▲▼
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Niewielki zbiornik wodny, otoczony grubym murem drzew i krzewów. jedynie w paru miejscach jest spory dostęp do jakże czystej wody - konkretniej to w dwóch - maleńkie, piaszczyste plaże na trzy metry szerokości. Oba punkty są na przeciwległych stronach stawu.
Jeden dzień, trzy godziny, czterdzieści sześć minut i dwadzieścia jeden sekund. Tak długo nie widziała swojej ukochanej, norweskiej mendy. Usychała z tęsknoty. Sapała i charczała, jakby cały ten czas uczestniczyła w hardcorowym maratonie. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Spędzanie czasu w towarzystwie Sig tak bardzo weszło jej w krew, że teraz nie miała pojęcia, co ma zrobić z nadmiarem wolnych godzin. Chyba na serio zacznie jakiś staż, albo od razu robotę w studiu tatuażu. To by chyba wyszło jej na dobre, nie? Jak na razie wypełzł pomysł, żeby spotkać się z ukochaną nad jeziorkiem. Ot, miłe wspomnienie pamiętnego dnia, kiedy się pierwszy raz spotkało, haha. Oj, jest co rozpamiętywać. Tym razem pewno też nie da Sig spokoju. Ba, to było bardziej niż pewne! W końcu to Chloe. Chora by była, jakby czegoś nie odpieprzyła!
Ubrała się więc po ludzku i wyszła z domu, zgarniając ze sobą gitarę. A co, pogra sobie czy cóś. Może nawet zaśpiewa tej mendzie z radości, że ją w końcu widzi! Po drodze wpadła do sklepu po coś do przekąszenia i parę słodkości. Taki tam drobny gest, a raczej koło ratunkowe na przyszłość. Tak na wszelki wypadek. Napisała jeszcze wiadomość do Sig, że będzie czekać na nią nad stawem, gdzie były ostatnimi czasy. Trzeba sobie zająć miejscówkę i ewentualnie wypieprzyć każdą osobę, która się tam napatoczy.
Doszedłszy w końcu na miejsce, odetchnęła głęboko. Co jak co, ale las był jednym z najlepszych miejsc do odpoczynku. Zwłaszcza, że powoli zbliżała się jesień i pogoda z wolna się pogarszała. Na szczęście dzisiaj było w miarę słonecznie i ciepło. Idealnie na to, by się rozebrać i wskoczyć do wody... Taa. Wyszczerzyła ząbki pod nosem, już planując swoje niecne podstępy. Będzie się działo. Na razie siadła sobie na piasku i wyciągnęła gitarę z pokrowca. Zaczęła sobie coś tam brzdąkać bez ładu i składu, co jednak wychodziło na spójną i ładną melodię.
Ubrała się więc po ludzku i wyszła z domu, zgarniając ze sobą gitarę. A co, pogra sobie czy cóś. Może nawet zaśpiewa tej mendzie z radości, że ją w końcu widzi! Po drodze wpadła do sklepu po coś do przekąszenia i parę słodkości. Taki tam drobny gest, a raczej koło ratunkowe na przyszłość. Tak na wszelki wypadek. Napisała jeszcze wiadomość do Sig, że będzie czekać na nią nad stawem, gdzie były ostatnimi czasy. Trzeba sobie zająć miejscówkę i ewentualnie wypieprzyć każdą osobę, która się tam napatoczy.
Doszedłszy w końcu na miejsce, odetchnęła głęboko. Co jak co, ale las był jednym z najlepszych miejsc do odpoczynku. Zwłaszcza, że powoli zbliżała się jesień i pogoda z wolna się pogarszała. Na szczęście dzisiaj było w miarę słonecznie i ciepło. Idealnie na to, by się rozebrać i wskoczyć do wody... Taa. Wyszczerzyła ząbki pod nosem, już planując swoje niecne podstępy. Będzie się działo. Na razie siadła sobie na piasku i wyciągnęła gitarę z pokrowca. Zaczęła sobie coś tam brzdąkać bez ładu i składu, co jednak wychodziło na spójną i ładną melodię.
Jeden dzień, trzy godziny, czterdzieści sześć minut i dwadzieścia jeden sekund. Cały ten czas był spędzony na próbowaniu ogarnięcia szkoły. W przerwie między wagarami trzeba się trochę pouczyć, żeby z ów szkoły nie wylecieć. Nawet, jeśli nie trawiło się tego miejsca z całego serca i wolałoby się spędzać czas na znacznie przyjemniejszych rzeczach, takich jak chociażby opierdzielanie się albo spotkanie ze swoim ukochanym chochlikiem. A propos tego drugiego... Przez ten jeden dzień z kawałkiem, Sig zaczynała odczuwać swojego rodzaju pustkę, tudzież tęsknotę. No nie śmiejcie się, ona też ma prawa odczuwać jakieś wyższe uczucia! Spędzała z tą mendą tak dużo czasu, że potwornie się do niej przywiązała. Serio, jeszcze nikt jej tak sobie nie owinął wokół palca ani nie spowodował, że na każdego esemesa jej serce robiło fikołka i tańczyło makarenę ze szczęścia.
Tak samo było i tym razem. Gdy tylko odczytała wiadomość od Chlora, od razu wyszczerzyła się głupio. Staw, o jeny. Nie była tam od tego pamiętnego dnia, gdy poznała ukochaną. Tak, to był bardzo udany dzień, ihihihi. Tak czy siak, niemalże od razu zerwała się z łóżka, ubrała buty i w sumie to już była gotowa do wyjścia. Nie mogła pozwolić Chloe czekać! Jeszcze ktoś ją ukradnie w tym lesie czy co.
Szła sobie dziarskim krokiem przez miasto, żeby po pewnym czasie wkroczyć do lasu. Nie miała najmniejszych problemów z dotarciem nad staw: miała cholernie dobrą orientację w terenie, a w tym miejscu bywała już nie raz. Już z oddali usłyszała dźwięki gitary i to ją tylko upewniło, że idzie w dobrym kierunku. Zwolniła nieco, dbając o to, żeby w żaden sposób nie zdradzić swojej obecności. Całość ułatwiało to, że Chloe siedziała do niej tyłem i jeszcze była zajęta brzdąkaniem. Norweżka podeszła do ukochanej niemalże na paluszkach, po czym usiadła za nią, delikatnie objęła ją w pasie i cmoknęła w policzek.
-Cześć, mendo. Długo na mnie czekasz?- mruknęła i wprawnym ruchem zdjęła pasek torby z ramienia. Doprawdy, urocze powitanie. -I nie przeszkadzaj sobie, brzdąkaj dalej- dodała szybko i oparła policzek o Chlorowe plecy. Tyle jej wystarczyło do pełni szczęścia, o!
Tak samo było i tym razem. Gdy tylko odczytała wiadomość od Chlora, od razu wyszczerzyła się głupio. Staw, o jeny. Nie była tam od tego pamiętnego dnia, gdy poznała ukochaną. Tak, to był bardzo udany dzień, ihihihi. Tak czy siak, niemalże od razu zerwała się z łóżka, ubrała buty i w sumie to już była gotowa do wyjścia. Nie mogła pozwolić Chloe czekać! Jeszcze ktoś ją ukradnie w tym lesie czy co.
Szła sobie dziarskim krokiem przez miasto, żeby po pewnym czasie wkroczyć do lasu. Nie miała najmniejszych problemów z dotarciem nad staw: miała cholernie dobrą orientację w terenie, a w tym miejscu bywała już nie raz. Już z oddali usłyszała dźwięki gitary i to ją tylko upewniło, że idzie w dobrym kierunku. Zwolniła nieco, dbając o to, żeby w żaden sposób nie zdradzić swojej obecności. Całość ułatwiało to, że Chloe siedziała do niej tyłem i jeszcze była zajęta brzdąkaniem. Norweżka podeszła do ukochanej niemalże na paluszkach, po czym usiadła za nią, delikatnie objęła ją w pasie i cmoknęła w policzek.
-Cześć, mendo. Długo na mnie czekasz?- mruknęła i wprawnym ruchem zdjęła pasek torby z ramienia. Doprawdy, urocze powitanie. -I nie przeszkadzaj sobie, brzdąkaj dalej- dodała szybko i oparła policzek o Chlorowe plecy. Tyle jej wystarczyło do pełni szczęścia, o!
Czekała na ukochaną cierpliwie, jak ten aniołek, jednakże łapała się na tym, że co chwila zerka za siebie z dziwną miną i z nadzieją, że Sig już idzie. Każdy głupi szelest spowodowany w większości przez wiatr trzymał ją w przekonaniu, że to jej kochana Norweżka. Ale nie! Za każdym obróceniem łba, widziała jedynie głupie krzewy i drzewo, a raz nawet wiewiórkę przyuważyła. A to mały, rudy troll... Skąd to się takie biorą? Pokazała stworzonku język i wróciła do swoich spraw, tj. brzdąkania na gitarze. W końcu tak się wkręciła w granie, że przestała wypatrywać ukochanej, dlatego też prawie że na zawał zeszła, czując jak się ktoś do niej przytula. Acz zaraz jej serce szybciej zabiło, bo po pocałunku w polik już wiedziała, kto to był. Wyszczerzyła się głupio, jak małe, radosne dziecko i nim jej ukochana uciekła, zdążyła cmoknąć ją w nos, o. Choć na tym najchętniej by nie poprzestała...
- Niespecjalnie - mruknęła leniwie, a Chlorowe ślepia zabłysły niebezpiecznie. No zaraz normalnie coś palnie, co ją prędzej czy później zabije.
- Wiesz co? Jesteś urocza - dodała ciszej, zaraz wybuchając szaleńczym śmiechem. Bo tylko szaleniec mógł to powiedzieć w towarzystwie Sig!
Chloe nie przestała jednak grać. Brzdąkanie zmieniło się po krótkiej w chwili w znajomą melodię, która chyba miała udobruchać Siggy za te słowa, ha ha. Grała tak dobre sześć minut, pozwalając sobie na wybrzdąkanie całej piosenki. Pod nosem nawet cicho nuciła słowa, acz dziwnie jej to wyszło. Czemu? Bo nie za bardzo je znała, ot co. Ale starała się! Jak zawsze, gdy grała. A zdawać by się mogło, że jej to tak łatwo przychodzi... Bo tak jest. Jednak dla ukochanej dawała z siebie więcej, coby żadnego akordu nie pomylić. Takie tam głupstwo.
Skończywszy grać, posiedziała tak chwilę w ciszy, aż w końcu ziewnęła i obróciła się do Sig przodem, żeby ją przytulić i wpić się łapczywie i tęsknie w jej usta. Dobrą chwilę całowała ją namiętnie, nie mogąc przestać, dając tym samym do zrozumienia, że cholernie tęskniła. Naprawdę, niedługo weźmie spakuje Sig i każe jej się do siebie wprowadzić, bo nawet nocy bez niej nie wytrzyma! Wreszcie odsunęła się od Norweżki na parę milimetrów, żeby czule spojrzeć jej w oczy i wyszczerzyć się zaraz po swojemu, chochlikowemu.
- Co powiesz na kąpiel nago w stawie? Tak na pożegnanie lata? - zapytała podekscytowana ściszonym tonem, jakby je kto podsłuchiwał. Nie gódź się, cholera, nie. Na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent pewnym jest, że na zwykłej kąpieli się nie skończy!
- Niespecjalnie - mruknęła leniwie, a Chlorowe ślepia zabłysły niebezpiecznie. No zaraz normalnie coś palnie, co ją prędzej czy później zabije.
- Wiesz co? Jesteś urocza - dodała ciszej, zaraz wybuchając szaleńczym śmiechem. Bo tylko szaleniec mógł to powiedzieć w towarzystwie Sig!
Chloe nie przestała jednak grać. Brzdąkanie zmieniło się po krótkiej w chwili w znajomą melodię, która chyba miała udobruchać Siggy za te słowa, ha ha. Grała tak dobre sześć minut, pozwalając sobie na wybrzdąkanie całej piosenki. Pod nosem nawet cicho nuciła słowa, acz dziwnie jej to wyszło. Czemu? Bo nie za bardzo je znała, ot co. Ale starała się! Jak zawsze, gdy grała. A zdawać by się mogło, że jej to tak łatwo przychodzi... Bo tak jest. Jednak dla ukochanej dawała z siebie więcej, coby żadnego akordu nie pomylić. Takie tam głupstwo.
Skończywszy grać, posiedziała tak chwilę w ciszy, aż w końcu ziewnęła i obróciła się do Sig przodem, żeby ją przytulić i wpić się łapczywie i tęsknie w jej usta. Dobrą chwilę całowała ją namiętnie, nie mogąc przestać, dając tym samym do zrozumienia, że cholernie tęskniła. Naprawdę, niedługo weźmie spakuje Sig i każe jej się do siebie wprowadzić, bo nawet nocy bez niej nie wytrzyma! Wreszcie odsunęła się od Norweżki na parę milimetrów, żeby czule spojrzeć jej w oczy i wyszczerzyć się zaraz po swojemu, chochlikowemu.
- Co powiesz na kąpiel nago w stawie? Tak na pożegnanie lata? - zapytała podekscytowana ściszonym tonem, jakby je kto podsłuchiwał. Nie gódź się, cholera, nie. Na dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć procent pewnym jest, że na zwykłej kąpieli się nie skończy!
Wyszczerzyła się jak głupek, gdy tylko poczuła, jak serce Chloe chce połamać jej żebra. Hej, to był tylko drobny całus w policzek! Co z tego, że taki nagły i niezapowiedziany. Ciekawe, co by było, gdyby rozegrała to jeszcze inaczej, he. Ten głupkowaty uśmieszek jeszcze bardziej się poszerzył za sprawą tego cmoknięcia w nos, ale tego białowłosa już nie miała jak zobaczyć, bo Sig już chowała mordkę w Chlorową koszulkę. I to był też powód, dlaczego Norweżka w porę nie zauważyła tych iskierek w ślepiach ukochanej, bo pewnie by jakoś stłumiła ten wybuch głupoty, który miał zaraz nastąpić. A że jej się nie udało... To musiała się jakoś zemścić za to, że przez te słowa na jej policzkach pojawiły się leciutkie rumieńce. Warknęła groźnie i zacisnęła palce, tym samym dźgając Chloe w żebra.
-Ciesz się, że masz na kolanach gitarę i że cię kocham, bo w przeciwnym razie już topiłabyś się w stawie- burknęła. Właściwie to powinna się już przyzwyczaić do takich tekstów ze strony ukochanej. Zdarzało jej się nazywać Sigrunn uroczą, słodką, czasami nawet i niewinną, a ją to zawsze tak samo denerwowało. Urocze mogą być małe kotki i pieski, a nie taki chodzący wpierdol, o!
Oczywiście, że szybko została udobruchana, ale chyba nie do końca przez piosenkę (chociaż przez to też, bo choć strasznie oklepana i komercyjna, to dalej była to piosenka jednego z jej ulubionych zespołów), lecz też po części dlatego, że nie umiała się na tą białowłosą i zboczoną mendę gniewać. Pewnie, mogła na nią trochę powarczeć, nieco spochmurnieć, ale zazwyczaj po chwili wszystko wracało do normy. Wracając. W przeciwieństwie do Chloe, Sig oczywiście znała słowa. Jak nie znać tekstu takiego klasyku gatunku?! Toć to zbrodnia. Dlatego też postanowiła nie popełnić tego błędu co Amerykanka i niezbyt głośno zanuciła słowa piosenki od początku do końca. Właściwie to mogła tego nie robić i zwyczajnie wsłuchać się w to, jak Chlor gra, bo jej gra była naprawdę na wysokim poziomie, ale... No, nie byłaby sobą, gdyby przez cały czas tylko tak siedziała jak ciul i słuchała.
Grzecznie poczekała, aż ukochana odwróci się w jej stronę i zaraz została mile zaskoczona tym namiętnym i tęsknym pocałunkiem, który szybko odwzajemniła, w międzyczasie przenosząc jedną łapkę na Chlorowy kark, żeby go trochę pomiziać. Nim jeszcze białowłosa się odsunęła, Sig lekko przygryzła ząbkami jej dolną wargę.
Skupiła spojrzenie na akwamarynowych ślepiach ukochanej, które były teraz tak blisko i tylko raz zazezowała na jej usta. To wystarczyło, by wiedzieć, że ta menda coś planuje i że zaraz usłyszy coś popieprzonego albo szalonego. Nie myliła się.
-Jest około dwudziestu stopni i wieje, więc woda pewnie ma z piętnaście, a ja nie będę przy tobie siedzieć, gdy się przez to przeziębisz- odpowiedziała stanowczo, może nawet z odrobinką troski w głosie... ale tylko z odrobinką! Tak czy siak, za dobrze znała Chloe, by wiedzieć, że na niewinnej kąpieli się nie skończy. Ona była zbyt zboczona, żeby to tak zostawić. Marzenie zboczeńca siedzącego między krzakami: dwie nagie laski obściskujące się w wodzie albo i poza nią. Nie nie nie, nie ma takiej opcji, żeby dzisiaj miała się kąpać z nią nago w stawie. Po prostu nie. I żadna siła jej do tego nie zmusi, o!
-Ciesz się, że masz na kolanach gitarę i że cię kocham, bo w przeciwnym razie już topiłabyś się w stawie- burknęła. Właściwie to powinna się już przyzwyczaić do takich tekstów ze strony ukochanej. Zdarzało jej się nazywać Sigrunn uroczą, słodką, czasami nawet i niewinną, a ją to zawsze tak samo denerwowało. Urocze mogą być małe kotki i pieski, a nie taki chodzący wpierdol, o!
Oczywiście, że szybko została udobruchana, ale chyba nie do końca przez piosenkę (chociaż przez to też, bo choć strasznie oklepana i komercyjna, to dalej była to piosenka jednego z jej ulubionych zespołów), lecz też po części dlatego, że nie umiała się na tą białowłosą i zboczoną mendę gniewać. Pewnie, mogła na nią trochę powarczeć, nieco spochmurnieć, ale zazwyczaj po chwili wszystko wracało do normy. Wracając. W przeciwieństwie do Chloe, Sig oczywiście znała słowa. Jak nie znać tekstu takiego klasyku gatunku?! Toć to zbrodnia. Dlatego też postanowiła nie popełnić tego błędu co Amerykanka i niezbyt głośno zanuciła słowa piosenki od początku do końca. Właściwie to mogła tego nie robić i zwyczajnie wsłuchać się w to, jak Chlor gra, bo jej gra była naprawdę na wysokim poziomie, ale... No, nie byłaby sobą, gdyby przez cały czas tylko tak siedziała jak ciul i słuchała.
Grzecznie poczekała, aż ukochana odwróci się w jej stronę i zaraz została mile zaskoczona tym namiętnym i tęsknym pocałunkiem, który szybko odwzajemniła, w międzyczasie przenosząc jedną łapkę na Chlorowy kark, żeby go trochę pomiziać. Nim jeszcze białowłosa się odsunęła, Sig lekko przygryzła ząbkami jej dolną wargę.
Skupiła spojrzenie na akwamarynowych ślepiach ukochanej, które były teraz tak blisko i tylko raz zazezowała na jej usta. To wystarczyło, by wiedzieć, że ta menda coś planuje i że zaraz usłyszy coś popieprzonego albo szalonego. Nie myliła się.
-Jest około dwudziestu stopni i wieje, więc woda pewnie ma z piętnaście, a ja nie będę przy tobie siedzieć, gdy się przez to przeziębisz- odpowiedziała stanowczo, może nawet z odrobinką troski w głosie... ale tylko z odrobinką! Tak czy siak, za dobrze znała Chloe, by wiedzieć, że na niewinnej kąpieli się nie skończy. Ona była zbyt zboczona, żeby to tak zostawić. Marzenie zboczeńca siedzącego między krzakami: dwie nagie laski obściskujące się w wodzie albo i poza nią. Nie nie nie, nie ma takiej opcji, żeby dzisiaj miała się kąpać z nią nago w stawie. Po prostu nie. I żadna siła jej do tego nie zmusi, o!
Patrzcie no, niby wkurwiająca dla Sig, ale jednak za bardzo przez nią kochana, żeby Norweżka jej coś zrobiła. Urocze! Tak bardzo, że aż Chloe mogłaby sypnąć cukierkami, robiąc tak deszcz słodyczy, o! Nie, nie miała przy sobie aż tylu małych, słodkich przyjaciół, by tego dokonać, ale wizja Sig cieszącej się jak dziecko w deszczu cukierków... Jak nic, Amerykanka dostałaby krwotoku z nosa i w ogóle padłaby z miną "Jestem spełniona, mogę umrzeć". No, może nie do końca, bo jeszcze wielu rzeczy nie widziała, np. Sig w stroju pokojówki, więc niespieszno jej aż tak na tamten świat. Acz znając Chloe, to pewno i stamtąd starałaby się jakoś do ukochanej dobierać... Co byłoby już dosyć creepy. Mózgu, stahp, please.
Zachichotała jak rasowy małpiszon.
- No chyba nie... Za dobrze pływam! - odparła buńczucznie i wypięła dumnie cycki. Tak, z niej taka syrena jak z koziej dupy trąbka!
Niespecjalnie zaskoczył ją fakt, ze Sig przyłączyła się do tego małego koncertu. Wiedziała, że pewno będzie znała słowa, dlatego wybrała tą piosenkę. A to, że Chloe ich nie znała, to pal licho. Grać potrafi, a słów znać nie musi. Ha, przynajmniej ona tak uważa, ale co się tam będziemy kłócić, czy coś.
Po tym pocałunku niemal się nie rozpłynęła. Niby takie nic i już się powinna do tego przyzwyczaić, ale jednak. Uczucia i te szalone doznania robią swoje, o. Poza tym... No kto by się nie zamieniał w papkę dla niemowląt od tych miękkich i ciepłych warg Norweżki? Całuje jak anioł, o taak.
Chloe zrobiła niby to smutną minkę, patrząc na Sig. Aż odłożyła na bok gitarę i siadła sobie wygodnie po turecku tuż przed ukochaną.
- Naprawdę byś przy mnie nie siedziała? - załkała teatralnie i zaraz na jej usta wypełzł z lekka lubieżny uśmieszek.
- Ja to bym Cię nawet własnym ciałem rozgrzewała w chorobie... - zamruczała, przekrzywiając głowę w bok. Oj, ta wspaniałomyślna Chloe. Ale prawdą jest, żeby chyba sobą Norweżkę zamęczyła, tak by przy niej siedziała i się nią opiekowała. Ot, troskliwa z niej istotka, zwłaszcza jeśli chodzi o ukochane jej osóbki. Czasami aż za bardzo, ale to zależy od gustu ofiary, tfu, chorego.
Białowłosa w końcu zdecydowała się wyciągnąć swojego asa. Oh, jakże słodkiego i przyjemnego... Z kieszonki pokrowca gitary wyciągnęła dwie torebki słodkości - czekoladowe draże i jakieś cukierki toffi. Otworzyła wpierw te pierwsze i wsadziła sobie czekoladową kulkę do ust. Patrzyła się na Sig nieco zamyślona. No, to chyba oznaczało, że zrezygnowała z pomysłu kąpieli w zimnej wodzie. Z drugiej jednak strony już knuła kolejne, szatańskie plany, które chciała ziścić jeszcze tego dnia. Co jeszcze ten zboczony umysł wymyśli? W tym czasie sięgnęła po kilka draży i wsadziła je do buzi Sig, to samo czyniąc dla siebie. Żując drobne słodkości, w końcu wpadła na pomysł miłego spędzenia czasu z ukochaną.
- To... Jeśli zimna woda na otwartej przestrzeni Ci nie odpowiada, to co powiesz na jacuzzi? - zapytała powoli, wertując w główce imiona znajomych, szukając tego, który opowiadał jej o takowej atrakcji w jednym z tutejszych hoteli.
Zachichotała jak rasowy małpiszon.
- No chyba nie... Za dobrze pływam! - odparła buńczucznie i wypięła dumnie cycki. Tak, z niej taka syrena jak z koziej dupy trąbka!
Niespecjalnie zaskoczył ją fakt, ze Sig przyłączyła się do tego małego koncertu. Wiedziała, że pewno będzie znała słowa, dlatego wybrała tą piosenkę. A to, że Chloe ich nie znała, to pal licho. Grać potrafi, a słów znać nie musi. Ha, przynajmniej ona tak uważa, ale co się tam będziemy kłócić, czy coś.
Po tym pocałunku niemal się nie rozpłynęła. Niby takie nic i już się powinna do tego przyzwyczaić, ale jednak. Uczucia i te szalone doznania robią swoje, o. Poza tym... No kto by się nie zamieniał w papkę dla niemowląt od tych miękkich i ciepłych warg Norweżki? Całuje jak anioł, o taak.
Chloe zrobiła niby to smutną minkę, patrząc na Sig. Aż odłożyła na bok gitarę i siadła sobie wygodnie po turecku tuż przed ukochaną.
- Naprawdę byś przy mnie nie siedziała? - załkała teatralnie i zaraz na jej usta wypełzł z lekka lubieżny uśmieszek.
- Ja to bym Cię nawet własnym ciałem rozgrzewała w chorobie... - zamruczała, przekrzywiając głowę w bok. Oj, ta wspaniałomyślna Chloe. Ale prawdą jest, żeby chyba sobą Norweżkę zamęczyła, tak by przy niej siedziała i się nią opiekowała. Ot, troskliwa z niej istotka, zwłaszcza jeśli chodzi o ukochane jej osóbki. Czasami aż za bardzo, ale to zależy od gustu ofiary, tfu, chorego.
Białowłosa w końcu zdecydowała się wyciągnąć swojego asa. Oh, jakże słodkiego i przyjemnego... Z kieszonki pokrowca gitary wyciągnęła dwie torebki słodkości - czekoladowe draże i jakieś cukierki toffi. Otworzyła wpierw te pierwsze i wsadziła sobie czekoladową kulkę do ust. Patrzyła się na Sig nieco zamyślona. No, to chyba oznaczało, że zrezygnowała z pomysłu kąpieli w zimnej wodzie. Z drugiej jednak strony już knuła kolejne, szatańskie plany, które chciała ziścić jeszcze tego dnia. Co jeszcze ten zboczony umysł wymyśli? W tym czasie sięgnęła po kilka draży i wsadziła je do buzi Sig, to samo czyniąc dla siebie. Żując drobne słodkości, w końcu wpadła na pomysł miłego spędzenia czasu z ukochaną.
- To... Jeśli zimna woda na otwartej przestrzeni Ci nie odpowiada, to co powiesz na jacuzzi? - zapytała powoli, wertując w główce imiona znajomych, szukając tego, który opowiadał jej o takowej atrakcji w jednym z tutejszych hoteli.
No co biedna miała poradzić, że miała słabość do Chlora i słodyczy. A jeszcze gdyby ten Chlor obsypałby ją deszczem cukierków... Nie da się opisać mindfucka, którego miałaby wtedy na twarzy, a jeszcze trudniej byłoby opisać jej niezmierną radość, która nastąpiłaby po paru sekundach. To byłoby prawie jak inna rzeczywistość, jakiś odległy wymiar, w którym Sig potrafi się cieszyć jak dzieciak, powodując przy tym niekontrolowane nosebleedy i zdziwione spojrzenia swoich znajomych, a nagranie z tego podbiłoby internety, serio.
-Nikt nie pływa dobrze z kamieniem u nogi, skarbie- odmruknęła niewinnie i uśmiechnęła się lekko. Co najmniej tak, jakby właśnie mówiła o jakichś milusich rzeczach, a nie o zabójstwie własnej ukochanej!
-Ależ oczywiście, że nie. Pamiętaj, że jestem pilnym uczniem, który dopiero rozpoczyna rok szkolny i musi spędzać dnie i noce nad książkami- odpowiedziała zaraz. Szczerze? Siedziałaby przy tej mendzie całe dnie i noce, będąc na każde jej skinięcie i gotowa zrobić dosłownie wszystko, byle jej chochlik wreszcie wyzdrowiał. Nawet, jeśli czasami tego nie okazywała, to Sigrunn cholernie się bała o ukochaną i najchętniej to by jej nieba przybliżyła, gdyby tylko mogła. A jednak wyglądało na to, że ani trochę nie przejęła się żałosną minką ani tym udawanym łkaniem białowłosej. Zbyt dobrze znała Chloe i za dobrze wiedziała, że żartuje, co zaraz zostało potwierdzone przez ten uśmieszek i jej słowa, na które Norweżka cicho parsknęła.
-Nie wątpię w to. Gorzej, gdybym miała gorączkę- powiedziała. Chyba wolałaby nie chorować, niż gdyby ktoś miał ją męczyć i dręczyć przez cały czas. Nie trawiła sprawiać ludziom aż takich problemów, żeby musieli się przez nią martwić ani nie lubiła, jak ktoś non stop się przy niej kręcił, jakby sama nie mogła sobie dać rady w życiu. Także o ile wizja lenienia się przez cały dzień z ukochaną w łóżku była całkiem przyjemna, to już wizja patrzenia, jak to biedactwo się stresuje i niemalże samo choruje z troski była już mniej miła.
Patrzyła się podejrzliwie na Chlorową łapkę sięgającą do pokrowca, aby zaraz nieco szerzej otworzyć oczy, lekko rozdziawić gębę i spojrzeć na białowłosą z lekkim zdumieniem pomieszanym z kompletnym zagubieniem i fascynacją, co musiało wyglądać przekomicznie. A jak jej się ślepia świeciły, o luju! Szybko zamknęła usta, coby jej przypadkiem mucha nie wleciała do paszczy, ale dalej patrzyła się tymi świecącymi ślepiami na Chloe, uważnie obserwując wszystkie jej ruchy związane z otwieraniem i zjadaniem słodkości.
-Jeśli to jest szantaż, to muszę przyznać, że jesteś wyjątkowo podła- wymamrotała wreszcie i zaraz znowu rozdziawiła buzię, żeby przyjąć tych kilka draży od ukochanej. Ciamkając je, skierowała wzrok w dół, bo była szczerze zażenowana swoją słabością do słodyczy i tym, jak łatwo to wykorzystać, gdy się o niej wie. Dopiero na słowa Amerykanki znowu podniosła wzrok i lekko zmarszczyła brwi, uważnie przyglądając się białowłosej.
-Na mnie zimna woda nie robi wrażenia, raczej boję się o ciebie- sprostowała niechętnie. -Iiii... nie wiedziałam, że masz jacuzzi- dodała zaraz i lekko przekrzywiła łeb na bok. Właściwie to wcale nie zdziwiłaby się, gdyby Chloe wynajęła jakieś jacuzzi tylko po to, żeby spędzić przyjemny wieczór z Norweżką. I jak tu nie kochać tej zboczonej mendy?
-Nikt nie pływa dobrze z kamieniem u nogi, skarbie- odmruknęła niewinnie i uśmiechnęła się lekko. Co najmniej tak, jakby właśnie mówiła o jakichś milusich rzeczach, a nie o zabójstwie własnej ukochanej!
-Ależ oczywiście, że nie. Pamiętaj, że jestem pilnym uczniem, który dopiero rozpoczyna rok szkolny i musi spędzać dnie i noce nad książkami- odpowiedziała zaraz. Szczerze? Siedziałaby przy tej mendzie całe dnie i noce, będąc na każde jej skinięcie i gotowa zrobić dosłownie wszystko, byle jej chochlik wreszcie wyzdrowiał. Nawet, jeśli czasami tego nie okazywała, to Sigrunn cholernie się bała o ukochaną i najchętniej to by jej nieba przybliżyła, gdyby tylko mogła. A jednak wyglądało na to, że ani trochę nie przejęła się żałosną minką ani tym udawanym łkaniem białowłosej. Zbyt dobrze znała Chloe i za dobrze wiedziała, że żartuje, co zaraz zostało potwierdzone przez ten uśmieszek i jej słowa, na które Norweżka cicho parsknęła.
-Nie wątpię w to. Gorzej, gdybym miała gorączkę- powiedziała. Chyba wolałaby nie chorować, niż gdyby ktoś miał ją męczyć i dręczyć przez cały czas. Nie trawiła sprawiać ludziom aż takich problemów, żeby musieli się przez nią martwić ani nie lubiła, jak ktoś non stop się przy niej kręcił, jakby sama nie mogła sobie dać rady w życiu. Także o ile wizja lenienia się przez cały dzień z ukochaną w łóżku była całkiem przyjemna, to już wizja patrzenia, jak to biedactwo się stresuje i niemalże samo choruje z troski była już mniej miła.
Patrzyła się podejrzliwie na Chlorową łapkę sięgającą do pokrowca, aby zaraz nieco szerzej otworzyć oczy, lekko rozdziawić gębę i spojrzeć na białowłosą z lekkim zdumieniem pomieszanym z kompletnym zagubieniem i fascynacją, co musiało wyglądać przekomicznie. A jak jej się ślepia świeciły, o luju! Szybko zamknęła usta, coby jej przypadkiem mucha nie wleciała do paszczy, ale dalej patrzyła się tymi świecącymi ślepiami na Chloe, uważnie obserwując wszystkie jej ruchy związane z otwieraniem i zjadaniem słodkości.
-Jeśli to jest szantaż, to muszę przyznać, że jesteś wyjątkowo podła- wymamrotała wreszcie i zaraz znowu rozdziawiła buzię, żeby przyjąć tych kilka draży od ukochanej. Ciamkając je, skierowała wzrok w dół, bo była szczerze zażenowana swoją słabością do słodyczy i tym, jak łatwo to wykorzystać, gdy się o niej wie. Dopiero na słowa Amerykanki znowu podniosła wzrok i lekko zmarszczyła brwi, uważnie przyglądając się białowłosej.
-Na mnie zimna woda nie robi wrażenia, raczej boję się o ciebie- sprostowała niechętnie. -Iiii... nie wiedziałam, że masz jacuzzi- dodała zaraz i lekko przekrzywiła łeb na bok. Właściwie to wcale nie zdziwiłaby się, gdyby Chloe wynajęła jakieś jacuzzi tylko po to, żeby spędzić przyjemny wieczór z Norweżką. I jak tu nie kochać tej zboczonej mendy?
A może tak deszcz płynnej czekolady? Oj tak, z tym byłoby o wiele więcej możliwości. W końcu zlizywanie słodkości z czyjegoś ciała zawsze było fajne, nie? A cukierki... No, porobią za niby deszczyk i tyle w temacie, potem je zbieraj z podłogi przez resztę wieczoru.
Zmarszczyła lekko brwi.
- A to rzeczywiście byłby mały problem - odparła, krzywiąc się lekko na swoje wyobrażenie o bezwładnym tonięciu. Takiej śmierci definitywnie nie chciała. Ponoć jest to jedna z najgorszych. Wiecie, woda wdzierająca się do płuc, a Ty nic z tym nie możesz zrobić, nawet oddechu złapać. Az się biedna Chloe wzdrygnęła. O czym to ona myślała! Przecież Sig mówi tak tylko na żarty. No, owe się skończą pewno, jak mocno przesadzi ze swoimi własnymi, ale o tym lepiej nie mówić.
- Pilnym - parsknęła mimo woli. Ach, to to był zacny żart, milady! Jeszcze nigdy nie wiedziała tak pilnej uczennicy, jak tu tej panienki Sigrunn. Lada dzień, a pewno będą ją nazywać kujonką, ha ha! O, na pewno by tak było. Chloe dobrze wiedziała, jakie są myśli Sig. Za dobrze zdążyła ją poznać, żeby sądzić inaczej. Norweżka może i była twarda, ale wiele razy miękła przy tej mendzie Chloe. I na odwrót też to działa! Choć w nieco inny sposób. Ba, jeszcze nigdy w życiu Amerykanka nie patrzyła na kogoś tak maślanym i szczenięco zakochanym wzrokiem jak na tą tutaj. Niby była kiedyś inna dziewczyna... Ale dopiero teraz uświadomiła sobie, że tamto to było nic nieznaczące zauroczenie, które minęło jak ręką odjął, kiedy tylko została zdradzona.
- Oj i na gorączkę coś bym wymyśliła... - wymruczała, oblizując się dwuznacznie. Już jej w tym głowa, żeby coś i na to wykombinować. Nieproste zadanie, ale na pewno by mu podołała. W końcu ma się łeb do takich rzeczy, nie? Poza tym... Nie takie sprawy się załatwiało, kochani!
Ciamkała dziarsko draże, dzieląc się nimi oczywiście z Siggy, bo przecie serca by nie miała, żeby tak bezczelnie żreć słodkości w jej towarzystwie, nie dając ukochanej nic a nic z tego co tam miała. Nie jest okrutna. Tak, tak sobie wmawia całe życie. Ale serio, aż tak zła nie jest... Prawda?
- Żaden tam szantaż - żachnęła się szczerze i spojrzeniem pomaszerowała w bok - Nie mogę ot tak zrobić małej przyjemności mojej dziewczynie? - burknęła nieco zarumieniona na polikach. No po prostu... Awww. Rozkoszne to to było. Może tam maleńka sugestia w tym była, ale przecie jak Sig mówi stanowcze nie, to też nie chce się z nią kłócić, ani tym bardziej pchać ją do czegoś siłą. Zaraz wróciła wzrokiem do ukochanej, ponownie szczerząc się jak głupia na jej słowa. Acz drobne rumieńce nie zeszły jeszcze z jej polików.
- Bo nie mam. Ale mogę załatwić nam miły wieczór w jacuzzi, z szampanem i może czymś jeszcze... - oznajmiła, kiwając brewką. Znowu coś się w tej łepetynie rodziło przerażającego. Ale chyba nie skutkowało żadnym przeziębieniem, ani możliwością podglądania zza krzaków przez jakiegoś zboczeńca. No i patrzcie no - romantyzm się w niej obudził.
Zmarszczyła lekko brwi.
- A to rzeczywiście byłby mały problem - odparła, krzywiąc się lekko na swoje wyobrażenie o bezwładnym tonięciu. Takiej śmierci definitywnie nie chciała. Ponoć jest to jedna z najgorszych. Wiecie, woda wdzierająca się do płuc, a Ty nic z tym nie możesz zrobić, nawet oddechu złapać. Az się biedna Chloe wzdrygnęła. O czym to ona myślała! Przecież Sig mówi tak tylko na żarty. No, owe się skończą pewno, jak mocno przesadzi ze swoimi własnymi, ale o tym lepiej nie mówić.
- Pilnym - parsknęła mimo woli. Ach, to to był zacny żart, milady! Jeszcze nigdy nie wiedziała tak pilnej uczennicy, jak tu tej panienki Sigrunn. Lada dzień, a pewno będą ją nazywać kujonką, ha ha! O, na pewno by tak było. Chloe dobrze wiedziała, jakie są myśli Sig. Za dobrze zdążyła ją poznać, żeby sądzić inaczej. Norweżka może i była twarda, ale wiele razy miękła przy tej mendzie Chloe. I na odwrót też to działa! Choć w nieco inny sposób. Ba, jeszcze nigdy w życiu Amerykanka nie patrzyła na kogoś tak maślanym i szczenięco zakochanym wzrokiem jak na tą tutaj. Niby była kiedyś inna dziewczyna... Ale dopiero teraz uświadomiła sobie, że tamto to było nic nieznaczące zauroczenie, które minęło jak ręką odjął, kiedy tylko została zdradzona.
- Oj i na gorączkę coś bym wymyśliła... - wymruczała, oblizując się dwuznacznie. Już jej w tym głowa, żeby coś i na to wykombinować. Nieproste zadanie, ale na pewno by mu podołała. W końcu ma się łeb do takich rzeczy, nie? Poza tym... Nie takie sprawy się załatwiało, kochani!
Ciamkała dziarsko draże, dzieląc się nimi oczywiście z Siggy, bo przecie serca by nie miała, żeby tak bezczelnie żreć słodkości w jej towarzystwie, nie dając ukochanej nic a nic z tego co tam miała. Nie jest okrutna. Tak, tak sobie wmawia całe życie. Ale serio, aż tak zła nie jest... Prawda?
- Żaden tam szantaż - żachnęła się szczerze i spojrzeniem pomaszerowała w bok - Nie mogę ot tak zrobić małej przyjemności mojej dziewczynie? - burknęła nieco zarumieniona na polikach. No po prostu... Awww. Rozkoszne to to było. Może tam maleńka sugestia w tym była, ale przecie jak Sig mówi stanowcze nie, to też nie chce się z nią kłócić, ani tym bardziej pchać ją do czegoś siłą. Zaraz wróciła wzrokiem do ukochanej, ponownie szczerząc się jak głupia na jej słowa. Acz drobne rumieńce nie zeszły jeszcze z jej polików.
- Bo nie mam. Ale mogę załatwić nam miły wieczór w jacuzzi, z szampanem i może czymś jeszcze... - oznajmiła, kiwając brewką. Znowu coś się w tej łepetynie rodziło przerażającego. Ale chyba nie skutkowało żadnym przeziębieniem, ani możliwością podglądania zza krzaków przez jakiegoś zboczeńca. No i patrzcie no - romantyzm się w niej obudził.
Hm... A może by tak płynna czekolada i cukierki naraz? W końcu czekolada będzie dobra tu i teraz, jak będzie się ją chciało zlizywać z kogoś lub czegoś, co jest oczywiście świetną zabawą, a cukierki... Cukierki można pozbierać i później powpierdzielać, słodyczy nigdy za wiele! O ile będą w papierkach, bo jeśli nie to nie.
Jej uśmiech, który mógł się wydawać nieco sadystyczny biorąc pod uwagę całą wypowiedź, szybko uciekł na rzecz dziecięcego naburmuszenia. No bo jak to tak? Jak jej własna ukochana mogła wątpić w jej pilność?
-Dziękuję, że we mnie wierzysz- mruknęła teatralnym tonem mówiącym "a teraz będę mieć focha". -Gdybym nie była pilna, nie dostałabym się do Riverdale- mruknęła, a na jej usta znowu wpełzł ironiczny uśmieszek. Ta, dupa. Przenieśli ją tak dlatego, że jej szkołę specjalną zamknęli i nie mieli gdzie upchnąć tych wszystkich uczniów z niej, więc wsadzili ich do najbardziej burżujskiej szkoły w całym Vancouver. Ale o tym Chloe nie musiała wiedzieć, prawda? Zresztą, Sig ciągle się zastanawiała, dlaczego los ją tak pokarał i wyrzucił do placówki, gdzie chodzą same puste lale i stypendialni kujoni. Jakby mało było szkół w Kanadzie, to ją musieli posłać akurat do tej najgorszej! A może raczej najlepszej.
-Din lille pervo- powiedziała rozbawionym tonem, przeciągając przy tym ostatnią sylabę i tyknęła Chlora palcem w czoło. Ej, no chyba nawet Amerykanin powinien to zrozumieć. Prawda jest taka, że na gorączkę najprawdopodobniej najlepsze jest całodniowe spanie, a nie żadne zboczone zagrywki. Sigrunn chyba zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że pokochała perwersyjną mendę, która myśli tylko i wyłącznie o jednym. Aż strach chorować przy niej, bo jeszcze serio by coś wymyśliła i z całą pewnością nie byłoby to nic zatwierdzonego przez lekarzy ani farmaceutów!
Nie, skoro podzieliła się z Norweżką drażami, to z całą pewnością nie mogła być złym człowiekiem. Gdyby tego nie zrobiła, to pewnie i tak nie zostałaby uznana za takowego, bo Sig by ją błagała o te słodycze i patrzyłaby na białowłosą świecącymi ślepkami tak długo, aż by się zgodziła i obyłoby się bez wyrywania sobie łakoci. Ale ale, w sumie to po co komu łakocie, skoro Sig tutaj zaczął cukier skakać od samego patrzenia na Chlora i jej rozkoszne zachowanie?
-Oczywiście, że możesz- odpowiedziała i pochyliła się nieco do przodu, żeby ucałować ten lekko zburaczały polik ukochanej. -Tylko wiesz... To trochę dziwne, że najpierw próbujesz mnie wciągnąć do jeziora, a potem nagle wyciągasz słodycze- zaśmiała się cicho. Oj tak... Za często ją przekupowano, żeby teraz miała nie zachowywać czujności. W przeciwnym razie nim by się obejrzała, już by była bez ciuchów i robiła z tą mendą bogowie wie co i bogowie wiedzą gdzie. Nie odsunęła się od Chloe, twarz dalej trzymając bardzo blisko jej twarzy. W jej oczach coś błysnęło tajemniczo i uśmiechnęła się jeszcze chytrzej niż wcześniej. Leciutko otarła się polikiem o polik ukochanej i nachyliła się tuż nad jej uchem.
-I pizzą?- mruknęła nęcącym tonem, kompletnie nieproporcjonalnym do treści wypowiedzi. Teraz dopiero odsunęła się i wyprostowała, chichocząc przy tym pod nosem.
-Nie no, brzmi świetnie- odpowiedziała nieco poważniej, chociaż dalej nie mogła się pozbyć tego głupawego uśmieszku. Jacuzzi z szampanem i Chloe brzmiało znacznie lepiej, niż lodowate jeziorko z Chlorem i innymi zboczeńcami pochowanymi po krzakach. I nie żeby była jakąś materialistką czy coś! Po prostu miała jakieś resztki godności i zdrowego rozsądku, które mówiły jej, że jednak kąpiel nago tutaj nie jest do końca dobrym pomysłem. Czasami jeszcze miała takie przebłyski mózgu i instynktu samozachowawczego, tak.
Jej uśmiech, który mógł się wydawać nieco sadystyczny biorąc pod uwagę całą wypowiedź, szybko uciekł na rzecz dziecięcego naburmuszenia. No bo jak to tak? Jak jej własna ukochana mogła wątpić w jej pilność?
-Dziękuję, że we mnie wierzysz- mruknęła teatralnym tonem mówiącym "a teraz będę mieć focha". -Gdybym nie była pilna, nie dostałabym się do Riverdale- mruknęła, a na jej usta znowu wpełzł ironiczny uśmieszek. Ta, dupa. Przenieśli ją tak dlatego, że jej szkołę specjalną zamknęli i nie mieli gdzie upchnąć tych wszystkich uczniów z niej, więc wsadzili ich do najbardziej burżujskiej szkoły w całym Vancouver. Ale o tym Chloe nie musiała wiedzieć, prawda? Zresztą, Sig ciągle się zastanawiała, dlaczego los ją tak pokarał i wyrzucił do placówki, gdzie chodzą same puste lale i stypendialni kujoni. Jakby mało było szkół w Kanadzie, to ją musieli posłać akurat do tej najgorszej! A może raczej najlepszej.
-Din lille pervo- powiedziała rozbawionym tonem, przeciągając przy tym ostatnią sylabę i tyknęła Chlora palcem w czoło. Ej, no chyba nawet Amerykanin powinien to zrozumieć. Prawda jest taka, że na gorączkę najprawdopodobniej najlepsze jest całodniowe spanie, a nie żadne zboczone zagrywki. Sigrunn chyba zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że pokochała perwersyjną mendę, która myśli tylko i wyłącznie o jednym. Aż strach chorować przy niej, bo jeszcze serio by coś wymyśliła i z całą pewnością nie byłoby to nic zatwierdzonego przez lekarzy ani farmaceutów!
Nie, skoro podzieliła się z Norweżką drażami, to z całą pewnością nie mogła być złym człowiekiem. Gdyby tego nie zrobiła, to pewnie i tak nie zostałaby uznana za takowego, bo Sig by ją błagała o te słodycze i patrzyłaby na białowłosą świecącymi ślepkami tak długo, aż by się zgodziła i obyłoby się bez wyrywania sobie łakoci. Ale ale, w sumie to po co komu łakocie, skoro Sig tutaj zaczął cukier skakać od samego patrzenia na Chlora i jej rozkoszne zachowanie?
-Oczywiście, że możesz- odpowiedziała i pochyliła się nieco do przodu, żeby ucałować ten lekko zburaczały polik ukochanej. -Tylko wiesz... To trochę dziwne, że najpierw próbujesz mnie wciągnąć do jeziora, a potem nagle wyciągasz słodycze- zaśmiała się cicho. Oj tak... Za często ją przekupowano, żeby teraz miała nie zachowywać czujności. W przeciwnym razie nim by się obejrzała, już by była bez ciuchów i robiła z tą mendą bogowie wie co i bogowie wiedzą gdzie. Nie odsunęła się od Chloe, twarz dalej trzymając bardzo blisko jej twarzy. W jej oczach coś błysnęło tajemniczo i uśmiechnęła się jeszcze chytrzej niż wcześniej. Leciutko otarła się polikiem o polik ukochanej i nachyliła się tuż nad jej uchem.
-I pizzą?- mruknęła nęcącym tonem, kompletnie nieproporcjonalnym do treści wypowiedzi. Teraz dopiero odsunęła się i wyprostowała, chichocząc przy tym pod nosem.
-Nie no, brzmi świetnie- odpowiedziała nieco poważniej, chociaż dalej nie mogła się pozbyć tego głupawego uśmieszku. Jacuzzi z szampanem i Chloe brzmiało znacznie lepiej, niż lodowate jeziorko z Chlorem i innymi zboczeńcami pochowanymi po krzakach. I nie żeby była jakąś materialistką czy coś! Po prostu miała jakieś resztki godności i zdrowego rozsądku, które mówiły jej, że jednak kąpiel nago tutaj nie jest do końca dobrym pomysłem. Czasami jeszcze miała takie przebłyski mózgu i instynktu samozachowawczego, tak.
W sumie czekolada i cukierki razem brzmi dobrze, a nawet lepiej, brzmi wyśmienicie! No co? Chloe też lubi słodycze. Może nie ma do nich aż takiej słabości jak jej ukochana Norweżka, ale jakąś też ma. Jak każdy człowiek na tej zakichanej planecie. Czasami wykorzystuje to przeciwko Sig... Ale rzadko, naprawdę! Przeważnie stara się po prostu zrobić jej małą przyjemność i poczęstować czymś słodkim. Czy to takie złe? Wątpię, pff.
- Oczywiście, kochanie, że w Ciebie wierzę - odmruknęła, powstrzymując się od głupkowatego uśmiechu... Z marnym skutkiem, bo i tak ten wypełzł jej na usta. - Nikt nie jest równe inteligentny co ten mój kochany rozkoszniak - dodała, teraz już otwarcie rechocząc. Oj, chyba dostanie po pysku za tego "rozkoszniaka". Ale cóż, warto było!
Chloe cieszyła się, że nie ma już szkoły. Jak tak teraz wraca do wspomnień z tamtych czasów, to jej się od razu łza w oku kręci. Bo myśli wtedy o rodzicach, dla których nigdy nie była dobra, tylko zawsze utrudniała i uprzykrzała im życie. Zawsze uważała i zawsze będzie tak uważać, iż ich śmierć to kara od góry za to, kim starała się być. Dlatego też obwinia się za to jak najbardziej, czego nawet Sig nie wie. W sumie do tej pory niespecjalnie Amerykanka opowiadała jej o swojej przeszłości. Cóż, nigdy nie pytała, a jak już coś się w tych tematach pojawiało, to Chloe zwinnie uciekała od odpowiedzi. Zresztą, blizny na jej lewym ręku świadczą o tym, że jeszcze długo po śmierci rodziców miała problem ze swoim życiem. Nigdy nie chciała się zabić, ale okaleczanie przynosiło jako takie ukojenie oraz była swoistą pokutą białowłosej.
Dziewczynie chwilę zajęło zrozumienie słów Sigrunn. Nie znała norweskiego zbyt dobrze, ale ze względu na ukochaną, coś tam sobie nawet w internecie poczytała! Także najróżniejsze przekleństwa, wyzwiska, etc. więc zrozumienie tego zdania nie sprawiło jej żadnego problemu.
- Ja Ci dam zboka... - burknęła, złowieszczo się uśmiechając. Sama się prosi o jakieś psoty, no! Zrobiła jedynie głupią minę przy tym tyknięciu w czoło i wytknęła lekko język.
Ha, Chloe mogłaby się z Sig tak trochę pobawić, sama zajadając draże i patrząc na uroczą Sig, próbującą się do niej przymilić, by dostać trochę pysznych słodkości, ale... Nie miała do tego serca! Tak, zbok smyrający kobiety po tyłkach i nic sobie z tego nierobiący, nie miałby serca męczyć ukochanej tak straszną i okrutną metodą.
Wywróciła ślepiami. Całus w polik nieco ją udobruchał i dał trochę ciepła (coś się tu zimno robiło...).
- Zaraz tam dziwne. Maleńka sugestia, czy coś, a Ty już to za szantaż bierzesz - odburknęła, robiąc niezadowolony dzióbek. Z twarzą Sig tak blisko jej własnej, Chloe nie potrafiła myśleć na trzeźwo. Tym bardziej jak się ta menda tak ocierała i łasiła. Zgrozo kochana, nawet sobie nie wyobrażacie, jaką ochotę miała Chloe, żeby skoczyć na tą cholerną kusicielkę i zrobić jej niezłą nauczkę w środku lasu. Pal licho, że zaczęła marznąć, to by ją rozgrzało do czerwoności! Dlatego jakże smutną minę zrobiła, gdy się tak Norweżka od niej odsunęła...
- Mhm... - wymamrotała tylko i jak już doszedł do niej sens słowa "pizza" od razu jej oczy zabłysły - Nawet bym ją sama zrobiła! A wiedz, że ostatnio moje kucharzenie weszło na nowy, lepszy poziom! - oznajmiła z zaciekłością i dumą wymalowaną na mordce.
- Prawda? To na co czekamy, idziemy? - zapytała, szczerząc się zadowolona z siebie. Ej... Czy to wszystko było zaplanowane? Chwila namysłu... Nie no, aż tak cwana to ta Chloe chyba nie jest... Nie?
- Oczywiście, kochanie, że w Ciebie wierzę - odmruknęła, powstrzymując się od głupkowatego uśmiechu... Z marnym skutkiem, bo i tak ten wypełzł jej na usta. - Nikt nie jest równe inteligentny co ten mój kochany rozkoszniak - dodała, teraz już otwarcie rechocząc. Oj, chyba dostanie po pysku za tego "rozkoszniaka". Ale cóż, warto było!
Chloe cieszyła się, że nie ma już szkoły. Jak tak teraz wraca do wspomnień z tamtych czasów, to jej się od razu łza w oku kręci. Bo myśli wtedy o rodzicach, dla których nigdy nie była dobra, tylko zawsze utrudniała i uprzykrzała im życie. Zawsze uważała i zawsze będzie tak uważać, iż ich śmierć to kara od góry za to, kim starała się być. Dlatego też obwinia się za to jak najbardziej, czego nawet Sig nie wie. W sumie do tej pory niespecjalnie Amerykanka opowiadała jej o swojej przeszłości. Cóż, nigdy nie pytała, a jak już coś się w tych tematach pojawiało, to Chloe zwinnie uciekała od odpowiedzi. Zresztą, blizny na jej lewym ręku świadczą o tym, że jeszcze długo po śmierci rodziców miała problem ze swoim życiem. Nigdy nie chciała się zabić, ale okaleczanie przynosiło jako takie ukojenie oraz była swoistą pokutą białowłosej.
Dziewczynie chwilę zajęło zrozumienie słów Sigrunn. Nie znała norweskiego zbyt dobrze, ale ze względu na ukochaną, coś tam sobie nawet w internecie poczytała! Także najróżniejsze przekleństwa, wyzwiska, etc. więc zrozumienie tego zdania nie sprawiło jej żadnego problemu.
- Ja Ci dam zboka... - burknęła, złowieszczo się uśmiechając. Sama się prosi o jakieś psoty, no! Zrobiła jedynie głupią minę przy tym tyknięciu w czoło i wytknęła lekko język.
Ha, Chloe mogłaby się z Sig tak trochę pobawić, sama zajadając draże i patrząc na uroczą Sig, próbującą się do niej przymilić, by dostać trochę pysznych słodkości, ale... Nie miała do tego serca! Tak, zbok smyrający kobiety po tyłkach i nic sobie z tego nierobiący, nie miałby serca męczyć ukochanej tak straszną i okrutną metodą.
Wywróciła ślepiami. Całus w polik nieco ją udobruchał i dał trochę ciepła (coś się tu zimno robiło...).
- Zaraz tam dziwne. Maleńka sugestia, czy coś, a Ty już to za szantaż bierzesz - odburknęła, robiąc niezadowolony dzióbek. Z twarzą Sig tak blisko jej własnej, Chloe nie potrafiła myśleć na trzeźwo. Tym bardziej jak się ta menda tak ocierała i łasiła. Zgrozo kochana, nawet sobie nie wyobrażacie, jaką ochotę miała Chloe, żeby skoczyć na tą cholerną kusicielkę i zrobić jej niezłą nauczkę w środku lasu. Pal licho, że zaczęła marznąć, to by ją rozgrzało do czerwoności! Dlatego jakże smutną minę zrobiła, gdy się tak Norweżka od niej odsunęła...
- Mhm... - wymamrotała tylko i jak już doszedł do niej sens słowa "pizza" od razu jej oczy zabłysły - Nawet bym ją sama zrobiła! A wiedz, że ostatnio moje kucharzenie weszło na nowy, lepszy poziom! - oznajmiła z zaciekłością i dumą wymalowaną na mordce.
- Prawda? To na co czekamy, idziemy? - zapytała, szczerząc się zadowolona z siebie. Ej... Czy to wszystko było zaplanowane? Chwila namysłu... Nie no, aż tak cwana to ta Chloe chyba nie jest... Nie?
Wyszczerzyła się trochę głupawo na słowa ukochanej. No aż jej się cieplej zrobiło na tym jej chłodnym i skamieniałym serduchu! Tylko Chloe potrafiła sprawić jednym głupim zdaniem, że Norweżka od razu miękła. Nikt nigdy jej tak nie zmiękczył ani nie owinął jej sobie wokół palca, jak ta białowłosa menda. A propos mend, ta tutaj właśnie zaczęła przekraczać pewne niebezpieczne granice!
-Cieszę się, że we mnie wierzysz, ale co do tego rozkoszniaka, to chyba mnie z kimś pomyliłaś- odpowiedziała, nieco marszcząc przy tym brwi i lekko dźgnęła ukochaną w bok. Ok, Sig mogła dać się przekupić słodyczami, Chloe mogła z nią robić dosłownie wszystko, ale wszystkie "rozkoszniaki" i "słodziaki" jednak wychodziły poza granice jej tolerancji i chyba nigdy nie nadejdzie moment, gdy Norweżka puści jej to płazem. Za bardzo była uczulona na tym punkcie, żeby ktokolwiek mógł to zmienić. Nawet Chlor!
W sumie... Sig nigdy nie chciała drążyć za bardzo tematu przeszłości białowłosej. Wiedziała tylko urywki: że jej rodzice nie żyją, że miała sporo problemów w przeszłości i takie tam. Była szczerze ciekawa tego, jak to było dokładniej: dlaczego Price miała te sznyty na ręce, dlaczego jej rodzice nie żyją i takie tam... Ale wiedziała, że nie ma sensu naciskać i lepiej poczekać, aż dziewczyna sama zacznie gadać. Ewentualnie poczekać na jakąś inną sytuację, która wyjaśni wszelkie jej wątpliwości, choć takowej się pewnie nie doczeka. Nie można liczyć na cuda ani na magiczne zbiegi okoliczności, które cudownie rozwiązują wszelkie problemy. Przez tych osiemnaście lat Sigrunn zdążyła się przekonać, że nie istnieją magiczne siły, które pomagają ludziom w zażegnaniu ich trosk.
Niby te słowa nie były takie trudne do zrozumienia, lecz Norweżka mimowolnie uniosła jedną brew, gdy białowłosa nie dość, że zrozumiała przekaz, to jeszcze odpowiedziała! Czyżby zbliżał się koniec bezkarnego klnięcia w nieznanym języku? To byłoby straszne.
-Mam już jednego, nie potrzebuję drugiego- mruknęła, szczerząc się równie złowieszczo, co jej ukochana. Co za dużo to niezdrowo, a dwóch perwów to zdecydowanie za dużo! No chyba, że oba karmiłyby Sig drażami i miałyby takie zabawne wyrazy twarzy, gdy tylko się kusiło i podpuszczało, a potem robiło coś ekstremalnie głupiego, tak jak w tym momencie robiła to ta czarnowłosa menda. Czy coś sobie robiła z tego, że jednak może sprowokować Chloe do dania jej nauczki za takie zagrania? Nie, ani trochę. Za dobrze wiedziała, że dałaby sobie radę z ukochaną, a jeśli nawet nie... też nie byłoby tak źle, hyhyhy.
-Nowy poziom? Gratuluję, Masterchefie- odpowiedziała zaraz, dumna ze swojego kochanego kucharza. Oj, coś jej mówiło, że teraz zacznie wpadać do ukochanej na obiady, bo sama umiała przygotować najwyżej zupkę chińską, a stołówkowe żarcie nie zawsze jest fajne.
-No okej, chodźmy. Tylko się ogarnij- odpowiedziała i wskazała palcem na gitarę. Nie miała zamiaru tykać jej palcem, bo jeszcze by coś zepsuła albo coś. Sama podniosła się z ziemi, założyła torbę na ramię i poczekawszy, aż Chloe zapakuje gitarę, złapała ją za łapkę i zaczęła wyprowadzać z lasu.
/ zt x2
-Cieszę się, że we mnie wierzysz, ale co do tego rozkoszniaka, to chyba mnie z kimś pomyliłaś- odpowiedziała, nieco marszcząc przy tym brwi i lekko dźgnęła ukochaną w bok. Ok, Sig mogła dać się przekupić słodyczami, Chloe mogła z nią robić dosłownie wszystko, ale wszystkie "rozkoszniaki" i "słodziaki" jednak wychodziły poza granice jej tolerancji i chyba nigdy nie nadejdzie moment, gdy Norweżka puści jej to płazem. Za bardzo była uczulona na tym punkcie, żeby ktokolwiek mógł to zmienić. Nawet Chlor!
W sumie... Sig nigdy nie chciała drążyć za bardzo tematu przeszłości białowłosej. Wiedziała tylko urywki: że jej rodzice nie żyją, że miała sporo problemów w przeszłości i takie tam. Była szczerze ciekawa tego, jak to było dokładniej: dlaczego Price miała te sznyty na ręce, dlaczego jej rodzice nie żyją i takie tam... Ale wiedziała, że nie ma sensu naciskać i lepiej poczekać, aż dziewczyna sama zacznie gadać. Ewentualnie poczekać na jakąś inną sytuację, która wyjaśni wszelkie jej wątpliwości, choć takowej się pewnie nie doczeka. Nie można liczyć na cuda ani na magiczne zbiegi okoliczności, które cudownie rozwiązują wszelkie problemy. Przez tych osiemnaście lat Sigrunn zdążyła się przekonać, że nie istnieją magiczne siły, które pomagają ludziom w zażegnaniu ich trosk.
Niby te słowa nie były takie trudne do zrozumienia, lecz Norweżka mimowolnie uniosła jedną brew, gdy białowłosa nie dość, że zrozumiała przekaz, to jeszcze odpowiedziała! Czyżby zbliżał się koniec bezkarnego klnięcia w nieznanym języku? To byłoby straszne.
-Mam już jednego, nie potrzebuję drugiego- mruknęła, szczerząc się równie złowieszczo, co jej ukochana. Co za dużo to niezdrowo, a dwóch perwów to zdecydowanie za dużo! No chyba, że oba karmiłyby Sig drażami i miałyby takie zabawne wyrazy twarzy, gdy tylko się kusiło i podpuszczało, a potem robiło coś ekstremalnie głupiego, tak jak w tym momencie robiła to ta czarnowłosa menda. Czy coś sobie robiła z tego, że jednak może sprowokować Chloe do dania jej nauczki za takie zagrania? Nie, ani trochę. Za dobrze wiedziała, że dałaby sobie radę z ukochaną, a jeśli nawet nie... też nie byłoby tak źle, hyhyhy.
-Nowy poziom? Gratuluję, Masterchefie- odpowiedziała zaraz, dumna ze swojego kochanego kucharza. Oj, coś jej mówiło, że teraz zacznie wpadać do ukochanej na obiady, bo sama umiała przygotować najwyżej zupkę chińską, a stołówkowe żarcie nie zawsze jest fajne.
-No okej, chodźmy. Tylko się ogarnij- odpowiedziała i wskazała palcem na gitarę. Nie miała zamiaru tykać jej palcem, bo jeszcze by coś zepsuła albo coś. Sama podniosła się z ziemi, założyła torbę na ramię i poczekawszy, aż Chloe zapakuje gitarę, złapała ją za łapkę i zaczęła wyprowadzać z lasu.
/ zt x2
O ile dla większości ludzi zima była bardzo upierdliwą porą roku, to dla psa takiego jak Śnieżka był to okres największej frajdy. W końcu jej przodkowie byli specjalnie hodowani na tzw. psy zaprzęgowe, których zadaniem było ciągnięcie sań przez śnieżne pustkowia. Postanowiłem więc nie trzymać jej na siłę w domu. Niech się wyszaleje w śniegu, póki może; bo kto wie, kiedy zima w końcu ostatecznie się skończy?
W lewej dłoni trzymałem smycz Śnieżki, podczas gdy w prawej dzierżyłem swoją kulę ortopedyczną. Teoretycznie nie była mi ona już potrzebna, ale stwierdziłem, że lepiej dmuchać na zimne i jeszcze ją trochę ze sobą ponosić. Zwłaszcza, że mimo upływu ponad sześciu miesięcy nadal nie czułem się w stu procentach pewnie ze swoją protezą. Nie wspominając już o tym, że ryzyko upadku na śliskiej, zamarzniętej powierzchni zwiększało się co najmniej dziesięciokrotnie...
W lewej dłoni trzymałem smycz Śnieżki, podczas gdy w prawej dzierżyłem swoją kulę ortopedyczną. Teoretycznie nie była mi ona już potrzebna, ale stwierdziłem, że lepiej dmuchać na zimne i jeszcze ją trochę ze sobą ponosić. Zwłaszcza, że mimo upływu ponad sześciu miesięcy nadal nie czułem się w stu procentach pewnie ze swoją protezą. Nie wspominając już o tym, że ryzyko upadku na śliskiej, zamarzniętej powierzchni zwiększało się co najmniej dziesięciokrotnie...
Nawet lubiła zimę. Ten senny krajobraz, wszystko otulone białym kożuchem, odpoczywające... Zamiast więc siedzieć w domu, w którym i tak nikogo nie było, gdyż rodzice znów wyjechali w jakąś delegację do Londynu, a brat zaszył się gdzieś i nie odpowiadał na jej wiadomości, postanowiła wyjść na spacer i zaczerpnąć trochę świeżego powietrza.
Ubrała się ciepło, przez ramię zawiesiła torbę, w której miała kilka najpilniejszych rzeczy, jak klucze, portfel, telefon, szkicownik z ołówkiem, a także inhalator, gdyby niespodziewanie dostała ataku astmy. Prawdą było, że dawno już jej się to nie zdarzyło. Może właśnie dlatego wolała tym bardziej dmuchać na zimne i mieć przy sobie lekarstwo. Inhalator nie był ani duży, ani ciężki, a mógł uratować jej życie. Wzięła ze sobą również Lokiego.
Poprosiła kierowcę, żeby zawiózł ją gdzieś poza zgiełk miasta. Opadła na tylne siedzenie i bezmyślnie wyglądała na świat przez przyciemnianą szybę, a budynki zlewały jej się przed oczami w jedną masę. Głaskała miękkie piórka kruka, który jak na swoje standardy zachowywał się nad wyraz spokojnie. Od czasu do czasu spoglądał na nią bystro zdrowym okiem.
Niecałe półgodziny jazdy samochodem później, kierowca zatrzymał się przy jakiejś bocznej drodze. Wytłumaczył jej, że jeśli pójdzie drogą prosto jedyna, na co natknie się wśród drzew, to staw. To było dokładnie to, o co jej chodziło. Zebrała swoje rzeczy, kazała mężczyźnie być pod telefonem, a potem wyskoczyła na mróz. Otuliła szyję kaszmirowym szalikiem, założyła nauszniki, żeby jej za mocno nie pizgało. Rozejrzała się dookoła, ale ulica nie była jakoś specjalnie ruchliwa. To nawet lepiej.
Posadziła Lokiego na swoje prawe ramię jak papugę. Tylko mniej pstrokatą i niedomagającą się krakersów na każde zawołanie. Na lewe zarzuciła torbę. Wsadziła jeszcze słuchawki w uszy, włączając ulubioną playlistę i ruszyła dróżką w las.
Ubrała się ciepło, przez ramię zawiesiła torbę, w której miała kilka najpilniejszych rzeczy, jak klucze, portfel, telefon, szkicownik z ołówkiem, a także inhalator, gdyby niespodziewanie dostała ataku astmy. Prawdą było, że dawno już jej się to nie zdarzyło. Może właśnie dlatego wolała tym bardziej dmuchać na zimne i mieć przy sobie lekarstwo. Inhalator nie był ani duży, ani ciężki, a mógł uratować jej życie. Wzięła ze sobą również Lokiego.
Poprosiła kierowcę, żeby zawiózł ją gdzieś poza zgiełk miasta. Opadła na tylne siedzenie i bezmyślnie wyglądała na świat przez przyciemnianą szybę, a budynki zlewały jej się przed oczami w jedną masę. Głaskała miękkie piórka kruka, który jak na swoje standardy zachowywał się nad wyraz spokojnie. Od czasu do czasu spoglądał na nią bystro zdrowym okiem.
Niecałe półgodziny jazdy samochodem później, kierowca zatrzymał się przy jakiejś bocznej drodze. Wytłumaczył jej, że jeśli pójdzie drogą prosto jedyna, na co natknie się wśród drzew, to staw. To było dokładnie to, o co jej chodziło. Zebrała swoje rzeczy, kazała mężczyźnie być pod telefonem, a potem wyskoczyła na mróz. Otuliła szyję kaszmirowym szalikiem, założyła nauszniki, żeby jej za mocno nie pizgało. Rozejrzała się dookoła, ale ulica nie była jakoś specjalnie ruchliwa. To nawet lepiej.
Posadziła Lokiego na swoje prawe ramię jak papugę. Tylko mniej pstrokatą i niedomagającą się krakersów na każde zawołanie. Na lewe zarzuciła torbę. Wsadziła jeszcze słuchawki w uszy, włączając ulubioną playlistę i ruszyła dróżką w las.
Samo oddychanie zimowym, rześkim powietrzem niemalże wprawiało mnie w stan błogości. Tak, że ani porywisty wiatr, ani mróz, który bezlitośnie podszczypywał moje odsłonięte poliki, wcale mi nie wadziły. W duchu sam sobie nawet pogratulowałem podjęcia decyzji wyjścia z domu i pozwiedzania okolicy, zamiast mało ambitnego rozleniwienia się na kanapie. Co więcej, było tutaj bardzo spokojnie i cicho, co tworzyło dla mnie wręcz idealną atmosferę. Ano, taki był ze mnie dziwny człowiek, że samotność działała na mnie pokrzepiająco. W takich warunkach nie musiałem przejmować się swoim zachowaniem ani wyglądem, co z reguły uznawałem za dosyć upierdliwą czynność. A jako, że nikogo tutaj jeszcze nie znałem, to musiałem być szczególnie ostrożny, żeby nie sprawić "złego pierwszego wrażenia". To znaczy... no, w sumie, zależało mi tylko na tym, żebym nie został zauważony. Bo jeśli mój plan niezrobienia-niczego-głupiego się powiedzie, to powinienem zostać uznany za zwykłego szaraka - któremu to przecież nikt nie będzie zawracać głowy. Byłem świadom, że wiązało się to z potencjalnie niewielką grupką "znajomych z prawdziwego zdarzenia" (nie odważyłbym się na stwierdzenie per "przyjaciół"), ale jak dla mnie był to nader uczciwy układ. A jako, że po skończeniu szkoły miałem wracać z powrotem do Irlandii, to bym bardziej nie chciałem się do nikogo ani niczego tutaj przywiązywać.
Śnieżka, widząc, że w zadumie przemieniłem się w anormalnej wielkości supeł lodu, zaczęła na mnie głośno szczekać i ciągnąć sugestywnie za smycz. -Och, tak, już idziemy.- Bąknąłem do niej, w międzyczasie sięgając do swojej skórzanej listonoszki. Hmm.. zobaczmy, która to godzina... Oj, stoję tutaj już trzydzieści minut? Nic dziwnego, że Mała się niecierpliwi. Z tego co kojarzyłem, to gdzieś w tej okolicy powinien znajdować się staw. Cóż, zapewne przy tak niskiej temperaturze tafla wody będzie zamarznięta i nie będziemy w stanie zrobić na brzegu nic szczególnego... No ale to nic! I tak do tej pory wałęsałem się tutaj bez większego celu, a przeprowadzenie dokładniejszego rozeznania po okolicy nie brzmiało jak głupi plan.
Pochyliłem się nad Śnieżką, przykucając na prawej, zdrowej nodze. -Co powiesz na to, że wykonamy rundkę wokół stawu i wrócimy do ciepłego mieszkania?- Uśmiechnąłem się do niej szeroko, czochrając jej gęste futro na łebku. Śnieżka w odpowiedzi szczeknęła bardzo entuzjastycznie, a jej kudłaty ogon przemienił się w agresywnie przecinający powietrze bicz. -Uznam to za aprobatę.- Opierając się kurczowo o kulę podniosłem się z ziemi, po czym dosyć powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę stawu. Co jakiś czas tylko zerkałem na ekran komórki, sprawdzając mapę.
Śnieżka, widząc, że w zadumie przemieniłem się w anormalnej wielkości supeł lodu, zaczęła na mnie głośno szczekać i ciągnąć sugestywnie za smycz. -Och, tak, już idziemy.- Bąknąłem do niej, w międzyczasie sięgając do swojej skórzanej listonoszki. Hmm.. zobaczmy, która to godzina... Oj, stoję tutaj już trzydzieści minut? Nic dziwnego, że Mała się niecierpliwi. Z tego co kojarzyłem, to gdzieś w tej okolicy powinien znajdować się staw. Cóż, zapewne przy tak niskiej temperaturze tafla wody będzie zamarznięta i nie będziemy w stanie zrobić na brzegu nic szczególnego... No ale to nic! I tak do tej pory wałęsałem się tutaj bez większego celu, a przeprowadzenie dokładniejszego rozeznania po okolicy nie brzmiało jak głupi plan.
Pochyliłem się nad Śnieżką, przykucając na prawej, zdrowej nodze. -Co powiesz na to, że wykonamy rundkę wokół stawu i wrócimy do ciepłego mieszkania?- Uśmiechnąłem się do niej szeroko, czochrając jej gęste futro na łebku. Śnieżka w odpowiedzi szczeknęła bardzo entuzjastycznie, a jej kudłaty ogon przemienił się w agresywnie przecinający powietrze bicz. -Uznam to za aprobatę.- Opierając się kurczowo o kulę podniosłem się z ziemi, po czym dosyć powolnym krokiem ruszyliśmy w stronę stawu. Co jakiś czas tylko zerkałem na ekran komórki, sprawdzając mapę.
Prosto ze słuchawek płynęła jedna z jej ulubionych, obecnie, piosenek Coldplaya. Beyonce śpiewała w tle, nadając temu utworowi dodatkowy urok. Zanuciła razem z nimi refren, nie przejmując się, że ktoś mógłby ją usłyszeć. Chociaż nawet gdyby jednak ktoś był w pobliżu, to nie mógłby narzekać na jej fałszowanie. Miała delikatny, przyjemny dla ucha głos.
Oh-ah-oh-ah-oh-ah.
Now I'm feeling drunk and high,
So high, so high...
Woo!
Zaśpiewała, jednocześnie kiwając głową w rytm muzyki. Idąc, jej buty zagłębiały się ze skrzypieniem w śniegu. Raz, czy dwa poślizgnęła się na lodzie, ale nie na tyle, żeby stracić równowagę i upaść. Nawet chwiejąc się, zachowywała grację ruchu. Mogłaby być z niej dobra tancerka, gdyby tylko ustąpiła rodzicom i pozwoliła zapisać się na lekcje baletu. Jeśli już to wolałaby taniec towarzyski. Podczas liczny gal wyprawianych przez jej rodzinę, lubiła stać z boku i przyglądać się wirującym parom. Nigdy jednak nie dała zaciągnąć się na parkiet. Nie, jeśli już to czarowała towarzystwo rozmową.
Tylko Lokiemu nie podobało się jej balansowanie i za każdym razem rozchylał skrzydła tak, że o mało nie obrywała jednym z nich po twarzy, a do tego krakał z oburzeniem. Za drugim razem wyjęła jedną słuchawkę z ucha i spojrzała na ptaszysko krzywo.
- Jeśli coś ci się, paniczu, nie podoba, to przypominam, że masz skrzydełka.. - ofuknęła go, choć jednocześnie była rozbawiona. Tego jednak nie okazywała w żaden sposób, co mogłoby wprowadzić postronnego obserwatora w konsternację. Kruk spojrzał na nią, jakby naprawdę rozważał jej słowa, a potem zakrakał i to by było na tyle z jego strony. Podrapała go po opierzonej piersi, włożyła słuchawkę z powrotem do ucha i podjęła przerwaną wędrówkę.
Po przejściu jakiś pięćdziesięciu metrów dostrzegła między drzewami przejaśnienie. Domyśliła się, że to staw, o którym wspomniał jej już kierowca. Loki rozłożył skrzydła, tym razem pacając ją jednym z nich, co skwitowała oburzonym „ejże". Odepchnął się pazurami od jej barku i wzbił w powietrze. Zakołował nad nią, a potem wzleciał jeszcze wyżej między korony drzew. Poruszyła ramieniem, wpatrując się w znikający ogon. Wiedziała, że wróci. Zawsze wracał, więc się nie martwiła.
Sięgnęła do torby i wyjęła z niej pasek mlecznej czekolady. Wystarczyły trzy ugryzienia, żeby smakołyk zniknął całkowicie. Oblizała jeszcze palce i w tej samej chwili stanęła przy kończącej się linii drzew. Tuż przed nią rozciągał się staw. Teraz zamarznięty.
Wsadziła dłonie w kieszenie i podeszła bliżej brzegu. Ostrożnie stąpała po wydeptanej przez innych ścieżce. Musiało być to jedno z częściej odwiedzanych miejsc.
Stojąc już na samym brzegu, wyciągnęła przed siebie nogę i czubkiem buta tyknęła warstwę lodu, sprawdzając, jak gruba jest. Nie pękła od razu. Nie zamierzała jednak sprawdzać, jak wygląda sprawa w dalszej części zbiornika. Evan mógłby uznać to miejsce za fajne miejsce do ślizgania się, ale ona była ostrożniejsza. Przynajmniej wolała taką wersję niż myśl, że brak jej poczucia humoru i nie potrafiła się bawić. No, ale co zabawnego może być we wchodzeniu na zamarznięty staw, na którym lód mógł pęknąć pod jej ciężarem.. Na samą myśl o zimnie, jakie by ją spotkało, aż się wzdrygnęła i objęła ramionami. A skoro miała już jeden rzut do zegarka, to sprawdziła kontrolnie godzinę. Nie chodziło i to, że się śpieszyła. To był raczej jej nawyk. Po prostu musiała wiedzieć, która jest godzina, nawet jeśli zapominała o tym po trzech sekundach. Ktoś mógłby to nazwać nerwicą natręctw i mógłby się wcale mocno nie pomylić.
Oh-ah-oh-ah-oh-ah.
Now I'm feeling drunk and high,
So high, so high...
Woo!
Zaśpiewała, jednocześnie kiwając głową w rytm muzyki. Idąc, jej buty zagłębiały się ze skrzypieniem w śniegu. Raz, czy dwa poślizgnęła się na lodzie, ale nie na tyle, żeby stracić równowagę i upaść. Nawet chwiejąc się, zachowywała grację ruchu. Mogłaby być z niej dobra tancerka, gdyby tylko ustąpiła rodzicom i pozwoliła zapisać się na lekcje baletu. Jeśli już to wolałaby taniec towarzyski. Podczas liczny gal wyprawianych przez jej rodzinę, lubiła stać z boku i przyglądać się wirującym parom. Nigdy jednak nie dała zaciągnąć się na parkiet. Nie, jeśli już to czarowała towarzystwo rozmową.
Tylko Lokiemu nie podobało się jej balansowanie i za każdym razem rozchylał skrzydła tak, że o mało nie obrywała jednym z nich po twarzy, a do tego krakał z oburzeniem. Za drugim razem wyjęła jedną słuchawkę z ucha i spojrzała na ptaszysko krzywo.
- Jeśli coś ci się, paniczu, nie podoba, to przypominam, że masz skrzydełka.. - ofuknęła go, choć jednocześnie była rozbawiona. Tego jednak nie okazywała w żaden sposób, co mogłoby wprowadzić postronnego obserwatora w konsternację. Kruk spojrzał na nią, jakby naprawdę rozważał jej słowa, a potem zakrakał i to by było na tyle z jego strony. Podrapała go po opierzonej piersi, włożyła słuchawkę z powrotem do ucha i podjęła przerwaną wędrówkę.
Po przejściu jakiś pięćdziesięciu metrów dostrzegła między drzewami przejaśnienie. Domyśliła się, że to staw, o którym wspomniał jej już kierowca. Loki rozłożył skrzydła, tym razem pacając ją jednym z nich, co skwitowała oburzonym „ejże". Odepchnął się pazurami od jej barku i wzbił w powietrze. Zakołował nad nią, a potem wzleciał jeszcze wyżej między korony drzew. Poruszyła ramieniem, wpatrując się w znikający ogon. Wiedziała, że wróci. Zawsze wracał, więc się nie martwiła.
Sięgnęła do torby i wyjęła z niej pasek mlecznej czekolady. Wystarczyły trzy ugryzienia, żeby smakołyk zniknął całkowicie. Oblizała jeszcze palce i w tej samej chwili stanęła przy kończącej się linii drzew. Tuż przed nią rozciągał się staw. Teraz zamarznięty.
Wsadziła dłonie w kieszenie i podeszła bliżej brzegu. Ostrożnie stąpała po wydeptanej przez innych ścieżce. Musiało być to jedno z częściej odwiedzanych miejsc.
Stojąc już na samym brzegu, wyciągnęła przed siebie nogę i czubkiem buta tyknęła warstwę lodu, sprawdzając, jak gruba jest. Nie pękła od razu. Nie zamierzała jednak sprawdzać, jak wygląda sprawa w dalszej części zbiornika. Evan mógłby uznać to miejsce za fajne miejsce do ślizgania się, ale ona była ostrożniejsza. Przynajmniej wolała taką wersję niż myśl, że brak jej poczucia humoru i nie potrafiła się bawić. No, ale co zabawnego może być we wchodzeniu na zamarznięty staw, na którym lód mógł pęknąć pod jej ciężarem.. Na samą myśl o zimnie, jakie by ją spotkało, aż się wzdrygnęła i objęła ramionami. A skoro miała już jeden rzut do zegarka, to sprawdziła kontrolnie godzinę. Nie chodziło i to, że się śpieszyła. To był raczej jej nawyk. Po prostu musiała wiedzieć, która jest godzina, nawet jeśli zapominała o tym po trzech sekundach. Ktoś mógłby to nazwać nerwicą natręctw i mógłby się wcale mocno nie pomylić.
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach