▲▼
First topic message reminder :
KITKUUUU *^*
KITKUUUU *^*
Co tu się dzieje XDXDXDXD
Ryj tego kolesia z miniaturki mnie niszczy po całości.
Wygląda trochę jak taki złol z kreskówki, gdzie złol to jakiś Chiniol z typowym O HERRO CHING CHECHONG akcentem, z haczykowatym nosem i wąsem długim smoczym.
Ej autentycznie, najlepiej że oni tam uważają że jest całkiem przystojny. Zadaję sobie pytanie w którym miejscu, ale jednocześnie go uwielbiam za to darcie japy i przesadzone reakcje.
#justkoreanbeautystandards
Ze szczególną dedykacją dla Merca.
Bądź Alegz. Podoficerem WP, chlubą armii, obrońcą narodu polskiego. Służ dzielnie w liniowej jednostce, świetnie się baw. Pewnego piękna dnia dostań z zaskoczenia rozkazem wyjazdu na poligon, prosto w ryj. Wzrusz ramionami. Starsi służbą koledzy heheszkują i mówią, że warunki najgorsze na świecie, że o ja nie chcę, ja pierdolę, a ja to rzucę L4.
Gotuj się na najgorsze. Jesteś twardy. Potężny. Poradzisz sobie ze wszystkim.
Nadchodzi dzień wyjazdu. Cały boży dzień tłuczecie się starymi PKSami na drugi koniec Polszy z postojem w MakDonaldzie. Cieszysz się, bo nie musisz się męczyć z nikim i siedzisz sam. Nie dlatego, że nikt nie chce z Tobą siedzieć, ale jesteś przecież, kurwa, dowódcą, więc podwójne miejsce w autobusie należy Ci się jak psu buda.
Docieracie na miejsce. Spodziewasz się gołej ziemi i szlaucha. A tam wyjebane ogrzewane namioty z polówkami w środku. Wszyscy narzekają. Ty czujesz, jakbyś wygrał życie.
Mija kilka dni, życie się toczy. Idziecie całym modułem na taktykę. Moduł podzielony na plutony, plutony na drużyny. Taki tam marsz na półtorej godzinki. Trochę pada, ale przecież z cukru nie jesteście, to nic wam się nie stanie, także chuj z deszczem. Idziecie. Szykiem ubezpieczonym, twardo przed siebie. Twoja drużyna zamyka cały ten pochód, bo jesteś dowódcą czwartej drużyny w trzecim plutonie. Nagle się zatrzymujesz, bo widzisz, że reszta drużyn z twojego plutonu też stoi. Idziesz do innych dowódców, żeby dowiedzieć się, co się odpierdala. I nagle cyk. Okazuje się, że pierwsza drużyna zgubiła ostatnią drużynę drugiego plutonu.
Nie wiecie, gdzie iść, bo porucznik X poszedł z pierwszą kompanią, a jako jedyny znał drogę. Szukacie na mapie, mniej więcej zaczynacie się orientować, gdzie jesteście. Mniej niż więcej, no ale chuj. Musi wystarczyć, bo nie będzie tak stać w lesie i moknąć jak dzbany.
Ruszacie. Na miejsce wchodzicie z półtoragodzinnym opóźnieniem. Ale to i tak nic. Nie ma połowy drugiego plutonu. Codokurwy.exe
Jedna drużyna jest. Trzech brakuje.
Codokurwyx2.exe
Dzwonicie do porucznika Y, który dowodzi drugim plutonem.
- KURWA, FRANEK, GDZIE TY JESTEŚ.
- KURWA, NIE WIEM.
Dochodzisz do wniosku, że w sumie to dobrze, że zgubiliście ten drugi pluton po drodze, bo pewnie pałętalibyście się z nimi chuj wie gdzie, bo oni też się zgubili. Ale zgubili się tak w chuj bardziej. Przepierdalali się przez bagna. Zawracali trzy razy. Przeszli przez rzekę. Ostatecznie na miejscu zjawili się dwie godziny po twoim plutonie, czyli byli prawie cztery godziny w plecy. Patrzysz na porucznika Y, a ten do poziomu piersi ujebany jest błotem. Pytacie, co się stało. Porucznik opowiada, że postanowił sam prowadzić, jak przechodzili przez bagno. Tyle że nie spodziewał się, że może być tak głęboko.
Żołnierze go wyciągali patykami, bo byłby się skurwesyn utopił.
Miej chorego pułkownika. Podobnie jak wszyscy oficerowie mieszka w internacie trzy kilometry od waszego obozowiska. Ma nawet własny, prywatny kibel i codzienną wartę. Dosłownie musimy oddelegować codziennie jednego z szeregowych, żeby siedział z bronią na krześle przy kiblu pułkownika i pilnował, żeby nikt z niego nie korzystał.
Pułkownika przyjeżdża na obozowisko raz na jakiś czas. I to był dzień, gdy przyjechał. Akurat jesteś na służbie, to grzecznie składasz meldunek. Wszystko gra, także pułkownik idzie w pizdu. Siedzisz sobie dalej na służbie, nagle pułkownik wraca i drze mordę na cały obóz. Do chorążego.
- KURWA, STASZKU, MASZ PAPIER? BO W TYCH KIBLACH NIE MA.
- A to nie mogłeś u siebie? Toż tam łazienkę normalnie masz, a nie ToiToia.
- BEZ TEGO SMRODU TO NIE TO SAMO, KURWA, CO TO ZA POLIGON BEZ ODORU GÓWNA PRZY WYPRÓŻNIANIU, NO PANOWIE.
Staszek usłużnie podał dowódcy rolkę papieru.
- NO I ZAJEBIŚCIE.
Oznajmił pułkownik radośnie i udał się w stronę Toi-Toi. O takich dowódców niczego nie robiłeś.
W niedziele nie macie zajęć, ale tym razem pułkownik postanowił, że zorganizuje wycieczkę. Mało było chętnych, ale gdy oznajmił, że Wybrańcy-Którzy-Zostają idą dobrowaolnie biegać z kapitanem, to nagle lista chętnych stała się pełna. Wszyscy wiecie, że kapitan biega w maratonach i jest ogólnie pierdolnięty.
Wycieczka do bunkrów. Zajebistych w gruncie rzeczy, ale nie aż tak jak przewodnik - przyjarany hipis z dredami do samej dupy. Ogólnie przejście tych bunkrów trwa mniej więcej trzy godziny. Wasz pułkownik jest pierdolnięty, więc całość pokonujecie w półtorej godziny. Przewodnik w międzyczasie próbuje coś wam opowiedzieć, ale mniej więcej w połowie zdania wpierdala mu się dowódca i mówi "NO, NO, ZAJEBIŚCIE, PROWADŹ DALEJ, MŁODY."
Ogólnie to pułkownik wygrywa wszystko, co jest do wygrania na tej wycieczce i jest najbardziej podekscytowaną tym przedsięwzięciem jednostką. Jeszcze przed wejściem w sklepie z pamiątkami kupił sobie breloczek w kształcie naboju z takim czerwonym laserkiem. Idziecie sobie w ciszy ciemnym korytarzem, a ten nagle drze ryj "O KURWA, NIETOPERZ. PATRZCIE, NIETOPERZ" i świeci na niego tym światełkiem, żeby wszyscy widzieli na własne oczy, gdzie ten nieszczęsny nietoperek właściwie jest.
Idziecie dalej, docieracie do podziemnej stacji PKP, a tam działająca drezyna. Przewodnik mówi, że można się przejechać. Pułkownik, oczywiście, jako pierwszy razem z trójką złapanych za szmaty szeregowych. Pojechali na koniec korytarza, wrócili.
- A WEŹCIE TU ZAMONTUJCIE LICZNIK PRĘDKOŚCI I TABLICE WYNIKÓW, TO ZAWODY BĘDZIE MOŻNA PIERDOLNĄĆ.
Chwilę później wpierdala się na jakiś wagonik, żeby lepiej widzieć, jak żołnierze jeżdżą drezyną. Przewodnik mówi mu, że tam nie można wchodzić, bo to zabytek i niechby zszedł. Pułkownik machnął ręką "OJ TAM ZARAZ ŻE NIE WOLNO". I stoi dalej. Wyjebane absolutnie na ludność cywilną, bo co mu może taki hipis zjarany zrobić?
Idziecie dalej, pokonujecie ostatecznego bossa bunkrów - czyli jakichś 500 schodów i jesteście na zewnątrz.
Wyszliście. No to pułkownik będzie robił zdjęcie całej grupie, bo jak to tak. Drze się, że wszyscy mają się ustawić. "ALE CI KRÓTSZEGO SORTU TO DO PRZODU."
Cyka zdjęcia najpierw sam. Później wali sobie selfiaczka z ekipą. A na koniec łapie jakiegoś żołnierza, żeby cyknął. Wracamy na parking, tam przerwa 20 minut na kupienie gówna w sklepie z pamiątkami, fajkę czy chuj wie co jeszcze. Myślicie, że wracacie do obozu. Otóż nie. Pułkownik jest prawdziwym animatorem i wymyślił, że koniecznie musicie zobaczyć Jezusa w Świebodzinie. Jedziecie.
Wiesz już, że dowódca to memiczna perełka w tym chlewie, więc trzymasz się go blisko. Niestety, na miejscu, gdy wszyscy już wysiadacie, rzuca tylko jednym komentarzem.
"O KURWA, ALE WIELKI."
#thatswhatshesaid.mp3
Żołnierze robią zdjęcia Jezusowi, turyści robią zdjęcia żonierzom.
Wracacie. W obozowisku dowiadujecie się, że Wybrańcy-Którzy-Zostali musieli odjebać 20 kilometrów biegu za kapitanem.
O Twojej drużynie można powiedzieć wiele. Że chuje, że buce, że pojeby. Ale zdecydowanie są najlepiej wyszkoloną drużyną pod słońcem. Na jednych zajęciach każesz im się zamaskować w lesie. Jebani robią to tak skutecznie, że sam nie możesz ich znaleźć przez pół godziny.
Dzień powrotu. Jesteś dumny, że udało ci się dotrwać do końca. Wszyscy się pakują, szybka akcja i szybki powrót. Cała ekipa podzielona na trzy autobusy.
Porucznik Y w pewnym momencie zaczyna kłócić się z kierowcą, czemu jedziecie tak powoli. Bo macie jeszcze dobre 40 kilometrów do Radomia, a dwa pozostałe autobusy już ten Radom mijają.
- Panie, czemu pan jedziesz tak powoli, jak tamci już w Radomiu?
- A bo jedziemy ostrożnie i 80 na godzinę.
- NO ALE CZEMU TAK POWOLI. Panie, jak nas tiry na autostradzie wyprzedzają, to chyba jest coś nie tak.
- No bo ja nie mogę szybciej.
- CZEMU PAN NIE MOŻE, A TAMCI DWA MOGĄ.
- Bo to jak w wojsku. Widzi pan, pan masz taki stopień, a kto inny ma inny i co innego mu można. I tu jest to samo. Jedni są wyżej, inni są niżej.
- ... ALE TO ZUPEŁNIE CO INNEGO JEST. ZUPEŁNIE INNA BAJKA.
- I to też jest inna bajka.
To jest też moment, w którym widzisz, że porucznik chce zapytać "CO TY KURWA CHŁOPIE PIERDOLISZ", ale ostatecznie postanawia nie dyskutować dalej z Panem Kierowcą.
Docieracie półtorej godziny później niż inni.
Jak zwykle.
Alegz vs Poligon
Bądź Alegz. Podoficerem WP, chlubą armii, obrońcą narodu polskiego. Służ dzielnie w liniowej jednostce, świetnie się baw. Pewnego piękna dnia dostań z zaskoczenia rozkazem wyjazdu na poligon, prosto w ryj. Wzrusz ramionami. Starsi służbą koledzy heheszkują i mówią, że warunki najgorsze na świecie, że o ja nie chcę, ja pierdolę, a ja to rzucę L4.
Gotuj się na najgorsze. Jesteś twardy. Potężny. Poradzisz sobie ze wszystkim.
Nadchodzi dzień wyjazdu. Cały boży dzień tłuczecie się starymi PKSami na drugi koniec Polszy z postojem w MakDonaldzie. Cieszysz się, bo nie musisz się męczyć z nikim i siedzisz sam. Nie dlatego, że nikt nie chce z Tobą siedzieć, ale jesteś przecież, kurwa, dowódcą, więc podwójne miejsce w autobusie należy Ci się jak psu buda.
Docieracie na miejsce. Spodziewasz się gołej ziemi i szlaucha. A tam wyjebane ogrzewane namioty z polówkami w środku. Wszyscy narzekają. Ty czujesz, jakbyś wygrał życie.
Mija kilka dni, życie się toczy. Idziecie całym modułem na taktykę. Moduł podzielony na plutony, plutony na drużyny. Taki tam marsz na półtorej godzinki. Trochę pada, ale przecież z cukru nie jesteście, to nic wam się nie stanie, także chuj z deszczem. Idziecie. Szykiem ubezpieczonym, twardo przed siebie. Twoja drużyna zamyka cały ten pochód, bo jesteś dowódcą czwartej drużyny w trzecim plutonie. Nagle się zatrzymujesz, bo widzisz, że reszta drużyn z twojego plutonu też stoi. Idziesz do innych dowódców, żeby dowiedzieć się, co się odpierdala. I nagle cyk. Okazuje się, że pierwsza drużyna zgubiła ostatnią drużynę drugiego plutonu.
Nie wiecie, gdzie iść, bo porucznik X poszedł z pierwszą kompanią, a jako jedyny znał drogę. Szukacie na mapie, mniej więcej zaczynacie się orientować, gdzie jesteście. Mniej niż więcej, no ale chuj. Musi wystarczyć, bo nie będzie tak stać w lesie i moknąć jak dzbany.
Ruszacie. Na miejsce wchodzicie z półtoragodzinnym opóźnieniem. Ale to i tak nic. Nie ma połowy drugiego plutonu. Codokurwy.exe
Jedna drużyna jest. Trzech brakuje.
Codokurwyx2.exe
Dzwonicie do porucznika Y, który dowodzi drugim plutonem.
- KURWA, FRANEK, GDZIE TY JESTEŚ.
- KURWA, NIE WIEM.
Dochodzisz do wniosku, że w sumie to dobrze, że zgubiliście ten drugi pluton po drodze, bo pewnie pałętalibyście się z nimi chuj wie gdzie, bo oni też się zgubili. Ale zgubili się tak w chuj bardziej. Przepierdalali się przez bagna. Zawracali trzy razy. Przeszli przez rzekę. Ostatecznie na miejscu zjawili się dwie godziny po twoim plutonie, czyli byli prawie cztery godziny w plecy. Patrzysz na porucznika Y, a ten do poziomu piersi ujebany jest błotem. Pytacie, co się stało. Porucznik opowiada, że postanowił sam prowadzić, jak przechodzili przez bagno. Tyle że nie spodziewał się, że może być tak głęboko.
Żołnierze go wyciągali patykami, bo byłby się skurwesyn utopił.
Miej chorego pułkownika. Podobnie jak wszyscy oficerowie mieszka w internacie trzy kilometry od waszego obozowiska. Ma nawet własny, prywatny kibel i codzienną wartę. Dosłownie musimy oddelegować codziennie jednego z szeregowych, żeby siedział z bronią na krześle przy kiblu pułkownika i pilnował, żeby nikt z niego nie korzystał.
Pułkownika przyjeżdża na obozowisko raz na jakiś czas. I to był dzień, gdy przyjechał. Akurat jesteś na służbie, to grzecznie składasz meldunek. Wszystko gra, także pułkownik idzie w pizdu. Siedzisz sobie dalej na służbie, nagle pułkownik wraca i drze mordę na cały obóz. Do chorążego.
- KURWA, STASZKU, MASZ PAPIER? BO W TYCH KIBLACH NIE MA.
- A to nie mogłeś u siebie? Toż tam łazienkę normalnie masz, a nie ToiToia.
- BEZ TEGO SMRODU TO NIE TO SAMO, KURWA, CO TO ZA POLIGON BEZ ODORU GÓWNA PRZY WYPRÓŻNIANIU, NO PANOWIE.
Staszek usłużnie podał dowódcy rolkę papieru.
- NO I ZAJEBIŚCIE.
Oznajmił pułkownik radośnie i udał się w stronę Toi-Toi. O takich dowódców niczego nie robiłeś.
W niedziele nie macie zajęć, ale tym razem pułkownik postanowił, że zorganizuje wycieczkę. Mało było chętnych, ale gdy oznajmił, że Wybrańcy-Którzy-Zostają idą dobrowaolnie biegać z kapitanem, to nagle lista chętnych stała się pełna. Wszyscy wiecie, że kapitan biega w maratonach i jest ogólnie pierdolnięty.
Wycieczka do bunkrów. Zajebistych w gruncie rzeczy, ale nie aż tak jak przewodnik - przyjarany hipis z dredami do samej dupy. Ogólnie przejście tych bunkrów trwa mniej więcej trzy godziny. Wasz pułkownik jest pierdolnięty, więc całość pokonujecie w półtorej godziny. Przewodnik w międzyczasie próbuje coś wam opowiedzieć, ale mniej więcej w połowie zdania wpierdala mu się dowódca i mówi "NO, NO, ZAJEBIŚCIE, PROWADŹ DALEJ, MŁODY."
Ogólnie to pułkownik wygrywa wszystko, co jest do wygrania na tej wycieczce i jest najbardziej podekscytowaną tym przedsięwzięciem jednostką. Jeszcze przed wejściem w sklepie z pamiątkami kupił sobie breloczek w kształcie naboju z takim czerwonym laserkiem. Idziecie sobie w ciszy ciemnym korytarzem, a ten nagle drze ryj "O KURWA, NIETOPERZ. PATRZCIE, NIETOPERZ" i świeci na niego tym światełkiem, żeby wszyscy widzieli na własne oczy, gdzie ten nieszczęsny nietoperek właściwie jest.
Idziecie dalej, docieracie do podziemnej stacji PKP, a tam działająca drezyna. Przewodnik mówi, że można się przejechać. Pułkownik, oczywiście, jako pierwszy razem z trójką złapanych za szmaty szeregowych. Pojechali na koniec korytarza, wrócili.
- A WEŹCIE TU ZAMONTUJCIE LICZNIK PRĘDKOŚCI I TABLICE WYNIKÓW, TO ZAWODY BĘDZIE MOŻNA PIERDOLNĄĆ.
Chwilę później wpierdala się na jakiś wagonik, żeby lepiej widzieć, jak żołnierze jeżdżą drezyną. Przewodnik mówi mu, że tam nie można wchodzić, bo to zabytek i niechby zszedł. Pułkownik machnął ręką "OJ TAM ZARAZ ŻE NIE WOLNO". I stoi dalej. Wyjebane absolutnie na ludność cywilną, bo co mu może taki hipis zjarany zrobić?
Idziecie dalej, pokonujecie ostatecznego bossa bunkrów - czyli jakichś 500 schodów i jesteście na zewnątrz.
Wyszliście. No to pułkownik będzie robił zdjęcie całej grupie, bo jak to tak. Drze się, że wszyscy mają się ustawić. "ALE CI KRÓTSZEGO SORTU TO DO PRZODU."
Cyka zdjęcia najpierw sam. Później wali sobie selfiaczka z ekipą. A na koniec łapie jakiegoś żołnierza, żeby cyknął. Wracamy na parking, tam przerwa 20 minut na kupienie gówna w sklepie z pamiątkami, fajkę czy chuj wie co jeszcze. Myślicie, że wracacie do obozu. Otóż nie. Pułkownik jest prawdziwym animatorem i wymyślił, że koniecznie musicie zobaczyć Jezusa w Świebodzinie. Jedziecie.
Wiesz już, że dowódca to memiczna perełka w tym chlewie, więc trzymasz się go blisko. Niestety, na miejscu, gdy wszyscy już wysiadacie, rzuca tylko jednym komentarzem.
"O KURWA, ALE WIELKI."
#thatswhatshesaid.mp3
Żołnierze robią zdjęcia Jezusowi, turyści robią zdjęcia żonierzom.
Wracacie. W obozowisku dowiadujecie się, że Wybrańcy-Którzy-Zostali musieli odjebać 20 kilometrów biegu za kapitanem.
O Twojej drużynie można powiedzieć wiele. Że chuje, że buce, że pojeby. Ale zdecydowanie są najlepiej wyszkoloną drużyną pod słońcem. Na jednych zajęciach każesz im się zamaskować w lesie. Jebani robią to tak skutecznie, że sam nie możesz ich znaleźć przez pół godziny.
Dzień powrotu. Jesteś dumny, że udało ci się dotrwać do końca. Wszyscy się pakują, szybka akcja i szybki powrót. Cała ekipa podzielona na trzy autobusy.
Porucznik Y w pewnym momencie zaczyna kłócić się z kierowcą, czemu jedziecie tak powoli. Bo macie jeszcze dobre 40 kilometrów do Radomia, a dwa pozostałe autobusy już ten Radom mijają.
- Panie, czemu pan jedziesz tak powoli, jak tamci już w Radomiu?
- A bo jedziemy ostrożnie i 80 na godzinę.
- NO ALE CZEMU TAK POWOLI. Panie, jak nas tiry na autostradzie wyprzedzają, to chyba jest coś nie tak.
- No bo ja nie mogę szybciej.
- CZEMU PAN NIE MOŻE, A TAMCI DWA MOGĄ.
- Bo to jak w wojsku. Widzi pan, pan masz taki stopień, a kto inny ma inny i co innego mu można. I tu jest to samo. Jedni są wyżej, inni są niżej.
- ... ALE TO ZUPEŁNIE CO INNEGO JEST. ZUPEŁNIE INNA BAJKA.
- I to też jest inna bajka.
To jest też moment, w którym widzisz, że porucznik chce zapytać "CO TY KURWA CHŁOPIE PIERDOLISZ", ale ostatecznie postanawia nie dyskutować dalej z Panem Kierowcą.
Docieracie półtorej godziny później niż inni.
Jak zwykle.
XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
Nawet nie wiem ktore rozbawilo mnie najbardziej, bo kisne na wszystkich tak otwarcie (nawet mi sie chrumknelo XDDD) ze ludzie sie na mnie w metrze patrza ale wyjebane. XDDDDDD NIE WIEDZA CO TRACA.
Te historie to sens zycia. Tesknilem za nimi. I o takie opowiesci nic nie robilem. Chce wiecej.
Nawet nie wiem ktore rozbawilo mnie najbardziej, bo kisne na wszystkich tak otwarcie (nawet mi sie chrumknelo XDDD) ze ludzie sie na mnie w metrze patrza ale wyjebane. XDDDDDD NIE WIEDZA CO TRACA.
Te historie to sens zycia. Tesknilem za nimi. I o takie opowiesci nic nie robilem. Chce wiecej.
...czemu ja nie słyszałem tej historii o kiblu pułkownika. xD
Słyszałeś. Szukałem tych historii w archiwum discorda, żeby dobrze przytoczyć.
I dziękuję, polecam się! :hearts:
I dziękuję, polecam się! :hearts:
Czy tylko u mnie super świeci słońce ale jest pieruńsko zimno?
U mnie ostatnio ciągle leje, a mam meble do pomalowania na zewnątrz. >:-/
A to już złośliwość losu. To u mnie jakoś nie pada na szczęście, co najwyżej wieje. Wczoraj była świetna pogoda, bo było gorąco, ale jednoczesnie wiał chłodny wiatr, więc nie było w ogóle problemu z wyrobieniem. Pospałem sobie nawet trochę na trawie. Będę za tym tęsknił jak wrócę do miasta.
Co wy macie za dzikie pogody. U mnie to jest albo chłodno i pada, albo w kij ciepło i bez chłodnego wiatru. :/
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach