kiedy Chlorowi najwidoczniej znudziło się bezczelne wpatrywanie się w reakcje Norweżki. Drugą łapką powoli przejechała po kręgosłupie białowłosej, żeby wreszcie dotrzeć do jej karku, który zaczęła masować i leciutko drapać. I o ile wcześniej była w stanie utrzymać jeszcze względną trzeźwość umysłu, to gdy tylko Chloe zaczęła się podle mścić na jej szyi i piersiach, Sig kompletnie wymiękła. Jedyne, co była w stanie zrobić, to lekko odchylić łeb do tyłu, aby pozwolić ukochanej działać oraz lekko przymknąć ślepia i delikatnie poruszać biodrami, aby móc się w pełni napawać doznaniami. Przez cały czas nie mogła się powstrzymać od mniej lub bardziej cichych jęków, westchnień i zadowolonych pomruków. Chloe chyba za dobrze wiedziała, co zrobić, żeby zrobić z umysłu Sigrunn papkę dla niemowlaków i doprowadzić ją do stanu bardzo bliskiego szaleństwu. Ot, teraz można było robić z nią to, co się chciało, łącznie z zaciągnięciem do ciemnej piwnicy z małymi kotkami, a ona i tak nie zauważyłaby większej różnicy, tak bardzo biedna odpłynęła!
Zemsta jest słodka niczym miód na ciele Siggy. Gdyby tylko ten miód miała... No nic, jakieś whisky też by mogło być. Albo szampan, którego gdzieś do licha ciemnego wcięło. No, Chloe będzie musiała załatwić to i owo, jak już skończy z tą tu niewyżytą i spragnioną wrażeń istotką. A nie zapowiada się, żeby szybko miała dość.
No dobra, grę wstępną miały za sobą już w pokoju w sumie. Krótka, ale zawsze jakaś, następnym razem się bardziej postara! Ach, te dzikie żądze czasami biorą nad człowiekiem górę i ni chuja nie idzie je opanować. Ale to już o Chlorze wiemy. I o Sig też, hehe. Z tej strony, to trzeba przyznać, że Chlora zaskoczyła. Nigdy by nie pomyślała, że to takie niewyżyte i kochane jest, no! Z dnia na dzień poznaje swoją ukochaną coraz lepiej i to jest naprawdę wspaniałe. Móc dowiedzieć się o tej mendzie czegoś nowego i ewentualnie wykorzystać to jako groźbę za seks, czy coś. Niee, wcale by tego Klołi nie zrobiła. To nie dla niej. Tak. Na pewno.
Kiedy w końcu zrobiła na szyi Sig milion pięćset sto dziewięćset malinek, opuściła łeb, pochylając się mocno, by swobodnie dojść do piersi Norweżki. Zastąpiła łapkę własnymi ustami i tak się zaczęło nadgryzanie, lizanie oraz ssanie piersi ukochanej. No co, musi ją trochę pomęczyć! Dzięki temu może dozna tego zaszczytu, jakim jest wytrysk u kobiety! ...Nie, dobra, stahp. To idzie za daleko.
Poruszała dwoma paluszkami dosyć szybko w przód i w tył, co jakiś czas zwalniając do ślimaczego tempa, jakby chcąc tak doprowadzić Sig do istnego szaleństwa. Druga łapka, wolna od piersi Norweżki, wylądowała na jej udzie, masując je blisko głównej atrakcji ich zabawy. Dłuższą chwilę nie robiła nic innego. jak ssanie piersi Sig i robienie jej dobrze paluszkami, aż nagle odsunęła mordkę i zabrała łapki spomiędzy ud dziewczyny, po czym spojrzała na nią z totalnie rozbrajającą miną i dziwnym błyskiem w oczku.
- Usiądź na krawędzi jacuzzi, przodem do mnie - wymruczała swoją małą prośbę, wzrokiem przepraszając jednocześnie Siggy, że tak nagle przerwała pieszczoty. Ale uwierzcie mi, może być lepiej. Tylko chiński sprzedawca jaj mógłby to przewiedzieć. I każdy, kto zna Chlora. No proszę, wszyscy wiemy, co ta menda chce zrobić. Ale czy się Sig zgodzi?
No dobra, grę wstępną miały za sobą już w pokoju w sumie. Krótka, ale zawsze jakaś, następnym razem się bardziej postara! Ach, te dzikie żądze czasami biorą nad człowiekiem górę i ni chuja nie idzie je opanować. Ale to już o Chlorze wiemy. I o Sig też, hehe. Z tej strony, to trzeba przyznać, że Chlora zaskoczyła. Nigdy by nie pomyślała, że to takie niewyżyte i kochane jest, no! Z dnia na dzień poznaje swoją ukochaną coraz lepiej i to jest naprawdę wspaniałe. Móc dowiedzieć się o tej mendzie czegoś nowego i ewentualnie wykorzystać to jako groźbę za seks, czy coś. Niee, wcale by tego Klołi nie zrobiła. To nie dla niej. Tak. Na pewno.
Kiedy w końcu zrobiła na szyi Sig milion pięćset sto dziewięćset malinek, opuściła łeb, pochylając się mocno, by swobodnie dojść do piersi Norweżki. Zastąpiła łapkę własnymi ustami i tak się zaczęło nadgryzanie, lizanie oraz ssanie piersi ukochanej. No co, musi ją trochę pomęczyć! Dzięki temu może dozna tego zaszczytu, jakim jest wytrysk u kobiety! ...Nie, dobra, stahp. To idzie za daleko.
Poruszała dwoma paluszkami dosyć szybko w przód i w tył, co jakiś czas zwalniając do ślimaczego tempa, jakby chcąc tak doprowadzić Sig do istnego szaleństwa. Druga łapka, wolna od piersi Norweżki, wylądowała na jej udzie, masując je blisko głównej atrakcji ich zabawy. Dłuższą chwilę nie robiła nic innego. jak ssanie piersi Sig i robienie jej dobrze paluszkami, aż nagle odsunęła mordkę i zabrała łapki spomiędzy ud dziewczyny, po czym spojrzała na nią z totalnie rozbrajającą miną i dziwnym błyskiem w oczku.
- Usiądź na krawędzi jacuzzi, przodem do mnie - wymruczała swoją małą prośbę, wzrokiem przepraszając jednocześnie Siggy, że tak nagle przerwała pieszczoty. Ale uwierzcie mi, może być lepiej. Tylko chiński sprzedawca jaj mógłby to przewiedzieć. I każdy, kto zna Chlora. No proszę, wszyscy wiemy, co ta menda chce zrobić. Ale czy się Sig zgodzi?
Niewyżyta? Ciekawe przez kogo! No bo powiedzmy sobie wprost: gdyby nie Chlor, jej niewyżycie i zboczenie nie osiągnęłoby aż takiego poziomu. To ta menda ją tak nakręcała, kusiła i w ogóle budziła w niej różnorakie "dzikie żądze". Nikt, absolutnie nikt nie byłby w stanie jej się oprzeć. No, przynajmniej w taki sposób Sig- ta, która nie mogła się opanować już od pierwszego ich spotkania- tłumaczyła sobie to, jak ten białowłosy chochlik na nią działał. Zwłaszcza wtedy, gdy był całkowicie nagi i już miał na celu doprowadzenie Norweżki do szału, tudzież do czegoś innego. Następnym razem to się nie powtórzy! Tatatata, jasne. Następnym razem będzie pewnie identycznie. No, chociaż może bez jacuzzi.
Tymczasem, jeśli Chloe serio chciała doprowadzić ją do szału, to była na bardzo dobrej drodze do celu. Nie była w stanie skupić się na niczym na dłuższą chwilę przez to, co Amerykanka wyrabiała tam na dole. Może dlatego umknął jej fakt, że jej szyja została oznakowana jak bydło, ale w znacznie przyjemniejszy i raczej bezbolesny sposób. Mruknęła coś niezadowolona, gdy tylko jej ukochana zaczęła męczyć jej piersi, ale jedno było absolutnie pewne- w tym momencie było jej diabelsko dobrze. Nawet, jeśli Chloe obrała sobie za cel doprowadzenie ją do szału, to jedyne, do czego póki co ją doprowadzała, to totalna ekstaza i to było po biednej Siggy widać jak na dłoni. Gorzej niż na dragach!
Aż nagle wszystko jakby ustało.
Co jest, kurwa.
Z jej gardła wyrwał się ostatni, brzmiący wyjątkowo żałośnie jęk. To było bardzo w stylu Chlora. Już nie pierwszy raz ta menda doprowadzała ją do takiego stanu, a potem nagle przerywała! I za każdym razem później działo się coś jeszcze bardziej niespodziewanego. O ile powodem przerwy nie był wjazd Miśka na jej chatę czy coś. Uchyliła powieki i spojrzała w te tak cudownie lśniące, akwamarynowe ślepia i tę słodką minkę...
"Usiądź na krawędzi jacuzzi, przodem do mnie."
Wspomniałam, że w tym stanie zrobiłaby absolutnie wszystko, o co by ją poproszono, łącznie z wejściem do ciemnej piwnicy celem oglądania małych kotków? Dodajcie do tego tę minkę, błyszczące oczka i Chlorowe mruczenie. Oparlibyście się? Sig nie była w stanie. Nie siląc się na jakiekolwiek myślenie czy rozważanie za i przeciw, po prostu posłusznie spełniła prośbę ukochanej. Dopiero po chwili, gdy już siedziała na brzegu jacuzzi, jej mózg obudził się z tego popieprzonego letargu i zaczął działać.
-Chloe, Ty chyba nie chcesz...- sapnęła, nie mając już kompletnie siły psychicznej ani fizycznej na dokończenie zdania. Wszyscy wiemy, co chciała przekazać. Ale nie wyraziła ani zgody, ani sprzeciwu! Może dlatego, że było jej już absolutnie wszystko jedno. Jej mózg i tak już był rozciapany do poziomu najbardziej paćkowatej paćki, więc nie sprzeciwiałaby się za bardzo, gdyby Chloe chciała go jeszcze bardziej rozpaćkać.
Tymczasem, jeśli Chloe serio chciała doprowadzić ją do szału, to była na bardzo dobrej drodze do celu. Nie była w stanie skupić się na niczym na dłuższą chwilę przez to, co Amerykanka wyrabiała tam na dole. Może dlatego umknął jej fakt, że jej szyja została oznakowana jak bydło, ale w znacznie przyjemniejszy i raczej bezbolesny sposób. Mruknęła coś niezadowolona, gdy tylko jej ukochana zaczęła męczyć jej piersi, ale jedno było absolutnie pewne- w tym momencie było jej diabelsko dobrze. Nawet, jeśli Chloe obrała sobie za cel doprowadzenie ją do szału, to jedyne, do czego póki co ją doprowadzała, to totalna ekstaza i to było po biednej Siggy widać jak na dłoni. Gorzej niż na dragach!
Aż nagle wszystko jakby ustało.
Co jest, kurwa.
Z jej gardła wyrwał się ostatni, brzmiący wyjątkowo żałośnie jęk. To było bardzo w stylu Chlora. Już nie pierwszy raz ta menda doprowadzała ją do takiego stanu, a potem nagle przerywała! I za każdym razem później działo się coś jeszcze bardziej niespodziewanego. O ile powodem przerwy nie był wjazd Miśka na jej chatę czy coś. Uchyliła powieki i spojrzała w te tak cudownie lśniące, akwamarynowe ślepia i tę słodką minkę...
"Usiądź na krawędzi jacuzzi, przodem do mnie."
Wspomniałam, że w tym stanie zrobiłaby absolutnie wszystko, o co by ją poproszono, łącznie z wejściem do ciemnej piwnicy celem oglądania małych kotków? Dodajcie do tego tę minkę, błyszczące oczka i Chlorowe mruczenie. Oparlibyście się? Sig nie była w stanie. Nie siląc się na jakiekolwiek myślenie czy rozważanie za i przeciw, po prostu posłusznie spełniła prośbę ukochanej. Dopiero po chwili, gdy już siedziała na brzegu jacuzzi, jej mózg obudził się z tego popieprzonego letargu i zaczął działać.
-Chloe, Ty chyba nie chcesz...- sapnęła, nie mając już kompletnie siły psychicznej ani fizycznej na dokończenie zdania. Wszyscy wiemy, co chciała przekazać. Ale nie wyraziła ani zgody, ani sprzeciwu! Może dlatego, że było jej już absolutnie wszystko jedno. Jej mózg i tak już był rozciapany do poziomu najbardziej paćkowatej paćki, więc nie sprzeciwiałaby się za bardzo, gdyby Chloe chciała go jeszcze bardziej rozpaćkać.
Następnym razem będzie tak samo, a jakże! W końcu Chloe ma tę moc robienia z mózgu Sig papkę dla niemowlaków, ewentualnie owocowy dżemik bez kawałków owoców. Tak, bardzo. Oczywiście działało to w obie strony, bo prócz Sig na świecie nie było osoby, która mogłaby okiełznać Chlorowego potwora grozy i zboczenia seksualnego. Z jednej strony Sigrunn koiła wszelkie smuty, bóle i złości Chloe, z drugiej jednak była dla niej także czymś w rodzaju płachty na byka. Może dlatego, że jak już dochodziło co do czego (jak sytuacja załączona na widzianym obrazku), to po prostu Siggy pozwalała tej chorej wariatce na wszystko, co jej do łba przyszło! No, jak na razie żadna ze stron nie miała nic przeciwko temu, ba, Sig się wręcz rozpływała z nadmiaru przyjemności. Lada chwila, a chyba odleci jak na grzybkach i marihuanie razem wziętych.
Chlor nawet nie miała świadomości tego, jaką władzę teraz posiadała, ohoho! Może to i lepiej. Kij wie, co by jej jeszcze do łba przypełzło, złego i niedobrego. No, znając ją, to na pewno byłoby to coś w cholerę zaskakującego, dziwacznego, ale zarazem w pizdu przyjemnego! Teraz po prostu uwierzyła w to, iż Sig zlitowała się nad swoją ukochaną i spełniła jej prośbę. Także dlatego, że jak na razie Chloe nie pozwoliła jej osiągnąć pełni szczęścia. Kwestia czasu, kiedy ta menda odkryje swoje nowe moce, tak.
Jak tylko Siggy usiadła na brzegu jacuzzi, Amerykanka zbliżyła się do niej. Na słowa ukochanej tylko wyszczerzyła chytrze ząbki, posyłając swojej dziewczynie diabelski uśmieszek. Już to zrobiła, nie ma odwrotu! Zresztą, ktoś tu musi ją jeszcze zaspokoić, nie? Przecie tak Norweżki nie zostawi! Oblizała się kusząco, spoglądając na twarz ukochanej tymi swoimi ślepiami, które wręcz iskrzyły się jak dwa płomyki. Oj, chyba nie mogła się doczekać tego, co zamierzała zrobić! Wpierw jednak złożyła kilka pocałunków na udach ukochanej, w międzyczasie podtrzymując ciepło między nimi, gładząc ją delikatnie po intymności. Co i rusz wchodziła w nią paluszkiem, aż w końcu zawarczała cicho pod nosem i przysunęła mordkę, coby zacząć ostatnie show. Nie wycofując łapy, lizała Siggy tam w dole, skupiając się na dokładnym pieszczeniu łechtaczki. Palcem dalej działała, wchodząc w ukochaną powoli, niespiesznie, bardziej chcąc dać jej przyjemność językiem, a nie owym paluszkiem. Co jakiś czas zerkała w górę na reakcję Norweżki, która bądź co bądź, na pewniaka była ciekawa.
Musi częściej wykorzystywać chwile słabości swojej ukochanej, bo wychodzi na tym wyjebiście dobrze. Nie licząc tego, że i Sig ma z tego plusy. Żeby tylko je!
Chlor nawet nie miała świadomości tego, jaką władzę teraz posiadała, ohoho! Może to i lepiej. Kij wie, co by jej jeszcze do łba przypełzło, złego i niedobrego. No, znając ją, to na pewno byłoby to coś w cholerę zaskakującego, dziwacznego, ale zarazem w pizdu przyjemnego! Teraz po prostu uwierzyła w to, iż Sig zlitowała się nad swoją ukochaną i spełniła jej prośbę. Także dlatego, że jak na razie Chloe nie pozwoliła jej osiągnąć pełni szczęścia. Kwestia czasu, kiedy ta menda odkryje swoje nowe moce, tak.
Jak tylko Siggy usiadła na brzegu jacuzzi, Amerykanka zbliżyła się do niej. Na słowa ukochanej tylko wyszczerzyła chytrze ząbki, posyłając swojej dziewczynie diabelski uśmieszek. Już to zrobiła, nie ma odwrotu! Zresztą, ktoś tu musi ją jeszcze zaspokoić, nie? Przecie tak Norweżki nie zostawi! Oblizała się kusząco, spoglądając na twarz ukochanej tymi swoimi ślepiami, które wręcz iskrzyły się jak dwa płomyki. Oj, chyba nie mogła się doczekać tego, co zamierzała zrobić! Wpierw jednak złożyła kilka pocałunków na udach ukochanej, w międzyczasie podtrzymując ciepło między nimi, gładząc ją delikatnie po intymności. Co i rusz wchodziła w nią paluszkiem, aż w końcu zawarczała cicho pod nosem i przysunęła mordkę, coby zacząć ostatnie show. Nie wycofując łapy, lizała Siggy tam w dole, skupiając się na dokładnym pieszczeniu łechtaczki. Palcem dalej działała, wchodząc w ukochaną powoli, niespiesznie, bardziej chcąc dać jej przyjemność językiem, a nie owym paluszkiem. Co jakiś czas zerkała w górę na reakcję Norweżki, która bądź co bądź, na pewniaka była ciekawa.
Musi częściej wykorzystywać chwile słabości swojej ukochanej, bo wychodzi na tym wyjebiście dobrze. Nie licząc tego, że i Sig ma z tego plusy. Żeby tylko je!
Może to dobrze, że Chlor nie do końca zdawał sobie sprawę ze swoich supermocy, które nie dość, że pozwalały na kompletne podporządkowanie sobie Sig, to jeszcze zamieniały ją w niezwykle potulne i grzeczne stworzenie. Może jeszcze w szalenie zboczone, ale o tym przecież panna Price zdążyła się przekonać, w przeciwieństwie do swoich pozostałych zdolności. Kij wie, co ta menda zrobiłaby, gdyby już odkryła, że może zrobić z Norweżką prawie wszystko, jeśli tylko doprowadzi ją do odpowiedniego stanu! Jedno było absolutnie pewna- jej dziewczyna na dziewięćdziesiąt procent nie kiwnęłaby palcem, żeby w jakiś sposób przeszkodzić Chlorowemu potworowi grozy i zboczenia. Chyba, że ta wymyśliłaby coś tak kompletnie popierdolonego, że nawet Sigrunn uznałaby to za srogie przejęcie gorsze od "Pięćdziesięciu twarzy Grey'a" i wszystkich pozycji kamasutry razem wziętych.
Gdy tylko spostrzegła ten uśmieszek, już wiedziała, jak bardzo głupie było jej pytanie. Oczywiście, że ona chciała to zrobić. Wystarczyło spojrzeć na twarz tego perwersa, by zobaczyć, iż chyba by się poćwiartowała, gdyby jednak coś przeszkodziło jej w realizacji tego popieprzonego planu doprowadzenia Norweżki do palpitacji serca. No, może nie do końca do tego, ale ćśś. Oparła się jedną łapą o krawędź jacuzzi, a drugą przeniosła na kark ukochanej, który zaczęła lekko masować, miziać i drapać. Nie mogła się powstrzymać od tego, żeby spoglądać na wyczyny białowłosej, a raczej na wstęp do owych, ponieważ gdy ta tylko przeszła do meritum, Sig uniosła nieco łeb i zamruczała przeciągle, mrużąc nieco ślepia. Oj tak, Chloe wiedziała co robić i gdzie podręczyć, żeby dziewczynie się zrobiło dobrze i przyjemnie. Śmiem nawet twierdzić, że jeszcze lepiej i przyjemniej, niż gdy Amerykanka męczyła ją samymi paluszkami i o tym najlepiej mógł się przekonać Chlorowy kark, w który ciemnowłosej zdarzało się lekko wbić pazurki, gdy tylko Klołi trafiła na jakiś czulszy punkt. Generalnie Sigrunn znowu powróciła do tego kotopodobnego stanu polegającego na ukesiowemu poddawaniu się pieszczotom wszelakim i odwdzięczaniu się w pomrukach, westchnięciach i jęknięciach. Nie trwało to jednak jakoś szczególnie długo, ponieważ Norweżka była już cholernie wymęczona przez swoją ukochaną i jej poprzednie wyczyny, a i te aktualne należały do dość mocno intensywnych. Po jakimś czasie poczuła, że naprawdę ma już serdecznie dość zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym, bo paćkowatość jej umysłu osiągała jakieś apogeum przez to lizanko, nie mówiąc już o tym, co czuło jej ciało. W pewnym momencie po prostu spięła się, wyprostowała jak struna i jęknęła ciut głośniej, niż dotychczas. Po tym zabrała łapę z karku ukochanej i przetarła nią sobie twarz. Dwie sekundy na powrót do rzeczywistości, tak. Po tym nieco odsunęła od siebie Chlora, z powrotem wpełzła do wody i przytuliła się do tej podłej, zboczonej mendy, opatulając ją łapami tak, jakby za Chiny nie chciała pozwolić jej pójść sobie czy coś. Tak wtulona w ukochaną, a właściwie to w jej cycki, mamrotała i warczała pod nosem jakieś bluzgi, dalej dysząc niemiłosiernie po tym wszystkim i nawet trochę trzęsąc się jak chihuahua jakaś. Wreszcie jednak uniosła nieco łeb i wbiła absolutnie maślane spojrzenie w twarzyczkę Chloe.
-Kocham cię, głupku- mruknęła i ucałowała ją w polik, po czym jakby trochę się zamyśliła. -I zjadłabym pizzę- dodała po chwili i błysnęła ząbkami w szerokim uśmiechu. No tak, bo przecież po udanym seksie nadszedł czas na fajki i żarcie. To oznaczało też powrót normalnej, nie-ukesiowatej Sigrunn! Weselmy się i radujmy, tak.
Gdy tylko spostrzegła ten uśmieszek, już wiedziała, jak bardzo głupie było jej pytanie. Oczywiście, że ona chciała to zrobić. Wystarczyło spojrzeć na twarz tego perwersa, by zobaczyć, iż chyba by się poćwiartowała, gdyby jednak coś przeszkodziło jej w realizacji tego popieprzonego planu doprowadzenia Norweżki do palpitacji serca. No, może nie do końca do tego, ale ćśś. Oparła się jedną łapą o krawędź jacuzzi, a drugą przeniosła na kark ukochanej, który zaczęła lekko masować, miziać i drapać. Nie mogła się powstrzymać od tego, żeby spoglądać na wyczyny białowłosej, a raczej na wstęp do owych, ponieważ gdy ta tylko przeszła do meritum, Sig uniosła nieco łeb i zamruczała przeciągle, mrużąc nieco ślepia. Oj tak, Chloe wiedziała co robić i gdzie podręczyć, żeby dziewczynie się zrobiło dobrze i przyjemnie. Śmiem nawet twierdzić, że jeszcze lepiej i przyjemniej, niż gdy Amerykanka męczyła ją samymi paluszkami i o tym najlepiej mógł się przekonać Chlorowy kark, w który ciemnowłosej zdarzało się lekko wbić pazurki, gdy tylko Klołi trafiła na jakiś czulszy punkt. Generalnie Sigrunn znowu powróciła do tego kotopodobnego stanu polegającego na ukesiowemu poddawaniu się pieszczotom wszelakim i odwdzięczaniu się w pomrukach, westchnięciach i jęknięciach. Nie trwało to jednak jakoś szczególnie długo, ponieważ Norweżka była już cholernie wymęczona przez swoją ukochaną i jej poprzednie wyczyny, a i te aktualne należały do dość mocno intensywnych. Po jakimś czasie poczuła, że naprawdę ma już serdecznie dość zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym, bo paćkowatość jej umysłu osiągała jakieś apogeum przez to lizanko, nie mówiąc już o tym, co czuło jej ciało. W pewnym momencie po prostu spięła się, wyprostowała jak struna i jęknęła ciut głośniej, niż dotychczas. Po tym zabrała łapę z karku ukochanej i przetarła nią sobie twarz. Dwie sekundy na powrót do rzeczywistości, tak. Po tym nieco odsunęła od siebie Chlora, z powrotem wpełzła do wody i przytuliła się do tej podłej, zboczonej mendy, opatulając ją łapami tak, jakby za Chiny nie chciała pozwolić jej pójść sobie czy coś. Tak wtulona w ukochaną, a właściwie to w jej cycki, mamrotała i warczała pod nosem jakieś bluzgi, dalej dysząc niemiłosiernie po tym wszystkim i nawet trochę trzęsąc się jak chihuahua jakaś. Wreszcie jednak uniosła nieco łeb i wbiła absolutnie maślane spojrzenie w twarzyczkę Chloe.
-Kocham cię, głupku- mruknęła i ucałowała ją w polik, po czym jakby trochę się zamyśliła. -I zjadłabym pizzę- dodała po chwili i błysnęła ząbkami w szerokim uśmiechu. No tak, bo przecież po udanym seksie nadszedł czas na fajki i żarcie. To oznaczało też powrót normalnej, nie-ukesiowatej Sigrunn! Weselmy się i radujmy, tak.
Widać gołym okiem było, że Sigeł bawi się o wiele lepiej, niż jeszcze chwilę temu. Szkoda, że od razu o tym Chlor nie pomyślał! Biedna Sig, nie mogła cieszyć się taką cudownością dłużej, bo jej ciało już domagało się końca! No nic, następnym razem Chloe na pewno wpadnie na to szybciej, o. Niech to będzie jej taka mała rekompensata za dzisiaj!
Zachichotała cicho takim typowym, chochlikowym głosem swoje słynne "Kihihihi". Nie pytajcie, czemu tak. Tak, bo już (typowa kobieca odpowiedź). Wyciągnęła niemal od razu łapy ku ukochanej, która wróciła do wody, ba, od razu prosto w ramiona Chlora. Z debilnym bananem na mordce, Amerykanka tuliła swoją Norweżkę, gładząc ją leciutko po plecach, by po tym poczochrać nieco jej, już i tak potargane, włosy. Nie omieszkała się także muskać wargami jej czoła! Tak mogłaby siedzieć do rana, o. Nic więcej do szczęścia Klołi nie było trzeba, bo po co? Teraz miała wszystko!
- Też Cię kocham, chihuahua - wymruczała czule, szczerząc się jak głupi do sera, taka to była radość! Inaczej nie można było, no. Chloe chyba normalnie osiągnęła jakąś pełnię szczęścia w tym momencie, bo dopiero po chwili do jej móżdżku dotarło słowo "pizza". Oblizała się i aż jej w brzuchu zaburczało w sumie.
- Teraz to mi podwójnego smaka narobiłaś - mruknęła, posyłając ukochanej lubieżne spojrzenie i oblizując się raz jeszcze, jakby chcąc podkreślić, co ma na myśli.
Obejrzała się na drzwi do domku, potem na Sig i tak jeszcze dwie rundki wzrokiem zrobiła. Zajęczała żałośnie na wieść, że telefon jest w środku.
- Nie chce mi się - burknęła pod nosem, wciskając mordę w szyję ukochanej na moment. W końcu zdecydowała się ruszyć swoją zacną dupę. Z niemałym trudem wygramoliła się z jacuzzi, metr za nią omal nie zabijając się przez własne gacie. Panie i panowie, oto wróciła stara dobra Chloe, która pięciu minut nie przeżyje bez odpierdolenia czegoś. Amen.
Wlazła do domku i po równo dwóch minutach wróciła z powrotem do Norweżki. Na szyi miała zarzucony ręcznik tak, że zasłaniał jej cycki, ale no... Tylko je zasłaniał, a dziewczyna nadal była goła. W jednej łapie trzymała drugi ręcznik, a w drugiej telefon przytknięty do ucha. Wyburczała jeszcze ni to gniewne, ni rozbawione "Macie pół godziny, albo nie ma kasy" i rozłączyła się.
- Pizza będzie niedługo - obwieściła radosną nowinę, po czym podeszła do jacuzzi i zatrzymała się z wyciągniętą ręka z ręcznikiem.
- Chcesz jeść tutaj czy w środku? - zapytała, trzęsąc już nieco tyłkiem na tym zimnie.
Zachichotała cicho takim typowym, chochlikowym głosem swoje słynne "Kihihihi". Nie pytajcie, czemu tak. Tak, bo już (typowa kobieca odpowiedź). Wyciągnęła niemal od razu łapy ku ukochanej, która wróciła do wody, ba, od razu prosto w ramiona Chlora. Z debilnym bananem na mordce, Amerykanka tuliła swoją Norweżkę, gładząc ją leciutko po plecach, by po tym poczochrać nieco jej, już i tak potargane, włosy. Nie omieszkała się także muskać wargami jej czoła! Tak mogłaby siedzieć do rana, o. Nic więcej do szczęścia Klołi nie było trzeba, bo po co? Teraz miała wszystko!
- Też Cię kocham, chihuahua - wymruczała czule, szczerząc się jak głupi do sera, taka to była radość! Inaczej nie można było, no. Chloe chyba normalnie osiągnęła jakąś pełnię szczęścia w tym momencie, bo dopiero po chwili do jej móżdżku dotarło słowo "pizza". Oblizała się i aż jej w brzuchu zaburczało w sumie.
- Teraz to mi podwójnego smaka narobiłaś - mruknęła, posyłając ukochanej lubieżne spojrzenie i oblizując się raz jeszcze, jakby chcąc podkreślić, co ma na myśli.
Obejrzała się na drzwi do domku, potem na Sig i tak jeszcze dwie rundki wzrokiem zrobiła. Zajęczała żałośnie na wieść, że telefon jest w środku.
- Nie chce mi się - burknęła pod nosem, wciskając mordę w szyję ukochanej na moment. W końcu zdecydowała się ruszyć swoją zacną dupę. Z niemałym trudem wygramoliła się z jacuzzi, metr za nią omal nie zabijając się przez własne gacie. Panie i panowie, oto wróciła stara dobra Chloe, która pięciu minut nie przeżyje bez odpierdolenia czegoś. Amen.
Wlazła do domku i po równo dwóch minutach wróciła z powrotem do Norweżki. Na szyi miała zarzucony ręcznik tak, że zasłaniał jej cycki, ale no... Tylko je zasłaniał, a dziewczyna nadal była goła. W jednej łapie trzymała drugi ręcznik, a w drugiej telefon przytknięty do ucha. Wyburczała jeszcze ni to gniewne, ni rozbawione "Macie pół godziny, albo nie ma kasy" i rozłączyła się.
- Pizza będzie niedługo - obwieściła radosną nowinę, po czym podeszła do jacuzzi i zatrzymała się z wyciągniętą ręka z ręcznikiem.
- Chcesz jeść tutaj czy w środku? - zapytała, trzęsąc już nieco tyłkiem na tym zimnie.
Póki co ta norweska menda była tak spełniona i szczęśliwa, że naprawdę wystarczyło jej do szczęścia to, że miała przy sobie Chlora. Kij z tym, że ten śmieszkował głupkowato i jeszcze bardziej targał jej i tak porządnie zdewastowane kudły. To nadal był jej Chlor, jej własne kochanie i szczęście, którego na chwilę obecną nie miała zamiaru wypuścić z łap, dopóki się nieco nie... uspokoi i nie ochłonie, tak. I później też nie, he. Takie z niej samolubne stworzenie, jeśli chodziło Amerykankę. No co poradzisz, nic nie poradzisz.
Parsknęła tylko na tą chihuahuę. No proszę, niby taki chodzący wpierdol, który za każdą taką odzywkę w swoją stronę reagował minimum wiązanką bluzgów, teraz był tak zmiękczony, że nawet chyba nie miał sił zareagować. Albo to krótkie wyznanie poprzedzające owe "wyzwisko" i ton, jakim Chloe to powiedziała spowodowały, że nie odebrała tego jako obrazy majestatu. Co ta miłość robi z porządnym człowiekiem, cholera. Dopiero następna kwestia rzucona przez jej ukochaną doszła do niej w pełni i aż zmarszczyła lekko brwi, gdy spojrzała na białowłosą, ale z jej ust nie schodził nieco głupawy uśmiech.
- No widzisz - odmruknęła tylko i ni stąd ni zowąd szczypnęła ząbkami Chlorową szyję i odsunęła się dopiero wtedy, gdy usłyszała ten żałosny jęk. Wtedy wyprostowała się i pogłaskała Amerykankę po plecach, gdy ta zaczęła marudzić.
- Idź, idź. Ja stawiam - mruknęła leniwie, na zasadzie "ale idź i zadzwoń, bo nie chce mi się ruszać dupy z ciepłego jacuzzi". Jakby całkiem umknął jej fakt, że przecież zostawiła swój telefon w kieszeni spodni, które leżały gdzieś najwyżej metr od nich, toteż obserwowała poczynania ukochanej, która nagle od niej zwiała. Prawie zeszła na zawał, gdy ta postanowiła się zabić o jakiś bliżej nieokreślony obiekt, którego Norweżka nie zauważyła, jednak upewniwszy się, że Chloe jednak przeżyła to starcie, mogła w spokoju zostać w jacuzzi i bezczelnie gapić się na sylwetkę swojej dziewczyny, powoli znikającej w domku. Wykorzystała te dwie minuty spokoju na zanurzenie się po sam czubek łba w cieplutkiej kipieli, a gdy wreszcie się wynurzyła, oparła się plecami o brzeg jacuzzi, odchyliła nieco głowę i zamknęła oczy. Ot, bez przyczyny, może dla relaksu i zebrania myśli. Nie odwróciła się ani nie otworzyła oczu nawet wtedy, gdy usłyszała głos Chloe. Jedyne, co zrobiła, to uśmiechnęła się ciut łobuzersko. Powieki uchyliła dopiero wtedy, kiedy usłyszała, że jej ukochana jest bardzo blisko i od razu ujrzała ten ręcznik zwisający tuż nad jej łbem. Wyciągnęła po niego rękę i odwróciła się w stronę panny Price.
- Na miejscu tych kolesi w pizzerii, naprawdę bym się przejęła - zaśmiała się krótko, spojrzała na Chlora i zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów, po czym oblizała się lubieżnie. Jakby jeszcze było jej mało wrażeń! Ale prócz cudownych widoków zauważyła coś jeszcze, a mianowicie to trzęsienie tyłkiem przy lekkich powiewach chłodnego, kanadyjskiego wiatru.
- I kto tu jest chihuahuą, hm? - spytała, gdy na jej usta wpełznął charakterystyczny dla niej ironiczny uśmieszek. Nie czekając na odpowiedź, wylazła z jacuzzi, lecz w przeciwieństwie do jej ukochanej, nie ociągała się z tym aż tak bardzo i nie zabiła się o nic po drodze. - Jasne, że w środku. Przecież widzę, że jesteś bliska hipotermii - prychnęła. Na niej samej ten chłód nie robił najmniejszego wrażenia. No co, no trochę zimno, ale co z tego. Potomkini Normanów odziedziczyła po nich temperaturową wytrzymałość jak u morsa, ot co. Mimo to, zaraz po wyjściu z cieplutkiej wody jako tako wytarła się ręcznikiem i zaczęła ubierać się w swoje ciuchy, które najpierw musiała pozbierać z ziemi po wcześniejszej świetnej zabawie w rozbieranie. Gdy już miała wszystko na sobie i zapięła koszulę pod samą szyję, odwróciła się w stronę Chlora i wymownie skinęła głową w stronę domku, do którego zaraz weszła i od razu rozwaliła się na kanapie.
- A tak w ogóle... Jaką pizzę wzięłaś? - spytała, czując burczenie w brzuchu i nie zdziwiłaby się, gdyby ten dźwięk przypominający warczenie dzikiego zwierzęcia dobiegł nawet do uszu białowłosej.
// zt x2
Parsknęła tylko na tą chihuahuę. No proszę, niby taki chodzący wpierdol, który za każdą taką odzywkę w swoją stronę reagował minimum wiązanką bluzgów, teraz był tak zmiękczony, że nawet chyba nie miał sił zareagować. Albo to krótkie wyznanie poprzedzające owe "wyzwisko" i ton, jakim Chloe to powiedziała spowodowały, że nie odebrała tego jako obrazy majestatu. Co ta miłość robi z porządnym człowiekiem, cholera. Dopiero następna kwestia rzucona przez jej ukochaną doszła do niej w pełni i aż zmarszczyła lekko brwi, gdy spojrzała na białowłosą, ale z jej ust nie schodził nieco głupawy uśmiech.
- No widzisz - odmruknęła tylko i ni stąd ni zowąd szczypnęła ząbkami Chlorową szyję i odsunęła się dopiero wtedy, gdy usłyszała ten żałosny jęk. Wtedy wyprostowała się i pogłaskała Amerykankę po plecach, gdy ta zaczęła marudzić.
- Idź, idź. Ja stawiam - mruknęła leniwie, na zasadzie "ale idź i zadzwoń, bo nie chce mi się ruszać dupy z ciepłego jacuzzi". Jakby całkiem umknął jej fakt, że przecież zostawiła swój telefon w kieszeni spodni, które leżały gdzieś najwyżej metr od nich, toteż obserwowała poczynania ukochanej, która nagle od niej zwiała. Prawie zeszła na zawał, gdy ta postanowiła się zabić o jakiś bliżej nieokreślony obiekt, którego Norweżka nie zauważyła, jednak upewniwszy się, że Chloe jednak przeżyła to starcie, mogła w spokoju zostać w jacuzzi i bezczelnie gapić się na sylwetkę swojej dziewczyny, powoli znikającej w domku. Wykorzystała te dwie minuty spokoju na zanurzenie się po sam czubek łba w cieplutkiej kipieli, a gdy wreszcie się wynurzyła, oparła się plecami o brzeg jacuzzi, odchyliła nieco głowę i zamknęła oczy. Ot, bez przyczyny, może dla relaksu i zebrania myśli. Nie odwróciła się ani nie otworzyła oczu nawet wtedy, gdy usłyszała głos Chloe. Jedyne, co zrobiła, to uśmiechnęła się ciut łobuzersko. Powieki uchyliła dopiero wtedy, kiedy usłyszała, że jej ukochana jest bardzo blisko i od razu ujrzała ten ręcznik zwisający tuż nad jej łbem. Wyciągnęła po niego rękę i odwróciła się w stronę panny Price.
- Na miejscu tych kolesi w pizzerii, naprawdę bym się przejęła - zaśmiała się krótko, spojrzała na Chlora i zmierzyła ją wzrokiem od stóp do głów, po czym oblizała się lubieżnie. Jakby jeszcze było jej mało wrażeń! Ale prócz cudownych widoków zauważyła coś jeszcze, a mianowicie to trzęsienie tyłkiem przy lekkich powiewach chłodnego, kanadyjskiego wiatru.
- I kto tu jest chihuahuą, hm? - spytała, gdy na jej usta wpełznął charakterystyczny dla niej ironiczny uśmieszek. Nie czekając na odpowiedź, wylazła z jacuzzi, lecz w przeciwieństwie do jej ukochanej, nie ociągała się z tym aż tak bardzo i nie zabiła się o nic po drodze. - Jasne, że w środku. Przecież widzę, że jesteś bliska hipotermii - prychnęła. Na niej samej ten chłód nie robił najmniejszego wrażenia. No co, no trochę zimno, ale co z tego. Potomkini Normanów odziedziczyła po nich temperaturową wytrzymałość jak u morsa, ot co. Mimo to, zaraz po wyjściu z cieplutkiej wody jako tako wytarła się ręcznikiem i zaczęła ubierać się w swoje ciuchy, które najpierw musiała pozbierać z ziemi po wcześniejszej świetnej zabawie w rozbieranie. Gdy już miała wszystko na sobie i zapięła koszulę pod samą szyję, odwróciła się w stronę Chlora i wymownie skinęła głową w stronę domku, do którego zaraz weszła i od razu rozwaliła się na kanapie.
- A tak w ogóle... Jaką pizzę wzięłaś? - spytała, czując burczenie w brzuchu i nie zdziwiłaby się, gdyby ten dźwięk przypominający warczenie dzikiego zwierzęcia dobiegł nawet do uszu białowłosej.
// zt x2
Zjebał. Znów, choć od ostatniego zjebania wszystkiego minęło sporo czasu i zaczynał nawet podejrzewać siebie o wychodzenie na prostą. Nie do końca wiedział, czy to całe zjebanie wynikało ze strachu przed normalnością czy z samej konieczności bycia sobą. I nawet nieszczególnie chciał to analizować – i tak nigdy nie uczył się na błędach, więc niewiele by mu to dało.
Pozostawało podwinąć ogon pod tyłek i przyczaić się gdzieś na dłuższy moment, łudząc się, że zapomną. Ledwie dwie godziny temu uświadomili mu, że w ogóle wiedzą. Kilkoma pięściami wymierzonymi w twarz, kopnięciami w brzuch. Przewaga liczebna. I oni pewnie, w przeciwieństwie do Francuza, spożywają coś więcej niż alkohol.
Tego dnia Camille wyjątkowo nie prezentował się wyjściowo. Brudna, poszarpana koszula, jakieś limo pod okiem i rozcięta warga. Obolałe żebra. Nim zapukał do drzwi pokoju hotelowego, postanowił się jako tako ogarnąć, przeglądając się w szybie zaparkowanego samochodu. Rękawem i tak już nadającej się do wyrzucenia koszuli otarł twarz, zbierając z niej krew. Zaraz potem starannie podwinął materiał, łudząc się, że to nada jego strojowi nieco więcej ładu. Poprawił guziki, rozprostował koszulę dłonią i odetchnął, uświadamiając sobie, że dalej wygląda jak gówno. Potargane włosy pośpiesznym ruchem przewiązał w chaotyczny warkocz i burkną do swojego odbicia jakiś niekoniecznie przyjemny komentarz.
Wyglądał trochę mniej jak kupa, ale dalej nie zachwycał.
Jeśli jednak odpowiednio odwróci uwagę Quentina, skończą rżnąc się bez zadawania zbędnych pytań. To był dobry plan. Seks był dobrym planem na wszystko.
Skoro już nie mógł lepiej wyglądać, odwrócił się na pięcie i spokojnym krokiem ruszył w stronę budynku, sprawnie omijając recepcję. Zawsze wynajmowali ten sam pokój w tym samym hotelu. Quentina znał już jakiś czas. I przez ten czas poznali się na tyle, żeby obaj wiedzieli, po co Camille przychodzi – nie chciał współczucia ani pouczających rozmów, nie chciał też przesadnej opieki. Zwykle wymagał od Quentina dwóch rzeczy: dobrego seksu i/lub udawania, że to co się wydarzyło wcale go nie obchodzi. Bo tak było łatwiej, prościej i przyjemniej, choć czasami boleśnie.
Chyba przestawili mu pieprzone żebra.
Odetchnął.
- Mam nadzieję, że kupiłeś chipsy, Quentin… – westchnął pod nosem, w końcu naciskając dzwonek.
Pozostawało podwinąć ogon pod tyłek i przyczaić się gdzieś na dłuższy moment, łudząc się, że zapomną. Ledwie dwie godziny temu uświadomili mu, że w ogóle wiedzą. Kilkoma pięściami wymierzonymi w twarz, kopnięciami w brzuch. Przewaga liczebna. I oni pewnie, w przeciwieństwie do Francuza, spożywają coś więcej niż alkohol.
Tego dnia Camille wyjątkowo nie prezentował się wyjściowo. Brudna, poszarpana koszula, jakieś limo pod okiem i rozcięta warga. Obolałe żebra. Nim zapukał do drzwi pokoju hotelowego, postanowił się jako tako ogarnąć, przeglądając się w szybie zaparkowanego samochodu. Rękawem i tak już nadającej się do wyrzucenia koszuli otarł twarz, zbierając z niej krew. Zaraz potem starannie podwinął materiał, łudząc się, że to nada jego strojowi nieco więcej ładu. Poprawił guziki, rozprostował koszulę dłonią i odetchnął, uświadamiając sobie, że dalej wygląda jak gówno. Potargane włosy pośpiesznym ruchem przewiązał w chaotyczny warkocz i burkną do swojego odbicia jakiś niekoniecznie przyjemny komentarz.
Wyglądał trochę mniej jak kupa, ale dalej nie zachwycał.
Jeśli jednak odpowiednio odwróci uwagę Quentina, skończą rżnąc się bez zadawania zbędnych pytań. To był dobry plan. Seks był dobrym planem na wszystko.
Skoro już nie mógł lepiej wyglądać, odwrócił się na pięcie i spokojnym krokiem ruszył w stronę budynku, sprawnie omijając recepcję. Zawsze wynajmowali ten sam pokój w tym samym hotelu. Quentina znał już jakiś czas. I przez ten czas poznali się na tyle, żeby obaj wiedzieli, po co Camille przychodzi – nie chciał współczucia ani pouczających rozmów, nie chciał też przesadnej opieki. Zwykle wymagał od Quentina dwóch rzeczy: dobrego seksu i/lub udawania, że to co się wydarzyło wcale go nie obchodzi. Bo tak było łatwiej, prościej i przyjemniej, choć czasami boleśnie.
Chyba przestawili mu pieprzone żebra.
Odetchnął.
- Mam nadzieję, że kupiłeś chipsy, Quentin… – westchnął pod nosem, w końcu naciskając dzwonek.
[+18]
Jedno krótkie połączenie telefoniczne wystarczyło mu, aby rozeznać się w beznadziejnej sytuacji rozmówcy. Nie wymienili ze sobą więcej niż kilka zdań, a Quentin już wiedział, że Camille ma obitą gębę. To nie byłby pierwszy raz i na pewno nie ostatni, gdy dzwoni do niego w kiepskim stanie, szukając pomocy, jednocześnie wcale o nią nie prosząc. Pomiędzy nimi istniał niepisany układ, w którym najważniejszy był seks. Dawali sobie chwile zapomnienia i nie oczekiwali od siebie niczego więcej. Gdzieś po drodze zaczęli więcej rozmawiać, okazywać sobie zainteresowanie i w taki sposób stali się czymś na wzór przyjaciół do seksu. Ale nie wchodzili sobie nawzajem z buciorami w życie i to było dobre. Zero pytań i zero zobowiązań.
Pod hotelem znalazł się w mgnieniu oka. W recepcji dokonał wszelkich formalności bez zbędnej grzeczności czy subtelności, po prostu chciał jak najszybciej wynająć ten sam pokój, co zwykle. Po otrzymaniu kluczy ruszył w już doskonale znanym kierunku. Szybko rozgościł się w pokoju hotelowym, w którym nie zmieniło się nic poza wymienianą regularnie pościelą. Pozostało mu czekać na towarzystwo.
Dźwięk dzwonka uświadomił mu, że znów będzie patrzył na nowe rany i sińce na ciele długowłosego. Mało estetyczna zachęta do zbliżenia, jednak miała w sobie pewien urok. Zdecydowanie naparł na klamkę i otworzył szeroko drzwi, po czym przesunął spojrzeniem po całej sylwetce Camille’a. Obraz nędzy i rozpaczy. Bez słowa chwycił go za ramię i wciągnął go do środka, zatrzaskując za nim drzwi. Ostrożnie przesunął kciukiem po rozcięciu na jego wardze, jednak spojrzenie wbił w opuchliznę pod okiem. Zmarszczył brwi w jawnym niezadowoleniu, ale przynajmniej darował sobie komentarz. Podszedł do minibarku i wyjął buteleczkę wódki, którą zaraz wcisnął mu w dłoń.
– Pij – to nie była prośba, to był stanowczy rozkaz, któremu nie należało się sprzeciwiać. Wiadomym jest, że alkohol świetnie uśmierza ból. Szybko dorwał się do guzików nienadającej się już do użytku koszuli, w myślach odnotowując zamiar kupienia mu nowych rzeczy. Ich znajomość z każdym kolejnym spotkaniem staje się coraz bardziej kosztowna. Pieniądze nie grają takiej wielkiej roli. Kiedy materiał opadł na podłogę, opuszkami palców musnął żebra, na których powstała cała konstelacja sińców przy widocznym zbiorze na brzuchu. Ślady kopnięć, uroczo. Ze względu na żebra będzie musiał uważać, aby bardziej go nie uszkodzić.
– Powinieneś bardziej o siebie zadbać – rzucił bez specjalnej troski. Nędzna próba nawrócenia osoby wiecznie wpadającej w kłopoty.
Chciał być miły, dlatego ustami naparł na jego smukłą szyję, a dłoń wsunął mu w spodnie, aby ścisnąć stanowczo jeden z jędrnych pośladków. W taki sposób najłatwiej zapominali o kłopotach.
Jedno krótkie połączenie telefoniczne wystarczyło mu, aby rozeznać się w beznadziejnej sytuacji rozmówcy. Nie wymienili ze sobą więcej niż kilka zdań, a Quentin już wiedział, że Camille ma obitą gębę. To nie byłby pierwszy raz i na pewno nie ostatni, gdy dzwoni do niego w kiepskim stanie, szukając pomocy, jednocześnie wcale o nią nie prosząc. Pomiędzy nimi istniał niepisany układ, w którym najważniejszy był seks. Dawali sobie chwile zapomnienia i nie oczekiwali od siebie niczego więcej. Gdzieś po drodze zaczęli więcej rozmawiać, okazywać sobie zainteresowanie i w taki sposób stali się czymś na wzór przyjaciół do seksu. Ale nie wchodzili sobie nawzajem z buciorami w życie i to było dobre. Zero pytań i zero zobowiązań.
Pod hotelem znalazł się w mgnieniu oka. W recepcji dokonał wszelkich formalności bez zbędnej grzeczności czy subtelności, po prostu chciał jak najszybciej wynająć ten sam pokój, co zwykle. Po otrzymaniu kluczy ruszył w już doskonale znanym kierunku. Szybko rozgościł się w pokoju hotelowym, w którym nie zmieniło się nic poza wymienianą regularnie pościelą. Pozostało mu czekać na towarzystwo.
Dźwięk dzwonka uświadomił mu, że znów będzie patrzył na nowe rany i sińce na ciele długowłosego. Mało estetyczna zachęta do zbliżenia, jednak miała w sobie pewien urok. Zdecydowanie naparł na klamkę i otworzył szeroko drzwi, po czym przesunął spojrzeniem po całej sylwetce Camille’a. Obraz nędzy i rozpaczy. Bez słowa chwycił go za ramię i wciągnął go do środka, zatrzaskując za nim drzwi. Ostrożnie przesunął kciukiem po rozcięciu na jego wardze, jednak spojrzenie wbił w opuchliznę pod okiem. Zmarszczył brwi w jawnym niezadowoleniu, ale przynajmniej darował sobie komentarz. Podszedł do minibarku i wyjął buteleczkę wódki, którą zaraz wcisnął mu w dłoń.
– Pij – to nie była prośba, to był stanowczy rozkaz, któremu nie należało się sprzeciwiać. Wiadomym jest, że alkohol świetnie uśmierza ból. Szybko dorwał się do guzików nienadającej się już do użytku koszuli, w myślach odnotowując zamiar kupienia mu nowych rzeczy. Ich znajomość z każdym kolejnym spotkaniem staje się coraz bardziej kosztowna. Pieniądze nie grają takiej wielkiej roli. Kiedy materiał opadł na podłogę, opuszkami palców musnął żebra, na których powstała cała konstelacja sińców przy widocznym zbiorze na brzuchu. Ślady kopnięć, uroczo. Ze względu na żebra będzie musiał uważać, aby bardziej go nie uszkodzić.
– Powinieneś bardziej o siebie zadbać – rzucił bez specjalnej troski. Nędzna próba nawrócenia osoby wiecznie wpadającej w kłopoty.
Chciał być miły, dlatego ustami naparł na jego smukłą szyję, a dłoń wsunął mu w spodnie, aby ścisnąć stanowczo jeden z jędrnych pośladków. W taki sposób najłatwiej zapominali o kłopotach.
Nigdy nie był zwolennikiem delikatności. Właściwie nienawidził tego rodzaju seksu, który kojarzył się z przesadną czułością, ostrożnością i jakimś przereklamowanym romantyzmem – tak pieprzyły się dziewice, nie Camille. On chciał zaspokojenia potrzeb w najbardziej prosty, a często i prostacki sposób. Bez zbędnego otwierania się na drugiego człowieka, ograniczając stosunek do cielesności. I Quentin to rozumiał, nie wywierając na nim żadnej presji.
Po prostu seks.
Rzucił jakimś krótkim powitaniem i bez większego zastanowienia sięgnął po buteleczkę, aby następnie w kilku łykach opróżnić jej zawartość z niesamowitą wprawą, nie krzywiąc się nawet. Ustępował jego dłoniom, poddając się im z początku biernie. Czując dotyk na żebrach, wciągnął mimowolnie powietrze i nieznacznie spiął się, jednocześnie opierając rękę na ramieniu Quentina, patrząc mu uważnie w oczy.
- Nie jestem z porcelany – syknął. Jedna prosta odpowiedź, która jednocześnie mogła rozwiać wszystkie wątpliwości odnośnie tego wieczoru. Ciche przyzwolenie na nie ograniczanie się bez powodu. Nie wymagał tego.
Pusta buteleczka potoczyła się po podłodze, kiedy Camille silnym ruchem złapał za pasek spodni Quentina. Zrobił krok w tył, jego przyciągając do siebie, kierując się w stronę łóżka, jednocześnie patrząc mu w oczy w ten typowy dla siebie sposób – zawadiacki, zadziorny. Pełen wyzwania, jakby wręcz chciał namówić go do łamania granic, sprawdzając na ile sobie pozwoli.
Gdy stanął już przy łóżku, sięgnął jego koszuli i sprawnym ruchem pozbawił go jej. Quentin mógł mieć opory względem własnego ciała, mógł nie chcieć go pokazywać. Ale Camille wówczas zerwałby z niego materiał siłą, w fizyczności nie chcąc czuć ograniczeń. Przemknął palcami po umięśnionym torsie, sunąc za dłońmi wzrokiem, zmierzając w kierunku spodni.
Zbyt chaotycznie, emocjonalnie i nerwowo zaczął walczyć z paskiem, chcąc pozbyć się i tej bariery drżącymi rękoma.
- Szlag by to… – syknął pod nosem, nie podnosząc na niego spojrzenia, walcząc z jebanym rozporkiem.
Po prostu seks.
Rzucił jakimś krótkim powitaniem i bez większego zastanowienia sięgnął po buteleczkę, aby następnie w kilku łykach opróżnić jej zawartość z niesamowitą wprawą, nie krzywiąc się nawet. Ustępował jego dłoniom, poddając się im z początku biernie. Czując dotyk na żebrach, wciągnął mimowolnie powietrze i nieznacznie spiął się, jednocześnie opierając rękę na ramieniu Quentina, patrząc mu uważnie w oczy.
- Nie jestem z porcelany – syknął. Jedna prosta odpowiedź, która jednocześnie mogła rozwiać wszystkie wątpliwości odnośnie tego wieczoru. Ciche przyzwolenie na nie ograniczanie się bez powodu. Nie wymagał tego.
Pusta buteleczka potoczyła się po podłodze, kiedy Camille silnym ruchem złapał za pasek spodni Quentina. Zrobił krok w tył, jego przyciągając do siebie, kierując się w stronę łóżka, jednocześnie patrząc mu w oczy w ten typowy dla siebie sposób – zawadiacki, zadziorny. Pełen wyzwania, jakby wręcz chciał namówić go do łamania granic, sprawdzając na ile sobie pozwoli.
Gdy stanął już przy łóżku, sięgnął jego koszuli i sprawnym ruchem pozbawił go jej. Quentin mógł mieć opory względem własnego ciała, mógł nie chcieć go pokazywać. Ale Camille wówczas zerwałby z niego materiał siłą, w fizyczności nie chcąc czuć ograniczeń. Przemknął palcami po umięśnionym torsie, sunąc za dłońmi wzrokiem, zmierzając w kierunku spodni.
Zbyt chaotycznie, emocjonalnie i nerwowo zaczął walczyć z paskiem, chcąc pozbyć się i tej bariery drżącymi rękoma.
- Szlag by to… – syknął pod nosem, nie podnosząc na niego spojrzenia, walcząc z jebanym rozporkiem.
Posłusznie wypił całą zawartość buteleczki, ale na tym skończyło się jego posłuszeństwo, gdy poczuł dotyk dłoni na swych żebrach. Amatorskie badanie niewiele wniosło i obaj mogli mieć tylko nadzieję, że żebra są jedynie stłuczone. Zresztą, gdyby było inaczej, Camille nie byłby tak chętny. Chociaż jego popęd seksualny nie zna żadnych granic. Niekiedy trudno oszacować czy to jego największy atut, czy może najgorsza wada.
Uniósł kącik ust w krzywym uśmieszku, gdy usłyszał jego odpowiedź. Lubił to wręcz zwierzęce podejście do seksu, bo poza zaspokojeniem nie potrzebował niczego. To wiele ułatwiało. Z uwagą przyglądał się jego zdecydowanym ruchom, na razie decydując się na współpracę. Gdy jedną dłonią nadal masował jego pośladek, drugą ułożył na jego potylicy, aby móc wsunąć palce w przyjemnie miękkie włosy. Na jego śmiałe spojrzenie odpowiedział gorącym pocałunkiem, podczas którego wsunął swój język do wnętrza drugich ust, aby spenetrować je jak najintensywniej przez jedną ulotną chwilę.
Wycofał narząd smaku, jak i również zabrał ręce, kiedy Camille pociągnął za materiał koszuli. Tym razem Quentin nie miał z tym żadnych problemów, choć na początku znajomości starał się nie odsłaniać pleców bez względu na okoliczności. W tej chwili było mu to obojętne. Zgrabnie zsunął ze stóp obuwie, wargami znów napierając na bladą szyję, gdy cudze dłonie mknęły ku jego rozporkowi. Sam zdecydował się na ten krok, rozpinając pasek i rozporek ciasnych spodni. Nagle poczynania długowłosego stały się chaotyczne, jakby nie radził sobie z sytuacją, w której znalazł się z własnej woli, ba, w której znajdował się już wiele razy z wieloma innymi mężczyznami.
Quentin zabrał jego dłonie i pchnął go na łóżko, spoglądając na niego przez kilka sekund z góry. W międzyczasie sam uporał się z kłopotliwym rozporkiem i zsunął jeansy z tyłka. Zanim całkiem opadły na ziemię, wyciągnął z kieszeni portfel i rzucił go na łóżko. Wolał nie zapomnieć o prezerwatywie.
Nie było czasu na dywagacje czy wątpliwości. Pochylił się nad smukłym ciałem, chwytając za te cholernie ciasne spodnie, aby tylko ściągnąć je z kochanka. Zsunął je z bioder i ud, reszta poszła z górki. Byłoby jednak o wiele lepiej, gdyby Camille zakładał zawsze coś luźnego, skoro tak chętnie pieprzy się z każdym. Chyba w końcu powinien mu zasugerować.
Ponownie złączył ich usta w pocałunku, gdy sam znalazł się na łóżku. Okrakiem na jego udach, dłonią sunącą po szyi i drugą ściskającą jego penisa.
Uniósł kącik ust w krzywym uśmieszku, gdy usłyszał jego odpowiedź. Lubił to wręcz zwierzęce podejście do seksu, bo poza zaspokojeniem nie potrzebował niczego. To wiele ułatwiało. Z uwagą przyglądał się jego zdecydowanym ruchom, na razie decydując się na współpracę. Gdy jedną dłonią nadal masował jego pośladek, drugą ułożył na jego potylicy, aby móc wsunąć palce w przyjemnie miękkie włosy. Na jego śmiałe spojrzenie odpowiedział gorącym pocałunkiem, podczas którego wsunął swój język do wnętrza drugich ust, aby spenetrować je jak najintensywniej przez jedną ulotną chwilę.
Wycofał narząd smaku, jak i również zabrał ręce, kiedy Camille pociągnął za materiał koszuli. Tym razem Quentin nie miał z tym żadnych problemów, choć na początku znajomości starał się nie odsłaniać pleców bez względu na okoliczności. W tej chwili było mu to obojętne. Zgrabnie zsunął ze stóp obuwie, wargami znów napierając na bladą szyję, gdy cudze dłonie mknęły ku jego rozporkowi. Sam zdecydował się na ten krok, rozpinając pasek i rozporek ciasnych spodni. Nagle poczynania długowłosego stały się chaotyczne, jakby nie radził sobie z sytuacją, w której znalazł się z własnej woli, ba, w której znajdował się już wiele razy z wieloma innymi mężczyznami.
Quentin zabrał jego dłonie i pchnął go na łóżko, spoglądając na niego przez kilka sekund z góry. W międzyczasie sam uporał się z kłopotliwym rozporkiem i zsunął jeansy z tyłka. Zanim całkiem opadły na ziemię, wyciągnął z kieszeni portfel i rzucił go na łóżko. Wolał nie zapomnieć o prezerwatywie.
Nie było czasu na dywagacje czy wątpliwości. Pochylił się nad smukłym ciałem, chwytając za te cholernie ciasne spodnie, aby tylko ściągnąć je z kochanka. Zsunął je z bioder i ud, reszta poszła z górki. Byłoby jednak o wiele lepiej, gdyby Camille zakładał zawsze coś luźnego, skoro tak chętnie pieprzy się z każdym. Chyba w końcu powinien mu zasugerować.
Ponownie złączył ich usta w pocałunku, gdy sam znalazł się na łóżku. Okrakiem na jego udach, dłonią sunącą po szyi i drugą ściskającą jego penisa.
Pchnięty na łóżko, stęknął głucho, zaraz jednak skupiając całą swoją uwagę na Quentinie. Jasne, że go pociągał. Był cholernie seksowny, rozpinając i ściągając spodnie… Camille bezwstydnym spojrzeniem przemknął po całym tym umięśnionym ciele, wzrok zatrzymując dopiero na jego oczach, posyłając mu krótki, przelotny uśmiech. Nie nieśmiały. Wręcz przeciwnie – lubieżny, chciwy.
Od tego momentu wszystko już działo się coraz szybciej, a intensywność kolejnych doznań mieszała w głowie na tyle, że Camille byłby w stanie zapomnieć o wszystkim. Także o bolących żebrach.
Uniósł biodra, ułatwiając mu zdjęcie spodni. Chwilę później z cichym pomrukiem przyjął kolejny pocałunek. W tej pieszczocie nigdy nie był obojętny, choć nie zwykł jej inicjować. Oddawał pocałunek, walcząc o dominację, mimo że jego pozycja była teoretycznie przesądzona. Nie był bierny, nadając słodkości nieco więcej pikanterii.
Jednocześnie przesunął dłońmi po umięśnionych udach Quentina, czując rosnące napięcie w dole i tą rozkoszną, uzależniającą ekscytację. W końcu niezgrabnym ruchem uniósł się do siadu, podpierając ciężar ciała na jednym łokciu. Wolną dłonią sięgnął jego włosów, przeczesując je, lekko drapiąc skórę głowy. Ostatecznie zacisnął palce na miękkich kosmykach, szarpnięciem zmuszając go do przerwania pocałunku, aby zaczerpnąć tchu.
Momentalnie pokój wydawał się znacznie bardziej ciasny, a powietrze dużo gęstsze, ciężkie. Camille był w tym stanie, w którym wystarczyło kilka ruchów dłoni Quentina, aby jego męskość stwardniała wyraźnie. Wówczas sam puścił jego włosy, żeby sięgnąć dłonią członka Sandersa, ofiarując mu energiczną, intensywną pieszczotę.
To miał być akurat szybki numerek. Szybki, ale wyczerpujący.
Ustami przemknął przelotnie po jego szyi, sunąc w kierunku ucha. Gdy dotarł tam, przygryzł jego płatek z wyczuciem i wyszeptał niskim, typowo męskim głosem:
- Zerżniesz mnie w końcu czy dalej będziesz się cackał, mm? – i jakby na dokończenie tej prowokacji, pewniej ścisnął w dłoni jego członka, przeciągając palcami po całej jego długości w stanowczym geście.
Od tego momentu wszystko już działo się coraz szybciej, a intensywność kolejnych doznań mieszała w głowie na tyle, że Camille byłby w stanie zapomnieć o wszystkim. Także o bolących żebrach.
Uniósł biodra, ułatwiając mu zdjęcie spodni. Chwilę później z cichym pomrukiem przyjął kolejny pocałunek. W tej pieszczocie nigdy nie był obojętny, choć nie zwykł jej inicjować. Oddawał pocałunek, walcząc o dominację, mimo że jego pozycja była teoretycznie przesądzona. Nie był bierny, nadając słodkości nieco więcej pikanterii.
Jednocześnie przesunął dłońmi po umięśnionych udach Quentina, czując rosnące napięcie w dole i tą rozkoszną, uzależniającą ekscytację. W końcu niezgrabnym ruchem uniósł się do siadu, podpierając ciężar ciała na jednym łokciu. Wolną dłonią sięgnął jego włosów, przeczesując je, lekko drapiąc skórę głowy. Ostatecznie zacisnął palce na miękkich kosmykach, szarpnięciem zmuszając go do przerwania pocałunku, aby zaczerpnąć tchu.
Momentalnie pokój wydawał się znacznie bardziej ciasny, a powietrze dużo gęstsze, ciężkie. Camille był w tym stanie, w którym wystarczyło kilka ruchów dłoni Quentina, aby jego męskość stwardniała wyraźnie. Wówczas sam puścił jego włosy, żeby sięgnąć dłonią członka Sandersa, ofiarując mu energiczną, intensywną pieszczotę.
To miał być akurat szybki numerek. Szybki, ale wyczerpujący.
Ustami przemknął przelotnie po jego szyi, sunąc w kierunku ucha. Gdy dotarł tam, przygryzł jego płatek z wyczuciem i wyszeptał niskim, typowo męskim głosem:
- Zerżniesz mnie w końcu czy dalej będziesz się cackał, mm? – i jakby na dokończenie tej prowokacji, pewniej ścisnął w dłoni jego członka, przeciągając palcami po całej jego długości w stanowczym geście.
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach