Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Plac [W]
Pon Sty 04, 2016 1:04 am
First topic message reminder :

PLAC

Plac [W] - Page 3 Placpng_snraqee

Cisza. Ciemność. Do waszych głów nie przebijało się ani światło, ani żaden dźwięk. Do czasu.
- O mój boże, o mój boże! - wysokie zawodzenie raczej nie było wymarzonym sposobem na wybudzenie dla większości, niemniej to właśnie te słowa powtarzane nieustannie przez jedną z dwórek, przebiły się przez ciemność stanowiącą swego rodzaju barierę w waszym umyśle. To Dakota wybudził się jako pierwszy. Choć początkowe otępienie stopniowo zaczynało odchodzić w zapomnienie, zdecydowanie coś było nie tak. Dopiero po dłuższej chwili poczułeś ostry ból przeszywający twoje plecy. Wystarczyło jedne spojrzenie w tamtą stronę, byś zdał sobie sprawę, że źródłem owego nieprzyjemnego uczucia było zgniecione pod tobą i zwinięte w nienaturalnej pozycji skrzydło. Twoje skrzydło.
Zaraz po tobie wstała cała reszta. Każdemu z was towarzyszył przeszywający ból głowy, jak i wyraźne niedowierzanie, gdy odkrywaliście coraz to nowsze, przedziwne części ciała wyrastające w różnych miejscach.
- O mój boże! Czy nic wam nie jest? Toż to katastrofa, absolutna katastrofa. Moja pani... och moja pani, co my teraz poczniemy? - zawodząca kobieta zapłakała żałośnie, machając na wszystkie strony króliczymi uszami. Od czasu do czasu podskakiwała zupełnie niekontrolowanie w miejscu, a wielkie, słone łzy spadały na zimne, szare kafelki zostawiając po sobie mokre plamy. Znaleźliście się na placu. Sala balowa zniknęła bezpowrotnie, zastąpiona widokiem rodem z bajkowych książek, które czytali wam w dzieciństwie rodzice do snu. Wielkie, kolorowe kwiaty wielkości normalnego człowieka przechylały się w waszą stronę, wpatrując z wyraźną ciekawością wielkimi oczami. Właśnie tak, oczami. Każdy z kwiatów miał własną parę ślepi. Niemniej oprócz ciekawości co bardziej spostrzegawcze osoby mogły dostrzec coś jeszcze. Smutek. Smutek odpowiadający tajemniczej, króliczej kobiecie, która właśnie oddaliła się parę metrów, by podskoczyć do olbrzymiego jeziora, mieniącego się wszystkimi kolorami tęczy w blasku słońca. W przeciwieństwie do normalnego świata, w krainie, w której się znaleźliście panowało lato. Wskazywało na to dosłownie wszystko - od wysokich temperatur, poprzez rozkwitające kwiaty, po zwiewne ubiory mieszkańców. Mieszkańców, który wyglądali na was z zaciekawieniem z okien swoich starych domków i chatek, otaczających plac ze wszystkich stron.
- Co my poczniemy, co my zrobimy? - kobieta-królik dalej zawodziła wniebogłosy, wycierając łzy swoimi długimi, białymi uszami. Najwyraźniej nie miała zbyt szybko przestać.

// CZAS NA ODPIS: do 6 stycznia, g. 23.59.
Stan fizyczny:
Wszyscy: Ostry, choć stopniowo zanikający ból głowy, towarzyszące temu luki w pamięci.
Dakota: Dodatkowo boli cię prawe skrzydło, przez 2 tury nie będziesz w stanie latać. [1/2]
Stan psychiczny: Choć pamiętacie, że piliście jakiś napój na balu, nie macie pojęcia kim jesteście, skąd pochodzicie i jak się tu znaleźliście. Z każdą sekundą wasze wspomnienia dotyczące starego życia całkowicie zanikają, a wam wydaje się, że od zawsze przynależeliście do tej krainy.

Dakota Lowe
Dakota Lowe
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Sro Sty 20, 2016 11:23 pm
Tsk. Zmrużył lekko oczy, ściskając wargi w wąską linię, wewnątrz wgryzając się w nią kłem. Jedynie on i Travitza byli za rozeznaniem na terenie zamku, reszta z uporem maniaka nawijała tylko o dowódcy Gwidonie, co nieco kłóciło się z jego planem ogarnięcia kartki z wiadomością (choć ją równie dobrze mógł mieć królik, to się okaże, może mu ją udostępni na trochę) oraz komnaty księżniczki Rosalii, w której byłby w stanie ustalić rzeczy kluczowe, jak to, czy na miejscu są ślady walki, czy po zabójcy/porywaczu był jakiś trop, gdyż noga mu się mogła powinąć, w jakim oddaleniu są pomieszczenia innych mieszkańców zamku, czy są tam tajemne przejścia, o których oprawca mógł wiedzieć. Twierdził również, że rozsądnie byłoby oko w oko zobaczyć się z królową, czy ta była w formie, czy nie - nieistotne, to właśnie chciał ocenić. Był zdania, że gdyby dać mu parę godzin, mógłby orzec kilka pewnych faktów, może usiłować odtworzyć akcję z możliwym włamaniem, co też głupie nie byłoby, naprowadziłoby ich na coś. Chociaż było to w pewnym stopniu niebezpieczne, jeżeli chciał się odłączyć od grupy i działać na własną rękę, ewentualnie jego i Travitzy. Swoją drogą, wolał tę drugą opcję, bo gdyby shit miał się stanąć - miałby wielkiego kocura, który mógłby ich obronić. Lowe też mógłby to zrobić, ale jeżeli już, musiałby się wycofać, a to przekreśliłoby jego cel. A poza tym, widział tych ludzi, z którymi tu trafił. Czuł się w odpowiedzialności, aby w tym zespole wprowadzić ład i wykorzystać w pełni potencjał każdego zwierzaka - musieli być razem głównie przez to, że nie mogli się ze sobą komunikować z oddali, a na listy nie było czasu. Choć mógłby lecieć do nich, żeby im zrelacjonować to, co udało im się wywnioskować, oni raczej nie mogli tego zrobić w drugą stronę. No i czy uniósłby ewentualnie tygrysa, którego raczej na pastwę losu i wizję gonienia z buta nie zostawiłby.. Nie no, wziąłby go jakoś ze sobą.
Tak lustrując wzrokiem prążkowanego agresora sobie rozkminiał, czy jakby go złapał za kark, to czy wyśliznąłby mu się.. Kocie matki robią takie cuś, może nie zrzuciłby go omyłkowo nad jakimś lasem. Może to nieco kolidowało z jego wcześniejszymi wypowiedziami o demokratycznym głosowaniu i tak dalej.. no, ale mówił o mądrym rozdzielaniu się, tak?
- Dobra. Mamy w grupie 7 członków + królik, który się z nami wybiera, tak czy nie tak? - mówiąc, wzrokiem powiódł w stronę króliczycy, która.. przetransformowała się trochę w swoją bardziej puchatą wersję. W sumie, on miał to gdzieś, bardziej skoczne to to tera. - To znaczy, żee.. 25% naszej drużyny chce iść do zamku, w składzie ja i tygrys, oczywiście zakładając, że Pani Królik jest za większością, a niedźwiedzicy w sumie wszystko jedno. Jeżeli w tym momencie podzielimy się z głową, możemy to ugrać. O czym mowa? Otóż, niedźwiadek, panterzyca, lwica i małpiata + ewentualnie króliczka - idziecie razem. W pakiecie załączam Wam hienę, żeby było Wam wesoło, jakby się nie angażował, tylko oskarżał zespół na okręta, nie wnosił nic nowego itd., możecie go zrzucić z klifu czy coś. Gwidon to dowódca gwardii, więc wielu rzeczy się nie boi, ale przed miśkiem powinien czuć jako-taki respekt, gdyby nie chciał rozmawiać. Małpa może go przeszukać w razie, gdybyście wysnuli podejrzenia, że może on mieć z tym coś wspólnego, hiena zacznie mu opowiadać jakieś suchary beskidzkie, pantera może oszołomić swoim pięknem, gracją, inteligencją, plamkami, oczami, rzęsami, łapami.. aaaahhh, wszystki-.. - dobra, rozmarzył się nieco, aż na parę sekund zamilkł. - ..A lwica może mu, nie wiem, założyć jakiś tajny chwyt na aortę, powinno działać. Alles gut? Ja, dostojny orzeł, biorę tego oto paskowanego osobnika w szpony i transportuję go do zamku. Jak nas nie będą chcieli wpuścić, gość chyba ma gadane czy tam mruczane, może zdobędzie jakieś poparcie ze strony kociej części straży, powinni ulec. Chyba, ze króliczyca pokica szybko do pałacu i uprzedzi, że złożymy im wizytę, to byłoby fajne, bo jej nie uniosę. Tam tygrys zrobi wywiad środowiskowy, obtłucze co krnobrniejszego, czy tam trzepnie, a ja się zajmę miejscem zbrodni, bo mam o tym pojęcie. Stoi? W razie, gdybyśmy coś znaleźli, możemy do Was przylecieć bardzo szybko. Znaczy, może nie ekstremalnie szybko, bo to wielkie kocisko.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Czw Sty 21, 2016 4:03 am
Królik dobrze gadał! Chociaż trzeba było przyznać, że nie tylko gadać potrafiła. Widok tygrysa w takim stanie naprawdę poprawił mu humor. W końcu ktoś sprowadził go do parteru i to przy jakim pokazie siły! Jednak nie podobało mu się tylko jedno w tym wszystkim. Królicza forma. Znaczy... ta prawdziwa królicza forma. Preferował tamtą poprzednią, ale jak widać nie można było mieć wszystkiego.
Co do kwiatków, to tylko czekał aż roślinki zaczną budować ołtarz na cześć Władcy Ognia.
"Proroctwo stało się prawdą! Bądź błogosławieństwem lub klątwą" i te sprawy. Chociaż małpa nie wydawała się idealnym materiałem na boga, cóż...
Sytuacja polityczna nie wyglądała za dobrze w świetle obecnych wydarzeń. Mieszanka narodowa, dodatkowo odwieczne konflikty. To mógłby być każdy! Chociaż miał już swoich faworytów. Jednak pojawiło się kilka smaczków, które niektórzy pominęli. Widocznie każdy miał swoją wizję. Tak samo jak on... może tutaj były inne zasady? Prawa do tronu, tu zawsze chodzi o władze co?
- Gildie skrytobójców i złodziei są legalne? - rzucił do królika, wydawało mu się, że w pewnym mieście widział taki system. Działał dość pokręcenie, ale ... działał. Więc skoro coś jest dziwne, ale działa to znaczy, że nie jest dziwne prawda?
Może nie wyglądał na spostrzegawczego, ale z łatwością wyłapał te drobne gesty jakie wykonywała lwica, wzdrygnął się artystycznie i potarł ramiona dłońmi.
- Cóż, za straszna aura. Skończyły się argumenty? - Wyszczerzył się do lwicy. On? Rasista? Nie, jeździł po wszystkich jednakowo, jednak to koty dały mu teraz do tego okazję. Wizyta w jeziorze mogłaby być ciekawa... Gdy tygrys stwierdził, że słuchają małpy to nikt go nie nazwał rasistą... to jest RASIZM.
Gdy tylko usłyszał o sytuacji w straży, a raczej o członkach tej jakże wybitnej organizacji państwowej omal nie wybuchł śmiechem. Wrzucanie do fosy jednego ze swoich naprawdę go rozwalało i z trudem się powstrzymywał.
Następnym, który wyskoczył przed szereg był nasz Orzełek, słuchał jego wypowiedzi co chwila starając się zachować poważną, a nie znużoną miną. Kiedy ten tylko skończył, parsknął śmiechem i raczej nie starał się tego kryć.
- Ledwo udało nam się powstrzymać dyktaturę tygryska, a ty już wprowadzasz swoje rządy. Kto mianował cie kapitanem tego statku he? Widać jak słuchałeś, mieszkańcy nie będą wam ufać, szczególnie straż w zamku, a ty od tak chcesz tam wlecieć z tygrysem. Dodatkowo chcesz zabrać nam królika, przez co my będziemy dość opóźnieni, bo wątpię by nawet z umiejętnościami naszej pani Urzędnik, to chwilę zajmie. To raz. Dwa, chyba nie dosłyszałeś wzmianki o straży. Nigdzie nie było wspomniane jakiej rasy jest nasz kapitan, a ty od tak chcesz go zastraszyć... misiem? - tutaj wskazał kciukiem w stronę Alex (no offensive misiu <3), miała siłę, zgodnie z rasowym bonusem, oh czemu hieny nie były wielkie? Ale tu również chodziło o unikatowe osobniki w swoim gatunku, gabaryty mają znaczenie- Dodatkowo mówimy tu o DOWÓDCY (co jeśli to jakiś mityczny smok or smth?!). Wybacz, ale raczej nie zostaje nim jakieś chuchro, które od tak daje się zastraszyć czy też założyć "jakiś chwyt na aortę". Skoro to dowódca, raczej nie będzie tam sam. Więc takie próby mogą spowodować niezłe zamieszanie.
!!!!
To przyszło mi na myśl, że kiedy my byśmy awanturowali się w garnizonie, ty i Tygrys wylądowałbyś w zamku. Myślę, że taka akcja w mieście zwróciłaby uwagę nawet tych w zamku, łatwo byłoby mieszać na miejscu zbrodni. Wygodnie. Jednak czyżbyś darzył szczególną sympatią naszych kotowatych? Z jednym współpracujesz, do drugiego się ślinisz. Uważaj, żebyś nie zatonął razem ze swoim statkiem
- uśmiechnął się jeszcze szerzej.
Zależnie od sytuacji zapewne ruszył razem z resztą w stronę miejsca gdzie stacjonował Kapitan, w miedzy czasie zwrócił się do lwicy, jednak zachowując pewien dystans.
- Naprawdę zrzuciłabyś mnie ze skały? Oh, to taka u was norma? Zdrady... zrzucanie z klifu? Macie to we krwi czy co? - zaśmiał się i ze łzami w oczach rzucił - Mufasa. Mówi ci coś?
Oddalił się śmiejąc jak szalony, mrucząc pod nosem "nieważne ,nieważne". Na szczęście dość szybko się opanował, a żeby uprzyjemnić sobie podróż podśpiewując cicho pod nosem, o dziwo dalej kręcił się tak, by lwica usłyszała jego każde słowo.
~*~
- ...Czas żreć~  Już w kiszkach czuje skurcz kiciu~ W żołądku już mnie rwie~ Czas żreć~ - o dziwo udawało mu się zachowywać melodię modnej wśród jemu podobnych piosenki, pomimo radosnego chichotu co jakieś kilka słów.- ...przystawką będą dzisiaj móżdżki lwie~ Czas żreć! - Ostatecznie postarał się by po tych słowach dość głośno chapnąć paszczą. - To dziw jak szybko biega taki szkrab, szlachetne mięsko nie zaszkodzi nam~ Kici kici~ Czas żreć!
Zaśmiał się pod koniec, aż musiał otrzeć łezkę. Solowa piosenka nie brzmiała tak dobrze jak podczas śpiewu w trio, ale i tak był zadowolony! Jeszcze przez długi czas po prostu nucił sobie tą piosenkę. Ahh rodzinne strony~  

///wybaczcie ^ ^" ///
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Nie Sty 24, 2016 7:53 am
Mistrz Gry

Kobieta królik zerknęła na tygrysa, nie komentując jego przeprosin ani słowem, choć jej spojrzenie wyraźnie złagodniało. Najwidoczniej nawet tak drobna rzecz jak przyznanie się do błędu, momentalnie zmieniło sposób w jaki odbierała pasiastego blondyna.
- Och, skrytobójcy wykazują aż nazbyt dużą fantazją. Niemniej osobiście wątpię by za tym stali. Mimo że utrudniają nam życie na wszelkie sposoby i dopuszczają się okrutnych rzeczy, zwykle atakują tych, którzy mieli coś na sumieniu. Natomiast nasza pani jest czysta niczym łza! - pomachała gorliwie pyszczkiem, chcąc pokazać jak głęboko wierzy we własne słowa. Jednocześnie patrzyła nieco poddenerwowanym wzrokiem na małpę, wyraźnie obawiając się że jej czyny sprowokują tygrysa do ponownej bójki.
- Książę Baliard to przystojny, choć nieco rozpieszczony młodzieniec. Urodził się w sąsiednim kraju Lovaroth i jest drugim synem pary królewskiej. To dobry chłopiec, niemniej od dziecka nieustannie wmawiano mu że zostanie wydany za naszą księżniczkę i woda sodowa nieco uderzyła mu do głowy. Do tego niesamowicie przystojny, więc urzekł naszą księżniczkę i skutecznie ją do siebie przywiązał. Jest niesamowicie zaborczy i oddany, kompletnie nie akceptuje myśli że coś mogłoby pójść nie tak. Gdy tylko dowiedział się o zniknięciu, postawił na nogi wszystkie straże, byle ją odnaleźć. Bardzo dba o naszą księżniczkę, choć... nie będę ukrywać, że osobiście uważam iż w głównej mierze boi się, że jeśli księżniczka przepadnie, nie obejmie tronu i będzie zmuszony do służenia starszemu bratu, Ivanowi. Lecz z góry was uprzedzę, żaden z nich z pewnością nie jest za to odpowiedzialny. Przynajmniej nie bezpośrednio. Obaj przebywali na terenie swojego kraju, gdy to się stało. Porywaczem musi być ktoś z naszego państwa... dlatego kotowate oskarżają wilki. Niemniej jestem pewna, że Gwydion będzie miał nam do przekazania coś więcej. - posłała nieśmiały uśmiech Aidzie, wyraźnie zadowolona, że dziewczyna postanowiła odpuścić i zgodzić się na ich plan. Równie szybko zmarszczyła jednak brwi słysząc bezmyślną propozycję orła.
- I jak tam trafisz mój drogi? Zamek może i jest widoczny, ale myślisz że wstęp do niego ma każdy kto tego zażąda? Nie bez powodu kazałam wam wybrać. Po pierwsze, przypominam że nie jesteśmy w zoo. Tereny po których się poruszacie potrafią być śmiertelnie niebezpieczne. Jeden zły krok i obudzisz uśpioną w chmurach bestię, która zamknie cię w otchłani czasu mieszając przeszłość z przyszłością. Natrafić na kapryśnego podniebnego węża, który zamienia północ z południem i wschód z zachodem, jeśli nie odpowiesz na jego zagadkę. Nie, rozdzielenie się nie jest w tym momencie mądre. Nie dopóki nie znajdziecie drugiego przewodnika. Nikt nie zdradzi wam informacji, jeśli nie będziecie mieli ze sobą urzędnika państwowego. - nie miała nad nimi władzy. W każdym momencie Dakota, jeśli tylko by chciał, mógł zignorować jej ostrzeżenie i zwyczajnie podążyć inną trasą. Kicała żwawo przed siebie, ruszając na boki białymi uszami, a jej wąsiki poruszyły się, gdy usłyszała pytanie Alex.
- Och tak, jesteście naszymi wybrańcami. Ściągnęliśmy was z innego wymiaru i czasoprzestrzeni przy pomocy jednej z podniebnych bestii, o których wcześniej mówiłam. Nie martwcie się, pustka w głowie jest naturalną koleją rzeczy. Z czasem zaczną pojawiać się wspomnienia z tego świata, zupełnie jakbyście się tutaj urodzili. Dzięki temu możemy zachować równowagę świata. Gdy skończycie swoją misję będziecie mogli powrócić, bądź - jeśli taka będzie wasza wola - zostać tu na zawsze. Uważajcie jedynie by nie umrzeć. Ktoś kto zaznał śmierci w naszej czasoprzestrzeni, pozostanie w niej uwięziony na wieki, błąkając się i szukając drogi powrotnej do własnego ciała. - ciężko było stwierdzić czy próbowała ich nastraszyć, czy jednak mówiła prawdę. Brzmiało to w końcu dość absurdalnie. Słysząc pytanie Cyrille'a, położyła po sobie uszy.
- To trudny temat. Zakładanie organizacji jest całkowicie legalne, niemniej występowanie przeciw władzy czy mordowanie obywateli już nie. Nawet jeśli owy obywatel zrobił coś złego, zamiast wymierzać samemu sprawiedliwość winno się go oddać w ręce gwardii. Niestety niektórzy nie omieszkają się wyciągnąć grubej sumy na stół, gdy stwierdzą że kara śmierci z rąk skrytobójcy jest dużo lepszą zemstą za gwałt na córce niż wieczne przebywanie w lochach. - zamilkła, cały czas zmierzając przed siebie. Droga z placu na stację nie była aż tak długa. Zaledwie po piętnastu minutach wyszli na wielką ulicę zapełnioną ludźmi. Cóż. "Ludźmi". Każdy przyozdobiony zwierzęcymi cechami stanowił element swego rodzaju niesamowitej tęczy. Barwne kobiety z pawimi ogonami, bawiący się piłką psi chłopcy, zwisająca z dachu kocia dziewczyna, wystawiająca brzuch ku promieniom słońca, blisko trzymetrowy mężczyzna z rogami żyrafy i łatami na umięśnionych ramionach jak i twarzy.
- Trzymajcie się blisko mnie! - głos pani urzędnik brzmiał poważnie. Kicała pomiędzy tłumem, wykrzykując coś od czasu do czasu, dzięki czemu ludzie schodzili jej z drogi robiąc przejście dalej. Stanowisko gwardzistów wyróżniało się na tle jasnych budynków. Przypominało szarą, zimną twierdzę nie do zdobycia. Już z daleka widać było krzątających się strażników, którzy widocznie właśnie skończyli swoje zmiany. Dopiero gdy zobaczyli nadchodzącą z gośćmi króliczycę, wyprostowali się dumnie, salutując.
- Pani urzędnik!
- Czy dowódca Gwydion już powrócił?
- Tak jest proszę pani! - jeden ze strażników wystąpił naprzód, zapraszając ich gestem do środka. Długie, szare korytarze rozświetlone były kolorowymi kamieniami, w niezrozumiały sposób produkującymi własne, jasnoniebieskie światło. Stanowiło to dość niesamowity widok, niemniej wasza przewodniczka wyraźnie się spieszyła. Dopiero, gdy stanęli przed wejściem, odprawiła strażnika z podziękowaniem i zastukała parę razy do drzwi kołatką w kształcie lwa.
- Auć! - kapryśny głos przerwał panującą ciszę, gdy kołatka poruszyła się sama z siebie wyraźnie niezadowolona. - Może by tak odrobinę delikatniej?
- Spieszy nam się. Otwórz drzwi, musimy porozmawiać z Gwydionem.
- Bezczelność. Nikt nie będzie pospieszał króla zwierząt. Znasz zasady.
- To stan wyjątkowy!
- Znasz zasady.
Króliczyca tupnęła nogą wyraźnie poirytowana, wyrzucając pod nosem całą niewyraźną wiązankę. Niemniej zaraz odwróciła się w waszą stronę wyraźnie zrezygnowana.
- Musicie odpowiedzieć na zagadkę. Nie jest trudna, ma to po prostu na celu sprawdzenie waszej sprawności umysłowej. Nie mogę wam podpowiadać, więc jesteście zdani na siebie. Tylko szybko. - w przeciwieństwie do króliczycy, lwia kołatka wydawała się nieporuszona. Otworzyła jedynie szerzej paszczę w ziewnięciu i zamrugała, patrząc na nich z średnim zainteresowaniem.
- Doskonale. Słuchajcie zatem uważnie, bo nie będę się powtarzać. Lekkie muśnięcie na policzku damy, rozbudzi na jej twarzy czerwony żar. My z żarem czerwonym już zaczynamy, lecz potrzyj nas czule, a otrzymasz dar. Co było czerwone już nigdy nie wróci i choć rozjaśnię chwilowo mrok, na koniec bezpowrotnie ogarnie mnie czerń, a ty na nowo utracisz wzrok. Czym jestem? - kołatka zamilkła, wyraźnie czekając na ich odpowiedź. Króliczyca zacisnęła natomiast pyszczek, tupiąc nogą o podłogę. Wyraźnie jej się spieszyło.

// TERMIN: 28 stycznia, g. 23.59
Wybaczcie ponownie opóźnienie i długi termin, ale niestety sesja naprawdę zabija mój czas wolny. Od piątku wszystko wróci do normy i posty będą się pojawiać co drugi-trzeci dzień, by przyspieszyć akcję.

ODPOWIEDZI NA ZAGADKĘ PRZESYŁACIE MI NA PW. Nie wstawiacie ich jawnie do posta!
Dakota Lowe
Dakota Lowe
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Czw Sty 28, 2016 11:11 pm
No, Dakota po tych obelgach co najmniej się wkurwił. Jako, że był on człowiekiem, który na krytykę czy argumentacyjną czy też nie reaguje tak samo, wielce się obraził. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, warcząc coś pod nosem, jakby go uderzono bez ostrzeżenia w nos z łokcia, a wzrok utkwił w kwiatkach, z którymi jeszcze parę minut temu żarliwie się kłócił o dostęp do światła.
Odrzucono jego ideę, przy czym królik mu jeszcze chciał wcisnąć, że gówno się na rzeczy zna i udawała, że w ogóle nie zarejestrowała informacji o tym, że rzeczywiście Lowe wolałby wziąć króliczycę ze sobą. Poza tym, jego umiejętności są teraz o dupę roztrzasnąć praktycznie i co?
No i chuj.
Choć w tym momencie wszelkie jego chęci i dobra wola do robienia czegokolwiek były w niedomówieniu, z pewnością chętniej legnąłby gdzieś na drzewie, może naznosił patyków, tkanin i jakichś świecidełek. Teraz ma się fatygować dla ludzi, którzy uznali go za niekompetentnego? No foch z przytupem. Tak czy owak, ruszył swój opierzony tyłek za panią urzędnik, czy mu się to widziało czy też nie. Dla niego odwiedzenie dowódcy mogło się okazać mniej efektywne niż wizyta w zamku, ale na razie nie miał w planach podejmowania jakichkolwiek inicjatyw, w końcu był urażony i był pewien, że będzie się dąsał jeszcze parę godzin. Rozglądał się w pół przytomnie podczas żwawego marszu, niekoniecznie jakoś interesując się tym, co się wokół odbywało. Gdyby aktualnie nie miał focha, pewnie usiłowałby ocenić odległość między widocznymi z daleka obiektami, rozgryźć ewentualną taktykę oprawcy, może wypytywałby urzędniczki o jakieś pierdoły, jak przypuszczalne położenie bazy skrytobójców. Ale obecnie zwyczajnie miał to wszystko w dupie, chciał tylko wiedzieć, jak ta banda coś wykmini i co z tego wyniknie. Niespecjalnie wierzył w ich organizację, przecież był pewien tego, że on tutaj musi wyznaczyć porządek. Nie będą robić jakiś dziwnych akrobacji, jak już się shit stanie i będą musieli coś zrobić. Więc wielkiej wagi nie przywiązywał do barwnego otoczenia..
..no, ale przyszło co do czego i zobaczył pana Żyrafę. I omal nie zemdlał, natychmiast pospieszył się, prawie wyprzedzając króliczycę, ale dalej trzymał się zwartego szyku, w jakim szli, aż wreszcie nie zaszli na miejsce. Niby był głuchy na to wszystko, z innej zaś strony przywoływał mowę ich przewodniczki, kiedy mówiła o jakimś uwięzieniu w tej krainie.. Dziwne i niepokojące.
Stanął za zmiennokształtną istotką, wsłuchując się w tę rymowaną zagadkę, która już go niespecjalnie bawiła zważywszy na jego humor, ale mógł się zawsze wysilić trochę i przyczynić do rozwiązania i przejścia.
Pomijając fakt, że ni chuja nie rozumiał takiej idei wpuszczania obcych do wnętrza lokacji przez strażników. Niech tylko mu nikt nie mówi, że wszystkich prawdomówność tak weryfikują, to wtedy poszukiwania będą cięższe, granice obejmujące podejrzanych się rozszerzą cholernie. Wodził wzrokiem po podłożu, usiłując wyprodukować jakąś myśl, która rzeczywiście może być adekwatna i pasować do wszystkich części układanki. Jakimś geniuszem w tej dyscyplinie nie był i okropnie się frustrował, jeżeli on zakładał jakieś niestworzone rzeczy, a tu chodziło o jakiś banał. Nie mniej jednak, nadmieniono im, że jest to prosta zagadka. Strzelił pierwsze, co mu przyszło do głowy.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Czw Sty 28, 2016 11:51 pm
Przeciągnął się i mlasnął z nudów nie widząc reakcji ze strony lwicy. Tak, to był właśnie ten sygnał.
Znudził się.
Wysłuchał ponownie słów Urzędniczki. To miłe jak słudzy są przekonani o uczciwości, czystości i tak dalej. Więc, albo nasza księżniczka była faktycznie zbiorem cnót, albo dobrze się z tym wszystkim ukrywała.
- Ci którzy mają władzę, rzadko są połączeni z jakimkolwiek przewinieniem. Bezpośrednio. - Westchnął cicho, nie mogli przecież od tak skreślić księcia z listy podejrzanych, a sama wzmianka o bracie kotowatego wprowadziła kolejną pozycję. W końcu nigdy nie wiadomo.
Naszemu małemu orzełkowi posłał jednoznaczny uśmiech, tą batalie właśnie wygrał. Czekamy na dalsze sukcesy!
Brwi hieny ściągnęły się gdy tylko usłyszał o rzekomych wybrańcach. O innym świecie... ściągnięciu ich tutaj by zażegnali owy kryzys. Nic z tego nie rozumiał. Czyż nie był tutaj od zawsze? Urodził się, żył i tak dalej? Wiedział o istnieniu tych dziwnych bestii, co potrafią robić różne rzeczy... magiczne. Jednak żeby on sam był kimś z innego wymiaru czy też świata? NIEMOŻLIWE.
Potrząsnął stanowczo głową, a wszystkie te dziwne i nieprawdziwe informacje po prostu wyleciały z jego głowy!
Gdy tylko dostali się do miasta, Cyrille ruszył nieco w tłum, jednak trzymał cały czas grupę w zasięgu wzroku i pilnował się coby nie dać się porwać tłumowi. Kto wie, może uda się mu odbić kilka razy piłkę z dzieciakami!
No sorry, w końcu to piłka tak?

Kiedy w końcu stanęli przed tym całym garnizonem, czy jak to można było nazwać. Faktycznie mieli rozmach.
Jednak całe te wrażenie prysło gdy ich wyprawę powstrzymały drzwi. Tak DRZWI!
Z lwem.
A owy lwą, wcale nie chciał pomóc, bo zasady! To przejaw buntu! KOTOWATY!
- To też jest ta wasza cecha wspólna? Jesteście uparci jak osły... - rzucił cicho do Ai, szturchając ją zaraz łokciem, starając się też przypadkiem nie oberwać. W końcu z bólem głowy mógłby mieć problem z rozwiązaniem zagadki...
Na którą odpowiedź znał!
A przynajmniej mu się tak wydawało.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Plac [W]
Pią Sty 29, 2016 2:31 pm
Pavel przysłuchiwał się jedynie wymianie zdań pomiędzy całą grupą, w szczególności skupiając się na słowach Dakoty oraz urzędniczki, bo z jakichś niewyjaśnionych przyczyn orzeł upatrzył go sobie jako towarzysza w drodze do zamku. Z jednej strony pomysł był całkiem ciekawy, bo przynajmniej nie musiałby się użerać z nimi wszystkimi na raz, z drugiej jakoś nie do końca potrafił określić co miałby tam robić. W każdym razie plan i tak nie wypalił, więc nie widział nawet sensu, żeby wypowiadać się w tej kwestii.
Gdy podróżowali przez tę cudaczną krainę, tygrys rozglądał się wokół, starając się jako tako zapamiętać drogę, którą się poruszali. Obeznanie w terenie może się okazać przydatne w późniejszej fazie ich poszukiwań czy co oni właściwie teraz robili. Tak czy inaczej słuchał jednym uchem tego co mówiła króliczyca, bo tak generalnie rzecz ujmując, to było strasznie dużo nieistotnego pierdolenia o niczym. Chuje muje, dzikie węże i wybrańcy z innego wymiaru.
Wreszcie dotarli tam gdzie trzeba i... chwila, co?
Pavel siłą powstrzymywał się przed strzeleniem facepalma.

- Czekaj, niech to dobrze zrozumiem. Przez całą drogę nawijasz nam o jakichś wybrańcach i innych bzdurach, a teraz "sprawdzacie naszą sprawność umysłową"? Żeby dostać się do komendy straży, tak? A co trzeba zrobić, żeby dostać się do komnat królewskich? Dokończyć wierszyk czy podać swój ulubiony kolor?
Jego wypowiedź aż ociekała jadem, co w prosty sposób wyjaśniało jakie ma zdanie o tym "wyzwaniu". Ledwo się powstrzymywał, żeby nie powiedzieć: jesteś pierdoloną kołatką, która za chwilę przestanie być częścią tych drzwi". Zachował jednak spokój i odpowiedział na pytanie. W miarę możliwości starał się to zrobić grzecznie, bo zaraz się okaże, że kołatka strzela laserami jak ktoś ją wkurzyć czy coś.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pią Sty 29, 2016 4:06 pm
Prychnęła tylko na słowa urzędniczki. Żarty jakieś. Nikt nie był do końca czysty. Nikt nie jest idealny. Zawsze się znajdzie coś za uszami drugiego człowieka. Tym bardziej tego, który rządzi krajem.
Szła, słuchając dalej opowieści urzędniczki o miejscu i ludziach. Słabo jej się to wszystko podobało. W ogóle co to ma być. Ona miała być razem z nimi jakimiś wybrańcami? Głupota. Nie miała ochoty bawić się w bohatera. Co to to nie. Tacy ważni i wielcy zazwyczaj muszą podejmować jakieś niewyobrażalnie trudne decyzje, a na ich ramionach spoczywa los innych. Zwyczajnie zbyt duża odpowiedzialność aby Alex miała ochotę się w to bawić. Dlatego na jej ustach pojawił się lekki grymas niezadowolenia, gdy ta opowiadała o nich jako wybrańcach. Choć nadal ją ciekawiło o co chodziło z tym innym światem. Czy to prawda i jeśli tak to jak tam było? No nic, raczej na razie nie dostanie na te pytania odpowiedzi więc, postanowiła tego nie komentować i tylko słuchać, rozglądając się przy okazji okolicy. Nadal nie mogła się do końca nadziwić tym całym światem. Tak, nadal był dla niej ciekawy, nawet jeśli zdawał się nieco bardziej bliższy niż chwilę temu.
Wow, wo. No, no mieli rozmach w tym wszystko, ale zaraz zostało to przyćmione. No normalnie miała w tej chwili ochotę rozwalić te cholerne drzwi, a kołatkę zwyczajnie zakopać. No cholera, co to za głupota? Po jaką cholerę takie coś? To tylko niepotrzebne męczenie się. Bezużyteczny badziew!
- Kurwa, pierdolona mać, co to ma być? Jakieś pierdolone żarty! Kurwa, do kibli też macie jakie gadające kołatki? - wyrzuciła z siebie po czym wzięła głębszy wdech. Tak, nie powinna tak wybuchać. Uspokoiła się, chwilę pomyślała nad zagadką i zwyczajnie odpowiedziała tak jak uważała.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pią Sty 29, 2016 4:51 pm
Nie chciała rzucać fałszywych osądów, jednak nadal wyglądało jej to na sprawkę księcia. Chciał zdobyć tron, a jak wiadomo z historii, tacy ludzie skłaniają się do różnych zaskakujących działań, aby osiągnąć swój cel. Dla Sigrunn wszystko było proste- książę pojechał sobie za granicę, wcześniej przekupując straż, żeby nie stawiali oporu, kiedy jego kotowaci kumple wezmą się za uprowadzenie księżniczki i zrobienie z niej wykałaczek. Proste i logiczne, prawda? Jednak głupotą byłoby wydanie takiego osądu przedwcześnie. Połowa ich drużyny to właśnie koty. Nie chciała paść ich ofiarą. A nuż się jednak myliła i tylko zrazi do siebie niewinne kociątka? Trzeba myśleć przyszłościowo, he.
Później króliczyca zaczęła pierdolić coś o smokach, wężach, innych wymiarach i czasoprzestrzeniach i Norweżka kompletnie się wyłączyła, uznając to za iście idiotyczne i zaczęła kręcić się w kółko bez większego sensu, lekko szarpiąc za ogon każde zwierzę z kolei prócz królika. Mieli przylecieć z innego wymiaru? Może jeszcze na smokach? Ona już czuła się tak, jakby stąd pochodziła, tu był jej dom. W jakimś cholernym królestwie z gadającymi kwiatkami i ludźmi z ogonami. I nikt nie mógł jej wmówić, że było inaczej. Ani że nie mogła umrzeć, bo dupa blada. Jak będzie chciała, to umrze i żaden królik jej nie wmówi niczego innego. A że raczej nie miała zamiaru umierać, to już inna sprawa. A jednak trzymała się blisko urzędniczki, mając ją za swój jedyny punkt zaczepienia w tym momencie. Pomijając niedźwiedzicę, która też teoretycznie była jej punktem zaczepienia, ale w inny sposób- jeśli chodzi o ciąganie ogonem ludzi za ich ogony i materiały ubrań, Alex nieświadomie stała się jej faworytką.
W milczeniu weszła za całą grupą wgłąb kolorowych od kamieni korytarzy, trzymając ręce w kieszeni i widocznie będąc najbardziej znudzoną osobą w tym miejscu. Nie licząc hieny, która również nie wyglądała tak, jakby się świetnie bawiła. Towarzystwo nie było jakieś szczególnie rozrywkowe, woleli latać za jakąś księżniczką, niż zajmować się rzeczami znacznie fajniejszymi. Sztywniaki. Zaraz parsknęła, gdy tylko usłyszała, jakie mają przed sobą cholernie "trudne" zadanie. Ten żart im się udał, naprawdę.
- Sprawność umysłową? Ściągacie wybrańców do innego wymiaru i każecie im zgadywać zgadywanki? Czuję się jak w przedszkolu. Nie wiem co bierzecie, ale musicie się tym podzielić - prychnęła rozbawiona, nie kryjąc swojego zażenowania tą sytuacją. Ale skoro musiała, no to trudno. Posłuchała gadającej kołatki, wbiła wzrok w swoje buty, zastanawiając się nad odpowiedzią, a gdy ją wreszcie olśniło, uśmiechnęła się szeroko i nie myśląc za wiele, od razu powiedziała to, o czym myślała.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Plac [W]
Sob Sty 30, 2016 1:11 pm
"Wybrańcy" to, "inny wymiar" tamto. Niby wszystko składało się w logiczną całość, gdyby wziąć pod uwagę ciąg wydarzeń, rysujący się mniej więcej: przebudzenie, pustka w głowie, powoli wypełniająca się wspomnieniami, głupie wyjaśnienia pozbawione sensu, które potem NAGLE zaczynają go nabierać-... no tak, to było całkiem warte przemyślenia. Żeby jeszcze tylko umiała to ze sobą poskładać - byłoby idealnie. Prawie. Na razie jednak postanowiła nie rozwodzić się nad tym faktem, po prostu w milczeniu podążając za króliczycą, lustrując spojrzeniem zarówno otoczenie, jak i naszą arcypocieszną grupę. Była małpa, która w pewnym momencie zaszła ją kompletnie od tyłu, przez co Sheridan nawet nie mogła spodziewać się bycia pociągniętą za ogon, na co i tak nie zwróciła jakiejś szczególnej uwagi. Po prostu zerknęła na nią przez ramię. Dalej niezbyt zadowolony misiek, tuptający bez większego przekonania. Był jeszcze ten wkurwiający pasiasty, który jakimś cudem teraz jej nie irytował. Och, no i jeszcze hienowaty, chyba równie zadziwiony całymi tymi wyjaśnieniami dotyczącymi wszystkich ostatnich ewenementów.
No i został obrażony orzeł.
Nie można było zostawić tego dzieciaka w swoim własnym świecie, gdzie tylko się dąsał i dąsał. Młody miał mimo wszystko trochę oleju w głowie, właściwie brzmiał zupełnie, jakby mógł zostać mózgiem całej tej operacji. No ale co mu po tym, skoro został przegłosowany? Może i nie była za pomysłem wyruszenia najpierw do zamku, ale było jej szkoda tego opierzonego gnojka. Pewnie właśnie dlatego szła tak, by być tuż obok niego, w końcu obejmując go ramieniem z zaskoczenia. Uśmiech w założeniu mający dodać otuchy towarzyszył przetrzepaniu grzywki ciemnowłosego. I co z tego, że to było głupie posunięcie? Jeszcze głupsze było zachowanie reszty, kiedy już dotarli na miejsce.
- ...aha.
Taki był dosłownie cały jej komentarz do obecnej sytuacji. Praktycznie większość wypowiadała się na temat zagadki z pogardą. To jest, wiadomo, taki sposób weryfikacji nie był za dobry, ale może ta kołatka chciała się po prostu pobawić w Sfinksa? Tu panowały inne zasady, inna kultura, inne tradycje. Nawet, jeśli i sama Sheridan niezbyt pojmowała sens rozwiązywania jakichkolwiek łamigłówek - nie miała zamiaru jawnie okazywać jakiegokolwiek zadowolenia. Uważała to za niegrzeczne. A że zadanie było proste i odpowiedź wcale długo nie czekała, żeby znaleźć się w jej głowie, to i z całkiem zadowoloną miną rozchyliła usta, by wyrzucić z siebie odpowiedź.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Wto Lut 02, 2016 1:44 am
Mistrz Gry

Kołatka czekała cierpliwie na ich odpowiedzi, nawet się nie poruszając. W przeciwieństwie do urzędniczki, która tupała nieustannie o ziemię, wyraźnie zestresowana tym nieprzewidzianym opóźnieniem. Widocznie naprawdę była pewna, że tym razem uda im się przejść bez podobnego cyrku. Niedoczekanie. Wszelkie obelgi skierowane w stronę kołatki zdawały się nie robić na niej najmniejszego wrażenia. Dopiero wtedy sarknęła pogardliwie, patrząc na orła i tygrysa.
- Źle. Chociaż byliście blisko. Prawidłowa odpowiedź to zapałka. - w tym momencie zwróciła się ku reszcie i skinęła głową z przyzwoleniem.
- Możecie przejść. Poza lwicą. Milczący nie mają prawa wstępu do środka. - zakomunikowała bezlitośnie, nim drzwi otworzyły się na oścież. Króliczyca obróciła się nerwowo w stronę Aidy, kręcąc uszami.
- Poczekaj tutaj, zaraz wrócimy. Reszta do środka. - wpadła od razu do pokoju rozglądając się dookoła. Nie musiała długo czekać. Dowódca, bez wątpienia mający w sobie bogate geny niedźwiedzia grizzly, siedział za biurkiem, rozmawiając o czymś z jednym ze strażników, który wskazywał różne miejsca na mapie. Gdy tylko ujrzał towarzystwo, zamilkł patrząc na nich czujnym wzrokiem.
- Gwydionie! Przyprowadziłam ich.
- To oni? Alaric, zbierz grupę północną i wyślij ich do kanałów. - dowódca odwołał strażnika krótkim machnięciem dłoni. Ten zasalutował z głośnym 'tak jest, Kapitanie!' i opuścił pokój biegiem, nawet nie patrząc w ich kierunku. Gwydion pokręcił głową, przywołując ich do siebie machnięciem dłoni.
- Nie mamy czasu na pogawędki i poznawanie się. Od tego momentu będziemy potrzebować byście podzielili się na dwie grupy. Jedna grupa pójdzie do miasta i przepyta obywateli, nakłaniając ich do rozmowy. Wygląda na to, że utworzyła się nowa siatka przestępcza, która nie tylko nie chce dopuścić by książę Baliard zasiadł na tronie, ale i zamierza przejąć władzę w królestwie. Druga grupa uda się do kanałów, w ślad za Alariciem. Wygląda na to, że porywacz wykorzystał je do ucieczki z księżniczką. Przy wejściu znaleźliśmy jej but, kępkę krótkiej, czarnej i sierści i jeden biały włos. Niestety porywacze zmyślnie zamaskowali swój zapach, więc nie jesteśmy w stanie ich odszukać z pomocą zwiadowców. Niemniej zostało potwierdzone, że czarna sierść przynależy do jakiegoś kotowatego. Co więcej, porywaczem był prawdopodobnie ktoś z zamku. Tylko w taki sposób mógł się do niego dostać nie podnosząc alarmu, jak i niepostrzeżenie zaatakować strażników. Nadal staramy się to ustalić. Pytania? - spojrzał na każdego z osobna, a jego grube, krzaczaste brwi zmarszczyły się groźnie, zapowiadając że wszelkie pytania z serii 'gdzie jest toaleta?' nie były mile widziane.
- Jeśli żadnych nie macie, pogrupujcie się. Najlepiej po trzy osoby. - machnął na nich ręką. Króliczyca stała z boku, szarpiąc nerwowo koszulę w łapkach. Tym razem się nie odzywała.

// TERMIN: 5 lutego, g. 23.59
Notatka dla MG:
Sheridan, Cyrille, Alex i Sigrunn poprawnie odgadli zagadkę.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Plac [W]
Wto Lut 02, 2016 6:45 pm
Tygrys zacisnął mocniej kły, spoglądając na kołatkę. Nie sądził, że można żywić tak nieprzyjazne uczucia do rzeczy martwej. Chociaż w sumie czy ta kołatka była martwa? Nie za bardzo.
- Z ciebie zaraz będą zapałki - mruknął tylko, lecz bez dalszego ociągania wszedł do środka.
W środku zaś czekał pan misiek. Pan misiek od razu obudził podejrzenia i niepokój u Pavla, bo bez ceregieli zaczął im wydawać rozkazy Się kurwa grubas rządzi.
A ponieważ tygrys nie był istotą, która lubiła słuchać innych, jak już zresztą chyba wszyscy zdołali zauważyć, to postanowił zakwestionować jego rozporządzenia. Ale teraz miał ku temu dobre podstawy. Bo coś tu mocno nie grało.

- Ja mam pytanie, Panie Misiek. - Wystąpił naprzód i zmierzył niejakiego Gwydiona chłodnym spojrzeniem. - Z jakiego paragrafu mamy cię w ogóle słuchać? Nie jesteśmy częścią straży, ba, nie jesteśmy nawet częścią tego świata według Pani Królik, więc nie mamy też obowiązku słuchać twoich rozkazów. To raz. Dwa, jesteś dowódcą, tak? Czyli to ty spierdoliłeś sprawę i pozwoliłeś porwać księżniczkę. Może nieodpowiednio dobierasz ludzi? Albo zbyt wielką nadzieję pokładasz w kołatkach zadających zagadki? A może to nie kwestia niekompetencji tylko sabotażu? Skąd mamy wiedzieć, że to nie ty maczałeś w tym swoje pulchne łapki? A teraz szukasz kozłów ofiarnych. Prosta sprawa, pójdziemy do jakichś kanałów, tam napadną nas twoi kumple i będzie brawurowa akcja. Tylko księżniczka nie przeżyła. A może Pani Królik pomagała, skoro ktoś z zamku przy tym majstrował? Już dała popis swojej siły, myślę że bez problemu poradziłaby sobie ze strażnikami, tym bardziej, że element zaskoczenia był po jej stronie.
Odwrócił się w stronę reszty grupy i założył ręce na klatce piersiowej.
- Ściągnęli nas tutaj, nazywają wybrańcami, a teraz próbują kierować naszymi poszukiwaniami. Trzeba nie mieć nosa albo być hieną, żeby nie czuć, że pakujemy się w jakieś gówno i to po same uszy.
Może i nie wzbudzał sympatii, ale nie szukał tutaj przyjaciół. Nie obchodziło go, czy go lubią, czy nie. Ale jeśli nie potrafili dostrzec tak prostej rzeczy, że coś tu jest nie tak, to cała ta "wyprawa" już od samego początku spisana była na straty.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Plac [W]
Sro Lut 03, 2016 1:52 pm
- Postradałeś zmysły, pasiasty - skwitowała, nim blondyn dotarł jeszcze do słowa "gówno". - Jasne, to jest trochę podejrzane. A już na pewno niebezpieczne. Nikt nie powiedział, że będziemy mieli skakać łączką i wołać: "och, księżniczko, w jakich kwiatach się skryłaś?! czy to polne maki?!", a ona tak po prostu odpowie, że tak. No, a jak się nie znajdzie to trudno. Nie, kocie. Tu chodzi o przyszłą głowę państwa. Oni są w rozsypce, dają nam kredyt zaufania i oferują pomoc w powrocie-... skądkolwiek przybyliśmy. A Ty tak po prostu kopiesz ich w pyszczki. Sterowanie naszymi poszukiwaniami? Człowieku, czy Ty w ogóle siebie słyszysz? Znasz te tereny? Każdy centymetr tej ziemi? Oni znają. To nasi przewodnicy, bez nich nie damy sobie rady. Rozkazy? Gwydion mówi, że tak by było najlepiej. Że powinniśmy. To propozycja. Jak nie chcesz współpracować, to tak naprawdę możesz iść już teraz. Ale jak nie chcesz się tu zgubić, to dobrze Ci radzę: zamknij pysk i wąsy na wodzy. Capisce?
Doprawdy, aż sama sobie się dziwiła, że nawet nie uniosła tonu. Wszystkie słowa padające z jej ust wypowiedziane były z tak stoickim spokojem, że gdyby tylko była teraz świadoma tego, jak przebiegały rozmowy jej i dryblasa w tym "prawdziwym" świecie, byłaby pod wrażeniem swojego najnowszego osiągnięcia.
Zamiast jednak zajmować się niepotrzebnie sprawą tygrysiego gnojka, przesunęła spojrzeniem po reszcie grupy, by zastrzymać się na twarzy Gwydiona. Niedźwiedź doskonale obmyślił cały plan, miał już przygotowane poszlaki... Właściwie, wszystko było całkiem poukładane, trzeba było tylko się podzielić i dotrzeć do wyznaczonych miejsc. Zamruczała gardłowo. Nawet już wiedziała, dokąd woli się udać. Przepytywanie mieszkańców było stanowczo zbyt nudne, jak dla niej.
- Ja pójdę kanałami. Skoro porywacz ma być kotowatym, to przyda się ktoś z równie długim ogonem i stojącymi uszami, żeby mieć choć szansę porozumienia się z nim - zauważyła, na potwierdzenie swoich słów dodatkowo strzygąc lekko panterzym uchem.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Czw Lut 04, 2016 2:03 am
Tak! Udało mu się! Zgadł! Podążył za wzorkiem kołatki i po wysłuchaniu jej słów uśmiechnął się szeroko zasłaniając usta, przy tym posłał dość znaczące spojrzenie Tygrysowi i Orzełkowi.
- Oh... nie udało się wam? Jak to się mogło stać...- teatralnie westchnął kręcąc głową i rozłożył ramiona w bezradnym geście. Z cichym chichotem pomaszerował dalej.
Kiedy tylko stanęli oko w oko z Kapitanem, Cyrille przymrużył oczy jakby próbując zmierzyć dokładny rozmiar i siłę owego osobnika. Następnie takie samo spojrzenie posłał Alex. No i cóż, wniosek nasuwał się sam. Odwrócił się do orzełka, kciukiem wskazując na strażnika.
- Jeszcze raz przypomnij, co chciałeś z nim zrobić? - przekrzywił lekko głowę w widocznym geście niezrozumienia i zagubienia, chociaż w jego oczach skakały wesołe iskierki. Taaak oczami wyobraźni już widział przebieg tej całej akcji. Jak to nasz pluszak zostaje rozerwany na strzępy, bo komuś się zażyczyło obezwładnianie Dowódcę Straży.
Wysłuchał nawet z uwagą wszystkich planów Kapitana. O dziwo nie były takie złe. Poza jednym faktem, że jako "wybrani" o których, cały czas tak żwawo wspominają, to muszą robić za chłopców na posyłki. On preferował wolność! A nie łańcuch.
Jednak gdy wymaga od tego sytuacja to przełknie gorycz kagańca.
- Koteczku, "Pan Misiek" jest służbistą, dodatkowo pełniona funkcja narzuca mu dany ton wypowiedzi. Uraziło cie to? Że ktoś rzuca ci rozkazy? O ile dobrze pamiętam, to właśnie ty i orzełek próbowaliście zrobić to samo, zaraz po naszym przebudzeniu. Wydaje Ci się to podejrzliwe, czy może zabolało cie odsunięcie od władzy? Nieważne jakimi pobudkami się kierujesz, bo możliwe, że faktycznie to ty jesteś jakoś zamieszany w te sytuację... nie mnie to osądzać! Gdyby chcieli zwalić na nas winę, dlaczego nie zrobili tego na samym początku? Dlaczego pozwolili nam tu wejść bez kajdan? Powinni przecież od razu przymknąć nas podczas przebudzenia. Każdy był nieco skołowany. To była idealna okazja. I znowuż, może próbujesz odciągnąć naszą uwagę niepotrzebnymi oskarżeniami. Nie podoba ci się ten plan, odejdź. Skoro nie ufasz nawet królikowi, to dlaczego za nią poszedłeś? Po co masz ryzykować życie za sprawę w którą nie wierzysz. Idź w swoją drogę i nam nie przeszkadzaj.
Pokręcił lekko głową i usłyszawszy możliwe ścieżki, zastanowił się szybko.
- Pójdę do miasta, wolę być dłużej na świeżym powietrzu. Mam zbyt delikatny węch, dlatego kanały zostawiam wam - przeciągnął się lekko, wiedział doskonale, że samo miasto nie było cudem zapachowym. Jednak cuchnęło "miastem" jakkolwiek to nazwać, tak właśnie było. Ten zapach był tak bardzo znajomy, tak bardzo bliski. Mógł się do niego przyzwyczaić, a ścieki? Skoro samo miasto potrafi być nie do zniesienia, to jak odpady miasta mogły być lepsze? Brrr... przerażająca perspektywa.
- Skoro już się uwarunkowałem... to tak na szybko pytanie, ciężko jest dostać się do straży? - spojrzał na Dowódcę, również nie wyglądało, żeby żartował. Może po tym wszystkim, zostałby i się zaciągnął?
Dakota Lowe
Dakota Lowe
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pią Lut 05, 2016 8:40 pm
W trakcie obwiniania całego tego teamu o nieudany i skomplikowany, acz z jego punktu widzenia dobry plan, jakieś ramię go objęło. Gdy już miał zaciśniętą ciasno pięść, która szykowała się do opanowania sytuacji związanej z natrętem (nie owijajmy w bawełnę, liczył, że hienie wreszcie będzie mógł wykurwić w ten parszywy pysk i wybroni się odruchem bezwarunkowym), zerknął na łapkę, która brała w tym procederze swój udział. Serducho wzbiło się mu nagle pod niebiosa, żeby tam szybować osobno z resztą szatyna, bo w tym małym ciele było na nie za mało miejsca. Rozmiękł jak koza topiona przez drapieżnika w rzece, a kolor jego twarzy najwidoczniej utożsamił się z plantacją pomidorów.
Gdy kołatka podejmowała próbę wkurwienia go, zacisnął zęby, żeby ten tłumiony gniew z niego teraz nie ulatywał.
Lecz gdy już stanęli przed obliczem dowódcy, zbadał pomieszczenie, które wyrastało przed nim, tych, co się tam znajdowali, oprócz tej nierozgarniętej, wszechwiedzącej bandy, z którą tu wszedł sekundę temu. Czujnym wzrokiem zlustrował strażników, po ręce tego, z którym rzekomy Gwydion rozmawiał, zaczął się z oddali przyglądać mapie, którą siłą przestrzennego widzenia usiłował wyrotować w tę stronę, by mógł od północy ją obserwować, co rzeczywiście zadaniem dla niego było, jakby nie było, jego jastrzębie oczy były do tego wręcz stworzone - do oceny odległości i planowania przestrzennego, ekhem. Tak czy owak, tak się w to wciągnął, że zignorował całkowicie cętkowanego pajaca, który chciał go wyprowadzić z równowagi, nawet mu przez usta nie przeszło sakramentalne: “Chuj Ci do dupy soł macz, ciapata, kocia parodio z kanciastą dupą.”, choć tak się cisnęło przez irytację. Hienowaty umiał zaleźć za skórę. Ale, Dakota, tak jak mówił lekarz, wdech i wydech. Pominął jeszcze to, że jego ciotowatość uginała mu nogi w kolanach.
A właściwie nie pominął, bo on tu chciał zarządzić jakieś składne ugrupowanie, wiedząc, że reszta może w ogóle na swoje predyspozycje nie spojrzeć, tylko na swoje cele i widzimisię.
- W ogóle, zajebiście, że wybierasz się na powierzchnię z tego względu tylko (a przynajmniej tak swój wybór motywujesz), że smród Ci przeszkadza. Ojejusiu, a może wróć sobie do domciu, zawiń się w te swoje suche krzaczki i wegetuj, jako kulka beznadziejności, boidupo? - rzucił z niewątpliwą pogardą i też chciał go obrazić, zmuszenie do jako takiego myślenia była sprawą drugorzędną. - Ja mam dobre oczy, a na pasiastego wielkoluda patrzeć muszę.
Wziął oddech. Chciał, żeby go posłuchali w jakimś procencie, ewentualnie, żeby dowódca go poparł albo skorygował jego rady, możliwe, że wtedy trochę autorytetu do niego wróci. Chociaż, nigdy go u nikogo nie miał, bo ludzie nie wierzą opierzonym, nerwowym knypkom z kompleksem niższości.
- Do kanałów musi iść ktoś, kto będzie się po nich zwinnie przemieszczać. Musi być w miarę niewielki, żeby móc się przecisnąć, czyli lew, niedźwiedź i tygrys odpadają, więc postawiłbym na małpę i mnie ze względu na rozmiary, choć lepiej sprawdziłbym się tam, gdzie mogę wzlecieć. W razie napotkania przeszkód nieruchomych labo ruchomych, jak nasze cele, musimy mieć przy sobie kogoś silnego. Na przykład równie zwinną panterzycę, bądź Panią Urzędnik, która ma w sobie obie te pożądane cechy, ale inna sprawa, czy będzie chciała z nami iść. Idąc tą drogą, możemy równie dobrze przedostać się gdzieś dalej, możemy znaleźć tymczasową kryjówkę porywaczy. I dobrze byłoby, żeby jedna z osób w kanałach właśnie miała na tyle dobry węch, aby móc odróżnić zapach odpadków od tropu porywaczy. Czy Pan Kapitan ma na stanie mapę sieci kanalizacyjnej, a jeżeli nie, to czy mogę zobaczyć zwykłą? - tutaj wzniósł głowę do gryzzliego. - Na powierzchni musimy mieć osoby, które znają się na dyplomacji. Tutaj sądzę, ze spisałby się hienowaty, bo się wiecznie szczerzy i wygląda na miłego, to ludzie będą chcieli z nim gadać. Boją się, to pewnie czasem niechętnie będą o tym wszystkim mówili. - westchnął głęboko, dla niego rozeznanie wśród mieszkańców było bezcelowe, jak to kiedyś mówił, ale niechże już będzie. Oby do tego czasu księżniczka nie była martwa. - I to są moje PROPOZYCJE, a nie ROZKAZY, bo się chyba nie rozumiemy ostatnio za dobrze. - warknął cicho, znów zerkając na mapę. - Czy tutaj są te ślady? Włos mógłby należeć do wilkowatego, jednego z tych, o których nam mówiła Pani Królik, kępka sierści.. Albo. Kotowaty był porywaczem, a ze sobą przyniósł włos. Jakiego koloru sierść miała księżniczka, bo w życiu jej nie widziałem i chyba nie tylko ja? Bądź kotowaty wcale nie miał czarnego koloru sierści, to mógł być kłak z jego wymiocin. A psowate też wymiotują chyba, no nie? Co innego, że normalnie nie wylizują kotów. Chyba, że wchodzi w grę jakiś romans. Co myślicie?
Umilkł na chwilę. Myślał nad tym, czy byłby w stanie zrobić coś, pracując w powietrzu, ale osobiście ciągnęło go na razie do tego, by obejrzeć tę mapę.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pią Lut 05, 2016 8:49 pm
Wyprostowała się dumnie i wyszczerzyła kły w uśmiechu, gdy okazało się, że jednak jej sprawność umysłowa nie jest na aż tak niskim poziomie, jak możnaby pomyśleć. W końcu małpa, najbliżej spokrewniona genetycznie z człowiekiem i takie tam. Mogłaby się tym pochwalić w szkole. Gdyby nie fakt, że teraz była w całkiem innym uniwersum i w ogóle nie pamiętała, żeby chodziła do takowej.
Gdy weszli do środka, od razu rozpoznała, kto z nich był Gwydionem. Pomijając to, że imię do niego cholernie pasowało... Hej, był miśkiem. Największym, najsilniejszym i tak dalej, królem lasu. Musiał być dowódcą. Odruchowo spojrzała na niedźwiedzicę, którą tak wcześniej dręczyła.
- Tatuś? - mruknęła w jej stronę, uśmiechając się ciut kpiąco. Niby laska nie wyglądała na taką, która miała wkopać ich drużynę, ale... A co, jeśli Gwydion też maczał swoje niedźwiedzie paluchy w spisku, a ta niedźwiedzica była w to jakoś wmieszana? Odjebywuje ci, i to ostro - napomniała się w myślach, ale hej. To nie brzmiało tak głupio. Miała nie wierzyć we wszystko co widzi i nie ufać nikomu, więc właśnie to robiła.
Olała natomiast kolejne wywody tygryska, który powoli zaczynał ją wkurwiać. Tylko zmarszczyła brwi i zastrzygła uszami. Pantera i hiena wystarczająco zjechały go za jego jęczenie, żeby ona miała dodatkowo strzępić język. Księżniczka czeka, czy coś.
- Idę w kanały. Nie chce mi się pieprzyć z mieszkańcami - odmruknęła tylko, zaplatając ręce na piersi. Wystarczyło jej, że musiała się użerać z tą grupką i uważała to za dość średnią rozrywkę. A godziny łażenia za losowymi ludźmi i jeszcze nakłaniania ich, żeby rozmawiali? Nope, to nie rozrywka dla niej. W porównaniu do tego, kanały brzmiały jak fajny plac zabaw, w którym było mniej wkurwiających ludzi, niż na powierzchni. I zawsze można było odwalić tam coś fajnego!
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach