Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

W posiadłości Cartierów na potrzeby balów bądź drobniejszych bankietów wyznaczono całe zachodnie skrzydło w rezydencji. Oprócz głównej sali balowej znajdują się w nim mniejsza sala, którą gospodarze przeznaczają na salę jadalną gdzie odbywają się uroczyste kolacje, a także pomniejsze pokoje, które zaprojektowane zostały z myślą o rozrywce. W jednym znajdzie się stół bilardowy, w drugim okrągłe stoły wokół których z ożywieniem rozbija się kolejne pule w karcianych rozgrywkach, a w jeszcze innym ulubione miejsce amatorów mocniejszych trunków - bar. W jeszcze następnym natomiast można przypadkowo znaleźć się w małej sali tortur, która pojawiła się jako element charakteryzacji. Każdy pokój stanowi indywidualną całość, jednakże łatwo się po nich poruszać dzięki otwartym przejściom.
Główna sala balowa zbudowana została na planie prostokąta, zaś nad całością zamyka się przeszklona kopuła, przez którą widać w pogodne noce rozgwieżdżone niebo. Można ją podzielić na trzy części: dwie boczne strefy za kolumnami, zapewniające miejsce do obserwowania wirujących par w centralnej części pomieszczenia. Do sali dostać się można przez drzwi w zachodniej ścianie. Po przekroczeniu progu dostrzec można schody po obu stronach, prowadzące na antresole. Wzdłuż dłuższych ścian ustawione w rzędzie stoją kolumny podtrzymujące je. Z balkonów nie tylko widać całą główną część sali, ale również ogród na zewnątrz budynku.
Stoły w sali jadalnej ustawione zostały w kształt litery "C", tworząc otwarty bufet, z którego skorzystać może każdy. Dania, które zaserwowane zostały w niebanalnej formie związanej z motywem imprezy: pajęcze ciasta, dyniowe tarty, faszerowane papryki, poncz z unoszącymi się kłębami dymu, kruche palce czarownicy, barmbrack, jabłka w karmelu lub toffi oraz wiele innych potraw, w których kucharze wykazali się kreatywnością. Stoły udekorowano czarnymi obrusami, a także pomarańczowymi organzami. Podobnie jak w sali balowej, tak i tu jedynym źródłem światła są świece na licznych kinkietach i świecznikach.
Cała sala balowa przeszła przemianę. Nowoczesność zastąpiona została na rzecz wystylizowanych średniowiecznych dodatków, jak surowe bloki kamienne, w taki sposób by przypominała zamkowe lochy. Wszystko zostało odpowiednio przemalowane, a na ścianach pojawiły się nawet realistycznie wyglądające pęknięcia.
Na potrzeby organizowanej zabawy halloweenowej wszystkie pomieszczenia przyozdobione zostały licznymi ciemnymi płótnami w rogach pomieszczeń, sztucznymi pajęczynami, które nawet zostały zawieszone w samych drzwiach w sali balowej, jako rodzaj kotary. Elektryczne kinkiety zastąpione zostały przez tradycyjne świece, dyniowe lampiony zawieszono pod balkonami, a także poustawiano na każdym stopniu prowadzącym na antresole. Pod przeszklonym sufitem pojawiła się chmara papierowych nietoperzy. W ciemnych kątach błyszczą czerwone ślepia, małych gryzoni. Po ścianach przebiegają włochate, czarne pająki, które niekoniecznie są atrapami. Wejście na północną antresolę zostało zamknięte, ponieważ to właśnie tam rozstawili się ze sprzętem muzycy. Dostęp tam mają jedynie gospodarze i ich specjalni goście.
Wschodnia ściana stanowi troje przeszklonych drzwi prowadzących na taras, który dalej otwiera się na ogród. Na środku tarasu znajduje się ogromny kocioł, a wokół niego krzątają się trzy wiedźmy. Aktorki wynajęte specjalnie na dzisiejszą okazję. Służba również dostała polecenie przebrania się z powodu balu, a rozpoznać ich można jedynie po tacach z ponczem, który roznoszą wśród tłumów. Kawałek dalej, widać tajemnicze zielone światło i kłęby mgły unoszące się nad nim. Jeśli podejść bliżej oczom ukaże się basen wypełniony glutowatą substancją o fosforyzującym zielonkawym kolorze i człekokształtne kształty, zanurzone w niej.
Część ogrodu między tarasem a basenem została przekształcona w cmentarz. Jego granice wyznaczono niskim ogrodzeniem wykonanym z rdzewiejącego metalu o ostro zakończonych grotach. Po przeciwległych krańcach znajdują się bramy, których zawiasy straszą swym przejmującym skrzypieniem. Na samym środku placu postawiono rzeźbę anioła wykonanego z marmuru, wspartego na mieczu. Dookoła posągu z ziemi wyrastają pokryte mchem kamienne nagrobki, na niektórych z nich napisy zatarł czas. Im dalej w głąb ogrodu, tym starsze wydają się groby. Na samym końcu znajduje się rodzinna krypta. Przy niektórych grobach stoją zapalone znicze, które są jedynymi źródłami światła. Zarówno w północnej, jak i południowej części terenów rezydencji rośnie las. Technicy postarali się, by delikatna, niezbyt gruba warstwa mgły unosiła się nad ziemią, dlatego warto patrzeć gdzie stawia się nogę, ponieważ można stanąć na czyjejś mogile.

Konkurs na kostium.

Jest to bal przebierańców, więc nie może zabraknąć konkursu na najlepszy strój. Wszystkie osoby chętne, by wziąć udział muszą jedynie w pierwszym swoim poście, na jego początku, bądź końcu wyraźnie zaznaczając go, dać opis swojego kostiumu. Będzie to jednocześnie zgłoszenie do wzięcia udziału w konkursie. Wybierzemy trzy najbardziej kreatywne i ciekawie opisane pomysły, które zostaną nagrodzone. Do konkursu przystąpić można tylko jednym kontem. Ogłoszenie wyników pojawi się w ostatnim poście zamykającym bal.
W jury znajdują się osoby, które organizowały cały bal z okazji halloween: Frey, Zero, Elisabeth.

Dom Strachów.

Zasady:
1. W ciągu dwóch dni pojawi się temat "Dom Strachów", który będzie takim mini eventem. Rozgrywka toczona będzie na zasadzie Waszych odpisów i naszego posta, w którym będą opisywane poszczególne etapy Waszej wędrówki.
2. Pierwsza grupa chętnych będzie prowadzona od początku, a każda kolejna osoba chętna będzie dołączała po prostu do grupy w tym momencie rozgrywki, w którym znajdować się będzie reszta. Zgłoszenia wysyłacie na moje PW, bądź Freya.
3. Pierwsze osoby zgłaszające się wysyłają PW do 2 listopada. Reszta wedle chęci.
4. Będąc w Domu Strachów, można pisać również na Balu.
5. Od posta prowadzącego będziecie mieć 48h na odpis. Jeśli ktoś nie zdąży bez ważnego powodu, odpada.
6. Osobami prowadzącymi będą: Elisabeth oraz Frey.
7. Event potrwa do 14 listopada.

____________________________________________________________

Reszta atrakcji już wkrótce. Zapraszamy!

Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Przygarnął do siebie szczenię, przesuwając skrytą pod rękawiczką dłonią po puchatym łebku. Na szczęście Memphis postanowiła być grzecznym pieseczkiem i powykorzystywać trochę wygodne ręce właściciela, moszcząc się na nich w najlepsze. Zresztą sam Frey miał teraz w głowie znacznie ciekawsze myśli niż pomysł zbesztania zwierzęcia. Niewidoczny ogon zaczął merdać wesoło, gdy tylko Zero przystanął obok nich. Radość spowodowana możliwością spędzenia z nim czasu była jedną z tych głupich rzeczy, do których Reitz nie miał zamiaru nigdy się przyznawać. A przynajmniej nie na trzeźwo. Niemniej mimo początkowo sceptycznego podejścia do spędzania wieczoru w taki, a nie inny sposób, ostatecznie cieszył się, że mógł spotkać tego człowieka. Jak również Elisabeth, choć w jej przypadku był to nieco inny rodzaj radości. Nie mógł jej co prawda okazywać tak jak kiedyś, ale przynajmniej wewnętrznie merdał.
"Ostatni raz daję się na to naciągnąć[...]"
- W razie czego następnym razem zaciągniemy cię siłą. - Odparł, zerkając porozumiewawczo na Elisabeth. Zawsze mogli go związać i przywieźć na taczkach. To też jakiś plan.
Anonymous
Gość
Gość
Victoria w końcu wyrwała się z zamyślenia i miała już odejść, gdy ktoś szturchnął jej ramię. Spojrzała na osobnika przerażona, a zarazem zaciekawiona. „Kot” wyglądał na osobnika, który by nie zrobił jej krzywdy, lecz nieufność była cechą Victorii oraz Lesliego. Dreptała w miejscu, przekrzywiając głowę i myśląc co zrobić. Pozwolić mu na dotrzymanie towarzystwa? Nie? Przysunęła się i spojrzała w jego intensywnie zielone oczy.
Nie skrzywdzisz? — W tej chwili chłopak mógł ją uznać za niedorozwiniętą, lecz nie potrafiła się wypowiedzieć w lepszy sposób, który oddawałby charakter postaci, za którą się przebrała. Jej głos był delikatny, niezbyt wysoki, ale nie był też męski. Brzmiała dosyć słodko.
Dotknęła dzwoneczka palcem i uśmiechnęła się w typowy dla dziecka sposób. Musiała wymusić w sobie te cechy charakteru, które przez wielu były uznawane za dziecięce. Wydawało jej się to być odpowiednie.
Zostań — szepnęła jakby zlękniona, chwytając go za ramię.
Duża ilość ludzi w jednym miejscu źle na nią wpływała, lecz nie mogła pozwolić sobie na to, aby teraz uciec. Musiała to przezwyciężyć. Jej wzrok powędrował na osobnika, który był przebrany za arlekina i zaczął mówić. Przekrzywiła głowę, jakby próbowała sprawdzić, którym uchem będzie lepiej słyszała to co do niej mówiono albo po prostu była zainteresowana. Można było obstawiać, że chodziło o to drugie. Starała się zarazem ukryć za Tristanem, który był niewiele od niej wyższy. Po chwili jednak ruszyła ku stołowi z poczęstunkiem, wcześniej ciągnąc „kocura” za rękę. Jednak i tutaj nie było mowy o spokoju. Co ja napadło, aby znalazła się w takim miejscu? Chyba po tym wszystkim będzie musiała przez najbliższe dni odreagować przy komputerze z przekąskami, dobrym piciem oraz dobrą grą.
Spoglądała na chłopaka, uradowana poczęstunkiem. Ktoś mógł uznać, że serio zerwała się z psychiatryka. Postanowiła początkowo skosztować jakiegoś ciasta, aby już na wstępie nie ubrudzić swojego stroju karmelem lub inną płynną i lepką substancją. Była do tego zdolna, w końcu wszystko mogło wylecieć jej z ręki albo skapnąć. Dlatego też musiała ograniczyć takie rzeczy.
Jak masz na imię? — zapytała „swojego” bodyguarda, rozglądając się jeszcze. Może ktoś będzie chciał ją porwać i będą musieli uciekać. Czy coś w tym stylu. Któż to wie. Przecież każdy czai się na niewinne dziecko z psychiatryka, czyż nie?
Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Jeśli było coś, czego się nie spodziewała, to fakt, że Vessare aż tak weźmie sobie do serca jej słowa i zademonstruje im szczeknięcie. Dość wypaczone, ale jednak. Zmrużyła oczy, w tej samej chwili, w której kruk na jej przedramieniu wydał z siebie pojedyncze kraknięcie, które przebiło się nawet ponad gwar rozmów prowadzonych dookoła. Sama Lis uniosła głowę, odrywając spojrzenie od swoich towarzyszy, by rozejrzeć się dookoła. Zawsze najlepiej czuła się w roli obserwatora, a tutaj miała całe pole do popisu. Zaczynając od szerokiego wachlarza kostiumów po przyglądanie się rysom twarzy. I tak prawdopodobnie by nikogo nie rozpoznała, nawet gdyby nie mieli na buziach makijaży. Jeśli potrafiłaby powiedzieć, kto z nich był uczniem Riverdale, to byłby to największy sukces, jaki by osiągnęła. Najlepszy widok miałaby z balkonu, na który prędzej, lub później miała zamiar się wybrać. Oderwała wzrok od tłumu, by przenieść go na jednego z chłopców. Zmarszczyła nieznacznie czoło, zastanawiając się nad tym, co właśnie powiedział. I co odpowiedział na to Frey.
- Siłą? - powtórzyła, nie ukrywając w swoim głosie sceptycyzmu. Nie od dziś było wiadomo, że Tośka po pierwsze nie lubiła rozwiązań siłowych, a po drugie nie miała jej ani krzty. Więc, nawet gdyby jakimś cudem przystała na ten pomysł, to cała jego realizacja spadłaby na Clawericha.
- Oczywiście, że było mówione. Może oprócz Lokiego, ale idealne pasuje do mojego kostiumu. Nie zwracaj na niego uwagi - mruknęła, głaszcząc opierzony łebek ptaka. Jednakże, by ułatwić trochę wieczór chłopakowi, poruszyła ręką i kruk rozłożył skrzydła, a potem pofrunął w górę, by usiąść na jednej z barierek, chroniących przed upadkiem z balkonu. Stamtąd zaczął łypać na wszystkich mało przyjaznym wzrokiem, kręcąc głową na boki w typowo ptasi sposób. Spojrzała na Leslie'go, ale nie odezwała się słowem. Zamiast tego zerknęła na szczenię, które podarowała Renowi jakiś czas temu, a które właśnie ten trzymał na rękach.
- Uciekinierka - mruknęła, unosząc jeden z łuków brwiowych. Samiczka nie wiedziała, że swoją ucieczką zapewniła utratę posady co najmniej jednemu z opiekunów i solidną naganę dla Wellera za niedopilnowanie jej. Automatycznie rozejrzała się po sali, chcąc upewnić się, że żaden czworonóg więcej nie biega pośród gości.
- Nie możemy zrzucić socjalizacji na Rena? Byłby w swoim żywiole - zaproponowała, jednocześnie wiedząc, że tego rodzaju rozwiązanie zwyczajnie się nie uda. Na samą myśl, że powinna wyjść do ludzi i udawać "dobrego gospodarza" czuła ból.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Francis, jak to z ludźmi ubranymi, a raczej: schowanymi w ogromne kaptury bywa, musiał odwrócić się przodem, by zobaczyć, kto właściwie się do niego zwraca.
Na Ramzesa, to żyje! – drgnął i położył dłoń na sercu w teatralnym geście poruszenia. Na razie nie poznał, że spotkał Catherine. – A nie powinno, sądząc po stanie rozkładu... – Przebiegł spojrzeniem po twarzy mumii, a w szczególności po makijażowych kościach i mięsku.
– Logan, bądź tolerancyjny, różne wypadki się zdarzają – pouczyła go Monika, jednocześnie uśmiechając się przepraszająco do kobiety. Hrabia zaś naburmuszył się i pod płaszczem zaplótł ramiona na piersi. – Ubrania, po prostu. Niecodzienne, ale trochę pracy i już, są.
Nie słuchaj jej, jest zbyt skromna. Wyczarowała coś z niczego. Jest mózgiem całej operacji... – Pochylił się odrobinę. – A ty? Na pewno nie potrzebujesz... chwili odpoczynku? I pochówku – ostatnie słowo wymruczał konspiracyjnie.
Trystian
Trystian
Fresh Blood Lost in the City
Chłopak wydawał się być wyraźnie rozbawiony całą zaistniałą sytuacją i rolą dziewczyny. Bardzo mu się to podobało, że wczuła się tak w rolę. A może ona naprawdę była prosto z psychiatryka? Ciężko było stwierdzić, bo była aż nazbyt dobrą aktorką jak dla niego. Jeśli jednak miała powiązanie z tym miejscem ich relacje mogą być co najmniej... interesujące.
- Postaram się nie skrzywdzić.- Wydukał, po czym zaśmiał się szczerze. Na dotyk jego dzwonka uśmiechnął się tylko. Ta reakcja bardzo mu kogoś przypominała. I tu nie chodziło o dziecko, jednak... jego samego. Tak. Ona przez te chwilę po prostu pochłonęła cechy jakie posiadał Trystian. No nie ważne. W każdym razie z miłą chęcią spełnił prośbę dziewczyny, która chciała by został. Sam chciał ją poznać trochę bliżej.
Arlekin niewątpliwie przykuł uwagę wielu gości, jak nie wszystkich. Na informację o zbiórce coś go chwyciło za serce. To był szczytny cel, temu nikt nie mógł zaprzeczyć. Wspaniała inicjatywa ze strony gospodarzy. Aż ledwo mógł się powstrzymać przed rzuceniem się w celu wykupienia losów. Nie dla samej nagrody, zaś by właśnie wesprzeć organizację małym gestem. Jednak wyglądałoby to co najmniej dziwne, jakby naglę z wielkiej chęci towarzyszenia Victorii, zmienił zdanie i szybko zwiał. Jeszcze będzie odpowiedni czas na wydawanie pieniędzy, spokojnie. Przecież nawet nie śnił, że dziewczyna będzie miała chęć spędzenia z nim całego wieczoru. Oparł się delikatnie o stół z przekąskami, samemu chwytając parę ciasteczek. Nie miał ochoty na jedzenie, a już na pewno na nic słodkiego. Wziął je tylko dlatego, bo miał odruch- jak jedzenie jest w pobliżu, wypada chociaż skosztować. Za to na zadane pytanie, prawie się zakrztusił. Imię, czy ona chciała poznać jego godność? Odchrząknął po czym zabawił się, wywijając kota ogonem.
- Jak to jak? Nie znasz mnie? Chat Noir.- Po tych słowach dał wyraźny znak, że raczej nie zamierza ujawniać swojej tożsamości. I tak nikt go nie zna. Niech tak zostanie. Jednak gdyby tak chwilę się zastanowić, mogło się to wydać niegrzeczne. Nie chciał też, by zostało to odebrane jako niechęć poznania. Po prostu wolał być tym nierozpoznanym, cichym, czającym się w kącie. Za to wymyślił o dużo lepszy pomysł na "poznanie". W końcu po co tego dnia zwracać się po prawdziwym imieniu.
- Za to chętnie podam swój numer telefonu. Na przyszłość.- Dodał i mrugnął do niej prawym okiem. Tak. Mógł utrzymać kontakt z kimś, nie znając godności. Po co to komu. Tak było ciekawiej, nieprawdaż? Będą mogli się wymieniać SMSami, bez wiedzy o imionach i ewentualnego rozpoznawania się w szkole. Bo była z Riverdale, prawda? Czy nie? W każdym razie to wszystko brzmiało jak coś zabawnego. Czemu by nie spróbować tego typu znajomości.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Gdy z ust Clawericha padły dość odważne słowa, Zero zmierzył go powolnym wzrokiem od głowy do stóp, jednak już żwawiej powrócił spojrzeniem do maski. Jakiś cień powątpiewania na nieosłoniętej połowie jego twarzy świadczył o tym, że w głowie już dokonał oceny sytuacji i dość konkretnie zaniżył możliwości chłopaka. Jak zwykle zresztą – w końcu w jego mniemaniu rolą kumpla było przede wszystkim utrudnianie życia drugiemu kumplowi. Szczególnie, gdy znali się na tyle długo, że niejeden uznałby ich za wyjątkowo złośliwe wobec siebie rodzeństwo. Na szczęście na głupim wrażeniu się kończyło. Vessare nie sądził, że wytrzymałby całe swoje życie pod jednym dachem z wielbicielem macek i oziębłą księżniczką, nawet jeśli niemalże na co dzień znosił ich towarzystwo wystarczająco długo.
Jak na takiego podrostka wysoko skaczesz, Frey ― w jego tonie nie dało się dosłyszeć złośliwości, jedynie chłodną analizę sytuacji, którą chciał podkreślić, że rówieśnik nie miał z nim raczej większych szans. Może Cillian nie powinien nie doceniać go aż tak bardzo, jednak w kwestii zaciągania siłą był niemalże pewny skuteczności fizycznego oporu. ― Zresztą sam widzisz, że zostałeś z tym sam. ― Kiwnął głową ku Elisabeth, która nie wyrażała większych chęci na użeranie się z nim, gdyby faktycznie postanowił zostać w domu i przykleić się do własnego łóżka.
Nie od dziś wiedziano też, że budzenie go było tragiczne w skutkach.
Znacznie lepiej ― przyznał, unosząc wzrok na wzbijające się do góry ptaszysko. Nie miał z nimi większej styczności, jednak wolał nie ryzykować, że jego obecność wprawi zwierzę w rozdrażnienie i to nagle postanowi go zadziobać. Wszystko mogło się zdarzyć. I tak cud, że jeszcze w trzymanym przez Oriona zwierzęciu nie obudził się potwór.
„Nie możemy zrzucić socjalizacji na Rena?”
W sumie... ― Przesunął palcami po karku, powracając spojrzeniem do swoich znajomych. ― Jeśli zdejmie maskę, pewnie zapewni zajęcie rzeszy dziewczyn na sali, które natychmiast obskoczą go dookoła. Dziwi mnie, że jeszcze tego nie zrobił ― parsknął pod nosem, kierując spojrzenie złotych tęczówek na Reitza, choć jakoś tak przeczuwał, że ten dobrze kryjący kostium miał też to ukryte zastosowanie. ― Chociaż tłumy na pewno czekają na głównego gospodarza. ― Gdyby jasnowłosy nie był sobą, zapewne już klepnąłby dziewczynę w ramię na zachętę, co idealnie podkreśliłoby złośliwość tego komentarza. Tymczasem jednak ograniczył się do wskazania ręką z kieliszkiem w stronę przebierańców i uniósł znacząco brew ku górze.
Zachęcasz ich do socjalizacji, by samemu tego uniknąć?
Skąd.
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
Na Ramzesa, to żyje!
Słysząc to, nie mogła się powstrzymać i zaczęła się śmiać. Nie sądziła, by jej strój był aż tak przerażający, ale i tak punkt dla hrabi za starania. Uśmiech jak już raz zagościł na jej twarzy, tak na niej pozostał. Poniekąd nie nadawała się na mumię. Chyba że wyjątkowo wesołą.
- Żyje i nawet ma się dobrze. Zapomnieli o kremacji przed owinięciem w bandaże. A mawiają, że skleroza nie boli.. - pokręciła głową z udawanym smutkiem, a potem wzruszyła ramionami. Przynajmniej miała masę zabawy przy malowaniu twarzy farbkami. Wysuszona skóra byłaby bardziej na miejscu, ale akurat zapomniała, że nie ma odpowiedniego barwnika, więc musiała improwizować, stwarzając coś innego.
- Właśnie, Logan - powtórzyła zaraz po Monice, kiwając dwukrotnie głową, konspiracyjnie uśmiechając się do kobiety. Nie gniewała się, bo i nie miała o co. Wszystko pozostawało w końcu w ramach koleżeńskich żartów i rozrywki.
- Jesteś krawcową z zawodu, czy to tylko hobby? - zainteresowała się, pozwalając sobie na dokładne obejrzenie sukni. A potem również i stroju wampira. Najbardziej podobała jej się kamizelka, która wystawała zza płaszcza. Był to jedynie kawałek materiału i była, jak to ona, ciekawa, jak wygląda całość. Parsknęła, gdy usłyszała, że Monika jest mózgiem całej operacji.
- Przyjazd karawanem, to również był jej pomysł? - zapytała, przenosząc wzrok na mężczyznę w tej samej chwili, w której ten pochylił się w jej kierunku. Koniec końców zrobiła zaskoczona krok do tyłu, mrużąc oczy. No, panie Drakula, kiełki na widoku i bez gwałtownych ruchów!
Rozbawiona swoją własną nieoczekiwaną reakcją, śmiejąc się, pokręciła głową. Zaraz jednak skupiła się na słowach, które zostały wypowiedziane. Powinna przecież w jakiś sposób odpowiedzieć.
- Czemu pytasz? Chciałbyś oddać mi swoją trumnę? - zapytała, unosząc wzrok na czerwone soczewki mężczyzny.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Sowia maska skrywała dość dobrze twarz młodej Rovere, dzięki czemu beznamiętna mina i znudzone spojrzenie nie ujrzało światła dziennego. Szczęście, że kostium nie był ciężki i irytujący, więc mogła wytrzymać w nim dłużej bez męczenia się, niż część osób na sali. Taksowała wzrokiem menażerię barw, piór i skóry. Wszystko utrzymane w mrocznej konwencji Halloween. Albo przynajmniej większość - gdzieniegdzie dostrzegała kocie uszy czy diadem wróżki. Sama miała nadzieję uniknąć większej rozprawki na temat swojego stroju, bo nie było w nim nic, co powaliłoby na kolana ani też nie było nad czym rozprawiać. Ot, jest jak jest.
W tym momencie rozległy się szepty i poruszanie, a na balkonie pojawił się arlekin. Albo coś w jego stylu. Dla Ardy bardziej przypominaj pajaca z problemami mentalnymi. Błękitne tęczówki zatrzymały się jednak na jego postaci, wsłuchując w to, co miał do powiedzenia. Typowa formułka grzecznościowa, podziękowania i zachęta. Jedynie informacja o dotacji schroniska dla zwierząt była milsza odmianą, niż ciągłe jęczenie o pomocy dla niepełnosprawnych dzieci. Z tej dwójki zawsze wybrała by pierwsza opcję. Czworonogi były dla niej odskocznią od wiecznych problemów ludzi, którzy wypisane mieli na twarzach swoje problemy, a ich marudzenie doprowadzało ją nieraz do szału. Dlatego preferowała wariatów od zdrowych - oni przynajmniej nie kłamali. Albo nie robili tego świadomie. Ich postrzeganie świata było fałszowane przez ich mózgi. Dla Ardy było to wystarczające usprawiedliwienie. Niestety, co do zdrowych, nigdy nie miała taryfy ulgowej.
Kiedy arlekin skończył nie uniosła dłoni i nie zaklaskała. Po prostu odwróciła się tyłem do balkonu, jak gdyby ignorując zespół oraz ich muzykę. Drgnęła, gdy spod ziemi pojawił się kelner w wilczych uszach, z tacą pełną szklaneczek z ponczem. Wbiła w niego lodowate spojrzenie, po czym pokręciła głową:
- Nie, dziękuję. - odparła ze spokojem, dziękując mu za cokolwiek. Nie była spragniona ani głodna. Nie oczekiwała też atrakcji. Aż dziwne, że w ogóle tu przyszła patrząc na jej postawę. Jednakże... to wszystko była uwarunkowane, że bankiety, szczególnie przebierane, nie były w jej stylu. Nie chciała być niegrzeczna, więc przyszła. Mimo wszystko, nie było to coś, za czym tęskniła.

Anonymous
Gość
Gość
Mimo wszystko na codzień Nowell zachowywała się całkiem normalnie. Nie zadawała raczej pytań w ten sposób, ogólnie była zupełnie inna. Tym razem jednak musiała się wczuć porządnie. A i tak coś czuła, że w końcu coś skopie. Tak zwykle było.
Słysząc jak ten się przedstawia, wpatrywała się w niego. Nic jej nie mówiła jego godność.
Chat Noir. Chat Noir. Ummm… — powtarzała raz po raz, przyglądając mu się uważnie — Niestety nie.
Pokręciła głową i wykrzywiła usta w smutną podkówkę. Chyba nie była na czasie jeśli chodzi o ostatnio wypuszczane kreskówki bądź inne animacje.
Leslie — Również przedstawiła się jako postać, za którą się przebrała i przestąpiła z nogi na nogę, garbiąc się przy tym. — Kotek walczy z potworami?
Uśmiechnęła się nieśmiało i dziecięco, gdy zadawała to pytanie. Była ciekawa co robi ta osoba. Splotła palce swoich dłoni i spojrzała w dół. Wszechobecny hałas ranił jej wrażliwe uszy, sprawiał, że czuła się nieswojo. Była coraz bardziej niespokojna, o czym świadczyło to, że co chwilę przestępowała z nogi na nogę, dreptała wręcz w miejscu. Jej mimika wyrażała pewnego rodzaju boleść. Przez to też wyłączyła się i z opóźnieniem docierały do niej słowa Noira. Zaraz się otrząsnęła, wyglądając jednak jakby cały czas była czymś otępiona. Cieszyła się, że dźwięki nie były wyższe, bo prawdopodobnie siedziała by już tutaj z podkulonymi nogami, zakrywając uszy.
Tak, tak. Może być — odpowiedziała w końcu, już w pełni się otrząsając. — O-oni są straszni. Ochronisz mnie?
Nadzieja, udawana bądź co bądź, malowała się na jej twarzy. Potrzebowała wsparcia. Zastanawiała się też dlaczego na tym przyjęciu nie ma zwierząt, skoro to na ich rzecz jest ono organizowane. Chciała coś pogłaskać, przytulić. Potrzebowała pieścić inne stworzenie, aby się odprężyć i zapomnieć o ludziach. Nie wiedziała co ją skłoniło do pojawienia się tutaj, lecz nie miała zamiaru tak nagle uciec. Jeszcze nie.
Anonymous
Gość
Gość
Tym razem się nie spóźnił. Po prostu uprzedził, że przyjdzie odrobinę później, bo ma coś jeszcze do załatwienia. Taki mały szczegół, a tak wiele zmienia. Z pewnością jego ukochana wyczekiwała go z błogą niecierpliwością, chociaż kto wie? Może bawi się na tyle dobrze, że obecność Fabiana nie była jej wcale, a wcale potrzebna.
Oby tylko nie mówiła tego na głos.
Jak już wiadomo, Lerhmann na bal przyjechał trochę później niż cała reszta. Postanowił jednak na nim nic nie pić, zważywszy na fakt, że jest tutaj samochodem. Był skazany na ten pojazd, ponieważ jednym z jego rekwizytem było zwierzę. Kot rasy maine coon, który długością sięgał 95 centymetrów został przebrany za kota cheshire z popularnego filmu "Alicja w Krainie Czarów". Bardzo łatwo było można pomyśleć, za co został przebrany Fabian.
Kiedy zaparkował, wszedł do środka z kotem na smyczy, pokazując uprzednio zaproszenie, które dostał jako nauczyciel. Nie zdejmując z siebie płaszczu, ani niczego innego, wszedł w głąb rezydencji tak jak przyszedł. W tłumie zaczął poszukiwać swojej uroczej mumii, którą dość szybko odnalazł. Wcale nie przez to, że właśnie rozmawiała z jednym nauczycielem z ich szkoły. Podszedł do nich, zachodząc swoją ukochaną od tyłu i uprzednio pochylając się nad nią, pocałował ją krótko w polik na przywitanie, dłoń kładąc na jej biodrze. A podobno nie przepadał za czułościami na tle publicznym. Kiedy się wyprostował, zerknął kątem oka na pana Francisa, do którego lekko się uśmiechnął. Kot natomiast położył się obok nogi Fabiana.
- Witam Was. Dobrze się bawicie? - spytał na początek, na razie odpuszczając sobie wychwalanie i komentowanie strojów.
Odnośnie przebrania, Fabianowi nie chciało się wymyślać nic szczególnie strasznego. Zdecydowanie wolał się przebrać w coś, w co już było. Wybrał sobie postać Kapelusznika z Alicji, uważając, że pomimo tego, iż postać nie jest jakoś straszna, będzie oddawać swój klimat na przyjęciu. W końcu to zabawa a nie zawody, kto zrobił lepszy i straszniejszy strój, nie? Już dużo wcześniej zaczął przygotowywać strój na tę okazję, prosząc nawet swoją kuzynkę oto, aby pomogła mu z makijażem twarzy, jak i również ze strojem. Może nie był on idealny, ale miał w sobie to coś.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Logan przewrócił oczami. Oczywiście! Babska solidarność, co nie?
Monika podjęła temat, opowiedziała co nieco o swojej pracy, projektowaniu ubrań do teatrów i samym procesie tworzenia halloweenowych strojów. Wampir przytakiwał, w tej chwili nie mogąc zaprzeczyć, że czuje się dumny z przyjaciółki.
Widząc reakcję pani mumii, od razu sam się cofnął. Ależ... nie ma się czego bać, hrabia jest wegetarianinem...
Nie. Ta trumna jest pamiątką po tacie – odpowiedział, ale już mniej radośnie. Spojrzał na Fabiana, zaskoczony tym, że kolega po fachu nie postarał się lepiej ukryć swojej tożsamości, ale nie skomentował tego w żaden sposób, cały czas mając nadzieję, że chociaż on nie zostanie rozpoznany. Monika za to przyglądała się kotu.
– Biedny zwierzak – odezwała się do mumii i kapelusznika. – Nie za głośno tu dla niego? Tyle obcych ludzi, zapachów... Jest żywy, nie powinien być rekwizytem.
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
/Padłam xDDDD//

Nie wzięła ze sobą telefonu, bo i gdzie miałaby go schować? Między bandażami? Byłoby to zbyt niewygodne pomimo wszystko. Właśnie dlatego nie wiedziała, że Fabian się spóźni. Nie wiedziała również, która jest godzina i od jak długiego czasu znajduje się już na balu. Miała także towarzystwo, w którym nie czuła upływającego czasu. Wciągnęła ją opowieść Moniki, do której wtrącała od czasu do czasu pytania dotyczące szczegółów jej pracy. Fitzroy zawsze była istotą ciekawską i lubiła rozmawiać z ludźmi. Skoro więc była możliwość, to warto było jej nie zaprzepaścić. Zwłaszcza że kontakt do krawcowej i to dobrej, zawsze mógł się przydać. Sylwester w końcu powoli się zbliżał, a więc i kolejna okazja do przebieranek.
Zaskoczeniem było niemałym, gdy wysoka postać pochyliła się nad nią, by pocałować ją w policzek. I była właściwie tylko jedna osoba, która by się na to zdecydowała, ale nie publicznie. Stąd właśnie jej zdziwiona mina, gdy spojrzała na Fabiana, który pojawił się tuż obok. Po chwili uśmiechnęła się, przytulając do jego boku i obejmując ręką z tyłu w pasie.
- Heeeej - przywitała się, przeciągając samogłoskę, ponieważ właśnie dostrzegła kapelusz na jego głowie. Uśmiechnęła się psotnie i sięgnęła po niego ręką, by przenieść go z głowy biologa na swoją. Teraz była mumią, którą ktoś zapomniał skremować, ale w eleganckim kapeluszu. Prawdziwy miszmasz.
- Całkiem nieźle - odpowiedziała na jego pytanie, podnosząc wzrok. Jakby tego było mało, śmiejąc się, dotknęła natapirowanych pomarańczowych włosów Kapelusznika. Faktycznie Fabian wybrał sobie mało straszny kostium, ale na pewno dostarczający wielkiego uśmiechu.
- W takim razie faktycznie. Pamiątek nie powinno się oddawać - rzuciła z wyrozumiałym uśmiechem w kierunku Francisa. Skubnęła postrzępioną krawędź bandaży, która zwisała przy jej nadgarstku.
Dopiero po uwadze Moniki, zwróciła uwagę, że po drugiej stronie Fabiana leży kot.
- Jakiś ty śliczny - powiedziała, jednocześnie przyklękając na jedno kolano, by podrapać kocura za uchem. Miała niesamowitą słabość do tych zwierząt, a szczególnie do kotowatych.
- Nie wydaje się, żeby hałas mu przeszkadzał? - mruknęła, nie przestając głaskać miękkiego futra. Odwinęła dłuższy kawałek bandaża ze swojej ręki, by przesunąć nim po podłodze przed kotem, ciekawa, czy podejmie się zabawy.
Trystian
Trystian
Fresh Blood Lost in the City
W głowie jeszcze parę razy wymówił imię przedstawione przez Victorię. Leslie, tak? Bardzo ładnie. Cieszył się, że pozostali anonimowi dla siebie. Dawało to tę nutkę zabawy i zaciekawienia. Mogli poznać się od strony aktorskiej i jakby innej osoby. Jednak pewne cechy charakteru na pewno przejawiały się na postać, którą grali. No chyba, że ktoś tu był znakomitym aktorem, potrafiącym wyciszyć swoje "ja" całkowicie.
- Tak. Kotek walczy z potworami i ochroni Cię przed tymi wszystkimi wokół.- Powiedział, odpowiadając na oba pytania zadane przez dziewczynę, po czym cicho się zaśmiał. Od początku miał wrażenie, że Leslie czuje się dość niepewnie na tej imprezie. Możliwe, że to były tylko jego własne domysły, nic prawdziwego. Jednak wciąż nie potrafił się oprzeć temu wrażeniu. Wyciągnął do niej ręce, zatykając delikatnie jej uszy, tak żeby wyciszyć wszystkie dźwięki dookoła. Potem odezwał się donośnie, tak by mogła go usłyszeć, jednak nie wystraszyć się.
- Spokojnie. Skup się tylko na moich słowach i nie przejmuj się innymi dźwiękami- Po czym nie zapominając o szerokim uśmiechu na twarzy, powoli zaczął "odtykać" uszy. Może po to by mogła na nowo przyzwyczaić się do panującego gwaru? Może po prostu chciał ją tylko nastawić w jakiś sposób psychicznie? Sam nie znał swojego celu tego czynu. Po prostu miał nadzieję, że jakakolwiek interakcja z dziewczyną pomoże jej się w jakikolwiek sposób odstresować. Dobrze odczytał jej obawy? A nawet jeżeli nie, to można było zwalić na charakter postaci, która zawsze chce dogodzić innym, jednak niezbyt często jej to wychodzi. O!
Zaczął się rozglądać wokół szukając jakby jakiegoś punktu zaczepienia. Czegoś na czym można zawiesić wzrok i rozpocząć temat. Oczywistym było, że wyczuje innego kota na odległość. Prawie niemożliwym było, by na sali znajdowała się inna osoba, która ubóstwiała tak bardzo te zwierzęta jak on sam. Dyskretnie wskazał palcem na czworonożnego należącego najpewniej do Kapelusznika i skomentował.
- A już myślałem, że nie znajdą się tu żadne zwierzęta. A tu popatrz. Inny kot na sali. Aż czuję się trochę zazdrosny. Zgarnia więcej atencji ode mnie.- I na koniec napełnił powietrza w policzki, chcąc wypaść jak oburzone dziecko. Albo nawet zrobił to odruchowo, zachowując przy tym swój własny charakter. Kto go tam wie. Prawdą też było, że zazdrościł Mumii tego, że miała możliwy kontakt z Cheshirem. Sam najpewniej rzuciłby się na kotka, gdyby nie osoby wokół niego, jak i niechęć do zostawienia Victorii samej. Tym razem musiał powstrzymać swoje żądze. Ciekawe na jak długo...
Anonymous
Gość
Gość
Zabawne, że Francis w tak zaskakująco szybkim tempie domyślił się, iż za przebraniem kryje się nikt inny jak Lerhmann. Jego strój nie był aż tak denny, a makijaż na twarzy zakrywał doprawdy wiele. W zasadzie to, że przywitał się z Cath w tak otwarty sposób mogło go zdradzić, gdyby nie fakt, że niewiele osób z placówki o tym wie, że Fabian i Cath są ze sobą razem. Starają się z tym nie obnosić w pracy, ani tym bardziej chwalić. Zna tylko jedną osobę, która o nich wie i raczej on nikomu o tym nie mówi. A może mężczyzna jest na tyle sprytny, iż po prostu tego się domyślił? W końcu również mógł rozgryźć panienkę Fitzroy, co chyba takie trudne nie było. Przynajmniej nie dla Fabiana, kiedy już wiedział, kto kryje się pod tym kostiumem.
Mimo tego nie czytał mężczyźnie w myślach, a Fabian nie był na tyle dociekliwy, aby dowiadywać się, kim jest osoba, która przed nimi stoi wraz ze swoją partnerką. Chciał się tylko dobrze zabawić ze swoją mumią i ewentualnie porozmawiać z innymi, którzy go zaczepią lub on zaczepi innych.
- Oj pani Mumio, chyba się pogniewamy - zaśmiał się cicho, kiedy kapelusz został mu tak brutalnie odebrany. Teraz czuł się goły na głowie, zaś jego pomarańczowa peruka z naturalnego włosia przez to była bardziej widoczna. Nie ingerował natomiast w wypowiedzi między Cath, a Francisem, ponieważ nie chciał się wtrącać w ich konwersacje. Jedynie ich słucha, lekko się uśmiechając. Słysząc jednak wypowiedź Moniki, zerknął na kota w dół, który zaczął być dopieszczany przez Mumię. Od razu rzucił się na bandaż w formie zabawy, jakoś nie szczególnie przejmując się otoczeniem. Wyglądał na zrelaksowanego i spokojnego kota.
- Spokojnie, nic mu nie będzie. Lubi ludzi, a hałas również mu nie przeszkadza - w końcu ma tego kota odkąd pamiętał i dobrze wiedział jak reaguje i czego nie znosi. Fakt, dla innych mogło to się wydawać mało ludzkie, że Fabian pokusił się o żywy rekwizyt, ale też wiedział, że zwierzak na tym nie ucierpi. Jedynie z wyglądu. Chociaż zwierzak to zwierzak. Nigdy nic nie wiadomo, co im nagle strzeli do głowy.
- W ogóle muszę pochwalić Was za stroje. Są niesamowite. Są to jakieś konkretne postacie czy raczej coś własnego? - zapytał z wyraźnym zaciekawieniem w spojrzeniu, a kot dalej atakował bandaż kobiety, łapiąc go w swoje łapy i skacząc do niego. Nie zauważył natomiast jak Trystian przyglądał się zwierzęciu. Zbyt dużo ludzi na przyjęciu, aby dostrzec takie szczegóły.
Anonymous
Gość
Gość
Uśmiechnęła się, zadowolona z tego, że Noir postanowił, że ją ochroni przed tymi straszydłami. A dla dziecka w ciele dorosłego były one przerażające. Przyglądała mu się i odczuła ulgę, gdy została odcięta na chwilę od tych wszystkich dźwięków. Zamknęła na chwilę oczy, a gdy ten powoli przywracał jej możliwość usłyszenia innych dźwięków, powoli rozwierała powieki. Będzie dobrze. Musiało w końcu być, on miał zamiar ją ochronić, gdyby coś złego z nią się działo.
Spojrzała tam gdzie on. Kot. Victoria uwielbiała te zwierzęta, zajmowały w jej sercu specyficzne miejsce. Miała ochotę już polecieć w tamtą stronę, lecz nie chciała zostawiać tego tutaj kocura. I wiedziała, że swoim gwałtownym przybyciem mogłaby narazić zwierzę na dodatkowy stres. Może później się do niego zbliży. Skierowała swoje spojrzenie na Trissa i zaśmiała się prawie, że bezgłośnie.
Biedny — wykrzywiła usta w podkówkę i zaczęła Trissa drapać po głowie, niczym kotka. Chciała go „uspokoić” — Każdy kotek jest kochany. A tamtego bym wygłaskała.
Wpatrzyła się znowu w zwierzę, głaszcząc Trissa i drapiąc go. Przynajmniej on w tej chwili mógł służyć jako „obiekt odprężający”.
Mnie się chyba boją.
Spojrzała na niego jak zbity kociak i wygięła usta w podkówkę znowuż. Udawała, oczywiście, że udawała, bo nie lubiła uwagi od wielu ludzi. Potrzebowała tylko jednego człowieka, zbyt wielu to tylko niepotrzebny tłum. Ale wątpiła, że ktokolwiek postanowi docenić jej strój. W końcu nie był górnolotny.
Później go wypieścimy, praaaawda?
Teraz zachowywała się typowo jak ona. Próbowała kogoś nakłonić, aby jej pomógł zrobić coś czego pragnęła. A pragnęła pogłaskać kota. I pobawić się z nim. Wyglądał słodko nawet jako Kot z Cheshire. Ale teraz miała innego słodkiego kota przed sobą. Przestąpiła z nogi na nogę i przekrzywiła głowę, przyglądając się Trissowi.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach