▲▼
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
Miejsce pełne spokoju i ciszy. Odwiedzane przeważnie przez ludzi, którzy chcą odpocząć z dala od miejskiego zgiełku, ale jednak w cywilizowanej wygodzie. Pokoi, albo raczej domków jest niewiele, za to są bardzo dobrze wyposażone. No i każde z nich ma niewielkie ogródki, ogrodzone płotem, w których zamieszczone zostały najróżniejsze bajery, w tym jacuzzi, albo nawet basen.
Hotel posiada także własną stajnię. Małą bo małą, ale schludną i bardzo lubianą przez klientów.
Miejsce pełne spokoju i ciszy. Odwiedzane przeważnie przez ludzi, którzy chcą odpocząć z dala od miejskiego zgiełku, ale jednak w cywilizowanej wygodzie. Pokoi, albo raczej domków jest niewiele, za to są bardzo dobrze wyposażone. No i każde z nich ma niewielkie ogródki, ogrodzone płotem, w których zamieszczone zostały najróżniejsze bajery, w tym jacuzzi, albo nawet basen.
Hotel posiada także własną stajnię. Małą bo małą, ale schludną i bardzo lubianą przez klientów.
Poczuł cudze dłonie na swych udach, wówczas jego pożądanie wzrosło. Nawet z nowymi ranami i siniakami Camille potrafił być niebywale seksowny. Cholera, każdy jego kolejny gest nakłaniał do pogłębienia bliskości, a przecież samo jego zuchwałe spojrzenie było dobrym powodem, aby go zerżnąć. Jednak on musiał chwycić Quentina za włosy i w ten sposób zakończyć pocałunek. Posunął się jeszcze dalej, musiał zacząć pieścić jego penisa bez jakichkolwiek oznak krępacji. To właśnie jego wyzwolona natura uczyniła go kochankiem doskonałym.
Gorący oddech przy uchu był dla niego ostatecznym bodźcem zmuszającym do działania, choć w głównej mierze to słowa, wypowiedziane w sposób iście uwodzicielski, skłoniły go do stanowczej reakcji. Tak samo jak dłoń na członku. Miał słabość do tej jego bezczelności. Złapał go za nadgarstek i odsunął od swojego penisa, jednocześnie chwycił go za podbródek i zmusił do spojrzenia w ciemne oczy.
– Uważaj czego sobie życzysz.
Kciukiem przesunął jego wargach i wsunął go do ust. O wiele lepiej pomiędzy tymi wargami prezentowałby się jego penis, jednak brakowało mu cierpliwości do zrealizowania tej wizji. Puścił go, zsunął się z jego ciała i rozchylił jego uda, aby ulokować się między nimi. Ocierał się o jego penisa własnym. Czasu mieli wiele, ale chcieli doznać wszystkiego jak najszybciej. Nie czekał więc długo, nie bawił się w przygotowanie go, choć żałował, że nie pomyślał o wzięciu żelu intymnego. Złapał portfel i wyjął z niego prezerwatywę, potem odrzucił go na bok. Rozerwał opakowanie, które zaraz rzucił na podłogę. Sprawnie nałożył gumkę na penisa, następnie dłonią naprowadził go na wejście długowłosego. Bez żadnych przeszkód wsunął główkę. Przez chwilę rozkoszował się samym faktem bycia w nim, jednak prawie natychmiast przestało mu to wystarczać. Wsunął się głębiej, z zadowoleniem napierając dalej. Pochylił się nad kochankiem, wyginając przy tym jego ciało, i dopadł ustami smukłą szyję, kiedy wykonał mocne pchnięcie, dzięki czemu cały jego członek mógł rozkoszować się ciasnotą tego tyłka. Nie musiał się ograniczać, nie przy nim, dlatego zaraz się z niego wysunął, aby znów znaleźć w nim po samą nasadę, gdy zębami znaczył jego skórę na ramieniu.
Gorący oddech przy uchu był dla niego ostatecznym bodźcem zmuszającym do działania, choć w głównej mierze to słowa, wypowiedziane w sposób iście uwodzicielski, skłoniły go do stanowczej reakcji. Tak samo jak dłoń na członku. Miał słabość do tej jego bezczelności. Złapał go za nadgarstek i odsunął od swojego penisa, jednocześnie chwycił go za podbródek i zmusił do spojrzenia w ciemne oczy.
– Uważaj czego sobie życzysz.
Kciukiem przesunął jego wargach i wsunął go do ust. O wiele lepiej pomiędzy tymi wargami prezentowałby się jego penis, jednak brakowało mu cierpliwości do zrealizowania tej wizji. Puścił go, zsunął się z jego ciała i rozchylił jego uda, aby ulokować się między nimi. Ocierał się o jego penisa własnym. Czasu mieli wiele, ale chcieli doznać wszystkiego jak najszybciej. Nie czekał więc długo, nie bawił się w przygotowanie go, choć żałował, że nie pomyślał o wzięciu żelu intymnego. Złapał portfel i wyjął z niego prezerwatywę, potem odrzucił go na bok. Rozerwał opakowanie, które zaraz rzucił na podłogę. Sprawnie nałożył gumkę na penisa, następnie dłonią naprowadził go na wejście długowłosego. Bez żadnych przeszkód wsunął główkę. Przez chwilę rozkoszował się samym faktem bycia w nim, jednak prawie natychmiast przestało mu to wystarczać. Wsunął się głębiej, z zadowoleniem napierając dalej. Pochylił się nad kochankiem, wyginając przy tym jego ciało, i dopadł ustami smukłą szyję, kiedy wykonał mocne pchnięcie, dzięki czemu cały jego członek mógł rozkoszować się ciasnotą tego tyłka. Nie musiał się ograniczać, nie przy nim, dlatego zaraz się z niego wysunął, aby znów znaleźć w nim po samą nasadę, gdy zębami znaczył jego skórę na ramieniu.
Z wyzywającym spojrzeniem objął miękkimi wargami jego palec, zaczepiając opuszek językiem, prowokująco zasysając się już chwilę później. Camille należał do tych niewielu osób, które nigdy nie czuły się poniżone, klęcząc z penisem w ustach. Tak też było w tej sytuacji, choć zamiast członka zaczepiał jego palca – wzrok Francuza pozostawał cholernie pełen zuchwałej pewności siebie. Ale nie trwało to długo, a zniecierpliwienie w działaniach Quentina nakręcało też jego samego.
Dla Camilla ból był sposobem na lepsze zapamiętanie przyjemności. Nie panikował więc, gdy wiedział już, że Quentin nie zamierza go odpowiednio przygotować. Właściwie poniekąd sam tego chciał – zwierzęcego i zachłannego stosunku z ewentualną powtórką nad ranem. Odrobiny słodkiego cierpienia, które dodatkowo podkręcało rozkosz.
Skupianie się na doznawaniu było sposobem na zapomnienie o całym pozostałym świecie. I choć myśl ta brzmiała patetycznie, to nic poza tym pokojem dla nich nie istniało.
Ostatnim przejawem racjonalnego rozumowania było mimowolne skontrolowanie, czy Quentin nie zapomniał o zabezpieczeniu. Dopiero wtedy mógł całkowicie już poddać się chwili. Jedną z dłoni oparł na jego ramieniu, a drugą nieco niżej, na bicepsie. Choć lubił przejmować inicjatywę, to w tym jednym momencie wolał zdać się na partnera, zaufać mu i jednocześnie pozwolić całkowicie przejąć kontrolę. Już po chwili niski, typowo męski jęk uciekł spomiędzy jego warg, a dłonie boleśnie zacisnęły się na ciele Quentina. Nieświadomie ranił jasną skórę paznokciami, wyginając się pod nim w spazmie przyjemności i bólu.
Oddychał niespokojnie, na krótki moment zaciskając oczy, żeby zaraz samemu wykonać drobny ruch biodrami, wysuwając je w jego kierunku, chcąc czuć go głębiej. Działając instynktownie, położył dłonie na jego karku, chcąc czuć go całego bliżej siebie, zaciskając uda po obu stronach jego bioder. I mimo że żebra w tej jednej chwili wybitnie mocno protestowały, to on umiejętnie ignorował je.
Odzyskując częściową kontrolę nad sobą samym, przesunął jedną z dłoni wzdłuż jego boku, sunąc dalej, do pośladka. Zaczepnie i prowokacyjnie ścisnął jego, odchylając głowę, starając się złapać dech.
Dla Camilla ból był sposobem na lepsze zapamiętanie przyjemności. Nie panikował więc, gdy wiedział już, że Quentin nie zamierza go odpowiednio przygotować. Właściwie poniekąd sam tego chciał – zwierzęcego i zachłannego stosunku z ewentualną powtórką nad ranem. Odrobiny słodkiego cierpienia, które dodatkowo podkręcało rozkosz.
Skupianie się na doznawaniu było sposobem na zapomnienie o całym pozostałym świecie. I choć myśl ta brzmiała patetycznie, to nic poza tym pokojem dla nich nie istniało.
Ostatnim przejawem racjonalnego rozumowania było mimowolne skontrolowanie, czy Quentin nie zapomniał o zabezpieczeniu. Dopiero wtedy mógł całkowicie już poddać się chwili. Jedną z dłoni oparł na jego ramieniu, a drugą nieco niżej, na bicepsie. Choć lubił przejmować inicjatywę, to w tym jednym momencie wolał zdać się na partnera, zaufać mu i jednocześnie pozwolić całkowicie przejąć kontrolę. Już po chwili niski, typowo męski jęk uciekł spomiędzy jego warg, a dłonie boleśnie zacisnęły się na ciele Quentina. Nieświadomie ranił jasną skórę paznokciami, wyginając się pod nim w spazmie przyjemności i bólu.
Oddychał niespokojnie, na krótki moment zaciskając oczy, żeby zaraz samemu wykonać drobny ruch biodrami, wysuwając je w jego kierunku, chcąc czuć go głębiej. Działając instynktownie, położył dłonie na jego karku, chcąc czuć go całego bliżej siebie, zaciskając uda po obu stronach jego bioder. I mimo że żebra w tej jednej chwili wybitnie mocno protestowały, to on umiejętnie ignorował je.
Odzyskując częściową kontrolę nad sobą samym, przesunął jedną z dłoni wzdłuż jego boku, sunąc dalej, do pośladka. Zaczepnie i prowokacyjnie ścisnął jego, odchylając głowę, starając się złapać dech.
Paznokcie wbijające się w jego skórę łatwo przyszło mu ignorować, jakby wcale ich nie czuł. I w pewnym sensie tak było, jego umysł zajęty był innymi doznaniami, aby skupić się na bólu, którego natężenie było minimalne. Obserwował więc z uwagą twarz kochanka wykrzywioną w przyjemności i jego wijące się pod nim ciało. Usłyszał jego jęk i w tym samym momencie poczuł niewiarygodną satysfakcję z tego, że był w stanie dać mu rozkosz, dzięki której zapomni o wszystkim. Sam przecież szukał słodkiego zapomnienia. Wypchnięcie przez niego bioder było znakiem dla Quentina, że może poczynać sobie jeszcze śmielej. Kolejnym mocnym pchnięciem naparł na zaciskający się pierścień mięśni, chcąc go jeszcze bardziej rozciągnąć własnym penisem.
Bezpamiętnie oddawał się dotykowi obcych dłoni, czując je najpierw na karku. Instynktownie pochylił się ku długowłosemu, aby językiem przesunąć po jego obolałym torsie. Później obsypał go pospiesznymi pocałunkami, po czym trącił koniuszkiem jeden z sutków. Objął go ustami, następnie złapał zębami, aby pociągnąć za niego z premedytacją. W tej chwili dłoń ścisnęła jego pośladek, czym nie potrafił się zbytnio przejąć. Zresztą, to był tylko jeden z gestów spośród tysiąca mających miejsce między nimi.
Wykonał kolejne stanowcze pchnięcie, chwytając wreszcie za wąskie biodra, aby docisnąć do siebie drugie ciało. W ten sposób wbił się w niego jeszcze mocniej, czując przyjemną ciasnotę jego wnętrza na całej długości penisa. To było kurewsko dobre wrażenie. Wyprostował się, chcąc ponownie nad nim górować, przy okazji narzucił miarowe, całkiem energiczne tempo. Uniósł stanowczo biodra kochanka, aby wejść w niego pod innym kątem, urozmaicając dalsze doznania.
Bezpamiętnie oddawał się dotykowi obcych dłoni, czując je najpierw na karku. Instynktownie pochylił się ku długowłosemu, aby językiem przesunąć po jego obolałym torsie. Później obsypał go pospiesznymi pocałunkami, po czym trącił koniuszkiem jeden z sutków. Objął go ustami, następnie złapał zębami, aby pociągnąć za niego z premedytacją. W tej chwili dłoń ścisnęła jego pośladek, czym nie potrafił się zbytnio przejąć. Zresztą, to był tylko jeden z gestów spośród tysiąca mających miejsce między nimi.
Wykonał kolejne stanowcze pchnięcie, chwytając wreszcie za wąskie biodra, aby docisnąć do siebie drugie ciało. W ten sposób wbił się w niego jeszcze mocniej, czując przyjemną ciasnotę jego wnętrza na całej długości penisa. To było kurewsko dobre wrażenie. Wyprostował się, chcąc ponownie nad nim górować, przy okazji narzucił miarowe, całkiem energiczne tempo. Uniósł stanowczo biodra kochanka, aby wejść w niego pod innym kątem, urozmaicając dalsze doznania.
Cholera, miał wielu kochanków w swoim kurewskim życiu, ale tylko nieliczni byli tak godni zapamiętania jak Quentin.
Czując jego wilgotny, ciepły język na swojej rozgrzanej skórze, zareagował wciągnięciem brzucha i nieznacznym wyprężeniem się. Nie tylko przez wzgląd na ból te rejony były szczególnie ważne… Zawsze miał słabość do pieszczot w okolicach sutków – były one chyba najbardziej unerwionym elementem na ciele Camilla. Kiedy więc poczuł zęby w tak wrażliwym rejonie, odchylił głowę w tył, pozwalając sobie na niskie, przeciągłe westchnienie, jednocześnie zupełnie nieświadomie znów przeciągając paznokciami po jego skórze, tym razem zostawiając ślad po sobie na pośladku.
Z każdym kolejnym ruchem i następną pieszczotą, oddech Camilla był coraz bardziej niespokojny, chaotyczny. Tracąc bliskość ciała kochanka, zsunął dłoń na swój tors, aby przemknąć po nim ostrożnym gestem, zmierzając w dół. Gdy znów spojrzał Quentinowi w oczy, jednocześnie objął własnego członka smukłymi, długimi palcami, dodatkowo potęgując doznania, poruszając dłonią w miarowym tempie zbliżonym do ruchów, jakie wykonywał Sanders.
Ale to nie trwało długo…
Bo seks z Francuzem nigdy nie ograniczał się do jego biernego leżenia pod partnerem.
Energicznym ruchem – co przypłacił wyraźnie odczuwanym bólem – poderwał się z miejsca, zarzucając mu rękę na kark, chcąc w ten sposób zachować jakąś odrobinę równowagi. Dopiero, gdy miał pewność, że nie przypłaci tego aktu barbarzyństwa zderzeniem z podłogą, pchnął lekko Quentina, przysiadając nad jego biodrami. Z zadziornym uśmiechem spojrzał mu w oczy, jednocześnie sięgając dłonią za siebie, żeby samymi opuszkami palców przemknąć po jego męskości na moment przed tym, gdy znów wsunął ją w siebie. Jednym płynnym, silnym ruchem opadł na niego, pozwalając wejść do samego końca i nie zamierzał dawać mu szansy na reakcję. Od razu zaczął poruszać się energicznie, miarowo, zupełnie nieświadomie co rusz mocniej zaciskając się na jego ciele, dokładniej obejmując go sobą. I choć przez dłuższą część tego aktu nie spuszczał z niego uważnego spojrzenia, to wraz z kolejnymi ruchami nie umiał już zapanować nad sobą. Prężąc się w erotycznym łuku, odchylił głowę w tył z niespokojnym jękiem, mocniej nabijając się na niego.
Czując jego wilgotny, ciepły język na swojej rozgrzanej skórze, zareagował wciągnięciem brzucha i nieznacznym wyprężeniem się. Nie tylko przez wzgląd na ból te rejony były szczególnie ważne… Zawsze miał słabość do pieszczot w okolicach sutków – były one chyba najbardziej unerwionym elementem na ciele Camilla. Kiedy więc poczuł zęby w tak wrażliwym rejonie, odchylił głowę w tył, pozwalając sobie na niskie, przeciągłe westchnienie, jednocześnie zupełnie nieświadomie znów przeciągając paznokciami po jego skórze, tym razem zostawiając ślad po sobie na pośladku.
Z każdym kolejnym ruchem i następną pieszczotą, oddech Camilla był coraz bardziej niespokojny, chaotyczny. Tracąc bliskość ciała kochanka, zsunął dłoń na swój tors, aby przemknąć po nim ostrożnym gestem, zmierzając w dół. Gdy znów spojrzał Quentinowi w oczy, jednocześnie objął własnego członka smukłymi, długimi palcami, dodatkowo potęgując doznania, poruszając dłonią w miarowym tempie zbliżonym do ruchów, jakie wykonywał Sanders.
Ale to nie trwało długo…
Bo seks z Francuzem nigdy nie ograniczał się do jego biernego leżenia pod partnerem.
Energicznym ruchem – co przypłacił wyraźnie odczuwanym bólem – poderwał się z miejsca, zarzucając mu rękę na kark, chcąc w ten sposób zachować jakąś odrobinę równowagi. Dopiero, gdy miał pewność, że nie przypłaci tego aktu barbarzyństwa zderzeniem z podłogą, pchnął lekko Quentina, przysiadając nad jego biodrami. Z zadziornym uśmiechem spojrzał mu w oczy, jednocześnie sięgając dłonią za siebie, żeby samymi opuszkami palców przemknąć po jego męskości na moment przed tym, gdy znów wsunął ją w siebie. Jednym płynnym, silnym ruchem opadł na niego, pozwalając wejść do samego końca i nie zamierzał dawać mu szansy na reakcję. Od razu zaczął poruszać się energicznie, miarowo, zupełnie nieświadomie co rusz mocniej zaciskając się na jego ciele, dokładniej obejmując go sobą. I choć przez dłuższą część tego aktu nie spuszczał z niego uważnego spojrzenia, to wraz z kolejnymi ruchami nie umiał już zapanować nad sobą. Prężąc się w erotycznym łuku, odchylił głowę w tył z niespokojnym jękiem, mocniej nabijając się na niego.
Zdążył już poznać wszystkie punkty tego smukłego ciała, wyśledził z niebywałą precyzją te najwrażliwsze i zapamiętał. Doskonale wiedział, gdzie i jak dotknąć, aby sprawić kochankowi przyjemność. Bezczelnie wykorzystywał zdobytą wiedzę, maltretując jeden z sutków i ponaglając nieco własne biodra, aby wsuwać się w odpowiednim tempie w wejście długowłosego. Wydobył z niego kolejny odgłos przyjemności i go również zapamiętał. Górując nad nim, uważnie śledził wędrówkę jego dłoni, na którą odpowiedział mocniejszym chwytem na biodrze, gdzie zamierzał zostawić ślady palców.
Po chwili Camille przejął inicjatywę, całkowicie zmieniając dynamikę w ich dotychczasowym układzie. I wcale nie chodziło o samą pozycję. Quentin usadowił się na łóżku, grzecznie pozwalając na tę samowolę, gdy przez pchnięcie zmuszony był do wsparcia się o miękkie podłoże łokciami. Chciał uważnie przyglądać się dalszym poczynaniom mężczyzny. W jednej chwili wydał z siebie jęk i opadł na plecy, gdy kochanek natychmiast opuścił biodra, świadomie nabijając się na jego męskość. Ten ruch był do przewidzenia, tak typowy dla całej tej krnąbrności Camilla, a jednak potrafił całkowicie obezwładnić.
Kolejne ruchy tych zdradliwych bioder pomogły mu się otrząsnąć. Ponownie wsparł się na łokciach, starając się wyjść naprzeciw co rusz unoszącym się biodrom. Również nie potrafił być bierny, musiał dorzucić swoje trzy grosze, gdy jego oddech stawał się szybszy. Nie odrywał oczu od przystojnej twarzy, nawet wtedy, gdy nie był już obdarowywany srebrzystym spojrzeniem. W końcu podniósł się do siadu i znów chwycił za biodra, aby stanowczo skierować je w dół. Pośladki uderzyły o jego ciało z impetem, co wymusiło na nim kolejny jęk. Mimowolnie zmrużył oczy, czoło dociskając do ramienia Francuza.
W przypływie pożądania ułożył dłoń na jego potylicy i wsunął palce w jasne włosy. Kilka sekund chwycił za nie i lekko pociągnął, aby jeszcze bardziej wyeksponować długą szyję. Nie myślał zbyt wiele, prawie natychmiast przyssał się do niej, chcąc oznaczyć to grzeszne ciało śladem po sobie.
Po chwili Camille przejął inicjatywę, całkowicie zmieniając dynamikę w ich dotychczasowym układzie. I wcale nie chodziło o samą pozycję. Quentin usadowił się na łóżku, grzecznie pozwalając na tę samowolę, gdy przez pchnięcie zmuszony był do wsparcia się o miękkie podłoże łokciami. Chciał uważnie przyglądać się dalszym poczynaniom mężczyzny. W jednej chwili wydał z siebie jęk i opadł na plecy, gdy kochanek natychmiast opuścił biodra, świadomie nabijając się na jego męskość. Ten ruch był do przewidzenia, tak typowy dla całej tej krnąbrności Camilla, a jednak potrafił całkowicie obezwładnić.
Kolejne ruchy tych zdradliwych bioder pomogły mu się otrząsnąć. Ponownie wsparł się na łokciach, starając się wyjść naprzeciw co rusz unoszącym się biodrom. Również nie potrafił być bierny, musiał dorzucić swoje trzy grosze, gdy jego oddech stawał się szybszy. Nie odrywał oczu od przystojnej twarzy, nawet wtedy, gdy nie był już obdarowywany srebrzystym spojrzeniem. W końcu podniósł się do siadu i znów chwycił za biodra, aby stanowczo skierować je w dół. Pośladki uderzyły o jego ciało z impetem, co wymusiło na nim kolejny jęk. Mimowolnie zmrużył oczy, czoło dociskając do ramienia Francuza.
W przypływie pożądania ułożył dłoń na jego potylicy i wsunął palce w jasne włosy. Kilka sekund chwycił za nie i lekko pociągnął, aby jeszcze bardziej wyeksponować długą szyję. Nie myślał zbyt wiele, prawie natychmiast przyssał się do niej, chcąc oznaczyć to grzeszne ciało śladem po sobie.
Kompletnie tracił nad sobą panowanie, całkowicie skupiając się na słodkiej rozkoszy. W takich momentach czuł, że może zrobić wszystko – mimo bólu, napięcia i ekscytacji, co rusz chciał więcej, mocniej, aby doznawać bez końca. Nie chodziło o samo spełnienie, absolutnie. Ważna była każda chwila do niego prowadząca.
Każde westchnienie i nieco chaotyczne szarpnięcia bioder zdradzały to, jak bardzo chciał go czuć i skupić się właśnie na tym doznaniu. Kiedy jednak Quentin przycisnął go do własnego ciała, Camille na krótki moment wstrzymał oddech, obejmując jego szyję ramionami, zaciskając niespokojne dłonie na włosach, szarpiąc je. Nie umiał zupełnie tkwić w bezruchu, ale siła Quentina wystarczyła, aby częściowo zapanować nad tym szaleństwem. Drżał w jego ramionach, a biodra same wyrywały się. Niespokojnym, gorącym oddechem parzył jego już i tak rozgrzaną skórę, paznokciami znacząc to ramiona, to plecy.
Był chaotyczny zawsze, ale w takich momentach jego chaos przekraczał wszelkie granice. Szarpnięty za włosy, wyprężył się z niskim jękiem szczerej przyjemności. Pewniej wsparł się dłońmi na jego ramionach, znów zupełnie opuszczając biodra, pozwalając mu całkowicie wejść w swoje wnętrze, penetrować jego najwrażliwsze rejony. Gdy wrócił uważnym, chciwym spojrzeniem do oczu Quentina, zaczął jednocześnie poruszać biodrami, ale nie w górę i w dół. Jego ruchy były posuwiste, niezwykle erotyczne i ograniczając się do łagodnego kołysania. Jawnie grał na jego cierpliwości, bawiąc się wytrzymałością zarówno swoją jak i Quentina, samemu czując, że jest u kresu.
Każde westchnienie i nieco chaotyczne szarpnięcia bioder zdradzały to, jak bardzo chciał go czuć i skupić się właśnie na tym doznaniu. Kiedy jednak Quentin przycisnął go do własnego ciała, Camille na krótki moment wstrzymał oddech, obejmując jego szyję ramionami, zaciskając niespokojne dłonie na włosach, szarpiąc je. Nie umiał zupełnie tkwić w bezruchu, ale siła Quentina wystarczyła, aby częściowo zapanować nad tym szaleństwem. Drżał w jego ramionach, a biodra same wyrywały się. Niespokojnym, gorącym oddechem parzył jego już i tak rozgrzaną skórę, paznokciami znacząc to ramiona, to plecy.
Był chaotyczny zawsze, ale w takich momentach jego chaos przekraczał wszelkie granice. Szarpnięty za włosy, wyprężył się z niskim jękiem szczerej przyjemności. Pewniej wsparł się dłońmi na jego ramionach, znów zupełnie opuszczając biodra, pozwalając mu całkowicie wejść w swoje wnętrze, penetrować jego najwrażliwsze rejony. Gdy wrócił uważnym, chciwym spojrzeniem do oczu Quentina, zaczął jednocześnie poruszać biodrami, ale nie w górę i w dół. Jego ruchy były posuwiste, niezwykle erotyczne i ograniczając się do łagodnego kołysania. Jawnie grał na jego cierpliwości, bawiąc się wytrzymałością zarówno swoją jak i Quentina, samemu czując, że jest u kresu.
Doprowadzenie go do takiego stanu dawało Quentinowi ogromną satysfakcję. Trzymał mocno jego drżące ciało, rzucając mu przy tym wygłodniałe spojrzenie. Chciał doprowadzić go na skraj rozkoszy, jednocześnie pragnął drażnić go jak najdłużej, aby móc nasycić się w pełni. Reakcja wypełniona nieporadnością była najlepszym, co Camille mógł dać mu w tej właśnie chwili, kiedy został nabity na twardą męskość bez grama delikatności. Ale wbijające się w skórę paznokcie również nie miały w sobie żadnej subtelności. I tak było dobrze, drobny dyskomfort jedynie potęgował rozkosz.
Maltretował jego szyję pieszczotliwymi muśnięciami języka i bezmyślnymi pocałunkami, dopóki ponownie jędrne pośladki nie opadły na jego ciało z impetem. Ten ruch wydusił z niego ciężkie stęknięcie. Ich spojrzenia spotkały się, a ruchy bioder kochanka zmieniły trajektorię i stały się zdecydowanie zbyt wolne, wręcz leniwe w tym tempie. Być może to był próba, ale gierki nie były tu wskazane, gdyż obaj potrzebowali więcej. Nic dziwnego, że z jego gardła wydobył się ostrzegawczy warkot będący protestem wobec takich zbytecznych zabaw. W pierwszej chwili przesunął jedną ze swych dłoni na penisa długowłosego i ścisnął go boleśnie. Z całą pewnością miała to być kara. Gdy jednak zaczął poruszać dłonią po całej jego długości zbyt powoli, miało stać się to istną torturą. Taką przynajmniej miał nadzieję.
Sam jednak nie wytrzymał długo w swym postanowieniu, może udało mu się to przez jakąś minutę. Chciał go złamać, gdy ledwo dawał radę z duszeniem w sobie pożądania. Pchnął go na łóżko z jawną frustracją i chwilę później znalazł się między jego udami. Złapał jego nogi w łydkach i ułożył sobie na ramionach, gdy ponownie wchodził w niego przy pomocy mocnego pchnięcia. Pochylając się bardziej do przodu, zmuszając przy okazji jego ciało do wygięcia, napierał coraz mocniej, coraz szybciej na pierścień mięśni oplatający ciasno jego męskość. Nie potrafił inaczej, musiał się wyżyć. Pierwszy dreszcz idący wzdłuż kręgosłupa jasno mu zakomunikował, że to nie potrwa długo. Znów zacisnął dłonie na wąskich biodrach, wykonując kolejne gwałtowne pchnięcie. Kilka kolejnych ruchów biodrami i doszedł z jękiem na ustach oraz potężnym dreszczem targającym jego ciało.
Maltretował jego szyję pieszczotliwymi muśnięciami języka i bezmyślnymi pocałunkami, dopóki ponownie jędrne pośladki nie opadły na jego ciało z impetem. Ten ruch wydusił z niego ciężkie stęknięcie. Ich spojrzenia spotkały się, a ruchy bioder kochanka zmieniły trajektorię i stały się zdecydowanie zbyt wolne, wręcz leniwe w tym tempie. Być może to był próba, ale gierki nie były tu wskazane, gdyż obaj potrzebowali więcej. Nic dziwnego, że z jego gardła wydobył się ostrzegawczy warkot będący protestem wobec takich zbytecznych zabaw. W pierwszej chwili przesunął jedną ze swych dłoni na penisa długowłosego i ścisnął go boleśnie. Z całą pewnością miała to być kara. Gdy jednak zaczął poruszać dłonią po całej jego długości zbyt powoli, miało stać się to istną torturą. Taką przynajmniej miał nadzieję.
Sam jednak nie wytrzymał długo w swym postanowieniu, może udało mu się to przez jakąś minutę. Chciał go złamać, gdy ledwo dawał radę z duszeniem w sobie pożądania. Pchnął go na łóżko z jawną frustracją i chwilę później znalazł się między jego udami. Złapał jego nogi w łydkach i ułożył sobie na ramionach, gdy ponownie wchodził w niego przy pomocy mocnego pchnięcia. Pochylając się bardziej do przodu, zmuszając przy okazji jego ciało do wygięcia, napierał coraz mocniej, coraz szybciej na pierścień mięśni oplatający ciasno jego męskość. Nie potrafił inaczej, musiał się wyżyć. Pierwszy dreszcz idący wzdłuż kręgosłupa jasno mu zakomunikował, że to nie potrwa długo. Znów zacisnął dłonie na wąskich biodrach, wykonując kolejne gwałtowne pchnięcie. Kilka kolejnych ruchów biodrami i doszedł z jękiem na ustach oraz potężnym dreszczem targającym jego ciało.
Wzajemnie działali na siebie w tak dużym stopniu, że odwlekanie spełnienia i przeciąganie zabawy było dla nich obu niemałym wyzwaniem. Kiedy Quentin zacisnął dłoń na jego członku, Camille niemal zaskomlał, prężąc się znów w jego ramionach, starając się nie ulec temu doznaniu. A jednak biodra same wyrywały się, chcąc więcej. Panowanie nad sobą w towarzystwie Sandersa należało do kurewsko trudnych zadań…
Ale myśl, że to Quentin poległ jako pierwszy, poddając się swoim niemal zwierzęcym pragnieniom, cholernie schlebiała Camillowi. Gdy znów opadł na łóżko, już nawet nie poczuł bolących żeber zbyt złakniony przyjemności. Mając ponownie jego ciało na wyciągnięcie ręki, znów zacisnął dłoń na ramieniu mężczyzny, w drugiej ściskając kołdrę hotelowego łóżka.
To był ten moment, w którym jego świadomość odpływała zupełnie zatracając się w rozkoszy. Z jednym jego ruchem, Francuz wygiął się w niezwykle erotycznym ruchu, nie umiejąc powstrzymać niskiego, donośnego jęku szczerej przyjemności. Niespokojnie szarpnął się, chcąc wyjść mu biodrami naprzeciw, ale tym razem silny uścisk dłoni Quentina odebrał mu tę możliwość – miał skończyć całkowicie zdany na jego inwencję.
… Na szczęście, nie potrzebował wiele. Już po tym silnym pchnięciu ponownie wyprężył się, nawet nie starając się uciszyć. Doszedł, plamiąc własny tors, znów zostawiając ślady paznokci na jego ciele, nieświadomie mocniej obejmując sobą członka Quentina.
W głowie słyszał szum, a i przez krótki moment nie widział nic, zupełnie. Następnym bodźcem, który do niego dotarł był jego własny ciężki oddech, gdy z wyraźnym trudem starał się łapać hausty powietrza. Kolejnym już znacznie mniej przyjemnym doznaniem były te pieprzone żebra, które starał się zignorować, koncentrując się na ostatkach przyjemności.
Jego ciało w jednym momencie wydało mu się tak cudownie rozluźnione, choć jednocześnie obolałe. Pozostawał zupełnie nieświadom tego, jak wciąż drży po niesamowitym spełnieniu, obejmując jego biodra udami, chcąc zachować tę bliskość przez jeszcze moment. Starał się zapanować nad oddechem, nie otwierając jeszcze oczu, leżąc pod nim z twarzą zwróconą w bok.
- Quen… - odezwał się w końcu wciąż nieco zachrypniętym, zdyszanym głosem. – Mamy jeszcze wódkę? – wymamrotał, otwierając oczy, zwracając zamglone spojrzenie w jego kierunku. Posłał mu jeden z tych swoich cudownie rozleniwionych uśmiechów, jednocześnie odgarniając drżącymi rękoma włosy z twarzy.
Ale myśl, że to Quentin poległ jako pierwszy, poddając się swoim niemal zwierzęcym pragnieniom, cholernie schlebiała Camillowi. Gdy znów opadł na łóżko, już nawet nie poczuł bolących żeber zbyt złakniony przyjemności. Mając ponownie jego ciało na wyciągnięcie ręki, znów zacisnął dłoń na ramieniu mężczyzny, w drugiej ściskając kołdrę hotelowego łóżka.
To był ten moment, w którym jego świadomość odpływała zupełnie zatracając się w rozkoszy. Z jednym jego ruchem, Francuz wygiął się w niezwykle erotycznym ruchu, nie umiejąc powstrzymać niskiego, donośnego jęku szczerej przyjemności. Niespokojnie szarpnął się, chcąc wyjść mu biodrami naprzeciw, ale tym razem silny uścisk dłoni Quentina odebrał mu tę możliwość – miał skończyć całkowicie zdany na jego inwencję.
… Na szczęście, nie potrzebował wiele. Już po tym silnym pchnięciu ponownie wyprężył się, nawet nie starając się uciszyć. Doszedł, plamiąc własny tors, znów zostawiając ślady paznokci na jego ciele, nieświadomie mocniej obejmując sobą członka Quentina.
W głowie słyszał szum, a i przez krótki moment nie widział nic, zupełnie. Następnym bodźcem, który do niego dotarł był jego własny ciężki oddech, gdy z wyraźnym trudem starał się łapać hausty powietrza. Kolejnym już znacznie mniej przyjemnym doznaniem były te pieprzone żebra, które starał się zignorować, koncentrując się na ostatkach przyjemności.
Jego ciało w jednym momencie wydało mu się tak cudownie rozluźnione, choć jednocześnie obolałe. Pozostawał zupełnie nieświadom tego, jak wciąż drży po niesamowitym spełnieniu, obejmując jego biodra udami, chcąc zachować tę bliskość przez jeszcze moment. Starał się zapanować nad oddechem, nie otwierając jeszcze oczu, leżąc pod nim z twarzą zwróconą w bok.
- Quen… - odezwał się w końcu wciąż nieco zachrypniętym, zdyszanym głosem. – Mamy jeszcze wódkę? – wymamrotał, otwierając oczy, zwracając zamglone spojrzenie w jego kierunku. Posłał mu jeden z tych swoich cudownie rozleniwionych uśmiechów, jednocześnie odgarniając drżącymi rękoma włosy z twarzy.
Uległ pożądaniu pierwszy, ale nie uznawał tego za powodu do wstydu, obaj w końcu rozumieli jak gwałtowne potrafi być pożądanie. Nie miało jednak znaczenia to, kto pierwszy zakończył te durne gierki, kiedy obaj doznawali rozkoszy. Gdzieś po drodze wypuścił jego nogi z uścisków, aby znów chwycić za wyzwolone biodra. Doszedł, potem półprzytomnie zauważył, że również Camille miał potężny orgazm. Po spełnieniu Quentin nie był gotów od razu się poruszyć, dopiero po kilku łapczywych wdechach zdecydował się na wysunięcie z kochanka. Całkowite rozluźnienie nie zwolniło go jednak od myślenia. Zdjął jeszcze prezerwatywę, związał i rzucił obok łóżka, niezbyt przejmując się jej dalszym losem w tej chwili.
Opadł na długowłosego bez choćby cienia skrępowania, choć powinien bardziej przejąć się jego żebrami. Przesunął po nich opuszkami palców, następnie ucałował skórę na wysokości mostka. Musiał ochłonąć, jednocześnie nadal chciał czuć jego bliskość. Wsunął nos w jego szyję, ostrożnie zaciągając się zapachem spoconego ciała, gdy w międzyczasie obejmował go w pasie. Przyjemna była myśl, że to on go tak zmęczył.
Gdy usłyszał swoje imię, niechętnie otworzył oczy, po czym zsunął się z drugiego ciała, aby położyć się plecami na miękkim łóżku. Cholera, mogliby przez chwilę po prostu poleżeć w milczeniu, może udałoby mu się wtedy spokojnie zasnąć. Po chwili jednak prychnął, mimo wszystko jakoś ugłaskany tym jego uśmiechem. Bordeaux potrafił świetnie grać, co do tego nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości. Najpierw poderwał się do siadu, następnie nago ruszył prze pokój w stronę minibarku, wyciągając kolejne buteleczki. Przy Francuzie nie miał już problemu, aby odwracać się do niego plecami. Kolekcja jego blizn robiła wrażenie, ale nikt nie odważył się jej skomentować. Nawet ten zuchwały osobnik tego nie robił. I o nic nie pytał, dlatego Quentin odwdzięczył mu się tym samym. Wziął od raz kilka buteleczek z alkoholem i powędrował z nimi do łóżka, niedbale rzucając je na pościel.
– Możesz tu zostać kilka dni, ja stawiam.
Ponownie zasiadł na łóżku, tym razem nie zamierzając tak łatwo poderwać z niego tyłka. Chwycił za jedną z buteleczek, bezproblemowo otworzył i w mgnieniu oka opróżnił. Ich zbyt mała pojemność była śmieszna, a w tej chwili bardzo kłopotliwa. Przymknął na to oko, zajęty na razie odpoczynkiem po dobrym seksie.
– Tylko zachowuj się i przypadkiem niczego nie rozwal w drobny mak.
Opadł na długowłosego bez choćby cienia skrępowania, choć powinien bardziej przejąć się jego żebrami. Przesunął po nich opuszkami palców, następnie ucałował skórę na wysokości mostka. Musiał ochłonąć, jednocześnie nadal chciał czuć jego bliskość. Wsunął nos w jego szyję, ostrożnie zaciągając się zapachem spoconego ciała, gdy w międzyczasie obejmował go w pasie. Przyjemna była myśl, że to on go tak zmęczył.
Gdy usłyszał swoje imię, niechętnie otworzył oczy, po czym zsunął się z drugiego ciała, aby położyć się plecami na miękkim łóżku. Cholera, mogliby przez chwilę po prostu poleżeć w milczeniu, może udałoby mu się wtedy spokojnie zasnąć. Po chwili jednak prychnął, mimo wszystko jakoś ugłaskany tym jego uśmiechem. Bordeaux potrafił świetnie grać, co do tego nikt nie powinien mieć żadnych wątpliwości. Najpierw poderwał się do siadu, następnie nago ruszył prze pokój w stronę minibarku, wyciągając kolejne buteleczki. Przy Francuzie nie miał już problemu, aby odwracać się do niego plecami. Kolekcja jego blizn robiła wrażenie, ale nikt nie odważył się jej skomentować. Nawet ten zuchwały osobnik tego nie robił. I o nic nie pytał, dlatego Quentin odwdzięczył mu się tym samym. Wziął od raz kilka buteleczek z alkoholem i powędrował z nimi do łóżka, niedbale rzucając je na pościel.
– Możesz tu zostać kilka dni, ja stawiam.
Ponownie zasiadł na łóżku, tym razem nie zamierzając tak łatwo poderwać z niego tyłka. Chwycił za jedną z buteleczek, bezproblemowo otworzył i w mgnieniu oka opróżnił. Ich zbyt mała pojemność była śmieszna, a w tej chwili bardzo kłopotliwa. Przymknął na to oko, zajęty na razie odpoczynkiem po dobrym seksie.
– Tylko zachowuj się i przypadkiem niczego nie rozwal w drobny mak.
Nie komentował blizn i nie pytał o nie, a jednocześnie nigdy nie ukrywał, że patrzy. Robiły wrażenie, lubił czuć te charakterystyczne zgrubienia pod palcami… Nie tyle nie chciał wiedzieć, jak powstały, co po prostu dawał kumplowi możliwość przemilczenia tego bądź omówienia, gdy ten sam zechce. Ich znajomość pozbawiona była jakiejkolwiek presji.
Odprowadził go wzrokiem do barku, samemu nie zmieniając pozycji, leżąc na plecach z lekko rozchylonymi udami, przypominając w tej chwili rozleniwionego kocura. Dopiero, gdy Quentin wracał, Camille uniósł się nieznacznie, sięgając od razu po jedną z butelek.
Bez słowa odkorkował ją, zaciągnął się zapachem wysoko procentowego trunku i przeniósł uważne, surowe spojrzenie srebrnych oczu na swojego towarzysza.
- Nie jestem twoją dziwką, Quen – właściwie wymruczał te słowa. Bez gniewu i złości, a raczej z konieczności ponownego zarysowania granic ich znajomości. Tego potrzebował, żeby myślami nie pognać gdzieś zbyt daleko – ani w jedną, ani w drugą stronę. Musiał trzymać się rzeczywistości, nawet gdy ona chwilami rozbiegała się.
- Nie wiedzą, gdzie mieszkam – rzucił luźno, bardziej do siebie niż Quentina, chcąc poczuć namiastkę bezpieczeństwa.
W końcu z cichym stęknięciem z bólu całkowicie uniósł się do siadu i opróżnił buteleczkę alkoholu. Przeniósł się, żeby móc ułożyć się wygodniej, bo w końcu z głową na poduszce. Nie zakrywał jednak swojego ciała kołdrą – nigdy nie było idealne, zawsze gdzieś sine, poobijane bądź z różnego rodzaju bliznami. Ale jednocześnie zbyt często korzystał z jego wdzięków, żeby czuć wstyd. Ułożył się na mniej bolącym boku, obserwując towarzysza.
- Co robiłeś, gdy mnie nie pieprzyłeś, mm? – zapytał w końcu. Lubił z nim rozmawiać. Lubił, gdy czasem po wszystkim Quentin nie znikał od razu, a czekał chociaż do rana. Na luzie, gadając o głupotach bądź w ogóle nie rozmawiając. Nigdy wprost nie poprosiłby go o to, ale zawsze sugestywnie zaczynał rozmowę o czymkolwiek.
Odprowadził go wzrokiem do barku, samemu nie zmieniając pozycji, leżąc na plecach z lekko rozchylonymi udami, przypominając w tej chwili rozleniwionego kocura. Dopiero, gdy Quentin wracał, Camille uniósł się nieznacznie, sięgając od razu po jedną z butelek.
Bez słowa odkorkował ją, zaciągnął się zapachem wysoko procentowego trunku i przeniósł uważne, surowe spojrzenie srebrnych oczu na swojego towarzysza.
- Nie jestem twoją dziwką, Quen – właściwie wymruczał te słowa. Bez gniewu i złości, a raczej z konieczności ponownego zarysowania granic ich znajomości. Tego potrzebował, żeby myślami nie pognać gdzieś zbyt daleko – ani w jedną, ani w drugą stronę. Musiał trzymać się rzeczywistości, nawet gdy ona chwilami rozbiegała się.
- Nie wiedzą, gdzie mieszkam – rzucił luźno, bardziej do siebie niż Quentina, chcąc poczuć namiastkę bezpieczeństwa.
W końcu z cichym stęknięciem z bólu całkowicie uniósł się do siadu i opróżnił buteleczkę alkoholu. Przeniósł się, żeby móc ułożyć się wygodniej, bo w końcu z głową na poduszce. Nie zakrywał jednak swojego ciała kołdrą – nigdy nie było idealne, zawsze gdzieś sine, poobijane bądź z różnego rodzaju bliznami. Ale jednocześnie zbyt często korzystał z jego wdzięków, żeby czuć wstyd. Ułożył się na mniej bolącym boku, obserwując towarzysza.
- Co robiłeś, gdy mnie nie pieprzyłeś, mm? – zapytał w końcu. Lubił z nim rozmawiać. Lubił, gdy czasem po wszystkim Quentin nie znikał od razu, a czekał chociaż do rana. Na luzie, gadając o głupotach bądź w ogóle nie rozmawiając. Nigdy wprost nie poprosiłby go o to, ale zawsze sugestywnie zaczynał rozmowę o czymkolwiek.
Skierował na niego spojrzenie ciemnych oczu, przyglądając mu się z pewną dozą pobłażliwości. Po chwili jednak uniósł kąciki ust w uśmiechu, nie kryjąc swojego drobnego rozbawienia. Leniwie przysunął się do niego, ujął palcami jego podbródek i wbił wzrok w srebrne tęczówki. Przesunął kciukiem po jego policzku i po tym jednym geście zabrał rękę z kolejnym uśmieszkiem tańczącym na ustach. Doskonale znał zasady, na jakich opierała się ich znajomość. Mieli bardzo dobry układ, którego nie warto było niszczyć.
– Oczywiście, że nie jesteś, Cam – odparł swobodnie, układając się na łóżku tak, aby głowę oprzeć na poduszce. Jedną rękę zgiął i ułożył pod głową, drugą zaś trzymał na brzuchu, uważnie przyglądając się w tej pozycji swojemu towarzyszowi. – Skoro nie ma takiej potrzeby, nie musisz tu zostawać – dodał jeszcze, gdy tylko usłyszał jego kolejne słowa. I nie zadał żadnych pytań, nawet jeśli jego ciekawość została odrobinę podsycona. Wolał jednak nie wchodzić w cudze szambo, bo jeszcze się w nim utopi. Jego życie od długiego czasu było idealnie poukładane i naprawdę nie chciał tego zmieniać.
– Dbałem o interesy, jak zawsze – wyrzucił z siebie po krótkiej chwili, niezbyt wiedząc, co ma jeszcze powiedzieć. Ciemne interesy, o których nie mówił, zajmowały większość jego czasu. W międzyczasie zajmował się wartością wykupionych akcji na giełdzie. Nie był zbyt rozrywkowym typem, o ile nie wpadał w podły nastrój, kiedy to musiał się wyszaleć, wówczas szlajał się po mieście niczym zbity pies. Poza tym, nawet po dobrym seksie nie był zbyt gadatliwy.
– Byłem na strzelnicy i okazało się, że nadal nie wyszedłem z wprawy. Całkiem miła niespodzianka.
Rzadko sięgał po broń, choćby dlatego, że zawsze mu powtarzano, iż urodził się dla odrobinę wyższych celów. Tak naprawdę urodził się przypadkiem, a wyższe cele narzucono mu później. Ale to były nieistotne szczegóły z perspektywy jego ojca.
– Pewnie nie nudziłeś się od naszego ostatniego spotkania, co?
Camille mógłby nawet zacząć opowiadać o swoich nowych podbojach, to nie zrobiłoby na nim wrażenia. Był świadom tego, że Francuz szuka nowych wrażeń z każdym facetem na swej drodze. Przynajmniej był w tym szczery. I miał co opowiadać, skoro znalazł się w takim stanie.
– Oczywiście, że nie jesteś, Cam – odparł swobodnie, układając się na łóżku tak, aby głowę oprzeć na poduszce. Jedną rękę zgiął i ułożył pod głową, drugą zaś trzymał na brzuchu, uważnie przyglądając się w tej pozycji swojemu towarzyszowi. – Skoro nie ma takiej potrzeby, nie musisz tu zostawać – dodał jeszcze, gdy tylko usłyszał jego kolejne słowa. I nie zadał żadnych pytań, nawet jeśli jego ciekawość została odrobinę podsycona. Wolał jednak nie wchodzić w cudze szambo, bo jeszcze się w nim utopi. Jego życie od długiego czasu było idealnie poukładane i naprawdę nie chciał tego zmieniać.
– Dbałem o interesy, jak zawsze – wyrzucił z siebie po krótkiej chwili, niezbyt wiedząc, co ma jeszcze powiedzieć. Ciemne interesy, o których nie mówił, zajmowały większość jego czasu. W międzyczasie zajmował się wartością wykupionych akcji na giełdzie. Nie był zbyt rozrywkowym typem, o ile nie wpadał w podły nastrój, kiedy to musiał się wyszaleć, wówczas szlajał się po mieście niczym zbity pies. Poza tym, nawet po dobrym seksie nie był zbyt gadatliwy.
– Byłem na strzelnicy i okazało się, że nadal nie wyszedłem z wprawy. Całkiem miła niespodzianka.
Rzadko sięgał po broń, choćby dlatego, że zawsze mu powtarzano, iż urodził się dla odrobinę wyższych celów. Tak naprawdę urodził się przypadkiem, a wyższe cele narzucono mu później. Ale to były nieistotne szczegóły z perspektywy jego ojca.
– Pewnie nie nudziłeś się od naszego ostatniego spotkania, co?
Camille mógłby nawet zacząć opowiadać o swoich nowych podbojach, to nie zrobiłoby na nim wrażenia. Był świadom tego, że Francuz szuka nowych wrażeń z każdym facetem na swej drodze. Przynajmniej był w tym szczery. I miał co opowiadać, skoro znalazł się w takim stanie.
Quentin z bronią. No tak, bo przecież Camille nie przyciągał normalnych gości – choć nie do końca wiedział, czym jego towarzysz się zajmuje to jakoś spluwa pasowała mu do tych silnych dłoni. Właściwie wizja ta wydała mu się nawet pobudzającym obrazem, całkiem ciekawym, mimo że gości z pistoletem widywał stosunkowo często. Uroki obracania się w towarzystwie, które jest największym szambem tego całego miasta…
Tak, zdecydowanie chciałby go kiedyś zobaczyć w akcji.
- Mm… - mruknął, przysuwając się bliżej. Luźno oparł rękę na przedramieniu Quentina, szukając dłoniom zajęcia. Wolno zaczął przesuwać samymi opuszkami palców po niewielkim obszarze jego torsu, słuchając odpowiedzi. – Quentin z bronią… – szepnął, uśmiechając się pod nosem, wymownie unosząc brew. Tak, całkiem atrakcyjne wyobrażenie, zdecydowanie.
Nim podjął kolejny temat, zamilkł na krótki moment, właściwie zastanawiając się, co mógłby mu powiedzieć. Camille miewał w swoim życiu momenty, w których w ogóle nie odwiedzał mieszkania, szlajając się między klubami i łóżkami kochanków. Ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie stanowiło niemałe wyzwanie, skoro wpadając w taki właśnie rytm, nigdy nie był zupełnie trzeźwy.
- Byłem w ciągu ostatnio – przyznał i obaj dobrze wiedzieli, że nie jest pewny, co się ostatnio działo. Z kim był, co robił. Co pił, ćpał lub palił. I z całą pewnością nie wiedział też, dlaczego ktoś obił mu mordę…
Zmarszczy czoło, podnosząc na krótko spojrzenie na twarz Quentina, jakby chciał upewnić się, że ten nie będzie go oceniał.
- Ale dostałem robotę. W klubie… W umowie jest śmieszny zapisek, że jako artysta. A ja po prostu będę machał gołą dupą w stipklubie – rzucił z jawną kpiną w głosie. – Jak chcesz, to wpadnij popatrzeć. BigQuer – dodał. Rozmawiając z Quentinem starał się zawsze brzmieć możliwie jak najbardziej neutralnie i swobodnie, dbając o to, żeby jego głos nie kojarzył się z jakimikolwiek przejawami przywiązania. Niemniej jednak, czuł się z tym człowiekiem na swój sposób związany. Głównie przez seks, ale z drugiej strony samo przypadkowe spotkanie gdzieś na mieście było całkiem pozytywnym przeżyciem. Lubił go, po prostu. Nie przyznałby się, ale tak było.
Tak, zdecydowanie chciałby go kiedyś zobaczyć w akcji.
- Mm… - mruknął, przysuwając się bliżej. Luźno oparł rękę na przedramieniu Quentina, szukając dłoniom zajęcia. Wolno zaczął przesuwać samymi opuszkami palców po niewielkim obszarze jego torsu, słuchając odpowiedzi. – Quentin z bronią… – szepnął, uśmiechając się pod nosem, wymownie unosząc brew. Tak, całkiem atrakcyjne wyobrażenie, zdecydowanie.
Nim podjął kolejny temat, zamilkł na krótki moment, właściwie zastanawiając się, co mógłby mu powiedzieć. Camille miewał w swoim życiu momenty, w których w ogóle nie odwiedzał mieszkania, szlajając się między klubami i łóżkami kochanków. Ułożenie sobie tego wszystkiego w głowie stanowiło niemałe wyzwanie, skoro wpadając w taki właśnie rytm, nigdy nie był zupełnie trzeźwy.
- Byłem w ciągu ostatnio – przyznał i obaj dobrze wiedzieli, że nie jest pewny, co się ostatnio działo. Z kim był, co robił. Co pił, ćpał lub palił. I z całą pewnością nie wiedział też, dlaczego ktoś obił mu mordę…
Zmarszczy czoło, podnosząc na krótko spojrzenie na twarz Quentina, jakby chciał upewnić się, że ten nie będzie go oceniał.
- Ale dostałem robotę. W klubie… W umowie jest śmieszny zapisek, że jako artysta. A ja po prostu będę machał gołą dupą w stipklubie – rzucił z jawną kpiną w głosie. – Jak chcesz, to wpadnij popatrzeć. BigQuer – dodał. Rozmawiając z Quentinem starał się zawsze brzmieć możliwie jak najbardziej neutralnie i swobodnie, dbając o to, żeby jego głos nie kojarzył się z jakimikolwiek przejawami przywiązania. Niemniej jednak, czuł się z tym człowiekiem na swój sposób związany. Głównie przez seks, ale z drugiej strony samo przypadkowe spotkanie gdzieś na mieście było całkiem pozytywnym przeżyciem. Lubił go, po prostu. Nie przyznałby się, ale tak było.
Wcale nie przeszkadzało mu to, że Camille zaczął go na nowo dotykać, właściwie wydawało mu się to całkiem naturalne. Między nimi nie było już miejsca na wstyd, gdy już dawno przyszło im się poznać od najbardziej intymnej strony. Quentin lubił jego bliskość nawet po seksie, ponieważ wciąż pozostawała niezobowiązująca. I nigdy nie musiał kłopotać się tym, aby gasić emocje kochanka, bo to on sam zawsze stawiał wyraźne granice w ich relacji. Wszystko więc było na swoim miejscu i nic się ze sobą nie gryzło. Po stosunku spędzali czas w swoim towarzystwie, kolejna normalna rzecz w tej ich dziwacznej znajomości.
Wyraźnie widział ten jego uśmiech, który pojawił się zaraz po wyszeptanych słowach. Nie musiał być geniuszem, aby odgadnąć, że już chodzą mu po głowie jakieś brudne myśli. Wpadł na szalony pomysł z bronią palną w roli głównej? Cóż, to nie byłoby żaden zaskoczenie.
– Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele – zaczął nieco wrednie, gdy sięgnął dłonią ku jego twarzy, aby zręcznie założyć mu niepokorne pasmo jasnych włosów za ucho. – Rzadko trzymam broń w dłoni.
Jedno zdanie, które powiedziało mu wszystko o ostatnich dniach, wcale mu się nie spodobało. Ale łatwo przyszło mu zignorować ten fakt, ponieważ życie Camilla wciąż nie było jego sprawą. Z czasem zaczęli sobie mówić nieco więcej, dzielić jakimiś przeżyciami czy myślami, jednak obaj traktowali to z należytym dystansem. Ich losy wcale się ze sobą nie splatały, one jedynie czasem się ze sobą krzyżowały i to tylko po to, by mogli od czasu do czasu pieprzyć się bezpamiętnie.
Było coś więcej. Wzmianka o zdobyci pracy w pierwszym momencie nawet go ucieszyła, bo jednak Francuz stawał jakoś na nogi. Dalsza część wypowiedzi szybko przygasiła cały jego entuzjazm. Jednak przetrawił informację na spokojnie i przyjął ją bez żadnych zastrzeżeń.
– W razie czego wiem, gdzie wpaść na szybki numerek – zażartował całkiem swobodnie, palcem kreśląc po jego ramieniu nic nie znaczące wzory. Potrafił przymknąć oko na jego siniaki i rany, ale wolałby ich nie widzieć na tym ciele. Byłoby o wiele bardziej kuszące. Kwestia estetyki.
– Powinieneś trochę poćwiczyć, jeśli chcesz być dobry w swojej pracy. Gdybyś potrzebował pomocy, potrafię być naprawdę obiektywny. Byłbym idealnym recenzentem twoich zdolności.
Opuszkami przesunął po jego torsie, przez brzuch i biodro do uda, następnie musnął znajdującą się na nim długą bliznę. Zawsze był nią zaintrygowany, jednak jej geneza należała do tematów, na które nie rozmawiali.
Wyraźnie widział ten jego uśmiech, który pojawił się zaraz po wyszeptanych słowach. Nie musiał być geniuszem, aby odgadnąć, że już chodzą mu po głowie jakieś brudne myśli. Wpadł na szalony pomysł z bronią palną w roli głównej? Cóż, to nie byłoby żaden zaskoczenie.
– Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele – zaczął nieco wrednie, gdy sięgnął dłonią ku jego twarzy, aby zręcznie założyć mu niepokorne pasmo jasnych włosów za ucho. – Rzadko trzymam broń w dłoni.
Jedno zdanie, które powiedziało mu wszystko o ostatnich dniach, wcale mu się nie spodobało. Ale łatwo przyszło mu zignorować ten fakt, ponieważ życie Camilla wciąż nie było jego sprawą. Z czasem zaczęli sobie mówić nieco więcej, dzielić jakimiś przeżyciami czy myślami, jednak obaj traktowali to z należytym dystansem. Ich losy wcale się ze sobą nie splatały, one jedynie czasem się ze sobą krzyżowały i to tylko po to, by mogli od czasu do czasu pieprzyć się bezpamiętnie.
Było coś więcej. Wzmianka o zdobyci pracy w pierwszym momencie nawet go ucieszyła, bo jednak Francuz stawał jakoś na nogi. Dalsza część wypowiedzi szybko przygasiła cały jego entuzjazm. Jednak przetrawił informację na spokojnie i przyjął ją bez żadnych zastrzeżeń.
– W razie czego wiem, gdzie wpaść na szybki numerek – zażartował całkiem swobodnie, palcem kreśląc po jego ramieniu nic nie znaczące wzory. Potrafił przymknąć oko na jego siniaki i rany, ale wolałby ich nie widzieć na tym ciele. Byłoby o wiele bardziej kuszące. Kwestia estetyki.
– Powinieneś trochę poćwiczyć, jeśli chcesz być dobry w swojej pracy. Gdybyś potrzebował pomocy, potrafię być naprawdę obiektywny. Byłbym idealnym recenzentem twoich zdolności.
Opuszkami przesunął po jego torsie, przez brzuch i biodro do uda, następnie musnął znajdującą się na nim długą bliznę. Zawsze był nią zaintrygowany, jednak jej geneza należała do tematów, na które nie rozmawiali.
Camille miał jakieś spaczone poczucie estetyki. Bardziej niż idealne ciało podobało mu się naznaczone bliznami, należące do Quentina. Romantyzmu nie znał – wolał gościa z bronią w ręku, gotowego do czegoś bardziej szalonego niż słodkiego czy czułego.
- Bo ty wolisz trzymać coś innego… – odparł zaczepnie, unosząc wymownie brew. Tę stronę towarzysza poznał akurat bardzo dobrze – w grach łóżkowych nie miał sobie równych.
Podobała mu się atmosfera, która panowała między nimi niedługo po stosunku. Było spokojnie, nieco leniwie, ale zupełnie przyjemnie. Tak jakby przeciągali tę chwilę, w której świat ograniczał się do jednego pokoju i dwóch ciał; bez całego bagna, w które wchodzili, gdy się rozstawali. Camille mający wielu kumplów „na numerek” tylko przy kilku doznawał takiej właśnie wygody. A to znacznie lepiej resetowało mózg niż nadmiar alkoholu i szybkie numerki w klubowym kiblu z gośćmi, których nawet nie będzie chciał zobaczyć ponownie.
Odetchnął, czując jego dłoń na swoim ciele. Mimowolnie spiął się i wciągnął powietrze, kiedy Quentin przesuwał się po nieco bardziej bolących miejscach – ewidentnie jak na razie żebra były numerem jeden tego konkursu. Gdy dotarł na bezpieczne rejony, Camille znów rozluźnił się wyraźnie, mrużąc oczy w geście zastanowienia.
- Nie robiłem ci jeszcze striptizu? – mruknął, wyraźnie zaskoczony. Zmarszczył lekko czoło, starając się sobie przypomnieć… Ale nie, faktycznie. – Już wiem, dlaczego nie – przyznał, unosząc lewy kącik ust w ironicznym uśmieszku. – Sam rozszarpujesz na mnie ubrania nim zdążymy o tym pomyśleć – oznajmił. Lubił się z nim drażnić, czasami jednocześnie testując granice, do której może się posunąć. Quentin wydawał mu się w tej kwestii dość elastyczny, choć pozornie zimny i zdystansowany.
Czując jego dłoń na udzie, nieznacznie uniósł nogę, opierając się kolanem o jego udo, przysuwając bliżej.
- Wiesz, że nie wiem, skąd ją mam? – skomentował dotykaną bliznę, wyraźnie tym faktem rozbawiony, choć rozbawieniem zwykle tuszował wiele innych emocji. – Chyba zrobiła się zanim straciłem pamięć… Tak sądzę. Bo potem nie przypominam sobie. Choć w sumie zdarza mi się wielu rzeczy nie pamiętać. Ale to kurestwo bolałoby tak długo, że pamiętałbym. Chyba – przyznał, nie mając pewności.
To właśnie było przyjemne – jeśli chcieli, mówili. Zapominał już przejmować się tym, co ewentualnie złego Quentin mógłby o nim pomyśleć.
- Bo ty wolisz trzymać coś innego… – odparł zaczepnie, unosząc wymownie brew. Tę stronę towarzysza poznał akurat bardzo dobrze – w grach łóżkowych nie miał sobie równych.
Podobała mu się atmosfera, która panowała między nimi niedługo po stosunku. Było spokojnie, nieco leniwie, ale zupełnie przyjemnie. Tak jakby przeciągali tę chwilę, w której świat ograniczał się do jednego pokoju i dwóch ciał; bez całego bagna, w które wchodzili, gdy się rozstawali. Camille mający wielu kumplów „na numerek” tylko przy kilku doznawał takiej właśnie wygody. A to znacznie lepiej resetowało mózg niż nadmiar alkoholu i szybkie numerki w klubowym kiblu z gośćmi, których nawet nie będzie chciał zobaczyć ponownie.
Odetchnął, czując jego dłoń na swoim ciele. Mimowolnie spiął się i wciągnął powietrze, kiedy Quentin przesuwał się po nieco bardziej bolących miejscach – ewidentnie jak na razie żebra były numerem jeden tego konkursu. Gdy dotarł na bezpieczne rejony, Camille znów rozluźnił się wyraźnie, mrużąc oczy w geście zastanowienia.
- Nie robiłem ci jeszcze striptizu? – mruknął, wyraźnie zaskoczony. Zmarszczył lekko czoło, starając się sobie przypomnieć… Ale nie, faktycznie. – Już wiem, dlaczego nie – przyznał, unosząc lewy kącik ust w ironicznym uśmieszku. – Sam rozszarpujesz na mnie ubrania nim zdążymy o tym pomyśleć – oznajmił. Lubił się z nim drażnić, czasami jednocześnie testując granice, do której może się posunąć. Quentin wydawał mu się w tej kwestii dość elastyczny, choć pozornie zimny i zdystansowany.
Czując jego dłoń na udzie, nieznacznie uniósł nogę, opierając się kolanem o jego udo, przysuwając bliżej.
- Wiesz, że nie wiem, skąd ją mam? – skomentował dotykaną bliznę, wyraźnie tym faktem rozbawiony, choć rozbawieniem zwykle tuszował wiele innych emocji. – Chyba zrobiła się zanim straciłem pamięć… Tak sądzę. Bo potem nie przypominam sobie. Choć w sumie zdarza mi się wielu rzeczy nie pamiętać. Ale to kurestwo bolałoby tak długo, że pamiętałbym. Chyba – przyznał, nie mając pewności.
To właśnie było przyjemne – jeśli chcieli, mówili. Zapominał już przejmować się tym, co ewentualnie złego Quentin mógłby o nim pomyśleć.
Dowcipny komentarz przyciągnął jego uwagę, z całą pewnością, jednak nie skłonił go do wystosowania żadnej odpowiedzi. Obdarzył jednak rozmówcę kolejnym pobłażliwym spojrzeniem, a uśmiech zatańczył gdzieś w okolicach kącików ust, wprowadzając je w lekkie, ulotne drżenie. Tak, Quentin również posiadał poczucie humoru, jednak rzadko dawało ono o sobie znać. W towarzystwie Camilla miał jednak dużo powodów do rozbawienia, kiedy ten rzucał beztrosko coraz to nowszymi tekstami pełnymi podtekstów. Seks był w końcu głównym motywem w ich znajomości.
Nawet najmniejszy dotyk w okolicach żeber był dla Francuza nieprzyjemny, czego zresztą nie potrafił kryć. Jego bolesne reakcje można było bez problemu wyłapać. Ręka Sandersa zaczęła więc wędrować po niżej położonych rejonach ciała, przede wszystkim muskając leniwie skórę.
– Powiedziałbym raczej, że to ty zrzucasz z siebie ubranie już na sam mój widok – odrzekł nieco kpiąco, po czym uśmiechnął się bezczelnie. Zawsze szybko pozbywali się ubrań, aby przejść od razu do konkretów. Dopiero po zaspokojeniu pragnień przychodził czas na te leniwe chwile, gdy po prostu rozmawiali. I nie było w tym nic złego, po prostu mieli swoje priorytety.
Już wcześniej dowiedział się od niego, że nie pamięta własnej przeszłości. Przez chwilę nawet mu tego zazdrościł, w końcu sam wolałby zapomnieć sporą część swojego życia. Potem uświadomił sobie, że w taki sposób utraciłby własną tożsamość, więc amnezja przestała być tak fantastycznym, wręcz zbawiennym wyobrażeniem. O problemie umarłych wspomnień też nigdy nie rozmawiali, czasem tylko napomknęli o nim w dyskusji.
¬– To całkiem przyjemna dla oka blizna. Dodaje ci charakteru – rzucił swobodnie, odrobinę niedbale, jakby nie przywiązując wagi do własnych słów. Oderwał się plecami od łóżka, następnie skierował twarz do uda, na którym znajdowała się blizna. Przesunął niezwykle powoli językiem po całej jej długości, następnie ucałował jeden z jej końców. Zerknął potem na kochanka, pragnąc dostrzec u niego jakąś reakcję. On też lubił się z nim drażnić i prowokować, to była przecież ich wspólna gra.
– Chętnie poznałbym historię, która się za nią kryje. Będę musiał obejść się smakiem.
Muśnięciami ciepłych usta powędrował do jego biodra. To był ostatni etap wędrówki. Potem powrócił na swoje miejsce bez nawet najmniejszych skrupułów, nie tracąc przy okazji dobrego humoru. Sięgnął po kolejną buteleczkę i opróżnił ją w mgnieniu oka. Znów w myślach przeklinał ich zbyt małą pojemność. Potem złapał dwie kolejne, przy czym jedną uprzejmie podał towarzyszowi.
– Chcesz?
Pewnie, że chciał. Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, aby Camille odmówił alkoholu.
Nawet najmniejszy dotyk w okolicach żeber był dla Francuza nieprzyjemny, czego zresztą nie potrafił kryć. Jego bolesne reakcje można było bez problemu wyłapać. Ręka Sandersa zaczęła więc wędrować po niżej położonych rejonach ciała, przede wszystkim muskając leniwie skórę.
– Powiedziałbym raczej, że to ty zrzucasz z siebie ubranie już na sam mój widok – odrzekł nieco kpiąco, po czym uśmiechnął się bezczelnie. Zawsze szybko pozbywali się ubrań, aby przejść od razu do konkretów. Dopiero po zaspokojeniu pragnień przychodził czas na te leniwe chwile, gdy po prostu rozmawiali. I nie było w tym nic złego, po prostu mieli swoje priorytety.
Już wcześniej dowiedział się od niego, że nie pamięta własnej przeszłości. Przez chwilę nawet mu tego zazdrościł, w końcu sam wolałby zapomnieć sporą część swojego życia. Potem uświadomił sobie, że w taki sposób utraciłby własną tożsamość, więc amnezja przestała być tak fantastycznym, wręcz zbawiennym wyobrażeniem. O problemie umarłych wspomnień też nigdy nie rozmawiali, czasem tylko napomknęli o nim w dyskusji.
¬– To całkiem przyjemna dla oka blizna. Dodaje ci charakteru – rzucił swobodnie, odrobinę niedbale, jakby nie przywiązując wagi do własnych słów. Oderwał się plecami od łóżka, następnie skierował twarz do uda, na którym znajdowała się blizna. Przesunął niezwykle powoli językiem po całej jej długości, następnie ucałował jeden z jej końców. Zerknął potem na kochanka, pragnąc dostrzec u niego jakąś reakcję. On też lubił się z nim drażnić i prowokować, to była przecież ich wspólna gra.
– Chętnie poznałbym historię, która się za nią kryje. Będę musiał obejść się smakiem.
Muśnięciami ciepłych usta powędrował do jego biodra. To był ostatni etap wędrówki. Potem powrócił na swoje miejsce bez nawet najmniejszych skrupułów, nie tracąc przy okazji dobrego humoru. Sięgnął po kolejną buteleczkę i opróżnił ją w mgnieniu oka. Znów w myślach przeklinał ich zbyt małą pojemność. Potem złapał dwie kolejne, przy czym jedną uprzejmie podał towarzyszowi.
– Chcesz?
Pewnie, że chciał. Jeszcze nigdy się nie zdarzyło, aby Camille odmówił alkoholu.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach