Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
First topic message reminder :

No dalej, dalej. Chodź za mną — renifer machał zachęcająco kopytem. Ciężko było jednak nie powstrzymać niedowierzania.
A-ale... jak to? Do kominka?
Zaufaj mi. Jeśli tego nie zrobisz, jak chcesz uratować święta? Mikołaj zawsze ufa swoim reniferom! — wyraźne niezadowolenie w głosie zwierzęcia przemieszane z wyraźnym rozżaleniem, z jakiegoś powodu wydawało się niesamowicie poruszające. Głośne westchnięcie, dwa kroki wprzód... ogień pochłonął całą sylwetkę. Początkowy szok, skończył się zduszonym okrzykiem, a zaraz potem wszystko spowił cień.
Mówiłem ci, zaufanie to podstawa.

***

Głos renifera był ostatnią rzeczą, jaką pamiętał każdy z was. Obudziliście się wszyscy w dokładnie tym samym momencie, dysząc ciężko, zupełnie jak po jednym z koszmarów, w których próbujesz uciec przed stadem zombie, ale twoje nogi odmawiają posłuszeństwa. Lecz tym razem nie było żadnych zombie. Pamiętaliście jedynie ten dziwaczny sen. Dokładnie taki sam. Nieudane święta w rodzinnym gronie, niespodziewany gość, który zaczął mówić coś o Świętym Mikołaju. Na koniec wejście do kominka i ciemność.
Po rozejrzeniu się dookoła nie widzicie niczego specjalnego. Znajdujecie się w jakiejś przytulnej, drewnianej chacie. Ogień przyjemnie trzaska w kominku, dzięki czemu mimo że macie świadomość iż jest środek zimy - o czym doskonale świadczy choćby i leżący na oknie śnieg - jest wam ciepło i przyjemnie. Właściwie wszystko to wydawałoby się całkiem normalne...
Gdyby nie fakt, że znajdowaliście się w miejscu, którego nie znacie.
W otoczeniu ludzi, których pierwszy raz widzicie na oczy.
Nie macie przy sobie żadnych rzeczy osobistych.
I gdzie był ten cholerny, gadający renifer!?

_______________________
Termin: 29 grudnia, g. 23.59
Misja: Super trudna. Mimo że znajdujecie się w innej rzeczywistości zachowujecie swoje historie, wyglądy, miana i charaktery, ALE kompletnie się nie znacie, więc próbujecie się dowiedzieć gdzie właściwie jesteście, kim są wasi współtowarzysze i co tutaj robicie. Możecie nawet opisać jak spędzaliście święta przed przybyciem do krainy - przykładowo jeśli wasza postać spędza je sama, a nagle w opisie było coś o rodzinnych świętach, możecie zaznaczyć, że elementy snu były nienaturalne, bo przecież zwykle tego nie robicie "a jednak wszystko wydawało się takie realne". Po reniferze póki co ani śladu, ale możecie próbować go wypatrywać.

Elisabeth A. Cartier
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Bestia padła, no i całe szczęście. Nie wiedziała, kto ją dobił, ale brawa dla tej osoby. Spojrzała nieprzychylnie na elfa, który powoli wysuwał się na prowadzenie w rankingu osób, które działały jej na układ nerwowy.
Czując dotyk na swoim policzku, w pierwszej chwili zamierzała się odsunąć, albo uczynić użytek ze swojego łuku. Jednak dotyk o dziwo przyniósł większą ulgę niż szkodę, więc się powstrzymała. Po raz drugi dzisiaj kiwnęła w podzięce głową Ryu. Zdobyła się nawet na blady uśmiech. Dotyk w końcu jednak zniknął wraz z nim i ulga, a wróciło nieznośne szczypanie.
Podniosła się na nogi, ruszając za reniferem i całą resztą. Otuliła się szczelniej płaszczem, naciągając na głowę kaptur.
Wzrok podniosła, dopiero gdy dotarli pod drzwi baru. Wtedy rozejrzała się po okolicy, dostrzegając małe chatki. Nie wiedziała, co na środku robił tak "krzykliwy" klub, ale w sumie nie jej przyszło mieszkać w okolicy, więc cokolwiek. Weszła do środka i wtedy już wiedziała, że migrena jej nie ominie. Było tu zdecydowanie za głośno, co skomentowała skrzywieniem się. Nigdy nie przepadała za tego rodzaju miejscami i jak widać, nic się w tej kwestii nie zmieniło.
Szła jednak dalej, aż za czerwoną kotarę. Bardziej od Marzenki interesowały ją kanapy, więc podziwianie antylopich wdzięków nie było na liście rzeczy do zrobienia. Zajęła jedną z sof, ściągając z siebie płaszcz. U przechodzącego obok kelnera zamówiła gorącą czekoladę, najlepiej z piankami. Zapytana o rum do tego, odmówiła. Nie miała natomiast nic przeciwko korzennym piernikom, których talerzyk dostała wraz z napojem.
Nie była kimś, kto podchodzi i zagaduje innych, więc gdy reszta grupy się rozeszła, znajdując sobie osoby do wypytek, Tośka pozostała na swoim miejscu. Podgryzając pierniki, obserwowała sobie wszystkich, którzy znajdowali się w tym pomieszczeniu, albo do niego wchodzili.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Wszyscy odeszliście w dal, pozostawiając za sobą zarówno przykre zwłoki mackowatego potwora, jak i współtowarzysza, który zbyt przerażony widokiem wielkiej ośmiornicy dosłownie skamieniał. Nie działo się to zbyt często, ale widocznie stał się nowym medycznym fenomenem, który wielu by doceniło.
Gdyby byli tu jacyś medycy, rzecz jasna.
Wy jednak zdążyliście się już rozgościć w klubie i poddać jego leczniczej aurze. Elf spojrzał wyraźnie naburmuszonym wzrokiem na Francisa, pociągając kilka łyków z piersiówki, nim w końcu postanowił mu odpowiedzieć.
Oczywiście tę białą sukę.
Patryku, język... — elf wytknął reniferowi język w odpowiedzi, zaraz pokazując mu środkowy palec i pomachał nim w aż nazbyt wulgarnym geście.
Szajbnięta mała dziwka. Zawsze próbowała nam pokrzyżować szyki, nasyłała wygłodniałe wilki na nasze elfy, sprawiała że i tak oblodzone tory wyścigowe reniferów były jeszcze bardziej oblodzone i łamały nogi. I na całe to nieszczęście jest byłą Mikiego. Zawsze miał jakąś rzecz do lolitek. Pewnie dlatego Grażyna z działu pakowania prezentów myślała, że ma szanse. Ha! Głupia elfka — rzucił poirytowany chowając piersiówkę do swojej kieszeni, by zawiesić wzrok na wywijającej Marzence.
Rzecz jasna nikt nie wie gdzie się podziewa. Każdy wskazuje północny zachód, ale każdy kto tam szedł przepadał bez śladu. W dodatku wraz ze zniknięciem Mikiego, zaczęły wyłazić ze śniegu te paszczurzyce i inne potwory. A szkoda gadać — machnął ręką i założył ramiona na dość szerokiej jak na kogoś tak małego klatce piersiowej, wyraźnie nie zamierzając póki co mówić nic więcej.
Barman, do którego zagadała Sigrunn choć z początku posłał jej nieco krzywe spojrzenie, na wspomnienie o reniferzycach wyraźnie się rozpogodził nachylając nad ladą.
Mamy najlepsze tancerki na całym biegunie. Mikołaj wpadał zawsze dość często, choć tak między nami, ostatnio wydawał się coś nie w sosie. Cały czas zalewał się w trupa, gadając coś o nadchodzących świętach, robieniu scen i... chyba nie powinienem o tym mówić — skrzywił się nagle rozglądając szybko dookoła, zupełnie jakby spodziewał się, że dostanie opieprz od szefa. Widocznie trzeba go było nieco bardziej przycisnąć, choć po tej krótkiej rozmowie można było stwierdzić, że pociągnięcie go za język nie będzie należało do najtrudniejszych rzeczy.
Marzenka wyraźnie zaskoczona, że Koss postanowił ją skomplementować, oblała się rumieńcem, nie przestając wywijać. Rzuciła mu wyjątkowo powłóczyste spojrzenie i machnęła kształtnym zadkiem, nachylając się w jego stronę.
Słyszałeś co mówił elf? Myślę, że ma rację — puściła rurę i przysunęła się jeszcze bliżej Nekke, zerkając szybko na elfa, który wydawał się zapadać w sen zimowy.
Gdy tu przyjechałam byli jeszcze razem. On i Biała Czarownica. Cały czas robiła mu sceny, że święta to najważniejszy czas w roku dla par, a on zawsze stawia pracę ponad nią. Do tego znowu stał się twarzą reklamową Coca-Coli, a widziałam na facebooku jak dołączała do grupy "Walić Colę, tylko Pepsi". Długo wtedy krzyczała — szepnęła ocierając się o niego bokiem i wróciła na swoją rurę, jakby nigdy nic, akurat w momencie, gdy elf machnął głową wyraźnie się przebudzając.
Podoba ci się nasza Marzenka, co chłopcze? — krzyknął rubasznie do Kossa, klepiąc się z dumą po brzuchu.
Rudolf spojrzał na Truskawkę i odetchnął z ulgą.
Już myślałem, że potracimy wszystkich członków wyprawy w ciągu pierwszych piętnastu minut — słysząc burczenie w jej brzuchu, zamachał łbem i wycofał się na chwilę z pokoju, by zaraz wrócić z dwoma elfkami, które postawiły przed nią talerz z kanapkami, ciasto truskawkowe i gorącą czekoladę z piankami.
Moja droga, jako że potrzebujemy wojowników, ty również musisz wybrać sobie broń. Masz do wyboru miecz, miecz i tarczę, łuk oraz kostur. Któreś cię bardziej interesuje? — zapytał łagodnie, widocznie nie chcąc stresować dziewczyny.
Zaskoczona przez Ryu kelnerka prawie podskoczyła w miejscu. Jej uszy rozłożyły się płasko na boki, a ogon zamachał nerwowo w powietrzu, gdy zerknęła na jego dłoń zaciskającą się na szczupłym ramieniu. Zdjęła ją delikatnie swoimi puchatymi lisimi łapami i przytuliła do siebie tacę.
Nie wiem za dużo, jestem tutaj nowa... wiem tylko, że ostatnimi czasy nasza wioska była bardzo często atakowana przez wilki. Moja siostra... ona... — duże, perliste łby zebrały się w wielkich oczach kobiety, gdy zaczęła cicho chlipieć chowając twarz w łapach. Kilku klientów oglądało się za siebie, patrząc niezbyt przychylnie na Ryu, stwierdzając że to on był powodem całego zamieszania.
Grupa zaczepiona przez Cyrille'a nie wyglądała na zachwyconą. Posłali mu mało przychylne spojrzenia nie odzywając się ani słowem. Dopiero ten, który dostał z łokcia spojrzał na niego unosząc brew.
Wyglądam ci na kogoś, kto potrzebuje prezentów w życiu? — ponad dwu i pół metrowy, przypakowany koleś z całą serią tatuaży i małymi oczkami porośnięty był brunatnym futrem. Uderzył wielką, włochatą niedźwiedzią łapą w stół, odsłaniając białe zęby.
Pij albo w ryj. Zobaczymy czy wygrasz sobie nasze informacje, wyrośnięty elfie — ryknął śmiechem z całą resztą bandy, podsuwając mu jeden z kufli wieloletniego miodu.

____________________________
Status Życia:
Alan: Martwy. *Jesteś piękną lodową statuą, husbando, dostarcz się pod adres Blacków <3*
Ryu: 100/100HP
Francis: 100/100HP
Sigrunn: 100/120HP (wyleczono 10HP/tury)
Cyrille: 90/100HP (wyleczono 10HP/tury)
Koss: 100/100HP
Elisabeth: 100/100HP (wyleczono 10HP/tury + 10hp od Ryu z poprzedniej tury)
Truskawka: 90/100HP (wyleczono 10HP/tury)

Termin: 23 stycznia, g. 23:59.
Zadanie: Kto nie zdobył żadnych informacji wydobywa je dalej, ci którzy zdobyli mogą albo się pokręcić i zjeść, albo wymienić zdobytymi informacjami z innymi. Tym razem jest weekend i żyję, więc już normalnie wbiję między waszymi postami. W tygodniu będzie ciężej, bo sesja, więc postarajcie się korzystać z trzech dni, które mamy przed sobą. Najlepiej krótkie posty.
Ryu Kurogane
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
Kurogane nie spodziewał się reakcji lisicy, po mimo tego że była ona bardzo możliwa. Jak tak teraz myślał, to mogło wydawać się, iż chłopak nie miał zbyt dobrych intencji. No ale czego można wymagać od nastolatka, który do niedawna był w dużym stopniu odizolowany od społeczeństwa.
-Przepraszam za nachalność i współczuję. Sam mam siostrę, więc domyślam się co czujesz. Usiądź, czułbym się źle jeśli musiałabyś wrócić do pracy w tym stanie. Oczywiście, nie zmuszam cię. - jego słowa były akurat szczere. Miał dość spory dylemat czy trzymać ręce przy sobie, czy zaoferować w jakimś stopniu komfort. Ostatecznie powoli zbliżył rękę - w końcu chciał dać jej możliwość odtrącenia jego próby - , żeby pomasować lisicę po plecach. Ponoć to coś pomagało, chociaż nie wiedział czy zaliczało się to do nieznajomych. Całkowicie olał spojrzenia wbijające się w tył jego głowy. Może i przez niego ta sytuacja się zdarzyła, ale nie znaczyło to że mogli go od razu po tym oceniać.
-Ponoć rozmawianie o tym pomaga. Jak coś, to mogę wysłuchać. - poradził, nie wiedząc czy faktycznie tak jest. Zawsze warto spróbować. -Słyszałaś jakieś plotki z jakiego powodu wilki mogły stać się agresywne? - dopytał mając nadzieję na przynajmniej jakąś wskazówkę. Nie zamierzał bardziej napierać na lisicę, szczególnie skoro przydarzyło jej się coś okropnego.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Lisica otarła łzy słysząc jego spokojny głos. Tym razem nie odtrąciła jego ręki, siadając posłusznie, cały czas chowając jednak przed nim swoją twarz. Pociągnęła kilka razy nosem, w końcu podnosząc na niego wzrok. Nagle, prawdopodobnie zupełnie nieświadomie zaczęła wydawać z siebie dziwaczne dźwięki pomiędzy popiskiwaniem, a pomrukami. Ogon poruszał się na boki, podobnie jak drżące uszy. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z własnego zachowania. Wyprostowała się gwałtownie, oblewając intensywnym rumieńcem.
Och przepraszam, to przez to drapanie, straszny ze mnie pieszczoch, proszę nie mów o tym szefowi — rzuciła zażenowana. Atak histerii przeszedł chyba na dobre, gdy pomachała głową na boki.
Wilki zaatakowały kilka dni temu, dokładnie na dzień przed zniknięciem Mikołaja. Wtedy też porwały moją siostrę. Została po niej tylko jej ulubiona figurka... — westchnęła wyciągając z kieszeni małą, dość kontrowersyjną figurynkę.
Lubiła BDSM — powiedziała pieszczotliwie, szybko chowając ją z powrotem i nachyliła się bliżej Ryu — To były Wilki Białej Czarownicy. Jestem tego pewna, przez zapach. Ach moja biedna siostra, kto wie czy jeszcze żyje... może jest zabawką wilków? Gdybym tylko była na tyle odważna, by pójść ich tropem... widziałam jak jeden z nich regularnie kręci się wokół miasteczka. Uważaj na siebie — zacisnęła nerwowo palce na tacy i zerwała się do góry z drgającym ogonem, z zamiarem odejścia w swoją stronę.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez Sigrunn dnia Sob Sty 21, 2017 2:17 pm, w całości zmieniany 1 raz
Wyglądało na to, że tym żenującym tekstem o reniferzycach trafiła w samo sedno. No kto by pomyślał. Facet mógł dostać Order Miłego Barmana za to, że w ogóle postanowił się do niej odezwać, zamiast kazać jej spadać na drzewo. Sigrunn jednak nie wystarczała informacja, że Miki był stałym bywalcem i ostatnio zaczął zapijać smutki przedświąteczne. Skoro już zagadała, postanowiła wyciągnąć z niego nieco więcej.
- A tam. Jestem pewna, że wszyscy inni już słyszeli tę historię - machnęła niedbale ręką, jakby to miało odsunąć obawy barmana na bok i nieco go uspokoić. - Jedna osoba w tę czy drugą stronę... No, to kto robi mu sceny? Pewnie jakaś babka, one są okropne pod tym względem - jak gdyby nigdy nic próbowała kontynuować rozmowę, popijając wino i udając, że nie rusza jej to, czego nie powinien robić mężczyzna za ladą. Wyglądała trochę jak żądna ploteczek Grażyna ze spożywczaka, z tą różnicą, że nie wyglądało na to, aby później miała iść z tymi ploteczkami do swoich psiapsiółek. Ot, z nudów szukała tematów do rozmów, zapewne jak wielu innych bywalców, którym znudziły się wywijające tancerki.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Czy koleś wyglądał na takiego który potrzebował dostawać prezenty? Oczywiście, każdy uwielbiał prezenty. W takiej lub innej formie. Jednak zrozumiał aluzję. Zgrywamy twardziela, wyglądamy jak twardziel i chcemy nim pozostać. Spoko. Postawiono przed nim kufel, a może lepiej powiedzieć... wyzwanie! Widząc błysk białych zębów odpowiedział lekkim uśmiechem, również białych kości. Wielokrotnie bywał w tej sytuacji, może nie przepadał za taką formą rozrywki, jednak na obozach szkoleniowych musiał dotrzymywać kroku starszym, na różnych płaszczyznach, a taka zabawa może nie częsta, była dość lubiana w wojskowych kręgach.
Cmoknął cicho i chwycił pewnie za kufel i lekko zakręcił nim wprowadzając ciecz w lekkie drganie, brew mu lekko drgnęła gdy został porównany do wyrośniętego elfa.... NIE BYŁ TAKI NISKI.
- NIE, JESTEM, WYROŚNIĘTYM... - tutaj przyłożył do ust kufel i przechylił go, w dość szybkim tempie wysuszając jego zawartość, po czym odstawił kufel stanowczo na blat. - ELFEM.
Dokończył wycierając usta rękawem i wyszczerzył się triumfalnie w stronę jego niedźwiedziego przyjaciela. Alkohol był mocny. Grunt by nie dać się powalić pierwszemu uderzeniowi... na szczęście świąteczny posiłek zawsze jadł obfity, to miał jeszcze jakąś szansę.
- Więc jak? Wygrałem?
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Starał się panować nad odruchami i dziwnymi myślami, które atakowały jego głowę. Zamiast tego skupił się na tym co mówiła. I miał pewne problemy, żeby traktować jej słowa całkiem poważnie. To brzmiało raczej jak jakieś przepychanki gimnazjalistów, a nie problemy Mikołaja, jak widać jednak świat lubi płatać figle. Koss więc tylko kiwał uważnie głową, starając się wyglądać na osobę, która uważnie analizuje wszystko, co usłyszała. W zasadzie całkiem mu to pomogło, bo mieli już jakiegoś podejrzanego, czyli Czarownicę. Tymczasem, skoro teraz reszta drużyny jest zajęta jeszcze zdobywaniem informacji...
Komentarz elfa lekko go wybił z równowagi i sprawił, że niewinny rumieniec oblał jego twarz. Szybko jednak się opamiętał i odchrząknął.
- Eee... no, tak. Ma w sobie bardzo dużo tego... uroku i w ogóle - przyznał, znów zabierając się za picie koktajlu. Jeśli tylko czas pozwoli, a Mikołaj zostanie uratowany, to niewątpliwie zainteresuje się jeszcze Marzenką. Tymczasem zwrócił się w kierunku Elfa. - W sumie, skoro wszystko wskazuje na to, że może tym maczać palce Biała Czarownica, to w zasadzie czemu... no wiesz, sami nie poszliście i nie skopaliście jej dupy? - Zagadnął z czystej ciekawości. Szczerze mówiąc elf ze strzelbą, nawet mimo mikrego wzrostu robił większe wrażenie, niż ich grupa z jakimiś kijami i tak dalej.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Przez moment myślał, że elf na niego naskoczy albo pokaże środkowy palec i każe się od... oddalić.
Och, super, jednak nie! Francis lekko pochylił się w stronę mówiącego, słuchając uważnie, co ma mu do powiedzenia, nie zrażając się wcale kwiecistym językiem i ozdobnikami. Wilki, północny zachód. Got it.
Podziękował za informacje i zabrał się razem z kawą i kosturem. Chciał przysiąść przy barze, na spokojnie przemyśleć, co dalej, a może nawet chwilę odpocząć, ale przechodząc obok Ryu i kelnerki niechcący usłyszał o czym rozmawiają. W głowie zaświtał mu pewien pomysł...
Przepraszam... – zaczął grzecznie. – Mówisz, że byś je wytropiła... – Postawił koniec kostura na ziemi i objął go ramieniem. – Skoro wilki przychodzą do miasta i porywają z niego waszych bliskich, znaczy, że nie jest tu bezpiecznie. W tej chwili jesteśmy tu my, ale gdy odejdziemy... – Zawiesił głosi spojrzał w bok. – Rozumiem, że nie chcesz iść sama, ale możesz iść z nami. Pomożesz nam szybciej dotrzeć na miejsce, przez to szybciej znajdziemy twoją siostrę.Nie patrz na figurkę, nie patrz na figurkę, nie patrz na... uhuhu, uła.
Ryu Kurogane
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
Kurogane domyślał się co mogły oznaczać dźwięki wydawane przez kelnerkę. Nawet nie zaczynał zastanawiać się czy mu one przeszkadzały czy wręcz przeciwnie. Tym bardziej nie widział powodu dla którego kobieta przepraszała. W końcu jak na to nie spojrzeć, to on spowodował żenującą dla niej sytuację. Odpowiedział tylko krótkim "Nic się nie stało" i zaczął wysłuchiwać następnych słów lisicy. Nim zdążył zacząć zastanawiać się co mógł czas ataku wilków oznaczać, został zatkany przy ukazaną mu figurkę. Cała atmosfera jaka zazwyczaj występowała w dramatach prysła. Nie skomentował tego. No chyba że krótki parsknięcie można było uznać za odpowiedź. Musiał przyznać, że informację jakie otrzymał były przydatne. W końcu zawsze był to jakiś trop. Z drugiej strony nie widział powodu dla którego znalezienie ich było takie problematyczne. Nim zdążył odpowiedzieć, jego kompan podszedł do nich. Jeśli się nie mylił to miał on na imię... Francis? Chyba tak. Musiał się lekko zaśmiać na słowa starszego od niego faceta.
-Nie jestem pewien czy wskakiwanie w paszcze lwa jest bezpieczniejsze od pozostania tutaj. - powiedział z uniesioną brwią, nie myśląc o tym jak o pytaniu.
-Chociaż prawda jest taka, że na pewno szybciej znajdziemy twoją siostrę. Moglibyśmy sami na niego zasadzkę przygotować, ale nie wiadomo ile mogłoby to zająć. - powiedział wracając wzrokiem do lisicy. Nie zamierzał narzucać na nią żadnej decyzji. Tak naprawdę to dla niego było to obojętne. I tak miał zamiar zobaczyć czy dałoby radę odnaleźć jej siostrę.
Truskawka
Truskawka
Fresh Blood Lost in the City
(Przepraszam, że tak długo, ale najpierw skasowało mi posta, a potem złapałam jelitówkę! >w<)

Faktycznie może dawała radę jak na taką bułkę. Chociaż ona to prędzej potoczyłaby się i w ten sposób nieumyślnie zlikwidowała przeciwnika. Tak, brzmi jak plan.
Jej oczy słodko błysnęły na widok tego pysznego jedzonka.
- Dziękuję! - Zaczęła napychać buziak jedzeniem. -Tahcza bźmi nawhet okyh! - Przełknęła pokarm ze smakiem, oblizując się na koniec. Nooo, teraz to oni mogą iść na wyprawę. Poklepała się po brzuszku.
- Poproszę tarczę i miecz. Macie tu też jakieś fajerwerki? - Sprostowała, zastanawiając się, czy jak zrobi na Biegunie Północnym armagedon z ogniem, bestie się uspokoją. A może są po prostu głodne? Ona też z pustym żołądkiem zachowuje się jak Predator.
Hm... Truskawka postanowiła dalej wypytywać Rudolfa. Był jedyną istotą tutaj, która coś wiedziała i Toni była mu skłonna zaufać. W końcu, kto z tak miękkim futerkiem może odgrywać rolę złego bohatera?
- Rudolfiku, masz może pomysł, gdzie mógłby się schować Mikołaj? Ma jakieś ulubione miejsca, dokąd mógłby pójść i się zaszyć? Albo znasz osoby, które go nie lubią i które mogły go zdenerwować? Może robi sobie żarty, obraził się... - Zasugerowała delikatnie. Renifer wydawał się najlepszym przyjacielem Mikołaja i powinien o nim wiedzieć najwięcej, a co za tym idzie - szukała u najbardziej wiarygodnego źródła. Nigdy by ich nie okłamał, tak przynajmniej sądziła. Poza tym nadal nie mogła uwierzyć, by staruszek tak łatwo dał się porwać. Był sprytny, a do tego zarządzał dużą fabryką. Na pewno ktoś by zauważył, jak pakują go do ciężarówki na Alaskę.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
//Wybaczcie tę masakryczną przerwę, szkoła nie odpuszcza. Minęło trochę czasu podczas którego mogliśmy wszyscy nieco wypaść z formy, więc w ciągu najbliższego tygodnia odpisujcie tak często jak tylko chcecie i możecie, nie przejmujcie się terminami i spróbujcie na nowo wkręcić się w event. //

{ Sigrunn }
Barman westchnął cicho i machnął na jednego ze swoich kumpli wyraźnie pokazując mu, by chwilowo zastąpił go przy barze, po czym machnął dłonią na Sigrunn, każąc jej się nachylić.
Nie byle jaka babka. Biała Czarownica jest nie tylko cholernie charakterna, ale ma pod sobą najgorszą część bieguna północnego. Gdy Miki przedstawił ją miasteczku jako swoją narzeczoną, ludzie myśleli że to koniec. Armagedon i te sprawy, każdy szykował się na teksańską masakrę piłą mechaniczną. Tylko z użyciem wilków i niedźwiedzi. Mówię ci, babka to masakra, lepiej z nią nie zadzierać — pokiwał głową, nie na długo zachowując milczenie. Było dość oczywiste, że chce opowiedzieć więcej ...

{ Cyrille }

Alkohol który wypiłeś w wyraźnie zbyt szybkim tempie, najwidoczniej był dużo mocniejszy niż ci się wydawało. Z początku stałeś prosto szczerząc się triumfalnie, nie minęło jednak dziesięć sekund, gdy poczułeś się jakby przywaliła w ciebie ciężarówka. Największy z niedźwiedzi stojący obok ciebie ryknął rubasznie, widząc jak chwiejesz się na nogach i klepnął się porządnie w plecy, sprawiając że dosłownie wwaliłeś się twarzą na stół.
Jesteś swój chłop! — nie powiedział nic więcej zaśmiewając się z kumplami, czułeś się jednak niesamowicie dziwnie. Zupełnie jakby gorączka trawiła twoją głowę i... tyłek. Zaraz, zaraz. Czy tobie właśnie wyrosły niedźwiedzie uszy i ogonek?

{ Koss i Truskawka }

Próbowaliśmy, cholera jasna. Problem w tym, że wybrała sobie najgorszy możliwy punkt na biegunie, przez co wszystkie ekspedycje jakie wysyłaliśmy, znikały bez śladu. Chujowa sprawa — zaharczał nagle z wyraźnym obrzydzeniem, które momentalnie zniknęło gdy Truskawka podjęła decyzję na temat swojej broni.
No i to jest decyzja! Świetnie, doskonale. Ty i ta druga macie większe jaja niż zgromadzeni wokół was faceci. Nie licząc mnie rzecz jasna — wybuchł śmiechem. Rudolf natomiast postawił obok niej odpowiednie bronie wyraźnie się zamyślając, choć jego pysk zdradzał że nie do końca jest pewien co powinien w tej kwestii powiedzieć. Uratowało go nagłe zamieszanie poza pokojem.

{ Francis i Ryu }

Lisica podskoczyła wyraźnie wystraszona, gdy niespodziewanie do rozmowy dołączyła kolejna osoba.
Ja? Nie, nie, nie. Nie mogę opuścić miasta. Wystarczy zostać w domu. To niebezpieczne. Nie, przepraszam nie mogę wam pomóc — nagła panika w jej głosie wyraźnie mówiła o tym, że mimo wszystkich wydarzeń, które im się przytrafiały nie miała zamiaru nadstawiać za nikogo karku zbyt przerażona potencjalnymi konsekwencjami.
Przepraszam, naprawdę nic nie wiem. Jeśli ktoś wam może pomóc to tylko on. Muszę wracać do pracy — nim zdążyliście choćby zapytać kim jest "on", uciekła w tłum z nastroszonym futrem. Idealnie zgrało się to z nagłym hukiem, który poniósł się po całym klubie.

{ Wszyscy }

Drzwi uderzyły z hukiem w ścianę. Muzyka w klubie momentalnie ucichła, zupełnie jakby właśnie pojawił się gość, na którego wszyscy czekali.
I kto wie, może poniekąd tak właśnie było?
YAHOO! — aż nazbyt pozytywny głos połączony ze stukaniem poniósł się po całym miejscu, gdy do środka wpadła dość osobliwa osobistość. Wysoki na ponad dwa metry i wyjątkowo chudy... wróć. Kościsty. Kościsty było słowem opisującym go idealnie, biorąc pod uwagę, że mieliście przed sobą szkieleta ubranego w gustowne, czarne ubrania. Zaraz czy on ma na szyi czerwoną muszkę?
Ale mróz, aż czuję go w kościach. Och nie przeszkadzajcie sobie, niech muzyka gra, raz raz! — rzucił klaszcząc w dość nieprzyjemny dla ucha sposób. Momentalnie życie powróciło do klubu jakby nigdy nic się nie stało, a gość wmieszał się w tłum, siadając przy barze obok Sigrunn.
Truskawka
Truskawka
Fresh Blood Lost in the City
Spodziewała się czegoś dowiedzieć. W końcu renifer był najlepszym przyjacielem Mikołaja, prawda? Niestety, nie dane jej było wiedzieć więcej, bo nagle usłyszała potężny huk i odruchowo, trzymając elementy broni, schowała się za pierwszą lepszą osobą. Padło na Kossa. Faktycznie, nie musiała lądować od razu na czworakach, ale czy ona wtedy myślała?
Lekko wyjrzała poza pokój po chwili, by sprawdzić, co się dzieje.
K-Kościotrup?
O zgrozo! Na co kolejnego trafią? Kubę Rozpruwacza?!
Po dojściu do siebie stwierdziła, że nie może być wiecznie takim trzęsiportkiem i chwiejnie wstała, podążając w kierunku monstrum, które nadal poniekąd ją przerażało, ale mogło wiedzieć coś istotnego dla sprawy. Wyróżniało się na tle pozostałych, nie dało się zaprzeczyć.
- U-um, przepraszam...! - Przepychając się pospiesznie przez tłum istot, pech chciał, by znowu nawaliła i wskutek potknięcia się o czyjąś nogę, wpadła na którąś osobę, wylewając dwa drinki na siebie. Wyglądała teraz jak mokry pies. Czekała teraz tylko na ciosy, więc zamknęła oczy i skuliła się na tyle, ile pozwalało jej ciało. Chciało jej się tylko płakać. Co jeszcze pójdzie nie tak? Może faktycznie powinna wrócić do domu?
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Kiedy chcesz się popisać przed kolegami, lub też maruderami tak jak było w tym wypadku, alkohol zawsze uderza zbyt mocno. Nie ważne jak wielką zachlej mordą jesteś, cwaniakujesz - to już po tobie. W tym wypadku też nie mogło być inaczej prawda? Chociaż fakt, że nie zwróciło mu się to podczas osuszania kufla można uznać za swego rodzaju sukces prawda?
Silny zawrót głowy przyszedł stanowczo za szybko. Chłopak był na to przygotowany... o ile można się przygotować na coś takiego, ale nie w tym tempie. Szczerzył się jak głupi, a kilka sekund trafiło go to, na co wszyscy czekali. Alkohol.
Uniósł się do pozycji stojącej by zaczerpnąć szybko powietrza, wtedy usłyszał ryk.. i nadeszło kolejne uderzenie, tym razem bardziej fizyczne. Zdecydowanie fizyczne, bo znów wylądował w pozycji siedzącej z twarzą na stole.
- He..he..he.. - zdołał wydusić z siebie podnosząc zaczerwieniony od uderzenia nos znad stołu. Chciał coś powiedzieć, ale .. poczuł się dziwnie. Zaczęło mu się robić gorąco... to w stanie upojenia alkoholowego było dość częste, ale nigdy nie czuł tego równocześnie na głowie i tyłku. Daaamn... nie wiedział co musiało być w kuflu, ale było kurewsko mocne.
Dłonią przeczesał swoje włosy i natknął się na coś dziwnego. Miękkiego i odstającego... czy to były uszy? Dla pewności do sprawdzenia dołączył drugą rękę i obmacał drugą stronę głowy. Kolejny miękki obiekt. Tak. To musiały być uszy...
- He..he.. - kolejne inteligentne rozpoczęcie zdania - Stary.. czy mi się wydaje, że mam uszy? - Spojrzał na niedźwiedzia, który teraz wyglądał jeszcze bardziej niedźwiedziowaty. - Zajeeebiście - wyrzucił z siebie wstając nieważne od odpowiedzi. Reszta pytań jakie chciał zadać nie były tak ważne, w obecnym stanie. Jego uwagę przyciągnął hałas przy głównym wejściu. Zabrał miecz, machnął na odchodne rzucając "do zobaczenia" nowym kumplom.    
Nieco chwiejnym krokiem ruszył w stronę wejścia by dokładniej przyjrzeć się nowo przybyłej postaci.
Wyglądała dziwnie. Coś mu nie pasowało. Słysząc jego słowa zaśmiał się szczerze.
- Przemarzłeś do szpiku kości! HAHAHAHAHA - musiał podeprzeć się o najbliższą ścianę by nie upaść, a wszystko przez śmiech... i na pewno alkohol.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Lepiej nie mogła wybrać. Barman zdawał się być istną skarbnicą wiedzy na temat tego, co działo się w świecie. Sigrunn grzecznie nachyliła się nad barem, żeby wysłuchać większej ilości ploteczek, aż poczuła się z tym wyjątkowo głupio. Grunt, że dostała parę sensownych informacji. Baby to są jednak naprawdę okropne stworzenia.
- Czekaj. Dlaczego Biała Czarownica miałaby chcieć atakować miasteczko swojego faceta? Nie wystarczy jej to, co już ma? - spytała jeszcze, mając na celu wykorzystać to źródełko wiedzy do granic możliwości.
Wtedy do knajpy wpadł kościotrup. Norweżka początkowo tylko spojrzała na niego przelotnie, ale zauważywszy, kim właściwie jest, przyjrzała mu się dokładniej i zaraz wróciła spojrzeniem do barmana. Bez względu na to, czy ten odpowiedział na jej kolejne pytania przed nadejściem nowego gościa czy nie było mu to dane, czuła, że zebrała dość przydatne informacje.
- Dzięki - skinęła głową do barmana i uśmiechnęła się grzecznie. Miała jeszcze ochotę zapytać, kim u diabła jest ten szkielet i dlaczego jest w tym miejscu tak popularny, że na jego widok cała sala zamiera w bezruchu i cichnie muzyka. To byłoby jednak wyjątkowo głupie, skoro osobliwy gość usiadł tuż obok niej. Miała wrażenie, że tożsamość kościstego jegomościa niedługo wyjdzie na jaw, a póki co mogła sobie pozwolić na chwilę dla siebie i grzanego wina, skoro pozostali członkowie jej drużyny również nie wyglądali, jakby spieszyli się w dalszą drogę.
Ryu Kurogane
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
-To tyle na temat ratowania swojej siostry. - powiedział do swojego starszego kompana zniesmaczony widząc znikającą w tłumie lisicę. Przyjąłby normalne nie do wiadomości, ale ta panika była zdecydowanie niepotrzebna. Może tak uważał przez to, że sam miał młodszą siostrę i jeśli ktoś pomógłby mu w uratowaniu jej z czegokolwiek, natychmiastowo by się zgodził. I według niego brak jakichkolwiek mocy jej nie usprawiedliwiał. Co prawda nie zamierzał jej od razu skreślać z listy dobrych osób, biorąc pod uwagę że wcześniej im pomogła. No i przeprosiła. Kurogane postanowił odnaleźć jej siostrę kiedy nadarzy się okazja i jeszcze raz z kelnerką porozmawiać. Mogło to być spowodowane, iż jego dusza otaku na widok lisic i kocic krzyczała kawaii, ale to był jego mały sekrecik.
-Myślisz, że to może być on? - zapytał się Francisa chcąc usłyszeć jego zdanie o kościaku. Według niego było to dość prawdopodobne, iż mister szkielet jest osobą zdolną im pomóc. Szczególnie po jego wejściu. Ostatecznie zdecydował się na ruszenie w stronę bardzo nietypowej osoby. Pomijając fakt, że większość w tym miejscu taka była. Po drodze natknął się na skuloną osóbkę, którą skądś kojarzył. Dopiero po chwili przypomniał sobie o śpiochu, którego ominęła epicka walka. Przykucnął przy niej z postanowieniem uświadomienia jej o czymś.
-Nie wiem czy wiesz, ale w tym momencie bardzo dobrze zwracasz na siebie uwagę. Instynkt mówi mi, że tego właśnie nie chcesz to polecam podnieść się i ewentualnie przeprosić. Nie urwą ci głowy. Ubranko wyschnie samo. Albo podejdź do Francisa, wiesz tego najstarszego z naszej grupki. Może coś uda mu się z ogniem wyczarować, by ci to wysuszyć. - podpowiedział i udał się dalej w stronę kościotrupa. Zignorował swojego kompana, któremu alkohol trafił do głowy. Zbyt ciężko byłoby się z nim w tym momencie dogadać, a czas nie był bardzo po ich stronie. Może później.
-Heloł. Mógłbym poznać imię mistrza epickich wejść? - zapytał się z szerokim uśmiechem, który tak właściwie to nie był sztuczny. Pozwolił sobie usiąść na jedynym niezajętym stołku przy szkieletorze i poprosił o kieliszek średnio mocnej gorzałki. Z tym mistrzem to co prawda przesadził, ale akurat to słowo pasowało. Wcześniej kiwnął w stronę Sigruun, żeby nie wyszło iż totalnie olał swoją towarzyszkę. Lepiej żeby parę osób usłyszało jakąś informację. Różne wnioski zawsze są mile widziane.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach