▲▼
______ Nie syczy się na Hanako, bo następnym razem może się okazać, że jeden z jej szczurów zrobił sobie legowisko w plecaku wrednego syczacza. To znaczy, tylko jeśli jest nim Katsu, bo przecież nie przyniesie biednego zwierzaka do szkoły i nie podrzuci jakiemuś randomowi, nawet mała Russell nie miała aż tak głupich pomysłów, ale chodziło o nastraszenie potencjalnych dręczycieli i odbieraczy drobnych na drugie śniadanie, gdy starszego brata nie było w pobliżu.
______ Ale Hana zapominała o zgrzytach tak szybko, jak się pojawiały, dzięki czemu zaraz na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech. Nikt nie ucierpiał, czekoladowe mleko dalej stało w kartoniku na tacce, więc nie ma powodu, by rozkręcać dramę.
— Jestem Hana. Ale Hana od Hanako, a nie Hannah! — rzuciła standardową formułkę, którą od niedawna raczyła każdą nowo poznaną osobę mając już dość ciągłego przekręcania swojego imienia. — Jesteś nowa w mieście, czy przeniosłaś się tutaj z innej szkoły?
______ Jeśli Aitch szybko się nie ewakuuje, to zostanie zasypana gradem pytań na tematy mniej ogólnie i zacznie wypytywać o historię rodziny pięć pokoleń wstecz. Oczywiście, azjatka nie pcha się celowo w czyjeś życie, po prostu młoda ma mentalność pięciolatki odkrywającej świat. W tym wypadku nową osobę. _____ Zamrugała kilkukrotnie próbując odgadnąć co jej rozmówczyni miała na myśli. Jakim cudem Hana wylądowała w klasie B? Tak, jak większość jej uczniów; nie było jej stać na opłacenie chociażby tygodnia w klasie A. A może sugerowała, że Russell była za mała, albo za głupia by dostać się do Riverdale High?
_____ — Umm... No, uczyłam się i miałam na tyle dobre oceny, że mnie tu przyjęli — wzruszyła ramionami ściskając w drobnych dłoniach brzegi tacki, na której zaraz wylądował budyń. Gdyby mogła, żyłaby na samych słodyczach.
_____ Po załatwieniu swoich spraw w kolejce poczekała jeszcze chwilę na nową koleżankę. Hanako nie będzie miała większego problemu ze znalezieniem miejsca przy stoliku, nierzadko siedziała obok kogoś z klasy A, ale Aitch, która była w szkole nowa (i wcale nie była pierwszakiem, bo oni w pierwszych dniach prawie zawsze garnęli się po katach razem) może być to niemałym problemem. Nie miała pojęcia, że dziewczyna może mieć w szkole kogoś znajomego i na razie nie przyszło jej do głowy, by o to zapytać. Naiwnie założyła, że skoro jasnowłosa była nowa w mieście, to nie znała tutaj nikogo.
_____ — Chcesz ze mną usiąść... o tam? — zapytała kiwając głową w stronę wolnego (o dziwo!) stolika przy oknie, bo przecież paluszkiem nieładnie tak pokazywać.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Stołówka, jest zrobiona na styl amerykańskich, ale z odrobinę większym przepychem. Duża i przestronna, pozwala pomieścić, większą liczbę uczniów, a kwadratowe stoły mieszczą do 9 osób. Wielkie, czyste okna, wychodzą na tereny zielone szkoły i w słoneczne dni, a także w te mniej, wpuszczają maksymalną ilość światła, dzięki czemu pomieszczenie wydaje się przytulniejsze i przyjaźniejsze. Urządzona w ciepłych barwach, posiada długą ladę, gdzie można wybierać sobie danie na które mamy obecnie ochotę, tabliczki z cenami są przeróżne, ponieważ jedzenie musi zadowolić podniebienie każdego, czy to z klas A czy B. Kiedy nałożysz sobie co już tylko Ci się zamarzy na tacę, trzeba podejść do kas i zapłacić za wybrane jedzenie. Chyba, zę może masz wykupione standardowe obiady, zeby nie kusił Cię wybór? Wtedy idź bezpośrednio do kasy, ktoś Ci nałoży obiad z pewnością.
Stołówka, jest zrobiona na styl amerykańskich, ale z odrobinę większym przepychem. Duża i przestronna, pozwala pomieścić, większą liczbę uczniów, a kwadratowe stoły mieszczą do 9 osób. Wielkie, czyste okna, wychodzą na tereny zielone szkoły i w słoneczne dni, a także w te mniej, wpuszczają maksymalną ilość światła, dzięki czemu pomieszczenie wydaje się przytulniejsze i przyjaźniejsze. Urządzona w ciepłych barwach, posiada długą ladę, gdzie można wybierać sobie danie na które mamy obecnie ochotę, tabliczki z cenami są przeróżne, ponieważ jedzenie musi zadowolić podniebienie każdego, czy to z klas A czy B. Kiedy nałożysz sobie co już tylko Ci się zamarzy na tacę, trzeba podejść do kas i zapłacić za wybrane jedzenie. Chyba, zę może masz wykupione standardowe obiady, zeby nie kusił Cię wybór? Wtedy idź bezpośrednio do kasy, ktoś Ci nałoży obiad z pewnością.
W zasadzie pierwsza przerwa obiadowa w nowej budzie. Stołówka – terytorium szczególne. Jak chyba w każdej społeczności, od najprymitywniejszej do najbardziej wysublimowanej – miejsce do spożywania posiłków jest w każdym zamkniętym (jak szkoła) obszarze miejscem otwarcia – choć otwarcia na pewnych, często samosprzecznych zasadach.
Meredith Haze, już niedługo chyba Allen, ale przedstawiająca się na ogół jako Aitch, nie znała tych zasad w szczegółach, natomiast niewątpliwie rozwojową ciekawostkę stanowił fakt, że krzyżowały się na terenie stołówki Riverdale High School życiorysy klasy A i klasy B. Pierwsze, co jawnie krzyczało o istnieniu oraz zasięgu tej różnicy, były choćby ceny posiłków. Kolejną płaszczyzną - ceny nszonych przez młodzież ubrań i gadżetów.
Aitch była ubrana według siebie dość spokojnie – akurat tak żeby się czuć w zgodzie z sobą, kulturalnie i nienachalnie (jej zdaniem) manifestując swoje podejście do życia, a jednocześnie sygnalizując, że mogłaby przegiąć, a nie przegięła, więc proszę nie robić jej zarzutów, czy coś. Javelin mówiła jej co nieco o szkole, i na obecny moment nie były to rzeczy, którym ten strój w jej rozumieniu miał zadać kłam.
Co do gadżetów – to Meredith nie była w stanie obnosić się z niczym poza komórką z niekoniecznie najnowszym oprogramowaniem i wersjami tysięcy niezbędnych młodemu człowiekowi apek (poza tymi darmowymi), ale tę kwestię można spokojnie pominąć, żeby skupić uwagę na stołówkowej kolejce.
Nowi rodzice wyposażyli ją w karnet na posiłki (brzmi jak prezent, ale było najtańszą opcją, niepozostawiającą wyboru z bieżącego menu) i teraz tkwiła sobie w kolejce na pozycji dwunastej (gdyby kto liczył), niespecjalnie zaintersowana innymi, z jedną słuchawką-pchełką zwisającą, a drugą w uchu, sączącą na nieinwazyjnej głośności tyleż niszowe, co ryzykowne połączenie trip-hopu z psychometalem.
Stała i trochę się zamyślała, a trochę łypała spod brwi, wyszukując sobie w gawiedzi a to wartego kilkunastosekundowej uwagi chłopaka, a to budzącą niejakie zainteresowanie dziewczynę, a to jakiś szczegół infrastruktury. Zajęta w ten sposób nie usłyszała za sobą "Przepraszam" – ani pierwszego, ani drugiego – w efekcie ów ktoś uznał więc, że trzeba się przeciskać, i skutkiem tego popchnął ją lekko, ale wystarczająco nieoczekiwanie, by zachwiała się nieco i w odruchu oparła dłonią o plecy osoby tuż przed sobą. Tymczasem ów nieoczekiwany opór sprawił być może, że przepychająca się w pierwszej linii taca z żarciem uległa – ze skutkiem natychmiastowym – niekontrolowanej utracie balansu oraz, najprawdopodobniej, zawartości.
Niby typowe (dla ciasnych kolejek i młodzieży zatkanej słuchawkami), a jednak za każdym razem jakże świeże...
Meredith Haze, już niedługo chyba Allen, ale przedstawiająca się na ogół jako Aitch, nie znała tych zasad w szczegółach, natomiast niewątpliwie rozwojową ciekawostkę stanowił fakt, że krzyżowały się na terenie stołówki Riverdale High School życiorysy klasy A i klasy B. Pierwsze, co jawnie krzyczało o istnieniu oraz zasięgu tej różnicy, były choćby ceny posiłków. Kolejną płaszczyzną - ceny nszonych przez młodzież ubrań i gadżetów.
Aitch była ubrana według siebie dość spokojnie – akurat tak żeby się czuć w zgodzie z sobą, kulturalnie i nienachalnie (jej zdaniem) manifestując swoje podejście do życia, a jednocześnie sygnalizując, że mogłaby przegiąć, a nie przegięła, więc proszę nie robić jej zarzutów, czy coś. Javelin mówiła jej co nieco o szkole, i na obecny moment nie były to rzeczy, którym ten strój w jej rozumieniu miał zadać kłam.
Co do gadżetów – to Meredith nie była w stanie obnosić się z niczym poza komórką z niekoniecznie najnowszym oprogramowaniem i wersjami tysięcy niezbędnych młodemu człowiekowi apek (poza tymi darmowymi), ale tę kwestię można spokojnie pominąć, żeby skupić uwagę na stołówkowej kolejce.
Nowi rodzice wyposażyli ją w karnet na posiłki (brzmi jak prezent, ale było najtańszą opcją, niepozostawiającą wyboru z bieżącego menu) i teraz tkwiła sobie w kolejce na pozycji dwunastej (gdyby kto liczył), niespecjalnie zaintersowana innymi, z jedną słuchawką-pchełką zwisającą, a drugą w uchu, sączącą na nieinwazyjnej głośności tyleż niszowe, co ryzykowne połączenie trip-hopu z psychometalem.
Stała i trochę się zamyślała, a trochę łypała spod brwi, wyszukując sobie w gawiedzi a to wartego kilkunastosekundowej uwagi chłopaka, a to budzącą niejakie zainteresowanie dziewczynę, a to jakiś szczegół infrastruktury. Zajęta w ten sposób nie usłyszała za sobą "Przepraszam" – ani pierwszego, ani drugiego – w efekcie ów ktoś uznał więc, że trzeba się przeciskać, i skutkiem tego popchnął ją lekko, ale wystarczająco nieoczekiwanie, by zachwiała się nieco i w odruchu oparła dłonią o plecy osoby tuż przed sobą. Tymczasem ów nieoczekiwany opór sprawił być może, że przepychająca się w pierwszej linii taca z żarciem uległa – ze skutkiem natychmiastowym – niekontrolowanej utracie balansu oraz, najprawdopodobniej, zawartości.
Niby typowe (dla ciasnych kolejek i młodzieży zatkanej słuchawkami), a jednak za każdym razem jakże świeże...
Gdzieś w tym całym stołówkowym zamieszaniu znalazła się Hanako — drobna (pół)Japonka, która przeciętnemu uczniowi nie sięgała nawet do ramienia. Przebywanie na stołówce zawsze ją stresowało; miała wrażenie, że zaraz zostanie przez kogoś zadeptana, albo znajdzie się ktoś, kto zacznie szczypać ją za policzki i ciągnąć za włosy, bo przecież taką mała puciaśna dziewczynkę trzeba popieścić.
Wait, to źle brzmi. Po prostu kilka(dziesiąt) osób ze szkoły zrobiło sobie z Hanako przytulankę, a że była małą bułką i jej nieudany próby zaprotestowania zawsze kończyły się płaczem, znaleźli się też tacy, którzy chcieli bronić bubę. Niestety, nikt z wyżej wymienionych nie znajdował się w okolicy, gdy jej czekoladowe mleko o mały włos nie zostało wylane na tackę.
— D-dōshita no? — mruknęła, gdy ktoś dosłownie w nią wlazł. Albo, co gorsza, celowo ją popchnął! Nie popycha się szkolnej maskotki, szczególnie jeśli ta ma starszego brata, który nie będzie się przejmował płcią swojego przeciwnika.
— Hej, ty! — wymierzyła oskarżycielsko palec w stojącą za nią blondynkę, którą uznała za sprawcę napadu. Przy okazji nabrała powietrza w policzki, wyglądając przy tym jak chomik, który postanowił wepchać do buzi cały zapas ziaren słonecznika. — Prawie wywaliłaś mi mlecz...
Umilkła mrużąc ciemne oczęta. Nie mogła oprzeć się odczuciu, że gdzieś już dziewczynę widziała i że na pewno nie jest ona pierwszakiem.
— Czy my przypadkiem nie chodzimy do tej samej klasy? — oświecenie przyszło w następnej sekundzie. Przecież zauważyła ją w ostatniej ławce na matematyce!
Wait, to źle brzmi. Po prostu kilka(dziesiąt) osób ze szkoły zrobiło sobie z Hanako przytulankę, a że była małą bułką i jej nieudany próby zaprotestowania zawsze kończyły się płaczem, znaleźli się też tacy, którzy chcieli bronić bubę. Niestety, nikt z wyżej wymienionych nie znajdował się w okolicy, gdy jej czekoladowe mleko o mały włos nie zostało wylane na tackę.
— D-dōshita no? — mruknęła, gdy ktoś dosłownie w nią wlazł. Albo, co gorsza, celowo ją popchnął! Nie popycha się szkolnej maskotki, szczególnie jeśli ta ma starszego brata, który nie będzie się przejmował płcią swojego przeciwnika.
— Hej, ty! — wymierzyła oskarżycielsko palec w stojącą za nią blondynkę, którą uznała za sprawcę napadu. Przy okazji nabrała powietrza w policzki, wyglądając przy tym jak chomik, który postanowił wepchać do buzi cały zapas ziaren słonecznika. — Prawie wywaliłaś mi mlecz...
Umilkła mrużąc ciemne oczęta. Nie mogła oprzeć się odczuciu, że gdzieś już dziewczynę widziała i że na pewno nie jest ona pierwszakiem.
— Czy my przypadkiem nie chodzimy do tej samej klasy? — oświecenie przyszło w następnej sekundzie. Przecież zauważyła ją w ostatniej ławce na matematyce!
Pierwszym odruchem Aitch było oczywiście warknięcie, akurat skierowane w lewo, na tego tępego ch matoła, który lazł jak czołg, zamiast po prostu powiedzieć "Przepraszam". (Powiedział?)
(No to... za cicho, nie?)
Ale nie dane jej było dokończyć formułowania wyroku choćby w myślach, bo to dziecko, które stało przed nią w kolejce... (i miało pretensje – podczas gdy wiadomo że najpierw pretensje może mieć Aitch, a inni ewentualnie po niej) – zatem: bo to dziecko...
– Co "ej ty"? – syknęła, do kontrolnej wrogości zachęcona czymś, co na wszelki wypadek dało się potraktować jako jakieś dalekowschodnie przekleństwo. – Przecież mnie popch-
I tu ją zastopowało. Ej, dziecko-niedziecko, jak po chwili skorygowała, gdy zamiast przejąć się oskarżycielskim paluszkiem, Meredith przyjrzała się uważniej twarzyczce jego posiadaczki.
I dokładnie wtedy, gdy półJaponka zmrużyła oczy – Aitch zmarszczyła brwi w chwilowym riserczu czekających na skatalogowanie nowych twarzy...
– Fakt – przyznała rzeczowo, z gotowości do obrony przez atak przechodząc do rozejmu przez uniewinnienie. – Fakt. Na matmie cię nie wylukałam, aleee – chwila namysłu... historia Kanady? Możliwe. Aczkolwiek nieistotne. – No, gdzieś tam się przewinęłaś. Czyli chodzimy do tej samej klasy... – i uśmiechnęła się; może nie jakoś skrajnie przyjaźnie, ale na pewno więcej było w tym uśmiechu luzu, niż kpiny. Zerknęła jej zaraz przez ramię, czy w istocie nieumyślne popchnięcie nie naruszyło czekającego na kasową odprawę żarcia tej małej.
"Ta mała", hm. No, skoro czeka ich wspólny rok, to bez imienia pewnie się nie da.
– Aitch – przedstawiła się, choć bez wyraźnego kontekstu ta oderwana sylaba mogła wymagać podania ręki, a tego akurat z talerzem frytek, zupą-kremem i budyniem na tacy nie dało się zrobić. No i trudno. – A ty, skoro jednak nie wylałam ci mleczka, to... jak się nazywasz?
(No to... za cicho, nie?)
Ale nie dane jej było dokończyć formułowania wyroku choćby w myślach, bo to dziecko, które stało przed nią w kolejce... (i miało pretensje – podczas gdy wiadomo że najpierw pretensje może mieć Aitch, a inni ewentualnie po niej) – zatem: bo to dziecko...
– Co "ej ty"? – syknęła, do kontrolnej wrogości zachęcona czymś, co na wszelki wypadek dało się potraktować jako jakieś dalekowschodnie przekleństwo. – Przecież mnie popch-
I tu ją zastopowało. Ej, dziecko-niedziecko, jak po chwili skorygowała, gdy zamiast przejąć się oskarżycielskim paluszkiem, Meredith przyjrzała się uważniej twarzyczce jego posiadaczki.
I dokładnie wtedy, gdy półJaponka zmrużyła oczy – Aitch zmarszczyła brwi w chwilowym riserczu czekających na skatalogowanie nowych twarzy...
– Fakt – przyznała rzeczowo, z gotowości do obrony przez atak przechodząc do rozejmu przez uniewinnienie. – Fakt. Na matmie cię nie wylukałam, aleee – chwila namysłu... historia Kanady? Możliwe. Aczkolwiek nieistotne. – No, gdzieś tam się przewinęłaś. Czyli chodzimy do tej samej klasy... – i uśmiechnęła się; może nie jakoś skrajnie przyjaźnie, ale na pewno więcej było w tym uśmiechu luzu, niż kpiny. Zerknęła jej zaraz przez ramię, czy w istocie nieumyślne popchnięcie nie naruszyło czekającego na kasową odprawę żarcia tej małej.
"Ta mała", hm. No, skoro czeka ich wspólny rok, to bez imienia pewnie się nie da.
– Aitch – przedstawiła się, choć bez wyraźnego kontekstu ta oderwana sylaba mogła wymagać podania ręki, a tego akurat z talerzem frytek, zupą-kremem i budyniem na tacy nie dało się zrobić. No i trudno. – A ty, skoro jednak nie wylałam ci mleczka, to... jak się nazywasz?
— Jestem Hana. Ale Hana od Hanako, a nie Hannah! — rzuciła standardową formułkę, którą od niedawna raczyła każdą nowo poznaną osobę mając już dość ciągłego przekręcania swojego imienia. — Jesteś nowa w mieście, czy przeniosłaś się tutaj z innej szkoły?
Kolejeczka posuwała się krok po kroku i o ile przed popchnięciem Hanako była dwunasta, tak teraz już siódma. Aitch przyglądała się jej z pewną ostrożną ciekawością, przy jej (to jest Aitch) stu sześćdziesięciu ośmiu centymetrach nieco z góry. Niby niektóre źródła medialne poświadczają tę swoistą mieszaninę dziecięcości i maskotkowości młodych Japonek, wspomaganą tym czy tamtym wariantem estetyki kawaii, zupełnie dla Aitch nie do przyswojenia – ale doświadczać tego z bliska, razem z przydatkami (jak ton głosu i sposób jego modulowania, pewna dygotliwość emocjonalna, czy brak odruchu wytwarzania warstwy ochronnej dla swego kociątkowo-chomiczkowego ego), samo w sobie angażowało uwagę Meredith do tego stopnia, że siłą rzeczy nie zdążyła (przecież tak bardzo zgodnie ze swoim usposobieniem) odrzucić rodzącą się tu znajomość z kimś, z kim nie bardzo wyobrażała sobie teraz dzielić czas i problemy.
Więc – nie ewakuowała się bynajmniej, łykając w ten sposób haczyk pytania.
– No tak. Nowa w mieście. Będzie jakieś... dwa-trzy tygodnie – zastanowiła się, na promienny uśmiech Hanako odpowiadając uśmiechem przyjaźnie zdystansowanym. Kolejka postąpiła znów o dwie osoby. – W ogóle w Kanadzie jestem od niedawna, jakby tak policzyć... A ty, jeśli mogę spytać, jakim cudem wylądowałaś w ścieżce B? – Nie trzeba było wywracać internetu na podszewkę, żeby wiedzieć i widzieć, że A i B różnią się wszystkim, czym tylko można zdywersyfikować młodzież w wieku szkolnym: majętność uczniów, majętność rodziców, poziom nauki, zdolności, możliwości, czy przecież nawet jakoś posiłków. Hanako trochę jej tu nie pasowała, a znając przede wszystkim własne powody dla oczywistego trafienia do B, Meredith dała się skusić naturalnej ciekawości. Chyba do B trafiali też tacy z A, którzy nie skończyli roku z odpowiednio wygórowaną liczbą punktów... Może to ten przypadek?
Wytchnęłą uśmiech przez nos, kiwając głową. Nie zakładała, że wszystko wie o szkole, w której spędziła dotąd kilka dni. Pewnie są inne powody trafienia do B, niż misbehaviour albo wylanie z A. Może chodziło po prostu o czesne. Więc mimo iż retoryką odpowiedzi Hanako była ironia, Aitch nie miała pretensji.
– No: to prawie tak jak ja – uśmiechnęła się przez ramię do Hany, czekając, aż na jej tacce wyląduje obiad klasy B, ale niezainteresowana na razie składnikami średnio wyglądających dań. – Dobra. Chodźmy – bąknęła, unosząc tacę i ostrożnie ruszając za Japonką. Ostrożnie, bo skoro we wszystkich bodaj teen-age dramach świata w scenach stołówkowych świeżaki wywalają się ze swym obiadem (już to przez swą mityczną niezgrabność, już to podcięte przez najfajniejszego chłopaka albo najnędzniejszą dziunię odcinka), to w połnocnoamerykańskim realu tym bardziej jest to prawdopodobne.
Szczęśliwie dotarła do wolnego stolika i klapnęła na krzesło. Zrzuciła z ramienia torbę na podłogę, lekkim kopniakiem podsunęła bardziej pod stół, i przyjrzała się najpierw Hanako – z miną "No i okej", a potem obiadowi – z miną "No trudno".
– Zakładam, że jesteś tu od pierwszej klasy, czyli da się przeżyć – rzuciła dla zagajenia, sunąc łyżką wstępnie przez kukurydzianą zupę-krem. – Ale na pewno są tu tacy, przed którymi chciałabyś mnie ostrzec, nie?
Bynajmniej nie asekurancka obawa powodowała nią przy tym pytaniu – raczej obliczyła sobie, że jeśli ktoś o takim usposobieniu, na jakiego przedstawicielkę zapowiadała się Hanako, wymieni osoby według niej "niebezpieczne", to pewnie będą to osoby z perspektywy Meredith warte przyjrzenia się. Przy okazji okaże się, czy Hanako jest paplą (a takie podejrzenie jakoś odruchowo też wydawało się zasadne), oraz czy zapowiada się na osobę odruchowo szukającą kogoś silniejszego do obrony przed strasznym światem. Cóż – może Aitch głupio osądzała tę książeczkę po okładeczce (a była to chyba okładka różowa, z hello-kitkami i tęczowymi domkami), ale już sam głosik i sposób mówienia oraz coś w rodzaju aury kazały jej tak sobie Hanako opisywać. Na koniec zaś po prostu chciała ją lekko a przyjaźnie sprowokować do mówienia; czy to tak całkiem pochopne, że zakładała u swej malutkiej koleżaneczki gadatliwość, gdy ta już, zaparkowana przy stole, poczuje się bezpieczniejsza?
Zupa pachniała jako tako, ale konsystencja nie przekonała. Odsunęła miskę i podjęła talerz z drugim daniem. Wspomagany anabolicznie filet ze wszystkich ryb pacyficznych, fryty, zielenina... Hm.
Aitch łypnęła na Hanę, gotowa słuchać odpowiedzi wyjęła pchełkę słuchawki z ucha, widelcem odgarnęła kosmyk za ucho, po czym – niezbyt dystyngowanie – zakotwiczyła lewy łokieć głęboko na stole, na dłoni wsparła przechyloną głowę i tak półleżąc niemal, była gotowa łaskawie przyjmować paszczą kolejne dostawy papu.
– No: to prawie tak jak ja – uśmiechnęła się przez ramię do Hany, czekając, aż na jej tacce wyląduje obiad klasy B, ale niezainteresowana na razie składnikami średnio wyglądających dań. – Dobra. Chodźmy – bąknęła, unosząc tacę i ostrożnie ruszając za Japonką. Ostrożnie, bo skoro we wszystkich bodaj teen-age dramach świata w scenach stołówkowych świeżaki wywalają się ze swym obiadem (już to przez swą mityczną niezgrabność, już to podcięte przez najfajniejszego chłopaka albo najnędzniejszą dziunię odcinka), to w połnocnoamerykańskim realu tym bardziej jest to prawdopodobne.
Szczęśliwie dotarła do wolnego stolika i klapnęła na krzesło. Zrzuciła z ramienia torbę na podłogę, lekkim kopniakiem podsunęła bardziej pod stół, i przyjrzała się najpierw Hanako – z miną "No i okej", a potem obiadowi – z miną "No trudno".
– Zakładam, że jesteś tu od pierwszej klasy, czyli da się przeżyć – rzuciła dla zagajenia, sunąc łyżką wstępnie przez kukurydzianą zupę-krem. – Ale na pewno są tu tacy, przed którymi chciałabyś mnie ostrzec, nie?
Bynajmniej nie asekurancka obawa powodowała nią przy tym pytaniu – raczej obliczyła sobie, że jeśli ktoś o takim usposobieniu, na jakiego przedstawicielkę zapowiadała się Hanako, wymieni osoby według niej "niebezpieczne", to pewnie będą to osoby z perspektywy Meredith warte przyjrzenia się. Przy okazji okaże się, czy Hanako jest paplą (a takie podejrzenie jakoś odruchowo też wydawało się zasadne), oraz czy zapowiada się na osobę odruchowo szukającą kogoś silniejszego do obrony przed strasznym światem. Cóż – może Aitch głupio osądzała tę książeczkę po okładeczce (a była to chyba okładka różowa, z hello-kitkami i tęczowymi domkami), ale już sam głosik i sposób mówienia oraz coś w rodzaju aury kazały jej tak sobie Hanako opisywać. Na koniec zaś po prostu chciała ją lekko a przyjaźnie sprowokować do mówienia; czy to tak całkiem pochopne, że zakładała u swej malutkiej koleżaneczki gadatliwość, gdy ta już, zaparkowana przy stole, poczuje się bezpieczniejsza?
Zupa pachniała jako tako, ale konsystencja nie przekonała. Odsunęła miskę i podjęła talerz z drugim daniem. Wspomagany anabolicznie filet ze wszystkich ryb pacyficznych, fryty, zielenina... Hm.
Aitch łypnęła na Hanę, gotowa słuchać odpowiedzi wyjęła pchełkę słuchawki z ucha, widelcem odgarnęła kosmyk za ucho, po czym – niezbyt dystyngowanie – zakotwiczyła lewy łokieć głęboko na stole, na dłoni wsparła przechyloną głowę i tak półleżąc niemal, była gotowa łaskawie przyjmować paszczą kolejne dostawy papu.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach