▲▼
First topic message reminder :
Trudno jednoznacznie stwierdzić, dla kogo przeznaczona jest ten bar. Z jednej strony znajduje się w tej "lepszej" części miasta, gdzie raczej pojawiają się bogatsze persony. Z drugiej, najczęściej przyciąga do siebie osoby chcące zapomnieć się w szaleństwie alkoholowym. Wystrój jest całkiem przyjemny. Najpierw schodzi się po staromodnie wyglądających schodach do sporej piwnicy. W środku są trzy pomieszczenia - jedna wielka sala z barem i dwie mniejsze, gdzie można usiąść i spokojnie pogadać. Przygaszone światło nadaje atmosferę intymności, ale już głośne krzyki klientów będących pod wpływem jasno dają do zrozumienia, że nie jest to miejsce na romantyczny wypad ze swoją drugą połówką. Jeśli ktoś uważa się z fana libacji alkoholowych, to na pewno odwiedził to miejsce przynajmniej raz w swoim życiu, a jeśli nie, to najwyższa pora to zrobić.
Koss schodził po dosyć stromych schodach, rozmawiając jednocześnie przed telefon. Z powodu nieuwagi w pewnym momencie rąbnął o sufit, który staje coraz niższy z każdym kolejnym krokiem. Zaklął, pomasował głowę i spojrzał na telefon. Brak zasięgu. Ha, może to i nawet lepiej. Przecież zawsze przychodził tutaj, aby odciąć się od świata, więc nawet nie narzekał. Co najwyżej osoba po drugiej stronie może być zaskoczona, że rozmowa zakończył się tak niespodziewanie. Cóż, trudno. Życie bywa brutalne.
Wszedł do ogromnej sali i od razu przy wejściu otrzymał kilka gromkich powitań. Większość stałych klientów bardzo dobrze go kojarzyła i sam nie wiedział, czy powinien być zadowolony z tego powodu. Mimo to szeroki uśmiech zawitał na jego twarzy. Paru osobom machnął ręką, kilka innych powitał słowem, całej reszcie musiał wystarczyć uśmiech. Jeszcze tylko uścisnął dłoń barmanowi, a potem ruszył w kierunku jednej z mniejszych sal. Zazwyczaj stołowałby się tutaj, razem z tym rozentuzjazmowanym tłumem, ale dzisiaj akurat planował spotkanie, więc odrobina spokoju była wskazana.
Kiedy dotarł do mniejszej sali, rozejrzał się po niej. Tu jakaś parka pije piwo, tam kumple osuszają kieliszki i jeszcze jakiś samotny typ, który prawdopodobnie zatapia smutki. Idealnie.
Ruszył w kierunku wolnego stolika pod ścianą i zajął jedno z krzeseł. Nie dość, że światło było podgaszone, to jeszcze czerwona świeca uwalniała ciepłe światło ze środka stolika. Szalony romantyzm. Szkoda tylko, że Koss nie umówił się z przedstawicielką płci przeciwnej. No ale trudno, miejsce było oddalone od większości klientów i pozwalało na spokojne prowadzenie dyskusji, a właśnie tego szukał Nekke.
Kiedy usiadł, nie pozostało mu nic innego jak czekać. Ponieważ jednak nie należał do najcierpliwszych osób, już po chwili odpalił telefon i zaczął na nim grać.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, dla kogo przeznaczona jest ten bar. Z jednej strony znajduje się w tej "lepszej" części miasta, gdzie raczej pojawiają się bogatsze persony. Z drugiej, najczęściej przyciąga do siebie osoby chcące zapomnieć się w szaleństwie alkoholowym. Wystrój jest całkiem przyjemny. Najpierw schodzi się po staromodnie wyglądających schodach do sporej piwnicy. W środku są trzy pomieszczenia - jedna wielka sala z barem i dwie mniejsze, gdzie można usiąść i spokojnie pogadać. Przygaszone światło nadaje atmosferę intymności, ale już głośne krzyki klientów będących pod wpływem jasno dają do zrozumienia, że nie jest to miejsce na romantyczny wypad ze swoją drugą połówką. Jeśli ktoś uważa się z fana libacji alkoholowych, to na pewno odwiedził to miejsce przynajmniej raz w swoim życiu, a jeśli nie, to najwyższa pora to zrobić.
***
Koss schodził po dosyć stromych schodach, rozmawiając jednocześnie przed telefon. Z powodu nieuwagi w pewnym momencie rąbnął o sufit, który staje coraz niższy z każdym kolejnym krokiem. Zaklął, pomasował głowę i spojrzał na telefon. Brak zasięgu. Ha, może to i nawet lepiej. Przecież zawsze przychodził tutaj, aby odciąć się od świata, więc nawet nie narzekał. Co najwyżej osoba po drugiej stronie może być zaskoczona, że rozmowa zakończył się tak niespodziewanie. Cóż, trudno. Życie bywa brutalne.
Wszedł do ogromnej sali i od razu przy wejściu otrzymał kilka gromkich powitań. Większość stałych klientów bardzo dobrze go kojarzyła i sam nie wiedział, czy powinien być zadowolony z tego powodu. Mimo to szeroki uśmiech zawitał na jego twarzy. Paru osobom machnął ręką, kilka innych powitał słowem, całej reszcie musiał wystarczyć uśmiech. Jeszcze tylko uścisnął dłoń barmanowi, a potem ruszył w kierunku jednej z mniejszych sal. Zazwyczaj stołowałby się tutaj, razem z tym rozentuzjazmowanym tłumem, ale dzisiaj akurat planował spotkanie, więc odrobina spokoju była wskazana.
Kiedy dotarł do mniejszej sali, rozejrzał się po niej. Tu jakaś parka pije piwo, tam kumple osuszają kieliszki i jeszcze jakiś samotny typ, który prawdopodobnie zatapia smutki. Idealnie.
Ruszył w kierunku wolnego stolika pod ścianą i zajął jedno z krzeseł. Nie dość, że światło było podgaszone, to jeszcze czerwona świeca uwalniała ciepłe światło ze środka stolika. Szalony romantyzm. Szkoda tylko, że Koss nie umówił się z przedstawicielką płci przeciwnej. No ale trudno, miejsce było oddalone od większości klientów i pozwalało na spokojne prowadzenie dyskusji, a właśnie tego szukał Nekke.
Kiedy usiadł, nie pozostało mu nic innego jak czekać. Ponieważ jednak nie należał do najcierpliwszych osób, już po chwili odpalił telefon i zaczął na nim grać.
Zawsze, gdy pojawiało się magiczne słowo 'koniec zajęć', Selim uderzał na miasto by odstresować się po patrzeniu na całe to gigantyczne zgrupowanie uczniów z serią pytań i brakiem jakichkolwiek odpowiedzi. Problem polegał na tym, że ostatnimi czasy jego wolność została dość znacznie ograniczona, gdy jednonocna przygoda o imieniu Emily aka mów mi Emma, której się oddał zaczęła wymagać od niego czegoś więcej. I właśnie w ten sposób własnie siedział z nią barze przy jednym ze stolików mających zapewniać jakieś złudzenie prywatności, opierając ze znudzeniem twarz na swojej dłoni, gdy po raz kolejny musiał wysłuchiwać jej bezsensownego pierdolenia.
— No i wtedy Jess powiedziała mi, że organizują Sylwestra w Nowym Jorku. Może byśmy się tam wybrali? Widziałam naprawdę wspaniałą sukienkę, którą mogłabym założyć. Tylko nie mam odpowiednich butów. Wiesz jak się ubrać, co powiesz na zakupy w przyszły piątek (...) — monolog trwał dalej w najlepsze, gdy Skywalker cały czas wpatrywał się ze znudzeniem w jej twarz, nie mogąc pozbyć się przeróżnych myśli. Gdyby ich znajomość zakończyła się na etapie łóżka z pewnością byłoby dużo łatwiej. Niemniej już teraz wiedział, że absolutnie nie zamierza spędzać żadnego Sylwestra w jej towarzystwie.
Sięgnął do kieszeni bluzy, momentalnie wyciągając paczkę papierosów i odpalił jednego, nie patrząc nawet w jej kierunku.
— ... słuchasz mnie, Selim?
— Nieszczególnie — zaciągnął się dymem, dopiero teraz podnosząc wzrok na jej naburmuszoną twarz. Z napompowanymi policzkami wyglądała całkiem uroczo. Szkoda tylko, że jej buźka była jednym z niewielu pozytywnych aspektów jej osoby. Przytrzymał papierosa w wargach, bawiąc się zapalniczką, którą odpalał raz po raz ku wyraźnemu niezadowoleniu Emmy.
— Zawsze taki jesteś. Nie po to się produkuję, żebyś kompletnie ignorował moje słowa. Jednostronna rozmowa do niczego nie prowadzi. Jeśli chcemy żeby nasz związek był zdrowy i utrzymany w pozytywnej atmosferze, oboje musimy o niego dbać! Poza tym mówiłam ci już, że nie lubię gdy palisz — zmarszczyła nos odganiając dłonią dym papierosowy, który wydmuchał w jej stronę, zaraz nadchylając się nad stolikiem. Oparł się o niego łokciami, strzepując popiół do popielniczki.
— Może skupisz się na jedzeniu? Stygnie od dwudziestu minut — zaproponował wskazując na krewetki, które zamówiła sobie wcześniej po przyjściu na miejsce, stwierdzając że absolutnie nie jest w stanie pić niczego nie jedząc. Niemniej zamiast tego, chwyciła za swoją szklankę z wodą upijając łyka z wyraźną wściekłością.
— Jesteś niemożliwy. Przepaść pomiędzy twoim wyglądem, a charakterem jest olbrzymia, jak możesz się tak zachowywać? — oho zaczyna się — Naprawdę myślałam, że jesteś inny, tymczasem zachowujesz się jak zwykły dupek. Mógłbyś trochę się poświęcić i pomyśleć choćby nad świętami. To nasze pierwsze święta razem!
Zawsze zastanawiał się skąd u osób, z którymi spotykał się ledwo tydzień, pojawiały się tak głębokie sformułowania. Zupełnie jakby widywał się z nią od kilkunastu miesięcy i właśnie zamierzał się oświadczyć. Nic dziwnego, że ponownie się wyłączył, gdy nadawała wyraźnie urażona jego postawą.
Może powinien po prostu wstać i stąd wyjść?
— ... masz mi coś do powiedzenia?
Widział po jej mimice czego dokładnie oczekuje. Przeprosin, zapewnienia że wszystko będzie dobrze i z pewnością pojawi się u niej na święta. Że będzie zachwycony mogąc się z nią spotkać w Sylwestra, by zrobiła z niego swojego pokazowego pieska przed koleżankami.
Odchylił się w tył, po raz kolejny wypuszczając kłąb dymu papierosowego, choć tym razem - jakże miło z jego strony! - odchylił głowę w bok, by nie otoczył Emmy niczym smog.
Wystarczyło tylko otworzyć usta i przeprosić, to nie mogło być takie trudne.
— Myślę, że źle cię oceniłem — przepełniony wyraźną nadzieją wzrok dziewczyny zatrzymał się na jego twarzy, gdy przekrzywił głowę w bok przypatrując jej się z uwagą — byłem przekonany że potrafisz się pierdolić tylko w łóżku, ale poza nim również wychodzi ci to znakomicie.
CHLUST.
Cała woda ze szklanki, którą piła jeszcze chwilę temu właśnie wylądowała na Skywalkerze, gdy Emily poderwała się do góry z łzami w oczach, odstawiając z trzaskiem naczynie na stół.
— JESTEŚ BEZNADZIEJNY. Z NAMI KONIEC, SELIM!
No i chuj. Znowu to samo. Patrzył w milczeniu jak odchodzi wściekła w stronę drzwi, czując ściekające z jego włosów zimne krople wody. Spojrzał powoli w stronę zamokłego papierosa, który z pewnością do niczego już się nie nadawał.
— Kurwa mać — wyglądało na to, że bardziej przejął się stanem fajka, niż rozwiązaniem całej tej sytuacji. Wyrzucił papierosa do popielniczki, patrząc na podbiegającego do niego kelnera, który obrzucił go czujnym, zmieszanym spojrzeniem wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć.
— Przyniosłem panu ręcznik. Wszystko w porządku?
— Jasne, dziękuję — wziął materiał wycierając w milczeniu zarówno swoją twarz jak i ubranie. Nie wyglądało na to, by zamierzał opuszczać lokal. Bo właściwie dlaczego miałby to robić?
— Przyniosę jeszcze jeden, by wytrzeć kanapę...
— Byłbym wdzięczny.
Cóż, przynajmniej tym razem była to woda, a nie wino.
— No i wtedy Jess powiedziała mi, że organizują Sylwestra w Nowym Jorku. Może byśmy się tam wybrali? Widziałam naprawdę wspaniałą sukienkę, którą mogłabym założyć. Tylko nie mam odpowiednich butów. Wiesz jak się ubrać, co powiesz na zakupy w przyszły piątek (...) — monolog trwał dalej w najlepsze, gdy Skywalker cały czas wpatrywał się ze znudzeniem w jej twarz, nie mogąc pozbyć się przeróżnych myśli. Gdyby ich znajomość zakończyła się na etapie łóżka z pewnością byłoby dużo łatwiej. Niemniej już teraz wiedział, że absolutnie nie zamierza spędzać żadnego Sylwestra w jej towarzystwie.
Sięgnął do kieszeni bluzy, momentalnie wyciągając paczkę papierosów i odpalił jednego, nie patrząc nawet w jej kierunku.
— ... słuchasz mnie, Selim?
— Nieszczególnie — zaciągnął się dymem, dopiero teraz podnosząc wzrok na jej naburmuszoną twarz. Z napompowanymi policzkami wyglądała całkiem uroczo. Szkoda tylko, że jej buźka była jednym z niewielu pozytywnych aspektów jej osoby. Przytrzymał papierosa w wargach, bawiąc się zapalniczką, którą odpalał raz po raz ku wyraźnemu niezadowoleniu Emmy.
— Zawsze taki jesteś. Nie po to się produkuję, żebyś kompletnie ignorował moje słowa. Jednostronna rozmowa do niczego nie prowadzi. Jeśli chcemy żeby nasz związek był zdrowy i utrzymany w pozytywnej atmosferze, oboje musimy o niego dbać! Poza tym mówiłam ci już, że nie lubię gdy palisz — zmarszczyła nos odganiając dłonią dym papierosowy, który wydmuchał w jej stronę, zaraz nadchylając się nad stolikiem. Oparł się o niego łokciami, strzepując popiół do popielniczki.
— Może skupisz się na jedzeniu? Stygnie od dwudziestu minut — zaproponował wskazując na krewetki, które zamówiła sobie wcześniej po przyjściu na miejsce, stwierdzając że absolutnie nie jest w stanie pić niczego nie jedząc. Niemniej zamiast tego, chwyciła za swoją szklankę z wodą upijając łyka z wyraźną wściekłością.
— Jesteś niemożliwy. Przepaść pomiędzy twoim wyglądem, a charakterem jest olbrzymia, jak możesz się tak zachowywać? — oho zaczyna się — Naprawdę myślałam, że jesteś inny, tymczasem zachowujesz się jak zwykły dupek. Mógłbyś trochę się poświęcić i pomyśleć choćby nad świętami. To nasze pierwsze święta razem!
Zawsze zastanawiał się skąd u osób, z którymi spotykał się ledwo tydzień, pojawiały się tak głębokie sformułowania. Zupełnie jakby widywał się z nią od kilkunastu miesięcy i właśnie zamierzał się oświadczyć. Nic dziwnego, że ponownie się wyłączył, gdy nadawała wyraźnie urażona jego postawą.
Może powinien po prostu wstać i stąd wyjść?
— ... masz mi coś do powiedzenia?
Widział po jej mimice czego dokładnie oczekuje. Przeprosin, zapewnienia że wszystko będzie dobrze i z pewnością pojawi się u niej na święta. Że będzie zachwycony mogąc się z nią spotkać w Sylwestra, by zrobiła z niego swojego pokazowego pieska przed koleżankami.
Odchylił się w tył, po raz kolejny wypuszczając kłąb dymu papierosowego, choć tym razem - jakże miło z jego strony! - odchylił głowę w bok, by nie otoczył Emmy niczym smog.
Wystarczyło tylko otworzyć usta i przeprosić, to nie mogło być takie trudne.
— Myślę, że źle cię oceniłem — przepełniony wyraźną nadzieją wzrok dziewczyny zatrzymał się na jego twarzy, gdy przekrzywił głowę w bok przypatrując jej się z uwagą — byłem przekonany że potrafisz się pierdolić tylko w łóżku, ale poza nim również wychodzi ci to znakomicie.
CHLUST.
Cała woda ze szklanki, którą piła jeszcze chwilę temu właśnie wylądowała na Skywalkerze, gdy Emily poderwała się do góry z łzami w oczach, odstawiając z trzaskiem naczynie na stół.
— JESTEŚ BEZNADZIEJNY. Z NAMI KONIEC, SELIM!
No i chuj. Znowu to samo. Patrzył w milczeniu jak odchodzi wściekła w stronę drzwi, czując ściekające z jego włosów zimne krople wody. Spojrzał powoli w stronę zamokłego papierosa, który z pewnością do niczego już się nie nadawał.
— Kurwa mać — wyglądało na to, że bardziej przejął się stanem fajka, niż rozwiązaniem całej tej sytuacji. Wyrzucił papierosa do popielniczki, patrząc na podbiegającego do niego kelnera, który obrzucił go czujnym, zmieszanym spojrzeniem wyraźnie nie wiedząc co powiedzieć.
— Przyniosłem panu ręcznik. Wszystko w porządku?
— Jasne, dziękuję — wziął materiał wycierając w milczeniu zarówno swoją twarz jak i ubranie. Nie wyglądało na to, by zamierzał opuszczać lokal. Bo właściwie dlaczego miałby to robić?
— Przyniosę jeszcze jeden, by wytrzeć kanapę...
— Byłbym wdzięczny.
Cóż, przynajmniej tym razem była to woda, a nie wino.
- Jest już późno. Nie idziesz spać?
- Taak, właśnie się do tego zbieram. Pogadamy jutro, dobrze? Obiecuję, że zadzwonię jak tylko uporam się z materiałem do szkoły.
- Trzymam Cię za słowo! Dobranoc, skarbie.
- Dobranoc, babciu.
Odsunęła telefon od ucha i pospiesznie rozłączyła się, chowając urządzenie do kieszeni płaszcza. Ostatnio takie niespodziwane rozmowy zdarzały się częściej, ale rozumiała, że to ze wzgląd na stopniowe wkraczanie w dorosłe życie przez Brednę. Źle się czuła ze świadomością iż karmi kolejnym kłamstwem własną rodzinę, ale nie chciała żeby się martwili. Doceniała ich każdą troskę, dlatego też wolała aby dzisiaj ze spokojem poszli spać. Może faktycznie powinna zamiast butów włożyć ciepłe kapcie, a wypad do baru zastąpić wylegiwaniem się w ciepłym łóżku, jednakże ta wizja była zbyt nudna. Nie pasowała zupełnie do kogoś, kim tak naprawdę była. Zignorowała więc delikatnie gryzące ją sumienie i wyszła na miasto od razu wiedząc dokąd zmierza.
Noc była długa i miała zamiar to wykorzystać, choć nie chciała wracać do domu nad ranem. Raz, że było już za zimno na takie szaleństwa, a dwa - jutrzejszy dzień zapowiadał się bardzo napięty i wolała przed tym dobrze wypocząć. A chwila relaksu przy drinku miała jej tylko w tym pomóc.
Po wejściu do lokalu od razu ogarnęło ją przyjemne ciepło, przez co dość szybko musiała pozbyć się ubrania wierzchniego by się przypadkiem nie przegrzać. Zajęła miejsce przy barze, wstępnie rozglądając się dyskretnie wokół.
- Hej, postawić Ci drinka? - pytanie padające praktycznie za każdym razem, kiedy samotnie postanowiła gdzieś wyjść. Mimowolnie uśmiechnęła się z lekkim pobłażaniem i odwróciła głowę w kierunku obcego mężczyzny, który dość szybko się nią zainteresował. Nie odezwała się ani słowem, tylko skinęła głową na barmana, a ten chwilę później postawił przed nią szklankę z niskoprocentowym napojem.
- Dolicz temu panu do rachunku. - rzuciła beznamiętnie, po czym złapała słomkę między wargi i kiedy miała pociągnąć pierwszy łyk, niemałe zamieszanie w innej części baru odwróciło całkowicie jej uwagę.
Sytuacja może i wydawałaby się blondynce całkowicie normalna, może nieco dramatyczna, ale imię, które usłyszała, brzmiało niebezpiecznie znajomo. Selim?
Znała tylko jedną osobę o takim imieniu i nigdy wcześniej, ani później, nie poznała kogoś kto by je nosił poza właśnie tym jednym człowiekiem. Zmarszczyła brwi i spoglądała w tamtym kierunku, aż w końcu udało jej się dojrzeć poszkodowanego w tej całej dramie.
Selim Skywalker, a to ciekawe.
- Więc-.. - uniosła dłoń, uciszając swojego natrętnego towarzysza, po czym podniosła się ze stołka.
- Dzięki za drinka. - powiedziała od niechcenia, nawet nie zerkając w jego kierunku, a szklankę odsuwając od siebie na kilka centymetrów. To nie tak, że powinna zachowywać pozory nawet poza szkołą przy nauczycielach, zwłaszcza przy wychowawcy. Naprawdę bardzo tego chciała, ale chciała również zagadnąć i poznać niektórych pracowników Riverdale od tej bardziej prywatnej strony.
Kelner odszedł od mężczyzny wyjątkowo pospiesznie, najwidoczniej zależało mu na uprzątnięciu tego bałaganu, dziewczyna natomiast wykorzystała tę chwilę dla siebie. Wyciągnęła własną paczkę fajek, którą kiedyś musiała od kogoś przygarnąć i poczęstowała nimi Selima.
- Proszę, moje nie są takie mokre. - odezwała się, jednocześnie posyłając mu delikatny uśmiech, zaraz jednak otrząsnęła się, zauważając w jakim świetle może ją to postawić. - Oczywiście one nie należą do mnie. Ja je tylko przechowuję dla kolegi! - wytłumaczyła się, choć z trudem ukryła rozbawienie, co pewnie widać było głównie po tych granatowych oczach.
Mogłoby się wydawać to trochę głupie. Udawanie niewiniątka w takim miejscu, przy nauczycielu. Absurdalne, a jednak nie mogła się powstrzymać przed wejściem w konfrontację.
- Taak, właśnie się do tego zbieram. Pogadamy jutro, dobrze? Obiecuję, że zadzwonię jak tylko uporam się z materiałem do szkoły.
- Trzymam Cię za słowo! Dobranoc, skarbie.
- Dobranoc, babciu.
Odsunęła telefon od ucha i pospiesznie rozłączyła się, chowając urządzenie do kieszeni płaszcza. Ostatnio takie niespodziwane rozmowy zdarzały się częściej, ale rozumiała, że to ze wzgląd na stopniowe wkraczanie w dorosłe życie przez Brednę. Źle się czuła ze świadomością iż karmi kolejnym kłamstwem własną rodzinę, ale nie chciała żeby się martwili. Doceniała ich każdą troskę, dlatego też wolała aby dzisiaj ze spokojem poszli spać. Może faktycznie powinna zamiast butów włożyć ciepłe kapcie, a wypad do baru zastąpić wylegiwaniem się w ciepłym łóżku, jednakże ta wizja była zbyt nudna. Nie pasowała zupełnie do kogoś, kim tak naprawdę była. Zignorowała więc delikatnie gryzące ją sumienie i wyszła na miasto od razu wiedząc dokąd zmierza.
Noc była długa i miała zamiar to wykorzystać, choć nie chciała wracać do domu nad ranem. Raz, że było już za zimno na takie szaleństwa, a dwa - jutrzejszy dzień zapowiadał się bardzo napięty i wolała przed tym dobrze wypocząć. A chwila relaksu przy drinku miała jej tylko w tym pomóc.
Po wejściu do lokalu od razu ogarnęło ją przyjemne ciepło, przez co dość szybko musiała pozbyć się ubrania wierzchniego by się przypadkiem nie przegrzać. Zajęła miejsce przy barze, wstępnie rozglądając się dyskretnie wokół.
- Hej, postawić Ci drinka? - pytanie padające praktycznie za każdym razem, kiedy samotnie postanowiła gdzieś wyjść. Mimowolnie uśmiechnęła się z lekkim pobłażaniem i odwróciła głowę w kierunku obcego mężczyzny, który dość szybko się nią zainteresował. Nie odezwała się ani słowem, tylko skinęła głową na barmana, a ten chwilę później postawił przed nią szklankę z niskoprocentowym napojem.
- Dolicz temu panu do rachunku. - rzuciła beznamiętnie, po czym złapała słomkę między wargi i kiedy miała pociągnąć pierwszy łyk, niemałe zamieszanie w innej części baru odwróciło całkowicie jej uwagę.
Sytuacja może i wydawałaby się blondynce całkowicie normalna, może nieco dramatyczna, ale imię, które usłyszała, brzmiało niebezpiecznie znajomo. Selim?
Znała tylko jedną osobę o takim imieniu i nigdy wcześniej, ani później, nie poznała kogoś kto by je nosił poza właśnie tym jednym człowiekiem. Zmarszczyła brwi i spoglądała w tamtym kierunku, aż w końcu udało jej się dojrzeć poszkodowanego w tej całej dramie.
Selim Skywalker, a to ciekawe.
- Więc-.. - uniosła dłoń, uciszając swojego natrętnego towarzysza, po czym podniosła się ze stołka.
- Dzięki za drinka. - powiedziała od niechcenia, nawet nie zerkając w jego kierunku, a szklankę odsuwając od siebie na kilka centymetrów. To nie tak, że powinna zachowywać pozory nawet poza szkołą przy nauczycielach, zwłaszcza przy wychowawcy. Naprawdę bardzo tego chciała, ale chciała również zagadnąć i poznać niektórych pracowników Riverdale od tej bardziej prywatnej strony.
Kelner odszedł od mężczyzny wyjątkowo pospiesznie, najwidoczniej zależało mu na uprzątnięciu tego bałaganu, dziewczyna natomiast wykorzystała tę chwilę dla siebie. Wyciągnęła własną paczkę fajek, którą kiedyś musiała od kogoś przygarnąć i poczęstowała nimi Selima.
- Proszę, moje nie są takie mokre. - odezwała się, jednocześnie posyłając mu delikatny uśmiech, zaraz jednak otrząsnęła się, zauważając w jakim świetle może ją to postawić. - Oczywiście one nie należą do mnie. Ja je tylko przechowuję dla kolegi! - wytłumaczyła się, choć z trudem ukryła rozbawienie, co pewnie widać było głównie po tych granatowych oczach.
Mogłoby się wydawać to trochę głupie. Udawanie niewiniątka w takim miejscu, przy nauczycielu. Absurdalne, a jednak nie mogła się powstrzymać przed wejściem w konfrontację.
Przesunął ręcznik ze swojej twarzy na włosy, wycierając mokre kosmyki, które momentalnie zaabsorbowały wodę. Cóż, plus był taki że większość znalazła się właśnie na jego twarzy, choć skapywała na tyle szybko, by zaraz zmoczyć i górną część jego bluzy. W takich momentach potrafił docenić, że nie był kobietą z całą toną makijażu na twarzy, który zwyczajnie by się w tym momencie rozmazał, zmieniając go w wielką pandę. Nie spodziewał się jednak, że tak prędko usłyszy kolejny głos za wyjątkiem wykonującego swoje obowiązki kelnera.
"Proszę, moje nie są takie mokre."
Odchylił nieznacznie ręcznik w tył, by rzucić krótkie spojrzenie Brendzie, nim opuścił biały, miękki materiał w dół. Co za zrządzenie losu. Że też ze wszystkich osób w całym mieście, musiał trafić właśnie na jedną ze swoich uczennic.
Lepsza ona niż powracająca jak bumerang Emily.
— Fitchner. Nie macie przypadkiem jakichś egzaminów, do których musicie się uczyć? — zapytał mimo wszystko wyciągając rękę w jej stronę, by przyjąć jednego z podstawionych papierosów. Obrócił go kilkakrotnie w palcach, zupełnie jakby zamierzał najpierw uważnie sprawdzić markę. Lecz jak to mówi popularne przysłowie: darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
— Przekaż koledze, że jestem mu wdzięczny. I ten jeden raz przymknę oko na jego okrutny nałóg, przez który skończy w szpitalu z rakiem płuc, żałując momentu w którym kiedykolwiek postanowił odpalić pierwszego z nich — wydał z siebie dźwięk będący czymś pośrednim między prychnięciem, a rozbawionym parsknięciem. Wsunął filtr między wargi, po raz kolejny sięgając po swoją zapalniczkę. Całe szczęście, dzięki temu że schował ją wcześniej do kieszeni, pozostawała sucha. Mimo to zapaliła dopiero za czwartym razem, gdy rzucił ją niedbale na stolik, patrząc na powracającego kelnera. Wstał ze swojego miejsca bez słowa i założył ręce na klatce piersiowej, patrząc jak chłopak sprawnie wyciera kanapę z wody. Całe szczęście, że śliskie siedzenia pozwalały na szybkie ich wyczyszczenie. Z drugiej strony nic dziwnego, że to właśnie je wybrano w kwestii udekorowania wnętrza do baru, gdzie podobne wypadki zdarzały się zapewne dość często.
Nawet jeśli niekoniecznie były efektem rozwścieczonej i przede wszystkim trzeźwej (już byłej) dziewczyny.
— Mogę to zabrać? Podać coś jeszcze? Chce pan wysuszyć ubranie? — zapytał szybko, patrząc na postawione na stole talerze. Widocznie sam szukał jakiegokolwiek wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji. Młodzi zawsze stresowali się wszystkim trzy razy bardziej, zwłaszcza gdy nie byli jeszcze w pełni przyzwyczajeni do pracy.
Machnął ręką, dając mu tym samym proste przyzwolenie na uprzątnięcie niemalże nietkniętej przez Emily przystawki.
— Whiskey z lodem. Siadaj Fitchner — wskazał jej miejsce naprzeciwko siebie, do którego woda nigdy nie doleciała. Sam usiadł w tym samym punkcie co wcześniej, przeczesując nadal wilgotne włosy palcami. Dopiero po chwili patrząc na zbierającego rzeczy kelnera, zdawał się o czymś sobie przypomnieć.
— Chcesz coś? Ale ostrzegam, że płacisz sama. Nie będę przykładał ręki do alkoholizmu moich uczniów — rozbawiona nuta w jego głosie idealnie skomponowała się z niezwykle podobnym błyskiem w jasnych niebiesko-złotych tęczówkach, gdy zaciągnął się dymem, odchylając z nieznacznym dyskomfortem górną część bluzy od szyi. Mokry materiał drażnił go na tyle, by zaraz oparł papierosa o popielniczkę i ściągnął wierzchnie ubranie, składając je w nieco niedbałą kostkę, która wylądowała na siedzeniu obok. W lokalu było na tyle ciepło, by mimo zostania w samej prostej, czarnej bokserce, nie odczuwał większej różnicy. Może przynajmniej nieco podeschnie do momentu, gdy postanowi stąd wyjść.
"Proszę, moje nie są takie mokre."
Odchylił nieznacznie ręcznik w tył, by rzucić krótkie spojrzenie Brendzie, nim opuścił biały, miękki materiał w dół. Co za zrządzenie losu. Że też ze wszystkich osób w całym mieście, musiał trafić właśnie na jedną ze swoich uczennic.
Lepsza ona niż powracająca jak bumerang Emily.
— Fitchner. Nie macie przypadkiem jakichś egzaminów, do których musicie się uczyć? — zapytał mimo wszystko wyciągając rękę w jej stronę, by przyjąć jednego z podstawionych papierosów. Obrócił go kilkakrotnie w palcach, zupełnie jakby zamierzał najpierw uważnie sprawdzić markę. Lecz jak to mówi popularne przysłowie: darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
— Przekaż koledze, że jestem mu wdzięczny. I ten jeden raz przymknę oko na jego okrutny nałóg, przez który skończy w szpitalu z rakiem płuc, żałując momentu w którym kiedykolwiek postanowił odpalić pierwszego z nich — wydał z siebie dźwięk będący czymś pośrednim między prychnięciem, a rozbawionym parsknięciem. Wsunął filtr między wargi, po raz kolejny sięgając po swoją zapalniczkę. Całe szczęście, dzięki temu że schował ją wcześniej do kieszeni, pozostawała sucha. Mimo to zapaliła dopiero za czwartym razem, gdy rzucił ją niedbale na stolik, patrząc na powracającego kelnera. Wstał ze swojego miejsca bez słowa i założył ręce na klatce piersiowej, patrząc jak chłopak sprawnie wyciera kanapę z wody. Całe szczęście, że śliskie siedzenia pozwalały na szybkie ich wyczyszczenie. Z drugiej strony nic dziwnego, że to właśnie je wybrano w kwestii udekorowania wnętrza do baru, gdzie podobne wypadki zdarzały się zapewne dość często.
Nawet jeśli niekoniecznie były efektem rozwścieczonej i przede wszystkim trzeźwej (już byłej) dziewczyny.
— Mogę to zabrać? Podać coś jeszcze? Chce pan wysuszyć ubranie? — zapytał szybko, patrząc na postawione na stole talerze. Widocznie sam szukał jakiegokolwiek wyjścia z tej kłopotliwej sytuacji. Młodzi zawsze stresowali się wszystkim trzy razy bardziej, zwłaszcza gdy nie byli jeszcze w pełni przyzwyczajeni do pracy.
Machnął ręką, dając mu tym samym proste przyzwolenie na uprzątnięcie niemalże nietkniętej przez Emily przystawki.
— Whiskey z lodem. Siadaj Fitchner — wskazał jej miejsce naprzeciwko siebie, do którego woda nigdy nie doleciała. Sam usiadł w tym samym punkcie co wcześniej, przeczesując nadal wilgotne włosy palcami. Dopiero po chwili patrząc na zbierającego rzeczy kelnera, zdawał się o czymś sobie przypomnieć.
— Chcesz coś? Ale ostrzegam, że płacisz sama. Nie będę przykładał ręki do alkoholizmu moich uczniów — rozbawiona nuta w jego głosie idealnie skomponowała się z niezwykle podobnym błyskiem w jasnych niebiesko-złotych tęczówkach, gdy zaciągnął się dymem, odchylając z nieznacznym dyskomfortem górną część bluzy od szyi. Mokry materiał drażnił go na tyle, by zaraz oparł papierosa o popielniczkę i ściągnął wierzchnie ubranie, składając je w nieco niedbałą kostkę, która wylądowała na siedzeniu obok. W lokalu było na tyle ciepło, by mimo zostania w samej prostej, czarnej bokserce, nie odczuwał większej różnicy. Może przynajmniej nieco podeschnie do momentu, gdy postanowi stąd wyjść.
Na dźwięk własnego nazwiska ledwo zauważalnie drgnęła, wyrywając się z rozkojarzenia. Obserwowała bacznie jak biały ręcznik przesuwa się w tę i z powrotem po włosach Selima, ściągając z nich nadmiar wilgoci. Nagle poczuła się strasznie mała w jego obecności, jakby cała pewność siebie, którą zwykle emanowała, gdzieś uciekła. Nie mogła nic poradzić na to, że właśnie w taki sposób działali na nią niektórzy dojrzali mężczyźni.
Najszybciej, jak tylko umiała, powróciła na ziemię i posłała nauczycielowi oburzone spojrzenie.
- Oczywiście, że macie. I zaliczę je przecież śpiewająco, jak zawsze. Wątpi pan we mnie? - akurat o Brendę nie trzeba było się martwić pod tym względem. Już kiedyś usłyszała, że ma cholernie nudne oceny, wiecznie takie same. Nie przykładała się do nauki dla samej średniej czy zaspokojeniu ambicji rodziny, robiła to głównie dla siebie. Lubiła wiedzieć, eksponować nabytą wiedzą, kiedy nadarzy się do tego okazja.
- Na pewno przekażę i ustawię go do pionu! Sama mu wielokrotnie mówiłam, że to okropny nałóg. - przyznała, a w głębi duszy zastanawiała się czy faktycznie w jej życiu miała miejsce taka sytuacja. Niewielu osobom matkowała, głównie tym, którym choć odrobinę zaufała. Zwykle nie przejmowała się cudzymi decyzjami, nie ingerowała w nie ani ich nie krytykowała, nawet jeśli wydawały się czasami absurdalne. Skupiając się na sobie, uważała to za najlepsze podejście do życia. Najpierw ona, później reszta.
Wbrew pozorom nie chciała się narzucać, dlatego też poczuła ulgę, gdy została zaproszona do tego samego stolika. Bez wahania usiadła na wskazanym miejscu i może kilka lat temu pisnęłaby z zachwytu, teraz natomiast jedynie się szeroko uśmiechnęła, odkładając paczkę papierosów na stół.
- To zrozumiałe. Poproszę wódkę z colą. - odpowiedziała bez dłuższego namysłu, zerkając co jakiś czas na sprzątającego kelnera. A może jednak nie powinna pić alkoholu przed nauczycielem? Z drugiej strony byłoby to całkiem naiwne, bo przecież po co innego mogłaby tu przyjść. Leniwie zaczesała kosmyk jasnych włosów za ucho i wróciła spojrzeniem do Skywalkera.
- Nieudana randka? - zagadnęła, taksując wzrokiem szkody, jakie wyrządził wybuch złości tamtej kobiety. Nie ukrywała, że czasem może zbyt długo przyglądała się mokrym pasmom włosów albo krawędzi bluzy, sporadycznie przechodząc na szyję. - Proszę się nie przejmować. Kobiety już takie są, oczywiście nie wszystkie. - oznajmiła, nie mając na myśli nikogo konkretnego. Jakby śmiała! - Ale to pewnie już profesor wie. - dodała po chwili, posyłając mu jeden z tych swoich urokliwych uśmiechów. Cholera wie, co tak naprawdę chodziło jej teraz po głowie. Lubiła ryzykować i sprawdzać na ile może sobie pozwolić, a taka sytuacja nie zdarza się przecież często.
Nie? A pamiętasz swój ostatni romans z nauczycielem?
Phew, dawno i nieprawda.
Najszybciej, jak tylko umiała, powróciła na ziemię i posłała nauczycielowi oburzone spojrzenie.
- Oczywiście, że macie. I zaliczę je przecież śpiewająco, jak zawsze. Wątpi pan we mnie? - akurat o Brendę nie trzeba było się martwić pod tym względem. Już kiedyś usłyszała, że ma cholernie nudne oceny, wiecznie takie same. Nie przykładała się do nauki dla samej średniej czy zaspokojeniu ambicji rodziny, robiła to głównie dla siebie. Lubiła wiedzieć, eksponować nabytą wiedzą, kiedy nadarzy się do tego okazja.
- Na pewno przekażę i ustawię go do pionu! Sama mu wielokrotnie mówiłam, że to okropny nałóg. - przyznała, a w głębi duszy zastanawiała się czy faktycznie w jej życiu miała miejsce taka sytuacja. Niewielu osobom matkowała, głównie tym, którym choć odrobinę zaufała. Zwykle nie przejmowała się cudzymi decyzjami, nie ingerowała w nie ani ich nie krytykowała, nawet jeśli wydawały się czasami absurdalne. Skupiając się na sobie, uważała to za najlepsze podejście do życia. Najpierw ona, później reszta.
Wbrew pozorom nie chciała się narzucać, dlatego też poczuła ulgę, gdy została zaproszona do tego samego stolika. Bez wahania usiadła na wskazanym miejscu i może kilka lat temu pisnęłaby z zachwytu, teraz natomiast jedynie się szeroko uśmiechnęła, odkładając paczkę papierosów na stół.
- To zrozumiałe. Poproszę wódkę z colą. - odpowiedziała bez dłuższego namysłu, zerkając co jakiś czas na sprzątającego kelnera. A może jednak nie powinna pić alkoholu przed nauczycielem? Z drugiej strony byłoby to całkiem naiwne, bo przecież po co innego mogłaby tu przyjść. Leniwie zaczesała kosmyk jasnych włosów za ucho i wróciła spojrzeniem do Skywalkera.
- Nieudana randka? - zagadnęła, taksując wzrokiem szkody, jakie wyrządził wybuch złości tamtej kobiety. Nie ukrywała, że czasem może zbyt długo przyglądała się mokrym pasmom włosów albo krawędzi bluzy, sporadycznie przechodząc na szyję. - Proszę się nie przejmować. Kobiety już takie są, oczywiście nie wszystkie. - oznajmiła, nie mając na myśli nikogo konkretnego. Jakby śmiała! - Ale to pewnie już profesor wie. - dodała po chwili, posyłając mu jeden z tych swoich urokliwych uśmiechów. Cholera wie, co tak naprawdę chodziło jej teraz po głowie. Lubiła ryzykować i sprawdzać na ile może sobie pozwolić, a taka sytuacja nie zdarza się przecież często.
Nie? A pamiętasz swój ostatni romans z nauczycielem?
Phew, dawno i nieprawda.
Uniósł kącik ust w nikłym uśmiechu, odchylając się nieznacznie w tył by oprzeć się wygodniej o kanapę. Zaciągnął się dymem nieco dłużej tuż przed wypuszczeniem go ku górze i spojrzeniu wprost na dziewczynę z miną nie wskazującą ani na przebłysk wiary, ani na rzeczywiste zwątpienie.
— Zastanówmy się. Cykl kwantowy rozmywa się pod wpływem energii ultradźwiękowej. Ludzie cały czas zastanawiają się jak powinniśmy poruszać się po międzygalaktycznym multiwersie. Jesteśmy na rozdrożu świadomego życia i dogmatu, a rzeczywistość zawsze była przepełniona pielgrzymami, których ciała są zanurzone w nierozdzielności. Tymczasem Nexus zbliża się do punktu krytycznego. Synchroniczność wymaga eksploracji. To życie jest niczym innym, jak dojrzewającym baldachimem mistycznej transformacji. Świadomość składa się ze struktur molekularnych energii kwantowej, gdyż "Quantum" oznacza przebudzenie pierwotnego. Nasze rozmowy z innymi siewkami gwiazd doprowadziły do dojrzewania ultra-eterycznej świadomości. Rozumiesz o czym mówię? — zapytał strzepując popiół do popielniczki, rzucając jej kolejne krótkie, acz oceniające spojrzenie. Wzrok wypracowany przez lata do doskonałości, sprawiający że uczniowie wiercili się na swoich miejscach momentalnie wątpiąc czy słowa, które właśnie mieli na końcu języka rzeczywiście miały jakiś sens czy może okażą się bzdurą, która ośmieszy ich przed profesorem. Zanim jednak Brenda mogła wypowiedzieć się w jakikolwiek dłuższy sposób, roześmiał się krótko, przygryzając nieznacznie filtr.
— Nie powinnaś. Zwyczajny bezsensowny bełkot mający na celu omamić cię mądrze brzmiącymi słówkami. Bądź czujna Fitchner, wierzę w każdego z moich uczniów, ale znam też potęgę słowa, które nawet najmądrzejszych przy odrobinie nieuwagi potrafi wpędzić w ślepy zaułek braku wiary. Testowali nas w podobny sposób przez całe studia.
Kiwnął krótko głową w odpowiedzi na 'okropny nałóg' i choć nie skomentował jej słów już w żaden konkretny sposób, wyraźnie udało mu się odzyskać humor po wcześniejszym wydarzeniu. Nie żeby samo rozstanie z Emily wpływało jakkolwiek na jego psychikę. Chodziło raczej o scenę którą odwaliła, sprawiając mnóstwo kłopotu nie tylko jemu, ale i tutejszym pracownikom.
"Nieudana randka?"
— Wręcz przeciwnie. Nie sądziłem, że wszystko przebiegnie tak sprawnie, choć bez wątpienia końcówka była nieco zbyt dramatyczna.
Zdecydowanie nie moje klimaty, a jednak z jakiegoś powodu nieustannie mam z nimi do czynienia. Wyglądało na to, że coś w swoim życiu popełniał źle, ściągając na siebie uwagę podobnych okazów dla których tytuł "Drama Queen" byłby jedynie ujmą i niedocenieniem prawdziwych umiejętności tworzenia sceny przepełnionej cierpieniem kobiecego serca.
"Kobiety już takie są."
— Nie tylko one. Niezależnie od płci zarówno jedna, jak i druga strona mają skłonności do dramatyzowania. Choć bez wątpienia w przypadku mężczyzn szansa na to, że zostaniesz oblana drinkiem po odrzuceniu czyichś względów czy niedocenieniu ich obecności jest raczej znikoma. Wolą się ograniczyć raczej do rzucania wściekłych spojrzeń twojemu nauczycielowi, który najwidoczniej został wzięty za kogoś innego niż jego naprawdę — powiedział przesuwając powoli znudzonym spojrzeniem po sylwetce mężczyzny siedzącego przy barze z dwoma szklankami, przy czym oplatał palcami wyłącznie jedną z nich.
— Mam nadzieję, że nie pakujesz się w nic głupiego. Mądra i ładna z ciebie dziewczyna Fitchner, nie ceń się niżej niż powinnaś.
Zakończył swoje słowa ponownym skupieniem się na papierosie, którego najwyraźniej na ten moment zamierzał dopalić w milczeniu. Przynajmniej dopóki do jego rąk nie trafi szklanka whiskey z lodem, mająca zająć go przez najbliższych kilkanaście minut.
— Zastanówmy się. Cykl kwantowy rozmywa się pod wpływem energii ultradźwiękowej. Ludzie cały czas zastanawiają się jak powinniśmy poruszać się po międzygalaktycznym multiwersie. Jesteśmy na rozdrożu świadomego życia i dogmatu, a rzeczywistość zawsze była przepełniona pielgrzymami, których ciała są zanurzone w nierozdzielności. Tymczasem Nexus zbliża się do punktu krytycznego. Synchroniczność wymaga eksploracji. To życie jest niczym innym, jak dojrzewającym baldachimem mistycznej transformacji. Świadomość składa się ze struktur molekularnych energii kwantowej, gdyż "Quantum" oznacza przebudzenie pierwotnego. Nasze rozmowy z innymi siewkami gwiazd doprowadziły do dojrzewania ultra-eterycznej świadomości. Rozumiesz o czym mówię? — zapytał strzepując popiół do popielniczki, rzucając jej kolejne krótkie, acz oceniające spojrzenie. Wzrok wypracowany przez lata do doskonałości, sprawiający że uczniowie wiercili się na swoich miejscach momentalnie wątpiąc czy słowa, które właśnie mieli na końcu języka rzeczywiście miały jakiś sens czy może okażą się bzdurą, która ośmieszy ich przed profesorem. Zanim jednak Brenda mogła wypowiedzieć się w jakikolwiek dłuższy sposób, roześmiał się krótko, przygryzając nieznacznie filtr.
— Nie powinnaś. Zwyczajny bezsensowny bełkot mający na celu omamić cię mądrze brzmiącymi słówkami. Bądź czujna Fitchner, wierzę w każdego z moich uczniów, ale znam też potęgę słowa, które nawet najmądrzejszych przy odrobinie nieuwagi potrafi wpędzić w ślepy zaułek braku wiary. Testowali nas w podobny sposób przez całe studia.
Kiwnął krótko głową w odpowiedzi na 'okropny nałóg' i choć nie skomentował jej słów już w żaden konkretny sposób, wyraźnie udało mu się odzyskać humor po wcześniejszym wydarzeniu. Nie żeby samo rozstanie z Emily wpływało jakkolwiek na jego psychikę. Chodziło raczej o scenę którą odwaliła, sprawiając mnóstwo kłopotu nie tylko jemu, ale i tutejszym pracownikom.
"Nieudana randka?"
— Wręcz przeciwnie. Nie sądziłem, że wszystko przebiegnie tak sprawnie, choć bez wątpienia końcówka była nieco zbyt dramatyczna.
Zdecydowanie nie moje klimaty, a jednak z jakiegoś powodu nieustannie mam z nimi do czynienia. Wyglądało na to, że coś w swoim życiu popełniał źle, ściągając na siebie uwagę podobnych okazów dla których tytuł "Drama Queen" byłby jedynie ujmą i niedocenieniem prawdziwych umiejętności tworzenia sceny przepełnionej cierpieniem kobiecego serca.
"Kobiety już takie są."
— Nie tylko one. Niezależnie od płci zarówno jedna, jak i druga strona mają skłonności do dramatyzowania. Choć bez wątpienia w przypadku mężczyzn szansa na to, że zostaniesz oblana drinkiem po odrzuceniu czyichś względów czy niedocenieniu ich obecności jest raczej znikoma. Wolą się ograniczyć raczej do rzucania wściekłych spojrzeń twojemu nauczycielowi, który najwidoczniej został wzięty za kogoś innego niż jego naprawdę — powiedział przesuwając powoli znudzonym spojrzeniem po sylwetce mężczyzny siedzącego przy barze z dwoma szklankami, przy czym oplatał palcami wyłącznie jedną z nich.
— Mam nadzieję, że nie pakujesz się w nic głupiego. Mądra i ładna z ciebie dziewczyna Fitchner, nie ceń się niżej niż powinnaś.
Zakończył swoje słowa ponownym skupieniem się na papierosie, którego najwyraźniej na ten moment zamierzał dopalić w milczeniu. Przynajmniej dopóki do jego rąk nie trafi szklanka whiskey z lodem, mająca zająć go przez najbliższych kilkanaście minut.
Nie ukrywała swojego zaskoczenia, kiedy została zaatakowana strumieniem połączonych ze sobą różnych pojęć, co i tak w odbiorze było porównywalne do zwykłego, naukowego bełkotu. Szczerze nie wiedziała, co ma powiedzieć. Czy go rozumiała? Po tym pytaniu mimowolnie parsknęła śmiechem. To na pewno nie był test na wiedzę, tego akurat była pewna, choć to spojrzenie mogło człowieka zmylić. Rozchyliła już wargi, chcąc coś powiedzieć, jednakże mężczyzna skutecznie to uniemożliwił, wcinając się w paradę. Podparła więc swój podbródek na dłoni i z uwagą go wysłuchała, na ustach wciąż utrzymując delikatny uśmiech.
- To przestroga? - uniosła brew w zaciekawieniu. Była pod wrażeniem w jaki sposób Selim manipulował skomplikowanymi i wyjątkowo mądrze brzmiącymi słowami, które potrafiły naprawdę skołować ucznia. Bo znajomość ich to jedno, a wykorzystanie na własną korzyść to drugie. - Aż żałuję, że nie będę mogła zabrać pana ze sobą na studia. Z pewnością wyczuliłabym się na tego typu pułapki.
Uspokój się.
Jeszcze nic złego nie zrobiłam!
Jeszcze.
- Oh. - nie oceniała sposobu na pozbycie się dziewczyny, ale uważała, że można było zrobić to w bardziej subtelny sposób, patrząc na to jak wybuchła na koniec. Fitchner domyślała się, że poszło tu o coś w stylu "nadawanie na innych falach". Zawsze miała to za najgorsze we wszelkich relacjach, kiedy druga osoba nie pochwalała jej sposobu bycia. Może dlatego związki Irlandki kończyły się zwykle bardzo szybko i ku uldze obu stron. - Przynajmniej nie było to wino. - zauważyła, jeszcze raz zerkając na wilgotne plamy na bluzie. Po wodzie nawet nie będzie śladu, kiedy już wyschnie. A szkoda, miałaby wtedy pretekst, by sobie pozwolić na małą głupotkę.
- Jakie to ma znaczenie? Dopóki tu nie podchodzi i nie podnosi na nikogo ręki, wszystko jest w porządku. - rzuciła od niechcenia i mimowolnie spojrzała na ułamek sekundy w kierunku mężczyzny, którego wcześniej zostawiła. Szczerze mówiąc to prawie o nim zdążyła zapomnieć. Nie wyglądała na przejętą tym wściekłym spojrzeniem, ale może to ze względu na przyzwyczajenie do podobnych sytuacji. - No, chyba że to panu przeszkadza. - posłała wyzywające spojrzenie nauczycielowi, tłumiąc w sobie rozbawienie. W międzyczasie zauważyła, że kelner zdążył zająć się już tym całym bałaganem, na tyle, na ile było to możliwe, po czym postawił przed nimi dwie szklanki z procentowymi napojami.
"Mam nadzieję, że nie pakujesz się w nic głupiego."
Trochę za późno..
- Nie musi się pan o mnie martwić, daję sobie radę. - przez chwilę miała wrażenie, jakby samą siebie chciała do tego przekonać. Na szczęście ta obawa została tam, gdzie się zrodziła - w jej głowie. Całe życie nosiła maski, kogoś udawała. Teraz powinno przychodzić to z identyczną łatwością, a jednak podgryzające sumienie znowu się przebudziło. Nie mogła nic poradzić na to, że towarzystwo którym zwykle się otaczała, pozwalało jej poczuć prawdziwe życie. Nie to sztuczne, wypchane bankietami, narcystycznymi dzieciakami i pysznymi rodzicami. Dusiła się, kiedy musiała zadawać się z takimi ludźmi, bo tak "wypadało".
- Co pan powie na mały toast? Tak pod to przypadkowe spotkanie. - powiedziała, kiedy chwyciła szklankę z colą i odrobinę ją uniosła.
- To przestroga? - uniosła brew w zaciekawieniu. Była pod wrażeniem w jaki sposób Selim manipulował skomplikowanymi i wyjątkowo mądrze brzmiącymi słowami, które potrafiły naprawdę skołować ucznia. Bo znajomość ich to jedno, a wykorzystanie na własną korzyść to drugie. - Aż żałuję, że nie będę mogła zabrać pana ze sobą na studia. Z pewnością wyczuliłabym się na tego typu pułapki.
Uspokój się.
Jeszcze nic złego nie zrobiłam!
Jeszcze.
- Oh. - nie oceniała sposobu na pozbycie się dziewczyny, ale uważała, że można było zrobić to w bardziej subtelny sposób, patrząc na to jak wybuchła na koniec. Fitchner domyślała się, że poszło tu o coś w stylu "nadawanie na innych falach". Zawsze miała to za najgorsze we wszelkich relacjach, kiedy druga osoba nie pochwalała jej sposobu bycia. Może dlatego związki Irlandki kończyły się zwykle bardzo szybko i ku uldze obu stron. - Przynajmniej nie było to wino. - zauważyła, jeszcze raz zerkając na wilgotne plamy na bluzie. Po wodzie nawet nie będzie śladu, kiedy już wyschnie. A szkoda, miałaby wtedy pretekst, by sobie pozwolić na małą głupotkę.
- Jakie to ma znaczenie? Dopóki tu nie podchodzi i nie podnosi na nikogo ręki, wszystko jest w porządku. - rzuciła od niechcenia i mimowolnie spojrzała na ułamek sekundy w kierunku mężczyzny, którego wcześniej zostawiła. Szczerze mówiąc to prawie o nim zdążyła zapomnieć. Nie wyglądała na przejętą tym wściekłym spojrzeniem, ale może to ze względu na przyzwyczajenie do podobnych sytuacji. - No, chyba że to panu przeszkadza. - posłała wyzywające spojrzenie nauczycielowi, tłumiąc w sobie rozbawienie. W międzyczasie zauważyła, że kelner zdążył zająć się już tym całym bałaganem, na tyle, na ile było to możliwe, po czym postawił przed nimi dwie szklanki z procentowymi napojami.
"Mam nadzieję, że nie pakujesz się w nic głupiego."
Trochę za późno..
- Nie musi się pan o mnie martwić, daję sobie radę. - przez chwilę miała wrażenie, jakby samą siebie chciała do tego przekonać. Na szczęście ta obawa została tam, gdzie się zrodziła - w jej głowie. Całe życie nosiła maski, kogoś udawała. Teraz powinno przychodzić to z identyczną łatwością, a jednak podgryzające sumienie znowu się przebudziło. Nie mogła nic poradzić na to, że towarzystwo którym zwykle się otaczała, pozwalało jej poczuć prawdziwe życie. Nie to sztuczne, wypchane bankietami, narcystycznymi dzieciakami i pysznymi rodzicami. Dusiła się, kiedy musiała zadawać się z takimi ludźmi, bo tak "wypadało".
- Co pan powie na mały toast? Tak pod to przypadkowe spotkanie. - powiedziała, kiedy chwyciła szklankę z colą i odrobinę ją uniosła.
"Aż żałuję, że nie będę mogła zabrać pana ze sobą na studia."
— Drogo cenię swoje usługi. Gdyby tak nie było, zadowoliłbym się zwyczajną szkołą publiczną i średnią krajową, zamiast od razu po ukończeniu kierunku składać papiery do Riverdale, jak i przez bite trzy lata walczyć, by przyjęli mnie tu na praktyki — jakby nie patrzeć, Selim należał do młodej kadry nauczycieli. Wielu dyrektorów wolało zatrudniać tych, którzy mieli już na swoim koncie albo odpowiedni bagaż doświadczeń, albo wybitne osiągnięcia.
Skywalker od zawsze wiedział czym będzie się zajmował. Nawet jeśli bywały momenty, gdy zastanawiał się nad dziecięcym marzeniem pozostania astronautą, ostatecznie wolał by jego stopy nadal dotykały ziemi. Nauka o kosmosie zdecydowanie mu w obecnym momencie wystarczyła, podobnie jak przekazywanie wiedzy o rysunku. Lecz właśnie to stanowcze ukierunkowanie pozwoliło mu na skupienie swojego życia na konkretnej sferze, którą rozwijał do tego stopnia, aż nie zaczęło to nazywać młodocianym geniuszem.
Nie była to jednak informacja, którą chwalił się w szkole, ani tym bardziej taka, którą przyczepiał sobie niczym plakietkę. Nie należał do grona ludzi "Jestem Selim, studiuję prawo, jestem wegetarianinem i ćwiczę crossfit". Tak długo jak inni nie interesowali się nim na własną rękę, tak pozostawał jedynie jednym z wielu nauczycieli, z którym tracili kontakt tuż po ukończeniu szkoły, wpadając jedynie od czasu do czasu w odwiedziny.
"Przynajmniej nie było to wino."
Uniósł kącik ust w uśmiechu, słysząc wypowiedź dziewczyny która brzmiała niczym uzewnętrznienie jego własnych myśli.
— Przynajmniej nie było to wino — powtórzył w ślad za nią, dalej popalając w spokoju papierosa. Przyglądał jej się jedynie w milczeniu, gdy twierdziła że świetnie daje sobie radę, jak i to że wszystko było w porządku. Ostatecznie wzruszył ramionami, wydmuchując dym w bok, nim ponownie wrócił do niej wzrokiem.
— Nie jestem twoim ojcem, Fitchner. Sama wiesz co dla ciebie najlepsze, a ja nie zamierzam udzielać ci nagany za jakiekolwiek zachowanie. Tak długo jak nie będziesz biegać na terenie szkoły — dodał uznając to za wyjątkowo ważne. W końcu jakby nie patrzeć nadal pozostawał nauczycielem i musiał brać pod uwagę tak istotne fakty. Żadnego palenia pod budynkiem szkoły, alkoholu w torbie i gazet dla dorosłych pomiędzy zeszytami. Choć przy tym ostatnim zastanowiłby się dwukrotnie, biorąc pod uwagę fakt że zwykle to właśnie on rekwirował je na stałe. Patrzenie na nieosiągalne fantazje nastolatków zawsze wydawało mu się wyjątkowo zabawne.
"Co pan powie na mały toast?"
W odpowiedzi na uniesienie szklanki, sam uniósł nieznacznie jedną z brwi, zdradzając tym samym własne zdziwienie, ale i nieznaczne rozbawienie. Jak do tej pory zawsze był przekonany, że ludzie wpadający na swoich nauczycieli szukali byle pretekstu, by jak najszybciej zniknąć im z oczu. Zdecydowanie nie cieszyli się z podobnych spotkań, niejednokrotnie posuwając nawet do absolutnej ignoracji, wraz z którą nie rzucali w ich stronę żadnych przywitań w autobusie czy na ulicy, udając że ich nie zauważyli.
Dziwna z ciebie dziewczyna, Fitchner.
Pomyślał dopalając do końca swojego papierosa, którego zgasił na dobre w popielniczce, tuż przed sięgnięciem po szklankę z whiskey.
— Cheers — nieszczególnie czekając na jakąkolwiek kontynuację, po prostu przysunął szkło do ust, zamieszał wcześniej krótko jego zawartość i upił kilka krótkich łyków. Zdecydowanie to tego alkoholu potrzebował od momentu wejścia do baru, a nie piwa które zamówiono mu wcześniej bez zapytania o zdanie.
— Masz już jakieś plany na przyszłość? Studia? Jakby nie patrzeć to twój ostatni rok w Riverdale.
— Drogo cenię swoje usługi. Gdyby tak nie było, zadowoliłbym się zwyczajną szkołą publiczną i średnią krajową, zamiast od razu po ukończeniu kierunku składać papiery do Riverdale, jak i przez bite trzy lata walczyć, by przyjęli mnie tu na praktyki — jakby nie patrzeć, Selim należał do młodej kadry nauczycieli. Wielu dyrektorów wolało zatrudniać tych, którzy mieli już na swoim koncie albo odpowiedni bagaż doświadczeń, albo wybitne osiągnięcia.
Skywalker od zawsze wiedział czym będzie się zajmował. Nawet jeśli bywały momenty, gdy zastanawiał się nad dziecięcym marzeniem pozostania astronautą, ostatecznie wolał by jego stopy nadal dotykały ziemi. Nauka o kosmosie zdecydowanie mu w obecnym momencie wystarczyła, podobnie jak przekazywanie wiedzy o rysunku. Lecz właśnie to stanowcze ukierunkowanie pozwoliło mu na skupienie swojego życia na konkretnej sferze, którą rozwijał do tego stopnia, aż nie zaczęło to nazywać młodocianym geniuszem.
Nie była to jednak informacja, którą chwalił się w szkole, ani tym bardziej taka, którą przyczepiał sobie niczym plakietkę. Nie należał do grona ludzi "Jestem Selim, studiuję prawo, jestem wegetarianinem i ćwiczę crossfit". Tak długo jak inni nie interesowali się nim na własną rękę, tak pozostawał jedynie jednym z wielu nauczycieli, z którym tracili kontakt tuż po ukończeniu szkoły, wpadając jedynie od czasu do czasu w odwiedziny.
"Przynajmniej nie było to wino."
Uniósł kącik ust w uśmiechu, słysząc wypowiedź dziewczyny która brzmiała niczym uzewnętrznienie jego własnych myśli.
— Przynajmniej nie było to wino — powtórzył w ślad za nią, dalej popalając w spokoju papierosa. Przyglądał jej się jedynie w milczeniu, gdy twierdziła że świetnie daje sobie radę, jak i to że wszystko było w porządku. Ostatecznie wzruszył ramionami, wydmuchując dym w bok, nim ponownie wrócił do niej wzrokiem.
— Nie jestem twoim ojcem, Fitchner. Sama wiesz co dla ciebie najlepsze, a ja nie zamierzam udzielać ci nagany za jakiekolwiek zachowanie. Tak długo jak nie będziesz biegać na terenie szkoły — dodał uznając to za wyjątkowo ważne. W końcu jakby nie patrzeć nadal pozostawał nauczycielem i musiał brać pod uwagę tak istotne fakty. Żadnego palenia pod budynkiem szkoły, alkoholu w torbie i gazet dla dorosłych pomiędzy zeszytami. Choć przy tym ostatnim zastanowiłby się dwukrotnie, biorąc pod uwagę fakt że zwykle to właśnie on rekwirował je na stałe. Patrzenie na nieosiągalne fantazje nastolatków zawsze wydawało mu się wyjątkowo zabawne.
"Co pan powie na mały toast?"
W odpowiedzi na uniesienie szklanki, sam uniósł nieznacznie jedną z brwi, zdradzając tym samym własne zdziwienie, ale i nieznaczne rozbawienie. Jak do tej pory zawsze był przekonany, że ludzie wpadający na swoich nauczycieli szukali byle pretekstu, by jak najszybciej zniknąć im z oczu. Zdecydowanie nie cieszyli się z podobnych spotkań, niejednokrotnie posuwając nawet do absolutnej ignoracji, wraz z którą nie rzucali w ich stronę żadnych przywitań w autobusie czy na ulicy, udając że ich nie zauważyli.
Dziwna z ciebie dziewczyna, Fitchner.
Pomyślał dopalając do końca swojego papierosa, którego zgasił na dobre w popielniczce, tuż przed sięgnięciem po szklankę z whiskey.
— Cheers — nieszczególnie czekając na jakąkolwiek kontynuację, po prostu przysunął szkło do ust, zamieszał wcześniej krótko jego zawartość i upił kilka krótkich łyków. Zdecydowanie to tego alkoholu potrzebował od momentu wejścia do baru, a nie piwa które zamówiono mu wcześniej bez zapytania o zdanie.
— Masz już jakieś plany na przyszłość? Studia? Jakby nie patrzeć to twój ostatni rok w Riverdale.
Odwróciła na moment wzrok, uśmiechając się szerzej zupełnie odruchowo. Interesujący dobór słów - to musiała przyznać. Musiała jednak się pilnować i zwracać większą uwagę na to, co chce powiedzieć. W końcu miała do czynienia z własnym nauczycielem, a do końca roku trochę czasu zostało. Mimo wszystko trudno było się opanować i zachować całkowity profesjonalizm. Już nie raz uległa własnym słabościom.
- Sądzę, że moglibyśmy się dogadać pod tym względem. - zdążyła tylko palnąć, zanim uświadomiła sobie jak to mogło zabrzmieć. Niestety nie mogła nic poradzić na to, że czuła się wyjątkowo swobodnie w towarzystwie mężczyzny. - A tak poważnie, to doskonale pana rozumiem. Dobrze znać swoją wartość. - no tak, bo przecież sama równie dobrze mogłaby pójść do jakiejś przeciętnej szkoły średniej, ale zamiast tego zdecydowała się na Riverdale, choć najwięcej było w tym ingerencji dziadków.
Na szczęście nie żałowała podjętych decyzji, nie uważała by zmarnowała kilka lat, aczkolwiek wiedziała, że mogła wykorzystać je o wiele lepiej, produktywniej. Chociażby dla własnego zdrowia.
Pewnie dlatego też nie lubiła, kiedy jej matkowano i mówiono co powinna zrobić. Zwykle to ona od tego była, starając się zawsze trzymać głowę na karku, nawet jeśli ma problemy z mówieniem "nie". Można bez problemu zauważyć, że kolejne lata za sobą sprawiają, iż dziewczyna zaczyna naprawdę dorośleć. Na tym etapie już nie chodzi tylko o dobrą zabawę i multum znajomych. Musi pomyśleć o swojej przyszłości, zapracować na nią i nie pozwolić, aby skończyła jako ładna pani z bogatym mężem. Wtedy z pewnością nie czułaby się szczęśliwa ani dumna z własnego życia.
- Czy to nie należy do obowiązków wychowawcy? Dopilnować by jego podopieczni chociaż spróbowali wyjść na ludzi? - odchyliła się, opierając plecami o skórzane obicie, krzyżując jednocześnie ręce na piersi. Posłała nauczycielowi wyzywające spojrzenie, ale nie miała żadnych wyrzutów. Nigdy nie narzekała na sposób w jaki Skywalker obchodził się z uczniami. Szczerze mówiąc to zawsze była bardzo cierpliwa w tego typu sprawach. Dopiero, kiedy działo się naprawdę źle, reagowała i starała się doprowadzić do dawnego porządku. Bez względu na konsekwencje.
Toast był takim małym dowodem na to, że Fitchner nie czuła większego skrępowania uczestnicząc w takim spotkaniu. Może to wyjątek, a może postąpiłaby tak z każdym znajomym nauczycielem. No, z prawie każdym.
Zadowolona z samej siebie przysunęła szklankę do ust i upiła z niej trochę słodko-cierpkiego napoju.
- Długo zastanawiałam się nad tym, co chcę robić w przyszłości. Dzięki ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia można by osiągnąć praktycznie wszystko. - odstawiła szkło na stół i przesunęła palcem po jego krawędzi, zawieszając na nim wzrok. - Na szczęście określiłam się już parę miesięcy temu i dokładam wszelkich starać, aby zostać pilotem. Marzy mi się podbijanie nieba w szybowcu, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Chcę jakoś pogodzić studia z kursami, żeby móc w miarę wcześnie wyrobić sobie licencję. Już miałam okazję trochę polatać i muszę przyznać, że to naprawdę wspaniałe uczucie. W górze mam wrażenie, że to coś, co mogłabym robić zawsze. - westchnęła i podniosła ponownie spojrzenie na Selima. Miała nadzieję, że własna wytrwałość doprowadzi ją do celu i nie skończy się tylko na dziecinnym marzeniu, które nigdy się nie spełni.
- Sądzę, że moglibyśmy się dogadać pod tym względem. - zdążyła tylko palnąć, zanim uświadomiła sobie jak to mogło zabrzmieć. Niestety nie mogła nic poradzić na to, że czuła się wyjątkowo swobodnie w towarzystwie mężczyzny. - A tak poważnie, to doskonale pana rozumiem. Dobrze znać swoją wartość. - no tak, bo przecież sama równie dobrze mogłaby pójść do jakiejś przeciętnej szkoły średniej, ale zamiast tego zdecydowała się na Riverdale, choć najwięcej było w tym ingerencji dziadków.
Na szczęście nie żałowała podjętych decyzji, nie uważała by zmarnowała kilka lat, aczkolwiek wiedziała, że mogła wykorzystać je o wiele lepiej, produktywniej. Chociażby dla własnego zdrowia.
Pewnie dlatego też nie lubiła, kiedy jej matkowano i mówiono co powinna zrobić. Zwykle to ona od tego była, starając się zawsze trzymać głowę na karku, nawet jeśli ma problemy z mówieniem "nie". Można bez problemu zauważyć, że kolejne lata za sobą sprawiają, iż dziewczyna zaczyna naprawdę dorośleć. Na tym etapie już nie chodzi tylko o dobrą zabawę i multum znajomych. Musi pomyśleć o swojej przyszłości, zapracować na nią i nie pozwolić, aby skończyła jako ładna pani z bogatym mężem. Wtedy z pewnością nie czułaby się szczęśliwa ani dumna z własnego życia.
- Czy to nie należy do obowiązków wychowawcy? Dopilnować by jego podopieczni chociaż spróbowali wyjść na ludzi? - odchyliła się, opierając plecami o skórzane obicie, krzyżując jednocześnie ręce na piersi. Posłała nauczycielowi wyzywające spojrzenie, ale nie miała żadnych wyrzutów. Nigdy nie narzekała na sposób w jaki Skywalker obchodził się z uczniami. Szczerze mówiąc to zawsze była bardzo cierpliwa w tego typu sprawach. Dopiero, kiedy działo się naprawdę źle, reagowała i starała się doprowadzić do dawnego porządku. Bez względu na konsekwencje.
Toast był takim małym dowodem na to, że Fitchner nie czuła większego skrępowania uczestnicząc w takim spotkaniu. Może to wyjątek, a może postąpiłaby tak z każdym znajomym nauczycielem. No, z prawie każdym.
Zadowolona z samej siebie przysunęła szklankę do ust i upiła z niej trochę słodko-cierpkiego napoju.
- Długo zastanawiałam się nad tym, co chcę robić w przyszłości. Dzięki ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia można by osiągnąć praktycznie wszystko. - odstawiła szkło na stół i przesunęła palcem po jego krawędzi, zawieszając na nim wzrok. - Na szczęście określiłam się już parę miesięcy temu i dokładam wszelkich starać, aby zostać pilotem. Marzy mi się podbijanie nieba w szybowcu, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Chcę jakoś pogodzić studia z kursami, żeby móc w miarę wcześnie wyrobić sobie licencję. Już miałam okazję trochę polatać i muszę przyznać, że to naprawdę wspaniałe uczucie. W górze mam wrażenie, że to coś, co mogłabym robić zawsze. - westchnęła i podniosła ponownie spojrzenie na Selima. Miała nadzieję, że własna wytrwałość doprowadzi ją do celu i nie skończy się tylko na dziecinnym marzeniu, które nigdy się nie spełni.
— Utrzymaj to myślenie Fitchner. Nie pozwól by inni wmówili ci, że jesteś mniej warta niż w rzeczywistości. Żądaj wysokich stawek, jeśli rzeczywiście czujesz że twoje pokłady umiejętności są na tyle wysokie, by ich wymagać — nie było niczego gorszego od niedoceniających się uzdolnionych osób, ale i tych które w przeciwieństwie do nich nie mogły pochwalić się praktycznie niczym, a wymagały od życia kokosów. Czekające na na nich w życiu rozczarowania potrafiły być niezwykle dołujące i podcinały skrzydła skuteczniej niż krzycząca na dziecko zawiedziona matka.
"Czy to nie należy do obowiązków wychowawcy? Dopilnować by jego podopieczni chociaż spróbowali wyjść na ludzi?"
— Na terenie szkoły, z pewnością. Jeśli wniesiesz alkohol, skonfiskuję go i zaprowadzę cię osobiście do dyrektora za złamanie regulaminu. Ale poza nią wasze życie należy wyłącznie do was. Mogę wam udzielić porady niczym profesjonalny pedagog, którego również musiałem skończyć, by w ogóle móc zostać wychowawcą, ale pilnowanie każdego waszego kroku poza obrębem Riverdale nie należy już do moich obowiązków. W końcu nauczyciele jako ludzie też mają własne życie i problemy — na przykład co postanowi wypić następne. Piwo nieustannie chodziło za nim niczym cień, choć wyrafinowany smak whiskey bez wątpienia dla wszystkich koneserów był dużo bardziej satysfakcjonujący. Problem polegał na tym, że w rzeczywistości choć Skywalker podczas wyjść sięgał po nie dosyć często, nadal nie był przekonany czy to na pewno jego smaki. Złoty płyn zalewający lód w szklance bez wątpienia tworzył odpowiednią otoczkę i wizerunek, które absurdalnie wzbudzały dużo większy szacunek niż kufel piwa. To drugie wolał wyciągnąć we własnym zaciszu domowym, gdy po raz kolejny zapraszał do siebie Christiana. Pewnie dlatego tak bardzo brakowało mu ich schadzek w ciągu ostatniego roku. Picie w samotności było dla niego czymś nie tylko niezwykle samotnym, ale też na swój sposób żałosnym. Nawet jeśli wypicie jednej butelki na tydzień nie było niczym złym i tak podobny obrzędek wchodził innym w krew na tyle, by prędko kończył się zwyczajnym alkoholizmem. Selim z kolei nie akceptował u siebie żadnego innego nałogu za wyjątkiem palenia.
Sama ta myśl sprawiła, że mimowolnie sięgnął ponownie do swojej paczki i wybrał jednego z wyglądających na suchy papierosów, odpalając go po raz kolejny. Jego uzależnienie zdecydowanie zyskiwało na intensywności, gdy trafiał do barów, pubów czy klubów. Zupełnie jakby sama atmosfera sprawiała że dodatkowo postanawiał zwiększyć swoje pole relaksu.
— Pilotem? — musiał przyznać, że dziewczyna go zaskoczyła. Pstryknął kilka razy zapalniczką, która zaprotestowała nie chcąc użyczyć mu swojego ognia. Załapała dopiero za piątym razem, pozwalając mu na rozżarzenie końcówki i zaciągnięcie się dymem, tuż przed schowaniem jej do kieszeni. Wysłuchał jej cierpliwie w ciszy, nie przerywając już więcej jej wypowiedzi. Dopiero gdy skończyła, kiwnął powoli głową odsuwając papierosa od ust.
— Szczerze mówiąc, zaskoczyłaś mnie. Pozytywnie. Spodziewałem się wielu zawodów, ale z pewnością nie pilota. Skoro mówisz o podbijaniu nieba w szybowcu, myślisz o lotnictwie ogólnym? Gdy byłem w twoim wieku niezwykle fascynowało mnie lotnictwo wojskowe. Myśliwce mają w sobie coś drapieżnego, co nieustannie pobudzało moją fantazję. Licencja pilota zresztą jest niezwykle przydatna, jeśli marzy ci się zostanie astronautą. Ostatecznie jednak po wielu przemyśleniach stwierdziłem, że wolę zająć się czymś spokojniejszym. Wizja lotu na Marsa jest niezwykle wspaniała i kusząca, lecz gdy pomyślisz o braku powrotu i fakcie, że do końca życia będziesz miał w swoim otoczeniu wyłącznie kilka innych osób, jak i nigdy nie dasz rady wyjechać w inne miejsce, by uwolnić się od monotonii... — nie był gotów na podobne poświęcenia. Sposób w jaki zakończył swoją wypowiedź mówił w tym wypadku sam za siebie. Odwrócił wzrok skupiając go chwilowo na wejściu, w którym właśnie stawiła się pięcioosobowa grupka młodych nastolatków, momentalnie dodających ożywienia panującej w środku atmosferze. Gwar był w końcu nieodrębną częścią podobnych miejsc.
Wrócił wzrokiem do Brendy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając, gdy w spokoju palił swojego papierosa, chwilowo zachowując milczenie.
"Czy to nie należy do obowiązków wychowawcy? Dopilnować by jego podopieczni chociaż spróbowali wyjść na ludzi?"
— Na terenie szkoły, z pewnością. Jeśli wniesiesz alkohol, skonfiskuję go i zaprowadzę cię osobiście do dyrektora za złamanie regulaminu. Ale poza nią wasze życie należy wyłącznie do was. Mogę wam udzielić porady niczym profesjonalny pedagog, którego również musiałem skończyć, by w ogóle móc zostać wychowawcą, ale pilnowanie każdego waszego kroku poza obrębem Riverdale nie należy już do moich obowiązków. W końcu nauczyciele jako ludzie też mają własne życie i problemy — na przykład co postanowi wypić następne. Piwo nieustannie chodziło za nim niczym cień, choć wyrafinowany smak whiskey bez wątpienia dla wszystkich koneserów był dużo bardziej satysfakcjonujący. Problem polegał na tym, że w rzeczywistości choć Skywalker podczas wyjść sięgał po nie dosyć często, nadal nie był przekonany czy to na pewno jego smaki. Złoty płyn zalewający lód w szklance bez wątpienia tworzył odpowiednią otoczkę i wizerunek, które absurdalnie wzbudzały dużo większy szacunek niż kufel piwa. To drugie wolał wyciągnąć we własnym zaciszu domowym, gdy po raz kolejny zapraszał do siebie Christiana. Pewnie dlatego tak bardzo brakowało mu ich schadzek w ciągu ostatniego roku. Picie w samotności było dla niego czymś nie tylko niezwykle samotnym, ale też na swój sposób żałosnym. Nawet jeśli wypicie jednej butelki na tydzień nie było niczym złym i tak podobny obrzędek wchodził innym w krew na tyle, by prędko kończył się zwyczajnym alkoholizmem. Selim z kolei nie akceptował u siebie żadnego innego nałogu za wyjątkiem palenia.
Sama ta myśl sprawiła, że mimowolnie sięgnął ponownie do swojej paczki i wybrał jednego z wyglądających na suchy papierosów, odpalając go po raz kolejny. Jego uzależnienie zdecydowanie zyskiwało na intensywności, gdy trafiał do barów, pubów czy klubów. Zupełnie jakby sama atmosfera sprawiała że dodatkowo postanawiał zwiększyć swoje pole relaksu.
— Pilotem? — musiał przyznać, że dziewczyna go zaskoczyła. Pstryknął kilka razy zapalniczką, która zaprotestowała nie chcąc użyczyć mu swojego ognia. Załapała dopiero za piątym razem, pozwalając mu na rozżarzenie końcówki i zaciągnięcie się dymem, tuż przed schowaniem jej do kieszeni. Wysłuchał jej cierpliwie w ciszy, nie przerywając już więcej jej wypowiedzi. Dopiero gdy skończyła, kiwnął powoli głową odsuwając papierosa od ust.
— Szczerze mówiąc, zaskoczyłaś mnie. Pozytywnie. Spodziewałem się wielu zawodów, ale z pewnością nie pilota. Skoro mówisz o podbijaniu nieba w szybowcu, myślisz o lotnictwie ogólnym? Gdy byłem w twoim wieku niezwykle fascynowało mnie lotnictwo wojskowe. Myśliwce mają w sobie coś drapieżnego, co nieustannie pobudzało moją fantazję. Licencja pilota zresztą jest niezwykle przydatna, jeśli marzy ci się zostanie astronautą. Ostatecznie jednak po wielu przemyśleniach stwierdziłem, że wolę zająć się czymś spokojniejszym. Wizja lotu na Marsa jest niezwykle wspaniała i kusząca, lecz gdy pomyślisz o braku powrotu i fakcie, że do końca życia będziesz miał w swoim otoczeniu wyłącznie kilka innych osób, jak i nigdy nie dasz rady wyjechać w inne miejsce, by uwolnić się od monotonii... — nie był gotów na podobne poświęcenia. Sposób w jaki zakończył swoją wypowiedź mówił w tym wypadku sam za siebie. Odwrócił wzrok skupiając go chwilowo na wejściu, w którym właśnie stawiła się pięcioosobowa grupka młodych nastolatków, momentalnie dodających ożywienia panującej w środku atmosferze. Gwar był w końcu nieodrębną częścią podobnych miejsc.
Wrócił wzrokiem do Brendy, wyraźnie się nad czymś zastanawiając, gdy w spokoju palił swojego papierosa, chwilowo zachowując milczenie.
Uśmiechnęła się ciepło, zawijając jeden z jasnych kosmyków na palec. Naprawdę cieszyła się, że jej wychowawcą jest ktoś taki jak Selim. Zawsze mogła trafić na kosę, której nie zależałoby na swoich uczniach, a to na pewno negatywnie wpłynęłoby na ich samorealizację. Bo pomimo wysiłku jaki wkładamy w pracę, naszych własnych chęci, to docenienie przez inną osobę może jeszcze bardziej nas zmotywować do działania. Dlatego też cieszyła się, że otaczali ją ludzie, którzy wspierali każdą jej decyzję, jeżeli była właściwa i nie próbowali przycinać skrzydeł, jeśli działało to na szkodę dziewczyny.
- No tak, rozumiem że wychowawcy nie mają pełnić roli niańki. Ale weźmy na przykład sytuację bardzo podobną do tej. Spotyka pan prywatnie jednego ze swoich uczniów, wypił trochę za dużo i zaczyna rozrabiać. Czy wtedy nie powinien pan jakoś zareagować, nie wiem, postawić go do pionu w miarę możliwości? Już pomijając, że taką osobę powinno się wyprosić z lokalu, choćby dla bezpieczeństwa innych. W końcu ludziom różne rzeczy wpadają do głowy, kiedy nie są trzeźwi. Mimo wszystko ma pan wybór, ale jaki jest pana obowiązek i co pan faktycznie zrobi? - nie ukrywała, że lubiła czasem na taki, czy inny temat, a akurat przykład takiej sytuacji pozwoli poznać jej trochę bliżej Skywalkera, co miała cały czas podświadomie na celu. Nie bez powodu tak chętnie się przysiadła i wykorzystała jeden moment na własną korzyść. Sama nie miała zamiaru w rzeczywistości ilustrować podobnych przypadków. I jak na własną ironię pochwyciła za szklankę z drinkiem i upiła trochę. Cóż, zawsze mogło jej zaschnąć w ustach od tego gadania, ale równie dobrze mogła w ten sposób pokazać, że pewne obawy nie pojawiają się całkowicie bezpodstawnie.
Musiała przyznać jedno, była całkowicie zaskoczona tym, ile papierosów Selim potrafi wypalić w tak krótkim okresie czasu. Praktycznie jeden za drugim kończył w jego ustach, nie pozwalając irlandzkim płucom odpocząć od szkodliwego dymu. Dziewczyna mimo wszystko nie zamierzała zwrócić mu na to uwagi, bo aż tak jej nie przeszkadzało, zwłaszcza że sama sporadycznie sięgała po takie używki, chociaż ostatnio stara się całkowicie z nich zrezygnować. Wolała nie kusić losu, by przypadkiem nie zostać kolejną niewolnicą tego rakotwórczego wynalazku.
- Będę dążyła do tego, aby pilotować właśnie myśliwce, ale czy mi się uda.. to się okaże. - i jak na potwierdzenie, wzruszyła jednocześnie ramionami. - Nie bardzo kręci mnie turystyczna wizja tej dziedziny, ale wciąż pozostaje jako alternatywa. Wojsko to jednak nie byle co. Samo "lotnictwo wojskowe" brzmi jak wyzwanie. A wie pan co? Ja bardzo lubię wyzwania i nie zamierzam łatwo odpuścić. Domyślam się, że będę musiała poświęcić siebie, jak i swój czas, ale chyba o to w tym wszystkim chodzi. Trzeba mieć jakiś cel w życiu. - powiedziała, wzdychając cicho, a potem uśmiechając się smutno, jakby coś konkretnego miała na myśli. Odruchowo spojrzała w kierunku grupki głośnych osób, ale postanowiła nie poświęcać im zbyt dużo uwagi. Miała tylko nadzieje, że uniknie spotkania kolejnych znajomych twarzy, bo mimo wszystko byłby problem z wytłumaczeniem takiej sytuacji. Sama z nauczycielem, w barze, przy drinkach, kto to widział? Boże broń by stąd nie wyszli razem.
To wcale nie tak, że bardzo bym chciała..
- No tak, rozumiem że wychowawcy nie mają pełnić roli niańki. Ale weźmy na przykład sytuację bardzo podobną do tej. Spotyka pan prywatnie jednego ze swoich uczniów, wypił trochę za dużo i zaczyna rozrabiać. Czy wtedy nie powinien pan jakoś zareagować, nie wiem, postawić go do pionu w miarę możliwości? Już pomijając, że taką osobę powinno się wyprosić z lokalu, choćby dla bezpieczeństwa innych. W końcu ludziom różne rzeczy wpadają do głowy, kiedy nie są trzeźwi. Mimo wszystko ma pan wybór, ale jaki jest pana obowiązek i co pan faktycznie zrobi? - nie ukrywała, że lubiła czasem na taki, czy inny temat, a akurat przykład takiej sytuacji pozwoli poznać jej trochę bliżej Skywalkera, co miała cały czas podświadomie na celu. Nie bez powodu tak chętnie się przysiadła i wykorzystała jeden moment na własną korzyść. Sama nie miała zamiaru w rzeczywistości ilustrować podobnych przypadków. I jak na własną ironię pochwyciła za szklankę z drinkiem i upiła trochę. Cóż, zawsze mogło jej zaschnąć w ustach od tego gadania, ale równie dobrze mogła w ten sposób pokazać, że pewne obawy nie pojawiają się całkowicie bezpodstawnie.
Musiała przyznać jedno, była całkowicie zaskoczona tym, ile papierosów Selim potrafi wypalić w tak krótkim okresie czasu. Praktycznie jeden za drugim kończył w jego ustach, nie pozwalając irlandzkim płucom odpocząć od szkodliwego dymu. Dziewczyna mimo wszystko nie zamierzała zwrócić mu na to uwagi, bo aż tak jej nie przeszkadzało, zwłaszcza że sama sporadycznie sięgała po takie używki, chociaż ostatnio stara się całkowicie z nich zrezygnować. Wolała nie kusić losu, by przypadkiem nie zostać kolejną niewolnicą tego rakotwórczego wynalazku.
- Będę dążyła do tego, aby pilotować właśnie myśliwce, ale czy mi się uda.. to się okaże. - i jak na potwierdzenie, wzruszyła jednocześnie ramionami. - Nie bardzo kręci mnie turystyczna wizja tej dziedziny, ale wciąż pozostaje jako alternatywa. Wojsko to jednak nie byle co. Samo "lotnictwo wojskowe" brzmi jak wyzwanie. A wie pan co? Ja bardzo lubię wyzwania i nie zamierzam łatwo odpuścić. Domyślam się, że będę musiała poświęcić siebie, jak i swój czas, ale chyba o to w tym wszystkim chodzi. Trzeba mieć jakiś cel w życiu. - powiedziała, wzdychając cicho, a potem uśmiechając się smutno, jakby coś konkretnego miała na myśli. Odruchowo spojrzała w kierunku grupki głośnych osób, ale postanowiła nie poświęcać im zbyt dużo uwagi. Miała tylko nadzieje, że uniknie spotkania kolejnych znajomych twarzy, bo mimo wszystko byłby problem z wytłumaczeniem takiej sytuacji. Sama z nauczycielem, w barze, przy drinkach, kto to widział? Boże broń by stąd nie wyszli razem.
To wcale nie tak, że bardzo bym chciała..
Harvey przybył na miejsce jakieś dziesięć minut przed piątą, wybrał stolik dla dwóch osób i na razie zamówił kawę. Czekając przeglądał coś w telefonie, ale po niedługim czasie zadzwonił do kogoś, ustawił telefon przed sobą na stoliku i włączył wideokonferencję. Dyskretnie rozmawiał w języku migowym dopóki nie dostrzegł znajomej sylwetki. Szybko się pożegnał, schował telefon i uśmiechnął do Roro na powitanie.
– Tak często się spotykamy... niedługo będziesz miał mnie dość. – No, panie fotograf, ciekawa alternatywa dla zwykłego 'cześć'.
– Tak często się spotykamy... niedługo będziesz miał mnie dość. – No, panie fotograf, ciekawa alternatywa dla zwykłego 'cześć'.
Gdy wszedł do baru, w którym umówił się z Harveyem zaczął od razu się rozglądać w poszukiwaniu jego postaci. Gdy go dostrzegł zawahał się na moment widząc co robi mężczyzna. Oh... czy to język migowy?
Podszedł do stolika i przystanął przy nim gdy zdejmował kurtkę. Uniósł lekko brew na "przywitanie" fotografa nie za bardzo wiedząc jak ma to skomentować.
– Tak... ja też się cieszę, że cię widzę. – usiadł na przeciwko Harveya i spojrzał na niego roztrzepując lekko włosy. – Jeśli chcesz mnie spławić, to musisz użyć bardziej dobitnych słów.
Podszedł do stolika i przystanął przy nim gdy zdejmował kurtkę. Uniósł lekko brew na "przywitanie" fotografa nie za bardzo wiedząc jak ma to skomentować.
– Tak... ja też się cieszę, że cię widzę. – usiadł na przeciwko Harveya i spojrzał na niego roztrzepując lekko włosy. – Jeśli chcesz mnie spławić, to musisz użyć bardziej dobitnych słów.
– Niee, nie chcę – zapewnił spokojnie. Nie potrafił wyczuć, czy Roro nie poczuł się urażony tym powitaniem, dlatego wolał potraktować to poważnie.
– Skoro już jesteś, chcę iść zamówić whisky? Wziąć coś dla ciebie? – powiedział zsuwając się na koniec fotela.
– Skoro już jesteś, chcę iść zamówić whisky? Wziąć coś dla ciebie? – powiedział zsuwając się na koniec fotela.
Dobrze wiedzieć.
Słysząc pytanie spojrzał na fotografa i zamyślił się na moment. Jako że Roro miał raczej niską tolerancję procentów, alkohol powyżej 5% zdecydowanie nie wchodził dzisiaj w grę.
– Hm... Wystarczy piwo. – uśmiechnął się lekko i podciągnął rękawy w koszulce. – Ja i coś mocniejszego to nie jest zbyt dobre połączenie. – wzruszył ramionami i spojrzał na twarz Harveya. – Mam słabą głowę.
Słysząc pytanie spojrzał na fotografa i zamyślił się na moment. Jako że Roro miał raczej niską tolerancję procentów, alkohol powyżej 5% zdecydowanie nie wchodził dzisiaj w grę.
– Hm... Wystarczy piwo. – uśmiechnął się lekko i podciągnął rękawy w koszulce. – Ja i coś mocniejszego to nie jest zbyt dobre połączenie. – wzruszył ramionami i spojrzał na twarz Harveya. – Mam słabą głowę.
Kiwnął głową. Nie próbował go namawiać, przecież nie spotkali się tu, żeby się upijać.
– Które? Takie jak wcześniej? – Jasne, to przecież Harvey, wolał zapytać, aby uniknąć zamówienia czegoś, czego Roro nie lubi. Sam po sobie wiedział, że ludzie mają różne gusta, na przykład jemy smakowało rzadko które jasne piwo, dlatego zazwyczaj wybierał to ciemne. Kiedy uzgodnili, wstał i poszedł do baru, niedługo wracając. Postawił przed nowym znajomym jego piwo, a dla siebie wziął Ojca Chrzestnego, czyli połączenie jego najulubieńszej whisky z również najulubieńszym amaretto.
Usiadł i spojrzał poważnie na Roro
– Słuchaj, jeszcze zanim zaczniemy, może ustalmy jeszcze jeden drobiazg... – Oho, fotograf zabierał się do tematu jak do czegoś niewygodnego. – Bo pewnie znowu wciągniemy się w tatuaże, zdjęcia i całą resztę, a to jednak warto obgadać. – Zrobił pauzę, odchrząknął. – Bo wiesz, żeby utrzymać pewne konwenanse i tradycje, żeby nie stracić swojej opinii w twoich oczach... no... Myślisz, że powinienem zacząć się rozbierać? – Żeby podkreślić to, co mówił, złapał między palec wskazujący i środkowy troczek swojego swetra.
– Które? Takie jak wcześniej? – Jasne, to przecież Harvey, wolał zapytać, aby uniknąć zamówienia czegoś, czego Roro nie lubi. Sam po sobie wiedział, że ludzie mają różne gusta, na przykład jemy smakowało rzadko które jasne piwo, dlatego zazwyczaj wybierał to ciemne. Kiedy uzgodnili, wstał i poszedł do baru, niedługo wracając. Postawił przed nowym znajomym jego piwo, a dla siebie wziął Ojca Chrzestnego, czyli połączenie jego najulubieńszej whisky z również najulubieńszym amaretto.
Usiadł i spojrzał poważnie na Roro
– Słuchaj, jeszcze zanim zaczniemy, może ustalmy jeszcze jeden drobiazg... – Oho, fotograf zabierał się do tematu jak do czegoś niewygodnego. – Bo pewnie znowu wciągniemy się w tatuaże, zdjęcia i całą resztę, a to jednak warto obgadać. – Zrobił pauzę, odchrząknął. – Bo wiesz, żeby utrzymać pewne konwenanse i tradycje, żeby nie stracić swojej opinii w twoich oczach... no... Myślisz, że powinienem zacząć się rozbierać? – Żeby podkreślić to, co mówił, złapał między palec wskazujący i środkowy troczek swojego swetra.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach