▲▼
Normalnie potrafił przebiec tę odległość w kilka minut, ale teraz z tą nogą... Najważniejsze, że zdążyli na czas. Samochód pani Thibault wciąż stał na parkingu przy bloku, a i sądząc po czasie to mieli dobry kwadrans nim kobieta utnie wszelkie rozmowy i wyruszy do roboty. Remi stanął na właściwej klatce i wziął głębszy wdech.
- Jesteś pewna, że chcesz przez to przechodzić ze mną? - zerknął na nią wyraźnie poddenerwowany. Takim chyba go jeszcze nie widziała, pomimo wielu różnych, głównie nieciekawych sytuacji w jakie się wplątywał. Ale jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało; ani wizja wykrwawienia się w biały dzień, ani złapania w czasie włamania na posiadłość Darków nie robiła na nim takiego wrażenia jak poważna rozmowa z rodzicem.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Zadbane i minimalistycznie urządzone mieszkanko z dwoma sypialniami, łazienką z oddzielną ubikacją, kuchnią, salonikiem, małym biurem i oczywiście korytarzykiem, który łączy te wszystkie pokoje z drzwiami wejściowymi. Znajduje się na piątym piętrze dziesięciopiętrowca.
Normalnie potrafił przebiec tę odległość w kilka minut, ale teraz z tą nogą... Najważniejsze, że zdążyli na czas. Samochód pani Thibault wciąż stał na parkingu przy bloku, a i sądząc po czasie to mieli dobry kwadrans nim kobieta utnie wszelkie rozmowy i wyruszy do roboty. Remi stanął na właściwej klatce i wziął głębszy wdech.
- Jesteś pewna, że chcesz przez to przechodzić ze mną? - zerknął na nią wyraźnie poddenerwowany. Takim chyba go jeszcze nie widziała, pomimo wielu różnych, głównie nieciekawych sytuacji w jakie się wplątywał. Ale jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało; ani wizja wykrwawienia się w biały dzień, ani złapania w czasie włamania na posiadłość Darków nie robiła na nim takiego wrażenia jak poważna rozmowa z rodzicem.
Zobaczenie go w takim stanie było ciekawym doświadczeniem, ale jednocześnie bardzo niepokojącym. Emocje miały tendencje się udzielać, prawda? Patrząc tak na niego, nawet Natalie przez chwilę zaczęła się obawiać tego, co czeka za drzwiami, ale szybko się opanowała.
Jesteś czysta. Po prostu musisz ująć prawdę w dobre słowa i ewentualnie kilka rzeczy lekko nagiąć. To nic takiego. Nie musisz łgać w żywe oczy więcej, niż to konieczne, a jeśli nawet, to nic ci nie udowodnią. Wystarczy dobrze to rozegrać. Oficjalnie nadal jesteś idealną dziewczyną z dobrego domu, więc możesz na tym jechać.
Wzięła głęboki oddech by poukładać sobie w myślach.
- Oficjalnie, wcześniej byłam u koleżanki. Nie znasz jej imienia i jej nie kojarzysz. Natknęliśmy się na siebie, jak po coś wyszłyśmy i zostałam z tobą na ławce przy blokach, gdy znajoma wróciła do mieszkania, a później gadaliśmy i tak minęła noc - wyrecytowała bez zająknięcia.
- Tak można to wpasować w wersję, którą mają już moi rodzice i tę, której domyśla się twoja matka. No i brzmi ona całkiem prawdopodobnie. - Otworzyła oczy już całkowicie opanowana.
Tyle powinno wystarczyć, by wyglądało to naturalnie i nie było dwóch wersji jednego zajścia.
Spojrzała na niego ciepło i się uśmiechnęła.
- Damy radę. Podobno jestem całkiem niezłym prawnikiem. - Zaśmiała się i przeniosła wzrok na drzwi.
Nastrój się udzielał, tak? Cóż, ona była spokojna i wyjątkowo optymistycznie nastawiona, jak na nią.
Otworzyła szerzej oczy jakby sobie o czymś przypomniała.
Pospiesznie przeczesała włosy palcami i związała je we w miarę schludny kucyk, a później strzepała resztki brudu. Miała wcielić się w rolę dobrej panienki, więc musiała tak wyglądać. Charakteryzacja to w końcu nieodłączna część przedstawienia.
- Teraz powinno być, ok - rzuciła i zaczekała aż otworzy drzwi.
Jesteś czysta. Po prostu musisz ująć prawdę w dobre słowa i ewentualnie kilka rzeczy lekko nagiąć. To nic takiego. Nie musisz łgać w żywe oczy więcej, niż to konieczne, a jeśli nawet, to nic ci nie udowodnią. Wystarczy dobrze to rozegrać. Oficjalnie nadal jesteś idealną dziewczyną z dobrego domu, więc możesz na tym jechać.
Wzięła głęboki oddech by poukładać sobie w myślach.
- Oficjalnie, wcześniej byłam u koleżanki. Nie znasz jej imienia i jej nie kojarzysz. Natknęliśmy się na siebie, jak po coś wyszłyśmy i zostałam z tobą na ławce przy blokach, gdy znajoma wróciła do mieszkania, a później gadaliśmy i tak minęła noc - wyrecytowała bez zająknięcia.
- Tak można to wpasować w wersję, którą mają już moi rodzice i tę, której domyśla się twoja matka. No i brzmi ona całkiem prawdopodobnie. - Otworzyła oczy już całkowicie opanowana.
Tyle powinno wystarczyć, by wyglądało to naturalnie i nie było dwóch wersji jednego zajścia.
Spojrzała na niego ciepło i się uśmiechnęła.
- Damy radę. Podobno jestem całkiem niezłym prawnikiem. - Zaśmiała się i przeniosła wzrok na drzwi.
Nastrój się udzielał, tak? Cóż, ona była spokojna i wyjątkowo optymistycznie nastawiona, jak na nią.
Otworzyła szerzej oczy jakby sobie o czymś przypomniała.
Pospiesznie przeczesała włosy palcami i związała je we w miarę schludny kucyk, a później strzepała resztki brudu. Miała wcielić się w rolę dobrej panienki, więc musiała tak wyglądać. Charakteryzacja to w końcu nieodłączna część przedstawienia.
- Teraz powinno być, ok - rzuciła i zaczekała aż otworzy drzwi.
Taaa... Załóżmy, że to wszystko zapamiętał, że stres wcale nie zmienił jego i tak niespecjalnie zapełnionej łepetyny w zupełną pustkę.
- Yhym.
Dobra, czas wziąć się w garść. We Francji byłby już pełnoletni, a jako dorosły facet nie powinien bać się własnej matki...
Weszli na klatkę i wjechali windą. Rem wyjął klucze z wewnętrznej strony kurtki i przekręcił zamek, jeszcze bledszy niż zwykle, jakby po otwarciu drzwi miało go coś z miejsca pożreć. Pierwszy niechętnie przekroczył próg domu. Dosłownie moment później z kuchni wychyliła się krótkowłosa kobieta, szatynka w okularach, która w jednej ręce trzymała filiżankę kawy, a w drugiej kanapkę.
- Elise, twoje dziecko wróciło. - zawołała w głąb pomieszczenia w którym najwidoczniej nie była sama. Wystarczyła krótka chwila i na korytarzyk rozdzielający pokoje, stukając obcasami i wściekła jak osa, niemal wybiegła elegancko ubrana, platynowa blondynka, której średniej długości, proste jak druty włosy związane były w ciasny kucyk.
- No nareszcie! Gdzieś ty się znowu włóczył? Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam?!
Elise Thibault, trzydziestoośmioletnia karierowiczka w zawsze idealnie dopasowanym, damskim żakieciku, zatrzymała się przed swym obszarpanym, brudnym dzieckiem, które na wysokim obcasie przerastała o prawie pół głowy. Jej mina była połączeniem wszystkiego czego żaden mężczyzna nie chciałby zobaczyć w patrzącej nań kobiecie; obrzydzenie, politowanie, złość i całkowity zawód.
- Boże, spójrz jak ty wyglądasz! - złapała go dosłownie 'za fraki' i lekko potrząsnęła.
- Zupełnie jak twój nic nie warty ojciec. - puściła go, a drugą, czystą dłonią dotknęła skroni. Przymknęła umalowane oczy i westchnęła głośno.
- Dlaczego ty mi to robisz? Źle ci ze mną? Wolisz wracać do Francji?
- To nie tak...
- Nie przerywaj mi! Ech, ja już nie mam na ciebie siły, dziecko...
Przez cały ten czas rudzielec stał w milczeniu, wbijając wzrok przed siebie, gdy jego matka dawała upust swojej złości. Tylko raz chciał się wtrącić, unosząc na nią zlęknione spojrzenie, ale momentalnie go uciszyła, nijak nie dając dojść do słowa.
- To ta twoja wymówka, tak? - spojrzała wreszcie na Darkównę, którą do tej pory zupełnie ignorowała, nawet jeśli nastolatka próbowała się jakkolwiek wtrącić. Dla Elise była ona tylko tłem, dopóki nie dostała od niej prawa głosu.
Rem wzruszył tylko ramionami, już niezbyt chętny do czegokolwiek, a z pewnością do tłumaczeń. Ostry wzrok miodowych tęczówek blondynki skupił się już tylko na Violette.
- Słucham cię. Po co tu przyszłaś?
- Yhym.
Dobra, czas wziąć się w garść. We Francji byłby już pełnoletni, a jako dorosły facet nie powinien bać się własnej matki...
Weszli na klatkę i wjechali windą. Rem wyjął klucze z wewnętrznej strony kurtki i przekręcił zamek, jeszcze bledszy niż zwykle, jakby po otwarciu drzwi miało go coś z miejsca pożreć. Pierwszy niechętnie przekroczył próg domu. Dosłownie moment później z kuchni wychyliła się krótkowłosa kobieta, szatynka w okularach, która w jednej ręce trzymała filiżankę kawy, a w drugiej kanapkę.
- Elise, twoje dziecko wróciło. - zawołała w głąb pomieszczenia w którym najwidoczniej nie była sama. Wystarczyła krótka chwila i na korytarzyk rozdzielający pokoje, stukając obcasami i wściekła jak osa, niemal wybiegła elegancko ubrana, platynowa blondynka, której średniej długości, proste jak druty włosy związane były w ciasny kucyk.
- No nareszcie! Gdzieś ty się znowu włóczył? Wiesz jak ja się o ciebie martwiłam?!
Elise Thibault, trzydziestoośmioletnia karierowiczka w zawsze idealnie dopasowanym, damskim żakieciku, zatrzymała się przed swym obszarpanym, brudnym dzieckiem, które na wysokim obcasie przerastała o prawie pół głowy. Jej mina była połączeniem wszystkiego czego żaden mężczyzna nie chciałby zobaczyć w patrzącej nań kobiecie; obrzydzenie, politowanie, złość i całkowity zawód.
- Boże, spójrz jak ty wyglądasz! - złapała go dosłownie 'za fraki' i lekko potrząsnęła.
- Zupełnie jak twój nic nie warty ojciec. - puściła go, a drugą, czystą dłonią dotknęła skroni. Przymknęła umalowane oczy i westchnęła głośno.
- Dlaczego ty mi to robisz? Źle ci ze mną? Wolisz wracać do Francji?
- To nie tak...
- Nie przerywaj mi! Ech, ja już nie mam na ciebie siły, dziecko...
Przez cały ten czas rudzielec stał w milczeniu, wbijając wzrok przed siebie, gdy jego matka dawała upust swojej złości. Tylko raz chciał się wtrącić, unosząc na nią zlęknione spojrzenie, ale momentalnie go uciszyła, nijak nie dając dojść do słowa.
- To ta twoja wymówka, tak? - spojrzała wreszcie na Darkównę, którą do tej pory zupełnie ignorowała, nawet jeśli nastolatka próbowała się jakkolwiek wtrącić. Dla Elise była ona tylko tłem, dopóki nie dostała od niej prawa głosu.
Rem wzruszył tylko ramionami, już niezbyt chętny do czegokolwiek, a z pewnością do tłumaczeń. Ostry wzrok miodowych tęczówek blondynki skupił się już tylko na Violette.
- Słucham cię. Po co tu przyszłaś?
Wzięła jeszcze jeden głęboki wdech i wsunęła na nos okulary, zanim otworzyły się drzwi, a później to już samo ruszyło.
Nie weszła od razu. Po prostu stała za plecami chłopaka, czekając na rozwój wypadków. Była tu w końcu w jakimś celu, niejako na wezwanie, więc nie zamierzała pakować się z buta w środku rozmowy, gdy na dobrą sprawę nie wiedziała, co ona tu tak właściwie robi. Musiała przeczekać jakoś początek i wytrwać, aż ktoś zwróci na nią uwagę. Do tego czasu powinna zauważyć, jak to będzie przebiegało i się przystosować.
Nie dali jej zbyt długo czekać na rozkręcenie akcji. W mieszkaniu była jedna kobieta z w najlepszym wypadku neutralnym nastawieniem i jego matka, która ledwie zawołana, wyskoczyła z jednego z pokoi i od razu zaczęła się wydzierać. Natalie domyślała się, że będzie źle, ale nie, że aż tak.
Zacisnęła paznokcie na zaciśniętej w pięść ręce, gdy patrzyła jak kobieta wydziera się i szarpie swojego syna. Powoli zaczynała rozumieć, dlaczego ten facet woli szlajać się po podejrzanych miejscach i uciekać w uzależnienia zamiast coś ze sobą zrobić.
Strasznie ją bolało, że musi tak stać bezczynnie zamiast odwdzięczyć się tej kobiecie jeszcze gorszym wrzaskiem za tak niewłaściwie podejście do sprawy. Czy ona miała jakiekolwiek pojęcie o postępowaniu z... a no tak.
- Dzień dobry, pani. - Głos miała wyjątkowo spokojny jak na emocje nią targające.
Dyscyplina, dyscyplina i jeszcze raz dyscyplina. To i wpojone jej w domu nauki dotyczące dobrego wychowania i postępowania z ludźmi. Byleby nie dać się od razu sprowokować i zachowywać poprawnie, by nic nie mogli ci zarzucić.
Wzięła głębszy wdech.
- Z tego co mi wiadomo, to pani chciała mnie tutaj widzieć, więc zgodnie z prośbą, się pojawiłam. - Nadal wydawała się oazą spokoju i chyba tylko drżące od zaciskania ręce zdradzały, że kryje się za tym coś jeszcze.
Nie weszła od razu. Po prostu stała za plecami chłopaka, czekając na rozwój wypadków. Była tu w końcu w jakimś celu, niejako na wezwanie, więc nie zamierzała pakować się z buta w środku rozmowy, gdy na dobrą sprawę nie wiedziała, co ona tu tak właściwie robi. Musiała przeczekać jakoś początek i wytrwać, aż ktoś zwróci na nią uwagę. Do tego czasu powinna zauważyć, jak to będzie przebiegało i się przystosować.
Nie dali jej zbyt długo czekać na rozkręcenie akcji. W mieszkaniu była jedna kobieta z w najlepszym wypadku neutralnym nastawieniem i jego matka, która ledwie zawołana, wyskoczyła z jednego z pokoi i od razu zaczęła się wydzierać. Natalie domyślała się, że będzie źle, ale nie, że aż tak.
Zacisnęła paznokcie na zaciśniętej w pięść ręce, gdy patrzyła jak kobieta wydziera się i szarpie swojego syna. Powoli zaczynała rozumieć, dlaczego ten facet woli szlajać się po podejrzanych miejscach i uciekać w uzależnienia zamiast coś ze sobą zrobić.
Strasznie ją bolało, że musi tak stać bezczynnie zamiast odwdzięczyć się tej kobiecie jeszcze gorszym wrzaskiem za tak niewłaściwie podejście do sprawy. Czy ona miała jakiekolwiek pojęcie o postępowaniu z... a no tak.
- Dzień dobry, pani. - Głos miała wyjątkowo spokojny jak na emocje nią targające.
Dyscyplina, dyscyplina i jeszcze raz dyscyplina. To i wpojone jej w domu nauki dotyczące dobrego wychowania i postępowania z ludźmi. Byleby nie dać się od razu sprowokować i zachowywać poprawnie, by nic nie mogli ci zarzucić.
Wzięła głębszy wdech.
- Z tego co mi wiadomo, to pani chciała mnie tutaj widzieć, więc zgodnie z prośbą, się pojawiłam. - Nadal wydawała się oazą spokoju i chyba tylko drżące od zaciskania ręce zdradzały, że kryje się za tym coś jeszcze.
Jedna tylko, jasna brew kobiety uniosła się ku górze, kiedy Natalie okazała się mieć maniery o które najwidoczniej pani Thibault nie podejrzewała znajomych syna.
- Ach, no tak. - jej nastawienie jakby zupełnie się odmieniło. Już nie wyglądała jakby zaraz miała wyjść z siebie i stanąć obok, tylko spokojnym, choć chłodnym jak lód i okrutnie rzeczowym tonem zarządziła;
- To naprawdę uprzejme z twojej strony, jednak lepiej byś już sobie stąd poszła. Za chwilę wychodzę, a muszę jeszcze porozmawiać z synem, więc niestety nie znajdę dla ciebie czasu.
Ponieważ Rem w pewnym momencie oparł się o framugę wciąż otwartych drzwi i nie spieszno mu było wchodzić wgłąb mieszkania, Elise złapała go za ramię i wciągnęła do środka.
- Idź się przebierz. Nigdzie już dzisiaj nie wychodzisz. Martha cię przypilnuje. - zarządziła, zerkając w stronę kuchni z której dalej urzędująca tam kobieta wystawiła tylko rękę z kciukiem do góry.
- Dziękuję, kochana. Co ja bym bez ciebie zrobiła... - spojrzenie pani Thibault zmiękło na krótką chwilę, zanim nie objęło ponownie sylwetki małolaty, powracając do swojego zwykłego chłodu i dystansu.
- Żegnam.
I zamknęła drzwi.
- Ach, no tak. - jej nastawienie jakby zupełnie się odmieniło. Już nie wyglądała jakby zaraz miała wyjść z siebie i stanąć obok, tylko spokojnym, choć chłodnym jak lód i okrutnie rzeczowym tonem zarządziła;
- To naprawdę uprzejme z twojej strony, jednak lepiej byś już sobie stąd poszła. Za chwilę wychodzę, a muszę jeszcze porozmawiać z synem, więc niestety nie znajdę dla ciebie czasu.
Ponieważ Rem w pewnym momencie oparł się o framugę wciąż otwartych drzwi i nie spieszno mu było wchodzić wgłąb mieszkania, Elise złapała go za ramię i wciągnęła do środka.
- Idź się przebierz. Nigdzie już dzisiaj nie wychodzisz. Martha cię przypilnuje. - zarządziła, zerkając w stronę kuchni z której dalej urzędująca tam kobieta wystawiła tylko rękę z kciukiem do góry.
- Dziękuję, kochana. Co ja bym bez ciebie zrobiła... - spojrzenie pani Thibault zmiękło na krótką chwilę, zanim nie objęło ponownie sylwetki małolaty, powracając do swojego zwykłego chłodu i dystansu.
- Żegnam.
I zamknęła drzwi.
Kobieta na moment się uspokoiła, ale niestety ten spokój obejmował jedynie osobę dziewczyny i najprawdopodobniej miał ustąpić tak szybko, jak się pojawił, gdy tylko przeniesie swoje zainteresowanie na syna.
Natalie niespecjalnie podobało się to zachowanie. Może i oznaczało minimalny poziom kultury ze strony tej kobiety, ale niestety niewystarczający by uprzejmość ze strony dziewczyny nie była tak strasznie udawana. Oj, nie byłoby ciekawie, gdyby Darkówna nie nauczyła się panować nad swoim charakterem i nie miała szacunku (przynajmniej pozornego) dla starszych.
Niespecjalnie dano jej już później dojść do słowa, bo kobieta przeniosła swoje zainteresowanie na nieznaną Violet osobę, a zaraz później matka Remiego postanowiła się pożegnać i zatrzasnąć dziewczynie drzwi przed nosem.
Cóż, pewnie by to zrobiła, gdyby Darkówna nie wpakowała nogi między drzwi i framugę, nie zwracając uwagi na to, jak mocno może nimi oberwać. Do domu jakoś dojdzie nawet jeśli będzie przez to kulała.
- Z całym szacunkiem, ale uważam, że nie powinna pani tak zaczynać rozmowy z synem. Jeśli naprawdę pani, na nim zależy i chce pani, żeby się zmienił, radziłabym nauczyć się panować nad gniewem. W moim domu nigdy nie podnoszono głosu i dlatego wyrośliśmy na porządnych ludzi. - Zakończyła swój wywód i odsunęła nogę.
- Do widzenia, pani.
Natalie niespecjalnie podobało się to zachowanie. Może i oznaczało minimalny poziom kultury ze strony tej kobiety, ale niestety niewystarczający by uprzejmość ze strony dziewczyny nie była tak strasznie udawana. Oj, nie byłoby ciekawie, gdyby Darkówna nie nauczyła się panować nad swoim charakterem i nie miała szacunku (przynajmniej pozornego) dla starszych.
Niespecjalnie dano jej już później dojść do słowa, bo kobieta przeniosła swoje zainteresowanie na nieznaną Violet osobę, a zaraz później matka Remiego postanowiła się pożegnać i zatrzasnąć dziewczynie drzwi przed nosem.
Cóż, pewnie by to zrobiła, gdyby Darkówna nie wpakowała nogi między drzwi i framugę, nie zwracając uwagi na to, jak mocno może nimi oberwać. Do domu jakoś dojdzie nawet jeśli będzie przez to kulała.
- Z całym szacunkiem, ale uważam, że nie powinna pani tak zaczynać rozmowy z synem. Jeśli naprawdę pani, na nim zależy i chce pani, żeby się zmienił, radziłabym nauczyć się panować nad gniewem. W moim domu nigdy nie podnoszono głosu i dlatego wyrośliśmy na porządnych ludzi. - Zakończyła swój wywód i odsunęła nogę.
- Do widzenia, pani.
Furia to za małe słowo by opisać to co ogarnęło dotąd naprawdę spokojną kobietę.
- Posłuchaj mnie uważnie, młoda damo. - syknęła, mrużąc oczy, których spojrzenie zmroziłoby jezioro w gorące, letnie popołudnie.
- Nie wiem za kogo się uważasz ani kim faktycznie jesteś, ale Remi to moje dziecko i będę zaczynać oraz kończyć z nim rozmowę tak jak ja sobie tego życzę. I, wierz mi, JA panuję nad swoim gniewem. Mieszkając ze mną ten chłopak ma niebo na ziemi i dobrze o tym wie. Musi tylko nauczyć się to w końcu doceniać.
Nie zamierzała kontynuować tej dyskusji, ale oczywiście musiała mieć ostatnie słowo, choćby niosło się one echem za odchodzącą do windy Darkówną.
Drzwi zamknęły się, tym razem z hukiem, a zaraz potem rozbrzmiał dźwięk zasuwanych zamków i... dalszych awantur.
[zt]
- Posłuchaj mnie uważnie, młoda damo. - syknęła, mrużąc oczy, których spojrzenie zmroziłoby jezioro w gorące, letnie popołudnie.
- Nie wiem za kogo się uważasz ani kim faktycznie jesteś, ale Remi to moje dziecko i będę zaczynać oraz kończyć z nim rozmowę tak jak ja sobie tego życzę. I, wierz mi, JA panuję nad swoim gniewem. Mieszkając ze mną ten chłopak ma niebo na ziemi i dobrze o tym wie. Musi tylko nauczyć się to w końcu doceniać.
Nie zamierzała kontynuować tej dyskusji, ale oczywiście musiała mieć ostatnie słowo, choćby niosło się one echem za odchodzącą do windy Darkówną.
Drzwi zamknęły się, tym razem z hukiem, a zaraz potem rozbrzmiał dźwięk zasuwanych zamków i... dalszych awantur.
[zt]
Może i była znacznie młodsza, ale nie będzie na nią żadna baba wyskakiwała z pyskiem, kiedy ona za wszelką cenę stara się zachować spokój.
- Natalie Violette Dark. Tak się nazywam. I jeśli tak wygląda niebo na ziemi, to wolę żyć w piekle, gdzie rodzice mnie szanują i są ze mnie dumni - oświadczyła dobitne, patrząc kobiecie w oczy bez cienia strachu czy skruchy za swoje słowa i jeśli ta nie miała już nic do dodania, to odeszła.
[z/t]
- Natalie Violette Dark. Tak się nazywam. I jeśli tak wygląda niebo na ziemi, to wolę żyć w piekle, gdzie rodzice mnie szanują i są ze mnie dumni - oświadczyła dobitne, patrząc kobiecie w oczy bez cienia strachu czy skruchy za swoje słowa i jeśli ta nie miała już nic do dodania, to odeszła.
[z/t]
Godziny paskudnie jej się dłużyły, gdy starała się doczekać do wieczora. Ostatnie wydarzenia strasznie ją męczyły. To już nawet nie była kwestia tego, co dokładnie zaszło, a tego, co to oznaczało.
Co ten cholerny idiota ze sobą robi.
Jasne, miała cierpliwość i wiedziała, że jest z nim źle, ale ganianie po nocy w w TAKIM stanie było, już nawet jak na niego, zdecydowaną przesadą.
Ćpa, ok. Jest mocno uzależniony, ok. Robi różne rzeczy, by móc wziąć, ok. Ale do cholery jasnej, jak może być takim debilem by ganiać po ulicach w stanie wyraźnej psychozy, która zagraża bezpieczeństwu jego i innych?! To już przegięcie.
Wzięła głęboki oddech i wplotła palce w burzę włosów zwisających przed jej pochyloną twarzą.
Ja już serio nie wiem, co mam z nim zrobić. Jasne, staram się, ale jak długo mam to robić? Nie zamierzam narażać własnego zdrowia psychicznego dla kogoś, kto może mieć to nawet gdzieś.
Zamknęła oczy i czekała.
Siedziała pochylona, na oparciu ławki i niekulturalnie błociła buciorami miejsca siedzące. Robiła się coraz lepsza w udawaniu osoby, której nawet nie warto zawracać głowy. Stare, podniszczone ciuchy, schowany portfel, widoczne na twarzy zmęczenie życiem, postawa: "mam wyje*ane na wszystko i brak wyczuwalnych perfum były idealnym przebraniem na szlajanie się po nocy. Nadal nie zapuszczała się w bardziej niebezpieczne rejony, ale przynajmniej nie musiała się aż tak przejmować zwykłymi ulicami. Mało kto wpadłby na pomysł próby skrojenia jej, bo nie wyglądała, jakby coś miała. A nawet jeśli, ktoś wpadłby na pomysł przesadnego zbliżenia się, była gotowa przywalić mu gorzej niż wczoraj Remiemu. Wbrew pozorom, dziewczyna umiała się bić, a dostanie po twarzy ćwiekami w rękawiczkach, też z pewnością nie było przyjemnie.
Co ten cholerny idiota ze sobą robi.
Jasne, miała cierpliwość i wiedziała, że jest z nim źle, ale ganianie po nocy w w TAKIM stanie było, już nawet jak na niego, zdecydowaną przesadą.
Ćpa, ok. Jest mocno uzależniony, ok. Robi różne rzeczy, by móc wziąć, ok. Ale do cholery jasnej, jak może być takim debilem by ganiać po ulicach w stanie wyraźnej psychozy, która zagraża bezpieczeństwu jego i innych?! To już przegięcie.
Wzięła głęboki oddech i wplotła palce w burzę włosów zwisających przed jej pochyloną twarzą.
Ja już serio nie wiem, co mam z nim zrobić. Jasne, staram się, ale jak długo mam to robić? Nie zamierzam narażać własnego zdrowia psychicznego dla kogoś, kto może mieć to nawet gdzieś.
Zamknęła oczy i czekała.
Siedziała pochylona, na oparciu ławki i niekulturalnie błociła buciorami miejsca siedzące. Robiła się coraz lepsza w udawaniu osoby, której nawet nie warto zawracać głowy. Stare, podniszczone ciuchy, schowany portfel, widoczne na twarzy zmęczenie życiem, postawa: "mam wyje*ane na wszystko i brak wyczuwalnych perfum były idealnym przebraniem na szlajanie się po nocy. Nadal nie zapuszczała się w bardziej niebezpieczne rejony, ale przynajmniej nie musiała się aż tak przejmować zwykłymi ulicami. Mało kto wpadłby na pomysł próby skrojenia jej, bo nie wyglądała, jakby coś miała. A nawet jeśli, ktoś wpadłby na pomysł przesadnego zbliżenia się, była gotowa przywalić mu gorzej niż wczoraj Remiemu. Wbrew pozorom, dziewczyna umiała się bić, a dostanie po twarzy ćwiekami w rękawiczkach, też z pewnością nie było przyjemnie.
To było wręcz nie do zniesienia - całe dnie w domu z ciotką, która nie pozwalała mu nawet drzwi do pokoju zamknąć, bo musiała słyszeć co robi i mieć na niego oko. Matka wcale się do niego nie odzywała, nawet nie patrzyła w jego stronę, kiedy wstawała rano do pracy czy wracała z niej późnym wieczorem. I to dobijające poczucie winy, gdy zostawał na trzeźwo ze swoimi problemami.
"Myślisz, że nic nie wiedziałam? Mówił, że sam jesteś sobie winien. Kazałam mu dać ci spokój. Uważałam, że przesadza! Teraz widzę, że miał rację. Żałuję, że cię broniłam."
Leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach, ale nawet nie włączał muzyki. Nasłuchiwał. Czy już matka wróciła? Czy wraz z ciotką poszły spać? Dopiero jak miał całkowitą pewność, znajdował w sobie siłę by zwlec się z łóżka i zebrać do wyjścia. Jeszcze bledszy niż zwykle (to w ogóle możliwe?), wymknął się z mieszkania i zamknąwszy za sobą drzwi w najcichszy możliwy sposób, zaczerpnął pełnego ulgi wdechu, opuszczając blok. Sekundę później zaczął się krztusić dopiero co nabranym do płuc powietrzem, widząc kto na niego czekał.
Well.... fuck.
"Myślisz, że nic nie wiedziałam? Mówił, że sam jesteś sobie winien. Kazałam mu dać ci spokój. Uważałam, że przesadza! Teraz widzę, że miał rację. Żałuję, że cię broniłam."
Leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach, ale nawet nie włączał muzyki. Nasłuchiwał. Czy już matka wróciła? Czy wraz z ciotką poszły spać? Dopiero jak miał całkowitą pewność, znajdował w sobie siłę by zwlec się z łóżka i zebrać do wyjścia. Jeszcze bledszy niż zwykle (to w ogóle możliwe?), wymknął się z mieszkania i zamknąwszy za sobą drzwi w najcichszy możliwy sposób, zaczerpnął pełnego ulgi wdechu, opuszczając blok. Sekundę później zaczął się krztusić dopiero co nabranym do płuc powietrzem, widząc kto na niego czekał.
Well.... fuck.
Była pod blokiem jeszcze przed zmierzchem. Wcześniej nie chciała się pokazywać, bo nie miała ochoty zwracać na siebie uwagę. Z resztą, noce były lepsze. Odkąd okazało się, że może w nie wychodzić, tylko ma meldować rodzicom, gdzie orientacyjnie się wybiera i obiecać, że będzie pod telefonem. Dopóki nie wracała bardziej poobijana niż gdy wychodziła i nie wracała pijana, to wszystko było ok. Może i trochę się martwili, ale na razie nie prawili jej morałów.
Trochę musiała sobie tam poczekać, ale w końcu, po kilku godzinach usłyszała dźwięk otwierających się drzwi i odruchowo przekręciła głowę by spojrzeć, kto tym razem przez nie przechodzi.
Patrzyła się przez chwilę, na jego zaskoczony wyraz twarzy i próbowała ułożyć w myślach jak najłagodniejszy rodzaj wypowiedzi.
- Już nawet nie zamierzam czepiać się, że ćpasz. To jeszcze JAKOŚ da się przeżyć. - Miała dość spokojny głos, ale mowa ciała podpowiadała, że odprężona to ona wcale nie jest.
- Ale dlaczego do cholery plączesz się po ulicach w stanie mocno zagrażającym życiu twojemu i innych ludzi? - Chciała kontynuować, ale ugryzła się w język.
Nie przyszła tu po to by zjechać go od góry do dołu i się na nim wyżyć. Chciała choć po raz ostatni spróbować jakoś poprawić jego sytuację. Była w stanie znieść wiele, ale tego, że ma jej starania głęboko gdzieś i olewa bezpieczeństwo nie tylko swoje, ale również wszystkich anonimowych ludzi dookoła, nie była w stanie zaakceptować.
Wszystko ma swoje granice.
Trochę musiała sobie tam poczekać, ale w końcu, po kilku godzinach usłyszała dźwięk otwierających się drzwi i odruchowo przekręciła głowę by spojrzeć, kto tym razem przez nie przechodzi.
Patrzyła się przez chwilę, na jego zaskoczony wyraz twarzy i próbowała ułożyć w myślach jak najłagodniejszy rodzaj wypowiedzi.
- Już nawet nie zamierzam czepiać się, że ćpasz. To jeszcze JAKOŚ da się przeżyć. - Miała dość spokojny głos, ale mowa ciała podpowiadała, że odprężona to ona wcale nie jest.
- Ale dlaczego do cholery plączesz się po ulicach w stanie mocno zagrażającym życiu twojemu i innych ludzi? - Chciała kontynuować, ale ugryzła się w język.
Nie przyszła tu po to by zjechać go od góry do dołu i się na nim wyżyć. Chciała choć po raz ostatni spróbować jakoś poprawić jego sytuację. Była w stanie znieść wiele, ale tego, że ma jej starania głęboko gdzieś i olewa bezpieczeństwo nie tylko swoje, ale również wszystkich anonimowych ludzi dookoła, nie była w stanie zaakceptować.
Wszystko ma swoje granice.
Tego się obawiał i tego ostatniego mu było trzeba - kolejnych wyrzutów. Normalnie by pewnie spróbował nawiać, czy olać to, ewentualnie się starać wytłumaczyć, ale tym razem już nie chciał... Zwyczajnie nie miał na to siły. Zgaszony już jej pierwszymi słowami, oparł się o drzwi na klatkę i spuścił głowę, wbijając puste spojrzenie w schody. Nigdzie na tym świecie nie było dla niego miejsca i jakkolwiek żałośnie by takie przeświadczenie nie brzmiało, miało w sobie dosyć mocy by odebrać resztki godności w postaci całkowicie niemęskich i godnych najgorszego potępienia łez.
Nie płakał, gdy oberwał żyletką po udzie.
Nie płakał, gdy rozstawał się z jedynym bratem, zmuszony wyjechać z Ojczyzny.
Ale w tej chwili już nawet nie starał się udawać twardziela. I chociaż to było ledwie kilka kropel, były one niewątpliwym dowodem na to jak bardzo nie radził sobie z własnym życiem.
Nie płakał, gdy oberwał żyletką po udzie.
Nie płakał, gdy rozstawał się z jedynym bratem, zmuszony wyjechać z Ojczyzny.
Ale w tej chwili już nawet nie starał się udawać twardziela. I chociaż to było ledwie kilka kropel, były one niewątpliwym dowodem na to jak bardzo nie radził sobie z własnym życiem.
Nie tylko on tutaj był tutaj wyczerpany całą tą sytuacją. Już kiedy tutaj szła, domyślała się, że będzie w kiepskim nastroju. Właściwie, zadawała się z nim tylko ze względu na tę jego część, której mogła mieć po tym wszystkim wyrzuty sumienia i którą Natalie naprawdę lubiła. Tylko ze względu na nią podniosła z domu tyłek i doczłapała się pod ten blok, by czatować na chłopaka i chcieć z nim pogadać. Jej cierpliwość była już mocno na wyczerpaniu, ale jednak jej resztka zmusiła ją do tego wysiłku.
Przez cały dzień zastanawiała się, co ma myśleć o tamtym zajściu i co w związku z nim zrobić. Było wiele czynników mogących wpłynąć na jej osąd, więc w którymś momencie stwierdziła, że nawet na myślenie o tym jest zbyt zmęczona i po prostu się tutaj przywlecze żeby z nim pogadać, a później postawić sprawę jasno.
Wzięła jeden głęboki oddech i bardzo powoli wypuściła powietrze, a po chwili podniosła się z miejsca i przespacerowawszy się po ławce, zeskoczyła z jej końca, a później do niego podeszła. Zatrzymała się jakiś metr koło niego i wpatrywała się w niego przez kilka sekund. Już nawet nie musiał teraz wyglądać jak zbity pies by zauważyła, jakim wrakiem człowieka się stał.
- I co ja mam z tobą zrobić, co? - rzuciła, a później pokręciła ze zrezygnowaniem głową i usiadła pod ścianą.
- Serio, robię co mogę, ale już sama nie wiem, jak mam ci pomóc. - W jej głosie słychać było rozgoryczenie.
Nie krzyczała. Wiedziała, że to i tak nic nie da. Tylko pogorszyłaby sprawę i już do reszty go dobiła, a na to nie miała ochoty. To byłoby gorsze, niż kopać leżącego.
Przez cały dzień zastanawiała się, co ma myśleć o tamtym zajściu i co w związku z nim zrobić. Było wiele czynników mogących wpłynąć na jej osąd, więc w którymś momencie stwierdziła, że nawet na myślenie o tym jest zbyt zmęczona i po prostu się tutaj przywlecze żeby z nim pogadać, a później postawić sprawę jasno.
Wzięła jeden głęboki oddech i bardzo powoli wypuściła powietrze, a po chwili podniosła się z miejsca i przespacerowawszy się po ławce, zeskoczyła z jej końca, a później do niego podeszła. Zatrzymała się jakiś metr koło niego i wpatrywała się w niego przez kilka sekund. Już nawet nie musiał teraz wyglądać jak zbity pies by zauważyła, jakim wrakiem człowieka się stał.
- I co ja mam z tobą zrobić, co? - rzuciła, a później pokręciła ze zrezygnowaniem głową i usiadła pod ścianą.
- Serio, robię co mogę, ale już sama nie wiem, jak mam ci pomóc. - W jej głosie słychać było rozgoryczenie.
Nie krzyczała. Wiedziała, że to i tak nic nie da. Tylko pogorszyłaby sprawę i już do reszty go dobiła, a na to nie miała ochoty. To byłoby gorsze, niż kopać leżącego.
Chyba od zawsze powtarzano mu, że jest najgorszego sortu i nie zdziwił się wcale, kiedy nawet po przeprowadzce nie znalazł się nikt kogo jego los by naprawdę obchodził. Dało się z tym jakoś istnieć, wynajdując coraz to nowsze sposoby na zapomnienie. Nie prowadziło to do niczego, ale chwilowe rozwiązanie wystarczyło, kiedy żyło się dla samego siebie, z dnia na dzień, skupiając na chwili obecnej. Tak było najprościej. Czemu ktokolwiek, widząc te jednostkę bez przyszłości, miałby zechcieć się zaangażować? I czego mógł się spodziewać?
To było jasne, że w kilka tygodni nie można naprawić całego życia. Nie wiedząc z kim i czym ma się do czynienia, starając się samą determinacją pomóc komuś bez nadziei, można tylko jeszcze bardziej go skrzywdzić. Darkówna miała dobre chęci, ale to było oczywiste, że kiedyś się one wyczerpią. Szkoda tylko, że po drodze zdążyła oswoić tego 'lisa' i teraz, gdy czuła, że powoli zaczyna nie być w stanie się nim więcej opiekować, on już nie potrafił radzić sobie bez niej.
Starał się jak tylko mógł by do nikogo się nie przywiązywać. Nie chciał uwierzyć, gdy mu pomogła, a potem jak najszybciej postarał się by być z nią kwita. Ona robiła dla niego coraz więcej, a on coraz bardziej starał się od tego uciec. Nie widywać jej, nie obarczać sobą bardziej niż to konieczne, bezpiecznie trzymać na dystans. Czy specjalnie wbiła mu się do serca i zabarykadowała tam, aż wreszcie nie uległ? A może potknęła się, a on akurat stał na jej drodze? Ile razy by jej nie spotykał, zawsze czuł, że nie zasługuje na tak wiele. A kiedy zaczynał się przekonywać, zawsze, ale to za każdym razem coś szło nie tak. I znowu nie umiał spojrzeć w te jej śliczne oczy, kolejny raz uciekał w zapomnienie, aż ona i tak trafiała na niego, jakby prowadzona niewidzialną nicią przeznaczenia. Szkoda, że ostatnim razem musiała znaleźć go właśnie w takim stanie... Żałował, bo wiedział, że to była tylko jego wina. Wszyscy to wiedzieli - cały wszechświat. Ona też... więc ni. A skoro wszystko było pozbawione znaczenia, to co pozostało, jeśli nie ucieczka w niepamięć? Kto wie? Może tym razem to byłby ostatni, złoty strzał?
"I co ja mam z tobą zrobić, co?"
Jakby słyszał matkę. Ojca. Kuratorkę... Jakby słyszał każdego kogo kiedykolwiek spotkał w życiu.
- Już nic nie rób... - odbił się od drzwi i podszedł do barierki schodów, opierając się o nią jedną ręką, drugą niedbale ocierając twarz. Cały się telepał, ale niemożliwym było stwierdzić czy to kolejny objaw głodu narkotykowego, czy tylko zwykłe nerwy. Nie puszczając poręczy, kulejąc zszedł na dół.
- Daj sobie ze mną spokój, dziewczyno. - warknął nie odwracając się w jej stronę i zaczął przeszukiwać kieszenie, drżącymi łapami wyciągając papierosa z zapalniczką. Próbował go podpalić i choć za nic w świecie nie mógł trafić maleńkim płomykiem w jego końcówkę, nie zaprzestawał kolejnych prób.
To było jasne, że w kilka tygodni nie można naprawić całego życia. Nie wiedząc z kim i czym ma się do czynienia, starając się samą determinacją pomóc komuś bez nadziei, można tylko jeszcze bardziej go skrzywdzić. Darkówna miała dobre chęci, ale to było oczywiste, że kiedyś się one wyczerpią. Szkoda tylko, że po drodze zdążyła oswoić tego 'lisa' i teraz, gdy czuła, że powoli zaczyna nie być w stanie się nim więcej opiekować, on już nie potrafił radzić sobie bez niej.
Starał się jak tylko mógł by do nikogo się nie przywiązywać. Nie chciał uwierzyć, gdy mu pomogła, a potem jak najszybciej postarał się by być z nią kwita. Ona robiła dla niego coraz więcej, a on coraz bardziej starał się od tego uciec. Nie widywać jej, nie obarczać sobą bardziej niż to konieczne, bezpiecznie trzymać na dystans. Czy specjalnie wbiła mu się do serca i zabarykadowała tam, aż wreszcie nie uległ? A może potknęła się, a on akurat stał na jej drodze? Ile razy by jej nie spotykał, zawsze czuł, że nie zasługuje na tak wiele. A kiedy zaczynał się przekonywać, zawsze, ale to za każdym razem coś szło nie tak. I znowu nie umiał spojrzeć w te jej śliczne oczy, kolejny raz uciekał w zapomnienie, aż ona i tak trafiała na niego, jakby prowadzona niewidzialną nicią przeznaczenia. Szkoda, że ostatnim razem musiała znaleźć go właśnie w takim stanie... Żałował, bo wiedział, że to była tylko jego wina. Wszyscy to wiedzieli - cały wszechświat. Ona też... więc ni. A skoro wszystko było pozbawione znaczenia, to co pozostało, jeśli nie ucieczka w niepamięć? Kto wie? Może tym razem to byłby ostatni, złoty strzał?
"I co ja mam z tobą zrobić, co?"
Jakby słyszał matkę. Ojca. Kuratorkę... Jakby słyszał każdego kogo kiedykolwiek spotkał w życiu.
- Już nic nie rób... - odbił się od drzwi i podszedł do barierki schodów, opierając się o nią jedną ręką, drugą niedbale ocierając twarz. Cały się telepał, ale niemożliwym było stwierdzić czy to kolejny objaw głodu narkotykowego, czy tylko zwykłe nerwy. Nie puszczając poręczy, kulejąc zszedł na dół.
- Daj sobie ze mną spokój, dziewczyno. - warknął nie odwracając się w jej stronę i zaczął przeszukiwać kieszenie, drżącymi łapami wyciągając papierosa z zapalniczką. Próbował go podpalić i choć za nic w świecie nie mógł trafić maleńkim płomykiem w jego końcówkę, nie zaprzestawał kolejnych prób.
Właściwie, mogła się takiej odpowiedzi spodziewać. nie ona pierwsza tak gadała, więc pewnie zdążył już się nasłuchać i nikt jak dotąd nie znalazł na tego typu pytania żadnej sensownej odpowiedzi.
Z nim naprawdę musi się wszystko chrzanić?
- Czekaj - wymamrotała chwytając go odruchowo za nogawkę. Miał to być jedynie gest, bo fizycznie nijak go to nie mogło zatrzymać.
No tak. Życie nie jest takie piękne, a dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
Podniosła się ze schodów i jeśli wcześniej się nie zatrzymał, dogoniła go i stanęła przed nim, wyciągając do niego rękę.
- Daj telefon. - Miała nadzieję, że chociaż teraz ustąpi, bo szczerze nie miała ochoty z nim dyskutować.
Jeśli nie posłuchał od razu, to powtórzyła prośbę, ale tym razem bardziej stanowczo.
Nie miała teraz siły go zatrzymywać, ani nie miała pojęcia, co właściwie chciałaby mu powiedzieć. Przyszła tu z pustką w głowie, a siedzenie z nim w takim stanie niestety nie pomogło jej pozbierać myśli. Do tego chciał odejść, a ona nie wiedziała jak i po co ma go zatrzymywać.
Przynajmniej w tej chwili.
Z nim naprawdę musi się wszystko chrzanić?
- Czekaj - wymamrotała chwytając go odruchowo za nogawkę. Miał to być jedynie gest, bo fizycznie nijak go to nie mogło zatrzymać.
No tak. Życie nie jest takie piękne, a dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
Podniosła się ze schodów i jeśli wcześniej się nie zatrzymał, dogoniła go i stanęła przed nim, wyciągając do niego rękę.
- Daj telefon. - Miała nadzieję, że chociaż teraz ustąpi, bo szczerze nie miała ochoty z nim dyskutować.
Jeśli nie posłuchał od razu, to powtórzyła prośbę, ale tym razem bardziej stanowczo.
Nie miała teraz siły go zatrzymywać, ani nie miała pojęcia, co właściwie chciałaby mu powiedzieć. Przyszła tu z pustką w głowie, a siedzenie z nim w takim stanie niestety nie pomogło jej pozbierać myśli. Do tego chciał odejść, a ona nie wiedziała jak i po co ma go zatrzymywać.
Przynajmniej w tej chwili.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach