▲▼
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Plaża jak plaża – woda, piasek, a ludzi... W zależności od pogody. Gdy jest chłodniej – prawie nikogo nie ma. A gdy słoneczko przygrzeje – praktycznie nie ma gdzie usiąść. Znajduje się tu parę budek z lodami, watą cukrową, goframi i innymi fast foodami oraz jedna większa restauracja dla zgłodniałych plażowiczów.
-----------------------------------
Bells postanowiła skorzystać z pięknej pogody i przestać grzać swoje zacne dupsko w łóżku, oglądając film za filmem. Na szczęście temperatura nie przekraczała dwudziestu dwóch stopni, mimo miesiąca, który obecnie panował, dlatego też uznała ten dzień za idealny na jogging. Wykopała z głębi szafy jakieś odpowiednie do tego ciuszki i tak oto zakończyła kilkudniowy letarg. Ewoluowała z kreta w sarenkę, która za swój cel obrała zachód Vancouver.
Minęła już po drodze przeróżne parki, mniejsze bądź większe skupiska drzew nazywane potocznie lasami, aż w końcu znalazła się przy wejściu na główną plażę. Białowłosa stwierdziła, że będzie to idealne miejsce, aby chwilę odpocząć i nabrać sił na drogę powrotną. Zdjęła swoje najacze flyknity, skarpetki i weszła na praktycznie opustoszałą plażę. Doskonale wiedziała, że przy tej pogodzie, nie będzie to miejsce zbyt zaludnione. I proszę, nie myliła się! Choć temperatura nie była niska, to przez wiatr i chmury ludzie woleli schować się w swych domach, w obawie przed deszczem. Jeśli nagle miałoby się rozpadać – nawet lepiej, krople wody skutecznie ochłodziłyby rozgrzane ciało Bells.
Doskonale, pomyślała, kierując się ku wodzie, chcąc zamoczyć obolałe stopy. Zmęczenie dawało się we znaki. Od dłuższego czasu nie biegała i oto efekty. Z chęcią cała zamoczyłaby się w morzu, jednak nie wzięła ze sobą bikini, a wolała nie pokazywać się ludziom w stroju Ewy. Przeszła się kawałek, mocząc nogi do połowy łydek, aż w końcu usiadła na piasku, założyła słuchawki na uszy i zaczęła wpatrywać się w horyzont. Wciąż musiała się pilnować, byleby tylko nie zacząć nucić. Nie chciała, żeby ludzie dookoła niej zaczęli uciekać od tego zawodzenia.
-----------------------------------
Bells postanowiła skorzystać z pięknej pogody i przestać grzać swoje zacne dupsko w łóżku, oglądając film za filmem. Na szczęście temperatura nie przekraczała dwudziestu dwóch stopni, mimo miesiąca, który obecnie panował, dlatego też uznała ten dzień za idealny na jogging. Wykopała z głębi szafy jakieś odpowiednie do tego ciuszki i tak oto zakończyła kilkudniowy letarg. Ewoluowała z kreta w sarenkę, która za swój cel obrała zachód Vancouver.
Minęła już po drodze przeróżne parki, mniejsze bądź większe skupiska drzew nazywane potocznie lasami, aż w końcu znalazła się przy wejściu na główną plażę. Białowłosa stwierdziła, że będzie to idealne miejsce, aby chwilę odpocząć i nabrać sił na drogę powrotną. Zdjęła swoje najacze flyknity, skarpetki i weszła na praktycznie opustoszałą plażę. Doskonale wiedziała, że przy tej pogodzie, nie będzie to miejsce zbyt zaludnione. I proszę, nie myliła się! Choć temperatura nie była niska, to przez wiatr i chmury ludzie woleli schować się w swych domach, w obawie przed deszczem. Jeśli nagle miałoby się rozpadać – nawet lepiej, krople wody skutecznie ochłodziłyby rozgrzane ciało Bells.
Doskonale, pomyślała, kierując się ku wodzie, chcąc zamoczyć obolałe stopy. Zmęczenie dawało się we znaki. Od dłuższego czasu nie biegała i oto efekty. Z chęcią cała zamoczyłaby się w morzu, jednak nie wzięła ze sobą bikini, a wolała nie pokazywać się ludziom w stroju Ewy. Przeszła się kawałek, mocząc nogi do połowy łydek, aż w końcu usiadła na piasku, założyła słuchawki na uszy i zaczęła wpatrywać się w horyzont. Wciąż musiała się pilnować, byleby tylko nie zacząć nucić. Nie chciała, żeby ludzie dookoła niej zaczęli uciekać od tego zawodzenia.
Paradoksem jest to, że gdy trwa rok szkolny pragniemy wakacji, a gdy te wreszcie nadejdą nie wiemy co zrobić z nadmiarem wolnego czasu. Zasadniczo... Lubiłem szkołę. Może nie tyle pod względem nauki bo do tej nigdy się specjalnie nie garnąłem, ale właśnie szerokiego grona znajomych i wielu możliwości spędzenia każdego, kolejnego popołudnia. Po prostu zawsze było co robić, zawsze było z kim. A teraz? Duża część rówieśników wyjechała na wakacje poza granicę Vancouver, telefon podejrzanie milczał, a mnie zaczynało się cholernie nudzić. Nie byłem typem człowieka, którego w takich chwilach zadowoli sen bądź gnicie na kanapie przed ekranem telewizora dlatego też ubrałem się w sportowe, czarne szorty, granatowy tank top i czarno białe air maxy i wyszedłem z domu by ten czas spędzić jak zawsze - aktywnie, na świeżym powietrzu. Dzisiejszy dzień nie był może jakoś ekstremalnie ciepły pomimo tego, że przecież mamy lato, ale pokonując ulice żwawym truchtem temperaturę powietrza odczuwało się jakoś inaczej. Kilka przecznic dalej odbiłem na zachód zmierzając w stronę plaży gdzie kontynuowałem jogging biegnąc tuż przy samym brzegu morza, po wilgotnym, zbitym w stosunkowo twardą masę piasku. Plaża była wyjątkowo opustoszała... Czyżby wszyscy czekali na trzydziestostopniowe upały? Zasadniczo mogą one tak naprawdę wcale nie nadejść, czy był w tym więc tak naprawdę jakikolwiek sens? Dopiero pokonując kilkadziesiąt kolejnych metrów dostrzegłem na horyzoncie pierwszą, zbłąkaną istotkę. Miałem nie przerywać joggingu, ale znalazłszy się bliżej siedzącej na piasku dziewczyny szybko rozpoznałem w niej swoją rówieśniczkę. Zwolniłem trucht do powolnego marszu, aż wreszcie zatrzymałem się zupełnie by przystanąć w polu jej widzenia i przysłonić widok na otwarte morze. Próba zwrócenia na siebie uwagi i niemal stuprocentowe prawdopodobieństwo tego, że zakończy się ona sukcesem. Sądząc po ubiorze i lekko zarumienionych policzkach - nie przybyła tu w dobie rekreacji, a tak jak ja wybrała się na jogging.
- Zmęczona? - rzuciłem luźno uśmiechając się przewrotnie pod nosem. - Szkoda... Liczyłem, że dotrzymasz mi towarzystwa. - 'i tempa' dodało roześmiane, odrobinę wyzywające spojrzenie. Kto wie? Może uda mi się wymusić na niej jeszcze jeden, krótszy bądź dłuższy dystans? Starczyło ją trochę podburzyć, podkopać autorytet i... czekać na efekty. Łuki brwiowe poszybowały lekko w górę, a wyczekujące spojrzenie ślizgało się po jej jasnej twarzy jak gdyby chciało wkraść się w jej umysł i przejrzeć aktualne myśli.
- Zmęczona? - rzuciłem luźno uśmiechając się przewrotnie pod nosem. - Szkoda... Liczyłem, że dotrzymasz mi towarzystwa. - 'i tempa' dodało roześmiane, odrobinę wyzywające spojrzenie. Kto wie? Może uda mi się wymusić na niej jeszcze jeden, krótszy bądź dłuższy dystans? Starczyło ją trochę podburzyć, podkopać autorytet i... czekać na efekty. Łuki brwiowe poszybowały lekko w górę, a wyczekujące spojrzenie ślizgało się po jej jasnej twarzy jak gdyby chciało wkraść się w jej umysł i przejrzeć aktualne myśli.
Kiedy trzecie podejście wstania z miękkiego piasku zakończyło się niepowodzeniem, Bells kompletnie się poddała, zatracając w relaksującym szumie morza. Nie wiedziała, kiedy w końcu będzie w stanie ruszyć w drogę powrotną, ale domyślała się, że jeszcze „chwilę” tak posiedzi. O ile coś, lub ktoś nie przeszkodzi jej w podziwianiu pieniących się fal i szybujących ponad taflą morza mew.
Wtem białowłosa wzdrygnęła się gwałtownie, gdy przed jej oczyma pojawiła się znajoma sylwetka. Wyrwana z letargu, przez chwilę sądziła, że będzie miała do czynienia z jakimś żulem zataczającym się po plaży. Aż przypomniała sobie sytuacje sprzed wielu lat, kiedy to będąc z mamą nad morzem, były świadkami interwencji straży miejskiej – jakiś pijany mężczyzna rozebrał się do naga i wtoczył niczym dorodny mors wprost do wody. Chwilę postał w niej, a następnie wrócił na brzeg, ale ani myślał się ubrać. Doskonale pamiętała, jak mama zasłaniała jej oczy, byle tylko nie zobaczyła przyrodzenia mężczyzny. Szczerze mówiąc, wiele i tak nie było widać, bo ów miejsce zasłonięte było ogromnym, piwnym brzuszkiem.
Ech, wspomnień czar.
Jednak – uf, jak dobrze – przed nią nie stał żaden wiekowy pijaczek. Spojrzała w górę, wprost w twarz Boyda, znajomego z klasy. Widząc jego poruszające się wargi, szybko wyjęła słuchawki z uszu i schowała je do nerki. Nie chciała, by miały styczność z piaskiem, a chwila nieuwagi i musiałaby je potem czyścić.
Blondyn zaskoczył ją swoją obecnością, raczej nie sądziła, że spotka tu kogokolwiek znajomego.
- Mówiłeś coś? – spytała.
Stwierdziła, że w końcu nastał ten ważny moment, a mianowicie koniec siedzenia. Z bólem serca (i mięśni) w końcu wstała. Nie wiedziała, ile przesiedziała... Chwila, wiedziała, minęły cztery piosenki, więc nieco ponad piętnaście minut – w każdym razie warto było, mimo bólu, wstać i rozprostować kości.
Wskazała palcem na buty znajomego i ogólnie na jego sportowy strój.
- Co, też bieganko? Zrzucamy zimowe sadełko? – rzuciła z uśmiechem. Boyd należał do tego grona osób, które Bella darzyła sympatią, także nawet ucieszyła się na jego widok. Mimo iż początkowo trochę ją wystraszył. – Jeśli masz ochotę na dodatkowe cardio, to możesz mnie zanieść do pokoju, nie obrażę się.
Już widziała oczyma wyobraźni Boyda z nią na plecach, niczym koala uczepiona eukaliptusa. Nie była zbyt ciężka, ale też nie ważyła czterdzieści kilogramów, jak niektóre szkapy – wątpiła więc, że jej znajomemu uda się przebiec choćby kilometr.
Wtem białowłosa wzdrygnęła się gwałtownie, gdy przed jej oczyma pojawiła się znajoma sylwetka. Wyrwana z letargu, przez chwilę sądziła, że będzie miała do czynienia z jakimś żulem zataczającym się po plaży. Aż przypomniała sobie sytuacje sprzed wielu lat, kiedy to będąc z mamą nad morzem, były świadkami interwencji straży miejskiej – jakiś pijany mężczyzna rozebrał się do naga i wtoczył niczym dorodny mors wprost do wody. Chwilę postał w niej, a następnie wrócił na brzeg, ale ani myślał się ubrać. Doskonale pamiętała, jak mama zasłaniała jej oczy, byle tylko nie zobaczyła przyrodzenia mężczyzny. Szczerze mówiąc, wiele i tak nie było widać, bo ów miejsce zasłonięte było ogromnym, piwnym brzuszkiem.
Ech, wspomnień czar.
Jednak – uf, jak dobrze – przed nią nie stał żaden wiekowy pijaczek. Spojrzała w górę, wprost w twarz Boyda, znajomego z klasy. Widząc jego poruszające się wargi, szybko wyjęła słuchawki z uszu i schowała je do nerki. Nie chciała, by miały styczność z piaskiem, a chwila nieuwagi i musiałaby je potem czyścić.
Blondyn zaskoczył ją swoją obecnością, raczej nie sądziła, że spotka tu kogokolwiek znajomego.
- Mówiłeś coś? – spytała.
Stwierdziła, że w końcu nastał ten ważny moment, a mianowicie koniec siedzenia. Z bólem serca (i mięśni) w końcu wstała. Nie wiedziała, ile przesiedziała... Chwila, wiedziała, minęły cztery piosenki, więc nieco ponad piętnaście minut – w każdym razie warto było, mimo bólu, wstać i rozprostować kości.
Wskazała palcem na buty znajomego i ogólnie na jego sportowy strój.
- Co, też bieganko? Zrzucamy zimowe sadełko? – rzuciła z uśmiechem. Boyd należał do tego grona osób, które Bella darzyła sympatią, także nawet ucieszyła się na jego widok. Mimo iż początkowo trochę ją wystraszył. – Jeśli masz ochotę na dodatkowe cardio, to możesz mnie zanieść do pokoju, nie obrażę się.
Już widziała oczyma wyobraźni Boyda z nią na plecach, niczym koala uczepiona eukaliptusa. Nie była zbyt ciężka, ale też nie ważyła czterdzieści kilogramów, jak niektóre szkapy – wątpiła więc, że jej znajomemu uda się przebiec choćby kilometr.
Gdy tylko wyciągnęła z uszu słuchawki obrzucając moją twarz pytającym spojrzeniem pokiwałem z przekonaniem głową na boki.
- To tylko gimnastyka buzi i języka. - zapewniłem z dozą naturalnej dla siebie kąśliwości kończąc tę wypowiedź płytkim, acz ewidentnie rozbawionym półuśmiechem. Poczekałem aż nieszczęśnica pozbiera się z ziemi, a kiedy wreszcie ustała na nogach rzucając przy okazji w moją stronę złośliwym komentarzem wyciągnąłem przed siebie obie dłonie i uniosłem w górę w poddańczym geście.
- Masz mnie... - przyznałem z absolutną powagą.
- W ciągu kilku ostatnich miesięcy straszliwie roztyły mi się palce u stóp. - kontynuowałem opuszczając dłonie i krzyżując je na piersi. Gdy złożyła mi "propozycję nie do odrzucenia' uniosłem nieznacznie łuki brwiowe ku górze i popatrzyłem na nią z teatralną zadumą malującą się na bladej, choć okraszonej delikatnym rumieńcem (efekt wysiłku) twarzy. Tak, naprawdę ją rozważałem, i tak - podjąłem już decyzję.
- Właściwie... Czemu nie? - nie wiem na ile zaskoczy ją ta odpowiedź, ale wiernie przyglądałem się jej twarzy by zaobserwować reakcję. - Damie w opałach nie wypada odmówić. - i choć uśmiech jakim ją właśnie obdarzyłem był w stu procentach naturalny to mimo wszystko coś z nim jednak było nie tak. Może to wina oczu? Jakoś źle mi z nich patrzyło. Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć odwróciłem się do niej plecami i zasugerowałem by wskoczyła mi 'na barana'.
// Wybacz za zwłokę, ale dopiero teraz mam chwilę. D:
- To tylko gimnastyka buzi i języka. - zapewniłem z dozą naturalnej dla siebie kąśliwości kończąc tę wypowiedź płytkim, acz ewidentnie rozbawionym półuśmiechem. Poczekałem aż nieszczęśnica pozbiera się z ziemi, a kiedy wreszcie ustała na nogach rzucając przy okazji w moją stronę złośliwym komentarzem wyciągnąłem przed siebie obie dłonie i uniosłem w górę w poddańczym geście.
- Masz mnie... - przyznałem z absolutną powagą.
- W ciągu kilku ostatnich miesięcy straszliwie roztyły mi się palce u stóp. - kontynuowałem opuszczając dłonie i krzyżując je na piersi. Gdy złożyła mi "propozycję nie do odrzucenia' uniosłem nieznacznie łuki brwiowe ku górze i popatrzyłem na nią z teatralną zadumą malującą się na bladej, choć okraszonej delikatnym rumieńcem (efekt wysiłku) twarzy. Tak, naprawdę ją rozważałem, i tak - podjąłem już decyzję.
- Właściwie... Czemu nie? - nie wiem na ile zaskoczy ją ta odpowiedź, ale wiernie przyglądałem się jej twarzy by zaobserwować reakcję. - Damie w opałach nie wypada odmówić. - i choć uśmiech jakim ją właśnie obdarzyłem był w stu procentach naturalny to mimo wszystko coś z nim jednak było nie tak. Może to wina oczu? Jakoś źle mi z nich patrzyło. Nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć odwróciłem się do niej plecami i zasugerowałem by wskoczyła mi 'na barana'.
// Wybacz za zwłokę, ale dopiero teraz mam chwilę. D:
//prosto z fontanny\\
Słońce leniwie przymierzało się do zniknięcia za horyzontem. Ten ciepły, wakacyjny wieczór zapowiadał się całkiem obiecująco, chociaż ciemne chmury mozolnie nadchodzące ze wschodu, mogły wzbudzić w kimś przebywającym na zewnątrz niepokój. Caine nie przykładał do tego zbytniej uwagi, zresztą nie był zbytnio zainteresowany światem zewnętrznym, gdy mógł skupić się na swojej towarzyszce.
Rozmowa się kleiła, chociaż nie rozmawiali o niczym tak szczególnym, jak dosłownie chwilę temu. Podróż do supermarketu przebiegła całkiem sprawnie, każde wzięło to na co miało ochotę, a Dietz oczywiście zaproponował, że zapłaci. Jaką dostał odpowiedź, tylko Avis wie.
Jakby nie było, chłopak nie miał zamiaru się upijać, bo nie miał mocnej głowy. Zdecydował się na chłodzoną colę. Próbował też nie wpatrywać się zbyt intensywnie z półeczkę z lekami wiszącą nad kasą, w duchu powtarzając sobie, że wcale tego teraz nie potrzebuje. Nic go nie bolało, chociaż potem będzie na pewno.
Z sieciówki nie było daleko do plaży, a i plażowiczów wielu tam nie zastali. Tylko co po niektórzy próbowali łapać ostatnie promyki słońca, inni pouciekali zniechęceni prognozami pogody, a cała reszta przyszła tu na krótki spacer. Wiatr dął, ale nie urywało głów. Niestety, fryzura Dietza sypnęła się błyskawicznie, ledwo złapał prawdopodobnie już wcześniej luzującą się gumkę.
- Muszę znowu je podciąć - rzucił, przeczesując kosmyki krótkim ruchem dłoni. Chodził w warkoczu od rana, więc ich końcówki były pofalowane, napuszone i w ogólnym nieładzie. Artystycznym nieładzie, można powiedzieć. Powietrze nie pomagało.
- Jesteś z Vancouver czy przyjechałaś tu tylko do szkoły? - zagaił rozmowę, żeby tak nie ciążyła nad nimi ta niezręczna cisza. Dobry początek, a nie chciał zaczynać od poważnych spraw, bo dopiero co przyszli. Znaczy.. wcale nie chciał ich napoczynać, a każdy wie jak to wygląda w książkach. Ładna sceneria, dwoje ludzi, życiowe dyskusje...
Słońce leniwie przymierzało się do zniknięcia za horyzontem. Ten ciepły, wakacyjny wieczór zapowiadał się całkiem obiecująco, chociaż ciemne chmury mozolnie nadchodzące ze wschodu, mogły wzbudzić w kimś przebywającym na zewnątrz niepokój. Caine nie przykładał do tego zbytniej uwagi, zresztą nie był zbytnio zainteresowany światem zewnętrznym, gdy mógł skupić się na swojej towarzyszce.
Rozmowa się kleiła, chociaż nie rozmawiali o niczym tak szczególnym, jak dosłownie chwilę temu. Podróż do supermarketu przebiegła całkiem sprawnie, każde wzięło to na co miało ochotę, a Dietz oczywiście zaproponował, że zapłaci. Jaką dostał odpowiedź, tylko Avis wie.
Jakby nie było, chłopak nie miał zamiaru się upijać, bo nie miał mocnej głowy. Zdecydował się na chłodzoną colę. Próbował też nie wpatrywać się zbyt intensywnie z półeczkę z lekami wiszącą nad kasą, w duchu powtarzając sobie, że wcale tego teraz nie potrzebuje. Nic go nie bolało, chociaż potem będzie na pewno.
Z sieciówki nie było daleko do plaży, a i plażowiczów wielu tam nie zastali. Tylko co po niektórzy próbowali łapać ostatnie promyki słońca, inni pouciekali zniechęceni prognozami pogody, a cała reszta przyszła tu na krótki spacer. Wiatr dął, ale nie urywało głów. Niestety, fryzura Dietza sypnęła się błyskawicznie, ledwo złapał prawdopodobnie już wcześniej luzującą się gumkę.
- Muszę znowu je podciąć - rzucił, przeczesując kosmyki krótkim ruchem dłoni. Chodził w warkoczu od rana, więc ich końcówki były pofalowane, napuszone i w ogólnym nieładzie. Artystycznym nieładzie, można powiedzieć. Powietrze nie pomagało.
- Jesteś z Vancouver czy przyjechałaś tu tylko do szkoły? - zagaił rozmowę, żeby tak nie ciążyła nad nimi ta niezręczna cisza. Dobry początek, a nie chciał zaczynać od poważnych spraw, bo dopiero co przyszli. Znaczy.. wcale nie chciał ich napoczynać, a każdy wie jak to wygląda w książkach. Ładna sceneria, dwoje ludzi, życiowe dyskusje...
Avis postanowiła, że pozwoli zapłacić Dietzowi, chociaż za tym nie przepadała. Duma jej nie pozwalała zwykle na to, przyzwyczaiła się, że to ona płaci za siebie a nawet za innych. Gdyby wzięła więcej ze sobą, to by nawet nie pozwoliła Caine'owi na zapłacenia. Ale jako, że chciała zakupić tylko sok oraz jeden batonik zbożowy, to nie miała nic przeciwko. Czuła jednak, że będzie miała sobie to za złe. Nie była z tych kobiet. Nie wyłudzała od kolesi pieniędzy, nie lubiła żyć na ich rachunku. Za to lubiła płacić za innych i kupować im prezenty.
Patrzyła na to jak wiatr rozwiewa włosy Dietza. Uśmiechnęła się sama do siebie, gdyż widok ten bardzo jej się podobał. Lubiła jak wiatr rozwiewał innym włosy. Za to swoich nie lubiła, gdyż zwykle wlatywały jej do ust.
— Musisz? — Spojrzała na niego trochę smutno, przybierając ten przybity wyraz twarzy. Usta wygięły się ku dołowi, a ślepia wyglądały na smutne.
Nie miała zamiaru mu tego zabraniać, po prostu czasami dla niektorych podcięcie oznaczało obcięcie połowy włosów. Cały ten artystyczny nieład przyciągał spojrzenie Avis. Była nim zachwycona i zastanawiała się jakim cudem chłopak może tak dobrze wyglądać w długich włosach. Chyba to po prostu były jakieś predyspozycje.
— Z Vancouver. Co ciekawsze, to jestem w połowie Rosjanką. Ale miłości do alkoholu nie odziedziczyłam po moich rosyjskich przodkach. — Zaśmiała się, wpatrując się w niego — A ty? Z Kanady czy przybyłeś z innej części świata?
Zaczęła się zastanawiać. Nad nimi, nad tym co się działo, nad jej — nie do końca czystymi — myślami. Wodziła wzrokiem po całym jego ciele, wyobrażając sobie różne rzeczy, przy okazji jednak zastanawiając się nad tym jaki temat poruszyć.
— Jest coś, czego nie lubisz w łóżku? — wypaliła, nie czując ani przez chwilę zażenowania, gdyż to był dla niej całkiem naturalny temat.
Była ciekawa seksualności innych osób, a jakoś powątpiewała w to, że Sun jest prawiczkiem. Nie miała oczywiście nic przeciwko temu,to by było całkiem ciekawe doświadczenie, jeśli kiedykolwiek między nimi do czegoś dojdzie.
— Ja jestem dosyć elastyczna pod tym względem, chyba już niemalże nic nie może mnie zrazić. — mruknęła i ujęła jego dłoń — Czymś konkretnym się interesujesz? Oprócz mnie.
Skromność przede wszystkim
Patrzyła na to jak wiatr rozwiewa włosy Dietza. Uśmiechnęła się sama do siebie, gdyż widok ten bardzo jej się podobał. Lubiła jak wiatr rozwiewał innym włosy. Za to swoich nie lubiła, gdyż zwykle wlatywały jej do ust.
— Musisz? — Spojrzała na niego trochę smutno, przybierając ten przybity wyraz twarzy. Usta wygięły się ku dołowi, a ślepia wyglądały na smutne.
Nie miała zamiaru mu tego zabraniać, po prostu czasami dla niektorych podcięcie oznaczało obcięcie połowy włosów. Cały ten artystyczny nieład przyciągał spojrzenie Avis. Była nim zachwycona i zastanawiała się jakim cudem chłopak może tak dobrze wyglądać w długich włosach. Chyba to po prostu były jakieś predyspozycje.
— Z Vancouver. Co ciekawsze, to jestem w połowie Rosjanką. Ale miłości do alkoholu nie odziedziczyłam po moich rosyjskich przodkach. — Zaśmiała się, wpatrując się w niego — A ty? Z Kanady czy przybyłeś z innej części świata?
Zaczęła się zastanawiać. Nad nimi, nad tym co się działo, nad jej — nie do końca czystymi — myślami. Wodziła wzrokiem po całym jego ciele, wyobrażając sobie różne rzeczy, przy okazji jednak zastanawiając się nad tym jaki temat poruszyć.
— Jest coś, czego nie lubisz w łóżku? — wypaliła, nie czując ani przez chwilę zażenowania, gdyż to był dla niej całkiem naturalny temat.
Była ciekawa seksualności innych osób, a jakoś powątpiewała w to, że Sun jest prawiczkiem. Nie miała oczywiście nic przeciwko temu,to by było całkiem ciekawe doświadczenie, jeśli kiedykolwiek między nimi do czegoś dojdzie.
— Ja jestem dosyć elastyczna pod tym względem, chyba już niemalże nic nie może mnie zrazić. — mruknęła i ujęła jego dłoń — Czymś konkretnym się interesujesz? Oprócz mnie.
Skromność przede wszystkim
Zapuścił włosy równo z przefarbowaniem ich na czarno. Wcześniej miał je krótkie i jasne, niemal płowe, co tworzyło ciekawe połączenie z zielonymi oczami. Avis mogła go kojarzyć albo całkiem nie być świadoma tego, że tamten uroczy blondynek z pierwszej klasy oraz ten gburowaty drugo... teraz już trzecioklasista to te same osoby!
- Nie ścinam wiele, głównie o końcówki chodzi. Rozdwajają się od farbowania - wytłumaczył się pokrótce, wzruszając ramionami. Złapał kilka kosmyków między palce i rzucił na nie krótkie, oceniające spojrzenie. Za tydzień przyjdzie czas na eksterminacje.
Dopóki Avis uważała, że Caine wcale nie wygląda jak strach na wróble, burdel na głowie mógł pozostać w tym samym stanie. Chłopak zwykle nie przejmował się swoim wyglądem, ale gustu złego nie miał, dbać o siebie umiał. Nie wstydził się zejść do stołówki w tym, w czym spał jeszcze pół godziny temu, gdzie niektóre kobiety nie wyściubiały nosa zza drzwi akademika, jeśli nie był wypudrowany i wymalowany. Dzisiaj przejął się bardziej, bo tu nie chodziło o opinię nudnych, szarych ludzi, którzy go otaczali, a o zdanie kogoś znacznie bardziej wyjątkowego.
- Kanadyjczyk z każdej strony, chociaż ciekawiej byłoby mieć w rodzinie kogoś z poza kraju, bo nie mam kim się teraz pochwalić - odparł z lekkim śmieszkiem w głosie. Na Rosji się nie znał, więc też nie miał jak zabłysnąć, tyle co kojarzył kilku malarzy czy kompozytorów, więc nie komentował jakoś dobitnie.
Gdy usłyszał jej pytanie, nie tyle co był zszokowany samą jego treścią, a raczej tym, że ono padło. Otworzył szerzej oczy, uniósł lekko brwi, a potem pokręcił głową, śmiejąc się na głos. Nie wiedział czemu to go rozbawiło, ale nie mógł się powstrzymać.
- Wstawać do szkoły, bo mam siedemnaście lat - odparł, czysto sarkastycznie. Owszem, Caine nie miał jeszcze partnerki czy partnera, z którym mógłby zażyć życia ludzi dorosłych, ale nie wstydził się tego. - A moje dziewczyny miały tyle samo albo i mniej. Miałem do nich i do siebie szacunek. Były zbyt głupie, by zdać sobie sprawy z powagi sytuacji. A ja zbyt leniwy, by się na cokolwiek zgodzić i wziąć odpowiedzialność - dodał wzruszając ramionami. Pewnie stać by go było na alimenty, ale złych wspomnień żadna suma nie wymaże. Świadomości, że biedna nastolatka będzie się musiała z dzieckiem bujać, a on zrobił swoje i ma wyjebane. Nie lubi dzieci, więc na pewno miałby.
- Niczym interesującym. Paćkam farbami, gram na pianinie, wydaje pieniądze rodziców na kino, teatr i azjatyckie restauracje. - Całkiem sprawnie się streścił, a potem oddał pałeczkę. - A ty? Poza demoralizowaniem nastolatków? - Odgryzł się, bo było w tym "oprócz mnie" trochę prawdy. Jeszcze do niedawna zapomniał o tym, a teraz na nowo zaczął się nią interesować. Na szczęście, miał jak czerpać ze źródła.
- Nie ścinam wiele, głównie o końcówki chodzi. Rozdwajają się od farbowania - wytłumaczył się pokrótce, wzruszając ramionami. Złapał kilka kosmyków między palce i rzucił na nie krótkie, oceniające spojrzenie. Za tydzień przyjdzie czas na eksterminacje.
Dopóki Avis uważała, że Caine wcale nie wygląda jak strach na wróble, burdel na głowie mógł pozostać w tym samym stanie. Chłopak zwykle nie przejmował się swoim wyglądem, ale gustu złego nie miał, dbać o siebie umiał. Nie wstydził się zejść do stołówki w tym, w czym spał jeszcze pół godziny temu, gdzie niektóre kobiety nie wyściubiały nosa zza drzwi akademika, jeśli nie był wypudrowany i wymalowany. Dzisiaj przejął się bardziej, bo tu nie chodziło o opinię nudnych, szarych ludzi, którzy go otaczali, a o zdanie kogoś znacznie bardziej wyjątkowego.
- Kanadyjczyk z każdej strony, chociaż ciekawiej byłoby mieć w rodzinie kogoś z poza kraju, bo nie mam kim się teraz pochwalić - odparł z lekkim śmieszkiem w głosie. Na Rosji się nie znał, więc też nie miał jak zabłysnąć, tyle co kojarzył kilku malarzy czy kompozytorów, więc nie komentował jakoś dobitnie.
Gdy usłyszał jej pytanie, nie tyle co był zszokowany samą jego treścią, a raczej tym, że ono padło. Otworzył szerzej oczy, uniósł lekko brwi, a potem pokręcił głową, śmiejąc się na głos. Nie wiedział czemu to go rozbawiło, ale nie mógł się powstrzymać.
- Wstawać do szkoły, bo mam siedemnaście lat - odparł, czysto sarkastycznie. Owszem, Caine nie miał jeszcze partnerki czy partnera, z którym mógłby zażyć życia ludzi dorosłych, ale nie wstydził się tego. - A moje dziewczyny miały tyle samo albo i mniej. Miałem do nich i do siebie szacunek. Były zbyt głupie, by zdać sobie sprawy z powagi sytuacji. A ja zbyt leniwy, by się na cokolwiek zgodzić i wziąć odpowiedzialność - dodał wzruszając ramionami. Pewnie stać by go było na alimenty, ale złych wspomnień żadna suma nie wymaże. Świadomości, że biedna nastolatka będzie się musiała z dzieckiem bujać, a on zrobił swoje i ma wyjebane. Nie lubi dzieci, więc na pewno miałby.
- Niczym interesującym. Paćkam farbami, gram na pianinie, wydaje pieniądze rodziców na kino, teatr i azjatyckie restauracje. - Całkiem sprawnie się streścił, a potem oddał pałeczkę. - A ty? Poza demoralizowaniem nastolatków? - Odgryzł się, bo było w tym "oprócz mnie" trochę prawdy. Jeszcze do niedawna zapomniał o tym, a teraz na nowo zaczął się nią interesować. Na szczęście, miał jak czerpać ze źródła.
Mogła go rzeczywiście coś niecoś kojarzyć, lecz szczerze wówczas pierwszoklasiści jej nie interesowali. Jakby teraz ją to obchodziło.
— To dobrze, bo długie włosy ci pasują — pochwaliła go, posyłając mu uroczy uśmiech.
Przyglądała mu się przy okazji, zastanawiając się o czym w tej chwili myśli. Sama zastanawiała się nad tym co z ich tego — i możliwe, że następnych — spotkań wyjdzie.
Avis sama by zeszła w czymkolwiek. Może to przez jej wysokie poczucie własnej wartości, a może przez to, że miała zupełnie wywalone na innych. Niekoniecznie też oceniała wygląd innych, a inteligencję.
— Myślę, że w moim przypadku to bardziej ciekawostka. Nie ja na to miałam wpływ.
Nigdy nie czuła, aby jej pochodzenie bądź inne rzeczy, na które nigdy nie miała wpływu były powodem do dumy. To tak jakby ktoś był dumny z tego, że ma dwie nerki lub płuca. Do podobnego poziomu to sprowadzała. Patrzyła na niego i poczuła się… źle. Nie szczyciła się oczywiście tym, że miałam w życiu kilku partnerów, ale teraz było jej wręcz głupio. Jednak musiało w niej coś być, że na spokojnie mogła umawiać się ze studentami, będąc od nich znacznie młodsza.
— Cóż, przynajmniej tyle, że nie jesteś tym typem człowieka, który nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji — powiedziała, łapiąc go mimowolnie za dłoń.
Zachowuję się jak durna nastolatka.
Słuchała o jego zainteresowaniach. Chętnie by usłyszała jak ten gra na pianinie.
— Zagrasz mi kiedyś, co?
To nie była nawet prośba, a przynajmniej tak nie brzmiała, lecz podchodziło to już pod rozkaz. Taki był urok Avis. Nawet jak o coś prosiła, to brzmiało to tak, jakby nakazywała to komuś zrobić.
— Ja wcalę nie demoralizuję nastolatków. Zwykle wybieram starszych — mówiła pewnie, jakby wzrokiem próbując go sprowadzić do parteru — Właśnie, zwykle. Może nie tym razem —Tymi słowami chciała lekko go zawstydzić — Co do zainteresowań. Tańczę, trochę się babram w psychologii, chcę iść na kryminalistykę czy coś w tym rodzaju. Niektórzy się śmieją, że bym się nadawała na prywatnego detektywa, bo każdego wyśledzę.
Zaśmiała się i ścisnęła mocniej jego dłoń.
— Właściwie to na co liczysz między nami? Bo wątpię, że na samą przyjaźń.
Pocałowała go w policzek i obserwowała jego reakcje. Jaki był jego ruch?
— To dobrze, bo długie włosy ci pasują — pochwaliła go, posyłając mu uroczy uśmiech.
Przyglądała mu się przy okazji, zastanawiając się o czym w tej chwili myśli. Sama zastanawiała się nad tym co z ich tego — i możliwe, że następnych — spotkań wyjdzie.
Avis sama by zeszła w czymkolwiek. Może to przez jej wysokie poczucie własnej wartości, a może przez to, że miała zupełnie wywalone na innych. Niekoniecznie też oceniała wygląd innych, a inteligencję.
— Myślę, że w moim przypadku to bardziej ciekawostka. Nie ja na to miałam wpływ.
Nigdy nie czuła, aby jej pochodzenie bądź inne rzeczy, na które nigdy nie miała wpływu były powodem do dumy. To tak jakby ktoś był dumny z tego, że ma dwie nerki lub płuca. Do podobnego poziomu to sprowadzała. Patrzyła na niego i poczuła się… źle. Nie szczyciła się oczywiście tym, że miałam w życiu kilku partnerów, ale teraz było jej wręcz głupio. Jednak musiało w niej coś być, że na spokojnie mogła umawiać się ze studentami, będąc od nich znacznie młodsza.
— Cóż, przynajmniej tyle, że nie jesteś tym typem człowieka, który nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji — powiedziała, łapiąc go mimowolnie za dłoń.
Zachowuję się jak durna nastolatka.
Słuchała o jego zainteresowaniach. Chętnie by usłyszała jak ten gra na pianinie.
— Zagrasz mi kiedyś, co?
To nie była nawet prośba, a przynajmniej tak nie brzmiała, lecz podchodziło to już pod rozkaz. Taki był urok Avis. Nawet jak o coś prosiła, to brzmiało to tak, jakby nakazywała to komuś zrobić.
— Ja wcalę nie demoralizuję nastolatków. Zwykle wybieram starszych — mówiła pewnie, jakby wzrokiem próbując go sprowadzić do parteru — Właśnie, zwykle. Może nie tym razem —Tymi słowami chciała lekko go zawstydzić — Co do zainteresowań. Tańczę, trochę się babram w psychologii, chcę iść na kryminalistykę czy coś w tym rodzaju. Niektórzy się śmieją, że bym się nadawała na prywatnego detektywa, bo każdego wyśledzę.
Zaśmiała się i ścisnęła mocniej jego dłoń.
— Właściwie to na co liczysz między nami? Bo wątpię, że na samą przyjaźń.
Pocałowała go w policzek i obserwowała jego reakcje. Jaki był jego ruch?
Gdzieś tam w środeczku ucieszył się, że dziewczyna nie uważa jego "stylu" za jakkolwiek uwłaczającego męskiej godności. Przydługie, farbowane włosy i te kolczyki w uszach - mogłoby się to wydawać komuś arcygejowe albo szatańskie! Niestety, Caine uważał, że wygląda dobrze i nie miał zamiaru zmieniać w sobie czegokolwiek, by dopasować się rad znudzonych własnym życiem komentujących.
Nie miał zamiaru dalej poruszać tematu rodziny Avis, bo i dla niego nie był to łatwy temat. Musiałby jej nakłamać, mówiąc o dobrych relacjach z ojcem, chociaż w rzeczywistości wcale takich nie mieli. Może jest lepiej niż kiedykolwiek, ale to wciąż nie jest normalna relacja ojca z synem. Od pamiętnych urodzin minęły lekko dwa lata, Caine miał prawo mieć mu za złe wszystkie zaniedbania.
- Sądzę, że niektóre bardziej były zainteresowane posiadaniem znanego teścia - napomknął wzruszając ramionami. Zdarzało się i tak, pewnie wierzyły, że doktor Dietz załatwi im cieplutką posadę w telewizji. Nie dziwił się, że jego związki trwały tak krótko, gdy dowiadywały się, że nic z tego nie będzie.
Co do zagrania, zdążył zaprzyjaźnić się z fortepianem z salki muzycznej, więc nie mógłby jej odmówić. Nie uważał się za drugiego Beethovena, ale swoich umiejętności mógł być pewny. Całe dzieciństwo przesiedział przy klawiszach.
- Zagram - przytaknął, ściskając dłoń Avis. Delikatnie gładził jej wierzch kciukiem, a był to mimowolny gest. Chyba nie zdarzyło mu się z kimkolwiek tyle czasu spędzić, trzymając się z kimś za ręce. Zaczynał to lubić.
- Jest jakaś różnica? - spytał, podejmując nieme wyzwanie dziewczyny. Przyzwyczaił się do tych niecnych zagrań, więc coraz większą trudność będzie sprawiało jej zagięcie Dietza. - Nie mam co się dziwić, że tak szybko mnie rozszyfrowałaś. Pewnie szybciej niż ja sam siebie - odparł śmiejąc się lekko.
Zerknął przelotnie na niebo i zauważył coraz szybciej zbliżające się ciemne chmury. Nie przejął się nimi zanadto, chociaż były obietnicą ostatnich tchnień letnich, ciepłych deszczy. Jego uwagę przykuło pytanie Avis, więc całkiem stracił zainteresowanie pogodą.
Chwilę po tym, gdy pytanie jeszcze wisiało w powietrzu, a dziewczyna przymierzyła się do tego by dać mu buziaka w polik, Caine obrócił się w jej stronę, a plecami do morza. Delikatnie położył dłoń na jej policzku, sprytnie wykorzystując moment zaskoczenia.
Spojrzał w oczy dziewczyny, tak jak spoglądał w nie jeszcze przy fontannie, a potem przeniósł wzrok na jej usta. Chyba za bardzo przyśpieszyło mu serce.
- Trudno powiedzieć. Z jednej strony chcę zatrzymać cię przy sobie - tutaj przysunął się na tyle blisko, by lekko musnąć jej usta swoimi, ale dalej nie zainicjował pocałunku. - A z drugiej boję się, że nie jestem wystarczająco dobry, by to zrobić - dokończył, nie musiał jakoś specjalnie przekrzykiwać wiatru. Czekał na jej reakcję.
Nie miał zamiaru dalej poruszać tematu rodziny Avis, bo i dla niego nie był to łatwy temat. Musiałby jej nakłamać, mówiąc o dobrych relacjach z ojcem, chociaż w rzeczywistości wcale takich nie mieli. Może jest lepiej niż kiedykolwiek, ale to wciąż nie jest normalna relacja ojca z synem. Od pamiętnych urodzin minęły lekko dwa lata, Caine miał prawo mieć mu za złe wszystkie zaniedbania.
- Sądzę, że niektóre bardziej były zainteresowane posiadaniem znanego teścia - napomknął wzruszając ramionami. Zdarzało się i tak, pewnie wierzyły, że doktor Dietz załatwi im cieplutką posadę w telewizji. Nie dziwił się, że jego związki trwały tak krótko, gdy dowiadywały się, że nic z tego nie będzie.
Co do zagrania, zdążył zaprzyjaźnić się z fortepianem z salki muzycznej, więc nie mógłby jej odmówić. Nie uważał się za drugiego Beethovena, ale swoich umiejętności mógł być pewny. Całe dzieciństwo przesiedział przy klawiszach.
- Zagram - przytaknął, ściskając dłoń Avis. Delikatnie gładził jej wierzch kciukiem, a był to mimowolny gest. Chyba nie zdarzyło mu się z kimkolwiek tyle czasu spędzić, trzymając się z kimś za ręce. Zaczynał to lubić.
- Jest jakaś różnica? - spytał, podejmując nieme wyzwanie dziewczyny. Przyzwyczaił się do tych niecnych zagrań, więc coraz większą trudność będzie sprawiało jej zagięcie Dietza. - Nie mam co się dziwić, że tak szybko mnie rozszyfrowałaś. Pewnie szybciej niż ja sam siebie - odparł śmiejąc się lekko.
Zerknął przelotnie na niebo i zauważył coraz szybciej zbliżające się ciemne chmury. Nie przejął się nimi zanadto, chociaż były obietnicą ostatnich tchnień letnich, ciepłych deszczy. Jego uwagę przykuło pytanie Avis, więc całkiem stracił zainteresowanie pogodą.
Chwilę po tym, gdy pytanie jeszcze wisiało w powietrzu, a dziewczyna przymierzyła się do tego by dać mu buziaka w polik, Caine obrócił się w jej stronę, a plecami do morza. Delikatnie położył dłoń na jej policzku, sprytnie wykorzystując moment zaskoczenia.
Spojrzał w oczy dziewczyny, tak jak spoglądał w nie jeszcze przy fontannie, a potem przeniósł wzrok na jej usta. Chyba za bardzo przyśpieszyło mu serce.
- Trudno powiedzieć. Z jednej strony chcę zatrzymać cię przy sobie - tutaj przysunął się na tyle blisko, by lekko musnąć jej usta swoimi, ale dalej nie zainicjował pocałunku. - A z drugiej boję się, że nie jestem wystarczająco dobry, by to zrobić - dokończył, nie musiał jakoś specjalnie przekrzykiwać wiatru. Czekał na jej reakcję.
Skrzywiła się na samą myśl o głupich laskach.
— Zapomniałam, że niektóre lecą tylko na kasę oraz prestiż jaki zapewnia bogata rodzina — syknęła poddenerwowana.
Nie lubiła takich osób. Osób, które skupiały się tylko na tym, aby znaleźć okazję, przy czym nie musiały się narobić. Współczuła Sunowi. Musiało mu być ciężko z takim rodzicielem.
Uspokoiła się, czując jak gładził jej dłoń oraz zapewnił, że zagra dla niej. W jej mniemaniu to było bardzo miłe z jego strony.
Nie skrzywdzisz go, prawda?
Nie chciała tego. Czuła jednak, że jej tajemnica, jeśli kiedykolwiek ją wyjawi, go zrani. Była jednak gotowa podjąć to ryzyko. Musiała tylko go lepiej poznać.
— Może lekka— odpowiedziała leniwie, mrużąc oczy niczym kot — Naturalny talent — Wzruszyła ramionami, uśmiechając się doń.
Lubiła te delikatne gesty, chociaż zdawały jej się dziwnie obce. Nigdy nikomu nie pozwalała na coś takiego względem siebie.
Zbabiałam.
Uniosła brew, słysząc drugą część wypowiedzi. Miała go ochotę trzasnąć, jednakże ograniczyła się do ciężkiego westchnięcia i pokręcenia głową.
— Oj, Dietz, Dietz. Zawsze myśl o tym, że dla kogoś jesteś wystarczająco dobry — szepnęła, muskając jego ucho ustami — Dla mnie jesteś. I moglibyśmy spróbować popchnąć tę relację dalej.
Do łóżka czy biblioteki?
Wtuliła się w niego, kładąc torbę z całym prowiantem na piasku. Robiło się coraz chłodniej, a chmury mknęły po niebie i kłębiły się, zapowiadając nadchodzącą ulewę.
— Co o tym sądzisz? — szepnęła, dociskając nos do jego szyi.
— Zapomniałam, że niektóre lecą tylko na kasę oraz prestiż jaki zapewnia bogata rodzina — syknęła poddenerwowana.
Nie lubiła takich osób. Osób, które skupiały się tylko na tym, aby znaleźć okazję, przy czym nie musiały się narobić. Współczuła Sunowi. Musiało mu być ciężko z takim rodzicielem.
Uspokoiła się, czując jak gładził jej dłoń oraz zapewnił, że zagra dla niej. W jej mniemaniu to było bardzo miłe z jego strony.
Nie skrzywdzisz go, prawda?
Nie chciała tego. Czuła jednak, że jej tajemnica, jeśli kiedykolwiek ją wyjawi, go zrani. Była jednak gotowa podjąć to ryzyko. Musiała tylko go lepiej poznać.
— Może lekka— odpowiedziała leniwie, mrużąc oczy niczym kot — Naturalny talent — Wzruszyła ramionami, uśmiechając się doń.
Lubiła te delikatne gesty, chociaż zdawały jej się dziwnie obce. Nigdy nikomu nie pozwalała na coś takiego względem siebie.
Zbabiałam.
Uniosła brew, słysząc drugą część wypowiedzi. Miała go ochotę trzasnąć, jednakże ograniczyła się do ciężkiego westchnięcia i pokręcenia głową.
— Oj, Dietz, Dietz. Zawsze myśl o tym, że dla kogoś jesteś wystarczająco dobry — szepnęła, muskając jego ucho ustami — Dla mnie jesteś. I moglibyśmy spróbować popchnąć tę relację dalej.
Do łóżka czy biblioteki?
Wtuliła się w niego, kładąc torbę z całym prowiantem na piasku. Robiło się coraz chłodniej, a chmury mknęły po niebie i kłębiły się, zapowiadając nadchodzącą ulewę.
— Co o tym sądzisz? — szepnęła, dociskając nos do jego szyi.
Skrzywił się lekko, gdy zaczęła mówić o byciu dobrym. Chciał czuć się przy niej pewnie i to nie podlegało dyskusji, ale to wciąż stawiał pierwsze kroki. Te ppierwsze razy, których ma przed sobą wiele, a dla kogoś takiego jak on, ścieranie się z tymi mini wyzwaniami nie było łatwe. Dziewczyna nawet nie wie, ile już ich mu skradła.
Na ten moment, najbardziej bał się tego, że Avis weźmie go za ćpuna, bo za bardzo lubi się z lekami. Jakby zareagowała, gdyby dowiedziała się, że kiedyś wszedł w to za mocno i dalej balansuje na granicy? Z jednej strony jej negatywna reakcja mogłaby wyjść mu na dobre, ale z drugiej, nie chciał tego w sobie zmieniać. Konflikt tragiczny osoby uzależnionej - i tak źle, i tak niedobrze.
Spoglądając na nią, obrazując sobie ewentualną przyszłość, wciąż próbował przekonać siebie, że gdyby miał wybrać, pewnie dokonałby właściwego wyboru.
Ale nie chciał teraz o tym myśleć.
Przecież nie ma zamiaru się jej w tej chwili oświadczać! Może zachować swoje sekrety na później. Na bardzo późne później. Chwilo trwaj!
Jakoś zebrał się w sobie i złapał jej spojrzenie. Nie chciał już nic mówić, bo i tak pewnie palnie coś głupiego. Chyba za bardzo się denerwował, a nie chciał się denerwować.
Bezsens.
Westchnął, zmęczony własną ciapowatością, cofnął się o pół kroku, odgarnął dziewczynie kilka zbłądzonych kosmyków z twarzy i w końcu... pocałował ją! Niekoniecznie było to wprawne, ale widział różnicę między tym pocałunkiem, a każdym innym który miał.
Serce zadudniło mu w piersi, mimowolnie mocniej przytulił ją do siebie.
Nie chciał się angażować, ale chyba nie umiał sobie tego odmówić. Gdyby odrzuciła go w jakiś sposób, możliwe, że nawet nie umiałby udawać, że wcale go to nie obeszło, co już stawało się po związkowym zwyczajem.
Jak żyć, panie premierze, jak żyć?
Na ten moment, najbardziej bał się tego, że Avis weźmie go za ćpuna, bo za bardzo lubi się z lekami. Jakby zareagowała, gdyby dowiedziała się, że kiedyś wszedł w to za mocno i dalej balansuje na granicy? Z jednej strony jej negatywna reakcja mogłaby wyjść mu na dobre, ale z drugiej, nie chciał tego w sobie zmieniać. Konflikt tragiczny osoby uzależnionej - i tak źle, i tak niedobrze.
Spoglądając na nią, obrazując sobie ewentualną przyszłość, wciąż próbował przekonać siebie, że gdyby miał wybrać, pewnie dokonałby właściwego wyboru.
Ale nie chciał teraz o tym myśleć.
Przecież nie ma zamiaru się jej w tej chwili oświadczać! Może zachować swoje sekrety na później. Na bardzo późne później. Chwilo trwaj!
Jakoś zebrał się w sobie i złapał jej spojrzenie. Nie chciał już nic mówić, bo i tak pewnie palnie coś głupiego. Chyba za bardzo się denerwował, a nie chciał się denerwować.
Bezsens.
Westchnął, zmęczony własną ciapowatością, cofnął się o pół kroku, odgarnął dziewczynie kilka zbłądzonych kosmyków z twarzy i w końcu... pocałował ją! Niekoniecznie było to wprawne, ale widział różnicę między tym pocałunkiem, a każdym innym który miał.
Serce zadudniło mu w piersi, mimowolnie mocniej przytulił ją do siebie.
Nie chciał się angażować, ale chyba nie umiał sobie tego odmówić. Gdyby odrzuciła go w jakiś sposób, możliwe, że nawet nie umiałby udawać, że wcale go to nie obeszło, co już stawało się po związkowym zwyczajem.
Jak żyć, panie premierze, jak żyć?
Mogła się tylko domyślać. Co ciekawsze, to były też również jej pierwsze razy. Pierwsze okazywanie jakichś wznośnielszych uczuć. Pierwsze czułostki. Przynajmniej nie przypominała sobie, żeby jakkolwiek się w to bawiła.
Avis przyzwyczaiła się do bólu, który miała podłoże czysto fizyczne, jak i psychiczne. Odzwyczajała się od leków. Prawdopodobnie i Dietza by zaczęła powoli przyzwyczajać. Chociaż w jej przypadku już nawet leki nie pomagały. Raz po raz czuła jak coś zaczyna jej drażnić nerwy.
Zaczęła się stresować. Sun był dla niej wystarczająco dobry, ale co z nią. Czy ona była tak naprawdę? Była chłodna, nierzadko władcza. Miała tajemnice. Czy on by je udźwignął?
Wziął ją z zaskoczenia. Patrzyła na niego zaskoczona, ale oddała pocałunek. Chyba tak wypadało. Czując jak ten mocniej ściska jej ciało, sama postanowiła go objąć. Przymknęła oczy. Paznokciami przesunęła po jego plecach, które były okryte materiałem koszulki. Potrzebowała dotykać, nie wiedziała co robić z dłońmi.
Muskała jego wargi raz po raz, cały czas jednak myśląc. Co będzie? Czy on potrzebuje dużej dawki czułości? Małej? Czego potrzebuje konkretnie? Czy da radę z jej wszelkimi upodobaniami? Nie mogła o tym teraz myśleć. To nie czas. Przecież nie mówił nic o związku.
Pocałunek zakończyła ostatnim, leniwym muśnięciem. Pogładziła go po policzku i uśmiechnęła.
— Będzie dobrze — Chyba bardziej zapewniała siebie niż jego w tej chwili — Czasami mogę cię jednak krzywdzić.
Lustrowała jego ciało od góry do dołu, wzdłuż i wszerz. Nie obchodziło ją to czy dobrze ze sobą by wyglądali. Miała wywalone na opinię innych. Jednak czy jemu to będzie pasowało? Palcami ugniotła jego plecy, jakby chcąc go rozmasować.
— Może się napijemy, hm?
Patrzyła na niego, cały czas wodząc dłońmi gdzieś po jego ciele. Nic nie wiedziała. Może on rozwieje jej wątpliwości.
Avis przyzwyczaiła się do bólu, który miała podłoże czysto fizyczne, jak i psychiczne. Odzwyczajała się od leków. Prawdopodobnie i Dietza by zaczęła powoli przyzwyczajać. Chociaż w jej przypadku już nawet leki nie pomagały. Raz po raz czuła jak coś zaczyna jej drażnić nerwy.
Zaczęła się stresować. Sun był dla niej wystarczająco dobry, ale co z nią. Czy ona była tak naprawdę? Była chłodna, nierzadko władcza. Miała tajemnice. Czy on by je udźwignął?
Wziął ją z zaskoczenia. Patrzyła na niego zaskoczona, ale oddała pocałunek. Chyba tak wypadało. Czując jak ten mocniej ściska jej ciało, sama postanowiła go objąć. Przymknęła oczy. Paznokciami przesunęła po jego plecach, które były okryte materiałem koszulki. Potrzebowała dotykać, nie wiedziała co robić z dłońmi.
Muskała jego wargi raz po raz, cały czas jednak myśląc. Co będzie? Czy on potrzebuje dużej dawki czułości? Małej? Czego potrzebuje konkretnie? Czy da radę z jej wszelkimi upodobaniami? Nie mogła o tym teraz myśleć. To nie czas. Przecież nie mówił nic o związku.
Pocałunek zakończyła ostatnim, leniwym muśnięciem. Pogładziła go po policzku i uśmiechnęła.
— Będzie dobrze — Chyba bardziej zapewniała siebie niż jego w tej chwili — Czasami mogę cię jednak krzywdzić.
Lustrowała jego ciało od góry do dołu, wzdłuż i wszerz. Nie obchodziło ją to czy dobrze ze sobą by wyglądali. Miała wywalone na opinię innych. Jednak czy jemu to będzie pasowało? Palcami ugniotła jego plecy, jakby chcąc go rozmasować.
— Może się napijemy, hm?
Patrzyła na niego, cały czas wodząc dłońmi gdzieś po jego ciele. Nic nie wiedziała. Może on rozwieje jej wątpliwości.
Czy mogło być coś piękniejszego niż udanie się latem nad morze?
Słońce przygrzewało przyjemnie, sprawiając że dziewczyna raz po raz wznosiła twarz w stronę słońca, nie mogąc się nim w pełni nacieszyć. To wszystko było po prostu taaakie niesamowite! Jej przyjaciółka Charlotte pobiegła przodem twierdząc, że rozejrzy się w poszukiwaniu jakiegoś przyjemnego barku na plaży z nadzieją, że będą sprzedawali jakieś lody. Nie znosiła gorąca tak dobrze jak Chen, acz nawet mimo tego drobnego cierpienia, nadal je uwielbiała. Doskonale wiedziała, że najwspanialszym momentem będzie ten, gdy zostawią swoje ręczniki na brzegu, a następnie rzucą się wprost w fale!
Dlatego też Yunlei rozejrzała się dookoła szukając konkretnej osoby. W końcu znalazła mężczyznę, który wyraźnie zajmował się wynajmem parasoli i leżaków. Mogły rzecz jasna przytargać własne, ale w ten sposób było dużo wygodniej, a cena za godzinę i tak nie zwalała z nóg. Uśmiechnęła się, gdy wskazano jej odpowiednie miejsce i rozłożyła na krześle zarówno swoje rzeczy, jak i przyjaciółki, czekając aż wróci z lodami... albo czymkolwiek do picia. Chciała już iść się kąpać!
Słońce przygrzewało przyjemnie, sprawiając że dziewczyna raz po raz wznosiła twarz w stronę słońca, nie mogąc się nim w pełni nacieszyć. To wszystko było po prostu taaakie niesamowite! Jej przyjaciółka Charlotte pobiegła przodem twierdząc, że rozejrzy się w poszukiwaniu jakiegoś przyjemnego barku na plaży z nadzieją, że będą sprzedawali jakieś lody. Nie znosiła gorąca tak dobrze jak Chen, acz nawet mimo tego drobnego cierpienia, nadal je uwielbiała. Doskonale wiedziała, że najwspanialszym momentem będzie ten, gdy zostawią swoje ręczniki na brzegu, a następnie rzucą się wprost w fale!
Dlatego też Yunlei rozejrzała się dookoła szukając konkretnej osoby. W końcu znalazła mężczyznę, który wyraźnie zajmował się wynajmem parasoli i leżaków. Mogły rzecz jasna przytargać własne, ale w ten sposób było dużo wygodniej, a cena za godzinę i tak nie zwalała z nóg. Uśmiechnęła się, gdy wskazano jej odpowiednie miejsce i rozłożyła na krześle zarówno swoje rzeczy, jak i przyjaciółki, czekając aż wróci z lodami... albo czymkolwiek do picia. Chciała już iść się kąpać!
Ostatnim razem, kiedy bosa stopa Raven dotknęła nagrzanego piasku, miała jakieś 15 lat i mieszkała jeszcze w San Diego. Po tak długim okresie nic więc dziwnego, że dziewczyna czuła się tu trochę nieswojo - wkoło pełno latających dzieci, kilku grubasów topiących swoje sadełka w promieniach słońca niczym na rożnie no i kilku przystojniaków, którzy ciągle biegali za toczącą się po piasku piłką do nogi. Ale jej uwaga w największym stopniu skupiała się na nie za wysokich falach oceanu, który przyciągał do siebie jakąś magnetyczną siłą. Mimo tej pokusie dziewczyna postanowiła najpierw znaleźć dla siebie jakieś miejsce, aby nie stać po środku plaży jak kołek. Jej bystry wzrok zauważył w oddali wypożyczalnię leżaków, która nie była aż tak bardzo okupowana. Bez wahania skierowała się w tamtą stronę, by za chwilę móc rozłożyć swój nowy, aczkolwiek chwilowy nabytek. Przez to wszystko nie zauważyła wyłożonej obok rudowłosej dziewczyny, którą najzwyczajniej w świecie palnęła z lekka w głowę, kiedy z impetem próbowała rozłożyć ręcznik.
- Przepraszam strasznie, nic ci nie jest, boli cię bardzo? - oczywiście troskliwa część Raven w tamtym momencie wzięła górę i blondynka z lekkim przerażeniem w oczach spoglądała na swoją przypadkową ofiarę, zasypując ją pytaniami. Czemu zawsze ona musiała komuś strzelić? No w sumie jakby nie patrzeć działanie w tą stronę było dla niej o wiele lepsze, niż w przeciwną. Ale tak czy siak dalej krępujące.
- Przepraszam strasznie, nic ci nie jest, boli cię bardzo? - oczywiście troskliwa część Raven w tamtym momencie wzięła górę i blondynka z lekkim przerażeniem w oczach spoglądała na swoją przypadkową ofiarę, zasypując ją pytaniami. Czemu zawsze ona musiała komuś strzelić? No w sumie jakby nie patrzeć działanie w tą stronę było dla niej o wiele lepsze, niż w przeciwną. Ale tak czy siak dalej krępujące.
Yunlei wyciągnęła w międzyczasie swój telefon i nadrobiła kilka smsów od znajomych, rzucając im rozbawionymi odpowiedziami. Rzecz jasna nie tylko! Skoro już była na plaży, po prostu nie mogła sobie darować dorzucenia kilku zdjęć. Instagram, snapchat, facebook... rudowłosa zdecydowanie należała do osób uzależnionych od portali społecznościowych. Acz nie w aż tak tragicznym stopniu, by ignorować swoich znajomych gdy wychodziła z nimi na miasto. Dlatego też wykorzystywała ich nieobecność, wyraźnie zadowolona z chwili na nic nierobienie i podbicie własnej internetowej popularności.
Akurat przeszła do nagrywania boomeranga do relacji na Instagramie, gdy tajemnicza istota zaatakowała ją ręcznikiem. W rezultacie nagranie, gdzie robiła głupie miny zakończyło się nagłym pojawieniem białego materiału i wyjątkowo zaskoczoną, głupawą miną ze strony Chen. Z początku trwała w bezruchu chcąc połapać się w sytuacji, gdy usłyszała zatroskany głos swojego napastnika. A raczej napastniczki. Zamiast odpowiedzieć w zwyczajny sposób 'nic się nie stało', wybuchła śmiechem przyglądając się odtwarzanemu zapętlonemu nagraniu.
— Absolutnie obłędne, wrzucam to do relacji. Dodam jeszcze jakiś opis... hm... "niespodziewany atak plażowego potwora - niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku" — odsłoniła białe ząbki w równym, wesołym uśmiechu odwracając się w kierunku dziewczyny, by pokazać jej nagrany filmik z wyraźnym rozbawieniem.
— Waah, ale masz prześliczne oczy! — powiedziała nagle wpatrując się z fascynacją w topazowe tęczówki dziewczyny. Jej własne miały kolor błękitu, acz po dokładniejszym przyjrzeniu się piegowatej rudowłosej można było dostrzec, że nie był to naturalny kolor jej oczu, lecz soczewki.
Akurat przeszła do nagrywania boomeranga do relacji na Instagramie, gdy tajemnicza istota zaatakowała ją ręcznikiem. W rezultacie nagranie, gdzie robiła głupie miny zakończyło się nagłym pojawieniem białego materiału i wyjątkowo zaskoczoną, głupawą miną ze strony Chen. Z początku trwała w bezruchu chcąc połapać się w sytuacji, gdy usłyszała zatroskany głos swojego napastnika. A raczej napastniczki. Zamiast odpowiedzieć w zwyczajny sposób 'nic się nie stało', wybuchła śmiechem przyglądając się odtwarzanemu zapętlonemu nagraniu.
— Absolutnie obłędne, wrzucam to do relacji. Dodam jeszcze jakiś opis... hm... "niespodziewany atak plażowego potwora - niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku" — odsłoniła białe ząbki w równym, wesołym uśmiechu odwracając się w kierunku dziewczyny, by pokazać jej nagrany filmik z wyraźnym rozbawieniem.
— Waah, ale masz prześliczne oczy! — powiedziała nagle wpatrując się z fascynacją w topazowe tęczówki dziewczyny. Jej własne miały kolor błękitu, acz po dokładniejszym przyjrzeniu się piegowatej rudowłosej można było dostrzec, że nie był to naturalny kolor jej oczu, lecz soczewki.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach