Anonymous
Strzelnica
Gość
Strzelnica
Sro Mar 23, 2016 4:44 am
First topic message reminder :

PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!

Ned Travers (NPC)
Instruktor
Chance Clement (NPC)
Szatniarz


Strzelnica. Niby wiadomo, co kryje się pod tym słowem. Miejsce, gdzie można bezkarnie postrzelać z prawdziwej broni, wykorzystując przy tym ostrą amunicję. Kryty obiekt przeznaczony dla amorów - albo nie - mocnych wrażeń. To miejsce ma charakter sportowo-reakreacyjny. Posiada dziesięć stanowisk do strzelania z broni krótkodystansowej. Gwarantuje możliwość ustawienia tarczy w odległości od 10 do 20 metrów oraz jest zaopatrzony w dwa stanowiska do strzelania na odległość 50 metrów. Osoby, nie posiadające licencji na posiadanie własnej broni, mogę skorzystać z szerokiej oferty placówki.
Sam budynek znajduje się na obrzeżu miasta. Nie rzuca się w oczy, nie grzesząc atrakcyjnością.

~ * ~

Nie spodziewał się, że Liam z tak wyraźną ochotą zaakceptuje, a nawet przystanie na jego propozycje, które padła mimochodem przez chęć ucieczki od problemów. Strzelnice, miejsce gwarantujące odprężenia, sprawiające, że napięte nerwy zyskiwały na elastyczności, a zmęczenie znikało bez śladu razem z dostarczonym zastrzykiem energii. Zapewniało też skuteczną separacje od zwyczajowego, drażniącego otoczenia i, mimo że była odwiedzana przez niego teraz stosunkowo rzadko, sporadycznie, nie tak nałogowo, jak przed nałożoną na niego łatką, nadal pełniła charakter katharsis, niezawodnej ostoi.
Kawałek. 15 -20 minut piechotą — powiedział w ramach odpowiedzi, za nim jego dłoń zacisnęła się na klamce i jednym, wyuczonym ruchem ręki zamknął drzwi do kawiarni.
Zimne, lodowate wręcz powietrze buchnęła mu twarz, sprawiając, że na skórze pojawiła się gęsia skórka, choć tradycyjnie nie dał po sobie poznać tych zmian, zachowując spokój, co przychodziło mu coraz bardziej naturalnie, a już zwłaszcza w towarzystwie Liama, który nie wykazał się nachalnością, ciekawością. Był doskonałą odskocznią od tych wszystkich głośnych ludzi, którymi otaczał się mniej lub bardziej świadomie Shane.
Mógł co prawda zaproponować szesnastkowi, że mogą skorzystać z usług komunikacji miejskiej, ale zrezygnował z tego pomysłu. Osobiście preferował spacery, więc miał nadzieję, że ta szczypta egoizmu zostanie mu wybaczona.
Towarzyszące im milczenie, nie przeszkadzało Littenbergowi. Było nawet o niebo lepsze od niezobowiązującej rozmowy, która w konsekwencji pewnie znów poruszyłaby temat, na który albo jeden, albo drugi nie chciał się obszernie wypowiadać, zbywając drugiego półsłówkami. Zerknął od czasu do czasu kątem oka na chłopaka, by upewnić się, że zapał go nie opuścił, a na usta wślizgnął się ledwo zauważalny grymas mający służyć mu za uśmiech. Zdecydowanie nie doceniał wytrwałości niższego towarzysza, teraz miał okazje to nadrobić.
Po około szesnastu minutach marszu, doszli do celu swojej podróży. Shane zatrzymał się, by zaraz skierować swoje kroki w kierunku miejsca ich przeznaczenia.
Jesteśmy na miejscu — poinformował Leistershire'a, wdzięczny, że  budynek był właściwie oznakowany, bo nie prezentował się atrakcyjnie, mógł równie dobrze uchodzić za wysokiej klasy menelnie, podejrzenie miejsce, do którego bez powodu się nie zagląda. Widoczne znaki czasu odcisnęły się na nim w postaci gdzieniegdzie schodzącej farby, momentami nawet z tynkiem i tym samym zdradzały, że sama architektura lata świetności miała za sobą. Littenberg nigdy na to nie narzekał, choć niewątpliwie miało to swoje plusy i minusy – brak nowoczesności niejednego zniechęcało, ale w tej materii syn doktora nie był wybredny. Szanował to miejsce za nagromadzone w nim miłe wspomnienia.
Podobnie, jak kawiarnia, strzelnica nie była okupowana przez napływ klientów, prócz stałych bywalców, rzadko można było zarejestrować tu zastrzyk świeżości, a przy życiu utrzymał ją jedynie sentyment właściciela do odgłosów wystrzałów, który niegdyś parał się zawodem gliniarza, a do dziś pełnił rolę długoletniego przyjaciela przybranego ojca Shane'a. Mężczyzna ten wbrew pozorom nie był siwiejącym staruszkiem. Brunet strzelał, że mógł mieć góra czterdzieści pięć lat (plus/minus dwa oczka). Tryskał młodzieńczą energią i rzadko spotykanym zapałem. Wykorzystując przywilej wcześniejszej emerytury, wybrał się na nią, trochę kulejąc ze zdrowiem, choć osiemnastolatek, niezbyt obeznany w tym, nie mógł powiedzieć na ten temat nic więcej, nigdy w niego nie wnikając. Korzystał natomiast z dobrobytu tego miasta bez umiaru i nawet w pewnym momencie przestał protestować z korzyści, która zapewniła mu ta znajomość, a mianowicie darmowy wstęp bez żadnych zbędnych formalności. Pchnął wiekowe drzwi, które przywitały go ze znajomym skrzypnięciem i puścił Liama przodem. Nie było w tym geście żadnej złośliwość, ot, przeciwieństwie do chłopaka, znał to miejsce, jak własną kieszeni i wiedział też, że ten niepozorny kawałek drewna sporo warzył, a więc nie chciał obarczać jego ciężarem korepetytora.
Małych rozmiarów hol nie tętnił życiem, był pusty, utrzymywany w półmroku, a od ścian odbijało się echo ich kroków, dopiero, gdy Shane otworzył kolejne drzwi, pełniące role szatni, przywitała ich jasność padająca z żarówek światła. Zostali przywitanie przez delikatny uśmiech znajdującej się tam kobiety i krótkie „dzień dobry”. Słowo „czuj się jak u siebie w domu” chyba zbyt mocno zakorzeniły się w nim, acz już dawno nie czuł towarzyszącego dyskomfortu, kiedy bezkarnie przemieszczał się po znanym układzie pomieszczeń.
Shane wygiął usta w niewyraźnym, bladym uśmiechu i zerknął na Liama, w końcu poświęcając mu tyle uwagi na ile zasługiwał.
Jeśli masz pytania, śmiało je zadawaj — podsunął, bo tłumaczenie mu do czego zużyło to konkretne pomieszczenie, było równoznaczne z wyśmianiem jego ponad przeciętnej inteligencji.
Ściągnął kurtkę, wręczając ją kobiecie, a razem z nią również szkolną torbę. Oprócz telefonu i portfelu, nie miał w niej nic cennego, co mogło paść ofierze kradzieży, zresztą nie sądził, że coś w tym miejscu mogło zmienić właściciela. Ot, chyba kwestia zaufania pojawiła się zbiegiem czasu, choć wiedział, że nie każdego była na nią stać.

Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Sob Paź 01, 2016 7:29 am
Nie wiedział jak zareagować. Przeklinał w myślach samego siebie za wyraźne braki w obchodzeniu się z innymi. Czy jeśli Shane deklarował, że mu zazdrości powinien zbyć to rozbawieniem? Nie, nie byłby w stanie wydobyć z siebie podobnego gestu czy mimiki, tak czy inaczej. Mógł rzecz jasna przeprosić, lecz czy z drugiej strony nie byłoby to przesadą? Ostatecznie bijąc się z myślami, utkwił wzrok w jego ustach, które wygięły się w uśmiechu. Widząc nieznaczną niezdarność w tym geście, poczuł nieznaczne rozbawienie, choć nie odbiło się ono nijak na jego twarzy. Umarło zresztą równie szybko, co się narodziło pozostawiając go ze znajomą pustką, podczas której nie myślał nad niczym konkretnym.
"Można uznać te okolice za dość niebezpieczne."
Starał się dodać w głowie dwa do dwóch, spuszczając z niego wzrok na ułamek sekundy, gdy jedna z idących naprzeciwko kobiet, wpadła na niego, pozbawiając go równowagi. Zachwiał się przez chwilę, nie odpowiadając na jej pospieszne 'przepraszam', zamiast tego wyrównując czym prędzej krok z Shanem, zupełnie jakby bał się, że czarnowłosy zostawi go w tyle. Zaraz jego spojrzenie stało się bardziej uważne, gdy słów pojawiło się znacznie więcej niż wcześniej.
- Niektórzy z nich mają... talent. - skomentował powoli, ostrożnie dobierając słowa. Nie był do końca pewien co właściwie czuł wobec podobnego aktu wandalizmu. Zdecydowanie nie chciałby go na murach swojej posesji, lecz z drugiej strony widywał wiele dzieł, które przekraczały ludzkie wyobrażenie, znacznie poprawiając humor innym. Bądź były zwyczajnymi przekleństwami, które wiecznie trzeba było zamalowywać. Na dalszy opis, wzdrygnął się nieznacznie, zrzucając winę na przejmujące zimno.
- Napadli cię kiedyś? - zapytał cicho. Na tyle cicho, by zmieniło się ono w szept. Nie był do końca pewien czy Shane w ogóle je dosłyszał, nie miał też zbytniej odwagi, by je powtórzyć, nieustannie wodząc wzrokiem między jego oczami, a gardłem, nim w końcu zatrzymał się na tym samym stałym punkcie co zawsze.
"Mogę cię tam kiedyś zabrać"
Eh?
Nie spodziewał się podobnej propozycji do tego stopnia, że jego uwaga chwilowo się rozproszyła. Wpatrywał się w niego z niezrozumieniem, zupełnie jakby nie był pewien czy dobrze zrozumiał.
- Mnie? - zapytał ostrożnie. Co jeśli mówił o kimś innym, a on wyjdzie na kogoś kto się narzuca? Zwolnił nieco kroku. Kolejna wypowiedź jako tako pozwoliła mu zwiększyć pewność, że faktycznie chodziło o niego. Tylko czego mógłby szukać w takiej dzielnicy? Zastanowił się przez chwilę. Przeciągająca się cisza, sprawiała wrażenie, jakby zamierzał odmówić.
- Słaby ze mnie... towarzysz. - rzucił w końcu powoli, cały czas intensywnie myśląc. Zakopał głębiej twarz w swoim szaliku, odwracając głowę na drogę, nim w końcu spojrzał na niego kątem oka.
- Ale jeśli ci to nie przeszkadza to czemu nie? Tylko musimy się spotkać... rano. Będę tam jechał koło trzech godzin, jeśli nie dłużej. I pociągi rzadko kursują, więc ciężko będzie wybrać się w tygodniu, chyba że podczas świąt. Bo weekend... - obrócił twarz w jego stronę, cały czas chowając się pod szalikiem. Zwykle ludzie mieli co robić w weekend. I zdecydowanie w te plany nie wchodziło wychodzenie gdziekolwiek z Liamem. Jeśli jednak chciał odwiedzić wschodnią część miasta, wiedział że jeśli pojedzie tam po lekcjach, koniec końców jeśli zasiedzi się odrobinę za długo - a będzie chciał cokolwiek tam zobaczyć - będzie musiał spędzić noc w hotelu. Na co prawdopodobnie, nie było go stać.
Jego wzrok nieznacznie przygasł, choć sam nie potrafił do końca stwierdzić dlaczego.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Nie Paź 02, 2016 1:57 am
Littenberg miał to szczęście, że udało mi się zgrabnie wyminąć staruszkę, zanim się z nią skonfrontował, choć kątem oka zaobserwował, że z kolei do Leisershire'a w tej materii szczęście się nie uśmiechnęła. Nie zrobił jednak nic, bo Liam ani kobieta nie straci równowagi i nie potrzebowali pomocy. Zwolnił jednak kroku, by chłopak mógł go swobodnie dogonić bez zbędnej zadyszki, bo w końcu nie wyglądał na kogoś, kto sympatyzuje się ze sportem. W żaden sposób nie skomentował zaistniałego incydentu. W końcu najprawdopodobniej, gdyby nie odwrócił twarzy w odpowiednim momencie, sam byłby „poszkodowany”. Zaczął natomiast rozumieć, dlaczego chłopak preferował z kimś stały kontakt , choć uciekanie wzrokiem nadal niewątpliwie występowało u Shane'a, który nie przywykł do takiej formy kontaktu, a raczej przestał ją praktykować.
Niezaprzeczalny — przyznał — choć najczęściej są to po prostu pozbawione ładu i składu bohomazy. Tak zwana sztuka współczesna — odparł, przewracając machinalnie oczami, bo osobiście jej nie rozumiał i nie był jej fanem pod żadnym względem. Sam ten termin wywoływał u niego zlepek cierpkich emocji, których w zasadzie nie potrafił w żaden sposób zdefiniować. Może przyczyniał się do tego sam fakt, że nie był wielbicielem tego rodzaju sztuki.
Przez krótką chwilę zastanawiał się nad sensem słów Liama, które wyszły na światło dziennie w postaci dodatkowo zniekształconego przez wiatr szeptu. Dobry słuch jednak pozwolił mu na zrozumienie jego sensu, choć nie miał pewności, czy była to słuszna prawdziwość przekazu.
Raz albo dwa — przytaknął niemal równie cicho w ramach odpowiedzi, bo w końcu nie było się czymś chwalić. Nie wdawał się więc w szczegóły, zamiast tego wsłuchiwał się w ciszę, która tymczasowo zaoponowała.
Skręcił w kolejną znajomą ulicę. Byli blisko celu, co wywalało u niego sprzeczne odczucia. Spuścił wzrok na czubki swoich butów. Śnieg co prawda prawie stopniał, co było prowizorycznym znakiem wiosny. Chyba pierwszy raz od dawna cieszył się na jej przyjście, choć niewątpliwie nie wiązała się ze zbyt pozytywnymi wspomnieniami.
Przez to z opóźnieniem zarejestrował moment, kiedy Liam zwolnił i sam po chwili to uczynił, a nawet przystanął na krótko, by chłopak mógł szybko się z nim zrównać. Przez przedłużającą się ciszę, spodziewał się odmowy, wyczuwając coś na wzór napięcia unoszącego się w powietrzu, więc zdumiał się, gdy nieoczekiwana zgoda z krótkim "ale" opuściła struny głosowe chłopaka.
Twoja obecność w ogóle mi nie przeszkadza. Gdyby tak było, nie szlibyśmy teraz razem. Zresztą sam nie jestem duszą towarzystwa — powiedział, co Liam pewnie sam zdążył zaobserwować. Gdyby zdolności Shane'a w tym kierunku były o parę poziomów wyższe, najprawdopodobniej nie przesiadywałby tyle godzin w bibliotece. Skupiłby się na czymś innym, niż matematyka. Na pewno przyjemniejszym. Jego fotograficzna zdolność zapamiętywania pomagała mu utrzymywać wysokie stopnie z większości przedmiotów, do których nie zaliczały matematyka i fizyka. Z chemii szło mu o wiele lepiej. Może głównie dlatego, że rodzice przekazali mu w genach smykałkę do tego przedmiotu, choć rzecz jasna było to tylko niepokryte dowodem spekulacje. —To długoterminowe zaproszenie, więc niekoniecznie musimy wprowadzać je w życie akurat teraz — przyznał po chwili, bo nie miał zamiaru wyciągać Liama na drugi koniec miasta na taką niekorzystną pogodą, gdy mrozy się utrzymywały. Wolał odczekać do wiosny, kiedy zrobi się znacznie cieplej. Podczas zimy były wszystko szare, bury i ponure, choć w zasadzie sam Shane nie narzekał na ten klimat, bo była to poniekąd jego ulubiona pora roku. Jednocześnie też nie chciał mieć na sumieniu układu odpornościowego chłopaka. Choroby, głównie w postaci zwykłego przeziębia, które często były bagatelizowane, szybko przekwalifikowywały się na grypę, towarzyszył tejże porze roku non stop. — Daj po prostu znać, kiedy będziesz mieć ochotę na takie dłuższy wypad. Dostosuję się — dodał. Naprawdę miał mnóstwo wolnego czasu. Jego zakres obowiązków ograniczał się do paru typowo domowych zajęć, które nie zajmowały dłużej niż godzinę. Dla umilenia sobie dnia nawet swego czasu myślał nad zakupem psa, lecz ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Zwierzę w końcu nie było zabawką, a on sam nie był przekonany, czy na pewno go chciał. Wystarczyła mu opieka nad koniem w stadninie znajdującej się na peryferiach miasta. Weekendy co prawda miał przeważnie z głowy, co jednak nie zmieniała faktu, że i z tym bywało różnie. W każdej chwili zresztą mógł zrezygnować z opieki nad pewnym kaleką, który sukcesywnie doprowadzał go do białej gorączki. Zabranie go w końcu stanowczo nie wchodziło w grę. Miał za długi język i wkładał łapy tam, gdzie nie powinien. Do pakietu dochodził też jego nieobliczalny sposób bycia i niekonwencjonalne zachowanie. Wszystko było przeciwko niemu.
Nic na siłę, Liam — podsumował, widząc pewną zmianę w jego zachowaniu, której nie potrafił zinterpretować i na dłuższą metę nawet nie starał się tego uczynić. Nie chciał mu się w żaden sposób narzucać.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Pią Paź 07, 2016 6:44 pm
Niespecjalnie należało się dziwić tej różnicy pod względem wpadania, gdy brało się pod uwagę ich wzrost. Pomijając fakt, że tak szczelnie owiniętego Liama z przydługimi włosami wchodzącymi w oczy, prawdopodobnie większość i tak myliła z dziewczyną. Fakt, że Shane od czasu do czasu uciekał wzrokiem nieszczególnie mu przeszkadzał. Nieciężko było zauważyć, że choć Liam od czasu do czasu skupiał swój wzrok na jego tęczówkach, z reguły koncentrował się nieco niżej. Przez co zresztą też kilkukrotnie wyszło już niejedno nieporozumienie. Na samo wspomnienie ogarniało go swego rodzaju zażenowanie. Nic dziwnego, że nigdy nikomu o tym nie wspominał, a jeszcze rzadziej decydował się na rozmowę z innymi. Dlatego podwójnie doceniał fakt, że Shane zupełnie automatycznie zdawał się dostosowywać do jego kroku i nie komentował całego zajścia.
- Byłem os-statnio... w muzeum sztuki współczesnej - powiedział powoli, wyraźnie zamyślony, nieszczególnie skupiając się na własnych słowach. Do tego stopnia, że nawet nie zdawał sobie sprawy, że jego myśli opuściły jego usta. Muzeum nie zrobiło na nim do końca pozytywnego wrażenia. Właściwie mimo bycia wielkim fanem książek i poezji, nie potrafił do końca zrozumieć sztuki w formie obrazów czy wielu zdjęć. Przerażających ośmioklatkowych filmów, na których postacie poruszały się imitując opętanie, wrzaski czy inne przedziwne akty. Przez całą wystawę utrzymał tę samą, beznamiętną mimikę i tylko dzięki temu osoba, z którą się tam udał, nie domyśliła się że był to dla niego wyjątkowo tragiczny wypad, którego nie zamierzał powtarzać w najbliższej przyszłości. Jedynym elementem, który zrobił na nim wrażenie było zdjęcie dziecka w czerwonym płaszczu z czerwoną wstążką wplecioną we włosy na tle szarego tłumu. Do tego stopnia, by zrobił mu zdjęcie telefonem i od czasu do czasu powracał do niego myślami.
- Gd-dy ludzie plotkują, c-ciężko być duszą towarzystwa - odpowiedział pocierając dłonią o dłoń. Tym razem odwrócił od niego wzrok, wyraźnie odcinając się od chwilowej rozmowy, zupełnie jakby nie zamierzał tłumaczyć swoich słów, pozostawiając je jego własnej interpretacji. Przesunął powoli wzrokiem po obklejonym mokrymi od śniegu ogłoszeniami słupie, zatrzymując wzrok na informacji o darmowej sztuce. W ułamku sekundy zakodował w głowie zarówno miejsce, nazwę, jak i czas, nim w końcu postanowił ponownie obrócić się w stronę Shane'a.
"Nic na siłę, Liam"
- W-weekend. Jakikolwiek i kiedykolwiek-k - stwierdził, tym razem bardziej zdecydowanie, starając się powstrzymać szczękanie zębami. Był to jedyny termin, który mógł mu odpowiadać i to właśnie powinien przekazać. Wszystkie weekendy zawsze miał wolne. Jedyną rzeczą, którą z reguły wtedy robił było czytanie książek czy nauka. W domu, bądź bibliotece, niewiele zatem różniło się od szkolnej rutyny trwającej od poniedziałku do piątku. Wtedy też jednak nie był ograniczony czasowo przez zajęcia od ósmej do trzynastej, mógł wstać nawet o szóstej i jechać w miejsce na drugim końcu Vancouver.
Zerknął kątem oka na znak stacji, do którego się zbliżali. Nie wiedział jednak czy było to miejsce, z którego wsiadał Shane, nie poświęcił więc oznaczeniu większej uwagi, wsuwając zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki, momentalnie czując ulgę, choć nawet to nie mogło go powstrzymać przed trzęsieniem się.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Nie Paź 09, 2016 11:31 pm
Droga wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Do jego ciała zaczął przenikać stopniowo chłód. Pocieszała go jednak myśl, że byli już blisko celu swojej podróży. Jeszcze jeden zakręt i wyrośnie przed nimi budynek stacji.
Interesujesz się sztuką współczesną? — podjął, skoro Liam postanowił podtrzymać tę rozmowę. Shane za nią nie przepadał głównie dlatego, że jej kompletnie nie rozumiał. Próba interpretacji zawsze kończyła się przypuszczeniem, że to co autor miał na myśli, nie miało żadnego sensu. Był więc trochę zdziwiony tym „wyznaniem” chłopaka, bo nie oskarżał go o takie zainteresowania i rzecz jasna nie przyszło mu do głowy, że mógł zostać tam zaciągnięty przez czyjś kaprys, a nietaktyczną chęć zwiedzenia go.  
Kolejne słowo, które padły z drążących ust pierwszoklasisty, zbiły go z pantałyku. Nogi się pod nim ugięły. Zatrzymał się na ułamek sekundy, by nie stracić równowagi. Naiwna nadzieja, że Liam nie zetknął się z plotkami, które krążyły na jego temat, została rozwiana. Skarcił się za to w myślach, ale nie drążył, dobrze zdając sobie sprawę, że to go najprościej świecie pogrąży. Wcisnął ręce głębiej do kieszeni, by podtrzymać jeszcze przez chwilę uciekające ciepło i zdusić w ten sposób panikę.
W takim razie poczekamy z tym do wiosny, najpóźniej lata — zdecydował, skoro Liam dał mu wolną rękę na podjęcie decyzji. Ta pogoda nie sprzyjała takim wycieczką. Kątem oka obserwował zachowanie Leisershire. Trząsł się jak osika.
Przystał na chwilę, kiedy zrozumiał, że zbliżali się do stacji. Omiótł wzrokiem to miejsce, by zorientować się, gdzie dokładnie mają pójść, aż w końcu zawiesił go dłużej na tabliczce, która wykazywała właściwy kierunek. Zeszli schodami w dół, by ostatecznie zmieszać się z tłum śpieszących się w różnych kierunkach ludzi. Ciepłe powietrze buchnęło mu w twarz. Temperatura była tu zdecydowania wyższa niż na zewnątrz, czego zasługą mogli być właśnie ci wszyscy ludzie wracający z pracy do domu. Czasem zerkał w bok, by upewnić się, że Liam nie został porwany przez tłum, co właściwie o tej porze nie było znów takie trudne. Sam chłopak był w końcu niski i drobny.
Zatrzymał się przed wielkim, podświetlanym rozkładem jazdy. Wyciągnął telefon, by rzucić okiem na zegarek. Nie ufał temu elektronicznemu, wiszącemu na stacji, który miał sporadyczne zwiechy i bywał zwodniczy. Zmarszczył czoło. Gdyby byli tu parę minut wcześniej, zdążyłby.
Kolejny mam dopiero za piętnaście minut — powiadomił Liama, by nie trzymać go w niepewności. Szczerze wątpił, że chłopak chciał czekać, dlatego też zerknął na mapę linii metra. Zachód. Zachód, powtarzał w myślach, szukające miejsca, z którego wyjeżdżać miał Liam. Droga nie wydawała się szczególnie skomplikowana. Pokazał mu punkt palcem. — Twój odjeżdża stąd. — To nie tak, że Shane wątpił w jego orientacje w terenie, po prostu kiedyś sam zgubił się w tym miejscu i wolał oszczędzić to matematykowi.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Wto Paź 18, 2016 10:23 pm
"Interesujesz się sztuką współczesną?"
Zamyślił się przez chwilę. Czy się nią interesował? Raczej nie. Właściwie niewiele wypowiadał się na temat sztuki. Choć miewał rzecz jasna przebłyski artyzmu, malarstwo czy rysunek nigdy nie przykuwały jego szczególnej uwagi. Nie miał nawyku bazgrania po zeszycie, przeszukiwania internetu w poszukiwaniu nowych obrazków, podziwiania dzieł innych. Dzielił je po prostu na kategorię "lubię" i "nie lubię". W przeciwieństwie do macochy, która zachwycała się kolejnymi nowymi dziełami i zaciągała go regularnie, sądząc że skoro chłopak przez większość czasu milczy to znaczy, że jego dusza artysty z pewnością skupia się teraz na kontemplacji i ocenie. Tymczasem on zwyczajnie się nudził. Choć niektóre z tworów, przyznawał, potrafiły wzbudzić w nim... niepokój.
- Jest straszna. Raz, że kompletnie nie rozumiem co autorzy chcą przekazać, a dwa ich praca nie ma w sobie czegoś co wywołuje u mnie podziw. Z reguły chcą zszokować odbiorcę. Częściej zaszczepiają we mnie niepokój i chęć jak najszybszego wyjścia z muzeum, niż zachwyt - rzucił w końcu szczerze po krótkim zamilknięciu. Zapomniał, bądź nie chciał tłumaczyć dlaczego w takim razie w ogóle się tam udał. Dopiero po chwili dotarło też do niego, że być może sam Shane jest fanem podobnej sztuki i wyrażając swoją nazbyt szczerą opinię, mógł go urazić. Spojrzał na niego szybko, by wyłapać jakąkolwiek zmianę w mimice.
"Poczekamy z tym do wiosny (...)"
Pokiwał głową. Wątpił, by w podobną pogodę dał radę wyjechać gdziekolwiek na dłuższy okres czasu. Już teraz dosłownie zamarzał. Nawet nie chciał patrzeć na swoje zamarznięte końcówki palców, choć mimowolnie raz po raz podsuwał je pod twarz, by chuchnąć na nie ciepłym powietrzem. W końcu znaleźli się na stacji. Nagła zmiana temperatury została przywitana przez chłopaka z ulgą. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że zamruczał cicho, stopniowo przestając się trząść. Zrezygnował z obserwowania twarzy Shane'a, jak i łączącej się z tym rozmowy, idąc w ślad za nim, by nie zgubić się w tłumie. Był na tyle wysoki, by stanowił doskonałą ochronę przed innymi, choć starał się wpatrywał nieustannie w jego nogi, by w razie nagłego zatrzymania się, nie wpaść na niego.
Dzięki tej decyzji udało mu się zatrzymać, gdy stanęli przed rozkładem jazdy. Wychylił się zza niego, wpatrując niebieskimi oczami w tablicę.
"Twój odjeżdża stąd."
Pokiwał głową.
Rozejrzał się dookoła i zatrzymał wzrok na jednej z pobliskich ławek. Większość ludzi i tak spieszyła się w swoją stronę, niewielu zatrzymywało się więc by usiąść. Zawahał się przez ułamek sekundy, nim pociągnął Shane'a za rękaw i wskazał na wypatrzone miejsce bez słowa, zaraz idąc w tamtym kierunku, by samemu usiąść. Wsunął nieco mocniej nogi pod nią, grzejąc je o umieszczony tam kaloryfer, zamykając przy tym oczy. Jego uszy wypełnił szmer przechodzących ludzi.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Czw Paź 27, 2016 3:06 am
Poczuł ulgę, gdy szczere wyznanie Liama, które sam sprowokował, doleciało do jego uszu, choć też nie skomentował je w żaden konkretny sposób. Przytaknął natomiast ledwo dostrzegalnym skinięciem głowy, bo jest nastawienie do kwestii sztuki współczesnej  było uderzająco zbieżny. Nie umiał się nią zachwyć, czy nawet udawać, że oglądanie tych bohomazów robi na nim jakiekolwiek wrażenie i zapiera dech w piersiach. Był przede wszystkim zdegustowany współczesnym artyzmem, który odbiegał od utartych ścieżek i kanonów. Shane pod wieloma względami preferował stałość i stabilność, choć splot wydarzeń, które nim wstrząsnął i jednocześnie przewrócił jego życie do góry nogami, na to nie wskazywał w żaden sposób.
Oderwał wzrok od rozkładu stacji dopiero, gdy poczuł, jak ktoś ciągnie go za rękaw. Jego nogi zareagowały same – zrobił kilka kroków do tyłu, jakby w obronnym geście, by zaraz się zreflektować, gdy objął spojrzeniem Liama.
Bez słowa poszedł w ślad za nim, lecz zachował paru centymetrową odległość. Przyglądał się jego nieco skulonej sylwetce, która pod połami grubej, zimowej garderoby wyglądała masywniej niż była w rzeczywistości.  
Przysiadł na ławce obok, opierając plecy o ścianę. Przyjemne ciepło rozlało się po jego ciele. Otarł dłonie o siebie, chcąc przywrócić do nich odpowiednią, normatywną temperaturę, choć dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że ta czynność była pod wieloma względami bezcelowa – zawsze były zimne, jakby naturalne ciepło z nich uleciało dawno temu.
By się czymś zająć, mimowolnie przeniósł zainteresowania na swojego mrukliwego towarzysza. Zerknąwszy na Liama kątem oka, przypatrywał się jego powściągliwej twarzy, lecz żadne słowa nie opuściły zaciśniętych w linie ust.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Pon Paź 31, 2016 1:12 am
Panująca pomiędzy nimi cisza, choć dla wielu mogłaby okazać się powodem do stresu i ogarniającego ich nieswojego uczucia, dla Liama była w tym momencie zbawieniem. Mimo tego, że towarzystwo Shane'a mógł przypisać do grupy znośnych, podobnie jak w przypadku własnego brata - co warto podkreślić było w jego przypadku niesamowitym postępem - nadal rozmowy z każdą kolejną minutą zdawały się męczyć go coraz bardziej. Mimo panującej ciszy, od czasu do czasu zerkał w jego stronę, zupełnie jakby chciał się upewnić czy aby na pewno nic do niego nie mówi. Bądź co bądź, z reguły ludzie nie zachowywali milczenia w towarzystwie innych, gdzieś w zakamarkach jego umysłu pojawiała się więc myśl, że może zwyczajnie przegapił jakąś wypowiedź. Potrafił jednak rozróżnić kiedy ktoś na jego odpowiedź czekał, a kiedy nie. Dopiero gdy w pewnym momencie dostrzegł jego wzrok, przekręcił głowę w bok pytająco, zupełnie jakby miał zamiar zapytać czy coś jest nie tak.
I tym razem jednak słowa nie opuściły jego ust, zawieszając nieme pytanie w powietrzu.
Wystarczyło, że usiadł w końcu dając nogom odpocząć, jak i poczuł przyjemne ciepło, by kompletnie się rozluźnił czując wszechogarniający go spokój. Położył jedną z rąk na kolanie, postukując w nie palcami, jednocześnie przechylając się nieznacznie w stronę Littenberga. Choć szanse, że usłyszałby jego wypowiedź nadal były dość niewielkie, zdecydowanie zwiększały się wraz ze zmniejszeniem odległości. Nawet jeśli był to gest tak drobny, że praktycznie niezauważalny. Zamknięte oczy kompletnie odcięły go od świata zewnętrznego, pozostawiając w swoim własnym. Nawet dźwięki zdawały się w końcu zaniknąć kompletnie w przeciągu zaledwie kilkunastu sekund, wraz z wcześniejszym wyrysowanym na twarzy zmęczeniem, jak i jego świadomością.
Przechylił się powoli początkowo do przodu, by zaraz oprzeć się policzkiem o ramię Shane'a. Biało-niebieskie włosy skutecznie przysłoniły mu twarz. Choć cisza panowała już od dłuższego czasu, wyrównany oddech nie pozostawiał wątpliwości, że chłopak zwyczajnie stracił kontakt z rzeczywistością i... zasnął. Zdecydowanie nie był to zbyt głęboki sen, biorąc pod uwagę tempo w jakim zasnął, mimo to wystarczył by chłopak mruknął cicho, wtulając twarz w jego rękaw, byle schować się przed nawiewającym od czasu do czasu zimnym powietrzem. Liam nienawidził zimna. Niezależnie od tego czy był w danym momencie przytomny czy też nie. Niejednokrotnie z samego rana mimo tego, że wstawał raczej bez większego narzekania (zazwyczaj), uwielbiał zwijać przy sobie kołdrę i wtulać się w nią, byle uciec przed widokiem na resztę świata, jak i wdzierającym się do pokoju przeciągiem.
Lepiej by nie zasnął na dobre, jeśli chciał zdążyć na swój pociąg. Zwłaszcza, że prawdopodobnie odsunięcie się i zostawienie go na ławce, nie byłoby zbyt trudną czynnością.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Wto Lis 01, 2016 11:18 pm
Dla wielu ludzi milczenie było ciągnącym się w nieskończoność przekleństwem, do którego nie przywykli i robili wszystko, by ciszą zakłócić. Doskonałym tego przykładem mogła być ta nieszczęsna biblioteka. Dla samego Shane'a nie było piękniejszego zjawiska od mylonej przez wielu z pustką ciszy. Głównie dlatego, że sam zazwyczaj długo milczał i rzadko się odzywał, co wcale nie znaczyło, że nie miał nic do powiedzenia. Był po prostu oszczędny w słowach albo uważał, że nie warto strzępić języka po próżnicy. Nie należał w końcu do osób otwartych. Był pod tym względem minimalistą.
Uśmiechnął się niewyraźnie w odpowiedzi na jego nieme pytanie, uciekając wzrokiem, jakby został właśnie przyłapany na niewybaczalnym postępku. Cieszył się w duchu, że żadne słowa nie padły z ust Liama. W zasadzie sam nie wiedział, czemu tak mu się przygląda. Przecież nie był żadną atrakcją turystyczną czy muzealnym eksponatem, a mimo to wzbudzał niewytłumaczalną do pewnego stopnia ciekawość. Irracjonalną i trudną do opisania. Samego Liama mógł porównać do książki, która wciąga od pierwszego akapitu, a potem nieoczekiwana trzeba przerwać z nią "romans", bo życie puka brutalnie do drzwi.
Nie zaprotestował, kiedy poczuł niezobowiązujący ciężar na swoim ramieniu w postaci policzka korepetytora. Spojrzał na niego pytająco, choć rzecz jasna sam Leistershire nie mógł tego dostrzec. Włosy opadły mu do oczu, aż w końcu, strawiony przez zmęczenie i zgarnięty w objęcia Morfeusza, oparł jakąś część ciężaru swojego ciała o Shane'a. Był nieznośnie lekki. Jego waga właściwie nie robiła na Littenbergu żadnego wrażenia, a mimo wszystko poczuł się trochę nieswojo. Powinien go obudzić, ale jednocześnie nie chciał tego robić. Zerknął na wyświetlacz telefonu, który wyciągnął z kieszeni kurtki. Zostało mu pięć minut na podjęcie decyzji.
Liam — wypowiedział cicho jego imię, a gdy nie doczekał się pożądanej relacji, szturchnął go delikatnie. — Obudź się, Liam — podsunął, mając nadzieje, że chłopak nie  zasnął na dobre. Z doświadczenia wiedział, że niektórzy mieli naprawdę twardy sen. Ta perspektywa go trochę przerażała, bo nie miał bladego pojęcia jak się zachować w takiej sytuacji. Zostawienie go na pastwę losu nie wchodziło w grę. Zabranie go sobą tym bardziej, a siedzenie tu aż chłopak się obudzi nie uśmiechało mu się ani trochę. Chciał wrócić do domu, wciąć ciepły prysznic i pójść spać. Sam poniekąd czuł się senny i walczył sam ze sobą, by nie pójść w ślad za chłopakiem. Raz odleciał na parę chwili, ale szybko się z tego otrząsnął, przecierając oczy.
Liam. Pobudka.
Zacisnął zęby na dolnej wardze w akcie konsternacji, a po chwili przyłożył jedną - tym wypadku prawą, bo lewą miał zajętą przez spoczywający na ramieniu ciężar - ze swoich wiecznie chłodnych dłoni do policzka znajomego. Ten gest powinien podziałać na niego jak kubeł zimnej wody, jednocześnie chciał wierzyć, że płochliwa natura Liama nie zareaguje na to nazbyt impulsywnie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Czw Lis 03, 2016 1:23 am
Cisza.
Jego sen był na tyle płytki, by nie widział żadnych konkretnych obrazów. Głównie składał się z kilku nałożonych na siebie barw, które w obecnym momencie prawdopodobnie nie miały najmniejszego znaczenia, równie dobrze mogąc być zarysem powstającej sennej wizji, jak i ostatnio zapamiętanym rozmazanym kolażem stacji, na której właśnie się znajdowali. Spokój, który go ogarnął całkowicie rozluźnił jego wiecznie napięte mięśnie, pozwalając mu choć na chwilowe odetchnięcie, którego mógł zaznać jedynie w domu. Pewnie dlatego, gdy Shane próbował go obudzić, w pierwszym momencie zaprotestował z marudnym mruknięciem, zaciskając mocniej powieki i wtulając twarz w jego ramię. "Jeszcze pięć minut mamo" zdecydowanie byłoby tu idealnym przykładem. Niemniej jego sen nie był aż tak twardy, choć zdecydowanie mówienie do niego nie było idealnym pomysłem.
Za to dotyk podziałał doskonale.
Kolejny marudny pomruk idealnie zgrał się z momentem, w którym wyprostował się bardzo powoli - aż zarzuciło nim lekko w bok - i przytknął ręce do oczu, przecierając powieki, by zaraz rozejrzeć się dookoła. Świadomość zdecydowanie nie wróciła do niego jeszcze całkowicie, mimo że cała drzemka trwała co najwyżej kilka minut.
Daj mi spać, Nate — burknął, momentalnie nieruchomiejąc. Zamrugał i odetchnął, przenosząc wzrok na czarnowłosego, gdy resztki świadomości stopniowo zaczęły do niego docierać.
Momentalnie położył dłoń na swoim policzku, zupełnie jakby analizował wszystko co wydarzyło się przed chwilą.
Spokojnie, spokojnie. Zrobił to by cię obudzić. Sam się na nim położyłeś, Liam.
Nieregularnie bijące serce zgrało się z coraz mocniej trzęsącymi dłońmi. Potrafił to zatrzymać, wiedział że potrafi. Zwłaszcza, że mieli teraz inny priorytet.
Shane. Pociąg, biegnij — wyrzucił z siebie błyskawicznie, praktycznie łącząc oba słowa w jedno, gdy poderwał się w górę, poprawiając swoją torbę na ramieniu. Zadziwiające, że nawet w tym momencie wskazującym na przebłysk paniki, jego twarz pozostała całkowicie spokojna, wręcz niewzruszona. Mimo to pokręcił głową patrząc na duży zegar na ścianie.
Miał jeszcze czas, zdąży.
Przepraszam — dodał szybko, zasłaniając twarz ramieniem i odwrócił wzrok, tym samym odcinając sobie możliwość dosłyszenia jego odpowiedzi.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Pią Lis 04, 2016 3:41 am
Poczuł jak stopniowo napełnia go ulga, gdy Liam złapał kontakt z rzeczywistością. Kiedy ciężar na jego ramieniu zależał, wstał z ławki, przyglądając się niedobudzonemu chłopakowi. Zauważywszy krótkotrwałe zagubienie korepetytora, zakiełkowało w nim ziarno niepewności. Na pewno mógł go puścić samego? Skoro był zdolny zasnąć na – bądź co bądź – zatłoczonej stacji, to zrobienie tego samego w pociągu, gdy już dorwie wolne miejsce, stawało się w oczach Littenberga tylko dopełnieniem formalności przegapienia właściwego przystanku. Nie miał na to jednak żadnego wpływu. W końcu sam Leistershire wydawał się osobą twardo stąpającą po ziemi.
Mój pociąg odjeżdża za trzy minuty — poinformował. Chyba miał opóźnienie, bo, zerkając kątem oka na miejscu, gdzie powinien stać, nie dostrzegł go tam. — Za godzinę podjedzie następny, więc nie musisz się tak gorączkować — zapewnił go. Panika, którą wykrzesał z siebie chłopaka, choć była najprawdopodobniej wynikiem pochopnej oceny sytuacji spowodowanej nieoczekiwaną drzemką i nagłą, niespodziewaną pobudką, wzbudziła w dziewiętnastolatku swego rodzaju zdziwienie. Shane poniekąd był sam sobie winien i skarcił się za to w myślach. Zbyt poważnie potraktował zaśnięcie Leistershire i samo spóźnienie się na pociąg. To nie był koniec świata, więc w gruncie rzeczy mógł mu pozwolić chwilę pospać. Rozwiązań, jak trafić do domu o tej porze, miał kilka, choć w tej materii najbardziej rozsądniejsza wydawała się alternatywna opcja z przesiadką, co przecież nie raz mu się zdarzało, kiedy pogubił rachubę czasu, zbyt zaoferowany rzeczami, które kiedyś dość skutecznie zaprzątały mu głowę i odcinały go od ram czasowych. Na samo ich rozpamiętywanie czuł coś na kształt uścisku w klatce piersiowej. Na własnej skórze przekonał się, że wyrzucenie dość znaczącego epizodu z życiorysu nie miało racji bytu, bo wszelkie starania, by zamknąć raz, a dobrze ten rozdział, skończyły się jedynie rozdrapywaniem starych, pozornie zabliźnionych ran. Nie dało się cofnąć skutków przeszłych decyzji, więc musiał je zaakceptować i z nim żyć, ewentualnie postarać się w ramach ograniczonych możliwości je naprawić, mimo iż wiedział, że nie może liczyć pod tym względem na współpracę związanej z tym osoby.
Po usłyszeniu przeprosin powietrze uleciało z jego ust. Nie wiedział jak się zachować w tek sytuacji, więc w ramach odpowiedzi pokręcił delikatnie głową.
Nie musisz przepraszać — odparł, nie mając żadnej gwarancje, że jego słowa w ogóle dolecą do uszu Liama, który z premedytacją uciekł wzrokiem, chcąc najprawdopodobniej zatuszować swoje zawstydzenie. —To moja wina Ciągnąłem cię ze sobą taki kawał drogi.
Wzruszył delikatnie ramionami, by podkreślić swój stosunek do zaistniałej sytuacji, który bynajmniej nie ocierał się o obojętność. Czuł się odpowiedzialny za to, że Liam będzie musiał wracać pod osłoną nocy do domu, więc chciał wprowadzić między nimi rozluźnienie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Strzelnica
Pią Lis 04, 2016 7:28 am
O ile łatwiej by było, gdyby chłopak od razu po przebudzeniu się, był w wyśmienitej formie, przy której nie potrzebował rozbudzenia. Matka natura wyraźnie postanowiła mu jednak odebrać podobną przyjemnosć, przez co Liam stał w miejscu, przecierając oboje oczu wierzchem dłoni, by przywrócić sobie w ten dość prosty sposób wcześniejszą koncentrację i pozbyć senności. Całe szczęście, doskonale wiedział że nie będzie w stanie zasnąć w pociągu. Czy to ze względu na fakt, że ciężko byłoby spać na stojąco - czy ten, że z kolei podczas siedzenia otaczało go mnóstwo osób, które sprawiały że nieustannie prostował się jak na baczność, przyglądając im uważnie w odbiciu szyby.
Godzina to mnóstwo czasu... — powiedział cicho, podążając za jego wzrokiem. Faktycznie nie widział żadnego pociągu, ale to nie znaczyło że zaraz nie podjedzie. Nie zamierzał chyba tu zostać ze względu na niego? Liam doskonale potrafił o siebie zadbać. Nawet jeśli być może nie do końca na to wyglądał. Gdy tylko nawiedziła go podobna myśl, momentalnie odechciało mu się spać. Powrócił wzrokiem do Shane'a już całkowicie pozbawionym jakichkolwiek emocji, opuszczając dłonie.
Nie ma sensu żebyś tu siedział, skoro sam zaraz pojadę — nawet jeśli chciałby jeszcze posiedzieć z chłopakiem, nie miał ku temu predyspozycji ani większych szans. Ojciec nie bez powodu wcześniej do niego wydzwaniał każąc mu wrócić do domu.
Zaraz. Czemu miałbym chcieć tu zostać?
Nagła zmiana myślenia, wprowadziła do jego umysłu zamęt. Nie potrafił do końca zrozumieć własnego zagubienia. Podobna niestabilność wstrząsnęła nim na tyle, by stał przez chwilę z opuszczoną głową, wpatrując się pusto w podłoże.
Muszę już iść — wymamrotał sztywno, przejeżdżając szybko wzrokiem po czarnowłosym. Naciągnął mocniej szalik na twarz i skinął mu głową na pożegnanie, zerkając w stronę jego stacji, wyraźnie wierząc że dzięki mrozom, pociag faktycznie się opóźnił i Littenberg jeszcze na niego zdąży. Podobne zmartwienia szybko odeszły jednak w niepamięć, gdy sam ruszył we własnym kierunku pomiędzy ludźmi, zerkając na rozkład. Choć ten jeden raz miał na tyle szczęścia, by nie czekać niewiadomo jak długo na peronie. Zerknął na telefon, wykręcając numer do ojca z wyraźnym poddenerwowaniem. O dziwo to nie jego głos go przywitał, lecz matki Nathanaela.
Gdzie jesteś Liam? Twój tata siedzi w garażu, mam go zawołać?
Nie, nie trzeba. Już wracam, mam pociąg za 2 minuty.
Powiedz jak będziesz dojeżdżał na miejsce, wyjadę po ciebie samochodem, jest strasznie zimno. Mam nadzieję, że wziąłeś szalik?
Tak.
To dobrze. Dasz mi znać?
Kiwnął głową, mimo że doskonale wiedział, że jego macocha nie będzie w stanie zobaczyć tego gestu. Rozłączył się bez pożegnania, widząc podjeżdżający pojazd, do którego czym prędzej wsiadł trzęsąc się jak osika. Chociaż tutaj działało ogrzewanie. Zajął miejsce przy oknie wypatrując przez nie pusto. Odpłynął kompletnie myślami odcinając się od świata. W tym momencie tego potrzebował właśnie najbardziej. Nie myśleć o niczym.

zt.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach