▲▼
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
Typowe miejsce, gdzie przywozi się pacjentów. Jak w każdych salach, a przynajmniej większości, dominuje tutaj biel, pomieszana z jasnym błękitem. Również towarzyszy ku temu charakterystyczny zapach, aby bardziej umocnić w przekonaniu, że jest się w szpitalu. Obowiązuje tu cisza, a hałaśliwych gości bez mrugnięcia okiem wyprasza się z sali.
Typowe miejsce, gdzie przywozi się pacjentów. Jak w każdych salach, a przynajmniej większości, dominuje tutaj biel, pomieszana z jasnym błękitem. Również towarzyszy ku temu charakterystyczny zapach, aby bardziej umocnić w przekonaniu, że jest się w szpitalu. Obowiązuje tu cisza, a hałaśliwych gości bez mrugnięcia okiem wyprasza się z sali.
To było najbardziej pozbawione emocji "cieszenie się" jakie Remi zaobserwował w całym swoim życiu. W odpowiedzi uniósł tylko jedną brew z niedowierzania, nie siląc się nawet na komentarz. Zresztą, nie tylko tym go zgasiła.
Po co on w ogóle próbował? Raz po raz dawała mu kosza i pokazywała jak mocno nie pasuje jej jego zażyłość, a jednak wystarczyło by ją zobaczył, a już tracił dla niej głowę. Puściwszy warczącą nastolatkę i pozwalając jej na odsunięcie się, rudzielec opadł na poduszki i z westchnięciem po raz kolejny odwrócił od niej twarz.
- Kiedy będę mógł stąd wyjść? - zapytał cicho zupełnie obojętnym tonem. "Ze skrajności w skrajność" - Darkówna miała sporo racji tak go określając. Remi był bardzo namiętnym człowiekiem, lecz jego zapał dało się o wiele za łatwo stłumić. Zamiast walczyć o swoje do końca, startował ze wszystkim co miał już na początku, aby zapięć minut zniechęcić się i odpuścić.
Po co on w ogóle próbował? Raz po raz dawała mu kosza i pokazywała jak mocno nie pasuje jej jego zażyłość, a jednak wystarczyło by ją zobaczył, a już tracił dla niej głowę. Puściwszy warczącą nastolatkę i pozwalając jej na odsunięcie się, rudzielec opadł na poduszki i z westchnięciem po raz kolejny odwrócił od niej twarz.
- Kiedy będę mógł stąd wyjść? - zapytał cicho zupełnie obojętnym tonem. "Ze skrajności w skrajność" - Darkówna miała sporo racji tak go określając. Remi był bardzo namiętnym człowiekiem, lecz jego zapał dało się o wiele za łatwo stłumić. Zamiast walczyć o swoje do końca, startował ze wszystkim co miał już na początku, aby zapięć minut zniechęcić się i odpuścić.
A więc zamierzasz ignorować wszystkie moje niewygodne pytania, ach tak? Dobrze, w takim razie ja też nie będę odpowiadała na te, które mnie nie interesują.
Wyprostowała się i splotła ręce na piersi.
- Ode mnie chcesz jednoznacznej odpowiedzi dotyczącej kontaktów z tobą, ale sam nie jesteś skłonny się określić, tak? Moją odpowiedź już usłyszałeś, więc mógłbyś odpłacić mi się tym samym. Czego ty w ogóle chcesz? - Znów nie odrywała od niego spojrzenia.
- Nie jestem szmacianą laleczką, którą można się pobawić, a następnie rzucić w kąt gdy się już znudzi by później jak gdyby nigdy nic do niej wrócić i odstawić po raz kolejny i kolejny, i kolejny. - Powtarzane słowa mówiła coraz głośniej, ale później od razu wróciła do swojego normalnego tonu.
- Jeśli masz do mnie choć trochę szacunku, to tyle mi jesteś winien. Jedną cholerną szczerą rozmowę. - Ostatnie zdanie powiedziała już przez zęby. Naprawdę wnerwiało ją to, jak ją traktował. Bawił się jej kosztem, a później się dziwił, że nie wpada w jego ramiona z dziką radością, gdy łaskawie sobie tego zażyczy. Niestety, ale kiedy się czegoś chciało, trzeba też było dać coś od siebie. Tak już niestety działał ten świat.
Wyprostowała się i splotła ręce na piersi.
- Ode mnie chcesz jednoznacznej odpowiedzi dotyczącej kontaktów z tobą, ale sam nie jesteś skłonny się określić, tak? Moją odpowiedź już usłyszałeś, więc mógłbyś odpłacić mi się tym samym. Czego ty w ogóle chcesz? - Znów nie odrywała od niego spojrzenia.
- Nie jestem szmacianą laleczką, którą można się pobawić, a następnie rzucić w kąt gdy się już znudzi by później jak gdyby nigdy nic do niej wrócić i odstawić po raz kolejny i kolejny, i kolejny. - Powtarzane słowa mówiła coraz głośniej, ale później od razu wróciła do swojego normalnego tonu.
- Jeśli masz do mnie choć trochę szacunku, to tyle mi jesteś winien. Jedną cholerną szczerą rozmowę. - Ostatnie zdanie powiedziała już przez zęby. Naprawdę wnerwiało ją to, jak ją traktował. Bawił się jej kosztem, a później się dziwił, że nie wpada w jego ramiona z dziką radością, gdy łaskawie sobie tego zażyczy. Niestety, ale kiedy się czegoś chciało, trzeba też było dać coś od siebie. Tak już niestety działał ten świat.
"Jednoznaczna odpowiedź dotycząca kontaktów"... Ja pierdole, czy ona nie potrafi normalniej?
Remi przewrócił oczami, czego na szczęście Natalie mogła nie dostrzec, gdy miał odwróconą twarz. Tak jak on ją nieustannie dobijał swoim zachowaniem, tak ona o wiele za często zamęczała go swoim żargonem i wykładami.
- Po co słowa, jeśli wszystko wiesz? - mruknął bez entuzjazmu.
Kocham ciebie, a zrobisz to co chcesz... Super, teraz będzie mi to chodziło po głowie.
Oj, znał stanowczo za dużo dobrych piosenek pasujących pod sytuacje. Przypomniało mu to jak śpiewał jej na placu zabaw, gdy płakała i jak wtedy jeszcze była dla niego "tylko kumpelą", a zarazem już jednak kimś więcej, kimś kogo nawet przez moment nie chciał widzieć smutnego.
Chłopak przymknął oczy i mimowolnie napiął mięśnie. Głos Darkówny nabierał na sile, gdy ta widocznie nakręcała się nieprzyjemną rozmową.
Kłótnią. Kolejną...
Nie, nie chciał znowu się z nią spierać. Już wolał by tylko ona mówiła, chociaż napierające, pełne złości słowa o coraz większej sile automatycznie sprawiały, że miał ochotę się skulić i przestać istnieć. Zwłaszcza, gdy pochodziły od kobiety.
- Uhum... - przytakiwał prawie bezgłośnie, czekając aż skończy swoją tyradę. Aż nazbyt potulny,uziemiony w tym cholernym szpitalnym łóżku czuł się zupełnie osaczony i choćby dla świętego spokoju wolał się już ustosunkować niż walczyć.
- Ale co ja mam ci powiedzieć... - jęknął, gdy skończyła, wciąż strwożony niczym psiak z podkulonym ogonem. Obraz nędzy i nieszczęścia, który wreszcie dał za wygraną.
Remi przewrócił oczami, czego na szczęście Natalie mogła nie dostrzec, gdy miał odwróconą twarz. Tak jak on ją nieustannie dobijał swoim zachowaniem, tak ona o wiele za często zamęczała go swoim żargonem i wykładami.
- Po co słowa, jeśli wszystko wiesz? - mruknął bez entuzjazmu.
Kocham ciebie, a zrobisz to co chcesz... Super, teraz będzie mi to chodziło po głowie.
Oj, znał stanowczo za dużo dobrych piosenek pasujących pod sytuacje. Przypomniało mu to jak śpiewał jej na placu zabaw, gdy płakała i jak wtedy jeszcze była dla niego "tylko kumpelą", a zarazem już jednak kimś więcej, kimś kogo nawet przez moment nie chciał widzieć smutnego.
Chłopak przymknął oczy i mimowolnie napiął mięśnie. Głos Darkówny nabierał na sile, gdy ta widocznie nakręcała się nieprzyjemną rozmową.
Kłótnią. Kolejną...
Nie, nie chciał znowu się z nią spierać. Już wolał by tylko ona mówiła, chociaż napierające, pełne złości słowa o coraz większej sile automatycznie sprawiały, że miał ochotę się skulić i przestać istnieć. Zwłaszcza, gdy pochodziły od kobiety.
- Uhum... - przytakiwał prawie bezgłośnie, czekając aż skończy swoją tyradę. Aż nazbyt potulny,uziemiony w tym cholernym szpitalnym łóżku czuł się zupełnie osaczony i choćby dla świętego spokoju wolał się już ustosunkować niż walczyć.
- Ale co ja mam ci powiedzieć... - jęknął, gdy skończyła, wciąż strwożony niczym psiak z podkulonym ogonem. Obraz nędzy i nieszczęścia, który wreszcie dał za wygraną.
Jak z babą normalnie. "Domyśl się". Szlag mnie jasny tutaj trafi.
- Nie kurwa, nie wiem. Wbrew pozorom nie potrafię ludziom czytać w myślach i nie pojmuję chaotycznych umysłów. - Drażniło ją w tym momencie, jak ciężko mu wbić do głowy, że jego nagłe zmiany zachowania sprawiały, że czuła się skołowana i NIC z tego nie rozumiała.
Niestety, w tym momencie była zbyt zmęczona i zdenerwowana by myśleć o długofalowych czynnikach, które mogły wywoływać u niego takie, a nie inne zachowanie. W normalnych warunkach mogłaby skojarzyć, że kuli się teraz przez skojarzenie jej z matką, ale w tej chwili nawet nie zadała sobie trudu by w ogóle się nad tym zastanowić.
- Prawdę. - To takie proste, że aż za bardzo cisnęło się jej na usta.
- Dlaczego się tak zachowujesz? Najpierw chcesz być ze mną blisko tylko po to by za chwilę zerwać wszelkie kontakty. To jeszcze da się jakoś tam zrozumieć, ale dlaczego sądzisz, że będę skakać z radości, gdy nagle ci się odmieni? Jakbyś nie zauważył, ja zawsze twardo stąpam po ziemi i wolę znać swoją sytuację zamiast w każdej chwili musieć się zastanawiać, czy jutro znów będziesz mnie zapewniał, że mnie kochasz, czy może jednak uznasz, że nie warto się ze mną w ogóle kontaktować i niech się tam ze mną dzieje, co chce, bo tak masz to w dupie. - Jej język stawał się zdecydowanie zbyt wulgarny, gdy się denerwowała. Przez tę zmianę musiała się bardzo w szkole pilnować by nie palnąć czegoś takiego przy nauczycielu.
Zacisnęła zęby przypominając sobie, jak potwornie się czuła, gdy dawała mu się tak sobą bawić.
Raz zainteresowanie, raz zupełny jego brak. Przestań. Do cholery jasnej, przestań. Już lepiej powiedz, że masz mnie za nic zamiast udawać, że nie traktujesz mnie jak zabawki i wmawiać mi, że to ze mną jest coś nie tak. Owszem jest, ale nie ma to związku z tą sprawą. A przynajmniej takiego, jaki mi zarzucasz.
- Nie kurwa, nie wiem. Wbrew pozorom nie potrafię ludziom czytać w myślach i nie pojmuję chaotycznych umysłów. - Drażniło ją w tym momencie, jak ciężko mu wbić do głowy, że jego nagłe zmiany zachowania sprawiały, że czuła się skołowana i NIC z tego nie rozumiała.
Niestety, w tym momencie była zbyt zmęczona i zdenerwowana by myśleć o długofalowych czynnikach, które mogły wywoływać u niego takie, a nie inne zachowanie. W normalnych warunkach mogłaby skojarzyć, że kuli się teraz przez skojarzenie jej z matką, ale w tej chwili nawet nie zadała sobie trudu by w ogóle się nad tym zastanowić.
- Prawdę. - To takie proste, że aż za bardzo cisnęło się jej na usta.
- Dlaczego się tak zachowujesz? Najpierw chcesz być ze mną blisko tylko po to by za chwilę zerwać wszelkie kontakty. To jeszcze da się jakoś tam zrozumieć, ale dlaczego sądzisz, że będę skakać z radości, gdy nagle ci się odmieni? Jakbyś nie zauważył, ja zawsze twardo stąpam po ziemi i wolę znać swoją sytuację zamiast w każdej chwili musieć się zastanawiać, czy jutro znów będziesz mnie zapewniał, że mnie kochasz, czy może jednak uznasz, że nie warto się ze mną w ogóle kontaktować i niech się tam ze mną dzieje, co chce, bo tak masz to w dupie. - Jej język stawał się zdecydowanie zbyt wulgarny, gdy się denerwowała. Przez tę zmianę musiała się bardzo w szkole pilnować by nie palnąć czegoś takiego przy nauczycielu.
Zacisnęła zęby przypominając sobie, jak potwornie się czuła, gdy dawała mu się tak sobą bawić.
Raz zainteresowanie, raz zupełny jego brak. Przestań. Do cholery jasnej, przestań. Już lepiej powiedz, że masz mnie za nic zamiast udawać, że nie traktujesz mnie jak zabawki i wmawiać mi, że to ze mną jest coś nie tak. Owszem jest, ale nie ma to związku z tą sprawą. A przynajmniej takiego, jaki mi zarzucasz.
Od kiedy ona tyle klęła? Chyba faktycznie mial na nią zły wpływ, gorszy nawet niż zakładał. Świadomość tego wcale nie pomogła mu się rozluźnić i zastanowić nad odpowiedziami jakich Natalie od niego teraz wymagała.
Co on do niej czuł? No, kochał ją. Chciał by była szczęśliwa, ale też pragnął ją całą dla siebie. Tylko, że był święcie przekonany, że te dwa pragnienia całkowicie się wykluczają.Bo jak niby miałaby być zadowolona z życia u jego boku? On potrafił tylko wpadać w kłopoty i wciągać w nie innych. Musiałby nie mieć serca by bez skrupułów ją przy sobie trzymać, chociaż nie potrafił odmówić sobie jej całkowicie. Jak się nad tym zastanowić to faktycznie musiało to dziwnie wyglądać...
- Nigdy nie miałem cię w dupie, Vivs. - to jedno mógł stwierdzi,c z pełnym przekonaniem. Mimo, że dalej nie patrzył w stronę nastolatki, w jego głosie nie było słuchać wahania.
- Ja tylko... - zaczął i zacisnął dłonie na pościeli.
Kurwa, jakie to durne. To nic nie zmieni. Cała ta pusta gadanina.To nie ma sensu...
Może ty powinnaś mnie olać. Nie przejmować się i już więcej na mnie nie czekać.
Nie chciał tego, chociaż uważał to za słuszne rozwiązanie. Nie chciał i to tak bardzo, że te słowa nijak nie chciały mu przejść przez gardło.
- Nie... Niczego nie oczekuję od ciebie. Już nie. - wymamrotał pod nosem tak cicho, że ciężko było cokolwiek z tego zrozumieć. Przed oczami miał znowu ją sprzed tych paru godzin, pewną siebie i świetnie radzącą sobie bez takiego kretyna jak on. Dlaczego musiał jej się znowu narzucać?
Już tego nie zrobię. Na pewno. Jak zniknę to będzie jej o wiele lepiej. Tym razem zrobię to bez scen... Ugh, trzeba było w ogóle nie iść na to rozpoczęcie,tylko zakończyć wszystko jeszcze w wakacje. Nie musiałaby nawet o niczym wiedzieć!
- Masz rację... To była tylko zabawa. - rozluźnił uścisk i wbił puste spojrzenie w najdalej oddalony kąt pokoju.
- Jak mógłbym zainteresować się na serio taką nudną kujonicą jak ty? - skrzywił się.
Tak będzie lepiej.
- Jeśli to wszystko co chciałaś wiedzieć, to możesz już iść.
Beze mnie będzie jej o wiele lepiej...
Co on do niej czuł? No, kochał ją. Chciał by była szczęśliwa, ale też pragnął ją całą dla siebie. Tylko, że był święcie przekonany, że te dwa pragnienia całkowicie się wykluczają.Bo jak niby miałaby być zadowolona z życia u jego boku? On potrafił tylko wpadać w kłopoty i wciągać w nie innych. Musiałby nie mieć serca by bez skrupułów ją przy sobie trzymać, chociaż nie potrafił odmówić sobie jej całkowicie. Jak się nad tym zastanowić to faktycznie musiało to dziwnie wyglądać...
- Nigdy nie miałem cię w dupie, Vivs. - to jedno mógł stwierdzi,c z pełnym przekonaniem. Mimo, że dalej nie patrzył w stronę nastolatki, w jego głosie nie było słuchać wahania.
- Ja tylko... - zaczął i zacisnął dłonie na pościeli.
Kurwa, jakie to durne. To nic nie zmieni. Cała ta pusta gadanina.To nie ma sensu...
Może ty powinnaś mnie olać. Nie przejmować się i już więcej na mnie nie czekać.
Nie chciał tego, chociaż uważał to za słuszne rozwiązanie. Nie chciał i to tak bardzo, że te słowa nijak nie chciały mu przejść przez gardło.
- Nie... Niczego nie oczekuję od ciebie. Już nie. - wymamrotał pod nosem tak cicho, że ciężko było cokolwiek z tego zrozumieć. Przed oczami miał znowu ją sprzed tych paru godzin, pewną siebie i świetnie radzącą sobie bez takiego kretyna jak on. Dlaczego musiał jej się znowu narzucać?
Już tego nie zrobię. Na pewno. Jak zniknę to będzie jej o wiele lepiej. Tym razem zrobię to bez scen... Ugh, trzeba było w ogóle nie iść na to rozpoczęcie,tylko zakończyć wszystko jeszcze w wakacje. Nie musiałaby nawet o niczym wiedzieć!
- Masz rację... To była tylko zabawa. - rozluźnił uścisk i wbił puste spojrzenie w najdalej oddalony kąt pokoju.
- Jak mógłbym zainteresować się na serio taką nudną kujonicą jak ty? - skrzywił się.
Tak będzie lepiej.
- Jeśli to wszystko co chciałaś wiedzieć, to możesz już iść.
Beze mnie będzie jej o wiele lepiej...
Stała i w milczeniu analizowała każde jego słowo i każdy ruch. Ludzie zmęczeni zawsze popełniali więcej błędów, a ona była dodatkowo zmotywowana by poznać prawdę. To aż smutne, że Natalie wolała wybrać karierę informatyka zamiast zostać jakimś śledczym. Talent do przesłuchań to ona jak widać miała. Po jego ostatnich słowach zapadła cisza, którą Darkówna przerwała dopiero po chwili.
- Mam nadzieję, że nigdy nie marzyłeś o karierze aktora - stwierdziła ni z tego, ni z owego.
- Kompletnie nie umiesz kłamać - dodała w ramach wyjaśnienia. Mogła nie rozumieć do końca jego zachowania, bo nie miało z jej punktu widzenia żadnego sensu, jednak była w stanie wyłapać te drobne nieścisłości, które pojawiały się również u innych osób. Wpatrywała się w niego przez chwilę, zanim kontynuowała.
- Niemniej jednak miło, że w końcu się określiłeś. - Tak naprawdę wcale nie rozchodziło się tutaj o jego prawdziwe uczucia, a o zdecydowanie się na którąś z opcji, pomiędzy którymi skakał.
Rozluźniła ręce i rozejrzała się po pomieszczeniu. Skoro jej tu nie chciał, a ona dowiedziała się, czego chciała się dowiedzieć, to nie zamierzała go dłużej męczyć.
- Przykro tylko, że wolisz kłamać zamiast spełnić moją prośbę i choć raz być ze mną szczerym. - Kilka minut temu prosiła go o prawdę, ale jak widać nawet na tyle wobec niej nie było go stać.
Chwyciła za torebkę i wyjęła z niej mały metalowy przedmiot, który położyła na szafce obok łóżka.
- To przypinka, którą mamy nosić w szkole. Pamiętaj o niej, żeby nie wpakować się przez taką głupotę w tarapaty - wyjaśniła, prostując się i znowu na niego spoglądając.
- Jutro przyjdę żeby donieść ci kilka rzeczy - oświadczyła. Jak widać, nie zamierzała mu odpuścić nawet po tym, jak nazwał ją nudną kujonką. Właściwie, gorsze rzeczy już o sobie słyszała i to również od osób, z którymi musiała pracować.
Ruszyła powoli do wyjścia, ale zatrzymała się jeszcze przy drzwiach i do niego odwróciła.
- I nie próbuj znowu coś sobie zrobić. Wierz mi, nawet jeśli uda ci się to zrobić skutecznie, to zamierzam pofatygować się choćby do piekła żeby cię za ten pomysł opierdolić, a przyrzekam ci, wściekłej mnie nawet sam diabeł będzie wolał zejść z drogi. - To było niepokojące, ale ona wcale nie wyglądała, jakby żartowała. On naprawdę nie widział jej nigdy ostro wkurwionej, ale już po samych jej oczach w tym momencie, mógł poczuć, że z całą pewnością nie chciał jej takiej widzieć.
- Do jutra - pożegnała się i opuściła salę.
- Mam nadzieję, że nigdy nie marzyłeś o karierze aktora - stwierdziła ni z tego, ni z owego.
- Kompletnie nie umiesz kłamać - dodała w ramach wyjaśnienia. Mogła nie rozumieć do końca jego zachowania, bo nie miało z jej punktu widzenia żadnego sensu, jednak była w stanie wyłapać te drobne nieścisłości, które pojawiały się również u innych osób. Wpatrywała się w niego przez chwilę, zanim kontynuowała.
- Niemniej jednak miło, że w końcu się określiłeś. - Tak naprawdę wcale nie rozchodziło się tutaj o jego prawdziwe uczucia, a o zdecydowanie się na którąś z opcji, pomiędzy którymi skakał.
Rozluźniła ręce i rozejrzała się po pomieszczeniu. Skoro jej tu nie chciał, a ona dowiedziała się, czego chciała się dowiedzieć, to nie zamierzała go dłużej męczyć.
- Przykro tylko, że wolisz kłamać zamiast spełnić moją prośbę i choć raz być ze mną szczerym. - Kilka minut temu prosiła go o prawdę, ale jak widać nawet na tyle wobec niej nie było go stać.
Chwyciła za torebkę i wyjęła z niej mały metalowy przedmiot, który położyła na szafce obok łóżka.
- To przypinka, którą mamy nosić w szkole. Pamiętaj o niej, żeby nie wpakować się przez taką głupotę w tarapaty - wyjaśniła, prostując się i znowu na niego spoglądając.
- Jutro przyjdę żeby donieść ci kilka rzeczy - oświadczyła. Jak widać, nie zamierzała mu odpuścić nawet po tym, jak nazwał ją nudną kujonką. Właściwie, gorsze rzeczy już o sobie słyszała i to również od osób, z którymi musiała pracować.
Ruszyła powoli do wyjścia, ale zatrzymała się jeszcze przy drzwiach i do niego odwróciła.
- I nie próbuj znowu coś sobie zrobić. Wierz mi, nawet jeśli uda ci się to zrobić skutecznie, to zamierzam pofatygować się choćby do piekła żeby cię za ten pomysł opierdolić, a przyrzekam ci, wściekłej mnie nawet sam diabeł będzie wolał zejść z drogi. - To było niepokojące, ale ona wcale nie wyglądała, jakby żartowała. On naprawdę nie widział jej nigdy ostro wkurwionej, ale już po samych jej oczach w tym momencie, mógł poczuć, że z całą pewnością nie chciał jej takiej widzieć.
- Do jutra - pożegnała się i opuściła salę.
Kompletnie nie umiesz kłamać.
Ale jak...? To znaczy, nie żeby uważał się za najzdolniejszego kłamcę, ale jednak nikt dotąd nie przejrzał go tak szybko i trafnie jak ona teraz. Zaskoczony obejrzał się na nią, akurat, gdy znowu zabierała głos.
Niemniej jednak miło, że w końcu się określiłeś.
Ale ja nic...
Przykro tylko, że wolisz kłamać zamiast spełnić moją prośbę i choć raz być ze mną szczerym.
To nie tak. Ja tylko...
To przypinka, którą mamy nosić w szkole. Pamiętaj o niej, żeby nie wpakować się przez taką głupotę w tarapaty.
Dlaczego? Dlaczego nie możesz przestać się o mnie martwić?
Jutro przyjdę żeby donieść ci kilka rzeczy.
- Vivs...! - złapał ją za nadgarstek, gdy odkładała przypinkę na stolik obok jego łóżka.
Choć raz być szczerym...
Mimowolnie opuścił wzrok, który samoistnie powędrował na wenflon. Jeszcze przed chwilą nie pozwalała mu go wyrwać, nie chciała by znowu robił głupoty i pogarszał swoją sytuację. Zawsze starała się go chronić, a on? Tylko jej kłamał albo od niej uciekał.
Zasługuje na więcej...
Zacisnął zęby.
Ale zasługuje też na prawdę.
Spojrzał na nią smutno i już bez wykrętów powiedział;
- Kocham cię. - ścisnął mocniej jej dłoń, jakby dodając sobie w ten sposób otuchy. Widać było, że patrzenie jej teraz prosto w oczy przychodzi mu z ogromnym trudem, ale nie odwracał wzroku. Nie tym razem.
- Nawet jeśli nie jestem ciebie wart, nie potrafię o tobie zapomnieć. Próbowałem dać ci spokój. Nie narzucać się... - nie wytrzymał i krzywiąc się zacisnął powieki.
- Ugh, nie potrafię nawet porządnie się zabić! Po cholerę zadajesz się z takim zerem jak ja?! - pochylił głowę, a jego wiecznie rozczochrane, przydługie rude włosy przysłoniły połowę twarzy, chociaż w taki sposób szczędząc mu wstydu. Jakby nie wystarczyło, że czuł się jak śmieć to jeszcze musiał się rozkleić przed nią jak baba. Ogromne krople spływały po drżącej brodzie, gdy Remi po raz kolejny w tym krótkim dniu żałował, że w ogóle przyszedł na ten świat... i że nie potrafił z niego godnie odejść.
Ale jak...? To znaczy, nie żeby uważał się za najzdolniejszego kłamcę, ale jednak nikt dotąd nie przejrzał go tak szybko i trafnie jak ona teraz. Zaskoczony obejrzał się na nią, akurat, gdy znowu zabierała głos.
Niemniej jednak miło, że w końcu się określiłeś.
Ale ja nic...
Przykro tylko, że wolisz kłamać zamiast spełnić moją prośbę i choć raz być ze mną szczerym.
To nie tak. Ja tylko...
To przypinka, którą mamy nosić w szkole. Pamiętaj o niej, żeby nie wpakować się przez taką głupotę w tarapaty.
Dlaczego? Dlaczego nie możesz przestać się o mnie martwić?
Jutro przyjdę żeby donieść ci kilka rzeczy.
- Vivs...! - złapał ją za nadgarstek, gdy odkładała przypinkę na stolik obok jego łóżka.
Choć raz być szczerym...
Mimowolnie opuścił wzrok, który samoistnie powędrował na wenflon. Jeszcze przed chwilą nie pozwalała mu go wyrwać, nie chciała by znowu robił głupoty i pogarszał swoją sytuację. Zawsze starała się go chronić, a on? Tylko jej kłamał albo od niej uciekał.
Zasługuje na więcej...
Zacisnął zęby.
Ale zasługuje też na prawdę.
Spojrzał na nią smutno i już bez wykrętów powiedział;
- Kocham cię. - ścisnął mocniej jej dłoń, jakby dodając sobie w ten sposób otuchy. Widać było, że patrzenie jej teraz prosto w oczy przychodzi mu z ogromnym trudem, ale nie odwracał wzroku. Nie tym razem.
- Nawet jeśli nie jestem ciebie wart, nie potrafię o tobie zapomnieć. Próbowałem dać ci spokój. Nie narzucać się... - nie wytrzymał i krzywiąc się zacisnął powieki.
- Ugh, nie potrafię nawet porządnie się zabić! Po cholerę zadajesz się z takim zerem jak ja?! - pochylił głowę, a jego wiecznie rozczochrane, przydługie rude włosy przysłoniły połowę twarzy, chociaż w taki sposób szczędząc mu wstydu. Jakby nie wystarczyło, że czuł się jak śmieć to jeszcze musiał się rozkleić przed nią jak baba. Ogromne krople spływały po drżącej brodzie, gdy Remi po raz kolejny w tym krótkim dniu żałował, że w ogóle przyszedł na ten świat... i że nie potrafił z niego godnie odejść.
Tak, jak ona nie potrafiła zrozumieć jego intencji, tak on nie potrafił zrozumieć, dlaczego ciągle o niego dbała. Dziewczyna bardzo brała sobie do serca obietnice, jakie składała, a jedna dotyczyła właśnie tego. Miała mu pomagać i nie oczekiwać niczego w zamian. Mógł nie chcieć jej znać. Nie zamierzała mu się narzucać i męczyć go swoją obecnością bardziej, niż to było konieczne, ale nie zamierzała zostawiać go na pastwę losu. Nawet teraz była gotowa przynosić mu tu materiały ze szkoły i inne potrzebne rzeczy, a przy okazji zaganiać do pracy nad sobą. Choćby miał ją później wykląć, to ona i tak zamierzała postawić na swoim i dopiero wtedy dać mu spokój... dopóki znowu by się w coś nie wpakował i tym samym skazał na ponowne jej oglądanie.
Nie wyrywała się, gdy ją złapał. Zamiast tego odwróciła twarz w jego stronę i pozwoliła mu mówić. Znowu zmienił zdanie, ale jakoś jej to nie dziwiło. Gdy skończył mówić, z ciężkim westchnieniem przysunęła się do jego łóżka i oparła o siebie jego głowę, wplatając przy tym palce w rude włosy i powoli je przeczesując.
- Nie możesz dla odmiany zrobić tego, o co cię proszę? Zamiast próbować uciec, mógłbyś się zwyczajnie trochę postarać. Jak widać, potrafisz. Prosiłam cię żebyś przestał brać i palić i jakoś ci się to udało, choć tak się przed tym wzbraniałeś. - Jej głos znacznie teraz złagodniał.
- Ja wcale tak wiele od ciebie nie wymagam. Nie musisz stawać na głowie, być nagle prymusem i fanem muzyki klasycznej. Po prostu przestań się sam krzywdzić. - Westchnęła cicho i nachyliła nad nim by pocałować go w czubek głowy.
- Już nie musisz - dodała cicho, ale po chwili delikatnie się uśmiechnęła.
- No i słuchaj mnie czasem, bo potrafię dawać naprawdę użyteczne rady - dorzuciła na zakończenie.
Nie wyrywała się, gdy ją złapał. Zamiast tego odwróciła twarz w jego stronę i pozwoliła mu mówić. Znowu zmienił zdanie, ale jakoś jej to nie dziwiło. Gdy skończył mówić, z ciężkim westchnieniem przysunęła się do jego łóżka i oparła o siebie jego głowę, wplatając przy tym palce w rude włosy i powoli je przeczesując.
- Nie możesz dla odmiany zrobić tego, o co cię proszę? Zamiast próbować uciec, mógłbyś się zwyczajnie trochę postarać. Jak widać, potrafisz. Prosiłam cię żebyś przestał brać i palić i jakoś ci się to udało, choć tak się przed tym wzbraniałeś. - Jej głos znacznie teraz złagodniał.
- Ja wcale tak wiele od ciebie nie wymagam. Nie musisz stawać na głowie, być nagle prymusem i fanem muzyki klasycznej. Po prostu przestań się sam krzywdzić. - Westchnęła cicho i nachyliła nad nim by pocałować go w czubek głowy.
- Już nie musisz - dodała cicho, ale po chwili delikatnie się uśmiechnęła.
- No i słuchaj mnie czasem, bo potrafię dawać naprawdę użyteczne rady - dorzuciła na zakończenie.
Gdyby tylko to wszystko co mu ciążyło było widoczne gołym okiem... Remi czuł jakby pokój w którym się znajdowali zrobił się jeszcze ciemniejszy i mroczniejszy niż do tej pory, chociaż światło z korytarza dalej delikatnie go rozświetlało. Był jak w klatce, ciemnym lochu pełnym własnych wątpliwości i nieszczęścia. Tak długo starał się przed nimi uciec, zapomnieć je i nie zastanawiać nad nimi, że kiedy już go dopadły, był zupełnie przeciwko nim bezsilny. Nie mógł nic zrobić, nawet nie wiedziałby co! I kiedy pogrążał się tak w tej otchłani, poczuł jej ciepło i ten jakże znajomy aromat lawendy. Bez słowa się w nią wtulił i z zamkniętymi oczami wsłuchiwał się w jej kojący głos.
Jak widać potrafił się postarać, chociaż sam siebie by o to nie podejrzewał. Nawet, gdy po odwyku nie sięgał po dragi nie widział w tym nijak swojej zasługi. Jasne, mógł polecieć przy byle okazji do dilera i nawet czujne oko matki by go nie dopilnowało, ale nie zrobił tego. Tak jakoś, po prostu. Sam nie był pewien dlaczego.
- Vivs... - mruknął wciąż wtulony w nią jak dziecko. Ani na moment jej nie puszczając, uniósł głowę i spojrzał na nią swoimi zaczerwienionymi od łez, jasnymi oczami.
- Nie zasługuje na ciebie. - to jedno zdanie zawierało w sobie cały jego smutek,który w końcu jednak przemógł i złożywszy na jej ustach delikatny pocałunek, dodał błagalnie;
- Ale nie zostawiaj mnie, nigdy. Bez ciebie nie mam po co żyć.
Jak widać potrafił się postarać, chociaż sam siebie by o to nie podejrzewał. Nawet, gdy po odwyku nie sięgał po dragi nie widział w tym nijak swojej zasługi. Jasne, mógł polecieć przy byle okazji do dilera i nawet czujne oko matki by go nie dopilnowało, ale nie zrobił tego. Tak jakoś, po prostu. Sam nie był pewien dlaczego.
- Vivs... - mruknął wciąż wtulony w nią jak dziecko. Ani na moment jej nie puszczając, uniósł głowę i spojrzał na nią swoimi zaczerwienionymi od łez, jasnymi oczami.
- Nie zasługuje na ciebie. - to jedno zdanie zawierało w sobie cały jego smutek,który w końcu jednak przemógł i złożywszy na jej ustach delikatny pocałunek, dodał błagalnie;
- Ale nie zostawiaj mnie, nigdy. Bez ciebie nie mam po co żyć.
Nie zamierzała go pospieszać i była gotowa tak stać dopóki nie zaczną jej boleć nogi. Cała jej złość szybko z niej zeszła, kiedy w końcu się przed nią otworzył i wykrztusił z siebie wyjaśnienia, na których jej tak zależało. To mogło zdecydowanie ułatwić im obojgu życie. Stawianie sprawy jasno zawsze było lepsze od bawienia się w podchody i psucia sobie przez to nerwów. Nawet najgorsza prawda była nieraz lepsza od niepewności.
Westchnęła ciężko.
- Nie jest z tobą wcale aż tak źle, jak myślisz. Jeszcze mogą być z ciebie ludzie. - Uniosła jeden kącik ust by go pocieszyć.
- Nigdzie się nie wybieram. - Przytuliła go mocniej. W takich momentach jak ten, wydawało jej się, że to ona jest tu z ich dwójki starsza i to tak widocznie. Właściwie to nic dziwnego, mentalnie z pewnością wyprzedzała go o lata, a data urodzenia miała w praktyce małe znaczenie. Z resztą, nawet wiek wizualny sprawiał, że wcale nie wyglądała na dziecko. Z powodu ostrych rysów, zachowania i mimiki nieraz brano ją za znacznie starszą niż była w rzeczywistości. Dla niej to było nawet lepiej, bo nie musiała świecić dowodem, a i u młodszych dzieciaków miała większy autorytet.
Westchnęła ciężko.
- Nie jest z tobą wcale aż tak źle, jak myślisz. Jeszcze mogą być z ciebie ludzie. - Uniosła jeden kącik ust by go pocieszyć.
- Nigdzie się nie wybieram. - Przytuliła go mocniej. W takich momentach jak ten, wydawało jej się, że to ona jest tu z ich dwójki starsza i to tak widocznie. Właściwie to nic dziwnego, mentalnie z pewnością wyprzedzała go o lata, a data urodzenia miała w praktyce małe znaczenie. Z resztą, nawet wiek wizualny sprawiał, że wcale nie wyglądała na dziecko. Z powodu ostrych rysów, zachowania i mimiki nieraz brano ją za znacznie starszą niż była w rzeczywistości. Dla niej to było nawet lepiej, bo nie musiała świecić dowodem, a i u młodszych dzieciaków miała większy autorytet.
Jak ona to robiła, że nieraz czuł się przy niej jak dziecko?
Żałosne...
Było mu wygodnie i ciepło, aż za dobrze wręcz, więc kiedy tylko poczuł się lepiej, a ona zapewniła go, że nie ma zamiaru mu nigdzie uciekać, z lekkim, szelmowskim uśmiechem przysunął ją do siebie i zaczął całować po szyi.
- To dobrze, że się nigdzie nie wybierasz... - wymruczał jej na ucho i resztkami sił podniósł (na szczęście całkiem leciutką) nastolatkę na swoje łózko, układając ją sobie na kolanach. Mało go obchodziło w tym momencie czy tak wypada, a nawet czy łóżko wytrzyma ich wspólny ciężar. Nawet jakby miało zwrócić to na nich uwagę pielęgniarek i załatwić im obojgu solidny ochrzan, Remiemu widocznie się poprawiło na tyle by mieć otoczenie w głębokim poważaniu.
- Kocham cię. - szepnął tuląc ją do siebie i chowając twarz w jej włosach.
- Kocham...! - powtarzał raz po raz, wyraźnie ne mogąc się nią nacieszyć. Chyba pierwszy raz nie czuł się winny z powodu swoich uczuć i była to naprawdę przyjemna odmiana.
- Vivs, ale ty rozkosznie pachniesz... Jak ty to robisz, hmm?- zagadywał, znajdując czas na pytania pomiędzy kolejnymi pocałunkami jakie składał na jej szyi. Z jedną ręką na jej udzie,a drugą na plecach wcale nie wyglądał już na kogoś kto niedawno walczył o życie na stole operaycjnym.
Żałosne...
Było mu wygodnie i ciepło, aż za dobrze wręcz, więc kiedy tylko poczuł się lepiej, a ona zapewniła go, że nie ma zamiaru mu nigdzie uciekać, z lekkim, szelmowskim uśmiechem przysunął ją do siebie i zaczął całować po szyi.
- To dobrze, że się nigdzie nie wybierasz... - wymruczał jej na ucho i resztkami sił podniósł (na szczęście całkiem leciutką) nastolatkę na swoje łózko, układając ją sobie na kolanach. Mało go obchodziło w tym momencie czy tak wypada, a nawet czy łóżko wytrzyma ich wspólny ciężar. Nawet jakby miało zwrócić to na nich uwagę pielęgniarek i załatwić im obojgu solidny ochrzan, Remiemu widocznie się poprawiło na tyle by mieć otoczenie w głębokim poważaniu.
- Kocham cię. - szepnął tuląc ją do siebie i chowając twarz w jej włosach.
- Kocham...! - powtarzał raz po raz, wyraźnie ne mogąc się nią nacieszyć. Chyba pierwszy raz nie czuł się winny z powodu swoich uczuć i była to naprawdę przyjemna odmiana.
- Vivs, ale ty rozkosznie pachniesz... Jak ty to robisz, hmm?- zagadywał, znajdując czas na pytania pomiędzy kolejnymi pocałunkami jakie składał na jej szyi. Z jedną ręką na jej udzie,a drugą na plecach wcale nie wyglądał już na kogoś kto niedawno walczył o życie na stole operaycjnym.
Nawet nie próbowała w tym momencie zrozumieć, co się właściwie dzieje. To znaczy, spojrzeć na to z szerszej perspektywy. Jakoś łatwiej było skupić się na obecnej rozmowie niż złości ją poprzedzającej, wypadku, sprzeczce na rozpoczęciu roku, końcówce wakacji, odwyku... wszystkim wcześniej. Myślenie o tym było wykańczające dla jej usiłującego wszystko analizować umysłu.
Wyglądało na to, że wszystko powinno zacząć się uspokajać, skoro on przestał balansować na krawędzi w związku z narkotykami, a oni wreszcie wyjaśnili sobie te kilka najważniejszych rzeczy. Była nadzieja, że rudzielec przestanie się już miotać między chęcią trzymania jej blisko przy sobie i próbami odsunięcia jej od siebie dla jej własnego dobra. Tak, zdecydowanie się na jedną opcję było zdecydowanie zdrowsze dla jego, ale i jej psychiki.
Dla świętego spokoju nie próbowała mu się teraz wyrywać ani wbijać mu do głowy, że ma leżeć normalnie i się nie przemęczać. Zamiast tego sama wspięła mu się na łóżko, żeby nie musiał dźwigać tych pięćdziesięciu kilo. Dopiero co w łatwością go obezwładniła, lepiej było więc brać pod uwagę jego osłabienie, a skoro on nie zamierzał tego robić, to pozostawało jej się o to troszczyć.
Uśmiechnęła się delikatnie, pozwalając się mu tulić i całować. Naprawdę miło było widzieć, że mu się poprawiło. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Miała szczerą nadzieję, że tak pozostanie.
Westchnęła. Zadawanie jej tego typu pytań mogło się skończyć tylko w jeden sposób.
- Jest kilka czynników. Jeden, to zwykła biologia. Podobam ci się, więc lubisz też mój zapach. Dwa, zamiast wylewać na siebie wiadro przesadnie drogich perfum, mam mydło, krem i dezodorant. No, plus szampon i płyn do płukania - mamrotała sobie pod nosem, nie będąc pewną, czy on w ogóle tego słucha. Trudno, takie wykłady mógł sobie ignorować. Byleby się ich nie czepiał i słuchał, kiedy poruszali jednak jakieś ważniejsze kwestie niż rozważania na temat jej zapachu.
Ehh. Nie lubię szpitali. Zapach chemii, leków i chorych ludzi. To wszystko jest okropnie sztuczne jak całe to miejsce. Ugh. Okropnie tu.
Jej myśli na moment zboczyły z kursu i zaczęły kręcić się wokół szpitali, ale szybko wróciły na tematykę zapachów i biologii. Nie jechał już fajkami, a z takiej odległości jego zapach był w stanie przebić się nawet przez te wszystkie chemikalia.
Fuck.
Jego dotyk, zapach i panujący tu półmrok sprawiły, że zaczęło jej się robić dziwnie cieplej.
Jasna cholera...
Na jej szczęście, to jej było ciepło, a nie ona robiła się ciepła. Przynajmniej nie tak widocznie. Z resztą, zawsze można to było zwalić na temperaturę pomieszczenia. Ze względu na stan chorych, nie mogło tu być zbyt chłodno, więc to normalne, że zimnolubnej Brytyjce może być tu za ciepło.
Tak kurwa, biologia. Dlaczego takie mechanizmy nie mogą szybciej dostosowywać się do rozwoju cywilizacji? Serio, tysiące lat opóźnienia bywają kłopotliwe. Postarałabyś się ewolucjo!
Wyglądało na to, że wszystko powinno zacząć się uspokajać, skoro on przestał balansować na krawędzi w związku z narkotykami, a oni wreszcie wyjaśnili sobie te kilka najważniejszych rzeczy. Była nadzieja, że rudzielec przestanie się już miotać między chęcią trzymania jej blisko przy sobie i próbami odsunięcia jej od siebie dla jej własnego dobra. Tak, zdecydowanie się na jedną opcję było zdecydowanie zdrowsze dla jego, ale i jej psychiki.
Dla świętego spokoju nie próbowała mu się teraz wyrywać ani wbijać mu do głowy, że ma leżeć normalnie i się nie przemęczać. Zamiast tego sama wspięła mu się na łóżko, żeby nie musiał dźwigać tych pięćdziesięciu kilo. Dopiero co w łatwością go obezwładniła, lepiej było więc brać pod uwagę jego osłabienie, a skoro on nie zamierzał tego robić, to pozostawało jej się o to troszczyć.
Uśmiechnęła się delikatnie, pozwalając się mu tulić i całować. Naprawdę miło było widzieć, że mu się poprawiło. Zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Miała szczerą nadzieję, że tak pozostanie.
Westchnęła. Zadawanie jej tego typu pytań mogło się skończyć tylko w jeden sposób.
- Jest kilka czynników. Jeden, to zwykła biologia. Podobam ci się, więc lubisz też mój zapach. Dwa, zamiast wylewać na siebie wiadro przesadnie drogich perfum, mam mydło, krem i dezodorant. No, plus szampon i płyn do płukania - mamrotała sobie pod nosem, nie będąc pewną, czy on w ogóle tego słucha. Trudno, takie wykłady mógł sobie ignorować. Byleby się ich nie czepiał i słuchał, kiedy poruszali jednak jakieś ważniejsze kwestie niż rozważania na temat jej zapachu.
Ehh. Nie lubię szpitali. Zapach chemii, leków i chorych ludzi. To wszystko jest okropnie sztuczne jak całe to miejsce. Ugh. Okropnie tu.
Jej myśli na moment zboczyły z kursu i zaczęły kręcić się wokół szpitali, ale szybko wróciły na tematykę zapachów i biologii. Nie jechał już fajkami, a z takiej odległości jego zapach był w stanie przebić się nawet przez te wszystkie chemikalia.
Fuck.
Jego dotyk, zapach i panujący tu półmrok sprawiły, że zaczęło jej się robić dziwnie cieplej.
Jasna cholera...
Na jej szczęście, to jej było ciepło, a nie ona robiła się ciepła. Przynajmniej nie tak widocznie. Z resztą, zawsze można to było zwalić na temperaturę pomieszczenia. Ze względu na stan chorych, nie mogło tu być zbyt chłodno, więc to normalne, że zimnolubnej Brytyjce może być tu za ciepło.
Tak kurwa, biologia. Dlaczego takie mechanizmy nie mogą szybciej dostosowywać się do rozwoju cywilizacji? Serio, tysiące lat opóźnienia bywają kłopotliwe. Postarałabyś się ewolucjo!
Ona coś tam mówiła swojego, a on własnego. Nie zrażony jej trajkotaniem o biologii, przesuwał dłonie po jej ciele, jedną głaszcząc jej udo, podczas, gdy drugą delikatnie drapał ją po plecach.
- Jesteś taka miękka i ciepła... - mruczał wdychając jej fiołkowy zapach, ciesząc zmysły jej bliskością.
- Tak za tobą tęskniłem, Vivs. Nie chcę cię już nigdy cię tracić. - szeptał, a jego gorący oddech oplatał jej szyję, gdy pełne miłości usta muskały lekko skórę. Był delikatny, być może z powodu osłabienia, ale stanowiło to przyjemną odmianę od zwykle pożądliwego i nieco brutalnego w tych kwestiach rudzielca.
- Będziesz ze mną? - odsunął od niej swoją twarz i spojrzał jej w oczy. Dłoń z pleców znalazła drogę do jej podbródka i ujęła go dwoma palcami, nakierowując buzię Darkówny dokładnie naprzeciw Remiego.
- Już na zawsze... - druga ręka przesunęła się z uda na pas Natalie, osiadając pod bluzką na talii dziewczyny. Ich usta prawie się stykały, ale jednak nie łączyły jeszcze w pocałunku. Miodowe, błyszczące w półmroku ślepia wpatrywały się w dziewczynę wyczekująco. Jakby odpowiedź na to jedno pytanie miała zadecydować o wszystkim co się zaraz mogło zdarzyć.
- Jesteś taka miękka i ciepła... - mruczał wdychając jej fiołkowy zapach, ciesząc zmysły jej bliskością.
- Tak za tobą tęskniłem, Vivs. Nie chcę cię już nigdy cię tracić. - szeptał, a jego gorący oddech oplatał jej szyję, gdy pełne miłości usta muskały lekko skórę. Był delikatny, być może z powodu osłabienia, ale stanowiło to przyjemną odmianę od zwykle pożądliwego i nieco brutalnego w tych kwestiach rudzielca.
- Będziesz ze mną? - odsunął od niej swoją twarz i spojrzał jej w oczy. Dłoń z pleców znalazła drogę do jej podbródka i ujęła go dwoma palcami, nakierowując buzię Darkówny dokładnie naprzeciw Remiego.
- Już na zawsze... - druga ręka przesunęła się z uda na pas Natalie, osiadając pod bluzką na talii dziewczyny. Ich usta prawie się stykały, ale jednak nie łączyły jeszcze w pocałunku. Miodowe, błyszczące w półmroku ślepia wpatrywały się w dziewczynę wyczekująco. Jakby odpowiedź na to jedno pytanie miała zadecydować o wszystkim co się zaraz mogło zdarzyć.
Ehh. Aż chciałoby się zupełnie odpłynąć i o niczym nie myśleć, ale w mózgu dziewczyny zachowały się te resztki zdrowego rozsądku, klnące na wszystkie strony, na Remiego, na nią, całą tą sytuację i miejsce, w którym się znajdowali. Musiała się w najbliższym czasie ogarnąć i przypomnieć temu idiocie, że ma leżeć i odpoczywać zamiast odstawiać tu takie rzeczy.
Cholerny Francuz.
Po jej plecach przeszedł charakterystyczny dreszcz.
Cóż, stereotypy dawały o sobie czasem znać. Tak jak Natalie była chłodnym i sprytnym realistą z zamiłowaniem do herbaty, tak Remi... no właśnie. Nawet dziewczynie uznającej się za aseksualną potrafiły przy nim momentami mięknąć kolana.
Otworzyła na powrót oczy, gdy zadał jej pytanie, na które musiała udzielić dość istotnej odpowiedzi. Nadal była sceptycznie do tego wszystkiego nastawiona, bo tak podpowiadało jej doświadczenie, ale jednocześnie nie chciała by jej opory zniechęciły go przed doprowadzeniem się do porządku.
- Możemy spróbować. - Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. Ta odpowiedź była jej zdaniem nie najgorszym kompromisem w tej kwestii. Właściwie, jej też go brakowało. Jego szaleństwo choć momentami wykańczające, stanowiło genialną odmianę dla ładu i porządku jaki na co dzień panował w jej życiu. Niby ostatnio się to zmieniło, ale to również było skutkiem pojawienia się go w jej życiu.
Cholerny Francuz.
Po jej plecach przeszedł charakterystyczny dreszcz.
Cóż, stereotypy dawały o sobie czasem znać. Tak jak Natalie była chłodnym i sprytnym realistą z zamiłowaniem do herbaty, tak Remi... no właśnie. Nawet dziewczynie uznającej się za aseksualną potrafiły przy nim momentami mięknąć kolana.
Otworzyła na powrót oczy, gdy zadał jej pytanie, na które musiała udzielić dość istotnej odpowiedzi. Nadal była sceptycznie do tego wszystkiego nastawiona, bo tak podpowiadało jej doświadczenie, ale jednocześnie nie chciała by jej opory zniechęciły go przed doprowadzeniem się do porządku.
- Możemy spróbować. - Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust. Ta odpowiedź była jej zdaniem nie najgorszym kompromisem w tej kwestii. Właściwie, jej też go brakowało. Jego szaleństwo choć momentami wykańczające, stanowiło genialną odmianę dla ładu i porządku jaki na co dzień panował w jej życiu. Niby ostatnio się to zmieniło, ale to również było skutkiem pojawienia się go w jej życiu.
"Możemy spróbować" spokojnie mu wystarczało. I tak nie oczekiwał po Brytyjce entuzjastycznego rzutu na szyję i głośnego "tak~". Z szerokim, łobuzerskim uśmiechem wpił się w jej usta, a już i tak wsuniętą pod koszulkę dłoń przesunął na pierś dziewczyny. I pomyśleć, że dopiero co chciał się zabić...
- Powiedz, że mnie kochasz~
- ...przepraszam, ale pora odwiedzin się już skończyła. - zabrzmiał cichy głos młodej, całkiem zgrabnej blondyneczki w stroju pielęgniarki. Praktykantka wsunęła się do pokoju cichutko jak mysz i zapaliła światło, czego zresztą bardzo szybko pożałowała.
- O-och... p-przepraszam najmocniej! Ale... ale on dopiero co miał operację... Tak nie wolno...!
Rem obejrzał się na intruza w postaci plączącej się, zburaczałej studentki i tylko mocniej wtulił się w Natalie, jakby bojąc się, że mu ją siłą odbiorą. Może i był osłabiony, ale bez co najmniej szamotaniny nie zamierzał puszczać ukochanej, której posłał najsłodsze, zasmucone spojrzenie zbitego psiaka na jakie było go stać.
- Nie idź... - mruknął do niej błagalnie. Wyglądał jakby miał zdechnąć z tęsknoty nawet, jeśli Darkówna się choćby odsunie, o powrocie do domu nie wspominając.
- Powiedz, że mnie kochasz~
- ...przepraszam, ale pora odwiedzin się już skończyła. - zabrzmiał cichy głos młodej, całkiem zgrabnej blondyneczki w stroju pielęgniarki. Praktykantka wsunęła się do pokoju cichutko jak mysz i zapaliła światło, czego zresztą bardzo szybko pożałowała.
- O-och... p-przepraszam najmocniej! Ale... ale on dopiero co miał operację... Tak nie wolno...!
Rem obejrzał się na intruza w postaci plączącej się, zburaczałej studentki i tylko mocniej wtulił się w Natalie, jakby bojąc się, że mu ją siłą odbiorą. Może i był osłabiony, ale bez co najmniej szamotaniny nie zamierzał puszczać ukochanej, której posłał najsłodsze, zasmucone spojrzenie zbitego psiaka na jakie było go stać.
- Nie idź... - mruknął do niej błagalnie. Wyglądał jakby miał zdechnąć z tęsknoty nawet, jeśli Darkówna się choćby odsunie, o powrocie do domu nie wspominając.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach