▲▼
Usłyszał swoje imię i zaczął rozglądać się za wołającym. Szybko wyłapał znajomą postać i uśmiechnął się szeroko, te radosne wykrzywienie ust wyróżniało się spośród innych uśmiechów. Ten był przeznaczony dla przyjaciela! Uniósł lekko dłoń coby dać znak, że złapali kontakt i poczekał aż Mercury zbliży się do niego.
- W końcu się pojawiłeś! Już się bałem, że będę musiał tu egzystować w samotności. - Takie imprezy nie były jego mocną stroną, ale skoro miał przy sobie przyjaciela, to owe cierpienie nie wydawało się już tak straszne.
Zjawiła się osoba mająca rozpocząć owe spotkanie. Jak zwykle rozpoczęło się od tradycyjnej mowy, którą przyjął z trudem. Nie próbował nawet ukryć swojego podejścia do zaistniałej sytuacji.
- Mogliby chociaż raz skrócić to do "Witam, miłej zabawy" - szturchnął lekko Merca. - Jednak chyba nie mamy co liczyć na cud w najbliższym czasie...
Pod koniec upił nieco tego nektaru z lampki i westchnął cicho.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Sob Gru 26, 2015 1:04 pm
Sob Gru 26, 2015 1:04 pm
First topic message reminder :
SALA BALOWA
Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.
Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Czw Gru 31, 2015 8:37 pm
Czw Gru 31, 2015 8:37 pm
[5]
Zapowiadało się kolejne dziwne przyjęcie, stał przy tych stołach wzrokiem wyszukując co bardziej wyszukanych potraw, by w końcu dopaść się do nich. Jakoś nie dał się długo przekonywać do oferowanego szampana po jednej lampce nie powinno mu zbytnio odwalać (ponad miarę). Zgarnął więc naczynie od kelnera i skinął mu lekko głową. Wiadomo to było w jego kompetencjach, ale blondyn nie szufladkował ludzi. Usłyszał swoje imię i zaczął rozglądać się za wołającym. Szybko wyłapał znajomą postać i uśmiechnął się szeroko, te radosne wykrzywienie ust wyróżniało się spośród innych uśmiechów. Ten był przeznaczony dla przyjaciela! Uniósł lekko dłoń coby dać znak, że złapali kontakt i poczekał aż Mercury zbliży się do niego.
- W końcu się pojawiłeś! Już się bałem, że będę musiał tu egzystować w samotności. - Takie imprezy nie były jego mocną stroną, ale skoro miał przy sobie przyjaciela, to owe cierpienie nie wydawało się już tak straszne.
Zjawiła się osoba mająca rozpocząć owe spotkanie. Jak zwykle rozpoczęło się od tradycyjnej mowy, którą przyjął z trudem. Nie próbował nawet ukryć swojego podejścia do zaistniałej sytuacji.
- Mogliby chociaż raz skrócić to do "Witam, miłej zabawy" - szturchnął lekko Merca. - Jednak chyba nie mamy co liczyć na cud w najbliższym czasie...
Pod koniec upił nieco tego nektaru z lampki i westchnął cicho.
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Pon Sty 04, 2016 12:34 am
Pon Sty 04, 2016 12:34 am
Po tym jak wpadła na niego kolejna dziewczyna, którą musiał owinąć rękami by uchronić ją przed upadkiem, miał ochotę głęboko westchnąć. Zachował jednak neutralną mimikę, pytając uprzejmie czy nic jej się nie stało. Uczennica zachichotała w odpowiedzi i pokręciła głową, rumieniąc się przy tym do tego stopnia, że kolor jej policzków doskonale komponował się z jej czerwoną suknią. Całe szczęście była na tyle zaaferowana sobą, balem, bądź jego osobą - jego wewnętrzna skromność kazała mu stawiać na to ostatnie - by nadal stała w miejscu, zasłaniając usta dłonią, gdy ten brnął już dalej we wcześniej określonym przez siebie kierunku.
Przedzieranie się przez ten tłum to jakaś katorga.
Sam tego chciałeś przychodząc tu.
Nie żebym miał jakiś większy wybór.
Nie żebyś faktycznie na to narzekał.
No pewnie. Na co tu narzekać? Dziesiątki pięknych dam, darmowy poczęstunek i... alkohol. Nie żeby dało się upić szampanem, ale zawsze można liczyć na to, że podzielą się czymś smacznym z całkiem niezłym rocznikiem.
Ruszył przez ludzi, całkiem zwinnie ich wymijając, aż w końcu udało mu się dopaść ramię przyjaciela. Jeszcze zanim się przywitał, omiótł spojrzeniem całą salę, posyłając parę uśmiechów w stronę patrzących ku niemu dziewcząt.
- No wiesz co, nie zostawiłbym kumpla na pastwę losu. - rzucił z wyraźnym rozbawieniem, upijając parę łyków szampana. W momencie, gdy i jego nazwisko zostało wymienione, ułożył dłoń na klatce piersiowej i skłonił nieznacznie głowę z wyuczonym dystyngowaniem, unosząc kąciki ust w uśmiechu. Zaraz po tym ponownie wrócił swoją uwagą do Cyrille'a śmiejąc się cicho nad kieliszkiem.
- Nie w tym życiu, Bouteville. - szturchnął go łokciem z wyraźnym rozbawieniem, raz jeszcze rozglądając się po całej sali.
Mistrz Gry
Każdy z napoi pozostawiał po sobie lekko słodkawy posmak, który zapadał głęboko w pamięć. Niemniej nawet najznamienitsi smakosze, choćby zastanawiali się całymi godzinami, nie byliby w stanie zidentyfikować jego dokładnego źródła. Smak tak znajomy, a jednocześnie tak nieuchwytny. Choć początkowo wszystko zdawało się toczyć normalnie, wraz z upływającymi kolejno minutami wzrok wszystkich osób, które skosztowały napoje od kelnerów zaczął się rozmywać. Zawroty głowy, których zwyczajnie nie dało się powstrzymać, sprawiły że każdy uczeń runął na podłogę niczym domek z kart zdmuchnięty przez wiatr. Niektórzy mieli na tyle szczęścia, by upaść na kogoś innego, unikając siniaków i stłuczeń. Jak można się domyśleć, ci drudzy nie mieli tyle szczęścia. Niemniej za wyjątkiem ciemności, żadna inna myśl nie przebijała się do umysłu uczniów. Nie dotarł do nich ból.
Pozostawała jedynie bezdenna otchłań, której musieli się poddać, nieważne jak długo by nie walczyli. Od początku nie mieli z nią szans.
// Zmieniamy temat, nikt z was nie odpisuje już w Sali Balowej. Zamiast tego każdy z was budzi się na nowo na Placu.
Przedzieranie się przez ten tłum to jakaś katorga.
Sam tego chciałeś przychodząc tu.
Nie żebym miał jakiś większy wybór.
Nie żebyś faktycznie na to narzekał.
No pewnie. Na co tu narzekać? Dziesiątki pięknych dam, darmowy poczęstunek i... alkohol. Nie żeby dało się upić szampanem, ale zawsze można liczyć na to, że podzielą się czymś smacznym z całkiem niezłym rocznikiem.
Ruszył przez ludzi, całkiem zwinnie ich wymijając, aż w końcu udało mu się dopaść ramię przyjaciela. Jeszcze zanim się przywitał, omiótł spojrzeniem całą salę, posyłając parę uśmiechów w stronę patrzących ku niemu dziewcząt.
- No wiesz co, nie zostawiłbym kumpla na pastwę losu. - rzucił z wyraźnym rozbawieniem, upijając parę łyków szampana. W momencie, gdy i jego nazwisko zostało wymienione, ułożył dłoń na klatce piersiowej i skłonił nieznacznie głowę z wyuczonym dystyngowaniem, unosząc kąciki ust w uśmiechu. Zaraz po tym ponownie wrócił swoją uwagą do Cyrille'a śmiejąc się cicho nad kieliszkiem.
- Nie w tym życiu, Bouteville. - szturchnął go łokciem z wyraźnym rozbawieniem, raz jeszcze rozglądając się po całej sali.
Każdy z napoi pozostawiał po sobie lekko słodkawy posmak, który zapadał głęboko w pamięć. Niemniej nawet najznamienitsi smakosze, choćby zastanawiali się całymi godzinami, nie byliby w stanie zidentyfikować jego dokładnego źródła. Smak tak znajomy, a jednocześnie tak nieuchwytny. Choć początkowo wszystko zdawało się toczyć normalnie, wraz z upływającymi kolejno minutami wzrok wszystkich osób, które skosztowały napoje od kelnerów zaczął się rozmywać. Zawroty głowy, których zwyczajnie nie dało się powstrzymać, sprawiły że każdy uczeń runął na podłogę niczym domek z kart zdmuchnięty przez wiatr. Niektórzy mieli na tyle szczęścia, by upaść na kogoś innego, unikając siniaków i stłuczeń. Jak można się domyśleć, ci drudzy nie mieli tyle szczęścia. Niemniej za wyjątkiem ciemności, żadna inna myśl nie przebijała się do umysłu uczniów. Nie dotarł do nich ból.
Pozostawała jedynie bezdenna otchłań, której musieli się poddać, nieważne jak długo by nie walczyli. Od początku nie mieli z nią szans.
// Zmieniamy temat, nikt z was nie odpisuje już w Sali Balowej. Zamiast tego każdy z was budzi się na nowo na Placu.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Pią Sty 29, 2016 6:58 pm
Pią Sty 29, 2016 6:58 pm
Nauczyciel westchnął ciężko, raz po raz kręcąc głową. Założone na biodrach ręce i stanowczy wzrok wskazywały na to, że chłopak nie miał najmniejszych szans w prowadzonej z nim sprzeczce.
- Ale profesorze Whi-
- Nie, Hamalainen. Mówiłem ci już tysiące razy. Akceptujemy twoje noszenie ze sobą piłki na lekcjach i trzymanie jej na ławce. Właściwie pozwalamy ci targać ją po całym budynku szkolnym. Ale to już jest przesada. Bale odbywają się zaledwie parę razy do roku, jestem pewien że dasz sobie bez niej radę.
- Nie chodzi o to czy dam sobie radę, czy nie ale czy czuję się komfortowo!
- Będziesz czuł się doskonale z pustymi rękami. Jak chcesz tańczyć ze swoimi koleżankami? Trzymając je jedną ręką?
- Nie jestem dobrym tancerzem.
- A ja nie jestem dobrym słuchaczem, jeśli chodzi o twoje wymówki. Moje słowo jest ostateczne. Zabieram piłkę ze sobą i oddam ci ją, gdy będziesz wychodził z balu. Zgłoś się do mnie.
Blondyn otworzył jeszcze usta, by zaprotestować, lecz dobrze wiedział, że przegrał bitwę. W końcu opuścił ramiona i pochylił posłusznie głowę, oddając piłkę nauczycielowi.
- Tak jest, profesorze.
- Dobry z ciebie chłopak, Hamalainen. A teraz sio na salę. - pogonił go z rozbawieniem, machając dłonią. Niemniej w tym momencie chłopak nie potrafił podzielić jego entuzjazmu. Udał się we wskazanym kierunku powłócząc nogami z ciężkim westchnięciem. Od czasu do czasu dostrzegał kątem oka kogoś znajomego. Niestety inni, widzieli go od razu. Normalnie niespecjalnie narzekał na swój wygląd, ale w obecnym momencie chciałby być dwa razy niższy, by bez problemu wtopić się w tłum, a najlepiej zniknąć za jednym z filarów i stać się niewidocznym. Być może udałoby mu się w ten sposób przetrwać z godzinę czy dwie balu nie robiąc całkowicie nic, a następnie zwinąłby się do domu.
W tym momencie jego oczy padły na stół. Wyprostował się wyraźnie ożywiony. Skoro już odebrali mu jego najlepszą przyjaciółkę, pozostawało mu zajęcie się czymś, by zminimalizować ból spowodowany rozstaniem. Wykonał parę długich kroków, dopadając talerzy z jedzeniem, od razu wybierając sobie parę smacznie wyglądających przystawek. Zupełnie automatycznie omijał wszelkiego rodzaju ciasta skupiając się na tym, co wyglądało zdrowo i przez większość uczniów było zwyczajnie omijane. Nie żeby jakoś specjalnie go to dziwiło. Niemniej po tylu latach trzymania się z dala od większości słodyczy, nie robiły już one na nim takiego wrażenia jak na większości. Nawet wielki kawałek ciasta, oblany obficie gorzką czekoladą z powtykanymi w niego truskawkami, nie robił na nim większego wrażenia. Zamiast tego sięgnął po wędzonego łososia ze śliwką, zjadając go z wyraźnym zadowoleniem i rozejrzał się raz jeszcze po sali.
Co on ma tutaj robić do diaska? Był sportowcem, a nie pieskiem wystawowym. W dodatku wcisnęli go w ten przeklęty garnitur.
Szarpnął parę razy krawat, próbując go poluzować, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że niewiele mu to da, dopóki całkowicie się go nie pozbędzie. A to w danym momencie nie wchodziło w grę. Zostawił go więc w spokoju, wzdychając cicho i powrócił do jedzenia.
- Ale profesorze Whi-
- Nie, Hamalainen. Mówiłem ci już tysiące razy. Akceptujemy twoje noszenie ze sobą piłki na lekcjach i trzymanie jej na ławce. Właściwie pozwalamy ci targać ją po całym budynku szkolnym. Ale to już jest przesada. Bale odbywają się zaledwie parę razy do roku, jestem pewien że dasz sobie bez niej radę.
- Nie chodzi o to czy dam sobie radę, czy nie ale czy czuję się komfortowo!
- Będziesz czuł się doskonale z pustymi rękami. Jak chcesz tańczyć ze swoimi koleżankami? Trzymając je jedną ręką?
- Nie jestem dobrym tancerzem.
- A ja nie jestem dobrym słuchaczem, jeśli chodzi o twoje wymówki. Moje słowo jest ostateczne. Zabieram piłkę ze sobą i oddam ci ją, gdy będziesz wychodził z balu. Zgłoś się do mnie.
Blondyn otworzył jeszcze usta, by zaprotestować, lecz dobrze wiedział, że przegrał bitwę. W końcu opuścił ramiona i pochylił posłusznie głowę, oddając piłkę nauczycielowi.
- Tak jest, profesorze.
- Dobry z ciebie chłopak, Hamalainen. A teraz sio na salę. - pogonił go z rozbawieniem, machając dłonią. Niemniej w tym momencie chłopak nie potrafił podzielić jego entuzjazmu. Udał się we wskazanym kierunku powłócząc nogami z ciężkim westchnięciem. Od czasu do czasu dostrzegał kątem oka kogoś znajomego. Niestety inni, widzieli go od razu. Normalnie niespecjalnie narzekał na swój wygląd, ale w obecnym momencie chciałby być dwa razy niższy, by bez problemu wtopić się w tłum, a najlepiej zniknąć za jednym z filarów i stać się niewidocznym. Być może udałoby mu się w ten sposób przetrwać z godzinę czy dwie balu nie robiąc całkowicie nic, a następnie zwinąłby się do domu.
W tym momencie jego oczy padły na stół. Wyprostował się wyraźnie ożywiony. Skoro już odebrali mu jego najlepszą przyjaciółkę, pozostawało mu zajęcie się czymś, by zminimalizować ból spowodowany rozstaniem. Wykonał parę długich kroków, dopadając talerzy z jedzeniem, od razu wybierając sobie parę smacznie wyglądających przystawek. Zupełnie automatycznie omijał wszelkiego rodzaju ciasta skupiając się na tym, co wyglądało zdrowo i przez większość uczniów było zwyczajnie omijane. Nie żeby jakoś specjalnie go to dziwiło. Niemniej po tylu latach trzymania się z dala od większości słodyczy, nie robiły już one na nim takiego wrażenia jak na większości. Nawet wielki kawałek ciasta, oblany obficie gorzką czekoladą z powtykanymi w niego truskawkami, nie robił na nim większego wrażenia. Zamiast tego sięgnął po wędzonego łososia ze śliwką, zjadając go z wyraźnym zadowoleniem i rozejrzał się raz jeszcze po sali.
Co on ma tutaj robić do diaska? Był sportowcem, a nie pieskiem wystawowym. W dodatku wcisnęli go w ten przeklęty garnitur.
Szarpnął parę razy krawat, próbując go poluzować, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że niewiele mu to da, dopóki całkowicie się go nie pozbędzie. A to w danym momencie nie wchodziło w grę. Zostawił go więc w spokoju, wzdychając cicho i powrócił do jedzenia.
Børre Palmer
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Pią Sty 29, 2016 8:20 pm
Pią Sty 29, 2016 8:20 pm
Weszła na salę balową trochę zawstydzona. Ostatni raz kiedy musiała nosić sukienkę był na początku roku szkolnego. Wtedy zresztą też musiała ubrać coś takiego właśnie na szkolną imprezę. Oczywiście, że historia się powtarza i rodzice kazali jej iść na bal. Zagrozili nie wpłaceniem pieniążków na konto, a to mocny argument. Bardzo chcieliby, żeby ich córka uczestniczyła w życiu szkoły i jak używają dobrych słów, to wtedy im się udaje zmusić białowłosą do tego.
Kilku znajomych ją zaczepiło i chwilę z nią pogadało, ale tak naprawdę to nie byli ludzie, z którymi akurat miałaby ochotę dłużej porozmawiać. W ogóle nie było tu za bardzo kogoś z kim mogłaby spędzić trochę więcej czasu.
Nagle zaczepił ją jakiś chłopaczek. Na oko z drugiej klasy. Nie był brzydki, ale wciąż ie był jakiś przystojny. Niestety Borre była człowiekiem, który ocenia po wyglądzie. Zła cecha, ale wiadomo, że nie przespałaby się z jakimś grubym, opryszczonym, brzydkim czymś.
- Hej. Bolało, gdy spadłaś z nieba? - Uśmiechnął się do niej, niby, szarmancko, z lekkim podrywem w oczach. Coś jednak poszło nie tak. Kto jeszcze używa takich tekstów na podryw? No błagam, że-na-da.
- Tak, a teraz spierdalaj. - Kiedy odchodziła uderzyła go ostentacyjnie swoim barkiem, żeby wiedział, że do takich jak ona nie zbliża się, póki ona sama nie wyrazi inicjatywy. Potem się dziwi, że ma opinię gbura w szkole. Zrobiła przy tym jeszcze tak znudzoną minę, jakby w życiu nie odczuwała tak wielkiego znudzenia jakimkolwiek człowiekiem.
Podeszła do bufetu, czyli do jej wybawienie na balach szkolnych. Przynajmniej mogła pojeść za darmo. Może nie tak do końca za friko. Niby rodzice płacili składki and stuff, więc pieniądze się na to nie wzięły z kosmosu.
W końcu chwyciła za talerz i kierując się cały czas w prawo, nakładała sobie, co jej się podobało. Nagle uderzyła o coś dużego. Pierwsza myśl, jaka przeszła jej w głowie, to taka, że był to filar. Odwróciła głowę w stronę obiektu, z którym weszła w kolizję, a to się okazało, że to Blythe. Ohoho, zabawnie, bo to gościu praktycznie jak filar, także różnicy między tym a tym nie widziała w sumie.
Obróciła się do niego całkowicie przodem i podniosła wzrok na jego twarz. I tak po prostu się na niego patrzyła, robiąc przy tym wielkie oczy, niczym dziecko, które zobaczyło... Nie wiem. Powiedzmy, że niedźwiedzia w cyrku. Zaczęła jeszcze zajadać się tymi przystawkami, jakby nigdy nic i po prostu tak się gapiła i gapiła. Tak w głębi duszy zawsze się go trochę bała, bo jest taki wielki, więc może dlatego ich klasowe rozmowy kończyły się na „Cześć” lub „Czy masz zadanie z maty?”. Także lepiej nie mogła teraz trafić. Ciekawe czy on ją w ogóle kojarzy? Przy nim jest taka mała, że mógł jej nawet nie zauważać przez te cztery lata. To bardzo prawdopodobne.
- Cześć. - W końcu wydusiła z siebie jakieś słowo. Mimo wszystko nadal patrzyła się na niego tak samo. Zaraz ich znajomość skończy się na tym, że on jej powie „Na chuj się gapisz? Wpierdol chcesz?”. Tak będzie. A potem będzie miała pszypał i lipe w klasie.
Kilku znajomych ją zaczepiło i chwilę z nią pogadało, ale tak naprawdę to nie byli ludzie, z którymi akurat miałaby ochotę dłużej porozmawiać. W ogóle nie było tu za bardzo kogoś z kim mogłaby spędzić trochę więcej czasu.
Nagle zaczepił ją jakiś chłopaczek. Na oko z drugiej klasy. Nie był brzydki, ale wciąż ie był jakiś przystojny. Niestety Borre była człowiekiem, który ocenia po wyglądzie. Zła cecha, ale wiadomo, że nie przespałaby się z jakimś grubym, opryszczonym, brzydkim czymś.
- Hej. Bolało, gdy spadłaś z nieba? - Uśmiechnął się do niej, niby, szarmancko, z lekkim podrywem w oczach. Coś jednak poszło nie tak. Kto jeszcze używa takich tekstów na podryw? No błagam, że-na-da.
- Tak, a teraz spierdalaj. - Kiedy odchodziła uderzyła go ostentacyjnie swoim barkiem, żeby wiedział, że do takich jak ona nie zbliża się, póki ona sama nie wyrazi inicjatywy. Potem się dziwi, że ma opinię gbura w szkole. Zrobiła przy tym jeszcze tak znudzoną minę, jakby w życiu nie odczuwała tak wielkiego znudzenia jakimkolwiek człowiekiem.
Podeszła do bufetu, czyli do jej wybawienie na balach szkolnych. Przynajmniej mogła pojeść za darmo. Może nie tak do końca za friko. Niby rodzice płacili składki and stuff, więc pieniądze się na to nie wzięły z kosmosu.
W końcu chwyciła za talerz i kierując się cały czas w prawo, nakładała sobie, co jej się podobało. Nagle uderzyła o coś dużego. Pierwsza myśl, jaka przeszła jej w głowie, to taka, że był to filar. Odwróciła głowę w stronę obiektu, z którym weszła w kolizję, a to się okazało, że to Blythe. Ohoho, zabawnie, bo to gościu praktycznie jak filar, także różnicy między tym a tym nie widziała w sumie.
Obróciła się do niego całkowicie przodem i podniosła wzrok na jego twarz. I tak po prostu się na niego patrzyła, robiąc przy tym wielkie oczy, niczym dziecko, które zobaczyło... Nie wiem. Powiedzmy, że niedźwiedzia w cyrku. Zaczęła jeszcze zajadać się tymi przystawkami, jakby nigdy nic i po prostu tak się gapiła i gapiła. Tak w głębi duszy zawsze się go trochę bała, bo jest taki wielki, więc może dlatego ich klasowe rozmowy kończyły się na „Cześć” lub „Czy masz zadanie z maty?”. Także lepiej nie mogła teraz trafić. Ciekawe czy on ją w ogóle kojarzy? Przy nim jest taka mała, że mógł jej nawet nie zauważać przez te cztery lata. To bardzo prawdopodobne.
- Cześć. - W końcu wydusiła z siebie jakieś słowo. Mimo wszystko nadal patrzyła się na niego tak samo. Zaraz ich znajomość skończy się na tym, że on jej powie „Na chuj się gapisz? Wpierdol chcesz?”. Tak będzie. A potem będzie miała pszypał i lipe w klasie.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Sob Sty 30, 2016 5:28 pm
Sob Sty 30, 2016 5:28 pm
Co za szkoda, że nie było mu dane ujrzeć czy choćby usłyszeć konfrontacji dziewczyny z natrętnym chłopakiem. Prawdopodobnie właśnie w tym momencie dławiłby się spożywanym przez siebie jedzeniem, bądź tarzał ze śmiechu po ziemi, co biorąc pod uwagę jego wzrost, stanowiłoby ostre zagrożenie dla wszystkich uczniów w jego obrębie. Być może nawet zapoczątkowałby jedno wielkie domino, a zarówno poubierani w garnitury chłopcy z dobrych domów, jak i towarzyszące im dziewczęta poprzewracałyby się na drugich niczym zapałki. Innym porównaniem mógłby być zapewne niestabilny dom z kart, w który ktoś przez przypadek dmuchnął. Niestety musiało to pozostać jedynie niespełnionym marzeniem, jako że chłopak był zbyt zajęty trzymanym w dłoni talerzykiem. Do czasu.
W pewnym momencie w zasięgu jego wzroku znalazła się znajomo wyglądająco osóbka. Przyglądał jej się przez chwilę przeżuwając łososia. Pół zamyślona, pół obojętna mina wskazywała na to, że faktycznie mógłby zareagować w taki sposób, jaki przewidywała dziewczyna.
Rzecz jasna, gdyby nie miał na imię Blythe Hamalainen i nie byłby skończonym, wiecznie radosnym kretynem.
Przełknął w końcu przekąskę, rzucając jej wesoły uśmiech.
- Cześć Palmer. Ciebie też wysłali tu siłą? - zapytał wyraźnie rozbawiony, obracając wykałaczkę w palcach. Dziewczyna należała do tych całkiem wyższych, więc być może od ciągłego patrzenia w dół, nie skończy pod wieczór z bolącym karkiem. Ha. Dobrze, że nie powiedział tego na głos, bo pewnie sprytnie wykorzystałaby swoje atuty, by dosłownie go znokautować.
- Whiteburg już skasował mi piłkę. Posiedź tu z godzinę i potańcz, Hamalainen. To jest bal, a nie boisko, Hamalainen. - celowo zmienił swój ton na bardziej skrzeczliwy i gburowaty, naśladując nauczyciela, tylko po to by zaraz się krótko zaśmiać sięgając po kanapkę.
- Tak jakbym nie miał nic innego do roboty, jak łazić po balach w sztywnych ubraniach. Tancerz ze mnie żaden. - westchnął krótko, kręcąc głową z wyraźnym niezadowoleniem. - Ale przynajmniej jest jedzenie, co nie? Ale swoją drogą, ładnie wyglądasz.
Zmiany tematu chłopaka potrafiły zbić z tropu niejedną osobę. W jednym momencie rozmawiał o nauczycielu, później o tańcu, jedzeniu, a na końcu rzucał komplementem. Niewątpliwie zasłużonym. Przez chwilę nawet zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, nie mogąc powstrzymać typowo męskiego nawyku, choć upewnił się, by zaraz uśmiechnąć się przepraszająco na wskutek swojego zachowania. Nad niektórymi odruchami naprawdę ciężko było zapanować.
W pewnym momencie w zasięgu jego wzroku znalazła się znajomo wyglądająco osóbka. Przyglądał jej się przez chwilę przeżuwając łososia. Pół zamyślona, pół obojętna mina wskazywała na to, że faktycznie mógłby zareagować w taki sposób, jaki przewidywała dziewczyna.
Rzecz jasna, gdyby nie miał na imię Blythe Hamalainen i nie byłby skończonym, wiecznie radosnym kretynem.
Przełknął w końcu przekąskę, rzucając jej wesoły uśmiech.
- Cześć Palmer. Ciebie też wysłali tu siłą? - zapytał wyraźnie rozbawiony, obracając wykałaczkę w palcach. Dziewczyna należała do tych całkiem wyższych, więc być może od ciągłego patrzenia w dół, nie skończy pod wieczór z bolącym karkiem. Ha. Dobrze, że nie powiedział tego na głos, bo pewnie sprytnie wykorzystałaby swoje atuty, by dosłownie go znokautować.
- Whiteburg już skasował mi piłkę. Posiedź tu z godzinę i potańcz, Hamalainen. To jest bal, a nie boisko, Hamalainen. - celowo zmienił swój ton na bardziej skrzeczliwy i gburowaty, naśladując nauczyciela, tylko po to by zaraz się krótko zaśmiać sięgając po kanapkę.
- Tak jakbym nie miał nic innego do roboty, jak łazić po balach w sztywnych ubraniach. Tancerz ze mnie żaden. - westchnął krótko, kręcąc głową z wyraźnym niezadowoleniem. - Ale przynajmniej jest jedzenie, co nie? Ale swoją drogą, ładnie wyglądasz.
Zmiany tematu chłopaka potrafiły zbić z tropu niejedną osobę. W jednym momencie rozmawiał o nauczycielu, później o tańcu, jedzeniu, a na końcu rzucał komplementem. Niewątpliwie zasłużonym. Przez chwilę nawet zmierzył ją wzrokiem od góry do dołu, nie mogąc powstrzymać typowo męskiego nawyku, choć upewnił się, by zaraz uśmiechnąć się przepraszająco na wskutek swojego zachowania. Nad niektórymi odruchami naprawdę ciężko było zapanować.
Børre Palmer
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Nie Sty 31, 2016 3:47 pm
Nie Sty 31, 2016 3:47 pm
Blythe bardzo ją zaskoczył, kiedy ją rozpoznał. W sumie jak tak dłużej o tym pomyśleć, to dziewczyna nie należy do osób, których się nie kojarzy. Jej wygląd robi swoje. Kto normalny tak sobie niszczy włosy i co chwilę farbuje je na biało?
- No, siłą, która nazywa się „Nie prześlemy ci pieniędzy na konto, jeśli nie pójdziesz.”. To już drugi raz, kiedy coś takiego mi robią. - Zrobiła naraz zażenowaną i wściekłą minę albo coś pomiędzy tymi dwoma przymiotnikami. Oparła się o stół bufetowy i zaczęła zajadać się przekąskami ze swojego talerza ze znudzeniem wymalowanym na twarzy. Jej mimika zmieniała się jak kalejdoskop, ale przynajmniej zawsze było widać, co w danej chwili odczuwa. Znowu, gdy kolega z klasy zaczął udawać jednego z nauczycieli, to zaśmiała się głośno, zasłaniając przy tym usta.
- Whiteburg taki jest. Co zrobisz jak nic nie zrobisz? - powiedziała to w taki sposób, jakby wcale nie sprawiała kłopotów belfrom i była najgrzeczniejszym dzieckiem ze wszystkich szkół, które znajdowały się w tym kraju.
- To nie jesteś sam, jeśli chodzi o taniec. - Wzruszyła ramionami. - Musiałabym chyba najpierw nieźle się napierdolić, żeby zacząć tańczyć.
Kto by pomyślał, że Borre może się wstydzić zrobienia jakiejkolwiek czynności. Dziewczyna wygląda na taką co jest królową parkietu i w każdej chwili chciałaby rozkręcić imprezę namawiając wszystkich do tańca. Jednak każdy ma swoją piętę Achillesową.
- Jedzenie to jedyna rzecz, dla której tutaj przyszłam. Gdyby nie to, to pewnie mieszkałabym pod mostem przez następny miesiąc i żywiła się energią z kosmosu. - Uśmiechnęła się przy tym zawadiacko patrząc w stronę blondyna.
Zaczęła znowu zajadać się przystawkami, które sobie nałożyła. W końcu skończyły się, a ona tylko popatrzyła się na swój pusty talerz ze smutkiem. Jedzenie to dobra rzecz, każdy lubi jeść, a jak się kończy, to jest to najsmutniejsza rzecz na świecie. Dla niej nie są najgorsze głodujące dzieci w Afryce, tylko jej pusty talerz. Każdy ma jakieś priorytety, prawda?
- Och, dziękuję. Zazwyczaj tak się nie ubieram, więc miło jest usłyszeć takie słowa. Ty też wyglądasz dobrze. - odpowiedziała milutkim jak nigdy głosikiem i lekko się uśmiechnęła, patrząc gdzieś w przestrzeń. Nie kierowała wzroku w stronę Blythe'a w tym momencie, ponieważ wiedziała, że jak na niego popatrzy to od razu jej policzki będą zarumienione bardziej niż zwykle. Tak sobie właśnie radziła z komplementowaniem. Nie chce wyglądać na taką, która przejmuje się takimi rzeczami.
Cieszyła się w ogóle, że zaczęli rozmawiać, bo jak na razie wyglądało to tak, że kolega z klasy jest naprawdę fajnym gościem, a wszyscy dobrze wiedzieli, że Borre lubiła poznawać nowych ludzi. Ona nie mogła być sama przez długą chwilę, bo jest osobą, która potrzebuje tłumu wokół siebie, żeby być szczęśliwa. Co to za frajda być samotnikiem?
Nagle na środek sali wyszedł dyrektor. Trzymał w ręku mikrofon, więc czas na jakieś jego super przemówienie, które tak naprawdę nikogo nie obchodzi. Uciszał wszystkich przez chwilę i w końcu zaczął:
- Chciałbym wszystkim podziękować za swoje przybycie. - Bór już po tych słowach ziewnęła ostentacyjnie. - W tym roku jest was naprawdę bardzo dużo, także jestem mile zaskoczony taką frekwencją. Pamiętajmy, że te bale bez was byłyby niczym. - Mężczyzna uśmiechnął się nerwowo, jakby stresował się tym co robi i nie wiedział czy mówi coś śmiesznego. - Zresztą, nie będą was zanudzać jakąś długą wypowiedzią, ponieważ już tyle uczę, że wiem jaka jest młodzież. - W tym momencie zaśmiał się krótko, a na jego super żart śmiali się głównie nauczyciele. O ile o żartem można nazwać. - Chciałem ogłosić, że w tym roku na balu zimowym będziemy wybierać króla i królową, więc jeżeli są jacyś chętni, to można zapisać się teraz u pani MacCartney. - Wskazał nauczycielkę stojącą niedaleko jego osoby. - Także młodzieży, życzę dobrej zabawy! - powiedział na zakończenie i odszedł gdzieś w głąb grona pedagogicznego.
Muzyka zaczęła grać na nowo i na sali znowu rozpoczęły się głośne rozmowy i śmiechy. Białowłosa tylko z znudzeniem zabrała pierwszą lepszą przekąskę za nią i zjadła ją bez popatrzenia na, co to jest. I tak wiedziała, że wszystko na tym stole jest przepyszne, nie musiała sprawdzać.
- Król i królowa balu, super. - powiedziała patrząc się na szkolne parki, które głównie z inicjatywy dziewcząt, szły zapisać się, aby konkurować z innymi o te jakże ważne tytuły w ich życiu. Może to w sumie jedyna szansa na to, że kiedykolwiek będą mogli nazwać się jakimś tytułem szlacheckim, także niegłupie, niegłupie.
- No, siłą, która nazywa się „Nie prześlemy ci pieniędzy na konto, jeśli nie pójdziesz.”. To już drugi raz, kiedy coś takiego mi robią. - Zrobiła naraz zażenowaną i wściekłą minę albo coś pomiędzy tymi dwoma przymiotnikami. Oparła się o stół bufetowy i zaczęła zajadać się przekąskami ze swojego talerza ze znudzeniem wymalowanym na twarzy. Jej mimika zmieniała się jak kalejdoskop, ale przynajmniej zawsze było widać, co w danej chwili odczuwa. Znowu, gdy kolega z klasy zaczął udawać jednego z nauczycieli, to zaśmiała się głośno, zasłaniając przy tym usta.
- Whiteburg taki jest. Co zrobisz jak nic nie zrobisz? - powiedziała to w taki sposób, jakby wcale nie sprawiała kłopotów belfrom i była najgrzeczniejszym dzieckiem ze wszystkich szkół, które znajdowały się w tym kraju.
- To nie jesteś sam, jeśli chodzi o taniec. - Wzruszyła ramionami. - Musiałabym chyba najpierw nieźle się napierdolić, żeby zacząć tańczyć.
Kto by pomyślał, że Borre może się wstydzić zrobienia jakiejkolwiek czynności. Dziewczyna wygląda na taką co jest królową parkietu i w każdej chwili chciałaby rozkręcić imprezę namawiając wszystkich do tańca. Jednak każdy ma swoją piętę Achillesową.
- Jedzenie to jedyna rzecz, dla której tutaj przyszłam. Gdyby nie to, to pewnie mieszkałabym pod mostem przez następny miesiąc i żywiła się energią z kosmosu. - Uśmiechnęła się przy tym zawadiacko patrząc w stronę blondyna.
Zaczęła znowu zajadać się przystawkami, które sobie nałożyła. W końcu skończyły się, a ona tylko popatrzyła się na swój pusty talerz ze smutkiem. Jedzenie to dobra rzecz, każdy lubi jeść, a jak się kończy, to jest to najsmutniejsza rzecz na świecie. Dla niej nie są najgorsze głodujące dzieci w Afryce, tylko jej pusty talerz. Każdy ma jakieś priorytety, prawda?
- Och, dziękuję. Zazwyczaj tak się nie ubieram, więc miło jest usłyszeć takie słowa. Ty też wyglądasz dobrze. - odpowiedziała milutkim jak nigdy głosikiem i lekko się uśmiechnęła, patrząc gdzieś w przestrzeń. Nie kierowała wzroku w stronę Blythe'a w tym momencie, ponieważ wiedziała, że jak na niego popatrzy to od razu jej policzki będą zarumienione bardziej niż zwykle. Tak sobie właśnie radziła z komplementowaniem. Nie chce wyglądać na taką, która przejmuje się takimi rzeczami.
Cieszyła się w ogóle, że zaczęli rozmawiać, bo jak na razie wyglądało to tak, że kolega z klasy jest naprawdę fajnym gościem, a wszyscy dobrze wiedzieli, że Borre lubiła poznawać nowych ludzi. Ona nie mogła być sama przez długą chwilę, bo jest osobą, która potrzebuje tłumu wokół siebie, żeby być szczęśliwa. Co to za frajda być samotnikiem?
Nagle na środek sali wyszedł dyrektor. Trzymał w ręku mikrofon, więc czas na jakieś jego super przemówienie, które tak naprawdę nikogo nie obchodzi. Uciszał wszystkich przez chwilę i w końcu zaczął:
- Chciałbym wszystkim podziękować za swoje przybycie. - Bór już po tych słowach ziewnęła ostentacyjnie. - W tym roku jest was naprawdę bardzo dużo, także jestem mile zaskoczony taką frekwencją. Pamiętajmy, że te bale bez was byłyby niczym. - Mężczyzna uśmiechnął się nerwowo, jakby stresował się tym co robi i nie wiedział czy mówi coś śmiesznego. - Zresztą, nie będą was zanudzać jakąś długą wypowiedzią, ponieważ już tyle uczę, że wiem jaka jest młodzież. - W tym momencie zaśmiał się krótko, a na jego super żart śmiali się głównie nauczyciele. O ile o żartem można nazwać. - Chciałem ogłosić, że w tym roku na balu zimowym będziemy wybierać króla i królową, więc jeżeli są jacyś chętni, to można zapisać się teraz u pani MacCartney. - Wskazał nauczycielkę stojącą niedaleko jego osoby. - Także młodzieży, życzę dobrej zabawy! - powiedział na zakończenie i odszedł gdzieś w głąb grona pedagogicznego.
Muzyka zaczęła grać na nowo i na sali znowu rozpoczęły się głośne rozmowy i śmiechy. Białowłosa tylko z znudzeniem zabrała pierwszą lepszą przekąskę za nią i zjadła ją bez popatrzenia na, co to jest. I tak wiedziała, że wszystko na tym stole jest przepyszne, nie musiała sprawdzać.
- Król i królowa balu, super. - powiedziała patrząc się na szkolne parki, które głównie z inicjatywy dziewcząt, szły zapisać się, aby konkurować z innymi o te jakże ważne tytuły w ich życiu. Może to w sumie jedyna szansa na to, że kiedykolwiek będą mogli nazwać się jakimś tytułem szlacheckim, także niegłupie, niegłupie.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Czw Lut 04, 2016 4:44 am
Czw Lut 04, 2016 4:44 am
Słysząc słowa dziewczyny ledwo się powstrzymał przed wybuchnięciem śmiechem. Może i nigdy wcześniej jakoś specjalnie się z nią nie zadawał, ale zdążył się nasłuchać plotek o dość bezpośrednim sposobie mówienia dziewczyny i jej kontrowersyjnych tekstach. Jak widać, niewiele mijały się one z prawdą, niemniej nie sądził że doświadczy ich kiedykolwiek na swojej skórze. Nie żeby zamierzał jej unikać czy coś w tym rodzaju. Po prostu taki już był z niego typ, do którego głównie podchodzili inni, a nie odwrotnie. W końcu koszykówka zajmowała pierwsze miejsce w jego głowie, nie było tam zbyt wiele miejsca na kontakty towarzyskie. Niemniej pomimo niepełnej reakcji, nadal zachichotał nad talerzem, opuszczając go nieco niżej i ostrożnie przełykając, coby się przypadkowo nie udławić ze śmiechu.
- Rany, brzmi dość okrutnie. Chciałbym cię pocieszyć, ale niestety wygląda na to, że ostatnimi czasy baly Riverdale stały się swego rodzaju pokazówką i nasza obecność na nich jest co najmniej obowiązkowa. A nie zapowiada się na to, by była to ostatnia potańcówka w tym roku. - westchnął ciężko, aż nazbyt wyraźnie dając po sobie poznać, że nie jest mu to na rękę. W końcu jego miejsce nie było na sali balowej, lecz hali sportowej, gdzie mógł się czuć jak w domu. Tymczasem tracił cenne minuty swojego życia na patrzenie jak ludzie nieustannie rywalizują pomiędzy sobą o to, kto lepiej się nauczył walca, czy czyja matka wyłożyła więcej pieniędzy na sukienkę dla swojej córki. Trzeba było przyznać, że niektóre z nich wyglądały naprawdę zjawiskowo. Półprzezroczyste tiule, gorsety mocno opinające ich talie i uwydatniające naturalne wdzięki. Niemniej, to wszystko psuły ich przepełnione pychą i dumą z rodzinnego majątku twarze.
Gdyby odebrano wam wszytkie pieniądze, jaką minę byście przybrały? Czy nadal patrzyłybyście z pogardą na tych, którzy noszą garnitury bez konkretnej marki?
Niewypowiedziane pytanie odbiło się poniekąd na jego powątpiewającej twarzy. Całkiem szybko zrehabilitował się jednak uśmiechem w stronę Palmer.
- Pozostaje mi poczekać do końca balu i ją odebrać. A co do tańca, nie jesteś sama. Chyba nie ma takiej siły, która mogłaby mnie do tego zmusić. Tym bardziej, że większość partnerek sięga mi mniej więcej do pasa... bez urazy, rzecz jasna. Po prostu wątpię by czuły się z tym komfortowo. - chrząknął z wyraźnym zakłopotaniem, odwracając wzrok. Dopiero słysząc o tym jak działa na nią tutejsze jedzenie zaśmiał się wesoło i skinął głową na skierowany w jego stronę komplement.
- Dzięki. - odwrócił się chwilowo w stronę, gdzie stał Dyrektor, wyłapując co drugie wypowiedziane przez niego słowo. Niestety ostateczny przekaz niezbyt przypadł mu do gustu. Skrzywił się niewidocznie przejeżdżając dłonią po twarzy.
- Mam nadzieję, że to obowiązuje tylko tańczących? Nie żebym był jakiś zadufany w sobie, ale wolałbym tym razem by nie głosowano na mnie, bo "o mój boże patrz jak on wystaje ponad tłumem, w sumie jest całkiem słodki, co nie?". - zacytował przeciętne przedstawicielki płci przeciwnej, uginając nieznacznie kolana. Dobrze wiedział, że odjęcie sobie dwóch czy trzech centymetrów nic tu nie da. Żeby się schować musiałby paść chyba plackiem na podłoże. Niestety podejrzewał, że to wzbudziłoby tylko jeszcze większe zainteresowanie jego osobą. Kto wie, może nawet zadzwoniliby na straż pożarną, by usunąć przeszkodę? W końcu gdyby tak legł jak kłoda, ciężko byłoby go przesunąć. Pewnie uznaliby go za ograniczenie ruchu, stanowiące potencjalne niebezpieczeństwo dla innych. Tak, z pewnością tak by było, lepiej by pozostał na nogach.
- Rany, brzmi dość okrutnie. Chciałbym cię pocieszyć, ale niestety wygląda na to, że ostatnimi czasy baly Riverdale stały się swego rodzaju pokazówką i nasza obecność na nich jest co najmniej obowiązkowa. A nie zapowiada się na to, by była to ostatnia potańcówka w tym roku. - westchnął ciężko, aż nazbyt wyraźnie dając po sobie poznać, że nie jest mu to na rękę. W końcu jego miejsce nie było na sali balowej, lecz hali sportowej, gdzie mógł się czuć jak w domu. Tymczasem tracił cenne minuty swojego życia na patrzenie jak ludzie nieustannie rywalizują pomiędzy sobą o to, kto lepiej się nauczył walca, czy czyja matka wyłożyła więcej pieniędzy na sukienkę dla swojej córki. Trzeba było przyznać, że niektóre z nich wyglądały naprawdę zjawiskowo. Półprzezroczyste tiule, gorsety mocno opinające ich talie i uwydatniające naturalne wdzięki. Niemniej, to wszystko psuły ich przepełnione pychą i dumą z rodzinnego majątku twarze.
Gdyby odebrano wam wszytkie pieniądze, jaką minę byście przybrały? Czy nadal patrzyłybyście z pogardą na tych, którzy noszą garnitury bez konkretnej marki?
Niewypowiedziane pytanie odbiło się poniekąd na jego powątpiewającej twarzy. Całkiem szybko zrehabilitował się jednak uśmiechem w stronę Palmer.
- Pozostaje mi poczekać do końca balu i ją odebrać. A co do tańca, nie jesteś sama. Chyba nie ma takiej siły, która mogłaby mnie do tego zmusić. Tym bardziej, że większość partnerek sięga mi mniej więcej do pasa... bez urazy, rzecz jasna. Po prostu wątpię by czuły się z tym komfortowo. - chrząknął z wyraźnym zakłopotaniem, odwracając wzrok. Dopiero słysząc o tym jak działa na nią tutejsze jedzenie zaśmiał się wesoło i skinął głową na skierowany w jego stronę komplement.
- Dzięki. - odwrócił się chwilowo w stronę, gdzie stał Dyrektor, wyłapując co drugie wypowiedziane przez niego słowo. Niestety ostateczny przekaz niezbyt przypadł mu do gustu. Skrzywił się niewidocznie przejeżdżając dłonią po twarzy.
- Mam nadzieję, że to obowiązuje tylko tańczących? Nie żebym był jakiś zadufany w sobie, ale wolałbym tym razem by nie głosowano na mnie, bo "o mój boże patrz jak on wystaje ponad tłumem, w sumie jest całkiem słodki, co nie?". - zacytował przeciętne przedstawicielki płci przeciwnej, uginając nieznacznie kolana. Dobrze wiedział, że odjęcie sobie dwóch czy trzech centymetrów nic tu nie da. Żeby się schować musiałby paść chyba plackiem na podłoże. Niestety podejrzewał, że to wzbudziłoby tylko jeszcze większe zainteresowanie jego osobą. Kto wie, może nawet zadzwoniliby na straż pożarną, by usunąć przeszkodę? W końcu gdyby tak legł jak kłoda, ciężko byłoby go przesunąć. Pewnie uznaliby go za ograniczenie ruchu, stanowiące potencjalne niebezpieczeństwo dla innych. Tak, z pewnością tak by było, lepiej by pozostał na nogach.
Børre Palmer
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Czw Lut 04, 2016 7:37 pm
Czw Lut 04, 2016 7:37 pm
Usłyszała jak zachichotał z jej słów. Dobą stroną medalu było to, że przynajmniej była śmieszna. To chyba dobrze, nie? Ta druga strona to to, że jej rodzice powiedzieli jak najbardziej poważnie, że odcięliby ją od pieniążków, więc to już by nie było zabawne.
- Tylko się nie udław. - powiedziała to niby z lekkim zmartwieniem, ale więcej było tak ironii, aniżeli tego pierwszego. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdyby zaczął się krztusić albo dusić, to ona by nie wiedziała, co robić, ponieważ byłaby za bardzo przerażona. Pewnie stałaby w miejscu i patrzyła się na niego ze strachem w oczach przez jakiś wewnętrzny paraliż. Co jak co, ale w takiej sytuacji kryzysowej nie poradziłaby sobie za bardzo. Oczywiście wie jak udzielać pierwszej pomocy, ale niektórzy tak mają, że do tego się po prostu nie nadają.
- Masz całkowitą rację. Za niedługo jeszcze zaczną puszczać ludzi z zewnątrz tylko dlatego, żeby pokazać, jaką mamy super odjebaną szkołę. To trochę smutne, że to tylko okazja do pokazania się, a nie rzeczywiste zrobienie czegoś, aby przerwać monotonię. - Wzruszyła ramionami, patrząc się przy tym w stronę dyrektora.
Tak naprawdę ten bale były tylko po to, żeby dzieciaki z bardzo bogatych rodzin mogły się pokazać w strojach od projektantów za milion pięćset sto dziewięćset dolarów. Niby Borek źle nie miała w życiu, ale szanowała wartość pieniądza, bo dobrze wiedziała, że jak zabraknie rodziców, to już tak dobrze jej w życiu nie będzie. Mimo wszystko miała trochę oleju w głowie i nie myślała tylko o tym jak buntować się przeciw wszelakim normom.
- W ogóle - powiedziała nagle. - musimy się na jakieś 1v1 umówić. Oczywiście chodzi mi o kosza. Jakoś ostatnio się zapuściłam z treningami i czuję się grubo. Muszę trochę pobiegać. - Uśmiechnęła się w jego stronę. Trochę zachowywała się, jakby byli best friends forever, ale chyba lepsza jest taka postawa, niż jakieś odmrukiwanie i bycie introwertykiem. Przynajmniej w jej mniemaniu. W taki sposób się poznaje najlepszych ludzi.
Spojrzała znowu na pary, które poszły się zapisywać na konkurs. Dużo już odchodziło, ponieważ ta męska strona w końcu nie zgadzała się na taką durnowatą zabawę. Nawet nie wiedziała ile satysfakcji może jej dać jednocześnie zdenerwowana i zawiedziona mina bogatych panienek, które odchodziły pod rękę ze swoimi partnerami od pani MacCartney. Uśmiechnęła się szyderczo, sprawiało jej to jakąś radochę.
- W sumie obowiązuje to tylko tych, którzy się zapisali. Trzeba było słuchać. - Zrobiła z siebie teraz pilną uczennicę. Nawet skrzyżowała na chwilę ręce na piersi, żeby wczuć się bardziej w rolę takiej właśnie grzecznej dziewczynki, która nie lubi, gdy ktoś nie słucha. Oczywiście sobie żartowała, żeby nie było. Ona wszystko usłyszała, bo ma bardzo podzielną uwagę. Chyba, że sama jej nie chce mieć w jakimś momencie, wtedy się skupia w stu procentach na jednej czynności.
Nagle na sali zrobiło się ciemno i tylko pojedynczy reflektor zaczął świecić i szukać czegoś wśród uczniów na sali. Jakby co najmniej ich skanowali. Dyrektor wyszedł na scenę, gdzie była orkiestra i zaczął znowu mówić.
- No nie, niedawno skończył. - powiedziała ze zrezygnowaniem. Przechyliła głowę do tyłu, a potem popatrzyła się na przemawiającego mężczyznę.
- W sumie zgłosiły się trzy pary. - Odchrząknął. - Bardzo chcieliśmy, żeby w takim wydarzeniu wzięło udział więcej uczniów, ponieważ uznaliśmy, że taka okoliczność może zaistnieć tylko raz w roku. - Popatrzył się w tłum szukając jakiejś zdobyczy. Borre miałą się teraz ochotę gdzieś schować, bo dobrze wiedziała, co się święciło. Ona wyczuwała zagrożenie z odległości kilometra, a w tym momencie stało ono na scenie nieopodal niej.
Dyrektor poprawił okulary i mówił jeszcze coś przez chwilę, ale w tym momencie dziewczyna już nie miała ochoty go słuchać. Może jak będzie miała na to wszystko wyjebane, to nic się nie stanie i będzie stała przy bufecie bezpieczna. Nagle światło reflektora oświetlało ją i Hamalainena, a słowa dyrektora nagle stały się wyraźne dla jej uszu.
- Widzę, że przy zimnym stole stoi bardzo urocza para. - Białowłosa potrząsnęła kilka razy głową i zaczęła pytająco wskazywać na siebie i kolegę. - Tak, tak. Wybieram was jako parę, która zatańczy pierwszy taniec i weźmie udział w konkursie na króla i królową balu. Zapraszam na środek. - Mężczyzna poprawił okulary, a światło powędrowało na środek sali balowej, gdzie uczniowie już powoli robili miejsce i ustawiali się w kole specjalnie dla niej i blondyna. Teraz był odpowiedni czas na ucieczkę, ale dziewczyna była tak zdziwiona, że mogła się popatrzyć tylko na Blythe'a. Podniosła wzrok na jego twarz i nie mogła nawet nic powiedzieć. Jedyne co słyszała to cisza, ponieważ nie grała w tek chwili muzyka, oraz szepty innych uczniów, którzy mówili między sobą teksty typu „Uuu, Hamalainen i Borre”.
- Tylko się nie udław. - powiedziała to niby z lekkim zmartwieniem, ale więcej było tak ironii, aniżeli tego pierwszego. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdyby zaczął się krztusić albo dusić, to ona by nie wiedziała, co robić, ponieważ byłaby za bardzo przerażona. Pewnie stałaby w miejscu i patrzyła się na niego ze strachem w oczach przez jakiś wewnętrzny paraliż. Co jak co, ale w takiej sytuacji kryzysowej nie poradziłaby sobie za bardzo. Oczywiście wie jak udzielać pierwszej pomocy, ale niektórzy tak mają, że do tego się po prostu nie nadają.
- Masz całkowitą rację. Za niedługo jeszcze zaczną puszczać ludzi z zewnątrz tylko dlatego, żeby pokazać, jaką mamy super odjebaną szkołę. To trochę smutne, że to tylko okazja do pokazania się, a nie rzeczywiste zrobienie czegoś, aby przerwać monotonię. - Wzruszyła ramionami, patrząc się przy tym w stronę dyrektora.
Tak naprawdę ten bale były tylko po to, żeby dzieciaki z bardzo bogatych rodzin mogły się pokazać w strojach od projektantów za milion pięćset sto dziewięćset dolarów. Niby Borek źle nie miała w życiu, ale szanowała wartość pieniądza, bo dobrze wiedziała, że jak zabraknie rodziców, to już tak dobrze jej w życiu nie będzie. Mimo wszystko miała trochę oleju w głowie i nie myślała tylko o tym jak buntować się przeciw wszelakim normom.
- W ogóle - powiedziała nagle. - musimy się na jakieś 1v1 umówić. Oczywiście chodzi mi o kosza. Jakoś ostatnio się zapuściłam z treningami i czuję się grubo. Muszę trochę pobiegać. - Uśmiechnęła się w jego stronę. Trochę zachowywała się, jakby byli best friends forever, ale chyba lepsza jest taka postawa, niż jakieś odmrukiwanie i bycie introwertykiem. Przynajmniej w jej mniemaniu. W taki sposób się poznaje najlepszych ludzi.
Spojrzała znowu na pary, które poszły się zapisywać na konkurs. Dużo już odchodziło, ponieważ ta męska strona w końcu nie zgadzała się na taką durnowatą zabawę. Nawet nie wiedziała ile satysfakcji może jej dać jednocześnie zdenerwowana i zawiedziona mina bogatych panienek, które odchodziły pod rękę ze swoimi partnerami od pani MacCartney. Uśmiechnęła się szyderczo, sprawiało jej to jakąś radochę.
- W sumie obowiązuje to tylko tych, którzy się zapisali. Trzeba było słuchać. - Zrobiła z siebie teraz pilną uczennicę. Nawet skrzyżowała na chwilę ręce na piersi, żeby wczuć się bardziej w rolę takiej właśnie grzecznej dziewczynki, która nie lubi, gdy ktoś nie słucha. Oczywiście sobie żartowała, żeby nie było. Ona wszystko usłyszała, bo ma bardzo podzielną uwagę. Chyba, że sama jej nie chce mieć w jakimś momencie, wtedy się skupia w stu procentach na jednej czynności.
Nagle na sali zrobiło się ciemno i tylko pojedynczy reflektor zaczął świecić i szukać czegoś wśród uczniów na sali. Jakby co najmniej ich skanowali. Dyrektor wyszedł na scenę, gdzie była orkiestra i zaczął znowu mówić.
- No nie, niedawno skończył. - powiedziała ze zrezygnowaniem. Przechyliła głowę do tyłu, a potem popatrzyła się na przemawiającego mężczyznę.
- W sumie zgłosiły się trzy pary. - Odchrząknął. - Bardzo chcieliśmy, żeby w takim wydarzeniu wzięło udział więcej uczniów, ponieważ uznaliśmy, że taka okoliczność może zaistnieć tylko raz w roku. - Popatrzył się w tłum szukając jakiejś zdobyczy. Borre miałą się teraz ochotę gdzieś schować, bo dobrze wiedziała, co się święciło. Ona wyczuwała zagrożenie z odległości kilometra, a w tym momencie stało ono na scenie nieopodal niej.
Dyrektor poprawił okulary i mówił jeszcze coś przez chwilę, ale w tym momencie dziewczyna już nie miała ochoty go słuchać. Może jak będzie miała na to wszystko wyjebane, to nic się nie stanie i będzie stała przy bufecie bezpieczna. Nagle światło reflektora oświetlało ją i Hamalainena, a słowa dyrektora nagle stały się wyraźne dla jej uszu.
- Widzę, że przy zimnym stole stoi bardzo urocza para. - Białowłosa potrząsnęła kilka razy głową i zaczęła pytająco wskazywać na siebie i kolegę. - Tak, tak. Wybieram was jako parę, która zatańczy pierwszy taniec i weźmie udział w konkursie na króla i królową balu. Zapraszam na środek. - Mężczyzna poprawił okulary, a światło powędrowało na środek sali balowej, gdzie uczniowie już powoli robili miejsce i ustawiali się w kole specjalnie dla niej i blondyna. Teraz był odpowiedni czas na ucieczkę, ale dziewczyna była tak zdziwiona, że mogła się popatrzyć tylko na Blythe'a. Podniosła wzrok na jego twarz i nie mogła nawet nic powiedzieć. Jedyne co słyszała to cisza, ponieważ nie grała w tek chwili muzyka, oraz szepty innych uczniów, którzy mówili między sobą teksty typu „Uuu, Hamalainen i Borre”.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Pią Lut 12, 2016 2:24 am
Pią Lut 12, 2016 2:24 am
Tak to już bywa na tym świecie. Jedna osoba doceni twoje poczucie humoru, a druga spróbuje dźgnąć cię nożem między żebra.
- Spokojnie, wszystko pod kontrolą. Jestem praktycznie pewien swoich umiejętności jedzenia w ekstremalnych warunkach. Mogłabyś pewnie rzucić mi skrzydełko z kurczaka podczas meczu, a ja bez problemu bym je złapał, pochłonął i wrzucił piłkę do kosza za trzy punkty bez najmniejszego potknięcia. - a to chwalipięta. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, choć tym razem już się nie zaśmiał. Jeszcze dziewczyna by się dalej niepotrzebnie o niego martwiła, ha! A w wypadku gdyby nie daj boże miała rację i zwyczajnie zapeszyła całą sytuację, mogłoby zrobić się nieciekawie. Nie był pewien czy mógł liczyć na jej niesamowite umiejętności pielęgniarskie, czy też dziewczyna okazałaby się naturalnie urodzonym grabarzem, który rzuciłby mu ironiczny tekst na nagrobek. I pączka, żeby literalnie udławił się nim i po śmierci.
Oczywiście żartował. Należał do tego typu osób, które widziały w innych raczej same dobre cechy, dlatego według jego wyobrażenia, Palmer rzuciłaby mu się na pomoc niczym Monika, dziewczyna ratownika obserwująca codziennie jego zmagania z zapartym tchem, w podobnym wypadku wyczuwająca szansę na sukces dla samej siebie. Czyżby oglądał za dużo telewizji?
- Z tego co wiem, już to robią. Nawet na ostatnim plakacie powtórzyli chyba trzy razy w ciągu jednego zdania, że można przyprowadzać osoby towarzyszące i wszelkich innych znajomych z zewnątrz. Tak długo jak mają z tego jakąś rozrywkę nie jest to zły pomysł, choć faktycznie wierzenie w ich dobre serce jest raczej marnym pomysłem wskazującym na wysokiego stopnia łatwowierność. Niemniej świadomie wrzucę się do tej grupy, licząc że i mieszkańcy dobrze się bawią. - przez chwilę również powędrował wzrokiem w stronę dyrektora, przyglądając mu się z uwagą, gdy przeżuwał kolejny kęs jakiejś dziwacznej, ale całkiem smacznej przystawki. Z pewnością wyczuł w niej ser.
- Jasne, codziennie jestem na sali gimnastycznej, gdy tylko skończą się zajęcia. Ewentualnie trenuję na dworze, albo na terenach Riverdale albo gdzieś w Vancouver. Chyba nie mam twojego numeru? To dość zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że chodzimy ze sobą do jednej klasy tyle czasu. - no bo powiedzmy sobie wprost. Może i Blythe nie należał do tych, którzy wyrywali wszystko co się rusza i musiał mieć ich numery. Nie, właściwie to była ostatnia rzecz o jaką można było go posądzić. Ale nie zmieniało to faktu, że był niezwykle towarzyskim typem, który poza treningami uwielbiał spędzać czas z innymi ludźmi. Tymczasem mając Børre tuż obok siebie, chyba nigdy nawet nie wyszli razem na miasto. Czy to jego wina?
- ... dobra, wygrałaś. - parsknął śmiechem, gdy przybrała pozę ganiącej syna matki. Pokręcił jeszcze głową z wyraźnym niedowierzaniem. Nawet nie próbował udawać, że słuchał wywodów dyrektora. Podobne eventy średnio go interesowały, a to co było na nich mówione spadało na jeszcze niższy punkt listy.
"W sumie zgłosiły się trzy pary."
Była to jedyna wiadomość jaka do niego w tym momencie dotarła. Odstawił talerzyk na stolik kompletnie niezainteresowany zgłoszonymi uczniami i wytarł dłonie w serwetkę, rozglądając się spokojnym wzrokiem po sali. W jaki sposób może tu zabić czas, skoro Whiteburg uwziął się na niego na tyle, by uniemożliwić mu odebranie piłki wcześniej niż za dwie godziny?
Reflektor.
O nie.
- Mnie tu nie ma. - rzucił krótko, szukając spanikowanym wzrokiem drogi ucieczki. Cholera. Wyglądało na to, że nic z tego. Mimo że jego rodzina przez wiele długich lat wysyłała go na lekcje tańca towarzyskiego, by prezentował się na balu, Blythe szczerze nienawidził każdej ich sekundy. W tym momencie został zaszczuty w kozi róg niczym bezdomny pies.
Odchrząknął.
Teraz nie miał już większego wyboru, trzeba więc było zachować twarz. Uśmiechnął się więc w stronę dziewczyny i wyciągnął rękę w jej stronę z gustownym dygnięciem.
- Wygląda na to, że nie mamy wyboru. Uczynisz mi ten zaszczyt? - zapytał wesołym tonem, chowając wcześniejsze obawy głęboko w swoim niedorobionym, chorym sercu. Przecież nie mógł swoim zachowaniem sprawić, by i dziewczyna poczuła się źle, czyż nie?
- Spokojnie, wszystko pod kontrolą. Jestem praktycznie pewien swoich umiejętności jedzenia w ekstremalnych warunkach. Mogłabyś pewnie rzucić mi skrzydełko z kurczaka podczas meczu, a ja bez problemu bym je złapał, pochłonął i wrzucił piłkę do kosza za trzy punkty bez najmniejszego potknięcia. - a to chwalipięta. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, choć tym razem już się nie zaśmiał. Jeszcze dziewczyna by się dalej niepotrzebnie o niego martwiła, ha! A w wypadku gdyby nie daj boże miała rację i zwyczajnie zapeszyła całą sytuację, mogłoby zrobić się nieciekawie. Nie był pewien czy mógł liczyć na jej niesamowite umiejętności pielęgniarskie, czy też dziewczyna okazałaby się naturalnie urodzonym grabarzem, który rzuciłby mu ironiczny tekst na nagrobek. I pączka, żeby literalnie udławił się nim i po śmierci.
Oczywiście żartował. Należał do tego typu osób, które widziały w innych raczej same dobre cechy, dlatego według jego wyobrażenia, Palmer rzuciłaby mu się na pomoc niczym Monika, dziewczyna ratownika obserwująca codziennie jego zmagania z zapartym tchem, w podobnym wypadku wyczuwająca szansę na sukces dla samej siebie. Czyżby oglądał za dużo telewizji?
- Z tego co wiem, już to robią. Nawet na ostatnim plakacie powtórzyli chyba trzy razy w ciągu jednego zdania, że można przyprowadzać osoby towarzyszące i wszelkich innych znajomych z zewnątrz. Tak długo jak mają z tego jakąś rozrywkę nie jest to zły pomysł, choć faktycznie wierzenie w ich dobre serce jest raczej marnym pomysłem wskazującym na wysokiego stopnia łatwowierność. Niemniej świadomie wrzucę się do tej grupy, licząc że i mieszkańcy dobrze się bawią. - przez chwilę również powędrował wzrokiem w stronę dyrektora, przyglądając mu się z uwagą, gdy przeżuwał kolejny kęs jakiejś dziwacznej, ale całkiem smacznej przystawki. Z pewnością wyczuł w niej ser.
- Jasne, codziennie jestem na sali gimnastycznej, gdy tylko skończą się zajęcia. Ewentualnie trenuję na dworze, albo na terenach Riverdale albo gdzieś w Vancouver. Chyba nie mam twojego numeru? To dość zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że chodzimy ze sobą do jednej klasy tyle czasu. - no bo powiedzmy sobie wprost. Może i Blythe nie należał do tych, którzy wyrywali wszystko co się rusza i musiał mieć ich numery. Nie, właściwie to była ostatnia rzecz o jaką można było go posądzić. Ale nie zmieniało to faktu, że był niezwykle towarzyskim typem, który poza treningami uwielbiał spędzać czas z innymi ludźmi. Tymczasem mając Børre tuż obok siebie, chyba nigdy nawet nie wyszli razem na miasto. Czy to jego wina?
- ... dobra, wygrałaś. - parsknął śmiechem, gdy przybrała pozę ganiącej syna matki. Pokręcił jeszcze głową z wyraźnym niedowierzaniem. Nawet nie próbował udawać, że słuchał wywodów dyrektora. Podobne eventy średnio go interesowały, a to co było na nich mówione spadało na jeszcze niższy punkt listy.
"W sumie zgłosiły się trzy pary."
Była to jedyna wiadomość jaka do niego w tym momencie dotarła. Odstawił talerzyk na stolik kompletnie niezainteresowany zgłoszonymi uczniami i wytarł dłonie w serwetkę, rozglądając się spokojnym wzrokiem po sali. W jaki sposób może tu zabić czas, skoro Whiteburg uwziął się na niego na tyle, by uniemożliwić mu odebranie piłki wcześniej niż za dwie godziny?
Reflektor.
O nie.
- Mnie tu nie ma. - rzucił krótko, szukając spanikowanym wzrokiem drogi ucieczki. Cholera. Wyglądało na to, że nic z tego. Mimo że jego rodzina przez wiele długich lat wysyłała go na lekcje tańca towarzyskiego, by prezentował się na balu, Blythe szczerze nienawidził każdej ich sekundy. W tym momencie został zaszczuty w kozi róg niczym bezdomny pies.
Odchrząknął.
Teraz nie miał już większego wyboru, trzeba więc było zachować twarz. Uśmiechnął się więc w stronę dziewczyny i wyciągnął rękę w jej stronę z gustownym dygnięciem.
- Wygląda na to, że nie mamy wyboru. Uczynisz mi ten zaszczyt? - zapytał wesołym tonem, chowając wcześniejsze obawy głęboko w swoim niedorobionym, chorym sercu. Przecież nie mógł swoim zachowaniem sprawić, by i dziewczyna poczuła się źle, czyż nie?
Børre Palmer
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Pon Lut 15, 2016 11:53 am
Pon Lut 15, 2016 11:53 am
Zaśmiała się i przysłoniła dłonią usta, niczym prawdziwa dama na prawdziwych salonach.
- Nie kuś mnie, bo tak kiedyś zrobię. Żebyś się nie zdziwił. - powiedziała to tonem lekko ironicznym, jakby tylko się zgrywała, ale tak naprawdę to mogła to zrobić. Dziewczyna była jak najbardziej zdolna do takich rzeczy.
Kiedy usłyszała, że na ostatnim plakacie powtórzyli ze trzy razy, że można brać jako osoby towarzyszące kogokolwiek z zewnątrz to według niej było to całkowicie bez sensu. Równie dobrze mogłaby sobie wziąć kolegę, który w telefonie jest podpisany „To nie mój diler”, ciekawe, co by wtedy zrobili. Przecież to także osoba z zewnątrz. Nic nie odpowiedziała, nie chciała już ciągnąć tego tematu.
- Tak naprawdę to trochę obawiałam się z tobą rozmawiać. - Zaśmiała się. - Szczerze, bałam się ciebie. Człowieku, masz ponad dwa metry wzrostu, nawet ja przy tobie się czuję jak jakiś pierdolony karzełek. - Dużo gestykulowała rękoma, kiedy wypowiadała t ostatnie zdanie. Miała taki brzydki zwyczaj, ale starała się z nim walczyć. Czasami jej wychodziło, a czasami nie, ale przynajmniej mocno się starała.
Kiedy powiedział, że wygrała uśmiechnęła się tylko w triumfalnym uśmiechu. Zawsze musiała mieć przecież rację, taka jej natura. Gdyby nie miała, to zrobiłaby wszystko, żeby sprawić, aby ją miała, bo czułaby się przegrana. A to nie jest dobre uczucie. Każdy lubił wygrywać.
Jedyne, co umiała zrobić, to na chwilę schować się za Hamalainenem. W tym momencie dobrym było to, że była od niego niższa, a on miał dwa metry wzrostu.
- Mnie tym bardziej tu nie ma. - Jednak jej radość nie trwała długo, ponieważ kolega postanowił być porządnym obywatelem tego pięknego miasta, a także uczniem nieskazitelnym, który nie ucieka przed wyzwaniem. Ona by uciekła, ale już nie miała za bardzo wyboru. Teraz już nic nie mogła zrobić, a drogi ucieczki nie było.
Popatrzyła się spanikowanym wzrokiem dookoła ostatni raz. Widziała, że wszyscy dalej gapią się tylko na nich. Oho, teraz to już w ogóle nie można się wycofać. Wyglądałaby niczym uciekająca panna młoda, która boi się odpowiedzialności. W sumie, wolała jednak zwiać, aniżeli ośmieszyć się przed całą szkołą.
Dobra, ady yolo.
- Eee, nie. - odpowiedziała krótko, śmiejąc się przy tym nerwowo. Jednak widziała już pewność w oczach blondyna. Jeśli on zachowa taką postawę do koca, to nic złego nie powinno się wydarzyć. Przecież to mężczyzna jest najważniejszy w tańcu, bo to on prowadzi.
W końcu podała mu rękę. Wzięła jeden głęboki oddech. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz tańczyła tak przed publicznością. No, bo wygibasy w domu i robienie z siebie kompletnego dałna, gdy nikt nie patrzy, się nie liczą, co nie? Zaufała mu teraz, więc lepiej niech tego nie spierdoli.
- Nie kuś mnie, bo tak kiedyś zrobię. Żebyś się nie zdziwił. - powiedziała to tonem lekko ironicznym, jakby tylko się zgrywała, ale tak naprawdę to mogła to zrobić. Dziewczyna była jak najbardziej zdolna do takich rzeczy.
Kiedy usłyszała, że na ostatnim plakacie powtórzyli ze trzy razy, że można brać jako osoby towarzyszące kogokolwiek z zewnątrz to według niej było to całkowicie bez sensu. Równie dobrze mogłaby sobie wziąć kolegę, który w telefonie jest podpisany „To nie mój diler”, ciekawe, co by wtedy zrobili. Przecież to także osoba z zewnątrz. Nic nie odpowiedziała, nie chciała już ciągnąć tego tematu.
- Tak naprawdę to trochę obawiałam się z tobą rozmawiać. - Zaśmiała się. - Szczerze, bałam się ciebie. Człowieku, masz ponad dwa metry wzrostu, nawet ja przy tobie się czuję jak jakiś pierdolony karzełek. - Dużo gestykulowała rękoma, kiedy wypowiadała t ostatnie zdanie. Miała taki brzydki zwyczaj, ale starała się z nim walczyć. Czasami jej wychodziło, a czasami nie, ale przynajmniej mocno się starała.
Kiedy powiedział, że wygrała uśmiechnęła się tylko w triumfalnym uśmiechu. Zawsze musiała mieć przecież rację, taka jej natura. Gdyby nie miała, to zrobiłaby wszystko, żeby sprawić, aby ją miała, bo czułaby się przegrana. A to nie jest dobre uczucie. Każdy lubił wygrywać.
Jedyne, co umiała zrobić, to na chwilę schować się za Hamalainenem. W tym momencie dobrym było to, że była od niego niższa, a on miał dwa metry wzrostu.
- Mnie tym bardziej tu nie ma. - Jednak jej radość nie trwała długo, ponieważ kolega postanowił być porządnym obywatelem tego pięknego miasta, a także uczniem nieskazitelnym, który nie ucieka przed wyzwaniem. Ona by uciekła, ale już nie miała za bardzo wyboru. Teraz już nic nie mogła zrobić, a drogi ucieczki nie było.
Popatrzyła się spanikowanym wzrokiem dookoła ostatni raz. Widziała, że wszyscy dalej gapią się tylko na nich. Oho, teraz to już w ogóle nie można się wycofać. Wyglądałaby niczym uciekająca panna młoda, która boi się odpowiedzialności. W sumie, wolała jednak zwiać, aniżeli ośmieszyć się przed całą szkołą.
Dobra, ady yolo.
- Eee, nie. - odpowiedziała krótko, śmiejąc się przy tym nerwowo. Jednak widziała już pewność w oczach blondyna. Jeśli on zachowa taką postawę do koca, to nic złego nie powinno się wydarzyć. Przecież to mężczyzna jest najważniejszy w tańcu, bo to on prowadzi.
W końcu podała mu rękę. Wzięła jeden głęboki oddech. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz tańczyła tak przed publicznością. No, bo wygibasy w domu i robienie z siebie kompletnego dałna, gdy nikt nie patrzy, się nie liczą, co nie? Zaufała mu teraz, więc lepiej niech tego nie spierdoli.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Wto Lut 16, 2016 7:13 pm
Wto Lut 16, 2016 7:13 pm
"Żebyś się nie zdziwił."
- Brzmi jak wyzwanie. Chętnie bym przyjął, choć obawiam się, że moi koledzy z drużyny mogliby nie być równie zadowoleni co ja. - wyszczerzył się jak głupi do sera. Podobnie jak dziewczyna nie zamierzał kontynuować poprzedniego tematu, uznając go za skończony. I tak ich narzekanie nie miało najmniejszego sensu ani wpływu na politykę szkoły, jakakolwiek by ona nie była. Pozostawało im jedynie grzecznie chodzić na lekcje, dopełniać swoich obowiązków i cieszyć się szkolnym życiem, póki mieli jeszcze na to czas.
Słysząc jej opinię na swój temat uśmiechnął się szeroko.
- Taak, często to słyszę. Ludzie nie czują się zbyt pewnie w towarzystwie kogoś, kto może wrzucić im zeszyt na rurę pod sufitem. Nie żebym to kiedyś robił. - zamilkł na chwilę, odwracając wzrok w bok, nim w końcu parsknął śmiechem.
- No dobra, robiłem parę razy. Ale tylko gdy widziałem, że ktoś jest złośliwy dla moich znajomych. Zabawnie potem podskakiwali w miejscu próbując go dosięgnąć i kombinowali z wchodzeniem na krzesła. - przyznał się dobrowolnie, rozkładając nieznacznie ręce. Były to jedne z tych wspomnień, którymi choć nie dzielił się na codzień, trzymał je w pamięci, wspominając z rozbawieniem. Nie zmieniało to jednak faktu, że na co dzień Blythe pomimo swojego wyglądu przynależał do osób łagodnych jak baranek. O czym można się było dość szybko przekonać, jeśli tylko zebrało się w sobie odwagę by porozmawiać z nim pięć minut dłużej.
Gdy dziewczyna się za nim schowała, obrócił głowę w jej stronę. No jasne, a on za kim miał się schować? Tak właśnie wyglądał los wysokich ludzi. Gdy padają reflektory - chowają się za tobą. Gdy niespodziewanie nastąpi oberwanie chmury i lunie deszcz - chowają się za tobą. Wieje okropny wiatr - chowają się za tobą. Panuje upał - chowają się w twoim cieniu. A kto jego ochroni?
Pozostawało mu robić za bezużytecznego rycerza w lśniącej zbroi, doskonale bowiem wiedział że nie uda im się wywinąć.
"Eee, nie."
- Hej, to była wyjątkowo nietrafiona odpowiedź. Jak możesz. - zaśmiał się wesoło, choć gdzieś w jego głosie dało się dosłyszeć poddenerwowanie.
Całe szczęście dziewczyna nie zamierzała jednak zwiewać. Wtedy to już w ogóle wyglądałby jak ostatni kretyn. Wziął ją za rękę i poprowadził lekkim, choć pewnym ruchem przez parkiet, dołączając do reszty par. Dzięki bogu, że dyrektor postanowił postawić na tradycyjnego walca, który składał się wyłącznie z paru powtarzalnych ruchów i nie stanowił większych problemów nawet dla kogoś takiego jak on. Tylko dzięki temu był w stanie bez większego skrępowania i zażenowania, prowadzić Palmer w rytm muzyki, nie robiąc z siebie kretyna.
- Mogło być gorzej. - rzucił pokrzepiająco, posyłając jej kolejny uśmiech, który w założeniu miał dodać jej pewności siebie. Czy podziała to już inna sprawa.
- Brzmi jak wyzwanie. Chętnie bym przyjął, choć obawiam się, że moi koledzy z drużyny mogliby nie być równie zadowoleni co ja. - wyszczerzył się jak głupi do sera. Podobnie jak dziewczyna nie zamierzał kontynuować poprzedniego tematu, uznając go za skończony. I tak ich narzekanie nie miało najmniejszego sensu ani wpływu na politykę szkoły, jakakolwiek by ona nie była. Pozostawało im jedynie grzecznie chodzić na lekcje, dopełniać swoich obowiązków i cieszyć się szkolnym życiem, póki mieli jeszcze na to czas.
Słysząc jej opinię na swój temat uśmiechnął się szeroko.
- Taak, często to słyszę. Ludzie nie czują się zbyt pewnie w towarzystwie kogoś, kto może wrzucić im zeszyt na rurę pod sufitem. Nie żebym to kiedyś robił. - zamilkł na chwilę, odwracając wzrok w bok, nim w końcu parsknął śmiechem.
- No dobra, robiłem parę razy. Ale tylko gdy widziałem, że ktoś jest złośliwy dla moich znajomych. Zabawnie potem podskakiwali w miejscu próbując go dosięgnąć i kombinowali z wchodzeniem na krzesła. - przyznał się dobrowolnie, rozkładając nieznacznie ręce. Były to jedne z tych wspomnień, którymi choć nie dzielił się na codzień, trzymał je w pamięci, wspominając z rozbawieniem. Nie zmieniało to jednak faktu, że na co dzień Blythe pomimo swojego wyglądu przynależał do osób łagodnych jak baranek. O czym można się było dość szybko przekonać, jeśli tylko zebrało się w sobie odwagę by porozmawiać z nim pięć minut dłużej.
Gdy dziewczyna się za nim schowała, obrócił głowę w jej stronę. No jasne, a on za kim miał się schować? Tak właśnie wyglądał los wysokich ludzi. Gdy padają reflektory - chowają się za tobą. Gdy niespodziewanie nastąpi oberwanie chmury i lunie deszcz - chowają się za tobą. Wieje okropny wiatr - chowają się za tobą. Panuje upał - chowają się w twoim cieniu. A kto jego ochroni?
Pozostawało mu robić za bezużytecznego rycerza w lśniącej zbroi, doskonale bowiem wiedział że nie uda im się wywinąć.
"Eee, nie."
- Hej, to była wyjątkowo nietrafiona odpowiedź. Jak możesz. - zaśmiał się wesoło, choć gdzieś w jego głosie dało się dosłyszeć poddenerwowanie.
Całe szczęście dziewczyna nie zamierzała jednak zwiewać. Wtedy to już w ogóle wyglądałby jak ostatni kretyn. Wziął ją za rękę i poprowadził lekkim, choć pewnym ruchem przez parkiet, dołączając do reszty par. Dzięki bogu, że dyrektor postanowił postawić na tradycyjnego walca, który składał się wyłącznie z paru powtarzalnych ruchów i nie stanowił większych problemów nawet dla kogoś takiego jak on. Tylko dzięki temu był w stanie bez większego skrępowania i zażenowania, prowadzić Palmer w rytm muzyki, nie robiąc z siebie kretyna.
- Mogło być gorzej. - rzucił pokrzepiająco, posyłając jej kolejny uśmiech, który w założeniu miał dodać jej pewności siebie. Czy podziała to już inna sprawa.
Børre Palmer
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Sro Lut 24, 2016 2:23 pm
Sro Lut 24, 2016 2:23 pm
Nie czuła już zdenerwowania. Tańczyli całkiem dobrze, a Blythe prowadził ją świetnie, więc już mogła się poczuć i dalej gardzić wszystkimi dzieciaczkami. Dobrze wiedziała, że mimo wszystko w tej chwili wygląda lepiej, niż te panny, które specjalnie zamówiły u krawca suknie balowe, które świeciły się jak tyłki świetlików i kosztowały majątek. Ciekawe, co zrobią, gdy zabraknie kiedyś pieniążków od rodziców. Nie, że dziewczyna żyła teraz samodzielnie czy coś, ale starała się jak najbardziej oszczędzać i odciążać rodziców, bo dobrze wiedziała, że jakby korzystała do woli z kasy od rodziców, to potem nie poradziłaby sobie sama w życiu.
Uśmiechnęła się do niego jak najbardziej naturalnie, już bez jakiegokolwiek stresu czy zażenowania. Za chwilę będzie się czuła tu tak dobrze, że zacznie rozkręcać bajlando.
- E tam koledzy z drużyny. Nie muszą o niczym wiedzieć, mogą zawsze dowiedzieć się dopiero na boisku. - odpowiedziała próbując go jakoś na to nakręcić, chociaż bardziej w formie żartu. Przecież wiadomo, że byłoby to co najmniej skrajnie nieodpowiedzialne.
Coraz więcej par przyłączało się do zebranych. Nie byli to ludzie, którzy brali udział w konkursie, ale już chcieli zatańczyć i pokazać, kto wydał więcej na nauczyciela tańca. Borre go nie potrzebowała, Borre miała Hamalainena i nic więcej jej nie potrzeba.
- Ja bym się tam nie przejmowała zeszytem. Moje notatki są tak obszerne, że aż nie są. - Wzruszyła ramionami. Do najpilniejszych uczniów to ona nie należała. Wszystkiego uczyła się zazwyczaj sama w domu, bo na lekcjach nie mogła się skupić przez rozmawianie, bazgranie i inne tego typu rzeczy, które się robi, gdy lekcja jest nudna jak flaki z olejem.
Tańczyli spokojnie dalej, jednak do czasu. Właśnie. Do czasu aż Borre się w jakiś cudowny sposób nie wypierdoliła do tyłu i uderzyła tyłkiem z całej siły o parkiet. Czy to w ogóle fizycznie możliwe, żeby się tak wywrócić? Co to było ja się pytam?
Popatrzyła się w górę na Blythe'a, zdziwionymi oczami, jakby co najmniej ktoś ją teraz wykiwał w kartach. Wszyscy ludzie patrzyli się na nią. Dzisiejszy wieczór chciał zrobić wszystko, by cała uwaga była skupiona na jej osobie.
Ja pierdole.
Ten dzień już gorzej nie mógł się skończyć. Jak przy walcu w ogóle można się wywrócić? To trzeba mieć czasami takie złe dni, jak białowłosa. Oni zosaną dzisiaj ogłoszeni królem i królową, ale bycia ciamajdami w każdym aspekcie życia. Chociaż z nią to nie było tak źle na co dzień, po prostu dzisiaj wszystkie ziemskie i nieziemskie siły postanowiły być przeciwko niej.
- Nic się nie stało, chyba. - powiedziała, żeby wszyscy wrócili do swoich zajęć i nie interesowali się nią w tak dużym stopniu. Lubiła być widoczna w tłumie, ale nie w ten sposób. Zaśmiała się i wyciągnęła rękę w stronę blondyna.
Uśmiechnęła się do niego jak najbardziej naturalnie, już bez jakiegokolwiek stresu czy zażenowania. Za chwilę będzie się czuła tu tak dobrze, że zacznie rozkręcać bajlando.
- E tam koledzy z drużyny. Nie muszą o niczym wiedzieć, mogą zawsze dowiedzieć się dopiero na boisku. - odpowiedziała próbując go jakoś na to nakręcić, chociaż bardziej w formie żartu. Przecież wiadomo, że byłoby to co najmniej skrajnie nieodpowiedzialne.
Coraz więcej par przyłączało się do zebranych. Nie byli to ludzie, którzy brali udział w konkursie, ale już chcieli zatańczyć i pokazać, kto wydał więcej na nauczyciela tańca. Borre go nie potrzebowała, Borre miała Hamalainena i nic więcej jej nie potrzeba.
- Ja bym się tam nie przejmowała zeszytem. Moje notatki są tak obszerne, że aż nie są. - Wzruszyła ramionami. Do najpilniejszych uczniów to ona nie należała. Wszystkiego uczyła się zazwyczaj sama w domu, bo na lekcjach nie mogła się skupić przez rozmawianie, bazgranie i inne tego typu rzeczy, które się robi, gdy lekcja jest nudna jak flaki z olejem.
Tańczyli spokojnie dalej, jednak do czasu. Właśnie. Do czasu aż Borre się w jakiś cudowny sposób nie wypierdoliła do tyłu i uderzyła tyłkiem z całej siły o parkiet. Czy to w ogóle fizycznie możliwe, żeby się tak wywrócić? Co to było ja się pytam?
Popatrzyła się w górę na Blythe'a, zdziwionymi oczami, jakby co najmniej ktoś ją teraz wykiwał w kartach. Wszyscy ludzie patrzyli się na nią. Dzisiejszy wieczór chciał zrobić wszystko, by cała uwaga była skupiona na jej osobie.
Ja pierdole.
Ten dzień już gorzej nie mógł się skończyć. Jak przy walcu w ogóle można się wywrócić? To trzeba mieć czasami takie złe dni, jak białowłosa. Oni zosaną dzisiaj ogłoszeni królem i królową, ale bycia ciamajdami w każdym aspekcie życia. Chociaż z nią to nie było tak źle na co dzień, po prostu dzisiaj wszystkie ziemskie i nieziemskie siły postanowiły być przeciwko niej.
- Nic się nie stało, chyba. - powiedziała, żeby wszyscy wrócili do swoich zajęć i nie interesowali się nią w tak dużym stopniu. Lubiła być widoczna w tłumie, ale nie w ten sposób. Zaśmiała się i wyciągnęła rękę w stronę blondyna.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Czw Lut 25, 2016 10:49 am
Czw Lut 25, 2016 10:49 am
Całe szczęście, że dziewczynie udało się odstresować. Cała ta wynikła sytuacja nie była zbyt przyjemna, ale jak to mówią - w odpowiednim towarzystwie, nawet koniec świata może być zabawny. Był pewien, że tak właśnie byłoby w przypadku Palmer. Byłaby najlepszą towarzyszką podczas napadu żywych trupów.
- Łatwiej prosić o wybaczenie niż o pozwolenie, co? - skomentował krótko, kręcąc głową na boki. Dziewczyna choć początkowo narzekała, radziła sobie bardzo dobrze. Idealnie odpowiadała na jego prowadzenie, nie myląc kroków ani nawet nie przydeptując mu butów. Można było bez problemu powiedzieć, że pomimo też całej różnicy we wzroście i niewątpliwie niespodziewanej sytuacji, okazali się wręcz stworzonymi dla siebie partnerami do tańca. Gdzieś w głębi umysłu, przestał nawet przeklinać nadgorliwego dyrektora i jego chore atrakcje, stwierdzając że podobna sytuacja dała mu szansę na niego lepsze poznanie znajomej z klasy, z którą póki co mijali się na korytarzach, nie zwracając na siebie większej uwagi. Zadziwiające jak jedna sytuacja mogła wpłynąć na cały bieg historii, bowiem teraz gdy odkrył jak bezstresowo spędza się czas w jej towarzystwie, z pewnością nie zamierzał ot tak powracać do ich wcześniejszych stosunków polegających na 'cześć, masz pracę domową?'.
- Moje notatki... może też nie będę tego zbytnio komentował. Całe szczęście moja ukochana kuzynka, Sheridan Paige jest na tyle uprzejma, że pomaga mi ich ewentualnym niedostatkiem przed egzaminami, więc jakoś to wszystko idzie. - i nagle dziewczyna poleciała w tył, a chłopak stracił wątek. Przez ułamek sekundy kompletnie nie wiedział co się właściwie stało, bo w końcu jeszcze chwilę temu trzymał ją w rękach, a teraz siedziała na ziemi. Zamrugał i czym prędzej się pochylił, by podać jej rękę.
- Nic ci nie jest? - nie zamierzał pytać jak w ogóle było to możliwe. Skoro się stało to było. Słysząc cichy chichot z prawej strony, spojrzał w tamtą stronę morderczym wzrokiem na jedną z dziewczyn, która momentalnie umilkła, czerwieniąc się jak piwonia. Rzadko kiedy inni byli w stanie dostrzec podobny nieprzyjazny, wściekły wyraz twarzy na jego obliczu. Zaraz uśmiechnął się jednak do Borre, podnosząc ją z ziemi.
- Tańczymy dalej, czy odpuszczamy i wracamy do jedzenia? - pozostawił jej decyzję, śmiejąc się z wyraźnym rozbawieniem. W końcu w obecnym momencie obie wersje wydawały mu się całkiem w porządku. Tym bardziej że sunąc wzrokiem po sali, zauważył profesora Whiteburga, który patrzył na niego z wyraźną aprobatą i skinął głową z przyzwoleniem. Najwidoczniej ten krótki pokaz i wzięcie udziału w potańcówce wystarczyły mu za zrobienie odpowiedniej opinii. Mimowolnie targnęła nim wewnętrzna radość na myśl, że jednak odzyska dzisiaj swoją piłkę bez większych przeszkód i być może uda mu się nawet potrenować nieco przed snem. Niczego lepszego by sobie nie wymarzył jak właśnie takiego zakończenia dnia.
- Łatwiej prosić o wybaczenie niż o pozwolenie, co? - skomentował krótko, kręcąc głową na boki. Dziewczyna choć początkowo narzekała, radziła sobie bardzo dobrze. Idealnie odpowiadała na jego prowadzenie, nie myląc kroków ani nawet nie przydeptując mu butów. Można było bez problemu powiedzieć, że pomimo też całej różnicy we wzroście i niewątpliwie niespodziewanej sytuacji, okazali się wręcz stworzonymi dla siebie partnerami do tańca. Gdzieś w głębi umysłu, przestał nawet przeklinać nadgorliwego dyrektora i jego chore atrakcje, stwierdzając że podobna sytuacja dała mu szansę na niego lepsze poznanie znajomej z klasy, z którą póki co mijali się na korytarzach, nie zwracając na siebie większej uwagi. Zadziwiające jak jedna sytuacja mogła wpłynąć na cały bieg historii, bowiem teraz gdy odkrył jak bezstresowo spędza się czas w jej towarzystwie, z pewnością nie zamierzał ot tak powracać do ich wcześniejszych stosunków polegających na 'cześć, masz pracę domową?'.
- Moje notatki... może też nie będę tego zbytnio komentował. Całe szczęście moja ukochana kuzynka, Sheridan Paige jest na tyle uprzejma, że pomaga mi ich ewentualnym niedostatkiem przed egzaminami, więc jakoś to wszystko idzie. - i nagle dziewczyna poleciała w tył, a chłopak stracił wątek. Przez ułamek sekundy kompletnie nie wiedział co się właściwie stało, bo w końcu jeszcze chwilę temu trzymał ją w rękach, a teraz siedziała na ziemi. Zamrugał i czym prędzej się pochylił, by podać jej rękę.
- Nic ci nie jest? - nie zamierzał pytać jak w ogóle było to możliwe. Skoro się stało to było. Słysząc cichy chichot z prawej strony, spojrzał w tamtą stronę morderczym wzrokiem na jedną z dziewczyn, która momentalnie umilkła, czerwieniąc się jak piwonia. Rzadko kiedy inni byli w stanie dostrzec podobny nieprzyjazny, wściekły wyraz twarzy na jego obliczu. Zaraz uśmiechnął się jednak do Borre, podnosząc ją z ziemi.
- Tańczymy dalej, czy odpuszczamy i wracamy do jedzenia? - pozostawił jej decyzję, śmiejąc się z wyraźnym rozbawieniem. W końcu w obecnym momencie obie wersje wydawały mu się całkiem w porządku. Tym bardziej że sunąc wzrokiem po sali, zauważył profesora Whiteburga, który patrzył na niego z wyraźną aprobatą i skinął głową z przyzwoleniem. Najwidoczniej ten krótki pokaz i wzięcie udziału w potańcówce wystarczyły mu za zrobienie odpowiedniej opinii. Mimowolnie targnęła nim wewnętrzna radość na myśl, że jednak odzyska dzisiaj swoją piłkę bez większych przeszkód i być może uda mu się nawet potrenować nieco przed snem. Niczego lepszego by sobie nie wymarzył jak właśnie takiego zakończenia dnia.
Børre Palmer
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Czw Lut 25, 2016 4:48 pm
Czw Lut 25, 2016 4:48 pm
Poczuła się teraz, jakby miała swojego prywatnego publicznego obrońcę, który w każdej chwili przyjedzie na białym koniu i odstraszy nadęte panienki. W sumie miło z jego strony, że postanowił ją obronić. No bo co było śmiesznego w upadku? Każdemu się może zdarzyć.
Chwyciła jego dłoń i bez większego ociągania wstała. Otrzepała sukienkę i ją poprawiła, jakby co najmniej wpadła w tonę kurzu. Może to nawet możliwe, ale chyba wysprzątali salę balową przed wielką imprezą.
- Nie, nic mi nie jest. - Skierowała wzrok ku jego twarzy. - Po prostu Szatan mnie na chwilę opętał, ale już jest w porządku. - Zaśmiała się z całego tego zdarzenia. Najważniejszym w życiu to mieć dystans do siebie i świata. Można być otwartym, ale jednak nabijanie się ze wszystkiego jest najlepsze, co mogło spotkać człowieka. Dlatego właśnie mówi się, że sarkazm jest dla ludzi mądrych, a nie głupich.
Popatrzyła się dookoła. Dyrektor już chyba nie pilnował ich, żeby cały czas byli na parkiecie i wywijali jakieś piruety. Odwróciła się na jednej nodze w stronę bufetu i tylko odwróciła głowę do tyłu.
- Ja to bym wróciła do jedzenia. - Uśmiechnęła się szeroko i poszła już w stronę wybawienia. Dobrze wiedziała, że nawet jeśli byliby parą, która najlepiej tańczy, to i tak blondyn woli jeść. Każdy to lubi. No jak można nie kochać jedzenia?
Poczekała chwilę na swojego kolegę i nałożyła sobie kawałek jakiegoś ciasta na talerzyk. Wyglądało dobrze, a było zapewne z orzechami i miodem. Uwielbiała ciasta z tym pierwszym, bo były najlepsze i to bezdyskusyjnie.
- Uważam, że... - Ugryzła kawałek i szybko go połknęła, aby nie mówić z pełną buzią. - Na pewno zostaniemy królem i królową balu. Nasz występ był przepiękny. A ta ostatnia figura, którą wykonałam była zjawiskowa. - mówiła lekko ironicznie, aby można było się pośmiać. Przynajmniej będą jakieś wspomnienia. Żadną inną dziewczyną nie miotało jak Szatan po sali, więc była to wyjątkowa sytuacja.
- A tak w ogóle to wcześniej chyba wspominałeś, że nie masz mojego numeru. Mogę ci go podać, jeśli chcesz. - Trochę zaleciało podrywem, ale Borre nigdy nie robiła tego umyślnie. Tak naprawdę nie potrafiła flirtować z osobnikami płci przeciwnej. Jej związki czy przygody na jedną noc zazwyczaj działy się ta... Po prostu. Bez większego wkładu w to. Jakoś tak wychodziło.
Zjadła do końca ciasto i trzymała dalej w rękach talerz. Zastanawiała się czy jeszcze coś zjeść, czy jednak sobie odpuścić Niby mogłaby to wybiegać, ale z drugiej strony nie będzie czuła się dobrze wewnętrznie, jeśli zje chociaż jeden słodycz więcej. Ale na pizzę to by poszła. Na to jest zawsze drugi żołądek.
Pary w końcu zaczęły schodzić z parkietu i podchodzić do zimnych stołów. Muzyka zaczęła być bardziej żywa. No, najlepiej teraz dać skoczną muzykę. Młodzież niech lepiej tańczy walca. Dobry krok Riverdale, bardzo dobry! Oby tak dalej!
Chwyciła jego dłoń i bez większego ociągania wstała. Otrzepała sukienkę i ją poprawiła, jakby co najmniej wpadła w tonę kurzu. Może to nawet możliwe, ale chyba wysprzątali salę balową przed wielką imprezą.
- Nie, nic mi nie jest. - Skierowała wzrok ku jego twarzy. - Po prostu Szatan mnie na chwilę opętał, ale już jest w porządku. - Zaśmiała się z całego tego zdarzenia. Najważniejszym w życiu to mieć dystans do siebie i świata. Można być otwartym, ale jednak nabijanie się ze wszystkiego jest najlepsze, co mogło spotkać człowieka. Dlatego właśnie mówi się, że sarkazm jest dla ludzi mądrych, a nie głupich.
Popatrzyła się dookoła. Dyrektor już chyba nie pilnował ich, żeby cały czas byli na parkiecie i wywijali jakieś piruety. Odwróciła się na jednej nodze w stronę bufetu i tylko odwróciła głowę do tyłu.
- Ja to bym wróciła do jedzenia. - Uśmiechnęła się szeroko i poszła już w stronę wybawienia. Dobrze wiedziała, że nawet jeśli byliby parą, która najlepiej tańczy, to i tak blondyn woli jeść. Każdy to lubi. No jak można nie kochać jedzenia?
Poczekała chwilę na swojego kolegę i nałożyła sobie kawałek jakiegoś ciasta na talerzyk. Wyglądało dobrze, a było zapewne z orzechami i miodem. Uwielbiała ciasta z tym pierwszym, bo były najlepsze i to bezdyskusyjnie.
- Uważam, że... - Ugryzła kawałek i szybko go połknęła, aby nie mówić z pełną buzią. - Na pewno zostaniemy królem i królową balu. Nasz występ był przepiękny. A ta ostatnia figura, którą wykonałam była zjawiskowa. - mówiła lekko ironicznie, aby można było się pośmiać. Przynajmniej będą jakieś wspomnienia. Żadną inną dziewczyną nie miotało jak Szatan po sali, więc była to wyjątkowa sytuacja.
- A tak w ogóle to wcześniej chyba wspominałeś, że nie masz mojego numeru. Mogę ci go podać, jeśli chcesz. - Trochę zaleciało podrywem, ale Borre nigdy nie robiła tego umyślnie. Tak naprawdę nie potrafiła flirtować z osobnikami płci przeciwnej. Jej związki czy przygody na jedną noc zazwyczaj działy się ta... Po prostu. Bez większego wkładu w to. Jakoś tak wychodziło.
Zjadła do końca ciasto i trzymała dalej w rękach talerz. Zastanawiała się czy jeszcze coś zjeść, czy jednak sobie odpuścić Niby mogłaby to wybiegać, ale z drugiej strony nie będzie czuła się dobrze wewnętrznie, jeśli zje chociaż jeden słodycz więcej. Ale na pizzę to by poszła. Na to jest zawsze drugi żołądek.
Pary w końcu zaczęły schodzić z parkietu i podchodzić do zimnych stołów. Muzyka zaczęła być bardziej żywa. No, najlepiej teraz dać skoczną muzykę. Młodzież niech lepiej tańczy walca. Dobry krok Riverdale, bardzo dobry! Oby tak dalej!
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Nie Lut 28, 2016 4:44 pm
Nie Lut 28, 2016 4:44 pm
No spójrzcie tylko, jaka przypadła mu zaszczytna rola. Gdyby wypowiedziała swoje słowa na głos, jak nic wybuchł by śmiechem i zapozował niczym rasowy rycerz. Kto wie, może nawet zacząłby do niej mówić "Panienko Palmer"? Tak czy inaczej nawet nie zwrócił większej uwagi na swoje zachowanie, które uznał za reakcję nie tyle oczywistą co naturalną. Wielokrotnie widział jak kobiety potykają się o własną sukienkę, gubią chwilowo rytm przez obcasy czy cokolwiek innego. Zresztą nie tylko one, mało to ludzi chwilowo się dekoncentrując potykało się na prostej drodze? Być może dziewczyna chwilowo się zamyśliła i skończyło się tak, a nie inaczej, nie było tu powodu do robienia z tego większej sceny.
"Po prostu Szatan mnie na chwilę opętał."
Nawet jeśli na chwilę opętał ją Szatan.
Słysząc to dość absurdalne wytłumaczenie i jej wesoły śmiech, sam krótko się zaśmiał, wyginając usta w uśmiechu. Nie rzucił jednak żadnym komentarzem w odpowiedzi na jej żart, uznając że zachowanie ciszy było w tym momencie najlepszym pomysłem. Nawet jeśli ludzie tacy jak ona potrafili bez większego skrępowania śmiać się z siebie i tego co im się przytrafiało, ciągnięcie żartu i nieustanne odwoływanie się do niego dość szybko stawało się męczące. Zamiast tego było uznawane za przekroczenie jakiejś niewidzialnej bariery. To niebezpieczny grunt. Zwłaszcza wśród dziewcząt, powtarzał to sobie od dziecka. W jednym momencie szeroko się uśmiechały i żartowały z samych siebie, a w następnym momencie gdy też coś rzuciłeś, śmiertelnie się obrażały, kopały cię w kostkę, rzucały głośnie 'hmpf, idiota!' i odchodziły wyraźnie wściekłe, głośno tupiąc. Co prawda nieważne jakby do tego nie podszedł, nie potrafił wyobrazić sobie Palmer w podobnej sytuacji, ale kto wie. Lepiej nie kusić losu i zachować resztki rozsądku, zdecydowanie.
- A więc jedzenie. - zgodził się wesoło, idąc w ślad za nią. Taki rozwój wydarzeń zdecydowanie mu się podobał. Co więcej to przypadkowe dobranie ich w parę zdecydowanie miało swoje plusy. Przynajmniej inne dziewczyny widząc, że jest 'zajęty' kimś innym postanowiły dać mu święty spokój i nawet nie próbowały go wyciągnąć na parkiet. Był naprawdę kiepski w kwestii odmawiania i bardzo prawdopodobne, że gdyby nie Palmer, spędziłby ten wieczór zupełnie inaczej. Zdecydowanie nie tak jakby to sobie wymarzył. Nie żeby w ogóle jego obecność tutaj była spełnieniem marzeń, ale z dwojga złego...
Nałożył sobie parę krewetek, obracając się w jej kierunku z rozbawieniem.
- Jasne, kto jak nie my. Myślę, że nasz występ zdecydowanie zmotywował innych do zapisania się na taniec towarzyski. Co powiesz? Może powinniśmy zorganizować zajęcia, by nauczyć ich nieco kultury? - zapytał ze śmiechem, zaraz sięgając po parę samotnych oliwek z serkiem ala camembert robiących za pseudo-koreczki czy inną cholerę. Niemniej mimo dość ubogiego wyglądu musiał przyznać, że były niesamowicie smaczne.
- Numer, numer. Telefon. Czekaj. - przeszukał wszystkie swoje kieszenie po kolei. Był pewien, że gdzieś go tutaj schował.
... nie?
Jeszcze przez chwilę z zagubioną miną przeszukiwał swoje ubranie, aż w końcu zrozumiał, że nie ma to najmniejszego sensu. Odwrócił się w jej stronę z przepraszającym uśmiechem.
- Zostaje nam serwetka, albo twój telefon. - brawo Blythe, ty to zawsze coś zepsujesz. Nawet kiedy chciał dobrze, jak zwykle musiało się okazać, że przez własne zagapienie się skończyło się zupełnie inaczej. I weź tu cokolwiek zrób bez większych komplikacji. Niemniej wyciągnął rękę w jej stronę z uśmiechem, licząc że go nie zawiedzie i uda im się po prostu odwrócić sytuację. Zmiana muzyki nie przeszła niezauważona, co dało się spostrzec nawet po blondynie, który postukał parę razy stopą o podłoże, słysząc znajome dźwięki.
"Po prostu Szatan mnie na chwilę opętał."
Nawet jeśli na chwilę opętał ją Szatan.
Słysząc to dość absurdalne wytłumaczenie i jej wesoły śmiech, sam krótko się zaśmiał, wyginając usta w uśmiechu. Nie rzucił jednak żadnym komentarzem w odpowiedzi na jej żart, uznając że zachowanie ciszy było w tym momencie najlepszym pomysłem. Nawet jeśli ludzie tacy jak ona potrafili bez większego skrępowania śmiać się z siebie i tego co im się przytrafiało, ciągnięcie żartu i nieustanne odwoływanie się do niego dość szybko stawało się męczące. Zamiast tego było uznawane za przekroczenie jakiejś niewidzialnej bariery. To niebezpieczny grunt. Zwłaszcza wśród dziewcząt, powtarzał to sobie od dziecka. W jednym momencie szeroko się uśmiechały i żartowały z samych siebie, a w następnym momencie gdy też coś rzuciłeś, śmiertelnie się obrażały, kopały cię w kostkę, rzucały głośnie 'hmpf, idiota!' i odchodziły wyraźnie wściekłe, głośno tupiąc. Co prawda nieważne jakby do tego nie podszedł, nie potrafił wyobrazić sobie Palmer w podobnej sytuacji, ale kto wie. Lepiej nie kusić losu i zachować resztki rozsądku, zdecydowanie.
- A więc jedzenie. - zgodził się wesoło, idąc w ślad za nią. Taki rozwój wydarzeń zdecydowanie mu się podobał. Co więcej to przypadkowe dobranie ich w parę zdecydowanie miało swoje plusy. Przynajmniej inne dziewczyny widząc, że jest 'zajęty' kimś innym postanowiły dać mu święty spokój i nawet nie próbowały go wyciągnąć na parkiet. Był naprawdę kiepski w kwestii odmawiania i bardzo prawdopodobne, że gdyby nie Palmer, spędziłby ten wieczór zupełnie inaczej. Zdecydowanie nie tak jakby to sobie wymarzył. Nie żeby w ogóle jego obecność tutaj była spełnieniem marzeń, ale z dwojga złego...
Nałożył sobie parę krewetek, obracając się w jej kierunku z rozbawieniem.
- Jasne, kto jak nie my. Myślę, że nasz występ zdecydowanie zmotywował innych do zapisania się na taniec towarzyski. Co powiesz? Może powinniśmy zorganizować zajęcia, by nauczyć ich nieco kultury? - zapytał ze śmiechem, zaraz sięgając po parę samotnych oliwek z serkiem ala camembert robiących za pseudo-koreczki czy inną cholerę. Niemniej mimo dość ubogiego wyglądu musiał przyznać, że były niesamowicie smaczne.
- Numer, numer. Telefon. Czekaj. - przeszukał wszystkie swoje kieszenie po kolei. Był pewien, że gdzieś go tutaj schował.
... nie?
Jeszcze przez chwilę z zagubioną miną przeszukiwał swoje ubranie, aż w końcu zrozumiał, że nie ma to najmniejszego sensu. Odwrócił się w jej stronę z przepraszającym uśmiechem.
- Zostaje nam serwetka, albo twój telefon. - brawo Blythe, ty to zawsze coś zepsujesz. Nawet kiedy chciał dobrze, jak zwykle musiało się okazać, że przez własne zagapienie się skończyło się zupełnie inaczej. I weź tu cokolwiek zrób bez większych komplikacji. Niemniej wyciągnął rękę w jej stronę z uśmiechem, licząc że go nie zawiedzie i uda im się po prostu odwrócić sytuację. Zmiana muzyki nie przeszła niezauważona, co dało się spostrzec nawet po blondynie, który postukał parę razy stopą o podłoże, słysząc znajome dźwięki.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach