▲▼
First topic message reminder :
Jak sama nazwa wskazuje, jest to otoczenie znajdujące się nieopodal głównej bramy szkolnej, prowadzącej wprost na dziedziniec. Tędy każdy uczeń zmuszony jest przejść, chcąc dostać się do różnych zakątków szkolnych z zewnątrz.
Przed bramą znajduje się hałaśliwa ulica, jednak spora odległość jej od budynku szkoły oraz bujna roślinność sprawiają, że odgłosy nie są tak uciążliwe, o ile momentami w ogóle dochodzą do murów.
Brama jest wielka, metalowa, otwarta na oścież do środka.
.3.
Jak sama nazwa wskazuje, jest to otoczenie znajdujące się nieopodal głównej bramy szkolnej, prowadzącej wprost na dziedziniec. Tędy każdy uczeń zmuszony jest przejść, chcąc dostać się do różnych zakątków szkolnych z zewnątrz.
Przed bramą znajduje się hałaśliwa ulica, jednak spora odległość jej od budynku szkoły oraz bujna roślinność sprawiają, że odgłosy nie są tak uciążliwe, o ile momentami w ogóle dochodzą do murów.
Brama jest wielka, metalowa, otwarta na oścież do środka.
.3.
Dlaczego nawet kiedy dzień zaczynał się dobrze musiał się skończyć tak jak teraz? Dlaczego za każdym razem, gdy było lepiej, wszystko zwyczajnie musiało się rozpaść? Za każdym razem wszyscy wmawiali mu, że będzie lepiej, łatwiej. Wszystko się jakoś ułoży. Tymczasem nic się nie układało. Zawsze, niezależnie od tego jak bardzo się starał. Nie mógł być nawet do końca zły na Ivo, bo gdzieś w środku zdawał sobie sprawę, że większość ludzi po usłyszeniu tak dziwnego pytania w formie przywitania po prostu wybuchłaby śmiechem. Momentalnie pożałował swojej reakcji. Nie tego co powiedział, ale tego że rzucił w niego tą głupią puszką, którą jego brat przyniósł tu z myślą o nim. I chyba właśnie tego nie był w stanie najmocniej zdzierżyć.
Bez słowa wytłumaczenia, zarzucił na siebie kurtkę i pobiegł w kierunku przeciwnym do sali, zostawiając Ivo w korytarzu. W końcu i tak mało kto miał w ogóle szanse go dogonić, a już na pewno nie jego brat z astmą, którego kondycja leżała i kwiczała. Nixon doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego właśnie wybrał najprostszą formę odcięcia się od całej sytuacji. Ucieczkę. Ucieczkę, która zamiast pomóc, tylko dokładała więcej ciężaru do jego poczucia winy.
Zdecydowanie nie miał zamiaru wracać na zajęcia. Ani wracać specjalnie po notatki, które w tym momencie uważał za całkowicie zaprzepaszczone. Ale kogo by to właściwie obchodziło? W końcu i tak był tylko nic nieznaczącym uczniem z klasy B, którego równie dobrze mogłoby tu nie być.
zt.
Bez słowa wytłumaczenia, zarzucił na siebie kurtkę i pobiegł w kierunku przeciwnym do sali, zostawiając Ivo w korytarzu. W końcu i tak mało kto miał w ogóle szanse go dogonić, a już na pewno nie jego brat z astmą, którego kondycja leżała i kwiczała. Nixon doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego właśnie wybrał najprostszą formę odcięcia się od całej sytuacji. Ucieczkę. Ucieczkę, która zamiast pomóc, tylko dokładała więcej ciężaru do jego poczucia winy.
Zdecydowanie nie miał zamiaru wracać na zajęcia. Ani wracać specjalnie po notatki, które w tym momencie uważał za całkowicie zaprzepaszczone. Ale kogo by to właściwie obchodziło? W końcu i tak był tylko nic nieznaczącym uczniem z klasy B, którego równie dobrze mogłoby tu nie być.
zt.
I co on miał zrobić?
Rene uciekł jak spłoszona łania, zamiast odpowiedzieć na pytanie. Czyli co, Ivo faktycznie go czymś uraził? Przygryzł dolną wargę, patrząc na brata. Cholera, przecież Ian pisał w wiadomościach, że ten cały kolega zwiewa i gdyby blondyn wiedział, że te słowa nie są w ogóle przesadzone, trzymałby swoje ręce w kieszeni oraz ugryzłby się w język.
Przecież chciał dobrze...
W pierwszym odruchu chciał się rzucić do biegu za ciemnowłosym, ale noga zawisła na chwilę w powietrzu, zanim ją cofnął, rezygnując z pomysłu. To i tak nie miałoby sensu. Ian ćwiczył niemal codziennie, więc jak mógłby mu dorównać w biegu? Nie dość, że bliźniak zostawiłby go w tyle, to jeszcze pewnie astma dałaby o sobie znać.
Zacisnął palce na pasku torby, wbijając wzrok w Fantę ciągle leżącą na ziemi.
— Niech to szlag — wymamrotał, podnosząc napój.
Ian rzadko zawierał znajomości, które przeradzały się w coś więcej niż milczące mijanie się na korytarzu, dlatego każda jego większa interakcja z innymi była wręcz na wagę złota, tym bardziej gdy tak bardzo się cieszył przebywając z kimś. A z wiadomości, jakie wymieniali, wynikało, że towarzystwo Rene całkowicie mu odpowiadało.
Nie mógł tak tego zostawić. Chyba nie potrafiłby spojrzeć na siebie w lustrze i w twarz Iana (bo to tak jakby prawie patrzył na siebie, khym) bez poczucia winy.
Ruszył przed siebie z zamiarem znalezienia płoszącej się łani. Tym razem nie pozwoli mu uciec, dopóki nie wyjaśni tego, co tu zaszło, mimo że sam za bardzo tego nie rozumiał.
z.t
Rene uciekł jak spłoszona łania, zamiast odpowiedzieć na pytanie. Czyli co, Ivo faktycznie go czymś uraził? Przygryzł dolną wargę, patrząc na brata. Cholera, przecież Ian pisał w wiadomościach, że ten cały kolega zwiewa i gdyby blondyn wiedział, że te słowa nie są w ogóle przesadzone, trzymałby swoje ręce w kieszeni oraz ugryzłby się w język.
Przecież chciał dobrze...
W pierwszym odruchu chciał się rzucić do biegu za ciemnowłosym, ale noga zawisła na chwilę w powietrzu, zanim ją cofnął, rezygnując z pomysłu. To i tak nie miałoby sensu. Ian ćwiczył niemal codziennie, więc jak mógłby mu dorównać w biegu? Nie dość, że bliźniak zostawiłby go w tyle, to jeszcze pewnie astma dałaby o sobie znać.
Zacisnął palce na pasku torby, wbijając wzrok w Fantę ciągle leżącą na ziemi.
— Niech to szlag — wymamrotał, podnosząc napój.
Ian rzadko zawierał znajomości, które przeradzały się w coś więcej niż milczące mijanie się na korytarzu, dlatego każda jego większa interakcja z innymi była wręcz na wagę złota, tym bardziej gdy tak bardzo się cieszył przebywając z kimś. A z wiadomości, jakie wymieniali, wynikało, że towarzystwo Rene całkowicie mu odpowiadało.
Nie mógł tak tego zostawić. Chyba nie potrafiłby spojrzeć na siebie w lustrze i w twarz Iana (bo to tak jakby prawie patrzył na siebie, khym) bez poczucia winy.
Ruszył przed siebie z zamiarem znalezienia płoszącej się łani. Tym razem nie pozwoli mu uciec, dopóki nie wyjaśni tego, co tu zaszło, mimo że sam za bardzo tego nie rozumiał.
z.t
Rozmowy z Ivo nieco mu pomogły.
Jego brat rzucał czasem tak głupimi tekstami, że ciężko było nie przewracać na nie oczami. Nie żeby sam Ian był w tym wszystkim lepszy. Roztrzęsienie nadal trzymało się go dość mocno, lecz teraz stojąc na zewnątrz bez problemu mógł to zrzucić na niską temperaturę. Miał jedynie nadzieję, że po zobaczeniu Rene na oczy i dotarciu na lodowisko, oswoi się na nowo z jego obecnością na tyle, by opanować ponadprogramowe ruchy. W końcu nic nie pozwalało się tak wyciszyć emocjonalnie, jak łyżwiarstwo figurowe, nawet jeśli dziś mieli wrócić do absolutnie podstawowego poziomu. No i malarstwo, choć jemu poświęcał się głównie w weekendy, gdy mógł sobie faktycznie pozwolić na wskoczenie w luźne dresy i upapranie się farbą od góry do dołu. Był pewien, że właśnie tak będzie wyglądać jego sobota. Wystarczyło, że przysiadł na murku, by z łatwością wyobraził sobie jak stawia sztalugę w pokoju Ivo i rozkłada gazety na podłodze, by uniknąć kolejnych krzyków ze strony ich matki. Jego brat oglądałby pewnie Netflixa na laptopie, niby przypadkowo ustawiając go tak, by Ian mógł od czasu do czasu zerkać na ekran, śmiejąc się z jakiegoś głupiego żartu.
Podświadomie zaczął się uspokajać. Przymknął nieznacznie powieki, raz po raz obracając w rękach telefon w jednym, konkretnym rytmie.
Lewo. Prawo. Lewo. Prawo.
Góra. Lewo. Prawo. Dół.
Lewo. Prawo. Lewo. Prawo.
Góra. Lewo. Prawo. Dół.
Wykonał podobne powtórzenie trzydzieści razy, nim urządzenie w końcu znieruchomiało. Spojrzał na nie w wyraźnym zamyśleniu, przesuwając kciukiem po hartowanym szkle. Miał szczęście, że jego ojciec momentalnie zabezpieczył wszystkie urządzenia po ich nabyciu. Dzisiejsze grzmotnięcie o ziemię bez wątpienia skończyłoby się tragiczne, gdyby nie to małe cudo.
Free Drama Generator w pełnej okazałości.
Pomyślał, przesuwając opuszkiem palca wzdłuż pęknięcia. Będzie musiał nabyć nowe. Nieznacznie odstające szkło już teraz doprowadzało go do szału.
Jego brat rzucał czasem tak głupimi tekstami, że ciężko było nie przewracać na nie oczami. Nie żeby sam Ian był w tym wszystkim lepszy. Roztrzęsienie nadal trzymało się go dość mocno, lecz teraz stojąc na zewnątrz bez problemu mógł to zrzucić na niską temperaturę. Miał jedynie nadzieję, że po zobaczeniu Rene na oczy i dotarciu na lodowisko, oswoi się na nowo z jego obecnością na tyle, by opanować ponadprogramowe ruchy. W końcu nic nie pozwalało się tak wyciszyć emocjonalnie, jak łyżwiarstwo figurowe, nawet jeśli dziś mieli wrócić do absolutnie podstawowego poziomu. No i malarstwo, choć jemu poświęcał się głównie w weekendy, gdy mógł sobie faktycznie pozwolić na wskoczenie w luźne dresy i upapranie się farbą od góry do dołu. Był pewien, że właśnie tak będzie wyglądać jego sobota. Wystarczyło, że przysiadł na murku, by z łatwością wyobraził sobie jak stawia sztalugę w pokoju Ivo i rozkłada gazety na podłodze, by uniknąć kolejnych krzyków ze strony ich matki. Jego brat oglądałby pewnie Netflixa na laptopie, niby przypadkowo ustawiając go tak, by Ian mógł od czasu do czasu zerkać na ekran, śmiejąc się z jakiegoś głupiego żartu.
Podświadomie zaczął się uspokajać. Przymknął nieznacznie powieki, raz po raz obracając w rękach telefon w jednym, konkretnym rytmie.
Lewo. Prawo. Lewo. Prawo.
Góra. Lewo. Prawo. Dół.
Lewo. Prawo. Lewo. Prawo.
Góra. Lewo. Prawo. Dół.
Wykonał podobne powtórzenie trzydzieści razy, nim urządzenie w końcu znieruchomiało. Spojrzał na nie w wyraźnym zamyśleniu, przesuwając kciukiem po hartowanym szkle. Miał szczęście, że jego ojciec momentalnie zabezpieczył wszystkie urządzenia po ich nabyciu. Dzisiejsze grzmotnięcie o ziemię bez wątpienia skończyłoby się tragiczne, gdyby nie to małe cudo.
Free Drama Generator w pełnej okazałości.
Pomyślał, przesuwając opuszkiem palca wzdłuż pęknięcia. Będzie musiał nabyć nowe. Nieznacznie odstające szkło już teraz doprowadzało go do szału.
Tego mu jeszcze dzisiaj brakowało - wielokrotnego upadania na lodzie na własne życzenie. Ale umówił się i nie miał serca tego przekładać, nawet jeśli po "korkach" z Leilani w jego pokoju miał ochotę już tylko skończyć zajęcia, wrócić tam sam i paść na ryj. Na wuefie nawet się nie starał, chociaż ostatecznie na niego zdążył. Potem miał jeszcze chemię i fizykę, a więc niby lekcje za którymi przepadał. A jednak nawet one go nie pocieszyły. Myślami wciąż był przy dwóch tylko tematach - pocałunku z Lei i jej dziwnemu przekonaniu, że woli chłopców. Chyba właśnie po to się na niego rzuciła - chciała coś udowodnić. Tylko komu? Bo jeśli chodzi o jego, to tylko bardziej namieszało mu we łbie. Nie rozumiał jakim cudem mogło spodobać mu się coś takiego z osobą, którą dotąd ledwo znosił. Czy to dlatego, że faktycznie wolał dziewczyny? Pocieszająca myśl, choć wciąż nie mógł się do niej przekonać. Nie dlatego, że kiedykolwiek czuł coś więcej do jakiegoś chłopaka, bo do te pory nie mógł się pochwalić podobnymi doświadczeniami, ale przez to, że już dwie osoby próbowały mu to wmówić. W tym również Leilani. Francuz zupełnie nieprzytomnie dotarł na miejsce spotkania zastanawiając się czy może inni widzą coś czego on jeszcze nie dostrzega. A jeśli tak, to jak się co do tego upewnić?
Rene podszedł do Iana i machnął mu szybkie powitanie. Kiedy jego jasne oczy uniosły spojrzenie z chodnika na twarz kolegi, coś w nich wydawało się mocno odległe. Mimo to rudzielec zachowywał się tak obojętnie jak zwykle, więc może to tylko złudzenie? Na pewno niemożliwym było mieć pewność na pierwszy rzut oka. Zwłaszcza, że z Dubois nigdy nic nie było wiadomo tak do końca.
Rene podszedł do Iana i machnął mu szybkie powitanie. Kiedy jego jasne oczy uniosły spojrzenie z chodnika na twarz kolegi, coś w nich wydawało się mocno odległe. Mimo to rudzielec zachowywał się tak obojętnie jak zwykle, więc może to tylko złudzenie? Na pewno niemożliwym było mieć pewność na pierwszy rzut oka. Zwłaszcza, że z Dubois nigdy nic nie było wiadomo tak do końca.
Ian był niewiele przytomniejszy od Rene. Problem polegał na tym, że podczas gdy myśli rudowłosego krążyły wokół osoby, której tu nie było, Nixon nie mógł się pochwalić tym samym. Nawet gdy ten podszedł i machnął mu krótko na przywitanie, ciemnowłosy z początku kompletnie nie zareagował, cały czas przesuwając palcem po telefonie. Jak powinien się teraz zachować? Rozbite szkło zostawiało nieprzyjemne uczucie na palcu, które dawało mu jednak jakąś formę wytchnienia. W końcu zatrzymał ten prosty ruch i schował urządzenie do tylnej kieszeni spodni, patrząc Rene prosto w oczy. Nie odezwał się ani słowem. Sam nie wiedział jak długo obserwował go tak w absolutnym milczeniu, gdy tym razem i jego mimika nie zdradzała absolutnie niczego. Cóż za rzadki widok u kogoś takiego jak Ian. Czuł się nieco, jakby stał we śnie. Wszelkie bodźce docierały do niego dużo wolniej niż zwykle, pozostawiając po sobie to surrealne uczucie. Wyciągnął tablet z torby robotycznym ruchem, nim wygiął leciutko usta w górze.
Ciężki dzień?
Postukał palcem w skrawek ekranu, nim opuścił go nieznacznie w dół, zupełnie jakby miał problem z utrzymaniem go w dłoniach. Nie byłoby to nawet szczególnie dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że opuszki miał zaczerwienione od zimna. Kto wie jak szybko wybiegł ze szkoły i stał na zewnątrz, czekając aż Rene do niego dołączy. Być może łudził się, że zimno skutecznie go ostudzi. I na razie chyba działało?
Ciężki dzień?
Postukał palcem w skrawek ekranu, nim opuścił go nieznacznie w dół, zupełnie jakby miał problem z utrzymaniem go w dłoniach. Nie byłoby to nawet szczególnie dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że opuszki miał zaczerwienione od zimna. Kto wie jak szybko wybiegł ze szkoły i stał na zewnątrz, czekając aż Rene do niego dołączy. Być może łudził się, że zimno skutecznie go ostudzi. I na razie chyba działało?
To było faktycznie zastanawiające, te jego dziwne spojrzenie. Nie pasowało do Iana i Rene od razu to zwęszył. Jednak nim zdążył podjąć decyzję co z tym dalej zrobić, Nixon zadał mu pytanie, które z powrotem skierowało myśli Francuza na te same problematyczne zagadnienia co wcześniej.
"Nic nowego" zamigał Dubois, zadowolony z kolejnych gestów jakie przyswoił od ostatniego spotkania. Szukał głównie zdań albo sformułowań, których wiedział, że będzie używał i "nic nowego" było jednym z nich. W końcu w jego życiu zazwyczaj mało się działo. No, jeśli nie liczyć ostatnich paru dni. Hm, czyli jednak zdarzyło się coś nowego. Rudzielec aż westchnął, gdy dotarło do niego, że z nawyku okłamał Iana. Ale to i lepiej, bo nie zamierzał spowiadać mu się ze swoich problemów. Zwłaszcza, że ten był poniekąd jednym z nich.
Rene przyglądał się koledze z nieodgadnioną miną. Starał się zachować rezon, choć przez głowę przechodziły mu utrudniające to myśli. Jak chociażby to, że Ian jest całkiem ładny. Ale czy to od razu znaczy, że ładniejszy niż inni ludzie?
Może... Sam nie wiem...
A Leilani? Na jej wspomnienie Francuz mimowolnie zagryzł usta.
Też jest ładna.
Ale czy ładniejsza niż Nixon?
Chyba...
Co jeśli oboje mu się podobają? Albo żadne? Skąd miał to, do cholery, wiedzieć? Po czym poznać?
Po dłuższej chwili wpatrywania się w chłopaka, Rene w końcu odwrócił wzrok i przeczesał włosy palcami. Zastanawianie się nad tym wszystkim, gdy tamten ewidentnie marznął nie miało żadnego sensu.
"Idziemy?" zapytał wreszcie na migi. I tak zmarnowali tu dostatecznie dużo czasu.
"Nic nowego" zamigał Dubois, zadowolony z kolejnych gestów jakie przyswoił od ostatniego spotkania. Szukał głównie zdań albo sformułowań, których wiedział, że będzie używał i "nic nowego" było jednym z nich. W końcu w jego życiu zazwyczaj mało się działo. No, jeśli nie liczyć ostatnich paru dni. Hm, czyli jednak zdarzyło się coś nowego. Rudzielec aż westchnął, gdy dotarło do niego, że z nawyku okłamał Iana. Ale to i lepiej, bo nie zamierzał spowiadać mu się ze swoich problemów. Zwłaszcza, że ten był poniekąd jednym z nich.
Rene przyglądał się koledze z nieodgadnioną miną. Starał się zachować rezon, choć przez głowę przechodziły mu utrudniające to myśli. Jak chociażby to, że Ian jest całkiem ładny. Ale czy to od razu znaczy, że ładniejszy niż inni ludzie?
Może... Sam nie wiem...
A Leilani? Na jej wspomnienie Francuz mimowolnie zagryzł usta.
Też jest ładna.
Ale czy ładniejsza niż Nixon?
Chyba...
Co jeśli oboje mu się podobają? Albo żadne? Skąd miał to, do cholery, wiedzieć? Po czym poznać?
Po dłuższej chwili wpatrywania się w chłopaka, Rene w końcu odwrócił wzrok i przeczesał włosy palcami. Zastanawianie się nad tym wszystkim, gdy tamten ewidentnie marznął nie miało żadnego sensu.
"Idziemy?" zapytał wreszcie na migi. I tak zmarnowali tu dostatecznie dużo czasu.
Chłopak zdecydowanie nie był przygotowany na to, że koniec końców Rene będzie sie w niego wpatrywał dużo dłużej, nie mówiąc nic więcej. Chyba dopiero ten gest na swój sposób wybudził go z wcześniejszego letargu, gdy zaczerwienił się szybko spuszczając wzrok.
"To dobrze."
Odmigał całkowicie na ślepo odbierając tym samym rudowłosemu możliwość rozwinięcia tematu. Skoro i tak odpowiadał dość zdawkowo, nie widział sensu w specjalnym wnikaniu w temat. Przynajmniej na razie. Powrócił wzrokiem do Rene i pokiwał głową. Sterczenie pod szkołą rzeczywiście nie miało sensu. Schował tablet i machnął dłońmi, wyganiając go do przodu, nim sam przeskoczył kilka kroków, by się z nim zrównać. Podmuchał ciepłym powietrzem na swoje palce, w próbie jakiegokolwiek ich rozgrzania, zaciskając je kilkakrotnie i rozprostowując. Tym razem zamiast tabletu wyciągnął telefon, który zdecydowanie był dużo wygodniejszym urządzeniem do przekazywania informacji podczas chodu.
To niedaleko. W międzyczasie możesz powtórzyć wszystkie znaki, których się ostatnio nauczyłeś, hm?
Zaproponował, zaraz powtarzając to samo zdanie w języku migowym z nieznacznym rozbawieniem w szarobłękitnych oczach. Supeł gdzieś w środku zdawał się nieznacznie rozluźniać. Może jednak cała ta nauka chodzenia na nowo, nie będzie taka zła?
zt. x2
"To dobrze."
Odmigał całkowicie na ślepo odbierając tym samym rudowłosemu możliwość rozwinięcia tematu. Skoro i tak odpowiadał dość zdawkowo, nie widział sensu w specjalnym wnikaniu w temat. Przynajmniej na razie. Powrócił wzrokiem do Rene i pokiwał głową. Sterczenie pod szkołą rzeczywiście nie miało sensu. Schował tablet i machnął dłońmi, wyganiając go do przodu, nim sam przeskoczył kilka kroków, by się z nim zrównać. Podmuchał ciepłym powietrzem na swoje palce, w próbie jakiegokolwiek ich rozgrzania, zaciskając je kilkakrotnie i rozprostowując. Tym razem zamiast tabletu wyciągnął telefon, który zdecydowanie był dużo wygodniejszym urządzeniem do przekazywania informacji podczas chodu.
To niedaleko. W międzyczasie możesz powtórzyć wszystkie znaki, których się ostatnio nauczyłeś, hm?
Zaproponował, zaraz powtarzając to samo zdanie w języku migowym z nieznacznym rozbawieniem w szarobłękitnych oczach. Supeł gdzieś w środku zdawał się nieznacznie rozluźniać. Może jednak cała ta nauka chodzenia na nowo, nie będzie taka zła?
zt. x2
Od razu po zajęciach pociągnął Ilyę za ramię, nie dając mu nawet szansy na zaprotestowanie. No hej, Ivo nadal musiał wyjaśnić z nim sprawę nagłego powrotu i zachowania tego w całkowitej tajemnicy. Gdy rano ujrzał przyjaciela na lekcji, w pierwszej chwili myślał, że wczorajsze łyżwy jednak faktycznie zaowocowały chorobą i zwidami wywołanymi przez gorączkę lub że dołączył do klasy ktoś bardzo podobny do kogoś, kogo dawno nie widział na żywo przez dzielące ich kilometry.
Wiedział, że Ian ma już zarezerwowane popołudnie dla kogoś innego, dlatego nawet nie czekał na niego, tylko od razu wyszedł z budynku ciągnąc za sobą Ilyę.
— Masz dzisiaj jakieś plany? — zapytał, zatrzymując się przy murku niedaleko bramy. — Jeśli nie, to zabieram cię do domu. Jest za zimno na chodzenie po mieście, a musisz mi powiedzieć... wszystko. Co się stało, że wróciłeś?
Po wyprowadzce Russellów blondyn po czasie zaakceptował myśl, że pewnie przez wiele długich lat nie będzie mu dane spotkać się z przyjacielem, z którym w dzieciństwie bracia spędzali całe dnie. Na początku Ivo był obrażony na niemal cały świat za zabranie mu przyjaciela i wywiezienie go.
— Masz ochotę na coś konkretnego do jedzenia? Możemy po drodze wstąpić do sklepu, bo nie wiem, czy w domu ostały się jeszcze jakieś słodycze i przekąski.
Pamiętał, że nie zjadł wszystkiego, ale mama lubiła zapraszać koleżanki na kawę oraz plotki i przy okazji oczywiście częstować je miliardem rzeczy, których i tak nie były w stanie zjeść w całości nawet podczas długiego spotkania. Ivo nauczył się już, że lepiej kupić coś, niż potem rozczarować się w domu na widok pustej szafki.
Wiedział, że Ian ma już zarezerwowane popołudnie dla kogoś innego, dlatego nawet nie czekał na niego, tylko od razu wyszedł z budynku ciągnąc za sobą Ilyę.
— Masz dzisiaj jakieś plany? — zapytał, zatrzymując się przy murku niedaleko bramy. — Jeśli nie, to zabieram cię do domu. Jest za zimno na chodzenie po mieście, a musisz mi powiedzieć... wszystko. Co się stało, że wróciłeś?
Po wyprowadzce Russellów blondyn po czasie zaakceptował myśl, że pewnie przez wiele długich lat nie będzie mu dane spotkać się z przyjacielem, z którym w dzieciństwie bracia spędzali całe dnie. Na początku Ivo był obrażony na niemal cały świat za zabranie mu przyjaciela i wywiezienie go.
— Masz ochotę na coś konkretnego do jedzenia? Możemy po drodze wstąpić do sklepu, bo nie wiem, czy w domu ostały się jeszcze jakieś słodycze i przekąski.
Pamiętał, że nie zjadł wszystkiego, ale mama lubiła zapraszać koleżanki na kawę oraz plotki i przy okazji oczywiście częstować je miliardem rzeczy, których i tak nie były w stanie zjeść w całości nawet podczas długiego spotkania. Ivo nauczył się już, że lepiej kupić coś, niż potem rozczarować się w domu na widok pustej szafki.
Przez niemalże wszystkie zajęcia denerwował się byciem "w centrum uwagi", na szczęście dzięki starym przyjaciołom udało mu się przez to przebrnąć nawet w całości. Było to nieco bardziej męczące niż typowe zajęcia w szkole, ale z takim towarzystwem mógł przeżyć wszystko! W momencie gdy przygotował się do wyjścia został niemalże wyciągnięty przez młodszego z bliźniaków. No tak, Ivo dowiedział się o jego powrocie dopiero na zajęciach, a podczas nich nie było czasu na jakieś normalne pogaduszki i wyjaśnienia.
Co prawda młodszy z Nixonów raczej nie uciekał do przemocy fizycznej, ale to tworzyło z niego jeszcze niebezpieczniejszego drapieżnika! Gdy zatrzymali się niedaleko bramy lekko pokręcił głową w odpowiedzi
- Nic szczególnego, rozpakować rzeczy w akademiku i odpocząć. Czyli nic co nie może poczekać. - Uśmiechnął się do Ivo. - Za zimno? Szczerze to od powrotu to się tu trochę grzeje, chodzę nawet w rozpiętym płaszczu. To chyba u was rodzinne, Ian też na to narzekał.
Zaśmiał się cicho, jednocześnie w środku faktycznie zaczął robić sobie ciche wyrzuty sumienia, że nie powiedział im o powrocie nieco szybciej.
- Spokojnie, będziemy mieli na to wszystko co najmniej parędziesiąt lat, jak nie wieczność. Wróciłem, oby na stałe. Praca rodziców w końcu pozwoliła im wrócić do "domu". Chociaż tak naprawdę stanie się to dopiero za jakieś pół roku. Udało mi się ich przekonać by zrobić to szybciej. Nie mogłem sobie pozwolić na kolejne pół roku z dala od was! Dlatego zorganizowałem wszystko w tajemnicy. Niespodzianka~ - Na jego twarzy pojawił się szeroki szczery uśmiech, tęsknił i to bardzo, wyprowadzka za młodych lat wydawała mu się (i w sumie była) końcem świata, jednak zawdzięczając wszystko technologii udało mu się złagodzić te odczucie poprzez kontakt jaki mieli przez ten cały czas. Na pytanie o jedzenie już miał rzucić pytanie czy mama Nixon nie zamierza dzisiaj gotować, ale mając na uwadze wcześniejsze słowa Iana o podejściu Ivo do tego tematu jedynie pokręcił głową.
- Cokolwiek będzie dobre, możesz mnie zaskoczyć. Tak dawno tutaj nie jadłem, że pewno wszystko dla mnie będzie "nowe".
Co prawda młodszy z Nixonów raczej nie uciekał do przemocy fizycznej, ale to tworzyło z niego jeszcze niebezpieczniejszego drapieżnika! Gdy zatrzymali się niedaleko bramy lekko pokręcił głową w odpowiedzi
- Nic szczególnego, rozpakować rzeczy w akademiku i odpocząć. Czyli nic co nie może poczekać. - Uśmiechnął się do Ivo. - Za zimno? Szczerze to od powrotu to się tu trochę grzeje, chodzę nawet w rozpiętym płaszczu. To chyba u was rodzinne, Ian też na to narzekał.
Zaśmiał się cicho, jednocześnie w środku faktycznie zaczął robić sobie ciche wyrzuty sumienia, że nie powiedział im o powrocie nieco szybciej.
- Spokojnie, będziemy mieli na to wszystko co najmniej parędziesiąt lat, jak nie wieczność. Wróciłem, oby na stałe. Praca rodziców w końcu pozwoliła im wrócić do "domu". Chociaż tak naprawdę stanie się to dopiero za jakieś pół roku. Udało mi się ich przekonać by zrobić to szybciej. Nie mogłem sobie pozwolić na kolejne pół roku z dala od was! Dlatego zorganizowałem wszystko w tajemnicy. Niespodzianka~ - Na jego twarzy pojawił się szeroki szczery uśmiech, tęsknił i to bardzo, wyprowadzka za młodych lat wydawała mu się (i w sumie była) końcem świata, jednak zawdzięczając wszystko technologii udało mu się złagodzić te odczucie poprzez kontakt jaki mieli przez ten cały czas. Na pytanie o jedzenie już miał rzucić pytanie czy mama Nixon nie zamierza dzisiaj gotować, ale mając na uwadze wcześniejsze słowa Iana o podejściu Ivo do tego tematu jedynie pokręcił głową.
- Cokolwiek będzie dobre, możesz mnie zaskoczyć. Tak dawno tutaj nie jadłem, że pewno wszystko dla mnie będzie "nowe".
Nieznacznie poruszył brwiami w górę, przyglądając się przyjacielowi. Jak mógł chodzić w rozpiętym płaszczu przy takiej pogodzie? Może wpływ miało na to mieszkanie w Rosji? Ivo nieszczególnie interesował się tym krajem, ale z lekcji geografii wiedział, że zimy potrafiły być tam okrutne.
— Jak się potem rozchorujesz i dostaniesz gorączki, to wrzucę cię do wanny z lodem i obłożę śniegiem — zagroził.
Ivo nieszczególnie szalał za ciepłem, ale nie był też wielkim fanem minusowych temperatur. Nie wyobrażał sobie wyjścia na zewnątrz w niezapiętej kurtce, no i na dodatek matka urwałaby mu głowę, gdyby zobaczyła coś takiego.
— Mogłeś ich przekonać kilka lat wcześniej. Ale dobra, powiedzmy, że wybaczam ci niepowiedzenie Ianowi i mi o powrocie, skoro i tak poświęciłeś się dla nas i przekonałeś rodziców. Ale... — Szybkim ruchem przejechał dłonią po murze, zbierając śnieg i formując go w średniej wielkości kulkę. Bez ostrzeżenia rzucił śnieżką w Ilyę. — ... kara i tak cię nie ominie. Coś jeszcze wymyślę z Ianem.
Potarł dłonie o siebie, próbując je trochę ocieplić. Ten chwilowy kontakt ze śniegiem szybko uświadomił mu, że powinien pamiętać o zabieraniu rękawiczek z domu. Często po prostu je zostawiał na szafce, tym samym ograniczając ryzyko zgubienia ich. Nie wiedział czemu, ale ta część garderoby gubiła się równie łatwo co wsuwki do włosów, a nie chciał się tłumaczyć przed rodzicami już trzeci raz w tym roku.
— To może jednak chcesz zjeść coś na mieście? Znam kilka fajnych miejsc z dobrym jedzeniem, ale tam nie rozłożysz na kanapie z kocem na nogach. Ale za to pewnie zjadłbyś coś lepszego niż u nas. Tata nie ma ostatnio czasu robić obiadów i zostawia to mamie... Więc jeśli trafi się coś niejadalnego, to zostaną nam chrupki i ciasteczka.
— Jak się potem rozchorujesz i dostaniesz gorączki, to wrzucę cię do wanny z lodem i obłożę śniegiem — zagroził.
Ivo nieszczególnie szalał za ciepłem, ale nie był też wielkim fanem minusowych temperatur. Nie wyobrażał sobie wyjścia na zewnątrz w niezapiętej kurtce, no i na dodatek matka urwałaby mu głowę, gdyby zobaczyła coś takiego.
— Mogłeś ich przekonać kilka lat wcześniej. Ale dobra, powiedzmy, że wybaczam ci niepowiedzenie Ianowi i mi o powrocie, skoro i tak poświęciłeś się dla nas i przekonałeś rodziców. Ale... — Szybkim ruchem przejechał dłonią po murze, zbierając śnieg i formując go w średniej wielkości kulkę. Bez ostrzeżenia rzucił śnieżką w Ilyę. — ... kara i tak cię nie ominie. Coś jeszcze wymyślę z Ianem.
Potarł dłonie o siebie, próbując je trochę ocieplić. Ten chwilowy kontakt ze śniegiem szybko uświadomił mu, że powinien pamiętać o zabieraniu rękawiczek z domu. Często po prostu je zostawiał na szafce, tym samym ograniczając ryzyko zgubienia ich. Nie wiedział czemu, ale ta część garderoby gubiła się równie łatwo co wsuwki do włosów, a nie chciał się tłumaczyć przed rodzicami już trzeci raz w tym roku.
— To może jednak chcesz zjeść coś na mieście? Znam kilka fajnych miejsc z dobrym jedzeniem, ale tam nie rozłożysz na kanapie z kocem na nogach. Ale za to pewnie zjadłbyś coś lepszego niż u nas. Tata nie ma ostatnio czasu robić obiadów i zostawia to mamie... Więc jeśli trafi się coś niejadalnego, to zostaną nam chrupki i ciasteczka.
Reakcja jaką wywołał u Ivo była niemalże identyczna jak ta u jego brata, z jedną jednak różnicą, to co mu powiedział w młodszy z bliźniaków, w dziwny sposób wywołał u niego nagły dreszcz zimna. Ujemna temperatura to jedno, ale zostanie wrzuconym do lodowatej wody podczas gorączki to drugie. Poza tym Ilya miał dziwne przeczucie, że jego przyjaciel mógł przekuć swoje słowa w czyny, więc pierwszą rzeczą jaką zrobił Russell to faktyczne zapięcie płaszcza. Gratulacje, by rusek (chociaż nie w 100%) zapiął swój płaszcz potrzeba było syberyjskich mrozów, no i młodszego z Nixonów.
- No tak, bo kiedykolwiek moim marzeniem było zostawienie was. Uwierz mi, że gdybym miał szansę wrócić szybciej... - urwał, bo człowiek zazwyczaj urywa w połowie słowa, kiedy na jego twarzy rozbija się śnieżna kula. Może nie dokładnie w samą twarz, bo lekko podniesiony kołnierz płaszcza ochronił go przed dosłownym połknięciem śniegu. Mimo wszystko bryła rozpadła się uderzając o płaszcz przez co część wylądowała mu na twarzy.
...
Potrząsnął głową strącając resztki topniejącego śniegu z twarzy. Jak tak dalej pójdzie, to może faktycznie lepiej byłoby zostać w Rosji i wrócić za jakieś pół roku? Przynajmniej byłoby tu cieplej, nie byłoby śniegu.
- Ileż przyjdzie mi wycierpieć w imię tej przyjaźni? - westchnął teatralnie i przywołał uśmiech na swojej twarzy. Przez chwilę miał ochotę wrzucić Ivo w jakąś solidną zaspę jednak widząc jak ten zaczyna ogrzewać dłonie po chwilowym kontakcie ze śniegiem - zrezygnował.
Podszedł do niego wcześniej sięgając do kieszeni płaszcza. Objął dłonie chłopaka swoimi i wcisnął mu rękawiczki.
- Nie przepadasz za zimnem co? Przez tyle lat nie szło się przyzwyczaić? - Posłał mu delikatny uśmiech i cofnął się o krok. - Jedzenie na mieście nie brzmi źle, jednak kocyk ma swój niepodważalny urok... może więc zamówimy jedzenie i idziemy do Ciebie? Ewentualnie zgarniemy jeśli to możliwe, jakieś żarełko po drodze?
Zerknął na chłopaka przekrzywiając głowę w bok.
- To tak przy okazji, u Ciebie są jakieś nowości? - spytał podążając za swoim przewodnikiem, jak się domyślał oblężenie pytaniami na jego osobę pojawi się w bardziej komfortowym miejscu.
Pamiętacie może, ten niespodziewany atak Ivo? Otóż Ilya pamiętał maszerując tuż obok niego rozglądał się za jakąś lepszą zaspą. Miał do nich oko, naprawdę. Więc gdy tylko przechodzili przez bramę szkoły, uśmiechnął się do siebie. W końcu ją wypatrzył, miała naprawdę idealne śnieżne warstwy i tak na oko, mogła sięgać do połowy uda.
- Naprawdę, Kanada nie widziała prawdziwej zimy... - mruknął niby do siebie, ale na tyle głośno by Ivo go usłyszał, całe szczęście, że szli obok siebie prawda? Ilya już doskonale opracował cały plan, zwolnił na chwilę krok po czym wystrzelił celując prosto w nogi przyjaciela. Nie chciał go od tak podciąć, a raczej zgarnąć w biegu. Adrenalina zrobiła swoje, bo w następnej chwili Ivo znajdował się w objęciach Russella niczym prawdziwa księżniczka (czy tam książę), błysnął jedynie uśmiechem i wziął zamach by posłać nowy balast prosto w lodowy puch.
W ostatnim momencie zatrzymał się jakby uświadamiając sobie kilka rzeczy....
- Masz przy sobie inhalator? - spytał jakby właśnie to było teraz najważniejszą rzeczą na świecie, wbijając w chłopaka stalowe spojrzenie.
- No tak, bo kiedykolwiek moim marzeniem było zostawienie was. Uwierz mi, że gdybym miał szansę wrócić szybciej... - urwał, bo człowiek zazwyczaj urywa w połowie słowa, kiedy na jego twarzy rozbija się śnieżna kula. Może nie dokładnie w samą twarz, bo lekko podniesiony kołnierz płaszcza ochronił go przed dosłownym połknięciem śniegu. Mimo wszystko bryła rozpadła się uderzając o płaszcz przez co część wylądowała mu na twarzy.
...
Potrząsnął głową strącając resztki topniejącego śniegu z twarzy. Jak tak dalej pójdzie, to może faktycznie lepiej byłoby zostać w Rosji i wrócić za jakieś pół roku? Przynajmniej byłoby tu cieplej, nie byłoby śniegu.
- Ileż przyjdzie mi wycierpieć w imię tej przyjaźni? - westchnął teatralnie i przywołał uśmiech na swojej twarzy. Przez chwilę miał ochotę wrzucić Ivo w jakąś solidną zaspę jednak widząc jak ten zaczyna ogrzewać dłonie po chwilowym kontakcie ze śniegiem - zrezygnował.
Podszedł do niego wcześniej sięgając do kieszeni płaszcza. Objął dłonie chłopaka swoimi i wcisnął mu rękawiczki.
- Nie przepadasz za zimnem co? Przez tyle lat nie szło się przyzwyczaić? - Posłał mu delikatny uśmiech i cofnął się o krok. - Jedzenie na mieście nie brzmi źle, jednak kocyk ma swój niepodważalny urok... może więc zamówimy jedzenie i idziemy do Ciebie? Ewentualnie zgarniemy jeśli to możliwe, jakieś żarełko po drodze?
Zerknął na chłopaka przekrzywiając głowę w bok.
- To tak przy okazji, u Ciebie są jakieś nowości? - spytał podążając za swoim przewodnikiem, jak się domyślał oblężenie pytaniami na jego osobę pojawi się w bardziej komfortowym miejscu.
Pamiętacie może, ten niespodziewany atak Ivo? Otóż Ilya pamiętał maszerując tuż obok niego rozglądał się za jakąś lepszą zaspą. Miał do nich oko, naprawdę. Więc gdy tylko przechodzili przez bramę szkoły, uśmiechnął się do siebie. W końcu ją wypatrzył, miała naprawdę idealne śnieżne warstwy i tak na oko, mogła sięgać do połowy uda.
- Naprawdę, Kanada nie widziała prawdziwej zimy... - mruknął niby do siebie, ale na tyle głośno by Ivo go usłyszał, całe szczęście, że szli obok siebie prawda? Ilya już doskonale opracował cały plan, zwolnił na chwilę krok po czym wystrzelił celując prosto w nogi przyjaciela. Nie chciał go od tak podciąć, a raczej zgarnąć w biegu. Adrenalina zrobiła swoje, bo w następnej chwili Ivo znajdował się w objęciach Russella niczym prawdziwa księżniczka (czy tam książę), błysnął jedynie uśmiechem i wziął zamach by posłać nowy balast prosto w lodowy puch.
W ostatnim momencie zatrzymał się jakby uświadamiając sobie kilka rzeczy....
- Masz przy sobie inhalator? - spytał jakby właśnie to było teraz najważniejszą rzeczą na świecie, wbijając w chłopaka stalowe spojrzenie.
Przyłożył zaciśniętą dłoń do usta, nieudolnie maskując śmiech kaszlem, kiedy śnieżka uderzyła w przyjaciela. Ilya zdecydowanie zasłużył na grad pocisków, ale Ivo nie chciał już na samym początku mieć na sumieniu jego zdrowia. Nie czułby się dobrze, gdyby następnego dnia przeziębienie dopadło Ilyę.
— Przecież jeszcze nie cierpisz! Ale zawsze można to załatwić. Muszę się tylko naradzić z Ianem...
Drugi bliźniak z pewnością wymyśliłby coś bardziej efektownego niż rzucenie śnieżką, ale niestety blondyn nie miał teraz okazji go o to zapytać, a napisanie wiadomości odpadało. Zamierzał dać bliźniakowi dzisiaj całkowity spokój dopóki ten przebywał z Rene. Dopiero w domu przyjdzie pora na dowiedzenie się wszystkiego.
Zatrzymał chwilowo spojrzenie na chłopaku, po czym spuścił wzrok na dłonie przyjaciela. Przez zimno podobne do uczucia wbijających się drobnych szpilek prawie nie mógł poczuć ciepła Ilyi.
— Nikt normalny nie przyzwyczaja się do takiego zimna — odpowiedział, rozprostowując zaczerwienione palce. Założył rękawiczki. — Dzięki, Przypomnij potem, żebym ci oddał. A jedzenie chyba faktycznie będzie najlepiej zamówić. A do jakiegoś fajnego miejsca pójdziemy później razem z Ianem. W autobusie zamówimy coś przez aplikację, żebyśmy nie musieli za długo czekać, bo jeszcze zostaniemy skazani na zjedzenie obiadu mamy. A nie chcę cię truć zaraz po przyjeździe.
Cóż, Ivo pamiętał, że w przeszłości Ilya chwalił posiłki przygotowywane przez panią Nixon, ale mocno wątpił, żeby po tylu latach przyjaciel zdołał przełknąć smaki dzieciństwa bez krzywienia się.
— Nowości? Za bardzo to nie wiem, co mogłoby być taką nowością... Większość i tak pisałem ci w wiadomościach. Na razie prawie wszystko ogranicza się do szkoły, domu i sporadycznych wypadów z Ianem — powiedział, wzruszając ramionami. Od czasu rzucenia treningów nie wychodził zbyt wiele na zewnątrz, żeby spotykać się z innymi. Lubił towarzystwo niektórych osób i nie czuł palącej potrzeby poszerzenia swojego kręgu znajomych, ani trzymania się pierwszej lepszej grupy tylko po to, żeby móc po szkole robić to, co inni.
— Napiłbym się czegoś ciepłego... Zrobię nam w domu.
Szedł obok przyjaciele ignorując jego rozglądanie się na boki. W końcu Ilya niedawno wrócił, więc może jeszcze do końca nie wchłonął wszystkich widoków? Niektóre rzeczy zmieniły się przez lata, więc Nixon wcale by się nie zdziwił, gdyby uciekanie wzrokiem na boki było spowodowane chęcią ponownego rozeznania się po okolicy.
— W Kanadzie się normalne i zimy, tylko w Ros-- EJ! — Zaskoczony nagłym atakiem Russella, nie zdążył zareagować nawet w najmniejszym stopniu. Wylądował na jego rękach niczym panna niesiona do ślubu, a z tą różnicą, że on miał wylądować z zaspie, a nie przed ołtarzem. — Co ty robisz?!
Od razu splótł dłonie na karku niższego, przyczepiając się do niego jak rzep do psiego ogona.
— Nie mam! — Mocniej wczepił się w przyjaciela, aby ten nie mógł nim nagle rzucić bez równoczesnego ryzyka polecenia razem z nim. — Jak mnie nie postawisz na ziemi, to... — wsadzę ci śnieg pod ubrania — ... zjem twoją porcję jedzenia.
— Przecież jeszcze nie cierpisz! Ale zawsze można to załatwić. Muszę się tylko naradzić z Ianem...
Drugi bliźniak z pewnością wymyśliłby coś bardziej efektownego niż rzucenie śnieżką, ale niestety blondyn nie miał teraz okazji go o to zapytać, a napisanie wiadomości odpadało. Zamierzał dać bliźniakowi dzisiaj całkowity spokój dopóki ten przebywał z Rene. Dopiero w domu przyjdzie pora na dowiedzenie się wszystkiego.
Zatrzymał chwilowo spojrzenie na chłopaku, po czym spuścił wzrok na dłonie przyjaciela. Przez zimno podobne do uczucia wbijających się drobnych szpilek prawie nie mógł poczuć ciepła Ilyi.
— Nikt normalny nie przyzwyczaja się do takiego zimna — odpowiedział, rozprostowując zaczerwienione palce. Założył rękawiczki. — Dzięki, Przypomnij potem, żebym ci oddał. A jedzenie chyba faktycznie będzie najlepiej zamówić. A do jakiegoś fajnego miejsca pójdziemy później razem z Ianem. W autobusie zamówimy coś przez aplikację, żebyśmy nie musieli za długo czekać, bo jeszcze zostaniemy skazani na zjedzenie obiadu mamy. A nie chcę cię truć zaraz po przyjeździe.
Cóż, Ivo pamiętał, że w przeszłości Ilya chwalił posiłki przygotowywane przez panią Nixon, ale mocno wątpił, żeby po tylu latach przyjaciel zdołał przełknąć smaki dzieciństwa bez krzywienia się.
— Nowości? Za bardzo to nie wiem, co mogłoby być taką nowością... Większość i tak pisałem ci w wiadomościach. Na razie prawie wszystko ogranicza się do szkoły, domu i sporadycznych wypadów z Ianem — powiedział, wzruszając ramionami. Od czasu rzucenia treningów nie wychodził zbyt wiele na zewnątrz, żeby spotykać się z innymi. Lubił towarzystwo niektórych osób i nie czuł palącej potrzeby poszerzenia swojego kręgu znajomych, ani trzymania się pierwszej lepszej grupy tylko po to, żeby móc po szkole robić to, co inni.
— Napiłbym się czegoś ciepłego... Zrobię nam w domu.
Szedł obok przyjaciele ignorując jego rozglądanie się na boki. W końcu Ilya niedawno wrócił, więc może jeszcze do końca nie wchłonął wszystkich widoków? Niektóre rzeczy zmieniły się przez lata, więc Nixon wcale by się nie zdziwił, gdyby uciekanie wzrokiem na boki było spowodowane chęcią ponownego rozeznania się po okolicy.
— W Kanadzie się normalne i zimy, tylko w Ros-- EJ! — Zaskoczony nagłym atakiem Russella, nie zdążył zareagować nawet w najmniejszym stopniu. Wylądował na jego rękach niczym panna niesiona do ślubu, a z tą różnicą, że on miał wylądować z zaspie, a nie przed ołtarzem. — Co ty robisz?!
Od razu splótł dłonie na karku niższego, przyczepiając się do niego jak rzep do psiego ogona.
— Nie mam! — Mocniej wczepił się w przyjaciela, aby ten nie mógł nim nagle rzucić bez równoczesnego ryzyka polecenia razem z nim. — Jak mnie nie postawisz na ziemi, to... — wsadzę ci śnieg pod ubrania — ... zjem twoją porcję jedzenia.
Ilya musiał się wykazać sporym opanowaniem gdy jego przyjaciel nawet za bardzo nie próbował ukryć jak świetnie się bawi jego kosztem. Można powiedzieć, że zimne krople, które spływały mu z twarzy skutecznie ostudziły atmosferę.
- Wręcz nie mogę się doczekać, aż usiądziecie razem by to zaplanować - mruknął mając na uwadze wcześniejsze czyny Iana. No cóż nauczy się, że ciężko zaskakuje się bliźniaków. Niczego nie żałował. Jeszcze.
- Nikt normalny... wręcz zabolało! - Zaśmiał się szczerze, przecież on przyzwyczaił się do nowych warunków i przeżył w nich długie lata, albo był wybrykiem natury, albo coś tu się nie zgadzało.
Przytaknął ostatniej decyzji w temacie jedzenia. Plan wydawał się sensowy i odhaczał wszystkie potrzebne punkty. Teraz jedynie zaczął się zastanawiać czy kuchnia pani Nixon opuściła się w sztuce gotowania czy tylko młodszy z bliźniaków nie trawił jej tak samo jak kiedyś. Tak samo przytaknął na wiadomość o ciepłym napoju, już wtedy z uporem drapieżnika wypatrywał odpowiedniej zaspy.
Kilka chwil później już trzymał Ivo w ramionach i stał przed dużym dylematem.
Rzucić czy nie rzucić.
Chłopak słabo znosił taką temperaturę, mógł się rozchorować, no i w najgorszym wypadku dostać ataku astmy... DO TEGO NIE MIAŁ PRZY SOBIE INHALATORA. Pomijając fakt, że splótł dłonie na jego karku co skutecznie podnosiło ryzyko, że wylądują ram razem. Może nie potrzebnie się zawahał... Wracając do ważniejszych spraw.
- Powinieneś nosić go przy sobie, nigdy nie wiadomo... - ściągnął brwi przyglądając się chłopakowi i westchnął cicho. Będzie musiał sam zaopatrzyć się w jeden...
Poprawił chwyt i odszedł od zaspy o dwa kroki jakby zapewniając Ivo, że kompletnie zrezygnował z pomysłu wrzucenia go w zaspę, jednak jako, że najbliższy ołtarz znajdował się stanowczo za daleko (a groźby wydawały się zbyt realne), opuścił najpierw nogi chłopaka na ziemię i gdy ten stanął stabilnie zabrał drugą rękę.
- Wygrałeś, oszczędź jedzenie - rozłożył ręce w bezbronnym geście. -Co zamawiamy?
- Wręcz nie mogę się doczekać, aż usiądziecie razem by to zaplanować - mruknął mając na uwadze wcześniejsze czyny Iana. No cóż nauczy się, że ciężko zaskakuje się bliźniaków. Niczego nie żałował. Jeszcze.
- Nikt normalny... wręcz zabolało! - Zaśmiał się szczerze, przecież on przyzwyczaił się do nowych warunków i przeżył w nich długie lata, albo był wybrykiem natury, albo coś tu się nie zgadzało.
Przytaknął ostatniej decyzji w temacie jedzenia. Plan wydawał się sensowy i odhaczał wszystkie potrzebne punkty. Teraz jedynie zaczął się zastanawiać czy kuchnia pani Nixon opuściła się w sztuce gotowania czy tylko młodszy z bliźniaków nie trawił jej tak samo jak kiedyś. Tak samo przytaknął na wiadomość o ciepłym napoju, już wtedy z uporem drapieżnika wypatrywał odpowiedniej zaspy.
Kilka chwil później już trzymał Ivo w ramionach i stał przed dużym dylematem.
Rzucić czy nie rzucić.
Chłopak słabo znosił taką temperaturę, mógł się rozchorować, no i w najgorszym wypadku dostać ataku astmy... DO TEGO NIE MIAŁ PRZY SOBIE INHALATORA. Pomijając fakt, że splótł dłonie na jego karku co skutecznie podnosiło ryzyko, że wylądują ram razem. Może nie potrzebnie się zawahał... Wracając do ważniejszych spraw.
- Powinieneś nosić go przy sobie, nigdy nie wiadomo... - ściągnął brwi przyglądając się chłopakowi i westchnął cicho. Będzie musiał sam zaopatrzyć się w jeden...
Poprawił chwyt i odszedł od zaspy o dwa kroki jakby zapewniając Ivo, że kompletnie zrezygnował z pomysłu wrzucenia go w zaspę, jednak jako, że najbliższy ołtarz znajdował się stanowczo za daleko (a groźby wydawały się zbyt realne), opuścił najpierw nogi chłopaka na ziemię i gdy ten stanął stabilnie zabrał drugą rękę.
- Wygrałeś, oszczędź jedzenie - rozłożył ręce w bezbronnym geście. -Co zamawiamy?
Gdyby próbował zeskoczyć z rąk przyjaciela, prawdopodobnie oboje wylądowaliby na śniegu, dlatego grzecznie czekał, aż ten zdecyduje co zrobić, mimo że jednocześnie wewnętrznie walczył z chęcią szamotania się i posłania Russella na ziemię. Szkoda tylko, że przy tym sam nie uniknąłby śniegu.
— Nigdy nie wiadomo...? Co ty kombinujesz?
Odetchnął dopiero wtedy, gdy poczuł grunt pod nogami. Gdyby wzrok mógł zabijać, Ilya wykrwawiałby się właśnie na przy murze szkoły, ostatnimi resztami sił prosząc o wezwanie karetki.
Poprawił pasek torby, który zjechał już z ramienia przez nagły atak przyjaciela.
— Makaron z krewetkami. Nadal go uwielbiasz, co nie? — powiedział, wyciągając telefon z kieszeni. Musiał zdjąć jedną rękawiczkę, żeby móc w ogóle odblokować ekran. — Albo jakieś inne owoce morza? Popatrz, tu jest fajny zestaw. Który chcesz? — Podsunął komórkę niemal pod samą twarz Ilya. Nie dał mu nawet szansy zapoznać się z wyświetlonym menu, niemal od razu zabierając telefon. Zaczął przewijać różne oferty, próbując wypatrzeć coś, co mogłoby zostać dostarczone w miarę szybko i nie zrobiłoby spustoszenia w portfelu.
— Co chcesz? — zapytał, ustawiając telefon teraz w taki sposób, żeby Ilya faktycznie mógł zobaczyć cały ekran. — Kurczak, ryba, wołowina, może coś wege? Czy wolisz coś na słodko?
Było tego tyle, że mogliby przez dobre kilkadziesiąt minut przeglądać, a i tak nie doszliby do końca listy.
— Nigdy nie wiadomo...? Co ty kombinujesz?
Odetchnął dopiero wtedy, gdy poczuł grunt pod nogami. Gdyby wzrok mógł zabijać, Ilya wykrwawiałby się właśnie na przy murze szkoły, ostatnimi resztami sił prosząc o wezwanie karetki.
Poprawił pasek torby, który zjechał już z ramienia przez nagły atak przyjaciela.
— Makaron z krewetkami. Nadal go uwielbiasz, co nie? — powiedział, wyciągając telefon z kieszeni. Musiał zdjąć jedną rękawiczkę, żeby móc w ogóle odblokować ekran. — Albo jakieś inne owoce morza? Popatrz, tu jest fajny zestaw. Który chcesz? — Podsunął komórkę niemal pod samą twarz Ilya. Nie dał mu nawet szansy zapoznać się z wyświetlonym menu, niemal od razu zabierając telefon. Zaczął przewijać różne oferty, próbując wypatrzeć coś, co mogłoby zostać dostarczone w miarę szybko i nie zrobiłoby spustoszenia w portfelu.
— Co chcesz? — zapytał, ustawiając telefon teraz w taki sposób, żeby Ilya faktycznie mógł zobaczyć cały ekran. — Kurczak, ryba, wołowina, może coś wege? Czy wolisz coś na słodko?
Było tego tyle, że mogliby przez dobre kilkadziesiąt minut przeglądać, a i tak nie doszliby do końca listy.
Całe szczęście, że Nixon zaniechał walki i zachował się jak na księcia przystało w innym wypadku oboje mogliby się znaleźć w położeniu, którego chcieli uniknąć.
- Kombinuje? Nic nie kombinuje. Z troski pytam- rzucił szybko i wzruszył lekko ramionami jakby od niechcenia. Gdy Ivo w końcu wylądował bezpiecznie na ziemi jakoś starał się nie patrzeć mu prosto w oczy. Wystarczyło, że czuł te wszystkie pioruny ciskane w jego stronę i chyba tylko wieloletnia znajomość sprawiła, że nie leżał tu pod szkołą krztusząc się własną krwią.
Na sam dźwięk słowa "krewetka" Russell zazwyczaj się wzdrygał, a zważywszy na moment w jakim padły te słowa, zazwyczaj blade lico Ilyi pobladło jeszcze bardziej. Równocześnie odchylił się lekko do tyłu by chociaż spróbować odczytać to co znajdowało się na telefonie i uniknąć ewentualnego ciosu.
Ostatecznie nie było mu to dane... a jedyne co to mruknął ciche przeprosiny, odruchowo po rosyjsku...
Przez chwilę naprawdę się obawiał, że sprowokował Ivo tak mocno, że resztę dnia spędzi przy owocach morza. Jednak jego przyjaciel miał serce we właściwym miejscu.
Przez chwilę zrobił sobie szybką wyliczankę w głowie by znaleźć jakąś dobrą odpowiedź, wszystko poza owocami morza było dobre.
- Wołowina brzmi spoko - odpowiedział trochę głośniej niż wcześniejsze przeprosiny, a następnie pognał za Ivo do autobusu.
z/t x2
- Kombinuje? Nic nie kombinuje. Z troski pytam- rzucił szybko i wzruszył lekko ramionami jakby od niechcenia. Gdy Ivo w końcu wylądował bezpiecznie na ziemi jakoś starał się nie patrzeć mu prosto w oczy. Wystarczyło, że czuł te wszystkie pioruny ciskane w jego stronę i chyba tylko wieloletnia znajomość sprawiła, że nie leżał tu pod szkołą krztusząc się własną krwią.
Na sam dźwięk słowa "krewetka" Russell zazwyczaj się wzdrygał, a zważywszy na moment w jakim padły te słowa, zazwyczaj blade lico Ilyi pobladło jeszcze bardziej. Równocześnie odchylił się lekko do tyłu by chociaż spróbować odczytać to co znajdowało się na telefonie i uniknąć ewentualnego ciosu.
Ostatecznie nie było mu to dane... a jedyne co to mruknął ciche przeprosiny, odruchowo po rosyjsku...
Przez chwilę naprawdę się obawiał, że sprowokował Ivo tak mocno, że resztę dnia spędzi przy owocach morza. Jednak jego przyjaciel miał serce we właściwym miejscu.
Przez chwilę zrobił sobie szybką wyliczankę w głowie by znaleźć jakąś dobrą odpowiedź, wszystko poza owocami morza było dobre.
- Wołowina brzmi spoko - odpowiedział trochę głośniej niż wcześniejsze przeprosiny, a następnie pognał za Ivo do autobusu.
z/t x2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach