Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Mieszkanie Maannguaq
Nie Gru 27, 2020 10:17 pm
First topic message reminder :

Mieszkanie Maannguaq



Kliknij na obrazek, by uzyskać dostęp do pełnego podglądu mieszkania.

Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Czw Sty 07, 2021 11:02 pm


Ostatnio zmieniony przez Samuel Larson dnia Sob Sty 09, 2021 6:30 pm, w całości zmieniany 1 raz
Może powinieneś to skonsultować z lekarzem?
 Rzucił kobiecie pytające spojrzenie; brwi uniosły się lekko ku górze, nie w geście zdziwienia jednak, a dziwnego zmartwienia.
 Konsultował. Niejeden raz. Tylko że nie z takim, jakiego zapewne miała na myśli.

— Zacieśnianie więzi odbywa się poprzez dotyk. Utrzymując do niego awersję i nie próbując otworzyć się na ludzi, pozostaniesz samotny — a na samotność nie ma leków.

 Odwrócił wzrok i złapał palcami za czoło, pod którym to dalej rozpościerał się ból.
 Choćby chciał, nie mógł.
 — Może — po rzuceniu tego jednego słowa, nie kontynuował już tematu. Spoglądając w dół, na podłogę, słuchał Maannguaq i jej odpowiedzi a propos choinki, z którą to wyskoczył niespodziewanie, samemu nie wiedząc czemu; mimo tej chęci oczyszczenia atmosfery, czuł, że mógł powiedzieć coś innego — ale nie był najlepszy, jeśli o improwizowanie rozmów chodzi. — Ładnie wygląda — powtórzył swoje słowa sprzed już jakiegoś czasu, wypowiadając to tak, jakby bez chęci odpowiedzi, jakby zapominając już, że coś podobnego już wcześniej wydobyło się z jego ust. Zmarszczył brwi i pomasował się dłonią po karku. Schwytawszy za kubek, pokierował się za kobietą i wrócił na kanapę. Zerknął na ciemną ciecz, którą starał się nie uronić w czasie drogi; nie był pewien, czy taka dawka kofeiny, zważając na obecną sytuacją, była odpowiednim wyjściem.
 Gdy usiadł, odłożył kubek na stół, a sam splótł palce, łokcie opierając o będące w rozkroku kolana. Czuł się jeszcze bardziej nieswojo niż wcześniej. Szczerze powiedziawszy, miał największą ochotę stąd wyjść — wyjść, sprawdzić po drodze, czy Cas dalej jest w lombardzie, czy może już go zamknął i siedzi przy stole wraz z rodziną, a następnie wrócić do domu. Nie wiedział, czym takim miałby się tam zająć, wiedział tylko, że w tej chwili byłoby to dla niego bardziej komfortowe.
 Podniósł głowę do góry, usłyszawszy głos Maannguaq. Spojrzał na to, co trzymała w ręce, w pierwszej chwili nie łącząc jej słów ze sobą. Wahając się przez chwilę, sięgnął w końcu po paczkę i zlustrował ją w dłoni; podszedł do tego prezentu z lekką dozą podejrzliwości, kątem oka zerkając na kobietę. Mimo to jednak ostatecznie powoli zdarł papier i odłożył go pod nogi. W palcach od razu poczuł coś miękkiego, delikatnego. Rozłożył materiał, który okazał się szarym szalikiem. Zaskoczony zamrugał szybciej, po tym upewniającym się wzrokiem spoglądając na Inuitkę. Początkowo milczał, sam nie będąc pewien, co powiedzieć.
 — …Ładny — rzucił, wracając spojrzeniem na prezent. Łagodnym ruchem palców sprawdził jego teksturę. Wydawał się ciepły.
 Zarzucił go na szyję, tak by ją zasłoniła. Przejechał po nim opuszkami jeszcze po raz ostatni, po tym odwracając twarz w stronę kobiety; nie wiedział, co teraz powinien mówić. Nie spodziewał się. Ponadto, od kiedy go nałożył, do nozdrzy dobiegał mu jej charakterystyczny zapach. Dziwnie uspokajający. Chwycił za kawę, by go zabić, na ten moment nie mając więcej zamiaru się odzywać.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Sob Sty 09, 2021 4:40 pm
- Dziękuję - odparła jeszcze na komplement dla choinki - Chciałam, by przypominała trochę tę z Nuuk. Chyba się udało, skoro tak ci się podoba.
W stolicy Grenlandii zawsze stawiane było duże drzewko na święta. Maannguaq co prawda widziała je tylko raz, ale ze względu na miłość do swojego kraju i brak możliwości wyjazdu tam w tym okresie, postanowiła zrobić sobie swoją własną. Niestety mniejszą.
Przez chwilę przyglądała się zmaganiom Samuela z opakowaniem, jednak ponieważ szło mu to we wręcz irytującym dla niej tempie (może dlatego, że miał więcej wyczucia niż ona i nie rozrywał tego w szale), przeniosła wzrok na trzymany przez siebie kubek. Dopiero wtedy zauważyła, że trzęsie jej się ręka. Przez to zabieganie i robienie tylu rzeczy, dopiero kiedy siedziała spokojnie, dotarło do niej uczucie dziwnego stresu i spięcia związanego z tym, co stało się na balkonie. Nie chodziło bynajmniej o upuszczenie kubka przez Kanadyjczyka, a fakt, jak bardzo ją wystraszył swoją reakcją. Było to bardziej jak filmowy jumpscare, a przez właśnie takie rzeczy nie oglądała horrorów w telewizji. Czuła, że to pogłębiało jej paranoje i później przez miesiące z duszą na ramieniu otwierała szafki w kuchni.
Wzięła kilka głębszych wdechów, próbując uspokoić przyspieszone bicie serca. Kubek trzymała (zdecydowanie zbyt) mocno obiema dłońmi, aby ustabilizować jego pozycję. Wróciła spojrzeniem na Samuela chwilę przed tym, jak on spojrzał na nią. Z delikatnym uśmiechem na twarzy pokiwała głową na jego słowa. Normalnie może taka skromna reakcja by ją w jakiś sposób ubodła, ale przywykła do tego, że Larson był "specyficzny".
- Żałuj, że te z reniferkami były tylko w rozmiarach dziecięcych - mruknęła rozbawiona, powoli przykładając sobie kubek do ust i równie wolno biorąc łyk herbaty.
Chociaż nie do końca była w stanie sobie wyobrazić mężczyznę owiniętego w renifery, samo wspomnienie o tym ją trochę bawiło. A przy okazji na chwilę uciszało jej dramatyczne myśli.
- Byłeś kiedyś na polowaniu?
Te rozmowy o Grenlandii i reniferach narzuciły jej pomysł na pytanie, może trochę z dupy. Chciała jednak nakłonić rozmówcę do jakiejś dłuższej wypowiedzi, aby mogła czymś zająć swoją głowę i przestać nakręcać swój stres.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Sob Sty 09, 2021 7:18 pm
 Podczas swojego przeciągłego milczenia, myślał. Nieobecny wzrok zawiesił przed siebie, w rękach dalej utrzymując ciepło wypełnionego kawą naczynia. To było o wiele za gorące, by trzymać go w nich dłużej niż minutę, receptory dawały o tym znać i nakazywały odłożenie kubka z powrotem — ale Samuel, pochłonięty w myślach, zdawał się nie brać tego do siebie. Wzmianka o szaliku z reniferami do niego nie dotarła, co więcej, zaczął sprawiać wrażenie, jakby go tu nie było.
 Nie powinien tu przychodzić; przyjęcie od niej prezentu było niczym przyjęcie nie tylko jej uprzejmości, ale uznanie ich znajomości za oficjalną, za coś więcej niż sporadyczne spotkania, przynajmniej w jego odczuciu. Z każdą chwilą, od której przekroczył próg jej mieszkania, wszystko szło w coraz gorszą stronę, coraz więcej się o niej dowiadywał, zupełnie jakby sam fakt, że jest policjantką, nie wystarczał do ukrócenia kontaktu. Musiał przemyśleć, czy chęć tego powierzchownego uczucia bliskości był ważniejszy od jego własnego bezpieczeństwa.
 Co ciekawe, jeszcze niedawno nie zastanawiałby się nad tym dwa razy.
Byłeś kiedyś na polowaniu?
 Czy był?
 — Można tak powiedzieć — powiedział do siebie enigmatycznie, nie rozbudowując odpowiedzi, po czym mrugnął, sprawiając wzrok obecnym; zerknął w dół na szalik, który zawinął wokół swojej szyi, i zdjął go. Wstał, odstawiając kubek na stolik. — Muszę iść — rzucił tylko, nagle dziwnie spokojny, niepodobny do siebie sprzed zaledwie dziesięciu minut. Nie było żadnej wymówki, żadnych usprawiedliwień, tylko zwykłe muszę iść, powiedziane z taką pewnością, jakby miał do tego jakiekolwiek podstawy — i miał, choć niekoniecznie znane Maannguaq.
 Zmierzając do wieszaka, zatrzymał się w półkroku. Spojrzał przez ramię za siebie, na kobietę, która zasugerowała mu odwiezienie do domu*, na co w odpowiedzi jedynie kiwnął głową i skończył swoją wędrówkę po kurtkę. Gdy ją założył, w dłoni wciąż dzierżył szalik, tym razem jednak nie kwapiąc się do założenia go.


*ustalone

z/t + Maannguaq
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 1:21 am


Ostatnio zmieniony przez Samuel Larson dnia Nie Sty 10, 2021 4:40 am, w całości zmieniany 2 razy
[ outfit (bez napisu na bluzie) + czarne rękawiczki, osłaniające palce tylko do połowy ]


  Odprowadził kobietę wzrokiem, spojrzeniem tak samo zdenerwowanym i zaniepokojonym. Ręce wisiały mu wzdłuż ciała, a ramiona, wcześniej napięte, jakby w gotowości, teraz się rozluźniły. Wrócił do łazienki i ponownie spojrzał na odłamki szkła, potem na zabandażowaną dłoń. Zważając na zbite lustro, musiał w nie uderzyć, stąd rana. Nie był jednak pewien, czy to go uspokoiło — z jakiegoś powodu musiał w nie walnąć, z jakiegoś też powodu tego wszystkiego nie pamiętał; ukucnął i chwycił jeden odłamek pomiędzy palce. Obrócił nim na lewo i prawo, po tym bezwładnie upuszczając go z powrotem na podłogę. Kiedy jednak się podniósł, głowę ogarnął mu tak niewyobrażalny ból, że złapał się za nią zdrową ręką i wykrzywił nagle. Opuścił twarz w dół, zaciskając powieki.
  Miał dość.
  Wyszedł z łazienki niemrawym krokiem, dalej przyciskając dłoń do głowy — i już zmierzał do drzwi, by zamknąć je na klucz, wtem kątem oka zauważając coś, co zatrzymało go w półkroku. Bał się odwrócić spojrzenie w kierunku kartonów, modląc się jednocześnie, by nie było to tym, czym myślał, że jest. Serce na nowo podskoczyło mu do gardła, czuł jego bicie nie tylko w klatce piersiowej, ale teraz i w gardle, i w uszach.
 Ostrożnie, jakby jakimś gwałtownym ruchem miał sprowokować dziką zwierzynę, odwrócił twarz w lewo…  
 …I zauważywszy, co leżało na jednym z kartonów, a co jednocześnie urealniło jego obawy, prychnął zrezygnowanym śmiechem. Uśmiech go od teraz nie opuszczał, a on sam pokręcił głową i ukucnął przy kartonie.
 Nie kładł go tam.
 Wziął swój stary dowód w rękę i przyjrzał mu się, po tym zerkając w stronę drzwi. Podszedł do nich, otworzył na oścież i, wyglądając głową na zewnątrz, rozejrzał po korytarzu — ten okazał się pusty. Poszła.
 Zamknął drzwi na klucz i zacisnął palce na kawałku plastiku.
 Widziała go. Musiała go widzieć.

Musiała go widzieć, powtarzał sobie w głowie niczym jakąś mantrę. Nie kładłem go tam, przypominał. I tak przez kilka dni. Kilka martwych dni, kilka dni bez tabletek, kilka dni bez zdrowych zmysłów. Tylko strach i paranoja, agresja i widma. W lombardzie zachowywał się jak nieobecny duchem i ciałem, wchodził, siedział, na nic nie odpowiadał i wychodził.
Nie bierz ich, słyszał za każdym razem, gdy sięgał po leki. Przez nie dałeś się oszukać, a on wierzył temu głosowi, którego wcześniej tak niemiłosiernie się bał, a który teraz wydawał się ostatnim głosem rozsądku. Więc ich nie brał.
 I stał się jeszcze bardziej martwy niż zwykle. Nie spał, mało jadł, przed halucynacjami chował w łazience, w stercie nieposprzątanych po dziś dzień odłamków lustra.
Co jeśli widziała? Co jeśli wie? Pytanie to nie zadawał on sobie sam, robił to za niego ktoś inny, jego stary druh, towarzysz wszystkich nieprzespanych nocy, powód jego awersji do wieczornych godzin i ciemności.
Wtedy będziesz musiał zrobić to, co trzeba.

 Obudziły go dźwięki trąbienia, wydobywające się z otwartego okna. Otworzywszy oczy, zobaczył przed sobą białe kafelki, a obok kabinę prysznicową, o którą to oparty zasnął. Zmrużone oczy nie miały siły się podnieść, tak samo jak ciało.
Wtedy będziesz musiał zrobić to, co trzeba, dotarło do niego ponownie. Wstał ociężale i wyszedł z zamkniętej na klucz łazienki, starając się po drodze nie nadepnąć na szkło.
 Musiał dzisiaj złożyć komuś wizytę.

 Gdy stanął przed drzwiami mieszkania Maannguaq, wyglądał nie lepiej jak wtedy, gdy widziała go ostatnim razem. Nawet można by pokusić się o stwierdzenie, że gorzej — przez brak lustra, ogolić musiał się w odbiciu telefonu, co poskutkowało kilkoma małymi ranami. Starał się jednak wyglądać względnie normalnie.
 Zadzwonił do drzwi i rozejrzał po korytarzu; było cicho i pusto.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 1:51 am
Dawno nie czuła się tak beznadziejnie. Znalezienie starego dowodu Samuela było jedynie wierzchołkiem góry lodowej, początkiem łańcucha rzeczy, których nie powinna była robić, a zrobiła. Ufała mu, traktowała go jak kolegę, zaprosiła do siebie na święta. A teraz już wszystko wiedziała, Internet był bogaty w kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt albo i kilkaset artykułów na ten temat. Wszędzie twarz Samuela - pff, Lazarusa! - ze znaczkiem "poszukiwany". I to nie za byle gówno, nawet nie kradzież samochodu. Ale cholerne morderstwa i okaleczenia.
Maannguaq była w kropce. Kanadyjczyk był od miesięcy poszukiwanym przestępcą. Jeszcze tego wieczora powinna była nasłać na niego może nawet grupę szturmową i trzymać kciuki, że dostanie dożywocie albo ona sama będzie miała przesrane. Problem był tylko taki, że wcale nie chciała tego zrobić. Jakby wciąż nie wierzyła w jego winę. Bo chyba nie wierzyła.
Już dawno straciła rachubę w tym, ile stron internetowych przejrzała. Bała się przeszukać kartotekę policji, dlatego też tego nie zrobiła. Zamiast tego siedziała w mieszkaniu i ze względu na swoje dziwne obawy, przeglądała wszystko w trybie incognito. Jakoś tak się czuła bezpieczniej. Kiedy to sobie uświadomiła, nie mogła uwierzyć, że bała się. Przecież on nie wiedział, że ona wiedziała. A może jednak wiedział? Czy zostawienie dowodu na kartonie było błędem?
Zawsze zamykała drzwi i sprawdzała, czy na pewno to zrobiła. Teraz sprawdzała dwa razy. Próbując odwlec myśli, słuchała muzyki dużo głośniej - ale teraz zamiast wesołych dźwięków z piosenek Rokiego, był to agresywny metal. Grenlandzki! Częściej zapalała świeczki - światło i ciepło, jakie dawały, były bardzo kojące.
Obawy obawami, ale co jakiś czas sprawdzała telefon. Z pewnego rodzaju nadzieją, że coś napisał, że wszystko będzie w porządku, jak wcześniej. Ale nic takiego się nie działo. Czyżby ich "przyjaźń" zerwała się jeszcze wtedy? To by rozwiązało poniekąd problem, chociaż i tak wciąż powinna była odwiedzić go o czwartej nad ranem ze służbami specjalnymi.
Znowu włączyła jakiś artykuł. Czy oni wszyscy mogą się mylić? Złapała za kieliszek i upiła trochę wina. Jednocześnie nie dawała wyszukiwarce za wygraną, ale i chciała się trochę otępić. Chciała przestać myśleć, uspokoić się, zrelaksować. Problem był jednak taki, że nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Maannguaq aż podskoczyła, prawie rozlewając wino. Przeklęła głośno. Zdjęła laptopa z kolan, wcześniej zmieniając kartę przeglądarki, aby nieco przyciszyć piosenkę. Odstawiła kieliszek, a następnie powoli podeszła do drzwi. Spojrzała przez judasza. Ups. Wzięła głęboki wdech, po czym otworzyła drzwi.
- No proszę, proszę. Już ci lepiej? - spytała nieco ironicznie z uniesionymi brwiami i delikatnym uśmiechem.
Nie była najgorszym kłamcą. Umiała nieźle udawać. Przecież zataiła przed przełożonymi, że na jej rozkaz rozstrzelano paręnaście w sumie niewinnych osób.
Przypominając sobie o tym, uświadomiła sobie, że chyba wcale nie jest lepsza niż Larson. Czy tam Lee. Ale jej nikt nie poszukiwał.
Machnęła ręką w zapraszającym geście i przeszła do kuchni. Oparła się łokciami o blat i z uwagą przyjrzała mężczyźnie.
- Fatalnie wyglądasz - mruknęła z niewymuszonym rozbawieniem, kiedy tak mu się przyjrzała już w lepszym świetle - Co u ciebie? Mogłeś uprzedzić, że wpadniesz.
Na tym etapie odnosiła wrażenie, że chyba łatwiej jej było jednak udawać, że nie zna jego prawdziwej tożsamości, niż udawać, że nie ma mu za złe ostatniego spotkania.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 2:58 am
 Nie przyszedł do niej ze złymi zamiarami, nie chciał jej skrzywdzić. Chciał po prostu wiedzieć; sprawdzić, czy jej nastawienie uległo zmianie, czy ton jej głosu był inny, mniej pewny. Czy będzie patrzyć na niego inaczej niż zwykle; czy wpuści do mieszkania. Miał zamiar spojrzeć jej w oczy i wyłapać cokolwiek odchodzącego od normy, cokolwiek, co wskazywałby na wiedzę większą niż dotychczas.
  Dalej zamierzał się od niej odciąć, zakończyć to wszystko i nigdy więcej z nią nie kontaktować. Najpierw jednak, nim to zrobi, musiał mieć pewność, że nic nie wie — po to, by wszystkie te głosy wreszcie ucichły, by dały mu spokój i więcej nie wzbudzały wątpliwości.
  Ogarnął spojrzeniem twarz kobiety, gdy ta wyłoniła się zza drzwi. Jego własna była pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu.
 — Nie wiem. Jest? — rzucił pod nosem z dziwnym przekąsem, zupełnie do niego niepodobnym. Winą była irytacja spowodowana małą dawką snu, jak i ciągnąca się za każdym jego krokiem paranoja; przekroczył próg jej mieszkania, zdejmując tylko buty.
Fatalnie wyglądasz.
 Stojąc w miejscu, metr od stołu, przekrzywił głowę w bok, a sam podniósł brwi, jakby w ironicznym geście. Nie wiedział, jak wygląda — nie miał lustra. Domyślał się jednak.
 Utrzymał na niej wzrok jeszcze przez dłuższą chwilę bez odpowiedzi, przyglądając się jej bacznie. Po tym spojrzał w bok, na drzwi balkonowe.
 — Dużo myślałem — powiedział, ale nie było to wstępem do dalszej części wypowiedzi; po prostu myślał, jakby była to jedyna rzecz, która ostatnio się u niego działa. I rzeczywiście, była to prawda.
 Zbliżył się do stołu, do krzesła, przy którym siedział podczas Wigilii, a która teraz wydawała się aż nazbyt odległa. Zniżył spojrzenie na mebel i złapał za oparcie obiema dłońmi, przemierzając nimi przez jego szerokość, jakby coś sprawdzając. Zatrzymał ręce i podniósł wzrok na Maannguaq.
 — Nie jesteś zła? — spytał, nawiązując do ich spotkania, kiedy to nie zachował się szczególnie uprzejmie.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 3:21 am
Prychnęła jedynie na jego odpowiedź, kiedy stali w drzwiach.
- I coś wymyśliłeś? - spytała w końcu, niby z zainteresowaniem, chociaż wciąż nie wyzbyła się ironii z głosu.
Nie do końca wiedziała, do czego zmierzała ta rozmowa. Wciąż te słynne dwa wilki w niej walczyły ze sobą - jeden chciał wpakować Samuela do więzienia, drugi wręcz przeciwnie. Na razie miała wrażenie, że drugi wygrywał. Do tego stopnia, że najchętniej wymazałaby z pamięci to, czego się dowiedziała. Na chuj jej to było? Jak niewiele mogło sprawić, że opinia o innym człowieku mogła się obrócić o 180 stopni.
- Trochę jestem - przyznała otwarcie - Znaczy, nie wątpię, że miałeś jakiś powód do tego. Ale tak jak i wtedy tak i teraz nie będę wnikać.
Wzruszyła ramionami. Ciekawa była, czy sam z siebie coś powie, czy po prostu tak to zostawią. Wyprostowała się i poprawiła koszulkę, którą miała na sobie. Z oczywistych przyczyn odnosiła wrażenie, że dosłownie każdy jej ruch, nawet mruganie oczami, były teraz podejrzane i mogły ją wydać. Pytanie tylko, czy jej rozmówca w ogóle chciał coś zauważyć w jej zachowaniu, czy po prostu czegokolwiek by teraz nie zrobiła, wydawałoby mu się to naturalne.
Zastanawiał ją także powód niespodziewanych odwiedzin.
- Przyszedłeś tylko po to, by spytać o mój nastrój?
Trzymając dłonie na stole, zaczęła je nieco nerwowo zaciskać i rozluźniać. Kiedy przyłapała się na tym, z wymuszoną twarzą pokerzysty przeszła się do salonu, skąd wzięła gumkę do włosów. Wróciła do stołu, usiadła przy nim i zaczęła sobie na szybko zaplatać warkocz. Chciała mieć pewność, że jakieś niespodziewane odruchy rąk nie będą wydawały się podejrzane.
- Chcesz kawy, herbaty, albo coś?
Uprzejma jak zawsze.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 4:33 am


Ostatnio zmieniony przez Samuel Larson dnia Nie Sty 10, 2021 9:22 am, w całości zmieniany 1 raz
w imię ojca i syna, od teraz wszystkie ruchy obu postaci zostały wcześniej przedyskutowane



I coś wymyśliłeś?
 — Niewiele — mruknął w odpowiedzi, choć tego prawdą już nazwać nie mógł; przejechał kciukiem po gładkiej powierzchni oparcia i zabrał ręce z krzesła. Nie usiadł jednak, a stał dalej, wyczekując od niej odpowiedzi. Wydawała się spokojna. Nieskrępowana. Taka jak zwykle.
 Nie wytłumaczył się ani nie usprawiedliwił swoich ostatnich słów czy zachowania, pozostawił ją z tą samą niewiedzą co wcześniej. To, co się wtedy stało, nie było już ważne, przynajmniej dla niej — ani też to, co stało się kiedyś, lub to, co dopiero stanie.
 — Rozumiem. — I tyle. Przeszedł w bok, ukradkiem zerkając w stronę otwartych drzwi do sypialni, by upewnić się, że są sami. — Między innymi — odpowiedział krótko na jej pytanie o powód odwiedzin, nie patrząc na nią jednak, a utrzymując wzrok przed sobą. Stanął w miejscu i schował ręce do kieszeni, spojrzenie zatrzymując na choince. Był spokojniejszy niż zwykle, może aż nazbyt. Nienaturalnie spokojny.
 Spojrzał na nią przez ramię.
 — Kawę. — Uśmiechnął się, ale uśmiech ten nie był zabarwiony uprzejmością czy rozbawieniem, bardziej smutny. Trochę niepokojący, mogłaby stwierdzić osoba, która wiedziała, jak niewiele się uśmiechał.
 Odmienna ekspresja na jego twarzy starła się jednak zaraz po tym, gdy zobaczył wstającą kobietę; usiadł na kanapie i rozejrzał krótko po pomieszczeniu, a wzrok, który w czasie drogi na drugą stronę pokoju przemierzył przez ekran laptopa, zatrzymał się na nim nagle. Zerknął w bok, na Maannguaq, by upewnić się, że ta jest odwrócona do niego plecami, po czym nachylił nieznacznie do przodu. Przyjrzał się nazwie otwartego artykułu i wyciągnął rękę w stronę laptopa, aby za pomocą touchpada zmienić kartę.
 Wstrzymał powietrze, a ręka zamarła mu w powietrzu. Rozwarł usta delikatnie, jakby nie dowierzając, że to, jak się przy nim zachowywała, było jedną wielką próbą zmylenia go; zachowanie, które wydało mu się w jej przypadku naturalne, okazało się kłamstwem, któremu uwierzył — lub któremu zaciekle chciał uwierzyć.
 Ze spokojem zamknął laptopa i odwrócił spojrzenie w stronę kobiety. Jak bardzo bezmyślna musiała być, zostawiając w jego obecności coś tak obciążającego? A może miał to znaleźć? Może o to właśnie chodziło?
 Przyglądał się jej przez kilka krótkich chwil, jakby oceniająco, po czym wstał; zmierzał w jej stronę. Powolnym i cichym ruchem złapał za stojącą na stole ceramiczną doniczkę, by bez chwili namysłu się nią zamachnąć i z mocnym uderzeniem trafić w głowę kobiety. Korzystając na jej dezorientacji, momentalnie schwytał ją za wcześniej zaplecionego warkocza i okręcił wokół dłoni, teraz już bez bandażu. Zmusił ją do pochylenia się w dół, tym zginając jej ciało. Szybkim ruchem nogi uderzył ją kolanem w brzuch, następnie zarzucając nią na podłogę; spojrzał na kobietę z góry, ale bez wyższości, raczej ze zrezygnowaniem i irytacją jednocześnie. Sięgnął ręką w stronę kabury z nożem.
 — Masz mnie za głupca?
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 5:12 am


Ostatnio zmieniony przez Maannguaq Thorleifsen dnia Nie Sty 10, 2021 1:03 pm, w całości zmieniany 1 raz
Tak jak obiecała - nie wnikała. Delikatnie jednak podirytował ją fakt, że nic nie wyjaśnił, nawet bez szczegółów, ani nie przeprosił. Jego odpowiedzi były strasznie krótkie, niby jak zawsze. Była pewna, że przywykła do jego charakteru. To, że czasem ją wkurwiał, to była inna sprawa.
Na wspomnienie o kawie, kiwnęła głową i zajęła się przyrządzaniem jej. Już sięgała do szafki po kubek, kiedy to poczuła silne uderzenie w tył głowy. Siła uderzenia automatycznie położyła ją na blacie, którego otumaniona próbowała się przytrzymać. Reszta, miała wrażenie, że poszła bardzo szybko. Przez pierwszy atak na początku nie zarejestrowała niczego więcej niż ból głowy, później brzucha, a następnie całego ciała. Parę długich sekund zajął jej powrót do rzeczywistości, jakiekolwiek uświadomienie sobie co się stało. Zamrugała, próbując wyostrzyć rozmazaną rzeczywistość.
- Pojebało cię?! - warknęła, powoli próbując się podnieść.
Nie rozumiała, skąd ten atak. Skąd przypuszczenie, że uważała go za głupiego. Olśniło ją po kolejnych paru sekundach - kiedy zauważyła wyłączonego laptopa. On widział. On wiedział.
- Jakbym chciała cię wsypać, to już byś dawno był w pierdlu, nie uważasz?
Nie musiał wiedzieć, że jeszcze się wahała. Chociaż i tak przeważały myśli na jego korzyść. Przynajmniej do teraz.
Kiedy był już bliżej niej, złapała za stojący na stoliku kieliszek i obróciła się szybko, wylewając zawartość na twarz mężczyzny. Moment oślepienia wykorzystała, by wstać i uderzyć go pięścią w twarz - od frontu. Albo raczej prawie od frontu, bo zakręciło jej się w głowie i wyprowadzony cios był średniej jakości. Kolejne dwa - jeden od boku, drugi od dołu - były lepsze. Kopnęła go jeszcze, próbując przewrócić, jednak nie sprawdziła rzeczywistego skutku, bo od razu obróciła się i ruszyła w kierunku sypialni po pistolet. On miał ze sobą nóż (ironicznie chyba nawet ten sam, co go kupowali podczas pierwszego spotkania...), a że ona prawdopodobnie była gorsza w bezpośrednie starcia, postanowiła dostać się do czegoś, co da jej przewagę. Była świadoma swoich słabości, które i tak chciała kiedyś zmniejszyć. Teraz jednak potrzebowała w ogóle do tego "kiedyś" dotrwać.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 10:59 am
 Owszem, mógł zaatakować ją nożem już na początku, zamiast się bawić i ryzykować jej defensywą. Mógł, ale tego nie zrobił, a nie zrobił tego z tego samego powodu, dla którego i teraz zwlekał z wyjęciem go. Po prostu nie chciał. O ile był w stanie ją uderzyć, o tyle nie mógł zmusić swoich kończyn do zadania jej poważniejszych ran. A przecież musiał; wiedziała, a jej wiedza była dla niego zbyt dużym ryzykiem.
 — To nic nie zmienia. — Zastanawiał się przez ten czas niejeden raz, dlaczego pod jego drzwiami dalej nie zjawiła się policja — dlaczego po dziś dzień był w stanie swobodnie przemieścić się po mieście, zamiast uciekać i chować się po rynsztokach. Nie było to jednak ważne, ważnym natomiast było wykorzystanie tej okazji i niedopuszczenie, by na tym właśnie się skończyło — na ponownym uciekaniu.
 Wybrała sobie naprawdę złą osobę do przejawów ciekawości.
 Wyjął nóż, ale nim zdążył zrobić z niego użytek, poczuł ociekającą po jego twarzy ciecz, która nie tylko go zdezorientowała, ale przez pierwszą chwilę odebrała możliwość rozeznania się w położeniu kobiety. Otworzył oczy i zamrugał nimi szybko, wtedy też dostając pięścią w jedno z nich, potem w bok i w szczękę. Ręce miał przy sobie, nie próbował nawet bronić, po prostu stał i czekał, a gdy poczuł odpychające uderzenie, niemalże stracił równowagę. Przytrzymanie się bokiem pięści o ścianę uchroniło go jednak od upadnięcia na podłogę; przetarł mokrą twarz otwartą dłonią i spojrzał w kierunku oddalającej się kobiety. Poszedł za nią. Jedną gałkę oczną, tę, w którą dostał, miał zaczerwienioną.
 Nie popełniał teraz błędu, błąd popełnił, zadając się z nią. Wpuszczając ją do swojego domu, dając jej karmić i przyjmując prezent. Już za późno, usłyszał i zgodził. Było za późno, by to wszystko cofnąć; jedyne, co mógł zrobić, to nie doprowadzić do najgorszego ze scenariuszy.
 Przyspieszył kroku zaraz przy wejściu do sypialni, by po tym z niewielkiego rozbiegu podnieść nogę do góry i kopnąć kobietę w plecy. Gdy ta leżała twarzą do podłogi, w dosyć szybkim tempie usiadł na niej okrakiem, jedną dłonią przygwoździł jej ręce do pleców, a drugą zaczął dusić, zaciskając jej szyję pomiędzy swoim stawem łokciowym. Zacisnął wargi, wyginając jej ciało do tyłu; nóż leżał teraz obok niego, na podłodze. Przycisnął do jej ciała i unieruchomionych dłoni kolano, a sam sięgnął po broń. Rozluźnił uścisk na szyi i obrócił ją twarzą do góry, w swoją stronę. Kosmyki włosów osłaniały mu część twarzy — czapka spadła mu podczas uderzeń w twarz.
 Nie czekając, zamachnął się nożem i wycelował w jej twarz.
 Ostrze trafiło w panele zaraz obok niej. Zdziwiony, ale jeszcze niezdezorientowany, wyjął je z rozmachem i uniósł rękę ponownie, by po chwili znowu wycelować w Maannguaq; ostrze wbiło się w podłogę nad jej głową. Zmarszczył brwi, na jego twarzy pojawił się gniew. Szaleńczymi ruchami zaczął raz za razem celować w jej twarz, szyję, ramiona, za każdym jednak razem nóż nie trafiał tam, gdzie miał. Zdyszany, z ręką i bronią w powietrzu, wpatrywał się w kobietę, jakby zastanawiając się, jakich sztuczek używa.
 Nie używała żadnych.
 To on nie potrafił jej zabić.
 Uścisk dłoni, którą trzymał jej ręce, rozluźnił się nieznacznie.
 Nie rozumiał.
Zrobiła z ciebie nie tylko głupca, ale i osłabiła; zabij ją.
 — Nie mogę — wydyszał cicho w odpowiedzi na rozlegający się w głowie głos, zaskoczony dalej wpatrując się w jej twarz. Przypomniał sobie jej szczery uśmiech, gdy zaledwie kilka dni temu nieświadomemu wciskała mu sfermentowany tłuszcz foki, zapach szalika, którym go obdarowała; to, jak zawiązała mu bandaż. Jak głaskała po włosach, kiedy był przerażony.
 Był słaby, na ciele i duchu, ale nie przez nią. Był słaby, bo po prostu taki się urodził; bo wszystkie te morderstwa, wszystkie te okaleczenia nie były czymś, do czego kiedykolwiek chciał dopuścić.
 Wstał z niej powoli i uwolnił jej ręce z uścisku. Oddalił się na kilka kroków do tyłu i zatrzymał w progu drzwi; jego twarz wydawała się przerażona i zaskoczona, oczy jednak miał puste. Nie rozumiał samego siebie, nie rozumiał, jakim cudem znalazł się w tej sytuacji, co doprowadziło do tego, by stał się taki, a nie inny.
 Zerknął na dłoń, w której trzymał nóż. Gdy ponownie przeniósł wzrok na kobietę, jego oczy stały się nagle świadome, w jednej chwili uwolnione od tego, co dręczyło go przez kilka ostatnich dni.
 Miał dość.
 Miał dość.
 Miał dość.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 2:02 pm
Od sofy, na której leżał jej mundur, a wraz z nim cały ekwipunek policjanta, dzieliło ją jeszcze parę metrów. Przebyła je szybciej niż myślała - uderzenie w plecy skutecznie jej w tym pomogło. Nie zdążyła jednak nawet sięgnąć po pistolet. Kiedy Samuel ją trzymał, wciąż próbowała się wyrwać, jakkolwiek odsunąć go od siebie, jednak po chwili znowu zaliczyła bliskie spotkanie z podłogą. Nie była w stanie sprawdzić, co się dzieje - przez ciężar kolana na swoich plecach wiedziała tylko, że wciąż tam był.
Chwilę później leżała już na plecach. Z przerażeniem w oczach spojrzała na twarz Kanadyjczyka. Ufała mu. Traktowała trochę jak rodzinę ze względu na to, że już się tyle znali, niejednokrotnie sobie pomagali. I oboje nie mieli żadnego krewnego przy sobie. Taka sytuacja była gorsza niż jakby po prostu napadł ją ktoś obcy na mieście.
Szybko dostrzegła, że mężczyzna podniósł nóż.
- Nie! - krzyknęła, odruchowo zamykając oczy i wstrzymując oddech.
Czy to już? Czy już nie żyła? Czy śmierć była taka bezbolesna?
Maannguaq nie miała pojęcia co się dzieje, słyszała jedynie kolejne uderzenia o podłogę. Bała się otworzyć oczy, jakby w obawie, że zobaczy ciemność albo niepokojącą, oślepiającą jasność.
Zrobiła to dopiero chwilę po tym jak usłyszała głos Larsona. Kiedy podnosił się. Jednocześnie wzięła głęboki wdech - przez cały ten czas nie oddychała - a dalej powietrze nabierała bardzo głośno i nieregularnie. Jakim cudem wciąż żyła? Czy jednak właśnie odchodziła z tego świata a resztki jej wyobraźni pracowały?
Przekręciła się na bok i dźwignęła górną część ciała na rękach. Spojrzała na Samuela. Po jej ciele przeszedł dreszcz, po którym zaczęła się trząść a po policzkach spłynęły łzy. Bała się, tak bardzo się bała. Nigdy nie była tak blisko śmierci - nawet w wojsku nic nie zagroziło jej bezpieczeństwu tak bardzo jak mężczyzna, który teraz z nożem stał przy drzwiach.
Grenlandka wielokrotnie sama zabiła albo wydała rozkaz zabicia kogoś podczas swojej służby wojskowej. Robiła to już prawie, że automatycznie i bez wyrzutów sumienia - w końcu wszystko to miało służyć wyższym celom. Zawsze był jakiś powód. Pewnego rodzaju hipokryzją więc było, że sama tak bardzo obawiała się śmierci. Z drugiej strony wierzyła, że śmierć wyznaczonych przez nią jednostek przedłuży jej własne życie: w końcu będąc martwymi nie będą mogli zrobić jej nic złego.
Ale wyglądało na to, że od tego był Samuel.
Korzystając z odległości, jaka się między nimi wytworzyła, Maannguaq przeczołgała się pod kaloryfer. Usiadła przy nim, opierając się o niego plecami i z trudem (spowodowanym bólem brzucha) podciągając kolana pod brodę. Oddychała bardzo szybko i głośno, dalej się trzęsła i dalej płakała. Położyła sobie dłonie na głowie, jakby chcąc ją osłonić przed czymś. Mocno wplotła palce we włosy, próbując samej sobie uświadomić, że wciąż tu jest, że poczuje też ten nowy ból. Nie rozumiała reakcji swojego ciała ale nie miała też sposobności do analizy swojego zachowania w tym momencie.
W tym dziwnym szale dostrzegła wystający spod ubrań pistolet. Szybko sięgnęła po niego, jeszcze raz sobie uświadamiając, że przeciwnik wciąż jest w pomieszczeniu i wciąż mógł spróbować pozbyć się jej z tego świata. Wyciągnęła więc broń, którą odbezpieczyła jednocześnie celując w Kanadyjczyka.
- Idź stąd... - wydukała cicho, próbując ustabilizować wyciągnięte przed siebie ręce - Odejdź!
Ostatnie słowo wypowiedziała głośno i agresywnie, jak zaklęcie, które miało sprawić, że Samuel zniknie. Z tego mieszkania, z okolicy, z jej życia i wspomnień. Tego właśnie chciała. Ale tak samo jak właśnie nie zniknął magicznie sprzed jej oczu, wiedziała, że i reszta się nie spełni.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 3:54 pm


Ostatnio zmieniony przez Samuel Larson dnia Nie Sty 10, 2021 6:12 pm, w całości zmieniany 1 raz
 W którym momencie życia stał się tym, kim był teraz? W dniu, w którym przeszedł przez te prześladujące go w snach drzwi opiekuna — drzwi, za którymi wydarzyło się coś potwornego, coś, co splamiło jego dłonie krwią już do ostatniego w jego życiu wdechu — czy może już w sierocińcu, kiedy chował się po kątach, pod pościelą i łóżkiem? Gdy wszyscy dookoła toczyli o niego walkę, jakby nie był człowiekiem, a zabawką, marionetką, za sznurki której pociągali wszyscy, tylko nie on sam. Zaborcza matka, wystawiająca go na poczucie niebezpieczeństwa i braku stabilności, opiekun, który odebrał mu niewinność i ufność, czy ojciec, alkoholik i oprawca — osoba będąca głównym powodem, przez który musiał porzucić swoje dotychczasowe życie, a przez który też zamierzano postawić go przed sądem i wsadzić do więzienia, za kratki. Po raz kolejny, jeśli liczyć dom dziecka, do którego to i przez niego trafił.
 Kącik ust mu drgnął — uniósł się do góry, niczym niekontrolowany tik nerwowy, przymrużając mu powiekę i wywołując ból w uszkodzonej szczęce — a wszystko to na widok płynących po policzkach kobiety łez. Palce zaczęły nerwowo zaciskać i rozluźniać się na rękojeści noża, choć, co bardziej niepokojące, ogarniał go spokój, pomimo nieadekwatnej do tego ekspresji. Serce biło mu miarowo, może nieznacznie przyspieszone przez wysiłek; oddech miał zrównoważony.
 Powinien być wściekły, na nią lub na siebie. Smutny, przerażony, spanikowany — ale nie czuł nic. Chciał poczuć cokolwiek, coś, co wskazywałoby na to, że żałował lub wręcz przeciwnie; jakiekolwiek emocje, które wyparłyby tę ciążącą na nim pustkę.
 Obserwował, jak Maannguaq zbliżyła się do kaloryfera, sam nie mogąc ruszyć się z miejsca. Powinien wyjść. Opuścić jej mieszkanie i zniknąć, zatrzeć po sobie jakiekolwiek ślady, jakoby kiedyś znajdował się w tym mieście.
 Ale nie mógł spuścić z niej wzroku. Płakała, trzęsła się i osłaniała. Nie rozumiał. Nie tylko siebie, ale i jej; szczerze mówiąc, nikogo nie rozumiał. Całe jego życie polegało jedynie na domysłach, które mogły być prawdą lub nie. Nie wiedział, kiedy się uśmiechać, kiedy okazać skruchę. Znał tylko gniew i strach — i nieustającą, pożerającą go od wewnątrz obojętność.
 Pistolet.
Idź stąd… Odejdź!
 Ekspresja na jego twarzy zdążyła już zmienić się w brak zainteresowania, prawdopodobnie wtedy, gdy kobieta znalazła się pod ścianą. Stał przez chwilę bez słowa, po czym odwrócił się na pięcie, schował nóż i zamknął za sobą drzwi sypialni. Zapominając o czapce, wyszedł z mieszkania. Zatrzymał się przed drzwiami i odwrócił twarzą w ich stronę. Powolnym, jakimś dziwnie ceremonialnym ruchem położył na nich obie dłonie, by chwilę później, bez żadnego ostrzeżenia, walnąć w nie głową. Wrzasnął.
 Czuł ból. Nic poza tym.
 Uśmiechnął się pod nosem zrezygnowany, oderwał czoło do drzwi i odszedł.

z/t
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 5:40 pm
Jeszcze chwilę po tym jak opuścił sypialnię i zamknął drzwi, wciąż trzymała ręce z pistoletem wycelowanym w ich kierunku. Usłyszała dziwne łupnięcie, którego się wystraszyła, na szczęście nie wystrzeliwując pocisku. Zabezpieczyła broń i odłożyła obok siebie, jednak przez kolejne godziny nie przemieściła się zbytnio. Chociaż czas mijał, dalej trzęsła się, płakała, zaczęła krzyczeć w pościel znajdującego się obok niej łóżka. W ten sposób też zasnęła.
Obudziła się po paru godzinach, tylko dlatego, że zadzwonił jej telefon. Wystraszył ją tak bardzo, że od razu złapała za pistolet i wycelowała w drzwi. Ale nikogo nie było. Ostrożnie podeszła do nich i powoli uchyliła, wystawiając głowę. Dalej nikogo. Na palcach przeszła do drzwi wyjściowych i zamknęła, nie spuszczając wzroku z reszty mieszkania.
- Wiem, że tu jesteś - syknęła.
Trzymając się lewą ręką za brzuch, a w prawej trzymając broń, trzy razy zajrzała do każdego z pomieszczeń, w każdym zostawiając włączone światło. Na pewno gdzieś się chował, przecież po tym jak prawie ją zabił nie wyszedłby tak po prostu... Do jego czapki leżącej na podłodze podeszła bardzo powoli, jakby widziała w niej węża, który może ugryźć. Albo jakby było jakiekolwiek logiczne wytłumaczenie na to, że Samuel osobiście był pod nią schowany i miał zaraz się objawić. Z tego powodu Maannguaq nie zbliżyła się do przedmiotu na bliżej niż metr. Za to przez prawie dziesięć minut stała nieruchomo i obserwowała. Jak można było się domyślić - dosłownie nic się nie stało.
Może by tak tkwiła dłużej, gdyby nie usłyszała kroków na korytarzu. W panice podeszła najszybciej jak mogła do lodówki, przytulając się do niej plecami. Wychyliła część twarzy za róg, obserwując wejście. Kroki ucichły. Usłyszała zamykanie drzwi gdzieś daleko. Sąsiad. A może jednak Samuel? Ale przecież Samuel był tutaj, u niej, przecież tutaj była jego czapka, pod którą się chował!
- A więc tak chcesz się bawić.
Przez ból w brzuchu Inuitka zażyła leki przeciwbólowe. Więcej niż powinna, nie przeczytała ulotki, "na oko". Wyjęła z szafki alkohol i usiadła w "bezpiecznej odległości" od czapki. I tak siedziała, piła i obserwowała. W końcu wyjdzie. A wtedy go zastrzeli. Koło niej wciąż leżał pistolet.

Ciężko opisać, co się dalej musiało dziać. Nie pamięta, ile razy płakała, wymiotowała do zlewu, zasypiała. Ile razy miała wrażenie, że teraz naprawdę umiera. Ile razy miała zwidy, w które rzucała przedmiotami. Pewne było tylko, że na którymś etapie napisała do Kristiana - kolegi-policjanta, z którym dzieliła historię przybycia do Riverdale. Kazała mu przyjechać, nawet drzwi udało jej się otworzyć.

Ale świadomość odzyskała dopiero w szpitalu. Zrobiono jej prześwietlenie, otrzymała leki i zakaz spożywania alkoholu. Dobre sobie. Skłamała Kristianowi co do przyczyny jej zachowania i jego skutków. Impreza była. Popili za dużo. Wszystko jest ok.

Szpital miał to do siebie, że czuła się w nim bezpieczniej niż w mieszkaniu. Jednak nie mogła tam zostać. Chciała wrócić do pracy, ale - oczywiście - zwolnienie. Inni by się cieszyli, a ona chciała móc wrócić do wykonywania swoich zadań i poniekąd odmóżdżenia się. W pracy nie miała tyle czasu na myślenie.
Kiedy wróciła do domu, pierwsze co zrobiła, to rozejrzenie się po pomieszczeniach. Zarówno czapka jak i plama po winie znajdywały się w tym samym miejscu co przed jej wyjściem. Tego drugiego już raczej nie usunie. Przedmiotu natomiast dalej bała się dotknąć i kiedy spędzała czas w salonie, obchodziła go szerokim łukiem. Znalazła pistolet w tej szafce, o której wspominał kolega. Wolała wiedzieć, gdzie był.
Przebłysk świadomości sprawił, że Grenlandka zadzwoniła do psychologa, który miał jej pomóc anonimowo. W połowie rozmowy rozłączyła się. Pierdoliła taką robotę. Sama sobie poradzi.

Z czasem wszystko zaczynało wracać do normy. Poza faktem, że dalej bała się tej pieprzonej czapki, reagowała na każdy podejrzany dźwięk, wieczorem zapalała światło w każdym pomieszczeniu i prawie nic nie jadła. Większość czasu katowała się agresywną muzyką, która podobną agresję zaszczepiała w niej samej. Zawsze czuła taką potrzebę najebania komuś czy dopiero teraz? Okropnie nudziło jej się w domu, ale jednocześnie nie chciała go opuszczać. Wciąż miała obawy. On gdzieś tam mógł być. Spanikowana nawet w swoim własnym mieszkaniu w każdym materiale odbijającym obraz doszukiwała się kogoś za sobą. Czy to mycie zębów przed lustrem, czy wyglądanie przez okno, czy nawet korzystanie z telefonu. W innych sytuacjach co jakiś czas nerwowo rozglądała się.

Jej dni opierały się teraz głównie na śnie, w dużej mierze wymuszonym lekami. Chciała po prostu skończyć ten cudowny urlop i wrócić do pracy. Bez wątpienia dla niej miał być to najlepszy sposób na powrót "do siebie". Pytanie tylko, czy był to najlepszy pomysł, jeśli brać pod uwagę dobro społeczeństwa.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 8:43 pm
 Policja się nie zjawiła; nikt nie przyszedł go skuć, nikt o nic nie oskarżył, nikt też nie wsadził do radiowozu. Na to przecież czekał; ułatwiał im zadanie, siedząc w domu w stanie tak żałosnym, że nie stawiałby nawet oporu. Wcześniej mając tak silny instynkt samozachowawczy, tak wielką wolę przetrwania, teraz się poddał i zamierzał oddać w jakiekolwiek ręce, te, które pierwsze po niego sięgną.
 Godziny jednak mijały, wraz z nimi dni, a do jego drzwi nadal nikt nie zapukał. Nie rozumiał. Nie wierzył, by kobieta nikomu o tym nie powiedziała. To nie miało sensu, nawet dla niego. Celowała w niego, chciała postrzelić, bała się. Płakała. I nic.
 Nie pasowało to do niej. Nic do siebie w tej sytuacji do siebie nie pasowało. Wszystko odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, zmuszając go do dostosowania się do zupełnie innych okoliczności, z którymi nie miał nigdy wcześniej styczności; z którymi nie wiedział, jak się obchodzić. Nie wiedział już, komu wierzyć, komu ufać. Nie wiedział też, czy nadal może ufać samemu sobie.
 Spojrzał na swoje knykcie, na których to zaczęły pojawiać się strupy. Siedział na krześle z podciągniętą jedną nogą na siedzenie, sam mebel ustawiając zaraz przed drzwiami. Tak jak od pierwszego dnia, dalej czekał.
Spaprałeś robotę.
 — Zamknij się. — Zacisnął okaleczoną dłoń w pięść i oparł o kolano. Wzrok przeniósł przed siebie, na drzwi.
Zabiorą cię. Zabiorą tam, skąd już nie uciekniesz. Zabiorą i cię znajdzie. Zawsze cię znajduje. Nie ukryjesz się. Nie przed nim.
 — Zamknij… — urwał. Głos mu się załamał.
Pamiętasz jego oczy? Pamiętasz, jak ulatywało z niego życie?
 Pochylił się i wplótł palce we włosy.
Laz.
Laz.
Laz.
Pamiętasz jego ostatnie słowa?
 — Przestań. Proszę.
Ciebie lubił najbardziej.
 — UCISZ SIĘ, TY PIERDOLONY ZASRAŃCU — wrzasnął, stając momentalnie z krzesła i ciskając nim w bliżej nieokreślony punkt; drewniany blat, w który trafił rzucony mebel, zarysował się. Dyszał, wzburzony. Brwi miał zmarszczone, oczy wytrzeszczone, a mięśnie napięte. Jego palce wyglądały teraz jak pazury dzikiego zwierzęcia, a żyły na dłoni uwydatniły się jeszcze mocniej niż zwykle.
 Głos ucichł.
 Złapał się za głowę i upadł na kolana. Ramiona zaczęły się trząść.
 — Nie chcę już uciekać — wyszeptał.

Co jeśli naprawdę czytał ci wtedy w myślach? Wszystko wyczytał, nie tylko to jedno pytanie. Wie, jaki zepsuty jesteś. Laz. Zgnijesz. Dobij się. Dobij się tak, jak dobija się konie.
 Leżał bezwładnie na łóżku, przedramię lewej ręki oparte miał o czoło. Wpatrywał się w sufit nieobecnym wzrokiem, zrezygnowany i bez nadziei na cokolwiek. Obok głowy leżały dwie ostatnie tabletki.
Ona czeka. Nie nasłała na ciebie policji, bo sama chce się odpłacić. Pięknym za nadobne. Idź do niej. Daj się jej dobić. Jesteś za słaby nawet na to, żeby zrobić to sam.
 Flegmatycznym ruchem chwycił za tabletkę i włożył ją sobie do ust. Przegryzł ją. Gorzki posmak rozlał się po całych ustach.
Twój przyjaciel z lustra o ciebie pytał. Chce zamienić się miejscami.
 Zakrztusił się nagle, gdy niedogryzione odłamki tabletki wpadły do gardła. Podniósł się do siadu i, łapiąc za gardło, zaczął kaszleć. Wypluł to, co był w stanie, po tym bezsilnie opadając plecami z powrotem na materac.

 W głowie wciąż miał słowa Casimira, nawet jeśli bezlitosne. Próbował myśleć o nich podczas przerw, kiedy to jego głowa była pusta i w jego własnym władaniu. Było to jednak o tyle utrudnione, że obecnie nie potrafił skupić się na wyciąganiu najprostszych wniosków; był zagubiony w czasie i przestrzeni, nie wiedział, jaki dzień tygodnia jest, a pory dnia wyznaczało mu słońce — lub jego brak. Zdziczał.
 Kucał przed szafką, brodą opierając się o blat. Łokcie tak samo oparte miał na jego powierzchni, a w palcach obracał ostatnią tabletkę. Wpatrywał się w nią beznamiętnie. Robił to już od dobrych dziesięciu minut.
 W końcu wyprostował się i schował ją do kieszeni spodni. Wyszedł z mieszkania.
 Gorzej już być nie mogło.

 Znowu ten sam dystrykt, znowu drzwi Maannguaq. Stał przed nimi tak długo, że stracił już rachubę — choć, szczerze powiedziawszy, mogło być to tak samo pół godziny, jak tylko pięć minut. Spojrzał na boki. Pusto. Mógł jeszcze odejść. Odejść i nie pokazywać się jej w tym stanie — z obitym okiem, bandażem wokół głowy, twarzą ducha i widocznym brakiem chęci do oddychania. Jeśli kiedyś uważała, że wyglądał fatalnie, teraz mogła go równie dobrze pomylić z nieboszczykiem.
 Podniósł rękę i zadzwonił do drzwi.
 Cokolwiek miało się teraz stać, nie będzie się sprzeciwiał.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Maannguaq
Nie Sty 10, 2021 10:13 pm
mood piosenka

Mijała już chyba trzecia czy czwarta godzina, odkąd usiadła na podłodze w salonie. W kącie, bo tam czuła się bezpiecznie - nikt nie mógł jej zajść od tyłu. Chociaż było popołudnie, ściemniało się już, w związku z czym tradycyjnie zapaliła wszystkie światła i świeczki. Agresywna muzyka - te same 10 piosenek w kółko. Wszystkie o nienawiści, śmierci, władzy. Wszystkie głośno wydobywające się z jej laptopa ustawionego na stoliku. Tego samego laptopa, który tydzień temu zdradził to, co wiedziała. Piosenki natomiast od pewnego momentu zaczęły działać niczym hipnoza - co raz bardziej zaczynały docierać do niej słowa, jednocześnie oddziałując na jej samopoczucie, a nawet rytm bicia serca. Znów poczuła się zestresowana i jakby pod wpływem adrenaliny. W środku roznosiło ją, jednak ciało wciąż potrzebowało regeneracji z pomocą przepisanych w szpitalu leków. Nienawidziła siebie za to, że chciała wrócić na służbę, a w tym samym czasie bała się i siedziała w kącie.
Zmieniła się piosenka. Które to już okrążenie? Nie wnikała.
Don't try to change me
Leave me alone now

Z nienawiścią popatrzyła na przedmiot zostawiony przez Samuela. Przez cały tydzień nietknięty, obchodzony z dystansem. A mężczyzna wciąż się nie pojawił, nie wyszedł magicznie spod niego.
I will not swerve from
My own ambition

W pewien sposób słowa piosenki zmotywowały ją do wstania. Bo czyż to nie było właśnie o czym śpiewał mężczyzna? Czy nie zboczyła właśnie od swoich ambicji? I to tylko dlatego, że ktoś ją zranił? Że oczekiwała czegoś równie nierealnego co wróżki i smoki?
Sięgnęła po pistolet z szafki i odbezpieczyła. Powoli zaczęła podchodzić do leżącej na podłodze czapki. On nie wróci. Jego pod nią nie ma. Resztki zdrowej świadomości wciąż co jakiś czas się odzywały. Ale broń na wszelki wypadek warto było mieć, prawda..?
Już chciała ukucnąć, dotknąć przedmiotu, pokazać sobie samej, że nie jest niczym strasznym, niczym zaklętym. Ale usłyszała dzwonek do drzwi. Jak poparzona odskoczyła od nakrycia głowy. Jednak?
Na palcach i nieco ugiętych kolanach ruszyła w kierunku wejścia. Pistolet razem z nią, w jej ręce. Spojrzenie przez judasza.
I'm loyal to my hate
Położyła sobie obie dłonie na ustach, by odruchowo nie krzyknąć. Spojrzała za siebie - na czapkę - i znów na drzwi. Jak to możliwe? Jak on mógł być w dwóch miejscach jednocześnie? Miała wrażenie, że odchodzi od zmysłów i w tym momencie właśnie powinna była sama sobie zapakować kulkę w łeb.
I will not swerve from
My own ambition

Nie mogła. Przecież była silniejsza niż to. W dodatku to przeklęte miasto wciąż czekało na zmiany, które chciała wprowadzić.
I'm loyal to my hate
Odłożyła pistolet na blacie w kuchni, za ekspresem, toteż ukryty był z wejściowego punktu widzenia. Sięgnęła po nóż. Miała to być szybka, cicha akcja. Wróciła do drzwi i drżącymi dłońmi otworzyła. Kilka sekund ciszy, napięta atmosfera, wymiana spojrzeń.
I'm loyal to my hate
Bez zastanowienia złapała Samuela za bluzę i zaskoczona tym, jak łatwo poszło, przycisnęła go do ściany zaraz obok, ale już w mieszkaniu. Nogą kopnęła drzwi, by te się zamknęły. Z tylnej kieszeni spodni wyjęła nóż, który przycisnęła mu do gardła. Była wściekła, rozsadzała ją niespożytkowana od tygodnia energia i chęć zemsty. Oddychała głośno i nierówno, kątem oka spojrzała na czapkę. Jest ich dwóch? Czy ten, którego właśnie przyciskała do ściany był widmem? Kolejne zwidy? Całe jej ciało drżało, co widać było najbardziej po ustach i dłoniach. Kolejne spojrzenie na czapkę. Coś ciepłego na jej dłoni. Nie mogąc ustabilizować rąk, nacięła skórę Kanadyjczyka, przez co na jej ręce pojawiła się jego krew.
I'm loyal to my hate
Nienawidziła go. Kłamstwo. Soczyste kłamstwo. Jednak nie, nie nienawidziła. Pomimo tego, co sobie wmawiała tyle czasu, nie mogła się z tym zgodzić. Dlatego zamiast to zakończyć - zniknąć jego, bądź to widmo i zaklętą czapkę - odskoczyła, z przerażeniem upuszczając nóż. Czyżby zamienili się rolami w tym teatrze, albo raczej cyrku?
Wycofała się w głąb kuchni. Stanęła tak, by móc szybko sięgnąć po skryty pistolet. Oddychała przez usta. Skonfrontowana z osobą winną jej starciu twarzą w twarz z jej największą fobią, czuła się, jakby to właśnie ta fobia stała przed nią. A, że Maannguaq sama miała na sumieniu podobne przestępstwa, zrozumiała chyba wreszcie hasło "karma wraca".
- Co ty tu robisz? Namyśliłeś się? Jednak możesz mnie zabić? Czy przyszedłeś spytać, czy się gniewam?
Chociaż z jej oczu znowu popłynęły łzy, ton głosu był podniesiony i ostry. Mógł jednak zauważyć, że co jakiś czas spoglądała w kierunku czapki. Tak, wciąż się bała, że spod niej wyskoczy.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach