Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :



IMPREZA URODZINOWA









UWAGA! Napiszę to na początku, bo potem może zniknąć pod tekstem i w ogóle. Obecność na imprezie oznacza zgodę na wszelkie ingerencje Mistrza Gry. Nie zakładam, że stanie się tu coś drastycznego i nikt zapewne nie straci ręki ani tym bardziej głowy, ale wiedzcie, że mogą wydarzyć się tu różne rzeczy. Beep. Koniec przekazu.

Impreza została zorganizowana na terenie posiadłości O'Brienów. Całość odbywa się na zewnątrz. Na rzecz urodzinowego szaleństwa, cały obszar dookoła willi został dostosowany do potrzeb gości, podczas gdy dostęp do samej posiadłości został odpowiednio zabezpieczony. Nikt nie ma prawa ani możliwości dostania się do środka posiadłości i swobodnego poruszania się po niej. Zatrudniona ochrona pilnuje, by żaden z zaproszonych gości nie pozwolił sobie na podobną swobodę, jeśli nie przebywa akurat w towarzystwie Jake'a lub Matta. Wątpliwe jednak, by komukolwiek przyszło do głowy szukanie atrakcji wewnątrz rezydencji, gdy na zewnątrz ich nie brakuje.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji - Page 6 Djpng_qexwpas
Muzyka dobiegająca z głośników sprawia, że całe miejsce wydaje się tętnić życiem. Nie mogło zabraknąć tu specjalnie wynajętego DJ'a, który zdecydowanie zna się na rzeczy i wie, w jaki sposób skutecznie rozruszać imprezę, na której nie brakuje młodzieży, dającej ponieść się rytmom. Różnorodność utworów sprawia, że każdy może znaleźć coś dla siebie.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji - Page 6 Basen-z-w_qexnhew
Basen w kształcie wiolonczeli wywarł wrażenie już na niejednym gościu, który miał okazję zwiedzać posesję. Kolorowe światła przyciągają uwagę obserwatorów szczególnie nocą, jednak o ile ten osobliwy zbiornik przez większość czasu wypełniony jest wodą, tak podczas trwającej imprezy uczyniono z niego główny wodopój. Tak, tym razem całą objętość basenu wypełniono drogą wódką, której może spróbować każdy gość imprezy. Jeśli jednak którykolwiek z nich marzył o okazji wykąpania się w procentach, musi na wstępie porzucić nadzieję na otrzymanie podobnej okazji na terenie posiadłości O'Brienów. Przy basenie nie bez powodu kręci się aż trzech ochroniarzy, którzy są odpowiedzialni za utrzymywanie porządku i niedopuszczenie do zabrudzenia trunku przez innych.
Ale czy ktokolwiek miał kiedyś możliwość napełnienia swojego kieliszka w podobny sposób? Na pewno nie.
Nie jest to jednak jedyne miejsce, w którym można zdobyć alkohol. Zaraz obok znajduje się przygotowany mini-bar, w którym goście mogą skorzystać z darmowych usług zatrudnionego barmana, który z chęcią przygotuje najbardziej wyszukane drinki. Wybór jest naprawdę szeroki.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji - Page 6 Zarciepng_qexwpqe
Ilość i różnorodność jedzenia zadowoliłaby niejednego smakosza, szczególnie że organizatorzy zadbali o to, by podawane przekąski były najwyższej jakości. Nie ma tu miejsca na tanie orzeszki z pierwszego lepszego sklepu, a każdy stół został zadedykowany różnym kuchniom świata i udekorowany tak, by kojarzył się z danym krajem. Nic nie zostało przygotowane przypadkowo. Bufet kuchni orientalnej sprawia, że można poczuć się jak na wycieczce w Azji, a stolikowi z meksykańskimi przekąskami brakuje zaledwie przygrywających gdzieś w pobliżu mariachi. Poza tym można spotkać tu przystawki rodem z Włoch, Francji czy nawet Hiszpanii. Z pewnością nikt nie wyjdzie stąd głodny.


Finnegan Paul Brooks
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Ciężko byłoby teraz ściągnąć uśmiech z ust Finnegana. Na takie chwile w życiu zawsze wyczekiwał! Nutka napięcia, stresik, bo może nie wyjść… A potem euforia! I te twarze widowni stopniowo zmieniające mimikę po szoku! Cudowne! Nikt nie mógł mu odebrać tej chwili!
Wyszło, zdecydowanie wyszło! Cholera, nawet nie spodziewał się, że wszystko pójdzie tak gładko! Chyba będzie musiał jakoś specjalnie podziękować Willow za to wszystko. I nawet już miał pomysł, jak to zrobi! W końcu gdyby nie ona, to cały plan mógłby być o wiele trudniejszy do zrealizowania. Finn miałby mniejszą lukę w czasie, by przygotować się z gitarą, a przez to efekt wejścia otrzymałby mniejsze pierdolnięcie.
Zbił piątki z chłopakami, wciąż parodiując DJa. O tak, ten Surprised Pikachu na jego twarzy był bezbłędny! Żeby tylko czarnowłosej uszło to na sucho.
O wilku mowa, co? Słysząc jej głos za plecami, odwrócił się do niej z uśmiechem. Pozwolił przywitać się jej na spokojnie z zespołem, ale chwilę potem od razu przestał powstrzymywać ochotę na złapanie jej i zakręcenie w powietrzu!
Jesteś zajebista, czy ktoś ci to już kiedyś powiedział? ─ po krótkim locie dziewczyny, roześmiany złapał ją i odstawił na nogi. ─ Yep, Hindsight. Gramy na razie po klubach i tak dalej. I cieszę się, że ci się podobało.
Za nim zaczęli już pakować instrumenty Tom, perkusista i Kevin, basista, z czego ten drugi podejrzliwie zerkał w stronę czarnowłosej, ale gdy tylko go przyuważono, zabrał się za pomoc Tomowi w rozkręcaniu perkusji, by potem przenieść ją do samochodu.
Ten smutas to Kevin, nie zwracaj uwagi ─ zaśmiał się Finn, marszcząc zdawkowo brwi. Po chwili rozejrzał się uważnie po okolicy, czy nikt nie podgląda, sięgnął do kieszeni… i wyciągnął dwa, wyjątkowo schludnie zrobione skręty! Pochylił się do dziewczyny i złożył propozycję, uważając przy tym, by koledzy przy instrumentach nie usłyszeli! ─ Niiiby miałem zachować to dla solenizanta, ale wydaje mi się, że skoro to jego impreza, to będzie miał wszystkiego dostatek, cała ferajna się nim zaopiekuje i w ogóle.. a że tobie należy się nagroda za pięknie wykonaną pracę, to co ty na to? ─ posłał jej uśmiech, unosząc brew do góry. Był ciekaw, czy zgodzi się na taki układ.
Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
Nagła cisza mogła zwiastować tylko jedno – kłopoty. Jako że Jake był przykładnym gospodarzem wszelkich imprez, od razu założył najgorsze, a najgorszym było to, że ktoś nawalił. Rozbawienie momentalnie zniknęło z jego twarzy, ustępując miejsca niezadowoleniu, które zwiastowało nieuchronną utratę pracy osób odpowiedzialnych za nagłośnienie. Ewentualnie drastyczne obniżenie ich pensji, bo – jak wiadomo – mieli oni wystarczająco mało pieniędzy, by płakać za każdym utraconym groszem. Biedaki.
____Chyba Matt będzie musiał mi wyba-- — nie udało mu się dokończyć zdania, gdy nagła fala dźwiękowa przetoczyła się po całej widowni. Ciemnowłosy mrugnął gwałtownie oczami, przenosząc wzrok na scenę, na której pojawiła się niezatrudniona przez niego ekipa. Wszystko wskazywało na to, że cała kadra pracownicza stroiła sobie z niego żarty, dopuszczając na scenę nieupoważnione do tego osoby. Ochrona ssała, DJ ssał, służba...
____Zaraz. Czy to był Finn?
____„Jake! Stary byku!”
____Czemu wszystkich okłamujesz? Wciąż jestem piękny i młody! — odkrzyknął, unosząc szklankę z drinkiem. Kompletnie nie przejmował się tym, że płyn w naczyniu wzburzył się niebezpiecznie, a kilka jego kropel rozbryznęło się na kostce brukowej. ― Jeśli zaczniesz ubierać się lepiej, to może cię przygarnę. Pamiętaj, że mam pieniądze! — Dość szybko wczuł się w swoją rolę. Wyglądało na to, że większość gości wręcz czekała na to aż jakkolwiek odpowie chłopakowi na scenie, dlatego też głos O'Briena bez większego trudu przebił się przez tłum. ― Mam nadzieję, że nie rozniesiecie mi sceny, bo zamierzamy bawić się do białego rana!
____Nie skłamał. Jeśli już szaleć, to na całego. Kto by pomyślał, że nawet kumpel z dawnych lat postanowi zrobić mu taką niespodziankę? Coś, co z początku niemalże go wkurzyło, ostatecznie przyniosło ze sobą radość małego dziecka. Co nie zmieniało faktu, że nie był żadnym psem, jednak trudno było kłócić się ze słowami piosenki, która wprawiła imprezowiczów w taneczny nastrój.
____Zacznijmy od tego, że urodziłem się z dobrym gustem. Gdybym miał powiedzieć, jaka jest moja sekretna moc, byłby to właśnie najlepszy gust w każdej dziedzinie. — Pokiwał głową z niezłomnym przekonaniem. ― I co, zauważyłaś już go?
William Cigfran
William Cigfran
Fresh Blood Lost in the City
Na szczęście zeszła ze sceny. Williamowi wydawało się, że gdyby to potrwało jeszcze dłużej musiałby opuścić to miejsce, gdyż nie wytrzymałby z zażenowania. Co więcej nie pomagały mu słowa gości, którzy mieli doskonały ubaw żartując z Leilani.
Przez chwilę nawet myślał czy nie powinien uczynić im jakiejś przykrości. Może nie uderzyć, to zbyt jawne i naraziłby się za bardzo. Jednak przypadkowo wylać na nich zupę? To byłoby dobre, gdyby tylko nie musiał znaleźć tej idiotki!

W końcu ją dojrzał. Nie było to trudne bo znów zwracała na siebie zdecydowanie za dużo uwagi i jeszcze głupia ośmieliła się zdradzić się zbyt jawnie, że się znają. Już wolał być jej bratem - w końcu rodziny się nie wybiera. Dlatego powiedział sarkastycznym tonem:
- Siostrzyczko, słyszałem twój występ.
Wypowiedział te słowa jeszcze zanim zbliżył się do Lei. Tak żeby okoliczni goście nie mieli wątpliwości, że to jego głupia siostra! Najchętniej by się do niej nie przyznał.
- Ile bram widzisz? - Powiedział uprzedni przytulając ją delikatnie. I choć z zewnątrz wyglądało to jak serdeczne powitanie rodzeństwa, to ton jego głosu zdradzał, że jest zirytowany wybrykami Leilani. Nawet jeżeli ta nie zrobiła jeszcze nic złego. Był troszkę uprzedzony. To jednak mogła usłyszeć tylko dziewczyna, gdyż wypowiedziane słowa nie były słyszalne nawet dla stojących najbliżej.
Anonymous
Gość
Gość
To nie tak, że sama chciała wyjść na scenę i zaśpiewać. Nawet swoje prace chciała wystawić pod pseudonimem! Już dawno przeszła jej ochota na bycie w centrum uwagi, by odbić sobie brak zainteresowania ze strony rodziców. Miała teraz Louisa i Erica, kochanka nowego partnera Jonny, z czego ten drugi interesował się Leilani aż nazbyt. Już George traktował ją łagodniej.
Gdy Haze odeszła odtechnęła z ulgą, nie zamierzając w żaden sposób komentować jej słów. Niestety, William został już wywołany, więc musiała zrobić dobrą minę do złej gry.
To było moje wyzwanie, braciszku! — odpowiedziała równie głośno unosząc charakterystyczną karteczkę. Jeszcze nie zamierzała się jej pozbywać, wolała zachować ją na wypadek, gdyby jednak ktoś z ochrony albo organizatorów chciał się z nią rozmówić. Oczywiście zagrała drugą rolę w spektaklu reżyserowanym przez brata i wtuliła się w niego. Gdy było trzeba, zachowywali się jak idealna rodzina.
Jestem trzeźwa, Will — syknęła równie cicho. Skutki ostatniego wybryku odczuwała przez wiele tygodni, zatem tym razem zastanowiła się dwa razy zanim sięgnęła po alkohol. Nie potrzebowała procentów, by być fajna, ona już była fajna. A przynajmniej to zdanie powtarzała sobie w głowie, gdy pokusa robiła się coraz większa. — A jeśli mi nie wierzysz, to...
Nie dokończyła, bowiem w tym momencie na scenę wszedł Finn ze swoim zespołem. Bez słowa przylgnęła mocniej do Williama i trwała tak przez cały występ Brooksa, nie zwracając uwagi na tańczących i skaczących ludzi wokół nich. Zdecydowanie jej humor uległ pogorszeniu, ale nie zamierzała wyjawiać bratu powodu dlaczego tak się stało i czemu potrzebowała jego bliskości właśnie w tym momencie.
Zjedzmy coś — zaproponowała, gdy muzyka ucichła i nie czekając na odpowiedz mężczyzny, złapała go za rękę i zaprowadziła w stronę stolików z jedzeniem. Chciała spróbować tych pyszności już wcześniej, ale pewne spotkanie pokrzyżowało jej plany.
William Cigfran
William Cigfran
Fresh Blood Lost in the City
William nie był kretynem. Może był nieco perfidnym, sadystycznym dupkiem, ale na pewno nie był głupi. Wiedział, że jego mała siostrzyczka nie przytula się do niego przez tak długi czas bez powodu. I nie wierzył, że długo wytrzyma bez alkoholu.
Nawet jeżeli teraz jeszcze pamiętała o skutkach ostatniego wybryku, to wkrótce o nich zapomni, tak jak wyleci jej z głowy, by powtarzać sobie, że jest fajna.
- Bądź ze mną szczera. - Powiedział oschle gdy w końcu się od niego odsunęła. Był na tyle uprzejmy, a może raczej na tyle się o nią troszczył, że nie zamierzał jej odpychać. Miał tylko nadzieję, że wszyscy dobrze słyszeli, że to jest jego głupia siostra.
Dał się jednak zaprowadzić do stołu, nie protestując. Mimo wszystko gdy tylko Leilani spojrzała na niego mogła zobaczyć ten wzrok, który oczekiwał odpowiedzi i wyjaśnień - choć William nie był na tyle miły by wyjaśnić swojej siostrze jakich wyjaśnień oczekuje. Uznał, że ona dobrze wie - lepiej od niego.
Meredith
Meredith "Aitch" Haze
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez Meredith "Aitch" Haze dnia Wto Wrz 10, 2019 11:59 pm, w całości zmieniany 1 raz
Troska Sheridan o Jav po spożyciu wysoce ekskluzywnego drinka pchnęła Aitch do wyjaśnienia (i – tym samym – usprawiedliwienia). Wyjęła z kaletki karteczkę, większości imprezowiczów już łatwo dającą się rozpoznać jako nośnik treści wyzwania, i zaprezentowala ją przede wszystkim siostrze, gdy tymczasem blondynka majstrowała coś przy telefonie.
– Wybacz, siska, że padło na ciebie – jęknęła z lekko teatralną żałością, skontrowaną uśmiechem urwisa, któremu – dosłownie – wyszedł wkręt roku. Chciała jeszce dodać coś o pierwszym względnym sukcesie tej (według niej samej) mało newbee-friendly imprezy, gdy Sheridan przemówiła słowami, których jakoś nie należało ignorować.
Aitch przeniosła na nią uważne spojrzenie, łapiąc podświadomie pewien dystans, narzucony tonem i aurą blondynki.
– Słuchaj... – zaczęła, w sumie niepewna, ile w tej sytuacji może i powinna powiedzieć. Szczególnie przemyślenia wymagała wizja czternastu lat pierdla, jaką roztoczyła Sheridan jako karę za młodszą siostrę w stanie posiadania dwóch "blantów". – Ten... w sumie dzięki za radę, ale... – ale że czternaście? Jakoś nie chciało jej się wierzyć. Inna rzecz, że to Kanada, a nuż mają tu ostro nastukane? Cóż: człowiek uczy się całe życie. A to, że jedyny gatunek imprezy, jaki do tej pory dane było Meredith poznać, polegał na możliwie sprawnym wchłonięciu akurat dostępnych niskiej klasy środków odurzających i możliwie sporej ilości alko – nie mogło tu chyba być argumentem. Z drugiej strony – skoro nawet kuzynka Sheridan odwaliła jakąś godną zapamiętania akcję jako uczennica ścieżki A... Ciekawostka. Niewarta ignorowania – nawet jeśli pewnie nigdy nie pozna kuzynki Sheridan. (Ach, los – ironiczny motherfucker...)
Powinna po wywodzie Sheridan powiedzieć coś w rodzaju "Okej, dzięki, będę uważać" – ale tę treść musiało wyrazić wzruszenie ramionam: – Spoko.
Przeniosła wzrok na Javelin: "Czternaście lat??" – albo poważna sprawa, albo blondynka bredziła raczej w imię efektu, niż w zgodzie z rzeczywistością prawną.
A już zupełnie inna sprawa, że tak dogłębne wniknięcie w wizję wypalenia blanta odbiło się na podświadomości Aitch nieco zwiększoną potrzebą dokonania tego odruchowego przestępstwa.
Ale to później. Teraz uwagę Meredith przejął sygnał nadejścia smsa.
Rodzice...
Anonymous
Gość
Gość
______Rozmasowała skronie walcząc z chęcią wdania się w kolejną kłótnię z Williamem, ale nie chciała rezygnować z imprezy tylko dlatego, że ten jej nie wierzył. Odkąd przyjechał do Riverdale bezustannie sprzeczali się o drobnostki (i trzeba przyznać, że większość z tych utarczek była prowokowana przez samą Leilani, która chciała zemścić się na bracie za skontaktowanie się z Jonną, gdy młoda po pijanemu prowadziła samochód, a następnie obściskiwała się z Rosem) i chociaż ten jeden wieczór chciała spędzić bez dodatkowych wrażeń. Miała ich już wystarczająco dużo, a przebywała na terenie rezydencji mniej niż dwie godziny.
Jestem szczera. Posłuchaj, Will — zagaiła krążąc pomiędzy stołami z kuchnią włoską i francuską w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby jej posmakować. — Robiłam głupie rzeczy i nie mogę obiecać, że w przyszłości nie zrobię kolejnej, ale dziś staram się zachowywać rozsądnie. Może dlatego, że nie ma mojego Namawiacza Do Złego...
______Ostatnie zdanie było chyba skierowane do ciastka, które zaraz wylądowało w jej ustach. Uwielbiała francuskie makaroniki i najchętniej zabrałaby cały paterę, ale zakładała, że obsługa nie byłaby szczególnie zachwycona takim obrotem spraw. Poza tym szkoda ograniczać się tylko do jednego rodzaju słodkości.
Poza tym, jest tu mnóstwo osób ze szkoły i nie zamierzam mieć powtórki z tamtego balu — dodała, gdy ciastko zniknęło na wieki wieków (to znaczy do momentu przetrawienia, ale shh... kobiety takich rzeczy nie robią przecież). Zdawało się jednak, że tymi słowami bardziej stara się przekonać samą siebie, niż Williama.
Willow Hopkins
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
____Co jak co, ale Willow obracania w ramionach nie oczekiwała na zerowej randce, więc była solidnie zaskoczona, gdy została poderwana z ziemi, ale dlaczego miała psuć zabawę? Wydarła się jak przy nagłym zjeździe na rollercoasterze, chwytając się mocno palcami o nową, skórzaną kurtkę pana gitarzysty. Gdy została odstawiona na ziemię, ściągnęła włosy z twarzy, a przede wszystkim wyjęła je z ust, żeby móc odpowiedzieć na bardzo ważne pytanie.
____„Jesteś zajebista, czy ktoś ci to już kiedyś powiedział?”
____A żeby to raz! ─ zaśmiała się, zaraz podpierając ręce o biodra i jeszcze raz przenosząc wzrok na resztę zespołu, licząc, że jeszcze zobaczy jednego członka, bo trójka to jednak nie była jakaś zawrotna liczba. Z drugiej strony Twenty One Pilots miało tylko dwóch, którzy po prostu byli reptilianinami. ─ Hindsight? Że mądry Polak po szkodzie?
____Oczywiście odczuła na sobie nieco oceniający spojrzenie basisty, ale gdy zwróciła na niego uwagę, ten od razu zajął się rozkręcaniem perkusji. Może i Halloween było jedynym dniem w roku, w którym kreatury takie jak ona czuły się jak ryba w wodzie, ale nie, żeby od razu była obrażona na tego smutasa, Kevina. Nihil novi, że się na nią gapią; przecież wyglądem poniekąd pomogła im w odciągnięciu DJa ze stanowiska.
____Finn the Human ─ odezwała się stanowczym głosem ze ściągniętymi brwiami, jak to matka karci dzieci, gdy ten podstawiał jej pod nos propozycję darmowego jarania. ─ Chyba sobie ze mnie żartujesz, że rozważałeś, żeby to spalić beze mnie!
____Od razu pociągnęła go z kulis sceny i nie dając mu wiele czasu do namysłu, zaczęła go ciągnąć w bardziej ustronne, ciche miejsce w ogrodzie. Trzeba było korzystać, póki marihuaen była zalegalizowana, a była legalna tak długo, że konserwatywne ruchy Kanady po spaleniu dwóch jointów mogą zechcieć to wycofać. Odmowa byłaby ze strony Hopkins co najmniej nie na miejscu.
Finnegan Paul Brooks
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Na pytanie dotyczące mądrego kogoś tam po szkodzie, kiwnął głową z uśmiechem. (Swoją drogą co to Polak? Jakiś nowy mem?) W końcu najlepiej uczyć się na własnych błędach, prawda? Ważne, żeby tylko faktycznie się nauczyć. Parę takich błędów spotkało ten zespół, ale na szczęście wyciągnęli z tego wartościowe lekcje.
Ojej, przejrzał ją. Wiedział, że była dobrą osobą do takiego przedsięwzięcia, jakie właśnie miał w ręce. Wsiąść do pociągu byle jakiego! Zostawił gitarę w rękach chłopaków, dadzą sobie radę. On tu miał przesiadkę, a gdyby ją przegapił, to nigdy nie dojechałby do celu!
Zadowolony, cwany lisek. Tak można było podsumować jego mimikę po tym, kiedy dziewczyna zgodziła się i zaczęła ciągnąć go za rękę w stronę ogrodu. Dobry wybór, jeżeli chodzi o miejscówkę. Ponadto, I guess już na zawsze zostanie Finn the Human. No! Lepsze to od Jake the Dog, still.
Szedł za nią, zerkając to na jej majtające się na lewo i prawo włosy w wysokim kucyku, to na rękę, którą go chwyciła. Fajna kobyła.
Prrr, koniku. Prr. ─ zaczął się śmiać, kiedy już wystarczająco oddalili się od reszty randomów. Rozejrzał się jeszcze tylko, upewniając się, że okolica jest na pewno bezpieczna, a potem usiadł z ciemnowłosą przy jakimś większym kamyczku obok fontanny. Ładnie przystrzyżona trawa, krzaczki, kwiatki, bajerki, światełka. Ale będzie faza od tych wszystkich rzeczy!
Wyciągnął pierwszego skręta, a do niego dołączyła zaraz odpalona zapalniczka, w której poszukiwaniu Brooks przekopał najpierw kieszenie spodni.
Dobra, pierwszy buch dla damy. ─ podał jej skarb do ręki, samemu nie mogąc się doczekać swojej tury.
William Cigfran
William Cigfran
Fresh Blood Lost in the City
- Masz rację, nie możesz obiecać. - Odpowiedział krótko. Nie wierzył jej. W innym wypadku nie musiałby jej tu pilnować i stać teraz obok swojej maleńkiej siostrzyczki.
Dlaczego musiała robić aż tyle problemów?!
Gdy powiedziała o tym, że na tym nieszczęsnym przyjęciu znajduje się mnóstwo osób ze szkoły - William rozejrzał się, jakby licząc, że ich wypatrzy, pozna, choć nigdy w życiu ich nie widział.
- Nonsens, to miałoby Cię powstrzymać?
Z jednej strony kpił z niej, choć trzeba przyznać, że na to zasłużyła. Z drugiej uznał, że nie jest małą, przestraszoną myszą, która jedyne co robi to pozostawia resztki po ciastkach po kątach. Jeżeli chciałaby zrobić coś złego, a nie wątpił, że chciała - to zrobi to.
Powinna docenić to uznanie! Niewdzięcznica mała.
- Co rozumiesz przez rozsądne zachowanie? - Spytał, bo chyba musieli ustalić nomenklaturę, którą się posługują.
Anonymous
Gość
Gość
_____Brak jakiejkolwiek kontroli zaprowadził Leilani na skraj przepaści zwanej uzależnieniem, po czym z całej siły pchnął bezbronna nastolatkę w dół. Tylko  cud (a konkretniej Louis, który złapał ją w locie) sprawił, że nie rozbiła się o czekające ją na dole skały. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że przez wybryk na jesieni nikt szybko jej nie zaufa i rozumiała to, a nawet doceniała; potrzebowała kogoś, kto w porę potrząśnie ją za ramiona i nie pozwoli wrócić do dawnych głupstw. Problem tkwił w tym, że wolałaby by cały nadzór odbywał się w sposób bardziej dyskretny, bez otwartej wrogości, jaką przez cały czas raczył ją William.
_____Sama siebie powstrzymuję! — syknęła. Miała już dość ciągłego zrzucania całego zła świata na jej barki. Zupełnie jakby tylko ona była dzieciakiem sprawiającym problemy, czekającym tylko na okazję, by zrobić coś głupiego. Prawda natomiast była taka, że Leilani nierzadko działała pod wpływem impulsu. Brakowało jej dystansu i trzeźwego spojrzenia na rzeczywistość, które miały przyjść z czasem. Jeszcze nie teraz, nie tego wieczora.
_____ Nie robię niczego, co mogłoby mi przysporzyć kłopotów. Żadnego picia, palenia, seksu, ćpania, nawet od BYŁYCH JUŻ znajomych narkomanów trzymam się z daleka. — wyliczyła na palcach czując coraz większe poirytowanie — Czy to nie wystarczy?
Willow Hopkins
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
____Dzięki gentlemańskiej naturze siedzącego na kamieniu obok pana, wzięła ona jego własność w bibułce, na końcu której tlił się ogienek, po czym zaciągnęła się nim należycie. W końcu dobrze wykonana praca musi być równie dobrze wynagradzana. Tylko z reguły, jeśli nie oblewała swoich dokonań z Chesterem, robiła to za pomocą ekspresu do kawy w domu lub idąc grać w kręgle i dostawać szału, gdy przegrywało się z kolegą z drużyny o jeden punkt. Choć nie mogła zaprzeczyć, że palenie blanta przy fontannie było gorsze, broń boże.
____Miała tylko nadzieję, że Jake nie będzie się bulwersował, że ktoś jara w jego ogrodzie. Chociaż skoro Finn zarzekał się, że gibon był pierwotnie dla niego, większe szanse były na to, że będzie się wściekał, że się nie podzielili.
____Ale nie przepuszczasz kobiet w drzwiach? ─ zapytała, a z ust wyleciały jej dwie ścieżki dymu i oddała mu blanta. ─ Ktoś mi kiedyś powiedział, że to wzięło się ze sprawdzania lokalizacji min podczas II wojny światowej, ale nie wiem, czy to prawda.
____Tej pani już dziękujemy.
Meredith
Meredith "Aitch" Haze
Fresh Blood Lost in the City
Przeczytała smsa od "rodziców", kiwnęła sobie głową, jakby się domyślała wcześniej jego treści, a chowając telefon do kaletki – nie mogła nie natknąć się palcami na dwa starannie zwinięte skręty.
– Okej. To ten: to pozdrów kuzynkę – uśmiechnęła się do Sheridan i to uśmiechnięte spojrzenie przenosząc na siostrę, dodała: – Mam nadzieję, że się za bardzo nie wkurzasz za tego drina... No takie życie, nie? Jest impreza, trzeba się dobrze bawić – puściła jej oczko, zabierając się do wyminięcia Javelin. – Jak coś, to esemesik. O starych się nie martw, uspokoiłam ich, więc... no. Znajdziemy się. Właśnie sobie uświadomiłam, że muszę zadzwonić.

Meredith owszem, potrzebowała rozmowy. Nie ona sobie wybierała swój nowy dom, a w nim – "rodziców" i "rodzeństwo". A skoro "rodzeństwo" okazało się być niemal równoletnim stworzeniem tej samej płci, to istniała nadzieja, że dostarczy jakiejś instrukcji obsługi życia w tej jego wersji, w której miała Aitch akurat relatywnie małe doświadczenie.
Ale też Jav miała prawo do swoich ścieżek, pewnie ma tu jakichś znajomych, albo własne sposoby poruszania się wśród ludzi z gatunku, który Aitch wolała traktować jak kosmitów i dla bezpieczenśtwa (swojego i ich) nie określać swego do nich stosunku. Jav miała prawo – to i Aitch miała prawo.
I dlatego capnęła, przechodząc obok stolika, zroszoną butelkę piwa z tequilą i ruszyła spokojnie ścieżkami, żeby znaleźć jakieś intymniejsze miejsce. Schodki do niesprzątanego narożnika ogrodu? Przykryty plandeką basenik na karpie? Tyły budki z narzędziami? Czy może w takich ogrodach nie ma żadnych takich potencjalnie nieładnych obiektów?
Jeśli tak, to trudno.
W najlepszym (dla jej aktualnych celów) miejscu Aitch obejrzała się niestarannie gdzieś wokół siebie, gdzie praktycznie się znalazła, siadła sobie wygodnie, stawiając obok siebie butelkę, wybierając kciukiem numer i przytykając oczekujący połączenia telefon do ucha, podczas gdy drugą ręką wyjęła z kaletki zapalniczkę i skręta, wetknęła go do ust i – pstrykhhh.
Finnegan Paul Brooks
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Nah, tak jak już to było wspomniane, prawdopodobnie na tej imprezie dla Jake'a tego kwiatu było pół światu i nie ucierpi na niespaleniu jednego skręta z Finnem. Chociaż wypadałoby chłopa potem znaleźć i jeszcze raz życzyć wszystkiego najlepszego z okazji urodzin i przechylić z nim chociażby jeden kieliszek. W końcu nie codziennie obchodzi się urodziny. Albo notabene widuje Brooksa, prawda?
Na zaczepkę dziewczyny zaśmiał się, unosząc brew.
No bez przesady, jeszcze czego. ─ pokręcił głową, słuchając potem jej.. absurdalnych wyjaśnień. Ciemnowłosa już chyba uległa wpływom dymu. Ewentualnie była po prostu zdrowo powalona. A jeżeli to drugie, to tylko lepiej!
Szalona. ─ zabrał jej skręta, a potem sam go trochę ukrócił. Spaloną część obsypał obok, gdzieś w trawę, stukając w zawiniątko palcem. ─ Chociaż pamiętam, że raz w podstawówce takim sposobem uniknąłem na sobie pranka. Przepuściłem w drzwiach taką jedną dziewczynę, która mi się podobała, a na jej głowie wylądowała gąbka po kredzie.
Spojrzał w stronę Willow, troszkę oczekując reakcji w stylu "A widzisz! Coś w tym jest!" No chyba, że już zapomniała, o czym rozmawiali.
Willow Hopkins
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
____Willow ani nie zachowywała się, ani nie wyglądała, jakby była normalna, więc Finn miał swoją odpowiedź. Chociaż akurat tę „ciekawostkę” historyczną, o ile była w jakimś procencie prawdziwa, być może ten, który jej to sprzedał, chciał sobie zrobić z niej jaja, wiedząc, że biedna Hopkins i tak nie zweryfikuje tej informacji. Teraz ją to dręczyło po nocach, a Internet nie pomagał, bo po wpisaniu w Google’a frazy, były jej proponowane couchingowe poradniki od stulejarzy desperacko chcących zamoczyć.
____Czyli coś w tym jest! ─ od razu się ożywiła po jego historyjce, wskazując na niego palcem. ─ Może jestem popieprzona, ale mnie jakoś te grzeczności… ─ zaczęła myśleć, co ją te grzeczności. ─ Nie wiem. Wydają mi się bardzo wymuszone. Wiem, że savoir vivre, ale to nie jest nic… co by się… A szkoda strzępić ryja, naprawdę.
____Hopkins nie była zwolenniczką etykiety. Nie wiadomo, czy dlatego, że jej nie zna, czy nie zna jej dlatego, że jej nie lubi i samej przed sobą trudno byłoby jej to posegregować. Zaraz zabrała skręta z powrotem do siebie i zaciągnęła się, korzystając z przerwy w paleniu Finna.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach