Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Plac [W]
Pon Sty 04, 2016 1:04 am
First topic message reminder :

PLAC

Plac [W] - Page 5 Placpng_snraqee

Cisza. Ciemność. Do waszych głów nie przebijało się ani światło, ani żaden dźwięk. Do czasu.
- O mój boże, o mój boże! - wysokie zawodzenie raczej nie było wymarzonym sposobem na wybudzenie dla większości, niemniej to właśnie te słowa powtarzane nieustannie przez jedną z dwórek, przebiły się przez ciemność stanowiącą swego rodzaju barierę w waszym umyśle. To Dakota wybudził się jako pierwszy. Choć początkowe otępienie stopniowo zaczynało odchodzić w zapomnienie, zdecydowanie coś było nie tak. Dopiero po dłuższej chwili poczułeś ostry ból przeszywający twoje plecy. Wystarczyło jedne spojrzenie w tamtą stronę, byś zdał sobie sprawę, że źródłem owego nieprzyjemnego uczucia było zgniecione pod tobą i zwinięte w nienaturalnej pozycji skrzydło. Twoje skrzydło.
Zaraz po tobie wstała cała reszta. Każdemu z was towarzyszył przeszywający ból głowy, jak i wyraźne niedowierzanie, gdy odkrywaliście coraz to nowsze, przedziwne części ciała wyrastające w różnych miejscach.
- O mój boże! Czy nic wam nie jest? Toż to katastrofa, absolutna katastrofa. Moja pani... och moja pani, co my teraz poczniemy? - zawodząca kobieta zapłakała żałośnie, machając na wszystkie strony króliczymi uszami. Od czasu do czasu podskakiwała zupełnie niekontrolowanie w miejscu, a wielkie, słone łzy spadały na zimne, szare kafelki zostawiając po sobie mokre plamy. Znaleźliście się na placu. Sala balowa zniknęła bezpowrotnie, zastąpiona widokiem rodem z bajkowych książek, które czytali wam w dzieciństwie rodzice do snu. Wielkie, kolorowe kwiaty wielkości normalnego człowieka przechylały się w waszą stronę, wpatrując z wyraźną ciekawością wielkimi oczami. Właśnie tak, oczami. Każdy z kwiatów miał własną parę ślepi. Niemniej oprócz ciekawości co bardziej spostrzegawcze osoby mogły dostrzec coś jeszcze. Smutek. Smutek odpowiadający tajemniczej, króliczej kobiecie, która właśnie oddaliła się parę metrów, by podskoczyć do olbrzymiego jeziora, mieniącego się wszystkimi kolorami tęczy w blasku słońca. W przeciwieństwie do normalnego świata, w krainie, w której się znaleźliście panowało lato. Wskazywało na to dosłownie wszystko - od wysokich temperatur, poprzez rozkwitające kwiaty, po zwiewne ubiory mieszkańców. Mieszkańców, który wyglądali na was z zaciekawieniem z okien swoich starych domków i chatek, otaczających plac ze wszystkich stron.
- Co my poczniemy, co my zrobimy? - kobieta-królik dalej zawodziła wniebogłosy, wycierając łzy swoimi długimi, białymi uszami. Najwyraźniej nie miała zbyt szybko przestać.

// CZAS NA ODPIS: do 6 stycznia, g. 23.59.
Stan fizyczny:
Wszyscy: Ostry, choć stopniowo zanikający ból głowy, towarzyszące temu luki w pamięci.
Dakota: Dodatkowo boli cię prawe skrzydło, przez 2 tury nie będziesz w stanie latać. [1/2]
Stan psychiczny: Choć pamiętacie, że piliście jakiś napój na balu, nie macie pojęcia kim jesteście, skąd pochodzicie i jak się tu znaleźliście. Z każdą sekundą wasze wspomnienia dotyczące starego życia całkowicie zanikają, a wam wydaje się, że od zawsze przynależeliście do tej krainy.

Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Plac [W]
Sob Kwi 02, 2016 12:48 pm
Mistrz delikatności, cholera.
Ponownie musiała zacisnąć usta i poczuć w nich paskudny posmak chcącego wydostać się na zewnątrz obiadu czy śniadania. Albo waty cukrowej, którą zadowoliła się w kanałach. W dodatku jej łokieć wcale nie cieszył się z takiego nagłego upadku. Machnęła parę razy ogonem i zrobiła zagniewaną minę, jednakże nie odezwała się choćby słowem. Naprawdę, chciała już tylko świętego spokoju. Bez głupich sprzeczek z czarnowłosym, bez wykłócania się i bez wal-...
No wiedziała, że bez walki się nie obejdzie. Jak zwykle to ona musiała rzucać się na ludzi, bo była drapieżnikiem. Prychnęła, podnosząc się wreszcie z ziemi i momentalnie drepcząc za przydzieloną jej grupą, w której jak na złość musiał znajdować się też tygrys. Uch, jak on ją drażnił! Samą swoją mordą doprowadzał ją do szału - sama nie miała pojęcia, skąd się to wzięło. A do tego jeszcze dochodziło jego zachowanie.
Strażnica okazała się równie gościnnym miejscem co i całe to z dupy wyjęte królestwo - zaskoczone rycerzątka, dwa nieokiełznane dzikusy sądzące, że cokolwiek wskórają w tak niewielkiej grupce... prychnęła wściekle, lustrując pędzące na jej grupę zwierzołaki, nim sama rzuciła się naprzód i spróbowała wyminąć hipopotamiego mężczyznę, przy okazji owijając ogon wokół jego nogi i ciągnąc za nią by wytrącić go z równowagi.
Och, gdyby to się tylko udało. Mogłaby nawet spróbować doskoczyć do pozostałej czwórki strażników i zacząć przemawiać im do rozsądku! Więc oby jej to wyszło, ehe.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Plac [W]
Sob Kwi 02, 2016 1:50 pm
Pavel siedział i leniwie stukał pazurem w stół, czekając na dalsze wytyczne. Wtedy też nagle pojawiła się pozostała grupka "bohaterów". Odchylił się lekko na krześle i spojrzał w tamtą stronę. Na jego pysku wykwitł grymas wyraźnego niezadowolenia. Niestety, grupa poszukiwawcza przeżyła. I okazało się, że nagle też przyłączają się do buntu. Było to dosyć dziwne, ale tygrys postanowił nie drążyć. To już stawało się męczące, próbować dopatrzeć się logiki w tym wszystkim, co miało tutaj miejsce.
Skupił swoją uwagę na przybyłym wilku, wszystko wskazywało bowiem na to, że to on tutaj rządzi. W milczeniu wysłuchał jego słów, kiedy rozdawał konkretne zadania. Znów musiał się skrzywić z niezadowoleniem.

Żeś mi kurwa drużynę przydzielił.
Potem przyszedł czas na małe rozczarowanie. Znowu mają nikogo nie zabijać? Jakiś chujowy ten bunt. Co to za przewrót bez rozlewu krwi?
- Myślałby kto, że takie świętoszki tutaj - burknął pod nosem. Nie pozostało mu jednak nic innego, jak tylko ruszyć z przydzieloną sobie grupą. Przynajmniej nie będzie się nudzić.

Gdy dotarli do strażnicy, Pavel rozejrzał się po broniących go zwierzakach.

- Wbrew pozorom nie chcemy wam robić krzywdy. Ale ją zrobimy jeśli... - Na szczęście mieli tutaj dwójkę narwańców.
Tygrys spojrzał na Sheridan, która postanowiła skupić swoją uwagę na hipciu. Według niego to był błąd - jako najbardziej zwinna powinna ruszyć na kotowatego. Wyglądało jednak na to, że on będzie się musiał tym zająć

- Misiek, przytul hipcia - zdążył jeszcze parsknąć, zanim ruszył w kierunku tarana. Plan był jednak taki, aby wyminąć go zgrabnie, a potem dopaść kotowatego i go obezwładnić.
- Zachowajcie spokój, to nikomu nic nie będzie. Mamy przewagę liczebną - kierował to słowa to reszty strażników, żeby im też jakieś głupoty do głowy nie wpadły. Najlepiej, jakby reszta ich drużyny szybko obezwładniła hipcia i zabrała się za resztę strażników.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Sob Kwi 02, 2016 3:16 pm
W jednej chwili tam, w kolejnej chwili tu. Nigdy w życiu nie przeżywała teleportacji innej, niż ta z imprezy do łóżka, ale jak na pierwszy raz, przeżyła to całkiem nieźle. Gdyby tylko ten wilczy skurwiel był nieco delikatniejszy, to może nie zachłysnęłaby się powietrzem i wtedy można byłoby powiedzieć, że wszystko poszło pięknie, a sama Sigrunn mogłaby zakrzyknąć "ja chcę jeszcze raz!". Niemniej jednak i tak całkiem nieźle na tym wyszła, bo co innego musieć odkaszlnąć parę razy, a co innego leżeć na stole i walczyć z tym, żeby się nie porzygać. Patrząc na to, jak Dakota i Sheridan próbują się pozbierać, parsknęła śmiechem.
- Cioty - skwitowała krótko i zwinnie zeskoczyła ze stołu, o który zaraz oparła się biodrem i zaczęła słuchać rozkazów szefa tego całego burdelu, który razem ze swoimi poplecznikami miał widocznie na tyle charyzmy, żeby przeciągnąć całą ich grupkę na swoją stronę. Uroczo. Żałowała tylko, że została przydzielona do grupy z hieną, jednak otrzymane zadanie kompletnie ją satysfakcjonowało. Podburzanie ludzi. Robienie zamieszania. Czyż to nie to, co tak bardzo lubiła robić? Póki mogła bezkarnie robić rozpierdol i miała do tego kogoś, kto uratuje jej tyłek w razie problemów, nawet obecność takiej wkurwiającej hieny nie miała znaczenia, dlatego gdy tylko wilk zakończył wydawanie rozkazów, skinęła głową i ruszyła w stronę wyjścia z karczmy.
Początkowo kroczyła uliczkami podobnie jak Cyrille: nieco rozbujanym krokiem, z rękami w kieszeniach i nucąc coś pod nosem, zdążając w bliżej nieokreślonym kierunku, chociaż było widać, że wypatrywała czegoś w tłumie. Cóż, głupio byłoby, gdyby całkiem zgubiła hienę z oczu, skoro teoretycznie mieli iść razem. Gdy tylko usłyszała okrzyki chłopaka, uśmiechnęła się pod nosem i skręciła w inną uliczkę, zaraz dochodząc do niewielkiego placyku, z którego jeszcze była w stanie dosłyszeć harmider, jaki robił tamten psowaty.
- Czy chcecie żyć w kraju, którego władza nie umie panować nad tym, co się w nim dzieje? - zawołała, oglądając się po wszystkich zgromadzonych, którzy natychmiast powędrowali wzrokiem w stronę małpy, przerywając ubijanie targów i wszelkie rozmowy, co tylko bardziej ośmieliło Sig. - Czy chcecie żyć w kraju, gdzie nagle znikają księżniczki, a ich matki zamykają się w komnatach, zostawiając was na pastwę losu? Chcecie, aby wasz kraj został pożarty przez sąsiednie mocarstwa tylko dlatego, że obecna władza ma was głęboko gdzieś? - z każdym kolejnym słowem czuła na sobie coraz większą liczbę oczu, które patrzyły na nią z wyraźnym zaciekawieniem, niepewnością lub złością. W pewnym momencie z tłumu wyłonił się rozgorączkowany osiłek, który ruszył w stronę małpy.
- Skąd możesz to wiedzieć? Służyłem w straży przez...
- Straż? Mówisz o tej zgrai niekompetentnych, którzy nie potrafią upilnować własnego nosa, nie mówiąc o księżniczce? Oni też nic nie wiedzą o tym, co dzieje się w zamku i... - w tym momencie osiłek znalazł się zdecydowanie za blisko i już zaczynał podwijać rękawy, aby nauczyć buntowniczą małpę szacunku do rodziny królewskiej, więc ta niewiele myśląc wspięła się na będące niedaleko pojedyncze drzewo i postanowiła kontynuować swój monolog.
- To od was zależy, czy ten kraj będzie lepszy, czy popadnie w totalną ruinę. To wy tutaj rządzicie i razem możemy sprawić, że królestwo będzie prosperowało jeszcze lepiej! - wołała, zbierając pod drzewem coraz większą liczbę zainteresowanych.
Długo nie czekała, aż ktoś z nich postanowił znów jej przeszkodzić. W pewnym momencie zobaczyła, że były strażnik nie odpuścił, tylko wyłonił się z tłumu i cisnął w jej stronę kamieniem. Dostrzegła to na tyle szybko, aby uniknąć uderzenia, ale zapomniała o jednej, zajebiście ważnej rzeczy. Była na drzewie. Jeden krok za bardzo do przodu, straciła równowagę i ześlizgnęła się z gałęzi, wokół której w ostatniej chwili owinęła ogon, w związku z czym zawisła głową w dół jakieś dwa metry nad ziemią. Z tej perspektywy miała idealny widok na idącego w jej stronę mężczyznę, którego zaraz odciągnęło dwóch młodych facetów, niewątpliwie ratując zakolczykowaną twarz tej norweskiej mendy przed obiciem, na co Sigrunn uśmiechnęła się paskudnie.
- Precz z królową! - zawołała, unosząc pięść do góry, czy też raczej ku dołowi, patrząc na jej obecne położenie, a część tłumu nieśmiało jej zawtórowało, jednak widząc, że chętnych do rebelii jest więcej, od razu zawołali głośniej i pewniej, wtórując małpie, która widocznie już się nieźle wkręciła w swoje zadanie.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Sob Kwi 02, 2016 11:02 pm
MISTRZ GRY
Cyrille, Sigrunn i Dakota:

Hiena radził sobie aż zbyt dobrze. Ponadto nierozpoznawalne wsparcie ze strony wilków robiło swoje, gdy od czasu do czasu pojedyncze (bądź nie) osoby przyłączały się do jego pogadanki, zgadzając się z szerzoną przez niego propagandą. Osiłek, który próbował mu 'podskoczyć' legł na ziemię, znokautowany kolanem. Traf chciał, że chłopak chcąc nie chcąc trafił nie w brzuch, a prosto w jego klejnoty. Nie wyglądało na to, by mógł się pozbierać w ciągu najbliższych paru minut.
Wcale nie gorzej radziła sobie małpa, której pytania wyraźnie wzbudzały bardzo mocne wątpliwości w ludziach, do których uszu dobiegały. Szeptali między sobą przyznając jej rację. W przeciwieństwie do strażnika, który wyraźnie postanowił się krzykaczki pozbyć. Dwóch mężczyzn robiących za tymczasowych bohaterów, bez wątpienia siedziało wcześniej wraz z nimi w karczmie. Teraz dość zwinnie zakneblowali go i wepchnęli do pobliskiego magazynu, nie zwracając na siebie przy tym uwagi tłumu, w którym słowa poszły jak fala.
- Precz z królewną! Precz z królową! Precz z królewną! Precz z królową! - ich głosy łączyły się w jeden głośny chór, gdy wszyscy razem czuli narastające w ich wnętrzu emocje. Ręce wystrzeliły w górę, wraz z czapkami, kurtkami i... zaraz, czy ktoś wyrzucił w powietrze własne dziecko?
Ekscytacja sięgała zenitu. Czarny wilk przemykał zwinnie pomiędzy ludźmi skandując wraz z nimi, jednocześnie wypatrując w powietrzu znaków od Dakoty. Orzeł krążył wysoko w chmurach, obserwując nadchodzące wojska. Wyglądało na to, że zbliżały się całkiem szybko. Tuż po tym jak zleciał, by przekazać informację odpowiedniej osobie, wzbił się ponownie w powietrze, by potwierdzić ich pozycję. Nawet nie mógł zauważyć kiedy koniczynka, którą otrzymał od strażników wypadła z jego kieszeni. Jeszcze przez dłuższą chwilę krążył po niebie, gdy niespodziewanie padł na niego cień. Głośny grzmot przemieszany z rykiem przetoczył się przez cały plac.
- PODNIEBNY SMOK! - spanikowany wrzask ludzi sprawił że w jednej sekundzie rozpierzchli się na boki. Wilk uniósł wzrok i przeklął pod nosem, patrząc na zawieszoną na drzewie Sigrunn. W ułamku sekundy teleportował się tuż obok niej, by zaraz pojawić się z dziewczyną parę metrów dalej, już na ziemi.
Głośny grzmot rozbrzmiał ponownie wraz z charakterystycznym trzaskiem, gdy w drzewo na którym jeszcze chwilę temu siedziała uderzył piorun, momentalnie je spopielając.
- Mało brakowało. - mruknął pod nosem patrząc w górę. Orzeł walczył przez chwilę, nie miał jednak najmniejszych szans. To co wcześniej było chmurami, w obecnym momencie zmieniło się w olbrzymi pysk. Tak wielki, że jedynym co widzieli, była jedynie paszcza w przeogromnymi kłami i oko wielkości gór. Głośne kłapnięcie pochłonęło orła. Serca wszystkich zebranych biły w przyspieszonym tempie, gdy nagle wszystko się uspokoiło i wróciło do poprzedniej formy, na nowo się rozświetlając. Nie mieli jednak czasu na spokój.
Strażnicy dotarli na plac. Choć widzieli poprzednią scenę, widząc rozpierzchnięty tłum, natarli na niego chcąc przywołać ich do porządku.
- Szlag by to. Dalej. - Wilk wypuścił małpę z rąk i ruszył wraz z tłumem, który stopniowo odzyskiwał swoją pewność siebie.
- PRECZ Z KRÓLEWNĄ! PRECZ Z KRÓLOWĄ! - donośny głos przemieszał się z innymi, gdy znalazł się w pierwszej linii, nacierając na strażników, wraz z innymi zbuntowanymi mieszkańcami, zwinnie ogłuszając ich to rękojeścią sztyletu, to własną pięścią. Nawet małe dzieci rzucały w nogi strażników kamieniami, skandując hasło z wyraźną uciechą, zupełnie jakby wszyscy zapomnieli o terrorze, jaki jeszcze chwilę temu zasiał Podniebny Smok. Widocznie tak już to tutaj wyglądało.

Alex, Sheridan i Smuggler:

Hipopotam nie dał się tak łatwo zatrzymać. Sztuczka Sheridan nie zrobiła na nim większego wrażenia. Co więcej, prawie rozdeptał ze wściekłości jej ogon. Niemniej siła z jaką biegł przed siebie, sprawiła że zgodnie z założeniami tygrysa, zderzył się z niedźwiedzicą, wypadając na zewnątrz. Większość popleczników Wilka odskoczyła w bok, unikając zaciekłej walki. Tylko jeden, prawdopodobnie nieco opóźniony w rozwoju, wrzasnął z bólu, gdy hipopotam nastąpił na jego nogę zmieniając ją w połamanego kapcia. Głośne ryki i ścierające się ze sobą odgłosy walki z pewnością nie zwiastowały niczego dobrego. Dalej poszło jednak w miarę gładko. Kotowaty został dość szybko obezwładniony przez większego od niego tygrysa, reszta stała natomiast jak wryta, wpatrując się w Sheridan. Wyraźnie onieśmieleni jej urodą, przez chwilę zastanawiali się co właściwie powinni zrobić w podobnym momencie, gdy z zewnątrz dobiegło ich głośne skandowanie tłumu znajdującego się na placu.
- Precz z królewną! Precz z królową! - spojrzeli po sobie zdezorientowani, wyciągając powoli bronie. W obliczu buntu mieli obowiązek stanąć przeciwko niemu. Im dłużej patrzyli jednak na otaczających ich awanturników, tym bardziej tracili wiarę w sens całego tego przedsięwzięcia.
- Za królową! - krzyknął słabo przyciśnięty do ziemi kotowaty. Reszta spojrzała w jego kierunku i uniosła miecze z okrzykiem, rzucając się na buntowników.
GRZMOT.
Donośny ryk przerwał całą akcję, gdy wszyscy powypuszczali swoje bronie, zatykając uszy. Mimo to i tak doskonale słyszeli panikujący na zewnątrz tłum.
- PODNIEBNY SMOK! - zapanowała ciemność. Choć ze środka strażnicy nie mogli mieć pojęcia co się dzieje, z pewnością nie było to nic dobrego. Kolejny grzmot uderzył tuż obok strażnicy, a jeden z buntowników jęknął głośno, odwracając się w stronę tygrysa i pantery.
- Niedźwiedzica i jej przeciwnik polegli! - zameldował, wpatrując się w strażników. Ci stali w miejscu, w końcu całkowicie odrzucając całe uzbrojenie i unieśli ręce ku górze.
- Wola nieba naszą wolą. - wypowiedział jeden z nich. Kotowaty syknął ze wściekłością i uwolnił jedną z rąk rzucając sztyletem w stronę pantery. Ostrze smagnęło ją po policzku zostawiając po sobie dość paskudne, upierdliwie szczypiące rozcięcie, nim jeden z awanturników sprzedał mu kopa w głowę, pozbawiając przytomności.
- Cholerni bohaterowie. Dalej, do przodu. Trzeba dorwać króliczycę, powinna tu gdzieś być. - rzucił, prowadząc wszystkich naprzód.

//

TERMIN: 8 kwietnia, g. 23.59
Dakota i Alex zostali uśmierceni, niemniej tak czy inaczej otrzymają taką nagrodę jak inni, jako że do tej pory odpisywali wręcz wzorowo (a Alex zgłaszała nieobecność). Chcę to po prostu odpowiednio przyspieszyć.

STAN DRUŻYNY:
Sigrunn: Parę zadrapań i siniaków.
Cyrille: Brak obrażeń.
Sheridan: Krwawiące, raczej niegroźne rozcięcie na policzku, kilka zadrapań i siniaków, nieco boli cię ogon, którym owinęłaś hipopotama.
Pavel: Brak obrażeń.
Dakota: Nie żyje.
Alex: Nie żyje.

Zadania:
Sigrunn i Cyrille: Dalej skandujecie i macie dwie opcje. Albo trzymacie się z tyłu, albo rzucacie wraz z Wilkiem, by pomóc mu w ogłuszaniu strażników. Decyzja należy do was, niemniej zarówno w jednej jak i drugiej, ponownie atakuje was jeden z osiłków. Tym razem sprawia wam nieco więcej problemów, jako że przynależy do straży i potrafi jednak używać mózgu.
Sheridan i Pavel: Przeszukujecie dalej strażnicę. Pavel napotyka dwóch wściekłych strażników, wielbłąda (poznajesz po dwóch sporych garbach) i byka (rogi, kopyta). Pierwszego udaje ci się pokonać i obezwładnić dość łatwo, jako że nawet nie ma przy sobie żadnej broni, drugi sprawia ci problemy i udaje mu się szarżą wbić cię w ścianę. Walczy krótkim mieczem, zdecydowanie zna się na rzeczy. Opisz jak się z tego wykaraskałeś.
Sheridan skręciła w przeciwną stronę nie mogąc wytrzymać jego towarzystwa. Trafiasz z jednym z popleczników wilka do pokoju, gdzie odnajdujesz króliczycę. Ta z początku patrzy na ciebie zaskoczona, kiedy jednak widzi z kim przybyłaś nawet nie chce słuchać twoich argumentów i rzuca ci się do gardła. Jest szybka, zwinna i uzbrojona w dwa sztylety. Zachowuje się jak zdziczałe zwierzę, do którego nic nie dociera. Od twojego opisu walki zależy czy uda ci się ją pokonać - czy zginiesz, próbując.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pon Kwi 04, 2016 1:57 pm
Cios okazał się niemalże zabójczo skuteczny! Co nie zmienia faktu, że chybiony. Uderzony w czuły punkt mężczyzna osunął się o kolano, a Hiena mimo wszystko wykrzywił usta w grymasie bólu. Co jak co, ale solidarność i te sprawy... TO NIE JEGO WINA, ŻE JEST NIŻSZY DOBRA?!
Nie było jednak czasu, by łączyć się w wspólnym bólu. Trzeba było działać! Wspólna propaganda działała cuda, a wspierany przez "ukryte" wilcze jednostki, rozprzestrzeniała się błyskawicznie.

"Podniebny smok!"

To sprawiło, że chłopak również skierował swe spojrzenie ku niebu. Gdy tylko dostrzegł znajomą sylwetkę jedyne co to westchnął. Nigdy nie przepadał za orzełkiem, ale o co znów chodzi z tym smokiem? Dopiero teraz przypomniał sobie słowa króliczycy. To na pewno nie było zbyt miłe stworzenie.
Grzmot, zmusił Hiene do położenia uszu i przymknięciu jednego oka, w śmiesznym odruchu obronnym, jednak nie oderwał wzroku od latającego osobnika.
- Oh... - wykrztusił z siebie gdy jego niedawny towarzysz broni został pożarty. Patrzył tak jeszcze przez chwilę na już zwykłe niebo. Nie miał zamiaru go żałować, nie od tego tu był. Dlatego wzruszył tylko ramionami i ruszył dalej. Najwidoczniej wcześniejsza panika wśród tłumu znikła i każdy wrócił do wcześniej wykonywanych czynności, jakby nic się nie stało.
- Widocznie taki mamy tutaj klimat... - wymamrotał pod nosem i ruszył w stronę zbliżającego się oddziału. Nie zamierzał się kryć przed walką, nie był tylko zwykłym podżegaczem!
Był Hieną! Jakby to miało kiedykolwiek jakieś znaczenie...
Przepchnął się przez krzyczący tłum by wyprzedzić ich, widział zbliżającą się zbrojną ścianę. Jakoś nie wyglądało, by mieli się po prostu przekrzykiwać. Wyprzedził swoich na jakieś dwa kroki i zatrzymał się. Spojrzał na nich... i zachichotał. Miał jakiś plan? Możliwe, chyba... no raczej! MYŚL!
A TAK!
- Panowie! Oficjalnie uznaje was za swoich WROGÓW! - wyszczerzył kły w szerokim uśmiechu i zachichotał.... chichotał... zaczął się śmiać.... aż wreszcie wybuchł niepohamowanym śmiechem.
Teraz tylko patrzył przez łzy, jak część strażników (a może i większość?) pada na ziemię śmiejąc się razem z nim. O dziwo z tyłu z tłumu też usłyszał śmiech. Widocznie, ktoś nie do końca zgadzał się z buntem, ale postanowił wmieszać się w innych.

Tupot ciężkich butów... zbrojnych butów, był coraz silniejszy i wyraźniejszy. Najwidoczniej ktoś tutaj nie miał poczucia humoru. Na takich był tylko jeden sposób! Hiena odruchowo odwrócił się i uderzył pięścią prosto w twarz atakującego! Z doświadczenia celował trochę wyżej niż jego własna twarz.... (wcale nie jest niski...). Uderzył! A do jego uszu dobiegł cichy metaliczny dźwięk.
Dopiero po chwili nerwy dostarczyły informacje o bólu. Bólu, który przeszył jego ciało od pięści, aż po mózg! Odskoczył momentalnie, starając się nie oglądać stanu ręki, nie pomogłoby mu to... przycisnął ją do brzucha i starał się nie wykonywać nią żadnych ruchów.
Strażnik parsknął widząc jego reakcje, jednak nie wypowiedział ani słowa, od razu ruszył do ataku, tnąc znad głowy mieczem. Na jego zamkniętym hełmie nie było ani śladu...
Cyrille skakał, wykonywał piruety próbując wyminąć ostrze. Wyczekiwał okazji... okazji by uczepić się ręki, która dzierżyła miecz, nie miał szans bez broni pokonać opancerzonego przeciwnika, dlatego musiał go rozbroić. Mimo szamotaniny udało mu się zacisnąć szczęki, wgryzł się dokładnie w zgięcie ręki, w miejscu gdzie pancerz nie sięgał, by nie ograniczać ruchów walczącego.
- Puść... - sapnął czy też raczej wyseplenił zaciskając coraz mocniej, musiał go rozbroić!
Jeden... drugi... trzeci cios spadł na jego czaszkę, ale pomimo bólu nie zamierzał ustąpić. W końcu usłyszał ryk przeciwnika, miecz wysunął mu się z dłoni. Widocznie ból był już nie do zniesienia.
Hiena momentalnie puścił go i odskoczył w tył, wypluwając krew, która zdążyła nagromadzić się w jego paszczy. Cofał się lekko kołysząc na nogach, uderzenia zrobiły swoje...
- Precz z królową... - wykrzyczał... przynajmniej tak było w założeniu, jednak jego stan nie pozwalał na krzyk, więc raczej wyszeptał to sobie pod nosem. Potrzebował jakiegoś stabilnego obiektu, o który mógłby się oprzeć... albo posiedzieć... i odpocząć.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Plac [W]
Sro Kwi 06, 2016 6:57 pm


Ostatnio zmieniony przez Smuggler dnia Pon Kwi 11, 2016 2:09 pm, w całości zmieniany 1 raz
Sytuacja szła dokładnie po jego myśli. Przynajmniej teoretycznie. Żałował, że stracili miśka. Nie przepadał za nią, jako osobą, ale jako niedźwiedź dawała im stosowną przewagę siły fizycznej i tak dalej. Skoro jednak nie umiała sobie prowadzić z niezbyt inteligentnym hipopotamem, to najwyraźniej przeceniał jej możliwości bojowe.
Kiedy obezwładniony przez niego kotowany rzucił sztyletem, chciał go ogłuszyć, ale niestety jeden z buntowników go uprzedził. A szkoda. Szkoda też, że sztylet nie trafił. Nie można mieć jednak wszystkiego, prawda?
Dobywające się z zewnątrz odgłosy świadczyły, że grupa podburzająca tłum dobrze wykonała swoje zadanie. To dawało im przewagę, bowiem obierało morale przeciwnikom. Nie wiedział co prawda o co chodziło z tym podniebnym smokiem - ktoś tam coś mówił o tym wcześniej, ale najwyraźniej to nie zmieniało ich celów.
Kiedy ruszył dalej, trafił na dwóch kolejnych przeciwników. Wielbłąd był dosyć zabawnym rywalem, ale na dłuższą metę nie stanowił zagrożenia. Z bykiem już było trochę inaczej. Po raz kolejny żałował, że stracili misia. Na to jednak nie było czasu.
Wypuścił głośno powietrze, kiedy został przyparty do ściany. Starał się szybko przeanalizować sytuację. Miał do czynienia z przeciwnikiem silnym i dobrze władającym bronią. On sam broni nie posiadał, więc od razu był w trochę gorszej pozycji. Musiał liczyć na zwinność, ale niestety przyparcie do ściany znacząco ograniczało jego możliwości. Musiał uważać na dwa źródła zagrożenia - miecz i rogi. Przede wszystkim zdał sobie jednak sprawę, że nie może tutaj walczyć o ogłuszenie rywala. Albo go zabije albo sam polegnie.
Pierwsze co zrobił, to sięgnął łapą do kończyny, w której rywal trzymał broń. Chciał chwycić ją w nadgarstku i trzymać możliwie jak najdalej od siebie. Byk był silny, ale jemu również nie brakowało krzepy. Powinno wystarczyć chociaż na tyle, aby powstrzymać rywala przed dźgnięciem. Drugą łapą miał zamiar chwycić za jeden z rogów. Nie tylko jednak po to, aby odsunąć niebezpieczeństwo. To była jego mała szansa na uporanie się z rywalem na bliskim dystansie. Plan był taki, żeby szarpnąć za róg w bok, a następnie zatopić kły w gardle rywala, które powinno się odsłonić z drugiej strony. To jednocześnie oddalało niebezpieczeństwo i dawało mu szansę na atak. W razie niepowodzenia, będzie starał się po prostu wykorzystać możliwe zaskoczenie rywala i odsunąć go od siebie, aby zyskać więcej przestrzeni. Dzięki temu mógłby wykorzystać swoją większą zwrotność, aby flankować przeciwnika i próbować przezwyciężyć jego siłę swoją własną zwinnością. Oczywiście starałby się atakować od strony przeciwnej do miecza, zależnie od tego, w której ręce trzyma go strażnik. Unikać rogów i miecza, starać się atakować szybko, by znaleźć dziury w defensywie rywala - taki był plan.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Sob Kwi 09, 2016 12:53 pm
"Precz z królewną! Precz z królową!"
Te dwa zdania zdawały się być wyrwane z jakiejś marnej płyty i zapętlone, tworząc pojebany remiks, do którego dostosowywał się tłum, dzięki czemu Sigrunn czuła się prawie jak pani świata. Miała władzę nad cholernym tłumem, który robił i powtarzał wszystko to, co ona mówiła. I kto tutaj małpuje, hę? Ich uwagę mogło odwrócić tylko jedna rzecz, kiedy to nawet małpa zamarła w bezruchu i zamilkła, obserwując niebo.
"Podniebny smok!"
Sigrunn nie miała jednak czasu na dalsze analizowanie tej jakże nietypowej sytuacji, bo zaraz znowu poczuła to dziwne uczucie związane z teleportacją i nim się obejrzała, już była na ziemi, tudzież u Czarnego Wilka w ramionach. Wtedy usłyszała głośny huk, kiedy to drzewo, na którym wisiała jeszcze sekundę temu, zostało zniszczone przez piorun.
- Dzięki - wymamrotała po chwili. Będzie musiała postawić temu kolesiowi piwo, bo już drugi raz uratował jej tyłek przez niechybną śmiercią. O ile to przeżyją, bo po tym, co widziała, mogło być z tym kiepsko. A widzieć widziała różne dziwne rzeczy, bo to co się działo na niebie, na pewno nie było normalne. Na tyle, że Sig nawet nie pomyślała, żeby w jakikolwiek sposób wydostać się z ramion Wilka, bo za bardzo była zajęta ogarnianiem świata. Podniebny smok, wielki pysk... I haps! Po orzełku. Norweżka jedynie rozdziawiła lekko usta w imitacji rasowego karpia, a później skrzywiła się, mrucząc pod nosem ciche "au". Biedny koleś, już powoli zaczynała go lubić. Ale hej, buntując się musieli liczyć się z ofiarami, chociaż pewnie i sam orzeł nie spodziewał się tego, że zostanie pożarty przez przerośniętego węża z nieba. Wyjątkowo idiotyczna śmierć.
Z tego głupiego zastanowienia nad życiem i śmiercią wyrwał ją upadek na ziemię. Uratowana po raz drugi i po raz drugi potraktowana jak worek kartofli. Chyba przemyśli to piwo dla Wilka. Ale póki co wszystko wróciło do normy, a poza faktem, że orzeł został zjedzony, a małpa była trochę posiniaczona, wszystko było w porządku. Prawie. Początkowo planowała wrócić do skandowania i podburzania tłumu, więc wstała i ponownie wdrapała się ponad głowy ludu, tym razem na czyjś niewielki balkon na pierwszym piętrze, jednak w pewnym momencie doszła do wniosku, że czegoś tu brakuje. Hieny. Nie przestając nawoływać ludzi ani na moment, rozejrzała się po najbliższym otoczeniu, aż wreszcie znalazła swojego cętkowanego towarzysza, który ledwie trzymał się na nogach. Zaklęła głośno i ruszyła po kolejnych balkonach i innych w miarę stabilnych obiektach prosto w jego stronę i w ten sposób ominąwszy krzyczący tłum, skoczyła strażnikowi na plecy, powalając go na glebę i zastanawiając się, jakim cudem w ogóle jej się to udało i czy nie powinna wstąpić do cyrku. Facet, po chwili otumanienia, próbował ją z siebie zrzucić i porządnie rąbnął ją łokciem w żebra, przez co małpa aż zgięła się w pół i syknęła, lecz zaraz dorwała się do leżącego obok miecza i ogłuszyła agresora jego trzonem. Strażnik padł nieruchomo, a Norweżka odrzuciła broń na bok, zerwała się na równe nogi i pocierając lekko obolałe żebra, zarzuciła sobie jedną rękę hieny przez ramię i objęła go w pasie.
- Chodź, stary, spierdalamy stąd. Tylko nie mdlej, bo cię zostawię - powiedziała, wlokąc go jak najdalej od tego cholernego armagedonu i rozglądając się za potencjalnym niebezpieczeństwem. W końcu wypadałoby pomagać swoim, nawet jeśli strasznie ciągnęło ją w stronę tamtej bójki. Już stracili orła, więc dobrze byłoby uratować chociażby tę jedną, małą hienę.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Czw Kwi 21, 2016 3:13 pm
MISTRZ GRY
Kossjen i Sheridan:
Poirytowana Sheridan popędziła korytarzem, zupełnie przypadkowo wpadając do jednego z pokojów. Znajoma sylwetka stanęła jej przed oczami.
- Kotowata? Ty tutaj? Wróciłaś, by mi po-... - urwała zdanie w połowie widząc stojącą za nią sylwetkę poplecznika wilka. - ZDRAJCA!
Reakcja Sheridan była zbyt wolna. Choć próbowała się obronić, oba sztylety zagłębiły się w jej ciele rozrywając klatkę piersiową i gardło. Nie miała szans na przeżycie. Stojący za nią towarzysz spojrzał na króliczycę z szeroko otwartymi oczami i rzucił się do ucieczki, więdząc że sam nie da jej rady.
- TYGRYSIE! TYGRYSIE, KRÓLICZYCA ZABIŁA PANTERĘ! - dy dotarł na miejsce, widział w jakiej sytuacji się znajduje. Tygrysowi udało się odeprzeć wroga i podjąć atak. Byk zblokował go jednak i wycofał się w tył, próbując za nim nadążyć. Nieskutecznie. Długa rana po boku byka, zmusiła go do uklęknięcia, choć sam zdążył się odwinąć, pozostawiając długie cięcie na lewej ręce Smugglera. Poplecznik wilka zareagował od razu, pozbywając się wielbłąda w kilku ciosach, zupełnie jakby celowo omijał byka, uznając go za ofiarę tygrysa. Jeden z dwóch atakujących padł na ziemię, gdy w korytarzu rozległ się odgłos kroków.
- Musimy ją zabić, tygrysie! Ona oszalała. Rozpłatała jej brzuch i gardło w ułamku sekundy. - brzmiał na niego przestraszonego. Mimo to trzymał mocniej miecz, widocznie czekając na nadchodzącą króliczycę. Gdy ta w końcu się pojawiła przyjął obronną pozę, ledwo blokując nadchodzące cięcie, które zmusiło go do uklęknięcia. Zadziwiające jak wiele siły kryło się w tym drobnym ciele.
- Cholerni rebelianci. Gińcie śmiecie! - miałeś kilka sekund na reakcję i przerwanie jej ataku, jak i wysunięcie własnego. Chyba, że postanowisz uciec i zostawić poplecznika na pastwę losu, choć w obecnym momencie mimo wszystko może się okazać cennym sojusznikiem. Jej cięcie idzie od boku, wyraźnie zamierza ściąć mu głowę.


***


Cyrille i Sigrunn:
Wszystko poszło zgodnie z planem. Strażnik ogłuszony przez Sigrunn, choć zostawił po sobie wielkiego siniaka, legł nieprzytomny na ziemi, skąd błyskawicznie ściągnęli go buntownicy. Tłum natomiast widząc roześmianych strażników, błyskawicznie pozbawiał ich broni i krępował im dłonie cały czas skandując te same słowa.
- PRECZ Z KRÓLEWNĄ! PRECZ Z KRÓLOWĄ!
Strażnik atakujący Cyrille'a raczej prędko nie pomacha sobie ręką. Mimo to ciosy, które zadał hienie pozostawiły po sobie olbrzymi ból głowy. Pozostawało się modlić, by nie okazało się, że pękła mu od nich czaszka. Z nosa hieny cienka strużka krwi na skutek wyczerpania, choć gdy tylko znalazł się poza obrębem walki, zaczęło ustępować.
Szło wam całkiem nieźle. Mimo pewnych obrażeń, raczej żadne z was zdecydowanie nie balansowało na skraju śmierci. Małpa odciągnęła hienę na bok, gdzie podbiegł do was jeden z popleczników wilka, wciskając wam do rąk jakieś małe zioło.
- Macie, szybko. Zjedzcie to i czym prędzej biegnijcie do strażnicy, wygląda na to, że tygrys walczy z króliczycą. Musicie mu pomóc sam nie da rady. - nie było czasu na większe tłumaczenia, cały czas skacząc w miejscu, machał na was ręką, by w końcu puścić się w stronę strażnicy, wskazując wam drogę.

// TERMIN: 29 kwietnia, g. 23.59
Było nazbyt dużo czasu na odpis, więc Sher umiera.
Wasz ostatni post. Cyrille i Sigrunn po zjedzeniu rośliny wasz ból całkowicie znika, choć rany pozostają. Biegniecie za rebeliantem i odnajdujecie prawie od razu skrępowanych strażników. Większość z nich dobrowolnie się poddała i przeszła na 'waszą' stronę. Wszyscy rozstępują się na boki, słyszycie uderzenia mieczy. Waszym zadaniem jest pomoc Smugglerowi i zabicie króliczycy.
Smuggler możesz zostawić rebelianta na pastwę losu, bądź go uratować. Tak czy inaczej nawet jeśli uciekniesz - króliczyca dopadnie cię później zmuszając do konfrontacji. Jest szybka i zwinna, choć ustępuje ci w sile. Do walki używa dwóch sztyletów przez co obrona jest nieco ciężka niż w przypadku miecza. Wyraźnie próbuje cię zmęczyć, atakuje płytko, by spowodować upływ krwi, a nie spowodować śmierć.
Walczy sama, nikt jej nie pomaga, choć i tak starcie nie jest łatwe. Osoba która odpisze jako ostatnia jest tą która ma zabić króliczycę, gdy ta po starciu z pierwszą dwójką próbuje uciekać. (Przykładowo: Smuggler i Cyrille odpisują pierwsi, obaj atakuję króliczycę, Cyrille zakłada, że króliczyca zaczyna uciekać, Sigrunn jako ostatnia biegnie za nią i udaje jej się ją zabić.)
Za zabicie co prawda bonusu nie ma, wiadomo - sztucznie nie przeciągajcie.

STAN DRUŻYNY:
Sigrunn: Parę zadrapań i siniaków, jeden większy na żebrach. Nie odczuwa bólu.
Cyrille: Prawdopodobnie pęknięta czaszka, uszkodzony nos (krwawił, obecnie przestał), wiele siniaków i zadrapań. Nie odczuwa bólu.
Pavel: Długie, krwawiące cięcie na lewej ręce, boli cię większość mięśni.
Sheridan: Nie żyje.
Dakota: Nie żyje.
Alex: Nie żyje.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Plac [W]
Czw Kwi 28, 2016 11:50 am
Banda bezużytecznych spierdolin.
Taka właśnie myśl przeszła przez jego głowę, kiedy usłyszał, jak jeden z rebeliantów wydziera się, że pantera została zabita. Normalnie pewnie odczułby satysfakcję, bo miał rację przez cały czas. Ta grupka niedorobionych podrabiańców potrafiła tylko kłapać pyskami, a kiedy przychodziło co do czego, to wykrwawiali się na pierwszym przeciwniku, bez najmniejszego oporu. Teraz jednak rozpaczliwie potrzebował sojuszników w walce, a ci wykruszali się, jak babeczki na świątecznym stole.
To nie był czas i miejsce na takie rozważania. W jednej chwili odwrócił się w kierunku króliczycy i rebelianta, aby wykonać sus w tamtym kierunku.

- Padnij! - Krzyknął, nie licząc na to, że zupełnie uniknie ciosu, ale nawet przesunięcie łba o kilka centymetrów mogło w tej chwili uratować jego życie.
Ból atakujący go ze wszystkich stron dawał jasny sygnał - nie mógł zbyt długo walczyć z króliczycą, bo zamęczyłaby go tak, jak on zamęczył byka. W dodatku znów musiał mierzyć się z sytuacją, kiedy nieuzbrojony stawał w szranki z rywalem uzbrojonym. Działania powinny być szybkie i zdecydowane.
Wyciągnął zranioną łapę w kierunku sztyletu mającego ściąć głowę rebelianta. Niestety nie miał aktualnie innej możliwości, więc liczył, że zablokuje cios własnym ciałem. W tym samym czasie zacisnął drugą łapę w pięść i z całą siłą, jaka mu pozostała, machnął nią w kierunku wroga. Nie liczył na to, że ten cios ją zabije. Ba, możliwe nawet, że zwyczajnie go uniknie. To jednak da kilka niezbędnych sekund zarówno rebeliantowi tutaj, jeśli uda mu się przeżyć, jak i całej reszcie tej bandy, na to żeby rozprawić się z króliczycą i nie zginąć przy tym. Pavel w tej chwili i tak stawał się bezużyteczny, w takim stanie nie poradzi sobie z tak zwinnym rywalem i mógł co najwyżej odciągać jej uwagę lub próbować rozpraszać. Ale musiał też zaufać reszcie grupy, że będą w stanie to wykorzystać i zaatakować od tyłu czy coś. Chociaż patrząc na to, jak do tej pory sobie radzili, miał złe przeczucia na ten temat...
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pią Kwi 29, 2016 4:53 pm
Ledwie zdążyła wyciągnąć hienę z tego młyna i chciała wrócić do bójki, ale znowu ktoś coś od niej chciał. Po tym wszystkim zażąda porządnej sumki z królewskiego skarbca, a następnie spierdzieli jak najdalej, żeby nie mieć już niczego wspólnego z tym miejscem. Nie żeby się dobrze nie bawiła, bo przecież obijanie mord to coś, co małpy lubią najbardziej, ale co za dużo to niezdrowo, o. A jeśli już o zdrowiu mowa, to bez słowa wzięła to małe, zielone coś i nie przejmując się tym, że równie dobrze może to być trucizna, zeżarła ziółko w całości. Trzeba przyznać, że smakiem nie różniło się od zwykłej trawy, ale przynajmniej przestało ją kłuć w żebrach i wszystkie inne bóle też jak ręką odjął. Najlepsze prochy na świecie, a w dodatku bez efektów ubocznych, na pewno zrobiłyby furorę w szpitalach i uratowałyby miliony istnień.
Ale do rzeczy. Spojrzała na swojego towarzysza broni, któremu też się widocznie polepszyło, więc ruszyła za buntownikiem, szybko przedzierając się przez tłum i pędząc prosto w stronę strażnicy, gdzie zobaczyła skrępowanych strażników. Na chwilę przystanęła przy nich, spojrzała, a później jak gdyby nigdy nic po prostu podeszła do nich i zakosiła najbliżej siedzącemu broń- krótki i poręczny miecz. Bo po co bawić się w ratowanie ich, skoro już z tego miejsca słyszała szczękanie ostrzy? I tak nie ufała tym kundlom księżniczki, bo jeszcze nie tak dawno chcieli zarżnąć ich w bójce.
Jak burza wpadła do pokoju, w którym aktualnie toczyło się starcie między tygrysem i króliczycą, która w tym momencie częściowo odwróciła swoją uwagę od przeciwnika i spojrzała w stronę Sigrunn. Norweżka nie mogła uwierzyć, że w takim małym, uroczym stworzonku mógł kryć się demon, który doprowadził wielkiego tygrysa do takiego stanu, ale mimo to wyprowadziła cięcie w stronę króliczycy, która jakimś cudem zablokowała cios i korzystając z impetu wycelowała w brzuch małpy. Ta odskoczyła na tyle, by sztylet jej nie sięgnął, po czym szybko zbliżyła się do przeciwniczki i kopnęła jak w brzuch, co osiągnęło zamierzony cel: króliczyca zgięła się w pół, przez moment nie mogąc złapać tchu. Chcąc skorzystać z idealnego momentu na zakończenie walki, Sigrunn uniosła miecz ponad głowę urzędniczki, ale kiedy miała wyprowadzić ostateczny cios, poczuła przeszywający ból w prawym udzie, przez co ostrze ledwie drasnęło królicze ramie, a później wbiło się w drewnianą podłogę. Małpa chwiejnie odsunęła się od rywalki, co wystarczyło, żeby ta rzuciła się do ucieczki, zostawiwszy jeden ze sztyletów w nodze buntowniczki, która aż usiadła z bólu. Widocznie magiczne ziółko nie działało na nowe rany.
- Łapcie ją, drittskaller! - ryknęła rozwścieczona do ludzi stojących niedaleko drzwi i sapnęła boleśnie. Któryś z wielu idiotów przecież musiał mieć na tyle mózgu i jaj, żeby złapać jedną kobietę, prawda...?
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pią Kwi 29, 2016 11:20 pm
Wszystko dzięki Małpie! Hiena została wyciągnięta z tłumu, co raczej nie było zbyt łatwym zadaniem. W końcu chłopak lekko trzymał się na nogach. Kończyny miał jak z waty, a ból dosłownie rozdzierał mu czaszkę. Blokowanie ciosów głową raczej nie należało do najmądrzejszych rozwiązań, ale skoro działało, to nie było też najgłupszym rozwiazaniem.
Otrzymał jakieś zioło, które miało postawić go na nogi. Szczerze wątpił w magiczne działanie jakiejś tam roślinki, ale posłusznie ją zjadł.
Mylił się. Chociaż w tej sytuacji naprawdę się z tego cieszył.
Ból zniknął, a on już po chwili pędził w stronę strażnicy tuż za Siggi. Razem z nią zatrzymał się przy spętanych strażnikach. W odróżnieniu od dziewczyny nie sięgał po miecz. Musiał się trochę więcej natrudzić szperając przy pasach strażników i wyciągając z nich krótkie sztylety. Dwa z nich schował zza pas, a jeden dzierżył w dłoni.
Westchnął cicho patrząc za odbiegającą Małpą, więc przyjdzie mu znów stawać w szranki z kolejnym przeciwnikiem. Nudziło go to nieco, luźniej czuł się w tłumie. Jednak nie mógł mieć wszystkiego.
Powoli ruszył w stronę końcowego bossa!
Kiedy wbiegał do pomieszczenia, szybko rozeznał się w sytuacji... i z całym impetem jakim miał uderzył w króliczycę, przewalając się z nią na ziemię. Patrząc po stanie w jakim się znajdowali jego sojusznicy, nie mógł pozwolić jej na dłuższe wymachiwanie ostrzem. Wskoczył na urzędniczkę próbując przytrzymać ją na ziemi, sięgnął za pas i wyszarpał zza niego sztylet. Zdecydowanym pchnięciem wbił go w ramię królika, zmuszając ją do wypuszczenia broni.
Odetchnął z ulgą, gdy ostatnie ostrze wysunęło się z jej palców. Jednak wściekłe syknięcie i pieczenie polika uświadomiło mu, że to nie koniec walki.
Przyczyna bólu to długie pazury królika, który najwidoczniej celował w szyję. Następnie Urzędniczka planowała uderzyć w jego oczy, co niemalże jej się udało.
Cyrille był prawie spokojny... a walczył z bestią, która chciała go zabić. Był w gorszym położeniu, w końcu adrenalina robiła swoje prawda? Nie mógł sobie pozwolić na dłuższą walkę, bo mogła się dla niego źle skończyć.
Zacisnął szczęki... na szyi ofiary. Trzymał je zaciśnięte jeszcze długo po tym, jak ciało pod nim przestało dawać oznaki życia..
Podniósł się powoli do siadu i zerknął na swoich towarzyszy. Nie próbował nawet wytrzeć tej całej krwi, a zapewne nie wyglądał zbyt potulnie.
- Jesteście cali? - spytał spokojnie i tak jakoś bez emocji. Był zmęczony.

Zioło weszło motzno!
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Wto Cze 21, 2016 7:22 pm
Całe szczęście, poplecznik Wilka postanowił posłuchać rady tygrysa, choć prawdopodobnie zrobił to bardziej automatycznie - przyzwyczajony do rozkazów, niż z faktycznego myślenia. Przeturlał się w bok, a jeden ze sztyletów króliczycy zarył o posadzkę z nieprzyjemnym dla ich uszu zgrzytem. Drugi natomiast wbił się w ciało Travitzy i utkwił w mięśniu, chwilowo zblokowany. Wszechogarniający ból nie powstrzymał jednak napędzającej go adrenaliny przed wyprowadzeniem potężnego ataku w stronę króliczycy. Coś chrupnęło nieprzyjemnie, gdy dosłownie odleciała przez całe pomieszczenie uderzając z plaśnięciem w ścianę. Głośny jęk. Początkowo pojawiła się nadzieja, że wszystko skończy się tym jednym ciosem. Niedoczekanie. Błyskawicznie się pozbierała i otrząsnęła, by powstrzymać atak napierającej na nią małpy. Plan Sigrunn powiódł się jednak bez zarzutu, a króliczyca wycofała się krok w tył, usiłując złapiąc oddech. Była sprytna. Kontratak na małpę, próba ucieczki. Poplecznicy wilka zgodnie zablokowali całe przejście wyciągając swoje sztylety i miecze. Nie było im jednak dane ich wykorzystać, gdy Cyrille uderzył z impetem w króliczycę skutecznie odcinając jej drogę ucieczki. Walka, która dla niego wlokła się długimi minutami, w rzeczywistości trwała kilkanaście sekund. Zmęczona poprzednimi starciami króliczyca choć szarpała się wściekle, nie miała szans z zaciskającymi się na jej gardle kłami.
- N-niech... was... szlag... - krew zabulgotała w jej gardle, gdy w końcu legła nieruchomo na ziemi.
"Jesteście cali?"
Powolnie wypowiedziane słowa zaraz zostały zagłuszone przez huk, gdy hiena padł nieruchomo na ziemię...

***

- CALLAGHER. - wszystko nagle umilkło, gdy atmosferę przerwał donośny głos jednego z nauczycieli.
- O cholera. - wcześniej wspomniany Callagher, wysoki szatyn, poderwał się od stołu, rzucając kartkę na stół. Spojrzeliście po sobie przerzucając karty z postaciami między rękami, nie do końca pewni co się właściwie dzieje.
- PANIE CALLAGHER, JESTEŚCIE NA BALU, A NIE SPOTKANIU FANÓW RPG! - nauczyciel był wściekły. Wymachiwał nawet ręką, jak typowy woźny, który właśnie przyłapał swoich uczniów na wejściu do szkoły w niezmienionym, ubłoconym obuwiu tuż po tym jak umył podłogę.
- My tu tak tylko... - nie dowiedzieliście się co tu tak tylko. Nauczyciel odciągnął go nieco na bok udzielając głośnej nagany, która zwróciła na siebie uwagę kilkunastu osób obok, które również przeszły do spokojniejszej sali szukając spokoju od tańca. Dziewczyna z kartą króliczycy siedziała z wyraźnie niezadowoloną miną, zaraz obracając się w stronę Smugglera.
- Ranyyy, jakbyś mnie nie zdradził to bym to wygrała! A byłam tak blisko. Głupi tygrys. Głupia hiena. - nadymała policzki, odkładając kartę na stół, raz po raz wygładzając swoją bufiastą, żółtą sukienkę.
- No już się nie obrażaj, Emily. To tylko gra. - Mercury wyprostował się na krześle, rzucając jej rozbawione spojrzenie, również odrzucając swoją kartę Wilka.
- Łatwo ci mówić, skoro dzięki nim zostałeś królem.
- Wiele się nie zmieniło. - rzucił wesoło, w końcu dostrzegając na jej twarzy przebłysk rozbawienia. Zaśmiała się cicho, nim w końcu zwróciła się w stronę Cyrille'a.
- Przynajmniej zabrałam cię ze sobą! - oznajmiła dumna, zaraz kuląc się w sobie, gdy nauczyciel posłał im srogie spojrzenie.
- ... i żeby mi to był ostatni raz, Callagher.
- Tak jest, panie profesorze. - potulny głos chłopaka od razu przykuwał uwagę wszystkich. Nauczyciel wymamrotał coś jeszcze, nim w końcu obrócił się na pięcie, sprawiając że prowadzący rozgrywkę szatyn odetchnął z ulgą.
- To jak się to wszystko skończyło? - zapytał zaciekawiony, zerkając w bok na Pavla i Sigrunn, zupełnie jakby chciał sprawdzić, czy i ich interesuje podobna informacja.
- Ach tak. Wilk przejął królestwo detronizując królową, która miała konszachty z kotowatymi, księżniczki nigdy nie znaleziono, więc prawdopodobnie do tej pory jej zwłoki gniją gdzieś w lochu. Albo pożarły ją kolorowe puffki z kanałów. Hiena został odznaczony medalem pośmiertnym, podobnie jak inni którzy zginęli w trakcie wyprawy, a Tygrys i Małpa stali się nowymi symbolami odwagi...
- CALLAGHER.
- ... dobra szybko zbierajmy się stąd, zanim mnie zabije. - przerażenie w jego głosie sięgało zenitu, gdy zbierał wszystkie karty do pudełka. - Powtórzmy to kiedyś!
- Jestem za. - zaśmiał się wstając ze swojego miejsca i podał rękę Emily. - Zatańczy królicza panienka?
- Z przyjemnością panie wilku. - odpowiedziała rozbawiona podając mu dłoń. Spojrzał jeszcze na wszystkich z nieznacznym uśmiechem, żegnając się z nimi nim ostatecznie wyruszył na parkiet.

//

CZY TO KONIEC? Właśnie tak!
Zabrało to olbrzymią ilość czasu, ale event w końcu został zakończony. Wszystkich niesamowicie przepraszam za to chore opóźnienie, każdy z was dostanie nieco większą ilość PU niż przewidywałem w ramach rekompensaty. Naprawdę świetnie się spisaliście, jeszcze raz dziękuję wszystkim za udział i wytrwałość!

Nagrody:
Smuggler - 11PU + zawieszka z tygrysem
Sigrunn - 11PU + zawieszka z małpą
Cyrille - 10PU + figurka hieny
DA - 7PU
Alex - 7PU
Sheridan - 7PU

Ponadto honorowa trójka dostaje po unikalnym przedmiocie fabularnym, który może wykorzystać podczas starć z Mistrzem Gry. Najlepiej zapiszcie je sobie jakoś w Dodatkowych/Podpisie, by o nich nie zapomnieć.

Zawieszka z tygrysem - podczas ataku ze strony NPC, wystarczy jedno spojrzenie na zawieszkę z tygrysem, byś poczuł w sobie siłę dzikiego zwierzęcia. Wraz z nią żadne starcie ci nie straszne, niezależnie od wykupionych umiejętności. [Użycia: 2]
Zawieszka z małpą - otoczyli cię wrogowie? Mają przewagę liczebną? Już ty wiesz jak wymknąć się z nawet najpoważniejszych tarapatów, unikając poturbowania. A ten szczęśliwy amulet z małpą zdaje się mieć z tym coś wspólnego... choć rzecz jasna nikt ci w to nigdy nie wierzy. [Użycia: 2]
Figurka hieny - znasz ten moment, gdy nauczyciel posyła ci wyjątkowo srogie spojrzenie, a dyrektor grozi wydaleniem ze szkoły? Nieważne jak bardzo próbujesz ich rozbawić - odpowiadają ci tylko lodowatym spojrzeniem? Pamiętaj, by nosić przy sobie figurkę hieny. Wraz z nią uda ci się uniknąć nawet najgorszych tarapatów, pozostawiając u agresora śladowe elementy rozbawienia i sympatii względem twojej osoby. Ponoć szczególnie dobrze działa na prefektów. [Użycia: 2]
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach