▲▼
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Placyk rekreacyjny w środku rynku zyskał swą nazwę, dzięki młodzieży tu przybywającej. Nieważne czy były to osoby, wykorzystujące schody, poręczę, ławki i mury do jazdy na róznorodnym sprzęcie - o dziwo, ludzie upatrzyli sobie to miejsce także do grania ulicznego. Bądź występów. Często jest tutaj sporo ludzi, ale nie dziwota. Każdy lubi popatrzeć jak inni świetnie się bawią, a czasami nawet i do nich dołączyć!
-------------------------
Szedł, najwyraźniej znudzony. Nie wiedział czym powinien się zająć. Niby szkoła jest ważna, niby powinien poświęcać więcej czasu na naukę, osiągnąć coś, może poszukać jakiejś fajnej i dodatkowej robótki... Oczywiście nie tej legalnej. Bardziej Zackowi po myśli chodził jakiś sponsor. Tak, ostatnia studzienka wyschła. A w gruncie rzeczy to zawsze chciał się nauczyć na czymś jeździć... Ale nie jeździć, a jeździć-jeździć! Popisywać się swoimi akrobacjami, uczyć młodszych...
Jednak nie. Lepiej się po prostu popisywać. Zresztą, Zack by chyba niechętnie szukał kolegów do nauki. Niezbyt chciał to robić. Ale taki sprzęt byłby świetną sprawą! Jednakże... Jest drogi, prawda? Tak, nawet bardzo drogi! Bo żeby zdobyć taki naprawdę dobry, musiałby odłożyć ćpanie na dłuższy czas. Albo znaleźć bardzo bogatego sponsora, która zapewniłby mu pieniądze na obie te rzeczy jednocześnie. Tak, chyba ta druga opcja bardziej mu się podobała. Zresztą, komu by się nie podobała? Ach, byłaby naprawdę świetna!
Chociaż... Z drugiej strony to on niezbyt miał dobrą równowagę do takich rzeczy... Musiałby trochę poćwiczyć, to fakt. I nazbierałby nową kolekcję siniaków oraz zadrapań - co tak naprawdę nikogo by nie zdziwiło. On nie wdawał się w bójki, tych zazwyczaj unikał. Aczkolwiek na ulicy samochody go kochały! I rowery. I szczeniaczki... Ugh, przejebane miał taki pechowiec.
Już miał wyjmować fajki z kieszeni spodni, kiedy nagle zauważył jakąś dziewczynę. Nie zwrócił uwagi za bardzo na to czy z kimś rozmawiała, czy jednak szła sama. Zauważył jednak drobny fakt... Miała deskę. Tak, to mu się bardzo spodobało. O tym przedmiocie tyle myślał, a teraz ten po prostu spadł mu z nieba! Jak wspaniale!
Szybko ruszył w stronę nieznajomej, jakby nigdy nic. Z pewnością musiało to dziwnie wyglądać, kiedy taki różowogłowy chłopak, nagle wpadł na obcą dziewczynę, przewracając ją.
- Ojej, bardzo ci przepraszam! Nic ci się nie stało? Na pewno? Chodź, pomogę ci wstać! - powiedział i niezależnie od reakcji koleżanki, po prostu podszedł do niej od tyłu, w dosyć komiczny sposób pomagając jej znów znaleźć się na nogach. Podczas tej czynności, udało mu się od plecaka odpiąć cudzą własność... A nim dziewczyna w ogóle się obróciła do obcego chłopaka, ten ponownie zdążył ją popchnąć, a skradziony przedmiot znalazł się pod jego stopami i zaczął jechać. Trochę pokracznie, aczkolwiek był to jego pierwszy raz na identycznym sprzęcie! Z uśmiechem zjechał po podjeździe, znikając w jednej z uliczek, chcąc jak najszybciej zniknąć z pola widzenia okradzionej.
Placyk rekreacyjny w środku rynku zyskał swą nazwę, dzięki młodzieży tu przybywającej. Nieważne czy były to osoby, wykorzystujące schody, poręczę, ławki i mury do jazdy na róznorodnym sprzęcie - o dziwo, ludzie upatrzyli sobie to miejsce także do grania ulicznego. Bądź występów. Często jest tutaj sporo ludzi, ale nie dziwota. Każdy lubi popatrzeć jak inni świetnie się bawią, a czasami nawet i do nich dołączyć!
-------------------------
Szedł, najwyraźniej znudzony. Nie wiedział czym powinien się zająć. Niby szkoła jest ważna, niby powinien poświęcać więcej czasu na naukę, osiągnąć coś, może poszukać jakiejś fajnej i dodatkowej robótki... Oczywiście nie tej legalnej. Bardziej Zackowi po myśli chodził jakiś sponsor. Tak, ostatnia studzienka wyschła. A w gruncie rzeczy to zawsze chciał się nauczyć na czymś jeździć... Ale nie jeździć, a jeździć-jeździć! Popisywać się swoimi akrobacjami, uczyć młodszych...
Jednak nie. Lepiej się po prostu popisywać. Zresztą, Zack by chyba niechętnie szukał kolegów do nauki. Niezbyt chciał to robić. Ale taki sprzęt byłby świetną sprawą! Jednakże... Jest drogi, prawda? Tak, nawet bardzo drogi! Bo żeby zdobyć taki naprawdę dobry, musiałby odłożyć ćpanie na dłuższy czas. Albo znaleźć bardzo bogatego sponsora, która zapewniłby mu pieniądze na obie te rzeczy jednocześnie. Tak, chyba ta druga opcja bardziej mu się podobała. Zresztą, komu by się nie podobała? Ach, byłaby naprawdę świetna!
Chociaż... Z drugiej strony to on niezbyt miał dobrą równowagę do takich rzeczy... Musiałby trochę poćwiczyć, to fakt. I nazbierałby nową kolekcję siniaków oraz zadrapań - co tak naprawdę nikogo by nie zdziwiło. On nie wdawał się w bójki, tych zazwyczaj unikał. Aczkolwiek na ulicy samochody go kochały! I rowery. I szczeniaczki... Ugh, przejebane miał taki pechowiec.
Już miał wyjmować fajki z kieszeni spodni, kiedy nagle zauważył jakąś dziewczynę. Nie zwrócił uwagi za bardzo na to czy z kimś rozmawiała, czy jednak szła sama. Zauważył jednak drobny fakt... Miała deskę. Tak, to mu się bardzo spodobało. O tym przedmiocie tyle myślał, a teraz ten po prostu spadł mu z nieba! Jak wspaniale!
Szybko ruszył w stronę nieznajomej, jakby nigdy nic. Z pewnością musiało to dziwnie wyglądać, kiedy taki różowogłowy chłopak, nagle wpadł na obcą dziewczynę, przewracając ją.
- Ojej, bardzo ci przepraszam! Nic ci się nie stało? Na pewno? Chodź, pomogę ci wstać! - powiedział i niezależnie od reakcji koleżanki, po prostu podszedł do niej od tyłu, w dosyć komiczny sposób pomagając jej znów znaleźć się na nogach. Podczas tej czynności, udało mu się od plecaka odpiąć cudzą własność... A nim dziewczyna w ogóle się obróciła do obcego chłopaka, ten ponownie zdążył ją popchnąć, a skradziony przedmiot znalazł się pod jego stopami i zaczął jechać. Trochę pokracznie, aczkolwiek był to jego pierwszy raz na identycznym sprzęcie! Z uśmiechem zjechał po podjeździe, znikając w jednej z uliczek, chcąc jak najszybciej zniknąć z pola widzenia okradzionej.
Widząc jak mężczyzna ruszył w jego kierunku tak energicznym krokiem, Camille opuścił ręce wzdłuż ciała z cichym westchnieniem szczerej rezygnacji. No tak, jeszcze czeka go wpierdol. Nawet nie był zaskoczony! Ani wystraszony. W jakimś naturalnym odruchu podciągnął jedynie rękawy i tak już wygniecionej koszuli, przygotowując się do ewentualnego odparcia ataku.
Może i był paskudnie chudy czy raczej tam cholernie niepozorny. Ale spuścić wpierdol potrafił równie dobrze jak dostać wpierdol! Kwintesencja bycia Camillem.
Oho. Ale takiego rozwoju wypadków raczej się nie spodziewał. Stał jak osłupiały, obserwując tego gbura z wyrazem najszczerszego niezrozumienia na twarzy. Jakoś w tej jednej chwili nawet stado bizonów, które biegało mu po głowie, nie miało większego znaczenia.
- Co za ciota – podsumował, unosząc brew ku górze. Serio? Seeerio? Camille dobrze wiedział, że wygląda raczej chujowo i z całą pewnością fiołkami nie pachnie, ale kurwa. Gościu krzywiący się jak piętnastoletnia dziewica? To był cholernie zabawny widok.
- Okej. To ty tutaj przeżywaj, cokolwiek sobie przeżywasz. A ja idę szukać własnego mieszkania – stwierdził, raczej nie chcąc pokazywać się w towarzystwie tej cioty na mieście. Co jak co, ale nawet Camille znał pewne granice spedalenia, a ta cnotka je przekraczała bardzo wyraźnie.
Wcisnął dłonie do kieszeni cholernie ciasnych, potarganych spodni, rozglądając się wokół, starając się ukryć własne zdezorientowanie. Z jednej strony wydawało mu się, że to miejsce znał, może nawet kiedyś kogoś tu pieprzył. Albo balował z Sigrunn. Ale z drugiej… Totalnie nie wiedział, gdzie się podziać, żeby jakoś dotrzeć do swojego mieszkania.
W końcu postanowił – odwrócił się plecami do nieznajomego i po prostu ruszył przed siebie, starając się nie zamarznąć między jednym krokiem a drugim.
Może i był paskudnie chudy czy raczej tam cholernie niepozorny. Ale spuścić wpierdol potrafił równie dobrze jak dostać wpierdol! Kwintesencja bycia Camillem.
Oho. Ale takiego rozwoju wypadków raczej się nie spodziewał. Stał jak osłupiały, obserwując tego gbura z wyrazem najszczerszego niezrozumienia na twarzy. Jakoś w tej jednej chwili nawet stado bizonów, które biegało mu po głowie, nie miało większego znaczenia.
- Co za ciota – podsumował, unosząc brew ku górze. Serio? Seeerio? Camille dobrze wiedział, że wygląda raczej chujowo i z całą pewnością fiołkami nie pachnie, ale kurwa. Gościu krzywiący się jak piętnastoletnia dziewica? To był cholernie zabawny widok.
- Okej. To ty tutaj przeżywaj, cokolwiek sobie przeżywasz. A ja idę szukać własnego mieszkania – stwierdził, raczej nie chcąc pokazywać się w towarzystwie tej cioty na mieście. Co jak co, ale nawet Camille znał pewne granice spedalenia, a ta cnotka je przekraczała bardzo wyraźnie.
Wcisnął dłonie do kieszeni cholernie ciasnych, potarganych spodni, rozglądając się wokół, starając się ukryć własne zdezorientowanie. Z jednej strony wydawało mu się, że to miejsce znał, może nawet kiedyś kogoś tu pieprzył. Albo balował z Sigrunn. Ale z drugiej… Totalnie nie wiedział, gdzie się podziać, żeby jakoś dotrzeć do swojego mieszkania.
W końcu postanowił – odwrócił się plecami do nieznajomego i po prostu ruszył przed siebie, starając się nie zamarznąć między jednym krokiem a drugim.
- Nie powiem, kto tu rzeczywiście wygląda jak ciota. - odpowiedział rozbawiony, nie miał nawet zamiaru reagować na ofensywę chłopaka, nawet o drobinę nie poczuł się urażony, zwyczajnie zdawał sobie sprawę, że jego własne działania nie miały wiarygodnych powodów, czyli błędnym jest z góry założenie, że Fürksver bierze całą tę sytuację na poważnie, niezależnie co sobie jakiś obcy facet pomyśli, nie wspominając o wspomagającym, wręcz zachęcającym wpływem wypitego wcześniej alkoholu do tego typu głupich akcji. Zastanawiał się, jak Camille na tę gadkę zareaguje, ale w przeciwieństwie do wyglądu, z charakteru chyba nawet nie był taką pipą. Nathanaelowi w jakimś stopniu zaimponował fakt, że zlał pogróżki, postawa dwudziestolatka wydawała się bardziej interesująca, niż szczanie po gaciach. Co mu po tym, jakby teraz właśnie ktoś spierdalał lub przepraszał osrany ze strachu? "Przecież zapytałem tylko o drogę!" To, że często jest omijany, brany za typa "komóra albo wpierdol" zauważył, więc zwyczajnie przestało go to bawić, tak samo jak lanie się z ledwo żywym gostkiem, który miał raptem ze 30 kg, może 40 z ciuchami, chociaż w to też był skąpy. Gdyby nie głos, podejrzewałby, że to jakaś zagubiona loszka [szukająca rożka!]. Już samo to skojarzenie, że mógłby wziąć go za dziewczynę, sprawiało, że czułby się cholernie nieswojo. Co to za wyzwanie? Nie czułby się usatysfakcjonowany gdyby miał się z nim teraz zmierzyć. Jakie teraz? Kiedykolwiek. Nie wygląda na takiego, co mógłby sprawiać mu problemy. Przynajmniej tak mu się zdawało. Możliwe, że to właśnie przez to uprzedzenie chłopak teraz śmiał się z tych "ciot, przeżywania", zamiast rzeczywiście się rzucić z pięściami, czego od początku właściwie nie miał zamiaru robić, odkąd niemalże od razu stwierdził, że nie jest dla niego wyzwaniem. Chociaż z nim to akurat nigdy nie wiadomo, mniejsza. Zgrywał się wcześniej? Jest taka możliwość. Do tego, Bordeaux nie był upierdliwy, odpuścił od razu, co wbrew pozorom jest miłe z jego strony. To nic nowego, że zachowanie dziewiętnastolatka jest brane za irracjonalne, umyślnie lub nie, reakcje przeważnie się różnią, a jego chęć ich poznawania jest zjawiskiem nieczęstym, ale przy dobrym humorze lub po alkoholu, zwyczajnie się to zdarza, również właśnie w tym przypadku. Może sposoby Niklasa były dość pokręcone, ale teraz mógł zaryzykować to, co właśnie zrobił w następnej chwili. Wrócił na murek, przy którym pierwotnie stał z koleżanką. Na tymże murku leżała siatka z browarami, które miał spożyć na spółkę z uciekinierką, przy rozmowie. Było ich za dużo, żeby wypić samemu, poza tym, zanim wydoiłby je wszystkie w pojedynkę, zajęłoby to trochę czasu i siedziałby tu sam, co jakoś nie było specjalnie atrakcyjne, w szczególności gdy piździ jak w kieleckim i siedzieć tak jak cep prowadząc monologi wewnętrzne, bo do nikogo mordy nie odezwiesz? Niezbyt. Wyrzucać nochybakurwanie, więc ta opcja odpada w 100% na starcie. Przynieść do domu? Nie byłoby większego problemu, ale o normalnej godzinie i jedno, dwa, ale jeśli już trochę wypił i miałby z tym bezczelnie wejść do domu i trafić na mamuśkę... Albo na mamuśkę w kiepskim humorze, którą dodatkowo jakimś cudem by obudził... Ona jest świadoma, że Nath abstynentem to raczej nie jest, ale jednak, czego serce nie widzi, temu oczom nie żal. Co więc zrobił Nathanael? Wziął jedną puszkę i wycelował w głowę białowłosego. Żeby nie było, że jest kompletnym chamem i gburem, chociaż jest, krzyknął wesoło za nim.
- Orient, blondyneczko! - fakt, że Nathanael ma również długie włosy, do tego białe/siwe można pominąć. Było dość ciemno, mógł się jebnąć o odcień, nie? Otworzył sobie piwo, rozsiadając się na murku po turecku. Teraz to już wybór kolesia. Albo zostawi w pizdu, albo weźmie i pozapierdala, żeby dalej się gubić, albo... no właśnie, co zrobi? Fürkserovi było wszystko jedno, nie będzie żałował, niezależnie od tego jak nieznajomy potraktuje jego gościnność. Nath upił spory łyk, odstawił puszkę obok, po swojej lewej. Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni, obserwując Camille'a odpalił, odkładając kartonik z zapalniczką po swojej prawej, cały czas obdarowując go tym irytująco ucieszonym wzrokiem.
EDIT: Nathanael przeczytał wiadomość na telefonie, odpisał i po chwili wstał, wziął co jego i poszedł w swoim kierunku. / zt.
Chyba nie muszę tego tłumaczyć.
- Orient, blondyneczko! - fakt, że Nathanael ma również długie włosy, do tego białe/siwe można pominąć. Było dość ciemno, mógł się jebnąć o odcień, nie? Otworzył sobie piwo, rozsiadając się na murku po turecku. Teraz to już wybór kolesia. Albo zostawi w pizdu, albo weźmie i pozapierdala, żeby dalej się gubić, albo... no właśnie, co zrobi? Fürkserovi było wszystko jedno, nie będzie żałował, niezależnie od tego jak nieznajomy potraktuje jego gościnność. Nath upił spory łyk, odstawił puszkę obok, po swojej lewej. Wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni, obserwując Camille'a odpalił, odkładając kartonik z zapalniczką po swojej prawej, cały czas obdarowując go tym irytująco ucieszonym wzrokiem.
EDIT: Nathanael przeczytał wiadomość na telefonie, odpisał i po chwili wstał, wziął co jego i poszedł w swoim kierunku. / zt.
Chyba nie muszę tego tłumaczyć.
Camille może i wyglądał jak ciota – chude to, choć wysokie. Raczej spedalone na tysiąc procent: długie włosy, ciasne gacie, czego więcej chcieć? Samym swoim spojrzeniem krzyczał na kilometr o własnym pedalskim gejostwie. Ale… On nigdy się z tym nie krył. Już w przedszkolu w pełni zdołał zaakceptować swoją orientację seksualną, krzywiąc się na zaloty pięcioletnich koleżanek. „Zakochana para, Jacek i Barbara” – nope. Raczej Camille i Christian. Czy jak kol wiek ten uroczy chłopiec miał na imię. Sprawa była prosta: gejem był od zawsze, nigdy nie miał z tym większego problemu, a ludzkie pokroju Nathaniela bawili go jak cholera jasna. Taki niby mega-męski i mega-co-to-nie-on.
- Co, do kurwy? – westchnął pod nosem. Serio liczył na bójkę! Dawno nie miał okazji tak po prostu komuś przyjebać, a jak wiadomo – awantury i przemoc oczyszczają atmosferę. On to lubił. Bić się potrafił, a i czasami czuł typowo męską potrzebę dostania wpierdolu. Normalna sprawa, do cholery. Dla oczyszczenia wspomnianej atmosfery, ale i własnego mózgu. Bo nic tak nie pozwala się zdystansować jak kilka połamanych żeber i przestawiona twarz.
Ale tutaj najwyraźniej nie mógł na to liczyć. Już myślał, że to koniec jakże owocnego i rozwijającego spotkania, gdy usłyszał to zawołanie. A jasne, że zareagował. I to całkiem w porę udało mu się uchronić przed oberwaniem puszką prosto w głowę! Ale nie złapał jej. No, nie przeceniajmy możliwości skacowanego człowieka…
Podniósł alkohol z ziemi (bo absolutnie nie pozwoliłby sobie na takie marnotractwo życiodajnego płynu), po czym ruszył energicznym krokiem w jego stronę, jednocześnie ostrożnie otwierając puszkę. Od razu musiał się do niej przyssać, żeby spić to, co pod wpływem uderzenia buzowało.
- Jesteś chyba najbardziej pojebanym gościem, którego poznałem w Kanadzie – westchnął, po prostu dosiadając się. Na twarzy Camille’a pojawiło się drobne wahanie… Zwrócił wzrok w stronę nieznajomego, zmarszczył czoło i w końcu zadał nurtujące go pytanie:
- Bo dalej jestem w Kanadzie, nie?
- Co, do kurwy? – westchnął pod nosem. Serio liczył na bójkę! Dawno nie miał okazji tak po prostu komuś przyjebać, a jak wiadomo – awantury i przemoc oczyszczają atmosferę. On to lubił. Bić się potrafił, a i czasami czuł typowo męską potrzebę dostania wpierdolu. Normalna sprawa, do cholery. Dla oczyszczenia wspomnianej atmosfery, ale i własnego mózgu. Bo nic tak nie pozwala się zdystansować jak kilka połamanych żeber i przestawiona twarz.
Ale tutaj najwyraźniej nie mógł na to liczyć. Już myślał, że to koniec jakże owocnego i rozwijającego spotkania, gdy usłyszał to zawołanie. A jasne, że zareagował. I to całkiem w porę udało mu się uchronić przed oberwaniem puszką prosto w głowę! Ale nie złapał jej. No, nie przeceniajmy możliwości skacowanego człowieka…
Podniósł alkohol z ziemi (bo absolutnie nie pozwoliłby sobie na takie marnotractwo życiodajnego płynu), po czym ruszył energicznym krokiem w jego stronę, jednocześnie ostrożnie otwierając puszkę. Od razu musiał się do niej przyssać, żeby spić to, co pod wpływem uderzenia buzowało.
- Jesteś chyba najbardziej pojebanym gościem, którego poznałem w Kanadzie – westchnął, po prostu dosiadając się. Na twarzy Camille’a pojawiło się drobne wahanie… Zwrócił wzrok w stronę nieznajomego, zmarszczył czoło i w końcu zadał nurtujące go pytanie:
- Bo dalej jestem w Kanadzie, nie?
Całe szczęście, że przynajmniej w godzinach wieczornych na placyku nie przebywało zbyt dużo osób. Mogłem na spokojnie przespacerować się ze Śnieżką, która mimo tak późnej pory dalej tryskała energią. Cóż... teoretycznie mogłem ją olać i po prostu pójść spać, ale nie miałem serca ignorować jej potrzeb. Zwłaszcza teraz, kiedy to jej szczenięce ADHD mogło doprowadzić do pogryzionych kapci i obdrapanych mebli. A tego oczywiście wolałem uniknąć.
Po całkiem wyczerpującym spacerze po rynku postanowiłem zrobić samemu sobie przyjemność i przycupnąć na jednej z ławek, coby choć odrobinę odpocząć przed powrotem do domu. Z niejaką rozkoszą oddychałem tym nocnym, rześkim powietrzem. Wiosna to dziwka. Za dnia nie mogłem się za bardzo napawać jej urokami, bo od razu łapał mnie katar i ból głowy. Na samą myśl o przechadzce po parku parsknąłem głośno pod nosem. "No nic. W najgorszym wypadku będę ją wyprowadzać gdzieś poza miastem. Na jakiejś łące, czy co.." W sumie to jakiekolwiek miejsce, w którym nie było drzew, było dla mnie odpowiednim. No ale znajdź tu mieszczuchu jakieś sensowne tereny zielone, na których nie rosną te pokraczne rośliny? Oparłem się łokciem o swoje zdrowe kolano i, zupełnie odruchowo, zacząłem przygryzać swój kciuk. Wzrokiem wodziłem po "niedobitkach" wałęsających się jeszcze po okolicy. Natomiast Śnieżka, radośnie sapiąc, usiadła między moimi nogami.
Po całkiem wyczerpującym spacerze po rynku postanowiłem zrobić samemu sobie przyjemność i przycupnąć na jednej z ławek, coby choć odrobinę odpocząć przed powrotem do domu. Z niejaką rozkoszą oddychałem tym nocnym, rześkim powietrzem. Wiosna to dziwka. Za dnia nie mogłem się za bardzo napawać jej urokami, bo od razu łapał mnie katar i ból głowy. Na samą myśl o przechadzce po parku parsknąłem głośno pod nosem. "No nic. W najgorszym wypadku będę ją wyprowadzać gdzieś poza miastem. Na jakiejś łące, czy co.." W sumie to jakiekolwiek miejsce, w którym nie było drzew, było dla mnie odpowiednim. No ale znajdź tu mieszczuchu jakieś sensowne tereny zielone, na których nie rosną te pokraczne rośliny? Oparłem się łokciem o swoje zdrowe kolano i, zupełnie odruchowo, zacząłem przygryzać swój kciuk. Wzrokiem wodziłem po "niedobitkach" wałęsających się jeszcze po okolicy. Natomiast Śnieżka, radośnie sapiąc, usiadła między moimi nogami.
Niestety ja nie miałem ani psa, ani też żadnego innego pretekstu by się na ten spacer o tak późnej porze wybrać. Prawdopodobnie byłem więc w drodze do domu. Skąd? Trudno powiedzieć. Najpewniej z 'pracy'. Ot, w tym fachu godzina tak naprawdę nie miała żadnego znaczenia. Bywało i tak, że wołano mnie do niej w samym środku nocy. Nie ważne czy już śpisz, czy może dopiero kładziesz - jeżeli zlecenie było ważne to (a więc i dobrze płatne) to zrywałeś się tak czy siak byleby do kieszeni wpadło trochę grosza. Na szczęście zdarzało się to stosunkowo rzadko. Nie spieszyłem się. Wolnym marszem przemierzałem placyk z dłońmi wciśniętymi głęboko w kieszenie rozpiętej, luźnej kurtki. Wyraźnie zadumane spojrzenie wbite miałem w ziemię. Ot, coś mi widocznie zaprzątało myśli. Nie zwracałem większej uwagi na otoczenie, ani na mijających mnie jak to nazwał Lynch 'niedobitków', całkiem możliwe, że nawet ich nie dostrzegałem. Zaduma, pamiętacie? Generalnie nie wyszło mi to na dobre bo w całej tej zadumie chwilę później przydzwoniłem butem z metalową nogę ławki (tej samej na której siedział Ezekiel). Z głośnym sykiem gibnąłem się do przodu w porę jednak wspierając się dłonią o oparcie ławki i jakoś ratując przed upadkiem. Za to mały palec bolał mnie jak cholera.
- Kurwa! - jęknąłem tylko nie zdając sobie nawet sprawy z tego kto siedzi tuż obok. Moja noga, halp. I need a doctor.
- Kurwa! - jęknąłem tylko nie zdając sobie nawet sprawy z tego kto siedzi tuż obok. Moja noga, halp. I need a doctor.
Dopiero w momencie, w którym do moich uszu dotarł głuchy dźwięk uderzenia, ocknąłem się z niejakiej kontemplacji. Spłoszony odwróciłem głowę w stronę rudzielca, który akurat w tym samym momencie soczyście zaklął. Przez dłuższy moment siedziałem w zupełnym bezruchu, szczerze nie wierząc, że to znowu on. Gdyby to była jakaś wioska, albo chociaż mała mieścina - możliwość takiego "przypadkowego spotkania" nie była by wcale tak nieprawdopodobna. Natomiast w Vancouver, ogromnej metropolii, szansa na takie zejście się spadała praktycznie do zera. Zwłaszcza, że był to już drugi raz pod rząd.
-O.- Wymsknęło mi się, kiedy - zupełnie odruchowo - na powrót zacząłem przygryzać kciuka. Śnieżka natomiast zareagowała nieco żywotniej, bo poderwała tę swoją białą dupę z ziemi i dokicała do Bastiena, z nieukrywaną radością obwąchując mu nogę. -Aga?- Dodałem po kolejnej chwili niezręcznego milczenia, zupełnie ignorując jego cierpienie. Taki paskudny byłem.
-O.- Wymsknęło mi się, kiedy - zupełnie odruchowo - na powrót zacząłem przygryzać kciuka. Śnieżka natomiast zareagowała nieco żywotniej, bo poderwała tę swoją białą dupę z ziemi i dokicała do Bastiena, z nieukrywaną radością obwąchując mu nogę. -Aga?- Dodałem po kolejnej chwili niezręcznego milczenia, zupełnie ignorując jego cierpienie. Taki paskudny byłem.
To proste. Jedno z nas śledziło drugiego i nie byłem to ja. I nie, nie zawracałem sobie raczej głowy przypadkowością czy też celowością naszych spotkań, właściwie póki ten się nie odezwał i nie zwrócił na siebie mej uwagi nie wiedziałem nawet, że tutaj siedzi. Teraz uniosłem spojrzenie na jego twarz przyglądając mu się chwilę z boleśnie skwaszoną miną. Jaka znowu Aga? Nie myślałem w tej chwili o naszej ostatniej korespondencji smsowej i chyba nie załapałem żartu. No... Przynajmniej nie od razu.
- Kurwa... - powtórzyłem znacznie ciszej obracając się dupą do ławki i pokracznie sadzając ją na siedzisku. Milczałem przez chwilę, z nietęgim wyrazem twarzy czekając aż ból wreszcie minie, a gdy tak się stało zwróciłem swą uwagę na... psa. Ot, przynajmniej ona postanowiła się przywitać. Pochyliłem się nieznacznie do przodu by sięgnąć do niej dłonią i poczochrać ją lekko po białym, puchatym łbie. Potem z cichym westchnieniem opadłem plecami na oparcie ławki.
- Zero empatii... - bąknąłem pod nosem komentując jego nieczułą reakcję. Taki totalny brak zainteresowania. So sad.
- Masz chociaż tego balona? - dodałem marszcząc lekko nos.
- Kurwa... - powtórzyłem znacznie ciszej obracając się dupą do ławki i pokracznie sadzając ją na siedzisku. Milczałem przez chwilę, z nietęgim wyrazem twarzy czekając aż ból wreszcie minie, a gdy tak się stało zwróciłem swą uwagę na... psa. Ot, przynajmniej ona postanowiła się przywitać. Pochyliłem się nieznacznie do przodu by sięgnąć do niej dłonią i poczochrać ją lekko po białym, puchatym łbie. Potem z cichym westchnieniem opadłem plecami na oparcie ławki.
- Zero empatii... - bąknąłem pod nosem komentując jego nieczułą reakcję. Taki totalny brak zainteresowania. So sad.
- Masz chociaż tego balona? - dodałem marszcząc lekko nos.
Śnieżka w reakcji na takie pieszczoty zaszczebiotała głośno (bo trudno to było nazwać prawilnym szczeknięciem) i oparła się obiema łapkami o nogi chłopaka. Jej ogon wręcz agresywnie latał na prawo i lewo, przecinając powietrze niczym solidny bicz. Nie dość, że pan zabrał na spacer, to teraz jeszcze przyszedł mój 'kolega'! Tak, tyle szczęścia! -Zawsze się wałęsasz po mieście o tak późnej godzinie?- Postanowiłem nie owijać w bawełnę i się po prostu zapytać. Jeśli nie udzieli mi żadnej konkretnej odpowiedzi to się raczej nie obrażę, bo przecież dał mi już wcześniej wyraźnie do zrozumienia, że niekoniecznie chce o sobie rozmawiać. No, ale może coś tam ciekawego wymamrota? Cokolwiek?
-Przepraszam.- Wzruszyłem ramionami prostując się. -To nie tak, że sam jesteś sobie winny.- Bo co, niby ta ławka złośliwie tutaj stała? Albo ja go podstępem na nią nakierowałem? No proszę cię. -Nie miałem okazji się zaopatrzyć.- Parsknąłem cicho, przyodziewając na twarzy złośliwy uśmiech. -A teraz raczej wszystkie papiernicze są pozamykane. Przykro mi, bracie.- Oparłem się wygodniej, kierując swoje spojrzenie na Śnieżkę.
-Przepraszam.- Wzruszyłem ramionami prostując się. -To nie tak, że sam jesteś sobie winny.- Bo co, niby ta ławka złośliwie tutaj stała? Albo ja go podstępem na nią nakierowałem? No proszę cię. -Nie miałem okazji się zaopatrzyć.- Parsknąłem cicho, przyodziewając na twarzy złośliwy uśmiech. -A teraz raczej wszystkie papiernicze są pozamykane. Przykro mi, bracie.- Oparłem się wygodniej, kierując swoje spojrzenie na Śnieżkę.
Popatrzyłem z miejsca na podekscytowane szczenię uśmiechając się nawet nieznacznie w rozbawieniu pod nosem. Ba, była do tego stopnia urocza, że nie zdołałem się powstrzymać przed kolejnym wychyleniem się do przodu i ponownym pogłaskaniu suni. To po czubku łba, to za uchem, to nawet w okolicy podbródka i piersi. SŁODZIAK.
- Przynajmniej ty cieszysz się na mój widok... Ten twój pan to bezduszna menda, zero jakiegokolwiek współczucia mówię ci. - mruknąłem do psiny zupełnie nie przejmując się faktem, że ten przecież siedzi obok. Ot, widocznie miał to usłyszeć. Potem obróciłem głowę do boku by sięgnąć chłopaka spojrzeniem. - Skąd, nie jestem tutaj z przypadku... Śledzę cię nieustannie od czasu naszego pierwszego spotkania w szkole. - brwi wzniosłem nieznacznie ku górze, a czoło objęły małe, choć całkiem liczne bruzdy. Kąt warg zadrżał mimowolnie w rozbawieniu. - Zdarza mi się błądzić po mieście o tej porze... Bo co? Bo bez psa to już zaraz jakiś podejrzany typ? - potem znów się wyprostowałem opadając plecami na twarde oparcie ławki i westchnąłem bezgłośnie spoglądając gdzieś w dal, na całkiem dobrze oświetlony placyk.
- Może i masz rację... Za to monopolowe i bary wciąż są otwarte. - zasugerowałem kołysząc lekko, prześmiewczo wargą.
- Przynajmniej ty cieszysz się na mój widok... Ten twój pan to bezduszna menda, zero jakiegokolwiek współczucia mówię ci. - mruknąłem do psiny zupełnie nie przejmując się faktem, że ten przecież siedzi obok. Ot, widocznie miał to usłyszeć. Potem obróciłem głowę do boku by sięgnąć chłopaka spojrzeniem. - Skąd, nie jestem tutaj z przypadku... Śledzę cię nieustannie od czasu naszego pierwszego spotkania w szkole. - brwi wzniosłem nieznacznie ku górze, a czoło objęły małe, choć całkiem liczne bruzdy. Kąt warg zadrżał mimowolnie w rozbawieniu. - Zdarza mi się błądzić po mieście o tej porze... Bo co? Bo bez psa to już zaraz jakiś podejrzany typ? - potem znów się wyprostowałem opadając plecami na twarde oparcie ławki i westchnąłem bezgłośnie spoglądając gdzieś w dal, na całkiem dobrze oświetlony placyk.
- Może i masz rację... Za to monopolowe i bary wciąż są otwarte. - zasugerowałem kołysząc lekko, prześmiewczo wargą.
Śnieżka wydawała się przeżywać w tym momencie stan podchodzący pod ekstazę. Rzadkością bowiem było, abym pozwalał innym ludziom na tak bliski kontakt z nią - z założenia miała być nieagresywna, ale jednocześnie nieufna. Ot, tak z powodów bezpieczeństwa. Natomiast w reakcji na słowo "pan" Śnieżka automatycznie przeniosła na mnie wyczekujące spojrzenie. Toć pan często określał siebie tym mianem, więc i teraz musiało być coś na rzeczy. Wahadłowy ruch ogona wyraźnie zelżał, a szczenię zamknęło uprzednio szeroko otwartą mordę. Widząc jej zachowanie odetchnąłem głęboko, ulgą. -Nie wmawiaj jej takich bredni.- Zniesmaczony parsknąłem. Chociaż skłamałbym, gdybym powiedział, że słowa Bastiena w całości spłynęły po mnie jak po kaczce. Byłem wrażliwym chłopczykiem :c
-Śledzisz... czekaj, co?- Wymamrotałem ledwo wyraźnie. Przez ułamek sekundy na mojej twarzy pojawiło się szczere skonfundowanie. Na szczęście dosyć szybko załapałem, że znowu się ze mną droczy, więc tylko skrzywiłem się w poirytowaniu. -Żebyś wiedział.- Fuknąłem na niego. Przeczesałem w zażenowaniu włosy, przenosząc spojrzenie gdzieś przed siebie. -Nie naciągniesz mnie na to piwo, gnojku.- Odparłem po chwili, chowając twarz w obu dłoniach. Westchnąłem przy tym naprawdę ciężko. Dopiero po kilku sekundach opuściłem ręce, a mój znużony wzrok powędrował na twarz chłopaka. Splotłem palce na kolanach. -No, chyba, że w Kanadzie można dostać baloniki nawet w najbardziej zapuszczonych pijalniach?- To by była bardzo... miła niespodzianka.
-Śledzisz... czekaj, co?- Wymamrotałem ledwo wyraźnie. Przez ułamek sekundy na mojej twarzy pojawiło się szczere skonfundowanie. Na szczęście dosyć szybko załapałem, że znowu się ze mną droczy, więc tylko skrzywiłem się w poirytowaniu. -Żebyś wiedział.- Fuknąłem na niego. Przeczesałem w zażenowaniu włosy, przenosząc spojrzenie gdzieś przed siebie. -Nie naciągniesz mnie na to piwo, gnojku.- Odparłem po chwili, chowając twarz w obu dłoniach. Westchnąłem przy tym naprawdę ciężko. Dopiero po kilku sekundach opuściłem ręce, a mój znużony wzrok powędrował na twarz chłopaka. Splotłem palce na kolanach. -No, chyba, że w Kanadzie można dostać baloniki nawet w najbardziej zapuszczonych pijalniach?- To by była bardzo... miła niespodzianka.
Śnieżka w ogóle była takim pociesznym stworzonkiem, że nawet mnie trudno było się przy niej opanować. Najchętniej to bym tę słodycz wyściskał, poważnie. Lubiłem psy. Właściwie lubiłem każde zwierzęta, ale do tych konkretnych miałem szczególny sentyment. I myślę,zresztą, że było to widać.
- Nie wmawiam jej bredni, myślę po prostu, że... - tu urwałem raz jeszcze spoglądając z uśmiechem na młodą sunię. - ... powinna znać prawdę. - dodałem dobitnie zerkając na tamtego z ukosa i krzywiąc bladą gębę w złośliwym uśmiechu. Że niby on był wrażliwym chłopcem? Dobrze, że nie powiedział tego w głos bo bym go jeszcze bezczelnie wyśmiał i pewno by się na mnie pogniewał. :c Swoją drogą... Wyglądał na nieźle przerażonego wizją posiadania stalkera, a może... Co jeśli to wcale nie było przerażenie?
Nie skomentowałem tego jakobym rzeczywiście był podejrzanym gościem, bo niestety skłamałbym gdybym teraz temu gorliwie zaprzeczył. Ale nie musiał o tym wiedzieć, prawda? Popatrzyłem za to na niego uważnie spod delikatnie przymrużonych powiek, gdy dobitnie mi oznajmił, że na piwo mnie nie zaprosi. Teraz to mi było smutno. Serio. I on był niby wrażliwym chłopczykiem? Zwyrol. Zwyrol i nikt więcej.
- Sknera. - skwitowałem więc tylko z teatralnym oburzeniem.
- Nie wmawiam jej bredni, myślę po prostu, że... - tu urwałem raz jeszcze spoglądając z uśmiechem na młodą sunię. - ... powinna znać prawdę. - dodałem dobitnie zerkając na tamtego z ukosa i krzywiąc bladą gębę w złośliwym uśmiechu. Że niby on był wrażliwym chłopcem? Dobrze, że nie powiedział tego w głos bo bym go jeszcze bezczelnie wyśmiał i pewno by się na mnie pogniewał. :c Swoją drogą... Wyglądał na nieźle przerażonego wizją posiadania stalkera, a może... Co jeśli to wcale nie było przerażenie?
Nie skomentowałem tego jakobym rzeczywiście był podejrzanym gościem, bo niestety skłamałbym gdybym teraz temu gorliwie zaprzeczył. Ale nie musiał o tym wiedzieć, prawda? Popatrzyłem za to na niego uważnie spod delikatnie przymrużonych powiek, gdy dobitnie mi oznajmił, że na piwo mnie nie zaprosi. Teraz to mi było smutno. Serio. I on był niby wrażliwym chłopczykiem? Zwyrol. Zwyrol i nikt więcej.
- Sknera. - skwitowałem więc tylko z teatralnym oburzeniem.
-To NIE jest prawda.- Odparłem naburmuszony. -...co najwyżej gówno prawda. Nie słuchaj go, myszko.- Ostatnie słowa, które skierowałem do Śnieżki, wypowiedziałem bardzo miękkim, przyjaznym głosem. Szczenie w odzewie przekrzywiło głupkowato głowę i pacnęło zadkiem na ziemi, w dalszym ciągu okupując przestrzeń pomiędzy butami Bastiena. A tak notabene, no to rejczel, że bym się pogniewał. :c
-Żadna sknera. Po prostu dbam o twoje zdrowie.- Zacmokałem do niego zupełnie tak, jakby był małym, rozkosznym dzidziusiem. -Zresztą...- Gdyby mnie już zaciągnął do tego baru, ew. monopolowego, to pewnie sam bym sobie kupił jakiś trunek. A po moim ostatnim... akhm, 'wybryku' w Saturday'u postanowiłem przejść na tymczasową abstynencję... chociaż, kuźwa, jakby to było tylko jedno piwo... hm. -Jeśli ładnie poprosisz, to mooooże jednak zmienię zdanieee...- Poruszyłem zachęcająco brwiami.
Boże, jeśli tak dalej pójdzie, to będę się musiał zapisać do AA.
-Żadna sknera. Po prostu dbam o twoje zdrowie.- Zacmokałem do niego zupełnie tak, jakby był małym, rozkosznym dzidziusiem. -Zresztą...- Gdyby mnie już zaciągnął do tego baru, ew. monopolowego, to pewnie sam bym sobie kupił jakiś trunek. A po moim ostatnim... akhm, 'wybryku' w Saturday'u postanowiłem przejść na tymczasową abstynencję... chociaż, kuźwa, jakby to było tylko jedno piwo... hm. -Jeśli ładnie poprosisz, to mooooże jednak zmienię zdanieee...- Poruszyłem zachęcająco brwiami.
Boże, jeśli tak dalej pójdzie, to będę się musiał zapisać do AA.
Kiedy on się burmuszył - ja się uśmiechałem. Jak dziecko, któremu ewidentnie podobała się taka zabawa. Dlaczego uważałem, że to urocze? Co gorsza - właśnie się na tym przyłapałem. Shit. Odchrząknęłam krótko i opuściłem wzrok na psa, który notabene wciąż siedział między moimi nogami. Nawet znów pochyliłem się nieznacznie do przodu by łokcie wesprzeć o przestrzeń międz udami, a kolanami. Znów zaczepiłem psa lekko tarmosząc jego ucho.
- Przykro mi, Lynch... Wydaje mi się, że twój pies zmienił właściciela. - no patrzcie jak się do mnie kleiła! Z drugiej strony... Można jej się dziwić? Mówi się, że psy potrafią wyczuć dobrego człowieka, prawda? Definicji dobra również jest wiele i nierzadko jedna nijak ma się do drugiej.
- Ty? Dbasz o moje zdrowie? - parsknąłem gromkim śmiechem. - Proszę cię, parę chwil temu omal nie wyrżnąłem mordą w tę nieszczęsną ławkę, a jedyną twoją reakcją było skąpe i do bólu nieczułe 'O, Aga'. - wytknąłem mu przez krótką chwilę mając ochotę rozciągnąć dłońmi jego ściągnięte w serii prześmiewczych cmoknięć policzki. Na szczęście się powstrzymałem. Zaciekawiła mnie za to wyraźna zaduma malująca się na jego jasnej twarzy, nad czymś się ewidentnie zastanawiał. NO I PROSZĘ. Mission complete. Popatrzyłem na chłopaka z przyklejonym do mordy wesołym, rozbrajającym wręcz uśmiechem.
- Prawdę mówiąc... Nie pijam alkoholu. - stwierdziłem lekko, uświadamiając mu jednocześnie, że cały czas robiony był w bambuko. Byłem po prostu ciekaw czy i kiedy mi ulegnie. Potem jakoś z miejsca spoważniałem, a nawet lekko spochmurniałem. O zgrozo. - Właściwie od niego stronię. Wiesz... Za dużo się go przelewało za dzieciaka w rodzinnym domu. - tu znów popatrzyłem na Śnieżkę cicho nawet do niej cmokając. To nie tak, że nie piłem w ogóle, bo pić mi się zdarzało, ale cholernie nie lubiłem gdy ktoś upijał się do nieprzytomności. Wszystko jest dla ludzi, byle z umiarem, nie?
- Przykro mi, Lynch... Wydaje mi się, że twój pies zmienił właściciela. - no patrzcie jak się do mnie kleiła! Z drugiej strony... Można jej się dziwić? Mówi się, że psy potrafią wyczuć dobrego człowieka, prawda? Definicji dobra również jest wiele i nierzadko jedna nijak ma się do drugiej.
- Ty? Dbasz o moje zdrowie? - parsknąłem gromkim śmiechem. - Proszę cię, parę chwil temu omal nie wyrżnąłem mordą w tę nieszczęsną ławkę, a jedyną twoją reakcją było skąpe i do bólu nieczułe 'O, Aga'. - wytknąłem mu przez krótką chwilę mając ochotę rozciągnąć dłońmi jego ściągnięte w serii prześmiewczych cmoknięć policzki. Na szczęście się powstrzymałem. Zaciekawiła mnie za to wyraźna zaduma malująca się na jego jasnej twarzy, nad czymś się ewidentnie zastanawiał. NO I PROSZĘ. Mission complete. Popatrzyłem na chłopaka z przyklejonym do mordy wesołym, rozbrajającym wręcz uśmiechem.
- Prawdę mówiąc... Nie pijam alkoholu. - stwierdziłem lekko, uświadamiając mu jednocześnie, że cały czas robiony był w bambuko. Byłem po prostu ciekaw czy i kiedy mi ulegnie. Potem jakoś z miejsca spoważniałem, a nawet lekko spochmurniałem. O zgrozo. - Właściwie od niego stronię. Wiesz... Za dużo się go przelewało za dzieciaka w rodzinnym domu. - tu znów popatrzyłem na Śnieżkę cicho nawet do niej cmokając. To nie tak, że nie piłem w ogóle, bo pić mi się zdarzało, ale cholernie nie lubiłem gdy ktoś upijał się do nieprzytomności. Wszystko jest dla ludzi, byle z umiarem, nie?
Chrząknąłem. I to GŁOŚNO. -Nawet nie rób sobie nadziei.- Pokręciłem ze zrezygnowaniem głową. Byłem NAJDOSKONALSZYM pańciem, jakiego Śnieżka mogła sobie wymarzyć! Niemożliwością było, aby ten biały gówniarz tego nie dostrzegał i "uciekł do pierwszego lepszego"... ... prawda? Przez chwilę nawet przyglądałem się badawczo szczeniakowi, który... cóż, faktycznie zdawał się czuć bardzo komfortowo w towarzystwie rudzielca. Ojezusiemaryjny. Mimo moich usilnych starań poczułem ukłucie zazdrości. Ała.
-Oczywiście.- Przytaknąłem niewzruszony jego wybuchem śmiechu. -Drobnostką jest przypadkowe przyjebanie się o ławkę w porównaniu do świadomego zatruwania swojego organizmu.- Uniosłem bardzo sugestywnie jeden palec w górę, chcąc podkreślić wartość edukacyjną moich słów. Bardzo szybko jednak opuściłem rękę, kiedy tylko Bastien zaczął prostować wątek związany z jego upodobaniem do piwa.
-O.. och.- Zatkało mnie. Co jak co, ale takiego wyznania się usłyszeć od niego nie spodziewałem. To znaczy... jasne, znów mógł się ze mną droczyć, żartować sobie. Albo po prostu mnie "testować". Ale szczerze? Wolałem wyjść na ostatniego naiwniaka, aniżeli zrobić mu przykrość. A co gorsza, zrobiło mi się strasznie wstyd. Bo nawet jeśli to nie ja byłem pierwszym, który zaproponował piwo w podzięce, to tak jakoś... po prostu naszło mnie to poczucie winy. Byłem wrażliwym chłopczykiem, goddammit. Poddenerwowany wstałem z ławki, wspomagając się przy tym obiema rękami, które uprzednio oparłem na siedzisku. Przez cały ten czas wodziłem spłoszonym wzrokiem gdzieś po otoczeniu, unikając kontaktu wzrokowego z Bastienem. -Ja... przykro mi.- Wyjąkałem pod nosem. Chyba przeżywałem to bardziej niż on. Heh... Nie mogąc już dłużej znieść tej ciężkiej atmosfery, której notabene sam byłem głównym producentem, odwróciłem się gwałtownie w stronę rudzielca i złapałem go za rękę. -A kawa?- Palnąłem. -Może chciałbyś spróbować dobrej kawy?- Kij tam, że było już tak późno. Na mnie osobiście kofeina nie działała pobudzająco, więc nie zwróciłem na ten drobny szkopuł najmniejszej uwagi. Ba, często pijałem ten trunek tuż przed snem, bo pomagał mi z zasypianiem. Nie dość że alkoholik, to jeszcze kawomaniak, heh?
Przez cały ten czas uparcie go trzymałem, oczekując odpowiedzi.
-Oczywiście.- Przytaknąłem niewzruszony jego wybuchem śmiechu. -Drobnostką jest przypadkowe przyjebanie się o ławkę w porównaniu do świadomego zatruwania swojego organizmu.- Uniosłem bardzo sugestywnie jeden palec w górę, chcąc podkreślić wartość edukacyjną moich słów. Bardzo szybko jednak opuściłem rękę, kiedy tylko Bastien zaczął prostować wątek związany z jego upodobaniem do piwa.
-O.. och.- Zatkało mnie. Co jak co, ale takiego wyznania się usłyszeć od niego nie spodziewałem. To znaczy... jasne, znów mógł się ze mną droczyć, żartować sobie. Albo po prostu mnie "testować". Ale szczerze? Wolałem wyjść na ostatniego naiwniaka, aniżeli zrobić mu przykrość. A co gorsza, zrobiło mi się strasznie wstyd. Bo nawet jeśli to nie ja byłem pierwszym, który zaproponował piwo w podzięce, to tak jakoś... po prostu naszło mnie to poczucie winy. Byłem wrażliwym chłopczykiem, goddammit. Poddenerwowany wstałem z ławki, wspomagając się przy tym obiema rękami, które uprzednio oparłem na siedzisku. Przez cały ten czas wodziłem spłoszonym wzrokiem gdzieś po otoczeniu, unikając kontaktu wzrokowego z Bastienem. -Ja... przykro mi.- Wyjąkałem pod nosem. Chyba przeżywałem to bardziej niż on. Heh... Nie mogąc już dłużej znieść tej ciężkiej atmosfery, której notabene sam byłem głównym producentem, odwróciłem się gwałtownie w stronę rudzielca i złapałem go za rękę. -A kawa?- Palnąłem. -Może chciałbyś spróbować dobrej kawy?- Kij tam, że było już tak późno. Na mnie osobiście kofeina nie działała pobudzająco, więc nie zwróciłem na ten drobny szkopuł najmniejszej uwagi. Ba, często pijałem ten trunek tuż przed snem, bo pomagał mi z zasypianiem. Nie dość że alkoholik, to jeszcze kawomaniak, heh?
Przez cały ten czas uparcie go trzymałem, oczekując odpowiedzi.
- Wydaje mi się, że już ją przekupiłem. - mruknąłem całkowicie ignorując jego wzburzenie i dalej głaszcząc psinę. Tak, zdecydowanie ją przekupiłem... I TO SAMYMI PIESZCZOTAMI. Oczywiście nie zamierzałem mu tego psa wcale odbierać, wątpiłem zresztą, że by bez Lyncha gdziekolwiek za mną poszedł.
- I jedno i drugie może prowadzić do śmierci. - stwierdziłem wzruszając lekko barkami. Ja nie widziałem różnicy. Śmierć alkoholową przynajmniej możesz sobie jakoś zaplanować, przypadek może zabić w najmniej oczekiwanym momencie. Tak jak userka siedząc na sraczu zastanawia się czasami czy kiedyś jej ten bojler na plecy nie pierdyknie. - Jedno i drugie wywołuje cierpienie, wiesz jak okropnie i jak boleśnie po uderzeniu pulsował mi mały palec u stopy? - wtedy właśnie potrzebowałem współczucia! Obserwowałem z lekkim zakłopotaniem jak ten wstaje z ławki... Zrobiłem lub powiedziałem coś nie tak? Potem stało się coś czego w zasadzie nigdy bym się nawet nie spodziewał. W pierwszym odruchu próbowałem cofnąć dłoń, jak gdybym obawiał się, że mi ją ukręci, ale czując nań ciepły dotyk jego miękkich palców szybko odpuściłem. W gardle mi zaschło, serce mi łomotało, jak gdyby chciało wyskoczyć mi z piersi, a blada twarz oblała się rumieńcem. Zestresował mnie... I cholernie zawstydził.
- C-co..? - bąknąłem karcąc się zaraz w myślach za swoją pizdowatość. W ogóle... Dlaczego do cholery mu o tym powiedziałem? Ja... Wcale nie zamierzałem. Wpatrywałem się tępo w nasze dłonie dopiero po krótkiej chwili zbierając się na odwagę by unieść spojrzenie na jego twarz. Chwilę to trwało, potem mechanicznie wyrwałem dłoń z zacisku jego dłoni i objąłem ją własną spoglądając wymownie gdzieś do boku.
- Nie musisz się nade mną litować... - mruknąłem tylko marszcząc lekko nos. - Ja... Ja nie wiem dlaczego ci o tym powiedziałem. - dodałem jeszcze wciąż jednak na niego nie patrząc.
- I jedno i drugie może prowadzić do śmierci. - stwierdziłem wzruszając lekko barkami. Ja nie widziałem różnicy. Śmierć alkoholową przynajmniej możesz sobie jakoś zaplanować, przypadek może zabić w najmniej oczekiwanym momencie. Tak jak userka siedząc na sraczu zastanawia się czasami czy kiedyś jej ten bojler na plecy nie pierdyknie. - Jedno i drugie wywołuje cierpienie, wiesz jak okropnie i jak boleśnie po uderzeniu pulsował mi mały palec u stopy? - wtedy właśnie potrzebowałem współczucia! Obserwowałem z lekkim zakłopotaniem jak ten wstaje z ławki... Zrobiłem lub powiedziałem coś nie tak? Potem stało się coś czego w zasadzie nigdy bym się nawet nie spodziewał. W pierwszym odruchu próbowałem cofnąć dłoń, jak gdybym obawiał się, że mi ją ukręci, ale czując nań ciepły dotyk jego miękkich palców szybko odpuściłem. W gardle mi zaschło, serce mi łomotało, jak gdyby chciało wyskoczyć mi z piersi, a blada twarz oblała się rumieńcem. Zestresował mnie... I cholernie zawstydził.
- C-co..? - bąknąłem karcąc się zaraz w myślach za swoją pizdowatość. W ogóle... Dlaczego do cholery mu o tym powiedziałem? Ja... Wcale nie zamierzałem. Wpatrywałem się tępo w nasze dłonie dopiero po krótkiej chwili zbierając się na odwagę by unieść spojrzenie na jego twarz. Chwilę to trwało, potem mechanicznie wyrwałem dłoń z zacisku jego dłoni i objąłem ją własną spoglądając wymownie gdzieś do boku.
- Nie musisz się nade mną litować... - mruknąłem tylko marszcząc lekko nos. - Ja... Ja nie wiem dlaczego ci o tym powiedziałem. - dodałem jeszcze wciąż jednak na niego nie patrząc.
Strona 2 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach