Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
[ CENTRUM ] Lwia jama
Sro Wrz 16, 2015 3:02 pm


Ostatnio zmieniony przez Sheridan Kenneth Paige dnia Pon Wrz 17, 2018 8:34 pm, w całości zmieniany 1 raz
First topic message reminder :

ŁEŁOŁEŁO

Gdzieś się też walają skrzypce i ukulele. Te różowe bambetle znane jako ołtarzyk są czasem wymieniane, ale no ogólna idea stoi.

Anonymous
Gość
Gość
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Wto Paź 20, 2015 9:13 pm
Na każde wierzgnięcie z jej strony zareagował tak, jak zamierzał - ignorując wszystko, skupiał się jak najbardziej na trzymaniu dziewczyny mocno. Przypominało mu to zawody wędkarskie. Jak złapiesz grubą sztukę to nie masz prawda odpuszczać - inaczej cały czas idzie w zapomnienie, a ty nie masz nic lepszego do roboty jak tylko sprawić sobie nową wędkę - stary sprzęt możesz uznać za zapomniany bądź złamany.
Ale nawet z tak głupimi porównaniami nie można chłopakowi odmówić zacięcia. Niby siłowanie się kobiety i mężczyzny było z góry przegrane przez stronę płci już z tytułu słabszej, ale kto wykluczał długą listę możliwości? Kopnięcie w piszczel, pięść w brzuch, policzkowanie. Sheridan w sumie miała jak uciec, wystarczyło tylko użyć odpowiedniego środka perswazji. Druga strona była napalona jak dzika świnia, ale nadal była tym samym, smętnym i dumnym młodzianem, który sam nie wiedział czego dokładnie chce. Pewnie w wypadku wspomnianej samoobrony czułby się urażony - bo jak to tak dawać się bić lasce?! - i poszedłby sobie obrażony, już bez cackania. To w końcu nie tak, że z sekundy na sekundę humor zmieniał mu się całkowicie. Po prostu czuł się mniej ugodzony.
Warto też zwrócić uwagę na to, czym obecnie był zainteresowany. Prawdziwe samce alfa nie robią przecież fochów o byle co w momencie, w którym mają przed sobą idealną towarzyszkę do oglądania razem sarenek! Zamiast tego starał się nie odwracać wzroku i patrzeć Sheridan prosto w oczy, co według niego miało pokazywać, że jest pewny swego. Obserwował jej poczynania, starając się jednocześnie ustabilizować oddech, przyspieszony przez obecną sytuacje. Próbował zrozumieć zachowanie drugiej jednostki, ale jego styl bycia nie miał zamiaru zrobić choćby najmniejszego wyjątku, nawet w ramach specjalnego wypadku. Mógł tylko zgadywać o co chodzi, a to było wcale łatwe. Pomijając znaczącą barykadę jakim była jego własna filozofia, to z obserwacji mógł tylko wynieść, że Paige to prawdziwy przykład stereotypowej kobiety. Z jednej strony prowokowała go, a z drugiej próbowała się zamachnąć. Ani mu się śniło drgnąć na ten ruch, przymknął jedynie oczy na chwilę. Kiedy zrozumiał, że jego twarz jednak nie zderzyła się z cudzą dłonią otworzył ślepia i ponownie przybliżył się nieco do jej lica.
- Wiesz, jeśli czegoś nie chcesz to po prostu to powiedz. Jasno. Rozumiem bez dostawania po pysku - oznajmił spokojnie, zgarniając jej lewą dłonią włosy z twarzy. Przynajmniej się starał. Mało go obchodził fakt, że się wstydziła, wolał widzieć jej twarz cały czas. Niezależnie od uczuć, które obecnie pokazywała. Mocna potrzeba, powiązana po części z ciekawością. A podobno nie interesowali go inni ludzie.
Zdecydowanie, nie powinni. Wszystko automatycznie stawało pod znakiem zapytania, tak się własnie depcze kumpelskie relacje i teorie o istnieniu przyjaźni damsko-męskiej. Zabrakło mu języka w gębie, żeby na to jakże trafne stwierdzenie jakoś chociażby odburknąć. Na wiele wypowiedzi brakowało mu tego "najsilniejszego mięśnia". Zresztą, sam nie wiedział co on właściwie robi. Miał jedynie świadomość co chciałby zrobić. Zwolnioną wcześniej dłonią przejechał delikatnie po plecach dziewczyny. W górę, w dół. Głaskał ją w sumie, starając się być przy tym delikatnym, co śmiesznie kontrastowało z poprzednimi szybkimi poczynaniami. Wyszedłby z tej ciepłej, ale nieco przedłużającej się pozycji, rzucił Sheridan na stół. Powędrowałby ustami tam, gdzie niekoniecznie się powinno, pozbył się tych ubrań, a potem zadbałby, by doświadczyła czegoś naprawdę przyjemnego... Westchnął ciężko, tuląc głowę do klatki piersiowej przyjaciółki. Zrobiłby, ale co potem? Jakby się zgodziła i wszystko poszło gładko. Co z ich kontaktem? To by w sumie czegoś nie znaczyło? Problem. Sher nie była przecież znajomością w tym stylu, nie do tego... Lubił jej towarzystwo, ale przecież nie w tym sensie. Chyba. Bogowie, brakowało mu pojęcia o uczuciach, ich zdefiniowanie było dla niego niemożliwe.
Z braku zajęcia, przelotnie musnął jej szyję ustami, jakby mając plan na coś więcej. Skończyło się jednak, na ledwo dwóch całusach złożonych temu miejscu. Coś go bowiem tknęło. W miarę możliwości wrócił do poprzedniej pozycji.
- Sheridan ja... - zaczął, ale natychmiast zrobił przerwę. Zdziwiło go to dziwne drżenie w głosie, jego głosie. Wystraszył siebie samego. Jeszcze chwila i powiedziałby coś kompletnie rujnującego ich wzajemne relacje. Odkaszlnął prędko - Będę świetną piżamą. I w ramach zadośćuczynienia mogę być nawet ubraną piżamką. - mało zwinnie, ale jakoś zszedł z tematu, a potem by uniknąć ewentualnych pytań wyrwał się z kolejnym pocałunkiem, już krótszym i mniej napastliwym. Kończąc go poświęcił jeszcze moment do otarcia się nosem, o jej nos. Te klasyczne, pocieszne do granic możliwości "eskimoski". Nazwa tak obciachowa, ze Popek nawet nie przyjmował do wiadomości jej pełnego istnienia w poście, w którym występował.
- Jeszcze jedna powtórka, czy chcesz zająć się tym bajzlem? - zapytał tak, jakby pytał o dokładkę zupy. Bez większego wahania, radośnie. Na jego twarzy pojawił się nawet super-uśmiech. Cóż. Mogli iść zawsze dalej, ale strach pomyśleć nad możliwymi poczynaniami Yasu w podobnej sytuacji. Dlatego postanowił dać prawo wyboru Kenneth. Oczywiście zamierzał jej pomóc w sprzątaniu, bałagan powstał w końcu z jego winy. Miał jakąś godność człowieka w końcu! Idąc tym tropem zwolnił uścisk, tak by mogła w razie czego swobodnie zejść z jego kolan.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Pią Paź 23, 2015 11:27 pm
"Rozumiem bez dostawania po pysku."
A szkoda, bo właśnie miałam ochotę wyjechać Ci prawym sierpowym. Myśli tańczące w jej głowie były kompletnie sprzeczne. Jedne nakazywały jednak uderzyć go w twarz, inne zaś zachęcały do zmiany zdania. Innymi słowy pełen rozgardiasz, jednakże z zewnątrz nie widać było, żeby cokolwiek martwiło jej osobę. Wręcz przeciwnie. Zdawała się emanować takim spokojem (zmieszanym z zawstydzeniem rzecz jasna), na jaki tylko było ją w tym momencie stać. Nie było to może to samo, co chwilę temu, kiedy dosłownie spalała się z zażenowania, no ale jednak - skoro już dobrał się do kurtyny jej włosów, musiała choć grać opanowaną Sheridan. Z rumianymi policzkami, wzrokiem wędrującym z kąta do kąta, ale jednak z ustami złożonymi w swobodną linię, bez zbędnych dodatków i oznak skrępowania. Przynajmniej nie przejawiała jakiejkolwiek chęci do agresywnych działań. Nie na długo jednak dała radę powstrzymać faktyczne reakcje na to, co miał jej do zaoferowania. Wyprężyła się z pomrukiem autentycznego zadowolenia wybijającego się z pomiędzy zaskoczonego westchnienia i kilku innych nieartykułowanych dźwięków, kiedy dłoń zielonookiego, niedawno ułożona na jej plecach, ogrzała je tak niewinnym, aczkolwiek słodkim i ciepłym sposobem na kontakt fizyczny. Czy to miało uspokoić całe to rozedrganie nastolatki spowodowane tak stresującą, peszącą chwilą? Jeśli tak, to się udało. Od razu czuła się bezpieczniej, cieplej, milej. Jakby trafiła do swojego domu po kilku latach ciągłego ostawania w hotelach i szałasach.
Zacisnęła usta w odpowiedzi na gest, który skierował ku jej osobie, a konkretniej - jej szyi. Wzdrygnęła się przy tym, niczym dziecko, które na widok zbliżającego się ku nim robaka nie wie, czy ma się cieszyć na widok żyjątka, czy raczej uciekać. Być może nie jest to najelegantsze porównanie, ale właśnie tak czuła się w tym momencie Kenneth, kiedy znajdywała się teoretycznie na uwięzi.
"Będę świetną piżamą."
Posłała chłopakowi nieco niepewny uśmiech, spoglądając na niego spod byka. Nie miała jednak wiele czasu na jakiekolwiek przemyślenia związane z jego wypowiedzią i jej sensem, gdyż już po chwili znów została zajęta czymś, co przeżywała już po raz drugi dzisiejszego dnia, a czego nie powinna była jak na razie w całym życiu. Zresztą, lepiej nawet o tym nie wspominać. Teraz jednak było trochę inaczej - delikatniej, z jakąś domieszką ciepła, przyjemniej. W którymś momencie nawet zastanawiała się nad ujęciem jego twarzy w dłonie, ale właśnie wtedy okazało się być za późno. Uniosła kąciki ust w lekkawo smutnym uśmiechu, gdy się od niej odsuwał. Następnie jednak pokręciła głową w reakcji na jego kolejne słowa.
- Wolałabym się tym zająć zanim zalęgnie mi się robactwo. - Mruknęła niechętnie, podnosząc się wreszcie z miejsca. W ramach pozornego "pożegnania", przetrzepała jeszcze kosmyki włosów młodzieńca, nim przycupnęła przy wcześniej wspomnianym "bajzlu" i zebrała rozrzucone jedzenie z powrotem na talerz. Nie dała Yasuo nawet czasu na zastanowienie się, gdzie nagle zniknęła jej głowa i kiedy zmieniła pozycję, działając jak najszybciej tylko mogła. Zaraz poszła do kuchni i - miast wyrzucić je do kosza - schowała nieszczęsną porcję obiadu do uprzednio wyjętej z szuflady torebki spożywczej. Przecież nie każe wpieprzać przyjacielowi żarcia z podłogi, ale za to może się na to skusić ktoś, kto mógłby zjeść własne fekalia, byle tylko wytrzymać do jutra. Zresztą, sama Sheridan też nie zrezygnowałaby z tego posiłku. Podłogę miała czystą, a upadek na krótką chwilę to jeszcze nic wielkiego - nie mogła sobie jednak pozwolić na sytuację, w której wciskałaby taki obiad Andersonowi. Właśnie, Anderson. Odwróciła się prędko na pięcie, przypominając sobie o jego obecności w tej kuchni, a także i o plamie, jaką pozostawił po sobie przyrządzony przez siebie stek. Paige natychmiast chwyciła za najbliższą szmatę, znajdującą się przy zlewie, zaraz zwilżając ją i znów kończąc przy krześle, na którym była przetrzymywana jeszcze niespełna chwilę temu. W kilku prostych pociągnięciach ścierki jasnowłosa starła tłuste ślady z paneli. Reszta była już tylko formalnością - jednym celnym rzutem trafiła kawałkiem mokrej draperii do zlewu, ostatecznie wzdychając z niemą ulgą i spoglądając na bruneta łagodnymi oczyma.
- Swoją drogą, lubię, jak jesteś wesoły. - Wypaliła nagle, zahaczając wzrokiem o jego ślepia. - Wyglądasz wtedy jakoś tak-... przyjemniej.
Tak, jakby to było czymś dziwnym. Każdy wyglądał przyjemniej, gdy się uśmiechał. Nawet, jeśli ten uśmiech przypominał dzieciom o ich kotku rozjechanym przez kombajn.
Mniejsza.
Nagle jednak, kiedy już zapowiadało się, że spędzi blisko niego kolejnych kilka chwil, Paige odwróciła się na pięcie. Dopiero co przez myśl przeszło jej, że wygląda wręcz uroczo, kiedy się uśmiecha, chciała go objąć i pokleić się trochę do jego torsu, jakby nigdy nic, aż tu nagle stwierdziła, że warto skierować się do jednej z łazienek. Przekaż był jasny, a chwila separacji nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Z tą piękną i inteligentną wręcz myślą zniknęła za drzwiami waniennego królestwa, rzuciwszy przed przejściem przezeń:
- Idę się ogarnąć.
Anonymous
Gość
Gość
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Pon Lis 02, 2015 11:28 pm
Generalnie to działał jak najbardziej instynktownie, ani mu się śniło że takie proste gesty zdziałają więcej. Ostatecznie jednak zdziałały i Yasuo czuł się przez moment jakby miał na kolanach wyrośniętego kota, który tańczy jak na zawołanie z powodu drapania go po grzbiecie. Całkiem świadomie poczuł się dobrze z takim porównaniem, nie żeby podświadomie pragnął posiadania dziewczyny na wyłączność, niczym ukochanego pupila. Ugryzłby się w mentalny język na taką durną myśl, ale raz, że jego mózg w tej chwili był daleki od zwyczajnej sprawności, dwa że było mu za dobrze by tak nagle sobie uciekać. Za dobrze z takim pomysłem? Istotnie. Czasem potrafił być szczery, nawet jeśli jedynie ze sobą. Aż z tego wszystkiego przelał w dłonie zaangażowanie. To śmieszne, ale dotykanie drugiej osoby potrafi być niczym gra na gitarze. Każdy udany ruch wywołuje przyjemną dla gracza reakcję, zaś powołanie się na za dużo potrafi narobić wiele złego. Dla chłopaka instrument od zawsze był formą uzewnętrznienia się, zrzucenia z pleców stresu i trosk, tym samym sprawiał mu przyjemność. Zabawnym zrządzeniem losu blondynka po części dostarczała mu podobnego uczucia - w większości mowa o radości. Bo jak na razie - nie ukrywajmy - nie potrafił grać na Sheridan. Ale zdecydowanie miał ochotę się nauczyć, nawet jeśli bolały go nie tylko opuszki palców. Bo czasem poliki. Czasem brzuch. Głowa. W wyjątkowych przypadkach serce. Tylko nikomu ani słowa, bo jeszcze wyjdzie, że ma uczucia.
Na pierwszy ogień chciał dyskutować, że robaki w jej mieszkaniu są spotykane równie często, co upały na Antarktydzie. Byłby niezłym gałganem gdyby nie zauważał tego wszędobylskiego porządku, czystości, higieny. Nie brakowało w domu dziewczyny takich pięknych pojęć, nawet jeśli codziennie pies wylegiwał się na jej łóżku. W zasadzie to Popek pojęcie porządku znał jedynie ze słyszenia, dlatego pies wcale wydawał mu się solą w oku. Zresztą, kundle zawsze miały to do siebie, że ich zapach go uspokajał, nawet jeśli każdy twierdził, że śmierdzą. Temu też sam najchętniej spałby z całą watahą, ale problemem jednak zostawała wielkość jego obecnego lokum, jak i warunki tam obecne. Prawdopodobnie mięso, które zaliczyłoby w Popkowym domku zderzenie z podłogą nie podlegałoby nawet tym śmiesznym pięciu sekundom. Definicja syfu, dziw bierze, że nie miał tam jeszcze karaluchów, chociaż... Zawsze mógł być tego nieświadomy. Ale spokojnie, kiedyś tam posprząta. Może jak zaprosi Sher do siebie?
Inna sprawa, że zwyczajnie nie chciał wdawać się już dziś w żadne dyskusje. Niech nawet ten jego cholerny wizerunek cierpi, chciał mieć ten święty spokój chociaż na koniec dnia.
Mruknął pod nosem zadowolony z dotyku. No co? To już nie można mieć własnych upodobań? Jedni lubią po plecach, jedni po brzuchu, on uwielbiał wszelkie czynności związane z dotykaniem włosów. W zasadzie to dlatego nigdy nie narzekał na fryzjera, chociaż tutaj trzeba napomknąć, że był to zawsze zaufany osobnik. Byle kto nie miał prawa nawet dotknąć go palcem. Lubił swoją przestrzeń osobistą, koniecznie w stanie nienaruszonym. Wyjątki jedynie potwierdzały regułę.
Sheridan jednak nie była ninja w masce ducha, dlatego dogonienie jej nie było niczym wielkim, nawet jeśli obiekt zwany Andersonem był właśnie w stanie mocnego otumanienia. Z początku wydawać by się mogło, że robił jedynie za żywy cień. Dopiero potem się uaktywnił, to coś podając, to próbując wtykać łapy do roboty... Próbował, istotnie. Nie zamierzał jednocześnie jednak bawić się w wyszarpywanie jej rzeczy z rąk. Niech se robi za silną i niezależną. Mało mu to przeszkadzało dopóki mógł ją na spokojnie pośledzić. Nawet przez jakiś czas ograniczył głośne westchnięcia! Zamroczony wdziękami przyjaciółki (które w swych oczach zapewne uwypuklał do granic możliwości - przynajmniej był szczęśliwy), kręcił się z nią doczepiony równie trwale, co próbka pasty do paczki gum. Jej słowa jednak zdołały go wybudzić z tego transu, podczas którego wyglądał zapewne równie podejrzanie, co aplikacje dla dzieci z kotkami.
- Kłóciłbym się. Ale jak tak uważasz... Niech Ci będzie. Niby miło, że chociaż jedna osoba na świecie tak sądzi - rzucił znudzonym tonem, nie byłby sobą bez swojej super maniery wypowiadania się. Na nagłe zniknięcie dziewczyny odpowiedział jedynie wzruszeniem ramion. W sumie, to był czas na takie czynności. Z braku lepszego pomysłu sam ruszył do łazienki, tej drugiej. Przecież nie wlezie jej do toalety. Nie w tym czasie. Może kiedyś? Wzdrygnął się na tą myśl, sam nie wiedział w sumie dlaczego.
Z namacalną pustką w głowie wylądował pod prysznicem. Wystawił się na kojące strumienie ciepłej wody zapominając na dłuższą chwilę, gdzie się znajduje. Nawet jeśli u niego kurek od gorącej temperatury jest tylko kłamliwą ozdobą kabiny prysznicowej. Jakoś tak wyszedł czysty, wytarł się w ręcznik, zarzucił sobie na łepetynę i już miał wychodzić, gdy przypomniało mu się, że nie był sam. Strapił się, co tu kryć.
Nie miał bowiem rzeczy na zmianę. Zrozpaczony zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, poszukując ratunku w postaci choćby skrawka materiału, którym przykrycie się nie zrobiłoby z niego osobnika: "o krok od ekshibicjonizmu". Wtedy jego baczne oko jastrzębia dostrzegło pewną zieloną pelerynkę. Nieco wyprowadzony z równowagi chwycił ciemnozielony szlafrok i gapił się na niego, jakby miał przed sobą nie przyjemny w dotyku materiał, a jakiś starożytny Grimuar. No tak. Wypadło mu z łepetyny, że przebywał w królestwie osoby o wiele lepiej przygotowanej jak on. Gdyby to Sheridan u niego nocowała biedna musiałaby się prosić o piżamę, czy ręcznik. I tak by jej pewnie dał swój, ale to tak na marginesie.
Odziany już wyszedł z toalety, drapiąc się jakże męsko po brzuchu i ziewając przy okazji przeciągle jak kot. Zadziwiającym zjawiskiem było zignorowanie przez jego organizm braku jedzenia w żołądku. Głód faktycznie mu minął, nawet jeśli połowa nerw zdążyła już z niego nawet trwale wyparować.
Co nie zmieniało faktu, że nie miał pojęcia co teraz mógłby ze sobą zrobić. Skrzywił się smętnie, po czym ku chwale gwałtownego skurczu mięśni spadło na niego olśnienie.
- Sheeeeriiidaaaaaaaaaaaaan - krzyknął dokładnie tak, jak tutaj zostało napisane, a następnie kierowany przeczuciem podreptał pod drzwi drugiego królestwa czystości.
- Sheeeeriiidaaaaaaaaaaaaan, pamiętaj żeby mnie ubrać!  - rzucił tak głupio, że słysząc echo swojej wypowiedzi, które tętniło mu w czaszce poczuł się jak dziecko, które na komunii przy stole pełnym rodziny wyznaje, że właśnie pierdnęło.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Wto Lis 10, 2015 7:11 am
Cholera jasna, jak ona uwielbiała ten rodzaj dotyku. Nie, żeby otrzymywała jakiekolwiek jego pokłady na co dzień i dawała się każdemu napotkanemu osobnikowi. To by było niezwykle gorszące, a dostęp do przywileju dotykania jej ciała tak, jak chcieli, miały naprawdę tylko bardzo nieliczne osoby, w dodatku zwykle mocno zdystansowane. Do tego stopnia, że czasem sama miała ochotę podłożyć im głowę czy plecy pod rękę i spojrzeć w ich oczy, niczym wymagający wyłączności ich atencji kot. Szkoda tylko, że nigdy nie była do tego zdolna. Korzystała z tych rzadkich okazji, gdzie inni sami wychodzili z inicjatywą. Nic więc dziwnego, że z sytuacji takiej, jak obecna, chciała czerpać pełnymi garściami, uśmiechając się przy tym enigmatycznie pod nosem i skupiając się wyłącznie na głaszczącej ją dłoni. Mogliby na nią teraz wrzeszczeć, bluzgać, próbować grozić, a i tak jedynym, co usłyszeliby w odpowiedzi byłoby ciche pomrukiwanie. Żeby jeszcze ją tak podrapał po tych plecach-... Dość. W końcu przeciągnęła się z głośnym, przeciągłym jękiem, dając tym samym sygnał, że zadanie zostało wykonane.
Nie, żeby potem nie miała go męczyć o więcej. W końcu przy Yasuo nie znała takiego samego pojęcia dystansu, jak przy pozostałych. Wyłączając całowanie z zaskoczenia i kilka innych rzeczy, sprawiał jej autentyczną przyjemność jakimkolwiek dotykiem. Dlatego nie chciała się odsuwać. Dlatego nie narzekała, stwierdzając tylko, że to całkiem komfortowa pozycja, kiedy byli tak blisko, jak się tylko dało. Dlatego nie miałaby nic przeciwko, gdyby chciał kiedyś podrapać ją za uchem albo znowu pocałować w ten uroczy, subtelny sposób i-... Co? Czy kiedykolwiek zastanawiała się nad tym, czy to czasem nie głębsze uczucie? Nie. Dopiero chwilę temu doszła do wniosku, że jeszcze jedno zetknięcie warg byłoby fajne, więc zapewne nie miała jeszcze okazji. Ale przecież to normalne, że okazywali sobie trochę czułości, skoro byli po prostu przyjaciółmi. Prawda...?
"Kłóciłbym się."
Ty byś się o wszystko kłócił, byle wyjść na chuja.
Wywróciła oczyma, zatapiając się na moment we własnych myślach. Ten, kto tam rządził, musiał być geniuszem, bo przyznawała mu właśnie całkowitą rację, nie wspominając już nawet o tym, że niejednokrotnie. Ba! Od początku swoich dni zgadzała się z każdym słowem swojego umysłu. To było aż niesamowite, jak mózg potrafił współgrać z resztą organów, a przy okazji z duszą jasnowłosej. Zwykle serce kłóciło się z rozumem, a tu proszę. Dziewiętnaście lat i pełna zgodność! Pory posiłków, spotkań, osoby, z którymi te spotkania miałyby się odbywać - wszystko wybierane jest od razu, bez zbędnych kłótni ze samą sobą i konsultacji na temat tego, co jest dobre, a co złe. Może czasem powstawały małe sprzeczki o to, co zrobić z nieszczęsnym Alanem, ale nic poza tym.
Wkroczyła do łazienki, już chwilę po tym zatykając wanienny odpływ i przygotowując się do kąpieli. I, znając życie, niemalże każdy ma pewnie pojęcie o tym, jak wspaniałą rzeczą jest wkroczyć do przyjemnie ciepłej wody po ciężkim dniu urabiania się ze wszystkim, co się tylko napatoczyło. Dorzucając do tego jeszcze wysoką warstwę piany powstałą w wyniku dodania cynamonowego płynu do kąpieli, można było się poczuć, niczym autentyczna królowa. Brakowało tylko służby zajmującej się wszystkim za nią, odrobiny mleka czy herbaty w kąpielowej wodzie, a do tego płatków róż unoszących się na jej powierzchni, jakby nie miały nic lepszego do roboty. Szkoda tylko, że życie, w którym robiliby z niej niesamodzielną panienkę było dla jasnowłosej, niczym najgorszy koszmar. Całe życie wmawiała sobie, że sukces, z którego czerpać będzie pełną satysfakcję, musi osiągnąć bez niczyjej pomocy. Bez czyjegokolwiek wsparcia, które miałoby pomóc jej do czegoś dojść. Zawsze sama ze sobą. Nawet, jeśli to brzmiało przygnębiająco, kiedy ktoś wyciągał do niej pomocną dłoń, kiedy koniecznie tego nie potrzebowała, czuła się, jakby znowu stała się nieumiejącym chodzić dzieciakiem.
Wyrwała się wreszcie z wiru przemyśleń, wyszedłszy z wanny. Natychmiast chwyciła za ogromny, miękki ręcznik, by zająć się osuszeniem własnego ciała. Nie zapominajmy także o umyciu ząbków, jak grzeczna dziewczynka, no i o włożeniu na siebie piżamy, która faktycznie piżamą była. Biedne ubrania Popka musiały zadowolić się pozostaniem takową tylko w te dni, w których nie pełnił funkcji jej gościa.
O tygrysie wilku mowa, mruknęła w myślach, kiedy tylko posłyszała jego krzyk.
- O czym Ty mów-...
Zamarła w miejscu, wychyliwszy się zza łazienkowych drzwi. Zlustrowała sylwetkę przyjaciela, skanując go od góry do dołu, a dostrzegłszy puchaty szlafrok okalający jego ciało zmarszczyła na moment czoło, jak gdyby w zamyśleniu. Nawet, jeśli od razu wiedziała, o co chodzi. Prychnięcie wyrwało się spomiędzy bladych warg, a drzwi trzasnęły z głuchym hukiem, pozostając zamkniętymi jedynie kilka sekund, nim znowu otworzyły się na pełną szerokość, a wraz z gestem ich pchnięcia, Sheridan wykonała piękne przyłożenie majtkami przy pomocy drugiej dłoni. Czarne bokserki, jeszcze do niedawna spoczywające na tyłku dziewczęcia, teraz wróciły na twarz ich prawowitego właściciela, podczas gdy rzucająca zacisnęła wargi, starając się nie spoglądać na dryblasa, gdy z rumieńcem godnym dziewoi przeżywającej właśnie swój pierwszy raz oznajmiła:
- Nieprane. Ale całkiem czyste, nosiłam je tylko chwilę. - Rezygnacja wręcz ociekała z jej słów, kontrastując z rozświetlającym twarz Paige'ównej uśmiechem, gdy poklepała bruneta po torsie, co było zapowiedzią kolejnego iście autorytarnego gestu z jej strony. Mianowicie pchnęła chłopaka w kierunku łazienki, którą dopiero co opuściła, dając mu jasno do zrozumienia, że przy niej ubrać się prawa nie ma. Pozostawała jeszcze tylko jedna nierozwiązana kwestia, która nie mogła zostać pominięta. Zostawiła na chwilę osobę Yasuo, przesuwając się ledwie o metr na bok, opierając plecami o ścianę. Odczekała jeszcze krótką chwilę, nim podjęła kolejne kroki - zagwizdała na palcach, dając tym samym sygnał pewnemu szczególnemu czworonogowi.
Tup, tup, tup. Stukot pazurów obijających się od podłogi roznosił się jeszcze tylko chwilę, a pysk zadowolonego z życia husky'ego ukazał się jasnowłosej, zmuszając ją do przycupnięcia przy pupilu i ujęcia jego łba w dłonie.
- Kto jest moim ukochanym Trevorkiem~? - Odpowiedziało jej szczeknięcie, podczas gdy podjęła się dopieszczania psich uszu. - No kogo mama kocha~?
Kolejne szczeknięcie.
- Kto lubi się przytulać do mamusi?
Woof.
- Kto będzie dziś spał na podłodze~?
Nastało milczenie, podczas którego czworonóg przysiadł i przywarł ogonem do futrzastego tyłka, opuszczając przy tym swój zasmucony pyszczek. Oczywiście nie sposób było na to nie zareagować w sposób przypominający "wbeivubiwubviuweTrevorproszęprzestańmamakocha", ale i tak skończyło się jedynie na ucałowaniu zwierzęcego łba i krótkim: "wybacz, Trevor".
Westchnęła.
- Joshua! Trevor chce nowy kocyk za to, że odstępuje Ci łóżko!
Anonymous
Gość
Gość
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Sro Gru 09, 2015 10:42 pm
Przyjaciele i dobrzy znajomi tego bałwana to mieli dopiero zabawne życie. Jeśli tylko pokusili się o odpowiednie obserwacje, mogli łatwo zrozumieć jaka znacząca przepaść dzieli ich od reszty. Yasuo jak powszechnie wiadomo nie był przecież człowiekiem kontaktowym, a nawet przeciwnie. Nic dziwnego jeżeli bardziej wyczulone osoby wyczują w okolicy buntownika barierę - magiczne pole siłowe z niczego, a jednak zdolne zatrzymać postronnych. Dla takich osób zapewne dziwnym widokiem może być więc chłopak w towarzystwie przyjaciela, dla którego zwykle staje się człowiekiem o trochę milszym i szczerszym. Z wizerunku butnego młodziana całkowicie nie zbacza, ale jaki nagle potrafi być kontaktowy!
Tylko, czy ta wzmożona przyjacielskość powinna tak wyglądać? Bądź co bądź, głaskać można psy, koty, koniki, jaszczurki, małe dzieci... Ale kumpele? To wypada, czy nie wypada? Jasne, że kumpla by tak nie dotknął. W żadnym razie. Bo dziewczyny, kobiety... To one rzekomo jakiegoś ciepła potrzebują, interakcji, miłości. Złe słowo pod koniec. W tej całej mieszaninie wypada jakoś mocno drastycznie, bo przyjaciół się tak czysto teoretycznie nie kocha, prawda? Lubi się ich. A tutaj klops. O którym przestał myśleć równie szybko, co zaczął. Nie potrzebował takich głupot w swojej głowie.
Bo wiecie. Był chujem. Może nie z natury, ale z przyzwyczajenia, starannie wyuczonych odruchów. Wpoił sobie bycie chujem. Dlatego nim był, proste.
Wnętrze głowy Yasu było niczym typowy pokój młodego chłopaka. Zagracone, śmierdziało i wszędzie walało się... No wszystko. Zgodność ciała, umysłu i emocji chłopaka od najmłodszych lat falowała na cienkich granicach. Tak to bywa, jeżeli nagle stawiasz sobie za cel zostanie innym człowiekiem. Bo ludzie nie zmieniają się tak łatwo, wbrew woli. Chęci mogą istnieć zawsze, ale często po głowie przebiegnie chociażby myśl o złamaniu schematu, które chęci nadają. To co psuje ludzkie plany, działa wbrew logice i rozsądkowi to my sami, ukryci w środku. To, czego naprawdę pragniemy, to w zasadzie my. Dlatego niczym dziwnym był ten smętny fakt niezgodności z samym sobą. Gdyby Anderson działał zgodnie ze swoją prawdziwą - nie tą przybraną - naturą, z pewnością chociażby starał się zrozumieć swoje uczucia. "Starał", bo pamiętajmy - sukinsynów nic nie obchodzi, nawet oni sami.
Jakkolwiek bez sensu to brzmi, jak wielkim bałaganem jest ta filozofia - to w zasadzie świetnie opisuje przytaczane zjawisko, jakim jest wnętrze czaszki danego na tacę osobnika.
Opisując sprawy realne i dające się zrozumieć: Yasuo borykał się przez chwilę z jakże komediowym motywem czekania na pannę. Pannę w toalecie. W czasie, w którym Sheridan dokonywała kąpieli chłopak zdążyłby już odbębnić parę pompek, zrobić sobie jajecznicę z kiełbaską, zaparzyć kawy, wypalić fajka, zadzwonić do kumpla i zgadać się na jutrzejszy wieczór, podrapać się po tyłku osiemnaście razy, i w ogóle czujcie te wielkie dokonania. Tymczasem skusił się jedynie na umycie swego ciała, razem z duetem odziana w szlafrok, a resztę cennego czasu przeznaczył na czekanie. Mógł już dawno zająć się innymi rzeczami, jasne. Ale zależało mu na tym odzianiu, choćby tylko tyłka, ale kurde. Jasne, przyjemnie było czuć odpowiednie przepływy powietrza między nogami, włącznie z boskim odczuciem ulgi, spowodowanym wolnością... Tylko, że chodzenie w ten sposób po lokum żeńskiej znajomej było tak nieco niekomfortowe.
Stał więc przed drzwiami do miejsca pobytu Sher i kwitł. Znaczy nie tak do końca, dłubanie w nosie zawsze było zajmującym zajęciem, no ale wiecie - bez przesady. Na widok otwierających się drzwi natychmiast wyciągnął górnika z kopalni i pospiesznie wytarł go w szlafrok. No co? I tak będzie prany. Kiedyśtam. Obserwował w ciszy kolejną komediową scenkę prezentowaną przez koleżankę, gdy nagle widok na świat zasłoniło mu coś nawet znajomego. Powolnym ruchem ujął gacie w dwa palce i dokładnie zlustrował je spojrzeniem, ot czasem zerkając na osobę, która mu je podarowała. Nie drgnął ani trochę na jej gesty, pchnięcia czy temu podobne. Musiał przetrawić informacje. Długo to nie trwało, dlatego też wkroczył do łazienki z zamiarem odziania się. Co za dużo rozbieranek na oczach blondynki, to niezdrowo. Wślizgnął w bokserki swoje godne grzechu pośladki, od razu zauważając pewien zabawny fakt. Jeszcze ciepłe. Prychnął pod nosem i z nonszalancko zarzuconym na plecy szlafrokiem wygrzebał się z kibelka. Świat za drzwiami nie był jednak wcale poważniejszy, bo zastał tam gadającą z psem panienkę. Napad wrednego, basowego chichotu starał się z całych sił powstrzymać zasłaniając usta ręką. Nadaremno.
Kiedy przedstawienie się skończyło, a dziewczyna rzuciła słowem do niego, odkaszlnął pierw, nie pozbywając się tym jednak uśmiechu. Trudno się mówi.
- Oczywiście. Jam jest bowiem koncert życzeń - sapnął drwiąco kierując spojrzenie gdzieś w jakże intrygujący sufit.
- Swoją drogą, tak bardzo Ci zależy na tym leżakowaniu razem? Szkoda psa, ale widać każdy ma swoje priorytety. - Zrezygnował z obserwacji sufitu na rzecz twarzy rozmówczyni. Warto dodać, że konwersację zaczął wydłużać ze względu na własny kaprys. Był miejscami na tyle dziecinny, że zaczepiał innych, w ten mało wyszukany sposób.
- Kocyk będzie w kolorze jego oczu, a jak nie to znajdę taki ze Spider-Manem. - Ponownie zmienił temat, jeszcze przed tym ziewając przeciągle. I bez zasłaniania buzi. Możliwie liczył na obezwładnienie kumpeli oddechem.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Pią Gru 18, 2015 9:52 pm
To były czyste oszczerstwa. Młoda Paige wcale nie spędzała aż tak długiego czasu w pomieszczeniach sanitarnych. To był mit, który sprawdzał się tylko w przypadku niektórych kobiet, ale na pewno nie kogoś takiego, jak ona. Okej, całe te kąpielowe rytuały brzmiały zupełnie jak coś, co mogło trwać godzinami, ale to wcale nie tak. Starała się załatwić wszystko jak najszybciej, i to właśnie ze względu na to, że miała aktualnie dość ważnego gościa, którym należało się zająć. Dlatego właśnie nie miał prawa mieć możliwości na podrapanie się po dupsku aż osiemnaście razy. Co najwyżej szesnaście i pół. Z gry wypadało też zgadywanie się z kumplami.
Kiedy tylko dostrzegła, że Yasuo tak właściwie cały czas stał tuż obok, gdzieś w zasięgu, najpierw zamilkła na dłuższą chwilę, a potem prychnęła, jednocześnie płoniąc się rumieńcem tak wyraźnym, że wyglądało to raczej, jak gdyby ktoś umieścił jej diody w policzkach. Z tego zawstydzenia aż wtuliła na chwilę twarz w szyję swojego przeukochanego psa, który jakby momentalnie zapomniał o całym swoim smutku, by tylko trącić nosem ramię blondynki, niczym w pytającym geście. Ewentualnie chciał jej przekazać "ej, nie przejmuj się tym debilem, gadanie z psami jest normalne, Sheridan". Problem w tym, że Anderson miał z tego niesamowitą radochę i nawet, jeśli cieszyła się z tego faktu, bo przecież widocznie rozbawiony Yasuo był znany tylko z rzadkich legend, to i tak było to cholernie problemowe, bo... jeny wstydziła się i już. Zdobyła się na to, żeby spojrzeć na niego dopiero, kiedy rzucił swoją perfekcyjną uwagą na miarę stwierdzenia, iż "kij wsadzony w krowie gówno zostanie czysty po jego wyciągnięciu". W skrócie jedno, wielkie: nope.
- To Ty naciskałeś na to, żebyśmy spali we dwoje, a ja po prostu się zgodziłam. Trevor też się zgadza. - Rzuciła, zerkając niby to porozumiewawczo na husky'ego, który wydał z siebie coś na rodzaj prychnięcia na znak niechętnej zgody na takie warunki. Mimo wszystko musiał sobie jakoś poradzić, śpiąc tej nocy razem z resztą ferajny. Poza tym, i tak miał się niesamowicie dobrze przez te wszystkie lata życia, kiedy mógł spać z nią w jednym łóżku, w odróżnieniu od Szakala czy kociaków. Dlatego też-... no cóż, w takich momentach nie powinien zbytnio narzekać. To raczej taka wycieczka krajoznawcza po noclegowni dla randomowych zwierzaków Sher. A ponoć nikogo nie faworyzowała...
"(...)a jak nie to znajdę taki ze Spider-Manem."
- Ale Trevor woli Deadpoola. - Mruknęła w zrezygnowaniu. - Dobra. To ja wolę Deadpoola. Kup mi taki kocyk.
To brzmiało źle. Zupełnie, jak zażenowanie, co w sumie nie było niczym nowym w przypadku Paige. Z drugiej strony, teraz brzmiała co najmniej, jak arcymroczna, ponura gotka zdemaskowana ze swojego uwielbienia do króliczków i słodkich rzeczy, a nie tylko smuteczków i śmierci. Albo jak chłopiec przyłapany na bawieniu się lalkami przez najlepszych kumpli, którzy brzydzili się tego typu stuffem. Westchnęła cicho, nim ostatecznie skierowała się wolnym krokiem do swojego sanktuarium znanego jako pomieszczenie sypialniane, ciągnąc za sobą Yasuo, trzymając przy tym rękaw jego/jej szlafroka. Im szybciej się położą i zasną, tym szybciej brunet przestanie dokazywać. I ją zawstydzać. Albo doprowadzać ją do stanu, w którym to ona sama zaczyna mówić coś, czego potem żałuje właśnie z powodu rumieńców. Że też ta durna pała musiała tak na nią działać. Ba! Że też każdy, kto poruszał nieodpowiedni temat, musiał tak na nią działać. Ale Popkowi niestety należało się w tej konkurencji podium, głównie dlatego, że wręcz nadużywał szarpania za najbardziej ryzykowne sznurki.
Anonymous
Gość
Gość
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Sro Gru 30, 2015 8:26 pm
Mózg młodego mężczyzny nie działa jednak za pan brat z logiką i prawdziwymi zdarzeniami, dlatego też - zgodnie z przyjętymi normami - określił czas przebywania Sheridan w łazience jako "długi". A może to on się szybko uwinął? A może to ona serio się wlekła, nawet starając się? Wszystko na tej planecie uchodzi za możliwe. Tak mawiają te pozytywne osoby, sam Yasuo za tą opinię wolał nie ręczyć. Ot, usłyszał, to czemu nie rzucić. Skoro mało obchodziła go opinia publiczna to mógł myśleć o czymkolwiek. O niebieskich papugach też. Szczególnie o niebieskich papugach!
Chociaż w obecnej sytuacji nie mógł myśleć o tych jakże pięknych ptaszkach, bowiem jego oczom ukazał się obraz tak uroczy, że nawet taki patafian jak on potwierdził to, bez jakiegokolwiek zawahania. Dziewczyna z jej pieskiem wersja kolejna. Mało widoków uznawał za radosne. Ta garstka miała jednak cechy całkiem podobne. Zwierzęta. Uwielbiał je, od zawsze, na tyle, żeby nigdy nie zrezygnować z przepadania za nimi. Dodajmy więc do klasycznego puszka (nawet jeśli był to Trevor należał do tej zacnej grupy) jeszcze Sheridan.
Opluł się w kwiku. Czemu kwiczał? Bo już nie wytrzymał presji nadanej przez całą tą pocieszną sytuację i wybuchnął śmiechem. Niezbyt przyjemnym, basowym, maksymalnie wrednym rechotem. Ale wybuchł. Liczą się fakty, prawda moi mili? Ten fakt był akurat diablo niepowtarzalny. Anderson brechtając się za całe boisko spoconych sportowców niemalże skulił się do pozycji leżącej, ku chwale cząstkom realizmu sytuacji wpadł jednak jedynie na ścianę. Resztkami godności oparł się o powierzchnię, tak by w końcu ze łzami w oczach spojrzeć na powód tego cyrku - i tak, śmiejąc się miał jej poczynania gdzieś. No dobra. Wcale przestał. Dalsze interakcje blondynki ze swoim psem wprawiały go w coraz to większe rozbawienie, aż w końcu trzymając się kurczowo ściany wypełznął z pola widzenia tego całkiem udanego komediowego duo. Nie mając za bardzo pojęcia co ze sobą zrobić wlazł do łazienki. Po czym natychmiast z niej wyszedł, z magicznie zmienionym wyrazem twarzy. Yasuo przeszedł ewolucję z poziomu "uśmiech psychopaty" na tryb "szalej w oczach". Tak, oto pomysł zrodził się w jego głowie, szalony pomysł pełen fajerwerków i niebieskich papug. Nie wiem co mają znaczyć papugi, ale są fajne. Trigger ruszył jego ciałem gwałtownie, na tyle by nazwać jego krok skocznym. Wyminął Trevora z gracją i złapał dłoń Sheridan. Ach! Biedna nie mogła rozkoszować się łapaniem go za rękaw. Biedna nie mogła wdać się z nim w dyskusję o naprawdę świetniej postaci komiksowej (chociaż Popek i tak nad życie miłował Lobo). Bo sama została zaciągnięta do sypialni. Ale nie, że ZACIĄGNIĘTA. Jak bydło. Jak bohaterka ckliwego romansidła. Yasuo złapał ją niczym partnerkę do tańca - a zaufajcie mi, znał takie podstawy aż za dobrze, za dobrze na ponurego wandala. Chwycił ją, niczym do tanga i jak ruszył, tak rzucił, tak skoczył... Nie no, dobra bez przesady. Zwyczajnie kręcił się z nią po drodze, niczym nakręcony bączek po specjalnym torze. Robiąc w międzyczasie postoje do spokojniejszego kroku, bądź zmuszając koleżankę do piruetu. Muszę wspominać, że podczas tych szalonych akrobacji z całej siły wył. Repertuar miał nijaki - od powtarzania "Hał dip iz ju lof", do "Kiz, kiz, fal yn lof", ale wydźwięk był nie z tej ziemi. Na serio. Chłopak nawet nie potrafi dobrze fałszować, co odjęło mu sporej dawki humorystyki. Niestety musieli przerwać radosną podróż (biedna Sheridan - znowu nie miała prawa głosu...), bowiem Yasu wyrżnął twarzą w drzwi sypialni. Ugryzł się w język, powstrzymując tym samym wyciek nieproszonych wiązanek mięsa, po czym wpadł do pomieszczenia będącego celem dziecinady, którą przed chwilą odwalił. I której nie miał jeszcze zamiaru kończyć!
- Księżniczko! Oto nasze łoże! - zawył zupełnie od czapy, by zaraz potem trzasnąć dzikim piruetem. Przy czym ponownie wykazał się zadziwiająco poprawnymi umiejętnościami. Jakby znał tą dziedzinę... No bo znał. Pewnych rzeczy się nie zapomina, ale chyba w takich sytuacjach nawet takie coś się przydaje.
Następnym cudownym wyczynem Yasuo było ponowne złapanie blondynki w ramiona, blisko. Przyciągnął ją do siebie, tak jakby chciał przytulić. To po części by zrobił, gdyby nie natychmiastowe rzucenie się z nią na łóżko z bojowym okrzykiem. Leżał sobie tak zgnieciony jej osobą chwilkę, oddychając przy tym ciężko jak piec lokomotywy.
- To idziemy spać? - Od teraz będę już grzeczny. - dodał sobie jeszcze w myślach. Zdecydowanie, zmęczył się swoim napadem głupawki, jedyne o czym potrafił teraz myśleć była miękka pościel. Na tyle było mu to potrzebne, że nawet już posłuchał się Sheridan, jeżeli tylko zamierzała coś dalej robić.
Jeżeli chodzi o samo zachowanie w łóżku to cóż, tak jak obiecał - był piżamą. W jego jakże mało wykwintnym języku oznaczało to wtulenie się w osobę obok, niestety w tym przypadku nie połączone z żadnymi zboczonymi poczynaniami. Raz, że był wypompowany, dwa że nie wypadało, trzy przecież obiecał, że nic nie zrobi. Zasnął więc spokojnie, wdychając różne ładne oraz te całkiem drażniące wonie otaczające go z powodu przebywania przyjaciółki obok. To naprawdę był dziwny dzień.
Ach.
Chrapał.
Rano zaś zerwał się z łóżka dosyć wcześnie, w jego przypadku był to prawdziwy cud. Po szybkiej obserwacji otoczenia jeszcze w połowie przymkniętymi oczyma mógł zauważyć parę rzeczy, mianowicie: obślinił pościel, chciało mu się sikać, a oprócz tego widok śpiącej twarzy takiejjednej zatrzymał mu na chwilę poprawną pracę krwiobiegu. Kolokwialnie rzecz ujmując, to jak wieczorem nie docierały do niego takie myśli, tak świeżo po przebudzeniu chętnie zapoznałby się ze złocistymi małżami. Z bólem jednak powstrzymał swoje fantazje, zdjął spojrzenie ze śpiącej towarzyszki i ruszył na podbój muszli klozetowej. Oczywiście, że jako znamienity samiec alfa zostawił po sobie ślad - musiał przecież oznaczyć jakoś terytorium - dlatego też czystym ruchem przyzwyczajenia nie opuścił deski klozetowej. Po załatwieniu pilnej potrzeby zostały mu na głowie dwa inne problemy. Bo po pierwsze, to coś mu spuchło w rajtuzach, a po drugie to w sumie miał czas dla siebie. Nudziło mu się. I powoli czuł głód. Ten normalny, a również ten nikotynowy. Wzorem nałogowego palacza za ważniejszą sprawę uznał to ostatnie, dlatego też niezwłocznie ubrał się i wyszedł na zewnątrz, po drodze miziając jednego ze zwierzaków właścicielki domostwa. Kończył już fajka, gdy telefon zaczął wibrować w jego kieszeni. Dzwonił kumpel, z rzekomo pilną sprawą. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że koledze buntownik coś wisiał, dlatego też nie wypadało olewać jego prośby, tak z czystej przyzwoitości jąder. W drodze napisał jeszcze Sheridan wiadomość, z diabelnie krótkim wyjaśnieniem jego obecnego położenia i podziękowaniami za słodkie słówka do ucha w nocy. O czym oczywiście kłamał, bo śpiąc jak powalony bawół nie miał przecież najmniejszej szansy, na dosłyszenie czegokolwiek.

tu wpisz z/t
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Wto Cze 28, 2016 10:46 am
>>KEK, TEGO NA GÓRZE NIE MA, JA TOTALNIE WYSZŁAM Z TEMATU XD<<

Od samego rana uwijała się jakby miała jakiś motorek w zadzie, pucując wszystko, piekąc ciasta i ogólnie zachowując się raczej tak jak gdyby organizowała wielką imprezę, a nie tylko chciała zapoznać ze sobą kilkoro swoich znajomych. No cóż, jak się miało co do kogoś plany, to trzeba było się postarać żeby nic nie wyszło choćby w najmniejszym stopniu niepoprawnie. Bo co jak ci frajerzy się nie zgodzą? Niby wstępnie wszystko było już ogarnięte, ale... no, może towarzystwo im nie odpowie i zrezygnują?
Och, nie powinna się teraz zamartwiać takimi rzeczami.
Wiadomości wysłane, ciasta i pizza na stole, napoje schłodzone w lodówce, wszystko ogarnięte, nawet futrzana trójca zdawała się być lepiej wyczesana niż zazwyczaj. Po co miała się męczyć z wynajmowaniem stolika w kawiarni, skoro mogła względnie posprzątać w swoim mieszkaniu i zaprosić bandę, której potrzebowała, prosto do siebie? Więc czekała. Czy coś. Tu powinna być jeszcze tona lania wody, ale chujniechcemisie.

//Dobra, z ogólnych rzeczy to możemy przyjąć, że wstępnie Sher już ustaliła z ludźmi, że ciągnie ich do zespołu i mniej więcej im wszystko wyłożyła, bo w sumie kij w dupie by był gdyby trzeba było to ogarniać w kółko, skoro zrobiliśmy to pozafabularnie. A tutaj żulki się tylko poznają nawzajem i już, tak. Plus najlepiej pisać jak najkrótsze posty, bo jednak jest nas piątka i się potem będzie ciągnąć. @n@ A kolejka ustali się teraz sama, o.
Candy Vonneguth
Candy Vonneguth
The Jackal Child of Chaos
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Wto Cze 28, 2016 2:12 pm
Po dostaniu wiadomości o spotkaniu zespołu nie musiała się martwić tym, jak spędzi dzisiejsze popołudnie. Nie miała co prawda pojęcia jak to wszystko będzie wyglądać, ale stawiała na to, że wszyscy ładnie się ze sobą dogadają i może nawet coś fajnego z tego wyjdzie.
Zdecydowała się wyjść trochę wcześniej, aby mieć czas wskoczyć po drodze do sklepu ze słodyczami i zakupić parę dobroci. Aż cud, że jest taka miła, ale dobry humor najwidoczniej nie zamierzał jej odstępować od momentu podniesienia tyłka z łóżka. Cała droga nie zajęła Candy strasznie długo, pomimo swoich krótkich nóżek i małych kroków, to dotarła nawet chwilkę przed umówionym czasem.
Nie prosząc się o grzeczne pukanie do drzwi, nacisnęła po prostu klamkę i weszła do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Sheeer, przyszłam! – zawołała, coby wiedziała, że ma małego intruza w swoim mieszkaniu. Ściągnęła z nóg wysokie platformy, pokazując światu swoje różowe skarpetki w babeczki i małe kotki, które świetnie się komponowały z wyblakłym różem na głowie. Ruszyła zaraz potem wgłąb, zostawiając mały plecaczek na kanapie, a potem kładąc woreczek z kolorowymi cukierkami na jednym z blatów, posyłając przy okazji blondynce uroczy uśmiech z krótkim:
Masz.
Jack
Jack
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Wto Cze 28, 2016 5:20 pm
Nie ma to, jak czilować sobie razem z ziomkami przy grillu i zimnym piwerku, po prostu żyć nie umierać. Nic nie zapowiadało tego, że spędzi inaczej to popołudnie niż na wesołym opierdalaniu się na działce u swojego kumpla. Aż tu naglę, poczuł delikatne wibracje w kieszeni. O, dostał smska. Widząc jego treść, podrapał się po tyle głowy. Kurwa, iść czy nie iść? - Pomyślał sobie. Z jednej strony nie chciało mu się ruszać dupy i znowu widzieć mordy Sante, a z drugiej Sheri miała pizzę. Miał dylemat, w dodatku dosyć kurwa ciężki. Postanowione. Dopił piwo, pożegnał się kumplami, wciskając im kit, że jego ciotka potrzebuje pomocy w garażu, czy coś. Nie obeszło się bez komentarzy pokroju - „Uuuuu, ale pizda z ciebie Jackie!” skomentował to jedynie lekkim parsknięciem i wymierzonym środkowym palcem w swoich ziomków. Chwycił za deskę i po chwili zniknął. Nie zamierzał się nigdzie po drodze zatrzymywać, chciał jak najszybciej tam dojechać. Bo jednak miał dosyć spory odcinek drogi przed sobą. Kiedy był już na miejscu, nie zamierzał kulturalnie zapukać do drzwi, tylko po prostu chamsko jej wbić na chatę. - Bonjour! - rzucił dosyć głośno, żeby Sheri mogła wiedzieć, że zaraz w magiczny sposób zniknie jej cała pizza. Odstawił deskę i ściągnął buty, następnie postanowił ruszyć w stronę kuchni, zahaczając o pokój, w którym były aktualnie dziewczyny. Spojrzał się na Candy i delikatnie się uśmiechnął. - Nie wiedziałem, że dorabiasz jako opiekunka dla dzieci. - słowa te wypowiedział z widocznym rozbawieniem w stronę blondynki. - Nie no żartuje, co tam u ciebie, Cindy? Nie. Candy? Tak? - powiedział do kolorowej, po czym w końcu znalazł się w kuchni. - Sheeeeeeeeeri! Masz jakieś piwerko czy coś? Bo pić mi się chcę. - krzyknął, jednocześnie zaglądając jej do lodówki.
Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Wto Cze 28, 2016 6:48 pm
Gdy Gabriel wybiegł ze szklarni, od razu skierował swoje nogi w stronę dzielnicy mieszkalnej. Uwolnił włosy od gumki, pozwalając czarnej czuprynie wrócić na swoje miejsce. Zasłoniła jego czoło, delikatnie upadając na oprawki okularów. Na głowę naciągnął lekko swoją czapkę, pospiesznie wysłał jeszcze sms'a do Sheridan i tak sobie szedł po mieście. Po drodze wypił jeszcze pozostałości zielonej herbaty z kubka termicznego.
Co tu wiele mówić. Bez większych problemów, ani dłuższych przystanków dotarł do miejsca w którym kilkoro osób zostało umówionych. Wszedł bez pukania do mieszkania, a jego głos rozszedł się po wszystkich pomieszczeniach.
- Sher, jestem! Masz herbatę dla mnie?
Pierwsze co przyszło mu na myśl, nie zważając na to jak ciepło jest na zewnątrz. Ponoć to właśnie gorące rzeczy są najlepsze w taką pogodę, choć go to akurat niezbyt obchodziło. Najważniejsze to napić się dobrej herbatki. Zsunął trampki ze swoich stóp, wykopując je delikatnie w jakiś kąt. Ruszył do jednego z pomieszczeń, w którym to najwyraźniej zaczynała zbierać się śmietanka osobistości. Wszak to właśnie w nim już był blondyn i różowowłosa. Obdarzył ich przelotnym spojrzeniem, oparł o ścianę futerał z gitarą, kładąc również obok niego swoją torbę i, i co? I to.
- Jak tam maluszku?
Słowa skierowane prosto do Candy, choć ona pewnie się tego domyśli. Skupił na niej swoje szare ślepiska, uśmiechając się od ucha do ucha ukazując śnieżnobiałe zęby. Well. To wszystko, nie ma sensu przeciągać.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Wto Cze 28, 2016 8:44 pm
Młodą Vonneguth powitał najpierw pomruk niezrozumienia wydany przez unoszącego łeb psa, który dopiero po chwili zrozumiał, że wcale nie ma do czynienia z intruzem, a to po prostu goście zaczęli się już schodzić. Dopiero po tym z aneksu kuchennego wyłoniła się sylwetka Sheridan, która natychmiast wyszczerzyła się do koleżanki i ruszyła w jej kierunku ze szklanką soku z lodem - tak na początkowe ochłonięcie - gdy ta rozkładała się akurat ze swoimi szpargałami, nim postawiła naczynie na stoliku, trafiając akurat na moment, w którym obok został położony ten słodki upominek ze strony Candy.
- To tak żebym nie zapomniała twojego imienia? - odparła rozbawionym tonem, zerkając już na czarnego kocura, który z zaciekawieniem zbliżał się do różowowłosego gościa. - Dzięki, zaraz przesypię je do-...
"Bonjour!"
...miseczki - to akurat pozostało w jej głowie, gdyż ten powitalny okrzyk rasowego pożeracza pizzy kompletnie zbił ją z tropu. W dodatku jak zwykle poruszał się i nadawał z zawrotną prędkością. Paige wręcz nie mogła w pierwszej chwili za nim nadążyć, aczkolwiek kiedy już dobrał się do drzwiczek jej lodówki, podeszła do niego i pstryknęła go w ucho, podając mu zaraz stojące nieopodal szklankę i karton soku.
- W tym domu nie ma alkoholu. Nalej sobie tego - oznajmiła surowo, w międzyczasie zalewając herbaciany napar świeżo przegotowaną wodą. Idealnie na chwilę przed tym jak do mieszkania wparował Gabriel. Tak więc podążyła do salonu z kubkiem w jednej ręce, a drugą ciągnąc lekko za rękaw koszuli Oliviera, jakby bała się, że ten zaraz zrobi jej rozpierdol w kuchni. Bo tak w sumie było. Postawiła zaraz naczynie na stoliku i zasiadła sobie spokojnie, gestem dłoni zapraszając do tego także wszystkich, którzy jeszcze nie ogarnęli, że przecież po to w tym domu jest sofa żeby usiąść na dupie. - Oczywiście nasz perkusista będzie spóźniony, bo jest skończonym kretynem. Przynajmniej gra dobrze - rzuciła wielce optymistycznie, nim uśmiechnęła się szeroko do towarzystwa. - No, ale nie licząc jego, taki mamy skład. Właściwie to znamy się ze szkoły, więc średnio potrzeba nam spotkania zapoznawczego, ale Sante to wyjątek i-... no i oczywiście go nie ma.
Tak. Zapowiadało się zajebiście.
Candy Vonneguth
Candy Vonneguth
The Jackal Child of Chaos
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Wto Cze 28, 2016 9:15 pm
Odpowiedziała na pytanie Sheridan jedynie cichym śmiechem, sądząc, że dziewczyna tak czy siak nie ma z tym problemu, a łakocie przecież zawsze są mile widziane. Zaraz jednak całą tą wesołość przerwało pojawienie się kolejnego gościa i oczywiście musiało paść na osobnika, który zdanie „Czujcie się jak u siebie” rozumiał zbyt dosłownie.
- Uważaj sobie, Jack, bo to dziecko może połamać Ci kości. – rzuciła, znacząco się przy tym krzywiąc i wyrażając swoje niezadowolenie, które pojawiało się za każdym razem przy wytknięciu niskiego wzrostu. Na szczęście uwagę Candy odwrócił kot, kręcący się w pobliżu.
- Jaka słodka kicia. – mruknęła, kucając i wyciągając dłoń w kierunku futrzaka chcąc się najpierw z nim zapoznać, a potem dopiero pogłaskać czy podrapać za uchem. – Jak ma na imię? – spytała, podnosząc wzrok na blondynkę, a potem na kolejną osobę, jaka pojawiła się w pomieszczeniu.
- Zmówiliście się, czy co? – prychnęła z wyraźnym wyrzutem, wstając na równe nogi i dołączając do siedzącej na kanapie Sher. Wciągnęła nogi na siedzenie i skrzyżowała je po turecku, nim zainteresowanie w niej nie wzrosło przez wspomnienie o kolejnej osobie.
- Nie tylko jego spóźnialstwo jest dowodem na bycie skończonym kretynem. – zauważyła, zaczesując palcami kosmyk włosów za ucho. Całe to spotkanie wydawało się robić coraz zabawniejsze, nawet z głupimi docinkami, czego chyba nie da się uniknąć w przypadku Candy.
Jack
Jack
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Wto Cze 28, 2016 10:46 pm
- Uuuuuu, strach się bać, Candy. - odpowiedział głośno różowowłosej, jednocześnie szperając Sheridan w lodówce, poszukując procentów. Kurwa, nic nie ma. Żadnego piwa, cydru, wódki, czy jakiegokolwiek innego alkoholu. Jak tak można? Westchnął, już był gotów zamknąć lodówkę, aż tu naglę, poczuł pstryknięcie w ucho. Momentalnie podskoczył, obracając się w stronę blondynki. - Ej, co ty robi… - przerwała mu swoim sztywnym gadaniem. Spojrzał się na nią z poirytowaniem na twarzy. - „Nie ma tu alkoholu, bla, bla, napij się tego, bla, bla”. Oh mon dieu… aleeee ty jesteś sztywna Paige. - no i co miał zrobić w tym momencie? Zmuszony został do nalania sobie soku. Niewybaczalne. - E-eeee, powoli kurrrr... bo zaraz sok rozleje. - Jęknął, kiedy blondi zaczęła go ciągnąć za rękaw. Nie lubił, jak ktoś znienacka go zaczepia albo robi coś wbrew jego woli, ale no, przypominając sobie, że wbił jej bez pytania do chaty i w dodatku zaczął grzebać jej w lodówce. To raczej mógł wybaczyć takie zachowanie. Jego wzrok przerzucił się na nowego przybysza, na przywitanie jedynie zasalutował, jednocześnie trzymając w ręce szklankę z sokiem. Nie znał typa dobrze, znaczy się, widział go kilka razy na korytarzu, wie tylko to, że jest kolejnym bananem. Czyli w sumie prawie nic na jego temat nie wiedział, zdając sobie sprawę, że co druga osoba w Riverdale ma hajsu jak lodu. - Nikt się na ciebie nie zmówił, po prostu jesteś mała. Powinnaś się już dawno przyzwyczaić do takich tekstów, kek. - rzucił z rozbawieniem do różowej, następnie siadając na sofie i biorąc kawałek pizzy. Kiedy wspomniany został Sante, Jack z lekkim uśmieszkiem podrapał się po brodzie. - He, on nie tylko się teraz spóźni na spotkanie, on ogólnie jest opóźniony, hehe. - parsknął, biorąc kolejny kęs pizzy i popijając to soczkiem. - Oby go w sumie jakiś samochód potrącił po drodze… znaczy się ten no, aby jak najszybciej przyszedł, czy coś. - francuz nie pałał jakoś zbytnio sympatią do Elliota, co raczej było dobrze widać.
Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ CENTRUM ] Lwia jama
Wto Cze 28, 2016 10:58 pm
Kiwnął głową na przywitanie blondyna. W sumie niezbyt go kojarzył, rly. Najwyraźniej jakiś szaraczek, gdzieś tam się pewnie zakręcił między ludźmi, że jedyne wspomnienia z nim związane to ewentualne przejście obok na korytarzu. Ni to cześć, ni to pocałuj mnie w dupę. Ale jak widać to się dobrali, jeśli chodzi o komentarze na temat um... niskiego wzrostu Candy. Parsknął śmiechem kiedy Jack skomentował jej przypuszczenia o tajemniczej zmowie. Pokazał swoje zęby w pełnej okazałości, lekko nachylając się i klepiąc po brzuchu, jakoby miało to pomóc powstrzymać się od śmiechu. Kiedy się wyprostował, przetarł oczy od łez, poprawiając przy okazji okulary.
- Ale nie martw się, jesteś urocza. Prawie jak młodsza siostrzyczka, taka przytulaśna!
Dorzucił coś od siebie, bo jeszcze rozchorowałby się od przemilczenia takiej sytuacji. Przy okazji zgarnął kubek herbaty ze stolika i rozsiadł się na fotelu nieopodal reszty. Po drodze oczywiście zgarniając kawałek pizzy, bo czemu nie? Zarzucił nogę na nogę i wcinając sobie darmowe żarełko uważnie słuchał co tam jeszcze Sher ma do powiedzenia. Najwyraźniej pozostało poczekać na ostatniego członka, meh.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach