Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Mieszkanie Maannguaq
Nie Gru 27, 2020 10:17 pm
First topic message reminder :

Mieszkanie Maannguaq



Kliknij na obrazek, by uzyskać dostęp do pełnego podglądu mieszkania.

Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Pon Sty 11, 2021 11:41 pm
 Gdyby zapytać go, dlaczego do niej przyszedł; skąd ta bezczelność, by spojrzeć w oczy osobie, którą nie tylko skrzywdził, ale zamierzał odebrać życie, wbić nóż w oczy, przedrzeć się przez tkankę i symbolicznie odebrać jej tę zdolność, poprzez którą zobaczyła jego dane, artykuły o nim — zdolność widzenia, która doprowadziła do jego zidentyfikowania — odpowiedź brzmiałaby — nie wiem. Bo rzeczywiście, stojąc tu, przed drzwiami, nie wiedział. Czuł jednak, że było to coś, co zrobić powinien. Musiał.
 To, co jednak skłoniło go do przyjścia, było chęcią zakończenia ucieczki, a to, w jaki sposób — o tym miała zadecydować kobieta. Jeśli nie oddała go w ręce policji, zamierzał oddać się w jej własne. Nie tylko z powodu tego, co jej zrobił — ale za wszystko, co zrobił w przeciągu tych trzydziestu lat. Już dawno domyślił się, że spokojne życie nie jest mu pisane i że tak samo jak każde, kiedyś dobiegnie końca.
[…] wsadzić paru zbirów do więzienia… albo pod ziemię…, powiedziała kiedyś. Być może to właśnie teraz był ten koniec — może słowa, które padły z jej ust, nie były przypadkowe, tak samo jak przypadkowe nie było ich spotkanie.
 Może nie to do końca miał na myśli Cas. Nieważne jednak jak na to spojrzeć, za życia jego ucieczka nigdy nie dobiegnie końca; trzydzieści lat to dobry wynik, by umrzeć.
Sto lat, Laz. Wszystkiego najlepszego.
 Skrzypnięcie drzwi, twarz Maannguaq, zaciągnięcie do mieszkania, przyszpilenie do ściany i przystawienie ostrza do gardła. A on nie zrobił nic. Był bezwładny jak marionetka, bez jakiejkolwiek już woli do życia i obrony. Chciał tylko, by to wszystko już się skończyło; żeby wreszcie mógł odpocząć. Zapuścić korzenie.
 Patrzył na nią, twarz pozbawiona była wyrazu. Nie bał się śmierci, nie bał się też krzywdy. Odczuwał ból, ale go nie wyrażał; fizyczność była dla niego zwykłą ułudą, tak samo jak wszystko wokół niego — ludzie, głosy, omamy. Żył z tym tak długo, że wszystko stało się jednym.
Co ty tu robisz?
 Stał w ciszy, ręce miał przy sobie. Nie odpowiadał jej przez dłuższą chwilę, aż w końcu:
 — Przyszedłem po czapkę. — Absurdalne. Ale widząc, w jakim stanie jest, jak po policzkach płyną jej łzy, chciał ją sprowokować, na razie delikatnie. Nie zamierzał przepraszać, nie po to się tu pojawił; jego twarz nieustannie pozostawała niewzruszona. Wiedział, jak prześmiewcze było — takie miało być.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Wto Sty 12, 2021 12:33 am
Uniosła brwi, słysząc jego odpowiedź. Zacisnęła usta, a jej ciało zadrżało parę razy. Próbowała stłumić śmiech, który ostatecznie wydobył się z jej ust. Nic innego jak niekontrolowana reakcja na stres. Nie było jej do śmiechu - wręcz przeciwnie. Wciąż myślała o tym, jak zaledwie kilka dni temu uniknęła śmierci. Z rąk mężczyzny, który właśnie stał przed nią.
- To sobie ją, kurwa, weź - odparła, przykładając do ust zaciśniętą w pięść dłoń.
Chciała dalej próbować walczyć ze śmiechem, tak żenującym w takiej sytuacji.
Popatrzyła Samuelowi w oczy. Nieświadomie prawie przestała mrugać, jakby bojąc się, że w tym ułamku sekundy on doskoczy do niej i ostatecznie ją wykończy. Jednak ta myśl oraz przypomnienie sobie tamtego dnia, kiedy chwilę przed tym jak próbował ją zadźgać miał taką samą minę... zestresowało ją to jeszcze bardziej. Ale już nie było jej do śmiechu. Przypominając sobie jeszcze raz powód, dla którego przyszedł do niej, podeszła do niego i mocno uderzyła z otwartej dłoni w policzek. W chuju miała ten jego bandaż. Obserwowała za to jak tracił równowagę i nieudolnie próbował przytrzymać ściany. Ojej, rączka się prześlizgnęła? Co za szkoda!
Po tym jak upadł, powoli ukucnęła obok Kanadyjczyka i przyjrzała mu się, przechylając głowę. On chciał ją zabić? Naprawdę? Nie potrafił nawet przyjąć takiego uderzenia! Obie dłonie zacisnęła na jego bluzie i podniosła go do siadu.
- Co jest z tobą nie tak, do cholery?! - wrzasnęła, energicznie potrząsając nim.
Jej głos był dziwną mieszanką wściekłości i zmartwienia. Mimo to, uderzyła go w twarz jeszcze raz - tym razem z pięści. I jeszcze raz. I jeszcze parę razy,  także w klatkę piersiową. Jakby chciała dosłownie "wybić" z niego tego demona, czy cokolwiek to było, co go tak zmieniło przez ostatni tydzień. Jednocześnie głośno klęła, ale po grenlandzku, więc brzmiało to bardziej jak mityczne zaklęcia. W dodatku część wyprowadzanych przez nią ciosów nie była taka jak zawsze i sama to zauważyła - biła bardziej jak rekrut, świeżak, niż osoba na stopniu podpułkownika po wielu latach szkoleń. Nie wiedziała, czy to wina stresu i osłabienia organizmu czy też podświadomość przypominała jej, że wcale go nie nienawidziła.
W tym wszystkim najgorsze było to, że gdyby śmierć nie była jej taką silną fobią, może wcale by tego aż tak nie przeżywała. Prawdopodobnie, gdyby zamiast tego bała się pająków i tydzień wcześniej rzucił w nią tarantulą, szybciej wybaczyłaby mu próbę zabójstwa niż ten rzut pająkiem. Niestety w tym przypadku było to najgorsze połączenie.
Kiedy zmęczyła się, przytrzymała go chwilę za twarz, z niedowierzaniem przyglądając mu się. Wbijała mu w policzki przydługie, od tygodnia zaniedbane paznokcie. W końcu puściła go i cofnęła się, nie spuszczając z niego wzroku. Nadepnęła na nóż, po który schyliła się i go podniosła. Cały czas obserwując. Wróciła do kuchni, otworzyła zmywarkę i włożyła do niej przedmiot. Cały czas patrzyła. Od czasu do czasu spoglądała tylko w kierunku tej jebanej czapki.
Wyprostowała się i przetarła oczy zewnętrzną stroną dłoni - najpierw prawe, później lewe. Nie oba na raz. Patrzyła. Krew z rąk zmyła w zlewie, stojąc do niego bokiem. Nie wiedziała jak bardzo Larson miał siłę wstać. Ale w jej wyobraźni wciąż mógł się teleportować czy użyć jakiegoś ninjutsu i zabić.
Usiadła przy stole, najpierw splatając palce dłoni. Następnie oparła się łokciem o blat, a o nadgarstek wsparła policzek. Wbijała w niego wzrok tak, jakby zastanawiała się, co z nim zrobić. Poniekąd tak było.
- Chcesz kawy?
???
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Wto Sty 12, 2021 1:23 pm
 Od tego właśnie się zaczęło. Od poczucia tej pustki, która i teraz gościła w jego głowie, która i teraz nie pozwalała odczuć mu czegokolwiek na widok jej zaczerwienionych i wilgotnych oczu. Nie czuł się winny, nie żałował; jakiekolwiek przeprosiny, gdyby padły z jego ust, byłyby nieszczere. Jedyne, co mógł mieć sobie za złe, to że do tego dopuścił. Nie do podniesienia na nią ręki jednak, a do utrzymania tej relacji, do pozwolenia na zbliżenie do siebie, fizycznie i uczuciowo, i doprowadzenia do tego, by stać się tak słabym i na łasce innych. To ostatnie, mimo że zdawało się nieodłącznym elementem jego życia, tym razem przybrało inną postać.
 Nie miał powodu, by się bronić; uderzenie w twarz zachwiało jego bezwładnym ciałem, które jeszcze odruchowo próbowało czegoś się przytrzymać, jednak dłoń osunęła się po ścianie bezwolnie niczym po bloku lodu. Uderzył ramieniem o podłogę, zwichniętą żuchwę ogarnął ból.
Co jest z tobą nie tak, do cholery?!
 Spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem, nie odpowiadając. Gdy ręce kobiety nim potrząsnęły, głowa szarpnęła się w górę i w dół, jak jakiś nieżywy, bezmocny przedmiot. Potem naszła kolejna dawka bólu, z każdym uderzeniem coraz większa. Mięśnie rąk się napięły, by po chwili, przez jedną, oszczędną w słowach myśl, odpuścić. Przyjmował uderzenia, czasem zaciskając usta lub wykonując krótkie tiki nerwowe. Wzrok zawieszony miał na bliżej nieokreślonym punkcie, gdzieś w bok. Odwrócił go w stronę Maannguaq dopiero, gdy chwyciła jego twarz w dłonie. Nagle naszło go pytanie, czy kiedykolwiek wcześniej widział ją z tak bliska.
 Puściła go i wstała. Leżąc na plecach, z głową odwróconą na bok, zmrużonymi oczami obserwował jej ruchy, sam nie wstając, nie ruszając. Twarz i ciało go bolało, jednak to nie ból powstrzymywał go przed wstaniem, a brak jakichkolwiek sił i chęci.
Chcesz kawy?
 Cisza. Z jakiegoś powodu nawet nie uznał tego pytania za dziwne.
 — Nie — wydusił z siebie cichym głosem, czując, jak przez szczękę, od góry do dołu, aż po uszy, przemierza kłujący ból; miał obolałą nie tylko żuchwę, ale i kość policzkową i dolną wargę. W ustach czuł metaliczny posmak krwi.
 Przeliczył się.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Wto Sty 12, 2021 2:46 pm
Kiwnęła tylko głową w odpowiedzi. I nic więcej. Tak sobie siedzieli - albo raczej ona siedziała, a on leżał. Co jakiś czas tylko krótkie spojrzenia na czapkę albo głębsze westchnięcie.
Z pewnych przyczyn czuła się nieco spokojniej. Było to dość irracjonalne, skoro właśnie leżał parę metrów od niej a nie był chuj-wie-gdzie. Ale po tym, jak przycisnęła go do ściany, poczuła jego zapach, oddech na swojej skórze, a na koniec krew na rękach, uświadamiało jej to, że on był tutaj we własnej osobie. Nie był kolejnym widmem, które widziała po tym, jak zmieszała strach, leki i alkohol. Poza tym może był to paradoks pająka: lepiej było widzieć jednego niż widzieć, a później nie widzieć. A jeżeli pojawi się wreszcie "ten spod czapki", będzie gotowa. Pistolet był zaledwie metr, może półtora, od niej.
Wstała od stołu, głośno zgrzytając krzesłem. Po cichu nuciła piosenkę, która aktualnie dobiegała z laptopa. Podeszła do lodówki, z której wyjęła alkohol, po czym wróciła bliżej ekspresu i zabrała zza niego broń. Z tym "dobytkiem" usiadła na podłodze, jakieś dwa metry od Samuela. W kącie między szafkami - dalej chciała mieć pewność, że nikt ani nic nie zajdzie jej od tyłu. A z tego miejsca miała idealny widok i na mężczyznę i na leżące na podłodze nakrycie głowy - tam gdzieś za nogami krzeseł.
- Ty mnie kiedyś wykończysz, Larson - prychnęła głośno, odkręcając butelkę wódki.
Dalej "Larson". Nie "Lee", żaden "Lazarus". Dla Maannguaq w tej materii nic się nie zmieniło. Mógł się nazwać nawet Laasarusi (grenlandzka forma!), ale dla niej i tak byłby cały czas tym samym Samuelem Larsonem.
Swoimi słowami jednak nie nawiązywała do tego, że ją kiedyś zabije osobiście. Na ten moment uważała go za bardziej nieszkodliwego niż kiedykolwiek: w sumie uważając go za szkodliwego jedynie podczas spotkania tydzień temu. Miała na myśli jednak, że wykończy ją psychicznie. Tak jak i teraz - kiedy wbrew zaleceniom lekarza napiła się z butelki. Kaszlnęła. Odstawiła przedmiot, do ręki wzięła pistolet. Ale nic z nim nie robiła, po prostu go trzymała. Zgięła prawą nogę w kolanie i oparła o nią wyprostowaną prawą rękę. Broń była w lewej.
- To jeszcze raz, po co tu jesteś? Przegrałeś zakład, kazał ci ktoś, czy jesteś bardziej popierdolony niż myślałam?
Nie dawała za wygraną. Na pewno nie chodziło o czapkę. Sam ją tu zostawił! Chciała wiedzieć, co się zadziało w tym jego móżdżku, że zdecydował się na taki czyn.
- Jak chcesz umrzeć to idź się powieś czy coś. Tylko podkreśl, że to samobójstwo, żebyśmy nie musieli dochodzenia robić.
Odchyliła głowę do tyłu i lekko uderzyła nią dwa razy o szafkę za plecami. Trochę pożałowała swoich słów, ale nie cofnęła ich. Nie chciała nakłaniać go do zabicia się. W sumie to chciała, żeby w jakiś sposób mogli dalej się kolegować. Ale nie, kiedy będzie musiała być cały czas czujna w obawie, że jak tylko mrugnie, to ten ją udusi. Za bardzo chyba przywykła do osoby, na którą się kreował  i wciąż nie potrafiła pogodzić się z jego decyzją sprzed paru dni.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Sro Sty 13, 2021 12:20 am
 Wzrok powędrował mu na wcześniej, wtedy, gdy lądowała na jego twarzy, niemalże czerwonokrwistą, teraz już wyblakłą plamę wina, potem na leżącą niedaleko czapkę. Palec ręki, która wyciągnięta była wzdłuż chłodnej podłogi, drgnął. Spojrzał na niego spod przymrużonych powiek, a spojrzenie to, mimo że pozbawione emocji, w oczach, gdzieś głęboko, miało coś z tej samej dziecięcej ciekawości. Gdyby tylko miał na to siły, podniósłby ją i przyjrzał się jej; wróciłby wspomnieniami do popołudnia spędzonego z Casem, w lombardzie, kiedy na tej samej dłoni czuł i widział pomarańczową, ciepłą barwę zachodzącego słońca. Uspokajało go. Teraz jednak na marne było go szukać — dzień był pochmurny.
 Atmosfera była gęsta, zbyt spokojna. Nie słyszał nic prócz ruchów kobiety, zupełnie jakby w całym budynku byli tylko oni; jakby czas się zatrzymał.
Ty mnie kiedyś wykończysz, Larson.
 Nie odpowiedział. Zrobiło to spojrzenie, które w pierwszej chwili mogło wydawać się nie mówić nic, tak jednak pod warstwą obojętności znajdowało się coś, co pokrótce stwierdzałoby nie tylko ciebie. Obserwował, jak pochyla butelkę i wypija część jej zawartości, na kolejne pytanie ponownie nie odpowiadając. Nie tylko z powodu bólu szczęki, ale głównie z chęci zignorowania jej obecności; nie chciało otwierać mu się ust, jak zwykle zresztą.
Jak chcesz umrzeć, to idź się powieś czy coś.
 Odwróconą na bok głowę odwrócił przed siebie. Spojrzał na sufit.
 — Nie przeproszę cię — mruknął. Mimo że słowa, które powiedział i które wypowie za chwilę, były bezpośrednio skierowane do niej, mówił do siebie. Tak było łatwiej. — Bo wiem, że gdyby mnie coś wtedy nie zatrzymało, zrobiłbym to. Zabiłbym cię. — Może niekoniecznie było to coś, co w tej sytuacji powinien wyznawać, zważając na to, że obecnie był na jej łasce. Ale o to od początku mu chodziło.
 Twarda podłoga zaczęła wbijać się w tył jego głowy. Płuca bolały przy oddychaniu.
 — Ale jest powód, dla którego tego nie zrobiłem. — Obrócił twarz w jej stronę. Głos miał cichy i ochrypły, beznamiętny. — Bo nieważne, co zaczęło mi grozić, było już za późno. — Dla niej mogło nie mieć to większego sensu, dla niego jednak miało, i to aż zanadto. — Na to, żebyś przestała coś znaczyć. — Nie wiedział, kim dokładnie była w jego oczach. Przez te kilka dni uświadomił sobie jednak, że te wszystkie rzeczy z nią związane, które przemknęły mu przez myśl, gdy podnosił nóż, oznaczały, że miała go w garści — i na to było za późno — na to, by się z tej garści uwolnić.
 Nie odpowiedział na jej pytania, bo dalej nie miał zamiaru. Odwrócił głowę z powrotem przed siebie.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Sro Sty 13, 2021 1:40 am
Ściągnęła brwi i przekrzywiła głowę.
- Aha? - wydobyło się tylko z jej ust.
Nie rozumiała, po co jej mówił, że jej nie przeprosi. Może poprawiłoby to trochę ich relacje (jeżeli dalej w ogóle miały istnieć), może po prostu by wypadało... ale wolała, żeby tego nie robił niż gdyby przeprosiny miały być nieszczere. Mijałoby się to z celem. Także, poniekąd doceniała uczciwość.
Już sięgała po butelkę, kiedy Samuel rzeczywiście zwrócił się do niej. Aż ją ciarki przeszły - fakt, że chwilę temu go pobiła nie pomagał jego trupiemu wyglądowi. Teraz naprawdę ktoś mógłby pomyśleć, że trzyma w domu zombie, albo przynajmniej zwłoki. A myślała, że to ona wyglądała źle.
Po chwili ciszy i zastanawiania się, już chciała spytać o powód, który niby go zatrzymał przed popełnieniem kolejnego przestępstwa. Ale ten znowu się odezwał. Przez chwilę popatrzyła w kierunku czapki, aż w końcu wróciła spojrzeniem na rozmówcę. Z jakimś takim "niekomfortowym" (ciekawe dlaczego!) uśmiechem patrzyła mu w oczy, oczekując, aż ten wreszcie wypluje z siebie (prawie dosłownie) wszystko, co chciał powiedzieć.
Ponownie przekrzywiła głowę i zamrugała oczami parę razy. "Coś znaczyć"? Poczuła się jakby była jedyną koleżanką amerykańskiego "school shootera" i przez to nie została pozbawiona życia podczas ataku.
- Współczuję - mruknęła ironicznie, a jej twarz przybrała nienawistny wyraz.
Odnosiła wrażenie, że Kanadyjczyk strasznie wysilał się, żeby cokolwiek mówić na ten temat. Niby doceniała, że w ogóle cokolwiek mówił - w końcu wygadany to on nie był nigdy - ale jednocześnie było to zwyczajnie dziwne, takie nienaturalne.
- Dlaczego uznałeś mnie za wroga?
Dalej tego nie rozumiała. Była policjantką, mogła od razu wparować do jego mieszkania, położyć go na glebę, przycisnąć kolanem, zabrać do więzienia. Albo wezwać jakieś siły specjalne. Nie zrobiła nic, a mimo to uznał ją za zagrożenie.
Wzięła w prawą rękę butelkę i wstała z podłogi. Podeszła krok i ukucnęła. Jakby chciała sprawdzić, czy zbliżenie się do mężczyzny poskutkuje tym, że się na nią rzuci.
- Sam... czy ty chciałeś mnie zabić?
Już od jakiegoś czasu odnosiła wrażenie, że rozmawiała jednocześnie z dwiema różnymi osobami w ciele Samuela. Czyżby jego "wewnętrzne wilki" postanowiły pójść na piwo i podzielić się jego duszą? Z tego powodu podkreśliła słowa "ty" i "chciałeś". Czy w ogóle był w stanie stwierdzić, że to była jego własna wola i było to świadome?
Odkręciła butelkę i wzięła kolejny łyk alkoholu. Reakcja taka sama, dodatkowo skrzywienie. Uniosła przedmiot w krótkim, szybkim ruchu, jakby mimo tego, że znała jego preferencje, z grzeczności chociaż proponowała rozmówcy poczęstunek.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Sro Sty 13, 2021 4:31 am
 Nie będzie rozwijał się nad tym, czy to swego rodzaju przywiązanie, które się pomiędzy nimi wytworzyło, było odpowiednie czy nie — nie patrząc już jednak na to pod kątem tego, jakie skutki szły za ich relacją, a pod kątem samej kobiety, jej charakteru i występków. Nie miał nad tym kontroli, nad tym, kogo spotkał na swojej drodze — po prostu się pojawiła; wziął do rąk paczkę i nigdy jej nie rozpakował.
 Dlatego to współczuję, które wyszło z jej gardła, puścił mimo uszu. Nawet jeśli była kimś, z kim nie powinien mieć do czynienia, nic już tego nie zmieni, i tak samo miała się sytuacja z nią. Choćby nie chciała go znać, nie cofnie czasu. Nie wróci do tego starego sklepu z bronią, nie odjedzie i nie sprawi, by nigdy do niego nie weszła. Coś chciało, by się spotkali, coś ciągle łączyło ich losy — w wojsku, w Surrey i w Riverdale — i teraz uzyskało swój rezultat, fatum być może naznaczone na nich już od początku.
 Przyzwyczajony już był, że od dziecka nie miał kontroli nad swoim życiem. Wybory, których dokonał, były łaską od losu, by dać mu choć iluzję wolności i władzy — by niczego nie podejrzewał. Brzmiało to absurdalnie i nierzeczywiście, ale im dłużej o tym myślał — siedząc przed drzwiami i czekając na, wtedy mu się wydawało, nieuniknione — tym bardziej dochodził do wniosku, że wszystkie te wybory, wszystkie te krzywdy, miały sprowadzić go właśnie tutaj.
 Nie oznaczało to, że nie był za nic odpowiedzialny. Miał krew na rękach, której nie spiorą żadne fantazje na temat przeznaczenia. Nie spierze ich też choroba ani odwołania do przykrej przeszłości. Nikt nie kazał mu tego robić, przynajmniej nikt realny. Żadna osoba jednak nie powinna ponosić skutków jego niestabilności. Nie był sądem.
 Wtedy jednak, gdy wykonywał cios za ciosem, kiedy dywan przesiąkał coraz większą ilością krwi — kiedy wzburzony był kłamstwami i ucieczką od odpowiedzialności popełnionych mu krzywd, uważał, że tak — że wymierzał sprawiedliwość. A potem zapłacił za to jedną z największych cen, tracąc zdrowe zmysły już do końca. Zabił przyczynę swojego strachu, by potem, paradoksalnie, nigdy już nie mogąc się od niej uwolnić. Głosy, które rozbrzmiewały w jego głowie, w jednym miały rację — nigdy przed nim nie ucieknie, zawsze go znajdzie. Czy to w kilkunastu kanadyjskich miastach, w których był, w Afryce, czy teraz nawet tutaj — w Riverdale — podążało za nim niczym cień. Było uosobieniem jego grzechów, jego lęków i przeszłości.
 Przymknął oczy i wziął głębszy wdech.
Dlaczego uznałeś mnie za wroga?
 Otworzył je z powrotem.
 Naprawdę nie rozumiała? Nieważne było, jak długo zwlekała z powiadomieniem policji. Wiedziała zbyt wiele, a on nie zamierzał ryzykować, że niegdyś pojawi się moment, w którym z wiedzą tą podzieliłaby się z innymi. Jego wola przetrwania, która teraz go opuściła, była wtedy zbyt wielka. Zamierzał wyeliminować powód, przez który co noc nie mógłby zmrużyć oka, zastanawiając się, czy kolejny dzień będzie tym, kiedy pod jego drzwiami zawita policja.
 Widział kątem oka, jak kobieta wstaje, ale nie spojrzał, by zorientować się, gdzie zmierza czy jakie emocje jej towarzyszą. Leżał w bezruchu z tą samą niewzruszoną miną, nie spodziewając się za chwilę postawionego przed nim pytania.
Sam... czy ty chciałeś mnie zabić?
 Oczy zaszkliły mu się momentalnie, by następnie zapełnić powieki łzami. Nie spłynęły mu jednak, zawzięcie utrzymując się pod nimi. Nie pamiętał, kiedy ostatnio zdarzyło mu się uzbierać łzy; nie ruszał się dalej, jakby duchem gdzieś indziej, sam nie do końca świadomy swojej reakcji.
 Czy chciał ją zabić? A czy chciał zabić pozostałych? Czy kiedykolwiek chciał komuś sprawić jakąś krzywdę?
 Nie. Chciał pomagać, ale w pewnym momencie coś pokrzyżowało jego plany.
 Odwrócił twarz w jej stronę.
 — Nigdy nie chciałem zabić kogokolwiek — wyznał; pojedyncza łza mimowolnie wyleciała spod powieki, przemierzając zewnętrzny kącik oka i kawałek skroni, by potem zniknąć gdzieś w odmętach jego włosów. — Ale robię to, jeśli muszę. — Nie szukał w niej zrozumienia, bo wiedział, że nie znajdzie go w nikim — mówił po prostu, jak wyglądała sytuacja. Nie było też powodu, dla którego miał jej tego nie powiedzieć, skoro i tak już o wszystkim wiedziała.
 Fakt, że nie chciał ich zabić, nie wykluczał się z brakiem pożałowania swoich czynów. Brak ten bowiem wynikał z jego niemożności do odczucia współczucia, a niechęć do zabijania z jego prawdziwej natury — tej łagodnej — która dalej gdzieś się w nim kłębiła.
 Wsunął powoli rękę do kieszeni, wreszcie wykonując jakiś ruch. Wyjął z niej jedną tabletkę i umieścił pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Podniósł ją, przymknął jedno oko i w swojej perspektywie zastąpił nią głowę Maannguaq. Nagle ją skruszył i rozsypał na podłogę.
 — Nie ma. Skończyły się. — Nie była mu już potrzebna, jedną tabletką nic nie zdziała. Nie wyjął jej po to, by coś rozjaśnić kobiecie — zrobił to dla siebie, przed sobą, ostatnie słowa też kierując do siebie samego, jakby kończąc tym jakiś rozdział.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Sro Sty 13, 2021 9:07 pm
Zamarła na kilka sekund, widząc jego łzę. Naprawdę aż tak go to ubodło? Poniekąd dzięki temu odzyskała trochę wiary w jego dalszą egzystencję oraz to, że może jej decyzja o pozostawieniu go żywego i na wolności nie była taka najgorsza. Nie dała tego po sobie poznać - w końcu już miała dużo możliwości wyćwiczenia tego wcześniej - ale sprawiło jej to dużą satysfakcję, by ujrzeć rzeczywisty przejaw jego słabości. W pewien sposób widok ludzi złamanych najbardziej motywował do działania i umacniał ją samą. Szkoda tylko, że zaledwie tydzień temu i w sumie dzisiaj też on miał możliwość zobaczenia jej fobii. Do wizualizacji której sam doprowadził. Nie wstydziła się tego jednak - na swoim przykładzie nawet mogła stwierdzić, że każdego coś trapi. Ale dla niej ważne było, by znaleźć tę rzecz w każdej osobie i obrócić to przeciwko niej. Szczęśliwie Samuel nie wydawał się myśleć podobnie, albo krył się z tym równie dobrze co ona i za jakiś czas się o tym przekona na własnej skórze.
- Jeśli musisz? - powtórzyła z dziwnym zainteresowaniem - Dlaczego musiałeś zabić tamtych ludzi?
Trzymając jedną dłoń na stojącej na podłodze butelce, podpierała się w ten sposób podczas kucania.
- Co ty... - zaczęła tylko, przyglądając się, jak prezentuje i po chwili niszczy tabletkę.
Zamrugała szybko. Teraz zrozumiała, skąd ta zmiana charakteru podczas ich ostatnich spotkań.
Wstała, po czym - znowu patrząc w kierunku czapki - powolnym krokiem podeszła do Samuela. Stanęła za jego głową i po krótkiej chwili wahania tam też usiadła. Przedmioty położyła po prawej stronie, czyli przeciwnej niż leżał mężczyzna. Z zaciśniętymi ustami popatrzyła na niego, po czym wzdychając pod nosem krótkie "chodź tutaj" podłożyła obie dłonie pod jego głowę i delikatnie podniosła, przesuwając tam nogę. W ten sposób ze swojego uda, ciut ponad kolanem, zrobiła dla niego podgłówek.
Musieli teraz wyglądać jak postacie - i to chyba narkomani - z jakiegoś współczesnego obrazu. Oboje zniszczeni przez to, co działo się w ich głowach, teraz ledwo żywi siedzieli (i leżeli) obok siebie. Po tym, jak Kanadyjczyk próbował pozbyć się jej z tego świata. Fajna relacja, taka nie za bezpieczna.
Przesunęła dłonią parę razy po jego włosach z odrostami. Przez tę sytuację przypomniała sobie swoje koleżanki, które w wojsku pocieszały dzieci, którym ich działania odebrały rodziców. Różnica była taka, że Maannguaq nigdy nie była w stanie wykrzesać najdrobniejszego promyczka empatii wobec nich. Dla niej to byli tylko mali terroryści, dzieci dużych terrorystów. Poza tym, na empatii nie wybuduje imperium. Na strachu wobec swoich możliwości, owszem.
- Jeżeli powiesz mi, jak one się nazywają, może kiedyś podczas przeszukania jakiegoś mieszkania będę w stanie ci załatwić trochę - powiedziała cicho.
W takich momentach różne rzeczy była w stanie znaleźć i nie raz znajdywała. Kto wie, czy któregoś dnia nie natrafi akurat na zapas leków odpowiednich dla Kanadyjczyka. Nie chciała, żeby w jakikolwiek sposób cierpiał czy zmagał się ze sobą. Ale z drugiej strony jego otwartość na zabijanie mogła kiedyś pomóc również jej: niedoszłej ofierze.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Sro Sty 13, 2021 10:53 pm
Dlaczego musiałeś zabić tamtych ludzi?
 Posłał jej spojrzenie przepełnione prośbą — prośbą, żeby nie kazała mu odpowiadać na to pytanie. Miał już dosyć opowiadania o tym (nie o zabójstwach jednak, a o rzeczach, które się w nim kłębiły) — psychiatrze, Casowi, jej. Mówienie o tym nie miało większego sensu, tak samo jak sensu tego nie miałyby słowa, które by wypowiedział. Poza tym nie potrafił. Nie umiał o tym mówić, nie umiał znaleźć odpowiednich wyrazów, określeń, nie potrafił w żaden sposób wyrazić tego, co słyszał, co widział i czuł. Czym się kierował.
 Mogła bez problemu podnieść jego głowę, nie sprzeciwiał się. Co nie zmieniało faktu, że nie rozumiał jej zachowania. Spojrzał na nią pytająco. Oczy zdążyły już wyschnąć, pozbyć się nadmiaru wilgoci.
 Wszystko szło w odwrotnym kierunku do tego, do którego miało iść.
 Naprawdę nie rozumiał.
 — Czemu? — odpowiedział jej pytaniem; nie było potrzeby, by to robiła. Chciał jednak wiedzieć, dlaczego oferuje mu pomoc — osobie, która próbowała zamachnąć się na jej życie i doprowadziła do obecnego stanu. Osobie, którą kilka chwil temu biła tak, jakby miała być to ostatnia rzecz, jaką zrobi. Nie wierzył, by przeszło jej tak po prostu. Bawiła się nim?
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Czw Sty 14, 2021 12:34 am
Wyłapała to proszące spojrzenie i kiwnęła głową w odpowiedzi. Postanowiła dać mu spokój. Przynajmniej na razie. Przyjdzie czas, kiedy rzeczywiście wyciągnie to z niego: po dobroci albo siłą.
"Czemu?" No właśnie, Maannguaq, czemu? Spojrzała na Samuela z zamyśleniem wymalowanym na twarzy. Wzruszyła ramionami i sięgnęła po wódkę, której znowu się napiła. Potrzebowała boosta, który rozwiąże jej język.
Odchyliła głowę do tyłu i patrzyła w sufit. Lewą dłonią znów zaczęła głaskać go po głowie. Nie była pewna skąd chęć do takiego gestu, chociaż miała wrażenie, że było to dziwnie odprężające. Prawie tak, jakby to nie był człowiek, morderca, tylko jakieś domowe zwierzątko typu kot czy pies.
Kilka minut upłynęło w ciszy pomiędzy nimi (w tle dalej jakaś muzyka), zanim zdecydowała się na odpowiedź. Postanowiła być z nim szczera, w końcu to tak się buduje zaufanie.
- Bo cię poniekąd rozumiem.
Zgięła prawą nogę w kolanie i oparła o nią wyprostowaną rękę, trzymając butelkę. Cały czas zastanawiała się, jak wszystko ubrać w słowa.
- Próbowałeś mnie zabić, ponieważ uznałeś mnie za zagrożenie, prawda? Dla swojej wolności, bezpieczeństwa... nie wiem, co sobie wyobrażałeś. Rozumiem to nawet. W sensie... też nie chciałabym trafić do więzienia na... ile tu macie w Kanadzie? Dożywocie chyba się zdarza?
Nie pamiętała dokładnie. Nie musiała. W jej głowie wszyscy kryminaliści zasługiwali na karę śmierci.
No... prawie wszyscy, jak widać.
- A wiesz, czego ja się najbardziej boję? Śmierci. Nie obchodzi mnie, jak szybka i bezbolesna może być. Boję się po prostu kiedyś zamknąć oczu i się nie obudzić. Wierzę w życie po niej. Ale też mam obawę, że sama siebie robię w chuja.
Próbowała zachować taki spokój jak do tej pory, ale serce jej przyspieszyło a głos zaczął się załamywać. Tak mocno działała na nią wizja tego wszystkiego. Nieumyślnie zacisnęła wtedy dłoń we włosach mężczyzny. Kiedy sobie to uświadomiła, zabrała rękę i sięgnęła ponownie po alkohol. Potrzebowała tego. Po zakręceniu butelki kontynuowała wcześniejszą czynność.
- Jest to nieco samolubne... ale z tego powodu zaczęłam odbierać życie innym ludziom. Uświadomiłam sobie to wszystko - czyli swoją fobię - już długo po tym jak zaczęłam służbę wojskową i nie chciałam się wycofać. Nie chciałam rezygnować, bo czułam i wciąż czuję pewnego rodzaju powołanie, aby wydłużyć życie swoje i przykładnych obywateli. Wiesz, jako snajper można powiedzieć, że zawsze byłam w dość bezpiecznym położeniu: gdzieś dalej, na jakiejś wieży czy dachu. Nasze zespoły w uzbrojeniu jednak miały znaczą przewagę - uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie tego wszystkiego - Podczas Wigilii... - tutaj odruchowo parsknęła krótkim śmiechem, przecież to było tak niedawno, a atmosfera była zupełnie inna! - ...wspomniałam ci, że mam "doświadczenie" w wysyłaniu pod ziemię. Za to, co zrobiłam... jakby to wyszło na jaw... czekałby mnie sąd wojskowy. I to raczej nie ulegnie przedawnieniu.
Zrobiła krótką przerwę, aby pogładzić się palcami po brwi. Zastanawiała się, czy powinna kontynuować ten temat.
- Kazałam moim ludziom rozstrzelać parunastu może i niewinnych cywili. Nie uważam, że byli niewinni: jedno dziecko od nich próbowało się wysadzić w tłumie i pozabijać nas wszystkich.
Opuściła głowę, ale nie popatrzyła na Samuela. Zamiast tego spojrzała na leżący po jej prawicy pistolet. Postanowiła chwilowo nie pogarszać swojej sytuacji w jego oczach, toteż nie opowiedziała mu pełnej wersji tej historii.
- Ale marzy mi się świat bez wykroczeń i przestępstw. Działający jak w zegarku. Gdzie wszyscy znaliby swoje miejsce i byliby z tego zadowoleni. Dlatego działam zapobiegawczo. Próbuję pozbyć się wrogów pokoju i bezpieczeństwa od razu jak przejawiają skłonności do łamania prawa. Nie uważam zastraszania za złą metodę. Nie wszystkim się to podoba, nawet moi przyjaciele tam w Nigrze - prychnęła z oburzeniem - uważali, że przesadzam. Ale nie wkopali mnie. Uwierzyli mi i powierzyli swoje życia i sumienia. A później już i tak wszyscy razem byliśmy w tym bagnie, jak będzie trzeba to mogę ich pociągnąć na dno ze sobą.
Dopiero wtedy obdarzyła rozmówcę spojrzeniem. Wciąż nie wierzyła, że opowiadała mu o tym wszystkim. Był pierwszą osobą, wobec której postanowiła się z tego zwierzyć. I poczuła dziwną ulgę w sercu.
- Dlatego, Sam, ciebie też powinnam była zabić. Tego samego dnia, kiedy się dowiedziałam o tym, co zrobiłeś. Ale... zrozumiałam, że jesteśmy dość podobni. Poza tym, wciąż jesteś dla mnie jedną z bliższych osób w tym zasranym mieście. Tylko, żeby było jasne... mogłabym to zrobić.
Ostatnie zdanie oczywiście nawiązywało do tego, że jego "coś" powstrzymało od odebrania jej życia. Jej nic nie powstrzymywało poza osobistą, świadomą niechęcią do popełnienia takiego czynu.
Westchnęła.
- Nie zabiłeś jeszcze nikogo w Riverdale, prawda? A przynajmniej nie ścigają cię za to oficjalnie. Dlatego póki tego nie zrobisz, nie uznam cię za wroga. Chyba, że to uzgodnisz wcześniej ze mną.
Było to dość... bezpośrednie?
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Czw Sty 14, 2021 2:38 am
Bo cię poniekąd rozumiem.
Ręka.
 Zerknął do góry i chociaż jej nie widział, tak jednak ją czuł. Powoli przeniósł spojrzenie przed siebie, w ciszy zastanawiając się nad jej słowami. Bezmyślnie przytaknął na jej pytanie dotyczące dożywocia. Zapewne tyle by dostał.
A wiesz, czego ja się najbardziej boję? Śmierci.
 Momentalnie przypomniał sobie jej reakcję. To skulenie się pod grzejnikiem, płacz i krzyk. Myślał, że kiedy ją puści, zaatakuje go, a na to przynajmniej zapowiadało się po jej wcześniejszej determinacji. Może poniekąd dlatego nie mógł się wtedy ruszyć — bo to, co zobaczył, nie było tym, czego się spodziewał. Oczekiwał po niej gniewu, nie przerażenia. Była żołnierzem, brała udział w wojnach, pogodzenie się ze śmiercią powinno być jej domeną.
 — Jest spokojna — rzucił w przestrzeń. To, co do niej doprowadziło, nie zawsze musiało takie być. Koniec końców jednak na ich twarzach zawsze witał błogi spokój. Jakby spali.
 Obrócił twarz nieznacznie w jej stronę, kiedy wspomniała o powodzie, dla którego zaczęła odbierać ludziom życie. Był… jeszcze bardziej bez sensu niż jego własny, przynajmniej w jego oczach — ale nie miał prawa, by to oceniać. Wrócił spojrzeniem przed siebie. Bardziej bezwzględny. Zmarszczył brwi. Nagle zrozumiał jej pierwsze słowa.
 Wojna czy nie, zabiła. Bezpodstawnie. Nawet on wiedział, że własne pobudki nie są zielonym światłem, wiedział, że to, co robił, było złe, w przeciwieństwie do niej; była warta tyle samo, co on — z tą różnicą, że miała na sobie mundur. Nasyłając na niego policję, mogła równie dobrze nasłać ją na siebie samą.
Ale marzy mi się świat bez wykroczeń i przestępstw. Działający jak w zegarku. Gdzie wszyscy znaliby swoje miejsce i byliby z tego zadowoleni.
 Zamarł na chwilę. Coś go tknęło, nie był jednak pewny, co takiego. Nie był to strach, nie była to też złość. Nie potrafił tego określić, poczuł to po raz pierwszy — dlatego teraz, zamiast jej dalej słuchać, skupił się na tym uczuciu. Klatka podnosiła się i opadała mu miarowo; każdemu jej ruchowi towarzyszył ból, tak samo jak twarzy, kiedy tylko nią poruszył.
Dlatego, Sam, ciebie też powinnam była zabić.
 Usłyszawszy argument, który szedł za zrezygnowaniem z tej idei, podniósł jedną brew do góry. Tylko, żeby było jasne... mogłabym to zrobić. Nieobecnym wzrokiem spojrzał na drzwi przed nim. Nie chciał teraz uciekać — wręcz przeciwnie.
 Zignorował jej dalsze słowa. Były zbyt śmiechu warte, by na nie zareagować. Nie zauważyła jeszcze, jak mało go w tej chwili obchodziło? Że nie musiała go nawet uważać za wroga, żeby się czegoś dopuścił? Że to, co czuł względem niej, nie było żadnym wyznacznikiem?
 Chyba za szybko zapomniała, co wydarzyło się ostatnim razem, kiedy tu był.
 Wstał powoli, podpierając się ręką. Usiadł po turecku, twarzą w jej stronę. Zlustrował ją przenikliwie bez żadnego słowa. Tylko, żeby było jasne... mogłabym to zrobić.
 Nie wierzył jej.
 Chwycił za leżący obok pistolet i go odbezpieczył. Trzymając broń za lufę, wyciągnął ją w stronę kobiety.
 — Więc zrób to. Zabij mnie. — Ton głosu pozbawiony był emocji, oczy miał jednak w jakiś sposób zdeterminowane. Nie w pozytywny sposób; była w nich mała doza tego same szaleństwa, co sprzed tygodnia. — Może coś znaczysz, ale nie jesteś mi bliska. Zostawię cię. — Nie chciał jej tym gestem niczego udowodnić. Po prostu był ciekawy. — To, że nie byłem w stanie w ciebie wycelować, nie oznacza, że nie jestem w stanie bez ciebie żyć. — Nawet jeżeli intuicja go zawiedzie i strzeli, w tym stanie miał to gdzieś. — Jeśli teraz dasz mi odejść żywo, ucieknę.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Czw Sty 14, 2021 10:45 pm
Cofnęła rękę, kiedy mężczyzna zaczął wstawać. Zostawiła ją jednak "w okolicy", na wypadek konieczności asekuracji go, jakby z jakichś przyczyn zagroził mu upadek.
Nie rzuciła się też na broń, kiedy on po nią sięgnął. Od momentu, kiedy powiedział jej, że nie mógł jej zabić, jej podejście do niego diametralnie zaczynało się zmieniać. W bardzo szybkim tempie. Przez to musiała jeszcze raz spojrzeć w kierunku czapki, upewnić się, że nic nie bawiło się jej świadomością.
Kiedy wycelował w siebie, uniosła brwi, a na jej twarzy pojawił się grymas wskazujący na wewnętrzną walkę, aby się nie zaśmiać. Czuła się jak w jakimś dziwnym filmie.
- Naprawdę, Sam?
Położyła ręce na jego dzierżącej pistolet dłoni i zacisnęła delikatnie.
- Nie zrobię tego - odparła miękkim tonem - Z resztą, jaki byłby cel? Dałbyś mi "łapkę w górę" z zaświatów?
Ambicja i oddanie Maannguaq wobec obranych przez nią celów były, delikatnie mówiąc, chore. Wydawało jej się, że wystarczającym dowodem na to, że rzeczywiście była w stanie tego dokonać było to, co zrobiła w Diffie. Szczerze lubiła Samuela. Ale nie poświęciłaby dla niego swoich idei. Na tym etapie prawdopodobnie nie zrobiłaby tego dla nikogo. Nawet swojej rodziny.
Delikatnie przejęła broń i obróciła tak, że teraz to Kanadyjczyk celował w nią. Z nikim innym by tego nie zrobiła. Ufała mu (i jego stoickiemu spokojowi, bo gdyby był równie roztrzęsiony jak ona na początku to z całą pewnością by tego nie zrobiła), nawet, jeżeli nie powinna była. Szczególnie po ostatnich wydarzeniach.
- I ty też tego nie zrobisz, prawda? Nie jesteś zły tylko zagubiony, więc chyba powinieneś poprzeć to, do tego dążę.
Cały czas patrzyła mu w oczy, jakby próbując coś z nich wyczytać.
Ostatecznie zabezpieczyła pistolet, kiedy on wciąż go trzymał. Wtedy mu go zabrała i lekko - chociaż w tym stanie na pewno nieco boleśnie - uderzyła go nim w głowę (bonk!).
- To nie jest zabawka - syknęła jeszcze w formie upomnienia.
Odłożyła przedmiot na poprzednie miejsce, odruchowo pochylając się tak, aby ewentualnie zablokować rozmówcy możliwość zrobienia tego wszystkiego jeszcze raz.
- Dobrze, Samuelu, zostaw mnie, uciekaj. - Wzruszyła ramionami i oparła się lewą ręką o podłogę.
Chociaż jej reakcja wydawała się raczej chłodna, w praktyce zmartwiły ją jego słowa. Nie chciała znowu zostawać sama. Niby miała ludzi z policji, Kristiana i paru innych Duńczyków, ale większość czasu ich relacje były mocno zawodowe. Potrzebowała kogoś z "innego działu", kogo nie poznała dzięki służbie i podjętym podczas niej decyzjom.
- Pytanie tylko, czy masz gdzie. Jak pewnie zauważyłeś, świat jest mały.
W ten sposób nie odnosiła się do niczego innego niż do faktu, że spotkali się lub byli tego bliscy nie tylko w Riverdale. Chociaż nie wierzyła w przeznaczenie, w tej sytuacji niekoniecznie widziała inną opcję. Plus, warto było zaznaczyć, że z samego miasta też nie byli w stanie wyjechać.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Pią Sty 15, 2021 1:11 am
Nie zrobię tego.
 Nie spuszczał z niej wzroku, z którego ta mała iskierka szaleństwa, jakby dzikiego oczekiwania, zgasła. Zawiódł się, nawet jeżeli od początku to przeczuwał — że nie naciśnie na spust; rozczarował nią, bo nie była konsekwentna w swoich słowach.
 Bezwładnie, nie zmieniając kierunku spojrzenia, pozwolił jej na wyciągnięcie pistoletu z jego rąk i nakierowanie lufy w jej własną stronę.  
I ty też tego nie zrobisz, prawda? Nie jesteś zły, tylko zagubiony, więc chyba powinieneś poprzeć to, do tego dążę.
 Nie zrobi. Choć powinien.
 Palec drgnął mu na spuście, ale ten gest zawahania nie był skutkiem nagłej zmiany myśli, nagłej chęci, by go nacisnąć i to wszystko zakończyć, zamknąć jej usta i wysłać tam, gdzie pozostałych. Przeciwnie. Drgnął, aby na niego przypadkowo nie naprzeć.
 Nie podobało mu się to — to, co z nim robiła. Jej nagła zmiana zachowania, stosunku wobec niego. Nie podobało mu się to wrażenie, że grała z nim w jakąś grę; że nim manipulowała, a on się temu poddawał, i to świadomie. Nic nie szło w taką stronę, w jaką normalnie powinno pójść, co jeszcze bardziej wzbudziło w nim myśl, że coś było nie tak, bardzo nie tak. Nie wiedział jeszcze co, ale prędzej czy później się dowie — pytanie, czy wtedy nie będzie już za późno. Lub czy wtenczas to zauważy.
 Poczuwszy na głowie uderzenie, nie zareagował, tak samo jak na jej słowa. Wpatrywał się w nią bacznie, niby chcąc cokolwiek zrozumieć, jej prawdziwe intencje i sens wszystkich tych słów. Z jakiegoś powodu nie wydawało mu się, by były tym, za co powierzchownie powinien je mieć. Coś za nimi stało.
Dobrze, Samuelu, zostaw mnie, uciekaj.
 Wstał, podpierając się, i skierował w stronę czapki. Pochylił się po nią i nałożył na głowę, jedną ręką nakładając ją od tyłu, drugą jednocześnie poprawiając daszek. Nic tu po nim już nie było; cel, dla którego tu przyszedł, został przekreślony.
Pytanie tylko, czy masz gdzie. Jak pewnie zauważyłeś, świat jest mały.
 Obrzucił ją ostatnim spojrzeniem, po czym odwrócił w stronę drzwi i wyszedł bezceremonialnie, nie żegnając się, nie wypowiadając na odchodne czegokolwiek.
 Przed swoimi zmorami nigdy nie ucieknie, ale przed nią — owszem. Zdziwiłaby się, jak dobry w tym był. Z tym że nie zamierzał tego robić. Nie tym razem.

z/t
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach