▲▼
W karetce lekarze zajęli się nim jak trzeba, a kiedy tylko znaleźli się w szpitalu, od razu wylądował na stole, aby zszyć mu ranę na szyi, która nie była na tyle głęboka, jakby mogło to się wydawać. Mimo wszystko była śmiertelna. Po długich zmaganiach lekarzy, chłopak wyszedł z tego cało, czy tego chciał czy nie - będzie żyć. W międzyczasie zadzwonili do jego najbliższej rodziny, gdyż prawnie nadal nie był pełnoletni (nie pamiętam jak to jest w Kanadzie, dlatego jak zrobiłem gafę, to możesz olać ten fragment i sam zdecydować, czy lekarze zadzwonili czy też nie). Mimo wszystko konsekwencje swojego czynu będzie musiał ponieść. Rozmowa z psychiatrą/psychologiem z pewnością nie będzie należała do najprzyjemniejszych.
Po paru godzinach spędzonych w szpitalu, chłopak mógł powoli budzić się, odzyskując tym samym świadomość, dostrzegając gdzie jest i że jednak przeżył. Lekarze na początku skakali wokół niego, informując go o różnych rzeczach, tak samo jak karcąc go za haniebne zachowanie. A kiedy czuł się na siłach, pozwolili tym najbliższym, aby mogli go odwiedzić.
W tym miejscu moja ingerencja się kończy. Niemniej nie możesz wyjść stąd tak od razu. Myślę, że po ośmiu postach będziesz mógł opuścić szpital, w ostatnim oczywiście opisując, że jednak parę dni od tego zdarzenia trochę minęło, jak nie więcej. Dodatkowo przez trzy fabuły będziesz musiał opisywać skutek głupoty Twojej postaci - w końcu rana musi się wygoić i takie tam pierdoły z tym związane.
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Typowe miejsce, gdzie przywozi się pacjentów. Jak w każdych salach, a przynajmniej większości, dominuje tutaj biel, pomieszana z jasnym błękitem. Również towarzyszy ku temu charakterystyczny zapach, aby bardziej umocnić w przekonaniu, że jest się w szpitalu. Obowiązuje tu cisza, a hałaśliwych gości bez mrugnięcia okiem wyprasza się z sali.
Ingerencja Mistrza Gry
Dużo osób powiedziałoby, że chłopak miał niesamowite szczęście.
W ostatnią porę zjawiło się pogotowie, by móc zająć się dzieciakiem, zaś kobieta, która bez chwili wahania pomogła Remi'emu, należał się medal. Mało kto byłby skłonny do takiego poświęcenia - ludzie potrafią myśleć tylko o sobie. Dowodem było na to zachowanie chłopaka, bo gdyby myślał o innych, nie zrobiłby próby samobójczej.W karetce lekarze zajęli się nim jak trzeba, a kiedy tylko znaleźli się w szpitalu, od razu wylądował na stole, aby zszyć mu ranę na szyi, która nie była na tyle głęboka, jakby mogło to się wydawać. Mimo wszystko była śmiertelna. Po długich zmaganiach lekarzy, chłopak wyszedł z tego cało, czy tego chciał czy nie - będzie żyć. W międzyczasie zadzwonili do jego najbliższej rodziny, gdyż prawnie nadal nie był pełnoletni (nie pamiętam jak to jest w Kanadzie, dlatego jak zrobiłem gafę, to możesz olać ten fragment i sam zdecydować, czy lekarze zadzwonili czy też nie). Mimo wszystko konsekwencje swojego czynu będzie musiał ponieść. Rozmowa z psychiatrą/psychologiem z pewnością nie będzie należała do najprzyjemniejszych.
Po paru godzinach spędzonych w szpitalu, chłopak mógł powoli budzić się, odzyskując tym samym świadomość, dostrzegając gdzie jest i że jednak przeżył. Lekarze na początku skakali wokół niego, informując go o różnych rzeczach, tak samo jak karcąc go za haniebne zachowanie. A kiedy czuł się na siłach, pozwolili tym najbliższym, aby mogli go odwiedzić.
W tym miejscu moja ingerencja się kończy. Niemniej nie możesz wyjść stąd tak od razu. Myślę, że po ośmiu postach będziesz mógł opuścić szpital, w ostatnim oczywiście opisując, że jednak parę dni od tego zdarzenia trochę minęło, jak nie więcej. Dodatkowo przez trzy fabuły będziesz musiał opisywać skutek głupoty Twojej postaci - w końcu rana musi się wygoić i takie tam pierdoły z tym związane.
Kurwa. Najchętniej powiedziałabym teraz, że tego debila zabiję, ale to byłoby tutaj trochę nie na miejscu.
Skrzywiła się wkurzona i podciągnęła kolano pod brodę. Niby nie powinna trzymać brudnej podeszwy trampka na szpitalnym krzesełku, ale miała to teraz głęboko w d... gdzieś. Z resztą, siedziała tu już od dłuższego czasu, więc tym bardziej nie chciało jej się udawać damy. Poza tym, nie była już na terenie szkoły, więc wcale nie musiała być taka idealna. Jasne, miała godnie reprezentować szkołę, ale nie popadajmy w skrajności.
Ugh. Dlaczego on...? Ale czemu nie...? Przecież... Ehh. To i tak nie ma sensu. Ten facet nie zachowuje się racjonalnie. Próbowałam go zrozumieć już od jakiegoś czasu i nic z tego nie wyszło, więc dlaczego miałoby teraz. Przymknęła na moment powieki, ale to i tak niewiele dało. Irytujące szpitalne światło i tak raziło ją w oczy. Co z tego, że w sali numer 8 lampy były zgaszone, jeśli to z korytarza nadal tu wpadało.
Cholerne szyby. Sali nie da się nawet sensownie zamknąć, bo musi być cały czas widoczna. Ja rozumiem, dlaczego tak jest i to aprobuję, ale w tej chwili... Ehh. Z resztą, nie ważne.
Zakryła twarz dłonią. Mózg usilnie podsuwał jej coraz to nowe błahe problemy do analizowania, byleby odciągnąć jej myśli od tego, z czym musiała się teraz zmierzyć.
Gdybym wiedziała... Nie, nie mogłam wiedzieć. Tego nie dało się przewidzieć. Nie dawał żadnych sensownych znaków. Jasne, pokłóciliśmy się, ale bez przesady. Nie odzywał się przez resztę wakacji i nagle go jakoś wzięło na udawanie, że nic się nie stało i wcale się ode mnie nie odciął. A później ta poważna, urwana w połowie gadka. Jasne, dziwnie to brzmiało nawet, jak na niego, ale nie dało się przewidzieć, że posunie się do czegoś takiego.
Zacisnęła zęby, wspominając wydarzenia z ostatnich godzin.
Baka.
W przeciwieństwie do rudzielca nie miała tendencji do uciekania od problemów, tylko starała się z nimi zmierzyć. Właśnie dlatego siedziała właśnie tutaj, zamiast oblewać ze znajomymi koniec wakacji. Jasne, kiepski powód żeby świętować, ale zawsze jakiś. Warto było ten ostatni raz zaszaleć zanim nie wrócą znowu do szkolnych ławek.
Nie, zamiast odcinać się od problemów i uciekać w alkohol i dragi, wybrała siedzenie przy szpitalnym łóżku i zadręczanie się myślami. Chociaż o tyle dobrze, że miała tak racjonalne podejście i skutecznie broniła się przed obwinianiem samej siebie.
Zrobiłam, co mogłam. Nie wiedziałam. Nie mogłam wiedzieć. Nie byłam w stanie tego przewidzieć. Gdybym wiedziała, to pewnie by się nie stało, ale nie miałam szans tego przewidzieć. Czyja to w takim razie wina? Jego? Pewnie po części. Gdyby potrafił normalnie mówić o tym, co go trapi, to by do tego nie doszło. To nie kwestia tego, że nikt by go nie wysłuchał. Nie. Ja zawsze byłam na to gotowa i musiał o tym wiedzieć. To on nie chciał. Nigdy nie chciał pomocy i wolał wmawiać sobie, że jest sam. To właśnie dlatego.
Spojrzała na zegarek. Było już naprawdę późno, ale nie martwiła się powrotem do internatu. Mama załatwiła jej na dzisiaj alibi. Właściwie, to cud, że sama tu z nią nie siedziała i nie panikowała jeszcze bardziej niż Natalie, gdy się dowiedziała. Właściwie, gdy kobieta się o tym dowiedziała, to naprawdę zaczęła panikować i Violet musiał wesprzeć James, bo jej matki nie dało się uspokoić. Remi pewnie nie był tego świadom, ale był dla Francuzki niczym przybrane dziecko. Co z tego, że był u nich kilka tygodni i uciekł bez pożegnania. Ta kobieta żyła przecież we własnym świecie i zawsze wiedziała swoje.
Jego pieprzona matka też jest temu winna. Kurwa. Gdyby lepiej traktowała swojego syna i próbowała z nim rozmawiać oraz go zrozumieć, to jej "wychowanie" dawałoby znacznie lepsze rezultaty, a tak? Zrobiła mu z życia piekło. Pieprzona jędza.
Długie paznokcie zacisnęły się na krawędzi krzesła, pozostawiając na nim mało widoczne ślady.
W takich momentach żałuję, że życie w społeczeństwie narzuca nam takie, a nie inne zasady.
Wbiła wzrok w pościel, wyobrażając sobie, jak pani Thibault stopniowo zamienia się w krwawą paćkę. O, jakąż wielką przyjemność dziewczynie sprawiłaby możliwość wyżycia się na niej i zakatowania jej na śmierć. Nawet konieczność wyrzucenia po tym wszystkim skąpanych we krwi ubrań nie była w stanie popsuć piękna tej sceny.
Jasne. Wiedziała, że kobieta byłaby tu zwykłym kozłem ofiarnym, który oberwałby nie tylko za swoje przewinienia, ale dał się również dziewczynie wyżyć z powodu innych męczących ją spraw, ale miała to gdzieś. Grunt, że te jakże realistyczne obrazy pozwalały poczuć jej choć tę odrobinę ulgi.
Skrzywiła się wkurzona i podciągnęła kolano pod brodę. Niby nie powinna trzymać brudnej podeszwy trampka na szpitalnym krzesełku, ale miała to teraz głęboko w d... gdzieś. Z resztą, siedziała tu już od dłuższego czasu, więc tym bardziej nie chciało jej się udawać damy. Poza tym, nie była już na terenie szkoły, więc wcale nie musiała być taka idealna. Jasne, miała godnie reprezentować szkołę, ale nie popadajmy w skrajności.
Ugh. Dlaczego on...? Ale czemu nie...? Przecież... Ehh. To i tak nie ma sensu. Ten facet nie zachowuje się racjonalnie. Próbowałam go zrozumieć już od jakiegoś czasu i nic z tego nie wyszło, więc dlaczego miałoby teraz. Przymknęła na moment powieki, ale to i tak niewiele dało. Irytujące szpitalne światło i tak raziło ją w oczy. Co z tego, że w sali numer 8 lampy były zgaszone, jeśli to z korytarza nadal tu wpadało.
Cholerne szyby. Sali nie da się nawet sensownie zamknąć, bo musi być cały czas widoczna. Ja rozumiem, dlaczego tak jest i to aprobuję, ale w tej chwili... Ehh. Z resztą, nie ważne.
Zakryła twarz dłonią. Mózg usilnie podsuwał jej coraz to nowe błahe problemy do analizowania, byleby odciągnąć jej myśli od tego, z czym musiała się teraz zmierzyć.
Gdybym wiedziała... Nie, nie mogłam wiedzieć. Tego nie dało się przewidzieć. Nie dawał żadnych sensownych znaków. Jasne, pokłóciliśmy się, ale bez przesady. Nie odzywał się przez resztę wakacji i nagle go jakoś wzięło na udawanie, że nic się nie stało i wcale się ode mnie nie odciął. A później ta poważna, urwana w połowie gadka. Jasne, dziwnie to brzmiało nawet, jak na niego, ale nie dało się przewidzieć, że posunie się do czegoś takiego.
Zacisnęła zęby, wspominając wydarzenia z ostatnich godzin.
Baka.
W przeciwieństwie do rudzielca nie miała tendencji do uciekania od problemów, tylko starała się z nimi zmierzyć. Właśnie dlatego siedziała właśnie tutaj, zamiast oblewać ze znajomymi koniec wakacji. Jasne, kiepski powód żeby świętować, ale zawsze jakiś. Warto było ten ostatni raz zaszaleć zanim nie wrócą znowu do szkolnych ławek.
Nie, zamiast odcinać się od problemów i uciekać w alkohol i dragi, wybrała siedzenie przy szpitalnym łóżku i zadręczanie się myślami. Chociaż o tyle dobrze, że miała tak racjonalne podejście i skutecznie broniła się przed obwinianiem samej siebie.
Zrobiłam, co mogłam. Nie wiedziałam. Nie mogłam wiedzieć. Nie byłam w stanie tego przewidzieć. Gdybym wiedziała, to pewnie by się nie stało, ale nie miałam szans tego przewidzieć. Czyja to w takim razie wina? Jego? Pewnie po części. Gdyby potrafił normalnie mówić o tym, co go trapi, to by do tego nie doszło. To nie kwestia tego, że nikt by go nie wysłuchał. Nie. Ja zawsze byłam na to gotowa i musiał o tym wiedzieć. To on nie chciał. Nigdy nie chciał pomocy i wolał wmawiać sobie, że jest sam. To właśnie dlatego.
Spojrzała na zegarek. Było już naprawdę późno, ale nie martwiła się powrotem do internatu. Mama załatwiła jej na dzisiaj alibi. Właściwie, to cud, że sama tu z nią nie siedziała i nie panikowała jeszcze bardziej niż Natalie, gdy się dowiedziała. Właściwie, gdy kobieta się o tym dowiedziała, to naprawdę zaczęła panikować i Violet musiał wesprzeć James, bo jej matki nie dało się uspokoić. Remi pewnie nie był tego świadom, ale był dla Francuzki niczym przybrane dziecko. Co z tego, że był u nich kilka tygodni i uciekł bez pożegnania. Ta kobieta żyła przecież we własnym świecie i zawsze wiedziała swoje.
Jego pieprzona matka też jest temu winna. Kurwa. Gdyby lepiej traktowała swojego syna i próbowała z nim rozmawiać oraz go zrozumieć, to jej "wychowanie" dawałoby znacznie lepsze rezultaty, a tak? Zrobiła mu z życia piekło. Pieprzona jędza.
Długie paznokcie zacisnęły się na krawędzi krzesła, pozostawiając na nim mało widoczne ślady.
W takich momentach żałuję, że życie w społeczeństwie narzuca nam takie, a nie inne zasady.
Wbiła wzrok w pościel, wyobrażając sobie, jak pani Thibault stopniowo zamienia się w krwawą paćkę. O, jakąż wielką przyjemność dziewczynie sprawiłaby możliwość wyżycia się na niej i zakatowania jej na śmierć. Nawet konieczność wyrzucenia po tym wszystkim skąpanych we krwi ubrań nie była w stanie popsuć piękna tej sceny.
Jasne. Wiedziała, że kobieta byłaby tu zwykłym kozłem ofiarnym, który oberwałby nie tylko za swoje przewinienia, ale dał się również dziewczynie wyżyć z powodu innych męczących ją spraw, ale miała to gdzieś. Grunt, że te jakże realistyczne obrazy pozwalały poczuć jej choć tę odrobinę ulgi.
Czy tak miał wyglądać koniec? Niekończąca się ciemność bez snów i przebijający się przez nią ból... Ale nie narzekał, w końcu wreszcie na dobre udało mu się uciec od problemów w jakie wiecznie wpadał. Już nigdy nikomu miał nie wejść w drogę. Tylko dlaczego mimo to wcale nie czuł się lepiej?
Chyba wierzył, że dopuszczając się samobójstwa wreszcie uda mu się zaznać spokoju. Tymczasem nie tylko nie mógł uspokoić myśli, lecz także miał wrażenie jakby jego duszę przyszpiliło do niewidzialnego podłoża. I takim sposobem zamiast wreszcie zaznać wolności, miał wrażenie ubezwłasnowolnienia. Czy to możliwe, że po śmierci człowiek pozostaje dalej w swym martwym ciele? Skąd mógł mieć pewność, jeśli już nic nie mógł zobaczyć?
Nawet Vivs byłaby w kropce, bo nikt nie napisał o tym legitnej książki.
Uśmiechnął się krótko na tę myśl. Szybko jednak poczuł wyrzuty sumienia - kolejną rzecz jakiej nie spodziewał się w zaświatach. Wystarczyło by wspomniał o Niej...
Będzie jej lepiej beze mnie. Wszystkim będzie lepiej...
Zacisnął mocniej oczy, czując jak pieką go od gromadzących się pod powiekami łez.
Jak dobrze, że trupy nie płaczą...
Ledwo przeszło mu to przez myśl, gdy poczuł zimną kroplę na policzku. Zaskoczony otworzył ślepia, z niedowierzaniem rejestrując jak ciemność, która dotąd mu towarzyszyła zaczęła rozjaśniać się, aż wreszcie mógł dostrzec kontury otoczenia.
Nie...
Jego ręka machinalnie uniosła się do twarzy, lecz nie dotarła do niej, w połowie zatrzymana przez coś nieprzyjemnie doń przyczepionego.
Nie no...
Remi spojrzał na wystający z żyły wenflon. Potem w dół na swoje ubranie, które okazało się jakąś szpitalną szmatą, aż następnie objął wzrokiem otoczenie, zatrzymując się dopiero na o wiele za dobrze znanej mu twarzy. Z trudem przełknął ślinę, rejestrując niemożliwy do niezauważenia ból w gardle. Jasne oczy szybko uciekły jak najdalej od Natalie, gdy rudzielec bez słowa odwrócił twarz w przeciwną stronę.
Znowu zjebał. Wychodzi na to, że nawet zabić się nie potrafi! A, co najgorsze, ona znowu siedziała przy nim i czekała aż się obudzi. To już była jakaś chora tradycja, której nijak nie był godzien.
Chyba wierzył, że dopuszczając się samobójstwa wreszcie uda mu się zaznać spokoju. Tymczasem nie tylko nie mógł uspokoić myśli, lecz także miał wrażenie jakby jego duszę przyszpiliło do niewidzialnego podłoża. I takim sposobem zamiast wreszcie zaznać wolności, miał wrażenie ubezwłasnowolnienia. Czy to możliwe, że po śmierci człowiek pozostaje dalej w swym martwym ciele? Skąd mógł mieć pewność, jeśli już nic nie mógł zobaczyć?
Nawet Vivs byłaby w kropce, bo nikt nie napisał o tym legitnej książki.
Uśmiechnął się krótko na tę myśl. Szybko jednak poczuł wyrzuty sumienia - kolejną rzecz jakiej nie spodziewał się w zaświatach. Wystarczyło by wspomniał o Niej...
Będzie jej lepiej beze mnie. Wszystkim będzie lepiej...
Zacisnął mocniej oczy, czując jak pieką go od gromadzących się pod powiekami łez.
Jak dobrze, że trupy nie płaczą...
Ledwo przeszło mu to przez myśl, gdy poczuł zimną kroplę na policzku. Zaskoczony otworzył ślepia, z niedowierzaniem rejestrując jak ciemność, która dotąd mu towarzyszyła zaczęła rozjaśniać się, aż wreszcie mógł dostrzec kontury otoczenia.
Nie...
Jego ręka machinalnie uniosła się do twarzy, lecz nie dotarła do niej, w połowie zatrzymana przez coś nieprzyjemnie doń przyczepionego.
Nie no...
Remi spojrzał na wystający z żyły wenflon. Potem w dół na swoje ubranie, które okazało się jakąś szpitalną szmatą, aż następnie objął wzrokiem otoczenie, zatrzymując się dopiero na o wiele za dobrze znanej mu twarzy. Z trudem przełknął ślinę, rejestrując niemożliwy do niezauważenia ból w gardle. Jasne oczy szybko uciekły jak najdalej od Natalie, gdy rudzielec bez słowa odwrócił twarz w przeciwną stronę.
Znowu zjebał. Wychodzi na to, że nawet zabić się nie potrafi! A, co najgorsze, ona znowu siedziała przy nim i czekała aż się obudzi. To już była jakaś chora tradycja, której nijak nie był godzien.
Biła się z myślami, wpatrzona w biały materiał i pewnie siedziałaby tak jeszcze długo, gdyby nie dźwięk poruszającej się pościeli. Podniosła oczy tylko po to, żeby zobaczyć odwróconą głowę Francuza. Jego twarzy nie widziała, ale i tak była pewna, że się obudził. Siedziała tak w zamyśleniu jeszcze przez chwilę, ale w końcu wyprostowała się i westchnęła.
- Szczerze nie mam pojęcia, od czego powinnam teraz zacząć. Opieprzanie cię nie ma sensu. Pytanie, co ci do łba strzeliło byłoby idiotyczne. Łganie, że świat jest piękny i nikt nie ma prawa go opuszczać przed czasem jest po prostu żałosne. Wypominanie ci, co czują przez ciebie inni też jest tu cholernie głupie. - Głos miała w tym momencie dziwnie zachrypnięty.
Pokręciła z rezygnacją głową i odepchnęła się nogą, żeby podjechać krzesłem do łóżka, bliżej jego twarzy. Nawet nie myślała o tym by zmuszać go do oglądania jej twarzy. Skoro nie chciał, to już jego sprawa. Jej to wcale takie potrzebne nie było. Ponownie westchnęła, trochę się uspokajając.
- Nie mam pojęcia, co teraz powiedzieć, bo w głowie mam tylko te jeb... durne oklepane teksty, które nie pomagają, a jedynie pogarszają sprawę. - Oparła się łokciami na kolanach i pozwoliła dłoniom swobodnie wisieć, a swój wzrok ponownie wbiła w ziemię.
- Nie, nie ma dobrych słów na powitanie osoby, która próbowała się zabić. - Po tych słowach zapadła nienaturalna wręcz cisza.
- Szczerze nie mam pojęcia, od czego powinnam teraz zacząć. Opieprzanie cię nie ma sensu. Pytanie, co ci do łba strzeliło byłoby idiotyczne. Łganie, że świat jest piękny i nikt nie ma prawa go opuszczać przed czasem jest po prostu żałosne. Wypominanie ci, co czują przez ciebie inni też jest tu cholernie głupie. - Głos miała w tym momencie dziwnie zachrypnięty.
Pokręciła z rezygnacją głową i odepchnęła się nogą, żeby podjechać krzesłem do łóżka, bliżej jego twarzy. Nawet nie myślała o tym by zmuszać go do oglądania jej twarzy. Skoro nie chciał, to już jego sprawa. Jej to wcale takie potrzebne nie było. Ponownie westchnęła, trochę się uspokajając.
- Nie mam pojęcia, co teraz powiedzieć, bo w głowie mam tylko te jeb... durne oklepane teksty, które nie pomagają, a jedynie pogarszają sprawę. - Oparła się łokciami na kolanach i pozwoliła dłoniom swobodnie wisieć, a swój wzrok ponownie wbiła w ziemię.
- Nie, nie ma dobrych słów na powitanie osoby, która próbowała się zabić. - Po tych słowach zapadła nienaturalna wręcz cisza.
Chyba trochę miał nadzieję, że to tylko zły sen, że jej tu jednak nie ma i nie będzie musiał czuć się jak najgorsze gówno, gdy dziewczyna zauważy jego pobudkę. Niestety, ona nie tylko faktycznie siedziała obok, ale jeszcze pierwsza zabrała głos. Słuchanie tego co mówiła było ciężkie, ale jeszcze trudniejsza okazała się ta okropna cisza jaka nastała po jej zamilknięciu.
"Przepraszam" nie chciało mu przejść przez gardło. Niby jedno proste słowo, do tego tak cholernie na miejscu, a jednak nie potrafił się do niego zmusić. Do tłumaczeń czy prób nawiązania tematu także. Nawet nie chciał i być może w tym tkwił właśnie problem. Jakby nie wystarczyło, że znowu okazał się dla niej tylko problemem,to jeszcze wciąż miał przed oczami jej oziębłość sprzed... paru godzin? parunastu? Nie był nawet pewien ile minęło czasu.
- Wiesz co robi samobójca w łazience? - mruknął nagle i odwrócił się w stronę Darkówny.
- Próbuje się załatwić. - dokończył ten wątpliwej jakości żart i uśmiechnął lekko, trochę niepewnie. Ze wszystkich osób na świecie chyba tylko on był w stanie rzucać sucharami na powitanie po tym jak próbował poderżnąć sobie gardło. Czarne szwy łatające skórę w tym trudnym do ukrycia miejscu nie dawały ani na moment zapomnieć z kim miało się w tej chwili do czynienia.
"Przepraszam" nie chciało mu przejść przez gardło. Niby jedno proste słowo, do tego tak cholernie na miejscu, a jednak nie potrafił się do niego zmusić. Do tłumaczeń czy prób nawiązania tematu także. Nawet nie chciał i być może w tym tkwił właśnie problem. Jakby nie wystarczyło, że znowu okazał się dla niej tylko problemem,to jeszcze wciąż miał przed oczami jej oziębłość sprzed... paru godzin? parunastu? Nie był nawet pewien ile minęło czasu.
- Wiesz co robi samobójca w łazience? - mruknął nagle i odwrócił się w stronę Darkówny.
- Próbuje się załatwić. - dokończył ten wątpliwej jakości żart i uśmiechnął lekko, trochę niepewnie. Ze wszystkich osób na świecie chyba tylko on był w stanie rzucać sucharami na powitanie po tym jak próbował poderżnąć sobie gardło. Czarne szwy łatające skórę w tym trudnym do ukrycia miejscu nie dawały ani na moment zapomnieć z kim miało się w tej chwili do czynienia.
Kiedy tu tak siedziała, zdążyła już jakoś określić kłębiące się w niej uczucia. Co ciekawe, to zawsze człowiekowi pomagało. Zwykłe głupie przyznanie się przed sobą, że jest się wściekłym albo się boi mogło poprawić sytuację, bo zwracało uwagę człowieka na przeanalizowanie i obserwowanie swojego stanu zamiast na dłuższym przeżywaniu tego i dalszym rozkręcaniu tego.
Jak więc czuła się Natalie? Przede wszystkim wkurzona, ale odczuwała również ulgę, że zdołali go odratować. Początkowo była wstrząśnięta i bała się o jego stan, ale z czasem to przygasło, więc to można było wykreślić z listy. Nadal była jednak pełna obaw, jednak tym razem o jego przyszłość. Próbował sobie coś zrobić i to, jak to zrobił nie wyglądało, jakby to miała być próba samobójcza mająca na celu zwrócenie na siebie uwagi. To również nie byłoby w jego stylu, co czyniło sytuację jeszcze bardziej niepokojącą.
Spróbował raz, może spróbować i drugi. Tyle że przy drugim mogą nie zdołać go uratować/
Dalej było jeszcze zmęczenie, skutecznie odsuwane od siebie poczucie winy i ciekawość. Innymi słowy, jedna wielka mieszanina emocji, którą ciężko było określić. Na szczęście, dziewczynie udało się to wstępnie opanować, więc nie siedziała tu jak na szpilkach. Warto tu jednak wspomnieć, że gdy wchodziła do szpitala nie było wcale tak pięknie i warczała wtedy po wszystkich, którzy się nawinęli, a tylko dzięki jej szczątkowym zasobom opanowania udało jej się nie robić tutaj scen. Miała zdecydowanie zbyt wielką ochotę wyżyć się na otoczeniu. Na szczęście, dzięki swoim rozmyślaniom, doszła jakoś do siebie.
Jej powaga i bezpośredniość musiały nie pasować rudzielcowi. To była zasadnicza różnica w ich rozumowaniu i ciężko było ją przeskoczyć. W momencie, kiedy ona była przybita i miała ochotę urządzić mu takie kazanie, że do rana by się nie skończyło, on postanowił zacząć z innej beczki. To było tak niespodziewanie i tak głupie, że momentalnie wyrwało dziewczynę z tego ponurego zamyślenia i sprawiło, że wolała się zwyczajnie załamać poziomem jego żartów.
Najpierw strzeliła klasyczny facepalm, nie odrywając ręki od uda, a po chwili zaczęła się z tego śmiać. Najpierw bezgłośnie, a później coraz głośniej. To było idiotyczne, że śmiała się w tym momencie, ale równie idiotyczne było to, że on coś takiego powiedział. Trzęsła się tak przez dłuższą chwilę, a gdy wreszcie się uspokoiła, podniosła na niego głowę, mając na twarzy nadal wymalowaną mieszankę załamania i rozbawienia.
- Dziwny z ciebie facet, wiesz? Dziwny, szalony i nieprzewidywalny. - Zaśmiała się krótko i bezgłośnie.
Jak więc czuła się Natalie? Przede wszystkim wkurzona, ale odczuwała również ulgę, że zdołali go odratować. Początkowo była wstrząśnięta i bała się o jego stan, ale z czasem to przygasło, więc to można było wykreślić z listy. Nadal była jednak pełna obaw, jednak tym razem o jego przyszłość. Próbował sobie coś zrobić i to, jak to zrobił nie wyglądało, jakby to miała być próba samobójcza mająca na celu zwrócenie na siebie uwagi. To również nie byłoby w jego stylu, co czyniło sytuację jeszcze bardziej niepokojącą.
Spróbował raz, może spróbować i drugi. Tyle że przy drugim mogą nie zdołać go uratować/
Dalej było jeszcze zmęczenie, skutecznie odsuwane od siebie poczucie winy i ciekawość. Innymi słowy, jedna wielka mieszanina emocji, którą ciężko było określić. Na szczęście, dziewczynie udało się to wstępnie opanować, więc nie siedziała tu jak na szpilkach. Warto tu jednak wspomnieć, że gdy wchodziła do szpitala nie było wcale tak pięknie i warczała wtedy po wszystkich, którzy się nawinęli, a tylko dzięki jej szczątkowym zasobom opanowania udało jej się nie robić tutaj scen. Miała zdecydowanie zbyt wielką ochotę wyżyć się na otoczeniu. Na szczęście, dzięki swoim rozmyślaniom, doszła jakoś do siebie.
Jej powaga i bezpośredniość musiały nie pasować rudzielcowi. To była zasadnicza różnica w ich rozumowaniu i ciężko było ją przeskoczyć. W momencie, kiedy ona była przybita i miała ochotę urządzić mu takie kazanie, że do rana by się nie skończyło, on postanowił zacząć z innej beczki. To było tak niespodziewanie i tak głupie, że momentalnie wyrwało dziewczynę z tego ponurego zamyślenia i sprawiło, że wolała się zwyczajnie załamać poziomem jego żartów.
Najpierw strzeliła klasyczny facepalm, nie odrywając ręki od uda, a po chwili zaczęła się z tego śmiać. Najpierw bezgłośnie, a później coraz głośniej. To było idiotyczne, że śmiała się w tym momencie, ale równie idiotyczne było to, że on coś takiego powiedział. Trzęsła się tak przez dłuższą chwilę, a gdy wreszcie się uspokoiła, podniosła na niego głowę, mając na twarzy nadal wymalowaną mieszankę załamania i rozbawienia.
- Dziwny z ciebie facet, wiesz? Dziwny, szalony i nieprzewidywalny. - Zaśmiała się krótko i bezgłośnie.
Sam nie wiedział jakiej reakcji po niej oczekiwał.Chyba jakiegoś ponurego spojrzenia, które sprowadziłoby go na ziemię i zmusiło do zmierzenia z kolejną falą wyrzutów sumienia. Kiedy więc Darkówna zaczęła się śmiać, Rem patrzył na nią przez dłuższą chwilę naprawdę szczerze zaskoczony, zanim z ulgą wrócił na twarz uśmiech i w milczeniu obserwował jak Natalie powoli się uspokaja.
- Szalony? - powtórzył za nią z krótkim zamysłem. To określenie jakoś dziwnie źle wróżyło, zwłaszcza po tym co zrobił. Czy niedoszłych samobójców nie zamykali przypadkiem w pokojach bez klamek czy coś? Tak, wiecie,"dla ich własnego dobra"? Już sama wizja wtrącenia do lochu dla wariatów była mocno przytłaczająca, a co dopiero prawdziwy stuff. Dla kogoś tak pragnącego wolności była to prawdziwie koszmarna przyszłość.
Muszę stąd wyjść. TERAZ.
Zerwał się nagle do pozycji siedzącej i bez słowa wyjaśnienia zaczął majstrować przy wenflonie. Paskudztwo nie chciało dać się łatwo zerwać, ale w końcu puściło i rudzielec uwolnił rękę. Zsunąwszy nogi na podłogę, spojrzał na siedzącą tuż obok brunetkę i zawahał się. Skoro jednak i tak uważała go za dziwnego i nieprzewidywalnego to czy mogła obrazić się za kolejną z impulsywnych rzeczy jakie miał w zwyczaju robić?
Sięgnął dłonią jej głowy i wsunął palce w gęstwinę czarnych loków by następnie przysunąć jej twarz do siebie i pocałować Natalie w usta. Szybkie, lekkie muśnięcie warg później stał już na nogach i rozglądał za swoją kurtką. Resztę zabranych rzeczy mógł olać, ale nie tę jedną starą skórę,więc z rosnącym niepokojem szukał jej, wodząc wzrokiem po skrytym w półmroku pokoju.
Nie mówcie mi nawet, że mogli ją wyrzucić...
Podobno w szpitalu pozbywali się zakrwawionych ciuchów czy coś takiego. Tak słyszał i był to jeden z wielu powodów dla których nie cierpiał tych placówek. Jeśli jednak faktycznie jego najdroższa własność skończyła w jakimś kontenerze na skażony ubiór to chyba podpali te budę - tyle było w nim wdzięczności za usilne próby załatania dziury w szyi i tym samym oszczędzenie żałoby tej garstce osób, którym jeszcze na nim jakkolwiek zależało.
- Szalony? - powtórzył za nią z krótkim zamysłem. To określenie jakoś dziwnie źle wróżyło, zwłaszcza po tym co zrobił. Czy niedoszłych samobójców nie zamykali przypadkiem w pokojach bez klamek czy coś? Tak, wiecie,"dla ich własnego dobra"? Już sama wizja wtrącenia do lochu dla wariatów była mocno przytłaczająca, a co dopiero prawdziwy stuff. Dla kogoś tak pragnącego wolności była to prawdziwie koszmarna przyszłość.
Muszę stąd wyjść. TERAZ.
Zerwał się nagle do pozycji siedzącej i bez słowa wyjaśnienia zaczął majstrować przy wenflonie. Paskudztwo nie chciało dać się łatwo zerwać, ale w końcu puściło i rudzielec uwolnił rękę. Zsunąwszy nogi na podłogę, spojrzał na siedzącą tuż obok brunetkę i zawahał się. Skoro jednak i tak uważała go za dziwnego i nieprzewidywalnego to czy mogła obrazić się za kolejną z impulsywnych rzeczy jakie miał w zwyczaju robić?
Sięgnął dłonią jej głowy i wsunął palce w gęstwinę czarnych loków by następnie przysunąć jej twarz do siebie i pocałować Natalie w usta. Szybkie, lekkie muśnięcie warg później stał już na nogach i rozglądał za swoją kurtką. Resztę zabranych rzeczy mógł olać, ale nie tę jedną starą skórę,więc z rosnącym niepokojem szukał jej, wodząc wzrokiem po skrytym w półmroku pokoju.
Nie mówcie mi nawet, że mogli ją wyrzucić...
Podobno w szpitalu pozbywali się zakrwawionych ciuchów czy coś takiego. Tak słyszał i był to jeden z wielu powodów dla których nie cierpiał tych placówek. Jeśli jednak faktycznie jego najdroższa własność skończyła w jakimś kontenerze na skażony ubiór to chyba podpali te budę - tyle było w nim wdzięczności za usilne próby załatania dziury w szyi i tym samym oszczędzenie żałoby tej garstce osób, którym jeszcze na nim jakkolwiek zależało.
Jak zwykle, nie mogła wiedzieć, co tam się dzieje pod jego czaszką, ale kiedy tylko zaczął zbierać się do wstania, jej reakcja była natychmiastowa. Zerwała się z krzesła i przygwoździła jego rękę z wenflonem do łóżka i powstrzymując go przed wyjęciem go.
- Nigdzie nie idziesz - warknęła, trzymając go może odrobinę za mocno. Rudzielec mógł mieć na co dzień przewagę siłową, ale z pewnością nie teraz. Utrata krwi, leki przeciwbólowe i Bóg wie co jeszcze musiały znacznie osłabić Francuza, który dopiero co się przebudził.
- Nie możesz odstawiać takich rzeczy, później znowu udawać, że nic się nie stało i ot tak próbować znowu zwiać. To tak nie działa. - I... znowu się wkurzyła. No ale kto na jej miejscu by tego nie zrobił?
- Remi, choć raz powiedz mi do cholery, co ty właściwie wyprawiasz. - Wbiła w niego stalowe tęczówki nie zamierzając mu tym razem tak łatwo odpuścić. Mogła powstrzymać się od wzywania karetki, gdy połykał trochę cynamonu, ale w tym momencie była gotowa narobić hałasu na cały oddział, byleby ktoś go tu zatrzymał. To też było tu chyba całkiem typowym dla ludzi zachowaniem, prawda?
- Nigdzie nie idziesz - warknęła, trzymając go może odrobinę za mocno. Rudzielec mógł mieć na co dzień przewagę siłową, ale z pewnością nie teraz. Utrata krwi, leki przeciwbólowe i Bóg wie co jeszcze musiały znacznie osłabić Francuza, który dopiero co się przebudził.
- Nie możesz odstawiać takich rzeczy, później znowu udawać, że nic się nie stało i ot tak próbować znowu zwiać. To tak nie działa. - I... znowu się wkurzyła. No ale kto na jej miejscu by tego nie zrobił?
- Remi, choć raz powiedz mi do cholery, co ty właściwie wyprawiasz. - Wbiła w niego stalowe tęczówki nie zamierzając mu tym razem tak łatwo odpuścić. Mogła powstrzymać się od wzywania karetki, gdy połykał trochę cynamonu, ale w tym momencie była gotowa narobić hałasu na cały oddział, byleby ktoś go tu zatrzymał. To też było tu chyba całkiem typowym dla ludzi zachowaniem, prawda?
...ale o co jej chodziło? Nie, tak serio, co jej znowu odwala?
- Ej... - jęknął, gdy rzuciła się na niego jak dzikie zwierzę. W innych okolicznościach nie miałby nic przeciwko by Nat przygważdżała go do łóżka, ale, kurna, nie w szpitalu!
- O co ci chodzi? Przecież nic nie robię... - mruknął z pretensją, gdy brunetka stanowczo za łatwo go obezwładniła. Dopiero próbując się z nią siłować Thibault zrozumiał jak bardzo nie ma na to w tej chwili sił. Cholerna małolata mogła spokojnie utrzymać go w ryzach i nic nie mógł na to poradzić. Żenujące...
- Weź nie przesadzaj. Chciałem się tylko iść załatwić, wiesz,jak w tym dowcipie? - uśmiechnął się z nadzieją, że to kupi, albo przynajmniej nie będzie drążyć tematu i kazać mu się spowiadać. Błagam, jakby w ogóle miał taki zamiar! W końcu pusta gadanina nigdy do niczego dobrego nie doprowadziła, a ostatnia ich rozmowa nawet skończyła się kłótnią. To już lepiej się wcale do siebie nie odzywać!
- Ej... - jęknął, gdy rzuciła się na niego jak dzikie zwierzę. W innych okolicznościach nie miałby nic przeciwko by Nat przygważdżała go do łóżka, ale, kurna, nie w szpitalu!
- O co ci chodzi? Przecież nic nie robię... - mruknął z pretensją, gdy brunetka stanowczo za łatwo go obezwładniła. Dopiero próbując się z nią siłować Thibault zrozumiał jak bardzo nie ma na to w tej chwili sił. Cholerna małolata mogła spokojnie utrzymać go w ryzach i nic nie mógł na to poradzić. Żenujące...
- Weź nie przesadzaj. Chciałem się tylko iść załatwić, wiesz,jak w tym dowcipie? - uśmiechnął się z nadzieją, że to kupi, albo przynajmniej nie będzie drążyć tematu i kazać mu się spowiadać. Błagam, jakby w ogóle miał taki zamiar! W końcu pusta gadanina nigdy do niczego dobrego nie doprowadziła, a ostatnia ich rozmowa nawet skończyła się kłótnią. To już lepiej się wcale do siebie nie odzywać!
W przeciwieństwie do Remiego, Natalie uwzględniała w tym momencie stan, w jakim się znajdował. Nie była lekarzem, ale doskonale wiedziała, ile siły może mieć człowiek, który dopiero co walczył o życie na stole operacyjnym. Nie musiała nawet używać całej swojej siły, żeby utrzymać go na miejscu. Wystarczyło dobrze chwycić. Właśnie dlatego unieruchomiła miejsce, w którym znajdował się drenik. Mógł nie mieć siły, ale to nie powstrzymało go przed szarpaniem, co mogło grozić wyrwaniem sobie tego paskudztwa.
- Rem~ - Spojrzała na niego spod byka. Kolejne durne wymówki. Miała ich już serdecznie dość.
- Przez tę utratę krwi i ilość leków, którymi jesteś naszprycowany możesz nie być w stanie dotrzeć do drzwi. Jak podoba ci się wizja przywalenia głową o posadzkę, co? - Przekrzywiła głowę.
- Nie wiem, jak ty, ale ja nie chciałabym robić wokół siebie jeszcze większego zamieszania i zwracać na siebie dodatkowej uwagi lekarzy i pielęgniarek. - Jak nie prośbą to groźbą. Sam się o to prosił.
Oboje wiemy, jak nie lubisz szpitali. Chyba nie chcesz więc zostawać tu jeszcze dłużej, co? Do tego pod czujnym okiem medyków. Może przynajmniej ta wizja do ciebie dotrze.
Cały czas trwała w tej samej pozycji, stojąc nad jego łóżkiem i trzymając jego rękę, żeby przypadkiem nie spróbował znowu wstać. W sumie, to również przez to, że była teraz zbyt skupiona na nim, żeby przejmować się takimi szczegółami jak pozycja w jakiej się znajduje.
- A o co mi chodzi? Chodzi mi o to, co zrobiłeś w parku. Ludzie nie podrzynają sobie gardła ze zwykłego widzimisię. - Powinna tu skończyć, ale nie była w stanie tego urwać, skoro przypomniała sobie o jakiejś możliwości.
- Chyba, że są naćpani, ale ty nie byłeś. - To zabawne, że to Darkówna z ich dwójki miała znacznie szerszą wiedzę na temat substancji odurzających. Właściwie, może właśnie dlatego ona ich nie brała, a przynajmniej nie tych, które mogły jej wyrządzić krzywdę, czego Remi niestety nie praktykował.
Możliwie, że człowieka potraktowanego skopolaminą da się do czegoś takiego nakłonić, ale nie jestem pewna, czy można to tak łatwo zdobyć w Kanadzie. W Kolumbii z łatwością, ale nie tutaj. I dobrze. Musiałabym chodzić w masce, jak Japończycy.
- Co się z tobą dzieje? - powtórzyła, kładąc nacisk na każde wypowiadane słowo.
- Rem~ - Spojrzała na niego spod byka. Kolejne durne wymówki. Miała ich już serdecznie dość.
- Przez tę utratę krwi i ilość leków, którymi jesteś naszprycowany możesz nie być w stanie dotrzeć do drzwi. Jak podoba ci się wizja przywalenia głową o posadzkę, co? - Przekrzywiła głowę.
- Nie wiem, jak ty, ale ja nie chciałabym robić wokół siebie jeszcze większego zamieszania i zwracać na siebie dodatkowej uwagi lekarzy i pielęgniarek. - Jak nie prośbą to groźbą. Sam się o to prosił.
Oboje wiemy, jak nie lubisz szpitali. Chyba nie chcesz więc zostawać tu jeszcze dłużej, co? Do tego pod czujnym okiem medyków. Może przynajmniej ta wizja do ciebie dotrze.
Cały czas trwała w tej samej pozycji, stojąc nad jego łóżkiem i trzymając jego rękę, żeby przypadkiem nie spróbował znowu wstać. W sumie, to również przez to, że była teraz zbyt skupiona na nim, żeby przejmować się takimi szczegółami jak pozycja w jakiej się znajduje.
- A o co mi chodzi? Chodzi mi o to, co zrobiłeś w parku. Ludzie nie podrzynają sobie gardła ze zwykłego widzimisię. - Powinna tu skończyć, ale nie była w stanie tego urwać, skoro przypomniała sobie o jakiejś możliwości.
- Chyba, że są naćpani, ale ty nie byłeś. - To zabawne, że to Darkówna z ich dwójki miała znacznie szerszą wiedzę na temat substancji odurzających. Właściwie, może właśnie dlatego ona ich nie brała, a przynajmniej nie tych, które mogły jej wyrządzić krzywdę, czego Remi niestety nie praktykował.
Możliwie, że człowieka potraktowanego skopolaminą da się do czegoś takiego nakłonić, ale nie jestem pewna, czy można to tak łatwo zdobyć w Kanadzie. W Kolumbii z łatwością, ale nie tutaj. I dobrze. Musiałabym chodzić w masce, jak Japończycy.
- Co się z tobą dzieje? - powtórzyła, kładąc nacisk na każde wypowiadane słowo.
Ugh,jak to możliwe, że pomimo gniewnego spojrzenia,sposób w jaki wypowiedziała jego imię wydał mu się tak cholernie pociągający? Jakby nie wystarczyło, że nad nim dominuje w tej dziwnej pozycji...
Jak podoba ci się wizja przywalenia głową o posadzkę, co?
- To zależy czy ruszyłabyś mi na ratunek. Wiesz, sztuczne oddychanie itd...
Niedługo nacieszył się tą, jego zdaniem, bardzo pasującą próbą taniego podrywu. Uśmiech szybko mu zrzedł,gdy wyobraził sobie jak proroctwo brunetki się sprawdza i w mgnieniu oka zalewa go fala lekarzy rozstawiająca go po kątach (łóżkach?) i dyktująca co ma robić. To już wolał jak go zostawili samego z nieletnią dominą...
- Oj, tonie tak jak myślisz. - odwrócił wzrok, widocznie nieprzygotowany na to, żeby Darkówna wiedziała aż tyle o całym zajściu w parku.
- To był... wypadek? - jęknął sam nie do końca przekonany czy to w ogóle da się komukolwiek wcisnąć jako czyn niezamierzony. A już szczególnie tak bystrej pannicy jak Nat.
- I nie wiesz czy nie byłem. - dodał,jakby jakimś cudem uznał możliwość jego powrotu do dragów za w jakikolwiek sposób pocieszającą czy tłumaczącą jego zachowanie. Bo hej, to właśnie musiała chcieć usłyszeć Natalie - że dwa tygodnie mordowania się z nim na odwyku mogły pójść na marne!
Jak podoba ci się wizja przywalenia głową o posadzkę, co?
- To zależy czy ruszyłabyś mi na ratunek. Wiesz, sztuczne oddychanie itd...
Niedługo nacieszył się tą, jego zdaniem, bardzo pasującą próbą taniego podrywu. Uśmiech szybko mu zrzedł,gdy wyobraził sobie jak proroctwo brunetki się sprawdza i w mgnieniu oka zalewa go fala lekarzy rozstawiająca go po kątach (łóżkach?) i dyktująca co ma robić. To już wolał jak go zostawili samego z nieletnią dominą...
- Oj, tonie tak jak myślisz. - odwrócił wzrok, widocznie nieprzygotowany na to, żeby Darkówna wiedziała aż tyle o całym zajściu w parku.
- To był... wypadek? - jęknął sam nie do końca przekonany czy to w ogóle da się komukolwiek wcisnąć jako czyn niezamierzony. A już szczególnie tak bystrej pannicy jak Nat.
- I nie wiesz czy nie byłem. - dodał,jakby jakimś cudem uznał możliwość jego powrotu do dragów za w jakikolwiek sposób pocieszającą czy tłumaczącą jego zachowanie. Bo hej, to właśnie musiała chcieć usłyszeć Natalie - że dwa tygodnie mordowania się z nim na odwyku mogły pójść na marne!
Jej sposób patrzenia spod byka tylko się pogłębił, gdy próbował zbyć jej słowa tanim żartem.
Taa, kurwa. Sztuczne oddychanie, bo nabiłeś sobie guza. Właściwie, mógłbyś sobie zrobić coś znacznie gorszego, więc wołałabym tu specjalistów zamiast sama się w to bawić. Zwłaszcza, że najbliższy jest nie więcej niż kilkadziesiąt metrów stąd.
Ona najwyraźniej nie potrafiła na nic spojrzeć z przymrużeniem oka. Wszystko musiało być analizowane pod względem prawdopodobieństwa takiego zajścia i jego sensownością.
Pocieszyło ją, że przynajmniej opowiedziana mu bajeczka o doktorach go uspokoiła. Przynajmniej nie musiała się martwić, że znowu zacznie się wyrywać. A nawet jeśli zacznie, to najwyżej opisze mu to bardziej szczegółowo tak, żeby mu się już na dobre odechciało wszelkich sztuczek.
Zmarszczyła brwi.
- Głupie kłamstwo. Nawet nie będąc na miejscu zdołałam dowiedzieć się, że o wypadku nie może być tutaj mowy. Z resztą, w szczegóły zagłębiała się nie będę. - Specjalnie dla niego powstrzymywała się czasem przed długimi wywodami na temat analizowania zdobytych poszlak i łączenia faktów. Grunt, iż wiedział, że ona wie i potrafi się dowiedzieć. Tyle jej wystarczyło.
- Wiem. Raz. Okoliczności nie pasują. Dwa. Myślisz, że cię nie przebadali, jak tu trafiłeś? Jesteś czysty. - Nie, nawet gdyby umiał kręcić, to z nią by tak łatwo nie wygrał. Dziewczyna miała bystry umysł i wszystko dokładnie analizowała, więc ciężko było zachwiać jej zdanie, bo nie tylko była go pewna, ale również mogła natychmiast podać kilka argumentów popierających jej tezę tak, jak zrobiła to w tym momencie.
Taa, kurwa. Sztuczne oddychanie, bo nabiłeś sobie guza. Właściwie, mógłbyś sobie zrobić coś znacznie gorszego, więc wołałabym tu specjalistów zamiast sama się w to bawić. Zwłaszcza, że najbliższy jest nie więcej niż kilkadziesiąt metrów stąd.
Ona najwyraźniej nie potrafiła na nic spojrzeć z przymrużeniem oka. Wszystko musiało być analizowane pod względem prawdopodobieństwa takiego zajścia i jego sensownością.
Pocieszyło ją, że przynajmniej opowiedziana mu bajeczka o doktorach go uspokoiła. Przynajmniej nie musiała się martwić, że znowu zacznie się wyrywać. A nawet jeśli zacznie, to najwyżej opisze mu to bardziej szczegółowo tak, żeby mu się już na dobre odechciało wszelkich sztuczek.
Zmarszczyła brwi.
- Głupie kłamstwo. Nawet nie będąc na miejscu zdołałam dowiedzieć się, że o wypadku nie może być tutaj mowy. Z resztą, w szczegóły zagłębiała się nie będę. - Specjalnie dla niego powstrzymywała się czasem przed długimi wywodami na temat analizowania zdobytych poszlak i łączenia faktów. Grunt, iż wiedział, że ona wie i potrafi się dowiedzieć. Tyle jej wystarczyło.
- Wiem. Raz. Okoliczności nie pasują. Dwa. Myślisz, że cię nie przebadali, jak tu trafiłeś? Jesteś czysty. - Nie, nawet gdyby umiał kręcić, to z nią by tak łatwo nie wygrał. Dziewczyna miała bystry umysł i wszystko dokładnie analizowała, więc ciężko było zachwiać jej zdanie, bo nie tylko była go pewna, ale również mogła natychmiast podać kilka argumentów popierających jej tezę tak, jak zrobiła to w tym momencie.
Co za okrutne dziewczę! Ale zasłużył sobie. Nawet bardziej niż zasłużył. W końcu jednak uspokoił się i nie wiercił próbując jakimś marnym cudem wyślizgnąć z jej uścisku. Jedynie znowu odwrócił wzrok, widocznie nie mogąc zdzierżyć jej ostrego spojrzenia. Ignorując każdą wypowiedź czy pytanie na jakie nie miał dobrej riposty, wzruszył ramionami zanim nie podchwycił najbardziej pasującego mu tematu.
- No, jestem. Nawet nie palę ostatnio. - mruknął z dumą i wyszczerzając ząbki zdobył się na zerknięcie w stronę dziewczyny. Z szelmowskim uśmiechem kontynuował jak dotąd mocno nieudane próby poderwania Darkówny.
- Nie sądzisz, że należy mi się jakaś nagroda? - zapytał cwanie i korzystając z okazji, że dziewczyna dalej trzymała go broniąc dostępu do upierdliwego badziewia w żyle, złapał ją za koszulkę i pociągnął do siebie zmuszając do wylądowania na nim.
- Vivs... - szepnął jej na uszko, kiedy była już dostatecznie blisko.
- Daj mi buzi by tak nie bolało~
- No, jestem. Nawet nie palę ostatnio. - mruknął z dumą i wyszczerzając ząbki zdobył się na zerknięcie w stronę dziewczyny. Z szelmowskim uśmiechem kontynuował jak dotąd mocno nieudane próby poderwania Darkówny.
- Nie sądzisz, że należy mi się jakaś nagroda? - zapytał cwanie i korzystając z okazji, że dziewczyna dalej trzymała go broniąc dostępu do upierdliwego badziewia w żyle, złapał ją za koszulkę i pociągnął do siebie zmuszając do wylądowania na nim.
- Vivs... - szepnął jej na uszko, kiedy była już dostatecznie blisko.
- Daj mi buzi by tak nie bolało~
- Cieszy mnie to - całkiem szybko skomentowała jego słowa. Gdyby nie fakt, że nadal była na niego wkurzona, to może byłaby tu bardziej wylewna. Niestety, w tej chwili była skupiona na czymś zupełnie innym, więc nawet taka świetna informacja musiała skryć się w cieniu.
Przez pozycję, jaką wcześniej obrała, nie była w stanie zachować równowagi, gdy szarpnął ją za ubranie. W innych okolicznościach wystarczyłby pewnie refleks, bo zawsze starała się stać pewnie na nogach, jednak nie dziś. Dziś za bardzo skupiła się na celu rozmowy by myśleć o położeniu swojego ciała.
- Hej~ - wyrwało się z jej ust, gdy niespodziewanie poleciała do przodu. Jedynie, co udało jej się zrobić to przełożyć przez niego jedną rękę i się na niej podeprzeć, żeby całkowicie na niego nie polecieć.
Jesteś popierdolony.
Po złapaniu równowagi znowu na niego spojrzała. Odsunąć się zamierzała dopiero za moment.
- Żeby nie bolało, to dostałeś całą masę leków - warknęła.
Z resztą, zasłużyłeś sobie.
- Nie sądzisz, że trochę przeginasz? Serio, ze skrajności w skrajność. - Westchnęła, podnosząc się powoli na rękach i próbując wrócić do jakiejś normalnej pozycji.
- Raz mnie do siebie przyciągasz, a innym razem odpychasz i uciekasz. Nie mógłbyś się zdecydować? - Pokręciła głową, spuszczając z niego wzrok by sprawdzić, czy dobrze stawia ręce.
Przez pozycję, jaką wcześniej obrała, nie była w stanie zachować równowagi, gdy szarpnął ją za ubranie. W innych okolicznościach wystarczyłby pewnie refleks, bo zawsze starała się stać pewnie na nogach, jednak nie dziś. Dziś za bardzo skupiła się na celu rozmowy by myśleć o położeniu swojego ciała.
- Hej~ - wyrwało się z jej ust, gdy niespodziewanie poleciała do przodu. Jedynie, co udało jej się zrobić to przełożyć przez niego jedną rękę i się na niej podeprzeć, żeby całkowicie na niego nie polecieć.
Jesteś popierdolony.
Po złapaniu równowagi znowu na niego spojrzała. Odsunąć się zamierzała dopiero za moment.
- Żeby nie bolało, to dostałeś całą masę leków - warknęła.
Z resztą, zasłużyłeś sobie.
- Nie sądzisz, że trochę przeginasz? Serio, ze skrajności w skrajność. - Westchnęła, podnosząc się powoli na rękach i próbując wrócić do jakiejś normalnej pozycji.
- Raz mnie do siebie przyciągasz, a innym razem odpychasz i uciekasz. Nie mógłbyś się zdecydować? - Pokręciła głową, spuszczając z niego wzrok by sprawdzić, czy dobrze stawia ręce.
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach