▲▼
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Kawiarnia artystyczna "Los Gitanos"
Nie Kwi 17, 2016 12:44 am
Nie Kwi 17, 2016 12:44 am
First topic message reminder :
Skojarzenie nazwy z cyganerią artystyczną nie jest przypadkowe. "Los Gitanos" to jednak miejsce schadzek nie tylko młodych, artystycznych dusz, pragnących wyżyć się twórczo w odpowiednim ku temu zakamarku miasta, ale i "zwyczajnych", chcących się odprężyć nastolatków z wolnym wieczorem. To właśnie tutaj spotkamy się ze strefą pełną sprzedającej swoje dzieła i talenty młodzieży - pod malowanymi na bordo ścianami o chropowatej fakturze stoją wszelcy graficy, rysownicy, malarze czy projektanci, zarabiający na opchniętych płótnach i wydrukach; na scenie instrumentaliści i wokaliści prezentują poziom wypracowania własnego głosu bądź też umiejętności gry ludziom na nerw-... no, instrumentach. Wiadomo. Znajdą się tu także komicy czy recytujący swoje poematy młode pisarczyki. Dosłownie jeden szeroki wachlarz możliwości. Niektórzy nawet zatrudniają się tu na stałe, pobierając opłaty za pracę na rzecz lokalu.
Bo w końcu kto nie chciałby dorabiać sobie na tym co, tak na dobrą sprawę, uwielbia robić, w dodatku w miejscu takim jak to? Klientela ma słuszność w tym co opisuje. Mdłe, na wpół przygaszone światła, unoszący się w powietrzu zapach napastowanego parkietu, dębowe meble, wspomniane już wcześniej bordowe ściany, cudowna obsługa i codzienne wieczorne koncerty.
Bo w końcu kto nie chciałby dorabiać sobie na tym co, tak na dobrą sprawę, uwielbia robić, w dodatku w miejscu takim jak to? Klientela ma słuszność w tym co opisuje. Mdłe, na wpół przygaszone światła, unoszący się w powietrzu zapach napastowanego parkietu, dębowe meble, wspomniane już wcześniej bordowe ściany, cudowna obsługa i codzienne wieczorne koncerty.
- Czarnowłosy przeleciał wzrokiem po pomieszczeniu. Już dawno wiedział o istnieniu tego lokalu, ale jakoś nigdy nie miał sposobności by zajrzeć do środka. Był zwyczajnie ciekawy, bo przecież chciał poznać jak najwięcej fajnych miejscówek w mieście, w którym teraz mieszkał. W Toronto znał wiele fajnych knajpek, a Vancouver niestety czuł się jeszcze nowy.
Jak na razie kawiarnia nie wywarła na nim jakiegoś super wrażenia. Ludzi była garstka, ale nic dziwnego, pora była dość wczesna, młodzież zazwyczaj odwiedza takie miejsca wieczorem, gdy coś zaczyna się dziać. Wystrój niby przytulny — bordowe ściany, mdławe oświetlenie i drewniane meble — ale z drugiej strony nieco inny, momentami nawet przytłaczający. Joel czuł się trochę nieswojo, cały czas zerkał gdzieś na boki, wiercił się, szukając dogodnej pozycji, by na sam koniec westchnąć z lekką rezygnacją. Teraz przynajmniej wiedział jak to miejsce wygląda od środka. Najważniejsze, że się nie rozczarował, by w sumie nawet sobie tej kawiarni nie wyobrażał, więc rzeczywistego wyglądu tego miejsca nie mógł nawet porównać do swoich wyobrażeń, bo zwyczajnie ich nie miał.
Objął głowę rękoma tak, że jego łokcie się stuknęły. Przymknął na chwilę oczy, by następnie przenieść dłonie w okolice skroni i rozpocząć delikatny masaż.
Usłyszał otwieranie się drzwi. Leniwie otworzył oczy, a ręką podparł brodę. Wzrok oczywiście skierował w stronę nowego klienta, którym okazał się być Isaiah. Kąciki ust czarnowłosego delikatnie drgnęły formując przez chwilę uśmiech. Wyprostował się nieco, gdy tylko kupel zajął miejsce.
— Hej. Co... ach, nie ma sprawy, nie czekałem zbyt długo. — odparł, kręcąc się na boki w poszukiwaniu zegarka. Stracił trochę poczucie czasu i gdyby Isaiah nie wspomniał o swoim spóźnieniu, to Joel nawet nie byłby tego świadomy.
Do lokalu weszło kilka osób, a za oknem można było dojrzeć miliony kropelek spadających z nieba. — Już miałem zaproponować zmianę miejsca, ale sam widzisz. — Wskazał podbródkiem za okno. — Przez jakąś godzinę jesteśmy skazani na to miejsce. Wybacz, chciałem się tylko przekonać jak tu jest, jak jest w środku. Następnym razem Ty wybierasz miejsce spotkania. — zagadał, przekrzywiając głowę lekko w bok. Skupił wzrok na kumplu, by po chwili zadać najbardziej podstawowe pytanie. — To co u Ciebie słychać?
Pewnie sobie pogadali i w ogóle, a potem się rozeszli. A tak na serio nie chce mi się miesiąc czekać na posta, dlatego odmeldowuję się, narka!
zt.
Przybyła na miejsce niespełna pół godziny przed umówionym czasem. Jej drobne ramię obciążone było szkolną torbą, której nie zdążyła odstawić do domu. Nie było sensu biec przez pół miasta (zwłaszcza, że kondycja dziewczyny pozostawiała wiele do życzenia) tylko po to, by zostawić w posiadłości Cigfanów kilka książek! Poza tym jej szybkie wyjście mogłoby zainteresować któregoś z rodziców, przez co byłaby zmuszona tłumaczyć się co do tego gdzie i z kim wychodzi. A ojciec nastolatki, jak to ojcowie zwykle mają w zwyczaju, kręcił nosem na każde wyjście z chłopakiem; nawet jeśli to miał być Blythe, którego znał praktycznie od dziecka.
Zatrzymała się przed wejściem do kawiarni nieco speszona. Wyjęła telefon i skonfrontowała adres podany jej w wiadomości od kuzyna z mapami Google i tym, co widziała przed sobą. No jak byk, tutaj. Przełknęła nerwowo ślinę wchodząc do środka. Artyści!, pomyślała wstrzymując oddech. A niech mnie! Blythe ma nosa do wybierania miejsc!
Według ojca Leilani artyści byli niewiele warci, a ona powinna „skończyć z tymi fanaberiami, które dużo kosztują i nie przynoszą efektów”, jak nazywał zajęcia w szkole muzycznej. Z ciężkim sercem skończyła, wmawiając sobie, że muzyka nie jest jej drogą, by w sekrecie zająć się rysunkiem. Cóż, skoro nie mogła rozwijać swojej wrażliwej duszy w inny sposób, to spróbowała w inny.
Wyglądało na to, że Los Gitanos zyska miano jej nowego azylu (wcześniej był to najodleglejszy, zapomniany przez domowników kąt na strychu, gdzie urządziła sobie mini-pracownię), chociaż była tu od niespełna dwóch minut i próbowała wyłowić wzrokiem wolny stolik. Leia była już kupiona, zapewne przyjdzie tu jeszcze nieraz – kto wie, czy któregoś dnia sama nie będzie tu sprzedawać swoich portretów?
Znalazła miejsce przy oknie, tuż obok dziewczyny z zapałem malującą martwą naturę. Czuła się jakby paryskie Montmarte właśnie zawitało w Vancouver. Zamówiwszy gorącą czekoladę oraz kawałek ciasta, również czekoladowego, czekała na przybycie kuzyna co chwila zerkając zza ramienia artystki na dzieło, które właśnie tworzyła. Wygląda na to, że nie będzie to najnudniejsze czekanie pod słońcem!
Zatrzymała się przed wejściem do kawiarni nieco speszona. Wyjęła telefon i skonfrontowała adres podany jej w wiadomości od kuzyna z mapami Google i tym, co widziała przed sobą. No jak byk, tutaj. Przełknęła nerwowo ślinę wchodząc do środka. Artyści!, pomyślała wstrzymując oddech. A niech mnie! Blythe ma nosa do wybierania miejsc!
Według ojca Leilani artyści byli niewiele warci, a ona powinna „skończyć z tymi fanaberiami, które dużo kosztują i nie przynoszą efektów”, jak nazywał zajęcia w szkole muzycznej. Z ciężkim sercem skończyła, wmawiając sobie, że muzyka nie jest jej drogą, by w sekrecie zająć się rysunkiem. Cóż, skoro nie mogła rozwijać swojej wrażliwej duszy w inny sposób, to spróbowała w inny.
Wyglądało na to, że Los Gitanos zyska miano jej nowego azylu (wcześniej był to najodleglejszy, zapomniany przez domowników kąt na strychu, gdzie urządziła sobie mini-pracownię), chociaż była tu od niespełna dwóch minut i próbowała wyłowić wzrokiem wolny stolik. Leia była już kupiona, zapewne przyjdzie tu jeszcze nieraz – kto wie, czy któregoś dnia sama nie będzie tu sprzedawać swoich portretów?
Znalazła miejsce przy oknie, tuż obok dziewczyny z zapałem malującą martwą naturę. Czuła się jakby paryskie Montmarte właśnie zawitało w Vancouver. Zamówiwszy gorącą czekoladę oraz kawałek ciasta, również czekoladowego, czekała na przybycie kuzyna co chwila zerkając zza ramienia artystki na dzieło, które właśnie tworzyła. Wygląda na to, że nie będzie to najnudniejsze czekanie pod słońcem!
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kawiarnia artystyczna "Los Gitanos"
Pią Wrz 28, 2018 4:25 pm
Pią Wrz 28, 2018 4:25 pm
Punktualność nie była jego najmocniejszą stroną, gdy wszyscy z drużyny zaczepiali go po drodze próbując zaciągnąć na trening. Serce biło się mocno w pierści w proteście, gdy wypowiadał magiczne słowa "dzisiaj nie mogę" wprawiając wszystkich w osłupienie. Trzeba bowiem zrozumieć, że Hamalainen nie pojawiający się na treningu był wizją równie absurdalną co krowa mianowana na prezydenta. Bez wątpienia miałaby niewątpliwie ciekawe postulaty, ale nadal było to zwyczajnie nierealne.
A jednak.
Szedł ulicami z piłką pod pachą - bo przecież nigdy nie zostawiłby jej bez opieki - przeglądając coś jednocześnie na telefonie. Nie zatracił się w tym na tyle, by wpadać na ludzi czy włazić na ulicę, ale nadal informacje wciągały go na tyle, by czasem zachichotał do siebie na widok jakiegoś śmiesznego filmiku. Nic dziwnego, że niektórzy z mijających go przechodniów rzucali mu rozbawione spojrzenia, bądź przeciwnie. "Jakiś dziwak chichra się sam do siebie. Riverdale City schodzi na psy!".
Nim zdążył sie spostrzec, był już na miejscu. Szybko sprawdził zegarek. Hej był spóźniony tylko dziesięć minut to i tak całkiem niezły wynik jak na niego. W kwestii spotkań rzecz jasna. W końcu na treningach zawsze był wcześniej by upewnić się że zdąży zarówno z rozgrzewką, jak i wszystkimi ćwiczeniami. I nawet jeśli wykazywał się olbrzymimi pokładami cierpliwości, tracił ją widząc nonszalancko spóźniających się pierwszoroczniaków.
Hipokryta.
Wszedł do środka rozglądając się na boki, by namierzyć swoją ukochaną kuzyneczkę. Co nie zajęło mu tak wiele czasu. Z wymalowanym na ustach uśmiechem schował telefon do kieszeni i ruszył w jej stronę, nawet nie zwracając uwagi na malującą dziewczynę. Obraza dla sztuki, panie Hamalainen.
— Eila! Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo? — zapytał skruszonym tonem przewieszając torbę przez krzesło. Położył ostrożnie piłkę na ziemi z nabożną czcią, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok.
— Skoczę szybko coś zamówić. Wziąć ci coś jeszcze? — zapytał wskazując głową na jej ciasto. Może miała ochotę na drugi kawałek w innym smaku.
A jednak.
Szedł ulicami z piłką pod pachą - bo przecież nigdy nie zostawiłby jej bez opieki - przeglądając coś jednocześnie na telefonie. Nie zatracił się w tym na tyle, by wpadać na ludzi czy włazić na ulicę, ale nadal informacje wciągały go na tyle, by czasem zachichotał do siebie na widok jakiegoś śmiesznego filmiku. Nic dziwnego, że niektórzy z mijających go przechodniów rzucali mu rozbawione spojrzenia, bądź przeciwnie. "Jakiś dziwak chichra się sam do siebie. Riverdale City schodzi na psy!".
Nim zdążył sie spostrzec, był już na miejscu. Szybko sprawdził zegarek. Hej był spóźniony tylko dziesięć minut to i tak całkiem niezły wynik jak na niego. W kwestii spotkań rzecz jasna. W końcu na treningach zawsze był wcześniej by upewnić się że zdąży zarówno z rozgrzewką, jak i wszystkimi ćwiczeniami. I nawet jeśli wykazywał się olbrzymimi pokładami cierpliwości, tracił ją widząc nonszalancko spóźniających się pierwszoroczniaków.
Hipokryta.
Wszedł do środka rozglądając się na boki, by namierzyć swoją ukochaną kuzyneczkę. Co nie zajęło mu tak wiele czasu. Z wymalowanym na ustach uśmiechem schował telefon do kieszeni i ruszył w jej stronę, nawet nie zwracając uwagi na malującą dziewczynę. Obraza dla sztuki, panie Hamalainen.
— Eila! Mam nadzieję, że nie czekasz zbyt długo? — zapytał skruszonym tonem przewieszając torbę przez krzesło. Położył ostrożnie piłkę na ziemi z nabożną czcią, przekrzywiając nieznacznie głowę w bok.
— Skoczę szybko coś zamówić. Wziąć ci coś jeszcze? — zapytał wskazując głową na jej ciasto. Może miała ochotę na drugi kawałek w innym smaku.
Obserwowanie pracującej artystki pochłonęło ją do tego stopnia, że nie była w stanie nawet zezłościć się na spóźnialskiego kuzyna. Ba, w ogóle tego spóźnienia nie zarejestrowała! Tylko kubek z odrobiną chłodnej już czekolady na dnie świadczył o upływającym czasie. Gdyby Leilani miała w sobie więcej odwagi, zapewne sama wyciągnęłaby szkicownik i zaczęła coś tworzyć; tymczasem pozostało jej tylko patrzenie jak robią to inni. Przysięgła sobie jednak, że któregoś dnia sama postawi tu sztalugę i weźmie się za malowanie. Tak na złość tatusiowi, by pokazać mu, że nie będzie się podporządkowywać w każdej dziecinie życia. No, a przynajmniej tak sobie fantazjowała.
Uśmiechnęła się na widok kuzyna – był to jeden z nielicznych razów, gdy na jej twarzy pojawiał się prawdziwy uśmiech; ten radosny i szczery, który wywoływały tylko osoby najbliższe Leii, do których grona zaliczał się również Blythe. Ciekawe, czy nadal pamiętał, gdy jako mały berbeć zapytała go, czy zostanie jej mężem? Boże, co za wstyd.
– Blisiuuu! – zawołała uradowana – Właściwie to… Eee… nie wiem. Trochę się zagapiłam i jakoś zleciało.
Rzuciła krótkie spojrzenie w stronę malującej dziewczyny, jakby chciała dyskretnie dać blondynowi powód swojego chwilowego rozkojarzenia.
– Chcę gorącą czekoladę – odpowiedziała nie zastanawiając się ani chwili – I… Hmm… Kawałek sernika, kremówkę i do tego lody… o smaku gumy balonowej. Podwójne!
Dorzuciła szybko swoją listę życzeń. Ciekawe tylko, gdzie taka kruszynka to wszystko pomieści?
Uśmiechnęła się na widok kuzyna – był to jeden z nielicznych razów, gdy na jej twarzy pojawiał się prawdziwy uśmiech; ten radosny i szczery, który wywoływały tylko osoby najbliższe Leii, do których grona zaliczał się również Blythe. Ciekawe, czy nadal pamiętał, gdy jako mały berbeć zapytała go, czy zostanie jej mężem? Boże, co za wstyd.
– Blisiuuu! – zawołała uradowana – Właściwie to… Eee… nie wiem. Trochę się zagapiłam i jakoś zleciało.
Rzuciła krótkie spojrzenie w stronę malującej dziewczyny, jakby chciała dyskretnie dać blondynowi powód swojego chwilowego rozkojarzenia.
– Chcę gorącą czekoladę – odpowiedziała nie zastanawiając się ani chwili – I… Hmm… Kawałek sernika, kremówkę i do tego lody… o smaku gumy balonowej. Podwójne!
Dorzuciła szybko swoją listę życzeń. Ciekawe tylko, gdzie taka kruszynka to wszystko pomieści?
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kawiarnia artystyczna "Los Gitanos"
Sro Paź 17, 2018 10:45 am
Sro Paź 17, 2018 10:45 am
Hamalainen zdecydowanie należał do typu osób, które nigdy nie zapominały takich rzeczy. Sam miał wobec dziewczyny olbrzymią słabość i zawsze podczas rozmów z innymi nazywał ją "swoją małą Eilą", przez co tworzył całe mnóstwo nieporozumień. Nie był w stanie zliczyć jak wielu kumpli chciało poznać w końcu jego wybrankę, która nie była piłką. Jakże wielkie było ich rozczarowanie, gdy wychodziło na jaw ich pokrewieństwo.
Dopiero po wskazaniu odpowiedniego kierunku sam zerknął w tamtą stronę, lecz nie wyglądał na szczególnie porwanego czynnościami artystki. Może gdyby malowała boisko do koszykówki... o tak, wtedy zdecydowanie już by ją zaczepiał, siedział przy jej stoliku i pytał czy jest fanką tego najlepszego na świecie sportu.
— Moje szczęście, że przynajmniej się nie nudziłaś. W innym wypadku byłbym skłonny przyjąć uderzenie w żebra za tę okrutną, choć oczywiście całkowicie nieplanowaną zniewagę — w żebra, bo wątpił by dziewczyna sięgnęła do jego głowy. Mógłby się rzecz jasna pochylić, ale to chyba wyglądałoby jeszcze zabawniej. A co dopiero, gdyby samodzielna Leilani wzięła sobie krzesło i stanęła na nim, by móc mu spuścić zasłużony łomot. Ona by biła, a on próbował zachować powagę i się nie śmiać.
— Rany, dasz radę to wszystko zjeść? Jesteś pewna? Wiesz że sam nie mogę przesadzać z cukrem, więc nie będę w stanie robić za twój śmietnik — powiedział rzucając kątem oka na jej kubek po czekoladzie. Blythe'owe problemy z sercem wymagały od niego odpowiedniej diety i treningów, by mógł utrzymać formę w takiej postaci jak teraz. Nawet jeśli mógł sobie pozwolić na coś od czasu do czasu, nigdy nie miał stuprocentowej pewności, że jakikolwiek nie nadejdzie nagle. W końcu zawsze były niespodziewane. I wyjątkowo nieprzyjemne.
Dopiero po wskazaniu odpowiedniego kierunku sam zerknął w tamtą stronę, lecz nie wyglądał na szczególnie porwanego czynnościami artystki. Może gdyby malowała boisko do koszykówki... o tak, wtedy zdecydowanie już by ją zaczepiał, siedział przy jej stoliku i pytał czy jest fanką tego najlepszego na świecie sportu.
— Moje szczęście, że przynajmniej się nie nudziłaś. W innym wypadku byłbym skłonny przyjąć uderzenie w żebra za tę okrutną, choć oczywiście całkowicie nieplanowaną zniewagę — w żebra, bo wątpił by dziewczyna sięgnęła do jego głowy. Mógłby się rzecz jasna pochylić, ale to chyba wyglądałoby jeszcze zabawniej. A co dopiero, gdyby samodzielna Leilani wzięła sobie krzesło i stanęła na nim, by móc mu spuścić zasłużony łomot. Ona by biła, a on próbował zachować powagę i się nie śmiać.
— Rany, dasz radę to wszystko zjeść? Jesteś pewna? Wiesz że sam nie mogę przesadzać z cukrem, więc nie będę w stanie robić za twój śmietnik — powiedział rzucając kątem oka na jej kubek po czekoladzie. Blythe'owe problemy z sercem wymagały od niego odpowiedniej diety i treningów, by mógł utrzymać formę w takiej postaci jak teraz. Nawet jeśli mógł sobie pozwolić na coś od czasu do czasu, nigdy nie miał stuprocentowej pewności, że jakikolwiek nie nadejdzie nagle. W końcu zawsze były niespodziewane. I wyjątkowo nieprzyjemne.
Cios w żebra? Zacznijmy od tego, że po takim ciosie bardziej ucierpiałaby sama Leilani kończąc ze skręconym nadgarstkiem, albo podobnym urazem. Z jej ilością szczęścia to było całkiem prawdopodobne. Zresztą, dlaczego niby miałaby bić Blythe'a za spóźnienie? Prędzej zrobiłaby to gdyby dowiedziała się jak pięknie nazywa ją przy znajomych. Mała, tak? Phi. Przecież urośnie jeszcze...chyba.
— Daj spokój, Blisiu — machnęła ręką uśmiechając się niewinnie. Za chwilę jednak spoważniała, uniosła się lekko i spojrzała mu prosto w oczy — Ale jeśli następnym razem znowu się spóźnisz, to piłka...
Przesunęła palcem po gardle sugerując jaki los spotka ukochaną kuzyna, po czym wybuchnęła śmiechem opadając z powrotem na krzesło. Przecież tylko żartowała. Nie planowała w żaden sposób krzywdzić niewinnej piłki do koszykówki. Co najwyżej narysować na niej serduszka różowym markerem, ale to z miłości!
Że niby nie da rady tyle zjeść? Nabrała powietrza w policzki rzucając Blythe'owi gniewne spojrzenie, zupełnie jakby przed chwilą robił sobie żarty z jej wzrostu.
— Za kogo Ty mnie masz, co? — zapytała naburmuszona — Oczywiście, że wszystko zjem.
Doskonale wiedziała o jego problemach ze zdrowiem i nie miałaby serca wciskać w kuzyna słodyczy. Cukier poprawiał Leilani humor, a skoro poprosiła o tak dużą dawkę, to musiał być tego dnia wyjątkowo paskudny, nawet jeśli sprawiała odmienne wrażenie.
— Daj spokój, Blisiu — machnęła ręką uśmiechając się niewinnie. Za chwilę jednak spoważniała, uniosła się lekko i spojrzała mu prosto w oczy — Ale jeśli następnym razem znowu się spóźnisz, to piłka...
Przesunęła palcem po gardle sugerując jaki los spotka ukochaną kuzyna, po czym wybuchnęła śmiechem opadając z powrotem na krzesło. Przecież tylko żartowała. Nie planowała w żaden sposób krzywdzić niewinnej piłki do koszykówki. Co najwyżej narysować na niej serduszka różowym markerem, ale to z miłości!
Że niby nie da rady tyle zjeść? Nabrała powietrza w policzki rzucając Blythe'owi gniewne spojrzenie, zupełnie jakby przed chwilą robił sobie żarty z jej wzrostu.
— Za kogo Ty mnie masz, co? — zapytała naburmuszona — Oczywiście, że wszystko zjem.
Doskonale wiedziała o jego problemach ze zdrowiem i nie miałaby serca wciskać w kuzyna słodyczy. Cukier poprawiał Leilani humor, a skoro poprosiła o tak dużą dawkę, to musiał być tego dnia wyjątkowo paskudny, nawet jeśli sprawiała odmienne wrażenie.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kawiarnia artystyczna "Los Gitanos"
Czw Paź 18, 2018 10:27 am
Czw Paź 18, 2018 10:27 am
Gdy tylko usłyszał groźbę padającą z ust dziewczyny, nakrył piłkę dłońmi. Zabawne że gest ten przypominał nieco zakrywanie uszu małym dzieciom. Ale przecież nawet on nie był aż tak...
— Nie słuchaj jej, ona tylko żartuje — a jednak był. Niski pomruk bez wątpienia był kierowany do okrągłej miłości jego życia o przepięknym pomarańczowo-czarnym kolorze. Pogładził ją ręką po boku. Właśnie tak, wszystko będzie dobrze. Leilani na pewno nie byłaby zdolna do podobnego bestialstwa.
— ... właśnie chyba zaczynam wątpić w wizję którą sobie wypracowałem — powiedział bardziej do siebie niż do dziewczyny. No bo serio słodkie to takie i małe, a żarło jak dorodny chłop na siłce! Skoro jednak była przekonana że wciśnie w siebie aż takie ilości cukru i nie umrze na miejscu, nie zamierzał jej niczego żałować. Uśmiechnął się poklepując ją po głowie i ruszył w stronę kontuaru momentalnie składając zamówienie. Miał tylko nadzieję że o niczym nie zapomniał i niczego nie pomylił. Sam zdecydował się na tartę szpinakową z kurczakiem i smoothie brzoskwiniowe na soku jabłkowym, zdecydowanie woląc coś słonego od wszystkich tych słodyczy. To nie tak że ich nie lubił. Ale wiedział, że jeśli skusi się raz, nie będzie w stanie się powstrzymać w przyszłości.
Nie było szans, by zabrał się z tym wszystkim na raz, musiał więc zrobić dwa kursy, nim wszystko spoczęło na stoliku przed nimi.
— Jak ci minął dzisiejszy dzień? Bardzo męczący? — zapytał z uśmiechem kierując na nią wzrok, nim zdążył nawet upić choć łyka napoju. Najpierw informacje ze świata kuzynki, potem jedzenie.
— Nie słuchaj jej, ona tylko żartuje — a jednak był. Niski pomruk bez wątpienia był kierowany do okrągłej miłości jego życia o przepięknym pomarańczowo-czarnym kolorze. Pogładził ją ręką po boku. Właśnie tak, wszystko będzie dobrze. Leilani na pewno nie byłaby zdolna do podobnego bestialstwa.
— ... właśnie chyba zaczynam wątpić w wizję którą sobie wypracowałem — powiedział bardziej do siebie niż do dziewczyny. No bo serio słodkie to takie i małe, a żarło jak dorodny chłop na siłce! Skoro jednak była przekonana że wciśnie w siebie aż takie ilości cukru i nie umrze na miejscu, nie zamierzał jej niczego żałować. Uśmiechnął się poklepując ją po głowie i ruszył w stronę kontuaru momentalnie składając zamówienie. Miał tylko nadzieję że o niczym nie zapomniał i niczego nie pomylił. Sam zdecydował się na tartę szpinakową z kurczakiem i smoothie brzoskwiniowe na soku jabłkowym, zdecydowanie woląc coś słonego od wszystkich tych słodyczy. To nie tak że ich nie lubił. Ale wiedział, że jeśli skusi się raz, nie będzie w stanie się powstrzymać w przyszłości.
Nie było szans, by zabrał się z tym wszystkim na raz, musiał więc zrobić dwa kursy, nim wszystko spoczęło na stoliku przed nimi.
— Jak ci minął dzisiejszy dzień? Bardzo męczący? — zapytał z uśmiechem kierując na nią wzrok, nim zdążył nawet upić choć łyka napoju. Najpierw informacje ze świata kuzynki, potem jedzenie.
Wywróciła oczami słysząc jak zwraca się do piłki. Sądziła, że czasy, gdy rozmawiali z rzeczami (to jest zabawkami Leilani) podczas pluszowych podwieczorków, na które zapraszała Blythe'a do swojego różowego pokoiku już dawno mieli za sobą. Misie i lalki trafiły na strych Cigrfranów, nie było już różowego pokoiku, ani krótkich spotkań rozrzuconej po świecie rodziny w gorące letnie dni, czy świąteczne zimowe wieczory. Plastikowa zastawa, już dawno niekompletna i połamana trafiła na śmietnik, maleńkie krzesełka i stolik przy których kulił się Blythe udając, że smakuje mu wyimaginowane ciasto królewny Leilani stały się za małe nawet dla niej, nie było też Gwen stającej w drzwiach i prychającej z dezaprobatą na kuzyna, który wolał zajmować się małą, zamiast wygłupiać się z nią, Sheridan oraz Alanem.
— Wybacz, że niszczę Twój światopogląd — zachichotała wciskając do ust kawałek rozpoczętego wcześniej ciasta czekoladowego — ale nie jeszteszmy na randcze i wczale nie musze udawacz że jesztem fit.
...i że nie powinno się mówić z pełną buzią, ale najwidoczniej savoir-vivre to ostatnie czym się przejmowała w towarzystwie kuzyna. Był jedyną osobą, której pokazałaby się nieuczesana i w dresach, teraz też zdecydowała się uchylić rąbka tajemnicy i pokazać mu ile też jest w stanie zjeść.
Gdy kolejne talerzyki z pysznościami lądowały przed Leilani, jej błękitne oczka aż błyszczały z chęci skosztowania wszystkiego i tylko silna wola powstrzymywała ją przed rzuceniem się na jedzenie. Na pytanie o tym jak jej minął dzień wbiła widelczyk w sernik widocznie przy tym markotniejąc. Na początku miała ochotę powiedzieć mu wszystko; o alkoholizmie mamy, znęcaniu się ojca i jego chorych wymogach odnośnie stopni dziewczyny, przez co zmuszona była sięgnąć po narkotyki, by jakoś pobudzić swój organizm i nie paść ze zmęczenia. W porę jednak ugryzła się w język i wymyśliła na poczekaniu powód dla którego chciała się spotkać z jasnowłosym:
— Podoba mi się ktoś, u kogo nie mam najmniejszych szans. Zresztą, ten ktoś i tak nie ma najlepszej opinii...
Biedny Smuggler, jeszcze jego w to wplątała. Chociaż gdyby tak przyjrzeć się jej stosunkowi to Travitzy, to uważała go za całkiem przystojnego. Tylko charakter troszkę nieprzyjemny.
— Wybacz, że niszczę Twój światopogląd — zachichotała wciskając do ust kawałek rozpoczętego wcześniej ciasta czekoladowego — ale nie jeszteszmy na randcze i wczale nie musze udawacz że jesztem fit.
...i że nie powinno się mówić z pełną buzią, ale najwidoczniej savoir-vivre to ostatnie czym się przejmowała w towarzystwie kuzyna. Był jedyną osobą, której pokazałaby się nieuczesana i w dresach, teraz też zdecydowała się uchylić rąbka tajemnicy i pokazać mu ile też jest w stanie zjeść.
Gdy kolejne talerzyki z pysznościami lądowały przed Leilani, jej błękitne oczka aż błyszczały z chęci skosztowania wszystkiego i tylko silna wola powstrzymywała ją przed rzuceniem się na jedzenie. Na pytanie o tym jak jej minął dzień wbiła widelczyk w sernik widocznie przy tym markotniejąc. Na początku miała ochotę powiedzieć mu wszystko; o alkoholizmie mamy, znęcaniu się ojca i jego chorych wymogach odnośnie stopni dziewczyny, przez co zmuszona była sięgnąć po narkotyki, by jakoś pobudzić swój organizm i nie paść ze zmęczenia. W porę jednak ugryzła się w język i wymyśliła na poczekaniu powód dla którego chciała się spotkać z jasnowłosym:
— Podoba mi się ktoś, u kogo nie mam najmniejszych szans. Zresztą, ten ktoś i tak nie ma najlepszej opinii...
Biedny Smuggler, jeszcze jego w to wplątała. Chociaż gdyby tak przyjrzeć się jej stosunkowi to Travitzy, to uważała go za całkiem przystojnego. Tylko charakter troszkę nieprzyjemny.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kawiarnia artystyczna "Los Gitanos"
Czw Paź 25, 2018 12:53 pm
Czw Paź 25, 2018 12:53 pm
Blythe chyba nigdy nie miał wyrosnąć z rozmowy z piłką. A raczej piłkami. Właśnie tak. Okrutna prawda była następująca: piłka, którą Hamalainen przy sobie nosił, w rzeczywistości nie była jednym i tym samym przedmiotem. Regularnie ją wymieniał, gdy zużywała się do stopnia, w którym przestawała być odpowiednia do treningu. W tym momencie cały świat powinien runąć w towarzystwie gigantycznych, neonowych bilboardów "SHOCKING TRUTH!". Kobiety wsiadają do samochodów i krzyczą "I'm shooketh!".
— Jakoś ci to wybaczę. Tak jak wszystko — westchnął postukując palcami w trzymaną przez siebie szklankę.
— Co nie zmienia faktu, że powinnaś uważać na to co jesz. Nawet jeśli nie jesteś na randce — powiedział z łagodnym uśmiechem, nie przybierając jednak żadnego fałszywie surowego tonu. Dziewczyna była już na tyle dorosła, by mogła sama decydować o swoim życiu, a Hamalainen nie zamierzał się do tego mieszać tak długo, jak nie uzna czegoś za zagrażające jej osobie. Wtedy nie będzie siedział cicho.
— Nie ma czegoś takiego jak "nie ma najmniejszych szans". Szanse są zawsze, co najwyżej możesz źle do tego podchodzić. Na każdego zawsze jest jakiś haczyk. Chociaż wiadomo że lepiej nie być przesadnie napastliwym. Gorzej z tą opinią. Jesteś pewna, że chciałabyś się ładować w coś podobnego, bądź naprowadzić go na odpowiednią ścieżkę? Jeśli nie to czasem lepiej odpuścić nim druga osoba wciągnie cię w swoje szambo. Tego kwiatu jest pół światu czy coś tam. A może pomyliłem zwrot? No nieważne, tak czy inaczej jeśli nie ten to inny. Nie zamykaj się na społeczeństwo ze względu na niebezpieczne zauroczenie, które może nie mieć żadnej przyszłości, okej? — oparł się wygodniej o krzesło, upijając kilka łyków napoju, by zaraz odstawić szklankę na stolik, przechylając głowę w bok.
— A jak tam w szkole? Wszystko w porządku, nie cisną cię za bardzo?
— Jakoś ci to wybaczę. Tak jak wszystko — westchnął postukując palcami w trzymaną przez siebie szklankę.
— Co nie zmienia faktu, że powinnaś uważać na to co jesz. Nawet jeśli nie jesteś na randce — powiedział z łagodnym uśmiechem, nie przybierając jednak żadnego fałszywie surowego tonu. Dziewczyna była już na tyle dorosła, by mogła sama decydować o swoim życiu, a Hamalainen nie zamierzał się do tego mieszać tak długo, jak nie uzna czegoś za zagrażające jej osobie. Wtedy nie będzie siedział cicho.
— Nie ma czegoś takiego jak "nie ma najmniejszych szans". Szanse są zawsze, co najwyżej możesz źle do tego podchodzić. Na każdego zawsze jest jakiś haczyk. Chociaż wiadomo że lepiej nie być przesadnie napastliwym. Gorzej z tą opinią. Jesteś pewna, że chciałabyś się ładować w coś podobnego, bądź naprowadzić go na odpowiednią ścieżkę? Jeśli nie to czasem lepiej odpuścić nim druga osoba wciągnie cię w swoje szambo. Tego kwiatu jest pół światu czy coś tam. A może pomyliłem zwrot? No nieważne, tak czy inaczej jeśli nie ten to inny. Nie zamykaj się na społeczeństwo ze względu na niebezpieczne zauroczenie, które może nie mieć żadnej przyszłości, okej? — oparł się wygodniej o krzesło, upijając kilka łyków napoju, by zaraz odstawić szklankę na stolik, przechylając głowę w bok.
— A jak tam w szkole? Wszystko w porządku, nie cisną cię za bardzo?
Podniosła wzrok znad opróżnianego właśnie pucharka lodów uśmiechając się przy tym niewinnie. Kochany Blythe... Odkąd siostra Leilani zginęła w wypadku to on stał się dla niej jedynym oparciem. Nawet jeśli mu tego nigdy nie powiedziała wprost, była po prostu wdzięczna za samą jego obecność. Chyba i tak nie znalazłaby odpowiednich słów by to wyrazić.
— Ja ciebie też kocham i się o ciebie martwię — odparła — Jeśli masz ochotę, możesz mnie zabrać potem na boisko, żebym zrzuciła trochę tych słodkości, hihi.
Skusi się? Najprawdopodobniej tak, choć zapewne i tak będzie dawał Leilani fory... podsadzając ją do kosza, bo przecież takie maleństwo nie dorzuci nawet piłki. Chociaż, kto wie? Właśnie wcinała słodycze za dwóch, więc może i ma w sobie więcej siły niż wskazywałby jej wygląd?
W czasie jego monologu zdążyła dokończyć lody, zjeść całą kremówkę i nawet zacząć sernik. Taka ilość cukru przyjmowana w krótkim czasie świadczyła tylko o jej złym samopoczuciu, nawet jeśli siedząc z kuzynem w kawiarni uśmiechała się i żartowała.
— W sumie to... masz rację. Powinnam sobie go odpuścić, zwłaszcza, że to mój diler — szepnęła i zamarła. Miała powiedzieć samo "diler", ale przypadkiem wymsknęło się jej "mój". Przełknęła nerwowo ślinę i założyła kosmyk włosów za ucho udając, że nic się nie stało. Że właśnie wcale nie wymsknęło jej się, że ćpała.
— W szkole, jak to w szkole — nerwowy uśmiech i nagła zmiana tematu były najczęstszą taktyką Leilani, gdy rozmowa schodziła na nieodpowiadający jej tor — Uczę się na bieżąco, więc nie mam znowu takich wielkich problemów... no, poza matematyką. Będziesz miał może wolny weekend, by pomóc mi przyswoić wszystko, czego nie rozumiem? Ah, no i zabrałam się za projekty! Lepiej zrobić je teraz, niż biegać za nauczycielami pod koniec semestru, prawda? Trafił mi się chłopak ze starszej klasy, tak w ogóle. Myślałam, że projekty robi się z równolatkami, a tu takie zaskoczenie. W każdym razie zajmujemy się postaciami fantastycznymi w literaturze. Super, nie?
Mówiła szybko żywo przy tym gestykulując, byle tylko chłopak nie zauważył jak drżały jej dłonie. Byle tylko odwrócić jego uwagę od swojego nieświadomego wyznania. W głowie na wszelki wypadek układała sobie co powie, jeśli Blythe jednak zapyta o znaczenia słów "mój diler". Paskudna kłamczucha z tej Leilani.
— Ja ciebie też kocham i się o ciebie martwię — odparła — Jeśli masz ochotę, możesz mnie zabrać potem na boisko, żebym zrzuciła trochę tych słodkości, hihi.
Skusi się? Najprawdopodobniej tak, choć zapewne i tak będzie dawał Leilani fory... podsadzając ją do kosza, bo przecież takie maleństwo nie dorzuci nawet piłki. Chociaż, kto wie? Właśnie wcinała słodycze za dwóch, więc może i ma w sobie więcej siły niż wskazywałby jej wygląd?
W czasie jego monologu zdążyła dokończyć lody, zjeść całą kremówkę i nawet zacząć sernik. Taka ilość cukru przyjmowana w krótkim czasie świadczyła tylko o jej złym samopoczuciu, nawet jeśli siedząc z kuzynem w kawiarni uśmiechała się i żartowała.
— W sumie to... masz rację. Powinnam sobie go odpuścić, zwłaszcza, że to mój diler — szepnęła i zamarła. Miała powiedzieć samo "diler", ale przypadkiem wymsknęło się jej "mój". Przełknęła nerwowo ślinę i założyła kosmyk włosów za ucho udając, że nic się nie stało. Że właśnie wcale nie wymsknęło jej się, że ćpała.
— W szkole, jak to w szkole — nerwowy uśmiech i nagła zmiana tematu były najczęstszą taktyką Leilani, gdy rozmowa schodziła na nieodpowiadający jej tor — Uczę się na bieżąco, więc nie mam znowu takich wielkich problemów... no, poza matematyką. Będziesz miał może wolny weekend, by pomóc mi przyswoić wszystko, czego nie rozumiem? Ah, no i zabrałam się za projekty! Lepiej zrobić je teraz, niż biegać za nauczycielami pod koniec semestru, prawda? Trafił mi się chłopak ze starszej klasy, tak w ogóle. Myślałam, że projekty robi się z równolatkami, a tu takie zaskoczenie. W każdym razie zajmujemy się postaciami fantastycznymi w literaturze. Super, nie?
Mówiła szybko żywo przy tym gestykulując, byle tylko chłopak nie zauważył jak drżały jej dłonie. Byle tylko odwrócić jego uwagę od swojego nieświadomego wyznania. W głowie na wszelki wypadek układała sobie co powie, jeśli Blythe jednak zapyta o znaczenia słów "mój diler". Paskudna kłamczucha z tej Leilani.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kawiarnia artystyczna "Los Gitanos"
Sob Lis 03, 2018 2:35 am
Sob Lis 03, 2018 2:35 am
— W to nie wątpię. I pewnie, wiesz że zawsze jestem chętny na wszelkie gry, niezależnie od pory dnia i nocy — powiedział ochoczo, momentalnie dostając dodatkowego zastrzyku energii na samą myśl o fakcie, że będzie mógł oddać się swojej ukochanej czynności. Nie miał też najmniejszych problemów z podsadzaniem Leilani do kosza czy czymkolwiek innym. Był gotów na chwalenie ją gdy dobrze zakozłuje, powtarzanie pięćdziesiąt razy na czym polega dwutakt i wszystko czego tylko będzie od niego wymagała czy też potrzebowała. Jakby nie patrzeć, Blythe należał do najbardziej cierpliwych osób na tym świecie. Denerwował się wyłącznie w naprawdę poważnych sytuacjach, gdy czyjeś dobro było zwyczajnie zagrożone.
— Diler? — bezwiednie powtórzył po niej słowo, momentalnie zamierając. Dało się wręcz dostrzec pustkę, która stopniowo wypełniła jego oczy. Nawet, gdy wypowiedział kolejne słowa, jego głos wydawał się być nieco odległy, zupełnie jakby właśnie dość mocno stracił kontakt z rzeczywistością.
— Leilani, bierzesz coś? — stopniowo Blythe zdawał się odzyskiwać opanowanie. Lecz i tym razem zamiast wściekłości rzeczywiście pojawiła się jakaś surowa nuta, ale przede wszystkim przeważało zmartwienie. Narkotyki były nic niewartym świństwem. W dodatku niezwykle zgubnym. Gdy ktoś raz zaczął, ciężko mu było potem z tego wszystkiego wyjść. Stopniowo wyniszczali swój organizm coraz bardziej i bardziej. Nie to było jednak w tym wszystkim w tym momencie najważniejsze. Powinien sobie postawić jedno podstawowe pytanie.
Co zmusiło ją do sięgnięcia po podobne środki? Chęć dopasowania się do otoczenia? Nadmiar stresu? Ciekawość?
— Dlaczego? — zapytał dużo łagodniej, zaraz wsłuchując się w jej opowieść dotyczącą szkoły. Pokiwał głową.
— Oczywiście, że tak. Pomogę ci z czymkolwiek tylko zechcesz. Jeśli potrzebujesz pomocy przy którymś z projektów, również możesz na mnie liczyć. A postacie fantastyczne naprawdę brzmią ciekawie — uśmiechnął się nieznacznie, ponownie sięgając po napój, by upić kilka łyków. Nie tylko jej drżały w tym momencie dłonie.
— Diler? — bezwiednie powtórzył po niej słowo, momentalnie zamierając. Dało się wręcz dostrzec pustkę, która stopniowo wypełniła jego oczy. Nawet, gdy wypowiedział kolejne słowa, jego głos wydawał się być nieco odległy, zupełnie jakby właśnie dość mocno stracił kontakt z rzeczywistością.
— Leilani, bierzesz coś? — stopniowo Blythe zdawał się odzyskiwać opanowanie. Lecz i tym razem zamiast wściekłości rzeczywiście pojawiła się jakaś surowa nuta, ale przede wszystkim przeważało zmartwienie. Narkotyki były nic niewartym świństwem. W dodatku niezwykle zgubnym. Gdy ktoś raz zaczął, ciężko mu było potem z tego wszystkiego wyjść. Stopniowo wyniszczali swój organizm coraz bardziej i bardziej. Nie to było jednak w tym wszystkim w tym momencie najważniejsze. Powinien sobie postawić jedno podstawowe pytanie.
Co zmusiło ją do sięgnięcia po podobne środki? Chęć dopasowania się do otoczenia? Nadmiar stresu? Ciekawość?
— Dlaczego? — zapytał dużo łagodniej, zaraz wsłuchując się w jej opowieść dotyczącą szkoły. Pokiwał głową.
— Oczywiście, że tak. Pomogę ci z czymkolwiek tylko zechcesz. Jeśli potrzebujesz pomocy przy którymś z projektów, również możesz na mnie liczyć. A postacie fantastyczne naprawdę brzmią ciekawie — uśmiechnął się nieznacznie, ponownie sięgając po napój, by upić kilka łyków. Nie tylko jej drżały w tym momencie dłonie.
Oho, skoro Blythe zwracał się do niej "Leilani" zamiast "Elia", to oznaczało, że sytuacja jest naprawdę poważna. Jakby nie patrzeć, przez narkotyki (pośrednio, ale jednak) przed cztery laty zginęła Gwen, dlatego wcale nie dziwiła się jego reakcji. Nie odpowiedziała na żadne z jego pytań. Choć patrzyła na niego, zdawała się go w ogóle nie zauważać. Nie mogła pozbyć się dziwnego przeczucia, że właśnie straciła w jego oczach i że w ogóle go zawiodła, co było nie do zniesienia. Gdyby to był ktoś inny, ani trochę by ją to nie ruszyło, ale Blythe... To było bolesne.
Po dłuższej chwili niezręcznego milczenia pomiędzy kuzynostwem odważyła się przenieść ze swojego miejsca i usiąść obok chłopaka, by następnie oprzeć swoją głowę o jego ramię.
— Blythe — szepnęła czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Taki, jaki czuje się gdy usilnie próbuje się wstrzymać płacz — Źle się u nas dzieje.
Alkoholizm matki, despotyzm ojca, chore ambicje zrzucone na barki biednej Leilani i do tego rękoczyny, do których dochodziło coraz częściej gdy nie udawało jej się spełnić oczekiwań. Już nauczyła się nie okazywać bólu przy każdym ruchu, gdy na jej ciele pojawiały się kolejne siniaki.
— Amfetamina. Brałam, ale w niewielkich ilościach — powiedziała patrząc jak jej dłonie mną serwetkę zabraną chwilę wcześniej ze stołu. Nie chciała na niego patrzeć. Bała się jeszcze raz zobaczyć tę dziwną pustkę w jego oczach. To był nieznośny widok.
Po dłuższej chwili niezręcznego milczenia pomiędzy kuzynostwem odważyła się przenieść ze swojego miejsca i usiąść obok chłopaka, by następnie oprzeć swoją głowę o jego ramię.
— Blythe — szepnęła czując nieprzyjemny ucisk w gardle. Taki, jaki czuje się gdy usilnie próbuje się wstrzymać płacz — Źle się u nas dzieje.
Alkoholizm matki, despotyzm ojca, chore ambicje zrzucone na barki biednej Leilani i do tego rękoczyny, do których dochodziło coraz częściej gdy nie udawało jej się spełnić oczekiwań. Już nauczyła się nie okazywać bólu przy każdym ruchu, gdy na jej ciele pojawiały się kolejne siniaki.
— Amfetamina. Brałam, ale w niewielkich ilościach — powiedziała patrząc jak jej dłonie mną serwetkę zabraną chwilę wcześniej ze stołu. Nie chciała na niego patrzeć. Bała się jeszcze raz zobaczyć tę dziwną pustkę w jego oczach. To był nieznośny widok.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kawiarnia artystyczna "Los Gitanos"
Wto Lis 06, 2018 9:54 am
Wto Lis 06, 2018 9:54 am
Z początku trwał w bezruchu wybitnie starając się jakkolwiek spróbować to wszystko ogarnąć umysłem. Nie było to jednak takie proste. Jakby nie patrzeć, nawet jeśli byli rodziną, wszyscy mieli swoje tajemnice których próbowali dochować za wszelką cenę. Tajemnice, które nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego, dopóki druga osoba o nich nie powie. Czując jej głowę na swoim ramieniu podniósł dłoń i pogłaskał ją po włosach. Wstrzymał wszelkie westchnięcia, nie uważając ich w tym momencie za odpowiednie.
— Od dawna? — zapytał ostrożnie, naprawdę bardzo mocno uważając na ton własnego głosu. Wbrew pozorom nawet jeśli faktycznie odczuwał w tym momencie swego rodzaju zawód, nie był on wycelowany w Leilani, lecz samego siebie. Jak bardzo musiał zawieść jej zaufanie, by zamiast przyjść do niego, o wszystkim mu powiedzieć, zrzucić to wszystko z serca - wolała uciec do podejrzanych, niegodnych zaufania kręgów i sięgnąć po coś, co mogło zniszczyć jej życie.
Amfetamina. Działała pobudzająca i odwlekała nadejście snu.
— Nie dajesz sobie rady w szkole czy po prostu nie chcesz zasypiać? — zapytał w końcu starając się jakkolwiek połączyć wątki. Może chodziło o lepsze oceny i naukę po nocach, a może nadmiar koszmarów, których nadejście było dla niej zbyt wielkim obciążeniem.
— Szczerze mówiąc nie jestem pewien czy możemy sobie tu pozwolić na swobodną rozmowę — mruknął w końcu rozglądając się dookoła. Niby najciemniej pod latarnią i miejsca publiczne wręcz pozorom swoim hałasem mogły zapewnić sporą anonimowość, ale z drugiej strony nie należały do najbardziej komfortowych punktów na Ziemi.
— Od dawna? — zapytał ostrożnie, naprawdę bardzo mocno uważając na ton własnego głosu. Wbrew pozorom nawet jeśli faktycznie odczuwał w tym momencie swego rodzaju zawód, nie był on wycelowany w Leilani, lecz samego siebie. Jak bardzo musiał zawieść jej zaufanie, by zamiast przyjść do niego, o wszystkim mu powiedzieć, zrzucić to wszystko z serca - wolała uciec do podejrzanych, niegodnych zaufania kręgów i sięgnąć po coś, co mogło zniszczyć jej życie.
Amfetamina. Działała pobudzająca i odwlekała nadejście snu.
— Nie dajesz sobie rady w szkole czy po prostu nie chcesz zasypiać? — zapytał w końcu starając się jakkolwiek połączyć wątki. Może chodziło o lepsze oceny i naukę po nocach, a może nadmiar koszmarów, których nadejście było dla niej zbyt wielkim obciążeniem.
— Szczerze mówiąc nie jestem pewien czy możemy sobie tu pozwolić na swobodną rozmowę — mruknął w końcu rozglądając się dookoła. Niby najciemniej pod latarnią i miejsca publiczne wręcz pozorom swoim hałasem mogły zapewnić sporą anonimowość, ale z drugiej strony nie należały do najbardziej komfortowych punktów na Ziemi.
Kąciki jej ust uniosły się ku górze w grymasie uśmiechu, choć zaszklone od łez niebieskie oczy świadczyły o tym, że wcale jej nie było do śmiechu. Chociaż od dawna zbierała się na to, by o wszystkim powiedzieć Blythe'owi, to nie była przygotowana na to, jak zareaguje. Chciała też wyznać mu to w inny sposób, niż przypadkowym "moim" wciśniętym między "jest" a "dilerem".
Od jak dawna brała? Dobre pytanie.
— ...gdy zaczęłam starać się o stypendium w Riverdale High. Chyba połowa ósmej klasy — odpowiedziała po chwili niepewnie. A więc już dobre kilka miesięcy igrała ze swoim zdrowiem i z prawem, bo przecież gdyby znaleziono przy niej narkotyki... Nie, wolała nie myśleć o konsekwencjach.
— Początkowo miała to być pomoc w nauce. Miałam sobie odpuścić na wakacjach, ale nie potrafiłam. A teraz... teraz po prostu czuję, że muszę — w związku z łamiącym się głosem każde słowo z trudem przechodziło jej przez usta — Poza tym odgania koszmary. Od dwóch tygodni śni mi się Gwen... z tamtej nocy. To jest obrzydliwe. Straszne. Ilekroć zamknę oczy mam przed oczami ten widok. Ciężko mi to opisać, ale... ale chyba mam przy sobie rysunek.
Podniosła się i zaczęła grzebać w szkolnej torbie. Był tam. Otworzyła teczkę i podsunęła kuzynowi swoje makabryczne i, co gorsza, realistyczne dzieło przedstawiające zmarłą siostrę dziewczyny w ubraną w podartą czerwoną sukienkę, miejscami ciemniejszą od krwi. Na głowie, z której dosłownie wylewał się mózg miała koronę, a złamany prawy obojczyk przebijał jasną skórę. Ohyda.
— Nie wiesz gdzie moglibyśmy pójść? — zapytała już nieco spokojniejsza — Jest jeszcze coś, co chciałabym Ci pokazać.
Od jak dawna brała? Dobre pytanie.
— ...gdy zaczęłam starać się o stypendium w Riverdale High. Chyba połowa ósmej klasy — odpowiedziała po chwili niepewnie. A więc już dobre kilka miesięcy igrała ze swoim zdrowiem i z prawem, bo przecież gdyby znaleziono przy niej narkotyki... Nie, wolała nie myśleć o konsekwencjach.
— Początkowo miała to być pomoc w nauce. Miałam sobie odpuścić na wakacjach, ale nie potrafiłam. A teraz... teraz po prostu czuję, że muszę — w związku z łamiącym się głosem każde słowo z trudem przechodziło jej przez usta — Poza tym odgania koszmary. Od dwóch tygodni śni mi się Gwen... z tamtej nocy. To jest obrzydliwe. Straszne. Ilekroć zamknę oczy mam przed oczami ten widok. Ciężko mi to opisać, ale... ale chyba mam przy sobie rysunek.
Podniosła się i zaczęła grzebać w szkolnej torbie. Był tam. Otworzyła teczkę i podsunęła kuzynowi swoje makabryczne i, co gorsza, realistyczne dzieło przedstawiające zmarłą siostrę dziewczyny w ubraną w podartą czerwoną sukienkę, miejscami ciemniejszą od krwi. Na głowie, z której dosłownie wylewał się mózg miała koronę, a złamany prawy obojczyk przebijał jasną skórę. Ohyda.
— Nie wiesz gdzie moglibyśmy pójść? — zapytała już nieco spokojniejsza — Jest jeszcze coś, co chciałabym Ci pokazać.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Kawiarnia artystyczna "Los Gitanos"
Sob Gru 08, 2018 7:24 pm
Sob Gru 08, 2018 7:24 pm
Więc nie była to tymczasowa zachcianka, która pojawiła się w jej życiu na skutek dostania się do elitarnej szkoły. Z drugiej strony, skoro wszystko zaczęło się w momencie, gdy zaczęła się starać o stypendium, tak czy inaczej było z nią powiązane. Powstrzymał się od jakichkolwiek ponadprogramowych ruchów. Nie mrużył oczu, nie uciskał nasady nosa, nie wzdychał. Po prostu w ciszy siedział, wsłuchując się w jej głos. Cała sytuacja docierała do niego bardzo powoli. Jakby niepatrzeć, ciężko mu było uwierzyć, że jego ukochana, niewinna Leilani została zbrukana czymś takim jak narkotyki. Jak mogło do tego dojść? Kto podsunął jej podobny pomysł i dlaczego nie było nikogo, komu mogłaby się z tego zwierzyć? Nikogo, kto dałby radę sprzedać jej mentalny policzek i powstrzymać przed podobną głupotą.
Gdy wyciągnęła w jego kierunku rysunek, przyglądał mu się przez krótką chwilę. Coś takiego nękało ją praktycznie codziennie? Podrapał się po policzku przenosząc na nią wzrok.
— Lei... myślałaś o tym, by zgłosić się do psychologa? Niezależnie od tego jak bardzo mi na tobie zależy, nie chcę próbować się bawić twoją psychiką i eksperymentować na twoim mózgu. Może udzielę ci porady, która mi wyda się sensowna, a okaże się przysłowiowym gwoździem do trumny. Sam nieustannie jestem pod opieką terapeuty ze względu na... moje serce i naprawdę pomaga mi odpowiednio ukierunkować myśli. Dzięki niemu odpowiednio patrzę na świat.
Nie mógł jej do niczego zmusić, ale to nie znaczyło że nie zamierzał jej zachęcić. I spróbować. Jeśli mógł zrobić cokolwiek, by przybliżyć ją do tego planu, jakkolwiek ułatwić życie. Odciążyć i sprawić, że poczuje się lepiej.
— Może do mnie do mieszkania? To jakieś pół godziny drogi stąd, ale przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał. Możesz zostać na noc jeśli chcesz, odstawię cię rano do szkoły.
Zaproponował przekrzywiając nieznacznie głowę w bok. Jeśli sam zadzwoni do jej rodziców raczej nie powinni protestować. A sam i tak nie zamierzał już udawać się dziś na żaden trening. Nie gdy został postawiony w podobnej sytuacji.
Gdy wyciągnęła w jego kierunku rysunek, przyglądał mu się przez krótką chwilę. Coś takiego nękało ją praktycznie codziennie? Podrapał się po policzku przenosząc na nią wzrok.
— Lei... myślałaś o tym, by zgłosić się do psychologa? Niezależnie od tego jak bardzo mi na tobie zależy, nie chcę próbować się bawić twoją psychiką i eksperymentować na twoim mózgu. Może udzielę ci porady, która mi wyda się sensowna, a okaże się przysłowiowym gwoździem do trumny. Sam nieustannie jestem pod opieką terapeuty ze względu na... moje serce i naprawdę pomaga mi odpowiednio ukierunkować myśli. Dzięki niemu odpowiednio patrzę na świat.
Nie mógł jej do niczego zmusić, ale to nie znaczyło że nie zamierzał jej zachęcić. I spróbować. Jeśli mógł zrobić cokolwiek, by przybliżyć ją do tego planu, jakkolwiek ułatwić życie. Odciążyć i sprawić, że poczuje się lepiej.
— Może do mnie do mieszkania? To jakieś pół godziny drogi stąd, ale przynajmniej nikt nie będzie nam przeszkadzał. Możesz zostać na noc jeśli chcesz, odstawię cię rano do szkoły.
Zaproponował przekrzywiając nieznacznie głowę w bok. Jeśli sam zadzwoni do jej rodziców raczej nie powinni protestować. A sam i tak nie zamierzał już udawać się dziś na żaden trening. Nie gdy został postawiony w podobnej sytuacji.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach