▲▼
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
[ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Czw Lip 07, 2016 2:39 pm
Czw Lip 07, 2016 2:39 pm
First topic message reminder :
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Wto Mar 14, 2017 10:26 am
Wto Mar 14, 2017 10:26 am
Nie musiał czujnie śledzić trasy, gdy kierowali się do domu Fitchner – kiedyś pokonywał ją aż nazbyt często, by nie wyrobić sobie swojego rodzaju odruchu. Poza tym ani na chwilę nie cofnął swojego ramienia, nie przejmując się komfortem jasnowłosej, przez co przez mijających ich przechodniów mogli zostać uznani za parę, choć niekoniecznie ładną, biorąc pod uwagę stan, do którego doprowadził się blondyn. Być może ktoś bardziej ciekawski, przyglądając się im, dopowiadał sobie jakąś niestworzoną historię o tym, jak chłopak bohatersko stanął w jej obronie, jednak znużenie na jego twarzy przeczyło poddenerwowaniu, które wcześniej mógł odczuwać, gdy rzekomo rzucał się na kogoś z pięściami.
Odsunął się dopiero, gdy znaleźli się pod znajomymi już drzwiami, a świadomość, że już niedługo będzie mógł wyłożyć się na miękkiej kanapie, uderzyła w niego tak mocno, że mimowolnie ziewnął przeciągle w ostatniej chwili powstrzymując się od przysłonięcia warg wierzchem zakrwawionej dłoni. Nikt jednak nie uwzględniał, że akurat dziś Hayden miał zostać na noc, a przynajmniej Brenda jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy.
„Zamknij za sobą jak możesz.”
Bez słowa wykonał polecenie, odruchowo przekręcając zamek, chociaż był prawdopodobnie jedyną osobą, która przeważnie wkradała się tutaj bez zaproszenia i od razu obierała sobie za cel lodówkę właścicielki. Dzisiaj też kuchnia stała się jego pierwszym celem – nieupilnowany przez Nadeline, która udała się po przybory medyczne do łazienki, zdążył upolować kawałek jakiejś wędliny, z czym niekoniecznie się krył. Wychylił się zza drzwi lodówki, a zwinięta w rulonik szynka w połowie wystawała mu z ust. Bez cienia zażenowania przyjął do siebie to, że został przyłapany na tym bezkarnym uczynku.
Przecież obiecała, że zamówicie jedzenie. Mógłbyś chociaż nie zgarniać reszty jej dobytku.
― Mhm ― mruknął, przyznając jej rację. Niestety zbyt zajęty przeżuwaniem dorwanego przysmaku, nie zawracał sobie głowy pełnymi zdaniami. Zamknąwszy lodówkę, chwycił za brzeg podkoszulka pod szyją i podciągnął go do góry, by zaraz zdjąć go i przerzucić przez oparcie mijanego w drodze do łazienki krzesła. Nadawała się już tylko do prania, choć widok siniaków na jego żebrach wcale nie prezentował się lepiej od widoku zakrwawionego materiału. ― Już to ustalaliśmy ― rzucił, odkręcając wodę w umywalce. Przez chwilę dokładnie domywał rdzawe ślady – zarówno te z rąk, jak i z twarzy, na której swoją pojawił się cień zawadiackiego uśmiechu. Nie zamierzał oszczędzać jej dodatkowego problemu, jakby za sprawą tego chciał jej przypomnieć, że nigdy nie było z nim łatwo, nawet jeśli w większości przypadków potrafił zająć się sam sobą. Teraz jednak nie omieszkał wykorzystać sytuacji, w której nie widzieli się od dłuższego czasu. ― I tak nie masz dziś pomysłów na ciekawszy wieczór, a ja obiecuję, że nie będę się szarpać. ― Mimo zgryźliwego tonu, nakreślił palcem niewidzialny krzyżyk na swojej klatce piersiowej, jakby tą obietnicą kładł na szali swoje życie. Usiadłszy na brzegu wanny, pochylił się do przodu, opierając łokcie o swoje kolana, gdy wyciągnął nieznacznie wilgotne teraz, poranione ręce w jej stronę.
Chyba za dobrze się bawisz, Alan.
Jak nigdy.
Odsunął się dopiero, gdy znaleźli się pod znajomymi już drzwiami, a świadomość, że już niedługo będzie mógł wyłożyć się na miękkiej kanapie, uderzyła w niego tak mocno, że mimowolnie ziewnął przeciągle w ostatniej chwili powstrzymując się od przysłonięcia warg wierzchem zakrwawionej dłoni. Nikt jednak nie uwzględniał, że akurat dziś Hayden miał zostać na noc, a przynajmniej Brenda jeszcze nie zdawała sobie z tego sprawy.
„Zamknij za sobą jak możesz.”
Bez słowa wykonał polecenie, odruchowo przekręcając zamek, chociaż był prawdopodobnie jedyną osobą, która przeważnie wkradała się tutaj bez zaproszenia i od razu obierała sobie za cel lodówkę właścicielki. Dzisiaj też kuchnia stała się jego pierwszym celem – nieupilnowany przez Nadeline, która udała się po przybory medyczne do łazienki, zdążył upolować kawałek jakiejś wędliny, z czym niekoniecznie się krył. Wychylił się zza drzwi lodówki, a zwinięta w rulonik szynka w połowie wystawała mu z ust. Bez cienia zażenowania przyjął do siebie to, że został przyłapany na tym bezkarnym uczynku.
Przecież obiecała, że zamówicie jedzenie. Mógłbyś chociaż nie zgarniać reszty jej dobytku.
― Mhm ― mruknął, przyznając jej rację. Niestety zbyt zajęty przeżuwaniem dorwanego przysmaku, nie zawracał sobie głowy pełnymi zdaniami. Zamknąwszy lodówkę, chwycił za brzeg podkoszulka pod szyją i podciągnął go do góry, by zaraz zdjąć go i przerzucić przez oparcie mijanego w drodze do łazienki krzesła. Nadawała się już tylko do prania, choć widok siniaków na jego żebrach wcale nie prezentował się lepiej od widoku zakrwawionego materiału. ― Już to ustalaliśmy ― rzucił, odkręcając wodę w umywalce. Przez chwilę dokładnie domywał rdzawe ślady – zarówno te z rąk, jak i z twarzy, na której swoją pojawił się cień zawadiackiego uśmiechu. Nie zamierzał oszczędzać jej dodatkowego problemu, jakby za sprawą tego chciał jej przypomnieć, że nigdy nie było z nim łatwo, nawet jeśli w większości przypadków potrafił zająć się sam sobą. Teraz jednak nie omieszkał wykorzystać sytuacji, w której nie widzieli się od dłuższego czasu. ― I tak nie masz dziś pomysłów na ciekawszy wieczór, a ja obiecuję, że nie będę się szarpać. ― Mimo zgryźliwego tonu, nakreślił palcem niewidzialny krzyżyk na swojej klatce piersiowej, jakby tą obietnicą kładł na szali swoje życie. Usiadłszy na brzegu wanny, pochylił się do przodu, opierając łokcie o swoje kolana, gdy wyciągnął nieznacznie wilgotne teraz, poranione ręce w jej stronę.
Chyba za dobrze się bawisz, Alan.
Jak nigdy.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Pon Maj 15, 2017 12:07 pm
Pon Maj 15, 2017 12:07 pm
Alan był w jej mieszkaniu tyle razy, chociaż nie zawsze zaproszony i mile widziany, że już zdążyła się przyzwyczaić do ubytków w swojej lodówce. To prawie jak rytuał, który chłopak musiał odprawić za każdym razem, gdy odwiedzał to mieszkanie. Co prawda nikt nie lubi, jak mu się wyjada ulubione rzeczy, ale powiedzmy że tym razem Fitchner przymknie na to oko. W końcu blondyn jest teraz taki biedny. Przynajmniej próbuje w to uwierzyć z całych sił.
Po rozpakowaniu bandaży wychyliła się z łazienki, akurat w momencie gdy Paige ściągał swoją koszulkę. Oczywiście, że skorzystała z okazji i poprzyglądała się trochę jego klatce, ale zamiast uśmiechnąć się z satysfakcją, zmarszczyła odrobinę nos. Nie podobały jej się te posiniaczone miejsca, psuły całokształt. Westchnęła więc tylko bezgłośnie i przepuściła Alana w przejściu, aby mógł bez problemu rozpocząć proces przywracania się do porządku. Nie mogła jednak znieść widoku jego koszulki, dlatego też zgarnęła ją szybko i wróciła do łazienki.
- Skąd ta pewność, że nie mam? Tak się składa, że czeka na mnie karton nowych książek, które bardzo chciałabym przeczytać. - odpowiedziała, jakby zajęcie się nim było naprawdę ciężką pracą i zwyczajnie nie miała na to ochoty. W międzyczasie rzuciła brudny materiał do miski, którą napełniła wodą, a potem wlała do niej trochę odplamiacza. Zamieszała trochę ręką i zostawiła wszystko w wannie, myjąc następnie ręce. Czasami zachowywała się jak naprawdę dobra mama. Szkoda tylko, że leci na pigułach od czasów pierwszego chłopaka.
- Zajmę się tym potem. - mruknęła, ale trudno było rozpoznać czy mówiła te słowa bardziej do siebie, czy do Alana. Może po prostu sama nie chciała o tym zapomnieć. Zaraz jednak przeniosła spojrzenie na swojego poranionego gościa i złapała za ręcznik, chcąc osuszyć jego rany. W tym celu kucnęła przed nim i niebywałą delikatnością ujęła dłonie Paige'a, które równie starannie wytarła, jakby obawiała się pogorszenia sytuacji albo jakby miała do czynienia z najdroższą porcelaną.
Głupota.
Podniosła na jego spojrzenie swoich atramentowych oczu, a zaraz potem sięgnęła po środek do dezynfekcji i opatrunek. Tym pierwszym polała czerwone knykcie, po czym nałożyła to drugie i zawinęła następnie bandażem, kończąc to dość mocno związaną kokardką na wierzchu dłoni.
- Gotowe, a teraz idź się bawić. - rzuciła z nutą rozbawienia, podnosząc się i zbierając wszystko z powrotem do apteczki. - W zamrażarce masz worek z lodem, możesz z niego skorzystać. - powiedziała, bo jednak nie wiedziała, które miejsce boli go najbardziej, a zimny okład na pewno by pomógł.
- Mam też nadzieję, że nie jest Ci zimno, bo chyba nie zostawiłeś u mnie żadnych ubrań za zmianę. - co za troska. Ale naprawdę ma taką nadzieję. W końcu nie można sobie odmówić widoku przystojnego mężczyzny paradującego po mieszkaniu bez koszulki.
Heh.
Po rozpakowaniu bandaży wychyliła się z łazienki, akurat w momencie gdy Paige ściągał swoją koszulkę. Oczywiście, że skorzystała z okazji i poprzyglądała się trochę jego klatce, ale zamiast uśmiechnąć się z satysfakcją, zmarszczyła odrobinę nos. Nie podobały jej się te posiniaczone miejsca, psuły całokształt. Westchnęła więc tylko bezgłośnie i przepuściła Alana w przejściu, aby mógł bez problemu rozpocząć proces przywracania się do porządku. Nie mogła jednak znieść widoku jego koszulki, dlatego też zgarnęła ją szybko i wróciła do łazienki.
- Skąd ta pewność, że nie mam? Tak się składa, że czeka na mnie karton nowych książek, które bardzo chciałabym przeczytać. - odpowiedziała, jakby zajęcie się nim było naprawdę ciężką pracą i zwyczajnie nie miała na to ochoty. W międzyczasie rzuciła brudny materiał do miski, którą napełniła wodą, a potem wlała do niej trochę odplamiacza. Zamieszała trochę ręką i zostawiła wszystko w wannie, myjąc następnie ręce. Czasami zachowywała się jak naprawdę dobra mama. Szkoda tylko, że leci na pigułach od czasów pierwszego chłopaka.
- Zajmę się tym potem. - mruknęła, ale trudno było rozpoznać czy mówiła te słowa bardziej do siebie, czy do Alana. Może po prostu sama nie chciała o tym zapomnieć. Zaraz jednak przeniosła spojrzenie na swojego poranionego gościa i złapała za ręcznik, chcąc osuszyć jego rany. W tym celu kucnęła przed nim i niebywałą delikatnością ujęła dłonie Paige'a, które równie starannie wytarła, jakby obawiała się pogorszenia sytuacji albo jakby miała do czynienia z najdroższą porcelaną.
Głupota.
Podniosła na jego spojrzenie swoich atramentowych oczu, a zaraz potem sięgnęła po środek do dezynfekcji i opatrunek. Tym pierwszym polała czerwone knykcie, po czym nałożyła to drugie i zawinęła następnie bandażem, kończąc to dość mocno związaną kokardką na wierzchu dłoni.
- Gotowe, a teraz idź się bawić. - rzuciła z nutą rozbawienia, podnosząc się i zbierając wszystko z powrotem do apteczki. - W zamrażarce masz worek z lodem, możesz z niego skorzystać. - powiedziała, bo jednak nie wiedziała, które miejsce boli go najbardziej, a zimny okład na pewno by pomógł.
- Mam też nadzieję, że nie jest Ci zimno, bo chyba nie zostawiłeś u mnie żadnych ubrań za zmianę. - co za troska. Ale naprawdę ma taką nadzieję. W końcu nie można sobie odmówić widoku przystojnego mężczyzny paradującego po mieszkaniu bez koszulki.
Heh.
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Sro Maj 31, 2017 9:21 pm
Sro Maj 31, 2017 9:21 pm
Paige nie był pewien, czy każdy miał okazję poznać Fitchner od jej opiekuńczej strony. Całkiem możliwe, że wszystkie odruchy, które nią kierowały nie były szczególnie nadzwyczajne, a mimo że Alan już nieraz spotkał się z tymi bezinteresownymi gestami, nawet teraz z przyglądał im się z rozbawieniem, które na całe szczęście pozostało na tyle niepozorne, że dosięgnęło wyłącznie ciemnych oczu w chwili, gdy reszta jego twarzy wyrażała zmęczenie.
― Sama powiedziałaś, że liczyłaś na wieczór pełen wrażeń z jakimś – jak to ujęłaś – dżentelmenem ― zauważył i pstryknął palcami w dość teatralnym, odkrywczym geście. ― Przy kim jak przy kim, ale przy mnie możesz nazywać rzeczy po imieniu. Chyba że byłem wyjątkowym materiałem do pieprzenia, a z całą resztą przerabiałaś lektury. Nago. ― Uniósł brew w pytającym geście, jakby rzeczywiście czekał na jakikolwiek komentarz z jej strony. Zadziwiające z jaką łatwością przychodziło mu wysnuwanie podobnych teorii – głos nie zawahał mu się ani odrobinę, nie poczuł też zażenowania, gdy siłą rzeczy przypomniał sobie o paru incydentach, na które natknął się przez własną bezczelność i brak poszanowania dla cudzej prywatności. A nawet więcej – Hayden nawet w minimalnym stopniu nie czuł się winny zrujnowania całego klimatu.
To wyjaśniało, dlaczego któregoś dnia przyszło im się rozstać.
„Zajmę się tym potem.”
Wzruszył barkami, chcąc jej zakomunikować, że pranie jego podkoszulka było tylko zbędnym trudem. Jednocześnie było już trochę za późno, by odwieść Brendę od tego pomysłu. Ponadto, gdy ubranie wylądowało w misce, jego pozostanie tu na dłużej zostało przesądzone. W końcu nie miał przy sobie niczego na zmianę.
Pod wpływem delikatnego dotyku dziewczyny wyraźnie się rozluźnił, niemalże bezwiednie zwieszając ręce z kolan w dół, jakby przeczuwał, że nie było czego się obawiać, nawet jeśli w kontakcie z ręcznikiem odczuł nieprzyjemne pieczenie na obdartych knykciach. Wtedy ten ból był jeszcze niczym, za to chwilę później przerodził się w prawdziwe piekło.
― Kurwa! ― syknął przez zaciśnięte zęby, prostując się i trzepnął gwałtownie rękami, na których – przynajmniej jego zdaniem – znalazło się zdecydowanie za dużo substancji dezynfekującej. Co prawda, ból trwał tylko ułamek sekundy, a wyrzucona z siebie bluzga najwidoczniej ułatwiła jasnowłosemu poradzenie sobie z nim, bo zaraz pozwolił blondynce na owinięcie swoich dłoni bandażami.
Masz czego chciałeś, Alan.
― Prawie idealnie ― wymruczał kąśliwie, nie mogąc oszczędzić jej wypomnienia tego, że jeszcze powinna popracować nad delikatnością przy zabiegach albo opracować jakiś system uprzedzania przed najgorszym. ― Co to było? Cholerny spirytus? ― spytał, sięgając po buteleczkę z odkażającym płynem. Chociaż obrócił ją w palcach, nie poświęcił większej uwagi etykietce, zaraz wrzucając przedmiot z powrotem do apteczki. Cokolwiek to było – najważniejsze, że miał to już za sobą. Podnosząc się z wanny, zbadał palcami posiniaczone żebra i chociaż ich widok nie należał do najprzyjemniejszych, Hayden nie zamierzał skorzystać z zasobów jej zamrażarki, jednak koniec końców przyszło mu docenić jej troskę, nawet jeśli nie od dziś wiadomo było, że większość jego gestów nie miała żadnego znaczenia.
Ledwo widoczny uśmiech wykrzywił usta ciemnookiego, gdy ułożył rękę na wcięciu w talii Nadeline. Można było odnieść wrażenie, że łazienka nagle stała się zbyt ciasna dla ich dwojga. Dość znacząca różnica wzrostu zmusiła go do nachylenia się nad Fitchner, gdy postanowił przysunąć wargi do jej włosów.
Przez kilka sekund stał tak w kompletnym milczeniu, zanim rozleniwiony pomruk nie poprzedził perfidnego przypomnienia o obiecanej kolacji:
― Tylko zamów wołowinę.
Klepnął ją lekko w bok, prostując się i zwracając jej wymaganą przestrzeń osobistą, gdy skierował się w stronę drzwi, uznając, że tylko dzięki temu uda mu się uniknąć słowa sprzeciwu. Zatrzymał się jednak w progu, jakby nagle o czymś sobie przypomniał.
― Wtedy nie założę nic przez całą noc ― zakomunikował z niezmąconą pewnością siebie. Nawet nie musiał się odwracać. Już sam ton jego głosu świadczył o tym, że jego twarz znów zdobił ten sam co zawsze, łobuzerski grymas.
Niecałą minutę później już siedział na kanapie, wpatrując się w ekran telewizora, na którym właśnie rozgrywała się akcja jakiegoś serialu, z którym niekoniecznie był zaznajomiony, ale widok policjantów pochylających się nad martwym ciałem najwidoczniej przyciągnął go na tyle, że postanowił nie zmieniać kanału.
― Sama powiedziałaś, że liczyłaś na wieczór pełen wrażeń z jakimś – jak to ujęłaś – dżentelmenem ― zauważył i pstryknął palcami w dość teatralnym, odkrywczym geście. ― Przy kim jak przy kim, ale przy mnie możesz nazywać rzeczy po imieniu. Chyba że byłem wyjątkowym materiałem do pieprzenia, a z całą resztą przerabiałaś lektury. Nago. ― Uniósł brew w pytającym geście, jakby rzeczywiście czekał na jakikolwiek komentarz z jej strony. Zadziwiające z jaką łatwością przychodziło mu wysnuwanie podobnych teorii – głos nie zawahał mu się ani odrobinę, nie poczuł też zażenowania, gdy siłą rzeczy przypomniał sobie o paru incydentach, na które natknął się przez własną bezczelność i brak poszanowania dla cudzej prywatności. A nawet więcej – Hayden nawet w minimalnym stopniu nie czuł się winny zrujnowania całego klimatu.
To wyjaśniało, dlaczego któregoś dnia przyszło im się rozstać.
„Zajmę się tym potem.”
Wzruszył barkami, chcąc jej zakomunikować, że pranie jego podkoszulka było tylko zbędnym trudem. Jednocześnie było już trochę za późno, by odwieść Brendę od tego pomysłu. Ponadto, gdy ubranie wylądowało w misce, jego pozostanie tu na dłużej zostało przesądzone. W końcu nie miał przy sobie niczego na zmianę.
Pod wpływem delikatnego dotyku dziewczyny wyraźnie się rozluźnił, niemalże bezwiednie zwieszając ręce z kolan w dół, jakby przeczuwał, że nie było czego się obawiać, nawet jeśli w kontakcie z ręcznikiem odczuł nieprzyjemne pieczenie na obdartych knykciach. Wtedy ten ból był jeszcze niczym, za to chwilę później przerodził się w prawdziwe piekło.
― Kurwa! ― syknął przez zaciśnięte zęby, prostując się i trzepnął gwałtownie rękami, na których – przynajmniej jego zdaniem – znalazło się zdecydowanie za dużo substancji dezynfekującej. Co prawda, ból trwał tylko ułamek sekundy, a wyrzucona z siebie bluzga najwidoczniej ułatwiła jasnowłosemu poradzenie sobie z nim, bo zaraz pozwolił blondynce na owinięcie swoich dłoni bandażami.
Masz czego chciałeś, Alan.
― Prawie idealnie ― wymruczał kąśliwie, nie mogąc oszczędzić jej wypomnienia tego, że jeszcze powinna popracować nad delikatnością przy zabiegach albo opracować jakiś system uprzedzania przed najgorszym. ― Co to było? Cholerny spirytus? ― spytał, sięgając po buteleczkę z odkażającym płynem. Chociaż obrócił ją w palcach, nie poświęcił większej uwagi etykietce, zaraz wrzucając przedmiot z powrotem do apteczki. Cokolwiek to było – najważniejsze, że miał to już za sobą. Podnosząc się z wanny, zbadał palcami posiniaczone żebra i chociaż ich widok nie należał do najprzyjemniejszych, Hayden nie zamierzał skorzystać z zasobów jej zamrażarki, jednak koniec końców przyszło mu docenić jej troskę, nawet jeśli nie od dziś wiadomo było, że większość jego gestów nie miała żadnego znaczenia.
Ledwo widoczny uśmiech wykrzywił usta ciemnookiego, gdy ułożył rękę na wcięciu w talii Nadeline. Można było odnieść wrażenie, że łazienka nagle stała się zbyt ciasna dla ich dwojga. Dość znacząca różnica wzrostu zmusiła go do nachylenia się nad Fitchner, gdy postanowił przysunąć wargi do jej włosów.
Przez kilka sekund stał tak w kompletnym milczeniu, zanim rozleniwiony pomruk nie poprzedził perfidnego przypomnienia o obiecanej kolacji:
― Tylko zamów wołowinę.
Klepnął ją lekko w bok, prostując się i zwracając jej wymaganą przestrzeń osobistą, gdy skierował się w stronę drzwi, uznając, że tylko dzięki temu uda mu się uniknąć słowa sprzeciwu. Zatrzymał się jednak w progu, jakby nagle o czymś sobie przypomniał.
― Wtedy nie założę nic przez całą noc ― zakomunikował z niezmąconą pewnością siebie. Nawet nie musiał się odwracać. Już sam ton jego głosu świadczył o tym, że jego twarz znów zdobił ten sam co zawsze, łobuzerski grymas.
Niecałą minutę później już siedział na kanapie, wpatrując się w ekran telewizora, na którym właśnie rozgrywała się akcja jakiegoś serialu, z którym niekoniecznie był zaznajomiony, ale widok policjantów pochylających się nad martwym ciałem najwidoczniej przyciągnął go na tyle, że postanowił nie zmieniać kanału.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Czw Cze 01, 2017 7:28 pm
Czw Cze 01, 2017 7:28 pm
Już za długo miała styczność z tym człowiekiem, aby być w jakikolwiek sposób poruszona jego słowami. Kącik jej ust drgnął delikatnie ku górze, czemu towarzyszyło ledwo widoczne przewrócenie oczami. W tych swoich kąśliwych uwagach Alan miał mimo wszystko trochę racji. Oboje dobrze wiedzieli w jakim celu mieszkanie Brendy odwiedzają różne osoby, ale nie czuła zawstydzenia czy zażenowania tym, że jej to właśnie wytknięto.
- Wyjątkowym może i tak, ale nie jedynym. - odpowiedziała ze stoickim spokojem, posyłając mu wyjątkowo miły uśmiech i na tę jedną chwilę podnosząc na niego wzrok. - Jeśli chcesz, mogę poczytać Ci później jedną książkę. - zaproponowała bez cienia żadnej sugestii, choć gdzieś tam w głębi ona była. Teraz ze sobą nie sypiają, ale jednorazowej przygody by blondynowi nie odmówiła. Sama inicjować też niczego nie zamierza, bo szanuje cudze decyzje.
Trochę się rozpędziła z tym praniem, jednakże nie pozwoli mu wyjść w koszulce w takim stanie. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz będzie u siebie doprowadzać go do porządku. Czasem wydaje się to dość denerwujące. Prawie jakby była niańką, tyle że ma do czynienia z dorosłym mężczyzną, któremu nie przemówi do rozsądku szlabanem albo konfiskatą słodyczy. Trafiła na trochę wyższy poziom, z którym jakoś musi dać sobie radę.
Starała się być delikatna, ale nic nie mogła poradzić na pieczenie, które wywołuje środek dezynfekujący. Myślała, że Paige zniesie to z zimną krwią, ale i tak dobrze, że skończyło się na lekkim poruszeniu i bluzgach. Cmoknęła z rezygnacją i dokończyła opatrywanie tych biednych dłoni, ignorując zaraz komentarz ich właściciela.
- Specjalnie dla Ciebie: woda z solą. - udzieliła pełnej złośliwości odpowiedzi, patrząc jak obraca w palcach białą buteleczkę. Kiedy odłożył ją na miejsce, zamknęła apteczkę i schowała ją do szafki, odwracając się następnie przodem do swojego gościa. Chciała coś dodać, ale nagła bliskość skutecznie zamknęła jej usta. Można było również dostrzec delikatnie zaróżowione policzki Irlandki, ale nie był to efekt zawstydzenia czy skrępowania. Broń boże. To po prostu jedna z tych rzeczy, których Brenda nie potrafi kontrolować w swoim ciele. Przygryzła minimalnie dolną wargę, nie robiąc nic więcej. Potraktowała to jako podziękowanie i tyle.
- Jasne. Jakieś konkretne upodobania? - spytała, zadzierając lekko podbródek by na niego spojrzeć, po czym skierowała się za nim ku drzwiom. Ten przystanek w progu nie był jej na rękę, a więc odpowiednio zareagowała. Klepnęła go w tyłek, jakby chciała w ten sposób dać mu do zrozumienia, że ma usunąć się z przejścia, zaraz przyjmując trochę spanikowany wyraz twarzy w reakcji na jego kolejne słowa.
- Chcesz wystawić mnie na pokuszenie? - rzuciła z lekkim wyrzutem, jakby rzeczywiście się obawiała, że widok półnagiego mężczyzny może zostawić trwały ślad na jej psychice. A przecież było wiadome, że sama mogłaby paradować nago bez grama wstydu.
Po opuszczeniu łazienki odnalazła prędko swój telefon i usiadła na stołku przy wysepce kuchennej, mogąc stamtąd przy okazji poobserwować Alana na swojej szarej kanapie. Podczas wyszukiwania odpowiedniego kontaktu uświadomiła sobie, że gdyby potrafiła zaufać ludziom, to zapewne blondyn już dawno dostałby komplet kluczy do jej mieszkania. Zdążyła się przyzwyczaić do tego, że wpada bez zaproszenia kiedy tylko chce, zostaje na ile tylko chce i czuje się u niej jak u siebie. Prawie jakby miała współlokatora, którego mimo wszystko trochę więcej nie ma niż jest. No i którego utrzymuje.
Chwilę później wykonała telefon do chińskiej knajpki, czynnej całą dobę, zamawiając im dość późną kolację, a potem zaszła do sypialni by zmienić spodnie na wygodne leginsy, skoro już wychodzić nie będą. Z cichym ziewnięciem wróciła i dołączyła do Hayden'a na kanapie, kładąc poduszkę na jego kolanach, a potem układając tam głowę, znajdując sobie w ten sposób całkiem wygodne miejsce do spoczynku.
- Pół godziny. - mruknęła, chowając część twarzy w miękkim materiale, informując w ten sposób o czasie oczekiwania na posiłek. Ten dzień był długi, a zmęczenie dopiero dało o sobie znać, dopiero wtedy gdy się położyła, dając chwilę wytchnienia swoim mięśniom. Miała tylko nadzieję, że przypadkiem nie zaśnie, zanim dowiozą im jedzenie.
- Wyjątkowym może i tak, ale nie jedynym. - odpowiedziała ze stoickim spokojem, posyłając mu wyjątkowo miły uśmiech i na tę jedną chwilę podnosząc na niego wzrok. - Jeśli chcesz, mogę poczytać Ci później jedną książkę. - zaproponowała bez cienia żadnej sugestii, choć gdzieś tam w głębi ona była. Teraz ze sobą nie sypiają, ale jednorazowej przygody by blondynowi nie odmówiła. Sama inicjować też niczego nie zamierza, bo szanuje cudze decyzje.
Trochę się rozpędziła z tym praniem, jednakże nie pozwoli mu wyjść w koszulce w takim stanie. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz będzie u siebie doprowadzać go do porządku. Czasem wydaje się to dość denerwujące. Prawie jakby była niańką, tyle że ma do czynienia z dorosłym mężczyzną, któremu nie przemówi do rozsądku szlabanem albo konfiskatą słodyczy. Trafiła na trochę wyższy poziom, z którym jakoś musi dać sobie radę.
Starała się być delikatna, ale nic nie mogła poradzić na pieczenie, które wywołuje środek dezynfekujący. Myślała, że Paige zniesie to z zimną krwią, ale i tak dobrze, że skończyło się na lekkim poruszeniu i bluzgach. Cmoknęła z rezygnacją i dokończyła opatrywanie tych biednych dłoni, ignorując zaraz komentarz ich właściciela.
- Specjalnie dla Ciebie: woda z solą. - udzieliła pełnej złośliwości odpowiedzi, patrząc jak obraca w palcach białą buteleczkę. Kiedy odłożył ją na miejsce, zamknęła apteczkę i schowała ją do szafki, odwracając się następnie przodem do swojego gościa. Chciała coś dodać, ale nagła bliskość skutecznie zamknęła jej usta. Można było również dostrzec delikatnie zaróżowione policzki Irlandki, ale nie był to efekt zawstydzenia czy skrępowania. Broń boże. To po prostu jedna z tych rzeczy, których Brenda nie potrafi kontrolować w swoim ciele. Przygryzła minimalnie dolną wargę, nie robiąc nic więcej. Potraktowała to jako podziękowanie i tyle.
- Jasne. Jakieś konkretne upodobania? - spytała, zadzierając lekko podbródek by na niego spojrzeć, po czym skierowała się za nim ku drzwiom. Ten przystanek w progu nie był jej na rękę, a więc odpowiednio zareagowała. Klepnęła go w tyłek, jakby chciała w ten sposób dać mu do zrozumienia, że ma usunąć się z przejścia, zaraz przyjmując trochę spanikowany wyraz twarzy w reakcji na jego kolejne słowa.
- Chcesz wystawić mnie na pokuszenie? - rzuciła z lekkim wyrzutem, jakby rzeczywiście się obawiała, że widok półnagiego mężczyzny może zostawić trwały ślad na jej psychice. A przecież było wiadome, że sama mogłaby paradować nago bez grama wstydu.
Po opuszczeniu łazienki odnalazła prędko swój telefon i usiadła na stołku przy wysepce kuchennej, mogąc stamtąd przy okazji poobserwować Alana na swojej szarej kanapie. Podczas wyszukiwania odpowiedniego kontaktu uświadomiła sobie, że gdyby potrafiła zaufać ludziom, to zapewne blondyn już dawno dostałby komplet kluczy do jej mieszkania. Zdążyła się przyzwyczaić do tego, że wpada bez zaproszenia kiedy tylko chce, zostaje na ile tylko chce i czuje się u niej jak u siebie. Prawie jakby miała współlokatora, którego mimo wszystko trochę więcej nie ma niż jest. No i którego utrzymuje.
Chwilę później wykonała telefon do chińskiej knajpki, czynnej całą dobę, zamawiając im dość późną kolację, a potem zaszła do sypialni by zmienić spodnie na wygodne leginsy, skoro już wychodzić nie będą. Z cichym ziewnięciem wróciła i dołączyła do Hayden'a na kanapie, kładąc poduszkę na jego kolanach, a potem układając tam głowę, znajdując sobie w ten sposób całkiem wygodne miejsce do spoczynku.
- Pół godziny. - mruknęła, chowając część twarzy w miękkim materiale, informując w ten sposób o czasie oczekiwania na posiłek. Ten dzień był długi, a zmęczenie dopiero dało o sobie znać, dopiero wtedy gdy się położyła, dając chwilę wytchnienia swoim mięśniom. Miała tylko nadzieję, że przypadkiem nie zaśnie, zanim dowiozą im jedzenie.
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Nie Cze 04, 2017 10:36 pm
Nie Cze 04, 2017 10:36 pm
― Shhh ― wtrącił nagle, unosząc palec wskazujący w uciszającym geście. Przeciągły, szumiący odgłos, który przecisnął się przez zęby Haydena częściowo zagłuszył słowa Brendy, bo taki był plan. Wjechałem do tunelu, nie słyszę cię. ― Zrozumiałem. Jestem wyjątkowy. To w zupełności wystarczy ― dodał zaraz, jakby rzeczywiście nie dosłyszał reszty zdania, choć zdawał sobie sprawę, że nie był jedynym – w końcu wielokrotnie akceptował ten fakt, nawet gdy powinien był bronić swojego terytorium, zamiast godzić się na luźne skoki w bok. Jednak ignorancja i lekkie podejście były o wiele wygodniejsze i znacznie bardziej odpowiadały jego usposobieniu, które jeszcze nie zostało strute przez negatywne emocje. ― Poczytać, mówisz. ― Cmoknął pod nosem, unosząc wzrok w zastanowieniu. Biorąc pod uwagę, na jakie tory schodziła ich rozmowa, powinien z łatwością wyczuć tę drobną aluzję. ― Tylko jeśli to dobra książka. Nie mogę ci obiecać, że nie zasnę. Mam wrażenie, że nie spałem już od wieków ― wymruczał, a na koniec jego usta mimowolnie rozdziawiły się w szerokim ziewnięciu, co doprowadziło do drastycznego przeciągnięcia ostatniego słowa. Choć równie dobrze mógłby uznać to za lekturę na dobranoc.
„Specjalnie dla Ciebie: woda z solą.”
Parsknął krótko, kręcąc głową w geście dezaprobaty. W jego reakcji nie było rozbawienia – możliwe, że dlatego, że wcześniejszy ból uzmysłowił mu, że wykorzystanie na nim wody z solą było całkiem prawdopodobne. Nigdy nie próbował przypisywać Fitchner sadystycznej strony, ale – kto wie – może pod tą otoczką bezinteresowności i opiekuńczości, szukała zemsty.
― A ja ci ufałem ― rzucił pod nosem z udawanym wyrzutem, mierzwiąc włosy z tyłu głowy. Obraz pokrzywdzonego chłopca zniknął równie szybko, co się pojawił – całe szczęście, że aktorstwo tak szybko nużyło Paige'a. Co z tego, że jego prawdziwe „ja” – wiecznie łakome i leniwe – nie każdemu odpowiadało. ― Nie. Możesz mnie zaskoczyć. ― Wzruszył barkami, nie przywiązując większej wagi do klepnięcia. Choć tak swawolny gest dla wielu mógłby wydawać się skandaliczny, Alan podszedł do niego nie inaczej, jak do zwyczajnego klepnięcia w ramię. ― Wiesz, że nie jestem wybredny.
„Chcesz wystawić mnie na pokuszenie?”
― Zawsze i wszędzie. Słyszałem, że wiele z was męczy się, gdy nie może oprzeć się byłemu. Potraktuj to jako karę za wodę z solą, mała ― odgryzł się i stuknął ją lekko palcem wskazującym w czoło w pobłażliwym geście. Zadarł przy tym nieznacznie podbródek, choć nie musiał tego robić, by patrzeć na nią z góry. Wiedział jednak, że dla Nadeline bez wątpienia nie była to żadna kara, a ciemnooki z kolei czerpał jakąś drobną satysfakcję z tego, że nawet poobijany – a może i zwłaszcza wtedy – podobał się innym. Zresztą komu by to nie odpowiadało?
Powinieneś się wreszcie zdecydować. A najlepiej ustatkować.
Daniel? Co ty tu robisz?
Bardzo śmieszne.
Odłożył pilot na bok, osuwając się wygodniej na kanapie. Nie przysłuchiwał się składanemu zamówieniu, bo wystarczyło samo to, że blondynka nie zignorowała wcześniejszej obietnicy. A gdy tylko wróciła i ułożyła głowę na jego kolanach, zupełnie odruchowo wsunął palce w jej włosy i zaczął przesuwać nimi w tę i z powrotem w pieszczotliwym geście.
― Świetnie. Jest szansa, że nie umrę z głodu. ― Uniósł kącik ust w półuśmiechu, nie odrywając wzroku od telewizora. Dzięki rozgrywającej się akcji, wcześniejszy grymas ustąpił miejsca skupieniu, jednak to stopniowo zaczynało przybierać formę rezygnacji. ― Widać, że nie za bardzo zależało im na elemencie zaskoczenia. Od razu wiadomo, kto zabił, skoro za każdym razem pokazują jego podejrzaną gębę ― stwierdził, uznając, że skoro on – ktoś, kto rzadko oglądał cokolwiek – był w stanie dostrzec podobne sygnały, to na pewno producenci zjebali na całej linii.
„Specjalnie dla Ciebie: woda z solą.”
Parsknął krótko, kręcąc głową w geście dezaprobaty. W jego reakcji nie było rozbawienia – możliwe, że dlatego, że wcześniejszy ból uzmysłowił mu, że wykorzystanie na nim wody z solą było całkiem prawdopodobne. Nigdy nie próbował przypisywać Fitchner sadystycznej strony, ale – kto wie – może pod tą otoczką bezinteresowności i opiekuńczości, szukała zemsty.
― A ja ci ufałem ― rzucił pod nosem z udawanym wyrzutem, mierzwiąc włosy z tyłu głowy. Obraz pokrzywdzonego chłopca zniknął równie szybko, co się pojawił – całe szczęście, że aktorstwo tak szybko nużyło Paige'a. Co z tego, że jego prawdziwe „ja” – wiecznie łakome i leniwe – nie każdemu odpowiadało. ― Nie. Możesz mnie zaskoczyć. ― Wzruszył barkami, nie przywiązując większej wagi do klepnięcia. Choć tak swawolny gest dla wielu mógłby wydawać się skandaliczny, Alan podszedł do niego nie inaczej, jak do zwyczajnego klepnięcia w ramię. ― Wiesz, że nie jestem wybredny.
„Chcesz wystawić mnie na pokuszenie?”
― Zawsze i wszędzie. Słyszałem, że wiele z was męczy się, gdy nie może oprzeć się byłemu. Potraktuj to jako karę za wodę z solą, mała ― odgryzł się i stuknął ją lekko palcem wskazującym w czoło w pobłażliwym geście. Zadarł przy tym nieznacznie podbródek, choć nie musiał tego robić, by patrzeć na nią z góry. Wiedział jednak, że dla Nadeline bez wątpienia nie była to żadna kara, a ciemnooki z kolei czerpał jakąś drobną satysfakcję z tego, że nawet poobijany – a może i zwłaszcza wtedy – podobał się innym. Zresztą komu by to nie odpowiadało?
Powinieneś się wreszcie zdecydować. A najlepiej ustatkować.
Daniel? Co ty tu robisz?
Bardzo śmieszne.
Odłożył pilot na bok, osuwając się wygodniej na kanapie. Nie przysłuchiwał się składanemu zamówieniu, bo wystarczyło samo to, że blondynka nie zignorowała wcześniejszej obietnicy. A gdy tylko wróciła i ułożyła głowę na jego kolanach, zupełnie odruchowo wsunął palce w jej włosy i zaczął przesuwać nimi w tę i z powrotem w pieszczotliwym geście.
― Świetnie. Jest szansa, że nie umrę z głodu. ― Uniósł kącik ust w półuśmiechu, nie odrywając wzroku od telewizora. Dzięki rozgrywającej się akcji, wcześniejszy grymas ustąpił miejsca skupieniu, jednak to stopniowo zaczynało przybierać formę rezygnacji. ― Widać, że nie za bardzo zależało im na elemencie zaskoczenia. Od razu wiadomo, kto zabił, skoro za każdym razem pokazują jego podejrzaną gębę ― stwierdził, uznając, że skoro on – ktoś, kto rzadko oglądał cokolwiek – był w stanie dostrzec podobne sygnały, to na pewno producenci zjebali na całej linii.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Sro Cze 07, 2017 4:54 pm
Sro Cze 07, 2017 4:54 pm
Postanowiła nie komentować tego uciszenia, będąc już przyzwyczajona do akceptowania przez blondyna jedynie samych pochwał. Wspaniały Alan Paige - prawie chodzący ideał. Czy tak właśnie o sobie myślał? Często takie sprawiał wrażenie, ale to nie oznaczało, że faktycznie ego już dawno go przerosło. Dlatego też Brenda się całkowicie nie przejmowała. Nie brała do siebie tego co mówił, ani nie traktowała go jak najdroższy diament. Rozpieszczanie ludzi zupełnie nie było w jej stylu i bez względu na to czy się komuś to podobało, czy nie - musiał to zaakceptować.
- Wątpisz w mój gust? Wybieram tylko dobre książki. Inaczej sama już dawno zanudziłabym się na śmierć. - pomijając oczywiście te, na których się zawiodła i sprzedała je zanim dotrwała do końca. Nie marnowała czasu na coś, co nie przyniosłoby satysfakcji. I dotyczyło to również ludzi.
- Nikt Cię nie nauczył, że z tym zaufaniem to tak.. no wiesz.. ostrożnie trzeba? - spojrzała na niego z lekkim politowaniem, układając dłonie na biodrach. Sama jedynie pojedynczym jednostkom potrafiła zaufać, ale tylko w niektórych kwestiach. Cały czas życie przypomina jej, że nie warto wierzyć w każde usłyszane słowo. Nawet czyny mogą nie być do końca szczere. Trochę ją to boli. Powoduje, że nigdy nie będzie taką osobą, jaką widzą w niej dziadkowie.
- Wiem. - mruknęła z ledwo widocznym przytaknięciem głowy, zastanawiając się w tej samej chwili na co ona ma właściwie ochotę. Uwielbia jedzenie i sama nie jest wybredna, zwłaszcza jeśli mowa o posiłku, więc tym trudniej jest się na coś zdecydować. Może przemiła pani po drugiej stronie telefonu doradzi.
- No, dla mnie to naprawdę straszna kara. - rzuciła ironicznie, choć wyraz twarzy miała śmiertelnie poważny. Już nie chciała poruszać tematu byłego, ani zwracać uwagi na małą. Lepiej skupić się na luźniejszej rozmowie, skoro było późno, a głód potrafił po jakimś czasie rozdrażnić człowieka. Tylko sprzeczek jej dzisiejszego dnia było potrzeba.
Skrzywiła się delikatnie i pomasowała palcami miejsce, w które została chwilę temu stuknięta. Co prawda nie bolało, ale co by była z niej za kobieta, jeśli by nie wyolbrzymiła takiej pierdoły? Wstyd.
Po tym jak zamówiła wołowinę w sosie słodko-pikantnym z warzywami dla Alana i krewetki z makaronem dla siebie, mogła w końcu rozpuścić włosy i dać im trochę odetchnąć. Zazwyczaj nie lubiła ich wiązać, ale poza domem potrafiły być naprawdę upierdliwe, zwłaszcza gdy na dworze panowało okropne wietrzysko.
Chwilę później nawet ucieszyła się, że uwolniła je zanim położyła się na kanapie. Pod wpływem dotyku dłoni Paige'a przymknęła powieki i zwykłą biernością pozwoliła na bawienie się jej włosami.
- No wiesz! Umrzeć z głodu w moim domu? Pierwszy raz tu jesteś? - prychnęła, czując się oburzona takim stwierdzeniem. Zaraz jednak skupiła się na ekranie telewizora, bo padło kilka strzałów. - A czego się spodziewałeś na tym beznadziejnym kanale? - mruknęła, obracając się na plecy i spoglądając na niego z dołu. - Chociaż nie wiem czy o tej porze znajdziesz coś lepszego. - dodała, mówiąc odrobinę ciszej, jakby bojąc się, że ktoś inny może to usłyszeć. Wyciągnęła rękę i musnęła ledwo co palcami obity policzek blondyna, przygryzając mimowolnie dolną wargę. - Powinieneś mimo wszystko przyłożyć lód. - cofnęła dłoń i ułożyła ją na brzuchu, przeklinając w uchu cudzą upartość.
- Wątpisz w mój gust? Wybieram tylko dobre książki. Inaczej sama już dawno zanudziłabym się na śmierć. - pomijając oczywiście te, na których się zawiodła i sprzedała je zanim dotrwała do końca. Nie marnowała czasu na coś, co nie przyniosłoby satysfakcji. I dotyczyło to również ludzi.
- Nikt Cię nie nauczył, że z tym zaufaniem to tak.. no wiesz.. ostrożnie trzeba? - spojrzała na niego z lekkim politowaniem, układając dłonie na biodrach. Sama jedynie pojedynczym jednostkom potrafiła zaufać, ale tylko w niektórych kwestiach. Cały czas życie przypomina jej, że nie warto wierzyć w każde usłyszane słowo. Nawet czyny mogą nie być do końca szczere. Trochę ją to boli. Powoduje, że nigdy nie będzie taką osobą, jaką widzą w niej dziadkowie.
- Wiem. - mruknęła z ledwo widocznym przytaknięciem głowy, zastanawiając się w tej samej chwili na co ona ma właściwie ochotę. Uwielbia jedzenie i sama nie jest wybredna, zwłaszcza jeśli mowa o posiłku, więc tym trudniej jest się na coś zdecydować. Może przemiła pani po drugiej stronie telefonu doradzi.
- No, dla mnie to naprawdę straszna kara. - rzuciła ironicznie, choć wyraz twarzy miała śmiertelnie poważny. Już nie chciała poruszać tematu byłego, ani zwracać uwagi na małą. Lepiej skupić się na luźniejszej rozmowie, skoro było późno, a głód potrafił po jakimś czasie rozdrażnić człowieka. Tylko sprzeczek jej dzisiejszego dnia było potrzeba.
Skrzywiła się delikatnie i pomasowała palcami miejsce, w które została chwilę temu stuknięta. Co prawda nie bolało, ale co by była z niej za kobieta, jeśli by nie wyolbrzymiła takiej pierdoły? Wstyd.
Po tym jak zamówiła wołowinę w sosie słodko-pikantnym z warzywami dla Alana i krewetki z makaronem dla siebie, mogła w końcu rozpuścić włosy i dać im trochę odetchnąć. Zazwyczaj nie lubiła ich wiązać, ale poza domem potrafiły być naprawdę upierdliwe, zwłaszcza gdy na dworze panowało okropne wietrzysko.
Chwilę później nawet ucieszyła się, że uwolniła je zanim położyła się na kanapie. Pod wpływem dotyku dłoni Paige'a przymknęła powieki i zwykłą biernością pozwoliła na bawienie się jej włosami.
- No wiesz! Umrzeć z głodu w moim domu? Pierwszy raz tu jesteś? - prychnęła, czując się oburzona takim stwierdzeniem. Zaraz jednak skupiła się na ekranie telewizora, bo padło kilka strzałów. - A czego się spodziewałeś na tym beznadziejnym kanale? - mruknęła, obracając się na plecy i spoglądając na niego z dołu. - Chociaż nie wiem czy o tej porze znajdziesz coś lepszego. - dodała, mówiąc odrobinę ciszej, jakby bojąc się, że ktoś inny może to usłyszeć. Wyciągnęła rękę i musnęła ledwo co palcami obity policzek blondyna, przygryzając mimowolnie dolną wargę. - Powinieneś mimo wszystko przyłożyć lód. - cofnęła dłoń i ułożyła ją na brzuchu, przeklinając w uchu cudzą upartość.
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Sob Cze 10, 2017 1:45 pm
Sob Cze 10, 2017 1:45 pm
„Wątpisz w mój gust?”
― Każdemu zdarzają się złe wybory ― stwierdził – jak sądził – całkiem słusznie. Możliwe, że mówił to z doświadczenia, chociaż w tej chwili nie wyglądało na to, by zebrało mu się na ckliwe wspomnienia albo po prostu radził sobie aż za dobrze z życiowymi potknięciami. ― Pamiętam jedną z nich. Pewnie chciałaś poeksperymentować z nowym gatunkiem, ale ten główny bohater... Justin? A może Dustin? Jak mu było? ― Podrapał się po karku, mrużąc lekko powieki, gdy próbował przypomnieć sobie imię chłopaka, którego prawdopodobnie nawet nie poznał lub uznał, że nie było warte zapamiętania. ― No mniejsza. Ten sportowiec, któremu żel wrósł już we włosy. ― Pstryknął palcami, jakby właśnie ten krótki opis oddawał naturę opisywanej osoby w najlepszy sposób. Już na tym etapie można było odgadnąć, że tym razem nie chodziło o książkę, a Hayden zgrabnie połączył wcześniejsze tematy, rezygnując z bardziej subtelnych aluzji. ― Z uprzejmości udawałaś, że wcale tak głośno nie sapał? ― zaśmiał się krótko pod nosem, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, że musiał istnieć jakiś dobry powód, dla którego Fitchner popełniła ten błąd.
Nie tobie to oceniać, Alan.
Tylko się droczę.
Jasne.
Co nie zmieniało faktu, że w jego oczach tamten typ wydawał się być raczej aktem desperacji. Choć prawdopodobnie nie przypadli sobie do gustu w momencie, gdy Paige znalazł się w tym mieszkaniu o niewłaściwym czasie, chociaż – czego można się było po nim spodziewać – nie przejmował się tym, że tamtego dnia w mieszkaniu znalazła się jedna nadprogramowa osoba, czego nie można było powiedzieć o panu Jak-mu-było.
― Po twojej lekcji zapamiętam to na dobre ― zapewnił ją. I choć nie dodał niczego na głos, już samo spojrzenie ciemnych oczu chłopaka świadczyło o tym, że nie zamierzał pozostać dłużnym, by kiedyś odpłacić się jej z nawiązką. Rzecz w tym, że nie znała dnia ani godziny – blondyn z kolei potrafił być niebywale pamiętliwy, jeśli tylko tego chciał.
Jednak na dobrą sprawę przeważnie odsuwał na bok plany zemsty.
― Przed chwilą mówiłaś o uważaniu z zaufaniem. Kto wie czy któregoś dnia nie zastanę kłódki na lodówce. I magicznej szafce z przekąskami ― wymruczał, zadrapując lekko jej głowę w bardziej wyrazistym geście. Przymykające się oczy chłopaka świadczyły o tym, że nawet jego uspokajało bawienie się włosami. Względnie mógł być znudzony serialem. ― Mmm? Nie spodziewałem się niczego. Zwykle mam lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie na dupie przed telewizorem.
Przekręcił głowę na bok, odruchowo przysuwając się do muskających jego policzek palców. Zdawało się, że na jego ustach zamajaczył lekki uśmiech, choć w równie dobrze scena filmu w jaśniejszej scenerii mogła rzucić złudny cień na jego twarz.
― Skąd. Już mi lepiej. ― Chuchnął ciepłym powietrzem, które zapewne ledwo musnęło nagle odsuwającą się rękę. ― Po jakimś czasie już nawet tego nie czujesz. Widzisz? ― Machnął sugestywnie ręką w stronę ekranu, na którym właśnie rozcinano martwego już faceta. Czarny humor wyraźnie się go trzymał. ― To dopiero twardy zawodnik.
― Każdemu zdarzają się złe wybory ― stwierdził – jak sądził – całkiem słusznie. Możliwe, że mówił to z doświadczenia, chociaż w tej chwili nie wyglądało na to, by zebrało mu się na ckliwe wspomnienia albo po prostu radził sobie aż za dobrze z życiowymi potknięciami. ― Pamiętam jedną z nich. Pewnie chciałaś poeksperymentować z nowym gatunkiem, ale ten główny bohater... Justin? A może Dustin? Jak mu było? ― Podrapał się po karku, mrużąc lekko powieki, gdy próbował przypomnieć sobie imię chłopaka, którego prawdopodobnie nawet nie poznał lub uznał, że nie było warte zapamiętania. ― No mniejsza. Ten sportowiec, któremu żel wrósł już we włosy. ― Pstryknął palcami, jakby właśnie ten krótki opis oddawał naturę opisywanej osoby w najlepszy sposób. Już na tym etapie można było odgadnąć, że tym razem nie chodziło o książkę, a Hayden zgrabnie połączył wcześniejsze tematy, rezygnując z bardziej subtelnych aluzji. ― Z uprzejmości udawałaś, że wcale tak głośno nie sapał? ― zaśmiał się krótko pod nosem, nawet jeśli zdawał sobie sprawę z tego, że musiał istnieć jakiś dobry powód, dla którego Fitchner popełniła ten błąd.
Nie tobie to oceniać, Alan.
Tylko się droczę.
Jasne.
Co nie zmieniało faktu, że w jego oczach tamten typ wydawał się być raczej aktem desperacji. Choć prawdopodobnie nie przypadli sobie do gustu w momencie, gdy Paige znalazł się w tym mieszkaniu o niewłaściwym czasie, chociaż – czego można się było po nim spodziewać – nie przejmował się tym, że tamtego dnia w mieszkaniu znalazła się jedna nadprogramowa osoba, czego nie można było powiedzieć o panu Jak-mu-było.
― Po twojej lekcji zapamiętam to na dobre ― zapewnił ją. I choć nie dodał niczego na głos, już samo spojrzenie ciemnych oczu chłopaka świadczyło o tym, że nie zamierzał pozostać dłużnym, by kiedyś odpłacić się jej z nawiązką. Rzecz w tym, że nie znała dnia ani godziny – blondyn z kolei potrafił być niebywale pamiętliwy, jeśli tylko tego chciał.
Jednak na dobrą sprawę przeważnie odsuwał na bok plany zemsty.
― Przed chwilą mówiłaś o uważaniu z zaufaniem. Kto wie czy któregoś dnia nie zastanę kłódki na lodówce. I magicznej szafce z przekąskami ― wymruczał, zadrapując lekko jej głowę w bardziej wyrazistym geście. Przymykające się oczy chłopaka świadczyły o tym, że nawet jego uspokajało bawienie się włosami. Względnie mógł być znudzony serialem. ― Mmm? Nie spodziewałem się niczego. Zwykle mam lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie na dupie przed telewizorem.
Przekręcił głowę na bok, odruchowo przysuwając się do muskających jego policzek palców. Zdawało się, że na jego ustach zamajaczył lekki uśmiech, choć w równie dobrze scena filmu w jaśniejszej scenerii mogła rzucić złudny cień na jego twarz.
― Skąd. Już mi lepiej. ― Chuchnął ciepłym powietrzem, które zapewne ledwo musnęło nagle odsuwającą się rękę. ― Po jakimś czasie już nawet tego nie czujesz. Widzisz? ― Machnął sugestywnie ręką w stronę ekranu, na którym właśnie rozcinano martwego już faceta. Czarny humor wyraźnie się go trzymał. ― To dopiero twardy zawodnik.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Sob Cze 17, 2017 2:39 pm
Sob Cze 17, 2017 2:39 pm
Spojrzała na mężczyznę krzywo, zastanawiając się czy właśnie próbuje jej coś wytknąć. I jak się chwilę później zdążyła przekonać - nie myliła się. Przewróciła lekceważąco oczami, zakładając ręce na piersi.
- To nie był główny bohater, tylko postać przejściowa. Nie wnosiła kompletnie nic do fabuły. - rzuciła, zadzierając przy tym nos. Prawda była taka, że w życiu Brendy nie było głównego bohatera poza nią samą. Każdy pojawiał się na chwilę albo grał rolę drugoplanową. Podobno warto mieć kogoś ważnego, dla którego poświęci się swoje cele i marzenia. Ale ona nigdy nie czuła takiej potrzeby. Miała wartości, którymi się kierowała i to one dawały jej szczęście, a nie osoby, z którymi się spotykała. - To całkiem zabawne, że z całej tamtej sytuacji zapamiętałeś jego włosy. - chciała dodać coś jeszcze odnośnie siebie, ale uznała, że mogłoby to wyjść trochę dziwnie, więc sobie odpuściła. - Po alkoholu człowiek nie zwraca uwagi na wiele rzeczy. - usprawiedliwiła się tym, czym mogła. Możliwe, że tamtego dnia wypiła o jednego drinka za dużo. Przyznała się sama przed sobą do błędu, ale to nie powód by jej to wypominać na każdym kroku!
Z tym zaufaniem to było akurat różnie. Już sam fakt, że zwróciła na to uwagę Alanowi świadczył, że zrobiła dla niego wyjątek. Zazwyczaj zależy jej na tym aby druga osoba ufała jej bezgranicznie, gdzie ona odwdzięczała się praktycznie niczym. Może to była cecha wygodnego życia, a może urokliwego uśmiechu.
Zacisnęła usta w cienką linię, co poprzedziło ciche westchnięcie. Po blondynie mogła spodziewać się wszystkiego, ale też nie starała się być specjalnie przygotowana na różne niespodziewane akcje. Czasem wolała po prostu dać się zaskoczyć. W końcu nikt nie mówił, że musi się za każdym razem zawieść.
- Nie wierzę, że dobrałeś się nawet do tej szafki. Jesteś niemożliwy. - prychnęła, podnosząc się odrobinę, ale tylko na kilka sekund, by zaraz potem znów ułożyć się na jego kolanach. - Masz mnie za aż tak okrutną, by Ci to wszystko pozamykać? - spytała po chwili, nie trzymając zbyt długo urazy na tę szafkę. Przecież mogła się tego spodziewać po kimś, kto praktycznie ciągle jest głodny. - Tak? Co takiego na przykład? - mruknęła, mrużąc lekko powieki, zastanawiając się jakie Paige może mieć zajęcia, które wychodziłyby poza normę.
Przyglądała się przez chwilę jego twarzy, wątpiąc przez chwilę w szczerość jego słów, ale przecież to był Alan. Nie raz był w gorszym stanie. Podążyła spojrzeniem za jego ręką i zatrzymała je na ekranie telewizora.
- Aż tak Ci spieszno na tamten świat? - rzuciła trochę ironicznie, po czym podniosła się do siadu i krótko przeciągnęła. - Idę zająć się twoją koszulką. Nie narób mi bałaganu ani nie zaczepiaj szczurów. - oznajmiła, wstając z kanapy i zmierzając do łazienki, w której najpierw przepłukała biały materiał, a potem wrzuciła go do pralki aby mieć pewność, że nie zostanie śladu po plamie. W końcu krew nie była najłatwiejsza do usunięcia. Akurat gdy skończyła, po mieszkaniu rozbiegł się dzwonek do drzwi, więc złapała za portfel i poszła otworzyć, odbierając jedzenie i płacąc. Odwieczną zasadą w jej domu było, że jeśli coś zamawiano tutaj, to ona stawiała, bez względu na koszt. Mogła sobie na to pozwolić, a dzielenie rachunku wydawało jej się nawet trochę niegrzeczne w takim przypadku.
- Wolisz pałeczki czy widelec? - spytała, stawiając reklamówkę z pudełkami na blacie wysepki, które zaraz rozpakowała. Otworzyła jedno z nich, chcąc odpowiednie przekazać Alanowi, czemu towarzyszył lekki ścisk żołądka. Nie spodziewała się, że sam zapach ciepłego jedzenia tak bardzo podsyci jej głód.
- To nie był główny bohater, tylko postać przejściowa. Nie wnosiła kompletnie nic do fabuły. - rzuciła, zadzierając przy tym nos. Prawda była taka, że w życiu Brendy nie było głównego bohatera poza nią samą. Każdy pojawiał się na chwilę albo grał rolę drugoplanową. Podobno warto mieć kogoś ważnego, dla którego poświęci się swoje cele i marzenia. Ale ona nigdy nie czuła takiej potrzeby. Miała wartości, którymi się kierowała i to one dawały jej szczęście, a nie osoby, z którymi się spotykała. - To całkiem zabawne, że z całej tamtej sytuacji zapamiętałeś jego włosy. - chciała dodać coś jeszcze odnośnie siebie, ale uznała, że mogłoby to wyjść trochę dziwnie, więc sobie odpuściła. - Po alkoholu człowiek nie zwraca uwagi na wiele rzeczy. - usprawiedliwiła się tym, czym mogła. Możliwe, że tamtego dnia wypiła o jednego drinka za dużo. Przyznała się sama przed sobą do błędu, ale to nie powód by jej to wypominać na każdym kroku!
Z tym zaufaniem to było akurat różnie. Już sam fakt, że zwróciła na to uwagę Alanowi świadczył, że zrobiła dla niego wyjątek. Zazwyczaj zależy jej na tym aby druga osoba ufała jej bezgranicznie, gdzie ona odwdzięczała się praktycznie niczym. Może to była cecha wygodnego życia, a może urokliwego uśmiechu.
Zacisnęła usta w cienką linię, co poprzedziło ciche westchnięcie. Po blondynie mogła spodziewać się wszystkiego, ale też nie starała się być specjalnie przygotowana na różne niespodziewane akcje. Czasem wolała po prostu dać się zaskoczyć. W końcu nikt nie mówił, że musi się za każdym razem zawieść.
- Nie wierzę, że dobrałeś się nawet do tej szafki. Jesteś niemożliwy. - prychnęła, podnosząc się odrobinę, ale tylko na kilka sekund, by zaraz potem znów ułożyć się na jego kolanach. - Masz mnie za aż tak okrutną, by Ci to wszystko pozamykać? - spytała po chwili, nie trzymając zbyt długo urazy na tę szafkę. Przecież mogła się tego spodziewać po kimś, kto praktycznie ciągle jest głodny. - Tak? Co takiego na przykład? - mruknęła, mrużąc lekko powieki, zastanawiając się jakie Paige może mieć zajęcia, które wychodziłyby poza normę.
Przyglądała się przez chwilę jego twarzy, wątpiąc przez chwilę w szczerość jego słów, ale przecież to był Alan. Nie raz był w gorszym stanie. Podążyła spojrzeniem za jego ręką i zatrzymała je na ekranie telewizora.
- Aż tak Ci spieszno na tamten świat? - rzuciła trochę ironicznie, po czym podniosła się do siadu i krótko przeciągnęła. - Idę zająć się twoją koszulką. Nie narób mi bałaganu ani nie zaczepiaj szczurów. - oznajmiła, wstając z kanapy i zmierzając do łazienki, w której najpierw przepłukała biały materiał, a potem wrzuciła go do pralki aby mieć pewność, że nie zostanie śladu po plamie. W końcu krew nie była najłatwiejsza do usunięcia. Akurat gdy skończyła, po mieszkaniu rozbiegł się dzwonek do drzwi, więc złapała za portfel i poszła otworzyć, odbierając jedzenie i płacąc. Odwieczną zasadą w jej domu było, że jeśli coś zamawiano tutaj, to ona stawiała, bez względu na koszt. Mogła sobie na to pozwolić, a dzielenie rachunku wydawało jej się nawet trochę niegrzeczne w takim przypadku.
- Wolisz pałeczki czy widelec? - spytała, stawiając reklamówkę z pudełkami na blacie wysepki, które zaraz rozpakowała. Otworzyła jedno z nich, chcąc odpowiednie przekazać Alanowi, czemu towarzyszył lekki ścisk żołądka. Nie spodziewała się, że sam zapach ciepłego jedzenia tak bardzo podsyci jej głód.
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Nie Cze 18, 2017 11:17 am
Nie Cze 18, 2017 11:17 am
― I to, że był głośniejszy od ciebie ― poprawił ją, choć nie próbował się usprawiedliwiać. Zasadniczo nie czuł się źle z faktem, że w większej mierze puścił w niepamięć tę sytuację. Zastawanie Brendy z kimś innym z czasem stało się rutyną dla dni, w których postanowił ją odwiedzić, jednak nie Paige'owi było oceniać, czy świadczyło to o niej dobrze czy źle. Tryb życia blondyna nie różnił się wiele od trybu życia Fitchner – poza tym, że nikt jeszcze nie miał okazji znaleźć się w jego domu, co stawiało pewną wyraźną granicę między nim, a „postaciami przejściowymi” jego własnej fabuły. ― To nie ja miałem okazję poznać go bliżej, więc to chyba jasne, że nie wyłapałem niczego bardziej wartego zapamiętania ― w zupełnie naturalny sposób wplótł podtekst do swojej wypowiedzi, by na koniec rozłożyć bezradnie ręce. Nie żeby jej zazdrościł, biorąc pod uwagę, że nie narzekał na brak rozrywki ze strony innych ludzi.
Wybierasz sobie kiepskich znajomych.
„Nie wierzę, że dobrałeś się nawet do tej szafki.”
― Nie wierzę, że wątpiłaś w to, że się do niej dobiorę. ― Uniósł brwi w udawanym zaskoczeniu, jednak w jego oczach już teraz lśniło rozbawienie. ― Heeej, chyba nie myślałaś, że te ciastka i paluszki zjadły się same? ― parsknął krótko i stuknął ją lekko palcem w podbródek, zdradzając swoje pobłażliwe podejście dla jej naiwności, nawet jeśli udawanej. Bo kto nie spodziewałby się po Haydenie tego, że dorwie się do wszystkich szafek, gdy już poczuje się jak u siebie w domu? ― I nie mam, ale miło by było, gdybyś była tak okrutna dla innych. Wiesz o co mi chodzi. ― Zatoczył dłonią niedbałe koło, jakby tym samym miał z powietrza wyczarować całe wyjaśnienie. Nie potrzebował go jednak – to chyba jasne, że nie chciał, by w tym mieszkaniu zjawiła się jakaś nędzna imitacja Alana Paige'a, która także odznaczałaby się tym niezdrowym apetytem. Tym bardziej, że to jasnowłosy był tutaj pierwszy.
Nie masz prawa własności do jej rzeczy.
„Tak? Co takiego na przykład?”
― No weź. Jest tego tak dużo, że nie skończyłbym wymieniać do jutra ― odparł marudnie, jednak na jego ustach zagościł złośliwy uśmiech, gdy dostrzegł, że dziewczyna przyglądała mu się uważniej. Prawdopodobnie już z samego wyrazu jej twarzy wyczytał, co miała na myśli, dlatego odruchowo pokręcił głową, jakby chciał uświadomić jej, że nie tylko pakowanie się w kłopoty było jego hobby, chociaż na pewno było nieodłączną częścią jego zainteresowań, z których – jak twierdzili niektórzy – jeszcze nie wyrósł.
― Nie jest mi spieszno. Nie zapominajmy, że ktoś właśnie przygotowuje mi kolację ― wymruczał żartobliwie, wyciągając ramię na oparciu kanapy. Przynajmniej miał w życiu jakieś priorytety, którymi się kierował i które jeszcze utrzymywały go przy życiu. Niektórym zależało na miłości, innym na bogactwie, a jemu na tym, by nie zgłodnieć.
Proste.
„Nie narób mi bałaganu ani nie zaczepiaj szczurów.”
― Ta jest.
Zasalutował niedbale. W gruncie rzeczy i tak nie zamierzał ruszać się z miejsca, dlatego gdy Nadeline wróciła do pokoju z papierowymi kubełkami z jedzeniem, ciemnooki nadal znajdował się na kanapie, bez zainteresowania wpatrując się w ekran telewizora, od którego oderwał się, gdy ciepły zapach smażonej potrawy wdarł się do jego nosa.
― Pałeczki.
Widelce były dla frajerów.
Złapał za podane mu danie, podciągając nogi na kanapę, by usiąść na niej po turecku. Tak było mu znacznie wygodniej. Zaciągnął się zapachem parującej jeszcze potrawy, wydając z siebie przeciągły pomruk. Już wtedy wiedział, że był to dobry wybór. Ułożywszy pałeczki w palcach, zatopił je w poskręcanym makaronie, a przysunąwszy pudełko bliżej ust, wziął pierwszy kęs.
― Przywołuje wspomnienia ― stwierdził zaraz po tym, gdy przełknął pierwszą porcję. ― W sensie kiedyś szlajałem się po ulicy po bójce i znalazł mnie nauczyciel. Mówię ci, był to jeden z dziwniejszych wieczorów. ― Zaczął brodzić pałeczkami w gorącym daniu, chcąc je nieco ostudzić. ― Nie byłem w aż tak kiepskim stanie, a on niespecjalnie mnie lubił, jednak mimo tego uznał, że zabierze mnie do siebie, żebym doprowadził się do porządku. Wtedy też zamówił chińszczyznę i tak sobie przypomniałem, że nie był człowiekiem z najmocniejszą głową ― rzucił rozbawiony i znów wpakował sobie makaron do ust. Był to ten moment, w którym nie wiadomo, czy zamierzał rozwinąć historię czy jednak już ją zakończył. Czy zakończyła się w sposób, o którym mogła pomyśleć sobie jasnowłosa czy jednak miała inny – bardziej irracjonalny i nieoczekiwany – przebieg.
Wybierasz sobie kiepskich znajomych.
„Nie wierzę, że dobrałeś się nawet do tej szafki.”
― Nie wierzę, że wątpiłaś w to, że się do niej dobiorę. ― Uniósł brwi w udawanym zaskoczeniu, jednak w jego oczach już teraz lśniło rozbawienie. ― Heeej, chyba nie myślałaś, że te ciastka i paluszki zjadły się same? ― parsknął krótko i stuknął ją lekko palcem w podbródek, zdradzając swoje pobłażliwe podejście dla jej naiwności, nawet jeśli udawanej. Bo kto nie spodziewałby się po Haydenie tego, że dorwie się do wszystkich szafek, gdy już poczuje się jak u siebie w domu? ― I nie mam, ale miło by było, gdybyś była tak okrutna dla innych. Wiesz o co mi chodzi. ― Zatoczył dłonią niedbałe koło, jakby tym samym miał z powietrza wyczarować całe wyjaśnienie. Nie potrzebował go jednak – to chyba jasne, że nie chciał, by w tym mieszkaniu zjawiła się jakaś nędzna imitacja Alana Paige'a, która także odznaczałaby się tym niezdrowym apetytem. Tym bardziej, że to jasnowłosy był tutaj pierwszy.
Nie masz prawa własności do jej rzeczy.
„Tak? Co takiego na przykład?”
― No weź. Jest tego tak dużo, że nie skończyłbym wymieniać do jutra ― odparł marudnie, jednak na jego ustach zagościł złośliwy uśmiech, gdy dostrzegł, że dziewczyna przyglądała mu się uważniej. Prawdopodobnie już z samego wyrazu jej twarzy wyczytał, co miała na myśli, dlatego odruchowo pokręcił głową, jakby chciał uświadomić jej, że nie tylko pakowanie się w kłopoty było jego hobby, chociaż na pewno było nieodłączną częścią jego zainteresowań, z których – jak twierdzili niektórzy – jeszcze nie wyrósł.
― Nie jest mi spieszno. Nie zapominajmy, że ktoś właśnie przygotowuje mi kolację ― wymruczał żartobliwie, wyciągając ramię na oparciu kanapy. Przynajmniej miał w życiu jakieś priorytety, którymi się kierował i które jeszcze utrzymywały go przy życiu. Niektórym zależało na miłości, innym na bogactwie, a jemu na tym, by nie zgłodnieć.
Proste.
„Nie narób mi bałaganu ani nie zaczepiaj szczurów.”
― Ta jest.
Zasalutował niedbale. W gruncie rzeczy i tak nie zamierzał ruszać się z miejsca, dlatego gdy Nadeline wróciła do pokoju z papierowymi kubełkami z jedzeniem, ciemnooki nadal znajdował się na kanapie, bez zainteresowania wpatrując się w ekran telewizora, od którego oderwał się, gdy ciepły zapach smażonej potrawy wdarł się do jego nosa.
― Pałeczki.
Widelce były dla frajerów.
Złapał za podane mu danie, podciągając nogi na kanapę, by usiąść na niej po turecku. Tak było mu znacznie wygodniej. Zaciągnął się zapachem parującej jeszcze potrawy, wydając z siebie przeciągły pomruk. Już wtedy wiedział, że był to dobry wybór. Ułożywszy pałeczki w palcach, zatopił je w poskręcanym makaronie, a przysunąwszy pudełko bliżej ust, wziął pierwszy kęs.
― Przywołuje wspomnienia ― stwierdził zaraz po tym, gdy przełknął pierwszą porcję. ― W sensie kiedyś szlajałem się po ulicy po bójce i znalazł mnie nauczyciel. Mówię ci, był to jeden z dziwniejszych wieczorów. ― Zaczął brodzić pałeczkami w gorącym daniu, chcąc je nieco ostudzić. ― Nie byłem w aż tak kiepskim stanie, a on niespecjalnie mnie lubił, jednak mimo tego uznał, że zabierze mnie do siebie, żebym doprowadził się do porządku. Wtedy też zamówił chińszczyznę i tak sobie przypomniałem, że nie był człowiekiem z najmocniejszą głową ― rzucił rozbawiony i znów wpakował sobie makaron do ust. Był to ten moment, w którym nie wiadomo, czy zamierzał rozwinąć historię czy jednak już ją zakończył. Czy zakończyła się w sposób, o którym mogła pomyśleć sobie jasnowłosa czy jednak miała inny – bardziej irracjonalny i nieoczekiwany – przebieg.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Wto Cze 20, 2017 7:58 pm
Wto Cze 20, 2017 7:58 pm
- Alan! - rzuciła karcąco, jakby chciała mu tym przypomnieć, że przecież nie musi być aż tak złośliwy. Nie musi, ale najwidoczniej bardzo chce. Musiałaby stracić resztki rozsądku, by uwierzyć, że mężczyzna nagle stanie się dla niej najmilszym człowiekiem na świecie. Chyba nawet nie potrafiłaby z nim wtedy wytrzymać. - Okaż trochę łaski dla swojej wielkodusznej koleżanki, której drzwi do mieszkania stoją dla Ciebie zawsze otworem. - mruknęła z delikatnie nadąsaną miną, ale tylko przez chwilę, bo zaraz potem na jej twarzy zagościł uśmiech. Mogła też zwyczajnie powiedzieć, że nie ma ochoty dłużej rozmawiać na temat upokarzających wspomnieć, ale po co? Przecież to by oznaczało jeszcze większą porażkę. Nie da poczuć blondynowi tej satysfakcji. Jeszcze na to nie zasłużył.
Pokręciła głową ze zrezygnowaniem, nie wierząc po prostu w tego człowieka. Chyba jeszcze nie raz ręce opadną, gdy będzie musiała znosić tę samowolkę. Cóż. W końcu sama przed chwilą przyznała, że jest tu mile widziany. No, może nie zawsze, aczkolwiek wolny wstęp ma.
- To bardzo samolubne z Twojej strony. - oznajmiła ze spokojem, jakby miała mu zaraz przeprowadzić pouczający wykład. Nic jednak podobnego nie nastąpi, ponieważ znała go zbyt dobrze. O wiele za dobrze, aby wciąż upierać się przy próbach utemperowania jego charakteru. To było wręcz niemożliwe.
- Oh, oczywiście. - parsknęła ze śmiechem, przewracając przy tym oczami. W sumie zapytała o to tylko dlatego, bo chciała go tym zaczepić. Tak o. Nie musiała przecież znać każdej pojedynczej czynności, jaką wykonuje w wolnym czasie. To by było dziwne. Prawie jak imitacja matczynej troski. Wystarczyło, że chwilami czuła się jak jego niańka.
- Chyba nie przyzwyczaję się do tych Twoich priorytetów. - mruknęła pod nosem, już nie pierwszy raz będąc świadkiem tego, że Alan przy wyborze między jedzeniem a inną dowolną rzeczą, zawsze wybierze to pierwsze. Zapewne gdyby Brenda posiadała trochę większe mieszkanie i była bardziej na wyłączność, mężczyzna spokojnie mógłby się tu stołować o każdej porze. Niestety. Nawet ona czasem się poddawała i wolała zamówić coś gotowego. Lubiła pichcić, ale chyba wygodę ceniła sobie bardziej.
Nie musiała się martwić o zostawienie swojego gościa samego na te kilka minut. Najwyżej by tego później pożałował. Więc w spokoju mogła zająć się praniem, a potem odebraniem zamówienia. Podała Alanowi jego pudełko razem z pałeczkami, siadając następnie obok i przełamując swoje wzięła się za jedzenie. Przeniosła zainteresowane spojrzenie na Paige'a, słuchając jego opowieści.
- Trochę to dziwne. No wiesz, jak nauczyciel za kimś nie przepada to raczej unika go dla własnego spokoju. Kiedyś, jak chodziłam jeszcze do podstawówki, miałam taką nauczycielkę od francuskiego, która mnie nie cierpiała. Uważała, że się ciągle wymądrzam i raczej traktowała mnie jak zwykły problem, którego nie da się przesunąć. - zaczęła, próbując nadziać krewetkę na końcówkę drewienka. - Obniżyły mi się trochę oceny przez to. Byłam mała i myślałam, że to faktycznie moja wina, więc moi dziadkowie postanowili zapisać mnie za dodatkowe lekcje. Oczywiście z tą samą kobietą. Jednak ona nigdy na te zajęcia nie przyszła. Nadrabiałam wszystko sama w domu, nie chciałam pokazać, że coś jest nie tak. Ignorowała mnie, bo nie potrafiła zaakceptować tego, że dziecko wytyka jej błędy. - westchnęła ciężko i spuściła wzrok na makron, biorąc do ust krewetkę, którą dość szybko zjadła. - Skończyło się tak, że w końcu moi dziadkowie się o wszystkim dowiedzieli, a suka skończyła bez pracy. - dodała po chwili z uśmiechem, którego charakter trudno było opisać. Przywoływanie wspomnieć z dzieciństwa sprawiało jej czasem problemy. Od razu wracały na myśl wszystkie chwile, które spędziła ze swoimi rodzicami i mimo że minęło sporo czasu od ich śmierci, to i tak ból kuje ją w serce.
Pokręciła głową ze zrezygnowaniem, nie wierząc po prostu w tego człowieka. Chyba jeszcze nie raz ręce opadną, gdy będzie musiała znosić tę samowolkę. Cóż. W końcu sama przed chwilą przyznała, że jest tu mile widziany. No, może nie zawsze, aczkolwiek wolny wstęp ma.
- To bardzo samolubne z Twojej strony. - oznajmiła ze spokojem, jakby miała mu zaraz przeprowadzić pouczający wykład. Nic jednak podobnego nie nastąpi, ponieważ znała go zbyt dobrze. O wiele za dobrze, aby wciąż upierać się przy próbach utemperowania jego charakteru. To było wręcz niemożliwe.
- Oh, oczywiście. - parsknęła ze śmiechem, przewracając przy tym oczami. W sumie zapytała o to tylko dlatego, bo chciała go tym zaczepić. Tak o. Nie musiała przecież znać każdej pojedynczej czynności, jaką wykonuje w wolnym czasie. To by było dziwne. Prawie jak imitacja matczynej troski. Wystarczyło, że chwilami czuła się jak jego niańka.
- Chyba nie przyzwyczaję się do tych Twoich priorytetów. - mruknęła pod nosem, już nie pierwszy raz będąc świadkiem tego, że Alan przy wyborze między jedzeniem a inną dowolną rzeczą, zawsze wybierze to pierwsze. Zapewne gdyby Brenda posiadała trochę większe mieszkanie i była bardziej na wyłączność, mężczyzna spokojnie mógłby się tu stołować o każdej porze. Niestety. Nawet ona czasem się poddawała i wolała zamówić coś gotowego. Lubiła pichcić, ale chyba wygodę ceniła sobie bardziej.
Nie musiała się martwić o zostawienie swojego gościa samego na te kilka minut. Najwyżej by tego później pożałował. Więc w spokoju mogła zająć się praniem, a potem odebraniem zamówienia. Podała Alanowi jego pudełko razem z pałeczkami, siadając następnie obok i przełamując swoje wzięła się za jedzenie. Przeniosła zainteresowane spojrzenie na Paige'a, słuchając jego opowieści.
- Trochę to dziwne. No wiesz, jak nauczyciel za kimś nie przepada to raczej unika go dla własnego spokoju. Kiedyś, jak chodziłam jeszcze do podstawówki, miałam taką nauczycielkę od francuskiego, która mnie nie cierpiała. Uważała, że się ciągle wymądrzam i raczej traktowała mnie jak zwykły problem, którego nie da się przesunąć. - zaczęła, próbując nadziać krewetkę na końcówkę drewienka. - Obniżyły mi się trochę oceny przez to. Byłam mała i myślałam, że to faktycznie moja wina, więc moi dziadkowie postanowili zapisać mnie za dodatkowe lekcje. Oczywiście z tą samą kobietą. Jednak ona nigdy na te zajęcia nie przyszła. Nadrabiałam wszystko sama w domu, nie chciałam pokazać, że coś jest nie tak. Ignorowała mnie, bo nie potrafiła zaakceptować tego, że dziecko wytyka jej błędy. - westchnęła ciężko i spuściła wzrok na makron, biorąc do ust krewetkę, którą dość szybko zjadła. - Skończyło się tak, że w końcu moi dziadkowie się o wszystkim dowiedzieli, a suka skończyła bez pracy. - dodała po chwili z uśmiechem, którego charakter trudno było opisać. Przywoływanie wspomnieć z dzieciństwa sprawiało jej czasem problemy. Od razu wracały na myśl wszystkie chwile, które spędziła ze swoimi rodzicami i mimo że minęło sporo czasu od ich śmierci, to i tak ból kuje ją w serce.
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Sob Cze 24, 2017 12:07 pm
Sob Cze 24, 2017 12:07 pm
― Daj spokój. Może ten brak łaski uchroni cię przed kolejnymi kiepskimi wyborami ― mruknął, przechylając lekko głowę na bok. W gruncie rzeczy mogło wyjść na to, że wyświadczał jej przysługę, choć prawda była taka, że nic nie wskazywało na to, by zależało mu na tym, by obracała się w towarzystwie odpowiednich osób. Był w stanie zrozumieć, że miała prawo do własnego wyboru, biorąc pod uwagę, że sam wolałby uniknąć dobierania mu znajomych i kochanków przez osoby trzecie.
„Chyba nie przyzwyczaję się do tych Twoich priorytetów.”
― To ja mam być do nich przyzwyczajony ― stwierdził. I trzeba było przyznać, że kto jak kto, ale Paige musiał mieć się bardzo dobrze ze swoim podejściem do życia. Skupianie się na prostych i niewymagających potrzebach zapewniało mu spokój. O wiele łatwiej było mu funkcjonować, gdy nie przejmował się tym, czym zawracała sobie głowę większość ludzi. Kiedyś to na pewno musiało się zmienić, jednak nie wybiegał myślami aż tak daleko.
― Na ogół unika. Albo robi wszystko, by uprzykrzyć życie swojemu ulubieńcowi. Myślę, że twoja historia z nauczycielką to pikuś w porównaniu z tamtą akcją. ― Złapał w pałeczki kawałek podsmażonej marchewki i wsunął ją sobie do ust, pochłaniając kolejny kęs w zastraszającym tempie. ― Ale na pewno świadczy o jej braku profesjonalizmu. I to nie tylko w podejściu, bo jakim cudem jej poziom był gorszy od poziomu dziecka? Masz jakieś francuskie korzenie? ― zrobił krótką pauzę, zastanawiając się przez chwilę. Podejrzanie złośliwy uśmiech zawitał na jego ustach, zanim chłopak zdążył wyrazić swoją myśl słowami. ― To dlatego tak dobrze całujesz? ― rzucił z przekąsem i odruchowo stuknął końcówkami pałeczek o swoją dolną wargę.
Jakby to miało ze sobą jakiś związek, Alan.
Gdzie twoje poczucie humoru?
Jest po prostu bardziej wyszukane.
Czekam.
Nie podpuścisz mnie.
Hayden poprawił się, podciągając jedno z kolan pod klatkę piersiową i oparł na nim łokieć dla większej wygody. Już sama maniera tych ruchów wskazywała na to, że do czegoś się przygotowywał, jednak zanim to zrobił, pochłonął jeszcze trochę makaronu.
― No to słuchaj tego. Wtedy też wydawało mi się, że facet nie będzie chciał mieć ze mną wiele wspólnego i na dobrej woli się skończy. Z drugiej strony, jak tak teraz myślę, nieco pociągnąłem go za język. Ktoś musiał zrobić ten pierwszy krok, żeby nie zrobiło się zbyt nudno. Przyznam, że trochę go sprowokowałem. ― Wzruszył barkami, jakby to nie było nic takiego. Zresztą Alan był znany z tego, że od czasu do czasu nakręcał innych dla własnej przyjemności. ― Ale tylko trochę ― podkreślił, obrzucając Brendę uważniejszym spojrzeniem, jakby spodziewał się, że na jej twarzy dostrzeże jakiś przebłysk zwątpienia. ― Skąd miałem wiedzieć, że zacznie zgrywać odważniejszego niż był w rzeczywistości? Bo widzisz, dla mnie to była tylko gra. Wcale nie musiał się do mnie zbliżać, ale zrobił to pierwszy. Chciałem tylko się podroczyć, bo wiedziałem, że ktoś taki nie pozwoliłby sobie na opuszczenie gardy. A tu proszę. Problem w tym, że dupek od początku do niczego nie dążył. Chciał mi zrobić na złość ― blondyn zaśmiał się pod nosem, jakby to samo w sobie było niedorzeczne. A to nie był koniec tej historii. ― Odpuściłem. Zabawa zabawą, ale kryptopedał nie będzie robił ze mnie kretyna. To mu powiedziałem. ― Złapał kawałek wołowiny i skonsumował go, budując napięcie. W końcu było pewnym, że to nie był koniec tej porywającej historii. ― To musiało dość mocno ugodzić w jego dumę, bo uznał, że dobrze będzie udowodnić mi, że nie jest gejem i nie jestem w stanie sprawić, że mu stanie. Myślę, że jest trochę racji w tym, że niewinny się nie tłumaczy.
Wierzchem ręki starł z podbródka sos, by zaraz przesunąć końcówką języka po śladzie, który pozostał na jego skórze.
― Wybrał sobie dość dziwny sposób na przekonanie mnie o tym. Zaczął mnie całować i położył sobie moją rękę na kroczu. Gdybyś widziała jego minę spłoszonego kociaka ― parsknął krótko, jednak rozbawienie na dłużej zatrzymało się na jego twarzy. ― Gdy cały jego misterny plan chuj strzelił – i to dosłownie – odsunął się tak szybko, że wyjebał się o stół za nim i zwiał do łazienki na jakiś czas.
Okręcił długi makaron na pałeczkach.
― Potem nie mógł spojrzeć mi w oczy. Tak było.
„Chyba nie przyzwyczaję się do tych Twoich priorytetów.”
― To ja mam być do nich przyzwyczajony ― stwierdził. I trzeba było przyznać, że kto jak kto, ale Paige musiał mieć się bardzo dobrze ze swoim podejściem do życia. Skupianie się na prostych i niewymagających potrzebach zapewniało mu spokój. O wiele łatwiej było mu funkcjonować, gdy nie przejmował się tym, czym zawracała sobie głowę większość ludzi. Kiedyś to na pewno musiało się zmienić, jednak nie wybiegał myślami aż tak daleko.
― Na ogół unika. Albo robi wszystko, by uprzykrzyć życie swojemu ulubieńcowi. Myślę, że twoja historia z nauczycielką to pikuś w porównaniu z tamtą akcją. ― Złapał w pałeczki kawałek podsmażonej marchewki i wsunął ją sobie do ust, pochłaniając kolejny kęs w zastraszającym tempie. ― Ale na pewno świadczy o jej braku profesjonalizmu. I to nie tylko w podejściu, bo jakim cudem jej poziom był gorszy od poziomu dziecka? Masz jakieś francuskie korzenie? ― zrobił krótką pauzę, zastanawiając się przez chwilę. Podejrzanie złośliwy uśmiech zawitał na jego ustach, zanim chłopak zdążył wyrazić swoją myśl słowami. ― To dlatego tak dobrze całujesz? ― rzucił z przekąsem i odruchowo stuknął końcówkami pałeczek o swoją dolną wargę.
Jakby to miało ze sobą jakiś związek, Alan.
Gdzie twoje poczucie humoru?
Jest po prostu bardziej wyszukane.
Czekam.
Nie podpuścisz mnie.
Hayden poprawił się, podciągając jedno z kolan pod klatkę piersiową i oparł na nim łokieć dla większej wygody. Już sama maniera tych ruchów wskazywała na to, że do czegoś się przygotowywał, jednak zanim to zrobił, pochłonął jeszcze trochę makaronu.
― No to słuchaj tego. Wtedy też wydawało mi się, że facet nie będzie chciał mieć ze mną wiele wspólnego i na dobrej woli się skończy. Z drugiej strony, jak tak teraz myślę, nieco pociągnąłem go za język. Ktoś musiał zrobić ten pierwszy krok, żeby nie zrobiło się zbyt nudno. Przyznam, że trochę go sprowokowałem. ― Wzruszył barkami, jakby to nie było nic takiego. Zresztą Alan był znany z tego, że od czasu do czasu nakręcał innych dla własnej przyjemności. ― Ale tylko trochę ― podkreślił, obrzucając Brendę uważniejszym spojrzeniem, jakby spodziewał się, że na jej twarzy dostrzeże jakiś przebłysk zwątpienia. ― Skąd miałem wiedzieć, że zacznie zgrywać odważniejszego niż był w rzeczywistości? Bo widzisz, dla mnie to była tylko gra. Wcale nie musiał się do mnie zbliżać, ale zrobił to pierwszy. Chciałem tylko się podroczyć, bo wiedziałem, że ktoś taki nie pozwoliłby sobie na opuszczenie gardy. A tu proszę. Problem w tym, że dupek od początku do niczego nie dążył. Chciał mi zrobić na złość ― blondyn zaśmiał się pod nosem, jakby to samo w sobie było niedorzeczne. A to nie był koniec tej historii. ― Odpuściłem. Zabawa zabawą, ale kryptopedał nie będzie robił ze mnie kretyna. To mu powiedziałem. ― Złapał kawałek wołowiny i skonsumował go, budując napięcie. W końcu było pewnym, że to nie był koniec tej porywającej historii. ― To musiało dość mocno ugodzić w jego dumę, bo uznał, że dobrze będzie udowodnić mi, że nie jest gejem i nie jestem w stanie sprawić, że mu stanie. Myślę, że jest trochę racji w tym, że niewinny się nie tłumaczy.
Wierzchem ręki starł z podbródka sos, by zaraz przesunąć końcówką języka po śladzie, który pozostał na jego skórze.
― Wybrał sobie dość dziwny sposób na przekonanie mnie o tym. Zaczął mnie całować i położył sobie moją rękę na kroczu. Gdybyś widziała jego minę spłoszonego kociaka ― parsknął krótko, jednak rozbawienie na dłużej zatrzymało się na jego twarzy. ― Gdy cały jego misterny plan chuj strzelił – i to dosłownie – odsunął się tak szybko, że wyjebał się o stół za nim i zwiał do łazienki na jakiś czas.
Okręcił długi makaron na pałeczkach.
― Potem nie mógł spojrzeć mi w oczy. Tak było.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Czw Cze 29, 2017 8:17 pm
Czw Cze 29, 2017 8:17 pm
Spojrzała na Alana w taki sposób, jakby chciała mu zaraz zadać pytanie w stylu Czy jesteś tego pewien? Jeżeli chociaż jedno faktycznie wierzyłoby w cudotwórczą moc braku łaski, to już i tak byłby ogromny postęp. Brenda miała we krwi przypadkowe mieszanie się w kłopoty, trafianie na nieodpowiednie towarzystwo. Może robiła to wszystko nieświadomie, ale jak dotąd nie żałowała. Jak na razie nic się nikomu poważnego nie stało, a z każdej sytuacji sama wychodziła bez szwanku i w miarę zadowolona. Nawet po popełnieniu takiej głupoty jak dobranie nieodpowiedniego partnera na noc. Miała przynajmniej pewność, że już nigdy nie spotka się z tym człowiekiem.
- Jasne, a inni niech się zastanawiają dlaczego wolisz najpierw zjeść porządny posiłek, a dopiero później obrabować bank, co? - to był tylko przykład. Mogła zasugerować coś innego, ale w każdym przypadku chodziło o to samo. Chociaż zastanawiało ją czy blondyn nie był przypadkiem za leniwy na niektóre opcje.
- Może i tak, ale wtedy była to dla mnie katastrofa. Ktoś, kto powinien być dla Ciebie wzorem okazuje się zwykłym śmieciem. Niestety takie rzeczy dostrzega się dopiero po latach. - mruknęła, próbując nabrać trochę więcej makaronu pałeczkami, czując jak jej żołądek się domaga konkretnego posiłku, a nie niewielkich kawałków, które zgarniała w trakcie rozmowy. Zaraz jednak skupiła się na słowach Alana, które najwidoczniej bardzo ją rozbawiły, bo odłożyła aż pałeczki, żeby przysłonić usta dłonią. Zaśmiała się krótko, ale szczerze, kręcąc następnie głową. - A co? Tęsknisz za moimi pocałunkami? - spytała może żartem, a może całkowicie poważnie. Buzia jej się śmiała, ale kto wie co tak naprawdę siedziało w głowie tej dziewczyny. Przecież zwalenie całej sprawy na praktykę było zbyt nudne, no i może odrobinkę nie na miejscu. A tak to mogła chociaż znów się podrażnić.
Podrażnić, hm?
"No to posłuchaj tego."
Odruchowo sama się poprawiła w miejscu i skupiła w pełni swoją uwagę na blondynie, od czasu do czasu zajadając. Spodziewała się trochę dłuższej opowieści, ale nie miała zamiaru go pospieszać czy wtrącać się między słowa. Nie pierwszy raz przecież robiła za uważnego słuchacza.
- Ja tu chyba czegoś nie rozumiem.. - zaczęła, kiedy przełknęła to, co miała w ustach, będąc lekko zmieszaną. - Koleś zaczął się do Ciebie przystawiać, a potem uciekł z podkulonym ogonem? Rozumiem, że wpadł w sidła Twoich gierek, ale z czegoś takiego się nie wycofuje. Ja bym sprawę doprowadziła do końca. - powiedziała, a ostatnie zdanie podkreśliła znacznie pewniejszym tonem. No tak, bo przecież nie przepuściłaby takiej okazji do zmacania Alana. Musiałaby chyba nie być sobą, żeby zrezygnować w połowie i uciec jak tamten chłopak.
- Dziwisz mu się? Pewnie zawstydziłby się na śmierć, gdyby złapał z Tobą kontakt wzrokowy po tym wszystkim. - rzuciła, patrząc na niego z wyraźnym zainteresowaniem, ale zaraz poświęciła więcej uwagi posiłkowi, chcąc wreszcie dokończyć posiłek i zaspokoić swój głód.
- Jasne, a inni niech się zastanawiają dlaczego wolisz najpierw zjeść porządny posiłek, a dopiero później obrabować bank, co? - to był tylko przykład. Mogła zasugerować coś innego, ale w każdym przypadku chodziło o to samo. Chociaż zastanawiało ją czy blondyn nie był przypadkiem za leniwy na niektóre opcje.
- Może i tak, ale wtedy była to dla mnie katastrofa. Ktoś, kto powinien być dla Ciebie wzorem okazuje się zwykłym śmieciem. Niestety takie rzeczy dostrzega się dopiero po latach. - mruknęła, próbując nabrać trochę więcej makaronu pałeczkami, czując jak jej żołądek się domaga konkretnego posiłku, a nie niewielkich kawałków, które zgarniała w trakcie rozmowy. Zaraz jednak skupiła się na słowach Alana, które najwidoczniej bardzo ją rozbawiły, bo odłożyła aż pałeczki, żeby przysłonić usta dłonią. Zaśmiała się krótko, ale szczerze, kręcąc następnie głową. - A co? Tęsknisz za moimi pocałunkami? - spytała może żartem, a może całkowicie poważnie. Buzia jej się śmiała, ale kto wie co tak naprawdę siedziało w głowie tej dziewczyny. Przecież zwalenie całej sprawy na praktykę było zbyt nudne, no i może odrobinkę nie na miejscu. A tak to mogła chociaż znów się podrażnić.
Podrażnić, hm?
"No to posłuchaj tego."
Odruchowo sama się poprawiła w miejscu i skupiła w pełni swoją uwagę na blondynie, od czasu do czasu zajadając. Spodziewała się trochę dłuższej opowieści, ale nie miała zamiaru go pospieszać czy wtrącać się między słowa. Nie pierwszy raz przecież robiła za uważnego słuchacza.
- Ja tu chyba czegoś nie rozumiem.. - zaczęła, kiedy przełknęła to, co miała w ustach, będąc lekko zmieszaną. - Koleś zaczął się do Ciebie przystawiać, a potem uciekł z podkulonym ogonem? Rozumiem, że wpadł w sidła Twoich gierek, ale z czegoś takiego się nie wycofuje. Ja bym sprawę doprowadziła do końca. - powiedziała, a ostatnie zdanie podkreśliła znacznie pewniejszym tonem. No tak, bo przecież nie przepuściłaby takiej okazji do zmacania Alana. Musiałaby chyba nie być sobą, żeby zrezygnować w połowie i uciec jak tamten chłopak.
- Dziwisz mu się? Pewnie zawstydziłby się na śmierć, gdyby złapał z Tobą kontakt wzrokowy po tym wszystkim. - rzuciła, patrząc na niego z wyraźnym zainteresowaniem, ale zaraz poświęciła więcej uwagi posiłkowi, chcąc wreszcie dokończyć posiłek i zaspokoić swój głód.
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Nie Lip 23, 2017 1:50 pm
Nie Lip 23, 2017 1:50 pm
W odpowiedzi na spojrzenie Fitchner wywrócił mimowolnie oczami – było jasnym, że nie był tego pewien, jednak nie istniała też żadna zasada nawiązująca do tego, że nie było szansy, by jasnowłosa wyniosła z tego jakąkolwiek lekcję. Z drugiej strony nie sprawą Alana było to, z kim się zadawała, co robiła i jak to robiła, a jakiekolwiek komentarze na ten temat były dla niego aktem koleżeńskiej złośliwości, której nie potrafił sobie podarować. Może z sympatii, a może po prostu z faktu, że w towarzystwie zawsze musiał dawać upust swojej naturze akceptowanej tylko przez najwytrwalszych i tych, którzy nie dociekali skąd się brała.
― Nikomu nie każę się nad tym zastanawiać. Na pewno jest wiele innych dużo ciekawszych spraw, nad którymi mogliby się rozwodzić. Na przykład jakim cudem na świecie rodzą się tak przystojni ludzie. ― Uniósł pałeczki na wysokość własnej twarzy i przesunął nimi w powietrzu, zaznaczając, o czyją przystojną twarz mu chodziło, a rozbawienie ani na chwilę nie opuściło jego ciemnych oczu, choć na ustach blondyna tym razem nie pojawił się uśmiech, jakby uważał, że kryło się w tym trochę prawdy. Trzeba jednak przyznać, że kiedy złapał w usta kolejną porcję makaronu, którego część przez chwilę zwisała na zewnątrz, zanim wciągnął go i oblizał wargi z sosu, ten urok można było poddać niejakiej wątpliwości.
„Ktoś, kto powinien być dla Ciebie wzorem okazuje się zwykłym śmieciem.”
Coś o tym wiesz.
Wiedział, jednak bynajmniej nie dał tego po sobie poznać. Jedynie krótkim kiwnięciem głową pokazał jej, że rozumie o czym mówi, ale najwidoczniej jednocześnie był świadom tego, że ludzie już po prostu tacy byli i każdy z nich miał coś, co czyniło ich słabymi wzorami do naśladowania.
― Ale przynajmniej nauczyłaś się, czego nie robić. Na jedno wyszło ― rzucił nieco bełkotliwie, gdy w tej samej chwili przeżuwał kawałek mięsa. Od lat wpajane zasady nakazywały nie mówić z pełnymi ustami, jednak Paige widocznie niewiele sobie z nich robił. I nic dziwnego, skoro w tym mieszkaniu czuł się aż nazbyt swobodnie. Nie patrzył na niego nikt, kto mógłby poczuć się oburzony jego zachowaniem. A Brenda? Ona była kimś na kształt młodszej siostry – na całe szczęście nie prawdziwej. Raczej kiepsko sprawdziliby się w roli rodzeństwa ze swoimi złymi nawykami.
„Tęsknisz za moimi pocałunkami?”
― Tęsknię za każdymi pocałunkami. Bez nich byłoby nudno, ale ostatnio nie cierpię na ich niedosyt ― rzucił z rozbawieniem i wetknął pałeczki do jej kubełka z jedzeniem, wyławiając z niego jakieś ugotowane warzywo, które zaraz skonsumował z triumfem na twarzy. Nie wątpił, że nie musiał rozwijać tematu, gdy szkolne plotki rozchodziły się po Riverdale jak istna zaraza – a już w szczególności, gdy trzymało się z jedną z najpopularniejszych osób w szkole, nawet jeśli wszystko było tylko efektem jakiejś chorej gry. ― Ty to ty, chociaż wtedy zacząłem liczyć na dobrą zabawę, więc dobrze byłoby, jeśli on też stosowałby się do tej zasady. Na szczęście nie zdążył mi stanąć, bo inaczej miałby przejebane. Jednak gdyby doprowadził sprawę do końca, udowodniłby tylko, że to ja miałem rację. Chociaż i tak to udowodnił. ― Przytrzymał zębami pałeczki i wolną na tę chwilę dłonią pokazał, że zdecydowanie było za co złapać. ― Przecież chciał pokazać jak bardzo nie lubi w dupę i nie kręci go dotyk drugiego faceta. Widocznie nie każdy powinien brać się za eksperymenty ― dodał po chwili, gdy pałeczki nie naciskały już na jego język. I w niedługim czasie sam pochłonął całą zawartość papierowego opakowania na wynos, a odstawiwszy je na stół, przeciągnął się leniwie z głośnym pomrukiem i oparł plecami o kanapę. ― Zmieściłbym jeszcze z dziesięć takich.
― Nikomu nie każę się nad tym zastanawiać. Na pewno jest wiele innych dużo ciekawszych spraw, nad którymi mogliby się rozwodzić. Na przykład jakim cudem na świecie rodzą się tak przystojni ludzie. ― Uniósł pałeczki na wysokość własnej twarzy i przesunął nimi w powietrzu, zaznaczając, o czyją przystojną twarz mu chodziło, a rozbawienie ani na chwilę nie opuściło jego ciemnych oczu, choć na ustach blondyna tym razem nie pojawił się uśmiech, jakby uważał, że kryło się w tym trochę prawdy. Trzeba jednak przyznać, że kiedy złapał w usta kolejną porcję makaronu, którego część przez chwilę zwisała na zewnątrz, zanim wciągnął go i oblizał wargi z sosu, ten urok można było poddać niejakiej wątpliwości.
„Ktoś, kto powinien być dla Ciebie wzorem okazuje się zwykłym śmieciem.”
Coś o tym wiesz.
Wiedział, jednak bynajmniej nie dał tego po sobie poznać. Jedynie krótkim kiwnięciem głową pokazał jej, że rozumie o czym mówi, ale najwidoczniej jednocześnie był świadom tego, że ludzie już po prostu tacy byli i każdy z nich miał coś, co czyniło ich słabymi wzorami do naśladowania.
― Ale przynajmniej nauczyłaś się, czego nie robić. Na jedno wyszło ― rzucił nieco bełkotliwie, gdy w tej samej chwili przeżuwał kawałek mięsa. Od lat wpajane zasady nakazywały nie mówić z pełnymi ustami, jednak Paige widocznie niewiele sobie z nich robił. I nic dziwnego, skoro w tym mieszkaniu czuł się aż nazbyt swobodnie. Nie patrzył na niego nikt, kto mógłby poczuć się oburzony jego zachowaniem. A Brenda? Ona była kimś na kształt młodszej siostry – na całe szczęście nie prawdziwej. Raczej kiepsko sprawdziliby się w roli rodzeństwa ze swoimi złymi nawykami.
„Tęsknisz za moimi pocałunkami?”
― Tęsknię za każdymi pocałunkami. Bez nich byłoby nudno, ale ostatnio nie cierpię na ich niedosyt ― rzucił z rozbawieniem i wetknął pałeczki do jej kubełka z jedzeniem, wyławiając z niego jakieś ugotowane warzywo, które zaraz skonsumował z triumfem na twarzy. Nie wątpił, że nie musiał rozwijać tematu, gdy szkolne plotki rozchodziły się po Riverdale jak istna zaraza – a już w szczególności, gdy trzymało się z jedną z najpopularniejszych osób w szkole, nawet jeśli wszystko było tylko efektem jakiejś chorej gry. ― Ty to ty, chociaż wtedy zacząłem liczyć na dobrą zabawę, więc dobrze byłoby, jeśli on też stosowałby się do tej zasady. Na szczęście nie zdążył mi stanąć, bo inaczej miałby przejebane. Jednak gdyby doprowadził sprawę do końca, udowodniłby tylko, że to ja miałem rację. Chociaż i tak to udowodnił. ― Przytrzymał zębami pałeczki i wolną na tę chwilę dłonią pokazał, że zdecydowanie było za co złapać. ― Przecież chciał pokazać jak bardzo nie lubi w dupę i nie kręci go dotyk drugiego faceta. Widocznie nie każdy powinien brać się za eksperymenty ― dodał po chwili, gdy pałeczki nie naciskały już na jego język. I w niedługim czasie sam pochłonął całą zawartość papierowego opakowania na wynos, a odstawiwszy je na stół, przeciągnął się leniwie z głośnym pomrukiem i oparł plecami o kanapę. ― Zmieściłbym jeszcze z dziesięć takich.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Wto Sie 08, 2017 5:34 pm
Wto Sie 08, 2017 5:34 pm
Dziewczyna uznała, że na daną chwilę odpuści sobie złośliwy komentarz. Rozbawione spojrzenie mówiło same za siebie, bo uśmiech skrywany był co jakiś czas za pałeczkami z makaronem. To dobrze mieć wysokie mniemanie o sobie. W końcu to połowa sukcesu, jeśli chodzi o atrakcyjność. Jednakże zabawnie się patrzyło na takie rzeczy z boku. Nauczona skromności nie wychwalała się swoimi atutami na głos, była ich świadoma i to jej w zupełności wystarczało. Tylko ślepiec by tego nie dostrzegł.
- Nie mam pojęcia, naprawdę. Chyba jakieś bóstwo musiało maczać w tym palce. - odpowiedziała po chwili przyglądania się tej jakże przystojnej twarzy, nie ukrywając w swojej wypowiedzi nuty sarkazmu. Mimo wszystko wiedziała, że nie musi Alanowi serwować żadnych komplementów. W mniemaniu blondynki już samo wywołanie u niej zainteresowania było wystarczającym pochlebstwem, bo przecież ta nie zadawała się z byle kim.
Pokręciła głową ze zrezygnowaniem i sięgnęła po jedną z serwetek leżących na ławie, które miła restauracja postanowiła dorzucić do zamówienia. Wytarła nią podbródek chłopaka, dostrzegając na nim plamkę po sosie.
- Ubrudziłeś się. - mruknęła, po czym zgniotła ją w dłoni i rzuciła niedbale na stolik. Nie była zbytnio przekonana co do kolejnych jego słów i jej mina doskonale to pokazywała.
- Powiedzmy. - jedyne, czego się wtedy nauczyła, to to by nigdy nie akceptować cudzego braku szacunku ani nie wybierać za wzór osób, których się tak naprawdę nie zna. Wolała starsze osoby, bo ceniła sobie ich dojrzałość, ale to nie oznaczało, że za każdym razem dostawała to, czego się spodziewała. Nieraz się zawiodła. Może dlatego, między innymi, wierzy przede wszystkim w siebie. Nie zrobi czegoś, co będzie dla niej zaskoczeniem. Pomijając oczywiście chwile, w których pierwsze skrzypce grają przeróżne używki.
- Szkoda, bo już chciałam coś na to zaradzić. - czy to propozycja? A czy tak brzmiało? Brenda dawała mu pełną dowolność w interpretacji, bo w każdej sytuacji czułaby się komfortowo. Tak jak nie miała nic przeciwko, gdy Alan podkradł trochę jedzenia. Złoszczenie się dla jednego warzywa było trochę żałosne, dlatego uśmiechnęła się jedynie i postanowiła dokończyć makaron, skoro powoli dokopywała się do dna.
- Głupota. Chyba nigdy nie zrozumiem ludzi i tego, co siedzi w ich głowach. Masz chociaż teraz co wspominać. - podsumowała, świadoma jednak, że nie było to wspomnienie, z którym można się podzielić z pierwszą lepszą osobą. A może jednak?
Zjadła swoją porcję niedługo po Haydenie, wkładając jedno opakowanie w drugie i zostawiając je póki co na stole. Czas na sprzątanie też przyjdzie.
- Jeżeli jesteś wciąż głodny to jedzenia wiesz gdzie szukać. Chcesz coś do picia może? - zaproponowała, podnosząc się z miejsca i zgarniając wszystkie śmieci z blatu, które następnie wyniosła do kosza w kuchni. Od razu wstawiła wodę, samej mając ochotę na ciepłą herbatę. To na pewno pomoże jej wprawić się w nastrój do spania. Inaczej będzie na nogach jeszcze przez kilka godzin wbrew własnej woli.
- Nie mam pojęcia, naprawdę. Chyba jakieś bóstwo musiało maczać w tym palce. - odpowiedziała po chwili przyglądania się tej jakże przystojnej twarzy, nie ukrywając w swojej wypowiedzi nuty sarkazmu. Mimo wszystko wiedziała, że nie musi Alanowi serwować żadnych komplementów. W mniemaniu blondynki już samo wywołanie u niej zainteresowania było wystarczającym pochlebstwem, bo przecież ta nie zadawała się z byle kim.
Pokręciła głową ze zrezygnowaniem i sięgnęła po jedną z serwetek leżących na ławie, które miła restauracja postanowiła dorzucić do zamówienia. Wytarła nią podbródek chłopaka, dostrzegając na nim plamkę po sosie.
- Ubrudziłeś się. - mruknęła, po czym zgniotła ją w dłoni i rzuciła niedbale na stolik. Nie była zbytnio przekonana co do kolejnych jego słów i jej mina doskonale to pokazywała.
- Powiedzmy. - jedyne, czego się wtedy nauczyła, to to by nigdy nie akceptować cudzego braku szacunku ani nie wybierać za wzór osób, których się tak naprawdę nie zna. Wolała starsze osoby, bo ceniła sobie ich dojrzałość, ale to nie oznaczało, że za każdym razem dostawała to, czego się spodziewała. Nieraz się zawiodła. Może dlatego, między innymi, wierzy przede wszystkim w siebie. Nie zrobi czegoś, co będzie dla niej zaskoczeniem. Pomijając oczywiście chwile, w których pierwsze skrzypce grają przeróżne używki.
- Szkoda, bo już chciałam coś na to zaradzić. - czy to propozycja? A czy tak brzmiało? Brenda dawała mu pełną dowolność w interpretacji, bo w każdej sytuacji czułaby się komfortowo. Tak jak nie miała nic przeciwko, gdy Alan podkradł trochę jedzenia. Złoszczenie się dla jednego warzywa było trochę żałosne, dlatego uśmiechnęła się jedynie i postanowiła dokończyć makaron, skoro powoli dokopywała się do dna.
- Głupota. Chyba nigdy nie zrozumiem ludzi i tego, co siedzi w ich głowach. Masz chociaż teraz co wspominać. - podsumowała, świadoma jednak, że nie było to wspomnienie, z którym można się podzielić z pierwszą lepszą osobą. A może jednak?
Zjadła swoją porcję niedługo po Haydenie, wkładając jedno opakowanie w drugie i zostawiając je póki co na stole. Czas na sprzątanie też przyjdzie.
- Jeżeli jesteś wciąż głodny to jedzenia wiesz gdzie szukać. Chcesz coś do picia może? - zaproponowała, podnosząc się z miejsca i zgarniając wszystkie śmieci z blatu, które następnie wyniosła do kosza w kuchni. Od razu wstawiła wodę, samej mając ochotę na ciepłą herbatę. To na pewno pomoże jej wprawić się w nastrój do spania. Inaczej będzie na nogach jeszcze przez kilka godzin wbrew własnej woli.
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Skromne progi Brendy
Sro Wrz 13, 2017 10:03 pm
Sro Wrz 13, 2017 10:03 pm
― No nie? Z ust mi to wyjęłaś ― wybełkotał z na wpół pełnymi ustami. Chyba w tym momencie nie słowa należałoby wyjąć mu z ust, ale na całe szczęście brzmiał wystarczająco wyraźnie i – co najważniejsze – udało mu się nie wypluć choćby najmniejszego kawałka. Można by uznać, że do obchodzenia się z jedzeniem miał wrodzony talent – nic nie mogło się zmarnować. ― To na pewno sam Adon--
Odruchowo urwał wypowiedź, gdy serwetka dosięgnęła jego podbródka. Paige wydał z siebie zduszone parsknięcie, mrużąc lekko jedno oko. Jak już nieraz powiedział, Fitchner naprawdę cechowała się opiekuńczymi instynktami, na które jednak nigdy nie narzekał. Musiało to jednak wyglądać dość zabawnie, gdy tę opiekę sprawowało się nad kimś starszym i znacznie wyższym od siebie.
― To była celowa pułapka ― rzucił kąśliwie, z miejsca sugerując, że dała się złapać. Bo w końcu to nie tak, że sos znalazł się tam wyłącznie przez jego niedbalstwo, prawda? ― Szkoda, że pytałaś zamiast działać. Przechodzisz na grzeczną stronę? ― Przechylił głowę w bok, co zdawało się być prowokacyjnym gestem, nawet jeśli już od dawna traktowali się tylko i wyłącznie jak kumpli. Trzeba przyznać, że niełatwo było zrezygnować z tego wszystkiego, czego nigdy nie odmawiali sobie zarówno od momentu poznania, jak i przez czas, gdy byli razem. Hayden sam zastanawiał się, jakim cudem w ogóle do tego doszło, skoro żadne z nich nie potrzebowało specjalnej zgody, by przejąć inicjatywę. Teraz nawet nie próbował odrywać się od kubełka z jedzeniem.
„Masz chociaż teraz co wspominać.”
― Zdecydowanie, chociaż mam tego w zanadrzu od cholery. Może mam jakiś talent do przyciągania dziwnych akcji? ― Pochylił się nad stolikiem, o który oparł oba łokcie. Oderwawszy wzrok od blondynki, przeniósł go na ekran telewizora, choć nie wyglądało na to, by próbował wciągnąć się w dalszy wątek programu, który nadawali. ― Chyba że masz w zanadrzu coś, czym spróbujesz do przebić.
Zerknął na jasnowłosą z ukosa. Skoro już tu siedzieli, równie dobrze mogli spędzić czas na opowieściach z życia wziętych. Hayden zresztą na pewno chętnie posłuchałby o czymś żenującym, skoro przed chwilą sam podzielił się z nią historią, która składała się z więcej niż pięciu zdań, a to nie był codzienny widok.
― Tylko jeśli masz coś mocniejszego. Przyda mi się znieczulenie. ― Dwoma złożonymi ze sobą palcami sugestywnie zastukał o bok szyi, wykrzywiając usta w wymownym uśmiechu. Nie zamierzał zalać się w trupa i wątpił, że Brenda pozwoliłaby mu na przekroczenie limitu, wiedząc, jak ciężko było sobie z nim poradzić, ale niewielki shot, drink albo piwo nikomu jeszcze nie zaszkodziły, a był przekonany, że trzymała w barku cokolwiek na specjalne okazje.
Odruchowo urwał wypowiedź, gdy serwetka dosięgnęła jego podbródka. Paige wydał z siebie zduszone parsknięcie, mrużąc lekko jedno oko. Jak już nieraz powiedział, Fitchner naprawdę cechowała się opiekuńczymi instynktami, na które jednak nigdy nie narzekał. Musiało to jednak wyglądać dość zabawnie, gdy tę opiekę sprawowało się nad kimś starszym i znacznie wyższym od siebie.
― To była celowa pułapka ― rzucił kąśliwie, z miejsca sugerując, że dała się złapać. Bo w końcu to nie tak, że sos znalazł się tam wyłącznie przez jego niedbalstwo, prawda? ― Szkoda, że pytałaś zamiast działać. Przechodzisz na grzeczną stronę? ― Przechylił głowę w bok, co zdawało się być prowokacyjnym gestem, nawet jeśli już od dawna traktowali się tylko i wyłącznie jak kumpli. Trzeba przyznać, że niełatwo było zrezygnować z tego wszystkiego, czego nigdy nie odmawiali sobie zarówno od momentu poznania, jak i przez czas, gdy byli razem. Hayden sam zastanawiał się, jakim cudem w ogóle do tego doszło, skoro żadne z nich nie potrzebowało specjalnej zgody, by przejąć inicjatywę. Teraz nawet nie próbował odrywać się od kubełka z jedzeniem.
„Masz chociaż teraz co wspominać.”
― Zdecydowanie, chociaż mam tego w zanadrzu od cholery. Może mam jakiś talent do przyciągania dziwnych akcji? ― Pochylił się nad stolikiem, o który oparł oba łokcie. Oderwawszy wzrok od blondynki, przeniósł go na ekran telewizora, choć nie wyglądało na to, by próbował wciągnąć się w dalszy wątek programu, który nadawali. ― Chyba że masz w zanadrzu coś, czym spróbujesz do przebić.
Zerknął na jasnowłosą z ukosa. Skoro już tu siedzieli, równie dobrze mogli spędzić czas na opowieściach z życia wziętych. Hayden zresztą na pewno chętnie posłuchałby o czymś żenującym, skoro przed chwilą sam podzielił się z nią historią, która składała się z więcej niż pięciu zdań, a to nie był codzienny widok.
― Tylko jeśli masz coś mocniejszego. Przyda mi się znieczulenie. ― Dwoma złożonymi ze sobą palcami sugestywnie zastukał o bok szyi, wykrzywiając usta w wymownym uśmiechu. Nie zamierzał zalać się w trupa i wątpił, że Brenda pozwoliłaby mu na przekroczenie limitu, wiedząc, jak ciężko było sobie z nim poradzić, ale niewielki shot, drink albo piwo nikomu jeszcze nie zaszkodziły, a był przekonany, że trzymała w barku cokolwiek na specjalne okazje.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach