▲▼
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!
Mercury Kyan Black
Treser Psów
Cyrille de Montmorency-Bouteville
Wyprowadzający Psy
Położony w najwyższym punkcie Vancouver park pełen pięknych widoków na Północny Brzeg, miasto czy nawet góry. Pomimo niemal ośmiokrotnie mniejszego rozmiaru względem Stanley, "Królowej" nie można odmówić pewnego rodzaju uroku. Chociażby ze względu na ogromne drzewo wiśniowe, kwitnące co wiosnę, zdobiąc parkowe tereny swoimi bladoróżowymi, kwiatowymi płatkami, piękny Ogród Quarry - notabene będący popularnym miejscem na zorganizowanie ślubu - jak i również "Tańczące Wody", czyli innymi słowy zjawiskowa fontanna. Oprócz tego na drodze napotkać można także figury z brązu, różany ogród i - głównie wiosną i latem - artystów malarzy, którzy postanawiają urządzać sobie plenery czy publiczne wystawy.
W parku znajduje się specjalna strefa, w której właściciele swoich psich pupili mogą bez problemu odpiąć ich smycz.
W parku znajduje się specjalna strefa, w której właściciele swoich psich pupili mogą bez problemu odpiąć ich smycz.
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Queen Elizabeth
Nie Sty 10, 2016 9:25 pm
Nie Sty 10, 2016 9:25 pm
Cyrille dużo gadał, jednak nie wszystkie słowa się spełniały. Chociaż tak w 90% była to prawda.
Widząc lekkie zmieszanie na twarzy dziewczyny po jego grze aktorskiej, zaśmiał się cicho i pomasował kark dłonią.
- Wybacz! Postaram się ograniczyć takie wygłupy - uśmiechnął się szeroko.
Sama chęć zrozumienia co chodzi po głowie blondynowi była godna podziwu. Ba! Wielu próbowało! Jeszcze więcej poległo. Na tym globie tylko kilka jednostek chociaż trochę zbliżyło się do celu. Reszta... zrezygnowała, a nawet jeśli zrozumieliby... ciekawe czy byliby w stanie z tym żyć. To mogłoby być dla nich dość trudne! On nie martwił się o wrażenie jakie pozostawia po jednym spotkaniu, jednej rozmowie. Liczył się całokształt. Ale to on i jego pudełko kredek.
Blondyn wysłuchał dziewczyny w związku ze szkołą, krzyżując ręce na piersi i kiwając głową ze zrozumieniem. Kiedy usłyszał z której, klasy jest Sachi, zastygł na chwilę w bezruchu. Dlaczego? Po prostu notował to wszystko w głowie! Musiał w końcu mieć to poukładane.
- 1-B.. - powtórzył - No to już wiem gdzie cie znaleźć! Nie ukryjesz się!
Kolejny szeroki uśmiech posłany w stronę dziewczyny.
- No to teraz opowiadaj, co Ci nie pasuje w naszej szkole! Może razem coś z tym zrobimy, w końcu lepiej miło spędzać czas, niż siedzieć tam jak za karę nie?
Widząc lekkie zmieszanie na twarzy dziewczyny po jego grze aktorskiej, zaśmiał się cicho i pomasował kark dłonią.
- Wybacz! Postaram się ograniczyć takie wygłupy - uśmiechnął się szeroko.
Sama chęć zrozumienia co chodzi po głowie blondynowi była godna podziwu. Ba! Wielu próbowało! Jeszcze więcej poległo. Na tym globie tylko kilka jednostek chociaż trochę zbliżyło się do celu. Reszta... zrezygnowała, a nawet jeśli zrozumieliby... ciekawe czy byliby w stanie z tym żyć. To mogłoby być dla nich dość trudne! On nie martwił się o wrażenie jakie pozostawia po jednym spotkaniu, jednej rozmowie. Liczył się całokształt. Ale to on i jego pudełko kredek.
Blondyn wysłuchał dziewczyny w związku ze szkołą, krzyżując ręce na piersi i kiwając głową ze zrozumieniem. Kiedy usłyszał z której, klasy jest Sachi, zastygł na chwilę w bezruchu. Dlaczego? Po prostu notował to wszystko w głowie! Musiał w końcu mieć to poukładane.
- 1-B.. - powtórzył - No to już wiem gdzie cie znaleźć! Nie ukryjesz się!
Kolejny szeroki uśmiech posłany w stronę dziewczyny.
- No to teraz opowiadaj, co Ci nie pasuje w naszej szkole! Może razem coś z tym zrobimy, w końcu lepiej miło spędzać czas, niż siedzieć tam jak za karę nie?
Zerknęłam na niego nie wiedząc co powiedzieć.
- Przepraszam ... - zaczęłam, ale wciąż nie potrafiłam dobrać słów, aż się zaczęłam w duchu na siebie złościć, że jednego zdania nie potrafię sklecić, przynajmniej nie wtedy kiedy chcę. - Nie jestem po prostu .. do tego przyzwyczajona ..
Podrapałam się lekko palcem po policzku. Rany .. Nienawidzę, gdy nie potrafię się wysłowić, a tyle rzeczy kotłuje mi się w głowie, a kiedy tylko chcę się odezwać - pustka. Nic a nic. Odwzajemniłam lekko uśmiech, kiedy ten notował sobie, gdzie mnie znajdzie. Ja na jego miejscu bym pewnie pomyślała "o bosz ... skoro tam jest, to lepiej trzymać się z daleka". Niestety, jestem w tej klasie, więc myślę "omg ... lepiej będę siedzieć cicho, może mnie zignorują", ale to w sumie zawsze robię, dlatego nie wiem czy czymś bym się różniła, gdybym była w innej klasie. Już nawet mniejsza o koszty, tu chodzi o zachowanie.
- Przynajmniej będzie z kim pogadać ... - mruknęłam pod nosem, gdyż było to głośne myślenie, nawet nie wiedziałam, że to powiedziałam.
- Wątpię, by udało się to zmienić, to raczej moja wina, że tak jest ... nie mam na to wpływu. - odparłam wpatrując się w moje splecione palce.
- Przepraszam ... - zaczęłam, ale wciąż nie potrafiłam dobrać słów, aż się zaczęłam w duchu na siebie złościć, że jednego zdania nie potrafię sklecić, przynajmniej nie wtedy kiedy chcę. - Nie jestem po prostu .. do tego przyzwyczajona ..
Podrapałam się lekko palcem po policzku. Rany .. Nienawidzę, gdy nie potrafię się wysłowić, a tyle rzeczy kotłuje mi się w głowie, a kiedy tylko chcę się odezwać - pustka. Nic a nic. Odwzajemniłam lekko uśmiech, kiedy ten notował sobie, gdzie mnie znajdzie. Ja na jego miejscu bym pewnie pomyślała "o bosz ... skoro tam jest, to lepiej trzymać się z daleka". Niestety, jestem w tej klasie, więc myślę "omg ... lepiej będę siedzieć cicho, może mnie zignorują", ale to w sumie zawsze robię, dlatego nie wiem czy czymś bym się różniła, gdybym była w innej klasie. Już nawet mniejsza o koszty, tu chodzi o zachowanie.
- Przynajmniej będzie z kim pogadać ... - mruknęłam pod nosem, gdyż było to głośne myślenie, nawet nie wiedziałam, że to powiedziałam.
- Wątpię, by udało się to zmienić, to raczej moja wina, że tak jest ... nie mam na to wpływu. - odparłam wpatrując się w moje splecione palce.
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Queen Elizabeth
Czw Mar 10, 2016 1:39 pm
Czw Mar 10, 2016 1:39 pm
- Nie masz zbyt dużego grona słuchaczy? - zaśmiał się cicho, doskonale znał ten przypadek. Może być tysiące osób wokół, a mimo wszystko człowiek czuje się w pewnej mierze samotnie. Z drugiej strony, trudno znaleźć osobę, której będziesz chciał się wygadać.
- Teraz masz mnie!
Uśmiechnął się delikatnie. Teraz zastanawiał się jak mógłby przekonać dziewczynę do zmiany stosunku do szkoły. Podrapał się po policzku.
- Skoro uważasz, że to twoja wina... wtedy nie widzę problemu do tego by to zmienić! Tak to będzie nawet łatwiej. Przynajmniej jak mówisz zlokalizowałaś "źródło", teraz my znajdziemy sposób. - Wyszczerzył się do niej. - Ale i tak będziesz musiała mi z tym pomóc! Samemu nie dam rady! Więc przygotuj się!
Był optymistycznie nastawiony do tego zagadnienia, jak i do jej całej osoby, nie zwracał uwagi na dziwne różnice społeczne jak i klasowe.
- Lubisz gotować? - zerknął na nią ze specyficznym błyskiem w oku. Wchodzili na jego tematy, a kto wie? Może znalazł pokrewną duszę. Specjalnie w ten sposób zadał to pytanie, by mieć od razu pewien obraz.
- Teraz masz mnie!
Uśmiechnął się delikatnie. Teraz zastanawiał się jak mógłby przekonać dziewczynę do zmiany stosunku do szkoły. Podrapał się po policzku.
- Skoro uważasz, że to twoja wina... wtedy nie widzę problemu do tego by to zmienić! Tak to będzie nawet łatwiej. Przynajmniej jak mówisz zlokalizowałaś "źródło", teraz my znajdziemy sposób. - Wyszczerzył się do niej. - Ale i tak będziesz musiała mi z tym pomóc! Samemu nie dam rady! Więc przygotuj się!
Był optymistycznie nastawiony do tego zagadnienia, jak i do jej całej osoby, nie zwracał uwagi na dziwne różnice społeczne jak i klasowe.
- Lubisz gotować? - zerknął na nią ze specyficznym błyskiem w oku. Wchodzili na jego tematy, a kto wie? Może znalazł pokrewną duszę. Specjalnie w ten sposób zadał to pytanie, by mieć od razu pewien obraz.
Miałabym mieć grono słuchaczy? Zawsze by się ktoś znalazł, ale nie wiem, czego by słuchał w moim przypadku. Moich dziwnych myśli i wyobrażeń, które lepiej trzymać we własnej głowie, niż zatruwać innym umysły swoją głupotą? Może Cyrille był przyzwyczajony do takowych rozmów, ale na pewno nie większość ludzi, którzy jednak wolą unikać konfrontacji z poglądami, które wydają się być jednym wielkim idiotyzmem. Oczywiście, o ile doczekają się odpowiedzi z mojej strony. Raz bywa lepiej raz gorzej, ale nie wszyscy są uzbrojeni w cierpliwość, aby samemu ciągnąć rozmowę.
Zerknęłam na niego i mimowolnie uśmiechnęłam się. Lubiłam to robić. Znacznie łatwiej jest mi porozumiewać się za pomocą mimiki, aniżeli słowa.
- Miło ... - stwierdziłam.
Słysząc jego propozycję, zastanowiłam się. Nie byłam pewna co do jego pomysłu. Zwłaszcza, że gdyby wiedział, dlaczego nie przepadam za szkołą, może było by mu łatwiej zrozumieć w czym tkwi problem. W dodatku taki, którego nie da się pozbyć. Westchnęłam cicho.
- Tylko, że ... to "źródło", to właśnie powód, dlaczego jestem w klasie B. - odparłam nieprzekonana, ale splotłam palce i dodałam. - Ale ... jeśli bardzo chcesz.
Na jego pytanie otworzyłam nieco szerzej oczy.
- G-gotować? - zająknęłam się. - No chyba ... może.
"Bo nie spotkałam jeszcze nikogo, kto chciałby zjeść węgiel albo rozgotowane, przesolone, bądź mdłe jedzenie." - dodałam sobie w myślach.
- W sumie ... to chyba tylko 2-3 razy gotowałam - wymamrotałam pod nosem.
"A moje umiejętności są na rekordowo niskim poziomie!" - pomyślałam
Zerknęłam na niego i mimowolnie uśmiechnęłam się. Lubiłam to robić. Znacznie łatwiej jest mi porozumiewać się za pomocą mimiki, aniżeli słowa.
- Miło ... - stwierdziłam.
Słysząc jego propozycję, zastanowiłam się. Nie byłam pewna co do jego pomysłu. Zwłaszcza, że gdyby wiedział, dlaczego nie przepadam za szkołą, może było by mu łatwiej zrozumieć w czym tkwi problem. W dodatku taki, którego nie da się pozbyć. Westchnęłam cicho.
- Tylko, że ... to "źródło", to właśnie powód, dlaczego jestem w klasie B. - odparłam nieprzekonana, ale splotłam palce i dodałam. - Ale ... jeśli bardzo chcesz.
Na jego pytanie otworzyłam nieco szerzej oczy.
- G-gotować? - zająknęłam się. - No chyba ... może.
"Bo nie spotkałam jeszcze nikogo, kto chciałby zjeść węgiel albo rozgotowane, przesolone, bądź mdłe jedzenie." - dodałam sobie w myślach.
- W sumie ... to chyba tylko 2-3 razy gotowałam - wymamrotałam pod nosem.
"A moje umiejętności są na rekordowo niskim poziomie!" - pomyślałam
Wyraz głębokiej irytacji towarzyszył mu całą podróż powrotną z pracy. Nie dość, że nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie mógł zostawić szkicownik, to dodatkowo musiał, po prostu musiał zostawić płaszcz na komisariacie. Żeby chociaż zorientował się gdzieś w pobliżu budynku. To nie, naszła go ta myśl dopiero w połowie przebytej trasy. Jednak jak to mówią, głupi ma zawsze szczęście, i stosunkowo wysoka temperatura pozwalała obyć się bez dodatkowej odzieży w postaci kurtki czy czegoś takiego. Nie mniej jednak utrata szkicownika ubodła go na tyle, by z przeciągłym westchnieniem opadł na jedną z parkowych ławek. Odchylił głowę ku tyłowi, wspierając potylicę o oparcie ławki. Dwukolorowe spojrzenie utkwiło w przemykających po niebie obłokach a świadomość z całych sił starała się zignorować powoli nadciągający z prawej strony odgłos wesołego szczekania. Większość mięśnie jak na komendę zaczęły drętwieć, odmawiając posłuszeństwa brunetowi. Jeleń przyglądał się temu zjawisku z bliżej nieokreślonym wyrazem, główkując nad czymś. Nic jednak nie zrobił ani nie powiedział, pozostając w neutralnej postawie.
Jeszcze nie tak dawno narzekałem na nudę, co nie? Dzisiaj dzień miałem tak zabiegany, że nie miałem nawet okazji usiąść na dupie by chwilę odsapnąć. Nogi mi zdrętwiały od tego drałowania do tego stopnia, że gdy tylko uporałem się z ostatnim klientem nie udałem się do domu, a rozejrzałem wkoło za ustronnym miejscem gdzie mógłbym przysiąść i dla odmiany trochę się polenić. Skręciłem więc w lewo, w wąską alejkę prowadzącą wgłąb kwitnącego o tej porze parku i ruszyłem wyznaczonym szlakiem rozglądając się za jakąś wolną ławką. Jak na złość wszystkie były zajęte. W dodatku przez osoby których nawet nie znałem. Nic dziwnego... Nie obracałem się raczej na co dzień w tego typu miejscach. Chociaż... Możliwe, że uległoby to zmianie gdybym przygarnął pod swe skrzydła jakąś psią przybłędę. Kiedyś się nawet nad tym zastanawiałem, ale ze względu na Leo porzuciłem owe plany. Bo kto wie jak by zareagował? Przemknąłem raz jeszcze spojrzeniem po okolicy i... Zaraz, czy to Sketch? Przymrużyłem podejrzliwie oczu w głowie snując kolejne, bzdurne teorie i domysły z policyjnym portrecistą w roli głównej. Bo to niby przypadek, że go tu spotykam? Po ostatniej sytuacji z Ezekielem i rzekomymi pozdrowieniami od Sketcha zaczynałem wierzyć, że ten naprawdę ma dostęp do szkolnego monitoringu. Może faktycznie mnie śledzi? Co z tego, że nawet na mnie nie patrzył? Na pewno odwrócił wzrok gdy tylko obróciłem twarz w jego kierunku. Cóż... Jest chyba tylko jeden sposób by się o tym przekonać. Zbliżyłem się niespiesznie do ławki i klapnąłem obok nie będąc świadom jego autentycznego przerażenia szczekiem biegających po parku psów. Jeszcze biedny pomyśli, że jakiś go atakuje. Jedną z dłoni uniosłem ku górze by palcami chwycić za materiał kaptura i zsunąć go gładko ze swej rudej czupryny. Dobrze, że nie miałem na dupie dresów bo wyglądałbym pewnie jak typowy Sebek.
- Co tu robisz? - zapytałem podejrzliwie.
- Co tu robisz? - zapytałem podejrzliwie.
Na wielkie szczęście szczekający głośno zwierz przeszedł jedynie obok ławki, towarzysząc swemu właścicielowi. Portrecista wydał z siebie pełne ulgi westchnienie, rozluźniając wszystkie mięśnie. Jedna z dłoni automatycznie powędrowała na bliznę skrytą pod materiałem koszuli, zaciskając nań palce. Nie umknęło to uwadze jelenia, który od razu wykorzystał okazję na wtrącenie trzech groszy.
Wspomnienia wracają?
Taaa.
Mam ochotę cię wyśmiać za każdym razem kiedy się wzdrygasz, przechodząc obok psiarni u was na posterunku.
Nie znoszę psów.
Tymi słowami zakończył konwersację z rogaczem, nie mając najmniejszej ochoty na ciągnięcie tego tematu. Wolał całe swoje skupienie poświęcić na odcięcie swojej osoby od dźwięków wesołych szczeknięć, warkotów i innych takich. Fuknął coś niezrozumiałego pod nosem, prostując się na ławce z zamiarem kontynuowania podróży powrotnej. Ktoś mu to jednak uniemożliwił, zaszczycając swoją uradowaną postawą.
- Radość, którą emanujesz na mój widok, jest wprost nie do opisania. - Pozwolił sobie na drobny sarkazm, lustrując chłopaka uważnym spojrzeniem. Musiało mu być zdecydowanie cieplej niż samemu portreciście. Bluza z kapturem kontra cienka koszula.
- Wracałem do domu, kiedy nagle naszła mnie myśl, że nie mam pojęcia gdzie jest mój szkicownik. Postanowiłem usiąść i się nad tym zastanowić. - Odparł, mrużąc minimalnie oczy, gdy wpadły do nich promienie słońca. Nie uśmiechał się, odpowiadając neutralną postawą na niezbyt przychylne nastawienie rudego.
Wspomnienia wracają?
Taaa.
Mam ochotę cię wyśmiać za każdym razem kiedy się wzdrygasz, przechodząc obok psiarni u was na posterunku.
Nie znoszę psów.
Tymi słowami zakończył konwersację z rogaczem, nie mając najmniejszej ochoty na ciągnięcie tego tematu. Wolał całe swoje skupienie poświęcić na odcięcie swojej osoby od dźwięków wesołych szczeknięć, warkotów i innych takich. Fuknął coś niezrozumiałego pod nosem, prostując się na ławce z zamiarem kontynuowania podróży powrotnej. Ktoś mu to jednak uniemożliwił, zaszczycając swoją uradowaną postawą.
- Radość, którą emanujesz na mój widok, jest wprost nie do opisania. - Pozwolił sobie na drobny sarkazm, lustrując chłopaka uważnym spojrzeniem. Musiało mu być zdecydowanie cieplej niż samemu portreciście. Bluza z kapturem kontra cienka koszula.
- Wracałem do domu, kiedy nagle naszła mnie myśl, że nie mam pojęcia gdzie jest mój szkicownik. Postanowiłem usiąść i się nad tym zastanowić. - Odparł, mrużąc minimalnie oczy, gdy wpadły do nich promienie słońca. Nie uśmiechał się, odpowiadając neutralną postawą na niezbyt przychylne nastawienie rudego.
Szkoda, że nie mogłem ani zobaczyć, ani usłyszeć tego jelenia bo pewnie parsknąłbym śmiechem na jego słowa i jeszcze przyznałbym mu rację. Nie wiedziałem może o dziwacznych fobiach Sketcha bo niby skąd bym miał, ale z pewnością wyczułem jego poddenerwowanie. Chyba nie zareagował w ten sposób na mnie? Może był nerwowy bo go nakryłem? Szlag... Jeszcze więcej teorii spiskowych. Przez tego idiotę popadałem w paranoję. Z drugiej strony sprzęt jaki nam tamtego razu ofiarował rzeczywiście był czysty więc... Sam nie wiem, jakoś nie było w mej naturze ufać policjantom. Zmarszczyłem tylko lekko nos w reakcji na jego słowa i opadając plecami na oparcie ławki. Wreszcie chwila odpoczynku... Jak dobrze. Aż westchnąłem cicho pod nosem mrużąc delikatnie oczy przed przedzierającymi się przez ogołocone korony drzew promieniami wiosennego słońca. Robiło się coraz cieplej... Nareszcie. Nie znosiłem zimy. Miałem ku temu zresztą powody.
- Twoja reakcja niepokoi mnie bardziej. Coś taki nerwowy, co? - podejrzliwości ciąg dalszy. Spojrzenie z jego twarzy opuściłem stopniowo na tors lekko unosząc przy tym łuki brwiowe ku górze. - Ktoś tu widzę poczuł wiosnę. - nie zapytałem, czy nie jest mu aby zimno bo jeszcze zinterpretowałby to na swój dziwaczny sposób i pomyślał, że się nie daj boże o niego troszczę. Czy coś. Prawą dłoń uniosłem ku górze by podrapać się lekko po policzku. Oh... Zgubił szkicownik?
- I co? Pomogło? - uśmiechnąłem się zgryźliwie. wracając spojrzeniem do jego twarzy. Co ciekawe dopiero teraz zauważyłem, że jego tęczówki różnią się od siebie barwą. Stosunkowo rzadkie zjawisko, co nie? Chwilowo się nawet na nie zagapiłem.
- Twoja reakcja niepokoi mnie bardziej. Coś taki nerwowy, co? - podejrzliwości ciąg dalszy. Spojrzenie z jego twarzy opuściłem stopniowo na tors lekko unosząc przy tym łuki brwiowe ku górze. - Ktoś tu widzę poczuł wiosnę. - nie zapytałem, czy nie jest mu aby zimno bo jeszcze zinterpretowałby to na swój dziwaczny sposób i pomyślał, że się nie daj boże o niego troszczę. Czy coś. Prawą dłoń uniosłem ku górze by podrapać się lekko po policzku. Oh... Zgubił szkicownik?
- I co? Pomogło? - uśmiechnąłem się zgryźliwie. wracając spojrzeniem do jego twarzy. Co ciekawe dopiero teraz zauważyłem, że jego tęczówki różnią się od siebie barwą. Stosunkowo rzadkie zjawisko, co nie? Chwilowo się nawet na nie zagapiłem.
Jeleń na pewno świetnie dogadałby się z rudzielcem, co jednak w żadnej mierze nie wpłynęłoby na korzyść portrecisty. Wystarczy, że już teraz rogacz wykorzystywał każdą okazję na wszczęcie słownej potyczki. Brunet się nad tym jednak za bardzo nie rozwodził, pochylając ciało w przód, wy wesprzeć przedramiona na kolanach. Nieco rozkojarzone spojrzenie padło na hasające w oddali dorosłe psy jak i szczeniaki. Zapanował nad chęcią skwitowania tego widoku prychnięciem, odwracając twarz ku 18-latkowi. W tym samym momencie jeleń obszedł ławkę, zbliżając się do chłopaka. Przyjrzał się z uwagą zielonym oczom, parskają przy tym krótko w ruda czuprynę. Czego jednak Bastien z wiadomych przyczyn poczuć nie mógł.
- Nurtują mnie obawy czy cała ta twoja niechęć nie wpłynie i na mnie. - Odparł, wplatając palce w ciemne kosmyki grzywki w tym samym momencie w którym Bastien postanowił uraczyć go kolejnym trafnym spostrzeżeniem. Westchnął krotko, zaczesując kłaki w tył, co jednak tak czy siak nie utrzymało ich w tej pozycji. - Powiedzmy. - Krótka odpowiedź, świadcząca o drobnej niechęci co do ciągnięcia tematu. Jeleń nie miał zamiaru powstrzymywać się przed krótkim parsknięciem, które podsumowywało całe rozbawienie spowodowane zdezorientowaniem bruneta. Zapomniał płaszcza, wielkie rzeczy.
- Nie, nie mam pojęcia gdzie może być. - Przesunął dłonią po twarzy, jakby całe to zastanawianie przysporzyło mu nie lada kłopotu. W istocie. Szkicownik był najbardziej cenioną przez niego rzeczą która posiadał i nawet zgryźliwy uśmiech rudzielca go w tym momencie nie zniechęcał.
- Nurtują mnie obawy czy cała ta twoja niechęć nie wpłynie i na mnie. - Odparł, wplatając palce w ciemne kosmyki grzywki w tym samym momencie w którym Bastien postanowił uraczyć go kolejnym trafnym spostrzeżeniem. Westchnął krotko, zaczesując kłaki w tył, co jednak tak czy siak nie utrzymało ich w tej pozycji. - Powiedzmy. - Krótka odpowiedź, świadcząca o drobnej niechęci co do ciągnięcia tematu. Jeleń nie miał zamiaru powstrzymywać się przed krótkim parsknięciem, które podsumowywało całe rozbawienie spowodowane zdezorientowaniem bruneta. Zapomniał płaszcza, wielkie rzeczy.
- Nie, nie mam pojęcia gdzie może być. - Przesunął dłonią po twarzy, jakby całe to zastanawianie przysporzyło mu nie lada kłopotu. W istocie. Szkicownik był najbardziej cenioną przez niego rzeczą która posiadał i nawet zgryźliwy uśmiech rudzielca go w tym momencie nie zniechęcał.
Dopiero gdy ten się odezwał zorientowałem się, że ciągle się na niego gapię więc zreflektowałem się dość szybko i obróciłem głowę do boku gnając spojrzeniem po zapełnionym ludźmi i ich pupilami parku. To w sumie całkiem zabawne bo na ogół nie lubiłem zatłoczonych miejsc, a dziś czułem się tutaj zaskakująco dobrze i swobodnie. To pewnie ten sapach... Czujecie? WIOSNA.
- Niechęć? - parsknąłem cicho pod nosem. - To nie jest żadna niechęć... W przeciwnym wypadku nie siedziałbym tu teraz i nie umilał ci czasu swoim towarzystwem. - tak, umilał. I tak, to był sarkazm. Bo w tej chwili prawdopodobniej bardziej go irytowałem. Jak taka mucha z rana, od której nie można się było odgonić. - Po prostu ci nie ufam. - dodałem na koniec i przekrzywiłem lekko głowę do boku by zerknąć z ukosa na chłopaka. Ile on miał w ogóle lat? Nie wyglądał na dużo starszego, a jednak pracował w policji... Jakiś wiek minimalny chyba wpisany jest tam w wymogach? Nie to, że zamierzałem mówić mu per 'pan'. Pewnie nawet nie przeszłoby mi to przez gardło. No... Może gdyby wyglądał nieco poważniej. Albo pokazał się w mundurze. Rety... Chciałbym to zobaczyć. Serio. Przez dłuższą chwilę milczałem temat jego szkicownika chwilowo odsuwając na dalszy plan. Po prostu się na niego gapiłem, jak gdyby miało mi to pomóc w rozszyfrowaniu jego osoby, poznaniu ukrytych zamiarów.
- Ah... Nie podziękowałem ci jeszcze za pozdrowienia. - odezwałem się wreszcie. minimalnie przymrużając oczu. Byłem ciekaw jego reakcji.
- Niechęć? - parsknąłem cicho pod nosem. - To nie jest żadna niechęć... W przeciwnym wypadku nie siedziałbym tu teraz i nie umilał ci czasu swoim towarzystwem. - tak, umilał. I tak, to był sarkazm. Bo w tej chwili prawdopodobniej bardziej go irytowałem. Jak taka mucha z rana, od której nie można się było odgonić. - Po prostu ci nie ufam. - dodałem na koniec i przekrzywiłem lekko głowę do boku by zerknąć z ukosa na chłopaka. Ile on miał w ogóle lat? Nie wyglądał na dużo starszego, a jednak pracował w policji... Jakiś wiek minimalny chyba wpisany jest tam w wymogach? Nie to, że zamierzałem mówić mu per 'pan'. Pewnie nawet nie przeszłoby mi to przez gardło. No... Może gdyby wyglądał nieco poważniej. Albo pokazał się w mundurze. Rety... Chciałbym to zobaczyć. Serio. Przez dłuższą chwilę milczałem temat jego szkicownika chwilowo odsuwając na dalszy plan. Po prostu się na niego gapiłem, jak gdyby miało mi to pomóc w rozszyfrowaniu jego osoby, poznaniu ukrytych zamiarów.
- Ah... Nie podziękowałem ci jeszcze za pozdrowienia. - odezwałem się wreszcie. minimalnie przymrużając oczu. Byłem ciekaw jego reakcji.
Żadna wiosna, to tylko lawenda którą wyraźnie było od bruneta czuć. Just kidding. Nie przeszkadzał mu natarczywy wzrok dopóki sam nie patrzył w kierunku rudego. Kontakt wzrokowy nigdy nie był jego mocną stroną i teraz też nie uległo to najmniejszej zmianie. Całą uwagę poświęcał obserwacji otoczenia, uprawniając się czy aby na pewno żaden czworonóg nie drepta w ich kierunku z tylko sobie znanych przyczyn. Na szczęście nic na to na razie nie wskazywało.
- Oh? Zatem czuję się zaszczycony, mogąc siedzieć na tej samej ławce. - Odparł. Nie, rudy go wbrew pozorom nie irytował. Taka rozmowa przepełniona inteligentnym sarkazmem i drobnymi docinkami była znacznie ciekawasza niż większość konwersacji, które miał przyjemność, bądź raczej nieprzyjemność dzisiaj przeprowadzić. Znośna ta mucha.
- Byłbyś głupi gdybyś ufał, nie znasz mnie przecież. - Zaufanie przychodzi z czasem i w tym konkretnym przypadku po prostu nie było o nim mowy. Było to raptem ich drugie spotkanie, w dodatku przy pierwszym mimo iż pomogle, to nie zaprezentował się jak ktoś do końca normalny. Nie żeby o to dbał. Jeśli w przyszłości mieli sobie zaufać, to zależało to od obydwu stron.
Gdyby rudy zwrócił się do niego przez "pan", to poczułby się jak postrzelony i szybko wyprowadził go z błędu. Nie wspominając o krwawiącej 22-letniej duszy. Wsparł podbródek na dłoni, obracając twarz ku chłopakowi. Lustrował go chwilę spojrzeniem, odwracając tym samym swoją uwagę od psów.
- Nie wyglądasz jakbyś rzeczywiście chciał to zrobić. - Odparł, pozwalając wargom po raz pierwszy od początku tego spotkania wykrzywić się w płytkim aczkolwiek nieco rozbawionym uśmiechu.
- Oh? Zatem czuję się zaszczycony, mogąc siedzieć na tej samej ławce. - Odparł. Nie, rudy go wbrew pozorom nie irytował. Taka rozmowa przepełniona inteligentnym sarkazmem i drobnymi docinkami była znacznie ciekawasza niż większość konwersacji, które miał przyjemność, bądź raczej nieprzyjemność dzisiaj przeprowadzić. Znośna ta mucha.
- Byłbyś głupi gdybyś ufał, nie znasz mnie przecież. - Zaufanie przychodzi z czasem i w tym konkretnym przypadku po prostu nie było o nim mowy. Było to raptem ich drugie spotkanie, w dodatku przy pierwszym mimo iż pomogle, to nie zaprezentował się jak ktoś do końca normalny. Nie żeby o to dbał. Jeśli w przyszłości mieli sobie zaufać, to zależało to od obydwu stron.
Gdyby rudy zwrócił się do niego przez "pan", to poczułby się jak postrzelony i szybko wyprowadził go z błędu. Nie wspominając o krwawiącej 22-letniej duszy. Wsparł podbródek na dłoni, obracając twarz ku chłopakowi. Lustrował go chwilę spojrzeniem, odwracając tym samym swoją uwagę od psów.
- Nie wyglądasz jakbyś rzeczywiście chciał to zrobić. - Odparł, pozwalając wargom po raz pierwszy od początku tego spotkania wykrzywić się w płytkim aczkolwiek nieco rozbawionym uśmiechu.
Zastanawiałem się w sumie przez chwilę, czy Sketch celowo omija spojrzeniem moją twarz, czy może robi to zupełnie nieświadomie. Bo chyba go to nie zawstydzało?
- Też bym był. - odparłem nieskromnie, bardziej żartem jak serio. Nie dało się nie zauważyć, że dzisiejszego dnia miałem zupełnie inny humor. Cóż... Całkiem nieźle się dziś obłowiłem. Telefon okazał się bardziej przydatny w mym biznesie niżeli początkowo w ogóle przypuszczałem. Serio. W reakcji an kolejne słowa chłopaka uśmiechnąłem się tylko półgębkiem pod nosem. - To co innego... Gdybyś nie był gliną prawdopodobnie nawet nie zawracałbym sobie tobą głowy. A tak ilekroć o tobie usłyszę lub ilekroć cię zobaczę popadam w jakąś dziwną paranoję. - stwierdziłem odrywając plecy od oparcia ławki i wspierając łokcie na własnych kolanach. Popatrzyłem gdzieś w dal na biegnące za psem rozszczebiotane zaledwie kilkuletnie dziecko. Uśmiechnąłem się nawet ledwie zauważalnie na ten widok.
Dopiero, gdy wyczułem na sobie spojrzenie Sketcha obróciłem głowę do boku by to spojrzenie odwzajemnić.
- Po prostu się zastanawiam dlaczego właściwie to zrobiłeś. - rzuciłem w odpowiedzi na jego przypuszczenia. - Lynch też wydawał się być zaskoczony twoim niesamowitym wyczuciem czasu. Prawie jakbyś siedział za drzwiami jednej z sal i spoglądał na nas przez dziurkę od klucza. - potem odwróciłem wzrok za przechadzającym się nieopodal bezpańskim chyba psem. Ot, nikt za nim nie podążał, ani on nie podążał za nikim. Jakiś mix bordera na pierwszy rzut oka. Zacmokałem w jego kierunku wyginając zaraz wargi w łagodnym uśmiechu.
- Też bym był. - odparłem nieskromnie, bardziej żartem jak serio. Nie dało się nie zauważyć, że dzisiejszego dnia miałem zupełnie inny humor. Cóż... Całkiem nieźle się dziś obłowiłem. Telefon okazał się bardziej przydatny w mym biznesie niżeli początkowo w ogóle przypuszczałem. Serio. W reakcji an kolejne słowa chłopaka uśmiechnąłem się tylko półgębkiem pod nosem. - To co innego... Gdybyś nie był gliną prawdopodobnie nawet nie zawracałbym sobie tobą głowy. A tak ilekroć o tobie usłyszę lub ilekroć cię zobaczę popadam w jakąś dziwną paranoję. - stwierdziłem odrywając plecy od oparcia ławki i wspierając łokcie na własnych kolanach. Popatrzyłem gdzieś w dal na biegnące za psem rozszczebiotane zaledwie kilkuletnie dziecko. Uśmiechnąłem się nawet ledwie zauważalnie na ten widok.
Dopiero, gdy wyczułem na sobie spojrzenie Sketcha obróciłem głowę do boku by to spojrzenie odwzajemnić.
- Po prostu się zastanawiam dlaczego właściwie to zrobiłeś. - rzuciłem w odpowiedzi na jego przypuszczenia. - Lynch też wydawał się być zaskoczony twoim niesamowitym wyczuciem czasu. Prawie jakbyś siedział za drzwiami jednej z sal i spoglądał na nas przez dziurkę od klucza. - potem odwróciłem wzrok za przechadzającym się nieopodal bezpańskim chyba psem. Ot, nikt za nim nie podążał, ani on nie podążał za nikim. Jakiś mix bordera na pierwszy rzut oka. Zacmokałem w jego kierunku wyginając zaraz wargi w łagodnym uśmiechu.
Jeleń fuknął krótko, powracając do wcześniejszego miejsca u boku portecisty. Legł na trawie, układając mordę na kolanie towarzysza. O ile tak można było ich nazwać.
Nie bądź niemiły Sketch, uważam się za twojego przyjaciela.
Nie jestem, tak okazuję sympatię.
Rogacz chcąc nie chcąc przyznał mu rację, póki co postanawiając zamilknąć. Brunet pokiwał tylko głową na bardzo skromne słowa bardzo skromnego rudzielca, pozostawiając je jednak bez komentarza. Rozbawiło go to, choć pozostał niewzruszony. Jeszcze Bastien pomyśli, że portecista go polubił czy coś. Straszne.
- Nie jestem gliną. Nie biegam w mundurze, nie rozdaję mandatów, nie rzucam kajdankami ani nie wsadzam za kratki. Nawet radiowozem nie wolno mi jeździć bez nadzoru. Robię portrety pamięciowe, czasami zdjęcia miejsc zbrodni, to tyle. I nie, nie wpieprzam nałogowo pączków. - Zastrzegł przy końcu, tak na wszelki wypadek. Na słowo "paranoja" uniósł wyżej jedną z brwi w geście mówmiwięcej. Krzyczące dziecko na krótką chwilę rozproszyło uwagę bruneta, skupiając na sobie baczne spojrzenie dwukolorowych oczu. Wraz z tym jak zniknęło za zakrętem, wzrok powrócił w stronę rudego.
- Miałem zwyczajne szczęście. Pozdrowienia to chyba normalna sprawa wobec osób które się już poznało? - Minimalnie przekrzywił głowę bardziej na bok, przyglądając się z zainteresowaniem punktowi gdzieś na twarzy Bastienia. Nie patrzył mu w oczy. Krótkie cmoknięcia skutecznie wytrąciły go ze skupienia, zwracając uwagę na psa zaonteresowanego nagłym dźwiękiem. Czworonóg z wyraźną chęcią zaczął dreptać w kierunku ławki a Sketcha po prosty wbiło w ziemię. Wszystko inne traciło najmniejszy sens wraz ze zbliżającymi się krokami psa. Dotychczas pochylona w przód postawa portrecisty wyprostowała się jak na komendę, wciskając w oparcie ławki najmocniej jak się dało. Dłonie zaciśnięte na krańcu siedzenia powędrowały w ślad za resztą ciała, cofając się w tył. Nie mówiąc o autentycznie przerażony spojrzeniu oczu, których źrenice spokojnie można było przyrównać w tym momencie do monet.
Sketch? Spokojnie, nawet do ciebie nie podejdzie, oddychaj.
Gdyby nie uwaga jelenia, zapewne nawet by się nie zorientował że przestał oddychać. Nie mniej jednak miewidoczny supeł związany na gardle uniemożliwił wykonanie polecenia. Nawet gdyby chciał, nie był w stanie wypełnić płuc powietrzem.
Nie bądź niemiły Sketch, uważam się za twojego przyjaciela.
Nie jestem, tak okazuję sympatię.
Rogacz chcąc nie chcąc przyznał mu rację, póki co postanawiając zamilknąć. Brunet pokiwał tylko głową na bardzo skromne słowa bardzo skromnego rudzielca, pozostawiając je jednak bez komentarza. Rozbawiło go to, choć pozostał niewzruszony. Jeszcze Bastien pomyśli, że portecista go polubił czy coś. Straszne.
- Nie jestem gliną. Nie biegam w mundurze, nie rozdaję mandatów, nie rzucam kajdankami ani nie wsadzam za kratki. Nawet radiowozem nie wolno mi jeździć bez nadzoru. Robię portrety pamięciowe, czasami zdjęcia miejsc zbrodni, to tyle. I nie, nie wpieprzam nałogowo pączków. - Zastrzegł przy końcu, tak na wszelki wypadek. Na słowo "paranoja" uniósł wyżej jedną z brwi w geście mówmiwięcej. Krzyczące dziecko na krótką chwilę rozproszyło uwagę bruneta, skupiając na sobie baczne spojrzenie dwukolorowych oczu. Wraz z tym jak zniknęło za zakrętem, wzrok powrócił w stronę rudego.
- Miałem zwyczajne szczęście. Pozdrowienia to chyba normalna sprawa wobec osób które się już poznało? - Minimalnie przekrzywił głowę bardziej na bok, przyglądając się z zainteresowaniem punktowi gdzieś na twarzy Bastienia. Nie patrzył mu w oczy. Krótkie cmoknięcia skutecznie wytrąciły go ze skupienia, zwracając uwagę na psa zaonteresowanego nagłym dźwiękiem. Czworonóg z wyraźną chęcią zaczął dreptać w kierunku ławki a Sketcha po prosty wbiło w ziemię. Wszystko inne traciło najmniejszy sens wraz ze zbliżającymi się krokami psa. Dotychczas pochylona w przód postawa portrecisty wyprostowała się jak na komendę, wciskając w oparcie ławki najmocniej jak się dało. Dłonie zaciśnięte na krańcu siedzenia powędrowały w ślad za resztą ciała, cofając się w tył. Nie mówiąc o autentycznie przerażony spojrzeniu oczu, których źrenice spokojnie można było przyrównać w tym momencie do monet.
Sketch? Spokojnie, nawet do ciebie nie podejdzie, oddychaj.
Gdyby nie uwaga jelenia, zapewne nawet by się nie zorientował że przestał oddychać. Nie mniej jednak miewidoczny supeł związany na gardle uniemożliwił wykonanie polecenia. Nawet gdyby chciał, nie był w stanie wypełnić płuc powietrzem.
Właściwie trochę rozbawił mnie ton i treść jego wypowiedzi. Zupełnie jakby składał mi raport, pokorny służbista. Nieźle go wyćwiczyli. Ale przynajmniej rzucił trochę światła na całą tę popapraną sytuację. Może rzeczywiście niepotrzebnie się przejmuję? Sketch nawet nie próbował być podejrzliwy, nei dociekał dlaczego się tak boję jego ewentualnego nadzoru. Rzeczywiście zachowywał się tak, jakby miał to głęboko w poważaniu. To mnie ośmielało, choć nie wiem czy to dobrze... Prowadziłem z nim zbyt szczery i zbyt lekki dialog. To mnie mogło zgubić.
- Zdaję sobie sprawę, że nie taka jest rola portrecisty, nie to miałem na myśli. Po prostu pracując w policji na pewno też często bywasz na komendzie. Ty nie wsadzasz może i za kratki, ale twoi koledzy po fachu już tak. Nie to, żebym miał coś za uszami... Porządny ze mnie dzieciak. - zapewniłem gorąco opuszczając głowę niżej co by czasami nie zdradził mnie głupi uśmiech. Nie to żebym kłamał, naprawdę uważałem się za porządnego gościa. - Pączków? - zreflektowałem się po chwili. Posłałem mu nawet lekko nierozgarnięte spojrzenie mówiące mniej więcej "wtf m8?". Jakich pączków do cholery? Potem wróciłem spojrzeniem do psa pogwizdując cicho w jego stronę by zachęcić go do podejścia bliżej. Wydawał się być trochę nieśmiały, niepewny, ale kołysząc ulegle ogonem na boki zbliżał się powolutku z lekko obniżonym łbem.
- Niech będzie, że ci wierzę... Nie kłamałeś też w zasadzie w sprawie tego sprzętu, który nam podarowałeś. Okazał się być czysty. -wyciągnąłem dłoń w kierunku psiny, wtedy jednak cofnęła się niepewnie o krok. - Nie to, że nagle postanowiłem ci zaufać czy coś... - właściwie nie od razu zarejestrowałem dziwaczne, lękliwe zachowanie Sketcha. Nie patrzyłem w jego stronę, sam też się okropnie zapowietrzył nie wydając z siebie żadnego, najmniejszego choćby dźwięku, więc... Skąd mogłem wiedzieć? No... Kiedy podejrzanie długo milczał obróciłem wreszcie głowę w jego stronę spojrzeniem gnając do jego twarzy.
- Stary, ale zbladłeś... Nic ci nie jest? - na razie zbladł, zaraz idiota posinieje, bo tak jakby... Nie oddychał? Średnio też zwracał na mnie uwagę gapiąc się jak cielę w wymalowane wrota w sterczącego nieopodal psa. Spojrzałem nawet w tamtym kierunku dopiero po chwili załapując. - Sketch..? Sketch! - miałem ochotę strzelić mu w ryj, ale się powstrzymałem. Kościste palce zacisnąłem na jego ramieniu i dość mocno nim potrząsnąłem. Gwałtowny ruch spłoszył psa, oddalił się na większą, bezpieczną wg niego odległość, a gdy przestano zwracać na niego uwagę zwyczajnie stąd czmychnął.
- Zdaję sobie sprawę, że nie taka jest rola portrecisty, nie to miałem na myśli. Po prostu pracując w policji na pewno też często bywasz na komendzie. Ty nie wsadzasz może i za kratki, ale twoi koledzy po fachu już tak. Nie to, żebym miał coś za uszami... Porządny ze mnie dzieciak. - zapewniłem gorąco opuszczając głowę niżej co by czasami nie zdradził mnie głupi uśmiech. Nie to żebym kłamał, naprawdę uważałem się za porządnego gościa. - Pączków? - zreflektowałem się po chwili. Posłałem mu nawet lekko nierozgarnięte spojrzenie mówiące mniej więcej "wtf m8?". Jakich pączków do cholery? Potem wróciłem spojrzeniem do psa pogwizdując cicho w jego stronę by zachęcić go do podejścia bliżej. Wydawał się być trochę nieśmiały, niepewny, ale kołysząc ulegle ogonem na boki zbliżał się powolutku z lekko obniżonym łbem.
- Niech będzie, że ci wierzę... Nie kłamałeś też w zasadzie w sprawie tego sprzętu, który nam podarowałeś. Okazał się być czysty. -wyciągnąłem dłoń w kierunku psiny, wtedy jednak cofnęła się niepewnie o krok. - Nie to, że nagle postanowiłem ci zaufać czy coś... - właściwie nie od razu zarejestrowałem dziwaczne, lękliwe zachowanie Sketcha. Nie patrzyłem w jego stronę, sam też się okropnie zapowietrzył nie wydając z siebie żadnego, najmniejszego choćby dźwięku, więc... Skąd mogłem wiedzieć? No... Kiedy podejrzanie długo milczał obróciłem wreszcie głowę w jego stronę spojrzeniem gnając do jego twarzy.
- Stary, ale zbladłeś... Nic ci nie jest? - na razie zbladł, zaraz idiota posinieje, bo tak jakby... Nie oddychał? Średnio też zwracał na mnie uwagę gapiąc się jak cielę w wymalowane wrota w sterczącego nieopodal psa. Spojrzałem nawet w tamtym kierunku dopiero po chwili załapując. - Sketch..? Sketch! - miałem ochotę strzelić mu w ryj, ale się powstrzymałem. Kościste palce zacisnąłem na jego ramieniu i dość mocno nim potrząsnąłem. Gwałtowny ruch spłoszył psa, oddalił się na większą, bezpieczną wg niego odległość, a gdy przestano zwracać na niego uwagę zwyczajnie stąd czmychnął.
Wyćwiczyli lub też wytresowali. Policja mimo niezaprzeczalnego talentu portrecisty, zdawała sobie.sprawę z.konsekwencji płynących ze współpracy z osobą nie w pełni poczytalną. W pewnej mierze uważali go za drobne niebezpieczeństwo, dlatego właśnie mieli na uwadze by nigdy nie dopuścić do momentu, w którym Sketch musiałby sięgnąć po broń. Ku ich szczęściu mieli to zapewnione. Bo po co fotografowi bądź też portreciście broń? No właśnie.
Wobec Bastiena i Beshki był raczej neutralny. Nie dał im powodu do nieufności, może jedynie do zdziwienia. W gruncie rzeczy miał wobec nich całkiem przyjazne nastawienie, nawet jeśli oni podchodzili do niego z wyraźnym dystansem. Co zresztą i tak było zrozumiałe.
- Oczywiście, wyglądasz na porządnego. - Nuta sarkazmu przebrzmiała w wypowiadanych słowach, aczkolwiek w żadnym wypadku nie miała negatywnego wydźwięku.
- Pączków. Nigdy nie byłeś świadkiem tego, jak ludzie śmieją się z rzekomego zamiłowania policjantów do pączków i i kawy? - Zdziwił się nieco, bo zdawało mu się że te teksty to już znaki charakterystyczne. No cóż, pomyłka.
Nie reagował już kompletnie na nic, skupiając pełen strachu wzrok na psie. Jakby samym spojrzeniem chciał sprawić by zwierzę zniknęło. Albo odeszło, wszystko jedno, byle daleko od niego. Ponoć czworonogi wyczuwają strach. Cóż, w takim przypadku nie skończy sie to dobrze dla portrecisty, jeśli ten konkretny osobnik okaże się choć odrobinę agresywny.
Zabierz go, zabierz go, zabierz go, zabierzgozabierzgozabierzgo.
Powtarzane jak mantrę słowa obijały się o wnętrze czaszki z wręcz fizycznym bólem. Słowa Bastiena były zbyt daleko by je usłyszał, by w ogóle chciał je usłyszeć. Liczył się tylko pies, który najwyraźniej był niemniej przestraszony od samego portrecisty a który w każdej chwili mógł wybuchnąć agresją i postanowić ugryźć.
Dopiero zniknięcie kudłacza i mocny chwyt na ramieniu sprowadziły go powoli na ziemię, skupiając rozbiegane spojrzenie na twarzy rudego.
- Ja... - Zaczął, nie mając jednak najmniejszego pojęcia jakie słowa powinien wypowiedzieć.
Spokojnie, poszedł już. Możesz oddychać.
Zgodnie z łagodnym poleceniem jelenia napełnił płuca powietrzem, by zaraz powoli je wypuścić z wyraźną ulgą. Potrząsnął głową na boki, pozbywają się resztek śladów niechcianych uczuć. Zdecydowanie zły dzień na spacer po tym konkretnym parku.
- Przepraszam za to, nie przepadam za psami. - nienawidzę ich chciałoby się dodać, choć po tym co zaprezentował, sądził że chlopak sam się tego domyśli. Drżącą dłonią przeczesał ciemne kosmyki, pozwalając grzywce swobodnie opaść na oczy. Powrócił też do wcześniejszej pozycji, wspierając łokcie na kolanach.
Wobec Bastiena i Beshki był raczej neutralny. Nie dał im powodu do nieufności, może jedynie do zdziwienia. W gruncie rzeczy miał wobec nich całkiem przyjazne nastawienie, nawet jeśli oni podchodzili do niego z wyraźnym dystansem. Co zresztą i tak było zrozumiałe.
- Oczywiście, wyglądasz na porządnego. - Nuta sarkazmu przebrzmiała w wypowiadanych słowach, aczkolwiek w żadnym wypadku nie miała negatywnego wydźwięku.
- Pączków. Nigdy nie byłeś świadkiem tego, jak ludzie śmieją się z rzekomego zamiłowania policjantów do pączków i i kawy? - Zdziwił się nieco, bo zdawało mu się że te teksty to już znaki charakterystyczne. No cóż, pomyłka.
Nie reagował już kompletnie na nic, skupiając pełen strachu wzrok na psie. Jakby samym spojrzeniem chciał sprawić by zwierzę zniknęło. Albo odeszło, wszystko jedno, byle daleko od niego. Ponoć czworonogi wyczuwają strach. Cóż, w takim przypadku nie skończy sie to dobrze dla portrecisty, jeśli ten konkretny osobnik okaże się choć odrobinę agresywny.
Zabierz go, zabierz go, zabierz go, zabierzgozabierzgozabierzgo.
Powtarzane jak mantrę słowa obijały się o wnętrze czaszki z wręcz fizycznym bólem. Słowa Bastiena były zbyt daleko by je usłyszał, by w ogóle chciał je usłyszeć. Liczył się tylko pies, który najwyraźniej był niemniej przestraszony od samego portrecisty a który w każdej chwili mógł wybuchnąć agresją i postanowić ugryźć.
Dopiero zniknięcie kudłacza i mocny chwyt na ramieniu sprowadziły go powoli na ziemię, skupiając rozbiegane spojrzenie na twarzy rudego.
- Ja... - Zaczął, nie mając jednak najmniejszego pojęcia jakie słowa powinien wypowiedzieć.
Spokojnie, poszedł już. Możesz oddychać.
Zgodnie z łagodnym poleceniem jelenia napełnił płuca powietrzem, by zaraz powoli je wypuścić z wyraźną ulgą. Potrząsnął głową na boki, pozbywają się resztek śladów niechcianych uczuć. Zdecydowanie zły dzień na spacer po tym konkretnym parku.
- Przepraszam za to, nie przepadam za psami. - nienawidzę ich chciałoby się dodać, choć po tym co zaprezentował, sądził że chlopak sam się tego domyśli. Drżącą dłonią przeczesał ciemne kosmyki, pozwalając grzywce swobodnie opaść na oczy. Powrócił też do wcześniejszej pozycji, wspierając łokcie na kolanach.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach