▲▼
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Placyk rekreacyjny w środku rynku zyskał swą nazwę, dzięki młodzieży tu przybywającej. Nieważne czy były to osoby, wykorzystujące schody, poręczę, ławki i mury do jazdy na róznorodnym sprzęcie - o dziwo, ludzie upatrzyli sobie to miejsce także do grania ulicznego. Bądź występów. Często jest tutaj sporo ludzi, ale nie dziwota. Każdy lubi popatrzeć jak inni świetnie się bawią, a czasami nawet i do nich dołączyć!
-------------------------
Szedł, najwyraźniej znudzony. Nie wiedział czym powinien się zająć. Niby szkoła jest ważna, niby powinien poświęcać więcej czasu na naukę, osiągnąć coś, może poszukać jakiejś fajnej i dodatkowej robótki... Oczywiście nie tej legalnej. Bardziej Zackowi po myśli chodził jakiś sponsor. Tak, ostatnia studzienka wyschła. A w gruncie rzeczy to zawsze chciał się nauczyć na czymś jeździć... Ale nie jeździć, a jeździć-jeździć! Popisywać się swoimi akrobacjami, uczyć młodszych...
Jednak nie. Lepiej się po prostu popisywać. Zresztą, Zack by chyba niechętnie szukał kolegów do nauki. Niezbyt chciał to robić. Ale taki sprzęt byłby świetną sprawą! Jednakże... Jest drogi, prawda? Tak, nawet bardzo drogi! Bo żeby zdobyć taki naprawdę dobry, musiałby odłożyć ćpanie na dłuższy czas. Albo znaleźć bardzo bogatego sponsora, która zapewniłby mu pieniądze na obie te rzeczy jednocześnie. Tak, chyba ta druga opcja bardziej mu się podobała. Zresztą, komu by się nie podobała? Ach, byłaby naprawdę świetna!
Chociaż... Z drugiej strony to on niezbyt miał dobrą równowagę do takich rzeczy... Musiałby trochę poćwiczyć, to fakt. I nazbierałby nową kolekcję siniaków oraz zadrapań - co tak naprawdę nikogo by nie zdziwiło. On nie wdawał się w bójki, tych zazwyczaj unikał. Aczkolwiek na ulicy samochody go kochały! I rowery. I szczeniaczki... Ugh, przejebane miał taki pechowiec.
Już miał wyjmować fajki z kieszeni spodni, kiedy nagle zauważył jakąś dziewczynę. Nie zwrócił uwagi za bardzo na to czy z kimś rozmawiała, czy jednak szła sama. Zauważył jednak drobny fakt... Miała deskę. Tak, to mu się bardzo spodobało. O tym przedmiocie tyle myślał, a teraz ten po prostu spadł mu z nieba! Jak wspaniale!
Szybko ruszył w stronę nieznajomej, jakby nigdy nic. Z pewnością musiało to dziwnie wyglądać, kiedy taki różowogłowy chłopak, nagle wpadł na obcą dziewczynę, przewracając ją.
- Ojej, bardzo ci przepraszam! Nic ci się nie stało? Na pewno? Chodź, pomogę ci wstać! - powiedział i niezależnie od reakcji koleżanki, po prostu podszedł do niej od tyłu, w dosyć komiczny sposób pomagając jej znów znaleźć się na nogach. Podczas tej czynności, udało mu się od plecaka odpiąć cudzą własność... A nim dziewczyna w ogóle się obróciła do obcego chłopaka, ten ponownie zdążył ją popchnąć, a skradziony przedmiot znalazł się pod jego stopami i zaczął jechać. Trochę pokracznie, aczkolwiek był to jego pierwszy raz na identycznym sprzęcie! Z uśmiechem zjechał po podjeździe, znikając w jednej z uliczek, chcąc jak najszybciej zniknąć z pola widzenia okradzionej.
Placyk rekreacyjny w środku rynku zyskał swą nazwę, dzięki młodzieży tu przybywającej. Nieważne czy były to osoby, wykorzystujące schody, poręczę, ławki i mury do jazdy na róznorodnym sprzęcie - o dziwo, ludzie upatrzyli sobie to miejsce także do grania ulicznego. Bądź występów. Często jest tutaj sporo ludzi, ale nie dziwota. Każdy lubi popatrzeć jak inni świetnie się bawią, a czasami nawet i do nich dołączyć!
-------------------------
Szedł, najwyraźniej znudzony. Nie wiedział czym powinien się zająć. Niby szkoła jest ważna, niby powinien poświęcać więcej czasu na naukę, osiągnąć coś, może poszukać jakiejś fajnej i dodatkowej robótki... Oczywiście nie tej legalnej. Bardziej Zackowi po myśli chodził jakiś sponsor. Tak, ostatnia studzienka wyschła. A w gruncie rzeczy to zawsze chciał się nauczyć na czymś jeździć... Ale nie jeździć, a jeździć-jeździć! Popisywać się swoimi akrobacjami, uczyć młodszych...
Jednak nie. Lepiej się po prostu popisywać. Zresztą, Zack by chyba niechętnie szukał kolegów do nauki. Niezbyt chciał to robić. Ale taki sprzęt byłby świetną sprawą! Jednakże... Jest drogi, prawda? Tak, nawet bardzo drogi! Bo żeby zdobyć taki naprawdę dobry, musiałby odłożyć ćpanie na dłuższy czas. Albo znaleźć bardzo bogatego sponsora, która zapewniłby mu pieniądze na obie te rzeczy jednocześnie. Tak, chyba ta druga opcja bardziej mu się podobała. Zresztą, komu by się nie podobała? Ach, byłaby naprawdę świetna!
Chociaż... Z drugiej strony to on niezbyt miał dobrą równowagę do takich rzeczy... Musiałby trochę poćwiczyć, to fakt. I nazbierałby nową kolekcję siniaków oraz zadrapań - co tak naprawdę nikogo by nie zdziwiło. On nie wdawał się w bójki, tych zazwyczaj unikał. Aczkolwiek na ulicy samochody go kochały! I rowery. I szczeniaczki... Ugh, przejebane miał taki pechowiec.
Już miał wyjmować fajki z kieszeni spodni, kiedy nagle zauważył jakąś dziewczynę. Nie zwrócił uwagi za bardzo na to czy z kimś rozmawiała, czy jednak szła sama. Zauważył jednak drobny fakt... Miała deskę. Tak, to mu się bardzo spodobało. O tym przedmiocie tyle myślał, a teraz ten po prostu spadł mu z nieba! Jak wspaniale!
Szybko ruszył w stronę nieznajomej, jakby nigdy nic. Z pewnością musiało to dziwnie wyglądać, kiedy taki różowogłowy chłopak, nagle wpadł na obcą dziewczynę, przewracając ją.
- Ojej, bardzo ci przepraszam! Nic ci się nie stało? Na pewno? Chodź, pomogę ci wstać! - powiedział i niezależnie od reakcji koleżanki, po prostu podszedł do niej od tyłu, w dosyć komiczny sposób pomagając jej znów znaleźć się na nogach. Podczas tej czynności, udało mu się od plecaka odpiąć cudzą własność... A nim dziewczyna w ogóle się obróciła do obcego chłopaka, ten ponownie zdążył ją popchnąć, a skradziony przedmiot znalazł się pod jego stopami i zaczął jechać. Trochę pokracznie, aczkolwiek był to jego pierwszy raz na identycznym sprzęcie! Z uśmiechem zjechał po podjeździe, znikając w jednej z uliczek, chcąc jak najszybciej zniknąć z pola widzenia okradzionej.
Tak, faktycznie - od przyjebania stopą w ławkę się umierało. Jak mógł mi umknąć ten drobny fakt? Postanowiłem jednak już tego nie komentować.
Jego reakcja mnie zaskoczyła. Chciałem tylko, żeby zwrócił na mnie uwagę, a ten się zaczął kolorystycznie zmieniać... i w ogóle. -Kawa.- Powtórzyłem w reakcji na jego krótkie "co?". -Taki napój, kofeinowy. Bardzo dobry.- Może powinienem był mu to przeliterować? Cholera wie czy zajarzy, dziwnie się zachowywał. Przez to i ja się jeszcze bardziej zestresowałem.
Kiedy tylko 'odepchnął' moją dłoń, wyprostowałem się jak struna, patrząc na niego tępo. Zaraz. Co? Jak to się "litowałem"? Magicznie zapomniał o moim długu? A może nie spodobała mu się wizja picia kawy?.. Oh, szit. -N-nie lituję się, debilu.- W zamyśle miałem wypowiedzieć to bardzo oschłym tonem, ale zaskoczony przebiegiem sytuacji bełkotałem. Uniosłem dłoń na wysokość swoich włosów i bardzo nerwowo zacząłem je przygładzać. -To ja mam to wiedzieć?- Odpowiedziałem zupełnie odruchowo, nie zastanawiając się nawet nad sensem tej czynności.
Jego reakcja mnie zaskoczyła. Chciałem tylko, żeby zwrócił na mnie uwagę, a ten się zaczął kolorystycznie zmieniać... i w ogóle. -Kawa.- Powtórzyłem w reakcji na jego krótkie "co?". -Taki napój, kofeinowy. Bardzo dobry.- Może powinienem był mu to przeliterować? Cholera wie czy zajarzy, dziwnie się zachowywał. Przez to i ja się jeszcze bardziej zestresowałem.
Kiedy tylko 'odepchnął' moją dłoń, wyprostowałem się jak struna, patrząc na niego tępo. Zaraz. Co? Jak to się "litowałem"? Magicznie zapomniał o moim długu? A może nie spodobała mu się wizja picia kawy?.. Oh, szit. -N-nie lituję się, debilu.- W zamyśle miałem wypowiedzieć to bardzo oschłym tonem, ale zaskoczony przebiegiem sytuacji bełkotałem. Uniosłem dłoń na wysokość swoich włosów i bardzo nerwowo zacząłem je przygładzać. -To ja mam to wiedzieć?- Odpowiedziałem zupełnie odruchowo, nie zastanawiając się nawet nad sensem tej czynności.
Kto powiedział, ze od przyjebania stopą w ławkę? Zawsze mogłem w nią przyjebać czymś innym. Zero wyobraźni, Lynch! Tak czy owak ja również nie kontynuowałem tego tematu, ot przez chwilę w ogóle zabrakło mi języka w gębie. No wiecie... Stres, zawstydzenie i takie tam. Właściwie sam się dziwiłem swej reakcji. Albo może nie tyle się jej dziwiłem, co zwyczajnie byłem przez nią na siebie zły. Masowałem się chwilę po trzymanej wcześniej przez chłopaka dłoni wkrótce opuszczając obie luźno do dołu i wspierając je na krawędzi siedziska ławki po obu stronach swego ciała. Szkoda, że sięgałem stopami do ziemi, bo pewnie zakołysałbym nimi w te i wewte jak siedzące same na podwórkowym trzepaku, osierocone kilkuletnie dziecko.
- Owszem litujesz. - bąknąłem tylko marszcząc lekko nos. Potem dźwignąłem się mechanicznie na nogi uważając jednak przy tym by nie przydeptać plączącej się między nimi Śnieżki i spojrzałem ponuro na Lyncha.
- Wyraźnie zmieniłeś nastawienie, gdy wspomniałem alkoholizmie w moim rodzinnym domu... Jeśli nie z litości to dlaczego? - tu wzniosłem lekko łuki brwiowe w górę ewidentnie oczekując odpowiedzi. Najlepiej sensownej, taka która mnie przekona. Szybko jednak zrezygnowałem i odwróciłem wzrok wciskając mocno dłonie w kieszenie kurtki. - Nieważne, pójdę już. - mijając Lyncha klepnąłem go lekko dłonią po ramieniu. Ruszyłem równym krokiem w swoją stronę. /zt
- Owszem litujesz. - bąknąłem tylko marszcząc lekko nos. Potem dźwignąłem się mechanicznie na nogi uważając jednak przy tym by nie przydeptać plączącej się między nimi Śnieżki i spojrzałem ponuro na Lyncha.
- Wyraźnie zmieniłeś nastawienie, gdy wspomniałem alkoholizmie w moim rodzinnym domu... Jeśli nie z litości to dlaczego? - tu wzniosłem lekko łuki brwiowe w górę ewidentnie oczekując odpowiedzi. Najlepiej sensownej, taka która mnie przekona. Szybko jednak zrezygnowałem i odwróciłem wzrok wciskając mocno dłonie w kieszenie kurtki. - Nieważne, pójdę już. - mijając Lyncha klepnąłem go lekko dłonią po ramieniu. Ruszyłem równym krokiem w swoją stronę. /zt
Nie rozumiałem go. Ani trochę. -Mówię ci przecież, że to nie tak...- Syknąłem niewyraźnie przez zaciśnięte zęby. Bo o ile w pierwszej chwili czułem się 'wzięty z zaskoczenia', to teraz te pomówienia zaczęły mnie trochę irytować. To znaczy.. no cóż, miał po części rację. A dokładniej przy tym, że ta... huh, 'niezbyt pozytywna informacja' mocno mnie uderzyła. Ale nie szukałbym źródła swojego obecnego zachowania w czymś tak pustym jak litość. Bo tak na dobrą sprawę mu nie współczułem. Może zabrzmię na nieludzkiego dupka, ale nawet nie zamierzałem tego robić. Nie potrafiłem wyobrazić siebie w "takiej" sytuacji, więc ta szczątkowa empatia wynikała tylko z ludzkiego odruchu. A może to wszystko jednak było kłamstwem? Może wolałem uważać się za kogoś lepszego; kogoś, kto nie zniżyłby się do tak nieszczerych, samolubnych emocji? Może faktycznie chciałem mu podać tę jebaną kawę, żeby samemu poczuć się lepiej? I, co może nawet najważniejsze - nie rozmyślać o tym. O tej "niemojej sprawie".
Heh, chyba zacząłem się trochę plątać w zeznaniach! Ale mniejsza już o to. Nie musiałem wyjaśniać tak banalnej rzeczy/kłamać Bastienowi prosto w oczy, bo ten wyraźnie znał już prawdę. No cóż. Człowiek to jednak człowiek, niektórych instynktownych zachowań nie da się zakamuflować. -Debil..- Warknąłem sam do siebie, kiedy rudzielec zniknął z mojego pola widzenia. Następnie bez słowa podniosłem zdezorientowaną Śnieżkę z ziemi i, tuląc ją do piersi, poszedłem w stronę domu. Adioooos. /zt
Heh, chyba zacząłem się trochę plątać w zeznaniach! Ale mniejsza już o to. Nie musiałem wyjaśniać tak banalnej rzeczy/kłamać Bastienowi prosto w oczy, bo ten wyraźnie znał już prawdę. No cóż. Człowiek to jednak człowiek, niektórych instynktownych zachowań nie da się zakamuflować. -Debil..- Warknąłem sam do siebie, kiedy rudzielec zniknął z mojego pola widzenia. Następnie bez słowa podniosłem zdezorientowaną Śnieżkę z ziemi i, tuląc ją do piersi, poszedłem w stronę domu. Adioooos. /zt
Nie lubił tego miejsca w ciągu dnia. Zawsze było tu od cholery różnych ludzi i nawet jeśli oglądanie ich było ciekawe, to ilość wydawanych przez nich dźwięków była dla Damiena przytłaczająca i męcząca. Zdecydowanie bardziej lubił tu przychodzić pod wieczór, najlepiej w ciągu tygodnia, żeby ilość znajdujących się tu osób była znikoma, a najlepiej, żeby nie było tu nikogo.
Dzisiaj, niestety, nie udało mu się z początku to, co planował. Znaczy, trudno zaplanować życie kompletnie obcych mu, żyjących i myślących osób, ale miał cichą nadzieję, że uda mu się tu posiedzieć w samotności. Jeszcze chwilę po przyjściu kręciła się tu jakąś banda kilku młodych chłopaków, zapewne młodszych od niego, która darła się tak, że było ich wyraźnie słychać w każdym kącie placu. Z początku starał się to ignorować, bardziej skupić się na muzyce i przeglądaniu jakiegoś bezimiennego bloga na ekranie swojego telefonu, aniżeli dawać im zakłócać swój wewnętrzny spokój, ale kiedy Ci podeszli bliżej niego i już nawet słuchawki przestały pomagać, wyjął je z uszu i razem z telefonem odłożył na bok.
- Czy moglibyście, z łaski swojej, się wreszcie zamknąć? Naprawdę, nikogo nie obchodzi jak bardzo najebaliście się na ostatniej imprezie - spytał, powoli odwracając głowę w ich stronę. Ci spojrzeli na niego jak na, co najmniej, debila, ale zauważywszy, że jest od nich starszy (chyba, ale przynajmniej wygląda na starszego), a wyraz jego twarzy nie wyglądał na zbyt łagodny, postanowili się wycofać i pójść w swoją stronę, dając mu tym samym upragnioną ciszę i spokój. I siedział tam taki, wpatrzony w niebo, wyglądając jak część niezmiernie smutnego i depresyjnego obrazka stworzonego przez trzynastolatkę.
Dzisiaj, niestety, nie udało mu się z początku to, co planował. Znaczy, trudno zaplanować życie kompletnie obcych mu, żyjących i myślących osób, ale miał cichą nadzieję, że uda mu się tu posiedzieć w samotności. Jeszcze chwilę po przyjściu kręciła się tu jakąś banda kilku młodych chłopaków, zapewne młodszych od niego, która darła się tak, że było ich wyraźnie słychać w każdym kącie placu. Z początku starał się to ignorować, bardziej skupić się na muzyce i przeglądaniu jakiegoś bezimiennego bloga na ekranie swojego telefonu, aniżeli dawać im zakłócać swój wewnętrzny spokój, ale kiedy Ci podeszli bliżej niego i już nawet słuchawki przestały pomagać, wyjął je z uszu i razem z telefonem odłożył na bok.
- Czy moglibyście, z łaski swojej, się wreszcie zamknąć? Naprawdę, nikogo nie obchodzi jak bardzo najebaliście się na ostatniej imprezie - spytał, powoli odwracając głowę w ich stronę. Ci spojrzeli na niego jak na, co najmniej, debila, ale zauważywszy, że jest od nich starszy (chyba, ale przynajmniej wygląda na starszego), a wyraz jego twarzy nie wyglądał na zbyt łagodny, postanowili się wycofać i pójść w swoją stronę, dając mu tym samym upragnioną ciszę i spokój. I siedział tam taki, wpatrzony w niebo, wyglądając jak część niezmiernie smutnego i depresyjnego obrazka stworzonego przez trzynastolatkę.
Tak, nastał ten potworny moment kiedy było tak gorąco, że człowiek leżał i rozpływał się. Nie pomagało nic. Jedynie może klima, ale kiedy ktoś jest przeciwnikiem technologii i nie lubi takich rzeczy musi się ratować czymś innym. A więc lody. Bleh, nie znosił tego. Białe, obrzydliwe coś rozpływające się w ciągu 10 sek i zamieniające się w jeszcze bardziej obrzydliwą papkę. Zadrżał na samą myśl. Kiedy mówił ludziom, że nie lubi lodów najczęściej go wyśmiewali, albo patrzyli na kosmitę. A jednak, możliwe. Kto by pomyślał co? Sam znał zresztą osoby, które nie lubiły np. czekolady. A przecież dla wszystkich była taka pyszna. No nic. Jego mama, która lody uwielbia, ale jakoś nie miała chyba odwagi mu to przekazać w genach (hehs) wysłała go po lody dla siebie. No więc poszedł. W ten upał. Doczłapał do sklepu. Wziął co miał wziąć i stanął w ogromnej kolejce. Poważnie? Nie macie co robić, ludzie? Jedynym plusem była klimatyzacja, która lekko ochładzała jego i jego powoli narastające zirytowanie. W taki upał wszystko człowieka denerwowało. Przy okazji sięgnął po lemoniadę, która zachęcająco patrzyła na niego z lodówki stojącej przy kasie. Gdy w końcu zapłacił wyszedł ze sklepu, w jednej ręce trzymając siatkę a w drugiej lemoniadę. Jednym z miejsc przez które musiał przejść wracając do domu był park rekreacyjny. Jak na taki upał to wciąż było tu całkiem dużo ludzi. Przystanął na chwilę by się napić. Otworzył napój i szybko wziął łyka. Oczywiście jako, że jego niezgrabność lubiła się wychylać i powodować różne szkody, to oczywiście nie cała lemoniada wylądowała w jego ustach. Część spłynęła po jego brodzie i szyi. Normalnie niczym w jakiejś reklamie. Tyle, że on nie był hot 20-latką w kostiumie kąpielowym i wcale nie uznawał tego za seksi. Dodatkowo, żeby jeszcze los nie pozostał mu dłużny poczuł na sobie mocne popchnięcie. Spojrzał na lemoniadę, która chyba cudem jeszcze była w jego ręce po czym skierował wzrok na jakiegoś bachora, który na niego wpadł. Była to cała grupka, która zresztą właśnie była pogoniona przez innego chłopaka.
- Uważaj jak leziesz. -warknął, rzucając mu lodowate spojrzenie, a to potrafiło zmrozić. Pomimo jego wzrostu potrafił wyglądać groźnie i przestraszyć innych samym wzrokiem. Dzieciak burknął coś pod nosem i odbiegł do reszty grupy, która postanowiła się oddalić. Westchnął cicho stając obok jakiegoś chłopaka. Spojrzał na niego przyglądając mu się chwilę. Czy on nie był przypadkiem z jego szkoły? I to z klasy jego brata na dodatek. No proszę. Przez chwilę przypatrywał mu się bezczelnie nie pomyślawszy o tym, że może to być dosyć chamskie.
- Uważaj jak leziesz. -warknął, rzucając mu lodowate spojrzenie, a to potrafiło zmrozić. Pomimo jego wzrostu potrafił wyglądać groźnie i przestraszyć innych samym wzrokiem. Dzieciak burknął coś pod nosem i odbiegł do reszty grupy, która postanowiła się oddalić. Westchnął cicho stając obok jakiegoś chłopaka. Spojrzał na niego przyglądając mu się chwilę. Czy on nie był przypadkiem z jego szkoły? I to z klasy jego brata na dodatek. No proszę. Przez chwilę przypatrywał mu się bezczelnie nie pomyślawszy o tym, że może to być dosyć chamskie.
To miejsce trzymało w jego małym serduszku specjalne miejsce - to tu przyszedł, gdy zwiał z domu pierwszy raz. Fakt, na kilka godzin, ale wtedy pierwszy raz poczuł ten "powiew wolności", odrobinę adrenaliny, odmianę od tej cholernej monotonii i jednolitego, nudnego życia, w którym jakakolwiek zmiana zostawała uznana za błąd lub skazę, choć ostatnio sam łapie się na tym, że zmiany zaczynają go irytować. To zapewne wina jego despotycznej matki, która od zawsze wbijała mu do głowy, że nawet przestawiona na inną półkę książka jest zaburzeniem spokoju i harmonii w ich domu.
Z podobnego też powodu się tu teraz znajdował - kłótnie z matką nie należały do najprzyjemniejszej części jego dziennego harmonogramu, lecz cisza, która panowała po nich w domu, była tak głucha i napięta, że nawet krzyki jego ojca, któremu puszczały nerwy z powodu pracy, nie mogły jej przerwać ani nawet zakłócić. Wtedy wszystkie dźwięki robiły się płaskie, nawet muzyka w jego słuchawkach dawała wrażenie słuchanej zza ściany, szum wody w zlewie brzmiał jak odległy wodospad, paznokcie stukające o metalową szafkę nocną były kompletnie niesłyszalne. Jedyną opcją zmiany było wyjście z domu, kompletnie spontaniczne, bezsłowne trzaśnięcie za sobą drzwiami. Wtedy wszystko zaczyna normalnie funkcjonować i brzmieć tak, jak brzmieć powinno.
Sam nie jest w stanie określić, co dokładnie jest w tym miejscu takiego...specjalnego. Niby zwyczajne miejsce, pełne ławek, metalowych poręczy i różnych, dziwacznych ludzi, czasami mniej lub bardziej.
Może i była to ich wina, nadawali temu wszystkiemu taki nietypowy, odrobinę wysublimowany smak. Nie zmieniało to jednak faktu, że ich obecność może być również irytująca.
Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął z nich paczkę fajek, jedną z nich zaraz odpalając. Siedział tam jeszcze przez chwilę, doceniając swój spokój i posmak tytoniu na języku, gdy poczuł na sobie wzrok osobnika, który z bliżej niewyjaśnionej przyczyny znalazł się obok niego. Spojrzał w jego stronę, unosząc przy tym prawą brew. Kojarzył tego skrzata, nie mógł powiedzieć, że nie.
- Przepraszam, znamy się? - spytał krótko, oglądając do od stóp do głów. Niewielki, groźny i zapewne denerwujący.
Z podobnego też powodu się tu teraz znajdował - kłótnie z matką nie należały do najprzyjemniejszej części jego dziennego harmonogramu, lecz cisza, która panowała po nich w domu, była tak głucha i napięta, że nawet krzyki jego ojca, któremu puszczały nerwy z powodu pracy, nie mogły jej przerwać ani nawet zakłócić. Wtedy wszystkie dźwięki robiły się płaskie, nawet muzyka w jego słuchawkach dawała wrażenie słuchanej zza ściany, szum wody w zlewie brzmiał jak odległy wodospad, paznokcie stukające o metalową szafkę nocną były kompletnie niesłyszalne. Jedyną opcją zmiany było wyjście z domu, kompletnie spontaniczne, bezsłowne trzaśnięcie za sobą drzwiami. Wtedy wszystko zaczyna normalnie funkcjonować i brzmieć tak, jak brzmieć powinno.
Sam nie jest w stanie określić, co dokładnie jest w tym miejscu takiego...specjalnego. Niby zwyczajne miejsce, pełne ławek, metalowych poręczy i różnych, dziwacznych ludzi, czasami mniej lub bardziej.
Może i była to ich wina, nadawali temu wszystkiemu taki nietypowy, odrobinę wysublimowany smak. Nie zmieniało to jednak faktu, że ich obecność może być również irytująca.
Sięgnął do tylnej kieszeni spodni i wyjął z nich paczkę fajek, jedną z nich zaraz odpalając. Siedział tam jeszcze przez chwilę, doceniając swój spokój i posmak tytoniu na języku, gdy poczuł na sobie wzrok osobnika, który z bliżej niewyjaśnionej przyczyny znalazł się obok niego. Spojrzał w jego stronę, unosząc przy tym prawą brew. Kojarzył tego skrzata, nie mógł powiedzieć, że nie.
- Przepraszam, znamy się? - spytał krótko, oglądając do od stóp do głów. Niewielki, groźny i zapewne denerwujący.
Westchnął cicho spoglądając na butelkę i na ziemię na przemian. Popchnięty przez dzieciak machnął ręką, co spowodowało, że magiczny, zimny i jego ukochany napój ochoczo opuścił ciasne progi butelki. Wymamrotał coś cicho pod nosem niezadowolony, ale ostatecznie przewrócił tylko oczami i na tym skończyła się jego złość. Wypił resztę lemoniady, która została na dnie butelki i wycelował, po czym sprawnym ruchem rzucił w kierunku kosza, który stał obok. Trafił. I cieszył się z tego bo raczej nie chciałoby mu się ruszyć tyłka w tamtą stronę gdyby mu się nie udało. Był taki moment w życiu, że grał w kosza. Zresztą nic nowego. Próbował każdego sportu. Żaden jednak nie przykuwał jego uwagi na tyle długo by rozwinąć się w nim jakoś bardzo. Zazwyczaj trwało to miesiąc. Nakręcał się kim to on nie zostanie, a po tym czasie fascynacja jakoś z niego ulatywała i szybko znajdowała inne "równie fascynujące" zajęcie. Zdecydowanie można było nazwać jego zapał słomianym. Czasami jednak zdarzało się, że coś potrafiło go zainteresować na całkiem długi okres. Ciężko było przewidzieć co przestanie go interesować po jakimś czasie, a co zostanie na dłużej. Najczęściej jednak te dłuższe pasje rozwijały się powoli. Co ciekawe jednak był jednocześnie dosyć pilny i kiedy musiał coś zrobić, przymuszał się niezależnie od tego jak bardzo mu się nie chciało.
Zdał sobie sprawę z bezwiednego przyglądania się osobnikowi obok. Ups.. Czasami potrafił tak na kogoś patrzeć w stanie najgłębszego zamyślenia i dopiero po chwili orientować się z wykonywanej czynności. Dodatkowo skrzywił się lekko widząc i czując dym unoszący się w powietrzu. Zawsze wieje na niepalącego, co? Jak na złość.. Szczerze mówiąc nie wiedział co mu odpowiedzieć. I tak i nie. Szczerze wątpił, żeby koleś go skądkolwiek kojarzył. Zazwyczaj nie zapamiętywało się młodszych twarzy, szczególnie jeśli jedyny kontakt ograniczał się do szybkiego minięcia się na korytarzu.
- Powiedzmy. - Powiedział spokojnie. Nie spodobało mu się jak chłopak szybko zlustrował go wzrokiem. Coś było irytującego w takiej czynności. Zastanawiał się co teraz z tym fantem zrobić. Właściwie to zapatrzył się przypadkowo, ale chłopak nawiązał jakiś kontakt i teraz nie było odwrotu. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, żeby po prostu odwrócić się i odejść udając, że nic się nie stało, ale szybko wygonił ten idiotyczny pomysł z głowy.
Zdał sobie sprawę z bezwiednego przyglądania się osobnikowi obok. Ups.. Czasami potrafił tak na kogoś patrzeć w stanie najgłębszego zamyślenia i dopiero po chwili orientować się z wykonywanej czynności. Dodatkowo skrzywił się lekko widząc i czując dym unoszący się w powietrzu. Zawsze wieje na niepalącego, co? Jak na złość.. Szczerze mówiąc nie wiedział co mu odpowiedzieć. I tak i nie. Szczerze wątpił, żeby koleś go skądkolwiek kojarzył. Zazwyczaj nie zapamiętywało się młodszych twarzy, szczególnie jeśli jedyny kontakt ograniczał się do szybkiego minięcia się na korytarzu.
- Powiedzmy. - Powiedział spokojnie. Nie spodobało mu się jak chłopak szybko zlustrował go wzrokiem. Coś było irytującego w takiej czynności. Zastanawiał się co teraz z tym fantem zrobić. Właściwie to zapatrzył się przypadkowo, ale chłopak nawiązał jakiś kontakt i teraz nie było odwrotu. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, żeby po prostu odwrócić się i odejść udając, że nic się nie stało, ale szybko wygonił ten idiotyczny pomysł z głowy.
Ludzie to jednak egoistyczne zwierzęta. Dla mnie, moje, ponieważ ja - myślą tylko o sobie, kopią dołki pod innymi, jeśli im to tylko ułatwi życie. Są groteskowi, często głupi, bezmyślni, podążają za swoimi instynktami, za prostymi pobudkami, są puści i nieczuli. Jednak, coś nas od tych faktycznych zwierząt różni - widzimy piękno, potrafimy doświadczać piękna otaczających nas przedmiotów i innych ludzi, widzimy piękno w obrazach, rzeźbach, słowach, a nawet w widokach, czy ludzkich ruchach. Ale czym jest to właśnie piękno? Nie umiemy go przecież opisać, gdyby miało istnieć niezależnie, gdyby pływało gdzieś między nami, jak eteryczna istota. Wiemy jedynie, że byłaby poruszająca, zmuszałaby nas do odczuwania czegoś głębszego i do zdawania sobie z tego sprawy. I to jest właśnie piękno, bo gdy dana rzecz wywołuje w nas uczucia, w wielu przypadkach uznajemy ją za piękną. Oczywiście, większość nie uzna czegoś za tak owe, gdy odczują obrzydzenie, czy też strach, jednak, zastanówmy się - lepiej, żeby coś było nudne i bez wyrazu, czy przerażające, zwłaszcza, gdy jest rzeczą? Wolimy poruszenie w naszych głowach, czy jedne i statyczne odczucie?
Emocje są pięknem, piękno jest emocją - może to dlatego się właśnie tutaj znajdował. Szukał emocji, szukał piękna. I je znalazł, w dość niewyględnym miejscu, z którym wiązały się wspomnienia, które wypełnione było odczuciami innych ludzi. Niektóre były bardziej prymitywne, inne zdawały się być o stopień bądź dwa wyżej, otaczały go, a on się zaciągał, wypełniał nimi płuca, niczym dymem z papierosa, który trzymał w dłoni. I jedno, i drugie, zabijało go powoli i dość bezboleśnie, czasem jedynie odbijało się kaszlem i przeciążało jego biedną główkę - na jego własne zresztą życzenie.
- Powiedzmy? - nieznacznie przechylił głowę, niedbale strzepując popiół. Cud, że ten nie wylądował na bucie jego rozmówcy. - Jesteś z klasy niżej, prawda? - mruknął i skrzyżował ręce na piersi. Trudno nie zapamiętać takiego małego kurwika, który nawet przechodząc obok niego na korytarzu, podnosił mu ciśnienie.
Emocje są pięknem, piękno jest emocją - może to dlatego się właśnie tutaj znajdował. Szukał emocji, szukał piękna. I je znalazł, w dość niewyględnym miejscu, z którym wiązały się wspomnienia, które wypełnione było odczuciami innych ludzi. Niektóre były bardziej prymitywne, inne zdawały się być o stopień bądź dwa wyżej, otaczały go, a on się zaciągał, wypełniał nimi płuca, niczym dymem z papierosa, który trzymał w dłoni. I jedno, i drugie, zabijało go powoli i dość bezboleśnie, czasem jedynie odbijało się kaszlem i przeciążało jego biedną główkę - na jego własne zresztą życzenie.
- Powiedzmy? - nieznacznie przechylił głowę, niedbale strzepując popiół. Cud, że ten nie wylądował na bucie jego rozmówcy. - Jesteś z klasy niżej, prawda? - mruknął i skrzyżował ręce na piersi. Trudno nie zapamiętać takiego małego kurwika, który nawet przechodząc obok niego na korytarzu, podnosił mu ciśnienie.
Doprawdy można było gdybać nad pięknem otaczającego ich otoczenia. Isaiah nigdy nie zastanawiał się nad takimi rzeczami. Nie miał artystycznej duszy. Nigdy nie zatrzymywał się by podumać nad pięknem przyrody wokół niego. Takie duperele raczej nie zajmowały jego myśli. Był prostym człowiekiem i myślał raczej logicznie. Zazwyczaj w jego głowie królowały myśli o tym co musi zrobić, proste plany, bliższe bądź dalsze teraźniejszości. Kontemplacja piękna na pewno nie była tym co wgl przyszło by mu do głowy. Nigdy nie interesowała go poezja ani sztuka. Gdzieś tam sobie istniała i tyle. Była poza zasięgiem jego zainteresowań. Co prawda był taki moment w jego życiu, że mógł się spokojnie nazwać romantycznym. Wtedy był zdolny do różnych czynów. Marzenia były dla niego w tamtym okresie ważną rzeczą. Nie trwało to jednak długo, jego mur z marzeń został szybko zburzony przez okrutny świat. Zmieniło go to, stał się realistą. Zaczął patrzeć na wszystko z innej perspektywy.
- Chodzimy razem do szkoły. - odparł krótko. Taka informacja była wystarczająca. Jego rozmówca zapewne go kojarzył, co po chwili potwierdziły jego słowa.
- Tak.. - przytaknął, po czym dodał:
- A Ty chodzisz do klasy z moim bratem. - Akurat informacja o bracie nie miała tu żadnego znaczenia. Nawet jeśli ten kojarzył jego brata to raczej nie skojarzyłby, że są rodzeństwem. Nie byli zbyt podobni i nosili inne nazwiska. Mimo wszystko jednak z jakiegoś powodu jego mózg stwierdził, że jest to na tyle istotna informacja by o niej wspomnieć. Patrzył na chłopaka zastanawiając się czy ten faktycznie go kojarzył czy też równie dobrze zgadywał. Isaiah poza wzrostem nie rzucał się za bardzo w oczy, toteż nie sądził, żeby przykuł jego wzrok na korytarzu. No ale może się mylił, kto to wie.
- Chodzimy razem do szkoły. - odparł krótko. Taka informacja była wystarczająca. Jego rozmówca zapewne go kojarzył, co po chwili potwierdziły jego słowa.
- Tak.. - przytaknął, po czym dodał:
- A Ty chodzisz do klasy z moim bratem. - Akurat informacja o bracie nie miała tu żadnego znaczenia. Nawet jeśli ten kojarzył jego brata to raczej nie skojarzyłby, że są rodzeństwem. Nie byli zbyt podobni i nosili inne nazwiska. Mimo wszystko jednak z jakiegoś powodu jego mózg stwierdził, że jest to na tyle istotna informacja by o niej wspomnieć. Patrzył na chłopaka zastanawiając się czy ten faktycznie go kojarzył czy też równie dobrze zgadywał. Isaiah poza wzrostem nie rzucał się za bardzo w oczy, toteż nie sądził, żeby przykuł jego wzrok na korytarzu. No ale może się mylił, kto to wie.
Ale ale, moi drodzy, zastanawianie się nad pięknem i istotą rzeczy martwych wcale nie musiało wykluczać logicznego myślenia, jeśli o to chodzi. Damien śmiałby nawet stwierdzić że jedno z drugim, kompletnie niepozornie, ma wiele wspólnego - oba wymagają rozwiniętych zdolności łączenia faktów czy analizowania otoczenia. Ino jedna z nich cechuje się delikatnością, druga zaś metodycznością i zachowawczością, ale to już niewielki i nieważny wręcz szczegół. Wiele osób, które potrafią zauważyć piękno w czymś prostym, dla innych wręcz nudnym, czy brzydkim, to właśnie osoby inteligentne. Wcale nie jest tak łatwo wyłapać ten istotny, przepełniony pięknem szczegół, bo dla zwykłych oczu jest po prostu niewidoczny lub nieistniejący, nawet pod lupą.
- Ach, prawda - uniósł brew, teraz faktycznie łącząc go z jego bratem. Brak zainteresowania jego osobą w szkole skutkował brakiem informacji, ale przynajmniej nie musiał zgadywać.
- Nie jesteście zbyt podobni - stwierdził krótko, najwyraźniej kompletnie nie robiąc sobie nic z faktu, że drażni go dymem z papierosa.
Rodzeństwo to taki dziwny typ relacji, której, na szczęście, nie przyszło mu doświadczyć. To zazwyczaj taka przyjaźń związana krwią i genami, przynajmniej w jakimś stopniu, do której jesteśmy poniekąd zmuszeni. Jeśli rodzeństwo potrafi się dogadać, to świetnie, naprawdę można pozazdrościć kogoś tak bliskiego i zaufanego, na kogo zawsze można liczyć. Jednakże, rodzeństwo, które pała do siebie czystym jadem i nienawiścią, i po prostu nie da się tego zmienić, to jak zmuszanie kompletnie przeciwnych i różnych ludzi do miłości czy przyjaźni. Posiadanie brata, bądź siostry, pod tym względem jest niezwykle ryzykowne, więc w głębi serca jest wdzięczny rodzicom, że przez nadmiar pracy i posiadanie jednego dziecka, zniechęcili się i zrezygnowali z następnego, a ponoć było w planach. I nawet jeśli bycie jedynakiem podwyższyło poziom jego egoizmu, nie było mu z tym aż tak źle.
- Ach, prawda - uniósł brew, teraz faktycznie łącząc go z jego bratem. Brak zainteresowania jego osobą w szkole skutkował brakiem informacji, ale przynajmniej nie musiał zgadywać.
- Nie jesteście zbyt podobni - stwierdził krótko, najwyraźniej kompletnie nie robiąc sobie nic z faktu, że drażni go dymem z papierosa.
Rodzeństwo to taki dziwny typ relacji, której, na szczęście, nie przyszło mu doświadczyć. To zazwyczaj taka przyjaźń związana krwią i genami, przynajmniej w jakimś stopniu, do której jesteśmy poniekąd zmuszeni. Jeśli rodzeństwo potrafi się dogadać, to świetnie, naprawdę można pozazdrościć kogoś tak bliskiego i zaufanego, na kogo zawsze można liczyć. Jednakże, rodzeństwo, które pała do siebie czystym jadem i nienawiścią, i po prostu nie da się tego zmienić, to jak zmuszanie kompletnie przeciwnych i różnych ludzi do miłości czy przyjaźni. Posiadanie brata, bądź siostry, pod tym względem jest niezwykle ryzykowne, więc w głębi serca jest wdzięczny rodzicom, że przez nadmiar pracy i posiadanie jednego dziecka, zniechęcili się i zrezygnowali z następnego, a ponoć było w planach. I nawet jeśli bycie jedynakiem podwyższyło poziom jego egoizmu, nie było mu z tym aż tak źle.
Jeśli chodziło o piękno to dodatkowo była to rzecz względna. Dla każdego przybierało inne formy. Coś co dla jednego mogło być piękne dla drugiego mogło okazać się brzydkie. Nie sposób więc je zdefiniować. A twierdzenie, że tylko inteligentne osoby potrafią je dostrzec w niektórych rzeczach było dla niego kompletnie błędne. Często właśnie ci prostsi ludzie potrafili docenić to czego osoby inteligentne nie dostrzegały. Inteligencja czasami wiąże się niestety z nadmiernym myśleniem, a to może doprowadzić do niedoceniania niektórych prostych rzeczy. Niektóre proste gesty czy słowa często dla niektórych okazywały się zbyt trudne do przełknięcia, a przecież właśnie w nich była siła i piękno.
Spojrzał na chłopaka niepewny czy faktycznie skojarzył jego brata czy też rzucił tę odpowiedź na ślepo nawet nie siląc się by przypomnieć sobie kto jest w jego klasie. Jego twarz była nieodgadniona i Is nie mógł z niej nic wyczytać. A chłopak był z natury dosyć nieufny i miał wątpliwości czy ufać intencjom chłopaka.
- Zdarza się. - Nie był to pierwszy raz kiedy usłyszał te słowa. Faktycznie zgadzał się z tym i sam twierdził, że są z bratem kompletnie różni. Może jedynie ich charakter krzyżował się w niektórych punktach. Z pewnością ich stosunek do szkoły i podejście do życia było podobne. Różnili się jednak drastycznie wyglądem i nazwiska także mieli inne ze względu na różnych ojców. Mimo wszystko dogadywali się świetnie i Isaiah cieszył się z tego, że nie jest jedynakiem. Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Swoją drogą jego matka także raczej nie planowała drugiego dziecka. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że Renz był raczej wpadką. Był to jednak dla niego chyba najlepszy przypadek jaki mógł się zdarzyć.
- A Ty masz rodzeństwo? - Spytał odruchowo. A nóż chłopak miał za rodzeństwo kogoś kogo on znał? Nigdy nie wiadomo. Mogło się tak zdarzyć. Zapewne w takim przypadku stałby się trochę bardziej przyjaźnie nastawiony do rozmówcy.
Nagle poczuł wibrujący telefon w kieszeni. Wyjął go szybko z kieszeni i przeczytał smsa.
- Sory, muszę się zbierać. Na razie. - Odparł szybko i oddalił się szybkim krokiem.
z/t
Spojrzał na chłopaka niepewny czy faktycznie skojarzył jego brata czy też rzucił tę odpowiedź na ślepo nawet nie siląc się by przypomnieć sobie kto jest w jego klasie. Jego twarz była nieodgadniona i Is nie mógł z niej nic wyczytać. A chłopak był z natury dosyć nieufny i miał wątpliwości czy ufać intencjom chłopaka.
- Zdarza się. - Nie był to pierwszy raz kiedy usłyszał te słowa. Faktycznie zgadzał się z tym i sam twierdził, że są z bratem kompletnie różni. Może jedynie ich charakter krzyżował się w niektórych punktach. Z pewnością ich stosunek do szkoły i podejście do życia było podobne. Różnili się jednak drastycznie wyglądem i nazwiska także mieli inne ze względu na różnych ojców. Mimo wszystko dogadywali się świetnie i Isaiah cieszył się z tego, że nie jest jedynakiem. Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Swoją drogą jego matka także raczej nie planowała drugiego dziecka. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że Renz był raczej wpadką. Był to jednak dla niego chyba najlepszy przypadek jaki mógł się zdarzyć.
- A Ty masz rodzeństwo? - Spytał odruchowo. A nóż chłopak miał za rodzeństwo kogoś kogo on znał? Nigdy nie wiadomo. Mogło się tak zdarzyć. Zapewne w takim przypadku stałby się trochę bardziej przyjaźnie nastawiony do rozmówcy.
Nagle poczuł wibrujący telefon w kieszeni. Wyjął go szybko z kieszeni i przeczytał smsa.
- Sory, muszę się zbierać. Na razie. - Odparł szybko i oddalił się szybkim krokiem.
z/t
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach