Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Plac [W]
Pon Sty 04, 2016 1:04 am
First topic message reminder :

PLAC

Plac [W] - Page 2 Placpng_snraqee

Cisza. Ciemność. Do waszych głów nie przebijało się ani światło, ani żaden dźwięk. Do czasu.
- O mój boże, o mój boże! - wysokie zawodzenie raczej nie było wymarzonym sposobem na wybudzenie dla większości, niemniej to właśnie te słowa powtarzane nieustannie przez jedną z dwórek, przebiły się przez ciemność stanowiącą swego rodzaju barierę w waszym umyśle. To Dakota wybudził się jako pierwszy. Choć początkowe otępienie stopniowo zaczynało odchodzić w zapomnienie, zdecydowanie coś było nie tak. Dopiero po dłuższej chwili poczułeś ostry ból przeszywający twoje plecy. Wystarczyło jedne spojrzenie w tamtą stronę, byś zdał sobie sprawę, że źródłem owego nieprzyjemnego uczucia było zgniecione pod tobą i zwinięte w nienaturalnej pozycji skrzydło. Twoje skrzydło.
Zaraz po tobie wstała cała reszta. Każdemu z was towarzyszył przeszywający ból głowy, jak i wyraźne niedowierzanie, gdy odkrywaliście coraz to nowsze, przedziwne części ciała wyrastające w różnych miejscach.
- O mój boże! Czy nic wam nie jest? Toż to katastrofa, absolutna katastrofa. Moja pani... och moja pani, co my teraz poczniemy? - zawodząca kobieta zapłakała żałośnie, machając na wszystkie strony króliczymi uszami. Od czasu do czasu podskakiwała zupełnie niekontrolowanie w miejscu, a wielkie, słone łzy spadały na zimne, szare kafelki zostawiając po sobie mokre plamy. Znaleźliście się na placu. Sala balowa zniknęła bezpowrotnie, zastąpiona widokiem rodem z bajkowych książek, które czytali wam w dzieciństwie rodzice do snu. Wielkie, kolorowe kwiaty wielkości normalnego człowieka przechylały się w waszą stronę, wpatrując z wyraźną ciekawością wielkimi oczami. Właśnie tak, oczami. Każdy z kwiatów miał własną parę ślepi. Niemniej oprócz ciekawości co bardziej spostrzegawcze osoby mogły dostrzec coś jeszcze. Smutek. Smutek odpowiadający tajemniczej, króliczej kobiecie, która właśnie oddaliła się parę metrów, by podskoczyć do olbrzymiego jeziora, mieniącego się wszystkimi kolorami tęczy w blasku słońca. W przeciwieństwie do normalnego świata, w krainie, w której się znaleźliście panowało lato. Wskazywało na to dosłownie wszystko - od wysokich temperatur, poprzez rozkwitające kwiaty, po zwiewne ubiory mieszkańców. Mieszkańców, który wyglądali na was z zaciekawieniem z okien swoich starych domków i chatek, otaczających plac ze wszystkich stron.
- Co my poczniemy, co my zrobimy? - kobieta-królik dalej zawodziła wniebogłosy, wycierając łzy swoimi długimi, białymi uszami. Najwyraźniej nie miała zbyt szybko przestać.

// CZAS NA ODPIS: do 6 stycznia, g. 23.59.
Stan fizyczny:
Wszyscy: Ostry, choć stopniowo zanikający ból głowy, towarzyszące temu luki w pamięci.
Dakota: Dodatkowo boli cię prawe skrzydło, przez 2 tury nie będziesz w stanie latać. [1/2]
Stan psychiczny: Choć pamiętacie, że piliście jakiś napój na balu, nie macie pojęcia kim jesteście, skąd pochodzicie i jak się tu znaleźliście. Z każdą sekundą wasze wspomnienia dotyczące starego życia całkowicie zanikają, a wam wydaje się, że od zawsze przynależeliście do tej krainy.

[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Nie Sty 10, 2016 5:16 am
Obława, obława na młode króliki obława~

No może to nie były młode króliki, nawet nie były to króliki, a królik, ale właśnie tak wyglądała ta sytuacja w oczach hieny. Wszyscy naskakują na biedną długouchą zaraz to każąc jej mówić. Kobieta była roztrzęsiona całą tą sytuacją, a tu proszę.
"Gadaj albo w ryj dostaniesz", podejście godne prawdziwego dyplomaty. Nic nie działa lepiej jak próba zastraszania już przerażonej ofiary. Jeśli tak dalej pójdzie, to biedaczka zejdzie nam tu na zawał, a wtedy to już nic na pewno nie powie. Co do tygrysa to miał tylko jedno spostrzeżenie...
"Jaki ja jestem zły, jaki jestem groźny"
Trzeba to będzie odpowiednio rozegrać, ale...
Ogon.
Puszysty. O jaki fajny... nie wiedziałem, że mam taki puszysty ogon~
Bo on nie jest twój idioto.
Fakt. Łaskocze~!
Dotyk na poliku początkowo zaskoczył chłopaka, jednak nie trwało to długo, ponieważ delikatne łaskotki sprawiły, że ten zaśmiał się cicho. Spojrzał na Sher i uśmiechnął się, nie wiedząc co tak naprawdę zrobić i o co tu chodzi. Fakt, nie przepadał za lwami. Ogólnie to nie przepadał za wszystkimi innymi zwierzętami, które mogły podpierdzielić mu jedzenie, albo próbowałby odebrać swoje jedzenie, które on by podpierdzielił. Szczegóły. Chociaż to lew znajdował się na szczycie tej listy, chyba tylko małpa nie byłaby tu brana pod uwagę. . Jednak ta niechęć nie była na tyle silna coby zaczął się awanturować, bo po co?
A jeśli o awanturach mowa, to spojrzał na orzełka. Przez chwilę zachowywał się jak posąg wysłuchując groźby. Nie trwało to długo, początkowo hiena zaciskała usta, by nie wyrzucić z nich śmiech, ale to było silniejsze. Taki pisklak, co ledwo skrzydłami się machać nauczył śmiał mu grozić! Dobre sobie!
Wszelakie hamulce puściły, nic nie mogło już powstrzymać nadchodzącej katastrofy.
Hiena wybuchła niekontrolowanym śmiechem.
Ledwo stał, trzymał się za brzuch i dalej śmiał. Nawet jeśli na chwilę udawało mu się przestać, by szybkimi wdechami nabrać powietrza, zaciskał szczęki to i tak nie mógł się opanować. Szczególnie gdy ponownie zerkał w stronę orła, wtedy atak się nasilał.
Kręcił głową i machnął na Dakotę, starając się nie patrząc w jego kierunku. Miał w końcu jeszcze kilka rzeczy do załatwienia. Powolnym krokiem podszedł do króliczka, dalej się śmiejąc. Położył jej dłoń na ramieniu.
- No... już...hahahahaha... już... spokojnie. Weźmy porządny wdech... wy..hahahaha...heheheh....hii...wydech i uspokójmy się co? - Po tych słowach zrobił to co mówił, jakby próbując zademonstrować Królikowi jak to się robi. Atak ustawał, chociaż co chwilę dało się usłyszeć stłumiony chichot. Opanował się, częściowo... więc kontynuował.
- Podziałało? Na pewno? Doskonale. Wiesz, musisz być naprawdę spokojna... jak... jak coś co jest bardzo spokojne... rozumiesz! Dopiero wtedy odpowiadaj na pytania. Musimy wiedzieć kiedy dokładnie twoja pani zniknęła. Może wiesz, po prostu postanowiła uciec na chwilę od tych wszystkich swoich obowiązków i tak naprawdę odpoczywa nad jakimś strumykiem czy coś... Po co od razu ta panika i przepowiadanie najgorszego?  Jednak jeśli to porwanie, to musisz nam powiedzieć czy masz jakieś podejrzenia kto mógłby to zrobić? Wtedy też zapewne poznamy powód. Tylko na spokojnie, bez nerwów~

Następnie wysłuchał wszystkich propozycji i parsknął pod nosem. Toż to wszystko było tak oczywiste!
- Tak! Dokładnie! Chodźmy do zamku! Dowiedzmy się wszystkiego od królowej, wspaniale~ - Wyszczerzył się przy tym i rozłożył ramiona. Resztę dopowiedział w głowie.
- Na co jeszcze czekamy? Raczej nie powinniśmy się zbytnio rozdzielać. Nie ufam wam! Co jeśli, któreś z was jest jakoś odpowiedzialne za zniknięcie? Czyżbyś droga lwico, chciała ułatwić sobie zadanie? Mniej oczu dookoła, byłoby doskonałą okazją by się urwać, nieprawdaż?
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Wto Sty 12, 2016 5:58 pm
Mistrz Gry

Kwiaty nie wydawały się zbyt zadowolone z tonu orła. Nawet starsze, przewyższające go niemalże dwukrotnie, wyprostowały się posyłając mu nieprzyjemne spojrzenia. Jeden z nich splunął nasionkiem tuż pod jego stopy, wydając z siebie coś na wzór prychnięcia. Całe szczęście, gdy tylko się odsunął, wszystkie w miarę się rozpogodziły, wystawiając płatki w stronę słońca z wyraźnym zadowoleniem. Jego promienie zdawały się zapobiec niedoszłej tragedii, która mogła się tu rozegrać, choć jedna z lilii nadal wykręcała swój okwiat w przeróżne strony, wprawiając pręciki w drgania. Parę nieprzyjaznych, przyciszonych określeń z pewnością dotarło do co wrażliwszych uszu.
Króliczyca natomiast gwałtownie zaprzestała łkania, gdy tygrys znalazł się tuż przed nią. Pisnęła cicho wyraźnie wystraszona, wpatrując się w niego wielkimi, zaczerwienionymi od płaczu oczami.
- P-przydatne informacje? - powtórzyła zlęknionym tonem cofając się w tył. Niestety linia brzegowa tuż za nią sprawiła, że zamachała dziko rękami, prawie wpadając do jeziora. W ostatniej chwili uczepiła się ucha Smugglera, ratując przed upadkiem.
- Och nie! Najmocniej przepraszam! - szybko bijące w piersi serce zamarło na chwilę, zaraz jednak kobieta wzięła głęboki wdech, momentalnie poważniejąc.
- Masz absolutną rację, nie mogę sobie pozwolić na panikę w podobnych okolicznościach. Niestety, nie znamy zbyt wielu szczegółów. Strażnicy nawet nie wyczuli porywacza, gdy się obudzili, księżniczki już nie było. Psowaci rzecz jasna oskarżają kotowatych, zaś kotowaci oskarżają psowatych. Niektórzy mówią że to robota tych cholernych wilków, ale żaden z nich nie przyznaje się do winy. Nie żeby kiedykolwiek to robili, potrafią jedynie mieszać. - wyraźne niezadowolenie przebijające z jej głosu zaraz zostało zatuszowane głośnym odchrząknięciem. Królicza kobieta choć była już względnie spokojna, spojrzała na dłoń Sheridan gładzącą jej włosy z wyraźnym zdenerwowaniem.
- Proszę mnie nie traktować jak dziecka, jestem ważnym urzędnikiem państwowym! - rzuciła z wyraźną urazą, zupełnie nie pasującą do jej wcześniejszego mazgajenia się.
- Nasza Pani była w tym czasie w oddzielnych komnatach. Jeśli miałaby jakiekolwiek podejrzenia, już zmobilizowałaby całą straż. Niestety póki co stoimy w miejscu. Naszą jedyną wskazówką była pozostawiona w komnacie kartka. - odchrząknęła ponownie, prostując się dumnie.
- "Nie wierz we wszystko co widzisz. Przyjaciel ci wrogiem, wróg przyjacielem". Nic więcej. Rzecz jasna zmobilizowaliśmy strażników, lecz nie znam stanu ich poszukiwań na obecną chwilę. Dowódca Gwydion powinien niedługo wracać na posterunek niedaleko placu. Przeszukiwał wschodnio-północną część miasta i wypytywał mieszkańców. Enyr natomiast stacjonuje przy wrotach zamku, to on odkrył zniknięcie księżniczki. Do was należy decyzja z kim chcecie porozmawiać, każda minuta jest cenna. - zakończywszy swój wywód, dała im czas do namysłu, jednocześnie obracając się w stronę niedźwiedzicy. Jej uszy i ogonem zatrząsły się nerwowo.
- Pałac znajduje się po drugiej stronie jeziora. - po tych słowach czym prędzej uciekła wzrokiem w stronę hieny, przyglądając mu się z niejakim zaciekawieniem. Nie komentowała jednak jego zachowania.

// Wybaczcie drobne obsunięcie. Zaliczenia i wyjazd. W ramach wyjątku, jako że sam nieco nawaliłem tym razem macie 3 dni na odpis.
TERMIN: 15 stycznia, g. 23.59

Stan psychiczny i fizyczny wszystkich osób całkowicie w normie. Nawet jeśli patrząc na hienę moglibyście stwierdzić co innego. Dakota odzyskuje możliwość lotu i pełną sprawność skrzydeł.

Podejmijcie decyzję gdzie idziecie, zwycięży ta opcja która będzie miała więcej głosów.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Czw Sty 14, 2016 7:46 pm
Wyprostowała się dumnie i wyszczerzyła ząbki w typowym dla siebie uśmiechu wyrażającym coś między zadowoleniem a złośliwym wyrazem triumfu, gdy część towarzyszy przytaknęła jej pomysłowi ruszenia dupy stąd, żeby zająć się czymś konkretniejszym. No, może jednak nie są aż tacy głupi i bezużyteczni jak początkowo mogłoby się wydawać. Może tylko trochę wolniej myśleli. I byli trochę dziwni. Trochę, tak. Może i nie powinna oceniać ekipy, od której płynie "promieniująca siła" tak po pozorach, jednak nie miała zamiaru im zaufać ani robić sobie z nich najlepszych ziomków. Jak to hiena trafnie ujęła, któreś z nich mogło być odpowiedzialne za porwanie księżniczki. Nawet jeśli nie, to może lepiej będzie działać w pojedynkę, chociaż w grupie. Jakkolwiek absurdalnie i idiotycznie by to nie brzmiało.
Olewając całkowicie resztę swojej jakże potężnej grupki, skupiła się na słowach króliczycy, bo wyglądało na to, że ta po paru celnych uwagach zaczęła mówić w miarę logicznie i sensownie, zamiast drzeć mordę na całą okolicę. Chwała bogom. W pewnym momencie Sigrunn zerknęła kątem oka na swoich towarzyszy niedoli i dostrzegła, że prawie połowa z nich to kotowate, czyli domniemani sprawcy, a wśród nich była ta lwica, która chciała się urwać... Ale nie chciała nic sugerować ani odzywać się, więc tylko kontynuowała słuchanie króliczycy, popalając papierosa. Nie było żadnych dowodów, nawet jeśli cała trójka, zdaniem Norweżki, zachowywała się idiotycznie. Chuj z tym. Co tamta babo-króliczyca powiedziała? "Przyjaciel ci wrogiem, wróg przyjacielem". Tak właśnie.
- Ja bym skoczyła do dowódcy - odpowiedziała, rzucając niedopałek gdzieś za siebie. Nie zdziwiłaby się, gdyby kogoś on trafił, ale właściwie miała to gdzieś. Bycie małpą zobowiązuje i usprawiedliwia. - Nie ma sensu pieprzyć się z tym, co już wiemy. Każda minuta jest cenna, czy coś - mruknęła, wzruszając ramionami. Widać, że średnio jej zależało na tych poszukiwaniach i na losach księżniczki. Była tu tylko i wyłącznie dla rozrywki i dlatego, że niezbyt miała co robić poza tym, a bycie tutaj i użeranie się z tymi ciołkami zaczynało ją bawić. Znajdą następczynię tronu martwą? Ups, trudno, no bywa. Próbowała, no nie?
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Plac [W]
Pią Sty 15, 2016 3:31 pm
Pavel zareagował warknięciem zarówno na jedno, jak i drugie pociągnięcie za ucho. Ledwo starczyło mu cierpliwości, żeby kogoś nie walnąć, ale wtedy króliczyca zaczęła mówić, więc odciął się od całej reszty zgiełku i słuchał tego, co mówiła. I zyskali informacje, które jakoś im się przydały, a tak to tylko marnowaliby czas, żeby iść do Królowej i zyskać to samo. O ile pogrążona w żałobie matka chciałaby cokolwiek powiedzieć takiej zgrai popaprańców.
Kiedy króliczyca podała wszystkie potrzebne im informacje, Pavel bez pardonu chwycił ją za fraki z zamiarem wrzucenia jej do jeziora, gdzie nieomal wpadła wcześniej, ratując się jego uchem. Jeśli się udało, to następnie odwrócił się do Sheridan.

- Dotknij mnie jeszcze raz, to też tam wylądujesz, tylko że z flakami na wierzchu - warknął. A jeśli się nie udało, to zrobił dokładnie to samo, tylko że bez wrzucania królika do jeziora.
Po czym skierował spojrzenie na resztę grupy. Koncentrując się na Sigrunn.
- A Ty przestań udawać mądrzejszą niż jesteś. Jeszcze przed chwilą chciałaś lecieć do zamku tylko po to, żeby marnować tam czas i uzyskać dokładnie to samo. Jak nie masz nic ciekawego do powiedzenia, to chociaż kurwa nie przeszkadzaj, bo owczy tłum z jakiegoś powodu cię słucha. - Tutaj spojrzał na pozostałych z miną w stylu: "ludzie, słuchacie małpy". - Sprawa jest banalnie prosta. Skoro przyjaciel jest wrogiem, a wróg przyjacielem, to pewnie któryś ze strażników ma coś na sumieniu. Obstawiałbym gościa, który odkrył zniknięcie księżniczki. Albo kogoś, kto wtedy stacjonował w okolicy. W każdym razie wystarczy przycisnąć odpowiednią osobę i sprawa będzie załatwiona.
Mało w tym filozofii, ale dla tej grupy "wybrańców" pewnie nawet to będzie zbyt trudne. Na ptaszysko nawet nie zwrócił uwagi. Szkoda sobie strzępić nerwy na takich narwańców.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Plac [W]
Pią Sty 15, 2016 9:18 pm
Czy to źle, że chciała pomóc? Uch... Najwyraźniej tak, bo zauważyła, jak otoczenie kręci nosem na jej pomysł rozdzielenia się. Ale próbowała zapobiec dalszemu postępowi konfliktów w grupie! Czy to źle? "Dobrymi chęciami piekło jest usiane", jak to mawiają ludzie.
Rzuciła ostre, pełne wyrzutu spojrzenie hienie. No chyba sobie z niej kpił! Owszem, może do najstalszych partnerek nie należała, ale wobec przyjaciół zawsze starała się być lojalna. Inaczej rzecz miała się z obcymi. A Ci tutaj... cóż, byli jej towarzyszami niedoli, czyli chociażby tymczasowymi przyjaciółmi. Więc nie miała powodu, aby nimi manipulować i zabawiać się ich kosztem.
- Skoro tak mówisz... To, czy osoba, która próbuje w pierwszej kolejności rozwalić tę grupę, znaczy TY, i zaprowadzić nieporządek, nie jest najbardziej z nas tu obecnych podejrzana? - odpowiedziała mu z lekką pogardą w głosie. Chce pracować w pojedynkę? Nikt mu nie broni, tylko niech potem nie płacze o pomoc. Zresztą to, co mówił, nie miało najmniejszego sensu - zamierzała podzielić ich grupę na dwie części, mniej więcej o tej samej ilości członków. W jaki więc sposób mogłaby potajemnie spiskować, kiedy dobranie członków swojej partii było kompletnie losowe? Nie mogłaby się również ruszyć z miejsca, gdyż reszta by ją cały czas obserwowała. Cóż, jak widać to, o czym myślał ten pierdolony śmieszek nie trzymało się ani trochę kupy.
- Ech, niezależnie od Waszych decyzji, pragnę Wam oznajmić, iż idę porozmawiać z mieszkańcami. - przeciągnęła się i mruknęła gardłowo. Reszta gówno ją za przeproszeniem obchodziła. Usiłowała podejść do zadania dyplomatycznie, ale jak w głowie im tylko figle i zwady, to co się będzie starać po darmo! Tak by podzieliła ich na tych, którzy poszliby do straży i na tych, którzy udaliby się tam, gdzie ona. Oszczędziliby czas i wysiłku fizycznego byłoby w sumie mniej. No i większe szanse na rozwiązanie sprawy, czyż nie?
Popatrzała przez chwilę na krainę i odwróciła się przodem do zebranych.
- Jakby ktoś chciał się dołączyć, to nie widzę przeciwwskazań. - wzruszyła ramionami, wzdychając. Planowała strzelenie spektakularnego focha i wyruszenie samemu na miasto, jednak... może ktoś będzie chciał się przyłączyć?
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Plac [W]
Pią Sty 15, 2016 9:28 pm
"Proszę mnie nie traktować jak dziecka, jestem ważnym urzędnikiem państwowym!"
Natychmiast zabrała rękę, niczym oparzona, skinąwszy głową w geście niemej skruchy. Cóż, sądziła, że to trochę uspokoi rozedrganą panienkę, ale jak się okazało, wszystko wyszło na minus. Przynajmniej zaczęła mówić z sensem, a żeby tak zniszczyć tę przyjemną atmosferę otrzymywania informacji, ten irytujący ruski dryblas znowu zaczął zachowywać się jak ciołek. Na jego słowa zareagowała przeciągłym syknięciem, któremu zawtórował jej ogon, natychmiastowo opuszczając się, kuląc, nawołując panterze uszy do przyklapnięcia. Tylko na moment rozchyliła usta, już chcąc wydać z siebie niezadowolone parsknięcie, które na pewno nie byłoby po prostu "parsknięciem", kiedy po prostu wycofała się, jedynie marszcząc brwi i rzucając w jego kierunku:
- Palant.
Zaledwie to słowo wystarczyło, by wyładować wszystkie emocje kocicy, a jednocześnie wyczerpać limit jej wypowiedzi kierowanych do blondyna. Rzecz jasna mogła potraktować go gorzej - przypieprzyć facetowi w łeb, może przy okazji powyzywać go trochę bardziej, żywotniej i gorzej. Wręcz wulgarnie. Po pierwsze jednak nie miała na to czasu, a po drugie - nie zamierzała bawić się w zniżanie do jego poziomu i groźby czy takie niepoprawne zagrożenie. Nie chodziło się w kociej podstawówce na etykę, tygrysku? Zerknęła jeszcze na Sigrunn, która właśnie wpadła na świetny plan, który pokrywał się z jej radosną decyzją, co do tego, na którą opcję zagłosować, po czym podrapała się po podbródku, zagłębiając tym samym we własnych myślach.
- Odwiedziłabym Gwydiona. Ma najświeższe informacje, skoro był na pochodzie, więc myślę, że tak będzie najkorzystniej. - Skwitowała w końcu, kiwając głową w kierunku małpiej dziewoi. Wedle opinii Sheridan, miała całkowitą rację. Niczego nowego nie dowiedzą się od osób, które po prostu sobie stoją. Zresztą, nie wydawało jej się, żeby notka, którą przywołał z powrotem tygrys, miała jakikolwiek związek z osobą Enyra. Bo skoro to on wszystko odkrył, to po co niby miałby ściągać na siebie takie podejrzenia? Choć z drugiej strony, mógł je z siebie ściągnąć właśnie w taki sposób. Pozostawała jeszcze jedna kwestia, której do tej pory nie poruszono. Ponownie zerknęła na króliczycę. - A co z tymi wilkami? Są jakieś konkretne powody, dla których je oskarżają? - Dorzuciła, jednocześnie machając lwicy, która tak po prostu postanowiła się przenieść w inne miejsce. Właściwie jej pomysł był w porządku, ale nadal wolała zobaczyć się z dowódcą, który zapewne skupił i wybrał tylko najpotrzebniejsze elementy układanki.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pią Sty 15, 2016 9:57 pm
Słuchała tak wywodów kobiety królik i mimo faktu, że po jakimś czasie ta zaczęła gadać w miarę z ładem i jakąś treścią do przekazania, to Wright dalej miała ochotę jej pierdolnać. Tak po prostu. Jak już było wcześniej wspominanie ta babka zwyczajnie wkurzała Amerykankę swoją osobą, a Alex zwyczajnie nie lubiła przebywać wśród ludzi, którzy ją denerwowali. Och, a jak ją denerwowało to całe podskakiwanie ze strachu tej babki… Ludzie, ile można robić w kółko to samo? To było raczej logiczne, że jakby któryś miał się na nią rzucić to już dawno by to zrobić. No bo po co miałby czekać? Amerykanka tylko wywróciła oczami, gdy ta zlękła się jej. Ja dopiero mogę sprawić, że się zaboisz przebiegło jej przez myśli, ale powstrzymała się od wdrążenia swojego planu w życie. Ta, chyba nie było im potrzeba na razie więcej kłopotów niż te, które mieli teraz na głowie. Nie oszukujmy się, królik, który zszedł im na zawał raczej nie był im w tej chwili potrzebny, co nie? Przynajmniej tak sądziła Wright.
Milczała, zerkając na resztę, a przy okazji myślała o tym wszystkim. Króliczyca była urzędnikiem, tak? Czyli miała jakąś styczność z dworem co nie? Przynajmniej powinna… No ale nie musiała… Hm… Jeśli reszta z zamku miała zamiar być taka jak ta babka, to jej się w ogóle nie uśmiechało pójście tam. To mogłoby się wcześniej czy później źle skończyć… Wojna między kotowatymi, a psowatymi? Och… jak uroczo… Zwłaszcza, że mieli tu kilku kotowatych i dwóch dość przemądrzałych. Z czego lwica zachowywała się dziwnie. Hm… Ta, trzeba mieć ją na oku i nie pozwolić jej być za swoimi plecami… Życie mi jeszcze miłe, nawet jeśli nie wiem co się tu dzieje…
Zerknęła na małpę, a potem na tygrys. W sumie w tej chwili kotowatemu mnie ufała… Co nie zmieniało faktu, że Alex chyba wolała pogadać z dowódcą niż słuchać kolejnego nieogarniętego typa pokroju pani królik. Wojskowy przecież powinien być bardziej prosty w obsłudze, łatwiej z niego powinno się wyciągać informacje. W końcu był nauczony do mówienia zwięźle i na temat, co nie? Podczas walki nie ma czasu na rozdrabnianie się, trzeba przekazać wieści szybko i dobrze.
- Byłabym za dowódcą. Łatwiej i szybciej powinniśmy się czegoś od niego dowiedzieć - mruknęła tylko, nie bawiąc się w niepotrzebne tłumaczenia czy coś w tym stylu.
Dakota Lowe
Dakota Lowe
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pią Sty 15, 2016 11:07 pm
Wyrobiłem się, uffff..
On, wyginając skrzydło to w tę, to w tamtę, siląc się z nietęgą miną na rozruszanie tej niemrawej kończyny, nie gnębił puchatego urzędnika państwowego na służbie, jakby nie było, ludzie już właśnie robili na nią nalot zmasowany, ten trygrys-łak miał zero ogłady i już chyba mieli odpowiedź na to, dlaczego się to pasiaste coś nie może z nikim związać. JAKI GENIUSZ TAK ROZMAWIA Z KOBIETAMI? Króliczyca raczej w jego typie nie była, aczkolwiek to nie zmienia faktu, że jeżeli zaliczy kąpiel w jeziorze, to im nie pomoże. Biorąc głęboki oddech, stając obok niego i już mniej-więcej spuszczając z tonu, odchrząknął przy nim:
- Weź się ogarnij, kurwa. Po pierwsze, to jest urzędnik, który może Cę udupić z palcem w omycku. Po drugie, masz 2:1, że teraz nie będzie chciała z Tobą współpracować, CZEGOKOLWIEK nie powiedziałbyś. Jak padnie na zawał, to masz przesrane, a króliki mają słabe serca i mogą się przekręcić ot tak. A jak tkniesz panterę, 6/7 zespołu Ci się rozsypie. Jak jesteś taki agresywny, robisz się podejrzany i może my tak możemy nie twierdzić, ale straż królewska na pewno, a oni mają takie ostre urządzonka, co Cię mogą przeciąć w pół, bo, o ile mi wiadomo, tygrysy to nie kozice górskie, więc ataku Ci uniknąć będzie ciężko. - mówiąc, poparł słowa lwicy, na której słowa się już nie wypowiedział konkretnie. Takie samozwańcze akcje w takiej sytuacji nie są dobre i jeżeli już, na takie atrakcje lokalne wysyła się zwinne małpy, a nie ubite lwy. Jedynie westchnął jak prawdziwy cierpiący. - Nie rozdzielajmy się jak debile, rozdzielajmy się mądrze. Każdy z nas, czy bardziej racjonalnie mówiący, czy palant, czy rechocząca jak przygłup hiena, ma jakiś potencjał do wykorzystania i powinniśmy to zrobić z głową.
W zasadzie, gdy inni pieprzyli jakieś głupoty, które niespecjalnie go przejęły, gdyż on i tak swoje wiedział, swoje się naoglądał, naczytał i nabadał, Ogarnął każdego razem z i osobna wzrokiem, przygryzając przez chwilę kciuk, wodząc od stworzenia do stworzenia swoim niezwykle dobrym wzrokiem.
- Ekhem, jest tak. Ustalimy jedno miejsce, gdzie pójdziemy. Może demokratycznie zagłosujemy, bo chyba nikt tu nie ma na tyle dużego autorytetu, żeby wszyscy go posłuchali bez kłótni i pierdolenia, że “a jebie mnie to, pójdę gdzieś indziej”. - choć dla niego wzorem była panterzyca, no poszedłby za nią w ogień. - Jeżeli będzie trafione i od jakiegoś człowieka dostaniemy coś więcej, niż króliczyca powiedziała, będziemy mogli utworzyć przemyślaną formację, w zależności od tego, jak skomplikowany manwer będziemy musieli wykonać. Jeżeli nie, rozsądne grupowanie się odstawimy na potem i wybadamy miejsce numer 2. Paniatno?
Najbardziej z tych wszystkich rzeczy interesowała go kartka. Co jak co, jeszcze nie czuł się na tyle swojo w tym świecie, żeby mieć jakieś wspomnienia szkolne z tyłu głowy. Jeżeli całe królestwo zamieszkałe było przez zwierzęta, miało ustrój monarchii, więc pewnie też warstwy społeczne - czy wszyscy tutaj umieli pisać? Jeżeli nie, tę kartkę musiał zostawić ktoś wykształcony (hoho, “urzędnik państwowy”; z drugiej strony, ona może mieć trudności z pisaniem, ma łapy, a więc zależy, jak wiadomość została napisania, to co było tam konkretnie napisane odchodzi na dalszy tor), który działał w pojedynkę, ale o ile miał trochę oleju w głowie, a na to jego umiejętności wskazywały, zmówiłby się z kimś. Zresztą, to na pewno sprawca nie był jeden. Musiałby być jakąś hybrydą idealną, żeby uprowadzić dorosłą kobietę (no i mamy wilki..), chyba, że nie opierała się (sama księżniczka?). A może nie oponowała przed porywaniem, bo nie mogła? Bo została ogłuszona czymś ciężkim? Może czymś z jej komnat przez kogoś, kto miał do niej dostęp (królowa, strażnicy)? Może ktoś, kto był na tyle zwinny, że dostał się tam ukradkiem i był spoza zamku? A najważniejsze - na chuj była mu ta kartka? To chciał być zdemaskowany i przyłapany czy nie? Przestępca działający dla korzyści majątkowych w postaci okupu chce, by do niego dotarły pieniądze. Musiałby podać swoje położenie, więc najprawdopodobniej nie chce kasy. Jeżeli byłby to morderca, nie chciałby być pojmany i stracony. A jeżeli wiadomość zostawiła księżniczka, która przeczuwała taką ewentualność porwania, gdyż miała nieprzyjazne stosunki z kimś z królestwa bądź spoza niego? Musiała milczeć z jakiejś przyczyny? Kto mógłby być jej przyjacielem, który okazał się być wrogiem?
    a) matka. Jakby nie było, rodzina, powinny mieć przyjazne stosunki. Z drugiej strony, zamknęła się u siebie i nikogo nie dopuszcza. Coś chowa w swoich komnatach? I “jej serce ogarnęła ciemność”. A być może to nie ona, tylko ona padła również ofiarą? Ktoś, kto dąży do przejęcia władzy, bądź obalenia tylko obecnej przez nieporadne rządzenie postanowił pozbyć się słabej psychicznie królowej, a potem wszcząć bunt?
    b) służba, w tym króliczyca. Z reguły rodzina królewska jest taką, która wychowuje dzieci połowicznie i tymi drugimi rodzicami jest właśnie opiekunka, jakaś sprzątaczka, kucharz. Ile tam może być poszlak!
    c) straż. Pilnowała włości rodziny królewskiej. Była niekompetentna, że wpuściła intruza czy przymknęła na jego włamanie oko? Równie dobrze mogli się także nie spodziewać, to mógł być ktoś z wewnątrz.
    d) osoby z zewnątrz. Na przykład wilki, o których za wiele się nie dowiedzieli na ten moment, a o których więcej może wiedzieć straż.

- Nadmieniam tylko, że wszystko kręci się wokół zamku, który ma zwartą budowe. W środku jest służba, królowa, cześć strażników, na obrzeżach też krążą. Wokół przewijają się setki ludzi przez zamieszanie związane ze zniknięciem księżniczki, więc powinien to być nasz główny cel, do którego możemy dotrzeć, a na miejscu pójdziemy w różne strony, dobierając się po dwie, po dwie i po trzy osoby. Królik może dołączyć do którejś dwójki. Robienie rozeznania między mieszkańcami wydaje mi się być bezsensowne przez to, że oni są najpewniej tak zdezorientowani, jak na przykład my i nie znają sytuacji, mogą nam powiedzieć plotkę, którą my uznamy za prawdopodobną i wprowadzi nas to w błąd. Więc najpierw - idziemy wprost do zamku na razie, gdzie jest masa urzędników i służby znającą sytuację wewnętrzną.. - patrzył, kto podniósł rękę. - ..czy na jego obrzeża, gdzie jest posterunek dowódcy, który jest rozeznany w konfliktach królestwa?
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Sob Sty 16, 2016 6:40 pm
Wybaczcie, błąd w Matrix'ie wszystko namieszał.

Przysłuchał się słowom Króliczka, czy też może powinien dumnie nazwać ją "Panią Urzędnik". Takie osoby lubiły chełpić się swoją pozycją, a zyskanie ich przychylności niewątpliwie przyczyniało się do łatwiejszego życia, w jakimkolwiek aspekcie. Czy Królik był w kręgu podejrzanych? Owszem. Każdy w tym królestwie, był nim. Ich zadaniem było powolne zmniejszanie tego tłumu. Czyż nie było to ekscytujące? Porwanie czy może zaginięcie księżniczki, niesubordynacja wojska, przekupni urzędnicy, a do tego dookoła pełno zwaśnionych stron!
Blondyn cały czas przysłuchiwał się opinii wszystkich nie opuszczając rąk splecionych na karku. Jednak jeśli tygrys chciał wrzucić naszą panią urzędnik, będzie musiał interweniować, posyłając solidnego kopniaka w miejsce, które błyskawicznie obudzi w nim małego kociaka. Jego ryk przez pewien czas przestanie być taki imponujący. Uśmiechał się, chociaż robił to też normalnie, teraz miał również powód. Lwica...
- Strasznie niekompetentnymi osobami otaczała się Księżniczka. Straż która zasypia na służbie? No proszę. Powiedz jeszcze, Ci strażnicy. Do której z zwaśnionych rodów należeli? Jak i sama księżniczka... jakoś nie mogę sobie przypomnieć obecnej sytuacji politycznej. - O dziwo mówił spokojnie, niezależnie czy musiał kopnąć w klejnoty tygrysa czy nie, jego reakcja pozostaje taka sama. Teraz wypadało się zabrać za same kotowate.
- Proszę proszę, czyżbyś próbowała odwrócić kota ogonem? Ponoć same kotowate mogą być zamieszane w porwanie księżniczki, a tutaj... ty próbujesz nas podzielić... stworzyć idealne sytuacje do knucia, z drugiej strony mamy napalonego Tygrysa, który stara się wszystkich zastraszyć i podporządkować za pomocą siły. Sprytnie. Naprawdę sprytnie. - patrzył cały czas na lwicę (lwą) szczerząc białe ząbki - Zrzucenie winy na mnie jest równie dobre, jednak nie tak bardzo jak uważasz.  Ja jako jeden z nielicznych nie zostałem wplątany w tą polityczną walkę, ponieważ sami potrafimy o siebie zadbać (hienowate), niezależnie kto pociąga za sznurki. Więc jako jedyna chcesz iść do mieszkańców... wygodne.
Na tym zakończył ostatecznie ustawiając się za grupą w kolejce do Dowódcy. W końcu powoli trzeba zaciskać pętle na szyi skazańca~
Jego wzrok powędrował znowu na pisklaka i z trudem powstrzymał kolejny atak śmiechu. DA w końcu zaczął gadać jak człowiek... w miarę... znaczy po ludzku. Najwidoczniej dresik przestał odcinać dopływ krwi do mózgu. Chociaż resztki charakteru zachował...
Niech kurtyna się podniesie!
- Pani Urzędnik dotrzyma nam towarzystwa? - uśmiechnął się szeroko. Powoli trzeba było zacząć obstawiać kto jest winny. Intuicja jest naprawdę dobrym sposobem. Można było z góry oznaczyć główne cele.
- A według Ciebie kto mógł to zrobić? - rzucił jeszcze do długouchiej szybkie pytanie. - I nie wykręcaj się, że nie wiesz... po prostu rzuć pierwszym imieniem, które przyjdzie Ci na myśl.
Wrogowie? Kochankowie? Rodzina? Ktokolwiek.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Nie Sty 17, 2016 5:57 pm


Ostatnio zmieniony przez Mercury dnia Nie Sty 17, 2016 9:51 pm, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz Gry

Odrzucony przez Sigrunn niedopałek zatrzymał się tuż przy linii kwiatów. Te spojrzały z zaciekawieniem na wyraźnie nieznany im przedmiot, dopiero po chwili podnosząc dość mocno przesadzony alarm, biorąc pod uwagę, że resztki papierosa spoczywały na bruku.
- OGIEŃ! PŁOMIEŃ! PALI SIĘ! WSZYSCY ZGINIEMY! - głośny wrzask kwiatów zagłuszył chwilowo ich kłótnie, dopóki jedna z bardziej inteligentnych róż schyliła się i przysypała źródło przerażenia drobną warstwą ziemi przy pomocy giętkich listków. Kwiaty momentalnie ucichły, zupełnie jakby nic takiego się nie wydarzyło, powracając do zbierania płomieni słonecznych. Jedynie od czasu do czasu zerkały z przestrachem w stronę małpy, szepcząc coś o demonie z piekieł kontrolującym ogień.
Króliczyca złapana przez Pavla spojrzała na niego z wyraźnym zaskoczeniem, gdy wepchnął ją do jeziora. Momentalnie spadła w stronę wody i... zniknęła. Żadnego plusknięcia czy innego dźwięku. Dopiero, gdy tygrys wysunął wszystkie swoje oskarżenia pojawiła się tuż przed nim z wyraźnym oburzeniem. Co więcej nie wyglądała już tak jak wcześniej, lecz... faktycznie zmieniła się w królika. Choć sięgała mu teraz do połowy pasa, stała pewnie na tylnych łapkach poruszając wąsikami.
- Co za bezczelność! Moja pani specjalnie na tę okazję dała mi eliksir przemiany, bym mogła powitać was w przyjemniejszej formie, a ty z miejsca wszystko zrujnowałeś według własnego widzimisię. Bezczelny! - położyła białą, puchatą łapkę na jego mostku i popchnęła go w stronę jeziora. Pavel pomimo tego lekkiego dotyku poczuł nadchodzące zewsząd uderzenia, które w ułamku sekundy posłały go w stronę tafli wody. I zawisł tuż nad nią, zupełnie jakby podtrzymywały go niewidzialne liny.
- Teraz będę musiała tak biegać. Doprawdy, mężczyźni w tych czasach. - króliczy nosek poruszył się na boki. Zaraz obróciła się w stronę Aidy i pokicała w jej stronę, zastępując drogę.
- Twój plan nie byłby zły lwico. Problem w tym, że nie znacie tych terenów, a przewodnika macie tylko jednego. Rozdzielenie się mogłoby skończyć się kompletnym zagubieniem. Niemniej dowódca Gwydion z pewnością chętnie nam pomoże w udzieleniu informacji, a po rozmowie z nim możemy przepytać mieszkańców. To niebezpieczny świat. Jeden krok w złą stronę i już nigdy nie powrócisz. A nie wszyscy są tu przyjaźni wobec obcych. - machnęła łapką, a wiszący nad jeziorem Pavel momentalnie powrócił na ziemię, lądując na czworaka. Miała nadzieję, że ta drobna kara pohamuje jego ostry temperament. Tym razem odwróciła się w stronę Sheridan, a jej uszy opadły wzdłuż białego łebka.
- Wilki to najbardziej kłopotliwe istoty w naszej krainie. Do tej pory głównie walczyli przeciw sobie uznając zdemolowane lokale za doskonałą zabawę. Biały wilk dowodzi gildii złodziei, bandzie awanturników okradających naszych mieszkańców. Zawsze rozpijają się w karczmach, po czym powodują bójki wszędzie i ze wszystkimi, niezależnie od powodu. Właściwie nie potrzebują powodu. - wąsiki zatrzęsły się na białym pyszczku w wyraźnej złości. Nawet tylnia łapka zaczęła uderzać wbrew jej woli o ziemię w stałym rytmie.
- Czarny wilk to niemniejsza szuja. Przewodzi gildii skrytobójców, pobierają opłaty za wszelkiego rodzaju zastraszenia, pobicia czy zabójstwa. Większość ciał pływających w rynsztokach jest sprawką jego podwładnych. Sam brudzi sobie ręce tylko grubszymi rybami, tak mówią plotki. Do tej pory jak mówię, walczyli pomiędzy sobą. Złodzieje uważali skrytobójców za bandę chciwych paniczyków z kijami w... - odkaszlnęła patrząc w bok z wyraźnym zażenowaniem.
- Natomiast skrytobójcy nazywali złodziei kłopotliwymi dziećmi, które zbyt wcześnie wypuszczono z domu. Niestety jakiś czas temu zakończyli waśnie pomiędzy sobą i zawarli sojusz. Niemniej pomimo tego wszystkiego, podczas każdego najazdu sąsiednich państw wspierali królewską gwardię. To głównie dzięki nim wygrywaliśmy jak do tej pory wszystkie wojny już przed ich rozpoczęciem. Dlatego sytuacja jest tak skomplikowana. - westchnęła, strzygąc uszami na długą wypowiedź Dakoty. Wyglądało na to, że miał dość spore umiejętności analityczne, być może nie wszystko było stracone?
Gdy hiena zadał pytanie o sytuację polityczną, króliczyca spoważniała.
- Och, rodzina królewska oczywiście jest czystej krwi wilkami. Niemniej narzeczony księżniczki, książę Baliard jest gepardem. To małżeństwo zdaniem królowej miało uspokoić głosy naszych kotowatych, krzyczących że żądają równouprawnienia, które ich zdaniem zostało naruszone brakiem kotowatego w rodzinie królewskiej, mimo że nadal mogą zajmować i zajmują najwyższe stanowiska w radzie. Więcej mogę opowiedzieć wam w drodze. Skoro zdecydowaliście, czas wyruszać do dowódcy Gwydiona. - ilość głosów mówiła w końcu sama za siebie. Spojrzała raz jeszcze w stronę Aidy, by zaraz opaść na cztery łapki, kicając w stronę głównego placu.
- To ciężkie pytanie Hieno. Każdy jest tak samo podejrzany. Być może to wewnętrzny atak ze strony innego kraju. Być może psowatym nie spodobało się usadzenie kotowatego na tronie. Być może kotowate postanowiły ukartować wszystko tak, by zrzucić odpowiedzialność na psowatych. Problemy polityczne są wyjątkowo skomplikowane, a zwłaszcza w naszym państwie. Pytanie o strażników natomiast nie ma najmniejszego sensu. Wybierani są oni spośród mieszkańców, zatem łączą w sobie cechy wszelkich zwierząt. Są wśród nick przedstawiciele węży, kotów, psów, niedźwiedzi, mamy nawet rekina. Choć dość mocno ogranicza zasoby wody innych, więc niejednokrotnie wrzucali go do fosy. Tylko nie mówcie królowej.

// TERMIN: 20 stycznia, g. 23.59
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Plac [W]
Nie Sty 17, 2016 6:39 pm
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że spodziewał się takiego obrotu sprawy. Niebezpieczeństwo postrzegał ewentualnie ze strony któregoś z członków drużyny lub strażników chcących bronić urzędnika, ale nie samego królika, który w swojej kolejnej formie wydawał się jeszcze mniej groźny niż uprzednio. Mimo to dosłownie chwilę później wisiał w powietrzu i nie za wiele mógł z tym faktem zrobić, chociaż szarpał się jak szalony. Wreszcie jednak odpuścił sobie, bo najzwyczajniej w świecie nie dawało to żadnego efektu. Odczekał więcej spokojnie do momentu, kiedy tajemnicza siła go puściła i wylądował na ziemi. Zjeżył się wtedy momentalnie i wyglądało na to, że jego mała krucjata będzie trwać najlepsze. Szybko się jednak opanował i podniósł z ziemi, otrzepując z kurzu. Wypadało zachować jakieś resztki godności. Spojrzał na wszystkich po kolei, w końcu koncentrując wzrok na króliczycy.
- Wybaczcie. Poniosły mnie nerwy - ciężko mu to przechodziło przez gardło, ale dalsze szarpanie się byłoby niekorzystne dla drużyny, jak i samego tygrysa, bowiem w najlepszym wypadku wyglądałby w jakimś lochu i tam przeczekał resztę przygody.
W każdym razie wysłuchał przydługiego wywodu urzędniczki, który niewiele im dawał. Tak naprawdę jej wyjaśnienia tworzyły tylko więcej pytań, a nie dawały żadnej odpowiedzi. Nie mieli nawet najmniejszego tropu, która organizacja mogła się szarpnąć na porwanie księżniczki, a co tu dopiero wskazać na konkretne osoby. Mimo to musieli przynajmniej chwilowo wykluczyć pewne możliwości i wybrać te najbardziej prawdopodobne.

- Z tego co mówisz, wilki nie wykazują się zbyt dużą fantazją. Żeby przeprowadzić porwanie takiej osoby i nie pozostawić po sobie żadnego śladu potrzeba czegoś więcej, niż grupki awanturujących się ochlejów. Poza tym nadal uważam, że nie byłoby to możliwe bez pomocy straży, która w najlepszym wypadku została zwyczajnie przekupiona i udawała, że nic nie widzi. - Po osobniku, który jeszcze przed chwilą awanturował się niemal z każdym, kto stanął mu na drodze nie pozostało niemal śladu. Mimo to poważny ton zdradzał, że nadal nie był raczej zbyt skory do zwierania przyjaźni.
- Swoją drogą pod względem rasowym stanowimy całkiem chujową grupę do rozwiązywania tej sprawy, biorąc pod uwagę przewagę kotowatych. Każdy nasz argument łatwo będzie zbić zwykłym pomówieniem o to, że próbujemy wybić którykolwiek gatunek ponad swój stan albo zwyczajnie zaszkodzić psowatym. Może prędzej zaufają hienie ze względu na jakiś mały stopień podobieństwa, ale nasz hienowaty przyjaciel nie wydaje się zbyt pomocny - tutaj pozwolił sobie na nieco sztuczny, ale za to niezwykle szeroki uśmiech w stronę Cyrille'a, który już wysnuwał teorie spiskowe względem lwicy. Teoretycznie mógł on mieć jakiś wpływ na ich kontakty w wilkami czy innymi tego typu przedstawicielami, ale z drugiej strony poważnie, kto lubi hieny?
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Wto Sty 19, 2016 3:12 pm
W co ja się kurwa wpakowałam.
Krzyki, kłótnie, groźby, wyzwiska, przekrzykiwanie się. Kurwa, zaraz burdę rozpoczną. A na pewno byłoby to ciekawsze od tego, co działo się teraz. Że niby co? Zaginęła księżniczka? Och, tak, przecież to idealny powód do tego, żeby zamiast się jakoś zebrać, połączyć siły i razem zacząć jej szukać, kłócić się i wyrywać we wszystkie strony. Przez to, że próbowała jakoś ogarnąć mózgowo ten rozgardiasz, nawet nie zauważyła, kiedy przypadkiem została demonem panującym nad ogniem. A szkoda, bo byłaby cholernie zadowolona z takiego miana. Ale nie, ona była zajęta słuchaniem tego, jak jeździ po niej tygrysi chłopak.
- Powiedzmy, że lepiej rozeznałam się w sytuacji i doszłam do innych wniosków - mruknęła, marszcząc gniewnie  brwi. - I jeśli ten owczy tłum mnie słucha, to znaczy, że jednak ma jakiś rozum i instynkt zachowawczy, który nie pcha ich w łapy nabuzowanego hormonami tygryska, który wygląda, jakby chciał wszystkim wpierdolić. Wyluzuj, stary - dodała zaraz i klepnęła go w ramię. Mocno. Niech cierpi z powodu małpy, tak. Nie miała zamiaru milczeć przez cały czas, w obawie przed tym, że oberwie. A najśmieszniejsze było to, że nawet starając się trzymać w miarę z boku i mając wyjebane na całą sprawę, i tak oberwała. Gdyby siedziała cicho, pewnie dostałaby za niezdecydowanie, a próbując wyrwać się minimalnie na przód, od razu stałaby się podejrzana w oczach całej grupki. Jak żyć? Szybko. I nie wadzić króliczycy za bardzo, jeśli nie chciała skończyć jak tygrysek. Ten pokaz sił pokazał jej, że może wkurwiać wszystkich wokół, ale od urzędniczki wara, bo jeszcze ją wypieprzy na drugi koniec królestwa i będzie koniec rumakowania.
Uśmiechnęła się złośliwie i szturchnęła tygrysa łokciem, gdy tylko jej plan pójścia do Gwydiona wygrał. Cała jej postawa mówiła "a nie mówiłam?" i brakowało tylko tego, żeby wypisała to sobie na czole różowym markerem. Grabiła sobie, oj grabiła jak zawsze. Ale to nieważne, bo przecież mieli się skupiać na uratowaniu jakiejś pięknej księżniczki, a nie na wewnętrznych sporach, więc olewając już wszelkie docinki, zaczęła słuchać króliczycy i jej cudownych opowieści o sytuacji politycznej, niebezpiecznych szajkach i innych wężach rzecznych.
- Koleś może mieć rację. I nie wydaje mi się, żeby to była sprawka wilków. Próba uprowadzenia księżniczki to jednak coś więcej, niż utarczki z dłużnikami. To coś więcej, niż "gruba ryba" - nakreśliła cudzysłów w powietrzu i dłonią zaczesała włosy do tyłu, zastanawiając się nad czymś. - Nie podoba mi się ten książę-gepard. Możesz powiedzieć o nim coś więcej? - spytała, zerkając w stronę króliczycy. Jeśli to było małżeństwo w stylu "wyjdę za niego, żeby koty się nie buntowały", to mogło istnieć pewne prawdopodobieństwo, że książę mógł się pozbyć księżniczki, żeby na jej miejsce weszła jakaś kotowata i żeby w ten sposób kotowate przejęły tron. Ale cholera wie. Nie chciała nikogo bezpodstawnie oskarżać, tym bardziej takich szych z rodziny królewskiej, żeby nie zawisnąć na stryczku.
Uwagę tygrysa o różnorodności gatunkowej wpuściła jednym uchem i wypuściła drugim. W sumie to chuj ją to. Sama nie należała do żadnej ze stron konfliktu, a była tutaj tylko dlatego, że mogła. Będą się kłócić? Niech się kłócą. Nie znajdą przez to księżniczki? No to nie znajdą. Ona była tutaj tylko małpą.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Plac [W]
Wto Sty 19, 2016 8:26 pm
Sheridan powinna była roześmiać się do rozpuku w sytuacji, w której ujrzała tygrysowatego nad taflą wody, gdzie nie był on w stanie zrobić w zasadzie niczego, co byłoby w stanie mu pomóc. No, w sumie, to w ogóle nie mógł nic zrobić. Naprawdę powinna. Najchętniej potarzałaby się przy tym po ziemi. Jednakże nie było to zbytnio na miejscu, tak więc tylko prychnęła w jego stronę i uśmiechnęła się zadziornie do młodzieńca, zaraz zabierając z niego wzrok. Swojej uwadze poddała zarówno wypowiedź orła, jak i podejrzenia małego blondyna odnośnie domniemanych spisków Aidy. Właściwie, to wyglądało nie do końca dobrze, ale sama nie chciała poruszać tego tematu - nie było sensu, żeby naskakiwać na samych siebie. Tym bardziej, że jasnowłosa wierzyła w dobre intencje lwicy.
Ach, wspominałam, że na wypowiedź Dakoty jej twarz ogarnął taki rumieniec, że wyglądała, jakby dostała żelazkiem w mordę? W dodatku zaszurała panterzą łapą po ziemi w typowej pozycji "na zażenowaną panienkę". Wystarczyło jedno zdanie, żeby ją tak tknąć. Oh, damn.
Następna była króliczyca, która teraz już naprawdę dosłownie była puchatym zajączkowatym miśkiem, a nie uroczą kobietką. Zażalenia do tygrysa. Mniejsza z tym, gdyż istotną rolę odgrywała tu opowieść o wilkach. Biały, czarny, złodzieje, skrytobójcy, gildie, walczyli ze sobą, teraz już nie bardzo-... a na dodatek same psowate na tronie, do których wreszcie wcisnął się jeden kocur. Nie brzmiało to, jak zapowiedź happy endingu, na co zresztą wskazywało porwanie księżniczki. Analizowała sobie to wszystko w głowie, wpatrując się w futrzastą aparycję uszatej, jakby to ona skłaniała ją do takich refleksji - co zresztą nie mijało się z prawdą - kiedy nagle z całego tego letargu wyrwała ją wypowiedź Sigrunn. Niby wszyscy uważali małpiszony za durne istoty, ale tej dziewczynie na pewno nie brakowało piątej klepki. Zresztą-... tak naprawdę, ci człekokształtni mieli całkiem rozwinięte mózgi. Po prostu ich ojczysty język brzmiał nieco głupio.
- Małpa ma w sumie trochę słuszności, jeśli chodzi o geparda. Historia tego faceta mówi: będę u władzy, bo chcemy równouprawnienia. Mógłby jakoś wykorzystać swoją bliskość z Rosalią i poprzez jej uprowadzenie zmusić króla i królową do nadania większej ilości przywilejów dla kotowatych. - Zamyśliła się na chwilę, zaraz jednak doszła do kolejnego wniosku, którym mogłaby podzielić się z resztą. - Ale z drugiej strony - wilcze gildie też nie brzmią, jak niewiniątka w całej tej sytuacji. Przecież to mógłby być ich wyraz buntu przeciw usadzeniu księcia na tronie. A przecież gdyby porwali jego, to kto by się przejął? Dopiero, kiedy sprzed nosa Jej Wysokości zostanie uprowadzona jej ukochana córka... wtedy daje to do myślenia.
To brzmiało, jak zero pomocy. Ale zawsze mogli rozważyć te dwie opcje pod takim, a nie innym kątem. Teraz i tak ich jedyną pomocą wydawał się być Gwydion, do którego - ku jej uradowaniu - mieli się właśnie udać. Przynajmniej tyle dobrego.
A to małe futrzaste nadal się nie przedstawiło. Brak wychowania, żeby tak ignorować pytania (these rhymes tho)!
Anonymous
Gość
Gość
Re: Plac [W]
Sro Sty 20, 2016 5:46 pm
Patrzała beznamiętnym wzrokiem, jak królicza urzędniczka unosi do góry tygrysa. Nuudy... Mimo wszystko postanowiła mu pomóc, gdy wylądował na ziemi i wyciągnęła do niego dłoń, żeby się na niej wsparł. Jeżeli przyjął jej pomoc - uśmiechnęła się lekko. Jeśli nie... to tylko wzruszyła ramionami i skrzyżowała ręce pod piersiami. Bez łachy.
Siedziała cicho i wysłuchiwała innych (bo w sumie i tak nie miała za specjalnie nic do powiedzenia...), dopóki ta hiena się nie odezwała w jej stronę. Spojrzała na swoje pazurki. Miała ochotę ich teraz użyć, oj miała. Jednak wstrzymała się i rzuciła tylko przelotne spojrzenie w kierunku Smugglera mówiące: "Weź mu przywal, bo ja to zrobię." Miejmy nadzieję, że załapał, o co jej chodziło. Kto wie, może później się zorganizują i zwiążą Cyryla, przykleją go później do drzewa i urządzą publiczną egzekucję? Heh, kusząca propozycja.
Mimo wszystko czuła się w obowiązku bronić swojego honoru.
- Weź już skończ, jedynie powietrze marnujesz. - Odpowiedziała mu lekceważąco, wywracając oczami. Co za cwel. Nie potrafi usiedzieć chwili bez oskarżania kogoś... w sumie tylko na kotowatych naskakiwał. Rasista jeden.
Słysząc wypowiedź Smuga, westchnęła cicho:
- No co Ty nie powiesz...
Ona sama dawno dostrzegła, jak wiele ich wszystkich różni. Ale to chyba nie powód, by się wzajemnie obrażać, c'nie? Każdy jest jaki jest i niech nikt mu nie wadzi... O ile nie krzywdzi swoim zachowaniem resztę społeczności.
Na radę Króliczycy skinęła głową zgodnie.
- Masz rację. W takim razie możemy iść najpierw do dowódcy.
Usiadła na kamieniu, zamyślona. Słuchała uważnie każdego członka ich "brygady" ze zmrużonymi oczami. Połowie w ogóle nie ufała. W tym hienowatemu. Najchętniej by go wrzuciła do jeziora, tak jak to zamierzał zrobić ten narwany tygrys z panią urzędniczką.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Sro Sty 20, 2016 11:03 pm
W ogóle nie zwróciła uwagi na gadające kwiatki, które zaczęły nazywać Norweżkę demonem władającym ogniem czy coś w ten desent. Nie widziała w tym niczego przydatnego. Za to dokładnie słuchała i przyglądała się całej sytuacji. Kurwa… Jeśli wpakowałam się to z własnej woli to powinnam sama sobie strzelić kulkę w łeb za ten genialny pomysł… przemknęło jej przez myśl, gdy przyglądała się tej całej szopce. Zastanawiała się co ją musiało podkusić w takim razie, że postanowiła przystąpić do tej grupki ‘poszukiwaczy’. Ta… Pewnie byłam ostro narąbana, gdy się na to godziłam... przeszło jej przez myśl, zamykając na chwilę oczy, palcami przeczesując końcówki włosów.
Okej…Okej... Pani Królik nie wkurwiamy… Najlepiej się do niej nie zbliżamy... zanotowała sobie w pamięci, gdy zobaczyła co ta zrobiła tygryskowi. Zaraz jednak zmarszczyła brwi, gdy usłyszał słowa wypowiedziane przez kobietę.
- Chwila, chwila! Specjalnie na tę okazję dla nas? Czyli ty wiesz kim jesteśmy? - wtrąciła się. Może to nie było zbyt kulturalne, ale jednak dziwnie się czuła nie wiedząc kim jest. - Bo nie wiem jak reszta, ale ja czuje pustkę w głowie… Miło by wiedzieć kim się jest… - dodała zaraz.
Słuchała całego tego wywodu o sytuacji politycznej. Szczerze? Jakoś fascynujące i niezwykłe to nie było. Jeden chciał się rzucić na drugiego. Nic nowego, co nie? Jednak miała wraże, że wilki w inny sposób by załatwiły tą całą sprawę. Porwali i pewnie zarządzali okupu czy coś. Choć pomińmy fakt, że taki wyczyn byłby szczytem głupoty…
- Hm… Ale jakby nie patrzeć nie tylko strażnicy mogli dostać w łapę… W sumie to każdego z zamku można by podejrzewać... - mruknęła pod nosem. Słuchała dalej wywodów reszt i musiała przyznać, że nowego władce też by wypadało dodać do kręgu podejrzanych. Kurna… Kółko zamiast się pomniejszać to powiększało.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach