Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

W posiadłości Cartierów na potrzeby balów bądź drobniejszych bankietów wyznaczono całe zachodnie skrzydło w rezydencji. Oprócz głównej sali balowej znajdują się w nim mniejsza sala, którą gospodarze przeznaczają na salę jadalną gdzie odbywają się uroczyste kolacje, a także pomniejsze pokoje, które zaprojektowane zostały z myślą o rozrywce. W jednym znajdzie się stół bilardowy, w drugim okrągłe stoły wokół których z ożywieniem rozbija się kolejne pule w karcianych rozgrywkach, a w jeszcze innym ulubione miejsce amatorów mocniejszych trunków - bar. W jeszcze następnym natomiast można przypadkowo znaleźć się w małej sali tortur, która pojawiła się jako element charakteryzacji. Każdy pokój stanowi indywidualną całość, jednakże łatwo się po nich poruszać dzięki otwartym przejściom.
Główna sala balowa zbudowana została na planie prostokąta, zaś nad całością zamyka się przeszklona kopuła, przez którą widać w pogodne noce rozgwieżdżone niebo. Można ją podzielić na trzy części: dwie boczne strefy za kolumnami, zapewniające miejsce do obserwowania wirujących par w centralnej części pomieszczenia. Do sali dostać się można przez drzwi w zachodniej ścianie. Po przekroczeniu progu dostrzec można schody po obu stronach, prowadzące na antresole. Wzdłuż dłuższych ścian ustawione w rzędzie stoją kolumny podtrzymujące je. Z balkonów nie tylko widać całą główną część sali, ale również ogród na zewnątrz budynku.
Stoły w sali jadalnej ustawione zostały w kształt litery "C", tworząc otwarty bufet, z którego skorzystać może każdy. Dania, które zaserwowane zostały w niebanalnej formie związanej z motywem imprezy: pajęcze ciasta, dyniowe tarty, faszerowane papryki, poncz z unoszącymi się kłębami dymu, kruche palce czarownicy, barmbrack, jabłka w karmelu lub toffi oraz wiele innych potraw, w których kucharze wykazali się kreatywnością. Stoły udekorowano czarnymi obrusami, a także pomarańczowymi organzami. Podobnie jak w sali balowej, tak i tu jedynym źródłem światła są świece na licznych kinkietach i świecznikach.
Cała sala balowa przeszła przemianę. Nowoczesność zastąpiona została na rzecz wystylizowanych średniowiecznych dodatków, jak surowe bloki kamienne, w taki sposób by przypominała zamkowe lochy. Wszystko zostało odpowiednio przemalowane, a na ścianach pojawiły się nawet realistycznie wyglądające pęknięcia.
Na potrzeby organizowanej zabawy halloweenowej wszystkie pomieszczenia przyozdobione zostały licznymi ciemnymi płótnami w rogach pomieszczeń, sztucznymi pajęczynami, które nawet zostały zawieszone w samych drzwiach w sali balowej, jako rodzaj kotary. Elektryczne kinkiety zastąpione zostały przez tradycyjne świece, dyniowe lampiony zawieszono pod balkonami, a także poustawiano na każdym stopniu prowadzącym na antresole. Pod przeszklonym sufitem pojawiła się chmara papierowych nietoperzy. W ciemnych kątach błyszczą czerwone ślepia, małych gryzoni. Po ścianach przebiegają włochate, czarne pająki, które niekoniecznie są atrapami. Wejście na północną antresolę zostało zamknięte, ponieważ to właśnie tam rozstawili się ze sprzętem muzycy. Dostęp tam mają jedynie gospodarze i ich specjalni goście.
Wschodnia ściana stanowi troje przeszklonych drzwi prowadzących na taras, który dalej otwiera się na ogród. Na środku tarasu znajduje się ogromny kocioł, a wokół niego krzątają się trzy wiedźmy. Aktorki wynajęte specjalnie na dzisiejszą okazję. Służba również dostała polecenie przebrania się z powodu balu, a rozpoznać ich można jedynie po tacach z ponczem, który roznoszą wśród tłumów. Kawałek dalej, widać tajemnicze zielone światło i kłęby mgły unoszące się nad nim. Jeśli podejść bliżej oczom ukaże się basen wypełniony glutowatą substancją o fosforyzującym zielonkawym kolorze i człekokształtne kształty, zanurzone w niej.
Część ogrodu między tarasem a basenem została przekształcona w cmentarz. Jego granice wyznaczono niskim ogrodzeniem wykonanym z rdzewiejącego metalu o ostro zakończonych grotach. Po przeciwległych krańcach znajdują się bramy, których zawiasy straszą swym przejmującym skrzypieniem. Na samym środku placu postawiono rzeźbę anioła wykonanego z marmuru, wspartego na mieczu. Dookoła posągu z ziemi wyrastają pokryte mchem kamienne nagrobki, na niektórych z nich napisy zatarł czas. Im dalej w głąb ogrodu, tym starsze wydają się groby. Na samym końcu znajduje się rodzinna krypta. Przy niektórych grobach stoją zapalone znicze, które są jedynymi źródłami światła. Zarówno w północnej, jak i południowej części terenów rezydencji rośnie las. Technicy postarali się, by delikatna, niezbyt gruba warstwa mgły unosiła się nad ziemią, dlatego warto patrzeć gdzie stawia się nogę, ponieważ można stanąć na czyjejś mogile.

Konkurs na kostium.

Jest to bal przebierańców, więc nie może zabraknąć konkursu na najlepszy strój. Wszystkie osoby chętne, by wziąć udział muszą jedynie w pierwszym swoim poście, na jego początku, bądź końcu wyraźnie zaznaczając go, dać opis swojego kostiumu. Będzie to jednocześnie zgłoszenie do wzięcia udziału w konkursie. Wybierzemy trzy najbardziej kreatywne i ciekawie opisane pomysły, które zostaną nagrodzone. Do konkursu przystąpić można tylko jednym kontem. Ogłoszenie wyników pojawi się w ostatnim poście zamykającym bal.
W jury znajdują się osoby, które organizowały cały bal z okazji halloween: Frey, Zero, Elisabeth.

Dom Strachów.

Zasady:
1. W ciągu dwóch dni pojawi się temat "Dom Strachów", który będzie takim mini eventem. Rozgrywka toczona będzie na zasadzie Waszych odpisów i naszego posta, w którym będą opisywane poszczególne etapy Waszej wędrówki.
2. Pierwsza grupa chętnych będzie prowadzona od początku, a każda kolejna osoba chętna będzie dołączała po prostu do grupy w tym momencie rozgrywki, w którym znajdować się będzie reszta. Zgłoszenia wysyłacie na moje PW, bądź Freya.
3. Pierwsze osoby zgłaszające się wysyłają PW do 2 listopada. Reszta wedle chęci.
4. Będąc w Domu Strachów, można pisać również na Balu.
5. Od posta prowadzącego będziecie mieć 48h na odpis. Jeśli ktoś nie zdąży bez ważnego powodu, odpada.
6. Osobami prowadzącymi będą: Elisabeth oraz Frey.
7. Event potrwa do 14 listopada.

____________________________________________________________

Reszta atrakcji już wkrótce. Zapraszamy!

Trystian
Trystian
Fresh Blood Lost in the City
Czując pieszczoty z ręki Victorii, od razu zaczął mruczeć i łasić się jak prawdziwy kot, domagając się o więcej. Mimo, że był człowiekiem to wciąż lubił wszystko co związane z lekkim drapaniem. To było takie przyjemne! Na jej słowa zaśmiał się cicho i odpowiedział, pocieszając dziewczynę.
- Mimo, że twój strój jest perfekcyjnie wykonany i na pewno nie jednego wprowadziłby w sferę strachu to, wybacz bardzo, ale nie wyobrażam sobie czegokolwiek co miałoby się bać takiej osóbki. Czuć od Ciebie za dużo pozytywnej energii. Takie przynajmniej jest moje zdanie.- Na koniec mowy "motywacyjnej" uśmiechnął się, puszczając oczko do nowo poznanej dziewczyny. Chciał ją po prostu jakoś pocieszyć, no i sam tak czuł. Zerknął na kotka i zaczął rozmyślać nad nim. Wyglądał na władczego, skoro bez większych problemów zaczął podążać za panem bez najmniejszego stresu. Najpewniej w głowie zwierzak miał, że wyprowadza na spacer swojego sługę. Ciekawe czy te czworonogi naprawdę uważały ludzi za ich przydatne zabawki. Po ich lenistwie i domagań się o pieszczoty, można tak było stwierdzić. Na kolejne słowa wypowiedziane przez Victorię uniósł jedną brew. Czyżby miała takie same plany jak on? To świetnie się składało! Tak! To bardzo dobry pomysł! Wręcz doskonały. Jednak na ten moment niezbyt rozsądnym byłoby zbliżenie się do owych osób. Za dużo ich. Zwierzak mógłby się spłoszyć. Niby póki co wszystko jest w porządku, ale to dlatego, bo nikt za bardzo nie zwraca uwagi na tego "sierściucha". A nawet jeżeli, to nie każdy go atakuje ze wszystkich stron. Wywołanie u niego niepewności czy stresu na pewno nie byłoby dobrze postrzegane ze strony właściciela... a może "sługi"?
- Oczywiście. Jednak na te chwile musimy się powstrzymać. Nie chcemy go przytłoczyć zbyt wielką ilością osób zainteresowanych jego osobą, prawda?- Wielki panicz Cheshire. Trystian sam ledwo się powstrzymywał od rzucenia się na słodziaka. Jednak rozsądek wciąż trzymał się jego głowy. Jeszcze...
Musieli szybko znaleźć jakieś bardziej interesujące zajęcie niżeli ubóstwianie kotowatego. Bo rozmyślając tylko o nim na pewno długo nie wytrzymają i zrobią coś nieprzyzwoitego wywołując zawał u zwierzaka. Najlepszym wyjściem chyba było ulotnienie się na zewnątrz. W końcu mogą pozwiedzać i przyjrzeć się wszelkim dekoracjom, których jeszcze nie zdążyli dokładnie objąć wzrokiem, prawda?
- Może chcesz się przejść na spacer po... hmm...- Przerwał na chwilę, jakby rozmyślając nad słowem, którego chciał użyć. A może miejscem? - Cmentarzu? Na pewno są jakieś dekoracje specjalnie stworzone na te okazję. A może i mają prawdziwy cmentarz? Chyba dobrze Ci zrobi świeże powietrze i chwila wytchnienia od całego hałasu. Huh?- Na koniec wydał z siebie pytający dźwięk. Złapał ją za rękę, nie chcąc dziewczyny zgubić w tłumie i czekał na podjęcie przez nią decyzji. W końcu może stwierdzić, że jest dla niej za zimno na zewnątrz, albo woli mimo wszystko zostać? Pozwolił jej dokonać wyboru także w wyborze miejsca do którego mogliby się udać. Kobieta prowadząca zawsze jest ciekawym przeżyciem. Nigdy nie wiadomo gdzie można zawędrować. Przynajmniej tak mówią ludzie...
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Monika powtórzyła Fabianowi skróconą wersję historii strojów hrabiego i jego towarzyszki, zostawiając kota w spokoju. Francis za to stał z boku i przysłuchiwał się rozmowie niespecjalnie wciągnięty w temat. Starał się nie przeszkadzać, grzecznie i miło... Najwyżej później będzie wypominać Monice, że nie tak wyglądają eksperymenty, którymi tu go skusiła. Chociaż, kto wie, może jeszcze wydarzy się coś ciekawego? Przed nimi jeszcze parę godzin i tajemniczy Dom Strachów.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Słowo "podrostek" skutecznie ostudziła zapał Reitza, wykrzywiając suta skryte za maskę w niezadowolonym wyrazie. Warknął również bezgłośnie. I, mimo iż ani Zero, ani Elisabeth nie mogli tego zobaczyć czy usłyszeć, to przynajmniej jedno z nich doskonale wiedziało, że określenie trafiło prosto w jego dumę. Gdyby nie towarzystwo, zapewne pozwoliłby sobie na obrażone prychnięcie, no ale niestety. Nazwisko zobowiązuje.
- Mam wiele talentów. - Odparł jedynie, obracając się lekko ku głównej sali, by odszukać coś wzrokiem. Niestety plątający się po parkiecie przebierańcy oraz przyciemnione szkła maski wcale mu tego nie ułatwiały.
"Dziwi mnie, że jeszcze tego nie zrobił."
Zerknął ku Cillianowi, lustrując go przez chwilę wzrokiem. Ściągnął też brwi ku sobie, przygryzając dolną wargę. Wcale nie musiał tu stać. W każdej chwili zgodnie z wypowiedzianymi przez kumpla słowami, mógł przemknąć między gości, zdjąć maskę i znaleźć sobie niewątpliwie przyjemne towarzystwo na resztę zabawy. Problem w tym, że wcale nie chciał. Wolał zostać tu z nimi, a już szczególnie z jednym z nich.
- Lis, gdzie tu jest barek z alkoholem? - Mruknął niskim tonem, zwracając spojrzenie na dziewczynę. Znając jego super mocną głowę do trunków i to, jak często po nie sięgał, Cartierówna mogła spokojnie się domyślać, że poziom humoru Clawericha nieco podupadł. Wyprostował się dumnie, coby zyskać te przysłowiowe pół metra wysokości. Chciał już zdjąć to przebranie, bo jednak znacznie bardziej odpowiadały mu wygodniejsze ciuchy, które miał przygotowane w odrębnym, prywatnym pokoju. Przyniósł je sobie, bo mimo wszystko nie miał najmniejszego zamiaru cały wieczór szlajać się w ciężkim płaszczu.
Anonymous
Gość
Gość
Uniosła brew na jego informację i zakryła twarz dłonią, wskazując tym na zawstydzenie. Chociaż faktycznie, niektórzy uważali ją za miłą osobę. I ciapciowatą.
Zaklaskła w dłonie, zadowolona niczym małe dziecko na wiadomość o tym, że dostanie szczeniaczka. Właściwie informacja Trissa niewiele się różniła od tego, ale Vic niestety nie dostałaby na zawsze zwierzaka. To nie zmniejszało jednak radości dziewczyny.
No to idziemy! — stwierdziła entuzjastycznie.
Zaczęła dreptać wraz z nim, cały czas chodząc jak przestraszona kaczka i robiąc z Noira swoją żywą tarczę, gdyż wręcz przyczepiła się do jego pleców. Rozglądała się nerwowo, czasami uśmiechając się dziecięco, gdy zauważyła coś, co przykuwało jej uwagę. Na chwilę odłączyła się od chłopaka i poszła na loterię, a potem przyłączyła się do niego z powrotem. Chyba pchała go w złą stronę, bo doszli do wyjścia, zahaczając o Ryu.
Ooo... Chyba nie w tą stronę — rzekła, przyglądając się... Wilkołakowi? — Oj...
Właściwie nie wiedziała co powiedzieć, więc spróbowała się jak najbardziej ukryć za Trissem, gotowa w każdej chwili uciec przed tym strasznyn stworzeniem. Przy czym jej ucieczka by wyglądała komicznie.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Kelner, który zaoferował Ardzie poncz, nie chciał być nachalny – zresztą jego rola kończyła się na samym złożeniu propozycji. Wystarczyła uprzejma odmowa, by profesjonalny pracownik imprezy skinął głową z zamiarem udania się na dalszy obchód sali. Jego praca bez wątpienia dalej przebiegała by zgodnie z planem, gdyby mężczyzna miał oczy dookoła głowy. Nie był w stanie przewidzieć, że jakiś rozhulany nastolatek w przebraniu wielkiego kurczaka nagle wpadnie na niego z impetem, gdy potknie się o swoje wypełnione pluszem kurze nóżki. Kelner miał zdecydowanie za mało czasu na reakcję, jednak w ciągu ułamka sekundy, próbował jakoś powstrzymać nadciągającą katastrofę i utrzymać tacę z kieliszkami, by ich zawartość nie wylała się na – zapewne drogi – strój białowłosej.
Na próżno.
Czerwony napój prędko zaczął wsiąkać w biały materiał sukni, a w pobliżu rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, który dla reszty sali został zagłuszony przez muzykę. Jedynie osoby znajdujące się w pobliżu zwróciły swoje spojrzenia w stronę zamieszania, dostrzegając kelnera, który już podawał serwetkę uczestniczce balu.
Najmocniej panią przepraszam. ― Skłonił się nisko, a w jego głosie dało się wyczuć, że był zmieszany swoją nieporadnością.
Nie, to ja przepraszam. Nie zauważyłem pana. ― Przebieraniec zaraz zwrócił wzrok ku Rovere, chociaż na dobrą sprawę przez ten kurzy łeb ciężko było dostrzec, czy aktualnie patrzył jej prosto w oczy. ― Obiecuję, że pokryję koszty sukni ― zapewnił, choć dość komicznie było usłyszeć to z ust kogoś, kto wybrał sobie tak beznadziejny strój.
Nie szkodzi, chociaż to dość niefortunny wypadek. Może najpierw zajmę się posprzątaniem tego bałaganu i wskażę pani łazienkę?


--------------------------

PRZY OKAZJI INFORMACJA DLA WSZYSTKICH: zasadniczo jedynie Pan Francis wyróżnił jakoś opis stroju w swoim poście, więc na chwilę obecną traktowany jest jako jedyny uczestnik konkursu. Myślę jednak, że niektórzy nie opisywali swoich przebrań na próżno, więc dobrze będzie, jeśli jakoś zaznaczycie dane fragmenty postów. Będzie nam dużo łatwiej. Macie czas do poniedziałku!
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez Elisabeth dnia Nie Lis 13, 2016 3:11 pm, w całości zmieniany 2 razy
Nie od dziś było wiadome, że ci dwaj dopiekają sobie nawzajem na wiele sposób. Czasami zachowywali się jak jakieś stare małżeństwo, przekraczając granice, w obrębie któryś nazywać by ich można było rodzeństwem. Wyjątkowo było to chłodne małżeństwo wobec siebie, ale jednak. Natomiast uderzanie we wzrost Clawericha było poniżej pasa.
Stojąc tuż obok, a mimo wszystko nie uczestnicząc w ich słownych przepychankach, uniosła pucharek z ponczem do ust. I tylko szmaragdowe spojrzenie przeskakiwało to z jednego chłopaka, na drugiego. Na szczęście w ich przypadku nie musiała przejmować się większymi burdami i tym, że skoczą sobie do gardeł, robiąc dodatkowe przedstawienie dla tak licznie zgromadzonych gości.
Nie zaprzeczyła ani nie potwierdziła, że Frey zostałby ze swoją misją sam, co było posunięciem taktycznym. Po co miałaby zaogniać dodatkowo sytuację, gdyby na przykład powiedziała, że zamiast siłą ściągać Leslie'go, to podsunęłaby pomysł jego mamie, gdyby wszelkie inne argumenty zawiodły. Rodzice bywali gorszą siłą perswazji niż przemoc fizyczna.
- Nie ma za co - mruknęła, spoglądając za Lokim, który po dłuższej chwili opuścił barierkę i wyleciał przez otwarte na oścież drzwi tarasowe, uderzając skrzydłem w wyjątkowo wysoki kapelusz jednego z przebierańców. Nie wątpiła, że przeniósł się w bardziej ustronne miejsce, ani w to, że wróci.
Skrzywiła się, gdy przypomniało jej się, że zdjęcie maski wiąże się z gronem piszczących wielbicielek Reitza. Tak, to był ten punkt, o którym definitywnie zapomniała.
- Może niech lepiej zostanie w masce. Inaczej będę musiała iść po strzelbę ojca. - Jak bardzo żartowała, a w jakim stopniu byłaby w stanie faktycznie spełnić swoją groźbę, pozostanie tajemnicą. Tośka miała specyficzne poczucie humoru. Odstawiła pusty kieliszek na tacę przechodzącego obok kelnera. Wolną dłoń oparła na biodrze, zerkając na Vessare. Chwilę milczała, by nie powiedzieć, że tłumy na pewno nie czekają na nią. Była osobą znaną, ale niekoniecznie lubianą. Nie miała swojego wianuszka jaki miał, chociażby Ren.
- Pamiętaj, że jesteś osobą towarzyszącą głównego gospodarza, więc wypadałoby, żebyś mi potowarzyszył. - Skoro miała wejść między tłum, to na pewno nie sama. Chciała dodać coś jeszcze, gdy jej uwagę przyciągnął Frey. Przyjrzała mu się dokładnie, choć ciężko było wypatrzeć cokolwiek w masce, którą miał na twarzy.
- Korytarzem w lewo, pierwsze przejście w prawo. Sądzisz, że to dobry pomysł? - mruknęła, podchodząc sceptycznie do tego pomysłu. Jeśli ktoś miał jeszcze słabszą głowę od niej, to był to właśnie Clawerich.

Za kilka minut zegar miał zacząć wybijać północ, muzyka ponownie ucichła, a na scenie pojawił się ten sam arlekin, co wcześniej. Uśmiechał się szeroko, choć winą było to maski, która została w ten sposób wykonana. Klasnął w dłonie, zwracając na siebie uwagę większości osób przebywających na sali.
- Drodzy państwo, zapraszamy wszystkich do obejrzenia wyjątkowego wydarzenia. Przebieg jesiennej sfory jest możliwy jedynie wtedy, gdy granica między światem żywych, a umarłych jest wyjątkowo cienka. Zachęcam was do wyjścia na zewnątrz i obejrzenia tego wyjątkowego spektaklu, który będzie miał miejsce już za kilka minut. - Po tych słowach zniknął ze sceny, podobnie jak muzycy, którzy postanowili podejść do okien na balkonie, by mieć lepszy widok na tę część ogrodu.
Równo z wybiciem godziny zero, mgła na obrzeżach lasku podniosła się, a ta na cmentarzu bardzo zgęstniała. Płomyki tlące się na knotach zniczy zadrgały. Pojawiło się pierwsze wycie, a po nich następne w różnych tonacjach, które dołączały do wspólnego chóru. Z lasu zaczęły wypełzać czarne kształty, które z każdą chwilą coraz bardziej przypominały psie, albo wilcze kształty. Dwunaste uderzenie zegara sprawiło, że całe stado ruszyło biegiem przed siebie, wyjąc i strasząc okoliczne ptaki, które poderwały się do lotu, rzucając cienie na nocnym niebie. Piekielna sfora biegła w kierunku stojących na tarasie ludzi, aż w pewnym momencie skręciła, by wpaść na cmentarz przez południową bramę. Całe stado liczące sobie około pięćdziesięciu osobników przebiegło pomiędzy nagrobkami, osłonięte przez mgłę i tylko czerwone ślepia błyskały spomiędzy oparów. Równie szybko, jak przebiegły przez jedną bramę, tak wybiegły przez drugą. Rozpędzone nie zatrzymały się i już po chwili zniknęły po drugiej stronie lasku.
Gdy emocje już opadły i wiadome było, że nic więcej już się nie wydarzy, znów zatrzeszczał mikrofon.
- Mamy nadzieję, że podobało się państwu przedstawienie. Dzisiejszy bal został zorganizowany również jako akcja charytatywna dla pobliskiego schroniska. Te "bestie", które mieli państwo okazję właśnie widzieć, to jego psi mieszkańcy plus do tego niemała gromadka psów pana Clawericha. Gdyby był ktoś chętny do adopcji jednego pupila, w imieniu wszystkich pracowników schroniska oraz organizatorów balu, bardzo zachęcam państwa do tego. Niech przykładem będą panienka Cartier i panicz Clawerich, którzy zdeklarowali się na ten krok. Na końcu ogrodu znajduje się wyznaczone miejsce, gdzie właśnie przebywają nasi czworonożni przyjaciele. Jeśli są chętni, to właśnie tam powinniście się kierować. Znajdziecie tam ludzi, którzy pomogą wam z wypełnieniem odpowiednich dokumentów adopcyjnych. Tymczasem resztę zapraszam do dalszej zabawy i brania udziału w upiornej loterii! - Mikrofon został wyłączony, a niektórzy goście zaczęli wracać do środka sali, w której było znacznie cieplej niż na zewnątrz.


Bar upodobali sobie przede wszystkim dorośli, którzy również zostali zaproszeni na dzisiejszą uroczystość, a którzy zamiast bawić się w sali balowej, raczyli się dobrym koniakiem, bądź whisky. Nie brakowało również młodzieży, która próbowała korzystać z otwartego baru. Barman jednak miał kategoryczny zakaz serwowania alkoholu wszystkim niepełnoletnim. Organizatorzy nie chcieli mieć problemów z prawem, dlatego wydali wcześniej odpowiednie predyspozycje. W związku z tym znaczna część uczniów odchodziła od lady z markotnymi minami, pełnymi niezadowolenia, mrucząc i burcząc pod nosami.
Barmanów było dwóch dla łatwiejszego i szybszego serwisu. Jeden z nich był młodszy, na przyuczeniu i to właśnie on obsługiwał Børre. Gdy starszy dostrzegł, jak dwójka młodzieży siedzi przy barze i sięga po kieliszki, musiał podejść i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku.
O ile dziewczyna wyglądała mu nawet na swój wiek, o tyle problem miał przy jej towarzyszu. Skończył obsługiwać jednego z klientów i po chwili znalazł się przed Børre i Mercurym, zakłócając ich wspólne picie.
- Państwo wybaczą, ale czy mógłbym zobaczyć wasze dowody osobiste? - uśmiechnął się przepraszająco za kłopot, który im sprawiał, przerywając w takim momencie, ale co miał zrobić, jeśli utrata pracy wydawała mu się opcją gorszą.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Pewnie i tak nikt oprócz ciebie tego nie wie. Zawsze możemy udać, że zaczepił mnie ktoś inny ― mruknął, prędko wymyślając jakąś skuteczną wymówkę, by wywinąć się od wszelkiej odpowiedzialności. Elisabeth wysunęła całkiem trafny argument, niemniej jednak dla Zero nie była to jeszcze sytuacja bez wyjścia. Nie powiedział jednak już nic więcej, gdy z ust Frey'a padło pytanie o bar. Dało się zauważyć, że przez twarz Vessare'go przemknął cień zwątpienia – sam nie wierzył w pojęcie mocnej głowy u Clawericha, ale nie był jego ojcem, by wybijać mu głupie pomysły. Pozostawało mieć nadzieję, że w tak dużym towarzystwie nie przyjdzie mu do głowy, by przesadzić z procentami, a potem zrobić coś głupiego, o czym później nie będzie pamiętał.
Wierzysz w to?
Nie do końca.
Panienko Cartier! ― ktoś krzyknął zza pleców dziewczyny, przyciągając też uwagę Leslie'go, który zawiesił wzrok na trzech kobietach w strojach czarownic. Blondyn połowicznie je kojarzył. W trakcie przygotowań cała ich trójka miała styczność z zatrudnioną ekipą, która miała zajmować się prowadzeniem atrakcji. ― A właściwie wszyscy państwo prowadzący ― poprawiła się, by zaraz wyjaśnić problem, który mieli. Okazało się, że konkurs z łowieniem jabłek nie cieszył się dużym zainteresowaniem, a właściwie żadnym. Mimo przygotowania dwóch różnych sposobów losowania numerków, goście najwyraźniej bali się zniszczyć swoje stroje, a przynajmniej tak uznała jedna z nich.
Może zaciągnijcie kogoś siłą?
Myślałyśmy o tym... ― rzuciła zawieszając głos, by zaraz dodać: ― Ale z tego mogą być problemy! Pomyślałyśmy, że może któreś z państwa chciałoby podziałać jako żywa zachęta. ― Przyjrzały się dokładniej całej trójce, ostatecznie skupiając swój wzrok właśnie na Lesliem, przez co jasnowłosy już mógł być pewien, co się szykowało.
„Któreś z nas”, czyli ja? ― wymruczał marudnie, marszcząc nieznacznie nos. Chyba nie za bardzo podobała mu się wizja wyławiania jabłek zębami i to wcale nie dlatego, że nie chciał się pobrudzić.
Panienka Cartier ma pewnie wiele innych spraw na głowie, a strój panicza Clawerich niekoniecznie umożliwia mu wzięcie udziału w podobnych atrakcjach. Prosimy! ― Błędem było to, że zaraz po tym jedna z czarownic złapała blondyna za przedramię, wlepiając w niego błagalne spojrzenie. Cillian natychmiast strącił jej rękę i przesunął dłonią po wcześniej dotkniętym miejscu. ― Przepraszam. Naprawdę tego potrzebujemy. Zgodzi się panicz?
Tylko jeśli zachowacie odpowiedni dystans.
To da się zrobić! ― Uradowana przewodnicząca grupy klasnęła w dłonie, niezrażona tym odepchnięciem. ― Chodźmy zatem.
Ale to już? ― rzucił nieco zaskoczony, patrząc jak opiekunka stanowiska unosi rękę, by kulturalnie wskazać mu drogę.
Nie ma na co czekać. Czas nam ucieka!
Mhm ― wyrwało mu się, gdy przeniósł wzrok na przejście do drugiego pomieszczenia. ― Niech będzie. ― Chciał jak najszybciej mieć to za sobą, jednak gdy kierował się ku sali z grą, miał wrażenie, że wykrakał sobie zostanie zaczepionym, a w końcu nie o to mu chodziło.

___z/t.
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
Ucieszyła się prawie jak dziecko, widząc, że kotu spodobał się bandaż i podjął zabawę. Nawet się zaśmiała, opierając wolną rękę na kolanie, a policzek na otwartej dłoni. Zdawała się nie zauważać, że powyżej jej głowy panowała dość.. napięta atmosfera pomiędzy całą trójką.
Przesunęła ręką do siebie, a tym samym bandaż bardzo szybko uciekł kotu. Chwilę jeszcze się z nim bawiła, aż w końcu podrapała mruczka za uchem i podniosła się na równe nogi. Poprawiła ukradziony kapelusz, który bardzo jej się spodobał.
- Prawie ci uwierzyłam z tym gniewaniem. - Uśmiechnęła się szeroko w kierunku swojego partnera, dźgając go lekko palcem w bok, choć wiedziała, że łaskotek tam nie ma. Sięgnęła do jego dłoni, splatając palce z jego, nim zdążył zaprotestować. Wolną rękę ściągnęła kapelusz z głowy i odłożyła go na miejsce, to jest na głowę Kapelusznika. Zabierze mu go później po balu, gdy nie będzie mu już tak potrzebny. Jego pomarańczowa peruka stale wywoływała rozbawiony uśmiech na twarzy kobiety, złapała za jeden lok, rozprostowując go, a potem puszczając i patrząc, jak wraca do wcześniejszej formy.
- Co powiesz na taniec? - zapytała tak, by tylko on mógł ją usłyszeć. Jakoś nigdy nie zapytała go, czy lubi tańczyć. Jakoś do tej przynajmniej pory, nie nadarzyła się żadna okazja. Była również pewna, że gdyby poprosili jednego z kelnerów, to ten zająłby się kotem Fabiana na kilka minut.
Wysłuchała jeszcze raz Moniki, która tym razem przedstawiła swoją wersję chłopakowi Cath. Tym jednak razem nie wtrąciła żadnego pytania, a jedynie uśmiechała się, potakując głową.
Już miała zamiar coś zaproponować, gdy na scenie ponad nimi znów pojawił się arlekin. Słysząc o jakiś spektaklu, oczy jej się zaświeciły. Ścisnęła dłoń Fabiana, zerkając na niego znacząco, przez co mógł się domyślić, co się szykuje i że kobieta mu tego nie odpuści.
Gdy tylko mówca zszedł ze sceny, a ludzie zaczęli kierować się w stronę drzwi tarasowych prowadzących na ogród, spojrzała na całą trójkę.
- Idziemy na balkon - wskazała ręką na schody, które znajdowały się za nimi, a które prowadziły na antresolę - czy wychodzimy na zewnątrz? - pytanie skierowała do wszystkich, a nie tylko do partnera, na którego spojrzała w pierwszej kolejności. Przestąpiła z nogi na nogę, a gdyby miała zegarek, pewnie spojrzałaby również na niego.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Nie zwracał uwagi na sceptycyzm dwójki przyjaciół. Chciał swój alkohol i koniec. Pozostawała jeszcze nadzieja, że jak pozbędzie się kostiumu, to jego ukochany wianuszek dziewczyn skutecznie odciągnie go od baru. Pokiwał wdzięcznie głową na wyjaśnienia Elisabeth, by zaraz machnąć lekceważąco na jej pytanie.
- Nie bój się, wszystko będzie dobrze. - Chciał coś jeszcze dodać, ale niestety. Trzy cudowne wiedźmy nagle się pojawiły i do jasnej cholery odebrały mu możliwość flirtu z tym człowiekiem. No po balu wywali je na zbity pysk. Wzniósł oczy ku niebu, pozwalając sobie na poirytowane wypuszczenie powietrza.
- Idę się tego pozbyć. - Mruknął tylko, wykonując nieokreślony gest dłonią, wskazujący na swój kostium. - Popilnuj proszę. - Wsunął Memphis prosto w ramiona Elisabeth, machając za nią ręką, w wyrazie wdzięczności. Sam ruszył w kierunku specjalnie wyodrębnionego na piętrze pokoju, który otworzył otrzymanym wcześniej kluczem. Wolał, żeby nikt nie podpierdzielił jego kochanych ciuchów. Z nieukrywanym zadowoleniem pozbył się kostiumu doktora z Dżumy, by przebrać się czarny komplet, który ze sobą przyniósł. Po wygładzeniu koszulki na piersi zerknął krótko w lustro, by stwierdzić, że jest idealnie. Wychodząc z pomieszczenia, zamknął je z powrotem na klucz i zaczesał jasną grzywkę w tył. W znacznie lepszym stanie wizualnym powrócił do Elisabeth, rozkładając przed nią ręce na boki.
- Teraz mogę zabawiać gości. - Wyszczerzył się do niej, prezentując równy rząd białych zębów. Odebrał od niej Memphis, przypinając jej smycz, którą ze sobą przyniósł i odstawił szczeniaka na podłogę.
- Idziemy na tyły? Muszę coś załatwić odnośnie do adopcji. - Zmrużywszy oczy, zerknął ku Elisabeth, by wsunąć dłonie w kieszenie spodni i przenieść ciężar ciała na jedną nogę. Pierwsze pary poprzebieranych dziewczyn już zwracały się ku nim, jednak nie zwracał na to uwagi. Miał priorytety.

Drobna blondyneczka przebrana za kobietę kota kluczyła między resztą przebierańców. Jednak nie bez celu, ponieważ złote tęczówki stale podążały za jednym z gości, nie spuszczając go z oczu. Podążała jego śladem już od dłuższego czasu. Zwyczajnie nie było sposobności, by podejść, bo cały czas jakiś kolega z klasy ją zaczepiał, by poprosić do tańca, bądź koleżanka komplementowała kocie uszka i ogon. Zwróciła na niego uwagę głównie ze względu na kostium. Nie spodziewała się ujrzeć w tym tłumie czegoś podobnego, a gdy już nadarzyła się okazja, chłopak zdecydowanie wyróżnił się na tle przebierańców. Dlatego właśnie obecnie dziewczyna szukała najdogodniejszej drogi, by do niego dotrzeć. I w końcu się takowa trafiła. Niczym ścieżka przeznaczenia, ludzie stojący jej na drodze nagle się rozstąpili. Nawet się nad tym nie zastanawiała. Z ogromnymi gwiazdkami radości w oczach pognała w stronę Ryu, by w ostatnim momencie podskoczyć i uwiesić mu się na ramieniu.
- Heeej duży zły wilku. Całą noc cię szukam! - Zaświergotała mu do ucha, wesoło pocierając policzkiem o ramię wilkołaka.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Łup.
Arda nawet nie drgnęła, bo sama nie patrzyła na kelnera, który miał zamiar odejść. Przecież nie miałoby to największego sensu. Uwagę skupiła na jakiejś kobiecie w podartej sukni, co skończyło się jej nieuwagą. I mokrą, czerwoną plamą na jej sukni. Odwróciła się w momencie, kiedy mężczyzna się zachwiał, a taca zsunęła się z jego dłoni. Cóż, nie było w tym jego winy, bo on sam był ofiarą wypadku. Niestety, był też pracownikiem i powinien być gotowy na takie sytuację, ale cóż - był też tylko człowiekiem. Nie miał oczu na około głowy. A kurczak widocznie zapędził się w swoim tańcu jak kura bez głowy.
Błękitne oczy przeniosły się z jednego na drugiego, a koniec końców oceniły straty. Na szczęście plama była poniżej jej tali i rozlała się strugą wzdłuż jej biodra, uda i kończyła na wysokości kolana. Uniosła srebrny materiał w palcach, rozglądając się jeszcze za jakimiś śladami, aczkolwiek na szczęście wszystkich była tylko jedna plama. Duża, racja, ale w miejscu, gdzie nie wyglądała aż tak idiotycznie. Wreszcie Arda wróciła spojrzeniem do kelnera:
- Spokojnie. Nic pan nie mógł zrobić w tej sytuacji. - odpowiedziała na jego przeprosiny, widząc, że mężczyzna naprawdę się przejął. Przyjęła serwetkę, przykładając ją materiału, by szybciej wyschnął, a potem otarła wierzch dłoni, na której osiadło kilka kropli napoju. Brudny materiał oddała kelnerowi, który przyjął go bez słowa. Dopiero, kiedy ogarnęła siebie przeniosła na gdakającego młodzieńca, a tęczówki zlodowaciały. On był winowajcą. A pomimo rzewnych przeprosin, chłód od Rovere nie przestawał bić. Podeszła do chłopaka, a szczupłe dłonie chwyciły łeb kurczaka i ściągnęła go z pustego łba przebierańca.
- Nie będę rozmawiać z opierzonym kurakiem. - powiedziała, w tym samym czasie chłopak mógł dojrzeć, jak długie paznokcie dziewczyny wbijają się w jego kostium, jakby chciała go zgnieść niczym robaka. Akwamaryna wbiła się w oczy winnego. - Może nie zakładaj czegoś, co ogranicza Twoje i tak wąskie pole widzenia? - Nie kwapiła się nawet na grzeczny ton głosu. - Umówmy się tak - nie musisz pokrywać kosztów stroju, bo wątpię, byś był w stanie spłacić taką sumę od ręki. Za to wpłacisz tysiąc dolarów na schronisko, a mi wyślesz potwierdzenie. - Nie czekając nawet na odpowiedź chłopaka, puściła część jego stroju na ziemię, po czym podeszła do niego, a pomiędzy palcami znalazła się wizytówka z adresem kontaktowym. Kawałek kartoniku został włożony bezczelnie pomiędzy strój, a podbródek kurczaka. Arda ostatni raz spojrzała z niechęcią na chłopaka, po czym zwróciła się na pięcie.
- Nie trzeba. Nie spiorę tego tak czy siak. Proszę się już nie przejmować. Przecież powszechnie wiadomo, że kurczaki mają ptasie móżdżki. - Machnęła ręką, lekceważąc już plamę. W końcu było Halloween, mogła udawać, że to krew. I tak nikt o to nie zapyta.
Trystian
Trystian
Fresh Blood Lost in the City
Na dość długą chwilę stracił swoją towarzyszkę z oczu, jednak kiedy tylko wrócił w miejsce gdzie ostatnio się widzieli, od razu ją tam wyhaczył. Jakby idealnie trafili na moment znalezienia. Swoją drogą ciekawe gdzie się znajdowała. Gdyby tylko wiedział, najpewniej zacząłby się śmiać z ich mijania się. No ale to nie było ważne. Znowu byli razem i mogli kontynuować przyjemny późny wieczór. Później okazało się to, czego mógł się spodziewać. "Zgubili się". Tak troszeczkę. Ale znając Trissa, nawet jeśli on by prowadził- efekt byłby ten sam. Jedyne co go zaskoczyło to pojawienie się Ryu. Od kiedy on tu był? Czemu wcześniej nie zwrócił na niego uwagi? Już miał zacząć z nim rozmowę gdy naglę przed nim odegrała się scena z jakąś blondi. Zrobił jedynie wielkie oczy i zaczął analizować słowa innego kota-człowieka na przyjęciu. Dwa na przyjęciu? To stanowczo o jednego za dużo. W myślach zdążył wyrządzić dziewczynce niejedną krzywdę, jednak miał zamiar zachować to w sobie. Nie było powodu do robienia scen, tym bardziej na takiej imprezie. Zrobił lekki wdech po czym cicho wypuścił powietrze. Pozory.
- Kurogane. A kimże jest Twoja urocza koleżanka?- Zaakcentował ostro przedostatnie słowo w swojej wypowiedzi, czekając na jakieś wyjaśnienie? Oczywiście pokazał też swoje śnieżnobiałe zęby w uśmiechu, jednak to było mocno wymuszone. Nie był zły, aczkolwiek musiał przyznać, że cała ta scena bardzo mu się nie spodobała. Chociaż większość swojej frustracji przenosił na nieznajomą niżeli chłopaka. Całą noc szukała? Noc jeszcze się nie skończyła. Niech się stąd zmyje i poszuka gdzie indziej. Najlepiej w innym kraju. Najlepiej Korei Północnej. Wtedy Triss chętnie by się przeprowadził do Południowej, by mieć pewność, że nie spotka osoby, do której jakimś dziwnym trafem nie czuł zbytniej sympatii. Sam był tym faktem potwornie zdziwiony. Przedtem nie udało mu się spotkać żadnego człowieka, którego by nie lubił nawet w najmniejszym stopniu. A tej "kotce" tak szybko się udało obudzić w nim to uczucie. Niebywałe! Gratulacje! A teraz bye-bye!
Milion różnych słów i wizji na sekundę pojawiało się w głowie blondyna. Przez to wszystko kompletnie zapomniał o Victorii. Nie był też zbytnio zainteresowany pokazem psiaków. Jedyne czego chciał w tym momencie to rozwinięcie tego co widzi. Pazury same zaczęły się ostrzyć na zachowanie dziewczyny. Mogła oszczędzić jawne przymilanie się do Ryu.
Ryu Kurogane
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
Kurogane kręcił się bez celu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Jego wcześniejsze zamiary trochę się zmieniły i łaził tak podziwiając stroje innych oraz angażując się w jakieś krótkie pogawędki. Składały się one głównie z wzajemnej pochwały stroju, paru szczegółów o przebraniu i pożegnania się. Sam kruczowłosy musiał przyznać, że był trochę zimny w stosunku do innych. Nie wiedział czemu, ale jego głos automatycznie przybierał bez emocjonalny ton. Żadna z osób z którymi rozmawiał, nie chciała w najmniejszym stopniu jakiejś dłuższej relacji. Dla przykładu przyjaźni. Przynajmniej Ryu nie był na tyle niemiły by powiedzieć komuś prosto w twarz, że ich strój jest beznadziejny. W końcu garstka osób przebywających na tym balu robiła swoje przebrania samodzielnie. Starał się to uszanować, jako członek tej grupy. Szczególnie, gdy zauważył fikuśne stroje tych co nie mieli problemu z pieniędzmi. Profesjonalny projektant był widoczny u dość sporej części osób, ale zostawił ten temat bez komentarza. W końcu nigdy nie słyszał o jakiejś zasadzie, że na Halloween trzeba mieć własnoręcznie zrobiony strój. Nim się obejrzał zrobił jakieś dziwne kółko po sali i znalazł się przy wyjściu. Drapiąc się z tyłu głowy na swoją głupotę, wzruszył ramionami i zawrócił by pójść gdzieś bardziej na środek sali. Tam powinno się więcej dziać. Z wykonania planu, wyrwało go lekkie szturchnięcie w ramie. Kurogane strzelał, że ktoś najzwyczajniej o niego zahaczył. Spojrzał w stronę trochę niższej od niego dziewczyny, która najwyraźniej stwierdziła, iż spotkanie wilkołaka nie mogło się miło zakończyć. Kurogane był jednak wyjątkiem. Jak zawsze. Zauważył, że Victoria schowała się za jakąś osobą i dopiero teraz spojrzał na jej towarzysza. Ku zdziwieniu kruczowłosego był to Trystian.
-Triss? - zapytał unosząc lekko brew. Oczywiście wiedział o kim mowa, ale zdziwienie, że akurat na niego wpadł nadal towarzyszyło. Nie powinno, bo Kurogane widział jak blondyn wcześniej wchodził na salę w swoim kocim przebraniu. Widocznie starał się pokazać, że nie bez powodu niektórzy mówili na niego Kot. Bardziej on sam, ale to był szczegół. Jego przywitanie się zostało przerwane, kiedy poczuł dodatkowy ciężar na swoim ramieniu. Zdziwiony spojrzał na osobę, która podobno szukała go całą noc, ale nie mógł sobie przypomnieć widzenia jej kiedykolwiek w życiu. Postanowił, że to przez koci strój. Czemu same koty do niego docierają? No oprócz dziewczyny przebranej za kogoś psychicznie chorego? Chyba coś takiego. Miał się zaraz zapytać kim jest kotka, ale ponownie przerwano mu. Tym razem zrobił to Stern. Kurogane próbował zignorować losową dziewczynę, która właśnie pocierała się policzkiem o jego ramie i wysłuchał do końca co mówił jego współlokator. Słysząc głos chłopaka trochę przeszły po nim ciarki. Nie widział jeszcze złego Trissa, ale sądząc po nienaturalnym tonie głosu u niego występującym oraz tym, że użył nazwiska Ryu, mógł zgadywać, iż był blisko zobaczenia go. Kurogane nie mógł sobie przypomnieć, by Stern kiedykolwiek zwrócił się do niego po nazwisku. Zaczął się trochę irytować, że będąc otoczonym przez 3 osoby, które najwidoczniej coś od niego chcą, nie był w stanie powiedzieć ani słowa.
-Sam chciałbym to wiedzieć...- zaczął nadal patrząc w oczy blondyna i zerkając tylko na osobę, która się za nim chowała. Następnie wzrokiem powędrował na dziewczynę, uznającą jego rękę za... sam nie wiedział co.
-Możesz się przedstawić, dużemu złemu wilkowi? - zapytał spokojnym głosem z małym uśmieszkiem. Mimo wszystko, sytuacja trochę go bawiła. Jak jakaś drama. Nie miał po co być zły, na nowo spotkaną osobę. Wystarczy, że Triss wręcz się gotował. Poza tym, nie widział żadnej szkody w jej działaniach. No, może oprócz tego iż ocierała się o niego przed jego chłopakiem. Z drugiej strony nie wiedział, czemu jeszcze nie poprosił jej o przestanie. Czyżby szok po tym jak dziewczyna dosłownie złamała wszystkie granice przestrzeni osobistej kruczowłosego. To nie mogło się dobrze skończyć. Przynajmniej będzie to ciekawsze niż samotne łażenie po sali.
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
- Ważne, że wiem ja.. Oh, a także i Ty. - A to przecież było najważniejszą kwestią. Nikt więcej wiedzieć nie musiał. Wiedział jeszcze Frey, więc nie taki "nikt", jak się Cillianowi wydawało. Uśmiechnęła się do własnych myśli. Była bardzo pamiętliwą osobą, nawet jeśli nie wypomni mu tego od razu.
Panienko Cartier!
Nóż, którego akurat przy sobie nie miała, przekręcił jej się w kieszeni. Przewróciła oczami i dopiero wtedy obróciła się w kierunku trzech wiedźm, które przeciskały się przez tłum w ich stronę. Zmarszczyła czoło, zastanawiając się, co było powodem, dla którego czarownice opuściły swoje stanowisko. Wyjaśnieniem okazał się brak zainteresowania ze strony gości. Nie odzywała się skoro problem zajął się Vessare. Wymsknęło jej się jednak parsknięcie, gdy okazało się, jakie zamiary miały wiedźmy. Spojrzała na chłopaka, uśmiechając się złośliwie. Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka.
Nie mogła sobie odmówić, by na odchodnym nie unieść ręki i poruszając palcami, pomachać za Zero.
- Powodzenia. - Koniec końców udało mu się wywinąć z towarzystwa i uciec od niekoniecznie przyjemnych obowiązków gospodarza. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Miała przecież jeszcze Freya, który z całej ich trójki najbardziej lubił być otaczany przez ludzi.
Wyprostowała się nieznacznie na to lekceważące machnięcie dłoni Rena.
- Oczywiście - mruknęła, kiwając sztywno głową. Gdy słyszała "wszystko będzie dobrze", zawsze okazywało się, że nie było. Ostatnim razem, gdy ktoś ją o tym zapewniał, skończyło się nakryciem przez ochroniarza na terenie kąpieliska miejskiego.
Znacznie przychylniej pokiwała głową, kiedy Clawerich stwierdził, że musi się przebrać. Słuchała go jednym uchem, ponieważ drugim słuchała przemówienia arlekina. Odrobinę dziwiło ją, że kto jak kto, ale Orion zamierza przegapić atrakcję, która powinna była najbardziej przypaść mu do gustu. Nie przewidziała tylko, że nagle zostanie jej wepchnięte w ramiona szczenię, a przez to upuści kostur na podłogę.
- Ren.. - zaczęła, ale chłopaka już nie było. Wypuściła ciężko powietrze z płuc i spojrzała na trzymanego psiaka, który wywalił jęzor z pyska i wydawał się cholernie ucieszony.
- Bez numerów, Memp. Choć, popatrzymy jak poszło reszcie. - Przechodzący obok kelner podał jej laskę, poprawiła szczeniaka, by było wygodniej ją trzymać, choć rozważała opcję, by postawić ją na podłodze. Miała w końcu swoje cztery łapki, na których mogła chodzić.
Weszła na balkon, który nie był przeznaczony dla gości i pilnowany przez ochroniarzy. Stąd miała świetny widok na ogród. Stanęła pod oknem, głaszcząc szczeniaka po grzbiecie i przyglądając się, jak Wedel i reszta wyjąc wniebogłosy, przebiegają przez cały cmentarz. Wyszło naprawdę nieźle. Jeszcze nim tylko całe stado zniknęło z powrotem w lesie, w którym czekali już opiekunowie, którzy mieli pozabierać zwierzaki do wygrodzonej części ogrodu, zeszła z powrotem na parter. Nie musiała długo czekać na powrót Clawericha. Oddała mu psa i korzystając z wolnych rąk, uderzyła ozdobną częścią kostura w ramię chłopaka. Nie powiedziała nic, tylko zmrużyła szmaragdowe ślepia.
- Możemy się przejść. - Zgodziła się, naciągając obszerny kaptur na głowę i rogi.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
UWAGA! Mimo podsumowania na czas, bal nadal trwa. Możecie kontynuować wątki zarówno tutaj, jak i w domu strachów, którego podsumowanie pojawi się dopiero przy całkowitym zakończeniu fabuły tam, czym zajmą się prowadzący Frey i Elisabeth. Nie spoczywajcie na laurach i bawcie się dobrze!
Nie ma jeszcze konkretnej daty zakończenia zabawy, więc na razie na spokojnie możecie kończyć wątki.


WYNIKI KONKURSU NA PRZEBRANIE!

I MIEJSCE: Pan Francis – 5PU
II MIEJSCE: Trystian i Victoria  – 3PU
III MIEJSCE: Plague Doctor – 2PU

Wiemy jednak, że niektórzy włożyli też nieco wysiłku w przygotowanie opisów strojów, nawet jeśli niekoniecznie zastosowali się do wcześniejszego ogłoszenia i nie zaznaczyli odpowiednich fragmentów w swoich postach. Postanowiliśmy uhonorować Mercury'ego, Ryu oraz Fabiana 1PU.

BONUS ZA UCZESTNICTWO

Osoby z poniższej listy otrzymują punkty za pojawienie się na balu. Przy czym niektóre z nich zostały wyróżnione za swoją większą aktywność podczas eventu:
Børre – 1PU
Pan Francis – 2PU
Mercury – 1PU
Ryu – 1PU
Victoria – 2PU
Trystian – 2PU
Plague Doctor – 2PU
Fabian – 1PU

I tym razem bez zgłaszania się w temacie, po prostu ułatwię wam sprawę i wpiszę punkty.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Kelner mógł odetchnąć z ulgą, gdy nie spotkał się z gniewem uczestniczki balu – za to nadal nie był przekonany co do tego, że nie pożegna się z pracą przez swoją nieuwagę. Przebieraniec z kolei liczył, że zdoła ukryć swoje niezadowolenie pod wielką, kurzą maską, gdy został potraktowany w bardziej bezczelny sposób. Nie spodziewał się jednak, że dziewczyna zbierze się na większą odwagę i postanowi pozbawić go jedynego kamuflażu. Gdy białowłosa była w stanie już ujrzeć twarz czarnowłosego chłopaka, widniała na niej już tylko symulowana pokora, choć w jego zielonych tęczówkach dało się zauważyć jakiś przebłysk niechęci. Gdyby chciał, zagrałby lepiej, ale w tej sytuacji nie miał na to ochoty.
Przepraszam, ale to był przypadek ― rzucił, jakby ten argument miał cokolwiek zmienić. Zaraz jednak zamilkł, wysłuchując jej warunków i w międzyczasie przesuwając wzrokiem po białej sukni. Próbował wycenić jej koszty, przy czym doszedł do wniosku, że tysiąc dolarów na schronisko było znacznie mniejszym majątkiem. Nie żeby wyglądał na kogoś, kto żałował sobie wydatków. ― W porządku. Wpłacę pieniądze na schronis-- ― urwał słowo, opuszczając wzrok na wizytówkę, którą dziewczyna bezczelnie wsunęła za jego strój. Zaraz wyciągnął ją z kostiumu, powstrzymując się od niezbyt przyjemnego komentarza na jej temat. ― Jeszcze raz przepraszam. Będę bardziej uważał.
Tym razem zrobił to bardziej niechętnie. Pochylił się, zgarniając swoją maskę z ziemi, a gdy tylko odwrócił się na pięcie i poczynił krok do przodu, pozwolił sobie na wyrzucenie z siebie jednego, krótkiego słowa, nie przejmując się, czy błękitnooka je usłyszy:
Suka.
Kelner za wszelką cenę usiłował ukryć rozbawienie sytuacją, jak i późniejszymi słowami Ardy. Nie mógł jednak pozwolić sobie na potwierdzenie jej słów, ale z grzeczności nie zaprzeczył.
Dziękuję za zrozumienie. W takim razie zabiorę się do sprzątania. Proszę uważać na szkło. ― Dygnął uprzejmie i oddalił się od albinoski. Niedługo potem można było zauważyć jak mężczyzna zbierał cały bałagan z podłogi.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach