Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City


IMPREZA URODZINOWA









UWAGA! Napiszę to na początku, bo potem może zniknąć pod tekstem i w ogóle. Obecność na imprezie oznacza zgodę na wszelkie ingerencje Mistrza Gry. Nie zakładam, że stanie się tu coś drastycznego i nikt zapewne nie straci ręki ani tym bardziej głowy, ale wiedzcie, że mogą wydarzyć się tu różne rzeczy. Beep. Koniec przekazu.

Impreza została zorganizowana na terenie posiadłości O'Brienów. Całość odbywa się na zewnątrz. Na rzecz urodzinowego szaleństwa, cały obszar dookoła willi został dostosowany do potrzeb gości, podczas gdy dostęp do samej posiadłości został odpowiednio zabezpieczony. Nikt nie ma prawa ani możliwości dostania się do środka posiadłości i swobodnego poruszania się po niej. Zatrudniona ochrona pilnuje, by żaden z zaproszonych gości nie pozwolił sobie na podobną swobodę, jeśli nie przebywa akurat w towarzystwie Jake'a lub Matta. Wątpliwe jednak, by komukolwiek przyszło do głowy szukanie atrakcji wewnątrz rezydencji, gdy na zewnątrz ich nie brakuje.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji Djpng_qexwpas
Muzyka dobiegająca z głośników sprawia, że całe miejsce wydaje się tętnić życiem. Nie mogło zabraknąć tu specjalnie wynajętego DJ'a, który zdecydowanie zna się na rzeczy i wie, w jaki sposób skutecznie rozruszać imprezę, na której nie brakuje młodzieży, dającej ponieść się rytmom. Różnorodność utworów sprawia, że każdy może znaleźć coś dla siebie.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji Basen-z-w_qexnhew
Basen w kształcie wiolonczeli wywarł wrażenie już na niejednym gościu, który miał okazję zwiedzać posesję. Kolorowe światła przyciągają uwagę obserwatorów szczególnie nocą, jednak o ile ten osobliwy zbiornik przez większość czasu wypełniony jest wodą, tak podczas trwającej imprezy uczyniono z niego główny wodopój. Tak, tym razem całą objętość basenu wypełniono drogą wódką, której może spróbować każdy gość imprezy. Jeśli jednak którykolwiek z nich marzył o okazji wykąpania się w procentach, musi na wstępie porzucić nadzieję na otrzymanie podobnej okazji na terenie posiadłości O'Brienów. Przy basenie nie bez powodu kręci się aż trzech ochroniarzy, którzy są odpowiedzialni za utrzymywanie porządku i niedopuszczenie do zabrudzenia trunku przez innych.
Ale czy ktokolwiek miał kiedyś możliwość napełnienia swojego kieliszka w podobny sposób? Na pewno nie.
Nie jest to jednak jedyne miejsce, w którym można zdobyć alkohol. Zaraz obok znajduje się przygotowany mini-bar, w którym goście mogą skorzystać z darmowych usług zatrudnionego barmana, który z chęcią przygotuje najbardziej wyszukane drinki. Wybór jest naprawdę szeroki.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji Zarciepng_qexwpqe
Ilość i różnorodność jedzenia zadowoliłaby niejednego smakosza, szczególnie że organizatorzy zadbali o to, by podawane przekąski były najwyższej jakości. Nie ma tu miejsca na tanie orzeszki z pierwszego lepszego sklepu, a każdy stół został zadedykowany różnym kuchniom świata i udekorowany tak, by kojarzył się z danym krajem. Nic nie zostało przygotowane przypadkowo. Bufet kuchni orientalnej sprawia, że można poczuć się jak na wycieczce w Azji, a stolikowi z meksykańskimi przekąskami brakuje zaledwie przygrywających gdzieś w pobliżu mariachi. Poza tym można spotkać tu przystawki rodem z Włoch, Francji czy nawet Hiszpanii. Z pewnością nikt nie wyjdzie stąd głodny.

Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
To, że od formalnej daty urodzin minęły już ponad dwa miesiące, nie miało żadnego znaczenia. Jeśli miałeś wystarczająco dużo pieniędzy, każda dzień był dobry, by uczcić pamięć o twoich narodzinach, bo – jak to się mawia – kto bogatemu zabroni?
____Dla schodzących się na imprezę gości nie miało znaczenia to, z czym była związana. Wystarczyło zapewnienie darmowego, wykwintnego jedzenia, dobrej muzyki i wspomnienie o basenie wypełnionym ekskluzywnym alkoholem (ten ostatni cieszył się największym zainteresowaniem). Wieść o przyjęciu krążyła w internecie już od kilku tygodni, a O'Brien nie mógł wygrzebać się ze sterty natrętnych wiadomości aż do dnia, gdy tydzień temu ogłoszono oficjalną datę. Ostatni dzień sierpnia wydawał się być strzałem w dziesiątkę, biorąc pod uwagę, że dla niektórych oznaczał on nieuchronny koniec wakacji – przynajmniej tego dnia mogli czerpać od życia to, co najlepsze, a Jake najwidoczniej wydawał się usatysfakcjonowany faktem, że już od pierwszych minut rozpoczęcia zabawy, w ogrodzie roiło się od imprezowiczów. Stojąc na przygotowanej dla DJ'a scenie, nie czuł się też ani trochę skrępowany obecnością tak wielu osób.
____Dało się zauważyć, że był w pełni przygotowany do publicznego wystąpienia.
____Wydarzenie dopiero się rozpoczęło, jednak uznał, że była to odpowiednia chwila na jego oficjalne otwarcie. Dwa głuche uderzenia w mikrofon miały na celu nie tylko sprawdzenie jego sprawności, ale także zwrócenie uwagi obecnych. Skutek był zadowalający, biorąc pod uwagę, że już po chwili w tle dało się usłyszeć przeciągły gwizd jednego ze znajomych Excelsiora.
____Pewnie skłamałbym, mówiąc, że nie spodziewałem się aż tylu gości. Mimo tego cieszę się, że was widzę i mam nadzieję, że nie zapomnicie tej imprezy już do końca życia, choć alkoholu mamy pod dostatkiem. Więc może powinienem liczyć na to, że zapomnicie o tym, co się tu wydarzyło? ― Ostentacyjnie skierował wzrok w stronę kolorowego basenu. ― Kieliszki obok są do waszej dyspozycji. Pozwolę sobie uprzedzić niewtajemniczonych – nie, w tym basenie nie możecie pływać. Myślę, że nasi ochroniarze woleliby, żeby była to w miarę spokojna noc.
____NO WIESZ, JAKIE. MÓWIŁEM, ŻE KĄPIEL W WÓDCE BĘDZIE LEPSZĄ OPCJĄ.
____Spoko, doleję ci trochę po imprezie, żeby nikt inny nie wlewał w siebie twoich brudów ― rzucił konspiracyjnym tonem, puszczając oczko zawiedzionemu brunetowi pod sceną. ― To co? Chyba tyle w temacie. Bawcie się dobrze!
____Wyłączając mikrofon, zasalutował niedbale wszystkim gościom, pozwalając na to, by głośna, rytmiczna muzyka wypełniła okolicę. Zszedł ze sceny i od tego momentu zabrał się za wypatrywanie znajomych twarzy w tłumie. Jakby nie patrzeć, ten dzień należał do niego.
Anonymous
Gość
Gość
Dwudziesty czwarty czerwca był kurewsko magiczną datą w odbiorze Matthew. W końcu to właśnie ta data była nie tylko idealnym momentem na wyprawienie gigantycznej imprezy podczas której wszyscy ci wszystko wybaczali. Była przede wszystkim łącznikiem między nim i jego stuprocentowo najlepszym kumplem, jaki chodził po ziemi. I nawet jeśli mieli już sierpień, dzisiejsza impreza była po prostu potwierdzeniem, że niektóre wydarzenia wymagały porządnych przygotowań, by zwalić wszystkich z nóg. A jeśli w rezydencji pojawiła się choć jedna osoba, która wątpiła w to, że mogło się to skończyć w inny sposób... Matthew bez wątpienia był jedną z osób, które zamierzały im udowodnić jak bardzo się mylili.
Już na start zajechał na znajomy podjazd swoim przepięknym srebrnym Porszakiem nówka sztuka, trąbiąc na jakąś dziewczynę która próbowała się wepchnąć na jego miejsce wyjątkowo paskudną, biedacką Hondą o kolorze zgniłej zieleni. Opuścił szybę, wychylając się poza samochód ze ściągniętymi brwiami.
Dziunia, zjeżdżaj stąd. To moje miejsce.
Tak? Nie widzę żeby było podpisane — jak widać brązowowłosa buntowniczka zdecydowanie nie zamierzała się poddać bez walki. Nie lubiła też chyba być nazywana dziunią.
Za to twoje imię może zaraz wylądować na czarnej liście. Zjeżdżaj stąd zanim zrobię ci przysługę stulecia i zbanuję ze wszystkich imprez w okolicy na najbliższych pięć lat. Albo dopóki nie wykonasz operacji plastycznej, co swoją drogą chyba by ci się przydało patrząc na ten krzywy nosek — postukał się we własny nos, unosząc brew ku górze.
Dupek — dziewczyna uniosła dłoń do góry prezentując mu wyjątkowo piękny, długi środkowy palec. Mimo to faktycznie postanowiła się wycofać i przejechać w inne miejsce, nie ryzykując dalszych kłótni z kimś, kto wyglądał jakby podcierał się pięćset dolarówkami.
Spokojnie kotku, operacja może poczekać. Najpierw zająłbym się tym paskudnym autem — pomachał jej na odchodne szczerząc się przy tym zupełnie jakby dostał wymarzony prezent na Boże Narodzenie. Zadowolony z takiego, a nie innego rozwoju akcji, wjechał na swoje miejsce i ruszył w kierunku znajomego budynku, odprowadzany piknięciem automatycznie zamykających się zamków.
Namierzenie Jake'a nie było szczególnie trudne, biorąc pod uwagę jego piękną przemowę na scenie.
JAKE! — jednym z ukrytych talentów Matthew bez wątpienia było głośne, mocno efektowne darcie mordy. Po prostu nie sposób było go przeoczyć, gdy machał ręką, przechodząc pomiędzy ludźmi, by w końcu zamknąć przyjaciela w niedźwiedzim uścisku — Wszystkiego najlepszego brachu. To jest ten moment, gdy wymyślam jakieś super długie, zajebiste życzenia, których nie zapomnisz do końca życia?
Zapytał cały czas szczerząc się jak głupi do sera, jednocześnie witając się z innymi znajomymi przechodzącymi obok nich.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez [MG] Plague Doctor dnia Sob Sie 31, 2019 9:36 pm, w całości zmieniany 1 raz
______Imprezy nie były jej mocnym punktem. Zazwyczaj unikała tłumów, a młodzieżowe wypady zostawiała znajomym, którzy czerpali z tego radość. Jednakże tego wydarzenia nie mogła zignorować. O ile nie znała się z Jake'iem tak dobrze, jak ludzie myśleli – jego urodziny były raz do roku i należało je świętować odpowiednio. Kiedy tydzień temu dostała zaproszenie, odwołała wolontariat w szpitalu, jak i dwa spotkania. Miała z tył głowy, że impreza robiona przez Excelsiora mogła się odrobinę przedłużyć. Niespodziankę dla solenizanta przygotowała już wcześniej, więc z jedną rzeczą nie musiała się śpieszyć.
______Zajechała kilka minut po czasie oficjalnego rozpoczęcia. Niektórzy nazwaliby to odpowiednim spóźnieniem. Arda nazywała to korkiem. Dużo ludzi zjeżdżało do posiadłości O'Brien'a i musiała chwilę poczekać, aż przepuszczą jej samochód pod wejście główne. Kiedy służący otworzył jej drzwi, wysiadła zgrabnie i krótkim zdaniem oddelegowała kierowcę, który miał czekać na wiadomość od niej. Skierowała swe kroki w kierunku ogrodu... gdzie ujrzała to, czego się spodziewała.
______Naprawdę nikt nie robił lepszych imprez niż Jake.
______Pokręciła rozbawiona głową, zostając nieco w tyle, kiedy solenizant i gospodarz zaczął przemówienie. Basen z wódka brzmiał jak idealny pomysł, żeby kogoś do niego wrzucić. Kogoś, kogo nie lubiła – czyli jakieś trzy czwarte imprezy. W koło było słychać ochy i achy, a błękitne oczy przesuwały się po uczestnikach wydarzenia, a politowanie wymalowało się w tych bezdusznych tęczówkach. Kiedy Jake zszedł ze sceny, ruszyła spokojnie w jego stronę, pozwalając kilku osobom dobić się do niego pierwszym. Ona zgrabnie lawirowała na wysokich szpilkach pomiędzy ludźmi, docierając do solenizanta.
______— To gdzie ta niekończąca się kolejka? — spytała rozbawiona z tym zadziornym  błyskiem w oku, zakładając ręce na piersi. Nie zapomniała o tamtym komentarzu i naprawdę miała nadzieję ujrzeć ten cud natury. — Wszystkiego najlepszego Jake. Żeby ta kolejka naprawdę się nie kończyła. — powiedziała najzupełniej szczerze, przytulając na chwilę chłopaka, po czym wsunęła mu w dłoń niewielką torebkę.
______Prezent.
______W końcu kto przychodzi na urodziny bez prezentu? Arda odsunęła się o krok, dając mu trochę przestrzeni. W torebce zaś tkwiły dwie rzeczy: niewielkie pudełko i koperta. Przystawka i główne danie. Przystawką w tym wypadku było pudełeczko, które skrywało odpowiednio drogi zegarek Armaniego. Głównym daniem była koperta, która skrywała krótką notkę z życzeniami od srebrnowłosej oraz dwa bilety lotnicze do... Korei. Dwa tygodnie w odpowiednio wysokiej klasy kurorcie ze wszelkimi dogodnościami, które O'Brien mógł sobie wymyślić, czekały na solenizanta, który mógł zabrać dodatkowo jedną osobę ze sobą. W końcu nie kupi mu wycieczki solo! Tak się nie godzi.
______Sto lat, cholero. Niech Ci się wiedzie.
______Kiedy obdarowała już jednego, zauważyła Matthew, który umknął jej na początku w tłumie znajomych. O ile lepiej znała O'Brien'a, nie oznaczało jednak, że będzie niewychowana i zignoruje przyjaciela Jake'a. Dając chłopakowi czas na ogarnięcie prezentu, objęła również i L'aubespine, składając mu życzenia.
______— Chyba nie myślisz, że Cię oleję. — powiedziała, odsuwając się powoli od niego i wręczając mu drugą torebkę, o tej samej zawartości – zegarek i bilety do tego samego miejsca. W końcu papużki-nierozłączki, prawda? Jak mogłaby to zignorować?
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Miała czas, wiedziała, że pewnie wszyscy się tu zlecą. No a jednak była Sheridan Paige, musiała dbać o swoją cudowną reputację. Poza tym, nawet ona miała prawo się czasem pobawić. I chciała. Pewnie dlatego kiedy tylko weszła i zasłyszała o jakiejś tam tablicy z numerkami dla "super odważnych" od dwóch dziewoi, które skakały wokół niej przy samych drzwiach i mówiły, że taka super osoba jak ich idolka pewnie na wszystko by poszła dla fanów...
Cóż. Parsknęła śmiechem na widok zajebistego napisu na karteczce, kiedy odebrała ją od osoby odpowiedzialnej za całą tę zadaniową zabawę. No cóż, sama się w to wpakowała. Chrzanić konformizm, moi drodzy.
Na razie jednak wolała trzymać się na uboczu, na tyle na ile mogła, szukając jakiejś bardziej lub mniej znajomej osoby do zaczepienia do jakiejś faktycznej ludzkiej rozmowy. Albo tańca połamańca. I jak na typowe bliźnię Paige przystało - kręciła się przy żarciu. Bo żarcie najważniejsze.
Sabotage
Sabotage
The Jackal Novus
Już od dłuższego czasu wszyscy w okolicy trąbili o szykującej się imprezie organizowanej przez syna jednej z najbogatszych rodzin w Kanadzie. Początkowo dziewczyna nie była przekonana czy aby na pewno będzie w stanie w ogóle się na nią dostać. Jakby nie patrzeć, nie należała do śmietanki towarzyskiej która wkraczała na eventy po czerwonym dywanie, a ludzie nie sypali przed nią kwiatów. Dlatego gdy tylko padło hasło "wstęp wolny dla wszystkich", poinformowała swoją siostrę i rodziców, by nie brali jej pod uwagę na obiedzie danego dnia i wybyła z domu. Po cichu, tak by ojciec nie zdążył się przyczepić do jej stroju, który mógłby uznać za nieco zbyt wyzywający. Upięła włosy w wysoki kucyk, wiedząc że nic nie przeszkadzało podczas picia tak bardzo, jak wchodzące ci w kieliszek kudły.
Dojazd miała całkiem prosty. Na szczęście autobusy jej nie zawiodły. Ignorując kilka pojedynczych zaczepek i gwizdów, pożegnała się z delikwentami środkowym palcem, zaraz wypadając na zewnątrz. Telefon pokazywał dziesięć minut piechotą. W porządku. Pociągnęła usta bezbarwnym błyszczykiem i ruszyła w odpowiednią stronę, całkowicie powierzając swoje życie GPSowi. Już na start dość mocno była w stanie odczuć różnicę poziomów, gdy jej oczom ukazała się istna kolejka wypasionych samochodów, na których nigdy nie miała nawet położyć rąk. Tyle dobrego, że przychodząc tu na piechotę, przynajmniej nie musiała się przejmować staniem w kolejce.
Nawet jeśli nigdy nie miała problemów z pewnością siebie, a imprezy były jej domeną, nie spodziewała się aż tylu ludzi. Być może dlatego jej palce nieco nerwowo zatknęły pojedynczy kosmyk za ucho, gdy postanowiła udać się bardziej wgłąb, by znaleźć sobie jakieś bardziej odpowiednie miejsce.
Gdy solenizant rzucił krótką przemową, zaklaskała kilkakrotnie razem z innymi i ruszyła w kierunku jedzenia. Przecież nie będzie mu składać życzeń urodzinowych, gdy nawet nigdy nie widzieli się na oczy. Miał od tego dziesiątki innych osób, które już ustawiały się w kolejce, czekając by wcisnąć mu jeden z wielu pakunków. Zaczęła więc z zaciekawieniem przyglądać się jedzeniu, od razu nakładając sobie kilka intrygująco wyglądających rzeczy na talerz, nim jej wzrok padł na śliczną blondynkę kręcącą się nieopodal. Uśmiechnęła się nieznacznie do samej siebie widząc bratnią duszę o podobnych priorytetach i od razu podeszła do niej z cichym chrząknięciem, by zwrócić na siebie uwagę.
Cześć. Niezłe wydarzenie, co nie? — zagadała mało zobowiązująco, nie mając póki co zbyt dobrego wglądu na jej twarz. Po wcześniejszym subtelnym obczajeniu jej figury, była jednak pewna że się nie zawiedzie nawet po ujrzeniu przodu. To nie powstrzymało jej jednak przed trzymaniem kciuków za własne szczęście pod talerzykiem, któremu na razie dała spokój. Głupio tak zażerać się kanapką na początku rozmowy z drugą osobą.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Posyłała co rusz spojrzenia w stronę ludzi ciągnących się w jednym kierunku, domyślając się, że szorują znaleźć samego solenizanta, żeby złożyć mu wymuszone życzenia. Jako że nie znosiła takich tłumów i przeciskania się w kolejce, postanowiła zrobić to samo kiedy już się nieco przerzedzi. Lepiej późno niż wcale, co nie? Szczególnie, że jej jednak wypadało.
Na razie zadowoliła się doborowym towarzystwem panierowanych krewetek, które aż się prosiły, żeby wymienić się z nimi numerem telefonu. Do jej dentysty. Kiedy się w nie wgryzała.
"Cześć."
Zamarła z uprażonym ogonem wystającym jej z pyska, na szczęście tylko na krótką chwilę. Zaraz po tym uniosła palec jednej z dłoni, dokończyła znęcanie się nad morskim stworzonkiem, otrzepała dłonie - na których i tak nic nie było, no bo halo, wykałaczki ratowały dzień - i odwróciła się na pięcie w stronę, z której dochodził nieznajomy jej kompletnie głos.
- He-hej. Wybacz, wolałam robić pierwsze wrażenie plecami niż pełną gębą - zaśmiała się nerwowo, przenosząc ciężar z jednej nogi na drugą i z powrotem. - Cóż, Jake jest chyba dość znany z bycia imprezowym gospodarzem stulecia. Przynajmniej tyle o nim słyszałam.
Wykałaczka, na którą wcześniej była nabita krewetka, skończyła w przygotowanym na nie kubełku stojącym nieopodal. Za to lwie oczyska Paige zaczęły wręcz skanować nieznajomą, też próbując wrzucić ją do jakiegoś kosza. Kosza ludzi, których zna i pamięta. Tylko coś nie pykło.
Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
Głos Matthew był dźwiękiem, który Jake rozpoznałby dosłownie wszędzie. Zwykle słyszał go, zanim jeszcze udało mu się dostrzec jego właściciela, ale dzięki temu zlokalizowanie go nawet w tłumie stawało się o niebo łatwiejsze. Minus tego wszystkiego był taki, że przyjacielowi nie udało się zaatakować go z zaskoczenia, jednak O'Brien dosłownie przyjął go z otwartymi ramionami. Rozłożywszy je niemalże na całą szerokość przypadkowo zaczepił jakiegoś przypadkowego gościa, który chyba nie był w stanie obwiniać samego organizatora za to, że skupiony na ciemnowłosym, nawet nie raczył go przeprosić.
____Elo, mordo ― rzucił ze słyszalną żartobliwością, zanim sam zakleszczył go w żelaznym uścisku podkreślonym przyjacielskim klepaniem po plecach. ― Wszystkiego najlepszego. Myślę, że możemy sobie darować zajebiście długie życzenia, bo nie wystarczy nam całej nocy. Chyba zapomniałeś, że wtedy nie będę mógł  być gorszy. Choć przyznam, że miałbym ubaw, gdyby wszyscy zaczęli zbierać się dookoła i czekali na możliwość złożenia nam życzeń, podczas gdy bylibyśmy zajęci składaniem ich sobie nawzajem.
____Trzeba przyznać, że była to całkiem trafna uwaga, zwłaszcza że Raven dosłownie chwilę później dostrzegł kręcącą się w ich pobliżu znajomą twarz.
____„To gdzie ta niekończąca się kolejka?”
____Daj jej się rozkręcić ― rzucił, wypuszczając  L'aubespine'a z objęć. Domyślał się, że o wiele łatwiej było przyjmować podarunki, mając wolne ręce, pomimo tego, że dla tych bardziej nieśmiałych gości przygotowano specjalne miejsce do składowania prezentów. ― Już ja dopilnuję tego, żeby się nie skończyła i dzięki. ― Wyglądało na to, że nie miał żadnego problemu z odwzajemnieniem uścisku białowłosej. Jakby nie patrzeć, dotyk nie sprawiał mu problemu, chociaż z pewnością wolałby, żeby żaden biedak nie zbliżał się do niego na tak niewielką odległość.
____Mam nadzieję, że impreza się podoba i że później mogę liczyć na wspólne selfie ― dodał z półuśmiechem, przyjmując torbę z prezentem, który na ten moment przekazał przechodzącemu obok lokajowi. Mężczyzna przyjął go bez słowa, jedynie pochylając głowę w stronę Ardy i Matta w powitalnym geście.
____Odpakowywaniem podarunków zamierzał zająć się później.
Anonymous
Gość
Gość
Matthew parsknął głośnym śmiechem słysząc plan o długim składaniu sobie życzeń. O tak, to było coś czego nie zapomnieliby przez długi, długi czas. Zwłaszcza że wiele tych panienek (i paniczy, nie dyskryminujmy) byłoby gotowych stać godzinami, byle móc zamienić choć kilka słów z solenizantem. Nawet jeśli zawsze wychodzili z założenia moja impreza to twoja impreza dzisiejszego wieczoru L'aubespine postanowił nie afiszować się aż tak z podobnym faktem, by blask reflektorów w pełni spłynął na jego przyjaciela. Najważniejsze że sami wiedzieli.
Zrobimy to za rok — zarzekł się puszczając mu oko — Swój prezent dostaniesz w poniedziałek. 1720 W 2nd Ave o 15:30, nie spóźnij się.
W wesołym głosie Matthew była pewna agresywna nuta, która zdecydowanie świadczyła o tym, że nie zamierzał akceptować jakichkolwiek odmów czy wymówek. Klepnął go jeszcze w ramię, nim przesunął się na bok pozwalając Pladze przecisnąć się do przodu. Choć musiał przyznać, że był nieco zaskoczony, gdy dziewczyna wykazała się pamięcią. Jednak dziewczyny z wyższych sfer miały w sobie to coś, co czyniło je po prostu najlepszymi.
Przyznaję, dawno mnie nikt tak nie zaskoczył — może zaskoczenie Matthew nie było najtrudniejszym wyzwaniem na świecie, ale i tak nie powstrzymało go to przed wesołym szczerzeniem się, gdy przyjmował pakunek. Podziękował dziewczynie, odwzajemniając uścisk i w przeciwieństwie do Jake'a, od razu otwierając pudełko. Jak na ciekawstką bestię przystało.
Damn, sis — rzucił z wyraźnym podziwem, od razu wyciągając zegarek ze środka. Przez chwilę obracał go dookoła, a oczy świeciły mu się przy tym jak najbardziej dorodne diamenty. Odwrócił się do lokaja od razu prosząc go o pomoc w założeniu zegarka na rękę, którą obracał kilkakrotnie podziwiając odbijające się światła.
Jest idealny. Jeszcze raz wielkie dzięki — rzucił zadowolony również z biletów, choć je wraz z pudełkiem po zegarku, podobnie jak Jake przekazał służbie, wiedząc że nigdzie nie będą tak bezpieczne jak z nimi.
Sabotage
Sabotage
The Jackal Novus
Już sam sposób w jaki blondynka pochłaniała krewetki był niesamowicie uroczy. Ledwo powstrzymała się od cichego śmiechu, nie chcąc jej spłoszyć już na starcie. W końcu nikt nie lubił podobnych przywitań, gdy nie znał drugiej osoby. Dopiero słowa dziewczyny sprawiły, że nie mogła sobie darować cichego parsknięcia, które zaraz próbowała zakamuflować cichym kaszlnięciem w pięść.
Patrząc na tutejsze jedzenie, absolutnie bym cię za to nie winiła. Gdybym mogła napchałabym sobie nim kieszenie i zabrała do domu — podzieliła się z dziewczyną swoim pseudo-sekretem, nachylając przy tym nieznacznie z konspiracyjnym szeptem. Dopiero po chwili jej synapsy w mózgu zdawały się odpowiednio połączyć, uświadamiając ją przed kim właściwie stoi. Przez sekundę zamarła, nim odchyliła się na powrót już normalnie, ledwo powstrzymując się przez powiedzeniem:
O rany, Sheridan Paige.
Cholera. Powiedziała to.
Zamrugała kilkakrotnie odzyskując kontrolę nad własnym mózgiem, nim pomachała nieznacznie dłonią.
Przepraszam, znaczy... na początku cię nie poznałam — świetny początek Liaison. Zreflektowała się wyciągając dłoń w jej kierunku z lekkim uśmiechem, wyraźnie niezrażona własną wtopą.
Javelin. Dla przyjaciół Jav.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
______Rovere nie należała do nieśmiałych. Ewentualnie to asocjalnych, ale dzisiaj były urodziny O'Brien'a oraz L'aubespine, więc nie zamierzała siedzieć w kącie jak pryszczaty w podstawówce na dyskotece. W jej mniemaniu złożenie prezentu na ręce solenizanta było wręcz sprawą honoru – co w jej wypadku zakrawało o paranoję, ale kto zrozumie kobiety? Wytłumaczeniem mógł być fakt, że po prostu ich lubiła. Uśmiechnęła się ponownie, słysząc o kolejce i ostentacyjnie odwróciła głowę w kierunku gości, którzy napierali w kierunku ich trójki. Każdy chciał złożyć życzenia.
______— Oczywiście, że się podoba. W końcu to Twoja impreza. A co do selfie... pewnie, tylko bez przypadkowych kolejkowiczów. — rzuciła nieco rozbawiona. — Ale muszę przyznać, że naprawdę liczę na jakiegoś odważnego śmiałka, który zanurkuje w tym basenie. — dodała, kierując spojrzenie na miejsce, wkoło którego zebrało się mnóstwo gości. Niektórzy już pili zawartość basenu, inni robili zdjęcia, które wrzucali na portale społecznościowe. Arda nie wybierała się na razie w tamtą stronę.
______Kiedy Matthew odpakował prezent i od razu go założył, srebrnowłosa skinęła głową zadowolona, że trafiła w gusta chłopaka. Nie łatwo im dogodzić.
______— Nie ma za co. Urodziny trzeba świętować. — powiedziała spokojnie, nim jednak zdążyła coś dodać, ktoś potrącił ją, chcąc dostać się do solenizanta numer jeden. W sekundę jej twarz zmieniła swój wyraz z uśmiechniętej na  wykrzywioną w geście dezaprobaty, po czym westchnęła przeciągle. — Widzę, że niektórzy nie mogą się wręcz doczekać, żeby wam złożyć życzenia. — rzuciła ni to żartem, ni to poważnie, ale na wszelki wypadek odsunęła się nieco na ubocze, dając chłopakom i ich gościom przestrzeń. Nie zamierzała kopać się z koniem. Skinęła tylko chłopakom, żeby przyjmowali życzenia dalej. Rozmowa może poczekać. W międzyczasie jeden z kelnerów zaproponował jej kieliszek szampana, który przyjęła w milczeniu. Impreza zaczynała się rozkręcać.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
No jasne, niech się jeszcze śmieje. Sheridan Paige, gwiazda obżarstwa, już widzę te nagłówki.
Ale zamiast jakiegoś wielkiego wyśmiewu, otrzymała coś, co zawarło między nimi nić porozumienia. Co więcej, dziewczyna traktowała ją kompletnie normalnie, więc albo była jakąś nieznaną bogaczką, która zachowywała zimną krew przy osobach jej pokroju, albo... szlag, jednak nie.
Dobra. Cicho, cicho, było w porządku. Gorzej niż Chauncey drący się na środku Starbucksa być nie mogło, prawda?
- Co? Nie, ale nie prze- - westchnęła, uśmiechając się tylko bezradnie. Mimo wszystko wyglądało na to, że Javelin - jak te śmieszne włócznie do rzucania? huh? - była osobą wyluzowaną i wcale nie miała zamiaru kajać się godzinami. - Cóż, w takim razie poudaję, że już przeskoczyłyśmy na etap przyjaźni, Jav - odparła lekko, uściskując dłoń dryblaski z nieziemską wręcz delikatnością. - Jeśli chcesz, możemy bawić się w jedzeniowe połowy razem, mawiają, że jestem zaklinaczką bufetów. Ze mną nie zginiesz.
Co. Gdyby stał przed nią na przykład taki Jaime, to narrator uznałby to za naprawdę słaby tekst na podryw.
Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
____W takim razie mamy układ. ― Przytaknął, najwidoczniej uznając słowa Matta za niepisany pakt i obietnicę. Nie żeby zakładał, że przyszłe urodziny spędzi w inny sposób – fakt, że oboje urodzili się tego samego dnia i tego samego roku był zobowiązujący. Zresztą nikomu nie powinno umknąć to, że boje zachowywali się, jak bliźnięta, nawet jeśli nie dzielili rodziców. ― Dobrze wiesz, że nie przegapię takiej okazji. Chociaż, o ile dobrze pamiętam, wymienialiśmy się już prezentami. Nie żebym narzekał. ― Kto jak kto, ale żadne z nich nie potrzebowało okazji, by wręczyć sobie prezent. Poza tym sam miał już coś dla L'aubespine'a i choć planował wręczyć mu prezent dziś po imprezie, równie dobrze mógł zrobić to podczas poniedziałkowego spotkania.
____„Oczywiście, że się podoba. W końcu to Twoja impreza.”
____Przestań, bo się zarumienię. ― Machnął teatralnie ręką i trzeba przyznać, że idealnie nadawałby się na scenę, nawet jeśli zdradzał go rozbawiony błysk w oczach. Dobrze zdawał sobie sprawę, że jego impreza musiała być udana. Wystarczyło się rozejrzeć, by zauważyć ile serca i pieniędzy – zwłaszcza pieniędzy – włożono w jej organizację. ― I jestem za. Też wolę, żeby nikt inny nie pchał nam się w obiektyw. Zepsuje całą kompozycję. A co do basenu, wolałbym, żeby pozostał czysty jak najdłużej. Goście mogą być zawiedzeni, szczególnie że aż do dzisiaj nie sądzili, że nie żartowaliśmy w jego kwestii.
____Widząc dziecięcą radość przyjaciela na widok prezentu, wywrócił oczami, choć na jego twarzy widniała jedynie pobłażliwość. Jakby nie patrzeć, od samego początku obawiał się, że Matthew zostanie zepchnięty na dalszy plan – nic dziwnego, że w głębi duszy cieszył się, że o nim pamiętano.
____Musisz mu wybaczyć. Ma problemy z ekscytacją ― rzucił zgryźliwie, trącając kumpla łokciem w bok. Nie minęła chwila, a Jake mimowolnie uniósł rękę, jakby szykował się do asekuracji białowłosej. ― Panie i panowie, spokojnie. Miejsca starczy dla wszystkich, a wolałbym, żeby obyło się bez ofiar śmiertelnych. ― Kiwnął głową, nakazując tłumom zachowanie w miarę bezpiecznej odległości. Dookoła było jednak dość głośno, by zapanował lekki chaos. ― Chyba minie jeszcze trochę czasu, zanim się napijemy, Matt ― rzucił mrukliwie, choć kiedy kolejna osoba postanowiła wręczyć mu prezent, wykrzywił usta w odpowiednio urzekającym uśmiechu panicza z dobrego domu.
Sabotage
Sabotage
The Jackal Novus
Wzruszyła nieznacznie ramionami, wyraźnie nie mając nic przeciwko używaniu przez dziewczynę skrótu. Imprezy zawsze rządziły się swoimi prawami, które od lat akceptowała. A gdy już jakimś cudem rzeczywiście miały się tu trzymać przez najbliższych kilka godzin to w razie zniknięcia jednej z nich, przywołanie się wzajemnie ksywą było bardziej efektowne. Tak na wypadek ewentualnych powtórek, choć wątpiła by była tu jakaś inna Javelin. Zwłaszcza że to nawet nie było jej prawdziwe imię.
Świetnie. W takim razie nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli będę ci mówić Sher? — zapytała w miarę delikatnie odwzajemniając uścisk, zupełnie jakby bała się że przez przypadek zmiażdży jej rękę. Teraz gdy etap powitania miały już za sobą, mogła w końcu zabrać się za zawartość swojego talerza. Złapała jedną z wykałaczek które zgarnęła z kubeczków i nabiła na nią mini-kiełbaskę, wsuwając ją sobie do ust. Rany, przepyszna. Choć kochała imprezy za ich odgórny klimat, niebiańskie jedzenie było doskonałym dodatkiem.
Brzmi idealnie. Skoro już jesteśmy ponownie przy temacie jedzenia. Myślisz, że jeśli zjem to pysznie wyglądające sushi wykałaczką, pojawi się jakiś wkurzony sushi master, który postanowi mi odciąć głowę kataną? — zapytała rozglądając się efektownie na boki. W końcu to bogacka impreza, wolała się nie narażać już na start.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Dziewczynie odpowiedział śmiech, choć od razu słychać było, że nie było to nic złośliwego ze strony blondynki. Od, chichot na dźwięk pytania, które zabrzmiało na urocze. Nie mogła chyba trafić na lepszą osobę do towarzystwa. Przynajmniej na ten krótki czas.
- Będę miała coś przeciwko, jeśli zaczniesz nazywać mnie pełnym imieniem - krótko i na temat, a przy okazji nadal ze śmiechem. Uwielbiała te wszystkie urocze zdrobnienia, czemu miałaby się na nie gniewać!
Sama również już miała się dołączyć do pałaszowania, ale na dźwięk pytania padającego z ust Javelin coś jej zaświtało. Przez chwilę Paige stała tak w ciszy, z miną godną posągu mędrca przenosząc spojrzenie z ryżowo-rybnych cudeniek na szatynkę i z powrotem, i znowu, i tak w kółko, aż nie wydała z siebie głośnego pomruku zastanowienia.
- Myślę, że możemy też zrezygnować z wykałaczek i doprowadzić wszystko do tak absurdalnego poziomu, że koleś stwierdzi, że więcej nie pije, a zaliczył dopiero jednego drinka - halo, ziemia do Sheridan, ten szatański uśmieszek do ciebie nie pasuje, to bardzo out of character. - Co ty na to?
Bogacka impreza? Pf! Nadal impreza. Bankiet na jachcie dla sztywniaków to nie był.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach