▲▼
Planujcie sobie swoje pizze, nie pizze, gadajcie o pierdołach. Fajnie będzie, powiedzieli, dobrze będzie, powiedzieli. Tylko kto przewidział, że w którymś momencie wyjdzie na to, że TYLKO BEZDUSZNIK NIE PODZIELIŁBY SIĘ POSIŁKIEM Z TYM ZABIEDZONYM DZIECKIEM, NO PATRZCIE TYLKO NA NIE.
Znaczy, z psem. Chodziło o psa. Chudego kundla, który biegał ludziom przy nogach tylko po to, by ci skutecznie go zaraz przepędzali. Zresztą, nawet kelnerzyna próbował wykopać go z lokalu, ale ten mały był tak uparty, że się po prostu nie dało. Ani złapać ani nic. Wszyscy w lokalu darli się jak ostatni szaleńcy, kelner biegał, łeło, a mały rudzielec jakby nigdy nic schował się pod stolikiem, przy którym siedziała nasza grupka bohaterów, i pacnął łapką nogę Yunlei, unosząc na nią błagalne spojrzenie spod stolika. "Plz, nie wydaj mnie, plz, dokarmiaj mnie, plz."
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Plaża jak plaża – woda, piasek, a ludzi... W zależności od pogody. Gdy jest chłodniej – prawie nikogo nie ma. A gdy słoneczko przygrzeje – praktycznie nie ma gdzie usiąść. Znajduje się tu parę budek z lodami, watą cukrową, goframi i innymi fast foodami oraz jedna większa restauracja dla zgłodniałych plażowiczów.
-----------------------------------
Bells postanowiła skorzystać z pięknej pogody i przestać grzać swoje zacne dupsko w łóżku, oglądając film za filmem. Na szczęście temperatura nie przekraczała dwudziestu dwóch stopni, mimo miesiąca, który obecnie panował, dlatego też uznała ten dzień za idealny na jogging. Wykopała z głębi szafy jakieś odpowiednie do tego ciuszki i tak oto zakończyła kilkudniowy letarg. Ewoluowała z kreta w sarenkę, która za swój cel obrała zachód Vancouver.
Minęła już po drodze przeróżne parki, mniejsze bądź większe skupiska drzew nazywane potocznie lasami, aż w końcu znalazła się przy wejściu na główną plażę. Białowłosa stwierdziła, że będzie to idealne miejsce, aby chwilę odpocząć i nabrać sił na drogę powrotną. Zdjęła swoje najacze flyknity, skarpetki i weszła na praktycznie opustoszałą plażę. Doskonale wiedziała, że przy tej pogodzie, nie będzie to miejsce zbyt zaludnione. I proszę, nie myliła się! Choć temperatura nie była niska, to przez wiatr i chmury ludzie woleli schować się w swych domach, w obawie przed deszczem. Jeśli nagle miałoby się rozpadać – nawet lepiej, krople wody skutecznie ochłodziłyby rozgrzane ciało Bells.
Doskonale, pomyślała, kierując się ku wodzie, chcąc zamoczyć obolałe stopy. Zmęczenie dawało się we znaki. Od dłuższego czasu nie biegała i oto efekty. Z chęcią cała zamoczyłaby się w morzu, jednak nie wzięła ze sobą bikini, a wolała nie pokazywać się ludziom w stroju Ewy. Przeszła się kawałek, mocząc nogi do połowy łydek, aż w końcu usiadła na piasku, założyła słuchawki na uszy i zaczęła wpatrywać się w horyzont. Wciąż musiała się pilnować, byleby tylko nie zacząć nucić. Nie chciała, żeby ludzie dookoła niej zaczęli uciekać od tego zawodzenia.
Plaża jak plaża – woda, piasek, a ludzi... W zależności od pogody. Gdy jest chłodniej – prawie nikogo nie ma. A gdy słoneczko przygrzeje – praktycznie nie ma gdzie usiąść. Znajduje się tu parę budek z lodami, watą cukrową, goframi i innymi fast foodami oraz jedna większa restauracja dla zgłodniałych plażowiczów.
-----------------------------------
Bells postanowiła skorzystać z pięknej pogody i przestać grzać swoje zacne dupsko w łóżku, oglądając film za filmem. Na szczęście temperatura nie przekraczała dwudziestu dwóch stopni, mimo miesiąca, który obecnie panował, dlatego też uznała ten dzień za idealny na jogging. Wykopała z głębi szafy jakieś odpowiednie do tego ciuszki i tak oto zakończyła kilkudniowy letarg. Ewoluowała z kreta w sarenkę, która za swój cel obrała zachód Vancouver.
Minęła już po drodze przeróżne parki, mniejsze bądź większe skupiska drzew nazywane potocznie lasami, aż w końcu znalazła się przy wejściu na główną plażę. Białowłosa stwierdziła, że będzie to idealne miejsce, aby chwilę odpocząć i nabrać sił na drogę powrotną. Zdjęła swoje najacze flyknity, skarpetki i weszła na praktycznie opustoszałą plażę. Doskonale wiedziała, że przy tej pogodzie, nie będzie to miejsce zbyt zaludnione. I proszę, nie myliła się! Choć temperatura nie była niska, to przez wiatr i chmury ludzie woleli schować się w swych domach, w obawie przed deszczem. Jeśli nagle miałoby się rozpadać – nawet lepiej, krople wody skutecznie ochłodziłyby rozgrzane ciało Bells.
Doskonale, pomyślała, kierując się ku wodzie, chcąc zamoczyć obolałe stopy. Zmęczenie dawało się we znaki. Od dłuższego czasu nie biegała i oto efekty. Z chęcią cała zamoczyłaby się w morzu, jednak nie wzięła ze sobą bikini, a wolała nie pokazywać się ludziom w stroju Ewy. Przeszła się kawałek, mocząc nogi do połowy łydek, aż w końcu usiadła na piasku, założyła słuchawki na uszy i zaczęła wpatrywać się w horyzont. Wciąż musiała się pilnować, byleby tylko nie zacząć nucić. Nie chciała, żeby ludzie dookoła niej zaczęli uciekać od tego zawodzenia.
Koss człapał nieśpiesznie w stronę plaży, ponieważ każdy gwałtowniejszy ruch wywoływał kolejną falę bólu, która zalewała go nie gorzej, niż te wysyłane przez ocean. W końcu jednak udało mu się osiągnąć stan, kiedy potrafił poruszać się normalnie i nie wyglądać jak paralityk, którego przez przypadek ktoś wrzucił do wody. Aż się wyprostował, taki dumny z tego był.
Pojawienie się znajomej twarzy skwitował uśmiechem. Przyjrzał się melonom, oczywiście tym trzymanym w dłoniach, ponieważ jesteśmy w kulturalnym towarzystwie i nikt tutaj nie zniżyłby się do takiego poziomu. No może trochę mu wzrok zjechał, ale to przez zupełny przypadek.
- Cześć Charlotte. Nie dzięki, może innym razem skuszę się na melona - odpowiedział, mając oczywiście na myśli tylko i wyłącznie owoc i nic innego.
- Chodźcie, znam dobrą pizzerię przy plaży - zaproponował, susząc ręcznikiem swoje ciało. Potem jeszcze założył wcześniej porzucone koszulę i okulary, a następnie skierował się w stronę promenady.
Na szczęście stylizowana na włoską restauracja o niezwykle oryginalnej nazwie "Pizzerina!" była całkiem niedaleko i już po kilku minutach znaleźli się przy niej. Gruby, wąsaty Włoch szczerzył do nich ryja z logo, a drewniane ławy i stoły zapraszały do siedzenia, oferując takie dogodności jak menu, sól, pieprz i serwetki.
- To ja poproszę z ananasem - powiedział po tym, jak już zajął swoje miejsce, posyłając przy tym jadowity uśmiech w stronę Raven.
On nawet nie był jakimś szczególnym fanem pizzy z ananasem. Chodziło o zasady.
Pojawienie się znajomej twarzy skwitował uśmiechem. Przyjrzał się melonom, oczywiście tym trzymanym w dłoniach, ponieważ jesteśmy w kulturalnym towarzystwie i nikt tutaj nie zniżyłby się do takiego poziomu. No może trochę mu wzrok zjechał, ale to przez zupełny przypadek.
- Cześć Charlotte. Nie dzięki, może innym razem skuszę się na melona - odpowiedział, mając oczywiście na myśli tylko i wyłącznie owoc i nic innego.
- Chodźcie, znam dobrą pizzerię przy plaży - zaproponował, susząc ręcznikiem swoje ciało. Potem jeszcze założył wcześniej porzucone koszulę i okulary, a następnie skierował się w stronę promenady.
Na szczęście stylizowana na włoską restauracja o niezwykle oryginalnej nazwie "Pizzerina!" była całkiem niedaleko i już po kilku minutach znaleźli się przy niej. Gruby, wąsaty Włoch szczerzył do nich ryja z logo, a drewniane ławy i stoły zapraszały do siedzenia, oferując takie dogodności jak menu, sól, pieprz i serwetki.
- To ja poproszę z ananasem - powiedział po tym, jak już zajął swoje miejsce, posyłając przy tym jadowity uśmiech w stronę Raven.
On nawet nie był jakimś szczególnym fanem pizzy z ananasem. Chodziło o zasady.
Słysząc, że dzisiejszego dnia to dziewczyna stawia, wyrzuciła ręce w powietrze z głośnym "Woohoo darmowa pizza!". Bo przecież w takich momentach kompletnie nie chodziło o to czy było ją tak czy siak na coś stać, czy też nie. Darmowe i w prezencie było zawsze fajniejsze niż kupione za własne. Charlotte kompletnie się nie przejęła, że nikt inny nie był zbytnio zainteresowany melonem. Usiadła sobie na leżaku i zaczęła go wcinać pokrojone kawałki z pomocą drewnianego patyczka. Nie musiała długo czekać, by Yunlei do niej dołączyła.
— Już, sekunda.
— O nie, nawet nie zdążyłam się wykąpać!
— Chodź, jeszcze tu wrócimy — uśmiechnęła się do przyjaciółki i zgarnęła wszystkie rzeczy, zarzucając coś na strój kąpielowy. Większość restauracji przy plaży nie miała nic przeciwko swobodniejszemu ubiorowi, ale i tak wolała zachowywać jakiekolwiek pozory. Ruszyła za Kossem podjadając Charlotte melona i zagadując Raven o byle głupoty.
— Masz rodzeństwo? Czym się interesujesz? Lubisz jakiś szczególny typ muzyki?
Mała gaduła. Gdy tylko zasiedli i zaczęli składać zamówienia, momentalnie rzuciła:
— Ja pozostaję przy pepperoni.
— Ja też!
Po czym obie zwróciły się w stronę Castlecrow, jakby zaciekawione jej wyborem.
— Już, sekunda.
— O nie, nawet nie zdążyłam się wykąpać!
— Chodź, jeszcze tu wrócimy — uśmiechnęła się do przyjaciółki i zgarnęła wszystkie rzeczy, zarzucając coś na strój kąpielowy. Większość restauracji przy plaży nie miała nic przeciwko swobodniejszemu ubiorowi, ale i tak wolała zachowywać jakiekolwiek pozory. Ruszyła za Kossem podjadając Charlotte melona i zagadując Raven o byle głupoty.
— Masz rodzeństwo? Czym się interesujesz? Lubisz jakiś szczególny typ muzyki?
Mała gaduła. Gdy tylko zasiedli i zaczęli składać zamówienia, momentalnie rzuciła:
— Ja pozostaję przy pepperoni.
— Ja też!
Po czym obie zwróciły się w stronę Castlecrow, jakby zaciekawione jej wyborem.
INGERENCJA MG, N Y A :3333
Planujcie sobie swoje pizze, nie pizze, gadajcie o pierdołach. Fajnie będzie, powiedzieli, dobrze będzie, powiedzieli. Tylko kto przewidział, że w którymś momencie wyjdzie na to, że TYLKO BEZDUSZNIK NIE PODZIELIŁBY SIĘ POSIŁKIEM Z TYM ZABIEDZONYM DZIECKIEM, NO PATRZCIE TYLKO NA NIE.
Znaczy, z psem. Chodziło o psa. Chudego kundla, który biegał ludziom przy nogach tylko po to, by ci skutecznie go zaraz przepędzali. Zresztą, nawet kelnerzyna próbował wykopać go z lokalu, ale ten mały był tak uparty, że się po prostu nie dało. Ani złapać ani nic. Wszyscy w lokalu darli się jak ostatni szaleńcy, kelner biegał, łeło, a mały rudzielec jakby nigdy nic schował się pod stolikiem, przy którym siedziała nasza grupka bohaterów, i pacnął łapką nogę Yunlei, unosząc na nią błagalne spojrzenie spod stolika. "Plz, nie wydaj mnie, plz, dokarmiaj mnie, plz."
Przyprowadzając się do porządku, dziewczyna ruszyła wraz z całą ekipą w mającą zaowocować pysznościami eskapadę. Szkoda tylko, że całe to przedsięwzięcie musiało zostać pokryte z jej brokatowo-jednorożcowo-zajebisto portfela. Podróż minęła im bardzo przyjemnie i jak szybko na horyzoncie wymalował się wąsacz z loga, tak szybko zajęli jeden z ładniejszych stolików w pizzerii. Przynajmniej tyle z tego dobrego, że nie trafili w godziny szczytu. No i będą mieli pizze, jej.
Słysząc o ananasie Raven posłała chłopakowi gromiące spojrzenie, które zaraz zostało złagodzone przez delikatny uśmieszek. Stolikowy koncert życzeń został zwieńczony pojawieniem się przystojnego kelnera, w którego białych ząbkach można było zobaczyć swoje odbicie.
- A co mi tam! Raz hawajska, raz farmerska bez cebuli i podwójnym mięsem, dwa razy pepperoni i do tego duuuży dzbanek coli, koniecznie chłodnej. No i sosy, każdy rodzaj. - No i twój numer z łaski swej przemknęło przez jej myśli, kiedy brunet spisywał zamówienie. Ktoś tu będzie musiał sam wpierdolić całą pizzę z ananaskiem, bo inaczej blondynka potraktowałaby to jako obrazę w jej stronę.
- No to Yun, co do wcześniejszych pytań - tak, mam dwóch braci, takie trochę ameby, ale w sumie to musi być ktoś moim przeciwieństwem. A co do hobby to... jeżdżę konno odkąd pamiętam. No i takie tam. - swój króciutki monolog przerwała, aby napić się dostarczonej coli. - A teraz wy opowiedzcie mi coś o sobie. Żeby nie było, że stawiam obcym żarcie. - chociaż tak było. Nagła zawierucha przerwała ich rozmowę, a wszystkie głowy zwróciły się w stronę pieska, który usilnie nie dawał za wygraną z wyrzuceniem go z pizzerii. Na chwilę zniknął z ich pola widzenia, aby zaraz pojawić się pod stołem.
- Yunlei, patrz jaki słodziak. - rzuciła cicho, aby obrońcy pizzowego pola nie zorientowali się o położeniu ich ofiary.
Słysząc o ananasie Raven posłała chłopakowi gromiące spojrzenie, które zaraz zostało złagodzone przez delikatny uśmieszek. Stolikowy koncert życzeń został zwieńczony pojawieniem się przystojnego kelnera, w którego białych ząbkach można było zobaczyć swoje odbicie.
- A co mi tam! Raz hawajska, raz farmerska bez cebuli i podwójnym mięsem, dwa razy pepperoni i do tego duuuży dzbanek coli, koniecznie chłodnej. No i sosy, każdy rodzaj. - No i twój numer z łaski swej przemknęło przez jej myśli, kiedy brunet spisywał zamówienie. Ktoś tu będzie musiał sam wpierdolić całą pizzę z ananaskiem, bo inaczej blondynka potraktowałaby to jako obrazę w jej stronę.
- No to Yun, co do wcześniejszych pytań - tak, mam dwóch braci, takie trochę ameby, ale w sumie to musi być ktoś moim przeciwieństwem. A co do hobby to... jeżdżę konno odkąd pamiętam. No i takie tam. - swój króciutki monolog przerwała, aby napić się dostarczonej coli. - A teraz wy opowiedzcie mi coś o sobie. Żeby nie było, że stawiam obcym żarcie. - chociaż tak było. Nagła zawierucha przerwała ich rozmowę, a wszystkie głowy zwróciły się w stronę pieska, który usilnie nie dawał za wygraną z wyrzuceniem go z pizzerii. Na chwilę zniknął z ich pola widzenia, aby zaraz pojawić się pod stołem.
- Yunlei, patrz jaki słodziak. - rzuciła cicho, aby obrońcy pizzowego pola nie zorientowali się o położeniu ich ofiary.
Koss rozsiadł się wygodnie, za nic mając sobie gromiące spojrzenia i inne wyrzuty. Ah, wręcz przeciwnie, były one dla niego niczym miód na serce, pławił się w nich niczym sławny aktor w dłoniach swoich zapalonych fanek. Pozwolił sobie nalać coli, kiedy padło pytanie o nich. W sensie o niego. W sensie miał powiedzieć coś o sobie.
- Jestem Koss i lubię furry - wypalił i dopiero pijąc colę uświadomił obie, że pewnie ludzie tutaj niekoniecznie łapią takie poczucie humoru. Trudy życia w społeczeństwie - nie no, żart. Jestem Koss, jestem z Japonii, zawodowo prezenter telewizyjny, a w wolnym czasie doprowadzam swoją siostrę do szału, oglądam filmy i gram w gry. - To ci dopiero pasjonujący opis swojej osobowości.
No trudno, będą musieli żyć z tym co mają. Zresztą, Charlotte i Yunlei już wiedziały o nim co nieco, a Raven najwyżej się dowie albo zapamięta go jako tego dziwnego typka z Japonii, który fapie do animowanych kucyków. Życie czasem bywało przewrotne.
Już miał sięgnąć po swój telefon, kiedy nagle...
- O MÓJ BOŻE, JAKI SŁODZIAK, BUBUBUBU! - wrzasnął praktycznie na całą restaurację. I to tyle, jeśli chodzi o ukrywanie zwierzaka. Rozumiejąc swój błąd, Koss wstał nagle z niezwykle poważną miną, a surowym spojrzeniem zgromił kelnera, który zabawiał się w hycla. - Pan wybaczy, zechce pan może wyjaśnić, dlaczego pani Rastlecrow, z TEJ rodziny Castlecrow, nie może odwiedzić tego miejsca ze swoim pupilem? Być może coś mi się przewidziało, ale chyba próbowali państwo go przepędzić? - spytał z nutką w głosie pod tytułem: "o kurwix, ale macie przejebane".
W międzyczasie jeszcze rzucił szybkie spojrzenie dziewczynom, mając nadzieję, że połapią się w jego małej gierce. Najwyżej będą szybko uciekać razem z czworonogiem.
- Jestem Koss i lubię furry - wypalił i dopiero pijąc colę uświadomił obie, że pewnie ludzie tutaj niekoniecznie łapią takie poczucie humoru. Trudy życia w społeczeństwie - nie no, żart. Jestem Koss, jestem z Japonii, zawodowo prezenter telewizyjny, a w wolnym czasie doprowadzam swoją siostrę do szału, oglądam filmy i gram w gry. - To ci dopiero pasjonujący opis swojej osobowości.
No trudno, będą musieli żyć z tym co mają. Zresztą, Charlotte i Yunlei już wiedziały o nim co nieco, a Raven najwyżej się dowie albo zapamięta go jako tego dziwnego typka z Japonii, który fapie do animowanych kucyków. Życie czasem bywało przewrotne.
Już miał sięgnąć po swój telefon, kiedy nagle...
- O MÓJ BOŻE, JAKI SŁODZIAK, BUBUBUBU! - wrzasnął praktycznie na całą restaurację. I to tyle, jeśli chodzi o ukrywanie zwierzaka. Rozumiejąc swój błąd, Koss wstał nagle z niezwykle poważną miną, a surowym spojrzeniem zgromił kelnera, który zabawiał się w hycla. - Pan wybaczy, zechce pan może wyjaśnić, dlaczego pani Rastlecrow, z TEJ rodziny Castlecrow, nie może odwiedzić tego miejsca ze swoim pupilem? Być może coś mi się przewidziało, ale chyba próbowali państwo go przepędzić? - spytał z nutką w głosie pod tytułem: "o kurwix, ale macie przejebane".
W międzyczasie jeszcze rzucił szybkie spojrzenie dziewczynom, mając nadzieję, że połapią się w jego małej gierce. Najwyżej będą szybko uciekać razem z czworonogiem.
— Mimo wszystko zazdroszczę braci! Sama nie mam rodzeństwa, ale mam jednego przyjaciela który zawsze był dla mnie jak brat — chociaż był to chyba słowo klucz biorąc pod uwagę obecne zachowanie Noah.
— Jazda konna? Ale super! Chciałabym kiedyś spróbować, ale trochę się boję. Konie są... duże — powiedziała nieśmiało, spuszczając nieznacznie głowę z zakłopotaniem. Biorąc pod uwagę wzrost Chen, nic dziwnego że czuła się dość mocno onieśmielona ich postacią.
Czy była na tym świecie jakakolwiek osoba, która wydałaby tak cudownego psa? Zdecydowanie nie była nim Yunlei. Nawet jeśli była urodzoną kociarą, nie znaczyło to że nie lubiła innych futrzaków. Dlatego też czując pacnięcie łapką nie mogła się powstrzymać przed szerokim uśmiechem.
— Cześć śliczny. Też chciałbyś pepperoni?
— Z kim rozmawiasz?
— Z pieskiem... Raven.
— O rany! Proszę trzymaj go z dala ode mnie. Nie jestem zbyt dużą fanką futra na ubraniach — powiedziała Charlotte wyraźnie płaczliwym głosem odsuwając się nieznacznie w tył. Przynajmniej Yun zdążyła podłapać grę Kossa, choć zaraz wstała starając się udawać idealnego mediatora.
— Ach spokojnie, jestem pewien że nie zdawali sobie sprawy z tego kogo właśnie próbowali wyrzucić... prawda? — mimo że jej uśmiech był niezwykle uprzejmy, słodki głos miał w sobie tę samą złowróżbną nutę co Kossa. Choć bez wątpienia u kogoś z jej posturą brzmiało to nieco zabawnie.
— Możemy jeszcze prosić o miskę z wodą dla naszego pieska? — zapytała przechodzącego kelnera, nieustannie się uśmiechając.
— Jazda konna? Ale super! Chciałabym kiedyś spróbować, ale trochę się boję. Konie są... duże — powiedziała nieśmiało, spuszczając nieznacznie głowę z zakłopotaniem. Biorąc pod uwagę wzrost Chen, nic dziwnego że czuła się dość mocno onieśmielona ich postacią.
Czy była na tym świecie jakakolwiek osoba, która wydałaby tak cudownego psa? Zdecydowanie nie była nim Yunlei. Nawet jeśli była urodzoną kociarą, nie znaczyło to że nie lubiła innych futrzaków. Dlatego też czując pacnięcie łapką nie mogła się powstrzymać przed szerokim uśmiechem.
— Cześć śliczny. Też chciałbyś pepperoni?
— Z kim rozmawiasz?
— Z pieskiem... Raven.
— O rany! Proszę trzymaj go z dala ode mnie. Nie jestem zbyt dużą fanką futra na ubraniach — powiedziała Charlotte wyraźnie płaczliwym głosem odsuwając się nieznacznie w tył. Przynajmniej Yun zdążyła podłapać grę Kossa, choć zaraz wstała starając się udawać idealnego mediatora.
— Ach spokojnie, jestem pewien że nie zdawali sobie sprawy z tego kogo właśnie próbowali wyrzucić... prawda? — mimo że jej uśmiech był niezwykle uprzejmy, słodki głos miał w sobie tę samą złowróżbną nutę co Kossa. Choć bez wątpienia u kogoś z jej posturą brzmiało to nieco zabawnie.
— Możemy jeszcze prosić o miskę z wodą dla naszego pieska? — zapytała przechodzącego kelnera, nieustannie się uśmiechając.
Tak szczerze to... darcie ryja Kossa wystraszyło psa. Więc zwiał. XDD A TAK NAPRAWDĘ TO MG NIE MA KOMPA A NIE CHCE WAS BLOKOWAĆ. Piesek kiedyś wróci, ale. No. Kiedyś. XD Za ingerencję dostajecie kupkę futra i pazur, ale obiecuję, że jeszcze się Wam odwdzięczę. Bo no kurde.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach