▲▼
Strona 1 z 2 • 1, 2
Gdyby ktoś stwierdził, że w sklepie znajdującym się pod mieszkaniem znajduje się za mało ziół, to Sasha ma ich drugie tyle w mieszkaniu, w którym czas zdaje się płynąć nieco wolniej niż w całym Riverdale. Suszące się zioła, półki pełne słoiczków, moździerzy, wag i innych przedmiotów potrzebnych do właściwego zajmowania się roślinami, których nazw przeciętny człowiek nie jest w stanie wymienić oraz całe parapety zawalone doniczkami sprawiają, że mieszkanie wygląda magicznie.
Nie jest ono duże; zaledwie dwa pokoje, kuchnia i łazienka z prysznicem, bo wanna się nie mieści. Większy pokój przerobiony jest na salon, na którego środku znajdują się dwa duże fotele oraz mały stolik. Pomieszczenie to pełni również funkcję biblioteki, na regale zajmującym całą ścianę z podstawioną pod niego drabinką znajduje się masa książek poświęconych zielarstwie. Większość po rosyjsku. Z salonu można przejść na balkon wychodzący na ulicę, to jest znajdujący się tuż nad wejściem do sklepu. W sezonie stoją na nim donice z kwiatami oraz ziołami, najczęściej uwielbianą przez Sashę lawendą. Mniejszy pokój służy za sypialnię dziewczyny, znajduje się tu dwuosobowe łóżko, duża szafa oraz biurko, na którym stoi stary już laptop.
Nie jest ono duże; zaledwie dwa pokoje, kuchnia i łazienka z prysznicem, bo wanna się nie mieści. Większy pokój przerobiony jest na salon, na którego środku znajdują się dwa duże fotele oraz mały stolik. Pomieszczenie to pełni również funkcję biblioteki, na regale zajmującym całą ścianę z podstawioną pod niego drabinką znajduje się masa książek poświęconych zielarstwie. Większość po rosyjsku. Z salonu można przejść na balkon wychodzący na ulicę, to jest znajdujący się tuż nad wejściem do sklepu. W sezonie stoją na nim donice z kwiatami oraz ziołami, najczęściej uwielbianą przez Sashę lawendą. Mniejszy pokój służy za sypialnię dziewczyny, znajduje się tu dwuosobowe łóżko, duża szafa oraz biurko, na którym stoi stary już laptop.
Jego dzień rozpoczął się standardowo. Automatyka domowa zadbała, by równo o szóstej rano obudziły go wiadomości, informacje o pogodzie i giełda. W łazience zapaliło się światło, a z kuchni dobiegł odgłos włączającego się ekspresu do kawy. Wziął prysznic, zjadł śniadanie i wziął porcję swoich porannych leków. Dopił kawę, przebrał się w garnitur i wsiadł do samochodu, kierując się w stronę firmy.
Jeżeli istniało takie miejsce, w którym luzie już od nieprzyzwoicie wczesnych godzin porannych krążyli jak w ukropie, z pewnością był to dom maklerski. Przywitał się krótko z recepcjonistką, wsiadł do windy i słysząc już z oddali codzienne odgłos biura odetchnął ciężko. Udało mu się dotrzeć do gabinetu, w którym czekała już na niego Martinez ze swoim espresso i toną dokumentów do podpisania zaścielających jego biurko. Wszystko to stanowiło jego bezpieczną rutynę.
Po południu zajrzał do swojej galerii, w której powoli otwierała się kawiarnia. Bywało, że w Metanoi spędzał więcej czasu niż we własnym domu, nie raz zasnął na kanapie w swoim gabinecie i zwyczajnie uznał, że przyda się miejsce w którym będzie mógł wziąć sobie filiżankę kawy nie wychodząc z budynku.
Nadal pozostawała kwestia zatrudnienia nowych pracowników, a co do tych Laverne był wyjątkowo wybredny. Nie chodziło o kwalifikacje, uważał, że tego typu rzeczy można się było szybko nauczyć. Celował raczej w osobowość i własne odczucia, co miało się nijak do profesjonalizmu, ale na tym stanowisku mógł sobie na to pozwolić.
O siódmej przypomniał sobie o elenium, popił je filiżanką kolejnej kawy i wsiadł do samochodu, przez chwilę rozglądał się za rękawiczkami.
"Przecież właśnie po nie jedziesz."
Przetarł twarz dłońmi, licząc z nikłą nadzieją na to, że może trochę go to obudzi. Musiał odebrać te zioła, więc czekała go jeszcze przeprawa przez pół miasta. Zapiął pasy i wyjechał z terenu galerii, starając się skupić na drodze.
Zielarnia była już zamknięta, ale zgodnie z umową miał zgłosić się koło ósmej. Światło na parterze na którym mieścił się sklep było już zgaszone, ale za to zauważył jakieś piętro wyżej. Prawdopodobnie w kuchni lub salonie. Wysiadł i zapiął pospiesznie marynarkę, zabierając z samochodu portfel i telefon. Uznał, że wyśle do niej wiadomość zamiast straszyć ją dzwonkiem, ale gdy otworzył ich ostatnią rozmowę specyficzny grymas pojawił się na jego twarzy. Prawda, dała mu wczoraj kosza. Przynajmniej tak to odebrał, więc nie zamierzał już dzisiaj powracać do tego tematu.
Jeżeli istniało takie miejsce, w którym luzie już od nieprzyzwoicie wczesnych godzin porannych krążyli jak w ukropie, z pewnością był to dom maklerski. Przywitał się krótko z recepcjonistką, wsiadł do windy i słysząc już z oddali codzienne odgłos biura odetchnął ciężko. Udało mu się dotrzeć do gabinetu, w którym czekała już na niego Martinez ze swoim espresso i toną dokumentów do podpisania zaścielających jego biurko. Wszystko to stanowiło jego bezpieczną rutynę.
Po południu zajrzał do swojej galerii, w której powoli otwierała się kawiarnia. Bywało, że w Metanoi spędzał więcej czasu niż we własnym domu, nie raz zasnął na kanapie w swoim gabinecie i zwyczajnie uznał, że przyda się miejsce w którym będzie mógł wziąć sobie filiżankę kawy nie wychodząc z budynku.
Nadal pozostawała kwestia zatrudnienia nowych pracowników, a co do tych Laverne był wyjątkowo wybredny. Nie chodziło o kwalifikacje, uważał, że tego typu rzeczy można się było szybko nauczyć. Celował raczej w osobowość i własne odczucia, co miało się nijak do profesjonalizmu, ale na tym stanowisku mógł sobie na to pozwolić.
O siódmej przypomniał sobie o elenium, popił je filiżanką kolejnej kawy i wsiadł do samochodu, przez chwilę rozglądał się za rękawiczkami.
"Przecież właśnie po nie jedziesz."
Przetarł twarz dłońmi, licząc z nikłą nadzieją na to, że może trochę go to obudzi. Musiał odebrać te zioła, więc czekała go jeszcze przeprawa przez pół miasta. Zapiął pasy i wyjechał z terenu galerii, starając się skupić na drodze.
Zielarnia była już zamknięta, ale zgodnie z umową miał zgłosić się koło ósmej. Światło na parterze na którym mieścił się sklep było już zgaszone, ale za to zauważył jakieś piętro wyżej. Prawdopodobnie w kuchni lub salonie. Wysiadł i zapiął pospiesznie marynarkę, zabierając z samochodu portfel i telefon. Uznał, że wyśle do niej wiadomość zamiast straszyć ją dzwonkiem, ale gdy otworzył ich ostatnią rozmowę specyficzny grymas pojawił się na jego twarzy. Prawda, dała mu wczoraj kosza. Przynajmniej tak to odebrał, więc nie zamierzał już dzisiaj powracać do tego tematu.
Poprzedniej nocy źle spała, o ile w ogóle można nazwać to spaniem. Nieprzyjemne uczucie gorąca przez długi czas nie pozwoliło jej zmrużyć oka; dopiero gdy na zewnątrz zaczęło się robić jasno, zmęczona ciągłym rzucaniem się na łóżku zapadła w krótki, nerwowy sen. Odkrywanie się i zakręcanie kaloryferów nic nie dało, gdy miała wrażenie, że płonie od środka i choć usilnie próbowała kierować swoje myśli na inne tory, one zawsze powracały do Remora Laverne. Jak to możliwe, że niezobowiązująca kilkuminutowa rozmowa doprowadziła ją do takiego stanu?
Na szczęście i tego dnia nie miała wielu klientów, dzięki czemu jej rozkojarzenie nie doprowadziło do żadnych poważniejszych szkód, niż jej skaleczona szkłem z rozbitego słoika lewa dłoń, którą owinęła bandażem. I choć starała się zachowywać naturalnie, to znaczy trzymać swoją nieśmiałą uprzejmość, to jej rozmarzone oczy nie pozostawiały wątpliwości do tego, w jakim jest stanie. Zauroczenius beznadziejnus, bardzo poważna choroba, polegająca na wzdychaniu do osoby, u której nie ma się najmniejszych szans.
Może powinna była zgodzić się na tą kawę? Nie, nie chciała, by pomyślał, że Sashy zależy na nim, bo jest bogaty i przystojny, bo widziała w nim kogoś więcej. Drugiego człowieka.
Sama nie wiedziała dlaczego zaraz po zamknięciu jeszcze raz tego dnia wzięła prysznic, założyła białą koronkową bieliznę (nawet jeśli nie planowała niczego niemoralnego, to czuła się po prostu dobrze i nieco pewniej wiedząc, że ma na sobie coś tak ładnego), której nie miała wcześniej okazji mieć na sobie, wcisnęła w głąb szuflady po tym, jak matka znalazła jej zakup i ostro go skrytykowała. Rozpuszczone włosy po umyciu i wysuszeniu układały się w lekkie fale, a nowy jasnożółty sweter odsłaniał nieco więcej niż ten, który miała na sobie poprzedniego dnia. Początkowo myślała nad makijażem, ale skoro Remor pochwalił jego brak...
"Jesteś idiotką, Sasha. Zapamiętujesz wszystkie jego upodobania i się pod nie podporządkowujesz, zupełnie jakbyś na coś liczyła."
Jej serce zabiło mocniej na widok powiadomienia o wiadomości. Nerwowo przełknęła ślinę i zeszła na dół, z pękiem kluczy w drobnej dłoni. Nie miała na sobie żadnego płaszcza, w końcu wyszła trochę na chwilę. Na moment zawahała się widząc wysoką postać czekającą przed zielarnią, ale w końcu wzięła się w garść i wyłoniła się z ciemności z wąskiego przejścia pomiędzy sklepem, a sąsiednim budynkiem.
— Dobry wieczór! — przywitała mężczyznę niewinnym uśmiechem, zupełnie jakby wcale nie uginały się pod nią nogi na jego widok. — Proszę za mną.
Po tych słowach zaprowadziła go na sklepowe zaplecze (i jednoczesne wejście do jej mieszkania) przez ogródek, którego większą powierzchnię zajmowała szklarnia.
Na szczęście i tego dnia nie miała wielu klientów, dzięki czemu jej rozkojarzenie nie doprowadziło do żadnych poważniejszych szkód, niż jej skaleczona szkłem z rozbitego słoika lewa dłoń, którą owinęła bandażem. I choć starała się zachowywać naturalnie, to znaczy trzymać swoją nieśmiałą uprzejmość, to jej rozmarzone oczy nie pozostawiały wątpliwości do tego, w jakim jest stanie. Zauroczenius beznadziejnus, bardzo poważna choroba, polegająca na wzdychaniu do osoby, u której nie ma się najmniejszych szans.
Może powinna była zgodzić się na tą kawę? Nie, nie chciała, by pomyślał, że Sashy zależy na nim, bo jest bogaty i przystojny, bo widziała w nim kogoś więcej. Drugiego człowieka.
Sama nie wiedziała dlaczego zaraz po zamknięciu jeszcze raz tego dnia wzięła prysznic, założyła białą koronkową bieliznę (nawet jeśli nie planowała niczego niemoralnego, to czuła się po prostu dobrze i nieco pewniej wiedząc, że ma na sobie coś tak ładnego), której nie miała wcześniej okazji mieć na sobie, wcisnęła w głąb szuflady po tym, jak matka znalazła jej zakup i ostro go skrytykowała. Rozpuszczone włosy po umyciu i wysuszeniu układały się w lekkie fale, a nowy jasnożółty sweter odsłaniał nieco więcej niż ten, który miała na sobie poprzedniego dnia. Początkowo myślała nad makijażem, ale skoro Remor pochwalił jego brak...
"Jesteś idiotką, Sasha. Zapamiętujesz wszystkie jego upodobania i się pod nie podporządkowujesz, zupełnie jakbyś na coś liczyła."
Jej serce zabiło mocniej na widok powiadomienia o wiadomości. Nerwowo przełknęła ślinę i zeszła na dół, z pękiem kluczy w drobnej dłoni. Nie miała na sobie żadnego płaszcza, w końcu wyszła trochę na chwilę. Na moment zawahała się widząc wysoką postać czekającą przed zielarnią, ale w końcu wzięła się w garść i wyłoniła się z ciemności z wąskiego przejścia pomiędzy sklepem, a sąsiednim budynkiem.
— Dobry wieczór! — przywitała mężczyznę niewinnym uśmiechem, zupełnie jakby wcale nie uginały się pod nią nogi na jego widok. — Proszę za mną.
Po tych słowach zaprowadziła go na sklepowe zaplecze (i jednoczesne wejście do jej mieszkania) przez ogródek, którego większą powierzchnię zajmowała szklarnia.
Dopiero gdy usłyszał jej głos, podniósł wzrok znad telefonu. Przez moment stał jakby go wmurowało, zanim nie zorientował się, że zaprosiła go do środka. Podążył za nią, mając okazję przypatrzeć się jej bliżej nawet, jeśli było to tylko plecy i szyja. Sweter odsłaniał część ramion, na których odnalazł kolejne piegi, włosy kołysały się przy każdym jej kroku. Trochę hipnotycznie, ale całość stanowiła przyjemny ogół. Nie umknął mu także i kolor; pastelowo-żółty, który nie każdemu pasował. Ona miała akurat to szczęście, że współgrał z jej typem urody i nie musiała się go wystrzegać.
- Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem - zagaił, gdy cisza zaczęła brzmieć nienaturalnie. Wyglądała zupełnie inaczej niż wczoraj, więc pozwolił swoim myślom wybiec nieco dalej. Być może zamierzała się dzisiaj z kimś spotkać i stąd ta zmiana wizerunku?
"I udaremniona próba wyciągnięcia jej na kawę."
W tej części sklepu jeszcze nie był, dostrzegł szklarnię i kilka donic pozostawionych na korytarzu. Narzędzia ogrodnicze, worki z torfem i rękawice ogrodowe, które przypomniały mu o tym, że zostawił tu swoje wczorajszego popołudnia.
- Wybacz mi ten wczorajszy pomysł z kawą, sam nie wiem co mnie podkusiło - zahaczył wreszcie o ten niewygodny temat, choć przecież miał tego nie robić. W końcu był od niej znacznie starszy i owa różnica wieku mogła sprawiać, że podobne sugestie wydawały się jej co najmniej nie na miejscu. Ostatecznie nie otrzymał klarownej wiadomości ani sygnału by przestał czy kontynuował, więc jej zachowanie i sprzeczne znaki nie pozwalały mu ocenić jak wypadało się zachować.
Nie mógł mieć pojęcia o tym, że był motywem przewodnim jej zeszłej nocy i dzisiejszego dnia, tak jak i ona nie zdawała sobie sprawy, że Laverne wracał do niej myślami od czasu do czasu. W końcu nie był ślepy i subiektywnie odpowiadała mu jej uroda, płochliwość i brak czytelności w niektórych sytuacjach. To sprawiało, że odczuwał dziwny rodzaj głodu i pragnienie zobaczenia więcej, doświadczenia więcej, zrozumienia więcej. I gdyby spojrzenie miało charakter bardziej materialny, Sasha z pewnością przez całą drogę czułaby na sobie jego spojrzenie.
- Może to trochę nie na miejscu, ale czy wolno mi spytać ile masz lat?
- Mam nadzieję, że w niczym nie przeszkodziłem - zagaił, gdy cisza zaczęła brzmieć nienaturalnie. Wyglądała zupełnie inaczej niż wczoraj, więc pozwolił swoim myślom wybiec nieco dalej. Być może zamierzała się dzisiaj z kimś spotkać i stąd ta zmiana wizerunku?
"I udaremniona próba wyciągnięcia jej na kawę."
W tej części sklepu jeszcze nie był, dostrzegł szklarnię i kilka donic pozostawionych na korytarzu. Narzędzia ogrodnicze, worki z torfem i rękawice ogrodowe, które przypomniały mu o tym, że zostawił tu swoje wczorajszego popołudnia.
- Wybacz mi ten wczorajszy pomysł z kawą, sam nie wiem co mnie podkusiło - zahaczył wreszcie o ten niewygodny temat, choć przecież miał tego nie robić. W końcu był od niej znacznie starszy i owa różnica wieku mogła sprawiać, że podobne sugestie wydawały się jej co najmniej nie na miejscu. Ostatecznie nie otrzymał klarownej wiadomości ani sygnału by przestał czy kontynuował, więc jej zachowanie i sprzeczne znaki nie pozwalały mu ocenić jak wypadało się zachować.
Nie mógł mieć pojęcia o tym, że był motywem przewodnim jej zeszłej nocy i dzisiejszego dnia, tak jak i ona nie zdawała sobie sprawy, że Laverne wracał do niej myślami od czasu do czasu. W końcu nie był ślepy i subiektywnie odpowiadała mu jej uroda, płochliwość i brak czytelności w niektórych sytuacjach. To sprawiało, że odczuwał dziwny rodzaj głodu i pragnienie zobaczenia więcej, doświadczenia więcej, zrozumienia więcej. I gdyby spojrzenie miało charakter bardziej materialny, Sasha z pewnością przez całą drogę czułaby na sobie jego spojrzenie.
- Może to trochę nie na miejscu, ale czy wolno mi spytać ile masz lat?
Na jego pytanie uśmiechnęła się pod nosem. Dobrze, że była odwrócona do niego plecami i nie mógł tego widzieć, bo jeszcze pomyślałby, że Sasha śmieje się z niego.
”To na Ciebie czekałam cały dzień, liczyłam godziny do Twojego przybycia, uważnie dobierałam strój, a Ty jeszcze pytasz, czy przeszkadzasz?”
—Ponowne spotkanie z panem to dla mnie sama przyjemność. — ”I męka nocą.” —Cieszę się, że znalazł pan dla mnie czas.
Przygryzła wargę zaskoczona swoim nagłym przypływem szczerości. Co prawda w podobny sposób odnosiła się do każdego klienta, czy dostawcy, ale w przypadku Remora kryło się za tymi słowami coś więcej; przyśpieszony rytm serca, rumieniec na piegowatych policzkach i nieprzespana noc pełna myśli, o które nigdy by się nie posądzała. A gdy znaleźli się w półmroku pachnącego ziołami korytarza na zapleczu, zdała sobie sprawę z tego, że od zawsze pociągali ją mężczyźni pokroju Laverne. Nie, właściwie, to pociągał ją sam Laverne.
— To ja powinnam przepraszać. Źle ubrałam to w słowa. — czuła, jak palą ją policzki. Przez swoją nieśmiałość często się plątała, prowadząc do nieporozumień jak to. — Nie byłam pewna, czy się panu w ten sposób nie narzucam.
“Bo jeśli nie, to jestem chętna” już nie przeszło jej przez gardło. Sasha nie była typem osoby, która łatwo nawiązywała nowe kontakty, nie mówiąc już o propozycjach wyjścia, czy flircie. Stała więc przed nim taka mała, zawstydzona, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
— Za trzy tygodnie kończę dwadzieścia.
”To na Ciebie czekałam cały dzień, liczyłam godziny do Twojego przybycia, uważnie dobierałam strój, a Ty jeszcze pytasz, czy przeszkadzasz?”
—Ponowne spotkanie z panem to dla mnie sama przyjemność. — ”I męka nocą.” —Cieszę się, że znalazł pan dla mnie czas.
Przygryzła wargę zaskoczona swoim nagłym przypływem szczerości. Co prawda w podobny sposób odnosiła się do każdego klienta, czy dostawcy, ale w przypadku Remora kryło się za tymi słowami coś więcej; przyśpieszony rytm serca, rumieniec na piegowatych policzkach i nieprzespana noc pełna myśli, o które nigdy by się nie posądzała. A gdy znaleźli się w półmroku pachnącego ziołami korytarza na zapleczu, zdała sobie sprawę z tego, że od zawsze pociągali ją mężczyźni pokroju Laverne. Nie, właściwie, to pociągał ją sam Laverne.
— To ja powinnam przepraszać. Źle ubrałam to w słowa. — czuła, jak palą ją policzki. Przez swoją nieśmiałość często się plątała, prowadząc do nieporozumień jak to. — Nie byłam pewna, czy się panu w ten sposób nie narzucam.
“Bo jeśli nie, to jestem chętna” już nie przeszło jej przez gardło. Sasha nie była typem osoby, która łatwo nawiązywała nowe kontakty, nie mówiąc już o propozycjach wyjścia, czy flircie. Stała więc przed nim taka mała, zawstydzona, ze wzrokiem wbitym w podłogę.
— Za trzy tygodnie kończę dwadzieścia.
Nie potrafił jeszcze odgadnąć, czy za tymi słowami kryje się czysta kurtuazja i Sasha w taki sposób traktuje każdego klienta, czy naprawdę jego widok sprawiał jej przyjemność. Bez względu na to która to była opcja, jej słowa mile połechtały jego ego. Co prawda on nie miał za sobą nieprzespanej nocy z jej powodu, nie szykował się również na to spotkanie od rana. Nie zmieniało to jednak faktu, że myśl o sympatycznej zielarce była wyjątkowo miłym urozmaiceniem tego dnia.
- W takim razie jeżeli tylko masz na to ochotę, nie miałbym nic przeciwko spędzeniu z tobą tego wieczora - podsumował, stawiając sprawę jasno. Nadal tajemnicą pozostawało dla niego z jakiego powodu miałaby mu się narzucać przyjmując zaproszenie na kawę, ale widocznie jej myśli chadzały niezbadanymi drogami których on jeszcze nie znał.
Remor z drugiej strony, nie miał problemów z nawiązywaniem nowych znajomości. Jedyną wadą była jego tendencja do bezpośredniości momentami granicząca z bezczelnością. Nadal nad tym pracował, ale zawsze coś mogło mu umknąć, prawda?
Dziesięć lat różnicy. Na pierwszy rzut oka nie dałby jej więcej, nie wyglądała też na swój wiek. Mógł przynajmniej odetchnąć z ulgą, że nie ma na szczęście zapędów do nieletnich.
- Jesteś w wieku córki mojego dobrego znajomego. Nie ukrywam, że poczułem się trochę staro - zauważył żartobliwie, wolał jednak nie ukrywać, że istotnie jest od niej o wiele starszy. Był za to ciekaw, czy nie będzie jej to krępowało, w końcu różnie może się zdarzyć. Oczywiście jemu jako mężczyźnie zupełnie to nie przeszkadzało, ale tak to właśnie chyba działało. Niemal każdy przedstawiciel jego płci myślał o młodszych, za to z kobietami podobno było na odwrót. Póki co nie miał ani jednego powodu by mieć pewność, iż Sasha do takich należała więc wolał spokojnie wybadać teren. Zaraz, chwileczkę. Dlaczego właściwie o tym pomyślał? Miał przecież odebrać zioła i rękawiczki, a nie bawić się w fircyka.
- W takim razie jeżeli tylko masz na to ochotę, nie miałbym nic przeciwko spędzeniu z tobą tego wieczora - podsumował, stawiając sprawę jasno. Nadal tajemnicą pozostawało dla niego z jakiego powodu miałaby mu się narzucać przyjmując zaproszenie na kawę, ale widocznie jej myśli chadzały niezbadanymi drogami których on jeszcze nie znał.
Remor z drugiej strony, nie miał problemów z nawiązywaniem nowych znajomości. Jedyną wadą była jego tendencja do bezpośredniości momentami granicząca z bezczelnością. Nadal nad tym pracował, ale zawsze coś mogło mu umknąć, prawda?
Dziesięć lat różnicy. Na pierwszy rzut oka nie dałby jej więcej, nie wyglądała też na swój wiek. Mógł przynajmniej odetchnąć z ulgą, że nie ma na szczęście zapędów do nieletnich.
- Jesteś w wieku córki mojego dobrego znajomego. Nie ukrywam, że poczułem się trochę staro - zauważył żartobliwie, wolał jednak nie ukrywać, że istotnie jest od niej o wiele starszy. Był za to ciekaw, czy nie będzie jej to krępowało, w końcu różnie może się zdarzyć. Oczywiście jemu jako mężczyźnie zupełnie to nie przeszkadzało, ale tak to właśnie chyba działało. Niemal każdy przedstawiciel jego płci myślał o młodszych, za to z kobietami podobno było na odwrót. Póki co nie miał ani jednego powodu by mieć pewność, iż Sasha do takich należała więc wolał spokojnie wybadać teren. Zaraz, chwileczkę. Dlaczego właściwie o tym pomyślał? Miał przecież odebrać zioła i rękawiczki, a nie bawić się w fircyka.
Mimo blisko dwóch dekad na karku, w stosunkach damsko-męskich jej mentalność nie różniła się wiele od nastoletnich dzierlatek, które przeżywają swoje pierwsze zauroczenia. Wszystko w tym mężczyźnie było dla niej nowe; straszne i jednocześnie kuszące. Kiedy był obok jej zakłopotanie nie pozwalało jej na powiedzenie wszystkiego, co chodziło jej po głowie, zresztą, obawiała się, że może być to odebrane bardzo niestosownie. Ale kiedy Remor znikał z jej pola widzenia, tak jak wczoraj, czuła dziwną pustkę.
A przecież znała go nieco ponad dobę.
— W takim razie będę zaszczycona mogąc spędzić go z panem. — uniosła głowę i spojrzała prosto w jego oczy uśmiechając się przy tym ciepło. Nawet jeśli cienki głos z tyłu głowy mówił jej, żeby się nie wygłupiała i nie zawracała głowy facetowi, który jest spoza jej ligi, to zignorowała go.
"Jesteś w wieku córki mojego dobrego znajomego."
Zasmucił ją tymi słowami. Owszem, była młoda, przez wielu uważana za dziwną (no bo kto normalny zatrzymuje się w czasie deszczu, by przenieść ślimaka na drugą stronę chodnika?!), ale daleko było jej do nieodpowiedzialnej gówniary, za jaką ją brano.
— Wcale nie jest pan stary. — "Jesteś idealny." — Mnie to wcale nie przeszkadza. To znaczy... — urwała czując, że robi się jej gorąco. Znowu zaczęła mieszać. — Zioła. Mam pańskie zioła i rękawiczki.
Na moment zniknęła za wielkimi pudłami, by po chwili wrócić z trzema małymi torebeczkami oraz rękawiczkami w rękach.
— Proszę. — wyciągnęła wszystko w stronę Remora w taki sposób, że nie dało się uniknąć kontaktu fizycznego. Nie było to celowym zabiegiem, ale gdy Sasha zdała sobie z tego sprawę, zawstydziła się jeszcze bardziej. Chciała, by ją dotykał, ale to, jak reagowało jej ciało, było... czymś, co matka określała jako niemoralne.
A przecież znała go nieco ponad dobę.
— W takim razie będę zaszczycona mogąc spędzić go z panem. — uniosła głowę i spojrzała prosto w jego oczy uśmiechając się przy tym ciepło. Nawet jeśli cienki głos z tyłu głowy mówił jej, żeby się nie wygłupiała i nie zawracała głowy facetowi, który jest spoza jej ligi, to zignorowała go.
"Jesteś w wieku córki mojego dobrego znajomego."
Zasmucił ją tymi słowami. Owszem, była młoda, przez wielu uważana za dziwną (no bo kto normalny zatrzymuje się w czasie deszczu, by przenieść ślimaka na drugą stronę chodnika?!), ale daleko było jej do nieodpowiedzialnej gówniary, za jaką ją brano.
— Wcale nie jest pan stary. — "Jesteś idealny." — Mnie to wcale nie przeszkadza. To znaczy... — urwała czując, że robi się jej gorąco. Znowu zaczęła mieszać. — Zioła. Mam pańskie zioła i rękawiczki.
Na moment zniknęła za wielkimi pudłami, by po chwili wrócić z trzema małymi torebeczkami oraz rękawiczkami w rękach.
— Proszę. — wyciągnęła wszystko w stronę Remora w taki sposób, że nie dało się uniknąć kontaktu fizycznego. Nie było to celowym zabiegiem, ale gdy Sasha zdała sobie z tego sprawę, zawstydziła się jeszcze bardziej. Chciała, by ją dotykał, ale to, jak reagowało jej ciało, było... czymś, co matka określała jako niemoralne.
Nieśmiałość i jej tendencja do wpadania w zakłopotanie działały inaczej niż mogłaby sobie tego życzyć. Wręcz przeciwnie, sprawiały one, że Remor po prostu nie mógł powstrzymać się by wprowadzać ją w taki stan od czasu do czasu. Sposób w jaki zdawała się reagować na jego słowa aż prosił się o to, by kontynuować tę grę.
Oczekiwał bardziej wymijającej odpowiedzi, może jakiejś wymówki, a Sasha o dziwo zgodziła się niemal od razu. Więc jednak dziś wieczorem nie włoży rąk w pracę.
- Wolisz kawę czy herbatę? - zapytał łagodnie, obserwując już całkiem wyraźny rumieniec rozlewający się na jej policzkach i skroniach. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale teraz, gdy miał ją tuż przed sobą dostrzegał to nawet w takim półmroku. Dotarło do niego, że prawdopodobnie ma do czynienia z niedoświadczoną dziewczyną, która może być wyjątkowo delikatna. Należała jej się z tego tytułu taryfa ulgowa, dlatego zdecydował się ostrożniej dzielić z nią własnymi myślami.
"Mnie to nie przeszkadza."
Uniósł lekko brew, uznawszy, że krótki uśmiech w ramach odpowiedzi będzie wystarczający. Albo mu się wydawało, albo Sasha właśnie powiedziała owe "za dużo", co zaowocowało późniejszą zmianą tematu. A już sądził, że znajduje się poza jej zainteresowaniem.
- Mam trzydzieści lat, jesteś tego pewna? - Wolał ją uświadomić, zanim wyniknie z tego jakieś nieporozumienie. Powinna była to wiedzieć, na wypadek gdyby miała mylne wyobrażenie na temat jego wieku. O ile jemu nie robiło to różnicy, tak jej już mogło.
Wziął od niej zioła i rękawiczki, przy czym pozwolił sobie na więcej śmiałości; gdy Ukrainka chciała już cofnąć dłonie, on ostrożnie chwycił jedną z nich i tym samym zmusił ją poniekąd, by na niego spojrzała. Cholera, miała delikatną skórę. Tego nie udało mu się dowiedzieć wczoraj, ale teraz, gdy czuł ją tuż pod palcami mógł to stwierdzić.
- Więc dokąd mogę cię zabrać?
Miał na myśli kawiarnię, aczkolwiek w tym pytaniu można by doszukać się drugiego dna. I było to od początku zamierzone, choć pozostawało w sferze gry słownej, a nie faktycznej i niemoralnej propozycji.
Oczekiwał bardziej wymijającej odpowiedzi, może jakiejś wymówki, a Sasha o dziwo zgodziła się niemal od razu. Więc jednak dziś wieczorem nie włoży rąk w pracę.
- Wolisz kawę czy herbatę? - zapytał łagodnie, obserwując już całkiem wyraźny rumieniec rozlewający się na jej policzkach i skroniach. Wcześniej nie zwrócił na to uwagi, ale teraz, gdy miał ją tuż przed sobą dostrzegał to nawet w takim półmroku. Dotarło do niego, że prawdopodobnie ma do czynienia z niedoświadczoną dziewczyną, która może być wyjątkowo delikatna. Należała jej się z tego tytułu taryfa ulgowa, dlatego zdecydował się ostrożniej dzielić z nią własnymi myślami.
"Mnie to nie przeszkadza."
Uniósł lekko brew, uznawszy, że krótki uśmiech w ramach odpowiedzi będzie wystarczający. Albo mu się wydawało, albo Sasha właśnie powiedziała owe "za dużo", co zaowocowało późniejszą zmianą tematu. A już sądził, że znajduje się poza jej zainteresowaniem.
- Mam trzydzieści lat, jesteś tego pewna? - Wolał ją uświadomić, zanim wyniknie z tego jakieś nieporozumienie. Powinna była to wiedzieć, na wypadek gdyby miała mylne wyobrażenie na temat jego wieku. O ile jemu nie robiło to różnicy, tak jej już mogło.
Wziął od niej zioła i rękawiczki, przy czym pozwolił sobie na więcej śmiałości; gdy Ukrainka chciała już cofnąć dłonie, on ostrożnie chwycił jedną z nich i tym samym zmusił ją poniekąd, by na niego spojrzała. Cholera, miała delikatną skórę. Tego nie udało mu się dowiedzieć wczoraj, ale teraz, gdy czuł ją tuż pod palcami mógł to stwierdzić.
- Więc dokąd mogę cię zabrać?
Miał na myśli kawiarnię, aczkolwiek w tym pytaniu można by doszukać się drugiego dna. I było to od początku zamierzone, choć pozostawało w sferze gry słownej, a nie faktycznej i niemoralnej propozycji.
Nie potrafiła wyczuć żartu, czy dwuznaczności, dlatego analizowała każde jego słowo i gest, wszystko przeżywając o wiele mocniej niż dziewczyny w jej wieku, które miały już za sobą pierwsze związki, czy chociażby flirty. Nie była też dobra w zwodzeniu, nie potrafiła być nieszczera, wolała mieć wszystko postawione jasno, by nie robić sobie zbędnej nadziei. Jeśli więc miał ochotę na słowne gierki, to było na nie zbyt wcześnie.
— Herbatę. — odpowiedziała zakładając kosmyk jasnych włosów za ucho. Nie mogła uwierzyć w to, że właśnie zgodziła się na randkę z tym mężczyzną. "Randka? Z kimś takim jak ty, Sasha? Po prostu chciał być miły." Skoro tak miało wyglądać "tylko bycie miłym", to chciała, aby Remor był dla niej taki jak najdłużej. Jeśli za jakiś czas towarzystwo dziewczyny mu się znudzi (czego najbardziej się obawiała), to przynajmniej będzie miała co wspominać z wypiekami na twarzy, prawda?
— Nawet gdyby miał pan czterdzieści lat, nie przeszkadzałoby mi to. — "Nie przeszkadzało w czym? Wzdychaniu do niego?" Nie, oczywiście, że chodziło jej tylko o niezobowiązujące spotkanie. Nawet jeśli przez jej głowę przemknęło kilka nieprzyzwoitych myśli, to była zbyt niewinna na śmielsze poczynania.
Gdy tylko jej dotknął, poczuła przyjemny dreszcz rozchodzący się po ciele, ten sam, który czuła, gdy poprzedniego dnia odbierała od niego wizytówkę. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z cichego jęku, jaki wydobył się z jej ust, gdy mężczyzna chwycił jej dłoń. Jeśli chciał doprowadzić ją do maksymalnego zawstydzenia, to właśnie się mu to udało. Miał ją. Czegokolwiek by nie zrobił, Sasha podda mu się bez oporu.
Ta myśl wydała jej się całkiem podniecająca, gdy tylko spojrzała na jego twarz.
— Z panem pójdę wszędzie. — przyśpieszony oddech, drżące dłonie, błyszczące oczy i zagryzana warga były dyskretnym przyzwoleniem na więcej. Nawet nie zauważyła, kiedy zrobiła krok do przodu, znacznie skracając dzielący ich dystans.
— Herbatę. — odpowiedziała zakładając kosmyk jasnych włosów za ucho. Nie mogła uwierzyć w to, że właśnie zgodziła się na randkę z tym mężczyzną. "Randka? Z kimś takim jak ty, Sasha? Po prostu chciał być miły." Skoro tak miało wyglądać "tylko bycie miłym", to chciała, aby Remor był dla niej taki jak najdłużej. Jeśli za jakiś czas towarzystwo dziewczyny mu się znudzi (czego najbardziej się obawiała), to przynajmniej będzie miała co wspominać z wypiekami na twarzy, prawda?
— Nawet gdyby miał pan czterdzieści lat, nie przeszkadzałoby mi to. — "Nie przeszkadzało w czym? Wzdychaniu do niego?" Nie, oczywiście, że chodziło jej tylko o niezobowiązujące spotkanie. Nawet jeśli przez jej głowę przemknęło kilka nieprzyzwoitych myśli, to była zbyt niewinna na śmielsze poczynania.
Gdy tylko jej dotknął, poczuła przyjemny dreszcz rozchodzący się po ciele, ten sam, który czuła, gdy poprzedniego dnia odbierała od niego wizytówkę. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z cichego jęku, jaki wydobył się z jej ust, gdy mężczyzna chwycił jej dłoń. Jeśli chciał doprowadzić ją do maksymalnego zawstydzenia, to właśnie się mu to udało. Miał ją. Czegokolwiek by nie zrobił, Sasha podda mu się bez oporu.
Ta myśl wydała jej się całkiem podniecająca, gdy tylko spojrzała na jego twarz.
— Z panem pójdę wszędzie. — przyśpieszony oddech, drżące dłonie, błyszczące oczy i zagryzana warga były dyskretnym przyzwoleniem na więcej. Nawet nie zauważyła, kiedy zrobiła krok do przodu, znacznie skracając dzielący ich dystans.
No cóż - jeżeli wcześniej tego nie zauważył, to teraz miał już pewność. Dziewczyna zupełnie nie rozumiała ani jego podtekstów, ani nie wyczuwała w jego zachowaniu niczego dziwnego. Nie skrywał tam żadnych demonów - przynajmniej na razie - ale i tak pierwszy raz spotkał się z czymś takim. To było coś zupełnie innego i ciekawego.
Po informacji odnośnie wieku chyba już niczym nie byłaby w stanie go zaskoczyć. Na szczęście do czterdziestki miał jeszcze tyle samo, co Sasha do jego wieku, ale i tak uznał to wyznanie za zaskakujące. Czyżby jednak lubiła starszych od siebie? Dużo starszych. Biorąc pod uwagę jej oczywisty brak doświadczenia w materii damsko-męskiej, mogło z tego wyniknąć coś interesującego.
A potem usłyszał to ciche westchnienie, wyczuł dreszcz i do pełni obrazu dołączył jej przyspieszony oddech. Widział, jak unosi się jej klatka piersiowa, dziewczyna zbliżyła się do niego zresztą, natomiast on był już mocno zaskoczony. Z początku nie wiedział cóż ma odpowiedzieć na takie oświadczenie, chyba nigdy nie znalazł się w sytuacji zbliżonej do tej. Uchylił usta, ale jeszcze przez chwilę nie wydostało się z nich ani jedno słowo. To wszystko razem wzięte było jak zastrzyk adrenaliny, która uderzyła mu do głowy na chwilę, by zaraz wrócić do rezerw.
- Och. Och wow, to było szybkie - powiedział nim przemyślał to dobrze, nadal nie mogąc wyjść z niejakiego szoku. Na dodatek, Sasha była z b y t blisko. Szybka kalkulacja na chłodno pozwoliła mu zrozumieć, że w tej chwili to on w dużej mierze z ich dwojga powinien zachowywać się racjonalnie i odpowiedzialnie. I to nie tak, że nie pomyślał o tym, by obecnie niewielki dystans pomiędzy nimi zmniejszyć jeszcze bardziej, ale to było za szybko. Nie chciał jej spłoszyć ani pozwolić sądzić, iż chciał od niej wyłącznie jednego. Był o wiele bardziej chciwy i nawet jeśli ten moment kusił by go wykorzystać, wolałby mieć znacznie więcej niż tylko tę jedną chwilę.
Próbując rozluźnić nieco atmosferę objął jej dłoń już obiema swoimi, starając się przeistoczyć ten gest w bardziej protekcjonalny a mniej zmysłowy.
- Co prawda jeszcze nie otworzyliśmy oficjalnie kawiarni, ale jeśli jesteś w stanie znieść moje nikłe zdolności baristy, to chętnie zabrałbym cię do mojej galerii. Co o tym sądzisz?
Wolał, by spotkali się w neutralnym miejscu. Tak, by dziewczyna nie czuła się osaczona i jednocześnie mogli swobodnie rozmawiać. Dla reszty zwiedzających Metanoię kawiarnia była jeszcze niedostępna, ale jako właściciel mógł pozwalać sobie na takie kaprysy. W końcu kto mu zabroni?
Skłamałby, gdyby powiedział że jej obecny stan mu nie odpowiadał. Patrzyła na niego, nie cofnęła swojej dłoni i wręcz zachęcała by nie przestawał. Zwłaszcza gdy przygryzała usta.
- Wiesz, że nie powinnaś tego robić? - jego spojrzenie zatrzymało się na jej wargach, gdzie pozostało jeszcze przez dłuższy czas.
- W ten sposób wysyłasz pewne sygnały, które można by uznać za zaproszenie. Nie rób tego.
Puścił jej ciepłe dłonie, ale zanim całkowicie odszedł od kontaktu fizycznego, opuszką kciuka odchylił jej dolną wargę by już jej nie gryzła.
"Nie rób tego, bo inaczej ja zrobię coś, czego nie powinienem."
Po informacji odnośnie wieku chyba już niczym nie byłaby w stanie go zaskoczyć. Na szczęście do czterdziestki miał jeszcze tyle samo, co Sasha do jego wieku, ale i tak uznał to wyznanie za zaskakujące. Czyżby jednak lubiła starszych od siebie? Dużo starszych. Biorąc pod uwagę jej oczywisty brak doświadczenia w materii damsko-męskiej, mogło z tego wyniknąć coś interesującego.
A potem usłyszał to ciche westchnienie, wyczuł dreszcz i do pełni obrazu dołączył jej przyspieszony oddech. Widział, jak unosi się jej klatka piersiowa, dziewczyna zbliżyła się do niego zresztą, natomiast on był już mocno zaskoczony. Z początku nie wiedział cóż ma odpowiedzieć na takie oświadczenie, chyba nigdy nie znalazł się w sytuacji zbliżonej do tej. Uchylił usta, ale jeszcze przez chwilę nie wydostało się z nich ani jedno słowo. To wszystko razem wzięte było jak zastrzyk adrenaliny, która uderzyła mu do głowy na chwilę, by zaraz wrócić do rezerw.
- Och. Och wow, to było szybkie - powiedział nim przemyślał to dobrze, nadal nie mogąc wyjść z niejakiego szoku. Na dodatek, Sasha była z b y t blisko. Szybka kalkulacja na chłodno pozwoliła mu zrozumieć, że w tej chwili to on w dużej mierze z ich dwojga powinien zachowywać się racjonalnie i odpowiedzialnie. I to nie tak, że nie pomyślał o tym, by obecnie niewielki dystans pomiędzy nimi zmniejszyć jeszcze bardziej, ale to było za szybko. Nie chciał jej spłoszyć ani pozwolić sądzić, iż chciał od niej wyłącznie jednego. Był o wiele bardziej chciwy i nawet jeśli ten moment kusił by go wykorzystać, wolałby mieć znacznie więcej niż tylko tę jedną chwilę.
Próbując rozluźnić nieco atmosferę objął jej dłoń już obiema swoimi, starając się przeistoczyć ten gest w bardziej protekcjonalny a mniej zmysłowy.
- Co prawda jeszcze nie otworzyliśmy oficjalnie kawiarni, ale jeśli jesteś w stanie znieść moje nikłe zdolności baristy, to chętnie zabrałbym cię do mojej galerii. Co o tym sądzisz?
Wolał, by spotkali się w neutralnym miejscu. Tak, by dziewczyna nie czuła się osaczona i jednocześnie mogli swobodnie rozmawiać. Dla reszty zwiedzających Metanoię kawiarnia była jeszcze niedostępna, ale jako właściciel mógł pozwalać sobie na takie kaprysy. W końcu kto mu zabroni?
Skłamałby, gdyby powiedział że jej obecny stan mu nie odpowiadał. Patrzyła na niego, nie cofnęła swojej dłoni i wręcz zachęcała by nie przestawał. Zwłaszcza gdy przygryzała usta.
- Wiesz, że nie powinnaś tego robić? - jego spojrzenie zatrzymało się na jej wargach, gdzie pozostało jeszcze przez dłuższy czas.
- W ten sposób wysyłasz pewne sygnały, które można by uznać za zaproszenie. Nie rób tego.
Puścił jej ciepłe dłonie, ale zanim całkowicie odszedł od kontaktu fizycznego, opuszką kciuka odchylił jej dolną wargę by już jej nie gryzła.
"Nie rób tego, bo inaczej ja zrobię coś, czego nie powinienem."
Brak ojca, który Sashę traktował jako przykry obowiązek alimentacyjny i nie chciał mieć z nią nic wspólnego, zdecydowanie odbił się na jej późniejszych relacjach. Brakowało jej czułości i poczucia bezpieczeństwa, które, jak uważała, mógł dać jej tylko starszy partner. A poza tym, pociągała ją dojrzałość, spokój i racjonalne podejście mężczyzn w wieku Remora.
Nie była w stanie stwierdzić, czy bardziej była zaskoczona tym, co się z nią działo, czy też reakcją Laverne. Czy właśnie stwierdził, że Noreiko była... łatwa? Może powinna była mu odmówić, albo nie zgadzać się tak od razu? Zapewne teraz pomyślał, że wystarczy czarujący uśmiech i kilka komplementów, by owinąć sobie Sashę wokół palca.
Bardzo się nie pomylił. Owszem, to wystarczyło, ale tylko jeśli było się Remorem.
— Ja... Ja chciałam powiedzieć... Ż-że zdaję się na pański gust. — wyjąkała, czując jak zbiera jej się na płacz. Jeszcze tego brakowało, by mu się rozkleiła bez powodu! To znaczy, dla niej negatywna opinia na swój temat byłaby końcem świata. Nadal nie potrafiła zrozumieć dlaczego tak bardzo próbowała mu się przypodobać.
Syknęła z bólu, gdy obarczył niezdarnie zabandażowaną dłoń ciężarem swojej, choć tak naprawdę to nie to ją zabolało. Pozwoliła sobie na zbyt wiele? Spokojnie, to już się nie powtórzy. Jej nadwrażliwość nie pozwoliła jej dostrzec, że mężczyzna zrobił to dla niej. Zrozumie to znacznie później, podczas kolejnej bezsennej nocy i będzie mu wdzięczna za powściągliwość. Dobrze przeczuwał, że pójście o krok dalej może ją wystraszyć.
— Bardzo chętnie. — odpowiedziała z uśmiechem, który miał kryć jej zmieszanie. — I jestem pewna, że jest pan świetny.
"We wszystkim."
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie podobało jej się, że robi coś specjalnie dla niej. Szczególnie jeśli byłoby to naginanie zasad i zapraszanie jej do miejsca, do którego nikt zwyczajny, jak ona, nie ma wstępu, przynajmniej na razie. Ale Sasha cieszyłaby się nawet gdyby Remor zabrał ją do skromnej kawalerki na północy i zaproponował herbatę z torebki.
Zmarszczyła brwi. Nie powinna robić czego? Kciuk, który spoczął na jej ustach, uświadomił jej, że od dłuższego czasu je przygryzała. Laverne dotknął jej warg. Czy on ją właśnie karcił, a jej... Cóż, musiało się to wyjątkowo podobać, skoro znów poczuła gorąco, jakie towarzyszyło jej poprzedniej nocy, czyniąc ją jeszcze podatniejszą na bliskość mężczyzny.
— J-ja... Ja nie chciałam... Nie wiedziałam... — szepnęła unikając jego wzroku. To nie było zamierzone działanie. Jego dotyk, głos i zapach — wszystko to sprawiało, że kręciło się jej w głowie.
Nie była w stanie stwierdzić, czy bardziej była zaskoczona tym, co się z nią działo, czy też reakcją Laverne. Czy właśnie stwierdził, że Noreiko była... łatwa? Może powinna była mu odmówić, albo nie zgadzać się tak od razu? Zapewne teraz pomyślał, że wystarczy czarujący uśmiech i kilka komplementów, by owinąć sobie Sashę wokół palca.
Bardzo się nie pomylił. Owszem, to wystarczyło, ale tylko jeśli było się Remorem.
— Ja... Ja chciałam powiedzieć... Ż-że zdaję się na pański gust. — wyjąkała, czując jak zbiera jej się na płacz. Jeszcze tego brakowało, by mu się rozkleiła bez powodu! To znaczy, dla niej negatywna opinia na swój temat byłaby końcem świata. Nadal nie potrafiła zrozumieć dlaczego tak bardzo próbowała mu się przypodobać.
Syknęła z bólu, gdy obarczył niezdarnie zabandażowaną dłoń ciężarem swojej, choć tak naprawdę to nie to ją zabolało. Pozwoliła sobie na zbyt wiele? Spokojnie, to już się nie powtórzy. Jej nadwrażliwość nie pozwoliła jej dostrzec, że mężczyzna zrobił to dla niej. Zrozumie to znacznie później, podczas kolejnej bezsennej nocy i będzie mu wdzięczna za powściągliwość. Dobrze przeczuwał, że pójście o krok dalej może ją wystraszyć.
— Bardzo chętnie. — odpowiedziała z uśmiechem, który miał kryć jej zmieszanie. — I jestem pewna, że jest pan świetny.
"We wszystkim."
Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nie podobało jej się, że robi coś specjalnie dla niej. Szczególnie jeśli byłoby to naginanie zasad i zapraszanie jej do miejsca, do którego nikt zwyczajny, jak ona, nie ma wstępu, przynajmniej na razie. Ale Sasha cieszyłaby się nawet gdyby Remor zabrał ją do skromnej kawalerki na północy i zaproponował herbatę z torebki.
Zmarszczyła brwi. Nie powinna robić czego? Kciuk, który spoczął na jej ustach, uświadomił jej, że od dłuższego czasu je przygryzała. Laverne dotknął jej warg. Czy on ją właśnie karcił, a jej... Cóż, musiało się to wyjątkowo podobać, skoro znów poczuła gorąco, jakie towarzyszyło jej poprzedniej nocy, czyniąc ją jeszcze podatniejszą na bliskość mężczyzny.
— J-ja... Ja nie chciałam... Nie wiedziałam... — szepnęła unikając jego wzroku. To nie było zamierzone działanie. Jego dotyk, głos i zapach — wszystko to sprawiało, że kręciło się jej w głowie.
Nie chodziło mu o to, że była łatwa. Jego wrażenie odnosiło się bardziej do jej imponującego braku doświadczenia i niejakiej podatności na jego gesty. Gdyby nie silna wola pewnie poszedłby z prądem, wykorzystał sytuację i sprawdził jak daleko może się posunąć. Ta decyzja nie należała do łatwych ale była słuszna, w końcu nie miał już tych nastu lat i potrafił nad sobą zapanować.
Dopiero chwila ciszy zwróciła jego uwagę na nagłą zmianę reakcji u dziewczyny. Jej oczy zdały się być bardziej błyszczące niż przed chwilą, a ona sama spięta. Powinien był sobie darować tamten komentarz, ale teraz wiedział już przynajmniej, że Sasha jest wrażliwsza niż do tej pory przypuszczał.
- Przepraszam, nie miałem nic złego na myśli - ton głosu przybrał łagodniejszą barwę, wyrażając autentyczną troskę. Gdyby tylko wiedział co odczuwała w tej chwili blondynka, mógłby zaprzeczyć jej domysłom. Nie twierdził, że prowadziła się zbyt swobodnie, chodziło mu jedynie o to, że jej niewinny jeszcze sposób postrzegania pewnych sytuacji był niespotykany. Miała szczęście trafić na osobę, która nie miała wobec niej złych intencji. Remor znał za to życie zbyt dobrze by wierzyć, że prędzej czy później na jej drodze stanie ktoś, kto będzie chciał to wykorzystać.
Ją wykorzystać.
Szczęka drgnęła mu, gdy bezwiednie zacisnął zęby. Nie spodobała mu się ta myśl ani trochę, bo nawet jeśli Sasha pozostawała mu obca - nie był w stanie tolerować obrazów serwowanych mu przez wyobraźnię. Cudze ręce na jej ciele, fałszywe uśmiechy i czułość, usypiające ostrożność słowa, bezczelnie okradającego ją spojrzenia. Nie wiedział, czy denerwują go w czysto platonicznym aspekcie w jakim powinien ją widzieć czy raczej w męskim, nieodpowiednim.
- Skoro tak stawiasz sprawę, nie mogę cię zawieść. A przynajmniej się postaram. - Remor nie różnił się od innych pod pewnymi względami; mówiło się, że pazerność na komplementy była domeną kobiet, ale nic bardziej mylnego. Każdy mężczyzna był próżny, w mniejszym lub większym stopniu.
Co prawda nie trzymał już jej dłoni, ale mógł się założyć, że Sasha drży. Z krzyczącym o pomstę do nieba brakiem konsekwencji dotykał jej ust opuszką kciuka, a resztą szorstkich palców podtrzymywał jej twarz by nigdzie mu nie uciekła. Paradoksalnie do tego co właśnie robił, jego twarz jakby zastygła w wyrazie pełnego spokoju i powagi. Owszem, skarcił ją. Tego typu zagrywki były najprostszym wyzwalaczem by wywołać u niego pewne reakcje, stąd wolał uczulić ją na ten szczegół.
- To tak na przyszłość.
Musiał jakoś wybrnąć z tej sytuacji, więc jego ręce zniknęły zaraz w kieszeniach płaszcza, wraz z rękawiczkami i pakowaniami przygotowanych przez dziewczynę ziół. Zamierzał zapytać ją o ich cenę przy kawie, ponieważ atmosfera między nimi nadal wyglądała specyficznie. Laverne nie był bez winy, po prawdzie to on do tego doprowadził i na szczęście przywołał się do porządku zanim było za późno.
Mruknął coś niezrozumiale pod nosem, gdy ze spuszczonym wzrokiem zaczął poszukiwać kluczyków do samochodu w kieszeniach; znalazł. Zaplątał się w lewej, przez co Remor nabawił się stanu przedzawałowego. Jak zawsze to czego akurat potrzebował znikało mu z oczu. Do Metanoi zdecydowanie szybciej dotrą w ten sposób, i chociaż spacer w jej towarzystwie brzmiał zachęcająco, tak pogoda już niekoniecznie.
Dopiero chwila ciszy zwróciła jego uwagę na nagłą zmianę reakcji u dziewczyny. Jej oczy zdały się być bardziej błyszczące niż przed chwilą, a ona sama spięta. Powinien był sobie darować tamten komentarz, ale teraz wiedział już przynajmniej, że Sasha jest wrażliwsza niż do tej pory przypuszczał.
- Przepraszam, nie miałem nic złego na myśli - ton głosu przybrał łagodniejszą barwę, wyrażając autentyczną troskę. Gdyby tylko wiedział co odczuwała w tej chwili blondynka, mógłby zaprzeczyć jej domysłom. Nie twierdził, że prowadziła się zbyt swobodnie, chodziło mu jedynie o to, że jej niewinny jeszcze sposób postrzegania pewnych sytuacji był niespotykany. Miała szczęście trafić na osobę, która nie miała wobec niej złych intencji. Remor znał za to życie zbyt dobrze by wierzyć, że prędzej czy później na jej drodze stanie ktoś, kto będzie chciał to wykorzystać.
Ją wykorzystać.
Szczęka drgnęła mu, gdy bezwiednie zacisnął zęby. Nie spodobała mu się ta myśl ani trochę, bo nawet jeśli Sasha pozostawała mu obca - nie był w stanie tolerować obrazów serwowanych mu przez wyobraźnię. Cudze ręce na jej ciele, fałszywe uśmiechy i czułość, usypiające ostrożność słowa, bezczelnie okradające
- Skoro tak stawiasz sprawę, nie mogę cię zawieść. A przynajmniej się postaram. - Remor nie różnił się od innych pod pewnymi względami; mówiło się, że pazerność na komplementy była domeną kobiet, ale nic bardziej mylnego. Każdy mężczyzna był próżny, w mniejszym lub większym stopniu.
Co prawda nie trzymał już jej dłoni, ale mógł się założyć, że Sasha drży. Z krzyczącym o pomstę do nieba brakiem konsekwencji dotykał jej ust opuszką kciuka, a resztą szorstkich palców podtrzymywał jej twarz by nigdzie mu nie uciekła. Paradoksalnie do tego co właśnie robił, jego twarz jakby zastygła w wyrazie pełnego spokoju i powagi. Owszem, skarcił ją. Tego typu zagrywki były najprostszym wyzwalaczem by wywołać u niego pewne reakcje, stąd wolał uczulić ją na ten szczegół.
- To tak na przyszłość.
Musiał jakoś wybrnąć z tej sytuacji, więc jego ręce zniknęły zaraz w kieszeniach płaszcza, wraz z rękawiczkami i pakowaniami przygotowanych przez dziewczynę ziół. Zamierzał zapytać ją o ich cenę przy kawie, ponieważ atmosfera między nimi nadal wyglądała specyficznie. Laverne nie był bez winy, po prawdzie to on do tego doprowadził i na szczęście przywołał się do porządku zanim było za późno.
Mruknął coś niezrozumiale pod nosem, gdy ze spuszczonym wzrokiem zaczął poszukiwać kluczyków do samochodu w kieszeniach; znalazł. Zaplątał się w lewej, przez co Remor nabawił się stanu przedzawałowego. Jak zawsze to czego akurat potrzebował znikało mu z oczu. Do Metanoi zdecydowanie szybciej dotrą w ten sposób, i chociaż spacer w jej towarzystwie brzmiał zachęcająco, tak pogoda już niekoniecznie.
Byłoby o wiele prościej, gdyby wzajemnie potrafili czytać sobie w myślach. A może i nie? Czy nie uciekłaby spłoszona wiedząc co chodzi po głowie Remora? Nie, gorzej byłoby, gdyby to mężczyzna mógł wejść do jej umysłu, poznać jej wszystkie sekrety, głęboko skrywane pragnienia i...
Dowiedzieć się, że miała do niego słabość.
Starała się zachowywać naturalnie, a mimo to nie dało się nie zauważyć, że coś jest na rzeczy. Jej ciało zwróciło się przeciwko niej, dając panu Laverne jasne sygnały co do swojej uległości względem niego. A on tego nie zamierzał wykorzystywać w żaden sposób. Było to spowodowane niechęcią, czy szacunkiem wobec Sashy? Nie była w stanie tego stwierdzić, dlatego reagowała tak emocjonalnie.
— Umm... W-w porządku. — odpowiedziała modląc się w duchu, by to się wreszcie skończyło. Nie, nie spotkanie z Remorem, ale to zakłopotanie i nieśmiałość, jakie przy nim odczuwała. Jeśli komuś nakimś czym bardzo zależy, to naturalne, że się stresuje.
I wyolbrzymia. Czy właśnie był na nią zły?
— Oh, jestem pewna, że pan nie zawiedzie.
To niesamowite ile drzemiącego w niej ognia potrafił wyzwolić zwyczajny dotyk. Pragnęła, aby jego palce zsunęły się niżej, po jej smukłej szyi, by zaczepiły się o materiał swetra tuż pod jej wystającymi obojczykami, a potem... Nie, była zbyt niewinna na to, by pomyśleć, co Remor mógłby zrobić potem. Nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie wybiegała tak daleko.
— Zapamiętam. — odparła nieco zawiedziona, gdy ją puścił.
Dowiedzieć się, że miała do niego słabość.
Starała się zachowywać naturalnie, a mimo to nie dało się nie zauważyć, że coś jest na rzeczy. Jej ciało zwróciło się przeciwko niej, dając panu Laverne jasne sygnały co do swojej uległości względem niego. A on tego nie zamierzał wykorzystywać w żaden sposób. Było to spowodowane niechęcią, czy szacunkiem wobec Sashy? Nie była w stanie tego stwierdzić, dlatego reagowała tak emocjonalnie.
— Umm... W-w porządku. — odpowiedziała modląc się w duchu, by to się wreszcie skończyło. Nie, nie spotkanie z Remorem, ale to zakłopotanie i nieśmiałość, jakie przy nim odczuwała. Jeśli komuś na
I wyolbrzymia. Czy właśnie był na nią zły?
— Oh, jestem pewna, że pan nie zawiedzie.
To niesamowite ile drzemiącego w niej ognia potrafił wyzwolić zwyczajny dotyk. Pragnęła, aby jego palce zsunęły się niżej, po jej smukłej szyi, by zaczepiły się o materiał swetra tuż pod jej wystającymi obojczykami, a potem... Nie, była zbyt niewinna na to, by pomyśleć, co Remor mógłby zrobić potem. Nawet w najśmielszych wyobrażeniach nie wybiegała tak daleko.
— Zapamiętam. — odparła nieco zawiedziona, gdy ją puścił.
Złość nie zagościła u niego ani na chwilę, choć niepokoiły go inne odczucia które pojawiały się gdy Sasha znajdowała się obok. Z jednej strony tłumaczył to sobie zwyczajnym pociągiem do ładnej kobiety, z drugiej zaś nie chciał, by przybrało to taki wymiar jak wtedy, gdy poznał Hansen. Stąd i jego powściągliwość, która powodowana była także jego ostrożnością względem tak delikatnej i młodej dziewczyny. Po jej reakcjach mógł sądzić, że między nimi prawdopodobnie doszłoby do czegoś, gdyby nie ukrócił tego w porę. Ale to nie byłoby w porządku ponieważ nie postrzegał jej jako ewentualnej przygody czy alternatywy dla jego poprzednich niepowodzeń.
- Odwiozę cię później do domu, więc nie przejmuj się odległością - zastrzegł od razu, by miała pewność iż nie zostanie na lodzie po wspólnie spędzonym wieczorze. Nie pozwoliłby jej zresztą, w końcu miasto było duże a w niektórych jego częściach nawet niebezpieczne - zwłaszcza dla kobiety. Byłoby co najmniej niehonorowe, gdyby pozwolił jej włóczyć się o późnych porach samotnie.
Samochód zaparkowany był przy chodniku, a wiedziony przyzwyczajeniem poszedł przodem, by otworzyć jej drzwi. W środku panował porządek, a chociaż Remor zasilał grono osób palących, nie uznawał tego w samochodzie. Gdy dziewczyna weszła do środka, sam przeszedł naokoło i zajął miejsce od strony kierowcy. Przez moment patrzył w lusterko, czy ktoś czasem nie wyjedzie mu za chwilę z podporządkowanej, nie włączał też radia.
- Nie zapomnij zapiąć pasów. Wiem, że jestem nadgorliwy w tej kwestii, ale swoje za kierownicą widziałem i przeżyłem, więc teraz tego pilnuję - wyjaśnił spokojnie, sam również zajął się pasem. Nigdy nie miał nic przeciwko by kogoś gdzieś podrzucić, ale jego dewiza brzmiała jasno: jak chcesz jechać bez pasów, wskakuj na rower. Od czasu wypadku starał się być ostrożnym na drodze i nic nie wyprowadzało go z równowagi równie mocno, co stwarzanie zagrożenia w ruchu. Kiedy ostatnio jechał do biura z Martinez jakieś dwa tygodnie temu, młody chłopaczek zajechał mu drogę i niemal spowodował kolizję. Wyłącznie interwencja Shae zapobiegła dalszemu rozwojowi wydarzeń, w których Laverne był o krok wyszarpania gówniarza za szmaty i wyklepania mu maski pustym łbem.
Zerknął na Ukrainkę, po czym zmrużył oczy i uśmiechnął się już znacznie pogodniej. Nie chciał by odniosła wrażenie, że w międzyczasie połknął kij. Chciał przecież spędzić ten czas w swobodnej i miłej atmosferze.
- Tak się zastanawiam... - mruknął, a samochód płynnie nawrócił i włączył się do ruchu. Minęli skrzyżowanie i kierowali się na zjazd pozwalający im na uniknięcie korków.
- Skoro pochodzisz z Ukrainy, to musisz mieć wizę. Na jak długo? - zapytał z pobrzmiewającą w głosie ciekawością. Nie wiedział w końcu jakie dziewczyna ma plany, a skoro mieli poznać się lepiej uznał, że jest to właściwy do poruszenia temat. Studia? Dalsza praca w Riverdale, powrót do rodzinnego kraju? Gdzieś podświadomie wolałby, aby bliższa prawdzie była pierwsza lub druga opcja.
- Odwiozę cię później do domu, więc nie przejmuj się odległością - zastrzegł od razu, by miała pewność iż nie zostanie na lodzie po wspólnie spędzonym wieczorze. Nie pozwoliłby jej zresztą, w końcu miasto było duże a w niektórych jego częściach nawet niebezpieczne - zwłaszcza dla kobiety. Byłoby co najmniej niehonorowe, gdyby pozwolił jej włóczyć się o późnych porach samotnie.
Samochód zaparkowany był przy chodniku, a wiedziony przyzwyczajeniem poszedł przodem, by otworzyć jej drzwi. W środku panował porządek, a chociaż Remor zasilał grono osób palących, nie uznawał tego w samochodzie. Gdy dziewczyna weszła do środka, sam przeszedł naokoło i zajął miejsce od strony kierowcy. Przez moment patrzył w lusterko, czy ktoś czasem nie wyjedzie mu za chwilę z podporządkowanej, nie włączał też radia.
- Nie zapomnij zapiąć pasów. Wiem, że jestem nadgorliwy w tej kwestii, ale swoje za kierownicą widziałem i przeżyłem, więc teraz tego pilnuję - wyjaśnił spokojnie, sam również zajął się pasem. Nigdy nie miał nic przeciwko by kogoś gdzieś podrzucić, ale jego dewiza brzmiała jasno: jak chcesz jechać bez pasów, wskakuj na rower. Od czasu wypadku starał się być ostrożnym na drodze i nic nie wyprowadzało go z równowagi równie mocno, co stwarzanie zagrożenia w ruchu. Kiedy ostatnio jechał do biura z Martinez jakieś dwa tygodnie temu, młody chłopaczek zajechał mu drogę i niemal spowodował kolizję. Wyłącznie interwencja Shae zapobiegła dalszemu rozwojowi wydarzeń, w których Laverne był o krok wyszarpania gówniarza za szmaty i wyklepania mu maski pustym łbem.
Zerknął na Ukrainkę, po czym zmrużył oczy i uśmiechnął się już znacznie pogodniej. Nie chciał by odniosła wrażenie, że w międzyczasie połknął kij. Chciał przecież spędzić ten czas w swobodnej i miłej atmosferze.
- Tak się zastanawiam... - mruknął, a samochód płynnie nawrócił i włączył się do ruchu. Minęli skrzyżowanie i kierowali się na zjazd pozwalający im na uniknięcie korków.
- Skoro pochodzisz z Ukrainy, to musisz mieć wizę. Na jak długo? - zapytał z pobrzmiewającą w głosie ciekawością. Nie wiedział w końcu jakie dziewczyna ma plany, a skoro mieli poznać się lepiej uznał, że jest to właściwy do poruszenia temat. Studia? Dalsza praca w Riverdale, powrót do rodzinnego kraju? Gdzieś podświadomie wolałby, aby bliższa prawdzie była pierwsza lub druga opcja.
Propozycję odwiezienia do domu przyjęła z niekrytą ulgą oraz radością. Ostatnimi czasy bała się wychodzić wieczorami i nie było to spowodowane jej nieśmiałością. Ciekawe, jak zareagowałaby jej matka, gdyby zobaczyła, że Sasha właśnie wsiadała do samochodu z obcym mężczyzną. Krzyki, próby manipulacji, wyzywanie od kobiet lekkich obyczajów, a potem kilkutygodniowy foch? Brzmi bardzo prawdopodobnie. Samo to, że dziewczyna postanowiła zostać w Riverdale zaowocowało półrocznym brakiem kontaktu. Dobrze, że chociaż miała babcię, ale i ona dzwoniła coraz rzadziej.
— Nie musi mi pan dwa razy powtarzać. — znalazłszy się na miejscu pasażera posłusznie zapięła pas, jednocześnie rzucając szybkie spojrzenie na wnętrze samochodu, wartego pewnie więcej niż cały jej sklep z mieszkaniem. — Umm... Proszę wybaczyć mi, jeśli to pytanie jest niewłaściwe, ale... Ale to właśnie w wypadku samochodowym uszkodził sobie pan bark?
Nie chciała być w żaden sposób niegrzeczna, czy nachalna, wręcz przeciwnie! W ten sposób właśnie starała mu się okazać zainteresowanie oraz troskę, bo naprawdę martwiła się jego stanem zdrowia, szczególnie, gdy powiedział o bolącej bliźnie. To nie brzmiało zbyt dobrze i obawiała się, że same zioła niewiele tu mogą zdziałać.
Na pytanie o wizę zadrżała nieznacznie, po czym odwróciła wzrok patrząc na mijane za szybą miasto. No tak, wiza; koszmar, który od dłuższego czasu spędzał jej sen z powiek. Przez moment milczała, nie wiedząc co powinna odpowiedzieć, w końcu uznała jednak, że najlepiej będzie powiedzieć prawdę.
— Do września. — odparła, wciąż uparcie patrząc za okno, choć tak naprawdę nie widziała ani miasta, ani swojego odbicia w bocznym lusterku. Myślami wybiegła gdzieś bardzo daleko, do momentu, w którym z podkulonym ogonem musiała stanąć w drzwiach małego domu rodzinnego na przedmieściach Szarogrodu.
— Nie musi mi pan dwa razy powtarzać. — znalazłszy się na miejscu pasażera posłusznie zapięła pas, jednocześnie rzucając szybkie spojrzenie na wnętrze samochodu, wartego pewnie więcej niż cały jej sklep z mieszkaniem. — Umm... Proszę wybaczyć mi, jeśli to pytanie jest niewłaściwe, ale... Ale to właśnie w wypadku samochodowym uszkodził sobie pan bark?
Nie chciała być w żaden sposób niegrzeczna, czy nachalna, wręcz przeciwnie! W ten sposób właśnie starała mu się okazać zainteresowanie oraz troskę, bo naprawdę martwiła się jego stanem zdrowia, szczególnie, gdy powiedział o bolącej bliźnie. To nie brzmiało zbyt dobrze i obawiała się, że same zioła niewiele tu mogą zdziałać.
Na pytanie o wizę zadrżała nieznacznie, po czym odwróciła wzrok patrząc na mijane za szybą miasto. No tak, wiza; koszmar, który od dłuższego czasu spędzał jej sen z powiek. Przez moment milczała, nie wiedząc co powinna odpowiedzieć, w końcu uznała jednak, że najlepiej będzie powiedzieć prawdę.
— Do września. — odparła, wciąż uparcie patrząc za okno, choć tak naprawdę nie widziała ani miasta, ani swojego odbicia w bocznym lusterku. Myślami wybiegła gdzieś bardzo daleko, do momentu, w którym z podkulonym ogonem musiała stanąć w drzwiach małego domu rodzinnego na przedmieściach Szarogrodu.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach