Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :



IMPREZA URODZINOWA









UWAGA! Napiszę to na początku, bo potem może zniknąć pod tekstem i w ogóle. Obecność na imprezie oznacza zgodę na wszelkie ingerencje Mistrza Gry. Nie zakładam, że stanie się tu coś drastycznego i nikt zapewne nie straci ręki ani tym bardziej głowy, ale wiedzcie, że mogą wydarzyć się tu różne rzeczy. Beep. Koniec przekazu.

Impreza została zorganizowana na terenie posiadłości O'Brienów. Całość odbywa się na zewnątrz. Na rzecz urodzinowego szaleństwa, cały obszar dookoła willi został dostosowany do potrzeb gości, podczas gdy dostęp do samej posiadłości został odpowiednio zabezpieczony. Nikt nie ma prawa ani możliwości dostania się do środka posiadłości i swobodnego poruszania się po niej. Zatrudniona ochrona pilnuje, by żaden z zaproszonych gości nie pozwolił sobie na podobną swobodę, jeśli nie przebywa akurat w towarzystwie Jake'a lub Matta. Wątpliwe jednak, by komukolwiek przyszło do głowy szukanie atrakcji wewnątrz rezydencji, gdy na zewnątrz ich nie brakuje.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji - Page 4 Djpng_qexwpas
Muzyka dobiegająca z głośników sprawia, że całe miejsce wydaje się tętnić życiem. Nie mogło zabraknąć tu specjalnie wynajętego DJ'a, który zdecydowanie zna się na rzeczy i wie, w jaki sposób skutecznie rozruszać imprezę, na której nie brakuje młodzieży, dającej ponieść się rytmom. Różnorodność utworów sprawia, że każdy może znaleźć coś dla siebie.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji - Page 4 Basen-z-w_qexnhew
Basen w kształcie wiolonczeli wywarł wrażenie już na niejednym gościu, który miał okazję zwiedzać posesję. Kolorowe światła przyciągają uwagę obserwatorów szczególnie nocą, jednak o ile ten osobliwy zbiornik przez większość czasu wypełniony jest wodą, tak podczas trwającej imprezy uczyniono z niego główny wodopój. Tak, tym razem całą objętość basenu wypełniono drogą wódką, której może spróbować każdy gość imprezy. Jeśli jednak którykolwiek z nich marzył o okazji wykąpania się w procentach, musi na wstępie porzucić nadzieję na otrzymanie podobnej okazji na terenie posiadłości O'Brienów. Przy basenie nie bez powodu kręci się aż trzech ochroniarzy, którzy są odpowiedzialni za utrzymywanie porządku i niedopuszczenie do zabrudzenia trunku przez innych.
Ale czy ktokolwiek miał kiedyś możliwość napełnienia swojego kieliszka w podobny sposób? Na pewno nie.
Nie jest to jednak jedyne miejsce, w którym można zdobyć alkohol. Zaraz obok znajduje się przygotowany mini-bar, w którym goście mogą skorzystać z darmowych usług zatrudnionego barmana, który z chęcią przygotuje najbardziej wyszukane drinki. Wybór jest naprawdę szeroki.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji - Page 4 Zarciepng_qexwpqe
Ilość i różnorodność jedzenia zadowoliłaby niejednego smakosza, szczególnie że organizatorzy zadbali o to, by podawane przekąski były najwyższej jakości. Nie ma tu miejsca na tanie orzeszki z pierwszego lepszego sklepu, a każdy stół został zadedykowany różnym kuchniom świata i udekorowany tak, by kojarzył się z danym krajem. Nic nie zostało przygotowane przypadkowo. Bufet kuchni orientalnej sprawia, że można poczuć się jak na wycieczce w Azji, a stolikowi z meksykańskimi przekąskami brakuje zaledwie przygrywających gdzieś w pobliżu mariachi. Poza tym można spotkać tu przystawki rodem z Włoch, Francji czy nawet Hiszpanii. Z pewnością nikt nie wyjdzie stąd głodny.


Meredith
Meredith "Aitch" Haze
Fresh Blood Lost in the City
Siostry nigdzie nie było widać.
Dziwne – wtedy, kiedy miała do niej kilkanaście kroków, w trajektorię weszła jej ta przemądrzała Leia. A teraz, kiedy przez nią dość nagle olana, nie miała za bardzo co ze sobą zrobić – siostra zapadła się w tłum jak kamień w wodę.
No trudno.
Odstawiwszy kieliszek po tequilowym szocie na przepływającą akurat tackę i ćmiąc sobie papieroska Aitch dotarła do wypatrzonego po krótkiej obserwacji okolicy stanowiska z drinkami. Zadanie wymagało pewnej wolności decyzyjnej i celem było miejsce lub sytuacja, w której mogła ze składnikami i naczyniami zostać "sam na sam", a w pobliżu jeszcze żeby był stół z jakimś żarciem sałatkowego typu. Rozejrzała się czujnie na wszystkie strony, odczekała do momentu, kiedy przynajmniej przez chwilę była szansa na to, że ktoś (zwłaszcza ewentualny barman) się nie napatoczy, i zabrała się do dzieła.
Przygotowała dwa naczynia szklane (nie znając się na tym powiedziałaby po prostu, że jeden trójkątny w przekroju kielliszek, a drugie – szklaneczka kojarząca się z podwójną whisky), a do shakera wlała trochę wódki, trochę Baileysa (dla mleczności), wcisnęła grapefruita (możliwie z cząsteczkami) i pół tego wlała do jednego kieliszka. Do pozostalej zaś w shakerze części dodała: żółtko (a po chwili wahania i pozostałe białko), z pobliskiego stołu capnęła kilka kokilek sosów, żeby zmieszać własny, majonezowo-keczapowo-miętowy, władowała ten swój dip do shakera, a na koniec capnęła z tegoż stołu sałatkowego buteleczkę tabasco i – powtórnie się rozejrzawszy czujnie – wkropiła łącznie może i niemal łyżeczkę deserową czerwonego diabelstwa.
Po pierwszym zmiksowaniu materiał był (przez te sosy chyba...) trochę za gęsty, dodała więc... hmmmm... co to? Metaxa.
Okej: metaxy.
Powąchała.
Uuuuuu, skrzywiła się trochę w uśmiechu wobec podejrzanie mocno alkoholowego smrodku ("Znaj proporcją, mociumpanie", chyba coś przesadzila z proporcjami) i ze stołu sałatkowego pożyczyła jeszcze jakiś dość płynny, choć nieco zawiesisty sos (pewnie mieszanina ziół na bazie oliwy z oliwek).
Teraz zaczęła miksować z dzikim zaangażowaniem, a jeśli nikt jej nie przeszkodził, była gotowa przelać otrzymany dekokt do sporej ciężkiej szklanki.
Spojrzała z dystansu okiem szalonego malarza-wynalazcy, capnęła jeszcze plasterek rozkrojonego cytrusa jakiegoś, i dla usprawiedliwienia pewnej kremowości swego superdrinka – dorzuciła jakiś minibiszkopcik.
Uf... otarła pot z czoła, wzięła oba naczynia, dopialiła odłożonego wcześńiej na bok papierosa, niedopałek wypluła (dla zajętości obu rąk) prosto z ust do mijanego kosza – i ruszyła w tłum, lawirując, przepraszając i popijając z trójkątnego kieliszka swojego drinka, a drugiego niosąc niczym znicz olimpijski.
Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
Nie spodziewał się, że przyjmowanie takiej ilości prezentów i słuchanie jeszcze większej ilości życzeń mogło być aż tak wyczerpujące. Chociaż przez ten cały czas nie dał po sobie poznać, że jest już trochę zmęczony, od czasu do czasu dyskretnie zerkał w stronę niekończącego się sznura ludzi (aż dziwne, że jeszcze chciało im się tam stać). Na przemian dziękował za życzenia i przekazywał kolejne podarunki służbie, mając wrażenie, że coraz bardziej zaczyna wchodzić mu to w nawyk. Tryb robota urodzinowego został uruchomiony i gdyby nie ludzka chęć napicia się, pomyślałby, że faktycznie się nim stał.
____W którymś momencie – pomiędzy jednym gościem a drugim – obejrzał się gdzieś w bok, szukając ratunku w tłumie. Jeden ze służących odpowiedzialnych za kontrolę tego chaosu dość szybko wychwycił spojrzenie O'Briena, a kiedy brunet nieznacznie kiwnął głową, jakby tym gestem witał znajomego. Mężczyzna musiał odczekać chwilę, żeby wszystko to nie wyglądało na dziwny zbieg okoliczności, zanim podszedł do Jake'a i na ułamek sekundy ułożył miękko rękę na jego ramieniu. Tyle wystarczyło, by zwrócić jego uwagę.
____Przepraszam najmocniej ― zwrócił się do dziewczyny, która właśnie szykowała się do wręczenia chłopakowi prezentu. Udawanie, że było mu przykro z przerwania jej tego jakże ważnego momentu, wychodziło mu bezbłędnie. ― Paniczu, czy można na słowo? ― Wbił wyczekujący wzrok w ciemnowłosego, jakby cała ta sprawa nie cierpiała zwłoki. Rzecz jasna, tylko ich dwójka wiedziała, że nie było żadnej sprawy, jednak Raven także zamierzał wczuć się w swoją własną rolę, ściągając brwi w wyrazie pod tytułem: „Lepiej, żeby to było coś ważniejszego od prezentów, plebsie.”
____Ostatecznie kiwnął głową, choć sytuacja wciąż wymagała naprostowania. Nie mógł w końcu pozwolić na to, by cała reszta czekała tu jak banda debili, gdy on zamierzał bawić się w najlepsze.
____Słuchajcie, muszę coś załatwić i nie wiem, ile to zajmie, a lepiej, żeby jedzenie wam nie wystygło, a napoje wciąż były zimne. Wpadniemy na siebie później. Dzięki za wszystkie prezenty i życzenia. Jesteście absolutnie najlepsi! ― Uniósł rękę, jakby szykował się do przybicia piątki każdemu z osobna, ale zanim ktokolwiek wpadłby na głupi pomysł przybicia jej, opuścił rękę i odebrał prezent od stojącej przed nim dziewczyny. Przy okazji szturchnął dyskretne Matta, by dać mu do zrozumienia, żeby wiał dopóki jeszcze może, a zaraz po tym ruszył w tłum w towarzystwie mężczyzny, który dla pozoru zaczął rozprawiać się na temat azjatyckiego jedzenia na stole, oczywiście doczekując się odpowiedzi połączonych z gestykulacją, która nakazywała mężczyźnie ogarnąć cały ten syf.
____Tym sposobem został bezpiecznie oddelegowany do stoiska z drinkami, które cieszyło się niemałym powodzeniem.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
______Cała ta sytuacja była absurdalna. Imprezy miały to do siebie, że działy się na nich rzeczy niestworzone. Jedną z nich było spotkanie tak losowe, że sami jego uczestnicy nie potrafili się w nim odnaleźć. Kiedy Finn zatrzymał srebrnowłosą, ta odwróciła się zgrabnie o sto osiemdziesiąt stopni, niezbyt przejęta wypisanym na jego twarzy szokiem. Koniec końców spotkanie z O’Brien’em w tym momencie nie było obligatoryjne. Jego płaczące spojrzenie tyczyło się tylko wyrwania spomiędzy młota a kowadła. Wpadł przez to prosto w szczęki bestii Rovere. Uważaj o co prosisz, bo a nuż to dostaniesz. Z pomalowanych ust prowodyrki całej tej sytuacji wydobyło się przeciągłe, teatralne westchnienie.
______— To już druga przysługa. Nie wypłacisz się. — parsknęła cicho Arda, zerkając w bok i zauważając, iż Jake ewakuował się z poprzedniego miejsca. — Niech Ci będzie. Ale w takim tempie to prędzej wpadniesz na niego przy bufecie niżeli ta Twoja niespodzianka wypali. — dodała, kręcąc głową, a długie kosmyki włosów zafalowały na jej plecach. Wtedy zwróciła się wreszcie do biednej Hopkins, która została wepchnięta w ten cały monsun. Na szczęście ciemnowłosa była z tych typów, które szybko łapały zamysły innych, więc ich mały sekret był bezpieczny.
______— Dzięki. — Cóż za orient! Ale wypadało podziękować za komplement, prawda? — Ja nigdy nie poluję. — dodała, a kącik jej ust uniósł się nieznacznie w górę. — Znamy się z uczelni. Willow studiowała grafikę, więc widywałyśmy się czasami na wernisażach lub uroczystościach. Ciężko nas przegapić, więc chyba nic dziwnego, że wpadłyśmy sobie w oko. — Zadziorny tembr jej głosu aż kłuł w uszy, kiedy srebrnowłosa jak gdyby nigdy nic wzruszyła ramionami. Ostatnie pytanie mężczyzny Arda skomentowała cichym śmiechem. — Chyba nie myślisz, że tak o sprzedam wszystkie swoje tajemnice. — Wtedy błękitne oczy złapały samotną sylwetkę Jake’a przy stole, a mając w tyle głowy prośbę kumpla drgnęła, zbierając się do odejścia. Finn mógł zauważyć skinięcie głową, jakby ostrzeżenie, by poszli w drugą stronę.
______— Bądź grzeczny Finn. A Ty Willow nie daj się na te jego słodkie oczy. — mówiąc to, mrugnęła okiem w kierunku kobiety, wybitnie rozbawiona. W razie co to mu przywal. Czas jednak gonił, a jeżeli ta niespodzianka miała wypalić to lepiej, by dała im chwilę na ulotnienie się. Uniosła dłoń w kierunku Hopkins, przechodząc obok nich, a kiedy mijała chłopaka… w całej złośliwości klepnęła go jeszcze w tyłek. Bez zbędnych komentarzy przeszła przez tłum, łapiąc dwa kieliszki szampana z tacy kelnera i podchodząc do solenizanta. Podała mu jedno z naczyń, drugie wznosząc w małym toaście:
— Sto lat Jake. Za najlepszego gospodarza jakiego ma Riverdale. — powiedziała, uśmiechając się delikatnie przy tym. Rozejrzała się też, nieco zaskoczona brakiem Matthew, ale pewnie utknął gdzieś w tłumie znajomych. Cóż, za jego zdrowie wypije później.
Willow Hopkins
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
____Obserwowała ich wymianę zdań, dostając potwierdzenie swoich własnych domysłów. Cóż, niespodzianki są nieodłącznymi częściami przyjęć urodzinowych, nawet tych wyprawianych przez samego solenizanta. Wierzyła tylko, że Finn nie da się prosić o zdradzenie planu jego tajemnej misji, inaczej Willowka będzie skazana na obgryzanie paznokci, aż nie dotrze do odcisku na środkowym palcu prawej ręki.
____Nie trzeba było być Sherlockiem, żeby zauważyć i po wyrazie twarzy, i po tekstach, że mimo znali się z Finnem… będzie już pięć minut…? Tyle wystarczyło, żeby wpadła mu w oko. Tym bardziej skołował go pocałunek, który Arda złożyła na jego ustach w ramach zadania, biedny facet teraz z pewnością będzie miał potrzebę tłumaczenia się z tego zajścia, a to wredne babsko absolutnie nie chciało go przed tym powstrzymywać, a może nawet sama go do tego zachęci odpowiednią prowokacją.
____Dokładnie tak. Okropne babska trzymają się razem. ─ przytaknęła Rovere z zadziornym uśmiechem brunetka, co wyglądało jednocześnie jak obietnica, ale także ostrzeżenie. Nic dodać, nic ująć.
____Na puszczenie konspiracyjnego oczka wybuchnęła niemalże śmiechem. Ona i uleganie słodkim oczom, no way Jose. Raz tak uczyniła i potem jeżdżenie co tydzień do IKEI po zastawę stołową, nie popełni tego błędu. Nie da więcej pieniędzy Szwedom.
____Chodziłam na boks, nie martw się o mnie. ─ mówiąc, jakby bezwiednie zaczęła rozciągać palce, robiąc ze złączonych rąk koszyczek. Fakt faktem chodziła na zajęcia tylko trzy tygodnie, ale tego chłopak nie musiał wiedzieć.
____Widząc dany przez kobietę sygnał, aż cofnęła się, podążając wzrokiem za oddalającą się sylwetką. Spojrzała szybko na swojego nowego znajomego, odciągając go za ramię w głąb tłumu za ich plecami.
____Co zakłada Twój plan, czy to czas na niego i czy potrzebujesz drugiej pary rąk do pracy? ─ zapytała ciszej, jakby któraś z głów zwróconych w stronę wznoszących toast miała coś podkablować organizatorowi.
Meredith
Meredith "Aitch" Haze
Fresh Blood Lost in the City
Rozglądała się po najbliższej okolicy, ale ani Javelin, ani tej blond-zołzy nie było widać ni słychać. Za to w ramach okręcania się wokół własnej osi złapała również wzrokiem obszar, który kilka kroków temu zostawiła za sobą – okolice stanowiska z drinkami.
A przy nim chyba akurat wylądował sam Solenizant...
Dzika myśl rozświetliła się pod jej czupryną – i zaraz zgasła. Nie dość że po krótkiej obserwacji wyglądał jej na zblazowanego księciunia, co nawet nie zniży się do spojrzenia na kogoś takiego jak ona, to jeszcze właśnie podeszła do niego jakaś białowłosa...
Aitch powiodła spojrzeniem po jej domyślnej trasie i trafiła wzrokiem na osobę skądinąd i tak wyróżniającą się w tłumie wskutek wizerunku.
Czarnowłosa z wysoko upiętym kucykiem, z paskiem kabaretek (o, jakiś element wspólny!) wystającym nad stan obcisłych czarnych spodni...
Sekundka namysłu i Meredith wsadziła – Masz – swój kieliszek jakiemuś przechodzącemu akurat obok niej chłopakowi, nie interesując się, czy się zdziwił, czy napił, i ruszyła do Czarnowłosej, zajętej chyba przerwą w rozmowie z jakimś chłopakiem... nieważne.

– Cześć, przepraaaszam – powiedziała pojednawczo z uśmiechem w tonie sympatycznej prośby, sowicie przyprawionej zakłopotaniem i wrażeniem ważnej (nieco sercowej) misji: – Słuchajcie, mam kłopot, kurde... Taki chłopak – fajny – prosił mnie o drinka, ale chyba coś tę jego recepturę pomyliłam i boję się wtopy, a z kolei obowiązuje mnie zakład, że już nie będę nic pić i przez to no... nie mam jak spróbować – uśmiechała się z lekko uniesionymi wewnętrznymi krawędziami brwi – no ewidentnie dziewczynka w potrzebie. – Bądźcie człowiekiem, kochani, weźcie dwa-trzy łyki czy to w ogóle jakoś wyszło, co? Ten mój drink...

I gestem, którym córki wodzów podają synom osadników fajkę pokoju, podsunęła szklaneczkę w obszar niedawnego dialogu czarnowłosej z chłopakiem w skórzanej ramonesce.
– W ogóle to jestem... – przekrzywiła lekko głowę – Merry. Jakby się okazało kolosalnie smaczne – żebyście wiedzieli kogo szukać, żeby wam takie zrobił, wiecie – dodała z miną luzaka-pewniachy, lekko tylko zdjętego obawą, czy oczekujący drinka "chłopak" nie znudzi się czekaniem i nie obróci jej w niwecz tego mniemanego podrywu drinkiem. Który wyglądał przecież na doprawdy masny kawał sztuki barmańskiej.
Finnegan Paul Brooks
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Ah, te baby. Zawsze wymyślą sobie jakieś szaleńcze plany, zawiłe i nie do rozwiązania z perspektywy niższych form życia, jakimi są faceci. Nawet nie próbował. Słysząc tylko o niewypłacalności, zaśmiał się pod nosem i puścił Ardzie oczko.
Wiem, że zorganizujesz mi jakiś fajny i przystępny system ratalny ─  trzeba przyznać, lubił się z nią droczyć w ten sposób. I może on tu był kukiełką na sznurkach, ale kukiełką w dłoniach takiej dziewczyny mógł być! Chociaż w tym wypadku chyba należałoby się obawiać o własny los. ─ A tam, gadasz. Spokojnie, jestem sneaky. Po prostu nie zapeszaj!
Postanowił, że zostanie zobaczony dopiero na scenie i miał zamiar dotrzymać samemu sobie słowa. I choćby się miał kryć pod stołem, da radę. Easy peasy lemon squeezy. Zresztą - bo to pierwszy raz?
Zaczął słuchać historii poznania dziewczyn. O, no proszę. Czyli Willow zajmowała się grafiką? Ciekawe! Artystyczne dusze zawsze są interesujące. Każda na swój sposób, ale ile razy jakąś spotkał, to coś w sobie miała! Zerkał na ciemnowłosą, wciąż mając troszeczkę podniesione kąciki ust. Oczywiście, że było po nim widać, iż dziewczyna mu się podoba. Nawet nie starał się tego ukrywać. I właśnie dlatego miał w głowie teraz jedną myśl, która brzmiała “Jak wytłumaczyć jej ten pocałunek Ardy, kiedy sam do końca nie wiesz, o co chodziło?”. Fuck it. Jakoś pójdzie.
Zawsze jestem grzeczny. ─ mruknął jakby obrażony Finn, zaraz potem się śmiejąc. Zanotował gdzieś w głowie, że nowa koleżanka chodziła jeszcze na boks! Robi się coraz lepiej! Kiwnął jeszcze na pożegnanie do Rovere, ale jego mina szybko wróciła do neutralnej, a może nawet lekko podirytowanej. W co ta szarówa gra? Aż zaczął uważać, że z premedytacją chce podkopać dół pod relacją jego i Willow. Wszystkiego można byłoby się po niej spodziewać. Westchnął, przeczesując włosy. Biedny poślad.
Chyba nigdy jej do końca nie zrozumiem. Chcesz pomóc? ─ uśmiechnął się w jej stronę zadziornie. ─ A mogę Ci ufać? ─ i tylko tyle zdążył powiedzieć czarnowłosej, ponieważ znowu zostali zaatakowani przez trzecią osobę.
Nie odpalajcie zdenerwowanego Finna, proszę.
Na głos obok, obrócił się w stronę jego ujścia. Blondynka ze stołu azjatyckiego. Zapadła mu w głowę przez te żywe kłótnie z sushi. Cudownie. Prawdę mówiąc, nie spodziewał się, że jeszcze raz ją dzisiaj zobaczy. Trzeba było odejść i wciągnąć Willow gdzieś dalej, jego wina.
Gdy tylko usłyszał propozycję nastolatki.. cóż, wymownie zmarszczył brwi, kierując wzrok to na swoją towarzyszkę, to na blondynkę. Było od niej czuć alkohol, więc nie za bardzo kupił wymówki pod tytułem “Zakład, w którym nie mogę pić”, a w dodatku wciąż miał przed oczyma wcześniejsze, ryżowo-rybne wydarzenia, co w równaniu dawało efekt “Nie ufam ci”.
Bawisz się w hostessę w sklepie? Powiedz mi szczerze, nie pomyliłaś czasem piaskownic? Nie wyglądasz na pełnoletnią. ─ zmrużył oczy Finn, nie chcąc być dalej opóźnianym w swoich planach. Basista już chyba napisał do niego ze trzy razy, a Brooks nie miał jak odpowiedzieć. Zakładając, że ciemnowłosa również podejdzie do zaistniałej sytuacji tak samo, od razu się do niej zwrócił ─ Myślę, że mam pomysł, jak możesz mi pomóc. Idziemy?
Anonymous
Gość
Gość
Jeszcze raz rozłożyła karteczkę z wyzwaniem i z uśmiechem przeczytała jego treść. Że też musiało jej się trafić coś, przez co zostanie nową szkolną gwiazdą... albo nowy rok szkolny powita w papierowej torbie na głowie, jeśli nie wyjdzie. Boże, żeby tylko Jake nie wyrzucił jej za to z imprezy, to dopiero byłby przypał stulecia, który zmusiłby Leilani do pozostania w piwnicy już na zawsze. To znaczy, metaforycznie, bo piwnice od piatego roku życia wzbudzały w niej lęk.
Blisko dwumetrowy ochroniarz z miną jakby ktoś właśnie ukradł mu ostatniego kotleta (a jeśli były to kotlety prosto z kuchni Jonny Cigfran to naprawdę można się wściec!) nie wyglądał jak ktoś, kto miałby jej ulec, ale wyzwanie wymagało, by chociaż spróbowała dostać się na scenę. Jeśli się nie uda, to... cóż, przynajmniej próbowała i nie można jej niczego zarzucić!
Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę mężczyzny pilnującego, by nikt nieupoważniony nie dostał się do
Przysyła mnie panicz O'Brien. — wykrzyczała ochroniarzowi do ucha, bo przecież rozmawiać się w tym hałasie nie dało. By było zabawniej, dwa dni temu jeszcze nie wiedziała jak Jake wygląda.
Mężczyzna początkowo był nieufny (i słusznie) wobec Leilani, mało brakowało, by w pewnym momencie skontaktował się z solenizantem, ale na szczęście dziewczynie udało się wcisnąć kłamstewko o znajomości z O'Brienem. Została wpuszczona na scenę, gdzie od razu podeszła do DJ'a i powiedziała mu o co chodzi. Wkrótce potem muzyka przestała grać, a Cigfran dostała do ręki mikrofon.
Naszedł czas na jej cyrk show.
Mam nadzieję, że dobrze się bawicie!bo ja nie Aleeee... nie zapominajmy o naszych solenizantach, dzięki którym nie byłoby nas tutaj! dlaczego ja tutaj w ogóle przyszłam?A więc t-teraz, specjalnie dla nich... zaśpiewam... błagam, niech mnie ktoś zabierze do domu.
Nie miała pojęcia co miałaby im zaśpiewać, więc stanęło na mało oryginalnym Happy Birthday. Na szczęście lekcje śpiewu za dzieciaka się opłaciły i teraz nie brzmiała jak zepsuta mikrofalówka. Właściwie, to... chyba było całkiem udane. Może nie tak jak wykonanie pewnej aktorki dla prezydenta, ale tragedii nie było.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! — dodała, po czym zeszła ze sceny czując, jak jej policzki płoną. To było najgorsze 5 minut w jej życiu, już wolałaby być codziennie przyłapywana na ćpaniu w męskiej łazience przez profesora Watkinsa. Zanim jednak znów pochłonął ją tłum, pomachała przed twarzą zdębiałemu ochroniarzowi karteczką z wyzwaniem.
William Cigfran
William Cigfran
Fresh Blood Lost in the City
- Niech ją ktoś zabierze - William podzielał niechęć swojej siostry do jej występowania na scenie, choć ze znacznie innych powodów.
Dłuższy czas kręcił się już wśród gości. Nawet nie wiedział po co tutaj przyszedł. Miał wiele ważnych spraw do załatwienia... no tak unikał ich. Jakiekolwiek zajęcia, które pozwalało mu znaleźć wymówkę przed stertą spraw, które czekały na niego, było błogosławieństwem.
Gdy jednak zobaczył Leilani na scenie poczuł zażenowanie. To w końcu była jego siostra i mając na uwadze jej ostatnie wybryki nie spodziewał się, że skończy się to dobrze. Zresztą pamiętając o dziwacznym pomyśle z basenem był przekonany, że ta nie jest trzeźwa.
Obserwował to wszystko ze spokojem, choć liczył, że nikt nie podejdzie i nie powie magicznego zdania "czy to nie twoja siostra"?
Obawiał się tego dlatego też nie spoglądał w jej stronę tak często, dalej przechadzając się po terenie i szukając innych znajomych twarzy.
Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
Wreszcie miał trochę czasu na złapanie oddechu. Ludzie przy stoisku z alkoholami wydawali się być mniej nachalni, a kiedy tylko udało mu się skosztować pierwszego drinka przygotowanego przez zatrudnionego barmana, nie dziwił się, że ludzie wręcz zabijali się o kolejne napoje. W którymś momencie musiał unieść wyżej szklankę, by nie uronić ani kropli, gdy jakiś chłopak – czy on w ogóle był pełnoletni? – przeszedł niebezpiecznie blisko niego.
____„Sto lat, Jake.”
____Sam też musiał okręcić się nieznacznie, by zlokalizować właścicielkę głosu. Nie było to szczególnie trudne, biorąc pod uwagę, że Rovere niewątpliwie rzucała się w oczy wśród tłumów.
____Tylko sto? — rzucił z udawaną urazą, chwilę zwlekając z uniesieniem naczynia w geście wznoszonego toastu. ― Wszyscy wiedzą, że my bogaci i najlepsi gospodarze w ogóle się nie starzejemy. To oczywiste, że będę żył wiecznie, dopóki ktoś nie urwie mi głowy. Ups. — Teatralnie rozejrzał się na boki, jakby przypadkiem zdradził odwieczną tajemnicę, która nie miała prawa wyjść na jaw. ― Powiedzmy, że ufam, że nie masz takich planów względem mnie i zachowasz to dla siebie. — Wykrzywił usta w ledwo widocznym uśmiechu, by wreszcie upić łyk za swoją długowieczność.
____Oczywiście niewiele brakowało, by się nim zakrztusił, gdy muzyka na scenie ucichła, a zamiast niej z podestu dobiegł kompletnie obcy głos. Trudno było nie zwrócić się w tamtym kierunku z przeświadczeniem, że mieli do czynienia z jakąś wariatką – w końcu tego nie było w planach, choć kadra rozrywkowa uprzedzała go, że wymyślone przez nich zadania mogą być naprawdę zaskakujące.
____To właśnie dlatego zadbano o to, by O'Brien nie poznał ich dokładnej treści. Przynajmniej i dla niego stały się one niespodzianką. Ciężkie życie celebryty.
____Znasz ją? — spytał dyskretnie, stojącej obok Ardy, choć spojrzeniem nieustannie kontrolował nieznajomą. Gdy zaczęła śpiewać najpopularniejszą piosenkę urodzinową, uznał, że była niegroźna, a kiedy co bardziej wstawieni już imprezowicze zaczęli jej wtórować, potraktował to wszystko jak element zabawy.
Willow Hopkins
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
____Willow zarejestrowała tego siarczystego plaskacza w dupę mężczyzny, choć była zajęta wycofywaniem się z pola bitewnego. Takiego uderzenia nie można nie usłyszeć, nawet jeżeli uwaga jej wszystkich neuronów była skoncentrowana na wystrzeganiu się obecności Jake’a, żeby połączyć siły z Finnem. Sądząc po jego poirytowanym wyrazie twarzy, Arda dała klapsa nie tylko jemu, ale też chomiczkowi biegającemu w kołowrotku w jego głowie.
____Oczywiście, że możesz. ─ potwierdziła równie szatańsko, nie mogąc uspokoić mięśni twarzy. ─ Zresztą, lepiej mieć wiedźmę po swojej stronie niż przeciwko Tobie, prawda?
____Tyle co mu odpowiedziała, a podbiła do nich ta niska dziewczyna, która miała utarczki z sushi jeszcze z dziesięć minut temu. Willow przeczesała palcami leżące na jej ramieniu włosy, wysłuchując jej prośby, która była co najmniej dziwna. Zwłaszcza, że od blondynki było czuć ostry, charakterystyczny zapach wymieszany z chmielem. Już miała zwrócić jej uwagę, że chyba jeszcze nie ma dziewiętnastu lat, więc niech to lepiej odłoży, zanim ktoś zadzwoni po jej rodziców, a tu uprzedził ją Finn. Wielkie umysły myślą podobnie.
____To pierwsza zasada zakrapianych imprez ─ nie pij drinków od nieznajomych. Musisz znaleźć kogoś innego. ─ odmówiła jej, po czym nie czekając na jego ruch, odciągnęła go z tamtego miejsca, dając mu od razu odpowiedź na jego „Idziemy?”.
____Zatrzymała się dopiero, gdy znaleźli się w mniej zatłoczonym i głośnym miejscu, wtedy puściła trzymany w szponach paznokci hybrydowych nadgarstek faceta i obróciła się do niego twarzą. W końcu wciąż nie wiedziała, jakie było jej zadanie na tę misję, więc nie do końca wiedziała, gdzie dalej podążać. W tle ktoś zaczął zaś śpiewać „Happy Birthday”, co sprawiło, że przez chwilę nie mogła skupić się na przekazywaniu myśli, ale gdy już się odcięła, zapytała:
____To co mam zrobić? Mów, zrobię wszystko. Szepnij mi na uszko!
____Była, cholera, zdeterminowana. Lubiła wyzwania. Nawet jeżeli miałaby gołymi rękami powalić ochroniarza na łopatki, to… No, dobra, oprócz tego, bo gdyby tylko położyła łapy na jednym z tych barczystych zwierzaków, wylądowałaby w sąsiedniej prowincji.
Meredith
Meredith "Aitch" Haze
Fresh Blood Lost in the City
Cóż – powinna się tego spodziewać. Od samej siebie alkoholu nie czuła, a nawet gdyby – byłaby w stanie zacząć przekonywać, że to nie kłamstwo – że założyła się nie pić od tego momentu, a nie w ogóle. Ale na takie niuanse było totalnie za późno.
Aitch powiodła poważniejącym spojrzeniem po obojgu swych bardzo chwilowych rozmówcach, stopniowo zaciskając kąciki ust z czytelnym przesłaniem typu "No i dupa".
– Happy kurwa birthday – mruknęła, dodając w myślach "Złamasy" i odwracając się odruchowo do źródła nowego bodźca. Happy birthday nie byłoby niczym dziwnym w obecnych okolicznościach, gdyby nie dwa szczegóły: podejrzanie nędzne wykonanie oraz tożsamość tego głosu.
Kiedy Lady-in-Black i Pan Ramoneska zniknęli jej ze sceny – namierzyła pełną naturę fałszowanej piosenki.
Leia.
Panną Haze wstrząsnął śmiech – przez co wylało jej się trochę jej futurystycznego drinka na otaczającą szklankę dłoń, zaklęła, spojrzała na swoje palce i ruszyła w stronę schodzącej ze sceny Lei, po drodze szukając, w co by tu można wytrzeć łapę.
Tym czymś okazała się wykrochmalona do twardości deski serweta, przewieszona przez przedramię przygodnego kelnera. Aitch obdarzyła go spojrzeniem osoby, która z czystej sympatii powierza mu wielką tajemnicę, po czym ruszyła dalej, dzieląc ostrożne spojrzenia między swą szklankę z "drinkiem", a wyłaniającą się i znikającą wśród omprezowiczów Leię.

– Hej! – krzyknęła do niej krótko, i dla pewności – Hej! – jeszcze raz, wreszcie (pod koniec zmuszona do dość zdecydowanego przeciskania się między plecami i ramionami) dotarła do niej, przybierając na twarz szelmowski uśmiech.
– Gratuluję. Oczywiście nie wykonania, tylko bezczelności. Masz – capnęła jej dłoń i nastawiła ją na swoją szklankę, licząc na automatyzm odruchu moro. – Zabrałam kelnerowi, ale przecież mamy dil, nie? Ja już dziś nie piję, ale ty mi powiedz – wskazała szklankę wzrokiem – co tracę. I chodź. Chcę ci coś pokazać...
To rzekłszy drugim ramieniem, tym niezajętym delikatnym wpychaniem szklanki, wykonała ruch zwiastujący wolę objęcia ją za ramiona, jak to się czyni, gdy chce się kogoś przyjaźnie, ale sprawnie poprowadzić.
Sunzhong Huang
Sunzhong Huang
Fresh Blood Lost in the City
Gdy tylko na portalach społecznościowych znalazł informacje na temat imprezy dostępnie dla każdego. Przez chwilę zastanawiał się czy to przypadkiem nie jakaś podpucha, ani kiepski żart. Na samym początku szukał u samego źródła czy to jest prawdą, że ktoś organizuje taką imprezę urodzinową dostępną dla całego miasta.
  Otóż to była prawda. Jego pierwszą reakcją było nie dowierzaniem w takie rzeczy, ponieważ po pierwsze był tutaj za krótko, żeby poznać dokładniej tej kraj, a po drugie takie wydarzenia organizuje się tylko w gronie najbliższych i spędza się je w miłym towarzystwie. A jeśli ktoś był bogaczem i nie miał co robić z pieniędzmi to kto mu zabroni. Nikt. Bogatemu wszystko wolno. Nienawidził tej głupiej reguły, powiedzenia, ale ciekawość była silniejsza od tego wewnętrznej dumy, która została ukształtowana przez brata.
  Na tą imprezę Wybierał się jak sójka za morze. Dosłownie. Przed wyjściem doradzał się swojego przyjaciela, w czym lepiej, a w czym gorzej, co ma założyć, a czego nie. Było przy tym trochę zabawy i tym sposobem zmusił swojego przyjaciela do śmiechu. To było bardzo miłe uczucie, że możesz kogoś rozśmieszyć swoim zachowaniem, chwilę przed wyjściem na imprezę, która pewnie już dawno się zaczęła.
  Do miejsca docelowego przyjechał transportem publicznym, ale wiedział, że w drogę powrotną zamów taksówkę i nie będzie tłuc się autobusem, tramwajem albo jeszcze metrem. Na samą myśl o tym wzdrygnął się przechodząc przez otwartą bramę ogrodu. Tam gdzie to wszystko zaczyna się rozkręcać.
  Przez chwilę rozejrzał się miejscu. Niczego sobie, porównał to sobie od razu z melanżem u siebie. Tylko, że to były dwa kompletnie różne światy. Za chwile mózg mu się przegrzeje i będzie po zabawie. Cicho westchnął i z tłumu wyłonił mu się jakiś stolik z wyzwaniami. Podszedł bliżej i przyglądają się temu wszystkiemu dowiedział się jak do funkcjonuje. Losu się karteczkę z numerem i później się wykonuje się to co jest na niej napisane. Przez chwilę się zastanawiał czy postępuje słusznie, ale jego podejście wygrało. Wylosował karteczkę i od razu schował do kieszeni marynarki bez rękawów. Co? Tak, Miał na sobie marynarkę bez rękawów, a pod tym doskonale widoczną czarno w białe napisy koszulę, czarne spodnie, trampki i srebrne kolczyki.
   Nikogo tutaj nie znał, ale to jest aktualnie mało istotne. Najwyżej kogoś pozna na jeden wieczór, a później o nim zapomni, jeśli by do niczego więcej nie doszło. Do jego nosa dotarły ciekawe i dość intensywne zapachy. Podążył za tą wonią i został zaprowadzony przez swój zmysł węchu do bufetu. Były na nim różne kuchnie. Podszedł przekąsek japońskich i pierwszym czym się zadowolił to w jego ustach wylądowało sushi.
Anonymous
Gość
Gość
Ktoś tu zdecydowanie przesadził z alkoholem, skoro już mylił głos osoby kształcącej się w kierunku muzycznym od czwartego roku życia z Simem na pierwszym poziomie umiejętności wokalnych. A może stała zbyt blisko pijanych imprezowiczów, którzy postanowili dołączyć się do Leilani i stąd słyszała zgrzyty, kto wie...
Omal nie podskoczyła, gdy jej dawna towarzyszka zaatakowała ją od tyłu. Odwróciła się z dezaprobatą wymalowaną na jej twarzy, która wkrótce potem zamieniła się w pogardę, gdy wyczuła od dziewczyny woń alkoholu. A więc nie potrafiła wytrzymać jednej imprezy bez picia. Żeby chociaż miała skończone 19 lat...
Śmierdzisz wódką. — mruknęła cofając dłoń, czym jednocześnie uniemożliwiła Haze chamskie wciśnięcie jej drinka do ręki. Nie zamierzała ryzykować, że ktoś zobaczy ją z alkoholem, jej rodzice mieli z nią wystarczająco dużo wrażeń i nie chciała ponownie doprowadzać ich do stanu przedzawałowego, przy okazji dając temu bucowi Williamowi satysfakcji. A skoro o nim mowa, zdawało jej się, że widziała go sceny.
Nie, muszę znaleźć mojego brata — zaprotestowała starając się wyrwać z uścisku Aitch. Jeszcze tego brakowało, by wciągnęła ją w swoje pijackie gierki, reputacja Cigfran została wystarczająco zszargana minionego Halloween.
Na szczęście w momencie, w którym zaczynało robić się naprawdę gorąco, jej brat-ale-wcale-nie-brat znalazł się w okolicy, zupełnie jakby anioł stróż Lei wysłuchał jej niemych próśb.
WILLIAM! — uniosła rękę ku górze i pomachała w stronę o dekadę starszego mężczyzny. Mina blondynki mówiła sama za siebie; potrzebowała jego pomocy, natychmiast. I była gotowa w zamian oddać mu swojego pluszowego lisa oraz serniczek.
Anonymous
Gość
Gość
Matthew wyraźnie się obruszył, gdy Jake trącił go łokciem w bok. Że niby on miał problemy z ekscytacją? No dobra, może i miał, ale chyba nie było w tym nic złego. W końcu wolał okazać swoje zadowolenie z prezentu, nim po raz pięciotysięczny narzekać, że znowu wciśnięto mu jakiś biedacki badziew. L'aubespine nigdy nie był najlepszy w tym całym zachowywaniu rzeczy dla siebie. Wszystko wszystkim wywalał prosto z mostu. Nic dziwnego, że tak często dostawał w pysk od nieszczególnie zadowolonych dziewczyn, gdy na widok mało dopasowanej sukienki rzucał im tekstem typu: "Wiedziałem, że chcesz zwalić wszystkich z nóg, ale nie spodziewałem się, że zastosujesz taktykę na wieloryba".
Zrozumiałe, w końcu wszyscy chcą się do ciebie dopchać. Na codzień nie mają tego luksusu, więc po prostu wysłuchaj tych ich mniej i bardziej biedackich życzeń. Powodzenia, ja się zmywam — poklepał go pocieszająco po ramieniu z szerokim uśmiechem, nim zwiał pomiędzy ludzi. Rzecz jasna to nie tak, że opuszczał swojego przyjaciela na cały dzień. Po prostu jeśli miał wybierać w tym momencie między sterczeniem w miejscu, a korzystaniem z najlepszej imprezy w roku...
Wtem jego wzrok spoczął na kimś, kogo zdecydowanie się tu nie spodziewał.
Samantha! — wyszczerzył się do swojej byłej dziewczyny, idąc w jej stronę. Trzy, dwa, jeden, PLASK. Ledwo go zauważyła i już zamachnęła się, by poczęstować jego twarz wyjątkowo soczystym liściem. Okej, pamiętał że ostatnim razem nie skończyli w najlepszych stosunkach, ale żeby żywiła aż taką urazę? On zapomniał o jej istnieniu, dopóki jej teraz nie zobaczył. Syknął cicho dotykając palcami zaczerwienionego policzka, otrzymując w odpowiedzi jedynie głośne prychnięcie.
Nawet nie próbuj, Matthew — tym razem to ona zasyczała niczym rodowita żmija, obracając się na pięcie. Machnęła drogą, wysadzaną diamentami torebką i odeszła z wysoko podniesioną głową.
Suka — burknął niewyraźnie pod nosem, momentalnie zagłuszony przez muzykę. A chciał się tylko przywitać. Jego mózg nigdy nie był jednak na tyle rozwinięty, by przejmować się podobnymi akcjami. Ruszył więc do sekcji karaoke, by osobiście dostrzec jak jedna z dziewczyn wyła właśnie do piosenki Seleny Gomez, najwyraźniej uważając się za wielką gwiazdę. Nic dziwnego, że L'aubespine nie wytrzymał i zaczął rżeć, jednocześnie popijając jakiegoś drinka, którego zgarnął w międzyczasie.
Gwiazdeczko, to co następne? Shine bright like a diamond? — wykrzyknął w jej stronę, zerując napój w szklance. Czas coś odjebać.
Sabotage
Sabotage
The Jackal Novus
Miło było zobaczyć, że Sheridan mimo swojej pozycji i tytułu gwiazdy nie pozjadała wszystkich rozumów. Jakby nie patrzeć o gwiazdach i gwiazdeczkach krążyła w internecie cała masa plotek, a ludzie niejednokrotnie próbując poznać prawdę byli zbywani w najgorszy z możliwych sposobów. Rzecz jasna zdawała sobie sprawę z tego, że wielu z nich zwyczajnie sobie na to zasłużyło. W końcu nikt nie lubił, gdy bezmózga laska puszczała się za tobą z wysokim piskiem zdolnym rozsadzić bębenki i ignorowała całkowicie twoje pojęcie przestrzeni osobistej. Zdjęcia, filmiki, nagrywały wszystko mając gdzieś uczucia napastowanych. Każdy medal ma dwie strony i tak dalej.
Sweet. Nie przepadam za sztywniactwem, wystarczy że muszę je znosić w szkole — powiedziała z westchnięciem, przewracając oczami na samo wspomnienie. "Witam panienko Blevine, raczę liczyć że weekend panienki był równie udany co mój?". No dobra, może nie udawali aż tak podniosłych (w większości), ale poważnie widziała kilka przypadków które targały za sobą ochronę czy służbę poubieraną w drogie garniaki, które mogłyby opłacić jej rachunki za dom na najbliższe trzy miesiące.
Rany, z nieba mi spadłaś aniele. To co, palcami jak w Arabii Saudyjskiej? — odpowiedziała równie szatańskim uśmiechem nieszczególnie zastanawiając się nad tym czy podobna mimika pasowała do Sheridan czy też nie. W końcu dopiero co ją poznała, mogła jedynie zacząć robić wstępne notatki. Złapała przepysznie wyglądający kawałek sushi i wpakowała go sobie do ust z cichym jękiem.
Rany, delicje — wtem jej telefon zawibrował zwracając na siebie jej uwagę. Przeprosiła szybko Sheridan i wyciągnęła urządzenie, by odczytać smsa. Zamarła na chwilę i rozejrzała się dookoła.
Cholera.
Jeśli jej siostra przyszła tu bez wiedzy rodziców to obie będą miały przerąbane, zwłaszcza że to Javelin przez cały ostatni tydzień nadawała o imprezie non-stop. To jednak pół biedy. Może i nie zdążyła poznać Meredith aż tak dobrze, ale nawet ten krótki okres wystarczył by zdała sobie sprawę, że dziewczyna ma naturalny talent do ładowania się w kłopoty. Odpisała szybko i wsunęła telefon do kieszeni spodni, nim wsunęła kolejny kawałek sushi do ust. Jedynie tym razem obyło się bez jęków, gdy na jej twarzy wyraźnie pojawiło się rozkojarzenie, nad którym w tym momencie kompletnie nie panowała.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach