▲▼
Strona 2 z 2 • 1, 2
First topic message reminder :
Gdyby ktoś stwierdził, że w sklepie znajdującym się pod mieszkaniem znajduje się za mało ziół, to Sasha ma ich drugie tyle w mieszkaniu, w którym czas zdaje się płynąć nieco wolniej niż w całym Riverdale. Suszące się zioła, półki pełne słoiczków, moździerzy, wag i innych przedmiotów potrzebnych do właściwego zajmowania się roślinami, których nazw przeciętny człowiek nie jest w stanie wymienić oraz całe parapety zawalone doniczkami sprawiają, że mieszkanie wygląda magicznie.
Nie jest ono duże; zaledwie dwa pokoje, kuchnia i łazienka z prysznicem, bo wanna się nie mieści. Większy pokój przerobiony jest na salon, na którego środku znajdują się dwa duże fotele oraz mały stolik. Pomieszczenie to pełni również funkcję biblioteki, na regale zajmującym całą ścianę z podstawioną pod niego drabinką znajduje się masa książek poświęconych zielarstwie. Większość po rosyjsku. Z salonu można przejść na balkon wychodzący na ulicę, to jest znajdujący się tuż nad wejściem do sklepu. W sezonie stoją na nim donice z kwiatami oraz ziołami, najczęściej uwielbianą przez Sashę lawendą. Mniejszy pokój służy za sypialnię dziewczyny, znajduje się tu dwuosobowe łóżko, duża szafa oraz biurko, na którym stoi stary już laptop.
Nie jest ono duże; zaledwie dwa pokoje, kuchnia i łazienka z prysznicem, bo wanna się nie mieści. Większy pokój przerobiony jest na salon, na którego środku znajdują się dwa duże fotele oraz mały stolik. Pomieszczenie to pełni również funkcję biblioteki, na regale zajmującym całą ścianę z podstawioną pod niego drabinką znajduje się masa książek poświęconych zielarstwie. Większość po rosyjsku. Z salonu można przejść na balkon wychodzący na ulicę, to jest znajdujący się tuż nad wejściem do sklepu. W sezonie stoją na nim donice z kwiatami oraz ziołami, najczęściej uwielbianą przez Sashę lawendą. Mniejszy pokój służy za sypialnię dziewczyny, znajduje się tu dwuosobowe łóżko, duża szafa oraz biurko, na którym stoi stary już laptop.
Ulżyło mu, gdy bez szemrania zapięła pas; a zatem miała rozsądne podejście do takich rzeczy. Teraz mógł skupić się na drodze, choć w jej towarzystwie mogło to sprawiać pewne problemy. Zatrzymując się na światłach pozwalał sobie posłać jej od czasu do czasu ukradkowe spojrzenie, głównie po to by skontrolować, czy dziewczyna czuje się bezpiecznie. Nie wyglądała na zaniepokojoną, więc wziął to za dobry znak.
Później zadała mu pytanie, które przywołało wspomnienia. Szybko je odsunął, bo choć odległa wizja wypadku nie była czymś przyjemnym przeszedł już z tym do porządku dziennego. Odkaszlnął i odruchowo sięgnął do barku, dociskając palce do uszkodzonego niegdyś miejsca.
- Tak, chociaż miałem dużo szczęścia. Mogło być znacznie gorzej, bo zatrzymałem się niecały metr od urwiska. Od tamtej pory mam skrzywienie na punkcie bezpieczeństwa - zażartował, choć wcale nie minął się z prawdą. Dostawał białej gorączki gdy od czasu do czasu widział zachowanie niektórych kierowców na drodze. Nic tak nie podnosiło mu ciśnienia jak brak odpowiedzialności w tej materii.
- Nie będę się usprawiedliwiał i mówiąc szczerze, wtedy była to wyłącznie moja wina. Mam na co zasłużyłem, ale cieszę się, że nikomu nie stała się krzywda - powiedział w końcu, choć nie bez trudu. Przyznawanie się do błędów nikomu nie wychodziło z łatwością i pod tym względem nie różnił się od innych ludzi. Przed beztroską i brakiem wyobraźni chronił go ból, z którym zżył się już na dobre. I nawet w te dni gdy bark doskwierał mu bardziej Remor był wdzięczny, bo dzięki temu wiedział, że nigdy nie zapomni. Nie wolno mu było o tym zapomnieć nigdy więcej.
"Do września."
Z początku odczuł ukłucie niezadowolenia, ale gdy spojrzał na nią odniósł wrażenie, że Sasha nie do końca jest zadowolona z takiego stanu rzeczy. Przemyślał to pospiesznie i zmarszczył brwi, a gdy zbliżyli się już do galerii otworzył pilotem bramę i wjechał na pusty parking podziemny. Nie wiedział jeszcze co powiedzieć, zbierał słowa i odezwał się dopiero wtedy, gdy samochód zatrzymał się na zarezerwowanym dla niego miejscu.
- Masz problemy z wizą? Jeżeli tak, to wiesz... - Zgasił silnik, wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Odwrócił się w jej stronę i bez cienia wahania nachylił nieznacznie, jakby wcale nie byli sami, a ktoś miał ich tu zaraz podsłuchać.
- Mogę to załatwić. Mam kilku znajomych, wiszą mi za to i owo. Pomogę ci, tylko powiedz.
[z/t x2]
Później zadała mu pytanie, które przywołało wspomnienia. Szybko je odsunął, bo choć odległa wizja wypadku nie była czymś przyjemnym przeszedł już z tym do porządku dziennego. Odkaszlnął i odruchowo sięgnął do barku, dociskając palce do uszkodzonego niegdyś miejsca.
- Tak, chociaż miałem dużo szczęścia. Mogło być znacznie gorzej, bo zatrzymałem się niecały metr od urwiska. Od tamtej pory mam skrzywienie na punkcie bezpieczeństwa - zażartował, choć wcale nie minął się z prawdą. Dostawał białej gorączki gdy od czasu do czasu widział zachowanie niektórych kierowców na drodze. Nic tak nie podnosiło mu ciśnienia jak brak odpowiedzialności w tej materii.
- Nie będę się usprawiedliwiał i mówiąc szczerze, wtedy była to wyłącznie moja wina. Mam na co zasłużyłem, ale cieszę się, że nikomu nie stała się krzywda - powiedział w końcu, choć nie bez trudu. Przyznawanie się do błędów nikomu nie wychodziło z łatwością i pod tym względem nie różnił się od innych ludzi. Przed beztroską i brakiem wyobraźni chronił go ból, z którym zżył się już na dobre. I nawet w te dni gdy bark doskwierał mu bardziej Remor był wdzięczny, bo dzięki temu wiedział, że nigdy nie zapomni. Nie wolno mu było o tym zapomnieć nigdy więcej.
"Do września."
Z początku odczuł ukłucie niezadowolenia, ale gdy spojrzał na nią odniósł wrażenie, że Sasha nie do końca jest zadowolona z takiego stanu rzeczy. Przemyślał to pospiesznie i zmarszczył brwi, a gdy zbliżyli się już do galerii otworzył pilotem bramę i wjechał na pusty parking podziemny. Nie wiedział jeszcze co powiedzieć, zbierał słowa i odezwał się dopiero wtedy, gdy samochód zatrzymał się na zarezerwowanym dla niego miejscu.
- Masz problemy z wizą? Jeżeli tak, to wiesz... - Zgasił silnik, wyciągnął kluczyki ze stacyjki. Odwrócił się w jej stronę i bez cienia wahania nachylił nieznacznie, jakby wcale nie byli sami, a ktoś miał ich tu zaraz podsłuchać.
- Mogę to załatwić. Mam kilku znajomych, wiszą mi za to i owo. Pomogę ci, tylko powiedz.
[z/t x2]
Nie mógł się oprzeć, to było silniejsze od niego. Panowało powszechne przekonanie, że w dobrym tonie było gdy mężczyzna oddawał kobiecie marynarkę, nawet jeśli sam miałby trząść się z zimna. Na szczęście mieli blisko, a deszcz nie był ulewny. Nie zdążył nim nasiąknąć, musiałby spędzić na dworze więcej czasu. Otworzył jej drzwi jak poprzednim razem, po czym sam zajął miejsce od strony kierowcy.
- Jeżeli się rozchoruję, to z pewnością znajdziesz jakiś magiczny sposób żeby mnie z tego wyciągnąć. - Uśmiechnął się pod nosem i zapiął pas, zastanawiając się czy Sasha zauważy jeśli wybierze drogę na około. Póki co zdążył wyjechać z garażu i po namyśle skręcił w lewo - objazdem. Także i tym razem nie włączał radia, zdając się na sam dźwięk silnika i wycieraczek, bo deszcz zaczynał zacinać coraz bardziej. Podkręcił temperaturę i ręką strzepnął sobie z włosów pozostałości po mżawce.
- Wiesz, że możesz mi mówić po imieniu, prawda? - zapytał nagle, gdy zorientował się, że Sasha jeszcze ani razu go nie użyła. To było trochę dziwne, słyszeć, że za każdym razem zwraca się do niego tak oficjalnie. On niemal od razu przeszedł na "ty", choć nie zastanowił się tak naprawdę czy nie jest to z jego strony niegrzeczne. Mógł zawsze wytłumaczyć się tym, że był starszy. To całkiem wygodna i wiarygodna wymówka.
Kątem oka obserwował ją gdy tylko miał taką możliwość, a świadomość iż dziewczyna nadal ma na sobie jego marynarkę mile łaskotała jego męskie ego. Miał nadzieję, że będzie nim pachniała gdy wróci do domu. To było trochę jak oznaczanie terenu, a Laverne był wybitnie terytorialną jednostką.
- Na odwrocie wizytówki jest mój prywatny adres, tak przy okazji. W razie, gdybyś potrzebowała pomocy albo zwyczajnie chciała mnie kiedyś zaskoczyć. Tylko pokaż ją wcześniej na recepcji, inaczej mogą się przyczepić.
Mieszkał w jednym z najwyższych budynków w Riverdale i to na samej górze. Inaczej niż w przypadku bloków mieszkalnych, tu mieli ochronę i nie wpuszczali do środka osób postronnych.
Na pewno nie miałby nic przeciwko takiej wizycie, choć w duchu liczył, że przynajmniej będzie we w miarę używalnym stanie kiedy to nastąpi. Jeśli to nastąpi, bo do tego czasu mógł stracić jej przychylność w jakiś głupi, nieprzemyślany sposób.
Zatrzymał się przed jej domem, gdy nie mógł już dłużej udawać, że przypadkiem pomylił trasę. Pogoda się nie zmieniła, ale postarał się zaparkować możliwie jak najbliżej, by mogła szybko schować się w domu. Nie zapalił światła, a deszcz tworzył nierozpraszające tło. Remor nie potrafił się żegnać, o ile nie było to formalne. Odetchnął ciężko, rozważając co powinien był teraz zrobić. Objąć ją? Powiedzieć "do zobaczenia"?
- Jeżeli się rozchoruję, to z pewnością znajdziesz jakiś magiczny sposób żeby mnie z tego wyciągnąć. - Uśmiechnął się pod nosem i zapiął pas, zastanawiając się czy Sasha zauważy jeśli wybierze drogę na około. Póki co zdążył wyjechać z garażu i po namyśle skręcił w lewo - objazdem. Także i tym razem nie włączał radia, zdając się na sam dźwięk silnika i wycieraczek, bo deszcz zaczynał zacinać coraz bardziej. Podkręcił temperaturę i ręką strzepnął sobie z włosów pozostałości po mżawce.
- Wiesz, że możesz mi mówić po imieniu, prawda? - zapytał nagle, gdy zorientował się, że Sasha jeszcze ani razu go nie użyła. To było trochę dziwne, słyszeć, że za każdym razem zwraca się do niego tak oficjalnie. On niemal od razu przeszedł na "ty", choć nie zastanowił się tak naprawdę czy nie jest to z jego strony niegrzeczne. Mógł zawsze wytłumaczyć się tym, że był starszy. To całkiem wygodna i wiarygodna wymówka.
Kątem oka obserwował ją gdy tylko miał taką możliwość, a świadomość iż dziewczyna nadal ma na sobie jego marynarkę mile łaskotała jego męskie ego. Miał nadzieję, że będzie nim pachniała gdy wróci do domu. To było trochę jak oznaczanie terenu, a Laverne był wybitnie terytorialną jednostką.
- Na odwrocie wizytówki jest mój prywatny adres, tak przy okazji. W razie, gdybyś potrzebowała pomocy albo zwyczajnie chciała mnie kiedyś zaskoczyć. Tylko pokaż ją wcześniej na recepcji, inaczej mogą się przyczepić.
Mieszkał w jednym z najwyższych budynków w Riverdale i to na samej górze. Inaczej niż w przypadku bloków mieszkalnych, tu mieli ochronę i nie wpuszczali do środka osób postronnych.
Na pewno nie miałby nic przeciwko takiej wizycie, choć w duchu liczył, że przynajmniej będzie we w miarę używalnym stanie kiedy to nastąpi. Jeśli to nastąpi, bo do tego czasu mógł stracić jej przychylność w jakiś głupi, nieprzemyślany sposób.
Zatrzymał się przed jej domem, gdy nie mógł już dłużej udawać, że przypadkiem pomylił trasę. Pogoda się nie zmieniła, ale postarał się zaparkować możliwie jak najbliżej, by mogła szybko schować się w domu. Nie zapalił światła, a deszcz tworzył nierozpraszające tło. Remor nie potrafił się żegnać, o ile nie było to formalne. Odetchnął ciężko, rozważając co powinien był teraz zrobić. Objąć ją? Powiedzieć "do zobaczenia"?
—Jestem zielarką, nie czarodziejką. — odpowiedziała z nutką rozbawienia, ale i troski. —Jeśli to będzie coś poważnego, to nawet moje zioła nie dadzą rady.
A mimo to pozwoliła sobie bezczelnie zatrzymać marynarkę, którą nie tak dawno miał na sobie Remor. To tak, jakby ją obejmował… pośrednio, ale jednak. Otuliła się materiałem skroplonym jego perfumami, ze zgrozą odkrywając, że nie tylko jego dotyk, ale również sam zapach działa na nią pobudzająco. Jej własny płaszcz natomiast spoczął na jej kolanach, z których zsunął się pod siedzenie na najbliższym zakręcie, na co Sasha w ogóle nie zwróciła uwagi. Była teraz zajęta innymi doznaniami.
Podobało jej się to, że nadłożył drogi, a dzięki złym warunkom atmosferycznymi zmuszeni byli jechać jeszcze wolniej. Miała więcej czasu, aby móc nacieszyć się jego bliskością.
—Wiem. — odparła, ale to wcale nie znaczyło, że zamierzała zacząć zwracać się do niego po imieniu. Dziwna była ta dziewczyna; nie miała nic przeciwko fantazjowaniu o pocałunku z Laverne, ale nie potrafiła się przemóc, by nazywać go Remorem. Było zdecydowanie za wcześnie.
—Dziękuję. Chętnie pana zaskoczę… kiedyś. — musiała przyznać, że wizja znalezienia się w mieszkaniu sam na sam z mężczyzną była tak samo kusząca, jak i straszna. Obce miejsce, JEGO miejsce, w którym będzie się czuć niepewnie. Z drugiej strony, poszłaby za nim nawet na koniec świata.
Dlatego było jej smutno, gdy wreszcie znaleźli się przed jej sklepem. Strasznie nie lubiła pożegnań, były męczące i przykre. W dodatku między nimi zapadła nieprzyjemna cisza, którą tym razem Sasha musiała przerwać.
—Dziękuję za… za wszystko. — po tych słowach pochyliła się w stronę Remora, by złożyć na jego policzku delikatny pocałunek. Nie dała mu nawet czasu na reakcje, speszona swoim śmiały gestem po prostu uciekła z samochodu. Dopiero gdy zamknęła za sobą drzwi mieszkania, zdała sobie sprawę z tego, że wciąż miała na sobie jego marynarkę.
Roześmiała się bezwstydnie przytulając ją do piersi.
[z/t x2]
A mimo to pozwoliła sobie bezczelnie zatrzymać marynarkę, którą nie tak dawno miał na sobie Remor. To tak, jakby ją obejmował… pośrednio, ale jednak. Otuliła się materiałem skroplonym jego perfumami, ze zgrozą odkrywając, że nie tylko jego dotyk, ale również sam zapach działa na nią pobudzająco. Jej własny płaszcz natomiast spoczął na jej kolanach, z których zsunął się pod siedzenie na najbliższym zakręcie, na co Sasha w ogóle nie zwróciła uwagi. Była teraz zajęta innymi doznaniami.
Podobało jej się to, że nadłożył drogi, a dzięki złym warunkom atmosferycznymi zmuszeni byli jechać jeszcze wolniej. Miała więcej czasu, aby móc nacieszyć się jego bliskością.
—Wiem. — odparła, ale to wcale nie znaczyło, że zamierzała zacząć zwracać się do niego po imieniu. Dziwna była ta dziewczyna; nie miała nic przeciwko fantazjowaniu o pocałunku z Laverne, ale nie potrafiła się przemóc, by nazywać go Remorem. Było zdecydowanie za wcześnie.
—Dziękuję. Chętnie pana zaskoczę… kiedyś. — musiała przyznać, że wizja znalezienia się w mieszkaniu sam na sam z mężczyzną była tak samo kusząca, jak i straszna. Obce miejsce, JEGO miejsce, w którym będzie się czuć niepewnie. Z drugiej strony, poszłaby za nim nawet na koniec świata.
Dlatego było jej smutno, gdy wreszcie znaleźli się przed jej sklepem. Strasznie nie lubiła pożegnań, były męczące i przykre. W dodatku między nimi zapadła nieprzyjemna cisza, którą tym razem Sasha musiała przerwać.
—Dziękuję za… za wszystko. — po tych słowach pochyliła się w stronę Remora, by złożyć na jego policzku delikatny pocałunek. Nie dała mu nawet czasu na reakcje, speszona swoim śmiały gestem po prostu uciekła z samochodu. Dopiero gdy zamknęła za sobą drzwi mieszkania, zdała sobie sprawę z tego, że wciąż miała na sobie jego marynarkę.
Roześmiała się bezwstydnie przytulając ją do piersi.
[z/t x2]
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach