Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Sob Gru 26, 2015 1:04 pm
SALA BALOWA

Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]  SBpng_snpqhhw

Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Kolejna sala pełna przepychu, bogatych ozdób i innych tego typu pierdół. No porzygać się od tego idzie.
Były dwa powody, dla których Pavel postanowił ponownie pojawić się na tym "małym" uczelnianym święcie. Po pierwsze wiedział, że będą na nich czekały stoły wypełnione jedzeniem, a to oznaczało bardzo duże ilości szczęścia na raz. Napchać brzuch i to jeszcze za darmo, no nic lepszego po prostu nie ma. Po drugie kierowała nim ciekawość. Ludzie potrafią być diabelnie kreatywni i Rosjanin zastanawiał się, czy i tym razem zostanie czymś mile zaskoczony. A jeśli nie, to może chociaż się pośmieje. W każdym razie aktualnie i tak nic lepszego do roboty nie miał.
Wyglądało na to, że pojawił się jako jeden z pierwszych. Idealnie. Olewając te wszystkie dywany, obrusy i inne chuje-muje, które interesowały go tyle co zeszłoroczny śnieg, ruszył od razu w kierunku stołów zawalonych jedzeniem. W brzuchu burczało mu nieprzeciętnie i miał zamiar to sobie odbić z nawiązką. W końcu co to za święta, kiedy nie jest się przejedzonym?
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez Cyrille dnia Wto Gru 29, 2015 11:01 am, w całości zmieniany 1 raz
Cyrille pojawił się w sali balowej dużo później niż to planował. Nie znaczyło to oczywiście, że był tak zorganizowany by zapisywać sobie wszystko w dzienniczku i usilnie trzymać się ram czasowych. A gdy to nie zadziała to lecieć na złamanie karku, by nadrobić stracony czas. To co go zatrzymało było wręcz przyjemnością. Dzięki znajomościom, kilku przysługom czy też prośbie, dostał się do kuchni, która przygotowywała jedzenie na tą uroczystość. W tej wielkiej kuchni był w swoim żywiole. Widział kilku kucharzy, których kuchnia nie podchodziła mu zupełnie, byli tacy których za dobrze nie znał, a nawet tacy których uwielbiał! Dlatego po kilku sprytnych zagraniach, mógł podpatrzeć mistrzów w pracy, a nawet im pomóc! Wszystkim! To, że któregoś nie lubił, nie znaczyło, że nie darzył go wielkim szacunkiem.
Atmosfera tutaj była zupełnie inna od tej w szkolnej stołówce, no i potrawy też były inne.

Miał około pół godziny opóźnienia, od rozpoczęcia imprezy, miał nadzieje, że za dużo go nie ominęło, ale chwile to trwało zanim udało mu się oderwać od kuchni. Jednak nie śpieszył się zbytnio, nie cierpiał oficjalnych strojów, takich w których wypada pojawić się na balach czy tego podobnych, ale teraz nie miał wyjścia. Mógł czuć się w tym jakby szedł na własny pogrzeb, ale tak właśnie wypadało.
"Żyj jakby twój dzień miałby być twoim ostatnim... i tak też wyglądaj". Teraz to wszystko nabierało sensu. Na górze hierarchii społecznej trzeba było uważać, bardzo szybko można było spaść ze szczytu i znaleźć się na samym dole. Ze złamanym karkiem, albo kilkoma pociskami w piersi.
Wtedy ubieranie się w ten sposób jest całkiem logiczne, w końcu bale to idealny sposób na atak.
Ludzie od razu wiedzą, że muszą uważać.

Blondyn przebiegł wzrokiem po sali i od razu udał się bokiem do stołów, dlaczego? Miał swoje priorytety, musiał dopaść się do jedzenia, nim spotka kogoś znajomego... znajomi usilnie przeszkadzali w konsumpcji, a nie wszystkiego miał okazje spróbować podczas tego radosnego pobytu w kuchni.
"Nie podjadaj", pewno to by słyszał co chwilę, jednak miał na tyle samokontroli by tego nie robić.
Musiał nadrobić. Sięgnął po szklankę soku i znów na szybko spojrzał po sali. Ciekawe czy dziś wydarzy się coś wartego zapamiętania~?
Dakota Lowe
Dakota Lowe
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez DA dnia Wto Gru 29, 2015 2:14 pm, w całości zmieniany 2 razy
Miał w tym cel? A na cholerę. Co tam robił? Chuj wie. Był z lekka chory, gdyż grudzień z termosem na czole to swego rodzaju jego tradycja, którą praktykował od.. wow, lat, a idąc tym tropem, liczył na to, że jeżeli apteka z lekarzem mają na niego wyjebane w okres przednoworoczny, jak sobie posiedzi bezczynnie parę godzin, to uśnie gdzieś w rogu, po czym zmartwychwstanie przed końcem tej snobistycznej, ekstrawaganckiej, gównianej imprezy, którą gardzi. Jedynie żarcie dobre mieli, choć i tak najbardziej smakowało mu to, co sam zrobił, chociażby to miało 2-centymetrową warstwę spalenizny albo wyglądało, jakby miało się rzucić do ataku na siedzibę władz centralnych, żeby ogłosić nową konstytucję. No i wszyscy tam szli, a jemu średnio się widziało jakoś w ten wieczór siedzieć samemu. Tak dla odmiany miał dosyć filmów (lub one jego), a nie ludzi.
Tak czy owak - wszedł do wielkiej sali, o dziwo, nie oślepiło go światło, które przyjemnie tliło się i ocieplało wizerunek pomieszczenia, które za to samo biło po gałach nawiązaniami do baroku. Za elegancko, za bogato, za wszystko jak na Dakotę, który też dzisiaj zmuszony był do tego, aby wyglądać jak człowiek, błękitna koszula, czarna mucha i szelki. Nie cierpiał tego, ale tego dnia wolał być bestią w stadzie, niż zombie w jaskini, mającym gdzieś z tyłu pustej głowy, że gdzieś tam ludzie są szczęśliwi, a on nie, bo jest sam na sam ze swoimi smarkami. Włożył ręce do kieszeni i zgarbił się lekko, tupiąc w głąb sali, rozglądając się to tu, to tam niby z ciekawości, gdyż w tak wystrojonej sali jeszcze nie był, ale jego głównym zajęciem było szukanie miejsca do zjedzenia czegoś oraz zaśnięcia. No, jakby jeszcze to działo się w akopaniamencie jakiejś muzyki na fortepianie, to byłby w niebie.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Co ja tu, kurwa, robię...? Po jasną cholerę tu przyszłam...? Przecież to, kurwa, nie mój świat... pomyślał Alex, rozglądając się po pomieszczeniu. W ogóle tu nie pasowała i aż za bardzo była tego świadoma, a jednak tu stała, ubrana w białą koszulę, dżinsy i jedne z lepszych trampek.
- Tym ludziom się w dupach poprzewracało. Nie mają na co kasy wydawać - mruknęła pod nosem, wkładając ręce w kieszenie spodni. Po co tu przyszła? To było na prawdę genialne pytanie, patrząc na fakt, że Amerykanka nigdy nie lubiła takich niepotrzebnych hec! Wright uważała takie coś za marnotrawstwo kasy i czasu. Jej cennego czasu, który mogła by spożytkować w całkiem bardziej przyjemny sposób. Taka gra na gitarze to był by dla niej najlepszy pomysł! Z drugiej strony co ona miała się przejmować? W końcu to nie jej pieniądze szły na ten cały badziew. A jednak dała się namówić na to Siggy. Po długich namowach i przekonywaniach."W końcu będzie fajnie! Zabawimy się! Najemy! Same plusy" - mówiła Norweżka. Co z tego, że Amerykanka się czuła tu cholernie niekomfortowo. Z resztą ciemnowłosa nie przepadała za tą całą chęcią zawiązana ze świętami odkąd jej ojciec umarł. Podchodziła do świat ze straszną rezerwa. W końcu nawet jej matka nie miała jakieś większej ochoty przyjechać do niej na święta...
Niby dużo ludzi jeszcze nie było, ale nadal czuła się tu źle. Spojrzała się na Norweżkę z miną niezadowolonego dzieciaka. Zabije ją kiedyś... No, zwyczajnie zapierdole, za wciąganie mnie w takie rzeczy...
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Na cholerę ateiście święta? No właśnie, na chuja. Ateiści tak bardzo przejmują się świętami, jak zeszłorocznym śniegiem. Chociaż wróć, nawet ten zdawał się być dla Sigrunn bardziej interesujący niż jakieś Boże Narodzenie. Więc co ona tu robiła, skoro była masa bardziej interesujących rzeczy? Mogła siedzieć w pokoju i objadać się słodyczami lub oglądać filmy, mogła wyjść na miasto, mogła... Cokolwiek, zamiast siedzieć w tej burżujskiej szkole i bawić się w odstawianie jakiejś szopki. Była tylko jedna rzecz, która zmusiła ją do ubrania się względnie ładnie i przyjścia tutaj, do siedliska kiczu i przepychu.
Stoły uginające się pod jedzeniem. A konkretniej te wszystkie ciasta i inne słodkości na nich leżące, bo chrzanić sałatki i przystawki. Warte uwagi były tylko słodycze i ewentualnie poncz. Pozostało jej tylko wyciągnąć kogoś ze sobą, żeby nie stać tak samej i nie podpierać ściany oraz żeby nie było, że przyszła tutaj tylko dlatego, że skończyły jej się zapasy słodyczy i nie chciało jej się popierdzielać do sklepu. Chlor odpadał z miejsca, bo miała już dość bali po tym rozpoczynającym rok szkolny i każde wyjście z nią kończyło się na jednym- powrotem do domu Chlora. Ewentualnie do pokoju Sig, o ile jej współlokatorki akurat nie było, a że zazwyczaj była... To no, wiadomo. Norweżka musiała znaleźć sobie lepszego ziomka. Takiego, z którym mogłaby spokojnie iść na tę imprezę, może przy okazji zrobić jakąś rozróbę albo po wszystkim jeszcze pójść się napić...
I doszła do wniosku, że zna kogoś, kto nie mógłby przegapić takiej okazji. Co prawda pewnie zjedzie ją z góry na dół za fakt, że musi się ładnie ubrać jak jakiś pajac, ale co tam. Jakoś się ją udobrucha i ugłaszcze. Albo postawi jej piwo czy coś. Później będzie się o to martwić. Tylko poczekała, aż ta się ogarnie i pociągnęła ją za łapę w stronę sali balowej. Sama była pod wrażeniem tego, jak dużo wszystkiego tam było. Oczy jej się zaświeciły przez to, co było na stołach, cholera. Wreszcie jednak podeszła do jednego z nich i nalała sobie i Alex ponczu.
- Tylko nie marudź. Będzie fajnie. A jak nie, to zrobimy after party gdzieś na mieście - powiedziała, opierając się o stół i podała kumpeli szklankę.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Wto Gru 29, 2015 11:50 am
Pragnę jedynie wtrącić, iż ktoś tu wczoraj stwierdził, że ludzie olali ten event i mam na niego wbić, bo rzeczy, a tu nagle patrzę i jestem na nim szósta. Dziękuję za uwagę. |":

Czasami naprawdę można było odnieść wrażenie, że ta szkoła żyje tylko balami i imprezami dla snobów, którzy organizują sobie z nich rewię mody. Ledwo skończyło się jedno wydarzenie, gdzie mogli pochwalić się garniturkiem od Ermenegilda Zegny, Williama Westmancotta, a może i nawet - jeśli ktoś serio chciał się szarpnąć na coś luksusowego - Stuarta Hughesa. Tylko po co komu wdzianko za prawie dziewięćset tysięcy dolarów, które włożyłoby się tylko ten jeden raz, a potem i tak kupowałoby się kolejne, coraz to nowsze, na każdą następną okazję. Bo tak wypada, bo dress code, bo jeszcze tysiąc innych powodów, które dla takiej Sheridan nie miały żadnego sensu. Pewnie dlatego wepchnęła się w coś, co znalazła w byle jakim sklepie za grosik, w dodatku po przecenie, a następnie sama poprzerabiała parę rzeczy i-... no, efekt jest jaki jest.
Grunt, że obowiązki obowiązkami, ale zapewne nawet nie miałaby nic do roboty, gdyby tak po prostu została w domu, bo - znając życie - każdy, z kim mogłaby popisać/porozmawiać/pograć albo wybrał się na to super przedsięwzięcie, albo wyszedł jeszcze gdzieś indziej. I właściwie, to już od samego wejścia wszystko przekonywało ją, że miała całkowitą rację. Gdzieś przy samym wejściu dostrzegła młodą Northug, do której w ostateczności jedynie pomachała z nadzieją, że Norweżka w ogóle to zauważy, zważając na to, iż miała już towarzyszkę, której poświęcała swoją atencję. Po drodze dostrzegła też kręcącego się często przy Blacku Cyryla, jak zwykle irytującego ją swoją obecnością "Kurvitzę", przyprawiającego o kurwicę (i już wszyscy wiedzą, skąd wziął się ten uroczy pseudonim), a także-...
...och.
Jak coś jest niskie, samotne, urocze i wygląda, jakby przyszło tu na skazanie, to wiedz, że to Dakota. Niemal od razu wystrzeliła w jego kierunku, drepcząc do swojego młodszego kolegi prędkim krokiem, jakby zaraz miała się pod nią zapaść podłoga, a kiedy tylko dotarła na kawałek parkietu tuż obok tego zajmowanego przez chłopaczynę, natychmiast wyszczerzyła się w sympatycznym uśmiechu.
- Nie spodziewałam się, że tu przyjdziesz. - Zagaiła.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Wygląda na to, że w końcu nadszedł czas na kolejny bal. Mercury rozejrzał się dookoła po sali, przekraczając jej próg. Szarpnął parę razy niedbale krawat palcami, próbując go rozluźnić. Stojący obok Saturn, złapał go za nadgarstek, rzucając porozumiewawcze spojrzenie. Nie musiał nic mówić, by zrozumiał jego przesłanie. Skinął krótko głową w podziękowaniu i opuścił dłonie w dół zaprzestając całkowicie poprzednich czynności.
- Złapię cię później. - te trzy proste słowa wystarczyły, by Black nawet nie szukał swojego brata wzrokiem. Doskonale wiedział, że zniknął już między ludźmi, szukając drogi ratunku przed dzikim tłumem. Odliczając z zegarkiem w ręku, pięćdziesiąt pięć sekund zabrało mu odnalezienie na tle wystrojonych uczniów swojego znajomego.
- Cyrille! - nim zdążył dorwać swojego przyjaciela, jeden z przechodzących kelnerów zastąpił mu drogę.
- Szampana? - zapytał uprzejmie, podsuwając mu swoją tacę. Chłopak zerknął przelotnie na napoje, sięgając po jeden z kieliszków, by zaraz kontynuować swoją drogę.

Mistrz Gry

Kelner krążył nieustannie pomiędzy wszystkimi uczniami, rozdając każdemu lampkę szampana. Każdy kto mu odmówił, niemalże parę sekund później znajdywał przy sobie kolejną osobę z obsługi, niosącą przeróżne koktajle owocowe. Mimo uprzejmych uśmiechów nie wyglądało na to, by mieli odpuścić któremukolwiek uczniowi. Zupełnie jakby napoje były swego rodzaju częścią welkiego otwarcia.
Jak na potwierdzenie tego założenia, na wielkich schodach w doskonale widocznym miejscu stanął rosły mężczyzna w średnim wieku. Czarne włosy przyprószone tu i ówdzie siwizną, wbrew pozorom dodawały mu nie tylko powagi, ale i swego rodzaju uroku. Odchrząknął parę razy, podnosząc do ust mikrofon.
- Witam wszystkich uczniów Riverdale, jak i osoby im towarzyszące! - donośny, niski głos rozniósł się po całej sali, skutecznie uciszając rozmawiających.
- Mamy zaszczyt powitać państwa na tegorocznym świątecznym balu. Za przygotowany poczęstunek chcemy podziękować rodzinie Carterów... - typowe mowy powitalne zostały przysłonięte całą serią znanych nazwisk, które w jakikolwiek sposób przyczyniły się do uczynienia balu takim jakim był. Było to na tyle mało interesujące, by większość zerkała na siebie z wyraźnym politowaniem, bądź znudzeniem, wyraźnie czekając na koniec. Jedynie poszczególne jednostki - w większości te, które były wymieniane z nazwiska - stały idealnie wyprostowane, wpatrując się w zastępcę dyrektora z niejakim napięciem w oczach, uśmiechając się nieznacznie pod nosem.

// Każdy z was powinien napomknąć w następnym poście o wypiciu napoju, który przyjął od kelnerów i napisać na samym początku (najlepiej pogrubieniem) liczbę od 1 do 6. Numery nie mogą się powtarzać.

CZAS ODPISU: Do 1 stycznia, g. 23:59. Jeśli odpiszecie wcześniej - post MG również pojawi się wcześniej. Osoby spóźnione będą pomijane, jako że chcemy zachować płynność akcji.
Dakota Lowe
Dakota Lowe
Fresh Blood Lost in the City
[2] Lowe był tak żywym elementem tej dziwnie zorganizowanej scenki dla szastających pieniędzmi, że mógłby być manekinem na wystawie w domu pogrzebowym we Wrocławiu. Normalnie był jednakowo blady, elegancki i wyrazem twarzy, po który najpewniej w nocy zakradł się do domu właścicieli Grumpy Cata. Niby gdzieś tam się snuł jak taki nieogarnięty, obolały duszek Dakota, lecz był minimalnie zaabsorbowany tym, co się wokół niego odbywało, więc nie wiedział, kto tam się dołączał do tej imprezy, czy ewakuowały już się największe mięczaki i tak dalej. W międzyczasie tropienia miejsca dla teleportu do morfeuszowskiej rzeczywistości, zaczął wypatrywać również jakiegoś porządnego alkoholu, który znieczuliłby go na tyle, że nie trułby się rozmyślaniami o bolącej głowie, która najprzyjemniejszą rzeczą we wszechświecie nie była.
I nagle stukot obcasów, coraz głośniejszy dodatkowo. Jako, że ten nie ustawał, możliwe, że ten człowiek miał do niego właśnie interes. Z minimalnym przejęciem, jakie było typowe dla przeziębionego, zerknął sobie przez ramię w celu zobaczenia tej nierozsądnej istot-..
..i serce mu stanęło. A może to było coś innego. Tak czy owak, sekundę potem znów zaczęło bić z pełną mocą, a nawet i większą, za wielką jak na jego niewielkich rozmiarów ciało. Ba, może umarł, wygrał w marynarzyka z św. Piotrem albo przecisnął się między kratami pozłacanej bramy, a tam napotkał Boga, a ten rzekł do niego: “Dam Ci najwyższe szczęście.”, a potem postawił przed nim pannę Paige. No cholera, nie, jeszcze go kości bolały, to jeszcze nie wyzionął ducha, za to z całą pewnością objawił mu się anioł. Ona. Przyszła do niego. I powiedziała coś do niego. Jaki ona ma głos.. 90% lasek ma za piskliwy, wkurwiający głos, 40% z tego kaczy, jakby rzuciły wpierdalanie suchego chleba i przyszły tutaj żreć swoich znajomych z rzeczki, a Sher mógłby słuchać dzień i noc. No i oglądać też, wyglądała tak pięknie, że nie było do tego porównania. Jak codziennie nie dało się przejść obok jej postaci obojętnie, tak teraz nie można było wręcz oderwać od niej wzroku. Była.. wow.. i.. wow.
Gdy pod włosami bruneta kwitły rozmaite przymiotniki do opisania swojej miłości, które, mimo tego wszystkiego, nie mogły oddać czystej jej zajebistości, nagle zaświeciła mu się nad głową czerwona lampka. Jak oparzony odwrócił się w jej stronę, zadzierając podbródek do góry, żeby dać pozór wyższego, ale w sumie, po momencie wkuwania swoich źrenic w jej, drgnął mocno, zajmując się badaniem właściwości parkietu [czyt. zwiesił łeb i zaczął grzebać butem w parkiecie z zawstydzenia].
- ... - miał lekko rozwarte wargi, zaczerwienioną twarz i to nie od jako takiego samopoczucia, a rękę gdzieś zaczepił na swojej koszuli, miętoląc materiał zawzięcie. - N-N-No, a-ale j-jestem.. - zaciął się i spłonął aż po same uszy, na usta wstąpiło mu coś w rodzaju tyldy na klawiaturze. Nagle coś go tknęło, normalnie jak w filmach. On i ona, teraz mogło pójść wykadrowanie na nich, te dwa poziome, czarne paski dla skupienia obrazu na ich ustach.. No mógł jej coś wyznać! - Ja..
Jak fartowne było wejście kelnera z tacą z drinkami czy cholera wie czym, gdy Dakota już miał nieposklejaną mowę na ustach, bez pomocy pracownika Lowe już na następne 100 lat najpewniej nie otrząsnąłby się ze wstydu. Ba, trzy następne wcielenia nie mogłyby!
- Czy skosztuje pani? - kelner przybliżył lśniącą tacę do Sherindan. Tej formułki nie musiał w sumie mówić w stronę Dakoty, bo ten już uraczył się, ekhem, trunkiem. Wziął kieliszek trzęsącą się łapą, licząc, że to go trochę ostudzi i upił łyk.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe


Ostatnio zmieniony przez Sheridan dnia Czw Gru 31, 2015 9:23 am, w całości zmieniany 2 razy
(~*^*)~[[[4]]]~(*^*~)
Gdyby tylko mogła usłyszeć wszystko to, co uważał o niej Lowe, to uwierzcie, że nie byłby on jedyną osobą, która właśnie płoniła się rumieńcem do granic możliwości. Kenneth miała to do siebie, że nawet na najmniejszy komplement potrafiła spalić buraka, a osoby, które choć w minimalnym stopniu były nią zainteresowane, miały niepowtarzalną okazję, żeby usłyszeć, jak bardzo ton tej nieposkromionej lwicy może się zmienić z pewnego i silnego na kompletnie zażenowany. Nie wspominając już nawet o jąkaniu, wbijaniu wzroku w ziemię i byciu w gotowości do ucieczki. Wyglądała w takich momentach dokładnie tak, jak Dakota, kiedy zaczął wykrztuszać z siebie pierwszą partykułę.
- Coś się stało? Może źle się czujesz? - Już, już miała przyłożyć dłoń do jego czoła, by ostatecznie samej ocenić jego stan, kiedy nagle cofnęła rękę, i to na sam koniec tej wyprawy. Westchnęła z cicha. Lepiej było tego nie robić - jeszcze tylko by wszystko pogorszyła. No bo kogo ona oszukiwała? Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że młodzieniec czerwienił się z zażenowania. Kwestia tego, czy znała jego powód, była już zupełne inną sprawą. Tu była głupia, jak but.
"Ja..."
Zamrugała kilkukrotnie powiekami w nadziei, że może jakimś cudem chłopaczyna wreszcie coś z siebie wykrztusi i powie, co jest nie tak. W takich sytuacjach zawsze miała niejasne wrażenie, że podeszła do niego w samej bieliźnie, miała coś na twarzy albo i jeszcze coś innego. Albo wszystko naraz. Nie było jej jednak dane do końca posłuchać tego, co miała jej do powiedzenia ta kochana maskotka, gdyż jeden z nachalnych panów z obsługi postanowił przypomnieć im o swojej obecności. Na jego pytanie pokręciła lekko głową, wskazując na kieliszki palcem, jakby chciała przekazać, że "alkoholu nie pije". Zaraz jednak dostrzegła kolejnego wybawcę zasuszonych gardeł, tym razem z czymś bez procentów w szklankach. Wtedy już bez wahania przyjęła od niego sok-... przepraszam bardzo. So
k
winogronowy, po czym uśmiechnęła się jeszcze przelotnie do rozdającego napoje młodzieńca i podjęła się zadania opróżnienia szklanki.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
3
Widoczną niechęcią pomaszerowała za Siggy. Dalej się zastanawiała co ona tu do cholery robi, jakim prawem tu jest? Przecież to nie dla niej! Przecież czuła się cholernie nieswojo. O tak, Norweżka będzie musiała się jej za to odpłacić i raczej jedno piwo tu nie wystarczy. Będzie trzeba wyjąć jakieś większe działo by udobruchać Wright. Nie wyglądała by zachwycała się tym wszystkim. Choć w głębi duszy ten przepych ją zadziwiał. Nadal jednak nie mogła się nadziwić ile jakieś snoby w garniturkach i sukienka potrafią wrzucić kasy w jedno głupie przyjęcie…
Stanęła obok przyjaciółki, a jej burzowe ślepia, w których można było zauważyć nutkę znudzenia, przeleciały po sali bez większego zainteresowania. Zaraz spojrzenie przeniosła na Norweżkę. No normalnie się jej śmiać zachciało, powstrzymała się jednak od tego.
- Gówno, a nie będzie fajnie. Same snoby tu siedzą, a ja za to mogłabym pójść powyrywać jakieś ładne panny - tu się na chwilę delikatnie uśmiechnęła z rozmarzeniem. Tak, ładne panny, a jak jeszcze by się coś więcej udało to wieczór mogła mieć całkiem przyjemny…. - Nie wiem co ci odpierdoliło, że zachciało ci się tu przyjść. Ćpałaś coś czy jak? Wisisz mi za to przysługę i jedno piwo tego nie załatwi, moja droga - warknęła. Po chwili zawahania wzięła od niej szklankę i także oparła się o stół pośladkami. Chwilę patrzyła się w szkło po czym zwyczajnie wypiła wszystko za jednym razem. Minimalnie się uśmiechnęła, bo napój był całkiem smaczny. Nie poprawiło to jednak jej nastroju. Niechęć i wkurwienie dalej się ze sobą mieszało. Odłożyła szklankę na bok. Oczywiście nie mogła liczyć na ani chwili jakiegoś większego uspokojenia, bo zaraz jeden z kelnerów do niej podszedł i wyrzucił z siebie tę swoją wieczną gadkę. Amerykanka miała mu ochotę powiedzieć bardzo grzecznie żeby wypierdalał, ale się powstrzymała. Wzięła jednak z tacy napój. Upiła łyczek, po czym odstawiła obok szklanki lekko się krzywiąc. Nigdy jakoś nie przepadała za szampanem. Ale przedstawienie szło dalej! Czas posłuchać przynudzającej gadki, jak słodko… Przemówienie od razu znudziło Alex, bo domyślała się do czego to będzie zmierzać. Amerykanka rozejrzała się znów po sali i nie mogła z tych wszystkich dumnych z siebie ludzi, który wpakowali w to przyjęci swoją kasę.
- Snobistyczna impreza dla pieprzonych snobów… - mruknęła pod nosem, po czym wzięła do rąk babeczkę z najbliższej tacy by ją zwyczajnie zjeść. Jak już tu jest to przynajmniej z czegoś skorzysta, prawda? Przecież nie będzie stała i się patrzyła na tych wszystkich ludzi.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Sro Gru 30, 2015 10:51 pm
Mistrz Gry

Uwaga! Jako, że chcemy dać szansę innym na dołączenie do eventu, pula liczb zostaje zwiększona do 10. Osoby, które nie wybrały jeszcze numeru - wybieracie od 1 do 10, z wykluczeniem wybranych już przez innych numerów (2 - DA, 3 - Alex, 4 - Sher).
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Sro Gru 30, 2015 10:56 pm
[1]
Travitza rozglądał się z wyrazem znudzenia na twarzy, przez co mógł przypominać resztę tych snobów z bogatych rodzin. Ale kto go znał, ten wiedział, że jednak jest odrobinę inną osobą. A było całkiem sporo osób, które mogły go znać. Spójrzmy... no, jest Dakota i Sheridan. Może by ją dzisiaj znów powkurwiać? Nie, to już się zaczynało robić powoli nudne. Co za dużo to nie zdrowo. Idźmy dalej. Mercury... ja pierdole, można stąd jeszcze wyjść? Chyba jednak błędem było przychodzenie tutaj. Jakże jedna osoba może zepsuć cały wieczór. No ale dobra, może... hej, przecież do Sigrunn. Ona może uratować wieczór. Zdecydowanie.
Pavel właśnie kończył jakiś kawałek ciasta i miał udać się do Norweżki, kiedy poszedł do niego kelner z szampanem, wyraźnie chcąc, aby ten wziął od niego kieliszek. Rosjanin spojrzał na niego z największym wyrazem zdegustowania, na jaki go było stać.

- Nie piję. - Powiedział tylko dobitnie, a potem wyminął gościa i ruszył w kierunku Siggy. W ogóle co to za pomysł, przecież oni wszyscy byli niepełnoletni. Może powinien to gdzieś zgłosić?
Kiedy wędrował w stronę znajomej, zaczepił go kolejny kelner, tym razem serwując jakieś koktajle, czy coś tam.

- Nie chcę. - Warknął tylko i znów wyminął gościa. Zaczynali go już irytować ze swoją nachalnością.
Wreszcie dotarł do Norweżki i sprzedał jej powitalne uszczypnięcie w tyłek.

- Część Siggy - przywitał się z bezczelnym uśmiechem i na wszelki wypadek już zacisnął szczęki, szykując się do ciosu, jaki zostanie niewątpliwie wymierzony w jego twarz. Zerknął jeszcze przelotnie na Alex. Znał ją? Nie, chyba nie. - Kto to? Twoja kolejna lesbijska koleżanka? Tamta ci się już znudziła? - Dolewał oliwy do ognia. To będzie boleć.
I wtedy znów podszedł kelner. Rosjanin zmierzył go chłodnym spojrzeniem.

- Nie chcę, kurwa, waszych napojów. Tak trudno to zrozumieć? - Chyba nie powinien przeklinać na balu szkolnym. Ale pracownik nic sobie z tego nie robił. Tylko się uśmiechnął i podsunął tacę. To jeszcze bardziej zirytowało Rosjanina. W końcu jednak chwycił jedną ze szklanek. Może teraz łaskawie się od niego odpierdolą. To wyglądało na jakiś koktajl truskawkowy lub wariację na ten temat. Uniósł szklankę do ust. Czy dzięki temu uniknie ciosu?
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Balowa [ Lokacja Startowa ]
Sro Gru 30, 2015 11:10 pm
[6]

Widziała, że na sali zbierało się coraz więcej osób. W tym takich, których w ogóle by się tu nie spodziewała. Sheridan, którą Norweżka również obdarzyła tylko zdawkowym, powitalnym machnięciem, oczywiście zaliczała się do tej drugiej grupy: do tych, których nieobecność na tej snobistycznej imprezie byłaby co najmniej dziwna. Ale chrzanić snobów i przewodniczących, bo Sigrunn już miała z kim spędzić ten nudny wieczór i ten ktoś już na wejściu zaczynał dostawać kurwicy i wpadać na świetne pomysły, w których buntowniczka nie mogła wziąć udziału, co skwitowała westchnięciem.
- To idź wyrywać jakieś ładne panny. Jasne, zostaw mnie tu samą i idź na laski - mruknęła i wywróciła oczami. Niektórzy to jednak zawsze będą myśleć tylko o jednym, cholera. Nie żeby ona sama była lepsza czy coś. - I nie ćpałam. Nudziłam się. I nie jęcz. Dopiero tu przyszłyśmy, a ty już marudzisz. A nuż zaraz rozkręci się jakaś fajna impreza - dodała zaraz, spoglądając na swoją szklankę z ponczem. Następnie przybliżyła szklankę do ust, powąchała jej zawartość, upiła łyczek i od razu odstawiła naczynie na stół, krzywiąc się nieco i mrucząc coś pod nosem. Tak, potem będą musiały to zapić, bo tego zwyczajnie nie dało się pić. W przeciwieństwie do tego, co nosili kelnerzy na tacach, na przykład ten, który właśnie do niej podszedł i uśmiechnął się grzecznie. Spojrzała na niego jak na idiotę. Alkohol nieletnim? Ale jak zwykle miała srogo wyjebane na to, czy jej wolno czy nie, więc po prostu wzięła kieliszek szampana i skinęła głową w podziękowaniu, siląc się na uśmiech. Takim czymś się nie upije, a nawet jeśli któryś z nauczycieli będzie miał problem, to zawsze można zwalić na kelnera. Albo coś. W sumie to wyjebane.
Oczywiście, że nie nacieszyła się zawartością kieliszka, albowiem poczuła, że ktoś się chyba mocno zapomniał i przez to prawie zakrztusiła się szampanem. Była tylko jedna osoba, której ewentualnie można było tak robić, a i tak nie obywało się bez zemsty. I nie, ta osoba nie miała męskiego, wkurwiającego głosu.
- Ja pierdolę, Travitza - warknęła mocno zirytowanym tonem i zbiła go po łapach jak małe dziecko, chociaż nie można powiedzieć, że była w jakikolwiek sposób zaskoczona. Ot, typowe przywitanie w jego stylu. - Naucz się trzymać łapy przy sobie lub znajdź sobie dziewczynę, która z tobą wytrzyma. Albo idź na dziwki. Cokolwiek, din rævpuler - wywarczała jeszcze. Oho, zaczyna kląć po swojemu, czyli żarty się kończyły. Albo i nie? Na kolejne zaczepki Rosjanina spojrzała na Alex, potem na chłopaka i uśmiechnęła się złośliwie, po czym jak gdyby nigdy nic objęła kumpelę w pasie i przyciągnęła ją bliżej siebie.
- A co, zazdrość zżera? - mruknęła, szczerząc ząbki w bezczelnym uśmiechu, po czym spojrzała na kelnera i zaśmiała się. - Pij, pij. Ze mną nie chcesz, to może chociaż na balu skorzystasz - powiedziała zabrawszy łapę od kumpeli i zabrała się za powolne opróżnianie swojego kieliszka.
Anonymous
Gość
Gość
{ 7 }

To chyba nie pozostawiało żadnych wątpliwości: Dziedziczka bogatego rodu musiała się tutaj pojawić. Nie żeby specjalnie jej się chciało, ech... Nawet nie powiedziałaby, że jej obecność była tutaj jakoś bardzo pożądana. Ale pokazanie się tutaj to był jej obowiązek. Inaczej by zhańbiła swój ród. Czy coś. A to, że nieco się spóźniła to szczegół...
Tak czy owak udało jej się jakimś cudem niepostrzeżenie wślizgnąć do wnętrza pomieszczenia. A przynajmniej na tyle niepostrzeżenie, by mało kto zauważył, że dopiero co przybyła na teren eventu.
Eleganckim krokiem podążyła w kierunku stołu, roztaczając wokół siebie majestatyczną aurę, a właściwie próbując... na każdego mogło podziałać jej zachowanie w inny sposób.
Usiadła spokojnie na krześle, grzebiąc w komórce. Co miała zrobić? Jak ktoś będzie chciał z nią porozmawiać lub wyrwać ją do tańca, to podejdzie, nie? Aktualnie nudziła się, na wpół leżąc na krześle z nogą założoną na nogę.
Niedługo później przyszedł kelner z alkoholem, ale odprawiła go gestem ręki, widząc, co jest prawdopodobnie w kieliszku. Była abstynentką i nie zamierzała tego tykać. Niestety, chwilę potem przylazł kolejny natrętny człowiek i siłą właściwie wepchnął jej wiśniowy koktajl w dłoń. No, tak naprawdę to tylko jej zaproponował, a ona nie miała siły, by mu odmówić. Także z grzeczności upiła łyczek napoju, a gdy ten odszedł, ukradkiem wylała resztę do doniczki stojącej nieopodal, ale tak, żeby nikt tego nie widział. Szczerze nie miała na nic ochoty i wolałaby się stąd zmyć, niż słuchać przemowy jakiegoś starego dziadka, meh.
Oczywiście patrzała w jego kierunku, niby to udając, iż superowsko go słucha, ale w gruncie rzeczy słabo interesowały ją jego słowa. Lecz jako osoba dmuchająca na zimne, postanowiła uważać na jego słowa choć jednym uchem. Jeżeli wymieni ją z nazwiska, to powinna zareagować, ech. Tak się godzi. Jej wzrok natomiast nie wyrażał ciekawości, tylko obojętność. Czyli mniej więcej to, co teraz czuła.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach