Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Plac [W]
Pon Sty 04, 2016 1:04 am
First topic message reminder :

PLAC

Plac [W] - Page 4 Placpng_snraqee

Cisza. Ciemność. Do waszych głów nie przebijało się ani światło, ani żaden dźwięk. Do czasu.
- O mój boże, o mój boże! - wysokie zawodzenie raczej nie było wymarzonym sposobem na wybudzenie dla większości, niemniej to właśnie te słowa powtarzane nieustannie przez jedną z dwórek, przebiły się przez ciemność stanowiącą swego rodzaju barierę w waszym umyśle. To Dakota wybudził się jako pierwszy. Choć początkowe otępienie stopniowo zaczynało odchodzić w zapomnienie, zdecydowanie coś było nie tak. Dopiero po dłuższej chwili poczułeś ostry ból przeszywający twoje plecy. Wystarczyło jedne spojrzenie w tamtą stronę, byś zdał sobie sprawę, że źródłem owego nieprzyjemnego uczucia było zgniecione pod tobą i zwinięte w nienaturalnej pozycji skrzydło. Twoje skrzydło.
Zaraz po tobie wstała cała reszta. Każdemu z was towarzyszył przeszywający ból głowy, jak i wyraźne niedowierzanie, gdy odkrywaliście coraz to nowsze, przedziwne części ciała wyrastające w różnych miejscach.
- O mój boże! Czy nic wam nie jest? Toż to katastrofa, absolutna katastrofa. Moja pani... och moja pani, co my teraz poczniemy? - zawodząca kobieta zapłakała żałośnie, machając na wszystkie strony króliczymi uszami. Od czasu do czasu podskakiwała zupełnie niekontrolowanie w miejscu, a wielkie, słone łzy spadały na zimne, szare kafelki zostawiając po sobie mokre plamy. Znaleźliście się na placu. Sala balowa zniknęła bezpowrotnie, zastąpiona widokiem rodem z bajkowych książek, które czytali wam w dzieciństwie rodzice do snu. Wielkie, kolorowe kwiaty wielkości normalnego człowieka przechylały się w waszą stronę, wpatrując z wyraźną ciekawością wielkimi oczami. Właśnie tak, oczami. Każdy z kwiatów miał własną parę ślepi. Niemniej oprócz ciekawości co bardziej spostrzegawcze osoby mogły dostrzec coś jeszcze. Smutek. Smutek odpowiadający tajemniczej, króliczej kobiecie, która właśnie oddaliła się parę metrów, by podskoczyć do olbrzymiego jeziora, mieniącego się wszystkimi kolorami tęczy w blasku słońca. W przeciwieństwie do normalnego świata, w krainie, w której się znaleźliście panowało lato. Wskazywało na to dosłownie wszystko - od wysokich temperatur, poprzez rozkwitające kwiaty, po zwiewne ubiory mieszkańców. Mieszkańców, który wyglądali na was z zaciekawieniem z okien swoich starych domków i chatek, otaczających plac ze wszystkich stron.
- Co my poczniemy, co my zrobimy? - kobieta-królik dalej zawodziła wniebogłosy, wycierając łzy swoimi długimi, białymi uszami. Najwyraźniej nie miała zbyt szybko przestać.

// CZAS NA ODPIS: do 6 stycznia, g. 23.59.
Stan fizyczny:
Wszyscy: Ostry, choć stopniowo zanikający ból głowy, towarzyszące temu luki w pamięci.
Dakota: Dodatkowo boli cię prawe skrzydło, przez 2 tury nie będziesz w stanie latać. [1/2]
Stan psychiczny: Choć pamiętacie, że piliście jakiś napój na balu, nie macie pojęcia kim jesteście, skąd pochodzicie i jak się tu znaleźliście. Z każdą sekundą wasze wspomnienia dotyczące starego życia całkowicie zanikają, a wam wydaje się, że od zawsze przynależeliście do tej krainy.

Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pią Lut 05, 2016 8:53 pm
Szczerze? Ta małpa ją coraz bardziej irytowała. Kurna, co ona się tak doczepiła do jej ogonka, co? Kilka razy musiała się powstrzymać żeby nie ryknąć i nie przywalić jej prosto w twarz. Jeszcze umiała się zahamować, ale jej cierpliwość z każdą chwilą malała.
Cały czas bluzgała pod nosem na tę przeklętą próbę mądrości. Na prawdę nie wiedziała po jaką cholerę to. Nie ważne dla niej było w tym momencie, że dobrze odpowiedziała. Zwyczajnie nadal była zła na taki debilizm, a jakby jednak rzadko z nich nie odpowiedziało poprawnie na pytanie to co? Wpierdol, koczowanie pod drzwiami czy jak, hm? Uch… Wzięła głębszy wdech na uspokojenie i weszła do środka. Cóż, zaskoczyło ją trochę jak zobaczyła swojego pobratymca w roli Kapitana Straży.
- Pierdol się - warknęła tylko w stronę małpy. Tak, jej cierpliwość była na wyczerpaniu. No, no. Nieźle się gościu urządził. Nie ma co przeszło jej przez myśli. Wysłuchała co Pan kolega Miś miał do powiedzenia. Hm… Ciekawe… Ciekawe… I dość nietypowe… Kurna, ciekawe w jakie gówno tak na prawdę weszliśmy... Zaraz jednak westchnęła ciężko, a dłoń dołożyła do skroni, by ją pomasować.
- Ja pierdole, co za typy... - mruknęła pod nosem. Miała dość tych zarzutów, awantur, więc postanowiła się w to nie mieszać. Jeśli komuś coś nie pasuje to może się odłączyć co nie? Przynajmniej takie było zdanie Wright.
- Em… Ja się wybiorę do miasteczka. Nie mam ochoty łazić po kanałach… Tam cholernie śmierdzi - mruknęła, krzywiąc się delikatnie. Chwilę milczała, zastanawiając się czy zadać pytanie, które chodziło jej od dłuższej chwili po głowie.
- O co dokładnie chodzi z tą grupą? Wiemy kto jest liderem i czemu przeszkadza w tym wszystkim? - zapytała , przenosząc swoje spojrzenie znów na Kapitana.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Wto Lut 09, 2016 6:00 pm
Mistrz Gry

Dowódca wpatrywał się w milczeniu w tygrysa. Żaden mięsień na jego twarzy nawet nie drgnął, gdy ten wyrzucał z siebie jedno oskarżenie za drugim. Wyglądało na to, że w tym momencie był przekonany iż rzekomi wybrańcy, którzy mieli im pomóc w rozwiązaniu sprawy, w rzeczywistości nie potrafili zrozumieć co się do nich mówi.
- Pytałem czy macie jakieś pytania odnośnie całej sprawy, a nie mojego stanowiska, żołnierzu. Przychodzisz tu dobrowolnie, nikt cię za pysk nie ciągnie. Jeśli nie podoba ci się służba i zamierzasz odwrócić się ogonem na swoich towarzyszy, gdy będą potrzebowali wsparcia, opuść to miejsce w tym momencie i oszczędź nam wszystkim wstydu i niepotrzebnych strat. - nie wypowiedział żadnego słowa więcej. Zamiast tego zwracał głowę ku każdemu z nich, kiwając krótko głową, gdy wybierali dogodną dla siebie pozycję. Dopiero przy słowach Dakoty pochylił się nieznacznie.
- Wybaczcie mi proszę, zapominam że nie jesteście stąd. Księżniczka ma złote włosy i futro. Podobnie jak jej matka. Ponadto przy wymiocinach towarzyszyłaby sierści odpowiednia wydzielina, natomiast znaleziona kępka była sucha i nieskalana żadną mazią czy osadem. - odwrócił się w stronę biurka, przywołując ich do siebie gestem i wskazał na zgromadzone na nim czarne włoski i leżący obok dłuższy, biały.
- Podejrzewamy, że albo księżniczka wyrwała ją z futra porywacza gdy ją przenosił, albo... po prostu ją z siebie wydrapał. But będą mogli obejrzeć ci, którzy udają się do kanałów, jako że zajmuje się nim ekipa tropiąca, mając nadzieję, że złapią jakąś poszlakę. - założył ręce na klatce piersiowej i raz jeszcze rozejrzał się dookoła, przyglądając ich twarzom.
- Doskonale. Pantera, orzeł i małpa udadzą się do kanałów. Hiena i niedźwiedź pójdą na powierzchnię, może wam uda się wyciągnąć coś więcej z mieszkańców. - zastanowił się jeszcze chwilę nad pytaniem Alex, nim w końcu pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- Przykro mi, moja droga. Nie mamy żadnych konkretów, możemy jedynie snuć domysły że stoją za tym wilki, bądź przeciwnicy małżeństwa, które miała zawrzeć księżniczka. W tej kwestii jesteśmy bezradni, stąd nasza prośba o pomoc. Póki co byliśmy w stanie jedynie błądzić po omacku szukając księżniczki. Mamy nadzieję, że z wami nasz los się odmieni.
Wyszedł przed salę, machając krótko dłonią na króliczycę. Dopiero, gdy znaleźli się na korytarzu, odwrócił się ku tygrysowi.
- Podjąłeś decyzję, tygrysie?
- Och nie! - spanikowany głos króliczycy wypełnił ich uszy tuż po pytaniu Gwydiona. - Lwica! Lwica zniknęła!
Rozejrzała się spanikowana dookoła.
- Lwica? Jaka... lwica? - dziwne. Jeszcze przed chwilą, gdy króliczyca panikowała, wszyscy poczuliście wypełniający was niepokój. Niemniej teraz z mijającymi sekundami, wpatrywaliście się w nią z niezrozumieniem. Kim była lwica? Przecież nigdy nikt taki wam nie towarzyszył. Prawda?
- Lwica? O czym ty mówisz, Gwydionie? - biały królik spojrzał na Dowódcę ze zdziwieniem. Oboje pokręcili głowami, oczyszczając myśli i spojrzeli na nich ponownie. Niedźwiedź ryknął głośno, przywołując do siebie wcześniej mijającego was żołnierza.
- Tu się rozdzielimy. Alaric zaprowadzi jedną grupę do kanałów. Reszta pójdzie z Panią Ambasador. Ja udam się do zamku, gdybym dowiedział się czegoś nowego, prześlę wam gąsiennicę. Ruszajcie. - po tych słowach zniknął w korytarzu, nie dając wam więcej czasu na reakcje. Alaric zasalutował wam krótko, zaraz również opuszczając budynek. Czas się rozdzielić.
Króliczyca podskoczyła parę razy patrząc na hienę i niedźwiedzicę, nim zaczęła im znikać oczu. Lepiej się pospieszyć.

// TERMIN: 12 lutego, 23.59.
Grupa kanałowa: po prostu wyjdźcie z tematu i skierujcie się we wskazane wcześniej miejsce.
Grupa idąca do miasta niech po prostu idzie za króliczycą i zacznie zaczepiać mieszkańców.
Smuggler - musisz zdecydować, do której grupy dołączasz, albo udać się gdziekolwiek na własną łapę. Niemniej z góry ostrzegam, że może się to skończyć przegraną i zakończeniem eventu z twojej strony.

Aida przegrywa i wypada z eventu. Możecie zaznaczyć w postach jak zapominacie, że kiedykolwiek istniała. Nikt z was nie zachowuje jakichkolwiek wspomnień o niej.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Plac [W]
Sro Lut 10, 2016 5:58 pm
To, że ich grupa posiadała jednostki nie będące najbystrzejszymi, żeby to ująć w miłych słowach, to okej. Ale że misiek też nie do końca wiedział, jak narząd powinien mieć pod tą włochatą kopułą, to już inna sprawa. Tutaj chyba naprawdę wyznacznikiem wartości było układanie wierszyków. Nie potrafił znaleźć innej odpowiedzi na to, jak ten zwierz mógł się dorobić innej pozycji niż sprzątacz ulic. A i to pewnie przerastałoby jego możliwości intelektualne.
- Służba, wstyd i niepotrzebne starty. - powtórzył za panem niedźwiedziem. I parsknął. - Wy kurwa sami nie wiecie co się wokół was dzieje. Nie jestem tu na żadnej służbie, włochaty kretynie, zostałem tutaj ściągnięty z innego wymiaru i nazwany jakimś wybrańcem. Jeżeli ściągnięcie kogoś do innego świata nie jest według ciebie ciągnięciem za pysk, to masz ciekawe spojrzenie na świat, o ile w ogóle potrafisz zrozumieć jakikolwiek sens czynów, których dokonujesz.
Następnie spojrzał na hienę i jedyne na co umiał się zdobyć, to kolejne parsknięcie.
- A Ty jesteś największym kretynem pośród tej całej zbieraniny. Klecisz zdania, których sam chyba nie potrafisz zrozumieć i ciągle rzucasz na kogoś podejrzenia, tylko udowadniając, że sam pewnie maczałeś w tym łapy. Myślisz, że potrzebna mi władza nad stadem owiec, które potrafi tylko łazić, kiedy ktoś im mówi, że mają iść i mówić, kiedy ktoś pozwoli im się odezwać? Wasza świadomość wobec tego co się dzieje wokół, ogranicza się do tego, co wam powie jakiś pierdolony królik. Dostaliście prostą odpowiedź: "Nie wierz we wszystko co widzisz. Przyjaciel ci wrogiem, wróg przyjacielem". Ale widzę, że to też jest dla was za trudne do pojęcia. I tak, wyobraźcie sobie, że chętnie bym sobie poszedł, ale tak jakby kurwa nie mam gdzie. Bo jestem pierdolonym wybrańcem z innego wymiaru. Pójdę do mieszkańców i z nimi porozmawiam.
Z tymi słowami grzecznie ruszył za króliczycą do miasta. Szedł spokojnie, tak jakby wcześniej nie zwyzywał kilkunastu zwierząt od bandy idiotów, która nie wie do czego służy łyżka. Właśnie, czy oni wiedzieli do czego służy łyżka? Tak czy inaczej dotarli wreszcie do miasta. Zupełnie ignorował obecność irytującej hieny i całej reszty zbieraniny. Cóż mógł rzec, nie lubił ich tak samo, jak oni jego.
Kiedy tylko znaleźli się w miejscu, gdzie mieli przepytywać mieszkańców, Pavel rozejrzał się za jakąś większą przestrzenią, może placem czy rynkiem. Jeśli takowego nie znalazł, to ruszył po prostu w miejsce, gdzie znajdowała się większa grupka zwierząt. I ot, zaczepił jedno z nich.

- Przepraszam, czy nie jest Pan przypadkiem członkiem grupy przestępczej, która chce przejąć władzę w państwie? Bo widzisz Pan, wygląda na to, że ktoś porwał księżniczkę, a straż jest zbyt nieudolna, żeby jakkolwiek sobie z tym poradzić, więc ściągnęła przypadkowe osoby, w tym mnie, abyśmy rozgryźli grupę przestępczą, której nie pasuje książę Baliard, poprzez rozmowę z obywatelami. Dlatego dobry obywatelu, wspomóż swój nieudolny naród. Czy jesteś członkiem grupy przestępczej? A może wiesz, kto mógłby być? Czy przestępcy są wśród nas? To pewnie wilki, nie? Albo kotowate? Chociaż kto wie, może to żyrafy, nikt się nie spodziewa żyrafy-sabotażysty. A może to sabotaż ze strony strażników i urzędników, którzy teraz w nieudolny sposób próbują znaleźć kozły ofiarne, a potem samemu przejąć władzę? Ciężka sprawa. Zbyt ciężka, by władza mogła sobie z tym poradzić. Więc pora na ciebie! Pora się zastanowić, kto tutaj właściwie pociąga za sznurki i robi z nas wszystkich głupków. Kto nieudolnie chroni lub nieudolnie atakuje ten kraj od wewnątrz. Zastanów się, obywatelu.
Wszystko to mówił na tyle głośno, aby każda osoba w zasięgu mogła go usłyszeć. Liczył, że zwróci na siebie uwagę. Zapewne nie tylko obywateli, ale również strażników. Na to był gotowy. Najwyżej trafi za kratki. Ale informacja została podana. Teraz tylko czekać, aż w panice będą chcieli się go pozbyć. Intryga zbyt prosta do rozgryzienia.
Ruszył dalej przed siebie.

- Wiesz obywatelu, jaką wiadomość zostawiła księżniczka przed porwaniem? "Nie wierz we wszystko co widzisz. Przyjaciel ci wrogiem, wróg przyjacielem". Zastanów się, kto jest twoim wrogiem, a kto przyjacielem, obywatelu. Przemyśl to uważnie.
Nadal mówił bardzo głośno. Wszyscy słyszeli? Stanął i rozejrzał się. Z kim przyjdzie mu walczyć? Przynajmniej się trochę rozerwie. To przyjemniejsze, niż udowadnianie bandzie kretynów, że są bandą kretynów.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Sob Lut 13, 2016 9:28 pm
W milczeniu wysłuchała całej tej przemowy Pana Dowodzącego Miśka. Pokiwała tylko głową w akcje zrozumienia dla słów strażnika. Hm… W sumie coraz bardziej ją interesowała ta cała organizacja. Ciekawiły ją dokładne motywy tej grupy i co ich, albo kto do tego wszystkiego skłonił. Hm… Hm… Tak, wiele by dała aby porozmawiać z którymś z przedstawicieli tej grupy.
Zaraz jednak z przemyśleń wyrwał ją głos tygrysa. Przeniosła na niego nieco znudzone spojrzenie. Nudziły ją te jego gadki i irytowały za razem. Jak mu tak wszystko nie pasuje to czemu ten debil sobie zwyczajnie nie pójdzie? Jak nie pasuje to wypierpapier, nie wracaj i daj żyć reszcie. Jednak do tygrysa to chyba nie przemawiało. Szkoda… Bardzo szkoda, bo ona sama coraz bardziej miała go ochotę ukatrupić w jakiś bolesny sposób.
- Mam genialny plan… Weźmy jakąś pal, a jak nie to przynajmniej miotłę, wsadźmy mu ją w tyłek i zobaczymy czy dalej będzie taki hardy do pierdolenia. Może wtedy przymknie jadaczkę… Męczy mnie to jego pierdolenie i hipokryzja... Kto jest za? - mruknęła, zerkając na resztę. Och, tak milczący tygrys byłby piękny widokiem.
Nic, ruszyła za Panią Królik. Nie miała zamiaru się od tak wypytywać o to wszystkich napotkanych ludzi. Wybrała opcję dokładnego obserwowania reszty. Może pojawi się jakiś dziwny typ co się będzie jakoś nadzwyczajnie zachowywać. Oczywiście nie mogła się zbytnio skupić, bo tamten debil zwracał na siebie uwagę. Ciemnowłosa ciężko westchnęła. Za jakie, kurwa, grzechy? Alex patrzyła się na niego jak na największego debila. Ludzie, ile do kurwy nędzy można? Kurwa, no ile? Co on myślał, że tym wskóra? Co najwyżej sam siebie ośmieszy, albo ludzie wezmą go za szaleńca.
- Błagam was. Zostawmy skurwiela i chodźmy stąd... Mam go dość... Albo dajcie mi do zadźgać łyżeczką czy coś… Albo serio nabjmy go na pal. Cokolwiek do cholery! - warknęła ewidentnie zirytowana.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pon Lut 15, 2016 8:23 pm
Coraz lepiej się bawił! Naprawdę! Chociaż nie mowa tutaj o sytuacji w jakiej się znaleźli. W końcu nie była ona zbyt przychylna. Porwanie księżniczki, ukryta opozycja, spisek na dworze i do tego wszystkiego dwie grupy wilków, których nikt nie broni. Jak można być tak niekochanym, skoro w chwili zagrożenia zewnętrznego proszono ich o pomoc? Żyj i daj żyć innym, a nie daj żyć kiedy jest ci to na rękę.
Co go tak rozbawiło? Oczywiście Orzełek! Tak, ta postać wybornie potrafiła go rozbawić. Powinien być klaunem! Gdzie jego kolorowa peruka, za duże buty i piszczący nos?!
- Ah, poczekaj... bo nie wiem czy dobrze rozumiem, kiedy ja proponuje, że pójdę do ludzi... to to jest złe, niedobre, jestem śmieciem i dezerterem... ale gdy TY stwierdzasz, że IDEALNIE nadam się na górę. To wtedy jest to GENIALNY plan. - Pokręcił głową widocznie będąc pełen podziwu i zaczął powoli klaskać w dłonie.
- Tygrysku, przestań się tak gotować. Od razu uznaj, że wszystko jest ukartowane i zrób wszystko sam. Nie potrzebujesz przecież pomocy i wiesz wszystko o okolicy - wzruszył ramionami i poszedł za królikiem. Zdecydowanie bardziej wolał towarzystwo ludzi niż ścieków. Chociaż nie zawsze pachniało od nich lepiej niż z kanału, ale zawsze istniała taka opcja. Machnął na odchodne do kapitana.
Nabrał powietrza w płuca, po czym zaczął przyglądać się Tygryskowi, oczywiście z pewnego dystansu. To było dość głupie zagranie.. ale mogło mu pomóc.
Cyrille zaczął przyglądać się okolicznym ludziom, takie wiadomości zawsze różnie oddziaływały na ludzi. Wypatrywał tych, których ta informacja nie zaskoczyła, a raczej lekko zaniepokoiła. Ci którzy nagle postanowili zniknąć z tłumu i udać się w tylko sobie znanym kierunku. Uda się za nim.
Gdy nie wypatrzy takich osobników, postara się znaleźć jakąś karczmę, gdzieś dalej od centrum, tam gdzie zbierają się wszyscy, a nie tylko śmietanka towarzyska.
Tam będzie miał uszy i oczy szeroko otwarte! Przysiądzie się do baru i zamówi jakiś trunek i będzie narzekał na jakiegoś idiotę w tłumie co ględził o spiskach i w ogóle. Czasami gdy będzie udawał znudzenie tematem to sami "zainteresowani" się do niego zgłoszą, a kto wie, może i będą chcieli go zaciągnąć..
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Wto Lut 16, 2016 3:28 pm
Mistrz Gry

Na pyszczku króliczycy widniało zrezygnowanie. Widocznie straciła nadzieję na to, że jakkolwiek się jeszcze ze sobą dogadają i zaczną współpracować. Mamrotała od czasu do czasu coś cicho pod nosem, kręcąc wąsami i kicała przed siebie, dopóki tygrys nie zaczął zaczepiać przechodniów. Spojrzała na niego z przerażeniem kicając dookoła.
- Tygrysie, na królową, co ty opowiadasz! - strach aż od niej promieniował. Rozglądała się dookoła wyraźnie spanikowana, spodziewając najazdu strażników. Wyglądało jednak na to, że zbyt zaaferowani zniknięciem księżniczki, póki co nie zwracali większej uwagi na 'wkurzającego wieszcza' próbującego podburzyć tłum. Ciężko było zresztą mówić o podburzaniu. Większość zwyczajnie go zignorowała, wyraźnie zajęta wykonywaniem swoich codziennych obowiązków. Tylko parę osób przystanęło patrząc na niego z powątpiewaniem, jeszcze inni zwyzywali go nim powrócili do swojego codziennego życia.
Z wyjątkiem jednej osoby. Zakapturzona postać obserwowała go uważnie spod ściany jednego z budynków, a jej śnieżnobiałe kły błyszczały się widocznie, nadrabiając za przysłonięte oczy.
- Nie wysłuchają cię. Od razu widać, że nie jesteś stąd. Nie wiesz jak się zachować, dlaczego mieliby słuchać kogoś, kto nie zna podstawowych zasad demonstracji ani nie ma wyrobionej pozycji. Sam fakt bycia jednym z dużych kotów nie robi z ciebie nikogo specjalnego. - rozbawienie w jego głosie było aż nazbyt dosłyszalne. Nieznajomy zerknął w stronę Alex wyraźnie zaciekawiony, by następnie zatrzymać wzrok na hienie.
- Hm.
- Czego tu szukasz, psie? - prychnęła oburzona króliczyca, machając uszami. Nieznajomy całkowicie ją zignorował. Ruszył w ślad za hieną, praktycznie w ostatniej chwili łapiąc go za ramię, schowaną w rękawicy dłonią i odciągając w tył, tuż sprzed wejścia do karczmy.
- Jeśli chcesz nadal żyć to nie radzę. - rzucił beznamiętnym tonem, zaraz stając tak by mieć wgląd na całą trójkę.
- Czego tu szukacie? Zamierzacie przeprowadzić bunt i obalić królową z tronu? Bo jeśli tak to kiepsko się do tego zabieracie. - lekka nuta pogardy w jego tonie wskazywała na to, że zachowanie tygrysa z pewnością mu nie zaimponowało. Z drugiej strony skoro nadal stąd nie zniknął, widocznie miał coś do zaproponowania.

// TERMIN: 19 lutego, g. 23.59.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Sob Lut 20, 2016 4:57 pm
Wszystko przebiegało zgodnie z małym hienowatym planem. No prawie wszystko. Jego spojrzeniu umknął zakapturzony osobnik, który nie dość, że został... niezauważony, to jeszcze ostatecznie zatrzymał Cyrilla przed wejściem do karczmy, rzucając coś o dalszym życiu. Chłopak zdziwił się nawet trochę bardziej niż wyglądał. W końcu na jego pysku wciąż malował się uśmiech. Lekko zdezorientowanym wzrokiem zaczął wodzić po wszystkich zebranych w "kręgu", by ostatecznie zatrzymać się na obcym. Wyglądał podejrzanie! A raczej wyglądał bardziej podejrzanie niż wszyscy wokoło. Dlaczego ktoś wyglądający właśnie tak miał im pomóc? Tudzież ratować mu życie? Kto wie. Najwidoczniej królik go znał. Znaczy znała i raczej nie przepadali za sobą. Jednak w tej sytuacji to właśnie obcy był w natarciu.
- No cóż, nie zajmujemy się tym codziennie. Taka tam praca dorywcza. - Mruknął odpowiadając na zaczepkę nieznajomego.
"Czego tu szukasz, psie?"
Czyżby w końcu udało im się znaleźć jednego z przedstawicieli wilków? Albo inaczej, dali się znaleźć.
Koniec końców, śmieszna zagrywka kociaka przyniosła jakiś skutek. Pozytywny, a może negatywny? Kto wie, jakiś na pewno.
Blondyn uważnie przyjrzał się obcemu, podświadomie chciał przypisać go od razu do jednej z dwóch możliwych frakcji... złodzieje czy zabójcy? Oczywiście pod warunkiem, że był wilkiem. W końcu mógłby być psem. Zwykłym psowatym, którego akurat nie lubi nasza Pani Urzędnik.
- A ty jesteś...? - spytał przekrzywiając lekko głowę - I czym zawdzięczamy tę przyjemność? Bo raczej nie wyglądasz na osobę, którą porwała dzielna i szczera przemowa Tygrysa, a mimo wszystko zostałeś tutaj... zatrzymałeś nas w jednym miejscu, więc zapewne coś chcesz... albo masz coś do zaoferowania, oczywiście nie za darmo... - Nie spuszczał z osobnika wzroku, czekał... w sumie ciekawiło go jeszcze jedno, dlaczego został zatrzymany? Czy tylko z powodu by nie powtarzać kilka razy jednej informacji, czy też może w owej karczmie faktycznie czaiło się jakieś niebezpieczeństwo? No, ale skoro tak, to czy nie lepszym wyjściem było zbadać to miejsce?
I dlaczego owe niebezpieczeństwo znajdowało się stosunkowo blisko głównego placu.
Życie jest pełne niespodzianek!
Zakapturzony-senpai notice me! *-*
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Sob Lut 20, 2016 9:04 pm
Cholernie żałowała, że nie zrobili nic poważnego z Tygrysem, a pal licho by się go w końcu pozbyli i Amerykanka miałaby spokój chociaż od niego, ale nie. Straż miała to gdzieś, w końcu były niby ważniejsze sprawy na głowie, co nie? Księżniczka zginęła! To jest ważniejsze. Ech, Alex czuła, że ta cała sprawa ją coraz bardziej męczy i nic tak na prawdę nie daje, prócz tych nerwów związanymi z zachowaniem Tygrysa i czasami logiki tego świata.
Zmarszczyła lekko czoło i ściągnęła delikatnie brwi, gdy ktoś jednak w jakiś sposób postanowił zareagować na zachowanie tego od biedy ruskiego Tygryska. Zaciekawiła ją nieco jego postać. Psowaty? Czyżby to był jeden z wilków? Alex zaczęła się mu dokładnie przyglądać. A może to był jeden z tych całych rebeliantów, hm? Jeśli tak to by z nim sobie pogadała i dowiedziała się tego i owego. Jeszcze bardziej ją zaciekawił fakt, że nieznajomy zakapturzony osobnik postanowił odciągnąć Hienę od karczmy. Cóż takiego się tam działo, hm? Cholera Amerykankę coraz bardziej zżerała ciekawości. Zerknęła na drzwi karczmy, a potem znów na psowatego. O co tu chodzi? Kim jest ten typek, no? A może w tej karczmie właśnie siedzą buntownicy i obgadują całą sprawę, hm? Cholera no… Ja chcę wiedzieć! Już! Teraz do jasnej cholery!
- Co się tam dzieje, że jest tak niebezpiecznie, hm? - postanowiła zapytać, bo przecież co jej szkodzi? Większość pytań zadał już Hiena.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Plac [W]
Nie Lut 21, 2016 11:37 am
Pewnie by kontynuował, bez względu na jego mierne efekty. Ciągnął by to przez cały dzień, aż w końcu wsadziliby go do jakiegoś miejsca dla czubków albo obrzucali pomidorami. Ale sam fakt działania na nerwy reszcie drużyny już przynosił mu lekką satysfakcję. Fakt, to było odrobinę dziecinne, ale on nie miał tutaj już nic ciekawszego do roboty. Poza tym hej, mówią, że w każdym mężczyźnie powinien siedzieć mały dzieciak, nie?
Powracając jednak do wątku głównego, kontynuowałby swoje wywody gdyby nie fakt, że został skarcony przez jakiegoś wilka, widocznie lepiej znającego się na temacie. Skierował spojrzenie w jego stronę i uśmiechnął się, jakby właśnie usłyszał najwspanialszy komplement pod słońcem. Oh, stop it you.

- Widzicie, to jest piękno życia. Możecie wyjść nie wiadomo gdzie i spotkać eksperta od obalania władzy -stwierdził, najwyraźniej rozbawiony tą całą sytuacją nie mniej, niż reszta jego zachowaniem. No, może poza Alex, Alex wyglądała na lekko rozdrażnioną. - No dawaj, przynajmniej będzie zabawnie.
Psst. Hey, kid. You wanna buy some riot?
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Czw Lut 25, 2016 9:42 am
Mistrz Gry

- Nieważne kim jestem, ważne kim wy jesteście. Więc pani urzędnik, celowo podprowadziłaś ich pod nasz punkt spotkań czy masz w głowie mniej oleju niż ogłaszasz to publicznie? - zapytał ironicznie nieznajomy, unosząc dłoń, by uciszyć Hienę. Za dużo słów, rozważań i domysłów. Nie lubił gadaniny o niczym, jego domeną były konkretne działania. Rozejrzał się po nich, unosząc widocznie kącik ust ku górze na komentarz tygrysa.
- W końcu zajmujemy się tym na co dzień, a wy podeszliście po samo miejsce naszych spotkań. Wszyscy mamy dość rządów obecnej królowej, dlatego porwanie jest nam niesamowicie na rękę. Porozmawiamy o tym w środku. Podobacie mi się. Macie odpowiedni wzrok. Ucieszy się. Trzymajcie się blisko mnie. W środku moja droga znajduje się centrum awanturników, gdybyś więc weszła niezapowiedziana, obudziłabyś się na przedmieściach, bez ubrań, rzeczy osobistych, pośród stadka świń. Zapewne z całą masą siniaków i otarć. Ale nie martw się, nie gwałcimy kobiet. Ze mną będziecie bezpieczni. Tak długo, jak nie postanowicie czegoś wywinąć i spróbować działać na naszą szkodę. - tak jakby miało to kogokolwiek uspokoić.
- Nie! Nie wchodźcie do środka, to niebezpieczne! - króliczyca wyskoczyła do przodu próbując was zatrzymać. Do was należała decyzja.

Musicie zadecydować, czy chcecie wejść do środka z nieznajomym, czy pozostać z króliczycą. Poniżej zamieszczam dwie wersje, odnosicie się do tej, którą wybieracie.

Wchodzicie do środka.
Spoiler:
Zostajecie z króliczycą.
Spoiler:

// TERMIN: Jak najszybciej, będziemy powoli kończyć. Zmieniam też kolor, bo przy obecnym tle ciężko się to czyta.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Pią Lut 26, 2016 1:28 pm
Zamarł z otwartymi ustami na gest uciszenia. Nie lubił jak ktoś go uciszał w ten sposób, zresztą kto lubił? Jednak w nieznajomym było coś, co mówiło jasno i wyraźnie "zamilcz". Więc chłopak jedynie co mógł zrobić to pomruczeć coś tam pod nosem i zamknąć jadaczkę.
Zostali podprowadzeni pod gniazdo os. W jakim celu.
Czyżby chcieli ich się pozbyć w bardzo łatwy i wygodny sposób? Coś mu się tutaj nie podobało, w końcu byli jakimiś tam "wybrańcami" co? Wzrok hieny skakał od nieznajomego do królika. Próbował rozgryźć panujący chwilowo, a może i dłużej, chaos.
Podjął decyzje i po prostu poszedł za nieznajomym machając lekko ręką.
Środek pomieszczenia nie odbiegał za daleko od jego wyobrażenia o tym miejscu, no może poza faktem, że byłoby pewne iż nie wyszedłby stąd żywo. To wszystko spowodowane było brakiem kompletnych informacji, to miejsce nie było zwykłą karczmą, a miejscem spotkań wcześniej wspominanych zabójców i złodziei, więc... niewesoło.
Jednak teraz był prowadzony przez jednego z nich, właśnie ten nieznajomy, robił im za przewodnika. Wzrok hieny szybko poruszał się po karczmie, próbując wyłapać jakiś tam ogół pomieszczenia w jakim się znajdowali.
Planowali to od dłuższego czasu, czekając tylko na okazję. I właśnie teraz pojawiają się ci tak zwani "wybrańcy". Ponoć to króliczyca ich tu ściągnęła, czy ktoś... więc okazali się obusiecznym mieczem? Kto wie, ale to wilki brzmiały jakoś sensowniej i też nigdy ich za bardzo nie podejrzewał. Prawidłowo? Czas pokaże.
Osobiście sam uważał, że żelazna ręka sprawuje lepszą władzę, niż pobłażliwe klepanie po plecach. Wszystko wtedy jest prostsze.
- Zdobycie posterunku nie powinno być na chwilę obecną większym wyzwaniem. Kapitan udał się do zamku, więc raczej nie powinien sprawiać problemów, przynajmniej na tą chwilę. Tłum potrzebuje pożywki. Kiedy to ktoś znów postanowi wystąpić, wystarczy ino jeden głos wśród ludzi... a pójdą za nim. Prawo większości, wtedy już nie ważne kto będzie "za", z czyich ust to padnie, w końcu uwagę będzie ściągał główny mówca. - Przeciągnął się lekko i jeszcze raz przejechał wzrokiem po obecnych w pomieszczeniu. Zapowiada się ciekawa reszta dnia....
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Plac [W]
Nie Lut 28, 2016 10:23 pm
Pavel słuchał tego wszystkiego uważnie, chociaż nadal był dosyć rozbawiony. I nagle powstał przed nim mały dylemat. Jakoś ten wilk go nie przekonywał. Coś mu nie pasowało. Trudno powiedzieć, czy to względy rasowe, czy może jakiś problem z charakterem. Z drugiej strony kiedy tylko myślał o ponownym zawarciu wstępnego sojuszu z tą bandą klaunów, to miał ochotę wskoczyć pod pociąg. Albo zrobić cokolwiek, co powoduje szybkie odejście z tego świata.
- Nie gwałcicie kobiet? - Spytał niemal rozczarowany tą informacją. Szybko jednak zaśmiał się głośno i pokręcił głową.
- Nad czym ja się w ogóle zastanawiam. Wybacz maleńka, wygląda na to, że tam w środku jest odrobinę ciekawiej - uśmiechnął się jadowicie do króliczycy, a potem udał się do wnętrza budynku. Cóż za atmosfera. Już mu się tutaj podobało.
Usiadł na wyznaczonym miejscu i słuchał kolejnej paplaniny. Naprawdę zaczynał już rzygać polityką. Wszyscy wyrywali sobie władzę z rąk, tak jakby nie rozumieli, że to przysporzy im samych problemów i niczego więcej. A może to on był zbyt mało ambitny?

- Nie zależy mi na władzy. Nie rozumiem czemu wszyscy tak się o nią bijecie, ale to nie moja sprawa. Ja zostałem wciągnięty w sam środek gówna, w którym nie chciałem się znaleźć. Kiedy patrzę na ten system władzy i całą nieudolność jaką sobą prezentuje, to mam ochotę sobie podciąć żyły. Zrobiłbym to z samej satysfakcji z patrzenia, jak ta banda kretynów upada przez własną ignorancję. - Złapał monetę i zaczął się nią bawić. W końcu jednak przyszpilił ją pazurem do stołu. - Powiedzmy więc, że wam pomogę. Ale nie robię tego z sympatii, więc nie oczekujcie ode mnie żarliwego poparcia dla waszej sprawy. Potraktujmy to jako... wspólną korzyść - zaproponował z uśmiechem. Nic więcej nie miał od siebie do zaoferowania.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Wto Mar 01, 2016 4:07 pm
Szczerze? Miała dość już tych pisków króliczycy. Tak, jej chęć jak najszybszego ucieknięcia od niej z każdą sekundą rósł i rósł, a właśnie teraz nadarzyła się okazja, aby zwyczajnie się od niej uwolnić. Czego by chcieć więcej, hm? Może jakieś ładnej kobiety i zimnego piwa... Okej, może wilk miał dość specyficzne podejście do tego aby ich przekonać do siebie, ale nadal zdawał się o wiele bardziej odpowiadającą personą Alex niż ta królicza, piszcząca babka. Tak, Alex się nie wahała, zignorowała panią urzędnik i ruszyła za psowatym do karczmy.
Jej ślepia błądziły po pomieszczeniu, w którym się znalazła. Mogła sprawiać wrażenie nieco nieobecnej, jednakże ona uważnie przysłuchiwała się słowa swojego 'przewodnika', analizując dokładnie co ten mówi.
- Ciekawie się zapowiada... - wymamrotała do siebie pod nosem, dłonią masując swój kark. - Dobra, to co najpierw? Bo w sumie Hiena ma racje na chwilę obecną posterunek jest dość łatwym celem, ale mimo wszystko małe wsparcie w obijaniu go w postaci wkurwionego tłumu, może być dobrym rozwiązaniem i może nawet uda się dzięki temu zrobić coś więcej.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Plac [W]
Nie Mar 20, 2016 6:08 pm
MISTRZ GRY
Mimo pozornie beznamiętnej miny, gdy wasz zakapturzony towarzysz pokiwał głową, a jego oczy pozwoliły wam dojrzeć, że jest wyraźnie zadowolony z waszej decyzji. Rozglądał się po waszych twarzach, by nic mu nie umknęło jego uwadze. Szczególnie zadowolony wydawał się z wypowiedzianych przez Cyrille'a słów, biorąc pod uwagę fakt, że stanowiły niesamowicie przydatny element planu, w który zamierzał ich wdrążyć.
- Doskonale. To cenna informacja, hieno. - pochwalił chłopaka, zaraz obracając się w stronę tygrysa. Był konkretną osobą. Póki co stanowił dobrego poplecznika, jednak z jego słów wynikało że łatwo mógł zwrócić się przeciwko nim, jeśli uznałby że są przegraną stroną. Będą musieli na niego uważać, choć jednocześnie z pewnością będą mogli zrobić doskonały użytek z jego umiejętności. Skinął więc głową, zaraz zwracając się ku Niedźwiedzicy.
- Tak zrobimy, zaczniemy od... - nagłe runięcie jednego z pobliskich stolików w bok, poderwało wszystkich do góry. Niektórzy kasłali od tumanów wzbijającego się kurzu i niesamowicie słodkiego zapachu który wypełnił pomieszczenie.
- Obrzydliwe. Będę tym śmierdział przez cały dzień jak jakieś książątko. - zdegustowany, niski głos rozniósł się dookoła. Wysoki chłopak o czarno-białych włosach stał na jednym ze stołów, otrzepując rękawy. Trzech pasażerów, których zabrał ze sobą z kanałów było obecnie w przeróżnym stanie. Sheridan oberwało się najgorzej, momentalnie runęła bowiem na ziemię wypuszczona z jego rąk, po raz kolejny walcząc z odruchem wymiotnym, który targnął nią przy teleportacji. Dakota leżał na niej rozciągnięty po całości z bardzo podobnym problemem, choć w jego przypadku głównie skończyło się na kaszlu, gdy próbował pozbyć się kurzu z płuc. Najlepiej wyszła na tym Sigrunn, której cała 'przejażdżka' praktycznie nie zaszkodziła, poza tym że na początku zachłysnęła się powietrzem. Stała jednak na równych nogach, doskonale zachowując równowagę z otwartą drogą, by wyśmiać pozostałą dwójkę. Mercury zszedł ze stołu, zupełnie ignorując zamieszanie jakie właśnie wywołał swoim pojawieniem się. Czarne, wilcze uszy i ogon poruszały się ledwo widocznie z każdym jego krokiem.
- Wszystko ustalone? - zapytał zakapturzonego towarzysza, który ukłonił się na jego widok wskazując głową by odeszli na bok. Błyskawicznie wymieniali się zdobytymi informacjami, wiedząc że nie mają ani chwili do stracenia. W końcu wilk zwrócił się w waszą stronę kiwając głową.
- Świetnie. Mamy do zrobienia kilka rzeczy, więc rozdam wam role zgodnie z tym, co uznam za najsłuszniejsze. Małpa i hiena pójdą w tłum. Waszym zadaniem będzie podważanie obecnej władzy, dużo krzyku, możecie ich wyśmiewać, wytykać błędy. Będę z wami, podobnie jak dziesiątki podstawionych czujek, które mają za zadanie otworzenie oczu mieszkańcom. W skrócie to wy rozpoczniecie rebelię, a my ją pociągniemy. Orle, ty będziesz patrolował wszystko z góry. Jesteś najlepszy do tego zadania, przydzielimy ci jednego z naszych zwiadowców. Ty zajmiesz się powietrzem, on będzie obserwował sytuację z dachu, w razie czego od razu mów mu co widzisz, a on przekaże to mi. Tygrys, pantera i niedźwiedzica podążą z naszym oddziałem bojowym na strażnicę. Przejmiecie ją z rąk strażników. Jedna ważna rzecz. Nikogo nie zabijajcie. Strażnicy nie są odpowiedzialni za błędy swoich przełożonych i systemu, dlatego posuwajcie się do tego tylko i wyłącznie w ostateczności, gdy wasze życie będzie poważnie zagrożone. Starajcie się ich przekonać, by przeszli na naszą stronę, a bardziej rebelianckich - ogłuszcie i zwiążcie. Wszystko jasne? Jeśli nie macie pytań, ruszajcie. - kilka konkretnych ruchów dłonią momentalnie przegrupowało wszystkich zebranych w pomieszczeniu, przydzielając ich do odpowiednich osób. Zakapturzona postać skinęła wam na pożegnanie głową, nim wyszła za Mercurym na zewnątrz, ruszając w stronę głównego placu.

// TERMIN: Brak, odpisujcie kiedy możecie, bo sam cholernie opóźniłem, za co niesamowicie przepraszam. Przydzielę wam wszystkim w ramach wynagrodzenia dodatkowe PU przy podsumowaniu.

Co macie robić?
Cyrille, Sigrunn - robicie zamieszanie. Możecie krzyczeć różne słowa przeciw władzy, przekonywać przechodzących by przeszli na stronę rebeliantów, że królowa jest słaba i trzeba ją obalić, nim przekaże państwo w ręce sąsiadów wraz z małżeństwem i tym podobne. Możecie nawet sterować postaciami mieszkańców i zbierać niektórych którzy was popierają, jak i tych którzy rzucą wam nieprzyjazne spojrzenia, a może i rzucą się na was z rękami.
Dakota - robisz zwiad. Przydzielono ci jednego z kotów, z którym wychodzisz z budynku. On wspina się po rynnie na dach i zaczyna patrolować główny plac, ty robisz to samo tyle że z powietrza, szukając nadchodzących oddziałów strażników, którzy mogliby przeszkodzić.
Alex, Sheridan, Smuggler - idziecie wraz z przydzielonym wam oddziałem bojowym. Od razu po wejściu do strażnicy napotykacie sześciu strażników, którzy z początku dziwią się widząc was podobnie, a później rozpoznają osoby za wami. Próbujecie ich przekonać do przejścia na waszą stronę, ale dwóch z nich z miejsca się na was rzuca - jeden z nich widocznie jest kotołakiem, co możecie rozpoznać po uszach i ogonie, drugi wielki jak szafa z zębami hipopotama. Widocznie ten drugi ma zamiar was staranować, by pierwszy mógł wykorzystać swoją zwinność do rozbrojenia was, nawet jeśli to dość idiotyczna zagrywka, biorąc pod uwagę waszą liczebność. Nie ma się jednak co dziwić, że dwaj narwańcy to zwyczajne płotki, nie do końca potrafiące myśleć.
Niemniej musicie to sensownie więc rozegrać, by osiągnąć co trzeba. Dobrze by było, gdyby nie podnieśli alarmu, bo możecie mieć przerąbane.


STAN FIZYCZNY:
Wszyscy zdrowi. Sheridan i Dakota mają lekkie mdłości, które odczuwają tylko na początku posta. No i Sher z pewnością nabiła sobie jakiegoś siniaka, ale nic poważnego.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Plac [W]
Wto Mar 29, 2016 6:30 pm
Zachichotał cicho reagując na tą małą pochwałę i uniósł ramiona w górę, przeciągając się. Zapowiadało się ciekawe wydarzenie, którego będzie uczestnikiem. Od zawsze chciał brać udział w czymś... dużym. W końcu przyszła na niego pora! Warto być cierpliwym.
Jego wzrok przyciągnęła postać, która pojawiła się na jednym ze stołów, a wraz z nią... trzy znane mu osoby. Dwie z nich właśnie leżały na ziemię, upuszczona przez przybysza. Ten widok był niezwykle hm...
zabawny? Owszem.
Satysfakcjonujący? Jak najbardziej.
W szczególności, że orzełek wyglądał na nieco oszołomionego tą sytuacją! To mu wystarczyło.
Hiena przyjrzał się na szybko nowo przybyłej osobie, wcześniejsze opisy zapewne wskazywały właśnie na tego faceta. Przyszła władza co? Nie wiedział czy to będzie dobry władca, a może zły. Nie obchodziło go to, kraj potrzebował zmian, świeżego powietrza nowości, a ten wilk mógł to zapewnić! W to wierzył! I właśnie to miał przekazać ludziom na zewnątrz. Misja z której był naprawdę dumny!
Zeskoczył ze stołka na którym siedział i wyszczerzył się szeroko.
- Jasne jak słońce, Szefie! - Potarł dłonie o siebie i ruszył w stronę wyjścia, skoro już wszystko ustalili. Przekonać tłum... w tej sytuacji to nie będzie trudne, chociaż zapewne znajdą się tacy, którzy i tak będą mieli swoje racje, które będą bardziej prawdziwsze od tego co będzie mówił, ale tego nie uniknie.

Cyrille wyszedł z karczmy i początkowo szedł jakby bez celu, mijał "ludzi" i kręcił się wśród nich. Wysłuchiwał, znikał w tłumie. Zatrzymał się przy mniejszej grupce, rozmawiali... trudno określić dokładnie o czym, od czasu do czasu ktoś wspomniał o trosce o kraj... to był punkt zaczepienia, który zamierzał wykorzystać.
Przeszedł obok nich lekko kręcąc głową i przystanął przy nich.
- Źle się dzieje, mówią, że obecnie nikt nami nie rządzi! Władza podupadła, królewna zamknęła się w swojej komnacie, księżniczka zaginęła! Chcą teraz sprzedać nas sąsiadom! Jeszcze trochę, a wypędzą nas z domów i zmuszą do niewolniczej pracy!
Grupa zamilkła, część z nich spojrzała po sobie, widać było zmieszanie i zaniepokojenie na ich twarzach. Wraz z potokiem jego słów, niektórzy zaczęli przytakiwać, wymawiać ciche "ma rację", "trzeba uważać". Po chwili już wszyscy byli tego samego zdania.
Hiena uśmiechnęła się ... w duchu! Tak, nie okazał o dziwo tego na zewnątrz. Teraz trzeba było popchnąć ten kamień, by wywołać lawinę w ich sercach!
- Uważanie nic nie da! Musimy działać! Pokażmy, że nie damy się zastraszyć! Trzeba pozbyć się obecnej władzy, potrzebujemy silnego władcy! Takiego, który nie ugnie się pod uciskiem sąsiadów! Takiego władcy nam trzeba! Precz z królewną! Precz z królową! - dał się ponieść, unosząc głos i obficie gestykulując.
Połknęli haczyk. Teraz to oni unieśli pięści i okrzyk. Zwracając uwagę reszty, każdy już siebie przekrzykiwał... to był dobry moment by zniknąć i zacząć od nowa.
Cyrille wycofał się by po chwili zniknąć wśród tłumu, nie krył już szerokiego uśmiechu i chichotu... Odwrócił się by znów iść przodem, wtedy nadeszło uderzenie. Silny cios w szczękę, aż cofnął zwierzaka o krok, a siła ciosu sprawiła, że wykonał niemalże pełny obrót. Jednak utrzymał się na nogach.
- Pierdolenie.  - Cichy, aczkolwiek przepełniony nienawiścią głos dobiegł do jego uszu. Widocznie komuś nie spodobała się jego gatka i postanowił uciszyć krzykacza. No to również się zdarzało, jednak chłopak nigdy nie sądził, że agresor tak szybko posunie się do rękoczynów.
Pomasował obolałą szczękę i spojrzał na oponenta.
- Czyżbyś stracił wszystkie argumenty i od razu uciekał się do użycia siły? - westchnął cicho i rozłożył ręce w rozczarowaniu. Widocznie to trochę zdziwiło przeciwnika, bo opuścił lekko gardę i już miał coś wykrzyczeć.. sądząc po jego minie, jednak silne uderzenie kolanem w brzuch skutecznie powstrzymało napływ słów.
- Boom! - Hienowaty zaśmiał się pod nosem momentalnie odskakując od mężczyzny, który osunął się na kolana. Ten z głowy. Na szybko rozejrzał się, zerkając jak lawina zalewa tłum... było dobrze, ale mogło być lepiej!
- Precz z królową! - Krzyknął dołączając się chwilowo do grupy i wyszukiwał wzrokiem Siggi. Ciekawe jak jej poszło...?
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach