▲▼
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Placyk rekreacyjny w środku rynku zyskał swą nazwę, dzięki młodzieży tu przybywającej. Nieważne czy były to osoby, wykorzystujące schody, poręczę, ławki i mury do jazdy na róznorodnym sprzęcie - o dziwo, ludzie upatrzyli sobie to miejsce także do grania ulicznego. Bądź występów. Często jest tutaj sporo ludzi, ale nie dziwota. Każdy lubi popatrzeć jak inni świetnie się bawią, a czasami nawet i do nich dołączyć!
-------------------------
Szedł, najwyraźniej znudzony. Nie wiedział czym powinien się zająć. Niby szkoła jest ważna, niby powinien poświęcać więcej czasu na naukę, osiągnąć coś, może poszukać jakiejś fajnej i dodatkowej robótki... Oczywiście nie tej legalnej. Bardziej Zackowi po myśli chodził jakiś sponsor. Tak, ostatnia studzienka wyschła. A w gruncie rzeczy to zawsze chciał się nauczyć na czymś jeździć... Ale nie jeździć, a jeździć-jeździć! Popisywać się swoimi akrobacjami, uczyć młodszych...
Jednak nie. Lepiej się po prostu popisywać. Zresztą, Zack by chyba niechętnie szukał kolegów do nauki. Niezbyt chciał to robić. Ale taki sprzęt byłby świetną sprawą! Jednakże... Jest drogi, prawda? Tak, nawet bardzo drogi! Bo żeby zdobyć taki naprawdę dobry, musiałby odłożyć ćpanie na dłuższy czas. Albo znaleźć bardzo bogatego sponsora, która zapewniłby mu pieniądze na obie te rzeczy jednocześnie. Tak, chyba ta druga opcja bardziej mu się podobała. Zresztą, komu by się nie podobała? Ach, byłaby naprawdę świetna!
Chociaż... Z drugiej strony to on niezbyt miał dobrą równowagę do takich rzeczy... Musiałby trochę poćwiczyć, to fakt. I nazbierałby nową kolekcję siniaków oraz zadrapań - co tak naprawdę nikogo by nie zdziwiło. On nie wdawał się w bójki, tych zazwyczaj unikał. Aczkolwiek na ulicy samochody go kochały! I rowery. I szczeniaczki... Ugh, przejebane miał taki pechowiec.
Już miał wyjmować fajki z kieszeni spodni, kiedy nagle zauważył jakąś dziewczynę. Nie zwrócił uwagi za bardzo na to czy z kimś rozmawiała, czy jednak szła sama. Zauważył jednak drobny fakt... Miała deskę. Tak, to mu się bardzo spodobało. O tym przedmiocie tyle myślał, a teraz ten po prostu spadł mu z nieba! Jak wspaniale!
Szybko ruszył w stronę nieznajomej, jakby nigdy nic. Z pewnością musiało to dziwnie wyglądać, kiedy taki różowogłowy chłopak, nagle wpadł na obcą dziewczynę, przewracając ją.
- Ojej, bardzo ci przepraszam! Nic ci się nie stało? Na pewno? Chodź, pomogę ci wstać! - powiedział i niezależnie od reakcji koleżanki, po prostu podszedł do niej od tyłu, w dosyć komiczny sposób pomagając jej znów znaleźć się na nogach. Podczas tej czynności, udało mu się od plecaka odpiąć cudzą własność... A nim dziewczyna w ogóle się obróciła do obcego chłopaka, ten ponownie zdążył ją popchnąć, a skradziony przedmiot znalazł się pod jego stopami i zaczął jechać. Trochę pokracznie, aczkolwiek był to jego pierwszy raz na identycznym sprzęcie! Z uśmiechem zjechał po podjeździe, znikając w jednej z uliczek, chcąc jak najszybciej zniknąć z pola widzenia okradzionej.
-------------------------
Szedł, najwyraźniej znudzony. Nie wiedział czym powinien się zająć. Niby szkoła jest ważna, niby powinien poświęcać więcej czasu na naukę, osiągnąć coś, może poszukać jakiejś fajnej i dodatkowej robótki... Oczywiście nie tej legalnej. Bardziej Zackowi po myśli chodził jakiś sponsor. Tak, ostatnia studzienka wyschła. A w gruncie rzeczy to zawsze chciał się nauczyć na czymś jeździć... Ale nie jeździć, a jeździć-jeździć! Popisywać się swoimi akrobacjami, uczyć młodszych...
Jednak nie. Lepiej się po prostu popisywać. Zresztą, Zack by chyba niechętnie szukał kolegów do nauki. Niezbyt chciał to robić. Ale taki sprzęt byłby świetną sprawą! Jednakże... Jest drogi, prawda? Tak, nawet bardzo drogi! Bo żeby zdobyć taki naprawdę dobry, musiałby odłożyć ćpanie na dłuższy czas. Albo znaleźć bardzo bogatego sponsora, która zapewniłby mu pieniądze na obie te rzeczy jednocześnie. Tak, chyba ta druga opcja bardziej mu się podobała. Zresztą, komu by się nie podobała? Ach, byłaby naprawdę świetna!
Chociaż... Z drugiej strony to on niezbyt miał dobrą równowagę do takich rzeczy... Musiałby trochę poćwiczyć, to fakt. I nazbierałby nową kolekcję siniaków oraz zadrapań - co tak naprawdę nikogo by nie zdziwiło. On nie wdawał się w bójki, tych zazwyczaj unikał. Aczkolwiek na ulicy samochody go kochały! I rowery. I szczeniaczki... Ugh, przejebane miał taki pechowiec.
Już miał wyjmować fajki z kieszeni spodni, kiedy nagle zauważył jakąś dziewczynę. Nie zwrócił uwagi za bardzo na to czy z kimś rozmawiała, czy jednak szła sama. Zauważył jednak drobny fakt... Miała deskę. Tak, to mu się bardzo spodobało. O tym przedmiocie tyle myślał, a teraz ten po prostu spadł mu z nieba! Jak wspaniale!
Szybko ruszył w stronę nieznajomej, jakby nigdy nic. Z pewnością musiało to dziwnie wyglądać, kiedy taki różowogłowy chłopak, nagle wpadł na obcą dziewczynę, przewracając ją.
- Ojej, bardzo ci przepraszam! Nic ci się nie stało? Na pewno? Chodź, pomogę ci wstać! - powiedział i niezależnie od reakcji koleżanki, po prostu podszedł do niej od tyłu, w dosyć komiczny sposób pomagając jej znów znaleźć się na nogach. Podczas tej czynności, udało mu się od plecaka odpiąć cudzą własność... A nim dziewczyna w ogóle się obróciła do obcego chłopaka, ten ponownie zdążył ją popchnąć, a skradziony przedmiot znalazł się pod jego stopami i zaczął jechać. Trochę pokracznie, aczkolwiek był to jego pierwszy raz na identycznym sprzęcie! Z uśmiechem zjechał po podjeździe, znikając w jednej z uliczek, chcąc jak najszybciej zniknąć z pola widzenia okradzionej.
W sumie dzień zapowiadał się bardzo dobrze. Pogoda idealna, wiatr w normie, humory innych istot żywych także. Pojeździła na fishboardzie na Placyku. Nawet miała dużo czasu, żeby to robić. Było to jedna z jej najbardziej lubianych czynności. Dziewczyna zagadała też to przystojnego chłopaka, który jeździł tam na desce. Wysoki, blond włosy, ciemne oczy, dołeczki w policzkach. No tylko patrzeć się i się ślinić jak do obrazka. Wzięła od niego papierosa, bo niby nie miała. Bór bez papierosów to jak nie Bór, ale trzeba sobie jakoś radzić w życiu, prawda?
Nagle coś różowego na nią wpadło. Już chciała otwierać usta z najgorszymi obelgami w stronę nieznajomej jej osoby, ale sprawy potoczyły się nie tak jak chciała. Poczuła tylko jak ktoś ją podnosi od tyłu (he), a potem tylko zdążyła zauważyć różowowłosego chłopaka zapierdalającego na jej desce. Na jej ukochanym miętowym fishboardzie. Przez chwilę nie umiała zareagować, bo była w tak ciężkim szoku, że ktoś potrafił to zrobić. Nawet nie zdążyła pożegnać się ze swoim żywym ideałem, tylko pobiegła szybciej niż na zawodach biegowych. Tak szybko to ona chyba jeszcze nie biegła w swoim całym życiu. Adrenalinę to dostała niezłą. I kurwicę zresztą też.
Szybko wbiegła w uliczkę, w którą wjeżdżał chłopak. Nie był daleko, więc miała jeszcze szansę go dogonić. Wykorzystała swoje ostatnie siły w tym pościgu. Na koniec rzuciła się na niego upadając razem z nim na ziemię.
Zdenerwowana, posiniaczona, spocona i zmęczona podniosła się gramoląc się powoli, flegmatycznie jak nigdy. Otrzepała się lekko i podniosła swoją deskę, trzymając ją mocno. Podniosła ją w górę, jakby już miała obijać złodzieja.
- Pojebało do końca? Masz ty w ogóle rozum i godność człowieka smrodzie?! - było ją słychać chyba na pół miasta. Zmarszczyła brwi i patrzyła się mu głęboko w oczy. Podniosła jeszcze bardziej deskę, ażeby móc lepiej się zamachnąć na pacana, który raczył przysporzyć jej problemów. No co za dałn specjalnie przewraca się na kogoś, żeby zajebać mu deskę? Zabić i zmieszać z błotem to mało. Miała teraz ochotę wezwać jakieś siły ciemności i samego szatana, aby zemścić się na tym małym padalcu.
Nagle coś różowego na nią wpadło. Już chciała otwierać usta z najgorszymi obelgami w stronę nieznajomej jej osoby, ale sprawy potoczyły się nie tak jak chciała. Poczuła tylko jak ktoś ją podnosi od tyłu (he), a potem tylko zdążyła zauważyć różowowłosego chłopaka zapierdalającego na jej desce. Na jej ukochanym miętowym fishboardzie. Przez chwilę nie umiała zareagować, bo była w tak ciężkim szoku, że ktoś potrafił to zrobić. Nawet nie zdążyła pożegnać się ze swoim żywym ideałem, tylko pobiegła szybciej niż na zawodach biegowych. Tak szybko to ona chyba jeszcze nie biegła w swoim całym życiu. Adrenalinę to dostała niezłą. I kurwicę zresztą też.
Szybko wbiegła w uliczkę, w którą wjeżdżał chłopak. Nie był daleko, więc miała jeszcze szansę go dogonić. Wykorzystała swoje ostatnie siły w tym pościgu. Na koniec rzuciła się na niego upadając razem z nim na ziemię.
Zdenerwowana, posiniaczona, spocona i zmęczona podniosła się gramoląc się powoli, flegmatycznie jak nigdy. Otrzepała się lekko i podniosła swoją deskę, trzymając ją mocno. Podniosła ją w górę, jakby już miała obijać złodzieja.
- Pojebało do końca? Masz ty w ogóle rozum i godność człowieka smrodzie?! - było ją słychać chyba na pół miasta. Zmarszczyła brwi i patrzyła się mu głęboko w oczy. Podniosła jeszcze bardziej deskę, ażeby móc lepiej się zamachnąć na pacana, który raczył przysporzyć jej problemów. No co za dałn specjalnie przewraca się na kogoś, żeby zajebać mu deskę? Zabić i zmieszać z błotem to mało. Miała teraz ochotę wezwać jakieś siły ciemności i samego szatana, aby zemścić się na tym małym padalcu.
Zack nie przejmował się pościgiem. Szczerze nawet wątpił, aby dziewczynie dalej chciało się za nim gonić... A jednak się pomylił. I to dosyć mocno. W końcu przez taki atak na swoją osobę, znów będzie miał więcej siniaków! Ugh, irytujący ludzie, doprawdy!
A odnośnie hałasu na całe miasto... Co on się przejmował ludźmi? Oni i tak by coś podobnego zignorowali. Co ich obchodzi jakaś tam kradzież, dopóki nie dotyka ich samych? Tak ten świat funkcjonował, a Zack się o tym przekonał już dawno jako kieszonkowiec, kleptoman, desko-kradca....
- Ałaaa! Moje kości! I bębenki! No nie drzyj się tak, kobieto. Jezus... Masz swoją deskę z powrotem to mnie może nią nie okładaj! - powiedział, odsuwając się od nadpobudliwej, obcej panienki. No co ona od niego chciała więcej?! Miał przy sobie... Niewiele! Jakiegoś zadośćuczynienia chciała czy co? Ugh, a miało być tak pięknie!
Podniósł się z ziemi, dalej starając się zachować jakiś dystans. Wyjął paczkę papierosów, jak i zapalniczkę. Odpalił papierosa, zaciągając się i zerkając na tę dziewczynę. No i czego ona od niego chciała? Kradzież mu się nie powiodła...
- No co tak na mnie patrzysz? Oddałbym... Kiedyś. Może. Albo sprzedał. Kasa się zawsze przyda, nie? - powiedział, wzruszając ramionami. Chyba nieprędko uda mu się pojeździć na desce. Albo rolkach, albo rowerze... Bo nie miał kasy na coś podobnego. No chyba, że jednak kiedyś uda mu się gwizdnąć jakiś inny sprzęt, komuś...
Ukradkiem zerkał na dziewczynę, zastanawiając się czy można jej gwizdnąć coś innego... Cokolwiek. Został poobijany i nie ma deski w łapach! Powinien w tym momencie to sobie jakoś odbić.
- Już nie krzycz. Papierosa na uspokojenie nerwów? Mam wrażliwe bębenki. Ogłuchnę przez ciebie... I co ja po tym zrobię? Będę głuchy i to będzie straszne. Nie wiem czemu, ale takie będzie - stwierdził, wystawiając do obcej paczkę z papierosami, aby się poczęstowała. Nie były to smakowe papieroski, ale też i nie te z najniższej półki. Nie będzie niszczył sobie organizmu byle czym, prawda? Jak już się truć to lepszymi rzeczami! Chociaż czasami było krucho z kasą na te rzeczy. Ale to się dało załatwić kilkoma wypadami na miasto.
- Po ile taka deska? - zagadnął, bo gdyby wpadło mu nieco więcej kasy do kieszeni... Może by kupił? W końcu teraz będzie miał większy kontakt z tymi uczniaczkami z Riverdale. Szkoda byłoby nie ograbić kilku bogatszych uczniów. A może i tam się znajdą osoby chętne do płacenia mu za niektóre rzeczy? Może komuś uprzykrzyć życie będą chcieli, nie brudząc sobie przy tym rączek? Ach, byłoby wspaniale! - Pewnie i tak mnie nie stać - stwierdził, wypuszczając dym z płuc. Ach, rak wyczuwalny w powietrzu. Chociaż to chyba zależało od organizmu. Jedni palili całe życie i rozjebał ich dopiero tir po ukończeniu sześćdziesiątki, a inni ledwo zaczęli i już po trzydziestce zdychali. No nic, zobaczy się jakie Zack będzie miał szczęście. Chociaż przy jego umiejętnościach to prędzej wpadnie pod samochód.
A odnośnie hałasu na całe miasto... Co on się przejmował ludźmi? Oni i tak by coś podobnego zignorowali. Co ich obchodzi jakaś tam kradzież, dopóki nie dotyka ich samych? Tak ten świat funkcjonował, a Zack się o tym przekonał już dawno jako kieszonkowiec, kleptoman, desko-kradca....
- Ałaaa! Moje kości! I bębenki! No nie drzyj się tak, kobieto. Jezus... Masz swoją deskę z powrotem to mnie może nią nie okładaj! - powiedział, odsuwając się od nadpobudliwej, obcej panienki. No co ona od niego chciała więcej?! Miał przy sobie... Niewiele! Jakiegoś zadośćuczynienia chciała czy co? Ugh, a miało być tak pięknie!
Podniósł się z ziemi, dalej starając się zachować jakiś dystans. Wyjął paczkę papierosów, jak i zapalniczkę. Odpalił papierosa, zaciągając się i zerkając na tę dziewczynę. No i czego ona od niego chciała? Kradzież mu się nie powiodła...
- No co tak na mnie patrzysz? Oddałbym... Kiedyś. Może. Albo sprzedał. Kasa się zawsze przyda, nie? - powiedział, wzruszając ramionami. Chyba nieprędko uda mu się pojeździć na desce. Albo rolkach, albo rowerze... Bo nie miał kasy na coś podobnego. No chyba, że jednak kiedyś uda mu się gwizdnąć jakiś inny sprzęt, komuś...
Ukradkiem zerkał na dziewczynę, zastanawiając się czy można jej gwizdnąć coś innego... Cokolwiek. Został poobijany i nie ma deski w łapach! Powinien w tym momencie to sobie jakoś odbić.
- Już nie krzycz. Papierosa na uspokojenie nerwów? Mam wrażliwe bębenki. Ogłuchnę przez ciebie... I co ja po tym zrobię? Będę głuchy i to będzie straszne. Nie wiem czemu, ale takie będzie - stwierdził, wystawiając do obcej paczkę z papierosami, aby się poczęstowała. Nie były to smakowe papieroski, ale też i nie te z najniższej półki. Nie będzie niszczył sobie organizmu byle czym, prawda? Jak już się truć to lepszymi rzeczami! Chociaż czasami było krucho z kasą na te rzeczy. Ale to się dało załatwić kilkoma wypadami na miasto.
- Po ile taka deska? - zagadnął, bo gdyby wpadło mu nieco więcej kasy do kieszeni... Może by kupił? W końcu teraz będzie miał większy kontakt z tymi uczniaczkami z Riverdale. Szkoda byłoby nie ograbić kilku bogatszych uczniów. A może i tam się znajdą osoby chętne do płacenia mu za niektóre rzeczy? Może komuś uprzykrzyć życie będą chcieli, nie brudząc sobie przy tym rączek? Ach, byłoby wspaniale! - Pewnie i tak mnie nie stać - stwierdził, wypuszczając dym z płuc. Ach, rak wyczuwalny w powietrzu. Chociaż to chyba zależało od organizmu. Jedni palili całe życie i rozjebał ich dopiero tir po ukończeniu sześćdziesiątki, a inni ledwo zaczęli i już po trzydziestce zdychali. No nic, zobaczy się jakie Zack będzie miał szczęście. Chociaż przy jego umiejętnościach to prędzej wpadnie pod samochód.
Opuściła w końcu ręce. Tak zdenerwowanej to świat dawno jej nie widział. Tak w biały dzień kraść jej osobistą deskę. No brak słów na to wszystko. Uznała, że przestanie drzeć się na chłopaka, bo to i tak jest bezcelowe.
Kucnęła i przypięła z powrotem deskę do plecaka, a po drodze wyciągnęła z niego zapalniczkę.
Zaśmiała się lekko na jego słowa. Najpierw zajebał jej deskę, a teraz tak spokojnie zagaduje do niej, jakby nigdy nic się nie stało. Przyjęła od niego zadość uczynienie w formie papierosa. Takie rzeczy nie chodzą piechotą. No może chodzą, jak ktoś ci je daje, ale nie o to chodzi.
Wiadomo o co chodzi, jak nie wiadomo o co chodzi.
- Jakbyś ogłuchnął to przynajmniej byś już nie słyszał, jak krzyczę. Zawsze jakiś pozytyw - skwitowała odpalając spokojnie papierosa. Powoli i długo, jak miała to w zwyczaju robić. W sumie uznała, że nieznajomy jej uczeń, jak zgaduje, Riverdale nie musi być taki zły. Wydawało się jej to dość dziwne, że teraz zaczął z nią normalnie rozmawiać, ale Borre lubiła takich anormalnych ludzi. Sama przecież nie była jakąś zwykłą, szarą myszką. Była specyficzna i takich ludzi też chciała poznawać. To, że okoliczności poznania różowowłosego kleptomana były takie, a nie inne, niczego nie zmieniało. Zawsze mogło się okazać, że jest całkiem spoko osobą.
Chociaż to pierwsze wrażenie i tak spierdolił, nie oszukujmy się.
- Taką deskę kupisz od stu-dziesięciu do stu-trzydiestu dolarów - zaciągnęła się kilka razy między wypowiadanymi zdaniami - Ale wiesz, zawsze mogłeś zapytać czy możesz pojeździć. Nie podejmuj pochopnie decyzji kupna takiej rzeczy, bo jej kiedyś też będzie smutno, że zostawiłeś ją gdzieś zakurzoną i zapomnianą w ciemnym kącie - strasznie nie lubiła jak ludzie marnowali rzeczy. Niby dziewczyna nie była z biednego domu, ale dobrze wiedziała, że kiedyś rodzice już jej nie poratują dupy i będzie musiała sobie sama radzić w życiu.
Życie jest jak masło: czasem miękkie, czasem brudne. Tak mawiają upaleni ludzie i tego się trzymajmy.
Znowu zaciągnęła się parę razy. Prawie już zapomniała, że trzyma zapalniczkę w ręku. Schowała ją z powrotem do plecaka, żeby się jej gdzieś nie zgubiła. Miała ją już od dwóch lat i nie chciała jej ot tak gdzieś zostawić.
- Plus, jak się postarasz to na pewno na taką zapracujesz, to nie jest jakiś bardzo duży wydatek. Zaoszczędzisz miesiąc albo dwa na papieroskach i już - dodała nagle.
Tak a prospos papierosów. Strasznie nie lubiła jak szybko je spalała. Niby próbowała w równym tempie z rozmówcą, ale jakoś jej to nie wychodziło. Zawsze też przy każdym zaciągnięciu myślała o tym jak nazwie swojego przyjaciela na całe życie. Stefan? A może Janusz? Pewnie ostateczną decyzję nie podjęłaby nawet, jakby już wiedziała, że ma raka płuc.
Kucnęła i przypięła z powrotem deskę do plecaka, a po drodze wyciągnęła z niego zapalniczkę.
Zaśmiała się lekko na jego słowa. Najpierw zajebał jej deskę, a teraz tak spokojnie zagaduje do niej, jakby nigdy nic się nie stało. Przyjęła od niego zadość uczynienie w formie papierosa. Takie rzeczy nie chodzą piechotą. No może chodzą, jak ktoś ci je daje, ale nie o to chodzi.
Wiadomo o co chodzi, jak nie wiadomo o co chodzi.
- Jakbyś ogłuchnął to przynajmniej byś już nie słyszał, jak krzyczę. Zawsze jakiś pozytyw - skwitowała odpalając spokojnie papierosa. Powoli i długo, jak miała to w zwyczaju robić. W sumie uznała, że nieznajomy jej uczeń, jak zgaduje, Riverdale nie musi być taki zły. Wydawało się jej to dość dziwne, że teraz zaczął z nią normalnie rozmawiać, ale Borre lubiła takich anormalnych ludzi. Sama przecież nie była jakąś zwykłą, szarą myszką. Była specyficzna i takich ludzi też chciała poznawać. To, że okoliczności poznania różowowłosego kleptomana były takie, a nie inne, niczego nie zmieniało. Zawsze mogło się okazać, że jest całkiem spoko osobą.
Chociaż to pierwsze wrażenie i tak spierdolił, nie oszukujmy się.
- Taką deskę kupisz od stu-dziesięciu do stu-trzydiestu dolarów - zaciągnęła się kilka razy między wypowiadanymi zdaniami - Ale wiesz, zawsze mogłeś zapytać czy możesz pojeździć. Nie podejmuj pochopnie decyzji kupna takiej rzeczy, bo jej kiedyś też będzie smutno, że zostawiłeś ją gdzieś zakurzoną i zapomnianą w ciemnym kącie - strasznie nie lubiła jak ludzie marnowali rzeczy. Niby dziewczyna nie była z biednego domu, ale dobrze wiedziała, że kiedyś rodzice już jej nie poratują dupy i będzie musiała sobie sama radzić w życiu.
Życie jest jak masło: czasem miękkie, czasem brudne. Tak mawiają upaleni ludzie i tego się trzymajmy.
Znowu zaciągnęła się parę razy. Prawie już zapomniała, że trzyma zapalniczkę w ręku. Schowała ją z powrotem do plecaka, żeby się jej gdzieś nie zgubiła. Miała ją już od dwóch lat i nie chciała jej ot tak gdzieś zostawić.
- Plus, jak się postarasz to na pewno na taką zapracujesz, to nie jest jakiś bardzo duży wydatek. Zaoszczędzisz miesiąc albo dwa na papieroskach i już - dodała nagle.
Tak a prospos papierosów. Strasznie nie lubiła jak szybko je spalała. Niby próbowała w równym tempie z rozmówcą, ale jakoś jej to nie wychodziło. Zawsze też przy każdym zaciągnięciu myślała o tym jak nazwie swojego przyjaciela na całe życie. Stefan? A może Janusz? Pewnie ostateczną decyzję nie podjęłaby nawet, jakby już wiedziała, że ma raka płuc.
Wypaliła szybko swojego papierosa. Jej nowy znajomy był lekko zdziwiony tym faktem, że nagle tak szybko zaczęła palić. Poprawiła plecak na swoich ramionach, czasami szelki zsuwały jej się, co bardzo ją denerwowało. W ogóle było dużo rzeczy, które potrafiły wyprowadzić ją z równowagi. Czy to nerwica? No w sumie to tak. Przecież na nią cierpi. Czasami o tym zapomina, bo dość normalnie funkcjonuje, nawet bez brania leków przepisanych przez lekarza. Zioło ziołem, fajki fajkami, ale psychotropów brać nie będzie.
Popatrzyła się na zegarek i wpatrywała się w niego przez chwilę, jakby zahipnotyzowana cyferkami, które widniały na małej tarczy.
- Coś się stało? - zapytał chłopak ze sztucznym martwieniem się w głosie. Martwił się raczej tylko o to, że deska spierdoli mu sprzed nosa, a nie o dziewczynę.
- A nic, w sumie to wracam do domu – popatrzyła się na niego z tą swoją miną wrednej osoby pomieszanej z wściekłością. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać dlaczego w ogóle zaczęła z nim rozmawiać skoro on chciał jej ukraść deskę.
Nie poczekała nawet na jego odpowiedź. Szybko odpięła fishboard'a, wskoczyła na niego i odjechała w swoją stronę. Widziała tylko przez ramię jak różowowłosy nieznajomy idzie tam gdzie chciał kpiąc kamyki, które stawały mu na drodze.
z.t x2
/jakby coś to można wznowić wątek, po prostu musiałam wyjść, bo nie dawałeś znaku życia/
Popatrzyła się na zegarek i wpatrywała się w niego przez chwilę, jakby zahipnotyzowana cyferkami, które widniały na małej tarczy.
- Coś się stało? - zapytał chłopak ze sztucznym martwieniem się w głosie. Martwił się raczej tylko o to, że deska spierdoli mu sprzed nosa, a nie o dziewczynę.
- A nic, w sumie to wracam do domu – popatrzyła się na niego z tą swoją miną wrednej osoby pomieszanej z wściekłością. Dopiero teraz zaczęła się zastanawiać dlaczego w ogóle zaczęła z nim rozmawiać skoro on chciał jej ukraść deskę.
Nie poczekała nawet na jego odpowiedź. Szybko odpięła fishboard'a, wskoczyła na niego i odjechała w swoją stronę. Widziała tylko przez ramię jak różowowłosy nieznajomy idzie tam gdzie chciał kpiąc kamyki, które stawały mu na drodze.
z.t x2
/jakby coś to można wznowić wątek, po prostu musiałam wyjść, bo nie dawałeś znaku życia/
No cóż. Robiło się coraz później, chłodniej i smętniej, więc ten cały "placyk rekreacyjny" tracił swoich stałych bywalców na rzecz osobników tak barwnych jak chodzący po ławkach Camille czy krocząca przy jego boku Sig. Francuz dzielnie dzierżył w dłoni tanie wino z monopolowego, o którego zahaczyli kilka minut wcześniej.
- Sigu, mówię ci - odezwał się, przechodząc chwiejnym krokiem z jednej ławki na drugą. - Powinnaś mnie w końcu przedstawić tej swojej pannie, wiesz? - oznajmił z wielką dumą, jakby znanie jego osoby miało automatycznie wpłynąć jakoś pozytywnie na Chloe. Jakby był co najmniej gwiazdą! Co tu wiele mówić - w swoim świecie był. Egoistyczny, egocentryczny Camille został nauczony tego, że jeśli sam nie będzie uważał siebie za kogoś ważnego, to nikt mu tego nie zastąpi. Taki urok jego byłych kochanków - wszyscy byli chujowi.
- Będzie mną oczarowana, mówię ci - zapewnił, jednocześnie odkorkowując trunek.
- Sigu, mówię ci - odezwał się, przechodząc chwiejnym krokiem z jednej ławki na drugą. - Powinnaś mnie w końcu przedstawić tej swojej pannie, wiesz? - oznajmił z wielką dumą, jakby znanie jego osoby miało automatycznie wpłynąć jakoś pozytywnie na Chloe. Jakby był co najmniej gwiazdą! Co tu wiele mówić - w swoim świecie był. Egoistyczny, egocentryczny Camille został nauczony tego, że jeśli sam nie będzie uważał siebie za kogoś ważnego, to nikt mu tego nie zastąpi. Taki urok jego byłych kochanków - wszyscy byli chujowi.
- Będzie mną oczarowana, mówię ci - zapewnił, jednocześnie odkorkowując trunek.
To miejsce zawsze było fajne, ale prawdziwy urok miało dopiero wtedy, gdy zmyły się z niego dzieciaki, pseudograjkowie i popisujący się przed swoimi laskami deskorolkowcy. Teraz było tu znacznie ciekawiej i na pewno ciszej. Och, czyżby ta introwertyczna, gardząca ludźmi natura Norweżki właśnie brała górę? I tak i nie. Na pewno prócz spokoju sprzyjał też fakt, że w miejscu praktycznie pozbawionym ludzi Camille nie będzie mógł odwalić niczego głupiego i nikt nie powinien się do nich przyjebać za picie winiacza w miejscu publicznym, tudzież, w przypadku Sig, za picie alkoholu poniżej dziewiętnastego roku życia.
-I tak nie poruchasz- odpowiedziała bez większego zastanowienia. Pomimo tego, że ogółem byli do siebie bardzo podobni, był jeden problem: Camille był facetem, a do tego pedałem. Z tego co kojarzyła, Chloe za nimi nie przepadała, tak delikatnie mówiąc. Jak za wszystkimi kolesiami, z którymi Sig się szwendała. Skończyłoby się na tym, że oboje by na siebie warczeli albo rzucaliby w siebie głupimi żartami, a w ostateczności Sigrunn musiałaby ich rozdzielać, a potem jeszcze przez pół dnia próbować udobruchać Chlora za to, że w ogóle wpadła na pomysł przedstawienia ich sobie. Nie, to nie brzmiało na dobry plan.
-W ogóle, oddaj mi tego jabola- mruknęła zaraz i zabrała mu trunek bogów z łapy. Jak chce chodzić po ławkach, to niech sobie chodzi, ale nie z butelką w dłoni. Zbyt wielka szkoda, gdyby nagle się wypierdzielił i ją rozbił.
-A może Ty wreszcie przedstawisz mi jakiegoś swojego chłoptasia, co? Taką Twoją najulubieńszą zabawkę, hm?- zagadnęła, upiwszy parę łyków winiacza. Nie żeby jej specjalnie zależało na kumplowaniu się z którymś jego kochasiem, ale zawsze interesowało ją, co najbardziej pociąga Camille w facetach. W końcu nie mógł brać wszystkich i musiał mieć jakieś określone gusta w tej kwestii, no nie?
-I tak nie poruchasz- odpowiedziała bez większego zastanowienia. Pomimo tego, że ogółem byli do siebie bardzo podobni, był jeden problem: Camille był facetem, a do tego pedałem. Z tego co kojarzyła, Chloe za nimi nie przepadała, tak delikatnie mówiąc. Jak za wszystkimi kolesiami, z którymi Sig się szwendała. Skończyłoby się na tym, że oboje by na siebie warczeli albo rzucaliby w siebie głupimi żartami, a w ostateczności Sigrunn musiałaby ich rozdzielać, a potem jeszcze przez pół dnia próbować udobruchać Chlora za to, że w ogóle wpadła na pomysł przedstawienia ich sobie. Nie, to nie brzmiało na dobry plan.
-W ogóle, oddaj mi tego jabola- mruknęła zaraz i zabrała mu trunek bogów z łapy. Jak chce chodzić po ławkach, to niech sobie chodzi, ale nie z butelką w dłoni. Zbyt wielka szkoda, gdyby nagle się wypierdzielił i ją rozbił.
-A może Ty wreszcie przedstawisz mi jakiegoś swojego chłoptasia, co? Taką Twoją najulubieńszą zabawkę, hm?- zagadnęła, upiwszy parę łyków winiacza. Nie żeby jej specjalnie zależało na kumplowaniu się z którymś jego kochasiem, ale zawsze interesowało ją, co najbardziej pociąga Camille w facetach. W końcu nie mógł brać wszystkich i musiał mieć jakieś określone gusta w tej kwestii, no nie?
Kiedy tylko pozbawiono go alkoholu, Camille westchnął ze zniecierpliwieniem i klapnął tyłkiem na oparcie jednej z ławek. No. Po miejscu do siedzenia chodził, więc tam nie zamierzał sadzać swojej pięknej dupy, nie? Logiczne. Przeciągnął się, mruknął i zawiesił spojrzenie na Norweżce. Zupełnie jakby chciał samym wzrokiem powiedzieć jej: Słuchaj mała, ale pierdolisz w sumie straszne głupoty, wiesz?
Dłuższą chwilę milczał jednak, czekając aż butelka zostanie otworzona.
- W sumie nie ma kogoś, kto znosiłby mnie jakoś szczególnie często - stwierdził, uśmiechając się ironicznie. - Ciężki jestem... - wykonał bliżej nieokreślony ruch ręką, po czym odchylił głowę w tył, spoglądając na niebo.
Mógłby powiedzieć, że nie wie, dlaczego nikt nie jest w stanie z nim wytrzymać nieco dłużej. Ale zarówno Sigrunn jak i sam Camille dobrze wiedzieli, o co chodzi. O ten cały potężny bagaż wad, który Francuz nosił w kieszeniach.
- Jebać to. Kochana, dopóki w mieście pojawiają się nowe dupy, które mogę zaliczyć, to nie będzie nikogo na stałe, zaufaj mi - stwierdził, nie chcąc tracić dobrego nastroju. - Dawaj tego winiacza, bo zaraz rzygnę tematem, który zaczęłaś. Wolałbym już pogadać o futbolu, serio - poskarżył się, wyciągając rękę po trunek.
Dłuższą chwilę milczał jednak, czekając aż butelka zostanie otworzona.
- W sumie nie ma kogoś, kto znosiłby mnie jakoś szczególnie często - stwierdził, uśmiechając się ironicznie. - Ciężki jestem... - wykonał bliżej nieokreślony ruch ręką, po czym odchylił głowę w tył, spoglądając na niebo.
Mógłby powiedzieć, że nie wie, dlaczego nikt nie jest w stanie z nim wytrzymać nieco dłużej. Ale zarówno Sigrunn jak i sam Camille dobrze wiedzieli, o co chodzi. O ten cały potężny bagaż wad, który Francuz nosił w kieszeniach.
- Jebać to. Kochana, dopóki w mieście pojawiają się nowe dupy, które mogę zaliczyć, to nie będzie nikogo na stałe, zaufaj mi - stwierdził, nie chcąc tracić dobrego nastroju. - Dawaj tego winiacza, bo zaraz rzygnę tematem, który zaczęłaś. Wolałbym już pogadać o futbolu, serio - poskarżył się, wyciągając rękę po trunek.
Idąc w ślad za Camille, przysiadła się koło niego na oparciu ławki, kładąc nogi tam, gdzie teoretycznie powinna siedzieć. Jebać system na sto procent, tak. Jebać też Francuza (chociaż może nie dosłownie), którego zabójcze spojrzenie w ogóle nie zrobiło na niej wrażenia. Co się ma głupkiem przejmować? Zadaje głupie pytania, więc powinien liczyć się z kontrą. Tym bardziej, że znał Sig na tyle, by wiedzieć, iż ta laska również ma tendencje do wkurwiania ludzi. Często nawet nieświadomego wkurwiania ludzi, ale nie w tym przypadku.
-Ech, szkoda. Myślałam, że coś się zmieniło- odmruknęła niby to zawiedziona, chociaż na jej ustach nadal widniał leciutki uśmieszek. A chuj ją to w sumie obchodzi. Niech się facet bawi póki może. Kiedyś albo skończą mu się "dupy", albo nabawi się jakiegoś syfa albo chuj wie co jeszcze. Bo mało prawdopodobne, żeby sam zrezygnował ze swojego fascynującego "hobby". Grunt, że ona nie musi do tego przykładać ręki ani w tym uczestniczyć. Póki Camille nie pcha ją w swoje gierki, niech robi co chce. Matko bosko, kiedy z niej się takie ostrożne i odpowiedzialne dziewczę zrobiło... Pewnie wtedy, kiedy sama zrezygnowała z szukania szczęścia w barach. Chyba, że Chloe poszła grać koncert albo wypić piwo lub dwa, wtedy to Norweżka musiała przetrząsnąć parę barów w poszukiwaniu swojego szczęścia.
-O nie, tylko nie futbol. Daruj mi to. Mów, kurwa, o czym chcesz, nawet o kolorze majtek Conchity Wurst, ale zacznij mówić o futbolu, to ja się zwijam. Z winiaczem- odparła, w międzyczasie posłusznie podając kumplowi butelkę. Miała nadzieję, że ten nie weźmie tego za wyzwanie i nie zacznie napierdalać o tym jakże cudownym sporcie, testując granice jej tolerancji na głupotę.
-A co, jak skończą Ci się dupy? Emigrujesz?- zaśmiała się krótko. W końcu jabola oddała, więc może sobie do woli męczyć i śmieszkować z Camille, bo w sumie to czemu nie.
-Ech, szkoda. Myślałam, że coś się zmieniło- odmruknęła niby to zawiedziona, chociaż na jej ustach nadal widniał leciutki uśmieszek. A chuj ją to w sumie obchodzi. Niech się facet bawi póki może. Kiedyś albo skończą mu się "dupy", albo nabawi się jakiegoś syfa albo chuj wie co jeszcze. Bo mało prawdopodobne, żeby sam zrezygnował ze swojego fascynującego "hobby". Grunt, że ona nie musi do tego przykładać ręki ani w tym uczestniczyć. Póki Camille nie pcha ją w swoje gierki, niech robi co chce. Matko bosko, kiedy z niej się takie ostrożne i odpowiedzialne dziewczę zrobiło... Pewnie wtedy, kiedy sama zrezygnowała z szukania szczęścia w barach. Chyba, że Chloe poszła grać koncert albo wypić piwo lub dwa, wtedy to Norweżka musiała przetrząsnąć parę barów w poszukiwaniu swojego szczęścia.
-O nie, tylko nie futbol. Daruj mi to. Mów, kurwa, o czym chcesz, nawet o kolorze majtek Conchity Wurst, ale zacznij mówić o futbolu, to ja się zwijam. Z winiaczem- odparła, w międzyczasie posłusznie podając kumplowi butelkę. Miała nadzieję, że ten nie weźmie tego za wyzwanie i nie zacznie napierdalać o tym jakże cudownym sporcie, testując granice jej tolerancji na głupotę.
-A co, jak skończą Ci się dupy? Emigrujesz?- zaśmiała się krótko. W końcu jabola oddała, więc może sobie do woli męczyć i śmieszkować z Camille, bo w sumie to czemu nie.
- Wiem o futbolu tyle, ile o koszykówce - a oboje dobrze wiedzieli, że to oznaczało niewiele. Kiedyś dla żartu Camille dał się wciągnąć w jakąś potyczkę dzieciaków na boisku. I co? I ograli go, rzecz jasna, choć wzrostem przerastał ich jakoś tak dwukrotnie. Nic wielkiego, diva jest przecież od pięknego wyglądania i spuszczania wpierdolu osobom, które się z niej mniej lub bardziej naśmiewają. Wcale nie musiał lubić gier zespołowych, ot co.
- Jak skończą mi się dupy... - mruknął z zastanowieniem, pociągając spory łyk alkoholu. Otarł usta wierzchem dłoni i zaraz skrzywił się nieznacznie. Paskudne wińsko, najtańsze chyba, na jakie było ich stać. - To wezmę się za kobiety. Albo zrobię sobie operację plastyczną... I zacznę rwać te same dupy, od początku. Po kolei, jedna za drugą - roześmiał się krótko, zaraz kręcąc głową. Bo o to chodziło: żeby oni się do Camille'a nie przywiązywali. Nie utrudniali mu jego swobodnego życia wiecznego singla. Na chuj to komu.
- Nie wiem, co wtedy zrobię - dodał już znacznie bardziej na serio, zastanawiając się nad tym. Wyciągnął z kieszeni kurtki jakiegoś wymiętolonego papierosa, po czym zerknął porozumiewawczo w stronę Sigu. Oby miała, kurwa, zapalniczkę. - Może wtedy już zachleję i zaćpam się na śmierć. Też rozwiązanie. Dobrze umrzeć przed dwudziestym siódmym rokiem życia, jak to mawiał wujaszek Kurt.
- [b]Kto zastąpi ci tak zajebistego kumpla, co? - szturchnął ją lekko. - Ej, przedstawiłabyś Chloe rodzicom, gdyby była taka możliwość? - rzucił niespodziewanie, przenosząc na nią uważne spojrzenie.
- Jak skończą mi się dupy... - mruknął z zastanowieniem, pociągając spory łyk alkoholu. Otarł usta wierzchem dłoni i zaraz skrzywił się nieznacznie. Paskudne wińsko, najtańsze chyba, na jakie było ich stać. - To wezmę się za kobiety. Albo zrobię sobie operację plastyczną... I zacznę rwać te same dupy, od początku. Po kolei, jedna za drugą - roześmiał się krótko, zaraz kręcąc głową. Bo o to chodziło: żeby oni się do Camille'a nie przywiązywali. Nie utrudniali mu jego swobodnego życia wiecznego singla. Na chuj to komu.
- Nie wiem, co wtedy zrobię - dodał już znacznie bardziej na serio, zastanawiając się nad tym. Wyciągnął z kieszeni kurtki jakiegoś wymiętolonego papierosa, po czym zerknął porozumiewawczo w stronę Sigu. Oby miała, kurwa, zapalniczkę. - Może wtedy już zachleję i zaćpam się na śmierć. Też rozwiązanie. Dobrze umrzeć przed dwudziestym siódmym rokiem życia, jak to mawiał wujaszek Kurt.
- [b]Kto zastąpi ci tak zajebistego kumpla, co? - szturchnął ją lekko. - Ej, przedstawiłabyś Chloe rodzicom, gdyby była taka możliwość? - rzucił niespodziewanie, przenosząc na nią uważne spojrzenie.
Zaśmiała się. Czego jak czego, ale Camille'a rwącego kobiety ni chuja nie mogła sobie wyobrazić. To coś tak kompletnie sprzecznego jak ogień i woda, jak humanizm i fizyka albo pies i kot. Tego się po prostu nie da połączyć, jakkolwiek człowiek miałby gibką i wybujałą wyobraźnię.
-A po co robić operacje plastyczne? Rwij od początku. Jest szansa, że część z nich Cię już zapomniała- zachichotała głupkowato. No co! Skoro się nie przywiązywali, to powinno ich to chuj obchodzić, czy prześpią się z tym samym drugi raz czy nie.
Westchnęła. Miała, kurwa, zapalniczkę. A nawet fajki, które wyjęła z kieszeni kurtki razem z zapalniczką. Najpierw podzieliła się ogniem z Francuzem, a dopiero potem zajęła się odpalaniem swojego papierosa.
-Co Ty, stary. Całe życie przed Tobą. Nie wokół dup kręci się świat- odrzekła, krzywiąc się nieco i dmuchnęła Camille'owi dymem w twarz. -Chociaż taka śmierć ponoć jest jedną z najlepszych... Ale nie zostawiaj mnie samej na tym nudnym świecie!- jęknęła teatralnie i wykonała jakiś bliżej nieokreślony ruch łapą, którą trzymała fajkę. Prawda jest taka, że kumpli miała od groma, ale Bordeaux był jedyny w swoim rodzaju. Specyficzny. Przywiązała się do tego idioty, no. W jakiś swój porąbany sposób ubarwiał jej świat swoją pedalską tęczą i opowieściami o swoich podbojach.
Następna odpowiedź wymagała od niej chwili namysłu. Bądź co bądź, chyba nigdy nie zdarzyło jej się w ogóle myśleć na ten temat. Chloe była tu, rodzice byli tam. Chloe kochała, a rodziców... Cóż, to skomplikowane. Cudem byłoby, gdyby znaleźli dla niej czas, a gdyby już, to przecież Price była człowiekiem... specyficznym, tak. Jeszcze Norweżce brakowało, żeby rodzice jednak się nad nią zlitowali i zabrali ją do rodzimego kraju, bo tutaj wplątała się w złe towarzystwo czy coś.
-Raczej by się nie polubili. Bardzo. Nie żeby byli homofobami, ale to tak, jakbym przedstawiała Ciebie swoim rodzicom. Wyobrażasz to sobie?- odmruknęła niechętnie, strzepując popiół na ławkę, po czym zabrała białowłosemu jabola i upiła solidnego łyka. Co ma się, kurwa, dręczyć takimi pierdołami? W przyszłości będzie się tym przejmować, no.
-Ale jak poznasz jakiegoś super kolesia, takiego 22/10, który nie będzie dla Ciebie tylko dupą, to mi go przedstaw- powiedziała, podając kumplowi napój bogów.
-A po co robić operacje plastyczne? Rwij od początku. Jest szansa, że część z nich Cię już zapomniała- zachichotała głupkowato. No co! Skoro się nie przywiązywali, to powinno ich to chuj obchodzić, czy prześpią się z tym samym drugi raz czy nie.
Westchnęła. Miała, kurwa, zapalniczkę. A nawet fajki, które wyjęła z kieszeni kurtki razem z zapalniczką. Najpierw podzieliła się ogniem z Francuzem, a dopiero potem zajęła się odpalaniem swojego papierosa.
-Co Ty, stary. Całe życie przed Tobą. Nie wokół dup kręci się świat- odrzekła, krzywiąc się nieco i dmuchnęła Camille'owi dymem w twarz. -Chociaż taka śmierć ponoć jest jedną z najlepszych... Ale nie zostawiaj mnie samej na tym nudnym świecie!- jęknęła teatralnie i wykonała jakiś bliżej nieokreślony ruch łapą, którą trzymała fajkę. Prawda jest taka, że kumpli miała od groma, ale Bordeaux był jedyny w swoim rodzaju. Specyficzny. Przywiązała się do tego idioty, no. W jakiś swój porąbany sposób ubarwiał jej świat swoją pedalską tęczą i opowieściami o swoich podbojach.
Następna odpowiedź wymagała od niej chwili namysłu. Bądź co bądź, chyba nigdy nie zdarzyło jej się w ogóle myśleć na ten temat. Chloe była tu, rodzice byli tam. Chloe kochała, a rodziców... Cóż, to skomplikowane. Cudem byłoby, gdyby znaleźli dla niej czas, a gdyby już, to przecież Price była człowiekiem... specyficznym, tak. Jeszcze Norweżce brakowało, żeby rodzice jednak się nad nią zlitowali i zabrali ją do rodzimego kraju, bo tutaj wplątała się w złe towarzystwo czy coś.
-Raczej by się nie polubili. Bardzo. Nie żeby byli homofobami, ale to tak, jakbym przedstawiała Ciebie swoim rodzicom. Wyobrażasz to sobie?- odmruknęła niechętnie, strzepując popiół na ławkę, po czym zabrała białowłosemu jabola i upiła solidnego łyka. Co ma się, kurwa, dręczyć takimi pierdołami? W przyszłości będzie się tym przejmować, no.
-Ale jak poznasz jakiegoś super kolesia, takiego 22/10, który nie będzie dla Ciebie tylko dupą, to mi go przedstaw- powiedziała, podając kumplowi napój bogów.
- Jak nie wokół dupy, to wokół czego? - zapytał, właściwie nie oczekując odpowiedzi. Różnica wieku między nimi była niewielka, ale to Sigrunn prezentowała znacznie wyższy poziom dojrzałości psychicznej. Choć... Czy ten Camille, którego ogląda świat, jest prawdziwy? Czy to raczej skorupa, utrudniająca innym dotarcie do niego? Sig wiedziała wiele, choć wciąż nie wszystko. Najważniejsze było to, że Francuz lubił ja na tyle i ufał jej na tyle, żeby raz na jakiś czas wpuścić ją nawet do swojego mieszkania. A to oznaczało dla niego poważne zaangażowanie w relację! Ona mogła oglądać ten wieczny syf, porozrzucane butelki po alkoholu, kołdrę leżącą na kanapie, bo łóżko w sypialni było za wielkie dla jednej osoby.
Ogólny obraz smutku i rozpaczy z roznegliżowanym Francuzem w jego centrum.
Zaciągnął się papierosem, upił łyk taniego wina i roześmiał się krótko, kręcąc głową.
- Gdybyś przedstawiła mnie rodzicom, to... Wyrwałbym ci ojca, wiesz? - stwierdził z niezwykłą pewnością siebie. Ale kto widział Camille w akcji to wiedział, że nawet heteryk byłby w stanie ulec. - Wiesz, poza tymi jednorazowymi akcjami to mam taką trójkę... Stałych. Na telefon - zaciągnął się, wypuścił dym. - Ten z baru, nie? Spoko jest. Ale ma żonę, czaisz? - plotki, ploteczki. Pokręcił głową, dając do zrozumienia, że nie toleruje takiego postępowania. A mimo to, przed nim najchętniej się wypinał.
- Chloe przedstawi cię swoim rodzicom? - zapytał, znów obserwując reakcję Norweżki.
Ogólny obraz smutku i rozpaczy z roznegliżowanym Francuzem w jego centrum.
Zaciągnął się papierosem, upił łyk taniego wina i roześmiał się krótko, kręcąc głową.
- Gdybyś przedstawiła mnie rodzicom, to... Wyrwałbym ci ojca, wiesz? - stwierdził z niezwykłą pewnością siebie. Ale kto widział Camille w akcji to wiedział, że nawet heteryk byłby w stanie ulec. - Wiesz, poza tymi jednorazowymi akcjami to mam taką trójkę... Stałych. Na telefon - zaciągnął się, wypuścił dym. - Ten z baru, nie? Spoko jest. Ale ma żonę, czaisz? - plotki, ploteczki. Pokręcił głową, dając do zrozumienia, że nie toleruje takiego postępowania. A mimo to, przed nim najchętniej się wypinał.
- Chloe przedstawi cię swoim rodzicom? - zapytał, znów obserwując reakcję Norweżki.
-To oczywiste. Wokół cycków- odparła beznamiętnie. Nawet, jeśli Sigrunn była dojrzalsza psychicznie od swojego starszego kumpla, to nie zawsze zdawała się to okazywać. Ot, inteligentny człowiek schowany pod płaszczykiem zbuntowanego rebela bez instynktu samozachowawczego. Dlaczego? Głównie dlatego, że życie buntownika jest łatwiejsze i barwniejsze. Ale nie ujmujmy jej z tego powodu inteligencji, bo to grzech. Gdyby nie fakt, że była dość bystra, na pewno nie dostrzegłaby tego, że przed nią Camille był nieco bardziej otwarty i nie zdawał się być takim głupim dupkiem, który myśli tylko i wyłącznie o jednym. Koleś był tylko zagubiony i nie wiedział, co chce zrobić ze swoim życiem, a do tego nie wydawało się, żeby chciał ten stan rzeczy zmieniać. I nagle człowiek widząc to, przestawał myśleć o białowłosym jak tylko o nie wyżytym pedale.
Zaśmiała się. Mogła się tego spodziewać.
-No właśnie. A ja się boję, że ona mogłaby wyrwać mi matkę. Ewentualnie stroić sobie z nich głupie żarty, przez co obie zostałybyśmy wywalone na zbity pysk- odpowiedziała w końcu. Dobra, ta opcja z matką była mało prawdopodobna, ale ta druga jak najbardziej tak. Musiałby się stać cud, żeby Chloe ten jeden raz zachowywała się w pełni poprawnie i grzecznie, aby nie narobić ich dwójce problemów.
Pokiwała łbem ze zrozumieniem i splunęła gdzieś na bok.
-Nie wiem, po co komu żona, skoro może mieć takiego zajebistego pedała. A właśnie, co na to jego żona? Jakieś trójkąty?- i znowu ten trochę głupkowaty, ironiczny uśmiech, za który nieraz już dostała po mordzie. I pewnie gdyby powiedziała coś takiego pierwszej z brzegu osobie, ów morda ucierpiałaby po raz kolejny. Ale to był Camille, przy nim mogła sobie pozwolić na takie teksty.
Zaraz jednak spochmurniała nieco, a jej uśmiech zmalał do lekkiego uniesienia jednego z kącików ust, co bynajmniej nie wyglądało na szczególnie zadowolone czy nawet kpiące.
-O tak, zawsze chciałam poznawać się z kamiennymi nagrobkami- odmruknęła i zaciągnęła się papierosem. -Nie wiem jak Ty, ale ja nie gustuję w takich rozrywkach- dodała po chwili, powoli pozwalając dymowi opuścić jej płuca. O śmierci jej rodziców dowiedziała się przypadkiem, gdy planowały, co będą robić na święta. Wiedziała o tym tyle, że zmarli w wypadku i to był dla jej ukochanej spory cios i głównie z tego powodu nie dopytywała dalej. Właściwie, Norweżka nie wiedziała o niej wielu rzeczy, podobnie jak o Camille'u. Kiedyś to wszystko nadrobi!
// pozwoliłam sobie zawiesić tę fabułę ze względu na nieobecność Kamilki. Jak się pojawisz i będziesz chciał pisać, to krzycz do mnie na priv
Zaśmiała się. Mogła się tego spodziewać.
-No właśnie. A ja się boję, że ona mogłaby wyrwać mi matkę. Ewentualnie stroić sobie z nich głupie żarty, przez co obie zostałybyśmy wywalone na zbity pysk- odpowiedziała w końcu. Dobra, ta opcja z matką była mało prawdopodobna, ale ta druga jak najbardziej tak. Musiałby się stać cud, żeby Chloe ten jeden raz zachowywała się w pełni poprawnie i grzecznie, aby nie narobić ich dwójce problemów.
Pokiwała łbem ze zrozumieniem i splunęła gdzieś na bok.
-Nie wiem, po co komu żona, skoro może mieć takiego zajebistego pedała. A właśnie, co na to jego żona? Jakieś trójkąty?- i znowu ten trochę głupkowaty, ironiczny uśmiech, za który nieraz już dostała po mordzie. I pewnie gdyby powiedziała coś takiego pierwszej z brzegu osobie, ów morda ucierpiałaby po raz kolejny. Ale to był Camille, przy nim mogła sobie pozwolić na takie teksty.
Zaraz jednak spochmurniała nieco, a jej uśmiech zmalał do lekkiego uniesienia jednego z kącików ust, co bynajmniej nie wyglądało na szczególnie zadowolone czy nawet kpiące.
-O tak, zawsze chciałam poznawać się z kamiennymi nagrobkami- odmruknęła i zaciągnęła się papierosem. -Nie wiem jak Ty, ale ja nie gustuję w takich rozrywkach- dodała po chwili, powoli pozwalając dymowi opuścić jej płuca. O śmierci jej rodziców dowiedziała się przypadkiem, gdy planowały, co będą robić na święta. Wiedziała o tym tyle, że zmarli w wypadku i to był dla jej ukochanej spory cios i głównie z tego powodu nie dopytywała dalej. Właściwie, Norweżka nie wiedziała o niej wielu rzeczy, podobnie jak o Camille'u. Kiedyś to wszystko nadrobi!
// pozwoliłam sobie zawiesić tę fabułę ze względu na nieobecność Kamilki. Jak się pojawisz i będziesz chciał pisać, to krzycz do mnie na priv
W gruncie rzeczy, nieczęsto urywał mu się film. Pił na umór, czasami przyćpał i pił jednocześnie, a czasami po prostu przyćpał. Ale mniej-więcej zawsze orientował się, która ręka jest prawą ręką, a która lewą. Wiedział jak ma na imię, nazwisko i mniej więcej potrafił określić, gdzie się znajduje. Tylko dni mu się jebały. I to tak totalnie, konkretnie. Tak to jest, skoro imprezujesz bez względu na to, czy właśnie jest weekend, czy środek tygodnia!
Ale w końcu musiał nastąpić ten moment, w którym i on poszedł za bardzo w balet. Nie był pewien, czy to dalej to samo miasto. Nie spał w tym miejscu, absolutnie. Ale właśnie gdzieś w okolicach parku zaczęła docierać do niego świadomość… Wolno, nieśmiało. Wstydliwa kurwa.
Potrzebował godziny siedzenia w totalnym mrozie na drewnianej ławce, żeby jako-tako dojść do siebie. W momencie, gdy ścieżka przestała być pieprzoną równią pochyłą, postanowił podnieść swój zadek z bezpiecznego siedziska i ruszyć na poszukiwania własnego mieszkania.
Ruszył. Szedł, szedł i właściwie dochodził do wniosku, że wszystko zaczyna być w porządku. Poza dezorientacją, kontaktował już na tyle zgrabnie, aby iść zupełnie prosto, bardziej przypominając człowieka na kacu niż w trakcie upojenia alkoholowego. Tylko gdzie, do chuja, zostawił kurtkę? Szedł przez środek pieprzonego parku w środku równie bardzo pieprzonej wczesnej wiosny, mając na sobie jedynie pieprzoną koszulę. Do chuja.
Ale! Na szczęście gdzieś na końcu tego całego parku dostrzegł zarys sylwetki. Męskiej? Chyba tak. Spedalonej, ale męskiej.
- Ej! - zawołał, zaraz kręcąc głową. Z takim podejściem gościu zacznie spierdalać nim Camille wyjaśni, o co chodzi. – Luz, nie mam broni, noża. Kurtki, kurwa, nawet nie mam! – zawołał, ruszając energicznie w jego kierunku. – Gdzie tu jest jakiś… Przystanek? Coś takiego?
Ale w końcu musiał nastąpić ten moment, w którym i on poszedł za bardzo w balet. Nie był pewien, czy to dalej to samo miasto. Nie spał w tym miejscu, absolutnie. Ale właśnie gdzieś w okolicach parku zaczęła docierać do niego świadomość… Wolno, nieśmiało. Wstydliwa kurwa.
Potrzebował godziny siedzenia w totalnym mrozie na drewnianej ławce, żeby jako-tako dojść do siebie. W momencie, gdy ścieżka przestała być pieprzoną równią pochyłą, postanowił podnieść swój zadek z bezpiecznego siedziska i ruszyć na poszukiwania własnego mieszkania.
Ruszył. Szedł, szedł i właściwie dochodził do wniosku, że wszystko zaczyna być w porządku. Poza dezorientacją, kontaktował już na tyle zgrabnie, aby iść zupełnie prosto, bardziej przypominając człowieka na kacu niż w trakcie upojenia alkoholowego. Tylko gdzie, do chuja, zostawił kurtkę? Szedł przez środek pieprzonego parku w środku równie bardzo pieprzonej wczesnej wiosny, mając na sobie jedynie pieprzoną koszulę. Do chuja.
Ale! Na szczęście gdzieś na końcu tego całego parku dostrzegł zarys sylwetki. Męskiej? Chyba tak. Spedalonej, ale męskiej.
- Ej! - zawołał, zaraz kręcąc głową. Z takim podejściem gościu zacznie spierdalać nim Camille wyjaśni, o co chodzi. – Luz, nie mam broni, noża. Kurtki, kurwa, nawet nie mam! – zawołał, ruszając energicznie w jego kierunku. – Gdzie tu jest jakiś… Przystanek? Coś takiego?
Cierpliwie słuchał jej dość złożonej opowieści, wiedział, że może to jeszcze trochę potrwać. Niemniej jednak, nie zmuszał się do tego. W jej przypadku nie musiał udawać, lub głupio przytakiwać, czekając aż skończy, autentycznie nadążał, ba, był zainteresowany tym, co mówi. Przerwała na moment, żeby upić łyk piwa, więc podążył wzrokiem za ruchem ręki, aby za chwilę zatrzymać go na jej ustach. Wilgotnych, ponętnych ustach, które widzi przecież nie pierwszy raz, ale to nie przeszkadza mu w tym, żeby się na nie pogapić za każdym razem. Jak dobrze, że nie tylko na gapieniu się kończy. A trzeba przyznać, że nie tylko jej miękkie wargi są warte podziwiania... No i była jedną z nielicznych, które mógł zaakceptować, nie była wkurwiająca jak te, które tylko otworzą paszczę, a już masz dość ich pierdolenia. Mógł się założyć, że jedna laska gadając przez telefon, kłapaniem mordy mogłaby zasilić elektryczność w całej Kanadzie na co najmniej dwie godziny.
- Chyba ktoś do Ciebie, więc będę się zbierać. - Wait, what. Chyba się nieźle zdekoncentrował, żeby nie powiedzieć rozmarzył, bo zupełnie zgubił się w tym, co do niego mówiła. No ale to, co właśnie usłyszał, nie pasowało mu do ogółu ni w pięć, ni w dziesięć. Faktycznie usłyszał coś w tle, jakiś oddalony głos, ale nie zwrócił na niego uwagi, bo nie był mu znajomy. Z tego też powodu kompletnie go zignorował, ale jego przemiła koleżanka, mając widok na drącego japę, była pewna, że zwraca się właśnie do Fürksvera. Niestety, jak się okazało za chwilę, miała rację. Czasami zdarzało się, że różne typy rozpoznając Nathanaela podchodziły, by się przywitać, albo żeby obić sobie mordy w drobnych porachunkach, zawsze wtedy jego koleżanka się zmywała niepostrzeżenie, co też mu pasowało. Rozsądne dziewuszysko! Dzięki temu nie musiał się martwić, że coś jej się stanie.
ALE KTO DO JASNEJ CHOLERY SPŁOSZYŁ MU LASKĘ? Akurat, kurwa, teraz?!
Obrócił się powoli, miał zaciśniętą szczękę, ale jeszcze był opanowany. Przynajmniej na chwilę obecną można było tak powiedzieć...
- Byłoby lepiej dla Ciebie, żebyś ją miał. - Chodziło mu oczywiście, o broń/nóż, cała wypowiedź była dość prowokująca. Jego ton co prawda nie zdradzał złości, ani nic z tych rzeczy, ale na pewno nie należał do zachęcających. Wzmianka o kurtce była na tyle niespodziewana, że ją zignorował, ale faktycznie, gościu nie miał na sobie kurtki. Dopił piwo, zgniótł puszkę i wyrzucił w bok. Nie znał go i był tego pewien, więc tym bardziej wolał mieć w razie czego wolne ręce. Wyglądał i darł mordę, jakby był niespełna rozumu, ostrożności nigdy za wiele. Po bliższym przyjrzeniu się stwierdził, że nawet nie było to konieczne. Jakby Nath miał katar, to by go gilem z nosa zabił. Co on tam mamrotał? Przystanek? PRZYSTANEK KURWA? Pukałby teraz panienkę, ale tego nie robi, bo to chuchro się zgubiło?! Nie potrzebował lepszego powodu, żeby chcieć obić komuś mordę.
- Na Twoim miejscu, pytałbym o najbliższy szpital. - ruszył mu na przeciw nie mając pokojowych zamiarów, a gdy Camille był na wyciągnięcie ręki, Nath niespodziewanie zrobił krok do tyłu i zasłonił usta i nos dłonią. Zupełnie jakby się zderzył z niewidzialną ścianą.
- Jebie... aż mnie oczy szczypią. - spojrzał na chłopaka zdegustowany, właściwie to zgromił go wzrokiem. Odechciało mu się wszystkiego. Dla Natha zapach alkoholu to żadna nowość, ale tu była mowa o parującym alkoholem (najlepsze zapachowe ekscesy zapewniają tanie sikacze), spoconym facecie, którego oddech zatrzymałby stu. Nie miał pojęcia i nawet nie chciał wiedzieć, czy to jego paw, czy ktoś mu taką niespodziankę sprawił na nogawce spodni. Niklas w tym momencie był zdezorientowany. Nie wiedział, czy nadal jest podirytowany, czy chce mu się śmiać. Nathanaelowi zdarzało się wracać do domu "naprutym" jak dzika świnia, dobrze wie, jak ciężka wtedy jest droga do domu, ale w tym momencie miał nadzieję, że nie wygląda jak ten jegomość... przynajmniej, nie AŻ tak. Ten facet był żałosny już sam w sobie, że to już nawet nie warto. Innym razem do tego wróci.
- Chyba ktoś do Ciebie, więc będę się zbierać. - Wait, what. Chyba się nieźle zdekoncentrował, żeby nie powiedzieć rozmarzył, bo zupełnie zgubił się w tym, co do niego mówiła. No ale to, co właśnie usłyszał, nie pasowało mu do ogółu ni w pięć, ni w dziesięć. Faktycznie usłyszał coś w tle, jakiś oddalony głos, ale nie zwrócił na niego uwagi, bo nie był mu znajomy. Z tego też powodu kompletnie go zignorował, ale jego przemiła koleżanka, mając widok na drącego japę, była pewna, że zwraca się właśnie do Fürksvera. Niestety, jak się okazało za chwilę, miała rację. Czasami zdarzało się, że różne typy rozpoznając Nathanaela podchodziły, by się przywitać, albo żeby obić sobie mordy w drobnych porachunkach, zawsze wtedy jego koleżanka się zmywała niepostrzeżenie, co też mu pasowało. Rozsądne dziewuszysko! Dzięki temu nie musiał się martwić, że coś jej się stanie.
ALE KTO DO JASNEJ CHOLERY SPŁOSZYŁ MU LASKĘ? Akurat, kurwa, teraz?!
Obrócił się powoli, miał zaciśniętą szczękę, ale jeszcze był opanowany. Przynajmniej na chwilę obecną można było tak powiedzieć...
- Byłoby lepiej dla Ciebie, żebyś ją miał. - Chodziło mu oczywiście, o broń/nóż, cała wypowiedź była dość prowokująca. Jego ton co prawda nie zdradzał złości, ani nic z tych rzeczy, ale na pewno nie należał do zachęcających. Wzmianka o kurtce była na tyle niespodziewana, że ją zignorował, ale faktycznie, gościu nie miał na sobie kurtki. Dopił piwo, zgniótł puszkę i wyrzucił w bok. Nie znał go i był tego pewien, więc tym bardziej wolał mieć w razie czego wolne ręce. Wyglądał i darł mordę, jakby był niespełna rozumu, ostrożności nigdy za wiele. Po bliższym przyjrzeniu się stwierdził, że nawet nie było to konieczne. Jakby Nath miał katar, to by go gilem z nosa zabił. Co on tam mamrotał? Przystanek? PRZYSTANEK KURWA? Pukałby teraz panienkę, ale tego nie robi, bo to chuchro się zgubiło?! Nie potrzebował lepszego powodu, żeby chcieć obić komuś mordę.
- Na Twoim miejscu, pytałbym o najbliższy szpital. - ruszył mu na przeciw nie mając pokojowych zamiarów, a gdy Camille był na wyciągnięcie ręki, Nath niespodziewanie zrobił krok do tyłu i zasłonił usta i nos dłonią. Zupełnie jakby się zderzył z niewidzialną ścianą.
- Jebie... aż mnie oczy szczypią. - spojrzał na chłopaka zdegustowany, właściwie to zgromił go wzrokiem. Odechciało mu się wszystkiego. Dla Natha zapach alkoholu to żadna nowość, ale tu była mowa o parującym alkoholem (najlepsze zapachowe ekscesy zapewniają tanie sikacze), spoconym facecie, którego oddech zatrzymałby stu. Nie miał pojęcia i nawet nie chciał wiedzieć, czy to jego paw, czy ktoś mu taką niespodziankę sprawił na nogawce spodni. Niklas w tym momencie był zdezorientowany. Nie wiedział, czy nadal jest podirytowany, czy chce mu się śmiać. Nathanaelowi zdarzało się wracać do domu "naprutym" jak dzika świnia, dobrze wie, jak ciężka wtedy jest droga do domu, ale w tym momencie miał nadzieję, że nie wygląda jak ten jegomość... przynajmniej, nie AŻ tak. Ten facet był żałosny już sam w sobie, że to już nawet nie warto. Innym razem do tego wróci.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach