▲▼
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
____________________
Obecne upały były zwyczajnie nie do zniesienia. Dlatego właśnie młody Clawerich zaraz po wejściu do mieszkania, dopadł klimatyzacji z wyrazem czystego zadowolenia ją uruchamiając. I wraz z zatrzaśnięciem drzwi wejściowych, stukot pazurów kilku czworonogów i wesołe poszczekiwania wypełniły pomieszczenie. 6 psich mord zaczęło pchać się ku właścicielowi w celu należytego powitania jakim obdarowywały go każdego dnia. Rzucając szkolną torbę gdzieś w kąt, przykląkł na podłodze by wytargać za poliki każdego z psów.
- E e e, bez śliny. - Zastrzegł, gdy tylko zauważył, że River już się przymierza, by obdarzyć go płynną miłością. Wziął też szczeniaka na ręce, wraz z całym stadkiem ruszając ku ich miskom, do których to dolał chłodnej wody. Memphis postawił między innymi psami, coby mogła zaczerpnąć czegoś chłodniejszego. Dostały również należyty posiłek a sam Orion zawrócił ku łazience, tam pozbywając się szkolnego outfitu, biorąc prysznic i zakładając nowe, luźniejsze ciuchy. Przez krótką chwilę rozważał zrobienie obiadu, ostatecznie jednak stwierdzając, że w sumie to pieprzyć to. Zerknął kątem oka na psy, które zdążyły porozwalać się w cieniu mebli i kontynuować odpoczynek. I nie mógł nie parsknąć, gdy zauważył szczeniaka rozłożonego jak dywanik tuż obok Winstona. Tylko Shelby była na tyle kochana, by podejść i wskoczyć na kanapę, na którą blondyn pozwolił jej wejść. Bo czemu nie? Duży mebel z miękkim materiałem, to czemu by go nie wykorzystać. Nie włączał telewizora, jedynie legł na boku, wspierając policzek na podłokietniku. Krótka drzemka nie jest zła, zwłaszcza, gdy jest się leniwym.
---
____________________
Obecne upały były zwyczajnie nie do zniesienia. Dlatego właśnie młody Clawerich zaraz po wejściu do mieszkania, dopadł klimatyzacji z wyrazem czystego zadowolenia ją uruchamiając. I wraz z zatrzaśnięciem drzwi wejściowych, stukot pazurów kilku czworonogów i wesołe poszczekiwania wypełniły pomieszczenie. 6 psich mord zaczęło pchać się ku właścicielowi w celu należytego powitania jakim obdarowywały go każdego dnia. Rzucając szkolną torbę gdzieś w kąt, przykląkł na podłodze by wytargać za poliki każdego z psów.
- E e e, bez śliny. - Zastrzegł, gdy tylko zauważył, że River już się przymierza, by obdarzyć go płynną miłością. Wziął też szczeniaka na ręce, wraz z całym stadkiem ruszając ku ich miskom, do których to dolał chłodnej wody. Memphis postawił między innymi psami, coby mogła zaczerpnąć czegoś chłodniejszego. Dostały również należyty posiłek a sam Orion zawrócił ku łazience, tam pozbywając się szkolnego outfitu, biorąc prysznic i zakładając nowe, luźniejsze ciuchy. Przez krótką chwilę rozważał zrobienie obiadu, ostatecznie jednak stwierdzając, że w sumie to pieprzyć to. Zerknął kątem oka na psy, które zdążyły porozwalać się w cieniu mebli i kontynuować odpoczynek. I nie mógł nie parsknąć, gdy zauważył szczeniaka rozłożonego jak dywanik tuż obok Winstona. Tylko Shelby była na tyle kochana, by podejść i wskoczyć na kanapę, na którą blondyn pozwolił jej wejść. Bo czemu nie? Duży mebel z miękkim materiałem, to czemu by go nie wykorzystać. Nie włączał telewizora, jedynie legł na boku, wspierając policzek na podłokietniku. Krótka drzemka nie jest zła, zwłaszcza, gdy jest się leniwym.
Oj tak, duma jest zdradziecką szumowiną. Niby każdy człowiek, niezależnie od płci ją posiada. Jednakże to właśnie cała ta męska duma, podkreślam męska. Sprawia nie lada problemy niektórym osobnikom. Często niszcząc związki, które jakby nie patrzeć miałyby szansę przetrwać dłużej, a to wszystko dlatego, bo facet nie jest w stanie przyznać się do swojego błędu, przeprosić i żyć dalej w spokoju. Co prawda, niektórzy to robią nawet mając rację, bo wolą mieć ciepły obiad na stole i dobry seksik wieczorem, ale to często gęsto są jakieś pojedyncze jednostki. Tak samo działa ona w sytuacjach jak ta Frey'a. Nie chciał się przyznać za cholerę, że po prostu lubi głos Gabriel'a, który faktycznie był uważany za dobry. Zawsze wymyślając jakąś wymówkę, że akurat przypadkiem siedzi w salonie zamiast w swoim pokoju. Gabs to zauważał, ale przecież nie będzie komentował, bo po co niby? Obdarzał go wtedy lekkim uśmiechem, zajmując się dalej swoją muzyką. Nie było potrzeby ładować wtedy jakiś głupkowatych tekstów, czy wymusić prawdę na współlokatorze. Szczególnie, że znał go na tyle, że nie ufał zawsze pierdołom, które mówił. Normalna rzecz wśród dwójki kumpli.
Gabe dokończył już kolejny kawałek pizzy, popił sobie colą, coby to przepłukać usta z resztek. Odetchnął lekko, bo w sumie się najadł. Nie potrzebował wiele do wszamania obecnie. Biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze przed powrotem do mieszkania był u Sheridan z całym zespołem, a tam też trochę podjadł. Kawałek pizzy, trochę ciperków i jakieś słodkości. Także brzuch miał pełen, więc ręką lekko przesunął pudełko z żarełkiem w stronę Clawerich'a z gestem, że może dokończyć. Poklepał się po swoim brzuszku co świadczyło, że już się napchał. Oby nie zaczął komentować, że jest jakimś niejadkiem.
Bawił? Mało powiedziane. Gabs lubił czasami chwycić za smycze i przejść się nawet na spacer z psiakami, wtedy gdy Frey nie miał czasu, czy akurat go w domu nie było. Bo przecież chłopaczyna pracuje, nie zawsze ma czas, aby wyskoczyć do parku. A w zamian za to taki Walsh o wiele rzadziej występował w pokazach mody, co sprowadzało się do jego częstszego pobytu w apartamencie. Stąd też można się domyślić, że po prostu był aniołem, a nie współlokatorem. Wytrzymywał dzielnie te zwierzaczki, pomagał w opiece nad nimi, ale jak widać nic za darmo. Nieraz trzeba było go popędzać i lać szmatą po dupie, żeby choć odrobinę pomógł w sprzątaniu. Czasami nawet trzeba w niego rzucać czymś, odłączyć prąd i w ogóle, żeby pozmywał naczynia. Już nie wspominając o tym, że od czasu do czasu Frey również go popędza, aby wysprzątał swój własny pokój, który na następny dzień i tak jest usyfiony, ale ćś.
- Nie wszyscy mają taką dobrą przemianę materii.
Dostrzegł ten idealny, wymalowany szok na twarzyczce blondyna. Obdarzył go zabójczo uroczym uśmiechem, lekko chichocząc na głos. No co? Takie akcje śmieszyły Gabriel'a niezmiernie. Ale dobra, chamski nie będzie. Odstawił go na ziemię, poczochrał tą jego blond czuprynę, patrząc z góry swoimi zielonymi ślepiami.
- Taki mały, a złości masz w sobie za pięcioro.
Skwitował całą sytuację, wybuchając głośnym śmiechem. W sumie nie był wiele wyższy, raptem jakieś 9-10 centymetrów. Ale i tak mógł się ponabijać, why not?
Gabe dokończył już kolejny kawałek pizzy, popił sobie colą, coby to przepłukać usta z resztek. Odetchnął lekko, bo w sumie się najadł. Nie potrzebował wiele do wszamania obecnie. Biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze przed powrotem do mieszkania był u Sheridan z całym zespołem, a tam też trochę podjadł. Kawałek pizzy, trochę ciperków i jakieś słodkości. Także brzuch miał pełen, więc ręką lekko przesunął pudełko z żarełkiem w stronę Clawerich'a z gestem, że może dokończyć. Poklepał się po swoim brzuszku co świadczyło, że już się napchał. Oby nie zaczął komentować, że jest jakimś niejadkiem.
Bawił? Mało powiedziane. Gabs lubił czasami chwycić za smycze i przejść się nawet na spacer z psiakami, wtedy gdy Frey nie miał czasu, czy akurat go w domu nie było. Bo przecież chłopaczyna pracuje, nie zawsze ma czas, aby wyskoczyć do parku. A w zamian za to taki Walsh o wiele rzadziej występował w pokazach mody, co sprowadzało się do jego częstszego pobytu w apartamencie. Stąd też można się domyślić, że po prostu był aniołem, a nie współlokatorem. Wytrzymywał dzielnie te zwierzaczki, pomagał w opiece nad nimi, ale jak widać nic za darmo. Nieraz trzeba było go popędzać i lać szmatą po dupie, żeby choć odrobinę pomógł w sprzątaniu. Czasami nawet trzeba w niego rzucać czymś, odłączyć prąd i w ogóle, żeby pozmywał naczynia. Już nie wspominając o tym, że od czasu do czasu Frey również go popędza, aby wysprzątał swój własny pokój, który na następny dzień i tak jest usyfiony, ale ćś.
- Nie wszyscy mają taką dobrą przemianę materii.
Dostrzegł ten idealny, wymalowany szok na twarzyczce blondyna. Obdarzył go zabójczo uroczym uśmiechem, lekko chichocząc na głos. No co? Takie akcje śmieszyły Gabriel'a niezmiernie. Ale dobra, chamski nie będzie. Odstawił go na ziemię, poczochrał tą jego blond czuprynę, patrząc z góry swoimi zielonymi ślepiami.
- Taki mały, a złości masz w sobie za pięcioro.
Skwitował całą sytuację, wybuchając głośnym śmiechem. W sumie nie był wiele wyższy, raptem jakieś 9-10 centymetrów. Ale i tak mógł się ponabijać, why not?
Urażona duma młodego chłopaka to jedna z gorszych rzeczy. I nawet jeśli babskie fochy były najgorsze ze wszystkich, to facet jak się postarał, też potrafił się obrazić. I gdyby tylko Gabe zaczął rzucać jakimiś nieodpowiednimi komentarzami w stronę Oriona odnośnie tego „podsłuchiwania” to zapewne już nigdy by go przy sobie nie zobaczył podczas grania. Permanent foch. Na szczęście miał w sobie na tyle dużo instynktu samozachowawczego, by tego nie robić. I Frey w momentach słuchania muzyki bruneta wcale nie czytał książki, nawet jeśli trzymał ją w rękach i skakał wzrokiem po tekście.
Zignorował przesunięte w swoją stronę pudełko z pizzą, bo zdążył się już najeść. Tyle w zupełności mu wystarczało na obecną porę i by nie musiał jeść kolacji. Co poradzi, nie potrzebował dużo jedzenia. Wystarczy, że Gabe za niego nadrabiał i problem rozwiązany. Nie klepał się też po brzuchu, uznając to zwyczajnie za zbędne.
Pozwalanie Gabe'owi na wyprowadzanie psów, zabawę z nimi czy przygotowanie im pokarmu było ze strony Oriona wielkim kredytem zaufania. Bo każdy, kto znał go choć trochę lepiej, wiedział, że ta szóstka czworonogów ma specjalne miejsce w sercu Reitza i jest to po prostu niepodważalne. Nie wszystkim pozwalał na takie rzeczy, brunet mógł czuć się wyróżniony. Zawsze sam zajmował się psami. No, chyba, że nie było go w domu, co w roku szkolnym zdarzało się dość często. Raz lekcje, dwa sesje, trzy „spotkania” i cztery randomowe rzeczy. Na wakacjach ograniczało się to do pokazów i sesji, więc miał więcej czasu dla tych kudłaczy. Co nie zmienia faktu, że jak Gabe chciał, to mu pozwalał coś z nimi robić. A bicie go szmatą zawsze było śmieszne. Gonił bruneta do sprzątania, gdy tylko wymagała tego sytuacja. No bo plz, nie będzie sam ogarniał całego apartamentu, nie ma szans. Chociaż akurat pokój Gabe'a traktował ulgowo. Należał do niego, więc mógł go utrzymywać w „porządku” w jakim tylko chciał, nie blondyna sprawa czy tam lśniło, czy hodowano nową formę życia.
- Nie wszystkim chce się o siebie dbać. - Skrzyżował ręce i gdyby mógł, to by się odwrócił na pięcie. No ale wisiał w powietrzu. Chichot bruneta został podsumowany obrażonym prychnięciem. Zaraz jednak znów poczuł podłogę, co spotkało się ze znacznie spokojniejszym podejściem do sytuacji. Czochraniem Gabriel zapewnił sobie jako takie odkupienie win, bo była to jedna z tych nielicznych rzeczy, które blondyn lubił.
- Ależ skąd, jestem niezwykle spokojny. Do czasu naruszenia pewnych tematów. - Choć nawet w takiej sytuacji posługiwał się jedynie słowami. Nie ważne jakimi, ważne, że skutecznymi. W sumie 175 centymetrów wzrostu, to wcale nie było mało. Niektórzy powiedzieliby, że to wręcz idealnie. No, szkoda, że nie dla niego. Zawsze chciał być wysoki, patrząc choćby na ojca, który był takim samym tytanem jak obecni czwartoklasiści. O ile nie wyższym. Jak to robił? Frey nie miał pojęcia. Matka była dość niska, więc to pewno dlatego.
Poprawił koszulę, ruszając w kierunku ściany, przy której stały na specjalnym stojaku skrzypce. Chwycił je w dłoń, by wrócić spokojnym krokiem na kanapę i znów po turecku na niej usiąść. Instrument ułożył na nogach, zabierając się w skupieniu za zakładanie nowych strun.
- Ponoć te są wytrzymalsze, zobaczymy, ile w tym prawdy. - Mruknął niby to do siebie, choć słowa były skierowane do bruneta.
Zignorował przesunięte w swoją stronę pudełko z pizzą, bo zdążył się już najeść. Tyle w zupełności mu wystarczało na obecną porę i by nie musiał jeść kolacji. Co poradzi, nie potrzebował dużo jedzenia. Wystarczy, że Gabe za niego nadrabiał i problem rozwiązany. Nie klepał się też po brzuchu, uznając to zwyczajnie za zbędne.
Pozwalanie Gabe'owi na wyprowadzanie psów, zabawę z nimi czy przygotowanie im pokarmu było ze strony Oriona wielkim kredytem zaufania. Bo każdy, kto znał go choć trochę lepiej, wiedział, że ta szóstka czworonogów ma specjalne miejsce w sercu Reitza i jest to po prostu niepodważalne. Nie wszystkim pozwalał na takie rzeczy, brunet mógł czuć się wyróżniony. Zawsze sam zajmował się psami. No, chyba, że nie było go w domu, co w roku szkolnym zdarzało się dość często. Raz lekcje, dwa sesje, trzy „spotkania” i cztery randomowe rzeczy. Na wakacjach ograniczało się to do pokazów i sesji, więc miał więcej czasu dla tych kudłaczy. Co nie zmienia faktu, że jak Gabe chciał, to mu pozwalał coś z nimi robić. A bicie go szmatą zawsze było śmieszne. Gonił bruneta do sprzątania, gdy tylko wymagała tego sytuacja. No bo plz, nie będzie sam ogarniał całego apartamentu, nie ma szans. Chociaż akurat pokój Gabe'a traktował ulgowo. Należał do niego, więc mógł go utrzymywać w „porządku” w jakim tylko chciał, nie blondyna sprawa czy tam lśniło, czy hodowano nową formę życia.
- Nie wszystkim chce się o siebie dbać. - Skrzyżował ręce i gdyby mógł, to by się odwrócił na pięcie. No ale wisiał w powietrzu. Chichot bruneta został podsumowany obrażonym prychnięciem. Zaraz jednak znów poczuł podłogę, co spotkało się ze znacznie spokojniejszym podejściem do sytuacji. Czochraniem Gabriel zapewnił sobie jako takie odkupienie win, bo była to jedna z tych nielicznych rzeczy, które blondyn lubił.
- Ależ skąd, jestem niezwykle spokojny. Do czasu naruszenia pewnych tematów. - Choć nawet w takiej sytuacji posługiwał się jedynie słowami. Nie ważne jakimi, ważne, że skutecznymi. W sumie 175 centymetrów wzrostu, to wcale nie było mało. Niektórzy powiedzieliby, że to wręcz idealnie. No, szkoda, że nie dla niego. Zawsze chciał być wysoki, patrząc choćby na ojca, który był takim samym tytanem jak obecni czwartoklasiści. O ile nie wyższym. Jak to robił? Frey nie miał pojęcia. Matka była dość niska, więc to pewno dlatego.
Poprawił koszulę, ruszając w kierunku ściany, przy której stały na specjalnym stojaku skrzypce. Chwycił je w dłoń, by wrócić spokojnym krokiem na kanapę i znów po turecku na niej usiąść. Instrument ułożył na nogach, zabierając się w skupieniu za zakładanie nowych strun.
- Ponoć te są wytrzymalsze, zobaczymy, ile w tym prawdy. - Mruknął niby to do siebie, choć słowa były skierowane do bruneta.
Czy nadrabiał za nich dwoje? W sumie coś w tym może być. Wcinał sporo żarcia, a w międzyczasie przegryzał różne słodycze, potem spalał to godzinami na siłowni, ale cóż. Słabość do słodyczy jest ciężkim orzechem do zgryzienia, to naprawdę nie jest łatwe, żeby oprzeć się ich wspaniałej mocy. Mocy która biła na kilometr i wołała za każdym razem by wyciągnąć po raz kolejny dłoń w ich kierunku. Gabe nie miał na tyle silnej woli, aby odmawiać sobie takich przyjemności. Może nie było to zbyt zdrowe, ale no co poradzić. Już taki jest, lubi po prostu to co słodkie, urocze, maluśkie.
I tak, Frey mógł mieć do niego zaufanie. Choć nie musiał na dobrą sprawę. Coś jednak musi być na rzeczy, mieszkają razem, znają się tyle lat. I to nie jest przecież tak, że Gabs często jakoś się bawi z psiakami, nie. Raz na jakiś czas, to się zdarza najlepszym, żeby nie mieć czasu dla swoich małych stworzonek. W pełni można zrozumieć takie sytuacje. A Gabriel zawsze chętnie służy pomocą ludziom, którzy go otaczają. W sumie nawet nie tylko znajomym, już nieraz pomógł komuś na ulicy. Tutaj pomógł starszej kobiecie nieść torbę z zakupami, ślepemu pomógł przejść przez jezdnię. Jakiemuś bezdomnemu kupił kilka bułek, coś do nich, jakąś butelkę wody, czy inny napój. Zresztą bardzo często odwiedzał schroniska, lubił działać również w wolontariacie i pomagać przy różnych zbiórkach. Niezależnie od tego czy akurat tylko wpłacił coś na konto, czy pomógł przy reklamie, zorganizowaniu projektu, a czasami nawet i występował w ramach wsparcia. Ot, dobra duszyczka z niego. Nie ma co.
Uh. Dobrze, że choć trochę teraz złagodził blondyna. Jeszcze by go pogryzł za karę, czy zaczął bić, machać nóżkami, czy coś. Dobrze, że delikatny czochraniec zawsze działa! No, przynajmniej na Frey'a. Wszak taka Candy nie byłaby zbytnio zadowolona gdyby Gabryś ją tak potraktował. Powinien kiedyś spróbować, może i ta buntowniczka się przekona do niego dzięki temu.
- Rozumiem, rozumiem.
Poprawił ręką okulary, które jak zawsze lekko zsunęły mu się z nosa. Bywają dość uciążliwe, ale jakoś wolał je od soczewek. Na dobrą sprawę nie wiadomo czemu, bo przecież soczewki są o wiele wygodniejsze i uniwersalne. Meh. Podrapał się w tył głowy, rozmyślając nad czymś. Nie trwało to długo, dość szybko wpadł na pomysł. Podszedł do ściany z telewizorem, na półce pod nim leżała konsola playstation. Odpalił ją, pilotem przełączył odpowiednio tak, żeby pokazało się logo konsoli. Z szuflady wyciągnął jakieś wyścigi, wsadził tam płytę i klapnął na sofie, chwytając po drodze kontroler. Jeden tylko, zagra sam. W szczególności, że Frey chwycił już za skrzypce.
- Ta. Ciekawe na jak długo Ci wytrzymają. Daję stówę, że tydzień.
Drobny zakładzik? Można tak to ująć. Rozsiadł się wygodnie na sofie i odpalił sobie grę. Można było po chwili usłyszeć odliczanie po angielsku i ryk silnika. Nah. To jest idealny typ gry dla jednej osoby. Można się przyjemnie wyżyć.
I tak, Frey mógł mieć do niego zaufanie. Choć nie musiał na dobrą sprawę. Coś jednak musi być na rzeczy, mieszkają razem, znają się tyle lat. I to nie jest przecież tak, że Gabs często jakoś się bawi z psiakami, nie. Raz na jakiś czas, to się zdarza najlepszym, żeby nie mieć czasu dla swoich małych stworzonek. W pełni można zrozumieć takie sytuacje. A Gabriel zawsze chętnie służy pomocą ludziom, którzy go otaczają. W sumie nawet nie tylko znajomym, już nieraz pomógł komuś na ulicy. Tutaj pomógł starszej kobiecie nieść torbę z zakupami, ślepemu pomógł przejść przez jezdnię. Jakiemuś bezdomnemu kupił kilka bułek, coś do nich, jakąś butelkę wody, czy inny napój. Zresztą bardzo często odwiedzał schroniska, lubił działać również w wolontariacie i pomagać przy różnych zbiórkach. Niezależnie od tego czy akurat tylko wpłacił coś na konto, czy pomógł przy reklamie, zorganizowaniu projektu, a czasami nawet i występował w ramach wsparcia. Ot, dobra duszyczka z niego. Nie ma co.
Uh. Dobrze, że choć trochę teraz złagodził blondyna. Jeszcze by go pogryzł za karę, czy zaczął bić, machać nóżkami, czy coś. Dobrze, że delikatny czochraniec zawsze działa! No, przynajmniej na Frey'a. Wszak taka Candy nie byłaby zbytnio zadowolona gdyby Gabryś ją tak potraktował. Powinien kiedyś spróbować, może i ta buntowniczka się przekona do niego dzięki temu.
- Rozumiem, rozumiem.
Poprawił ręką okulary, które jak zawsze lekko zsunęły mu się z nosa. Bywają dość uciążliwe, ale jakoś wolał je od soczewek. Na dobrą sprawę nie wiadomo czemu, bo przecież soczewki są o wiele wygodniejsze i uniwersalne. Meh. Podrapał się w tył głowy, rozmyślając nad czymś. Nie trwało to długo, dość szybko wpadł na pomysł. Podszedł do ściany z telewizorem, na półce pod nim leżała konsola playstation. Odpalił ją, pilotem przełączył odpowiednio tak, żeby pokazało się logo konsoli. Z szuflady wyciągnął jakieś wyścigi, wsadził tam płytę i klapnął na sofie, chwytając po drodze kontroler. Jeden tylko, zagra sam. W szczególności, że Frey chwycił już za skrzypce.
- Ta. Ciekawe na jak długo Ci wytrzymają. Daję stówę, że tydzień.
Drobny zakładzik? Można tak to ująć. Rozsiadł się wygodnie na sofie i odpalił sobie grę. Można było po chwili usłyszeć odliczanie po angielsku i ryk silnika. Nah. To jest idealny typ gry dla jednej osoby. Można się przyjemnie wyżyć.
Gabe miał to szczęście, że z czystym sumieniem mógł zgarnąć dla siebie wszystkie słodycze, które przypadkiem, bądź też celowo znalazły się w apartamencie. Frey mijał wszelakie tego typu "przekąski" szerokim łukiem. A gdy tylko coś dostawał na walentynki, bądź inną pierdołowatą okazję, to oddawał całość brunetowi. Na co ten chyba ani trochę nie narzekał. Zresztą i tak łaził na siłownię i czasami z psami, więc wszystkie kalorie spalał. Broń boże blondyn nie chciał kolegi tuczyć, wcale. Jak można było mieć aż tak duże parcie na słodkie (dosłownie i w przenośni) rzeczy, blondyn nie wiedział i chyba nawet wiedzieć nie chciał.
Tak, między nimi zaufanie zrodziło się z czasem i nikt nie ukrywał, że przyszło to z lekkim trudem. Głównie przez Oriona, który nigdy nie był skory do czegoś takiego względem innych ludzi. Nie był też skory do pomocy obcym, bo zwyczajnie go to nie interesowało. Już zwłaszcza, gdy chodziło o dzieci. Oj, te gówniaki kopnąłby w plecy na schodach, tak bardzo je kochał. Biedniejszych i bogatych mijał kompletnie niezainteresowany, bo jak już wielokrotnie powtarzał, wszyscy ci ludzie byli dla niego identyczni, dopóki nie udowodnili swojej wartości bądź unikalności. Co innego dotyczyło schronisk i rezerwatów, które bardzo często wspierał i do których równie często chadzał. Zawłaszcza do tych pierwszych, gdzie lubił spędzać wolne dni na pomaganiu i ogólnie opiece nad psiakami. nawet te najbardziej agresywne po jakimś czasie się do niego przekonywały.
Nie rozprawiał się na temat okularów ani soczewek, bo nigdy nie miał potrzeby ich noszenia i wątpił, by kiedykolwiek taka zaistniała. Podczas zakładania strun raz czy dwa zerknął w stronę Gabriela, kontrolując co też brunet wymyślił. Konsola rzecz święta i należało jej się odpowiednie obchodzenie. Dlatego właśnie blondyn lekko się skrzywił na widok wyścigówki. Nie ukrywał, że nie przepadał za tego typu grami, choć podobno o gustach się nie dyskutuje. Bo tak jak Gabe mógł jeździć samochodzikami, tak Frey godzinami siedział przy Skyrimie albo czymś tego typu. I chyba by zabił, gdyby ktoś usunął mu postęp z gry. Albo z takiego Dragon Age. Śmierć delikwenta byłaby bardzo powolna i bardzo bolesna. Wrócił z całym skupieniem do skrzypiec, przesuwając gładko dłonią po nowych strunach, gdy już wszystkie znalazły się na właściwym miejscu.
- Tak, zapewne coś koło tygodnia. Tak właściwie... Grałem ci kiedyś? - Zastanowił się na głos, lustrując trójkolorowym spojrzeniem cały instrument. Nie czekał jednak na odpowiedź, bo tak jakby się jej domyślał. Nigdy nie grał specjalnie dla Gabriela, nie zastał go też podsłuchującego. Bo w gruncie rzeczy grał, gdy bruneta nie było w apartamencie. Podniósł się z kanapy, sięgając po walający się po dywanie kabel od wzmacniaczy, podpinając je. Złapał też smyczek, układając wygodnie instrument w rękach. Zadowolony, pewny siebie uśmiech wpłynął na usta blondyna gdy tylko zamknął oczy a smyczek uderzył w struny, rozpoczynając utwór.
Tak, między nimi zaufanie zrodziło się z czasem i nikt nie ukrywał, że przyszło to z lekkim trudem. Głównie przez Oriona, który nigdy nie był skory do czegoś takiego względem innych ludzi. Nie był też skory do pomocy obcym, bo zwyczajnie go to nie interesowało. Już zwłaszcza, gdy chodziło o dzieci. Oj, te gówniaki kopnąłby w plecy na schodach, tak bardzo je kochał. Biedniejszych i bogatych mijał kompletnie niezainteresowany, bo jak już wielokrotnie powtarzał, wszyscy ci ludzie byli dla niego identyczni, dopóki nie udowodnili swojej wartości bądź unikalności. Co innego dotyczyło schronisk i rezerwatów, które bardzo często wspierał i do których równie często chadzał. Zawłaszcza do tych pierwszych, gdzie lubił spędzać wolne dni na pomaganiu i ogólnie opiece nad psiakami. nawet te najbardziej agresywne po jakimś czasie się do niego przekonywały.
Nie rozprawiał się na temat okularów ani soczewek, bo nigdy nie miał potrzeby ich noszenia i wątpił, by kiedykolwiek taka zaistniała. Podczas zakładania strun raz czy dwa zerknął w stronę Gabriela, kontrolując co też brunet wymyślił. Konsola rzecz święta i należało jej się odpowiednie obchodzenie. Dlatego właśnie blondyn lekko się skrzywił na widok wyścigówki. Nie ukrywał, że nie przepadał za tego typu grami, choć podobno o gustach się nie dyskutuje. Bo tak jak Gabe mógł jeździć samochodzikami, tak Frey godzinami siedział przy Skyrimie albo czymś tego typu. I chyba by zabił, gdyby ktoś usunął mu postęp z gry. Albo z takiego Dragon Age. Śmierć delikwenta byłaby bardzo powolna i bardzo bolesna. Wrócił z całym skupieniem do skrzypiec, przesuwając gładko dłonią po nowych strunach, gdy już wszystkie znalazły się na właściwym miejscu.
- Tak, zapewne coś koło tygodnia. Tak właściwie... Grałem ci kiedyś? - Zastanowił się na głos, lustrując trójkolorowym spojrzeniem cały instrument. Nie czekał jednak na odpowiedź, bo tak jakby się jej domyślał. Nigdy nie grał specjalnie dla Gabriela, nie zastał go też podsłuchującego. Bo w gruncie rzeczy grał, gdy bruneta nie było w apartamencie. Podniósł się z kanapy, sięgając po walający się po dywanie kabel od wzmacniaczy, podpinając je. Złapał też smyczek, układając wygodnie instrument w rękach. Zadowolony, pewny siebie uśmiech wpłynął na usta blondyna gdy tylko zamknął oczy a smyczek uderzył w struny, rozpoczynając utwór.
Cóż, Gabriel na bank nigdy nie narzekał na te drobne upominki. Nawet jeśli to były właśnie jakieś prezenty na walentynki, które Frey otrzymywał. Fakt, nie wypadało ich oddawać brunetowi, ale on przecież nie będzie jęczał z tego powodu. Z wielką chęcią zgarniał wszystko dla siebie, rozkoszując się ich pysznym smakiem. W szczególności gdy to były jakieś słodkości domowej roboty. Czekoladki, ciasteczka, uh. Mógłby się nimi objadać całymi dniami, prawie jak lizakami. Wszystkie tego rodzaju pyszności kończyły w jego żołądku w niewiarygodnym tempie. Nie rozumiał tego jak można ich unikać. Wiadomo, nie kazał ich wpierdzielać codziennie, ale co jakiś czas? Każdy mógł sobie na to pozwolić, nawet wielcy pakerzy robią sobie tzw. cheat day w którym to właśnie odpuszczają sobie swoją solidną dietę i opychają najróżniejszymi kaloriami. Zamawiają wtedy pizzę, hamburgery, ciasta. Raz na jakiś czas można.
Oj tak, cała ich znajomość była trudna. Nawet teraz, kiedy są tak dobrze dogadani z sobą. Nieraz zdarzają się kłótnie, docinki, ale to raczej już w geście przekomarzania, coby nie było tak pinknie i kolorowo. Ot co. A gówniaki? Ciekawe określenie, ale Gabs chciałby mieć bachorka. Wróć! Nie jednego! Tak z trójkę, może czwórkę. Kiedyś na pewno się ich dorobi. To świetna sprawa mieć tyle potomków. Zawsze coś się będzie działo w domu, nigdy nie będzie można narzekać na nudę, nawet jeśli będzie musiał poświęcić większość swojego czasu. I tak nie będzie żałował takiej decyzji. Kiedyś mu się świat odpłaci chyba za to, co nie?
Wyścigi to nie jedyna gra, w którą to Gabe pykał. O niee! Chociaż jak widać, gusta mieli różne. Frey wolał gry typu RPG. Natomiast Walsh preferował shooter'y, wszelkiego rodzaju. Na komputerze grywał bardzo często w popularnego Counter Strike'a, a na konsoli napieprzał w Battlefield'a, czasami w GTA, a dla rozluźnienia sięgał po jakieś przygodówki. Próbował kiedyś swych sił w Skyrim'ie, ale to jednak nie dla niego. On musiał mieć cały czas ten dreszczyk emocji, nie tylko w czasie klepania mob'ów, czy wykonywania misji. Taki Kanter idealnie sprawdzał się dla niego, biegł, musiał być w ruchu cały czas, orientować się czy akurat nikt nie nadchodzi. Nigdy nie był do końca pewien czy uda mu się zabić przeciwnika, nawet mając więcej życia, czy lepszą broń. Bo przecież nigdy nie wiesz, czy gość przed tobą nie pierdyknie Ci soczystego headshot'a, a ty się złożysz przed nim niczym poddany przed swym dyktatorem.
- W sumie... Chyba nie. Kiedyś tylko tam trochę słyszałem, ale niezbyt.
Zapauzował grę, oczyska wlepił w blondyna. Oww. On mu zagra na skrzypcach! Gabryś wytężył swoje zmysły, zamknął oczy i wsłuchał się w muzykę, która delikatnie pieściła jego uszy. Znaczy się. Cofnij. Tak myślał, a tu się okazało, że do niego dotarły dość żywe rytmy. Piosenka, którą znał doskonale, nieraz przygrywał ją sobie na gitarze. A tu proszę. Wersji skrzypcowej nie miał okazji słyszeć, nigdy w życiu. Otworzył oczy, które zabłysnęły niczym pięciozłotówki. A sam postukał lekko nogą do rytmu i zaczął śpiewać równo z muzyką, którą grał Frey. Z początku dość cicho, potem wchodząc coraz bardziej w ten styl, dopasowując się do swojego współlokatora. No wybacz, wybrał taką piosenkę, to niech nie robi problemów, że brunet się dołączył.
Oj tak, cała ich znajomość była trudna. Nawet teraz, kiedy są tak dobrze dogadani z sobą. Nieraz zdarzają się kłótnie, docinki, ale to raczej już w geście przekomarzania, coby nie było tak pinknie i kolorowo. Ot co. A gówniaki? Ciekawe określenie, ale Gabs chciałby mieć bachorka. Wróć! Nie jednego! Tak z trójkę, może czwórkę. Kiedyś na pewno się ich dorobi. To świetna sprawa mieć tyle potomków. Zawsze coś się będzie działo w domu, nigdy nie będzie można narzekać na nudę, nawet jeśli będzie musiał poświęcić większość swojego czasu. I tak nie będzie żałował takiej decyzji. Kiedyś mu się świat odpłaci chyba za to, co nie?
Wyścigi to nie jedyna gra, w którą to Gabe pykał. O niee! Chociaż jak widać, gusta mieli różne. Frey wolał gry typu RPG. Natomiast Walsh preferował shooter'y, wszelkiego rodzaju. Na komputerze grywał bardzo często w popularnego Counter Strike'a, a na konsoli napieprzał w Battlefield'a, czasami w GTA, a dla rozluźnienia sięgał po jakieś przygodówki. Próbował kiedyś swych sił w Skyrim'ie, ale to jednak nie dla niego. On musiał mieć cały czas ten dreszczyk emocji, nie tylko w czasie klepania mob'ów, czy wykonywania misji. Taki Kanter idealnie sprawdzał się dla niego, biegł, musiał być w ruchu cały czas, orientować się czy akurat nikt nie nadchodzi. Nigdy nie był do końca pewien czy uda mu się zabić przeciwnika, nawet mając więcej życia, czy lepszą broń. Bo przecież nigdy nie wiesz, czy gość przed tobą nie pierdyknie Ci soczystego headshot'a, a ty się złożysz przed nim niczym poddany przed swym dyktatorem.
- W sumie... Chyba nie. Kiedyś tylko tam trochę słyszałem, ale niezbyt.
Zapauzował grę, oczyska wlepił w blondyna. Oww. On mu zagra na skrzypcach! Gabryś wytężył swoje zmysły, zamknął oczy i wsłuchał się w muzykę, która delikatnie pieściła jego uszy. Znaczy się. Cofnij. Tak myślał, a tu się okazało, że do niego dotarły dość żywe rytmy. Piosenka, którą znał doskonale, nieraz przygrywał ją sobie na gitarze. A tu proszę. Wersji skrzypcowej nie miał okazji słyszeć, nigdy w życiu. Otworzył oczy, które zabłysnęły niczym pięciozłotówki. A sam postukał lekko nogą do rytmu i zaczął śpiewać równo z muzyką, którą grał Frey. Z początku dość cicho, potem wchodząc coraz bardziej w ten styl, dopasowując się do swojego współlokatora. No wybacz, wybrał taką piosenkę, to niech nie robi problemów, że brunet się dołączył.
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Nie Lip 03, 2016 10:28 pm
Nie Lip 03, 2016 10:28 pm
Może i nie wypadało, ale Frey nie miał z tym jakiegoś większego problemu.I o ile kupne słodycze oddawał tak po prostu, tak nad domowymi wypiekami czasami, bardzo rzadko się zastanawiał. Bo jednak gorzka czekolada z malinami nie była aż taka zła. Zwłaszcza jeśli była taką prawdziwą stuprocentową czekolada a nie jakimś shitem 20%. Nie mniej jednak w większości przypadków ostatecznie rezygnował, oddając wszystko brunetowi. Żadna z ambitnych dziewczyn, które mu to wręczyły nigdy nie była świadkiem jak Frey pozbywał się prezentów, więc no. W przyrodzie nic nie ginie! Zwłaszcza, jak się mieszka z takim pożeraczem. Panny szczęśliwe, Frey szczęśliwy i Gabe też szczęśliwy. Jaką dietę, oni przecież cały czas coś żarli. Tylko Frey potrafił przystopować i nie jadł słodyczy. A jednak spędzał masę czasu na bieganiu z psami, plus świetna przemiana materii. I koniec końców miał niedowagę, heh.
Od kiedy tak znajomość zaczęła składać się w większości z docinek i przekomarzanek, to chyba im obu było lżej. Orion nie musiał się hamować, Gabe też nie i było lżej. Nie można sobie wiecznie słodzić i Clawerich zupełnie nie rozumiał znajomości, które tak wyglądały.Tak było lepiej, tak było zabawniej. A dzieci to by niestety Frey nie zniósł. Wszyscy mówili jakie to sa słodkie, że chcą lub już mają. A on? Zawsze ta sama odpowiedź. "Look at these 500 pictures of my dogs." I gdyby Gabe postanowił jakiegoś dzieciaka do nich sprowadzić... Zastałby zmienione zamki i karteczkę na drzwiach z napisem "Wróć jak się pozbędziesz pasożyta." I jakieś ładne, czarne serduszko, tak.
Strzelanek nie wykluczał, po prostu nie lubił ich tak bardzo jak fantasy. W jakieś Call of Duty zawsze mógł pyknąć, szczególnie z Gabem którego w piękny sposób ogrywał. Cóż, jedni rodzili się jako naukowcy, Frey urodził się z konsolą i skrzypcami w łapkach, tak bywa. Co nie zmienia faktu, że mimo wszystko wolał poświęcić wolne godziny na bardziej rozbudowane fabularnie gry. Kto by się nie cieszył z możliwości przeruchania prawie każdego w Dragon Age'u. Na komputerze grał rzadziej. Konsola była dla niego wygodniejsza. Chociaż ostatnio i tak zacierał łapska na najnowszą część Wiedźmina. A wszyscy wiedzieli, że gdy już ją dorwie, to nie zobaczą go przez długie dni. Problem w tym, że jakoś nie miał okazji poszukać. Ale to się nadrobi, w końcu wakacje.
- No to posłuchaj i czuj się wyróżniony. - Odparł z szelmowskim uśmiechem zdobiącym usta. Każdy kto znał Freya wiedział, że chłopak nie przepadał za klasyką. Już wystarczy, że miał instrumenty elektryczne zamiast zwykłych. Każdy utwór przenosił w nowe, żywsze brzmienie. Nawet klasykę. Od razu stawała się lepsza! Z zamkniętymi ślepiami mruknął pod nosem z zadowoleniem, wyciągając ze strun najlepsze dźwięki jakie tylko mógł. Cóż, lata praktyki w tym prawie nikt nie mógł mu podskoczyć. Lekko kiwał biodrami w rytm muzyki i miał ochotę parsknąć, gdy tylko Gabe zaczął nucić. Ale to dobrze, znak, że mu się podobało. Nijak nie komentował tego małego koncertu, pozwalając brunetowi śpiewać do woli. Sam postanowił się popisać dopiero gdy przyszedł czas na solówkę. urozmaicił dźwięki których nie było w oryginalnym utworze, poprzez dodanie własnych i kilku szybkich przesunięć smyczka oraz smukłych palców po strunach. Następnie gładko przeszedł w refren piosenki, dodając mu nieco mocy. Po zakończeniu utworu rozwarł powieki i dwukrotnie zakręcił smyczkiem w dłoni jak pałeczką. Oj no, lubił się popisywać jeśli chodziło o skrzypce. Cóż, większości osób przy takim ruchu smyczek zwyczajnie wypadłby z ręki. Puścił Gabrielowi oczko.
- Powinny trochę przetrzymać, są lepsze od poprzednich. - Stwierdził, nawiązując jeszcze do rozmowy o strunach. Opuścił luźno ręce, zwracając spojrzenie ku Gabrielowi. Talk to me.
Od kiedy tak znajomość zaczęła składać się w większości z docinek i przekomarzanek, to chyba im obu było lżej. Orion nie musiał się hamować, Gabe też nie i było lżej. Nie można sobie wiecznie słodzić i Clawerich zupełnie nie rozumiał znajomości, które tak wyglądały.Tak było lepiej, tak było zabawniej. A dzieci to by niestety Frey nie zniósł. Wszyscy mówili jakie to sa słodkie, że chcą lub już mają. A on? Zawsze ta sama odpowiedź. "Look at these 500 pictures of my dogs." I gdyby Gabe postanowił jakiegoś dzieciaka do nich sprowadzić... Zastałby zmienione zamki i karteczkę na drzwiach z napisem "Wróć jak się pozbędziesz pasożyta." I jakieś ładne, czarne serduszko, tak.
Strzelanek nie wykluczał, po prostu nie lubił ich tak bardzo jak fantasy. W jakieś Call of Duty zawsze mógł pyknąć, szczególnie z Gabem którego w piękny sposób ogrywał. Cóż, jedni rodzili się jako naukowcy, Frey urodził się z konsolą i skrzypcami w łapkach, tak bywa. Co nie zmienia faktu, że mimo wszystko wolał poświęcić wolne godziny na bardziej rozbudowane fabularnie gry. Kto by się nie cieszył z możliwości przeruchania prawie każdego w Dragon Age'u. Na komputerze grał rzadziej. Konsola była dla niego wygodniejsza. Chociaż ostatnio i tak zacierał łapska na najnowszą część Wiedźmina. A wszyscy wiedzieli, że gdy już ją dorwie, to nie zobaczą go przez długie dni. Problem w tym, że jakoś nie miał okazji poszukać. Ale to się nadrobi, w końcu wakacje.
- No to posłuchaj i czuj się wyróżniony. - Odparł z szelmowskim uśmiechem zdobiącym usta. Każdy kto znał Freya wiedział, że chłopak nie przepadał za klasyką. Już wystarczy, że miał instrumenty elektryczne zamiast zwykłych. Każdy utwór przenosił w nowe, żywsze brzmienie. Nawet klasykę. Od razu stawała się lepsza! Z zamkniętymi ślepiami mruknął pod nosem z zadowoleniem, wyciągając ze strun najlepsze dźwięki jakie tylko mógł. Cóż, lata praktyki w tym prawie nikt nie mógł mu podskoczyć. Lekko kiwał biodrami w rytm muzyki i miał ochotę parsknąć, gdy tylko Gabe zaczął nucić. Ale to dobrze, znak, że mu się podobało. Nijak nie komentował tego małego koncertu, pozwalając brunetowi śpiewać do woli. Sam postanowił się popisać dopiero gdy przyszedł czas na solówkę. urozmaicił dźwięki których nie było w oryginalnym utworze, poprzez dodanie własnych i kilku szybkich przesunięć smyczka oraz smukłych palców po strunach. Następnie gładko przeszedł w refren piosenki, dodając mu nieco mocy. Po zakończeniu utworu rozwarł powieki i dwukrotnie zakręcił smyczkiem w dłoni jak pałeczką. Oj no, lubił się popisywać jeśli chodziło o skrzypce. Cóż, większości osób przy takim ruchu smyczek zwyczajnie wypadłby z ręki. Puścił Gabrielowi oczko.
- Powinny trochę przetrzymać, są lepsze od poprzednich. - Stwierdził, nawiązując jeszcze do rozmowy o strunach. Opuścił luźno ręce, zwracając spojrzenie ku Gabrielowi. Talk to me.
Mini koncert w mieszkaniu zawsze na propsie. Szacuneczek jak nic, powinni kiedyś pójść na miasto i gdzieś na ulicy razem zagrać. Zawsze to coś nowego, bo ciągłe chodzenie samemu z gitarą zaczyna się robić coraz to bardziej nudniejsze. Ileż można spędzać czasu w pojedynkę, siedząc na jakiejś ławeczce i wytężając wszystkie swoje zdolności artystyczne. Niektórzy wrzucali mu pieniądze do pokrowca od gitary, choć to nie było jego celem. Wiadomo, zdarzali się tacy, którzy w ten sposób zarabiali na swoje młodzieńcze zachcianki, czy to alkohol, papierosy, a może jakieś nowe ubrania czy płyty ulubionych zespołów. Choć to ostatnie w dzisiejszych czasach jest coraz rzadziej spotykane. Wszystko jest w internecie, młodzi ludzie już nie kupują tak często płyt, a szkoda. Gabriel miał ich wielką kolekcję, głównie rock'ową, bo właśnie taką muzykę preferował. Należał właśnie do tego grona, które poniekąd uwielbiało te stare klimaty. Dźwięk szarpania za struny uważał zdecydowanie za o wiele lepszy niżeli wszystkie te pseudo piosenki stworzone za pomocą programu na komputerze. Wiadomo, że gdy nagrywał coś w studiu, a potem szło do internetu jako jedna z jego piosenek, było poniekąd przerabiane za pomocą programów. To normalka dzisiaj. Szczególnie, że do niedawna grał sam, a więc musiał dorobić sobie dźwięki chociażby perkusji, na której osobiście tylko trochę potrafił wybębniać. Taka kolej rzeczy, gdy samemu się gra. Na szczęście udało mu się dołączyć do zespołu, całkiem spora szansa, że teraz wiele się zmieni w jego życiu. Możliwe, że będzie więcej czasu spędzał na zewnątrz, właśnie z innymi członkami, niż siedząc w zaciszu domowym i pisząc kolejne teksty do piosenek. Z zeszytem w ręku rozpisując kolejne ciągi nut, które składały się następnie w piosenkę.
Ja tu pitu, pitu o takich głupotach. A kawałek, który zagrali wspólnie wpłynął na Gabriel'a bardzo pozytywnie. Takiego kopa energii już dawno nie dostał. Wszak nie miał okazji w ten sposób spędzać czas ze swoim współlokatorem. A właśnie tego typu sytuacje są o wiele lepsze od tych ciągłych zdjęć do najnowszego magazynu o modzie. Także tego. Gabe zakończył śpiewanie z wielkim bananem wymalowanym na jego ryjcu. Oczyska wciąż były wielkie jak pięciozłotówki, błyszczały niezmiernie. Łezka zakręciła mu się nawet w oku z tej całej radości. Spłynęła delikatnie po policzku, a on zamiast ją wycierał, aby utrzymać resztki męskości, po prostu zaczął wyć. Ot tak. Kolejne strumienie łez wypływały z jego szmaragdowych oczu, zalewając mu całe poliki. Łamiącym się głosem zaczął coś dukać nawet.
- Frey... zagra... jmy... je... szcze... coś... kiedyś...
Klapnął na fotelu, skulił kolana do siebie, otoczył je rękoma, gdzie schował głowę. Nie chciał mu się teraz takim pokazywać. Bo to przecież nie jego wina, że jest dość wylewny i szczery w swoich uczuciach, a cała ta akcja tak go wzruszyła, że po prostu nie mógł wytrzymać.
Ja tu pitu, pitu o takich głupotach. A kawałek, który zagrali wspólnie wpłynął na Gabriel'a bardzo pozytywnie. Takiego kopa energii już dawno nie dostał. Wszak nie miał okazji w ten sposób spędzać czas ze swoim współlokatorem. A właśnie tego typu sytuacje są o wiele lepsze od tych ciągłych zdjęć do najnowszego magazynu o modzie. Także tego. Gabe zakończył śpiewanie z wielkim bananem wymalowanym na jego ryjcu. Oczyska wciąż były wielkie jak pięciozłotówki, błyszczały niezmiernie. Łezka zakręciła mu się nawet w oku z tej całej radości. Spłynęła delikatnie po policzku, a on zamiast ją wycierał, aby utrzymać resztki męskości, po prostu zaczął wyć. Ot tak. Kolejne strumienie łez wypływały z jego szmaragdowych oczu, zalewając mu całe poliki. Łamiącym się głosem zaczął coś dukać nawet.
- Frey... zagra... jmy... je... szcze... coś... kiedyś...
Klapnął na fotelu, skulił kolana do siebie, otoczył je rękoma, gdzie schował głowę. Nie chciał mu się teraz takim pokazywać. Bo to przecież nie jego wina, że jest dość wylewny i szczery w swoich uczuciach, a cała ta akcja tak go wzruszyła, że po prostu nie mógł wytrzymać.
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Nie Lip 03, 2016 11:34 pm
Nie Lip 03, 2016 11:34 pm
Oj tak, gdyby poszli tak na miasto, mogłoby się zrobić niezłe widowisko. Po pierwsze dobra muzyka z wokalem a po drugie obaj byli znani z czego jeden to Reitz. Co nie zmienia faktu, że mogliby zrobić eksperyment w tym stylu i raz sobie zasiąść na jakimś rynku czy w parku. Gorzej by było ze wzmacniaczami i tak dalej, bo Frey nawet jeśli na zwykły skrzypcach też świetnie grał, to nie wyciągał z nich aż tak żywych dźwięków jak z elektrycznych odpowiedników. Frey również lubił mocniejszą muzykę. Spokojne dźwięki raczej nie uderzały w jego gusta, co zresztą było po nim widać. Chwycił pewniej smyczek w dłoń, by wraz ze skrzypcami móc odstawić wszystko na stojaczek pod ścianą. Odpiął też kabel od wzmacniaczy, rzucając go luźna na dywan, tam gdzie jego miejsce. Nikt się o niego nie potykał, więc w czym problem. Przez chwilę lustrował spojrzeniem instrument, stwierdzając ostatecznie, że nowe struny naprawdę były lepsze od poprzednich i czas zmienić kupowaną firmę na tę. Będzie musiał się zabrać za napisanie nowego utworu, bo niektóre dźwięki prześladowały go już dobre dwa tygodnie i nigdy nie znalazł chwili, by to spisać. A coś czuł, że kawałek naprawdę będzie niezły. Zwłaszcza, że łączył skrzypce i gitarę.
Obrócił się w celu zerknięcia na Gabe'a, aczkolwiek widok który zastał niekoniecznie był tym, czego się spodziewał. Szczere zdziwienie wpłynęło na lico blondyna, zbijając go całkiem z pantałyku. Zrobił coś źle, czy jak? Nawet miał ochotę spytać, lecz brunet w porę wyjaśnił. Znaczy "wyjaśnił", Frey po prostu znał go już na tyle, by domyślić się reszty. Wykrzywił usta w rozbawionym uśmiechu, obserwując jak jego współlokator całkiem się posypał w tym fotelu. Postąpił więc te kilka kroków w przód, by ułożyć dłoń na ciemnych kosmykach a samemu cupnąć na podłokietniku zajmowanego fotela. Cóż, zaleta drobnych ludzi, mieścili się wszędzie i wszędzie było im wygodnie.
- I czemu się rozklejasz, nigdy nie powiedziałem, że nie możemy robić tego częściej. - Parsknął pod nosem, czochrając ciemne kłaki młodszego kolegi w dość rozczulającym geście. Nie do końca widział potrzebę aż takiego wzruszenia, nie mniej jednak ten raz w życiu niczego nie komentował i oszczędził sobie zaczepnych docinek. No, niech się Gabe cieszy z miłego Freya. Który się później głupio dziwi czemu ich swatają, lel.
Obrócił się w celu zerknięcia na Gabe'a, aczkolwiek widok który zastał niekoniecznie był tym, czego się spodziewał. Szczere zdziwienie wpłynęło na lico blondyna, zbijając go całkiem z pantałyku. Zrobił coś źle, czy jak? Nawet miał ochotę spytać, lecz brunet w porę wyjaśnił. Znaczy "wyjaśnił", Frey po prostu znał go już na tyle, by domyślić się reszty. Wykrzywił usta w rozbawionym uśmiechu, obserwując jak jego współlokator całkiem się posypał w tym fotelu. Postąpił więc te kilka kroków w przód, by ułożyć dłoń na ciemnych kosmykach a samemu cupnąć na podłokietniku zajmowanego fotela. Cóż, zaleta drobnych ludzi, mieścili się wszędzie i wszędzie było im wygodnie.
- I czemu się rozklejasz, nigdy nie powiedziałem, że nie możemy robić tego częściej. - Parsknął pod nosem, czochrając ciemne kłaki młodszego kolegi w dość rozczulającym geście. Nie do końca widział potrzebę aż takiego wzruszenia, nie mniej jednak ten raz w życiu niczego nie komentował i oszczędził sobie zaczepnych docinek. No, niech się Gabe cieszy z miłego Freya. Który się później głupio dziwi czemu ich swatają, lel.
Połączenie na pozór niepasujących do siebie instrumentów właśnie bardzo często dawało ciekawe zagrania. Skrzypca i gitara z całą pewnością mogłyby ukazać światu dość ciekawe brzmienie. W szczególności gdy za te instrumenty chwyci ktoś o najprawdziwszym talencie. Ktoś kto będzie w stanie odpowiednio odegrać wcześniej przygotowane nuty i nadać temu wszystkiemu genialny całokształt. Do tego są potrzebne zwinne palce, niesamowity słuch i rytm. Pogodzenie ich nie będzie łatwe, tego można być niemalże pewnym. Ale to tylko tępe gadanie. Frey za pewne poradzi sobie i przeskoczy tak wysoko uniesioną poprzeczkę. Blondyn potrafił odpowiednio wypieścić oba te instrumenty, więc ma szansę na powodzenie w swoich planach co do nowej muzyki. Gabe w sumie gdyby umiał grać na skrzypcach może też próbowałby takich bajerów. Musiał się niestety zadowolić pianinem i gitarą, może kiedyś jeszcze pouczy się w wolnym czasie gry na kolejnych muzodajkach. Trzeba być wszechstronnym, co nie?
Kiedy ten w najlepsze sobie ryczał, Frey'owi udało się ogarnąć sytuację. Znaczy się. W miarę. Gest który wykonał, położenie dłoni na jego głowie dodało nieco otuchy. Lekko ubarwione dość miłymi słowami blondyna, pozbawionymi o dziwo jakichś dokuczliwych tekstów. Gabs podniósł swoją łepetynę z kolan, okulary lekko podniósł na czoło, ocierając zalane policzki o nogawki spodni. Kiedy już udało mu się doprowadzić do jako tako dobrego stanu, ponownie osunął swoje bryle na nos, niemalże od razu obdarzając Clawerich'a uroczym spojrzeniem tych jego szmaragdowych oczu. Wyszczerzył lekko śnieżnobiałe ząbki, w dość krzywym jak na niego uśmieszku.
- To wyjaśnij mi czemu tego do tej pory nie zrobiliśmy? Wiesz, że lubię muzykę ponad wszystko.
Lel. To takie oczywiste. Nie miał nic złego, ani też nie był smutny. Po prostu fajnie im to wyszło, Gabriel dostał pozytywnego kopa do tego stopnia, że się rozczulił nad swym biednym losem, bo czemu wcześniej tego nie spróbowali? W zamian za to Frey sobie pobrzdąkiwał kiedy bywał sam w mieszkaniu, a Gabriel jak już nawalał to samotnie w swoim pokoju, albo siedząc w salonie. Trzeba było już dawno temu razem, coś ten.
Kiedy ten w najlepsze sobie ryczał, Frey'owi udało się ogarnąć sytuację. Znaczy się. W miarę. Gest który wykonał, położenie dłoni na jego głowie dodało nieco otuchy. Lekko ubarwione dość miłymi słowami blondyna, pozbawionymi o dziwo jakichś dokuczliwych tekstów. Gabs podniósł swoją łepetynę z kolan, okulary lekko podniósł na czoło, ocierając zalane policzki o nogawki spodni. Kiedy już udało mu się doprowadzić do jako tako dobrego stanu, ponownie osunął swoje bryle na nos, niemalże od razu obdarzając Clawerich'a uroczym spojrzeniem tych jego szmaragdowych oczu. Wyszczerzył lekko śnieżnobiałe ząbki, w dość krzywym jak na niego uśmieszku.
- To wyjaśnij mi czemu tego do tej pory nie zrobiliśmy? Wiesz, że lubię muzykę ponad wszystko.
Lel. To takie oczywiste. Nie miał nic złego, ani też nie był smutny. Po prostu fajnie im to wyszło, Gabriel dostał pozytywnego kopa do tego stopnia, że się rozczulił nad swym biednym losem, bo czemu wcześniej tego nie spróbowali? W zamian za to Frey sobie pobrzdąkiwał kiedy bywał sam w mieszkaniu, a Gabriel jak już nawalał to samotnie w swoim pokoju, albo siedząc w salonie. Trzeba było już dawno temu razem, coś ten.
Cóż, grał zarówno na skrzypcach jak i gitarze od najmłodszych lat. I to pod okiem najlepszych nauczycieli, tak, jak chciał jego ojciec. Z czasem sam odnalazł w tym coś, co mógł polubić i zaczął wynosić dźwięki na nieco inne poziomy. Czy zacząłby grać jeszcze na czymś? Sam nie wiedział. Musiałby zobaczyć, lub dostać coś, co pchnęłoby go i zachęciło do danego instrumentu. Raz czy dwa zastanawiał się nad pianinem, ale nie był pewny, czy mógłby na klawiszach odstawiać to samo, co ze strunami. Musiałby kiedyś spróbować się w ten sposób pobawić, ewentualnie mógłby spytać Gabe'a o pomoc. Ale tylko ewentualnie. Takie rzeczy wolał ogarnąć sam, po prostu, dla zasady. Pomyśli się o tym kiedyś.
Gdy sytuacja wygląda na już w miarę ogarniętą, cofnął dłoń, układając ją na własnym kolanie. Wyprostował się nieco bardziej, dając brunetowi czas, na ogarnięcie łez. Nie padł ani jeden komentarz na ten temat, choć należało wiedzieć, że miła strona blondyna ma swoje limity i są one bardzo ograniczone. Tak więc no, to się skończy i pewno szybko. W tym czasie dobył telefonu, który postanowił się odezwać, obwieszczając nadejście wiadomości. Wystukał szybką odpowiedź, nie za bardzo przejmując się tym, czy przypadkiem mógłby uderzyć w ego dziewczyny, która właśnie postanowiła spytać o wyjście. Cóż, gdy upierdliwa dziewczyna sypała tekstami, czy chciałby coś z nią zjeść, to zawsze kwitował w identyczny sposób. Nie mniej jednak chyba trafił na twardą zawodniczkę, bo następny sms przyszedł szybciej, niżby się tego spodziewał. Niezadowolenie przemknęło przez lico blondyna, lecz było to na tyle szybkie, by mogło wydawać się przewidzeniem.
- Nigdy nie pytałeś, ani nie proponowałeś. A jak wiesz, nie jestem na tyle miły, by samemu to zrobić. - Odparł, odkładając telefon na stolik. No, oczywiście uprzednio dziewczynie odpisał. W gruncie rzeczy nie miał nic przeciwko wspólnemu graniu. Zwyczajnie nigdy nie wyszło to z niczyjej inicjatywy a dzisiaj to był po prostu przypadek. Który koniec końców fajnie wyszedł, więc czemu nie. Chwycił współlokatora za poliki, tarmosząc je lekko, jak to czasami robił swoim psom. I wbrew temu, jak mogło to wyglądać, wcale nie był to złośliwy gest.
- Tylko mi się więcej nie rozklejaj, bo następnym razem mogę nie powstrzymać swojego sarkastycznego ja. - Ostrzegł lojalnie, rozciągając usta w złośliwym uśmiechu. Puścił też poliki bruneta, wygodniej moszcząc się na podłokietniku fotela.
Gdy sytuacja wygląda na już w miarę ogarniętą, cofnął dłoń, układając ją na własnym kolanie. Wyprostował się nieco bardziej, dając brunetowi czas, na ogarnięcie łez. Nie padł ani jeden komentarz na ten temat, choć należało wiedzieć, że miła strona blondyna ma swoje limity i są one bardzo ograniczone. Tak więc no, to się skończy i pewno szybko. W tym czasie dobył telefonu, który postanowił się odezwać, obwieszczając nadejście wiadomości. Wystukał szybką odpowiedź, nie za bardzo przejmując się tym, czy przypadkiem mógłby uderzyć w ego dziewczyny, która właśnie postanowiła spytać o wyjście. Cóż, gdy upierdliwa dziewczyna sypała tekstami, czy chciałby coś z nią zjeść, to zawsze kwitował w identyczny sposób. Nie mniej jednak chyba trafił na twardą zawodniczkę, bo następny sms przyszedł szybciej, niżby się tego spodziewał. Niezadowolenie przemknęło przez lico blondyna, lecz było to na tyle szybkie, by mogło wydawać się przewidzeniem.
- Nigdy nie pytałeś, ani nie proponowałeś. A jak wiesz, nie jestem na tyle miły, by samemu to zrobić. - Odparł, odkładając telefon na stolik. No, oczywiście uprzednio dziewczynie odpisał. W gruncie rzeczy nie miał nic przeciwko wspólnemu graniu. Zwyczajnie nigdy nie wyszło to z niczyjej inicjatywy a dzisiaj to był po prostu przypadek. Który koniec końców fajnie wyszedł, więc czemu nie. Chwycił współlokatora za poliki, tarmosząc je lekko, jak to czasami robił swoim psom. I wbrew temu, jak mogło to wyglądać, wcale nie był to złośliwy gest.
- Tylko mi się więcej nie rozklejaj, bo następnym razem mogę nie powstrzymać swojego sarkastycznego ja. - Ostrzegł lojalnie, rozciągając usta w złośliwym uśmiechu. Puścił też poliki bruneta, wygodniej moszcząc się na podłokietniku fotela.
Soł. Gabriel również miewał nauczycieli, ale to akurat tylko w kwestii fortepianu i śpiewu. Na gitarze sam się nauczył grać kiedy już trochę podrósł i był na tyle rozumny, że bez większego problemu radził sobie z szarpaniem strun. A tak poza tym to lekcje tańca też można nazwać jako te które wymagają nauczyciela? Niby w sumie ktoś tam tłumaczy wszystko, jest instruktor, ale ciężko to nazwać specjalnym nauczaniem, bo to zwykłe kursy. Większość swoich umiejętności ruchowych raczej zawdzięczał samemu sobie i wielu treningach w zaciszu swojego pokoju. Pomijając oczywiście fakt, że był bywalcem od małego wielu balów i innych imprez dla bogatych, z resztą tak samo Frey i dość spora ilość uczniów Riverdale. Jednakże ten czarnowłosy gówniarz nie należał do grona podpierających ściany, zawsze jakaś kobieta, która znała się z Walsh'ami ciągnęła go na parkiet. Był uroczym gówniakiem, a do tego plotki bardzo szybko się rozchodziły, jakoby był on świetnym partnerem do tańca. Każda więc chciała go wypróbować, coby potem podesłać mu swoje córusie, albo po prostu cieszyć się z odrobiny ruchu z malcem. No pozazdrościć takiego partnera, który mierzył niecałe półtora metra, hoho.
Gabriel doprowadził się zdecydowanie do pierwotnego stanu. Wyglądał jakby nic się nie stało w sumie, a ząbki szczerzył w szerokim uśmiechu. To wszystko przychodziło mu z taką łatwością, niemalże jakby naturalnie wykręcał ku górze kąciki ust. Niektórzy ludzie musieli się nieźle namęczyć, żeby sprawiać wrażenie szczęśliwej osoby, a on co? Normalka, serio.
- Dobra, dobra. Ale zagramy jeszcze raz. Będę Ci truł dupę do końca twoich dni.
Wstał, przeciągnął się przy okazji prezentując swoje zacne muskuły. Heh. Fanserwis stu procentowy teraz wleciał. Usiadł ponownie na sofie, zgarniając szklankę z colą, wypił ją do końca, odstawił szkło na stolik, a w jego ręce wpadł joystick. Odpalił sobie od nowa grę, wciąż wyścigi.
- Spoko loko. Już nie będę.
Zatrzepotał rzęsami w ten swój uroczy sposób, przypominając małego gówniaka, który "przypadkiem" rozbił ulubioną wazę mamusi. I skupić swoje spojrzenie na telewizorze. Te wyścigi, te wybuchy!.
Gabriel doprowadził się zdecydowanie do pierwotnego stanu. Wyglądał jakby nic się nie stało w sumie, a ząbki szczerzył w szerokim uśmiechu. To wszystko przychodziło mu z taką łatwością, niemalże jakby naturalnie wykręcał ku górze kąciki ust. Niektórzy ludzie musieli się nieźle namęczyć, żeby sprawiać wrażenie szczęśliwej osoby, a on co? Normalka, serio.
- Dobra, dobra. Ale zagramy jeszcze raz. Będę Ci truł dupę do końca twoich dni.
Wstał, przeciągnął się przy okazji prezentując swoje zacne muskuły. Heh. Fanserwis stu procentowy teraz wleciał. Usiadł ponownie na sofie, zgarniając szklankę z colą, wypił ją do końca, odstawił szkło na stolik, a w jego ręce wpadł joystick. Odpalił sobie od nowa grę, wciąż wyścigi.
- Spoko loko. Już nie będę.
Zatrzepotał rzęsami w ten swój uroczy sposób, przypominając małego gówniaka, który "przypadkiem" rozbił ulubioną wazę mamusi. I skupić swoje spojrzenie na telewizorze. Te wyścigi, te wybuchy!.
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Sob Lip 09, 2016 11:52 pm
Sob Lip 09, 2016 11:52 pm
Frey raczej nie miał wyboru w kwestii nauczycieli. Chciał czy nie chciał, zwyczajnie musiał ich słuchać. Taki był wymóg ojca. I w późniejszych czasach naprawdę zaczynał podziwiać tych ludzi. Bynajmniej nie za talent. Raczej za cierpliwość, bo gdy chciał, to skutecznie utrudniał im prowadzenie lekcji. Zwłasczza, gdy wpuszczał psy do pomieszczenia. Co prawda w tamtych czasach miał zaledwie trzy czworonogi, jednakże każdyz nich był niezwykle żywiołowy. Cóż, husky. Ta rasa po prostu miała specjalne miejsce w jego sercu, tak gdyby miał któreś wyróżnić. Aktualnie by nie wybierał, kochał wszystkie niezależnie od rasy. Co do tańców na bankietach... Cóż, był fatalnym przypadkiem. Nie chodziło o to, że niepotrafił tańczyć. Bo potrafił, i to naprawdę dobrze i z gracją. Po prostu tego nie znosił. Nikt nie potrafił go do tego zmusić. Nie ważne jak bardzo wpływową matkę miałaby panienka, z młodym Clawerichem zwyczajnie jej się nie udawało. No, chyba, że postanowiły pociągnąć za odpowiednie sznurki i zwrócić się do jego ojca. Mężczyzna zawsze skutecznie wysyłał syna na prakiet, nie bacząc na wszelakie groźby i powarkiwania. No i wtedy niestety panienki dostawały to, czego chciały. Jednak ku szczęściu Oriona, rzadko kiedy zwracano się z czymś tak błahym do jego ojca. Wszyscy wiedzieli, że projektant jest specyficzną osobą i nie ma poczucia humoru.
Widząc, iż Gabriel ma się już dobrze, pozwolił sobie na prześłonięcie ust dłonią i krótkie ziewnięcie. Telefon znów zawibrował, tym razem nie spotykając się już z żadną reakcją. Był niesamowicie zadowolony z faktu, że brunet nie potrzebował nie wiadomo jakiej pomocy jeśli chodziło o opanowanie emocji. Bo jednak niektóre osoby były niemożliwie irytujące w tych sprawach.
- Jasne. Powiesz tylko kiedy i dasz znać co chcesz grać, żebym mógł wcześniej sprawdzić o czym mówisz. - Parsknął pod nosem, bo nie ukrywał, że nie zawsze wiedział o jakim utworze Gabe mówił. Cóż, muzyka której słuchali nieco się od siebie różniła.
Wzniósł oczy ku niebu, gdy telefon znów zawibrował. Na szczęście brunet zajął się znów graniem, więc mógł w spokoju sięgnąć po urządzenie i walnąć się w wygodny fotel. Wymienił z panienką kilka wiadomości, odcinając się od dźwięków z gry.
- Będę leciał na miasto. Jakbyś gdzieś wychodził, to nalej im świeżej wody, wieczorem z nimi wyjdę, więc tym nie musisz się przejmować. - Mruknął w końcu, upychając telefon w kieszeń. Poprawił też rękawy koszuli, podnosząc się z fotela żywym ruchem.
- I nie dotykaj moich skrzypiec, bo urwę ci ręce przy dupie! Trzymaj się Gabe, do wieczora. - Choć oboje wiedzieli, że ten wieczór niekoniecznie będzie wieczorem. Frey miał w zwyczaju wracać późno w nocy i nawet o takich porach wcale nie widział problemu w głośnym zachowaniu. Ba, zabierał wtedy psy na spacer. Podszedł jeszcze do bruneta, coby poczochrać mu włosy na pożegnanie, tak jak to zawsze robił. Cóż, był starszy, mógł sobie na to pozwolić. Zgarnął klucze z półki, sprawdził, czy telefon wciąż tkwi w kieszeni i wyszedł z apartamentu, machając jeszcze ręką w geście bezdźwięcznego pożegnania.
z/t
Widząc, iż Gabriel ma się już dobrze, pozwolił sobie na prześłonięcie ust dłonią i krótkie ziewnięcie. Telefon znów zawibrował, tym razem nie spotykając się już z żadną reakcją. Był niesamowicie zadowolony z faktu, że brunet nie potrzebował nie wiadomo jakiej pomocy jeśli chodziło o opanowanie emocji. Bo jednak niektóre osoby były niemożliwie irytujące w tych sprawach.
- Jasne. Powiesz tylko kiedy i dasz znać co chcesz grać, żebym mógł wcześniej sprawdzić o czym mówisz. - Parsknął pod nosem, bo nie ukrywał, że nie zawsze wiedział o jakim utworze Gabe mówił. Cóż, muzyka której słuchali nieco się od siebie różniła.
Wzniósł oczy ku niebu, gdy telefon znów zawibrował. Na szczęście brunet zajął się znów graniem, więc mógł w spokoju sięgnąć po urządzenie i walnąć się w wygodny fotel. Wymienił z panienką kilka wiadomości, odcinając się od dźwięków z gry.
- Będę leciał na miasto. Jakbyś gdzieś wychodził, to nalej im świeżej wody, wieczorem z nimi wyjdę, więc tym nie musisz się przejmować. - Mruknął w końcu, upychając telefon w kieszeń. Poprawił też rękawy koszuli, podnosząc się z fotela żywym ruchem.
- I nie dotykaj moich skrzypiec, bo urwę ci ręce przy dupie! Trzymaj się Gabe, do wieczora. - Choć oboje wiedzieli, że ten wieczór niekoniecznie będzie wieczorem. Frey miał w zwyczaju wracać późno w nocy i nawet o takich porach wcale nie widział problemu w głośnym zachowaniu. Ba, zabierał wtedy psy na spacer. Podszedł jeszcze do bruneta, coby poczochrać mu włosy na pożegnanie, tak jak to zawsze robił. Cóż, był starszy, mógł sobie na to pozwolić. Zgarnął klucze z półki, sprawdził, czy telefon wciąż tkwi w kieszeni i wyszedł z apartamentu, machając jeszcze ręką w geście bezdźwięcznego pożegnania.
z/t
Przez całą drogą do jej głowy napływał ogrom myśli. Różnorodnych, aż od najmniejszych głupot, jak czy na pewno podlała dzisiaj kwiatki, aż do takich, żeby pamiętać by u Gabriela nic głupiego nie odwalić. Swoją drogą myśli w jej głowie zawsze zmieniały się z zawrotną prędkością. Niektóre sprawy zawsze siedziały po cichu z tyłu jej głowy, po prostu nie mogła ich wyrzucić, dlatego też starała się o nich nie myśleć. Myślała więc o wszystkim by te myśli zatuszować i wychodziło jej to całkiem nieźle. Zwracała uwagę na każdą rzecz dookoła. A to ptak, siedzący na drzewie i ćwierkający, jednym umilający i odciągający uwagę od gwaru ulicy, innym z kolei irytujący krótkimi, przerywanymi dźwiękami. Kobieta stojąca na skraju drogi i trzymająca w dłoni nerwowo telefon. Prawdopodobnie była po kłótni, jej oddech był przyśpieszony, a oczy zaczerwienione. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Jej strój wskazywał na to, że pracuje w kawiarence obok. Być może ma właśnie przerwę. Obok niej przejechał czarny, nowy i elegancki cadillac. Być może w środku siedzi ważna osobistość? A może to tylko zwykły człowiek, który przez całe życie pracował by zarobić na wymarzony samochód? Czas mijał jej na rozmyślaniu o takich właśnie rzeczach. Nawet nie zauważyła gdy znalazła się pod upragnionym budynkiem. Cieszyła się, że w ogóle trafiła. Z jej roztargnieniem i brakiem orientacji, łatwo było się pogubić w nowym mieście. Widząc, że ktoś akurat wchodzi do budynku przyśpieszyła kroku. Udało jej się wślizgnąć przez drzwi zaraz za ową osobą. Wolała nie dzwonić przez domofon. Niby taka zwykła rzecz a jednak z jakiegoś powodu czuła się nieswojo. Tak samo było w przypadku telefonu. Wolała mieć rozmówcę przed sobą. Widzieć, jakie emocje i reakcje malują się na jego twarzy. Na jej szczęście rozmówca mieszkał gdzieś na parterze, więc nie musiała wchodzić z nim do windy. Takie małe rzeczy były dla niej dosyć niekomfortowe. Zapewne była po jakiejś części introwertyczką, czego jednak zupełnie nie było po niej widać. Wcisnęła guzik z numerem najwyższego piętra i stanęła spokojnie opierając się o ścianę. Cieszyła się, że windy w blokach nie miały tej uporczywej muzyczki. Była taka wymuszona. Na pewno wielu ludziom lepiej jechałoby się w ciszy. A jednak ktoś stwierdził, że warto dodać taki mały element. W końcu winda stanęła i drzwi się otworzyły. Wyszła na korytarz, po czym podeszła do jedynych drzwi na piętrze. Stanęła przed nimi i z lekko bijącym sercem wcisnęła przycisk dzwonka.
Gabriel zdążył się wkręcić w swoją grę. Więc kolejne słowa Freya obdarowywał kiwaniem głową i pomrukiwaniem, że wszystko do niego dotarło i zakodował w swoim umyśle obowiązek nalania wody, zakaz wyprowadzania psów, a przede wszystkim zakaz dotykania skrzypiec pod groźbą urwania rąk. Clawerich chyba miał jakiś fetysz na te ręce, bo za każdym razem groził właśnie w ten sposób. Kurcze. Ten to musi mieć siłę w tym małym ciałku, skoro chce go pozbywać kończyn już przy samej dupie!
Frey wyszedł, drzwi zakluczył. Wszystko super. Gabs napił się coli, przesunął pudełko z pizzą na bok stolika, tak aby na wszelki wypadek nie zahaczył o nie i wysypał te ostatnie kawałki na podłogę. Szkoda byłoby zmarnować jedzenie. Szczególnie, że wciąż jest ciepłe i będzie mógł raczyć się kolejnymi kęsami na wypadek jakby zgłodniał podczas napieprzania na konsoli. Oderwał się kompletnie od rzeczywistości, do momentu, aż dźwięk dzwonka do drzwi rozniósł się po całym apartamencie. Oho, ciekawe kto to? A no tak! Melanie! Przecież się umówili!
Gabriel zapauzował swoją grę, skoczył do pokoju, aby założyć na siebie szarą bokserkę z dużym dekoltem. Na tyle dużym, że spokojnie na jego klatce piersiowej widoczna była kostka przewieszona na łańcuszku. Podszedł do drzwi, jeszcze szybko zmierzwił czarną grzywę ręką i otworzył. Widok dziewczyny ucieszył go niezmiernie. Bo to sama radość widzieć znajomą mordkę u siebie!
- Śmiało, wchodź. Zaparzę herbatki.
Wpuścił ją do środka, zamknął drzwi i poszedł od razu do kuchni. Przejął się tą sytuacją. Gabs jest typem który lubi zapraszać innych do siebie, jednakże woli wypadać jak najlepiej tylko się da. Cóż, nie zawsze to wychodzi tak jak chciałby, bo szóstka psów Freya momentalnie podbiegła do nieznajomej, obwąchiwając ją dopóki się nie przyzwyczaili. Nie, nie byli niebezpieczni czy coś w tym guście. To normalka u piesków, że chcą poznać kogoś nowego. A do tego trzeba dorzucić, że Gabs nie potrafi utrzymywać porządku! Dobrze, że Clawerich niedawno trochę posprzątał.
Wstawił więc wodę, czajniczek przygotował do zaparzenia zielonej herbaty z malinami.
- Psami się nie przejmuj, one lubią nieznajomych. Opowiadaj co u Ciebie.
Przysiadł sobie na blacie kuchennym, wyczekując na odpowiedź oraz to, aż gotująca woda wyda dźwięk, że już pora na zalanie herbaty.
Frey wyszedł, drzwi zakluczył. Wszystko super. Gabs napił się coli, przesunął pudełko z pizzą na bok stolika, tak aby na wszelki wypadek nie zahaczył o nie i wysypał te ostatnie kawałki na podłogę. Szkoda byłoby zmarnować jedzenie. Szczególnie, że wciąż jest ciepłe i będzie mógł raczyć się kolejnymi kęsami na wypadek jakby zgłodniał podczas napieprzania na konsoli. Oderwał się kompletnie od rzeczywistości, do momentu, aż dźwięk dzwonka do drzwi rozniósł się po całym apartamencie. Oho, ciekawe kto to? A no tak! Melanie! Przecież się umówili!
Gabriel zapauzował swoją grę, skoczył do pokoju, aby założyć na siebie szarą bokserkę z dużym dekoltem. Na tyle dużym, że spokojnie na jego klatce piersiowej widoczna była kostka przewieszona na łańcuszku. Podszedł do drzwi, jeszcze szybko zmierzwił czarną grzywę ręką i otworzył. Widok dziewczyny ucieszył go niezmiernie. Bo to sama radość widzieć znajomą mordkę u siebie!
- Śmiało, wchodź. Zaparzę herbatki.
Wpuścił ją do środka, zamknął drzwi i poszedł od razu do kuchni. Przejął się tą sytuacją. Gabs jest typem który lubi zapraszać innych do siebie, jednakże woli wypadać jak najlepiej tylko się da. Cóż, nie zawsze to wychodzi tak jak chciałby, bo szóstka psów Freya momentalnie podbiegła do nieznajomej, obwąchiwając ją dopóki się nie przyzwyczaili. Nie, nie byli niebezpieczni czy coś w tym guście. To normalka u piesków, że chcą poznać kogoś nowego. A do tego trzeba dorzucić, że Gabs nie potrafi utrzymywać porządku! Dobrze, że Clawerich niedawno trochę posprzątał.
Wstawił więc wodę, czajniczek przygotował do zaparzenia zielonej herbaty z malinami.
- Psami się nie przejmuj, one lubią nieznajomych. Opowiadaj co u Ciebie.
Przysiadł sobie na blacie kuchennym, wyczekując na odpowiedź oraz to, aż gotująca woda wyda dźwięk, że już pora na zalanie herbaty.
Stała przed drzwiami niepewnie. Czas mijał a ona coraz bardziej się zastanawiała. Spojrzała na wyświetlacz telefonu by się upewnić, że to właściwy dzień i godzina. Odetchnęła cicho, widząc, że wszystko się zgadza. Może zapomniał? Człowiek potrafił mieć w takiej chwili sporo myśli. Szczególnie taki człowiek jak ona, który nadmiernie myślał. Tysiąc myśli na minutę, sama nad nimi nie panowała. Mimo wszystko jednak z zewnątrz sprawiała wrażenie ogarniętej. I nawet pomimo tego była idealnie zorganizowana. Musiała się pilnować, zawsze. Bycie przewodniczącą wymagało od niej sporo, ale uwielbiała to i chciała się sprawować jak najlepiej.
Po chwili usłyszała szczęk otwieranych drzwi. W drzwiach stanął chłopak. Ah, no cóż. Jej serce odrobinę przyśpieszyło. Nie mogła nic na to poradzić. Uśmiechnęła się radośnie do chłopaka.
- Cześć. - przywitała się pewnym głosem. Skinęła tylko głową na słowa o herbacie, po czym weszła do mieszkania za chłopakiem. Była tu pierwszy raz w związku z czym czuła się trochę nieswojo. Z drugiej strony jednak uwielbiała odwiedzać nowe domy. Szczególnie gdy były tak ładnie urządzone jak to. Akurat to jednak jej nie zdziwiło, pamiętała, że w końcu współlokatorem Gabriela jest Reitz. Zawsze pierwsze co ją uderzało to zapach. Każdy dom pachniał zupełnie inaczej, z jednej strony nie było to dziwne, ale z drugiej trochę fascynujące. Nagle poczuła jak wokół niej zbiera się gromadka psów naskakując na nią.
- O rety.. -wyszeptała zachwycona. Momentalnie zapomniała o całym świecie.
- No cześć.. Jakie wy jesteście piękne. - wymamrotała do psów głaszcząc je i drapiąc. Nie do końca rozumiała czemu gdy ludzie bawili się z psami mówili do nich jak do małych, upośledzonych idiotów. Nie znosiła tego tonu. Kochała za to psy. Podziwiała to, jak wierne są człowiekowi. Coś czego nie rozumiała u ludzi, to jak ktokolwiek mógł zdradzić zaufanie, takiej małej, ufnej istoty. Psy poświęcały się człowiekowi w całości, a ten nie rzadko nie doceniał tego i zostawiał je, zostawiając w nich już na zawsze drzazgę w sercu. Zaopiekowałaby się wszystkimi gdyby tylko mogła. Niestety jednak nie mogła mieć żadnego psa, czego szczególnie żałowała. Z tego też powodu za każdym razem gdy miała z jakimiś styczność nie potrafiła oderwać od nich uwagi. Pieściła jeszcze psiaki przez chwilę po czym przypomniała sobie czemu tu przyszła. Podeszła szybko do kolegi.
- Wybacz.. - Rzuciła, uśmiechając się przepraszająco. Jeszcze tego brakowało by całą uwagę poświęciła zwierzakom zamiast Gabrielowi. Stanęła obok niego opierając się o blat.
- Całkiem dobrze. W końcu wakacje więc szykuję się, żeby gdzieś wyjechać niedługo. - Stwierdziła. Zastanawiała się nad jakimś obozem w wolontariatem. Taka już była, nie myślała o sobie, a jedynie o innych, co nie zawsze było dla niej dobre.
- Chociaż może jednak powinnam zostać i znaleźć jakąś pracę.. Kasa zawsze się przyda. - Dodała po chwili. No i doświadczenie także byłoby ważne. Tak naprawdę został jej już tylko rok nauki. Nie zastanawiała się jeszcze co będzie robić gdy skończy szkołę. Nie wykluczała jednak możliwości pójścia do pracy.
- A jak u Ciebie? - odparła spoglądając na niego spokojnie i przyglądając mu się. Lubiła na niego patrzeć.
Po chwili usłyszała szczęk otwieranych drzwi. W drzwiach stanął chłopak. Ah, no cóż. Jej serce odrobinę przyśpieszyło. Nie mogła nic na to poradzić. Uśmiechnęła się radośnie do chłopaka.
- Cześć. - przywitała się pewnym głosem. Skinęła tylko głową na słowa o herbacie, po czym weszła do mieszkania za chłopakiem. Była tu pierwszy raz w związku z czym czuła się trochę nieswojo. Z drugiej strony jednak uwielbiała odwiedzać nowe domy. Szczególnie gdy były tak ładnie urządzone jak to. Akurat to jednak jej nie zdziwiło, pamiętała, że w końcu współlokatorem Gabriela jest Reitz. Zawsze pierwsze co ją uderzało to zapach. Każdy dom pachniał zupełnie inaczej, z jednej strony nie było to dziwne, ale z drugiej trochę fascynujące. Nagle poczuła jak wokół niej zbiera się gromadka psów naskakując na nią.
- O rety.. -wyszeptała zachwycona. Momentalnie zapomniała o całym świecie.
- No cześć.. Jakie wy jesteście piękne. - wymamrotała do psów głaszcząc je i drapiąc. Nie do końca rozumiała czemu gdy ludzie bawili się z psami mówili do nich jak do małych, upośledzonych idiotów. Nie znosiła tego tonu. Kochała za to psy. Podziwiała to, jak wierne są człowiekowi. Coś czego nie rozumiała u ludzi, to jak ktokolwiek mógł zdradzić zaufanie, takiej małej, ufnej istoty. Psy poświęcały się człowiekowi w całości, a ten nie rzadko nie doceniał tego i zostawiał je, zostawiając w nich już na zawsze drzazgę w sercu. Zaopiekowałaby się wszystkimi gdyby tylko mogła. Niestety jednak nie mogła mieć żadnego psa, czego szczególnie żałowała. Z tego też powodu za każdym razem gdy miała z jakimiś styczność nie potrafiła oderwać od nich uwagi. Pieściła jeszcze psiaki przez chwilę po czym przypomniała sobie czemu tu przyszła. Podeszła szybko do kolegi.
- Wybacz.. - Rzuciła, uśmiechając się przepraszająco. Jeszcze tego brakowało by całą uwagę poświęciła zwierzakom zamiast Gabrielowi. Stanęła obok niego opierając się o blat.
- Całkiem dobrze. W końcu wakacje więc szykuję się, żeby gdzieś wyjechać niedługo. - Stwierdziła. Zastanawiała się nad jakimś obozem w wolontariatem. Taka już była, nie myślała o sobie, a jedynie o innych, co nie zawsze było dla niej dobre.
- Chociaż może jednak powinnam zostać i znaleźć jakąś pracę.. Kasa zawsze się przyda. - Dodała po chwili. No i doświadczenie także byłoby ważne. Tak naprawdę został jej już tylko rok nauki. Nie zastanawiała się jeszcze co będzie robić gdy skończy szkołę. Nie wykluczała jednak możliwości pójścia do pracy.
- A jak u Ciebie? - odparła spoglądając na niego spokojnie i przyglądając mu się. Lubiła na niego patrzeć.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach