Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Memphis Blues
Wto Kwi 26, 2016 10:36 am
Ten oto bar barbecue mieści się w północno-zachodniej części centralnego Vancouver nieopodal parków Stanley i Charleson. Nie jest to nowa lokacja, gdyż ta restauracja ma już swoje lata, natomiast, jeśli chodzi o jedzenie, obsługę i klimat, ciągle trzyma fason i przyzwoity poziom. Przytulne, ciemne, swojskie wnętrze gorąco zachęca zarówno tych, którzy pierwszy raz się zapuścili w te rejony, jak i stałych bywalców, którzy regularnie odwiedzają Memphis Blues. Biorąc pod uwagę domenę, jaką się zajęli, nietrudno dostrzec na stole resztki po sosie BBQ, ale jaki smakosz przejmowałby się czymś tak nieistotnym? Jedzenie!
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Wto Kwi 26, 2016 11:40 am
Chwycił za obręcze przy swoich kołach, ciągnąc za nie i jadąc za Riley’m z nietęgim wyrazem twarzy. To jasne, że nos kolegi wciśnięty w telefon z aktywowanym transferem danych oznaczał tyle, co “wiesz, Ches, nie wiem, gdzie jest jakaś restauracja, więc możemy krążyć w kółko, ale się chyba nie obrazisz?”. Aż na usta cisnęło mu się: “No nie, stary, skąd, ręce mi zamarzły i zgrabiały, a te rurki są jak wyjęte z lodówki, ale hartuję się na triatlon!”.
Nie było mu jakoś niebywale ciężko, gdy już był niezależny od tej cholernej gałęzi w szprychach, toteż nie protestował. Zresztą, i tak go mniej niż więcej w tym wózku, a efekt ten potęgowały jego wąskie uda i kościste kolana, toteż nie miał większego problemu z własnoręcznym napędem. Tylko jakby na zewnątrz było minimalnie cieplej, absolutnie nie oponowałby!
Ale jestem głodny.. Zjadłbym.. wszystko, co tam mają. ― jęczał Thatcherowi obok biodra, gdy się rozpędzał na tyle, aby być tuż przy nim, po czym znów zwalniał przez ciągłe oglądanie się za ramię, czy też Grimshaw za nimi idzie. ― A ty na 100% się nie skusisz? Nie wiem, jak można sobie odmówić grillowanego żarcia. ― mówiąc, krzywił się, rozprawiając nad tym, jakby to okropnie było, gdyby mu nagle przeszedł apetyt, a to nieraz mu się zdarzało, co po nim było widać, jednakże gdyby stracił ochotę na coś tak dobrego, czego tak dawno nie jadł, chyba załamałby się nerwowo. Nie byłoby już ratunku! Ryan, jak ty tak możesz?
Gdy tak się odchylał, aby przez moment mieć kontakt wzrokowy z kurzącym ciemnowłosym, mimowolnie wdychał te kłęby dymu drażniące jego nos.
Jesteście okropni. Oboje karmicie raka, a ja taki biedny, wykluczony. Może też chciałbym zajarać? ― rzucił z pretensją ni to bezpośrednio do jednego, ni to do drugiego, nie będąc pewien, który z nich prędzej przystanie na chesterową prośbę. Fakt faktem, że Heachthinghearn nie powinien pasożytować na czyichś papierosach, podczas gdy nie mógł się z zakazu lekarza oddawać takim próżnym przyjemnością, lecz co zrobisz. Rebelianta tego typu nie można było zmienić na lepsze.
Za to jaki banan adekwatny kolorem do jego włosów wykwitł mu na twarzy, gdy Winchester zaprowadził ich do najbliższego baru BBQ, jaki mu na mapie został wskazany! Szczęścia, co nie miara i jeszcze trochę! I chodź szyld z nazwą restauracyjki był stosunkowo wysoko, on rozpoznał ich punkt docelowy po charakterystycznym zapachu, który przebijał się nawet przez zamknięte drzwi wejściowe. No Jezus ze swoimi rybami się chował, niebiański raj autentycznie tracił na wartości. Ludzie, to była prawdziwa manna z nieba, tylko że ona stała i, w sumie, cholera wie, czy kiedyś skądś zleciała. Nie wyglądała na taką, mimo klasycznego wystroju jak w schronisku górskim, jakie można było obserwować przez przeszkloną ścianę tuż obok drzwi.
Brytyjczykowi nie trzeba było dwa razy mówić, od razu podjechał do klamki, naciskając ją i pchając ją do wewnątrz. Na szczęście nie była ona za wysoko wmontowana w drzwi.
Idziecie? ― zagadnął, będąc już w środku restauracyjki, zerkając za guzdrającymi się i obstawiając, czy Ryan się nie przemoże do wizji wrzucenia czegoś dobrego na ząb.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Sro Maj 11, 2016 8:42 pm

Wild MG appeared!



Typowy dzień w typowym mieście.
Mieszkańcy pędzą na złamanie karku przed siebie. Zawsze gdzieś spóźnieni. Jedni do pracy, drudzy na umówione miejsce spotkania. Inni natomiast korzystając z wolnego czasu, przemieszczali się powoli wzdłuż ulic, starając się dotrzeć w miarę szybko do sobie znanego tylko punktu.
Dzień jak co dzień…
Jednak była w tym też kolejna grupa. Społeczeństwo zapewne nazwali by ich wyrzutkami, czy też może ludźmi marginesu. Szukali rozrywki, a jako, że prostemu chłopowi dużo do szczęścia nie było trzeba, więc ich „zabawy” były naprawdę… naprawdę prymitywne.
Cała trójka powolnie zbliżała się do upatrzonej restauracji i nic nie przewidywało, żeby ich podróż mogłaby zostać zakłócona. Jednak nic bardziej mylnego…
W momencie gdy Chester obejrzał się by upewnić się, że Grimshaw dalej podąża ich śladem, Riley poczuł dość silne uderzenie barkiem.
- Patrz kurwa jak leziesz.
Uderzona osoba zatrzymała się, a cofnęła się lekko, by upewnić się, że chłopak raczej nie zamierza go od tak zignorować. Kilka kroków za nim, niby niepozornie zatrzymało się trzech innych.
Ten który wpadł na Riley’a był nieco wyższy od niego, wredny uśmiech i pewna siebie postawa, raczej nie świadczyły o tym, że to był tylko przypadek.
- Języka w gębie zabrakło? Nie usłyszałem jeszcze przepraszam – uśmiech wydawał się jeszcze bardziej podły, ktoś tu chyba odczuł silną potrzebę pokazania swojej dominacji.
Trójka z tyłu wydała z siebie stłumione parsknięcie,  pozostając w niewielkiej odległości. Jak na razie ignorując pozostałe osoby.

Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Czw Maj 12, 2016 6:05 pm
Nie próbował dotrzymywać im kroku, przez cały czas trzymając się kawałek z tyłu, jakby czuł się znacznie lepiej, gdy nikt nie deptał mu po piętach. W większości przypadków wolał pełnić rolę biernego towarzystwa, które czasem zabierało głos, gdy uważał, że w danej chwili było to stosowne albo po prostu oczekiwana od niego odpowiedź nie była wymagająca. Przede wszystkim należał do tej grupy, którą miało się za urodzonych słuchaczy, co w połączeniu z małomównością Grimshawa czyniło go doskonałym sejfem tajemnic, nawet jeśli swoją gębą nie wzbudzał cudzego zaufania.
Na dwieście ― odpowiedział zdawkowo Chesterowi, dając mu do zrozumienia, że decyzja była przesądzona, a Ryan – jak to Ryan – rzadko zmieniał zdanie nawet w tak błahych sprawach. Nie był na tyle łasy na jedzenie, by zgłodnieć ponownie przez sam kuszący wielu zapach grillowanych steków, nawet jeśli rzeczywiście były jedną z lepszych potraw. Poza tym nie uśmiechało mu się przebywanie w drętwej atmosferze, która już od jakiegoś czasu wisiała w powietrzu. Nie żeby w ogóle próbował ją jakoś rozluźnić.
Może powinieneś zacząć myśleć nad swoimi błędami, panie doskonały.
Wsunął filtr papierosa do ust i zaciągnął się dymem, przesuwając spojrzeniem od połowy pleców do głowy Winchestera, ignorując przy tym prośbę Heachthinghearn'a. Wystarczyła jednak chwila, zanim zaczął wodzić wzrokiem po okolicy, koniec końców zawieszając go na neonowym szyldzie, który informował, że powoli zbliżali się do celu. Celu, w którym mieli się rozdzielić i od którego dzieliło ich jakieś dwieście metrów. Szansa na to, że coś mogło pójść nie tak na tak krótkim dystansie była marna, ale los postanowił uświadomić im, że mieli w sobie coś z pechowców.
Ciemnowłosy zatrzymał się, gdy szare tęczówki, teraz przepełnione dość dosadną dawką pogardy, zawisły na szukającym zaczepki osiłku. Sekunda w jego towarzystwie przypominała mu, dlaczego ludzi obdarzono środkowymi palcami i że nie wszystkie dinozaury wyginęły miliardy lat temu. Być może przeprosiny, których mężczyzna się domagał, zagwarantowałyby im spokój i załatwiłyby całą sprawę, ale płaszczenie się przed bandą kretynów nie było mu w smak. Miał nadzieję, że Riley'owi też nie.
Wziął ostatniego macha, zerkając z ukosa na trójkę przydupasów, stojących za „mózgiem” tej operacji. Wypuściwszy jasnoszary kłąb dymu z ust, obrócił tlącego się jeszcze peta w palcach i powrócił oceniającym wzrokiem do przywódcy, układając niedopałek w palcach tak, by już w niedługim czasie, korzystając z okazji, że oprawca skupił się na Thatcherze, wycelować nim w twarz nieznajomego i posłać go w jego stronę za pomocą pstryknięcia, licząc na to, że rozpalona końcówka zderzy się z jego skórą.
My też nie.
Nie zrobiłeś tego.
Podobno jesteś tu już od kilkunastu lat.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Nie Maj 15, 2016 11:37 pm
Naciągnął mocniej kołnierz kurtki, starając się osłonić przed zimnym wiatrem. Mruknął coś cicho pod nosem z wyraźnym niezadowoleniem, nie wyrażając go jednak na tyle głośno, by inni mogli usłyszeć jego narzekanie. Zerknął kątem oka w stronę Ryana. Nie wiedział czy powinien się w tym momencie cieszyć z jego obecności, czy wyklinać na nią pod niebiosa. Atmosfera w jakiej rozstali się w pokoju, choć na Jayu zdawała się nie odbić żadnego piętna - coś nowego - nadal targała nim wewnętrznie, na tyle by zaraz odwrócił od niego wzrok, zdecydowanie nie chcąc na niego patrzeć. Potarł nasadę nosa palcami, starając się zignorować stukot uderzających o posadzkę pazurów.
Masz dość, Riley? Chcesz wrócić do domu? Ach, wróć. Przecież ty nie masz domu.
Chichot rozniósł się po okolicy, odbijając echem w jego głowie, gdy miękkie futro otarło się o bok jego nogi.
- Jay już jadł. - wtrącił się wyraźnie znużonym głosem, niemalże przerywając zdanie Chestera w połowie. Nawet teraz nawet nie spojrzał w jego stronę, parskając jedynie śmiechem na kolejne słowa Heachthinghearna.
- Z dbałości o twoje zdrowie, jestem zmuszony ci odmówić, jebany żydzie. - zaakcentował ostatnie dwa słowa szczerząc się do niego z rozbawieniem, z filtrem między zębami. W końcu znaleźli się na miejscu. Odetchnął cicho, łapiąc papierosa między palce.
- Idź pierwszy, ja jeszcze dopa- - zdanie urwane w połowie nigdy nie znalazło swojego końca, gdy ktoś dosłownie przywalił mu z bara. Papieros uderzył o ziemię i przeturlał się parę centymetrów.
Kurwa.
Patrzył przez chwilę na utracony, dogasający niedopałek nim podniósł powoli wzrok na uśmiechniętą wrednie gębę.
Twoja.
"Języka w gębie zabrakło?"
Mać.
"Nie usłyszałem jeszcze-"
Tym razem to jego ostatnie słowo zostało skutecznie uciszone, gdy Winchester z aż nazbyt dużą wprawą przywalił mu z całej siły w twarz zaciśniętą pięścią. Na tyle mocno, by zaraz wyczuł na knykciach mokrą, czerwoną ciecz. Naprawdę miał nadzieję, że była to tylko i wyłącznie krew. Potrząsnął ręką parę razy z wyraźnym obrzydzeniem, rzucając mu wkurwione spojrzenie.
- To był jeden z moich ostatnich papierosów, ty spierdolony gnoju. - wilk zawarczał kręcąc się gdzieś dookoła nich, choć nie wchodził między walczących. Podobne momenty były prawdopodobnie jedynymi, gdy na swój sposób stawał po jego stronie.
Znieważył cię. Potraktował jak śmiecia. Wyśmiewa cię, widzisz? Wszyscy cię wyśmiewają. Jesteś nikim. Dalej Riley, pokaż im gdzie ich miejsce. No dalej.
Zmrużył powieki i stanął w bardziej dogodniejszej pozycji, by móc obserwować całą czwórkę. Był pewien, że to był dopiero początek. Tacy jak oni nie odpuszczali sobie po jednym uderzeniu.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Pon Maj 16, 2016 7:48 pm


Miejska dżungla potrafi być równie niebezpieczna co jej naturalny odpowiednik. Momentami są do siebie tak podobne, że  dzielą się swoimi prawami między sobą:

1.Chwila nieuwagi i możesz być martwy.
Szeroki uśmiech nie znikał z twarzy napastnika. Widocznie świetnie się bawił prowokując przypadkowe osoby. Jednak nie był to typowy osiłek z bickiem zamiast mózgu. Dlatego w momencie gdy Ryan zaczął się do nich zbliżać przeniósł na niego wzrok, raczej nie wyglądał na takiego, który ma się ugiąć tylko pod groźnym spojrzeniem. Posłany niedopałek nie dosięgnął celu, napastnik zdążył odsunąć się odsunąć. Pewno posłałby mu pogardliwy uśmieszek, gdyby nie pięść, która przestawiła mu nos.
Uderzony cofnął się kilka kroków trzymając się za nos. Spod dłoni dość obficie spływała krew. Kolana ugięły się pod ciężarem ciała i chłopak runął na ziemię. Nastała dość tradycyjna cisza, podczas której dźwięk upadającego ciała był dokładnie słyszany.
O dziwo, żaden z pozostałej trójki nie drgnął nawet by zamortyzować jego upadek. (W tej chwili chciałbym przytoczyć kolejne prawo dżungli.
2. Nigdy nie zaczynaj z przeciwnikiem, którego nie jesteś w stanie pokonać!)
- No i masz... popisał się. Oblałeś... - Blondyn, o niebieskich oczach! (pozostała dwójka to bruneci!) westchnął ciężko i poprawił ze spokojem rękawiczki bez palców. Obojętne spojrzenie skierował na Rileya.
- Ten jest mój, wy bierzcie drugiego... - po tych słowach przyjął podobną postawę do bokserskiej i wyskoczył w przód wyprowadzając szybki cios prawą ręką. Zaraz po tym zaczął wyprowadzać kolejne szybkie ciosy, skierowane w twarz Wichestera. By zmusić go do wycofania się.
Pozostała dwójka tylko skinęła głowami i ruszyła razem z nim, by odseparować Ryana. Technika była prosta, okrążyć Grimshaw'a i atakować pojedynczo. Tak by przynajmniej jeden z nich znajdował się za jego plecami.



Nie wpychaj Chestera pod ciężarówkę, nie wpychaj Chestera pod ciężarówkę
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Wto Maj 17, 2016 3:18 pm
Był ułamek sekundy od zajęcia im stolika, od którego już odciągał jedno krzesło, na miejsce którego mógłby się wcisnąć ze swoim wózkiem. Aczkolwiek brak cienia Riley’a, który powinien według wszelkich praw fizyki być a widoku Chestera przez lampę sufitową za jego plecami wymusił wręcz na nim utwierdzenie się w przekonaniu, że jest tu z nim.
Ale go nie było. Ciągle jest z Grimshawem? Po ich wojence? Niemożliwe. Przez okno wyjrzeć nie mógł przez to, że na tyle wysoki nie był, lecz niemalże od razu wykręcił do przeszklonych drzwi, a tam zobaczył właśnie znaną wszystkim scenę szykowania się do bójki. “Jesteśmy magnesem na tępych drągów do napierdalania.” ─ warknął w myślach, marszcząc czoło tak, że ciemne brwi wygięły się w gniewie. Użył liczby mnogiej przez wzgląd na to, że zawsze wszyscy z grupy mają w tym jakimś swój udział. Pomijając już fakt, że jeśli kumpel ma kłopoty, to macie je oboje.
Podjął w impulsie decyzję, o którą nigdy nie posądziłby się. Jego zmizerniała pięść uderzyła ze trzy razy w blat przy staromodnej kasie, która była tak sobie, jakby ktoś chciał wziąć coś na wynos z baru. Choć zza lady nie było go widać, jego wysoki, wkurwiający głos bezstresowo wychowywanego bachora już mógł dojść do obsługi, choćby ta cała była na zapleczu.
BĘDĄ SIĘ BIĆ! DZWOŃCIE NA POLICJĘ!
To chyba jedyna mądra rzecz, którą Irlandczyk uczynił w całym swoim żywocie. Natomiast moment później znów był sobą, gdyż postanowił wyjechać z lokalu, przy drzwiach już rzucając losowo dobranymi, ale w miarę ciężkimi przedmiotami. Na przykład w stronę napastników Ryana poleciały w okolice ich głów dwie solniczki i pieprzniczka z porcelany. A biorąc pod uwagę, że Chester to urodzony miotacz, jeśli chodzi o baseball.. no, i tak mogło być różnie.
Stwierdził, że Ryan powinien jakoś sobie poradzić, lecz na swojej interwencji Chess nie poprzestał, obierając sobie za cel głowę tego przedsięwzięcia, który wyskakiwał z pięściami do jego biednego Riley’a!
Więc blondyn rozpędził się i wjechał w cwaniaczka,aby podciąć mu nogi.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Wto Maj 17, 2016 7:59 pm
Niema satysfakcja wykrzywiła jego usta w uśmiechu, gdy przeciwnik legł na ziemi. Szybko jednak zniknęła, gdy zdał sobie sprawę, że nie tylko usyfił się jego krwią, ale też nie miał najmniejszych szans na odzyskanie papierosa. Szlag by to. Otarł nos nadgarstkiem, odwracając się w stronę ich samozwańczego przywódcy.
"Ten jest mój."
Zaproś go, Riley. Zmiażdż go tak, by nie poznała go rodzina. Upokórz go tak, jak oni próbowali upokorzyć ciebie. Niech cierpią, niech cierpią, niech cierpią, niech cierpią, niech cierpią...
Nieustanna mantra odbywająca się w jego głowie wyostrzyła jego zmysły, choć wielu stwierdziłoby, że powinna działać rozpraszająco.
- Więc nie ma szans ani na przepraszam, ani na odzyskanie fajek. - wymruczał pod nosem, widząc jak blondyn szykuje się do ataku. Nie spojrzał w stronę Grimshawa. Raz, że doskonale wiedział iż da sobie radę, dwa że byłoby to tylko rozproszeniem, które mogłoby go kosztować kilka zębów.
Szybkie ciosy wyprowadzane w jego stronę nie były bezmyślne. W przeciwieństwie do poprzedniego osiłka, jego obecny przeciwnik wiedział co robił. Nie zamierzał jednak dać się zagonić w ślepy zaułek. Choć starał się odeprzeć kilka pierwszych ciosów, w końcu przeszedł do kontrataku, starając się wykorzystać czas, który napastnik zużywał do wzięcia zamachu. Nadepnięcie na jego stopę i wyprowadzenie dwóch szybkich uderzeń, jedno za drugim. Pierwsze w brzuch - drugie w podbródek. Jego celem było nie tyle znokautowanie go, co pozbawienie równowagi.
"BĘDĄ SIĘ BIĆ! DZWOŃCIE NA POLICJĘ!"
Błyskawicznie galopujące myśli przybrały formę jednego słowa.
Kurwa.
Kurwa, kurwa, kurwa.
Myślałeś, że masz przyjaciół? Wszyscy chcą sprowadzić na ciebie tylko jedno. Walcz albo uciekaj. Wybieraj, złoty chłopcze.
To on rozpoczął bójkę. Jeśli zgarnie ich policja, straci pozycję w szkole na którą ciężko pracował. Zostanie zawieszony w prawach ucznia, a może i wydalony. Straci dach nad głową po raz kolejny i będzie sądzony jako pełnoletni za spowodowanie bójki. W końcu nie stać go było na wpłacenie kaucji. Straci wszystko na co tak ciężko pracował.
- Kurwa mać, Jay wiejemy! - krzyknął do przyjaciela, cały czas próbując się osłaniać przed ewentualnymi atakami. Widział jak Chester chciał im pomóc. Niemniej w tym momencie nie mogli tu zostać ani sekundy dłużej. Spróbował odepchnąć napastnika od siebie, by otworzyć sobie drogę ucieczki.
Tchórz.
- Ches, zabieraj się stąd, zadzwonię do ciebie. - i nawet nie próbuj rozmawiać z policją. Nie miał czasu na dokończenie zdania. Ruszył sprintem z miejsca, wymijając zaskoczonych ludzi na drodze, odskakujących z cichymi okrzykami. Miał nadzieję, że Grimshaw pójdzie w jego ślady, rozdzielanie się nie byłoby w tym momencie szczytem inteligencji z ich strony. Wpadł w końcu w jeden z zaułków i rozejrzał się dookoła siebie, normując oddech.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Pią Maj 20, 2016 2:29 pm
Co za szkoda, podsumował bez wyrazu, gdy nieznajomy uchylił się przed zmierzającym w jego stronę niedopałkiem, jednak ciche chrupnięcie łamanego nosa zrekompensowało mu tę nieudaną próbę. Niczego innego zresztą nie spodziewał się po Winchesterze, który dla innych na co dzień nijak nie pasował do obrazu zaprezentowanego przed chwilą, ale jeśli znało się go dłużej, to właśnie postawa złotego chłopca była o wiele bardziej nieprawdopodobna. Spojrzenie szarych tęczówek Grimshawa momentalnie przeskoczyło na trójkę pozostałych mężczyzn. Był pewien, że wymierzony cios stanie się dla nich sygnałem do ataku i idealnym pretekstem do rozpoczęcia większej bójki. Nie znajdowali się, co prawda, w idealnym położeniu, a walka na oczach wszystkich nie należała do najrozsądniejszych posunięć, ale nawet oni nie mieli w zwyczaju załatwiać spraw dyplomatycznie.
Jay ściągnął nieznacznie brwi, zauważając, że przetrącony nos znajomego nie zrobił na nich wrażenia, co tylko potwierdziło, że to nie gderający osiłek przewodził całą bandą. Był tylko pionkiem w grze i marnym rekrutem, który musiał pokazać, że nadaje się do czegokolwiek. Ambicje życiowe musiały sięgnąć wyżyn, biorąc pod uwagę, że grupa oprychów nie była zbyt liczebna.
„Ten jest mój, wy bierzcie drugiego...”
Odruchowo wycofał się do tyłu, choć w jego ruchach nie było nawet cienia niepewności. Przeczuwał, że mając przewagę liczebną, będą próbowali podejść go z obu stron, a on z kolei nie zamierzał tracić żadnego z nich z oczu. Przysunął się bliżej muru, chociaż nie zamierzał wcielać się w rolę ofiary, którą do niego przyparto. Plan działania układał się w jego głowie swobodnym nurtem. Jeżeli atakowali osobno, kiedy tylko jeden z nich wymierzył cios, Ryan spróbował złapać go za nadgarstek, wykręcając go boleśnie i ściągając w stronę swojego przeciwnego boku. Uniósł drugie ramię z zamiarem wymierzenia solidnego ciosu łokciem w tył głowy przeciwnika i posłanie go mocniejszym pchnięciem na towarzysza. Przez cały czas próbował stać przodem do nich, będąc w gotowości do kolejnego ataku i obrony.
Krzyk Chestera zrobił jednak swoje, a twarz szarookiego momentalnie wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia. Czasami zastanawiało go, jak daleko sięgały granice ludzkiej głupoty. Jednocześnie zaczynał zastanawiać się, jak wiele lekcji ze swojego życia sprzed wylądowania na wózku wyniósł Heachthinghearn. Chyba nie liczył, że wezwana policja zajmie się tylko ich przeciwnikami i cierpliwie wysłucha, że to nie oni zaczęli?
„Kurwa mać, Jay wiejemy!”
Nie potrzebował do tego specjalnej zachęty. Nawet jeśli miał odpowiednie plecy, im mniej brudu za jego uszami widzieli inni, tym było lepiej. Nie chciał mieszać Dean'a w sprawy, które go nie dotyczyły, więc podjąwszy próbę odepchnięcia od siebie przeciwników – jeżeli zaszła taka potrzeba – puścił się biegiem przed siebie, byleby zniknąć, zanim jego twarz zostałaby zarejestrowana przez jakiegoś klienta restauracji, który postanowił sięgnąć po swój telefon.
Co za pierdolony kretyn ― syknął pod nosem, gdy zaraz za Riley'em wbiegł do ślepej uliczki i oparł się plecami o mur. Nie było wątpliwości, że wypowiadał się o samym Chesterze, choć równie dobrze za kretynów mógł mieć i resztę bandy. Zaczerpnął głębszego haustu powietrza, starając się przywrócić odpowiednie tempo oddechu. Splunął na ziemię i na moment wychylił się nieznacznie, sprawdzając, czy teren był czysty. Rozsądni ludzie po zaalarmowaniu policją, zrezygnowaliby z perspektywy kontynuowania bójki. Czy oni tacy byli?
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Nie Maj 29, 2016 9:35 pm
MG
Życie dalej powoli toczyło się do przodu i raczej nikt nie chciał ingerować w sprawy innych osób. No może poza pewną grupą, która w bliżej niewyjaśnionych powodów postanowiła walczyć. Walczyć w miejscu jakże nieprzemyślanym, bo ZAMIAST walczyć przy jednej z miej zaludnionych ulic, zaczeli bójkę PRZY RESTAURACJI. Dziwne. Całkowicie nie przemyślanie, ale cóż. Widocznie tak miało być.
Blondyn cały czas był w natarciu, a przynajmniej starał się zachowywać ofensywną postawę, jednak pomimo silnego nacisku na swoją górą połowę ciała, nie zapominał o nogach. Dlatego też próby przydepnięcia go i wytrącenia tym samym z równowagi nie przynosiły skutku, jednak chłopak musiał się lekko cofnąć i zwolnić swój atak.
Pozostała dwójka, widząc, że ich plan oddzielania Ryana podziałał, chociaż nie musieli się aż tak przy tym napracować, bo ich cel sam się cofnął pod ścianę, zmienili taktykę. Już mieli zacząć zmasowany atak, gdy usłyszeli krzyk.

Blondyn syknął cicho pod nosem i nie spuszczając z Rileya wzroku cofnął się o kolejny krok, widocznie lustrując reakcję przeciwnika wzrokiem.
Z lekkim uśmiechem obserwował jak Winchester zaczął biec omijając nielicznych ludzi. Zaraz za nim próbował przedrzeć się Rayan, chociaż jego przeciwnicy nie zamierzali od tak pozwolić mu się wydostać. Dlatego w tej jakże dramatycznej sytuacji został dość silnie trafiony przez jednego z napastników w ramię, niby nic strasznego, jednak siniak pozostanie, do tego pojawiło się lekkie mrowienie i dziwny pulsacyjny ból. Chociaż gdyby nie celne trafienie w plecy przez solniczkę, drugiego przeciwnika, mogłoby być nieco gorzej... Poza tym udało mu się wyrwać ze szponów ataku i udać się za przyjacielem, a za nim pofrunęła pieprzniczka, która chybiła swój cel. Na całe szczęście roztłukła się na chodniku zanim zdążyła zrobić komuś krzywdę. Blondyn skinął na resztę głową i udali się biegiem w swoim kierunku... łudząco przypominając trasę uciekających...
Wróćmy do Chestera, który po swojej heroicznej akcji z wezwaniem pomocy i jakże sportowym pokazie miotania nie swoimi przedmiotami poczuł zaciskające się palce na swoim ramieniu.
Był to zapewne jeden z pracowników, albo nawet sam właściciel lokalu, który nie wyglądał na zbyt zadowolonego z faktu iż jego wyposażenie zostało użyte (i zniszczone) w takim celu.
- Czy zdajesz sobie sprawę chłopcze, czym jest niszczenie mienia?
Wyglądało na to, że Chester zostanie w restauracji, jeszcze przez jakiś czas.

Ryan gdy tylko dobiegł do zaułka, postanowił sprawdzić czy zgubili pościg i tylko dobry refleks pozwolił mu schować się za ścianą w momencie gdy w kierunku jego twarzy zbliżała się pięść.
Zaraz za pięścią w na widoku pojawił się właściciel (pięści) we własnej osobie!
- Chyba nie sądziliście, że tak łatwo będzie wam uciec? - Ton przesiąknięty drwiną wydostawał się z ust blondyna, nie wyglądał na zmęczonego tym wymuszonym biegiem, w odróżnieniu od jednego z jego towarzyszy, który oddychał dużo szybciej.
- Pozwolicie więc, że dokończymy co zaczęliśmy? - chłopak przyjął postawę bojową i powoli zaczął zbliżać się w stronę swojego starego przeciwnika, gdy pozostała dwójka, skutecznie oddzieliła go od Ryana.
Co się stało z czwartym kolegą, który postanowił sobie zrobić przymusową drzemkę? Otóż ślad po nim zaginął, może w momencie odzyskania świadomości, jeszcze podczas trwania pojedynku postanowił się ulotnić?
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Nie Cze 05, 2016 12:42 pm
Właściwie, Chester nieraz się tłukł. Lata 2017-20 były czasem, w którym Chess nie mógł obejść się bez sinego krwiaka na twarzy, bez krwawiących kłykci to tak, jakby był nagi. W wolnym tłumaczeniu, na tekst “POLICJA” sam spierdalał przez siatki, nie siatki, murki, potencjalne przeszkody, toteż liczył, że na opryszków również to zadziała. Nie miał na celu niczego zjebać, za to chciał, by tamci mieli trochę oleju w głowie i poszukali zaczepki u jakiejś ekipy w formie. Nie oszukujmy się, grupka młodych mężczyzn vs chuderlak, co zasnął pół godziny temu na ławce, inwalida i jeden w miarę normalny facet? Marna ustawka.
Chester już naprawdę nie miał nerwów na rozwiązywanie konfliktów.  Łóżko, skręt i tabletki ─ tyle chciał z takich mniejszych życzonek, a z takich nierealnych, chciałby móc chodzić, ukraść auto i pojechać nim na zadupie zadupia, żeby się tam położyć w trawie. Albo w polu maków.
Ale to takie zachcianki gościa, który dawno nie brał antydepresantów.
Chociaż to nie taki głupi plan. Samochodu nie miał, ale miał wózek i był jego, więc go nie pożyczy na wieczne nieoddanie, ale za to mógł uciec jak za starych, dobrych czasów.
─ licząc, że to jeden z napastników (bo wolał się bić, a potem wziąć na siebie ewentualną winę rozpoczęcia wszystkiego, w końcu do czego taki wariacki zapaleniec na wózku nie był zdolny?), zerknął sobie przez ramię, czując zaciskające się na nim palce, a potem zrzucił je z siebie, chwytając delikwenta za nadgarstek. Aczkolwiek koleżka najagresywniejszy nie był, choć wyglądał na takiego, co też chce wyrównać rachunki. ─ Aaa.. aa.. aaaa.. ─ zająkał się, jakby usiłował coś z siebie wydusić, ale ostatecznie złapał się za ramiona, zwiesił głowę i pochylił na tyle, na ile pozwalały mu pasy wózka.
Najgorszy w udawankach nie był, zawsze mógł to zrobić. O ile lokal nie miał kamer fabrycznych na zewnątrz, a było to bardzo możliwe, gdyż nie był to najlepiej zabezpieczony budynek świata, mógł udać albo atak schizofreniczny (gdy nikt nie widział reszty chłopaków), albo atak furii (gdy jednak ktoś coś zobaczył, ale nie za wiele). Myśl, Chester, myśl. Właściwie, to miał jedynie nadzieję, że tamci się oddalili i to w pizdu daleko. Jedni i drudzy.
Więc zaczął wrzeszczeć, a zaraz potem uderzać pięściami o podłokietniki, aż ludzie na tej stosunkowo spokojnej ulicy zaczęli skręcać sobie karki w poszukiwaniu źródła tego rozpaczliwego dźwięku i jazgotu torturującego uszy. Zacząłby jeszcze wierzgać nogami, gdyby mógł.
Jezu, jak go kurewnie bolały plecy.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Pią Cze 17, 2016 1:50 pm
Ból w ramieniu objawił się pulsującym uczuciem, na tyle niegroźnym, by Grimshaw był w stanie je zignorować, nawet jeśli wymierzony mu cios miał pozostawić po sobie kilkudniową pamiątkę w postaci sporego siniaka. Ciemnowłosemu nawet przez myśl nie przeszło, by rozmasować obolałe miejsce. Zamiast tego odruchowo i gwałtownie zamachnął się ręką, celując jej wierzchem w nadgarstek napastnika, chcąc zarówno odepchnąć jego ramię od siebie, jak i na moment odwrócić jego uwagę dość nieprzyjemnym bólem, zanim zerwał się do biegu, byleby jak najszybciej zniknąć z miejsca zbrodni.
Kiedy znaleźli się już w zaułku, istniały już tylko dwa wyjścia – ich nowi koledzy mogli zignorować opcję walki z nimi, omijając ten tymczasowy schron na wszelki wypadek, gdyby wezwana policja zamierzała wszcząć pościg albo wręcz przeciwnie. Dość szybko okazało się, że mieli go czynienia z typami, którzy nie mieli w zwyczaju przepuszczać okazji do mordobicia. Ryan zerknął z ukosa w bok, dostrzegając szybki ruch w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem znajdowała się jego twarz. Sarknął niewyraźnie pod nosem i cofnął się o krok, jednocześnie odsuwając nieznacznie od muru, żeby w razie czego dać sobie więcej przestrzeni. Od tego momentu nie odrywał już chłodnego wzroku od dwójki osiłków, którzy nadal zamierzali bawić się w barykadę między nim, a ich przywódcą i Riley'em, jakby to w ogóle było konieczne. Bezmózgie marionetki, wymruczał w myślach z niejakim obrzydzeniem, niekoniecznie będąc zadowolonym z faktu, że musi zająć się właśnie nimi. Przez moment tylko im się przyglądał, biorąc pod uwagę, że jedynym, co próbowali zrobić, było stworzenie iluzji ściany, przez którą rzekomo miał się nie przebić. Czekali na kolejny rozkaz? Zamierzali stać przed nim z rozłożonymi rękami na czas walki pozostałej dwójki? Bezsensownie czekali na jego ruch?
To już dwie sekundy, Jay.
Szarpnął się gwałtownie, próbując wyprowadzić pierwszy cios z otwartej ręki prosto w twarz jednego z nich. Chwila dezorientacji z pewnością mogła wyjść szatynowi na plus, zwłaszcza, że kolejny szybki cios planował wymierzyć w jego podbródek, nie żałując sobie użycia pięści. Nie zamierzał zapominać przy tym o swoim drugim problemie. Obróciwszy się nieco na bok, spróbował z całej siły nastąpić podeszwą na palce mężczyzny i wycelować łokciem w jego klatkę piersiową, by zmusić go do odsunięcia się dalej.
To miał być spokojny wieczór.
Dziwne, że jeszcze wierzysz w takie zbiegi okoliczności.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Czw Lip 14, 2016 12:56 am
Spodziewał się, że za nimi podążą. Obserwacja ich rzekomego leadera pozwoliła mu na wysnucie wniosku, że nie miał on nic wspólnego ze słabeuszem, który dał się powalić w wyniku zaskoczenia. Dlatego też nawet sygnał nadchodzącej policji, raczej nie byłby wystarczającym straszakiem, by skutecznie zakończyć bójkę.
Z drugiej strony, czy gdyby nie zmiana miejsc przez niego i Jaya, byłby na tyle głupi, by kontynuować bójkę przed restauracją? To pytanie pozostawało zagadką, mimo to sprawiło, że przez chwilę poddał jego inteligencję pod niewielką wątpliwość.
Nie myśl, a gryź. Walcz intuicją. Unikaj, kąsaj, rozszarpuj. Zabij.
Syki przemieszane z warkotami wypełniały jego głowę, nie tylko wyostrzając wszystkie zmysły (z wyszczególnieniem czujności), ale przede wszystkim sprawiły, że zaczynał tracić kontakt z rzeczywistością. Zupełnie jakby ktoś zamknął obszar widoczności do tego jednego przeciwnika, z którym przyszło mu się obecnie mierzyć.
Wilk choć nie ujawniał się materialnie, nieustannie podżegał go do akcji swoim warkotliwym szeptem, obserwując razem z Rileyem jak blondyn przyjmuje bojową postawę. Nie był do końca pewien, czy był to jeden jedyny moment, gdy byli w stanie ze sobą współpracować, czy może ten zwodził go na różne sposoby udając pomocnego sprzymierzeńca, by ostatecznie obrócić bieg wydarzeń przeciwko niemu. Powinien się nad tym zastanowić. Powinien do tego nie dopuścić, zachować trzeźwość umysłu. Lecz w obecnym momencie nie był do końca w stanie nawet pomyśleć o podobnej możliwości. Zawierzył bestii w swoim wnętrzu wszystko, zespalając się z nią całkowicie. Błysk w jego oku współgrał doskonale z agresywną postawą przeciwnika. Gdyby można było nadać ogarniającym go uczuciom nazwę, składałaby się ona z dwóch słów.
Żądza krwi.
- Chodź.
Chodź.
Nie był pewien który z nich wypowiedział ową frazę pierwszy. Nie był pewien, czy to on przemawiał własnymi ustami, czy może Wilk, w którym odzywała się nieznaczna ekscytacja na wieść, że nadszedł czas na udowodnienie swojej wyższości.
Szybka analiza, świadomość, że nie może pozwolić mu na zepchnięcie się w tył. Czasem najlepszą odpowiedzią na atak... był kontratak. I tak właśnie postanowił zadziałać, porzucając chwilowo obronę. Seria ciosów, skupiała się początkowo na poziomie twarzy, ramion i szyi przeciwnika. Dopiero gdy był w stanie stwierdzić, czy którykolwiek z nich dosięgnie celu dodał do całej serii mocne kopnięcie, chcąc trafić go w kolano, bądź kostkę, utrudniając chodzenie.
Potem wgnieciemy go w ziemię. Jak robaka.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Sob Wrz 10, 2016 9:19 pm
MG
Właściciel zabrał rękę z ramienia chłopaka, jednak jego wrzaski nie sprawiały na nim żadnego wrażenia. Jeśli chciał z siebie robić debila, proszę bardzo. Mężczyzna z cierpliwością dla marmurowego pomnika czekał. W końcu już niedługo miał się tutaj zjawić wezwany radiowóz, a on nie zamierzał wypuścić potencjalnego świadka, jak również osobę, która jakże brutalnie demolowała mu lokal, a później odstawiała taką szopkę.
- Możesz uprzejmie przestać? Nic to nie zmieni, a przeszkadzasz innym osobom. - zimny głos dotarł do uszu Chestera. Było pewne, że chłopak prędko nie opuści tego miejsca, tak samo jak to, że nikogo nie obchodzi jego ból pleców.

Bezmózgie marionetki nie mogłyby sprawiać problemu prawda? W końcu były tylko tworem ruszającym się jedynie pod wpływem ciągnięcia przez sznurki. To był pierwszy błąd. Tutaj nie chodziło jedynie o iluzjonistyczne postawienie muru, w tym kryło się coś więcej. Nagły zryw Ryana sprawił, że ofiara ataku instynktownie cofnęła się zasłaniając się rękoma. Uderzenie dłonią trafiło lekko w bok głowy, a pięść uderzyła w przedramiona, co wymusiło na nim kolejny krok w tył.
Drugi problem był na pewno szybszy od pierwotnego, w momencie gdy Jay chciał uziemić jego nogę, ta już kierowała się w jego stronę. Kopnięcie trafiło w udo chłopaka powodując spory ból i chwilowe zawahanie równowagi. Co pozwoliło na kolejny atak, jednak ten nie nastąpił. Drugi cofnął się i podskakiwał delikatnie z drwiącym uśmiechem. Wyglądało na to, że będzie tylko czekać na okazję i kąsać.
- I tyle? Spodziewałem się czegoś więcej.. - burknął pierwszy i ruszył do przodu odsłaniając się chcąc wymusić na nim atak.

Blondyn skorzystał z zaproszenia i błyskawicznie ruszył do ataku, więc od razu wdał się w wymianę ciosów.
Trafione uderzenia padały po obu stronach, jednak żadne z nich nie przesądzały tego pojedynku. To mogło trwać zbyt długo i nie przynieść efektu, dlatego blondyn postanowił się wycofać o kilka kroków, nie zdołał całkowicie uniknąć nadchodzącego kopnięcia, jednak udało mu się przyjąć je na piszczel, chcąc uniknąć uszkodzenia stawu.
Syknął wściekle, ale jego postawa była niewzruszona, wyprowadził szybki cios, który wylądował na szczęce Rileya, rozcinając mu wargę. To wszystko pozwoliło liderowi na chwilę wytchnienia.
- Zabolało? - parsknął, podnosząc znów pięści, mimo pewnej postawy zablokowanie ciosu nie wyszło mu tak jak zamierzał, ciężar ciała przenosił na drugą nogę, widocznie jego praca nóg będzie przez jeszcze pewien czas spowolniona. Próbował to zamaskować ponownym wyskokiem w przód, wyprowadzając prawą ręką szybkiego prostego wycelowanego w nos Rila.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Memphis Blues
Czw Wrz 15, 2016 10:45 pm
Szybko reagują.
Głos znów postanowił rozbrzmieć w jego głowie i póki co nic nie wskazywało na to, by był zadowolony z tego przebiegu wydarzeń. Gdyby to od niego zależały wszystkie ruchy Grimshawa, na pewno już teraz doprowadziłby do zakończenia walki, jednak nie przy udziale przemocy, której nie popierał – w końcu mogła ona zaszkodzić ciału, które dzielił razem z Jay'em. Wiedział jednak, że brak wpływu zmuszał go do tego, by opowiedział się po właściwej stronie i ten jeden raz chciał, by to przeciwnicy dostali za swoje.
Ciemnowłosy stłumił bluzga, zaciskając mocniej zęby. Chociaż uderzenie w udo nie było na tyle mocne, faktycznie na jeden moment wytrąciło go z równowago. Szybko jednak przesunął nogę tak, by nie upaść i instynktownie cofnął się do tyłu, unosząc ręce wyżej, by w razie nagłego wypadku także móc osłonić twarz przed ciosem. Zresztą lepiej było uniknąć wszelkich pytań rady pedagogicznej na temat widocznych siniaków.
Ryan nie spodziewał się, że w momencie znajdzie się w jebanym zoo. Gdyby miał ochotę na walkę z kangurem, zapewne już teraz skierowałby tam swoje kroki. Tymczasem z błyskiem powątpiewania obserwował podskakującego chłopaka, co jakiś czas zerkając w stronę tego drugiego, mniej ruchliwego.
„I tyle? Spodziewałem się czegoś więcej.”
Było go stać na znacznie więcej, ale każdy, kto teraz miałby okazję znaleźć się w jego głowie, nie zdzierżyłby tego na trzeźwo. Dostrzegłszy, że mężczyzna na nowo postanowił zmniejszyć dystans, sam też wyszedł mu naprzeciw, starając się jednak dokładnie ocenić, w którym momencie będzie jeszcze na tyle daleko, by oponent nie zdołał dosięgnąć go na długość ramienia. Wyglądał tak, jakby przymierzał się do kolejnego ataku pięściami, jednak schowawszy głowę za przedramieniem, ugiął nagle nogi, opadając do przykucniętej pozycji, już w trakcie wysuwając jedną nogę tak, by za pomocą szybszego ruchu spróbować podciąć mu nogi albo przynajmniej z całej siły trzasnąć go buciorem w kostkę, by choć trochę wytrącić go z równowagi.

Dodatkowa notka, gdyby post zawierał za mało odniesień, bo nie wiedziałem zbytnio co pisać:
Jeśli udałoby mu się powalić chłopaka, czym prędzej przysunąłby się bliżej, wstając na równe nogi i wycelował podeszwą w jego twarz. Tym samym postarałby się pozbyć przynajmniej jednego problemu, choćby miażdżąc mu nos. Albo po prostu przypieprzyłby mu w głowę, gdyby się zasłonił. Jeśli nie, zaraz po tym od razu spróbowałby odsunąć się dalej, by uniknąć kolejnego ataku i stanąć na równych nogach.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach