▲▼
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Klub LUX to jeden z największych klubów w centrum Vancouver, jak i jeden z najbardziej znanych. W każdy weekend miejsce to wypełnia głośna muzyka oraz tłumy ludzi, chcących odreagować pracowity tydzień. W dni robocze atmosfera w klubie jest raczej kameralna, co na pierwszy rzut oka nie do końca wpasuje się w ogólny wystrój klubu, ale – owszem – potrafi być tu spokojnie, bez większego szumu, chyba że w pobliżu trafią się schlani awanturnicy. Klub jest szczególnie uznawany przez społeczność studencką, ale nierzadko odbywają się tu imprezy okolicznościowe, za które szef lokalu żąda niemałych kwot.
Sam lokal jest przestrzenny. Zaraz po wejściu każdego wita widok ogromnej sali, w której centrum znajduje się spory, dwupiętrowy bar, oferujący gościom trunki wszelkiej maści. Po bokach sali znajdują się specjalne loże, w których na ogół można odciąć się od zatłoczonego parkietu, we wschodnim rogu sali znajduje się niewielka scena, na której od czasu do czasu można zastać muzyków, umilających pobyt klientom lokalu. Na piętrze, na które prowadzą nowocześnie wykonane schody, można zastać mnóstwo stolików, świadczących o tym, że miejscem do zabawy jest wyłącznie parter. Najczęściej to tu schodzą się ci, którzy przyszli do klubu wyłącznie, by zatopić swoje smutki w alkoholu lub po prostu napić się ze znajomymi.
Lokal cieszy się dość dobrą opinią i dbałością o bezpieczeństwo klientów. Ochrona czuwa na tym, by konieczność wzywania policji była dużą ewentualnością, a awanturujący się goście są natychmiast wypraszani z lokalu. Wstęp tylko dla osób pełnoletnich.Lub mających znajomości.
Zgłoś się do pracy!
Emily Jones (NPC)
Właścicielka Klubu
Alan Hayden Paige, Jack Jones (NPC), Willy
Barman
Ashley O'Brien
Tancerka
Klub LUX to jeden z największych klubów w centrum Vancouver, jak i jeden z najbardziej znanych. W każdy weekend miejsce to wypełnia głośna muzyka oraz tłumy ludzi, chcących odreagować pracowity tydzień. W dni robocze atmosfera w klubie jest raczej kameralna, co na pierwszy rzut oka nie do końca wpasuje się w ogólny wystrój klubu, ale – owszem – potrafi być tu spokojnie, bez większego szumu, chyba że w pobliżu trafią się schlani awanturnicy. Klub jest szczególnie uznawany przez społeczność studencką, ale nierzadko odbywają się tu imprezy okolicznościowe, za które szef lokalu żąda niemałych kwot.
Sam lokal jest przestrzenny. Zaraz po wejściu każdego wita widok ogromnej sali, w której centrum znajduje się spory, dwupiętrowy bar, oferujący gościom trunki wszelkiej maści. Po bokach sali znajdują się specjalne loże, w których na ogół można odciąć się od zatłoczonego parkietu, we wschodnim rogu sali znajduje się niewielka scena, na której od czasu do czasu można zastać muzyków, umilających pobyt klientom lokalu. Na piętrze, na które prowadzą nowocześnie wykonane schody, można zastać mnóstwo stolików, świadczących o tym, że miejscem do zabawy jest wyłącznie parter. Najczęściej to tu schodzą się ci, którzy przyszli do klubu wyłącznie, by zatopić swoje smutki w alkoholu lub po prostu napić się ze znajomymi.
Lokal cieszy się dość dobrą opinią i dbałością o bezpieczeństwo klientów. Ochrona czuwa na tym, by konieczność wzywania policji była dużą ewentualnością, a awanturujący się goście są natychmiast wypraszani z lokalu. Wstęp tylko dla osób pełnoletnich.
Uśmiechnął się delikatnie. Widać było, że mężczyzna jest mocno nawalony, ale to nie zniechęcało Bazyla do tego, aby z nim pobyć. W zasadzie taka alternatywa było sto razy lepsza. Wiedział, że jak napije się parę głębszych, to będzie w bardzo podobnym stanie co ten tutaj. Nie żeby ta wizja mu jakoś przeszkadzała.
Zaśmiał się. Były osobą miłą, więc może dlatego brał to do siebie tak lekko. Słowa Strikera dla wielu mogły wydawać się absurdalne, jednak dla chłopaka nieszczególnie. Więc kiedy tylko upewnił się, że nic mężczyźnie nie jest, oprócz chwilowego bólu, już chciał coś zamówić, siadając przy barze, kiedy nagle Marcus pojawił się na ich scenie. Z alkoholem i z dobrym humorem. Niewiele czasu minęło aż troje mężczyzn poznało się, zaczęło pić i świetnie przy tym się bawili. Minęło dobre parę chwil zanim skończyli i rozeszli się w swoją stronę kompletnie pijani. Przynajmniej dla chłopaka to był dobry spędzony czas. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie miał okazję ich jeszcze spotkać. Ten najstarszy wydawał się całkiem spoko.
z/t x3
Zaśmiał się. Były osobą miłą, więc może dlatego brał to do siebie tak lekko. Słowa Strikera dla wielu mogły wydawać się absurdalne, jednak dla chłopaka nieszczególnie. Więc kiedy tylko upewnił się, że nic mężczyźnie nie jest, oprócz chwilowego bólu, już chciał coś zamówić, siadając przy barze, kiedy nagle Marcus pojawił się na ich scenie. Z alkoholem i z dobrym humorem. Niewiele czasu minęło aż troje mężczyzn poznało się, zaczęło pić i świetnie przy tym się bawili. Minęło dobre parę chwil zanim skończyli i rozeszli się w swoją stronę kompletnie pijani. Przynajmniej dla chłopaka to był dobry spędzony czas. Zastanawiał się, czy kiedykolwiek będzie miał okazję ich jeszcze spotkać. Ten najstarszy wydawał się całkiem spoko.
z/t x3
Można powiedzieć, że ostatnimi czasy brakowało mu towarzystwa. Fakt, był introwertykiem i raczej zwykle bywał zadowolony ze swojego własnego towarzystwa i oczywiście siostry, lecz od czasu do czasu potrzebował 'naładować' baterie i spędzić czas w gronie mniej lub bardziej przyjemniejszych osób. Nie miało dla niego znaczenia czy wcześniej ich znał, czy nie. Kiedy chciał, to potrafił naprawdę nieźle udawać duszę towarzystwa, prawdziwego kompana imprez! Co z tego że wszystko było tylko wyuczoną grą aktorską- to i tak tylko na jeden dzień lub jedną noc...
Dzięki majątkowi rodziny, mógł sobie pozwalać na odgrywanie różnych scenariuszy ze swoim udziałem. Trzeba przyznać, że momentami niesamowicie go to bawiło. Ukochał sobie tę "rozrywkę" podczas ostatniego pobytu w rodzinnym mieście, gdzie musiał pojechać w interesy, mimo że prawowitą spadkobierczynią fortuny ze względu na swój wiek była Elisabeth...No może miała jeszcze parę cech, które u Evana byłyby bardzo pożądane, ale tradycja przede wszystkim!
O tej godzinie w klubie było jeszcze spokojnie, chociaż i tak imprezowicze zaczynali się powoli gromadzić, w końcu mieli wakacje. Ludzie, którzy nie wyjechali na wakacje, lub którzy mieli przerwę w wyjazdach szukali różnych bodźców emocjonalnych, a gdzie można je znaleźć szybciej jak nie w takim miejscu? Siedział w najmniej oświetlonej loży i na dodatek miał swojego 'kelnera', który troszczył się o niego tak bardzo, że nie mogło zostać to zlekceważone przez łase na darmowe drinki panienki. Natychmiastowo znalazły się przy loży, wdzięcząc się na wszelkie możliwe sposoby. Normalnie od początku by je zignorował, ale w końcu nie tego chciał przychodząc tutaj dzisiaj. Nadzwyczaj szybko rozwinęła się miła rozmowa, którą kontynuowali sącząc kolorowe napoje z procentami.
Dzięki majątkowi rodziny, mógł sobie pozwalać na odgrywanie różnych scenariuszy ze swoim udziałem. Trzeba przyznać, że momentami niesamowicie go to bawiło. Ukochał sobie tę "rozrywkę" podczas ostatniego pobytu w rodzinnym mieście, gdzie musiał pojechać w interesy, mimo że prawowitą spadkobierczynią fortuny ze względu na swój wiek była Elisabeth...No może miała jeszcze parę cech, które u Evana byłyby bardzo pożądane, ale tradycja przede wszystkim!
O tej godzinie w klubie było jeszcze spokojnie, chociaż i tak imprezowicze zaczynali się powoli gromadzić, w końcu mieli wakacje. Ludzie, którzy nie wyjechali na wakacje, lub którzy mieli przerwę w wyjazdach szukali różnych bodźców emocjonalnych, a gdzie można je znaleźć szybciej jak nie w takim miejscu? Siedział w najmniej oświetlonej loży i na dodatek miał swojego 'kelnera', który troszczył się o niego tak bardzo, że nie mogło zostać to zlekceważone przez łase na darmowe drinki panienki. Natychmiastowo znalazły się przy loży, wdzięcząc się na wszelkie możliwe sposoby. Normalnie od początku by je zignorował, ale w końcu nie tego chciał przychodząc tutaj dzisiaj. Nadzwyczaj szybko rozwinęła się miła rozmowa, którą kontynuowali sącząc kolorowe napoje z procentami.
Kazała się zawieźć w to samo miejsce, w które wcześniej zawieziono Evana. Ostatnimi czasy bardziej się mijali, niż spędzali czas razem, co ciążyło jej na duszy, więc pomyślała, że znajdzie go na mieście i odrobinę pomęczy swoją osobą.
Nie przewidziała w tym wszystkim tylko jednej rzeczy. Samochód zatrzymał się pod klubem, czyli miejscu, do którego normalnie nie przeszłoby jej przez myśl, żeby wejść. Przystanęła na chodniku, przyglądając się wyłączonemu jeszcze w tej chwili neonowemu napisowi z nazwą klubu. Mogłaby zawrócić i zaczekać na brata jednak w domu, ale czego to się nie robi dla rodzeństwa.
Żwawym krokiem przestąpiła próg i zaczęła się rozglądać po lokalu w poszukiwaniu charakterystycznej czarnej czupryny, którą rozpoznałaby wszędzie. Przeszła między stolikami, omijając szerokim łukiem część przeznaczoną pod parkiet do tańczenia. Mimo że muzyka nie była maksymalnie głośna, to i tak wyczuwała jej dudnienie w kościach.
W chwili, w której doszła do wniosku, że Evana jednak tutaj nie ma i musiał przenieść się w inne miejsce, dostrzegła grupkę osób w najmniej oświetlonej części sali. Wśród kobiecego towarzystwa znajdowała się jej zguba. Zmrużyła oczy, zgrzytając po cichu zębami.
Znalazłszy się w ich loży, wsunęła się bezceremonialnie na miejsce między bratem, a jakaś niezadowoloną z tego tytułu panną.
- Heej - mruknęła, zaglądając w zielone oczy chłopaka.
Nie przewidziała w tym wszystkim tylko jednej rzeczy. Samochód zatrzymał się pod klubem, czyli miejscu, do którego normalnie nie przeszłoby jej przez myśl, żeby wejść. Przystanęła na chodniku, przyglądając się wyłączonemu jeszcze w tej chwili neonowemu napisowi z nazwą klubu. Mogłaby zawrócić i zaczekać na brata jednak w domu, ale czego to się nie robi dla rodzeństwa.
Żwawym krokiem przestąpiła próg i zaczęła się rozglądać po lokalu w poszukiwaniu charakterystycznej czarnej czupryny, którą rozpoznałaby wszędzie. Przeszła między stolikami, omijając szerokim łukiem część przeznaczoną pod parkiet do tańczenia. Mimo że muzyka nie była maksymalnie głośna, to i tak wyczuwała jej dudnienie w kościach.
W chwili, w której doszła do wniosku, że Evana jednak tutaj nie ma i musiał przenieść się w inne miejsce, dostrzegła grupkę osób w najmniej oświetlonej części sali. Wśród kobiecego towarzystwa znajdowała się jej zguba. Zmrużyła oczy, zgrzytając po cichu zębami.
Znalazłszy się w ich loży, wsunęła się bezceremonialnie na miejsce między bratem, a jakaś niezadowoloną z tego tytułu panną.
- Heej - mruknęła, zaglądając w zielone oczy chłopaka.
Pochłonięty w najlepsze towarzystwem kobiet stwierdzał w duchu, że całkiem nieźle się bawi. Naturalnie alkohol we krwi potęgował uczucie zadowolenia w tym momencie. Rozmawiali o jakiś dziwnych rzeczach, zupełnie nie mających sensu, a przynajmniej tak by stwierdził jeśli byliby poza klubem i spotkali się przypadkowo na ulicy. Wszystkie rozmowy ucichły gdy do loży wpakowała się zgrabna kobieta, z którą oczywiście reszta obecnych tutaj dziewczyn bezapelacyjnie przegrywała. Dlatego tę dziwną ciszę szybko przerwał nagły zryw szeptów wśród płci pięknej.
- Oho - Wydał z siebie tylko, odwracając głowę w kierunku Elisabeth i również spoglądając w jej oczy.
- Patrz ile zrobiłaś zamieszania - Wyszczerzył zęby unosząc lewą dłonią szklankę z trunkiem, zbliżając ją powoli do ust, a prawą wskazał na ich towarzyszy.
Gdy szklanka dotknęła jego ust, a ciecz rozlała się po wnętrzu jamy ustnej sprawiając, że kubki smakowe natychmiast zaczęły działać, poruszył brwiami i puścił oczko do siostry.
- Co słychać? - Zapytał jak gdyby nigdy nic.
- Oho - Wydał z siebie tylko, odwracając głowę w kierunku Elisabeth i również spoglądając w jej oczy.
- Patrz ile zrobiłaś zamieszania - Wyszczerzył zęby unosząc lewą dłonią szklankę z trunkiem, zbliżając ją powoli do ust, a prawą wskazał na ich towarzyszy.
Gdy szklanka dotknęła jego ust, a ciecz rozlała się po wnętrzu jamy ustnej sprawiając, że kubki smakowe natychmiast zaczęły działać, poruszył brwiami i puścił oczko do siostry.
- Co słychać? - Zapytał jak gdyby nigdy nic.
Dla niej równie dobrze przebywających tutaj kobiet mogło nie być, gdy już siedziała obok brata i zyskała jego uwagę. Resztę towarzystwa potraktowała jak powietrze, podobnie jak szepty, które rozeszły się po loży, a które do najdyskretniejszych nie należały. Pojedyncze słowa wpadały jej jednym uchem, a wypadały drugim, nie zaprzątając jej myśli nawet na chwilę.
Uśmiechnęła się ze złośliwą satysfakcją, gdy wspomniał o zamieszaniu.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, braciszku - odparła świergotliwie, jednocześnie dźgając go palcem w bok w ramach zaczepki. Wyciągnęła rękę po jego szklankę, a gdy tylko powąchała jej zawartość, skrzywiła się i oddała mu alkohol, nie szczędząc mu przy tym krzywej miny. Nie znosiła niczego, co zawierało w sobie procenty.
Odwróciła się za siebie, by spojrzeć na dziewczynę, którą "niechcący" wyeksmitowała z miejsca.
- Przynieś mi wodę z lodem - uśmiechnęła się nad wyraz uroczo, aby po sekundzie stracić nią całkowicie zainteresowanie. Zamiast tego wolała skupić na rozmowie z Evanem. Raczej żadna z pań nie mogła już liczyć, że zamieni choćby słowo z jej bratem. Kategorycznie tego zabraniała!
- Właściwie nic ciekawego, nudziło mi się w domu - wzruszyła obojętnie ramionami. Sięgnęła po szklankę z wodą, gdy ta się przed nią pojawiła. Zastukała srebrną obrączką, którą założoną miała na kciuku, w szklankę.
- Jak widzę, towarzystwo Ci dopisuje - uniosła naczynie do ust, ukrywając tym samym cisnący się na jej usta grymas.
Uśmiechnęła się ze złośliwą satysfakcją, gdy wspomniał o zamieszaniu.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz, braciszku - odparła świergotliwie, jednocześnie dźgając go palcem w bok w ramach zaczepki. Wyciągnęła rękę po jego szklankę, a gdy tylko powąchała jej zawartość, skrzywiła się i oddała mu alkohol, nie szczędząc mu przy tym krzywej miny. Nie znosiła niczego, co zawierało w sobie procenty.
Odwróciła się za siebie, by spojrzeć na dziewczynę, którą "niechcący" wyeksmitowała z miejsca.
- Przynieś mi wodę z lodem - uśmiechnęła się nad wyraz uroczo, aby po sekundzie stracić nią całkowicie zainteresowanie. Zamiast tego wolała skupić na rozmowie z Evanem. Raczej żadna z pań nie mogła już liczyć, że zamieni choćby słowo z jej bratem. Kategorycznie tego zabraniała!
- Właściwie nic ciekawego, nudziło mi się w domu - wzruszyła obojętnie ramionami. Sięgnęła po szklankę z wodą, gdy ta się przed nią pojawiła. Zastukała srebrną obrączką, którą założoną miała na kciuku, w szklankę.
- Jak widzę, towarzystwo Ci dopisuje - uniosła naczynie do ust, ukrywając tym samym cisnący się na jej usta grymas.
Bez oporu oddał jej szklankę, bo wiedział, że nie upije z niej ani łyka. Nie przepadała za alkoholem, ba- chyba nie pamięta czy kiedykolwiek widział ją pijącą z własnej, nieprzymuszonej woli. Wtedy kiedy musiała, były to oczywiście toasty na imprezach rodzinnych.
Tak jak przypuszczał, naczynie szybko powróciło do jego dłoni, a on mógł się dalej rozkoszować swoją whisky.
- Nudziło ci się? Myślałem, że najlepsza uczennica Riverdale będzie siedzieć z nosem w książkach, by za rok obronić swój tytuł.- Odparł nieco kąśliwie, ale by załagodzić wydźwięk słów, które wypowiedział, ułożył wolną dłoń na jej policzku zamierając tak na chwilę w bezruchu. Dopiero kiedy postanowiła zabrać głos, wyrwał się z tego swego rodzaju transu, dopił resztkę trunku i postawił pustą szklankę na stoliku przed sobą.
- A jak twoje towarzystwo, gdy mnie nie było?- Uniósł nieświadomie jedną z brwi przy tym pytaniu i założył kostkę prawej nogi na lewe kolano. Musi się wygodnie rozsiąść, nie zamierzał stąd jeszcze wychodzić.
Tak jak przypuszczał, naczynie szybko powróciło do jego dłoni, a on mógł się dalej rozkoszować swoją whisky.
- Nudziło ci się? Myślałem, że najlepsza uczennica Riverdale będzie siedzieć z nosem w książkach, by za rok obronić swój tytuł.- Odparł nieco kąśliwie, ale by załagodzić wydźwięk słów, które wypowiedział, ułożył wolną dłoń na jej policzku zamierając tak na chwilę w bezruchu. Dopiero kiedy postanowiła zabrać głos, wyrwał się z tego swego rodzaju transu, dopił resztkę trunku i postawił pustą szklankę na stoliku przed sobą.
- A jak twoje towarzystwo, gdy mnie nie było?- Uniósł nieświadomie jedną z brwi przy tym pytaniu i założył kostkę prawej nogi na lewe kolano. Musi się wygodnie rozsiąść, nie zamierzał stąd jeszcze wychodzić.
Mogłaby się obruszyć za taką kąśliwość i może gdyby był to ktokolwiek inny, to zrobiłaby to naprawdę. Tymczasem mogła chociaż przez chwilę poudawać.
Prychnęła, wywracając oczami, a tak unosząc wyżej podbródek. Milczała przez dłuższą chwilę, obserwując ludzi krążących koło baru. Gdy brat przyłożył dłoń do boku jej twarzy, wtuliła w jej wnętrze policzek, przymykając oczy na ułamek sekundy. Gdy ponownie je otworzyła, na jej ustach igrał nikły uśmiech.
- Mój geniusz obroni się sam. Jeśli ktoś powinien posiedzieć z nosem w książkach, to Ty - puściła mu perskie oko. Zakręciła szklanką, grzechocząc kostkami lodu. Rozejrzała się po lokalu, który zapełniał się coraz bardziej, zważywszy na sprzyjającą porę.
Miała ogromną ochotę się z nim podroczyć i odpowiedzieć na zadane pytanie, czymś w rodzaju "doskonale, nie miałam na co narzekać". Zasłużyłby sobie na to, zważywszy na towarzystwo, w jakim go znalazła.
- Widziałam się z Freyem i Bjarnem, ale w sumie było to jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego - wzruszyła niezobowiązująco ramionami. Nachyliła się nad stolikiem i postawiła na nim opróżnioną do połowy szklankę. Po krótkiej chwili zastanowienia dodała jeszcze.
- Wolałabym, żebyś więcej nie wyjeżdżał na tak długo.. - spojrzała na brata, podnosząc na niego wzrok, jako że był od niej o pół głowy wyższy.
- Jak Londyn? - zapytała ciekawa jego wyjazdu.
Prychnęła, wywracając oczami, a tak unosząc wyżej podbródek. Milczała przez dłuższą chwilę, obserwując ludzi krążących koło baru. Gdy brat przyłożył dłoń do boku jej twarzy, wtuliła w jej wnętrze policzek, przymykając oczy na ułamek sekundy. Gdy ponownie je otworzyła, na jej ustach igrał nikły uśmiech.
- Mój geniusz obroni się sam. Jeśli ktoś powinien posiedzieć z nosem w książkach, to Ty - puściła mu perskie oko. Zakręciła szklanką, grzechocząc kostkami lodu. Rozejrzała się po lokalu, który zapełniał się coraz bardziej, zważywszy na sprzyjającą porę.
Miała ogromną ochotę się z nim podroczyć i odpowiedzieć na zadane pytanie, czymś w rodzaju "doskonale, nie miałam na co narzekać". Zasłużyłby sobie na to, zważywszy na towarzystwo, w jakim go znalazła.
- Widziałam się z Freyem i Bjarnem, ale w sumie było to jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego - wzruszyła niezobowiązująco ramionami. Nachyliła się nad stolikiem i postawiła na nim opróżnioną do połowy szklankę. Po krótkiej chwili zastanowienia dodała jeszcze.
- Wolałabym, żebyś więcej nie wyjeżdżał na tak długo.. - spojrzała na brata, podnosząc na niego wzrok, jako że był od niej o pół głowy wyższy.
- Jak Londyn? - zapytała ciekawa jego wyjazdu.
Całe szczęście miał przywilej bycia jej bratem i nie zbierania batów za różne rzeczy, które przypadkiem (a może nie?) wymykały mu się z ust, zanim zdążył jeszcze pomyśleć o ich słuszności. Nie wypada tutaj pominąć faktu, iż uwielbiał się z nią droczyć lub mówić rzeczy, które sprawiały, że się na moment 'unosiła'.
On widział te drobne gesty, mikroekspresję, którą łatwo mogła ukryć przed innymi- ale nie przed nim. To niestety działało też w obie strony.
- Och, wypraszam sobie - Odparł nieco wyższym tonem, niczym kiepski aktor w teatrze, próbujący na siłę pokazać swe niezadowolenie. Rozprostował się momentalnie i cofnął nieco głowę w tył, by zaznaczyć jeszcze bardziej swoją wypowiedź.
- Gdybym nie musiał tułać się takie hektary w sprawach biznesowych, na pewno skończyłbym z co najmniej takim samym wynikiem jak ty...W końcu wiesz, mamy te same geny - Delikatnie obniżył brodę, antagonistycznie działając ramieniem w tej samej chwili, rzucając w jej kierunku błyskotliwe spojrzenie z zadziornym zabarwieniem, którego tylko ona mogła się dopatrzeć. Przekomarzał się z siostrą, tak samo jak ona z nim- nie pozostawał dłużny w takich momentach, szczególnie wtedy, gdy puszczała to perskie oko! Była tak bezczelnie pewna siebie, co w zasadzie mu się podobało, ale chciał chociaż trochę spróbować zachwiać tym stanem.
- Oj no i nie wspominając, że ja zgarnąłem te najlepsze, bo kto urodził się pierwszy? - Po chwili postanowił dodać kolejne grosze do tego tematu, choć równie dobrze mógł się on dawno zakończyć. Może coś go jednak gryzło? Duma? MĘSKA DUMA?
- I nie próbuj mi wmawiać, że pierwsza wersja jest testowa..- Zebrał usta w swego rodzaju dzióbek, który był połączeniem śmiechu i grymasu. Wygląda na to, że jego twarz nie mogła się zdecydować na jedną emocję, więc wyszła taka dziwna mieszanka, która sprawiła, że wyszło to chyba jeszcze śmieszniej niż się spodziewał. Zapewne to wina alkoholu.
- Freyem? - Wyłapał nieznajome sobie imię, chcąc dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Naturalnie nie musiał zadawać pytania, jego ton chyba dosyć dosadnie dał już Elisabeth znać, czego oczekuje.
Do kolejnych słów, które wyciekły z jej ust nie przyłożył tak wielkiej wagi jak do wcześniejszych. Teraz liczył się dla niego tamten temat, więc postanowił odpowiedzieć cokolwiek, co mogłoby ją chociaż trochę uspokoić na przyszłość?
- Postaram się, najwyżej następnym razem spakuję cię do walizki. Zmizerniałaś coś od ostatniego razu, więc powinnaś się zmieścić - Na początku lekki uśmiech wpełzł na jego twarz, a chwilkę potem jedna z dłoni chwyciła ją za fałdkę na brzuchu, o którą było łatwo w pozycji siedzącej! I to u każdego..nawet u fit ludzi (!), niestety.
- Zaludniony, deszczowy, ale wciąż ma ten niepowtarzalny klimat, do którego będę lubił powracać.
On widział te drobne gesty, mikroekspresję, którą łatwo mogła ukryć przed innymi- ale nie przed nim. To niestety działało też w obie strony.
- Och, wypraszam sobie - Odparł nieco wyższym tonem, niczym kiepski aktor w teatrze, próbujący na siłę pokazać swe niezadowolenie. Rozprostował się momentalnie i cofnął nieco głowę w tył, by zaznaczyć jeszcze bardziej swoją wypowiedź.
- Gdybym nie musiał tułać się takie hektary w sprawach biznesowych, na pewno skończyłbym z co najmniej takim samym wynikiem jak ty...W końcu wiesz, mamy te same geny - Delikatnie obniżył brodę, antagonistycznie działając ramieniem w tej samej chwili, rzucając w jej kierunku błyskotliwe spojrzenie z zadziornym zabarwieniem, którego tylko ona mogła się dopatrzeć. Przekomarzał się z siostrą, tak samo jak ona z nim- nie pozostawał dłużny w takich momentach, szczególnie wtedy, gdy puszczała to perskie oko! Była tak bezczelnie pewna siebie, co w zasadzie mu się podobało, ale chciał chociaż trochę spróbować zachwiać tym stanem.
- Oj no i nie wspominając, że ja zgarnąłem te najlepsze, bo kto urodził się pierwszy? - Po chwili postanowił dodać kolejne grosze do tego tematu, choć równie dobrze mógł się on dawno zakończyć. Może coś go jednak gryzło? Duma? MĘSKA DUMA?
- I nie próbuj mi wmawiać, że pierwsza wersja jest testowa..- Zebrał usta w swego rodzaju dzióbek, który był połączeniem śmiechu i grymasu. Wygląda na to, że jego twarz nie mogła się zdecydować na jedną emocję, więc wyszła taka dziwna mieszanka, która sprawiła, że wyszło to chyba jeszcze śmieszniej niż się spodziewał. Zapewne to wina alkoholu.
- Freyem? - Wyłapał nieznajome sobie imię, chcąc dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Naturalnie nie musiał zadawać pytania, jego ton chyba dosyć dosadnie dał już Elisabeth znać, czego oczekuje.
Do kolejnych słów, które wyciekły z jej ust nie przyłożył tak wielkiej wagi jak do wcześniejszych. Teraz liczył się dla niego tamten temat, więc postanowił odpowiedzieć cokolwiek, co mogłoby ją chociaż trochę uspokoić na przyszłość?
- Postaram się, najwyżej następnym razem spakuję cię do walizki. Zmizerniałaś coś od ostatniego razu, więc powinnaś się zmieścić - Na początku lekki uśmiech wpełzł na jego twarz, a chwilkę potem jedna z dłoni chwyciła ją za fałdkę na brzuchu, o którą było łatwo w pozycji siedzącej! I to u każdego..nawet u fit ludzi (!), niestety.
- Zaludniony, deszczowy, ale wciąż ma ten niepowtarzalny klimat, do którego będę lubił powracać.
Prawda była taka, że tylko przy nim się "unosiła", ponieważ tylko jego zdanie naprawdę się liczyło. Wiedziała, że większość docinek, którymi ją obdarzał, nie jest mówiona w sensie dosłownym i jest jedynie formą braterskich zaczepek.
- Może i mamy te same geny, ale to ja mam talent do nauki, mięśniaku. - parsknęła, specjalnie dźgając palcem jego biceps. Tym drobnym komentarzem nawiązywała do jego zasług na płaszczyźnie sportowej. Mieli podobną ilość pucharów, choć z zupełnie innych dziedzin. Podczas gdy Evan zdobywał kolejny medal w pływactwie, Lisa wygrywała olimpiadę naukową.
- No i jestem tą piękniejszą. Nie tylko z racji płci - zripostowała, czasami będąc nawet zbyt pewną siebie. Uśmiechnęła się zadziornie, unosząc szklankę do ust, gestem tym ukrywając mimikę, ale jej oczy śmiały się do brata. Brakowało jej tych wspólnych przekomarzanek. Tych kilka telefonów wieczorami nie było w stanie zastąpić jej prawdziwej rozmowy z nim. Zresztą panicz Cartier nie przepadał za telefonami, co sprawę zawsze utrudniało.
- Jeśli wierzyć naszym rodzicom, to dokładnie ja urodziłam się pierwsza - zaśmiała się perliście, ponownie przysuwając się bliżej chłopaka.
- Skleroza? - cmoknęła z dezaprobatą. - Zamiast whisky, powinieneś zażyć lecytynę. - Mówiąc to, oparła głowę na jego ramieniu, patrzyła więc na niego jedynie kątek oka, ale dostrzegła jego śmieszną minę, wobec której była stracona i musiała się uśmiechnąć.
- No, no. Pani przewodniczący, nie zna Pan ludzi, którzy chodzą z Panem do klasy? A w dodatku plasują się na liście pięciu najbogatszych rodzin w Vancouver? Szkolna gwiazda? Nie? Pomijając nawet te oczywistości, musiałeś go widzieć w gazetach, albo na bilbordach z reklamami. - Nie potrafiła przedstawiać ludzi w żaden sposób. Evan na pewno to rozumiał i wybaczy jej tę dość chaotyczną wizualizację osoby Freya. Pstryknęła palcami, jakby coś sobie przypomniała.
- Obok niego stałam na szkolnym zdjęciu na zakończeniu roku - pokiwała głową z aprobatą dla swojego przebłysku pamięci, który lepiej powinien mu zobrazować, o kim mówiła.
Złapała się za swoją fałdkę na brzuchu, którą trzymał również brat. Pokręciła nosem.
- Wcale nie zmizerniałam, musi Ci się tylko wydawać. To dobrze, że chcesz mnie zabrać. Moglibyśmy pojechać, gdzieś na wakacje razem - Nie mogła jeszcze schudnąć! Nie z tą ilością jedzenia, którą dziennie pochłaniała. To pewnie wynik tęsknoty. Ich obojga.
Słysząc coś o powrotach do Londynu, reszta informacji nie miała większego znaczenia. Wyłączyła się na nie. Nagle dudniąca muzyka i gęstniejąca dookoła atmosfera zaczęła jej przeszkadzać.
- Może i mamy te same geny, ale to ja mam talent do nauki, mięśniaku. - parsknęła, specjalnie dźgając palcem jego biceps. Tym drobnym komentarzem nawiązywała do jego zasług na płaszczyźnie sportowej. Mieli podobną ilość pucharów, choć z zupełnie innych dziedzin. Podczas gdy Evan zdobywał kolejny medal w pływactwie, Lisa wygrywała olimpiadę naukową.
- No i jestem tą piękniejszą. Nie tylko z racji płci - zripostowała, czasami będąc nawet zbyt pewną siebie. Uśmiechnęła się zadziornie, unosząc szklankę do ust, gestem tym ukrywając mimikę, ale jej oczy śmiały się do brata. Brakowało jej tych wspólnych przekomarzanek. Tych kilka telefonów wieczorami nie było w stanie zastąpić jej prawdziwej rozmowy z nim. Zresztą panicz Cartier nie przepadał za telefonami, co sprawę zawsze utrudniało.
- Jeśli wierzyć naszym rodzicom, to dokładnie ja urodziłam się pierwsza - zaśmiała się perliście, ponownie przysuwając się bliżej chłopaka.
- Skleroza? - cmoknęła z dezaprobatą. - Zamiast whisky, powinieneś zażyć lecytynę. - Mówiąc to, oparła głowę na jego ramieniu, patrzyła więc na niego jedynie kątek oka, ale dostrzegła jego śmieszną minę, wobec której była stracona i musiała się uśmiechnąć.
- No, no. Pani przewodniczący, nie zna Pan ludzi, którzy chodzą z Panem do klasy? A w dodatku plasują się na liście pięciu najbogatszych rodzin w Vancouver? Szkolna gwiazda? Nie? Pomijając nawet te oczywistości, musiałeś go widzieć w gazetach, albo na bilbordach z reklamami. - Nie potrafiła przedstawiać ludzi w żaden sposób. Evan na pewno to rozumiał i wybaczy jej tę dość chaotyczną wizualizację osoby Freya. Pstryknęła palcami, jakby coś sobie przypomniała.
- Obok niego stałam na szkolnym zdjęciu na zakończeniu roku - pokiwała głową z aprobatą dla swojego przebłysku pamięci, który lepiej powinien mu zobrazować, o kim mówiła.
Złapała się za swoją fałdkę na brzuchu, którą trzymał również brat. Pokręciła nosem.
- Wcale nie zmizerniałam, musi Ci się tylko wydawać. To dobrze, że chcesz mnie zabrać. Moglibyśmy pojechać, gdzieś na wakacje razem - Nie mogła jeszcze schudnąć! Nie z tą ilością jedzenia, którą dziennie pochłaniała. To pewnie wynik tęsknoty. Ich obojga.
Słysząc coś o powrotach do Londynu, reszta informacji nie miała większego znaczenia. Wyłączyła się na nie. Nagle dudniąca muzyka i gęstniejąca dookoła atmosfera zaczęła jej przeszkadzać.
Pacnął się w głowę niezbyt delikatnie i z udawanym przerażeniemw w oczach popchnął szklankę na blacie, tak że ujechała kawałek dalej.
- Muszę chyba przestać pić to świństwo, bo robi sobie z moim mózgiem co chce. - Przeciągnął się kładąc rękę na oparciu kanapy, tak by obejmować Elisabeth.
- Tak naprawdę to wszystko dlatego, że po alkoholu wychodzą na jaw moje ukryte pragnienia, a jednym z nich, niezmiennie jest to, by być twoim starszym bratem. - Poruszył zawadiacko brwiami, uśmiechając się do tego we właściwy sobie, lekko zadziorny sposób.
Na słowa o Freyu, machnął tylko lekceważąco ręką, jakby był to już nieistotny temat, a przynajmniej go nie obchodził.
- Zmizerniałaś. - Puknął ją palcem wskazującym w koniec nosa.
- Jak tylko wejdziemy do domu, to pierwszą rzeczą jaką zrobię będzie zaprowadzenie cię na wagę. - Pokiwał przytakująco głową, chcąc potwierdzić samemu sobie wspaniałość tego pomysłu.
- Malediwy? - Zagadnął na słowa o wakacjach i nachylił się nad nią lekko, zbliżając twarz do jej szyi.
- Zmieniałaś perfumy, czy tak dawno ich nie czułem, że wydają się intensywniejsze? - Zaciągnął się delikatnie, a następnie niby przypadkiem musnął wargami jej kark.
- Przypominam tylko, że by nie oszukiwać wyniku na wadze, najlepiej jest pozbyć się wcześniej wszelkich przeszkadzających ciężarów. - Dmuchnął w jej skórę ciepłym powietrzem i uśmiechnął się sam do siebie. Wiadomo jaki balast miał na myśli i raczej nikt nie musiał się tutaj niczego domyślać. Zrobił się chyba trochę za bardzo bezpośredni, a może był taki zawsze- tylko przy siostrze?
- Muszę chyba przestać pić to świństwo, bo robi sobie z moim mózgiem co chce. - Przeciągnął się kładąc rękę na oparciu kanapy, tak by obejmować Elisabeth.
- Tak naprawdę to wszystko dlatego, że po alkoholu wychodzą na jaw moje ukryte pragnienia, a jednym z nich, niezmiennie jest to, by być twoim starszym bratem. - Poruszył zawadiacko brwiami, uśmiechając się do tego we właściwy sobie, lekko zadziorny sposób.
Na słowa o Freyu, machnął tylko lekceważąco ręką, jakby był to już nieistotny temat, a przynajmniej go nie obchodził.
- Zmizerniałaś. - Puknął ją palcem wskazującym w koniec nosa.
- Jak tylko wejdziemy do domu, to pierwszą rzeczą jaką zrobię będzie zaprowadzenie cię na wagę. - Pokiwał przytakująco głową, chcąc potwierdzić samemu sobie wspaniałość tego pomysłu.
- Malediwy? - Zagadnął na słowa o wakacjach i nachylił się nad nią lekko, zbliżając twarz do jej szyi.
- Zmieniałaś perfumy, czy tak dawno ich nie czułem, że wydają się intensywniejsze? - Zaciągnął się delikatnie, a następnie niby przypadkiem musnął wargami jej kark.
- Przypominam tylko, że by nie oszukiwać wyniku na wadze, najlepiej jest pozbyć się wcześniej wszelkich przeszkadzających ciężarów. - Dmuchnął w jej skórę ciepłym powietrzem i uśmiechnął się sam do siebie. Wiadomo jaki balast miał na myśli i raczej nikt nie musiał się tutaj niczego domyślać. Zrobił się chyba trochę za bardzo bezpośredni, a może był taki zawsze- tylko przy siostrze?
Parsknęła krótko, a potem przesunęła palcami po miejscu, które głupek pacnął, sprawdzając, czy nie zrobił tego przesadnie mocno.
- Nie będę się sprzeczać - posłała mu krzywy uśmiech starszej siostry. Tylko ona mogła mieszać mu w głowie, a przynajmniej coś podobnego zamierzała powiedzieć, tylko rozproszyła ją obejmująca ręka. Nie oponowała, co było raczej dość oczywiste w przypadku brata.
- Właściwie dlaczego? Aż tak przeszkadza Ci bycie [u]młodszym[/u/]? - zapytała, specjalnie akcentując ostatnie słowo. Trochę się z nim droczyła, ale naprawdę była ciekawa, dlaczego było to tak ważne dla Evana. I choć ton głosu miała lekko kpiący, to gdy podniosła wzrok na chłopaka, jej spojrzenie było poważne i uważnie przyglądało się bliźniakowi, wyłapując to, czego oczy innych dostrzec nie mogły.
- Bjarne ma strasznie niewygodną kanapę - dodała mimochodem, zupełnie niedbałym tonem, widząc, że temat tego, gdzie się podziewała, dobiegł na szczęście końca.
- Wcale nie zmizerniałam - fuknęła, łapiąc go zębami za palec, który sekundę wcześniej pacnął czubek jej nosa. Ugryzła go lekko, a potem puściła.
Oczywiście, że upierała się przy swoich racjach. Evan zwyczajnie nie mógł być w tej sprawie obiektywy, udowodnienie mu tego stając na wagę, wydawało się racjonalnym rozwiązaniem.
- Mogą być Malediwy - zgodziła się od razu. Nie ważnym było gdzie, ważnym, żeby mogła spędzić wakacje z bratem. Zamierzała znów go uściskach, ale powstrzymała ją jego twarz, która niespodziewanie przysunęła się do jej szyi.
- Jak możesz czuć cokolwiek w tym dymie tytoniowym? - parsknęła zaskoczona taką uwagą z jego strony. Nie łatwo dawała się zdekoncentrować, ale w jakiś sposób Evanowi udawało się to nad wyraz często. Czując dotyk na karku, po jej ramionach rozeszła się gęsia skórka.
- Faktycznie, gdybyś wlazł tam ze mną, pomiar byłby sfałszowany. Chodź, sprawdzimy to od razu. - Z uśmiechem na ustach poderwała się na równe nogi. Puściła bratu perskie oko, a potem lekkim krokiem przeszła przez parkiet w stronę drzwi wyjściowych, kierując się do ich rezydencji.
[zt]
- Nie będę się sprzeczać - posłała mu krzywy uśmiech starszej siostry. Tylko ona mogła mieszać mu w głowie, a przynajmniej coś podobnego zamierzała powiedzieć, tylko rozproszyła ją obejmująca ręka. Nie oponowała, co było raczej dość oczywiste w przypadku brata.
- Właściwie dlaczego? Aż tak przeszkadza Ci bycie [u]młodszym[/u/]? - zapytała, specjalnie akcentując ostatnie słowo. Trochę się z nim droczyła, ale naprawdę była ciekawa, dlaczego było to tak ważne dla Evana. I choć ton głosu miała lekko kpiący, to gdy podniosła wzrok na chłopaka, jej spojrzenie było poważne i uważnie przyglądało się bliźniakowi, wyłapując to, czego oczy innych dostrzec nie mogły.
- Bjarne ma strasznie niewygodną kanapę - dodała mimochodem, zupełnie niedbałym tonem, widząc, że temat tego, gdzie się podziewała, dobiegł na szczęście końca.
- Wcale nie zmizerniałam - fuknęła, łapiąc go zębami za palec, który sekundę wcześniej pacnął czubek jej nosa. Ugryzła go lekko, a potem puściła.
Oczywiście, że upierała się przy swoich racjach. Evan zwyczajnie nie mógł być w tej sprawie obiektywy, udowodnienie mu tego stając na wagę, wydawało się racjonalnym rozwiązaniem.
- Mogą być Malediwy - zgodziła się od razu. Nie ważnym było gdzie, ważnym, żeby mogła spędzić wakacje z bratem. Zamierzała znów go uściskach, ale powstrzymała ją jego twarz, która niespodziewanie przysunęła się do jej szyi.
- Jak możesz czuć cokolwiek w tym dymie tytoniowym? - parsknęła zaskoczona taką uwagą z jego strony. Nie łatwo dawała się zdekoncentrować, ale w jakiś sposób Evanowi udawało się to nad wyraz często. Czując dotyk na karku, po jej ramionach rozeszła się gęsia skórka.
- Faktycznie, gdybyś wlazł tam ze mną, pomiar byłby sfałszowany. Chodź, sprawdzimy to od razu. - Z uśmiechem na ustach poderwała się na równe nogi. Puściła bratu perskie oko, a potem lekkim krokiem przeszła przez parkiet w stronę drzwi wyjściowych, kierując się do ich rezydencji.
[zt]
Nie rozumiał, dlaczego zgodził się na tego typu wyjście. Fakt, było to coś nowego i innego, niemniej tego typu kluby nie były dla niego. Ciężko umiał się odnaleźć w podobnym miejscu, raczej przyzwyczaił się do wszelakich eleganckich bankietach, na których musiał posyłać sztuczny uśmiech pełen sympatii. To należało do jego obowiązków. Chwila relaksu zawsze marnował na czytanie książek, pogłębianie wiedzy lub zabawę ze swoimi zwierzakami. Rzadko kiedy poświęcał ją na wyjścia i spotkania ze znajomymi, z którymi utrzymywał kontakt tylko przez szkołę. Może nie był zbyt towarzyską osobą, ale posiadał w placówce z trzy osoby, z którymi utrzymywał mniej lub bardziej regularny kontakt. I do takiej osoby zaliczał się właśnie Damien.
Kiedy Holender załatwił rzeczy ważne i ważniejsze, zajął się przygotowaniami do spotkania. W jego ubiorze nie mogło zabraknąć odrobiny elegancki, pomimo tego, iż służący odradzał podobnego stylu. W końcu idzie w miejsce, gdzie nie powinien się rzucać swoją wyższością. Miał dość trudne wyzwanie przed sobą, ponieważ nigdy nie wiedział, jak powinien zachowywać się w obecności normalnych ludzi.
Pod klub przyjechała czarna limuzyna, bo tylko nią poruszał się po mieście. Wysiadł z samochodu, cicho wzdychając do siebie w zrezygnowaniu. Dalej nie rozumiał, dlaczego zgodził się na podobny wypad do miasta. Co innego, jeśli miałby spotkać się z nim w jakieś kawiarni lub centrum handlowym. Ale klub? Widocznie nasz drogi książę szukał nowych wrażeń, które choć trochę go rozerwą.
Podszedł parę kroków dalej, oschle lustrując każde spojrzenie oczu, które zostało skierowane w jego stronę. Czekał na niego nieopodal wejścia do samego klubu, czując, że wyróżnia się swoją innością na tle innych. To zdecydowanie nie były jego klimaty i wiedział to aż za dobrze. Spojrzał na srebrny zegarek na swoim nadgarstku. Piętnaście minut przed czasem. Pewnie jeszcze trochę sobie poczeka, zważywszy na fakt, że jak zwykle musiał znaleźć się w umówionym miejscu grubo przed czasem.
Kiedy Holender załatwił rzeczy ważne i ważniejsze, zajął się przygotowaniami do spotkania. W jego ubiorze nie mogło zabraknąć odrobiny elegancki, pomimo tego, iż służący odradzał podobnego stylu. W końcu idzie w miejsce, gdzie nie powinien się rzucać swoją wyższością. Miał dość trudne wyzwanie przed sobą, ponieważ nigdy nie wiedział, jak powinien zachowywać się w obecności normalnych ludzi.
Pod klub przyjechała czarna limuzyna, bo tylko nią poruszał się po mieście. Wysiadł z samochodu, cicho wzdychając do siebie w zrezygnowaniu. Dalej nie rozumiał, dlaczego zgodził się na podobny wypad do miasta. Co innego, jeśli miałby spotkać się z nim w jakieś kawiarni lub centrum handlowym. Ale klub? Widocznie nasz drogi książę szukał nowych wrażeń, które choć trochę go rozerwą.
Podszedł parę kroków dalej, oschle lustrując każde spojrzenie oczu, które zostało skierowane w jego stronę. Czekał na niego nieopodal wejścia do samego klubu, czując, że wyróżnia się swoją innością na tle innych. To zdecydowanie nie były jego klimaty i wiedział to aż za dobrze. Spojrzał na srebrny zegarek na swoim nadgarstku. Piętnaście minut przed czasem. Pewnie jeszcze trochę sobie poczeka, zważywszy na fakt, że jak zwykle musiał znaleźć się w umówionym miejscu grubo przed czasem.
Nie lubił takich miejsc - pełnych patosu, niepotrzebnego przepychu, takiej młodzieżowej sztuczności. O wiele bardziej pasowały mu domówki czy wyjścia do kameralnych barów, czy klubów, ale nie najbardziej znany lokal w mieście. Był już tu kilka razy, zaciągnięty przez jakiś bliżej nieokreślonych znajomych - zazwyczaj wycofywał się w połowie imprezy i wracał do domu, albo zmieniał chociaż miejsce pobytu na bardziej przyjemne i prywatne.
Już Queer był lepszy, zwłaszcza w jakiś nietypowym towarzystwie.
Z Amirem miał, przynajmniej tak mu się wydawało, dość nietypową relację, zważywszy na osobliwość ich charakterów. Niby trzymali kontakt, za sprawą niewielkiej upartości Damiena, dość często ze sobą rozmawiali, ale nigdy by nie pomyślał, że skończy z nim na imprezie. I tak, głównie ze względu na naszego małego księcia wybrał to miejsce, nie będąc zbytnio pewnym, czy w takim Queerze czy innej dziurze nie czułby się zbytnio...ponad towarzystwo.
Dobrze wiedział, że Amir pojawi się przed czasem, jak zresztą zawsze, więc uprzedził go, stając za niewielkim winklem niedaleko wejścia. Wyciągnął fajkę zza ucha i odpalił ją, zaciągając się ze swoistym uwielbieniem, którego nie mógł sobie odmówić. Rozejrzał się jeszcze i widząc charakterystyczny, czarny samochód, uśmiechnął się pod nosem i odbił od ściany, którą to wcześniej postanowił podtrzymać. Poczekał jeszcze moment i wyszedł ze swojej małej kryjówki, by po chwili zajść swojego dzisiejszego towarzysza od tyłu i objąć go ramieniem. Prawie dwadzieścia centymetrów różnicy w ich wzroście jedynie mu to ułatwiło.
- Cześć książę - mruknął do niego, uprzednio łapiąc papierosa między palce. Puścił go i stanął naprzeciw, nie powstrzymując niewielkiego uśmiechu, który tylko czekał, by wpełznąć na jego twarz.
Już Queer był lepszy, zwłaszcza w jakiś nietypowym towarzystwie.
Z Amirem miał, przynajmniej tak mu się wydawało, dość nietypową relację, zważywszy na osobliwość ich charakterów. Niby trzymali kontakt, za sprawą niewielkiej upartości Damiena, dość często ze sobą rozmawiali, ale nigdy by nie pomyślał, że skończy z nim na imprezie. I tak, głównie ze względu na naszego małego księcia wybrał to miejsce, nie będąc zbytnio pewnym, czy w takim Queerze czy innej dziurze nie czułby się zbytnio...ponad towarzystwo.
Dobrze wiedział, że Amir pojawi się przed czasem, jak zresztą zawsze, więc uprzedził go, stając za niewielkim winklem niedaleko wejścia. Wyciągnął fajkę zza ucha i odpalił ją, zaciągając się ze swoistym uwielbieniem, którego nie mógł sobie odmówić. Rozejrzał się jeszcze i widząc charakterystyczny, czarny samochód, uśmiechnął się pod nosem i odbił od ściany, którą to wcześniej postanowił podtrzymać. Poczekał jeszcze moment i wyszedł ze swojej małej kryjówki, by po chwili zajść swojego dzisiejszego towarzysza od tyłu i objąć go ramieniem. Prawie dwadzieścia centymetrów różnicy w ich wzroście jedynie mu to ułatwiło.
- Cześć książę - mruknął do niego, uprzednio łapiąc papierosa między palce. Puścił go i stanął naprzeciw, nie powstrzymując niewielkiego uśmiechu, który tylko czekał, by wpełznąć na jego twarz.
Z Damien'em pod tym względem mógłby się dogadać. Również nie przepadał za takimi miejscami, dlatego nie rozumiał, czemu mężczyzna wybrał podobne miejsce do wspólnego spędzenia czasu. Może miejsca, które zwykle wybierał Amir wydawały mu się zbyt nudne? Mógł się tylko domyślać, niemniej nie zamierzał długo w to brnąć. Zgodził się, dlatego postara się wyluzować i bawić się wraz z innymi. Ciekawe, czy to w ogóle było możliwe.
Oczywiście nie pomyślał, że Davies wybrał ów miejsce z myślą o Amirze. Gdyby tylko książę znał podobne miejsca, od czasu do czasu chodziłby do nich, z pewnością doceniłby starania chłopaka. Tymczasem brakowało mu wiedzy na temat pub'ów i klubów, więc nic dziwnego, że krzywił się już na sam widok ogromnych tłumów, którzy bez jakiegokolwiek pohamowania wlewali w siebie alkohol, jak i również palili szkodliwy tytoń. Coś, co Amirowi również był obce.
Nie sądził, że mężczyzna uprzedzi księcia i zjawi się przed jego przybyciem. Zapewne nie musiał go zbyt długo szukać, ponieważ czarna limuzyna aż za bardzo rzucała się w oczy. Kwestią czasu było to, iż podszedł do chłopaka, zaczynając się z nim witać w ten prymitywny sposób. Bardzo nie lubił bliskości drugiej osoby, szczególnie kiedy ta dotykała go bez wcześniejszego pozwolenia. Też nie wydawało mu się, aby gestem ciała pokazał mu, że pozwala na większe spoufalanie, dlatego nic dziwnego, że odsunął się nieznacznie od Damien'a, kiedy tylko ten postanowił go objąć. Na duszący dym tylko odkaszlną, nieznacznie zatapiając nos w swoim szaliku. Drażniło go ten zapach. Jego nozdrza, jak i płuca. Zdecydowanie jego choroba serca nie będzie sprzyjała tutejszemu otoczeniu, jeśli ludzie w środku również będą mogli sobie popalać.
- Hej - mruknął w jego stronę, zauważając ten niekontrolowany uśmiech, który wpełznął na jego wargi, przez co nawet on postarał się o coś, co chociaż trochę uśmiechem przypominało - Dlaczego to miejsce? - w końcu spytał z czystej ciekawości, spokojnie dając mu dopalić papierosa, którego trzymał w dłoni. Oby spalił go w miarę szybko, bo nie wiedział jak bardzo długo jego serce odmówi mu posłuszeństwa.
Oczywiście nie pomyślał, że Davies wybrał ów miejsce z myślą o Amirze. Gdyby tylko książę znał podobne miejsca, od czasu do czasu chodziłby do nich, z pewnością doceniłby starania chłopaka. Tymczasem brakowało mu wiedzy na temat pub'ów i klubów, więc nic dziwnego, że krzywił się już na sam widok ogromnych tłumów, którzy bez jakiegokolwiek pohamowania wlewali w siebie alkohol, jak i również palili szkodliwy tytoń. Coś, co Amirowi również był obce.
Nie sądził, że mężczyzna uprzedzi księcia i zjawi się przed jego przybyciem. Zapewne nie musiał go zbyt długo szukać, ponieważ czarna limuzyna aż za bardzo rzucała się w oczy. Kwestią czasu było to, iż podszedł do chłopaka, zaczynając się z nim witać w ten prymitywny sposób. Bardzo nie lubił bliskości drugiej osoby, szczególnie kiedy ta dotykała go bez wcześniejszego pozwolenia. Też nie wydawało mu się, aby gestem ciała pokazał mu, że pozwala na większe spoufalanie, dlatego nic dziwnego, że odsunął się nieznacznie od Damien'a, kiedy tylko ten postanowił go objąć. Na duszący dym tylko odkaszlną, nieznacznie zatapiając nos w swoim szaliku. Drażniło go ten zapach. Jego nozdrza, jak i płuca. Zdecydowanie jego choroba serca nie będzie sprzyjała tutejszemu otoczeniu, jeśli ludzie w środku również będą mogli sobie popalać.
- Hej - mruknął w jego stronę, zauważając ten niekontrolowany uśmiech, który wpełznął na jego wargi, przez co nawet on postarał się o coś, co chociaż trochę uśmiechem przypominało - Dlaczego to miejsce? - w końcu spytał z czystej ciekawości, spokojnie dając mu dopalić papierosa, którego trzymał w dłoni. Oby spalił go w miarę szybko, bo nie wiedział jak bardzo długo jego serce odmówi mu posłuszeństwa.
Och, wiedział, że tego nie lubi. Sprawiało mu to taką cichą, dziką satysfakcję, męczenie tego małego skrzata. Nie był w tym jednak nadmiernie nachalny, starał się nie pozwalać sobie na zbyt wiele, choć z każdym ich spotkaniem przeciągał strunę coraz bardziej, szczerze zastanawiając się, kiedy wreszcie pęknie. Na jego reakcję parsknął tylko śmiechem i się zaciągnął.
- Wybacz mój brak taktu, księżniczko - żachnął się cicho, delikatnie się przed nim kłaniając. Wyglądało to jednocześnie teatralnie, jak i komicznie. Wolną ręką ujął jego dłoń i delikatnie ucałował jej wierzch, cały czas schylony i nachalnie wgapiony w jego twarz. Jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy, a gdy tylko go puścił, wrócił do swojego romansu z papierosem.
- Nie wiem - skwitował krótko, krzyżując ręce na piersi. - Wydawało mi się, że zabieranie Cię do jakiegoś niszowego miejsca nie było zbyt dobrym pomysłem...- zlustrował go szybko, od góry, do dołu. Wyglądał tu na... wyjątkowo mniejszego? - Ale gdy teraz o tym myślę, powinienem był zaryzykować - westchnął, wzruszył ramionami i wyrzucił papierosa gdzieś za siebie. - No ale, stało się, nie będziemy już kombinować - dodał jeszcze i ruszył w stronę wejścia, niezbyt oglądając się za Amirem.
Nie czekali zbyt długo, chwała Bogu, że wybrał środek tygodnia i dość wczesną godzinę - może będzie przyjemniej, mniej ludzi, więcej spokoju. Od razu skierował się w stronę baru, pociągając za tym swojego towarzysza. Zamówił sobie whisky z lodem i kątem oka zerknął na bruneta - A ty co, niepełnoletni kolego? Zamierzasz spożywać? - mruknął, stając tyłem do baru. Oparł się o niego łokciem, a po chwili wolną ręką zamienił swoje zamówienie na odliczoną kwotę. Upił niewielkiego łyka i pozwolił ciepłu rozejść się po całej długości swojej szyi i dekoltu. Uśmiechnął się jeszcze do niego, powstrzymując się od puszczenia mu oczka.
Jeszcze by to źle odebrał.
- Wybacz mój brak taktu, księżniczko - żachnął się cicho, delikatnie się przed nim kłaniając. Wyglądało to jednocześnie teatralnie, jak i komicznie. Wolną ręką ujął jego dłoń i delikatnie ucałował jej wierzch, cały czas schylony i nachalnie wgapiony w jego twarz. Jego uśmiech zrobił się jeszcze szerszy, a gdy tylko go puścił, wrócił do swojego romansu z papierosem.
- Nie wiem - skwitował krótko, krzyżując ręce na piersi. - Wydawało mi się, że zabieranie Cię do jakiegoś niszowego miejsca nie było zbyt dobrym pomysłem...- zlustrował go szybko, od góry, do dołu. Wyglądał tu na... wyjątkowo mniejszego? - Ale gdy teraz o tym myślę, powinienem był zaryzykować - westchnął, wzruszył ramionami i wyrzucił papierosa gdzieś za siebie. - No ale, stało się, nie będziemy już kombinować - dodał jeszcze i ruszył w stronę wejścia, niezbyt oglądając się za Amirem.
Nie czekali zbyt długo, chwała Bogu, że wybrał środek tygodnia i dość wczesną godzinę - może będzie przyjemniej, mniej ludzi, więcej spokoju. Od razu skierował się w stronę baru, pociągając za tym swojego towarzysza. Zamówił sobie whisky z lodem i kątem oka zerknął na bruneta - A ty co, niepełnoletni kolego? Zamierzasz spożywać? - mruknął, stając tyłem do baru. Oparł się o niego łokciem, a po chwili wolną ręką zamienił swoje zamówienie na odliczoną kwotę. Upił niewielkiego łyka i pozwolił ciepłu rozejść się po całej długości swojej szyi i dekoltu. Uśmiechnął się jeszcze do niego, powstrzymując się od puszczenia mu oczka.
Jeszcze by to źle odebrał.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach