Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Mieszkanie Samuela
Czw Gru 10, 2020 3:50 pm
First topic message reminder :

Mieszkanie Samuela



Kliknij na obrazek, by uzyskać dostęp do pełnego podglądu mieszkania.

Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Nie Gru 20, 2020 3:00 am
Dorośli to potrafią spierdolić dzieciom życie.
 Spojrzał na nią najpierw z lekkim niedowierzaniem, by po chwili się uśmiechnąć i zaśmiać cicho. Nie był pewien, skąd u niego taka reakcja, z jakiegoś powodu nagle go to rozśmieszyło, chociaż się z nią w tym zgadzał. Zastanawiało go jednak, czy próbowałaby usprawiedliwić go w ten sam sposób, gdyby dowiedziała się, do jakich rzeczy przyłożył rękę — czy może wtenczas stałby się jednym z tych złych dorosłych, zważając na to, ilu dzieciom zabrał ich rodziców, zabijając ich lub krzywdząc, następnie tym prowadząc ich do zamachu na własne życie.
 — Mogłaś uprzedzić, że przyjdziesz — mruknął cicho pod nosem w odpowiedzi na pajama-party, wiedząc, że takie pyskowanie nie skończyłoby się przy niej dobrze, tym bardziej po tym, jak ignorował jej wiadomości. Wtulił głowę bardziej w rękę i spojrzał na schnące na wieszaku ubrania, by zawiesić wzrok gdziekolwiek indziej niż na niej — nie chciał sprawdzać, czy go dosłyszała.
 Na stwierdzenie, że nic nie zrobi i ma siedzieć na miejscu, zrobił to, co kazała — czyli nic. Siedział, tak jak siedział, odwracając jedynie głowę w jej stronę. Zabrał ręce z blatu i zawiesił je w powietrzu, pod sobą, kiwając nimi lekko, jakby były cienkimi, wierzbowymi gałązkami. Przyglądał się temu, jak kobieta krzątała się pomiędzy blatami i przygotowywała jedzenie (to nie tak, że zaproponował to po to, by wykorzystać jej dobre serce i nakłonić do zrobienia tego za niego; naprawdę chciał zrobić jajecznicę), wsłuchując się w odgłosy rozbijanych jajek, a następnie cichego skwierczenia. Policzek tak przywarł mu do powierzchni blatu, że gdy tylko go od niego oderwie, zapewne zostanie na nim delikatnie czerwony ślad.
 Nie pamiętał, kiedy ostatnio ktoś gotował specjalnie dla niego. Nie pamiętał też, kiedy ktoś tak się o niego martwił, kiedy o niego dbał i tak czule ucałował w czoło. Zamrugał kilka razy powoli, ospale. Zamknął oczy, odpowiadając na jej pytania dotyczące talerzy i sztućców, a gdy ponownie je otworzył, jedzenie leżało już przed nim. Podniósł głowę i spojrzał na jajecznicę. Przełknął ślinę, czując, że nie da rady przepuścić tego przez gardło; zrobiło mu się niedobrze na samą myśl o jedzeniu, a unoszący się w pomieszczeniu zapach smażonych jajek wcale nie pomagał. Zacisnął usta na jej słowa, niespecjalnie chcąc ulec jej rozkazującemu tonowi.
Messerschmitt Me-210 prosi o zgodę na lądowanie.
 Podniósł na nią wzrok, nie wiedząc, jak to odebrać. Żartowała sobie? Co to miało być? Ile on miał lat? Naprawdę miała go za aż tak nieporadnego? Obolałe kolana nie robiły z niego niepełnosprawnego. Poza tym, to dalej kolana — nie ręce.
 Wpatrywał się w widelec beznamiętnie, by po chwili otworzyć usta i chwycić nimi za sztuciec. Przesunął wargami po jego podłużnych zębach, ani na chwilę nie spuszczając spojrzenia z kobiety. Odsunął się. W buzi wciąż miał jajecznicę. Nie mógł jej przełknąć, czując w gardle dziwny ucisk.
 W końcu, po krótkiej chwili, zauważyć można było, jak przez gardło przechodzi mu widoczna gula. Połknął. Okazało się, że było to łatwiejsze, niż mu się z początku zdawało.
 — Daj — rzucił, odbierając jej widelec; nie był dzieckiem. Wbił go w jajecznicę, nakładając na niego kolejną porcję i choć zawahał się na moment przed włożeniem jej do ust, ta też w nich zniknęła. Dopiero teraz, czując jedzenie w ustach, uświadomił sobie, jak głodny w rzeczywistości był. Smakowała inaczej niż ta, którą on robił. Była lepsza.
 Zjadłszy ją, przetarł usta nadgarstkiem. Zerknął na kobietę, niby wiedząc, co powinien takiego teraz powiedzieć, ale z jakiegoś powodu czując przed tym dziwny wstyd.
 — Dziękuję — wydusił z siebie w końcu, ale nie zamknął ust, jakby chcąc powiedzieć coś jeszcze: smakowało mi/było dobre/lepszej nie jadłem, ale ostatecznie nie powiedział nic. Przymknął wargi i przeczesał włosy, spoglądając w bok. — Wypiłaś mniej — mruknął pod nosem, kiwając w stronę szklanki. Naprawdę zamierzała go upić, a sama pozostać trzeźwa.
 Ziewnął krótko, przysłaniając buzię. Po tym oparł się brodą o rękę, tę opierając o blat. Drugą chwycił za pustą szklankę. Spojrzał na jej wnętrze, zaraz potem przenosząc wzrok na kobietę. Dopił z naczynia ostatnie kropelki wódki, jakby sugestywnie robiąc w niej miejsce na kolejkę — która rozpocznie się wtedy, jak Maannguaq postanowi wypełnić cel, w jakim tu przyszła.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Nie Gru 20, 2020 12:35 pm
Śmiech Samuela zaskoczył ją. Był to chyba pierwszy raz, kiedy usłyszała, jak się chichra. Już myślała, że on jest jakiś fizycznie upośledzony i nie jest w stanie w ogóle tak reagować na nic, ale myliła się. Cieszyło ją to.
Słysząc jakieś niewyraźne burczenie mężczyzny, spojrzała na niego jednoznacznie - jakby z groźbą, że wciąż może rzucić w niego mydłem jeszcze raz.
Chociaż sama to wymyśliła, zrobiło jej się nieco dziwnie, kiedy kolega patrzył na nią gdy ta go karmiła. Zauważyła także jego walkę z jedzeniem, przez co przygotowała się na ewentualny unik, jakby miał zacząć wymiotować. Na szczęście nic takiego się nie stało, a za to bardzo ją rozbawiła jego ostateczna determinacja.
- Smacznego. - rzuciła tylko z uśmiechem, po czym wróciła na swoje stare miejsce.
W milczeniu konsumowała potrawę, jednocześnie przeglądając na telefonie wiadomości z całego świata. Miała poustawianych dużo aplikacji z pushami, dzięki czemu jak coś się działo gdziekolwiek, to szybko się o tym dowiadywała. Nie, żeby jakkolwiek mogła zareagować na to, że gdzieś w Indiach na przykład coś jebnęło, ale zawsze uważała, że warto było wiedzieć.
Pierwsza skończyła jeść, ale postanowiła się nie odzywać, póki nie zrobi tego także Samuel. Jej miłość do porządku była tak głęboko w niej zakorzeniona, że dostawała pierdolca jak ktoś mówił jednocześnie przeżuwając. Nie chciała więc nikogo do tego nakłaniać. Wykorzystała za to ten moment, aby skorzystać z toalety, która w międzyczasie trochę wyschła. Niestety ręce musiała już umyć w kuchni, bo w umywalce leżały ubrania mężczyzny. Kretyn.
Już znowu sięgała po telefon, siedząc na stołku, kiedy ten się odezwał.
- Polecam się. - odparła z uśmiechem, po czym obróciła w jego kierunku i oparła łokciem o blat - Ale ja nie zmywam. - dorzuciła zaczepnie, przez śmiech - Ale naprawdę, jakbyś jeszcze kiedyś pił, to bierz jedzenie pod uwagę.
Thorleifsen nie była żadną dziką imprezowiczką, w sumie to odkąd przyłączyła się do policji to unikała nocnych klubów i innych takich zabawowych miejsc. W wojsku też już to ograniczała. A na Grenlandii po prostu nie było takiego rozmachu. Przynajmniej mogła wciąż zostać patronką dla takich jak Samuel i chronić ich przed największymi wadami napojów procentowych.
Pokiwała głową, słysząc, że wypiła mniej. Rzeczywiście, tak było. Sięgnęła po szklankę i szybko pochłonęła jej zawartość. Skrzywiła się i wzdrygnęło nią. Wódka robiła się coraz cieplejsza. Maannguaq ponownie zrobiła gest "joł" w ramach podkreślenia triumfu.
- Myślałeś kiedyś o wstąpieniu do policji? Umiejętności już masz.
Pytanie z serii "absolutnie z dupy". Ale w sumie ciekawa była.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Nie Gru 20, 2020 3:37 pm
Ale naprawdę, jakbyś jeszcze kiedyś pił, to bierz jedzenie pod uwagę.
 Mruknął coś pod nosem w odpowiedzi, by po tym wstać, ociężale podpierając się ręką o blat. Chwycił za swój talerz, który następnie położył na talerzu kobiety i obydwa, z lekkim hukiem, wsadził do zlewu. Nie był zły, po prostu niekoniecznie już panował nad swoimi ruchami, tak samo jak poczucie wysokości zaczynało być dla niego zagadką.  Stwierdzenie, jak daleko się od czegoś znajduje, było coraz większym problemem.
 Oparł się biodrami o mebel i zakładając ręce na klatce piersiowej, spojrzał na Maannguaq. Jego wzrok był jeszcze bardziej przyćmiony i nieobecny i chociaż wiedział, gdzie jest, tak miał wrażenie, jakby unosił się ponad podłogą. Uniósł jeden kącik ust, widząc, jak ta ponownie wykonuje ten sam gest, co po zmianie ciuchów. Jego ekspresja po alkoholu była widocznie bardziej zróżnicowana niż na trzeźwo.
Myślałeś kiedyś o wstąpieniu do policji? Umiejętności już masz.
 Cisza. Miał wstąpić do policji i zwalczać przestępczość, której sam był jednym z powodów? — i choć cisnęło mu się na usta, by powiedzieć to na głos, słowo w słowo, stłumił w sobie tę chęć.
 — To nie dla mnie — rzucił tylko, zerkając w bok. Spojrzawszy na lodówkę, okazało się, że nie ma jednej, a dwie. Przetarł twarz dłonią, ale i to nie pomogło na rozdwajający się widok. — Nie jestem… — zaczął, zatrzymując się. — Nie umiem… — widocznie próbował coś z siebie wydusić, ale nie potrafił znaleźć do tego odpowiednich słów. Zmarszczył brwi, sfrustrowany tą nagłą pustką w głowie; przeniósł spojrzenie na Maannguaq, przymykając jedno oko, tak aby poprawnie ją widzieć. — Nie odróżniam…dobra od zła…lewej od prawej — skłamał i choć była to nędzna wymówka, tak miał nadzieję, że skoro był pijany, po prostu da mu spokój.
 Wrócił na krzesło, odpychając się ręką od blatu, tą samą też podtrzymując się kolejnego, by usiąść bez zmiany kierunku. Podparł brodę o nadgarstek i spojrzał na butelkę — wyglądało na to, że wypili już (a w większości on sam) prawie całą wódkę. Zostało może na jeszcze jedną kolejkę, którą właśnie zamierzał zacząć, nalewając jej resztki do szklanek. Czekał, aż ostatnie kropelki wlecą do naczynia kobiety, po tym odstawiając butelkę na podłogę — wywróciła się i przeturlała niedaleko, ale niekoniecznie się tym przejął. I tak była pusta.
 — Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna — mówiąc to, w domyśle mając na myśli jej triumf nad namówieniem go do picia, uniósł szklankę do góry i wlał w siebie ostatnią już tego wieczora porcję alkoholu. Nagle przyłożył zaciśniętą pięść do ust, ale ostatecznie ją odsunął i odetchnął. Mrugając, czuł, jak jego gałki oczne ogarnia ciepło, powodując tym niezbyt przyjemne pieczenie.
 — Wiesz — zaczął — nie używam twojego imienia, bo nie wiem, jak je wymówić — wyznał, po raz kolejny układając głowę na blacie, wcześniej wsuwając pod nią rękę. Spojrzał na kobietę, która z tej pozycji zaczęła mu się rozdwajać. Czuł, że zaraz zaśnie.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Nie Gru 20, 2020 4:44 pm
Skrzywiła się znacznie, kiedy wrzucił naczynia do zlewu. Nie była pewna, czy to było rzeczywiście takie głośne, czy już "kac morderca" przygotowywał atak na nią. Była bardzo świadoma faktu, że jutro będzie umierać, w końcu zawsze tak miała. W noc picia bogini wytrzymałości, a jakby na łożu śmierci. Ale chyba to był błąd, którego po własnych doświadczeniach i tak nie miała zacząć unikać.
Skupiła się na paplaninie Samuela. Ściągnęła brwi i przekrzywiła głowę, oczekując, aż ten wreszcie wypluje z siebie to, na co zdawał się tak długo przygotowywać. Ostatecznie zaniosła się śmiechem.
- Obawiam się, że nie byłbyś jedyny tam. - odparła w końcu.
Znała co najmniej dwóch policjantów, którzy musieli spojrzeć na rękę z zegarkiem, aby sobie szybko uświadomić stronę. Dla niej to zawsze była straszna żenada, ale poza nimi znała też Duńczyków i Grenlandczyków z podobnym problemem. Czyli było to bardziej powszechne niż wydawać się mogło. Niby tylko dwie strony, a ile to kłopotu!
Podskoczyła w miejscu, kiedy butelka się przewróciła. Vietnam flashbacks?
- Dumna z demoralizacji innych? Zawsze. - prychnęła wesoło i sięgnęła po szklankę.
Zacisnęła usta w wąską kreskę. To miał być ostatni shot, po nim zacznie się już tylko proces trzeźwienia. Ale przynajmniej przestanie być na granicy wyplucia tego z powodu zbyt wysokiej temperatury płynu. Wlała więc w siebie ostatnią porcję, szybko odstawiła szklankę i położyła obie dłonie na twarzy: tak, aby ich dół przycisnąć do ust. W końcu odetchnęła głęboko i uniosła obie ręce do góry.
- Ty z siebie też powinieneś być.
Nie pijał, a wciąż żył. Trzeba przyznać, że Maannguaq była pod wrażeniem. Takim, że aż wstała. Ale wstała tylko po to, by zamknąć okno, stwierdzając, że jak jej rozmówca siedzi bez koszulki to zaraz się przeziębi. Thorleifsen nawet najebana nie traciła czujności, aby osobom w pobliżu nic się nie stało. Przeziębienie też.
Zatrzymała się obok stołka i chwyciła go. Dopiero teraz, jak stała i chodziła, poczuła, że alkohol rzeczywiście uderzył bardziej. Odetchnęła głęboko parę razy i wróciła na swoje miejsce, chociaż tak samo jak Samuel, zaczęła stabilizować się za pomocą blatu.
Ponownie zaśmiała się po jego wypowiedzi.
- Nie szkodzi. Przywykłam. - odparła w końcu, kręcąc lekko głową - Maannguaq.
Wymówiła swoje imię powoli i jak najwyraźniej się dało. Nie była pewna ile z tego Samuel zapamięta albo da radę powtórzyć w tym stanie. W jej mniemaniu natomiast nie było ono skomplikowane, w końcu nie miało żadnych "znaków specjalnych".
- W wojsku nazywali mnie Nanoq, bo było to jedno niewielu słów, które byli w stanie zapamiętać. A pasowało. Powiedzmy. - dorzuciła jeszcze, dając Samowi możliwość wyboru jakby kiedyś tego potrzebował.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Nie Gru 20, 2020 8:48 pm
Ty z siebie też powinieneś być.
 Dumny z siebie? Z jakiego powodu? Bo nagiął swoją silną wolę i złożoną sobie dawno temu obietnicę, i uległ tej niepohamowanej chęci, by choć na godzinę lub dwie uwolnić się od zmor przeszłości i odbijających się echem po jego głowie rzuconych niegdyś w jego stronę gróźb? Nawet jeśli tak się stało — nawet jeżeli dzięki alkoholowi rzeczywiście nic go nie dręczyło — nie czuł się z tego powodu lepiej. Pozbył się jednego na koszt drugiego.
 A to może odbić się na nim dwa razy bardziej.
 Ale tego nie przemyślał.
 Rozwarł lekko powieki i powędrował za nią wzrokiem, gdy wstała, by zamknąć okno. To było otwarte od tak dawna, że pomieszczenie rzeczywiście mogło się ochłodzić — jednak alkohol tak go ogrzał, że nawet tego nie czuł. Co więcej, było mu wręcz gorąco, a z pewnością w twarz. Nie chciał wiedzieć, jak czerwony musiał być.
Maannguaq
 — Mann… — zaczął, zacinając się. Chciał odwzorować sposób, w jaki wypowiedziała swoje imię, ale nim się obejrzał, wymowa ta wyleciała mu z głowy. Spojrzał pod swoje nogi, w okolicy których leżała przewrócona wcześniej przez niego butelka. Mango. — …go — dokończył sennym tonem. Tak chyba będzie najprościej. — Powiedzmy — powtórzył po niej pod nosem i na nowo zamknął oczy.
 Odwrócił twarz w stronę blatu, czując kojący chłód na czole, którym obdarowała go jego powierzchnia. Było to na tyle przyjemne, że nie miał największej ochoty, by się podnosić. I w sumie tego nie zrobił — bo nim się obejrzał, zapomniał całkowicie o obecności kobiety i oddalił myślami gdzieś w dal, zostawiając świadomość za sobą. Niewiele trzeba było mu do tego, by zasnąć, tym bardziej kiedy przez cały dzień z tym walczył, a alkohol jedynie potrzebę tę nasilił; pozycja, w której pozostał, wcale mu w tym nie przeszkodziła. Najwyżej obudzi się z bólem kręgosłupa.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Nie Gru 20, 2020 9:25 pm
Kiedy Samuel próbował wymówić jej imię, automatycznie pochyliła się do przodu. "Zapraszającym" ruchem dłoni próbowała go zmotywować, żeby kontynuował. Zostało tak niewiele, dosłownie parę liter, a i tak jej imię było krótsze niż wiele nazw niemieckich, na przykład. Czekała, czekała i się nie doczekała, bo ten wyjechał z "mango".
- Co? - spytała odruchowo, unosząc brwi - Nie, nie "mango"! Jakie kurwa mango?!
Uniosła głowę i dłonie w kierunku nieba, albo raczej sufitu, i zawarczała ze złości. Thorleifsen bardzo lubiła mango, nie miała nic do tego owocu, ale jako POWAŻNA policjantka niekoniecznie chciała być tak nazywana.
- No do chuj... - urwała, bo zauważyła, że jej rozmówca chyba odpadł.
Już samej będąc nieco niestabilną, podeszła do niego i pokręciła delikatnie głową widząc, że serio chyba większego pożytku z niego już nie będzie tego dnia. Uśmiechnęła się do siebie i rozejrzała po pomieszczeniu. Nie miała serca go budzić, raczej bezinwazyjne przeniesienie też nie wchodziło w grę, toteż postanowiła go (z tą jego nagą klatą) chociaż czymś przykryć. W tym celu rozejrzała się po kartonach, a jak już znalazła odpowiednie okrycie, wróciła do Samuela i narzuciła mu koc na ramiona. Zanim to jednak zrobiła, odruchowo przyjrzała się bliznom na jego ciele. Ciężko było odwrócić od nich wzrok stojąc w takiej odległości, ale ostatecznie to zrobiła i przykryła Larsona.
Wróciła na stołek i ponownie zaczęła scrollować telefon, oczekując, aż jej rozmówca się ocknie. Problem w tym, że po pół godzinie dalej spał. A z każdą minutą sama czuła się coraz senniejsza. Trzymając dłonie na brzuchu, oparła się na chwilę czołem o blat, próbując odpędzić poalkoholowe zmulenie.
Nie udało się.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Pon Gru 21, 2020 1:11 am


Ostatnio zmieniony przez Samuel Larson dnia Pon Gru 21, 2020 3:29 pm, w całości zmieniany 2 razy
 Nie słyszał już nerwowego tonu Maannguaq, po tym jak przeinaczył jej imię. Prawdę mówiąc, nie był do końca świadom ostatnich wypowiedzianych słów, rzucił je raczej mechanicznie niżeli z jakąś premedytacją. Już wtedy odlatywał myślami gdzieś indziej.

Hej, Laz.
 Jęknął cicho. Zmarszczył brwi.
Laz. Obudź się.
 Oczy pod zamkniętymi powiekami poruszały się szybko, a palce prawej dłoni drgnęły nagle. Po skroni zaczęła spływać pojedyncza kropla potu.
Przyszedł.
 Niewidzialna ręka przejechała wzdłuż jego karku, zimna jak sama śmierć.
Przyszedł po ciebie.
 Zacisnęła się na jego szyi, a on zaczął się dusić; nie naprawdę jednak, a w śnie, śnie tak rzeczywistym, że gdy otworzył oczy, widział białe światło księżyca, ciepłą poświatę żarówki, czuł ból i przerażenie. Powietrza w jego płucach brakowało, a gdy podniósł głowę, był sam, bez Maannguaq przy boku. Zamiast niej miejsce na krześle zajmowała ogarnięta czernią postać, z oczami tak jasnymi, że wydawało się, że przenikał przez nich sam księżyc. Błyszczały się, puste i bez dna.
Uciekaj.
 Ponownie podniósł głowę, tym razem gwałtownie, z impetem, jakby nagle wydostając się z jarzma duszącej go ręki. Oddech miał szybki i płytki. Rozejrzał się przerażonym wzrokiem po pokoju. Kobieta spała, oparta o blat.
 — Mann… — Nim dokończył, złapał się raptownie za usta, usilnie przyciskając do nich dłonie. Zerwał się z miejsca i pobiegł do łazienki, gdzie upadł na kolana zaraz przed ubikacją. Głowa zniknęła w sedesie, a po pomieszczeniu rozległ się odgłos wymiotów. Cały alkohol, który w siebie wlał, wrócił wraz z niedawno zjedzoną jajecznicą. Mięśnie miał napięte; mokre od potu kosmyki włosów przykleiły się do jego bladej i wykończonej twarzy.
 Dźwięk dobiegł końca, a on uniósł głowę nieznacznie. Kiedy jednak jego oczom ukazała się ubrudzona deska klozetowa, a do nozdrzy doszedł smród zwróconego jedzenia, z gardła wydostała się kolejna porcja wymiotów. Zamknął oczy, nie podnosząc spojrzenia. Przełyk miał zdarty i obolały, w uszach mu szumiało, a mózg zdawał się kręcić na karuzeli. Siedział tak przez następne dziesięć minut, walcząc ze swoją świadomością i chęcią do wylania z siebie kolejnej dawki alkoholu, wymieszanego z kwasem żołądkowym.
 Westchnął cicho. Nogi trzęsły mu się lekko, gdy próbował podnieść się z podłogi, ostatecznie jednak dając temu radę. Podszedł do zlewu, z którego na podłogę wyrzucił zalegające tam spodnie i pochylił się. Opłukał usta, napił się wody i spojrzał na swoje lustrzane odbicie w towarzystwie szarych zacieków, powstałych po walce o słuchawkę prysznicową. Sińce pod oczami uwydatniły się jeszcze bardziej, a na twarzy pojawiły się gdzieniegdzie popękane naczynka krwionośne, spowodowane wysiłkiem przy wymiotach.
 Opłukał twarz i chwiejnym krokiem wyszedł z łazienki. Czuł się lepiej, na pewno bardziej trzeźwy, ale samopoczucie dalej pozostawiało wiele do życzenia. Nie sądził też, że będzie w stanie ponownie zasnąć; zatrzymał wzrok na Maannguaq. Podszedł do niej, sprawdzając na jej telefonie godzinę, którą okazała się pierwszą w nocy, i powolnym ruchem, starając się jej nie wybudzić, wsunął jedną rękę pod jej kolana, a drugą podtrzymał plecy. Podniósł ją łagodnie, a gdy znalazła się nad podłogą, podrzucił nią delikatnie, by przez przypadek mu się nie wyślizgnęła.
 Była cięższa, niż myślał.
 Podszedł do materaca i schylił się, układając ją na nim ostrożnie. Wyprostowawszy się, objął wzrokiem jej śpiącą sylwetkę, po krótkim namyśle decydując się przykryć ją pościelą. Zgasił światło.
Laz.
 Odwrócił się gwałtownie za siebie; jego twarz ogarnął strach. Szybko zapalił światło, ale nie widząc nic, żadnej zmiany, żadnej postaci, zgasił je ponownie. Przełknął ślinę, a dłoń zacisnął w pięść.
Tutaj.
 Tym razem skierował wzrok za wieszak. Oczy, nieprzyzwyczajone jeszcze do ciemności, nic nie wyłapały. Wycofał się powoli, nie spuszczając z tego miejsca spojrzenia ani na chwilę. Idąc tyłem, wrócił do materaca i ukucnął przy nim, by po tym położyć się obok kobiety — pozostawiając pomiędzy nimi jednak bezpieczną odległość. Twarz zwróconą miał w głąb pokoju, a oczy rozszerzone z przerażenia. Ramię zaczęło mu się trząść.
 Przecież wziął rano leki.
 A potem, jak debil, zapił je wódką.
 Zacisnął powieki, marszcząc brwi. Wtedy też, nagle, poczuł na swojej głowie dotyk. Zamarł w bezruchu ze strachu, po chwili jednak uświadamiając sobie, że dotyk ten nie był widmem czy koszmarem; palce, które wplatały się w jego włosy, należaly do Maannguaq.
 Zaprzestał zaciskania powiek, a mięśnie rozluźnił. Tym razem nie był sam, tak jak to zwykle bywało. Nic nie mógł mu zrobić.

 Gdy ponownie wstał, nie przespawszy w tym czasie ani minuty, na zegarze widniała trzecia w nocy. Przyzwyczajony już do ciemności, skierował się do blatu, na który padał odblask wiszącego na niebie księżyca. Usiadł przy nim, wystukując palcami. Po tym, jakby zirytowany, agresywnym ruchem poczochrał się po włosach; na skórze głowy zrodził się lekki ból, przechodzący przez ślad jego palców.
 Był głupi. Głupi, nieodpowiedzialny i lekkomyślny. Nie powinien tykać alkoholu. Nigdy.
 Spojrzał przez ramię na śpiącą kobietę.
 Tak samo jak nigdy nie powinien wpuszczać jej do swojego życia.
 Wstał i udał się do łazienki, którą starał się choć trochę posprzątać, tak aby rano mogła się w niej na spokojnie ogarnąć; sam również się umył.

Just hold me tight and tell me you'll miss me, while I'm alone and blue as can be, dream a little dream of me, wydobywało się cicho z radia. Stars fading but I linger on, dear, still craving your kiss. Ubrany w te same dresy, ale tym razem i koszulkę, stał przy kuchence. Czekał, aż woda na kawę się zagotuje. Była szósta rano.
I'm longing to linger till dawn, dear, just saying this…
 Odwrócił się i spojrzał na widok za oknem. Choć nadal nie świtało, nad horyzontem zaczęła pojawiać się różowa poświata.
 Trzymając dłoń na pokrętle, zgasił gaz od razu, gdy tylko z czajnika zaczął wydobywać się cichy gwizd — nie chciał jej obudzić. Zalał dwa kubki, bo choć nie wiedział, kiedy kobieta się zbudzi, nie chciał pozostawić jej z niczym. Ziewnął przeciągle, przysłaniając usta dłonią. Po tym skierował się z kawą do okna, opierając się nogą o biurko i przyglądając budzącemu się do życia miastu.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Pon Gru 21, 2020 1:55 am
Pierwszym bodźcem, jaki poczuła tego ranka, był zapach kawy. Na początku zignorowała go, wciąż tak naprawdę śpiąc, jednak po paru minutach jej organizm zaczął się przebudzać. Chcąc jeszcze pospać, obróciła się na drugi bok - leżąc teraz twarzą do okna. Było ciepło, wygodnie... ale chwila.
Dopiero wtedy Maannguaq zaczęła wracać świadomość. Szybka, nietrudna kalkulacja: jeżeli ona leży tutaj, to skąd ta kawa? Poza tym... w domu pachniała inaczej. Plus nikt się nie krzątał nigdy po jej mieszkaniu, odkąd wyprowadził się stamtąd jej podopieczny.
- Suna?! * - tylko tyle wydostało się z jej ust.
Gwałtownie poderwała się do siadu, a widząc sylwetkę mężczyzny przy oknie, natychmiastowo również wstała. Przypływ adrenaliny jednak nie pomógł na tyle, by nie odczuła skutków wczorajszego picia - od razu zakręciło jej się w głowie, sprowadzając ją do kucnięcia, a później ponownego zajęcia miejsca. Na początku myślała, że to jakiś koszmar, że coś jej się śni, przeraziła ją wizja bycia u obcego w domu. Ale wreszcie trybiki zaczęły funkcjonować i przypomniała sobie gdzie jest.
- Dzień dobry. - syknęła w końcu, zbolała.
Prawda: wyspała się. Ale czuła charakterystyczny "ciężar" na wątrobie. Dodatkowo oczywiście okropny ból głowy. Brawo, Maannguaq, chciałaś się poczuć jakbyś znowu miała osiemnaście lat! To teraz masz!
Usiadła po turecku i schowała twarz w dłonie. Dalej była w dresach Samuela, co dopiero w tym momencie sobie uświadomiła.
- Zawsze siedzisz po ciemku? - burknęła, nie odejmując rąk z twarzy.
Próbowała jakoś ustabilizować swoje ciało, jednak to odmawiało posłuszeństwa. Miała wrażenie, że wszystko ją bolało. W sumie to była wdzięczna mężczyźnie za siedzenie przy wyłączonych żarówkach, bo to ograniczało ból w jej głowie, kiedy tylko próbowała rozejrzeć się.
- Jeszcze pięć minut, ok? - westchnęła i nie czekając na odpowiedź położyła się na boku jeszcze raz i przykryła, obejmując zgięte kolana rękoma.
Czuła się mocno sponiewierana wczorajszym wieczorem. Zaskakiwało ją za to, że Larson trzymał się tak dobrze. Nie wnikała, jak to zrobił, skoro wczoraj umierał. Domyślała się.
- Nie spałeś w ogóle? - spytała, jednocześnie uświadamiając sobie, że sama przecież nie zasypiała na jego łóżku - Oh. - wymsknęło się przez to - Dziękuję...
Zmrużyła oczy. Nawet patrzenie wydawało się być ciężką pracą fizyczną. Przez chwilę leżała nieruchomo, aż w końcu uniosła jedną rękę do góry, z wyprostowanym palcem wskazującym.
- Ale nie wspominaj o tym nikomu na komendzie, dobra? - spytała, a jej twarz przyozdobił delikatny uśmiech.
Tylko po to, by zaraz pomieszczenie wypełniła nie tylko piosenka z radia, ale i długa linia przekleństw we wszystkich językach jakie znała.

* co?!
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Pon Gru 21, 2020 3:43 pm
 Zawsze, widząc chodzących po mieście losowych ludzi, ogarniało go dziwne uczucie, jakby dezorientacja. W jego oczach byli niczym tło, nie żywe, świadome organizmy. Nie widział w nich celu, nie mógł wyobrazić sobie, by istnieli w ten sam sposób, w jaki istniał on; zapełniali tylko pustą przestrzeń, generowali nagle, gdy obracał wzrok. Trudno było pojąć mu, by mieli własne uczucia czy marzenia — brał ich za sunące po ulicy duchy, cienie, zupełnie jak w snach. Może dlatego z taką łatwością przychodziło mu odbierania im życia, w każdym tego słowa znaczeniu.
 Usłyszawszy głos Maannguaq, zwrócił twarz w jej kierunku. Kawa wciąż była zbyt gorąca, by mógł jej upić. Trzymał ją więc dalej w ręce, jednocześnie z premedytacją ogrzewając sobie dłoń, na ten moment rozbudzając się jedynie jej ulatniającym się zapachem.
 — Dobry — odpowiedział obojętnie, zastanawiając się, ile z poprzedniego wieczora pamiętała. Zważając nie tylko na jej wygląd, ale i zachowanie, nie musiała czuć się najlepiej.
Zawsze siedzisz po ciemku?
 — Nie chciałem cię budzić. — Choć, co prawda, często mu się zdarzało — z przyzwyczajenia, jeszcze z Toronto, wolał udawać, że nie ma go w domu. — Jest dopiero szósta — dodał po jej stwierdzeniu, jakoby miała zamiar jeszcze iść spać; nie było potrzeby, by teraz wstawała. Co prawda jej obecność nie była mu za bardzo na rękę, ale lepiej by było, gdyby to złe samopoczucie po prostu przespała — chociaż w taki sposób odwdzięczy się za jej troskę. Co za paradoks jednak, że z ich dwojga to ona zdawała się umierać.
 Odłożył kubek na biurko i podszedł do szafek. Zza jednej z nich wyjął butelkę wody, odkręcił ją i postawił przy materacu, zaraz przy kobiecie. Czuł, że jej się przyda.
 — Przy kuchence masz kawę — rzucił cicho, nie podając jej, jakby uznając, że w pierwszej kolejności i tak powinna napić się wody. Po tym, na jej pytanie, zatrzymał się w połowie kroku. — Nie — odpowiedział tylko, następnie ignorując jej podziękowania. Wrócił do okna i chwycił za ucho kubka. Przyłożył go do ust i chuchnął na wciąż parzącą ciecz, by chwilę później zamoczyć w niej wargi. — Jakoś niespecjalnie mnie tam ciągnie.Tam, to znaczy na komendę. Zresztą, czy ktokolwiek by mu w to uwierzył, gdyby razem ze wczorajsza historią utożsamił Maannguaq? Poważną policjantkę, prawdopodobnie z dodatkowym kijem w dupie, jeśli o służbę chodzi.
 Zwrócił wzrok z powrotem za okno, wsłuchując się w padające z jej ust niezrozumiałe dla niego słowa. Zważając na ich ton, nie były to raczej wyznania miłosne.
 — Idź spać — powiedział tylko, siadając półdupkiem na biurku; bez niej w mieszkaniu czy z nią śpiącą na materacu, miał do roboty tyle, co zawsze — czyli nic.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Pon Gru 21, 2020 8:53 pm
Kąciki jej ust uniosły się, kiedy usłyszała powód, dla którego nie zapalał światła. Było to bardzo miłe z jego strony i trzeba przyznać, że dość niespodziewane. Przynajmniej z jej perspektywy. Ogólnie Samuel wielokrotnie ją zaskoczył podczas tego spotkania, czego wciąż była pod wrażeniem.
- Dopiero szósta... - powtórzyła, kładąc sobie dłoń na czole - O tej porze to ja normalnie spać chodzę. - prychnęła i niemalże od razu zastękała cicho przez bolącą głowę.
Bardzo lubiła nocne zmiany w pracy i takie też najczęściej brała. Wskutek tego rzeczywiście chodziła spać koło szóstej, jak nie trochę po.
Zsunęła dłoń z jednego oka, dzięki czemu tym drugim, przymrużonym, mogła obserwować poczynania rozmówcy. Usiadła, kiedy zorientowała się, że to dla niej niesie wodę. Nawet odkręcił!
- Qujanaq.* - sapnęła odruchowo, po czym wypiła praktycznie za jednym razem jedną trzecią butelki.
Zakręciła ją i postawiła koło siebie. W międzyczasie z wdzięcznością pokiwała głową na słowa o kawie. Nie miała zbytnio sił, by wstawać dokładnie w tym momencie, poza tym obawiała się strasznych zawrotów głowy. A te drugie dręczyły ją nawet teraz - na siedząco, oraz jak leżała. Miała wrażenie, że gorzej być nie mogło.
- A jak liczyć to przy blacie, to do której? - spytała jeszcze przez śmiech, chociaż w ciągu paru sekund znów zaczęła syczeć.
Pamiętała, jak przykrywała go kocykiem. Ciekawa była, jak długo tak spał. Bo to też mniej więcej wyznaczało jak długo ona musiała spać. Przeklęty blat, taki wygodny!
- Cóż, przynajmniej nie zadzwoniłeś po policję. - dodała ciszej, wciąż żartobliwym tonem.
Domyślała się, że po czymś takim mogłaby serio trochę stracić w oczach podopiecznych. Niby nie było to nic nielegalnego, bo wtedy sama by się chyba powiesiła, ale wciąż trochę wstyd.
Położyła się na plecach i znieruchomiała, jakby próbując zastosować się do "zaleceń" Samuela.
- Nie no, kurwa, tak się nie da. - mógł usłyszeć po niecałej minucie.
Jedno słowo: helikopter. Maannguaq wróciła do siadu i oparła się plecami o chłodną ścianę za sobą, w dłoniach natomiast ściskając butelkę. Podciągnęła kolana pod brodę i znów się przykryła.
- Więcej z tobą nie piję!
Bo to przecież w pełni był jego plan. Od początku.
Siedziała tak przez chwilę w milczeniu, próbując skupić się na bezszelestnym, bezbolesnym oddychaniu. W międzyczasie przypominały jej się losowe rzeczy z wieczora, tak jak na przykład walka na prysznic i zmiotki. Było to zabawne.
- W ogóle to śniło mi się... - zaczęła, jednocześnie zbolała i rozbawiona - ...że spałeś koło mnie i ja cię głaskałam po głowie. Nie wiem po co, nie wiem cze... - urwała na ułamek sekundy, dopiero wtedy sobie uświadamiając, że to chyba nie był sen - ...mu.
W sumie nie wiedziała, na chuj mu o tym mówiła, nawet, jeżeli to był sen. Jednak uświadamiając sobie, że raczej nie był, poczuła się strasznie głupio. Naciągnęła kołdrę aż na nos, próbując ukryć zawstydzenie sytuacją. Ups.

* Dziękuję.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Pon Gru 21, 2020 11:40 pm
 Choć nie chciał, pamiętał większość z sytuacji, które miały wczoraj miejsce. Pamiętał, jak uległ, pamiętał, jak wylał na nią wodę, jak się wywrócił, pamiętał też swoje marne próby wysłowienia się. Jedyne, czego nie mógł sobie przypomnieć, był moment, w którym zasnął. Nie wiedział, która była wtedy godzina ani co jako ostatnie wydobyło się z jego ust, zanim stracił przytomność. To chyba jednak było teraz najmniejszym problemem.
 Patrzył, jak kobieta łapczywie pochłania wodę, zupełnie tak, jak on wczoraj alkohol. Wzdrygnęło nim na samą myśl; jedna brew drgnęła, a usta wykrzywiły się w obrzydzeniu. Tego smaku też wolałby nie pamiętać, tak jak i nocnych problemów z żołądkiem. Do teraz był osłabiony, a myśl o jedzeniu ponownie wzbudzała w nim mdłości. Nie tknie dzisiaj nic prócz sucharów i płynów.
 — Do pierwszej — rzucił cicho w odpowiedzi. Koc, którym go przykryła, dalej wisiał na oparciu krzesła — zrzucił go wtedy z siebie momentalnie, poczuwszy nagłą potrzebę zawiśnięcia nad ubikacją. Przełyk dotąd go piekł.
 Upijał kawy małymi łykami, wpatrując się w powoli rozjaśniający się horyzont.
Więcej z tobą nie piję!
 — Nie będziesz miała już do tego okazji — odparł enigmatycznie, by po chwili zerknąć na nią kątem oka. Nie miał zamiaru kiedykolwiek więcej namówić się na jakąkolwiek degustację czegokolwiek, co miało w sobie procenty. Nie po tym, co przeżył w nocy — i jeśli chodzi o wizytę w łazience, i o koszmary, które wyszły poza granicę wizji sennych. Do niemalże piątej rano, dopóki noc nie zamieniła się w ranek, miał problem z nachodzącą go paranoją i przymusem wpatrywania się w każdy ciemny kąt, jakby w obawie, że coś się w nich czaiło; w pewnym momencie zamknął się w łazience, w której to z czystym sumieniem mógł siedzieć przy zapalonym świetle.
 Zamyślił się, nieobecny wzrok wciąż utrzymując za oknem. Ręka z kubkiem wisiała w powietrzu, wcześniej dążąca do jego ust, a teraz zatrzymana jak zaklęta.
...że spałeś koło mnie i ja cię głaskałam po głowie. Nie wiem po co, nie wiem cze…
 — To nie był sen — odpowiedział obojętnie bez wahania, wybudzając się z tej dziwnej hipnozy; odwrócił twarz w stronę Maannguaq. Ta chyba zdążyła już sobie zdać tego sprawę, zważając na jej reakcję. Nie wiedział, co mógłby powiedzieć. “Dziękuję” zabrzmiałoby co najmniej nie na miejscu, choć prawdą było, że mu pomogła — dzięki temu się uspokoił, a głosy w głowie ucichły. Zwykle musiał radzić sobie z tym sam, kiedy już do tego dochodziło — a zajmowało mu to o wiele więcej czasu, jeżeli w ogóle udawało się to okiełznać.
 Z drugiej strony sytuacja ta rzeczywiście mogła wydać się zawstydzająca, chociaż nie rozpatrywał tego pod tym kątem. Poza tym, wstydziła się tego gestu, jakby nie pamiętała, że pocałowała go wczoraj w czoło — co było jeszcze bardziej intymne. Jeśli rzeczywiście wypadło jej to z głowy, wtenczas lepiej będzie, jeśli jej tego nie przypomni.
 — W łazience masz czysty ręcznik — zmienił temat, tak aby kobieta nie musiała dalej się zadręczać. Nie rozumiał jej reakcji. I tak była tego nieświadoma, nie miało to żadnego podłoża, a jego to nie wzruszyło. — Ale ubrania dalej są wilgotne — dodał jeszcze, po tym na nowo odwracając twarz.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Wto Gru 22, 2020 12:49 am
"Nie będziesz już miała okazji"? Maannguaq chciała się zaśmiać, ale ból głowy ograniczył to wystarczająco, by wyszedł jej co najwyżej chichot.
- Samuelu... nie, żebym w ciebie wątpiła, ale wszyscy tak mówią. - odparła - Z resztą, nie powiesz, że do pewnego momentu nie było całkiem zabawnie.
Nie planowała zaraz upicia go tak jak do tego doszło wczoraj. Ale bardzo polubiła tę jego "wyluzowaną" wersję. Chociaż przez godzinę nie odczuwała z jego strony takiego dystansu jak zawsze. Niby już przywykła, wciąż uważała go za dobrego kolegę, ale szkoda było tej jego uśpionej "rozrywkowości".
Uniosła brwi, kiedy potwierdził jej słowa. Ponieważ Sam kojarzył jej się tylko z uosobieniem nietykalności, było jej głupio. Ale zaraz ją oświeciło co jeszcze robiła w stanie nietrzeźwości, w tym akcja z Messerschmittem i cmoknięcie go w czoło. Mimowolnie zachichrała się pod kołdrą. I znowu tego pożałowała.
Pokiwała głową, chociaż bardzo delikatnie i powoli. W końcu postanowiła wstać, przez co chwiejnym krokiem i trzymając się za głowę podeszła do blatu. Tam jednak zahaczyła stopą o butelkę, którą lekko kopnęła - dźwięk szkła był jednym z najgorszych, który mógł teraz się pojawić. Zacisnęła mocno oczy i odczekała, aż butelka się zatrzyma, a wtedy mogła się po nią schylić, odstawić cichutko na blat i podejść tam, gdzie czekała na nią kawa. Opierając się łokciami, sięgnęła po kubek z napojem, który dość szybko pochłonęła. Modliła się, by jak najszybciej zadziałało i chociaż trochę zmniejszyło to paskudne uczucie.
- Może powinnam się do ciebie wprowadzić, jak taki miły jesteś. - mruknęła z rozbawieniem, delikatnie odstawiając naczynie.
Westchnęła i spojrzała na butelkę po wódce. Jeden pierdolony litr.
- A. I nie nazywaj mnie "Mango". - dorzuciła, mrużąc oczy - Przynajmniej nie publicznie.
Kończąc drugie zdanie ruszyła do łazienki, w której zniknęła na paręnaście minut. Miała wrażenie, że wzięła jeden z najlepszych pryszniców w swoim życiu - bo takie to było odczucie w tym stanie. Włosy też umyła, bo po wczorajszych ekscesach i pójściu spać z mokrymi, widziała, że wyglądała co najmniej beznadziejnie.
Wyszła z toalety dopiero po tym, jak upewniła się, że zostawiła za sobą nienaganny porządek - pewnie przejmowała się tym bardziej niż sam gospodarz, ale zawsze o to dbała. Nawet pozbyła się włosów z odpływu.
- Hurra, pachnę jak mężczyzna. - zażartowała i napięła mięśnie w ramionach dla podkreślenia tego "faktu".
Podeszła do materaca, skąd zabrała butelkę z wodą, a następnie przeszła do kaloryfera, by sprawdzić jak tam jej ubrania. No, jeszcze trochę, a na razie mogła dalej udawać niższego i bardziej pyzatego brata Samuela poprzez snucie się w jego dresie. Wróciła na swój pamiętny stołek i popatrzyła na mężczyznę z zainteresowaniem.
- To co, kiedy wpadasz na kuchnię grenlandzką?
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Wto Gru 22, 2020 4:01 pm
Samuelu... nie, żebym w ciebie wątpiła, ale wszyscy tak mówią.
 Nie był “wszyscy”; do picia alkoholu nie ciągnęło go ani wcześniej, ani też teraz, gdy już zasmakował go w tak dobitny sposób. Przekonał się tylko, jak destrukcyjnie na niego działał, a “lecznicze” efekty były jedynie powierzchowne — i zwykłą iluzją. Nie pił przez tyle lat, wytrzyma i kolejne.
 Nie zaprzeczył jej jednak, sądząc, że próba przekonania jej byłoby niczym mówieniem do ściany. Może wczoraj by to zrobił, przy okazji rozmowy o jego dzieciństwie (przez co na ten moment, tak jak myślał, jest na siebie tylko zły i zawiedziony), jednak teraz powrócił do dawnego siebie.
 Sugestię wprowadzenia się również pozostawił bez komentarza, podnosząc jedynie brew do góry. Sama wizja tego wydawała się absurdalna; nie zamierzał kiedykolwiek dzielić z kimś mieszkania — dla swojego, jak i dla dobra drugiej osoby.
 — ”Mango”? — spytał, powtarzając po niej i odwracając wzrok w jej stronę. Nie rozumiał, z jakiego powodu nagle z tym wyszła, ale wydawało mu się być znajome. — …Och. — Olśniło go nagle. Powrócił spojrzeniem za okno. — No tak — mruknął pod nosem jeszcze, po tym nie drążąc tematu.
 Gdy kobieta zniknęła za drzwiami łazienki, a do jego uszu doszły dźwięki zamykanego zamka, spojrzał w dół, na kubek, który teraz opierał o kolano. Piosenka płynąca z radia już dawno się skończyła, dając miejsce kolejnej — równie spokojnej.
 Choć godzina wciąż była wczesna, ciekaw był, czy Cas zdążył już zajrzeć do lombardu.
 Wstał, odkładając kubek, by po tym chwycić pustą butelkę w dłoń i skierować do wieszaka. Nałożył na siebie kurtkę, na nogi wsunął buty i, pochylając się jeszcze po odłożony pod drzwiami worek ze śmieciami, wyszedł. Nim kobieta zdążyła wyjść z łazienki, wyrzucił je do kontenera i powrócił do mieszkania. Poliki miał lekko zmarznięte, tak jak i nos. Zdjął z siebie wierzchnie ubranie i ponownie chwycił za kubek, teraz już letniej kawy, razem z nią siadając przy biurku. Chciał włączyć laptopa, kiedy to Maannguaq ponownie pojawiła się w salonie. Spojrzał na nią.
 — Czyli nic nowego — odparł na wzmiankę o zapachu, nagle zniechęcając się na pomysł włączenia urządzenia w jej obecności. Sącząc napój, spoglądał na kobietę.
To co, kiedy wpadasz na kuchnię grenlandzką?
 — Nie mam zapchanego terminarzu — stwierdził, dopiero teraz przypominając sobie o jej poprzedniej propozycji, na którą to tak chętnie przystał. Na trzeźwo. — Każdy dzień jest w porządku — rzucił trochę ciszej.
Maannguaq Thorleifsen
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Wto Gru 22, 2020 11:25 pm
Ściągnęła brwi i morderczym wzrokiem popatrzyła na Samuela. Tak naprawdę nawet rozbawił ją jego komentarz, tym bardziej, że wiedziała (a przynajmniej miała nadzieję), że żartował. Brunetka zawsze dbała o swój zapach, może aż do przesady: szczególnie, odkąd miała możliwość przebywania z dużą ilością spoconych samców na niewielkiej powierzchni. Poza awaryjnymi sytuacjami - jak ta - nigdy nie korzystała z kosmetyków dla mężczyzn. Chociaż biorąc pod uwagę całość jej osoby, pewnie "lodowe zapachy" bardziej pasowałyby do niej niż te kwiatowe czy owocowe.
- Zapamiętam to sobie. - prychnęła, jakby obrażona - Zrobię ci kiviak z somaterii i zobaczymy kto się będzie śmiał.
To ostatnie miało zabrzmieć jak groźba. I w sumie nią była. Z tym, że przynajmniej wobec niego Maannguaq nigdy by się do czegoś takiego nie posunęła. Jednak jeżeli Larson nie był znawcą ptactwa, ani tym bardziej pewnie nie miał skojarzyć grenlandzkiej nazwy, to mogło to rzeczywiście zabrzmieć niebezpiecznie.
Westchnęła cicho i trzymając się jedną ręką za głowę, sięgnęła po telefon. Włączyła kalendarz, przyjrzała się datom.
- Może w Wigilię? - zaproponowała nagle.
Od lat już nie czuła "magii świąt", żeby nie powiedzieć, że wręcz nienawidziła tego momentu w roku. Denerwowały ją te wszystkie dekoracje i tandetne piosenki w radiu. Samo w sobie święto jej nie przeszkadzało, ale ta cała "otoczka" działała jej na nerwy.
- Zawsze jak była taka możliwość, spędzałam ją na Grenlandii. - mruknęła smętnie - A to już będą dru... trzeci raz, kiedy nie jest mi to dane. Więc... doceniłabym dobre towarzystwo chociaż.
Kąciki ust uniosły jej się o parę milimetrów. Wbrew pozorom nie myślała w tym momencie jedynie o sobie, ale także o nim. Poznała część jego przeszłości, wiedziała, że mieszkał w sierocińcu więc pewnie nie miał za dużo możliwości do spędzenia świąt w "rodzinnym klimacie". Uznała, że jeżeli się zgodzi to mogłaby się nawet nieco bardziej postarać, a nawet trochę "zaszaleć", aby ten "specjalny dzień" spędzili w "specjalnym nastroju". Chociaż sam fakt, że tego dnia zrobiłaby niekoniecznie świąteczne, ale typowe grenlandzkie potrawy, już robił ten plan specjalnym.
- Ale nie przebieram się za Mikołaja jak coś.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Samuela
Czw Gru 24, 2020 6:00 pm
Zrobię ci kiviak z somaterii i zobaczymy, kto się będzie śmiał
 Przechylił głowę w bok. Nazwa nic mu nie mówiła, jednak wypowiedziała to w taki sposób, jakby jej intencją była groźba — co kazało mu wnioskować, że zapewne nie było to nic dobrego. Tak naprawdę dopiero teraz sobie uświadomił, że nie miał żadnego pojęcia o grenlandzkim jedzeniu — wierzył jednak, że mają tam normalne dania, takie, które da się przełknąć bez momentalnego zwrócenia ich. Poza tym świadomość, że inaczej czekają go kolejne porcje zupek chińskich i tostów, sprawiła, że nie zamierzał wybrzydzać.
 Odłożył kubek na biurko i oparł czoło o złożoną dłoń. Opadające kosmyki zakryły mu połowę twarzy, jakby tym dość dosadnie chcąc przekazać mu, że wymagają strzyżenia.
Może w Wigilię?
 Nie podniósł spojrzenia, dalej trwał w tej samej pozycji, bez słowa odpowiedzi. Dopiero po tym, jak kobieta podzieliła się swoim doświadczeniem ze świętami, otworzył usta.
 — Może być — mruknął, unosząc twarz. — Już z niego wyrosłem — odpowiedział na wzmiankę o Mikołaju, odwracając się ramieniem w stronę kobiety.
 Do dziewiątego roku życia spędzał święta u rodziny. Jego matka była dosyć wierząca, on zresztą wtedy też, choć nieporównywalnie — kojarzą mu się z dziwnym spokojem, zapachem jedzenia i widokiem różnokolorowych światełek, migoczących pomiędzy gałęźmi choinki. Ostatnie, które wspomina z sentymentem, były te ostatnie spędzone w domu rodzinnym. Resztę spędzał w sierocińcu, ale brakowało w nich tej samej magii; zwykle siedział w swoim pokoju, dzieci zresztą też bywało wtedy mniej, a on nie miewał specjalnej ochoty na spędzanie ich z obcymi.
 Teraz, chociaż jest to dla niego dzień taki sam, jak każdy inny, chodząc po ulicach i widząc na sklepowych wystawach wszystkie te świąteczne dekoracje i ozdoby, w środku ponownie rozlewało się w nim dziwne ciepło. Pomimo tego jednak, że wszystko to było na wyciągnięcie ręki, stała przed nim dziwna bariera.
 I tak nie miał z kim ich spędzać, z nikim nie mógłby podzielić się jakimkolwiek ciepłem, a cały sens, cała magia i wiara, że dzień ten jest faktycznie lepszy od pozostałych — przepadło.

 Następne kilka godzin minęło tak samo — na niczym, w ciszy. Gdy Maannguaq uznała, że jeszcze się zdrzemnie, siedział i dopijał resztki zimnej kawy. Wsłuchiwał się w płynącą z radia muzykę, liczył przelatujące za oknem ptactwo, a kiedy jeden z gołębi usiadł po drugiej strony okna, podniósł się nieznacznie i oparł łokciami o biurko. Wpatrywał się w niego, przejeżdżając palcem po szybie, przechylając też głowę na te same strony, co on. Ten w końcu odleciał, a on — Samuel — wstał z krzesła, pomasował się po karku i ponownie chwytając za kurtkę, wyszedł z mieszkania.
 Gdy wrócił, kobieta już wstała, ubrana w swoje ciuchy.
 — Muszę gdzieś iść — rzucił tylko, nie zdejmując z siebie kurtki. — Chodź — dodał, czekając, aż ta się zbierze. A kiedy tak się stało, oboje zniknęli za drzwiami, pozostawiając mieszkanie puste i ciemne.

z/t + Maannguaq
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach