Anonymous
Gość
Gość
Sklep z ziołami "Moroshka"
Sro Lut 27, 2019 11:37 am
Sklep z ziołami "Moroshka"  SzBUgzB

Niewielki sklep zielarski znajdujący się w starej szeregówce. Odwiedzających Moroshkę już od wejścia wita aromatyczny zapach ziół porozwieszanych do suszenia nad sufitem. Pod ścianami stoją drewniane półki, na których można znaleźć zioła zapakowane w torebki lub słoiczki, wszystkie odpisane starannym pismem właścicielki. Nad półkami z kolei wiszą antyramy, z włożonymi w nie suszonymi kwiatami. Na środku sklepu stoi stół, a na nim znajdują się moździerze, wagi i zielniki.
Na zapleczu znajduje się jeszcze więcej suszonych, albo gotowych do suszenia ziół, puste słoiczki i wszelkie inne rzeczy, które przydają się w tym biznesie upchnięte w stosach pudeł. Przez schody na zapleczu można się dostać do mieszkania Sashy, które znajduje się na górze.
W małym ogródku za sklepem znajduje się szklarnia, zajmująca prawie całą jego powierzchnię.  



Remor Laverne
Remor Laverne
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Sro Lut 27, 2019 4:25 pm
Tego dnia nie spodziewał się żadnych cudów. Do południa można go było spotkać w biurze maklerskim, później zajrzał do galerii i spotkał się ze swoją piekielną panią manager. Zjedli razem obiad, zajęli się sprawami stricte biznesowymi i w zasadzie mógłby uznać ten dzień za domknięty gdyby kobieta jak kat nie rozpoczęła tyrady umoralniającej odnośnie jego życia prywatnego. Laverne uciąłby temat, gdyby nie fakt iż znali się dostatecznie długo by Shae mogła wchodzić w tę sferę z butami. Znała jego grafik, przypominała mu o lekach i wizytach u terapeuty, pilnowała, by nie zapominał o posiłkach kiedy pracował i do tej pory wypominała mu jego ostatni niedoszły romans. Głównym argumentem podnoszonym przez Martinez w tej dyskusji był wiek dziewczyny, jakkolwiek ten okazał się być najmniejszym jego problemem. Znacznie trudniej było mu za to zrozumieć, dlaczego Hansen nagle zniknęła z jego życia i  praktycznie z dnia na dzień przestała się do niego odzywać. Czyżby przesadził? Na swoją obronę mógł powiedzieć jedynie, że naprawdę się s t a r a ł.
Nie znali się długo, a mimo to odczuwał dręczącą wieczorami pustkę dopełniającą się w braku wiadomości z jej strony. Naturalnie nigdy i nikomu nie przyznałby się do czegoś podobnego. Sprawy prywatne trzymał w domu i być może dlatego tak rzadko kogokolwiek do niego zapraszał.
Był wdzięczny, gdy temat zszedł na bardziej prozaiczny; leki. Jego sterty pudełek i pojemniczków którymi zawalona była szuflada w kuchni niepokoiły Shae o wiele bardziej niż jego, więc wcale się nie zdziwił gdy zaproponowała mu alternatywną medycynę. Zioła. No cóż, dla świętego spokoju mógł spróbować, choć jego uzależnienie podpowiadało mu, że tych odgórnie przepisywanych mu przez psychiatrę i tak nie odstawi.

Nigdy wcześniej nie był w podobnym miejscu, choć rustykalny wystrój i zapach ziół przypadł mu do gustu. Pomieszczenie było jasne, uporządkowane i klarownie wskazujące na jego przeznaczenie. Nie znał większości z otaczających go destylatów, suszów i proszków, ale ufał iż osoba zajmująca się nimi na co dzień już owszem. Niestety - takowej nie zastał. Przeszedł się najpierw w jedną, potem w drugą stronę, wsuwając z przyzwyczajenia obie dłonie do kieszeni płaszcza. W pewnym momencie dostrzegł coś w korytarzu prowadzącym prawdopodobnie na zaplecze, albo w inne magiczne miejsce. Ktoś tam był, albo światło robiło mu psikusa.
- Czy ktoś tu jest?
Jego wyobrażenie odnośnie osoby zajmującej się takimi rzeczami było dość stereotypowe; spodziewał się przygarbionej staruszki wróżącej z fusów, ewentualnie dobijającej pięćdziesiątki hipiski. Nie sądził, że ta powierzchowna ocena szybko legnie w gruzach.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Sro Lut 27, 2019 7:52 pm
Ruch tego dnia był naprawdę mały; przez cały dzień sklep odwiedziło zaledwie kilku klientów i nie kupili wiele. Właściwie, to cały luty był dla Sashy pechowy, jak nie choroba, która wykluczyła ją z pracy na prawie dwa tygodnie (dawno nic tak jej nie rozłożyło!), to konkurencja. Trzeba przyznać, że w Riverdale namnożyło się ostatnio tych zielarni jak grzybów po deszczu, a cen bardziej obniżyć nie mogła - wówczas musiałaby sama dokładać do biznesu i szybko musiałaby zwinąć. A potem wróciłaby na Ukrainę i zmuszona byłaby słuchać “a nie mówiłam?” w wykonaniu matki i babki.
Nie spodziewała się cudów, dlatego zajęła się sprzątaniem na zapleczu, w końcu musiała coś zrobić z pudłami zalegającymi tam od miesiąca. Jakież było jej zaskoczenie, gdy usłyszała męski (tak przynajmniej jej się wydawało) dochodzący ze sklepu. Rany, ten człowiek musiał chodzić jak kot! To dlatego nie usłyszała go od razu.
Wyszła z zaplecza pośpiesznie zakładając za ucho niesforny kosmyk blond włosów, który wyślizgnął się ze starannie upiętego koka.
- Dzień dobry. W czym mogę panu pomóc? - zapytała posyłając przybyszowi ciepły uśmiech, aby ukryć swoje zmieszanie. Wyglądał dobrze, zdecydowanie zbyt dobrze. Jak ktoś, kogo prędzej posądziłaby o posiadanie własnego jachtu, niż o odwiedzanie małego sklepiku na zachodzie miasta.
Remor Laverne
Remor Laverne
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Sro Lut 27, 2019 8:18 pm
Gdyby wiedział jakie myśli przeszły przez jej głowę, z częścią mógłby się zgodzić. Posiadał jacht, ale raczej go nie użytkował. Pomieszkiwał w nim za to jego znajomy, który po rozwodzie próbował poukładać sobie wszystko od początku. Czy poruszał się jak kot? Tego nie wiedział, aczkolwiek w biurze maklerskim od dawna krążyły plotki o tym, jak Laverne potrafi wyrosnąć spod ziemi za każdym razem, gdy ktoś bezprawnie przedłuża sobie przerwę.
Dobrze jednak, iż młoda dziewczyna która powitała go ciepłym uśmiechem nie znała jego myśli. Gdyby Martinez miała pojęcie do kogo go właśnie wysłała, z pewnością skwitowałaby to czymś kąśliwym.
Ale nie wie.
Osoba tak kruchej postury i na dodatek dość młoda odbiegała od jego wcześniejszych wyobrażeń. Kącik ust drgnął mu lekko, gdy odpowiadał jej uśmiechem. Zaraz jednak jego oczy przyciemniały, a on stanął twarzą w twarz z niezbyt przyjemnym flashbackiem. Niska, kobieca, blond i piegi. Albo wszystkie ostatnio tak wyglądały, albo Remor miał pecha. Wyglądała trochę jak Hansen, a to spostrzeżenie zakuło go nieprzyjemnie.
- Przyszedłem z polecenia, w sprawie... - urwał w połowie, bo myśli rozbiegły mu się we wszystkie strony. Być może przez popołudniową porcję elenium, albo czegoś innego. Ale przecież on nie miał problemu.
Sięgnął ręką do tyłu, zaczesał włosy palcami i poniekąd zbity z tropu rozejrzał się po zastawionych pojemnikami półkach.
- Szukam czegoś na sen. Tak, żebym był w stanie przespać całą noc i rano obudził się w miarę przytomny. Do tego coś na uspokojenie w trakcie dnia, coś przeciwbólowego, coś... - Tym razem zawiesił głos nie z powodu trudności w dobraniu słów. Było mu zwyczajnie nieswojo prosić o antydepresanty i zioła, które doprowadziłyby go do porządku przy stanach lękowych. Miał jeszcze jakąś godność i reszta najwyraźniej nie zamierzała mu przejść przez gardło.
- Tyle chyba wystarczy - dokończył wreszcie, nie chcąc dzielić się zbytnimi szczegółami. I tak wyszło tego sporo, a sądząc iż skompletowanie zamówienia potrwa co najmniej chwilę, zdjął skórzane rękawiczki i położył je obok donicy z jakąś ekscentrycznie wyglądającą rośliną.
Osoby, które widziały go kiedykolwiek równie zmieszanego można by policzyć na palcach jednej ręki. Na dodatek modlił się w duchu by Shae nigdy nie pokusiła się o wspólną wizytę w zielarni, bo nawet jeśli nie była to jego wina, zrobiłaby mu z życia piekło.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Sro Lut 27, 2019 9:04 pm
Spojrzała mu prosto w oczy w momencie, gdy te zrobiły się ciemniejsze. Przez jej plecy przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a sama Sasha ledwo powstrzymywała chęć skulenia się za ladą, by stać się jak najmniejsza i zniknąć z jego pola widzenia. Miała wrażenie, że zrobiła coś niewłaściwego, co uraziło mężczyznę i dlatego patrzył na nią w ten sposób. Nie była dość dobra w odgadywaniu ludzkich intencji, a przeinaczone strasznie mocno brała do siebie.
A mimo to przez jej twarz przeszedł grymas zmartwienia, szczerego przejęcia losem obcego człowieka, gdy ten nagle zawiesił głos. Przygryzła dolną wargę uważnie mierząc przybysza orzechowymi tęczówkami, ale nie trwało to dłużej niż kilka sekund, bowiem jej policzki oblał rumieniec. Spuściła wzrok patrząc na swoje dłonie.
Jeśli coś jeszcze pana męczy, proszę się nie krępować. — odpowiedziała łagodnym tonem wychodząc zza sklepowej lady. — W końcu jestem tu, by pomóc.
Spodziewała się, że mężczyzna wstydzi się powiedzieć o jakiś rewolucjach żołądkowych, czy problemach ze skórą. w końcu pracowała w tym miejscu od pięciu lat i niemalże za każdym razem, gdy ktoś milkł, zmieniał temat i zaczynał się jąkać, chodziło o mniej, lub bardziej wstydliwe dolegliwości.
Pozostawała jeszcze jedna, ale bardzo ważna kwestia.
Proszę… Proszę wybaczyć mi śmiałe pytania, ale zanim cokolwiek dla pana przygotuję, muszę wiedzieć, czy nie jest pan na nic uczulony, ani nie przyjmuje żadnych leków. N-no i… Jakiego rodzaju jest to ból? — wyjąkała wciąż unikając jego wzroku. Dlaczego przezwyciężanie nieśmiałości musiało być takie trudne? Jeśli Sasha zachowywała się jak kluska przy każdym z klientów, to nie dziwne, że nie było ich wielu. Są rzeczy, których nawet jej doświadczenie w zielarstwie nie naprawi.
Remor Laverne
Remor Laverne
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Sro Lut 27, 2019 9:29 pm
Wadą mężczyzny była nieumiejętność wprowadzania swobodnej atmosfery. Nawet gdy starał się sprawiać wrażenie człowieka o dobrych intencjach i łagodnego w obejściu - nie do końca mu wychodziło. Nie sposób było nie zauważyć, że dziewczyna zmalała w sobie jeszcze bardziej, ale chyba płochość odpuściła, bo zaraz zmniejszyła dystans. Nie oddzielała ich już lada, aczkolwiek teraz miał już na uwadze by przynajmniej nie podnosić przy niej zbytnio głosu.
"Jestem tu, by pomóc"
Przynajmniej miała dobre chęci.
- Ostatnio część z nich odstawiłem, więc zostało mi tylko elenium, alventa i velafax. - Nie mógł skłamać. Miał świadomość, że dziewczyna jest prawdopodobnie dostatecznie rozgarnięta by wiedzieć mniej więcej jakiego rodzaju są to farmaceutyki i może nawet nie zadawać zbędnych pytań. Uśmiechnął się nikle, wracając do niej wzrokiem by śledzić niezobowiązująco jej ruchy. Lubił obserwować i poznawać, zupełnie bez skrępowania i wyczucia. Ocenił, iż jej włosy miały naturalnie jasny kolor i mógł się założyć, że nieznacznie skręcały się od wilgoci. Miała też piegi, które jak zdążył już zauważyć, uciekały poza kołnierz i najwyraźniej sięgały znacznie dalej. Jak daleko? Niestety nawet w takiej sytuacji nie potrafił przestać być po prostu sobą. Był artystą, doceniał naturalne piękno gdy akurat stało przed nim w swych niespełna stu sześćdziesięciu centymetrach wzrostu. I nawet wtedy, gdy zadawało niewygodne pytania.
- Przewlekły. Po wypadku, uraz stawu barkowego i blizna. Też bolesna, tylko nie wiem dlaczego - sprostował zwięźle, odzyskując rezon. Wąska, długa szyja i krągłe ramiona współgrały ze sobą w przyjemny dla oka sposób. Niestety reszta pozostawała zagadką.
Przechylił bezwiednie głowę na bok, gdy jego wzrok uciekł nieco niżej, by pospiesznie wrócić do jej oczu. Dopiero teraz mógł dostrzec ich barwę, zapominając, że jego wnikliwe studiowanie jej osoby może ją speszyć. Wypadało przyznać mu przynajmniej przed samym sobą, że kobieca nieśmiałość nadal wywoływała w nim coś na kształt rozbawienia.
- Nie pochodzisz z Kanady - oświadczył nagle, zdecydowanie bardziej pewnym siebie tonem głosu. Obcy akcent wkradał się w jej mowę i nie umknęło to jego uwadze, ten szczegół akurat mocno zapadł mu w pamięć. Każda forma osobliwości przykuwała jego uwagę i nie inaczej było tym razem.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Sro Lut 27, 2019 10:09 pm
Spojrzała na niego z niekrytą troską, tak, jak patrzyła na każdego, kto zjawiał się w jej sklepie z podobnymi dolegliwościami. W ostatniej chwili ugryzła się w język, powstrzymując się przed wypowiedzeniem słów współczucia. Była w pracy, więc powinna zachowywać się profesjonalnie i nie zmuszać ludzi do mówienia na swój temat więcej, niż było konieczne. Poza tym, niektórzy z jakiegoś dziwnego powodu oburzali się, gdy okazywano im współczucie.
Rozumiem. — skinęła głową przenosząc wzrok na podpisane słoiczki. Tak się złożyło, że do niedawna dwa z wymienionych przez niego leków zajmowały oszkloną kuchenną szafkę w małym mieszkaniu, które zajmowała z matką. Sasha nie była ślepa, doskonale wiedziała, co działo się z jej rodzicielką. Zrobiło jej przykro z powodu mężczyzny, czuła, że musi zrobić coś więcej, niż odpowiednie zioła, inaczej nie da jej to spokoju. Tylko, że poza swoją cierpliwością i pogodą ducha nie mogła zaoferować mu nic więcej.
Najzabawniejszym w tym wszystkim było to, że nie znała nawet jego imienia, a już spotkała jego demony.
Zauważyła, że jej się przygląda, przez co poczuła się nieswojo. Do tej pory żaden mężczyzna, zwłaszcza tak szaleńczo przystojny i elegancki jak ten, nie patrzył na nią dłużej niż kilka sekund, dlatego kiedy jego wzrok zawiesił się na jej osobie nieco dłużej, miała wrażenie, że miękną jej nogi.
Dość, trzeba skupić się na pracy. Skarciła samą siebie i policzyła w myślach do dziesięciu, szukając na półce przed nią odpowiednich ziół.
Na sen dobra będzie mieszkanka z melisy, lawendy i bazylii — mówiąc to drążącymi dłońmi sięgała po słoiczki z naklejonymi na nich etykietami z ręcznie pisanymi nazwami. — Za dnia na nerwy najlepsza będzie werbena, a na ból...
Umilkła stając na palcach, by dosięgnąć szklane opakowanie z napisem „kora kaliny”. Czy jej się zdawało, czy w sklepie było dziś wyjątkowo gorąco?
Ma pan rację. Nie jestem. — odpowiedziała czując, że cała płonie. Musiał być AŻ TAK przenikliwy?
Remor Laverne
Remor Laverne
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Sro Lut 27, 2019 10:40 pm
Dziewczyna równie dobrze mogła opchnąć mu szałwię i jałowiec, a on nie zauważyłby różnicy. Nie znał się na roślinach, chociaż bazylia brzmiała znajomo. W kuchni używał wielu przypraw, o ile akurat miał kaprys na gotowanie. Najczęściej jadał poza domem, ale potrafił docenić i zauważyć, gdy ktoś miał rękę do podobnych rzeczy. Nigdy jednak nie zetknął się z zielarzem, a jedyną nadzieję jaką żywił odnośnie efektu enigmatycznych mieszanek, to że nie skończy jak Sokrates.
Zastanawiał się, czy zawsze była taka zmieszana. W tak kontaktowej pracy musiało to być uporczywe, w dodatku czego by nie mówić, zdawała się być naprawdę młodziutka. Nie miał pojęcia jak radziła sobie z tym interesem, ale najwidoczniej jakoś jej wychodziło. Nie zauważył innych pracowników, więc na ten moment uznał, że ze wszystkim boryka się sama.
Och, a zatem miał rację. Nie pochodziła z Kanady, tak jak przypuszczał.
- W porządku, nie mam z tym problemu. Ja też nie - odparł łagodnie, pozwalając sobie na cichy, ochrypły śmiech. Nie chciał by pomyślała, że jej obce korzenie zmieniają jego nastawienie. Byłby hipokrytą, gdyby coś podobnego przeszło mu przez głowę.
Nie skwitował żadnym komentarzem jej doboru składników, bo miał o tym pojęcie równie nikłe co o krawiectwie. Mimo mocno sceptycznego podejścia do medycyny alternatywnej zamierzał spróbować jej choćby i po to, by za kilka tygodni móc wybić Martinez jej cudaczne pomysły z głowy. Wątpił, by zioła mogły rozwiązać jego problemy, skoro w niewielkim stopniu radziła sobie z nimi chemia. Terapie też nie przynosiły skutku, ale chodził na nie z przyzwyczajenia i przykrego poczucia obowiązku.
Kilka kolejnych minut upłynęło w ciszy, przerywanej wyłącznie przesuwaniem przez dziewczynę pojemników na półkach. Zainteresowała go natomiast gablotka dekoracyjna, opatrzona etykietką "Opiates". Nasunęło mu to skojarzenie z makiem, a konkretniej makowym mleczkiem stosowanym jeszcze przez jego babcię gdy jako dziecko miał problemy ze snem. Stosowne czy nie - działało.
- Masz nietypową urodę jak na Kanadę. I akcent - wyjaśnił spokojnie swoje poprzednie spostrzeżenie, tonem tak naturalnym, jakby mówił o pogodzie. Wiedział, że czasami powinien ugryźć się w język, ale rzadko stosował się do tej rady. Przynajmniej miał pewność co do jednego; dziewczyna musiała być pełnoletnia, skoro prowadziła zielarnię na własną rękę, więc nikt nie mógł zarzucić mu braku moralności. Nie w tym temacie, w każdym razie.
- "Laverne, mógłbyś być jej ojcem. Opanuj się." - odezwał się umoralniający głos w jego głowie. Ewidentnie należał do Martinez, która była jego wyrzutem sumienia i ostoją przyzwoitości. Zaraz jednak pojawił się inny, chłodniejszy i dobrze mu znany. Ten wewnętrzny i głębszy, który towarzyszył mu przez całe życie.
"Ile razy musisz się sparzyć, żeby się nauczyć? Ostatni nie wystarczył?"
Anonymous
Gość
Gość
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Sro Lut 27, 2019 11:15 pm
Bo było uciążliwe. Życie przyzwyczaiło ją do bycia ignorowaną przez ludzi, pomijaną, niezauważaną. To trochę jak być martwym, albo nawet i gorzej, bo zmarłych się chociaż od czasu do czasu myśli. O Sashy natomiast nie myślał nikt. Nagle w pracy przez kilka chwil zdawała się być w centrum czyjegoś zainteresowania, w sklepie często pytano ją o wiele rzeczy, przez co zmuszona była wypowiedzieć wojnę swojej wrodzonej nieśmiałości. Radzić sobie radziła, ale było to w głównej mierze zasługą babci dziewczyny, która wyjeżdżając z Kanady zostawiła temu miejscu dobrą opinię.
Na jej twarzy pojawił się wyraz ulgi.
Oh, naprawdę? A skąd, jeśli nie jest to tajemnicą? — posłała mu ciepły uśmiech, który miał służyć za przeprosiny, gdyby przypadkiem poczuł się osaczony przez małą zielarkę. W końcu nie miała nic złego na myśli; chciała tylko podtrzymać rozmowę, żeby nie myślał, że Sasha jest jakaś niewychowana i niemiła. Zaraz potem zabrała się za ponowne kompletowanie składników. Trochę pomęczyła się stając na palcach, ale w końcu odpowiedni słoik znalazł się w jej drobnej dłoni.
Dopiero co zdążyła dojść do siebie po jego poprzednich słowach, a już wpędzał ją poczucie zakłopotania kolejnymi. Miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi. Dobrze, że zdążyła odłożyć wszystko na ladę, bo inaczej powypadałoby z jej drżących dłoni.
Nie sądziłam, że jest aż tak słyszalny. — wyznała zabierając się za przygotowanie wspomnianej wcześniej mieszanki. — Mieszkam tu połowę życia i jak widać, nie potrafię się go wyzbyć.
„Chyba nawet nie będę musiała. Za góra pół roku będę musiała wrócić na Ukrainę.”
Tęskniła za Szarogrodem, za łąkami i lasami pod miastem, w których wraz z babcią zbierała zioła, uczyła się ich nazw i przeznaczenia. Ale na myśl o tym, że miałaby opuścić Kanadę, ogarniał ją wielki smutek. To tutaj chciała zbudować swoją przyszłość.
Remor Laverne
Remor Laverne
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Czw Lut 28, 2019 12:03 am
Nie wiedział chyba czym jest nieśmiałość. Nie pamiętał tego uczucia, sam często bywał w sytuacjach, które zmuszały go do przejmowania inicjatywy i wychodzenia ponad grupę. Był właścicielem galerii i współzałożycielem spółki maklerskiej, zajmował stanowiska wymagające charyzmy i umiejętności prowadzenia rozmów, choć tak naprawdę wcale tego nie lubił. Lata temu sądził, że bycie głową firmy pozwoli mu ograniczyć kontakty interpersonalne, ale życie szybko zweryfikowało te wyobrażenia. W końcu przywykł i nie zwracał już na to uwagi. Nie oznacza to jednak, że nie kosztowało go to ogromu energii, której akurat miał wyraźny deficyt.
- Pochodzę z Meksyku. W zasadzie to połowicznie, bo ojciec jest Amerykaninem. Spędziłem trochę czasu w Nowym Orleanie, potem przeniosłem się tutaj. To trochę skomplikowane - Remor był nie mniej zaskoczony własnym słowotokiem. Kurtuazyjne rozmowy sprowadzał zazwyczaj do zera, tym razem język go wyprzedził. Najwyraźniej tematy związane z czymś innym niż kwestiami biznesowymi i zdrowotnymi były jeszcze w stanie wykrzesać z niego coś więcej.
Momentalnie zdał sobie sprawę z tego, że to mogło nie być obustronne. Dziewczyna najpewniej chciała być miła, więc podtrzymywała tę rozmowę i pozwalała mu ją kontynuować. Najbardziej zaniepokoiło go to, że chyba nawet mu to nie przeszkadza. Nie potrafił też określić czy bardziej przerażał go fakt, że mógłby tak stać i mówić o wszystkim w porywie niejasnej dla niego otwartości czy to, że mógłby powiedzieć za dużo. Zaraz. Przecież miał od tego terapeutę, w końcu za coś mu płacił. Nie powinien zatem zadręczać bogu ducha winnej dziewczyny swoimi przemyśleniami.
"Przestań. Nikogo to nie obchodzi."
- Nie powinnaś. Dobrze jest być przywiązanym do rodzinnych stron, na dodatek moim zdaniem brzmi to naprawdę uroczo.
Nie potrafił się powstrzymać. Choć może i tym razem wypadałoby, zanim dziewczyna uzna go za niespełna rozumu desperata. Cała ta sytuacja nie powinna mieć miejsca, przynajmniej zdawał sobie z tego sprawę. I konsekwentnie to ignorował.
- Dziękuję, że ze mną rozmawiasz.
Oczywiście, że głos z tyłu głowy zdawał się krzyczeć w tej chwili "Czy ty się, kurwa, słyszysz?!". Remor po prostu odczuł, że musi to teraz powiedzieć. Było to o tyle szczere, że najchętniej cofnąłby te słowa i nigdy więcej ich nie powtórzył. Nie sądził, że akurat dzisiaj jest w tak koszmarnym stanie, by robić tak głupie rzeczy. Istotnie, nie czuł się najlepiej już od rana i gdyby tylko miał pojęcie jak nieprawdopodobny wymiar przybierze to popołudnie, zostałby w domu.
Momentalnie wsunął dłonie do kieszeni płaszcza, po czym odwrócił się jakby ktoś nagle go zawołał. Chciał wyjść. Jak najszybciej dostać się do domu i zamknąć w pracowni, zebrać wszystko, co gromadziło się w nim od tygodni i przelać to na płótno. A potem? Na pewno będzie jakieś potem.
- Mógłbym może odebrać je jutro rano?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Czw Lut 28, 2019 8:54 am
W pierwszej chwili zazdrościła mu pewności siebie, dłoni, które nie drżały, gdy ktoś patrzył w jego stronę oraz tego, że zdawał się nie przejmować tym, co ludzie o nim myślą. Zaraz jednak przypomniała sobie listę leków, jaką wymienił i zrobiło jej się wstyd, że tak pochopnie go oceniła, zapominając ile pracy nad sobą musi go to kosztować.
Jedyne, co mogła dla niego zrobić, to być miłą. To nie tak, że się do tego zmuszała, wręcz przeciwnie; Sasha nie umiała być niemiła, a największy wysiłek sprawiała jej odmowa. Jeśli kiedykolwiek ktoś tak o niej pomyślał, to musiało dojść do jakiegoś nieporozumienia.
Oh… — ciche westchnienie wyrwało się jej ust — Chciałabym kiedyś zobaczyć Luizjanę. Nie jest panu zimno w Kanadzie?
Nie miała nic przeciwko temu, by mówił. Właściwie, to była mu wdzięczna za to, że nie pozwolił, aby między nimi zapadła niezręczna cisza. Cieszyła się zaufaniem, jakim ją obdarzył, bo podejrzewała, że rzadko kiedy mówi o sobie obcym osobom. Bogaci ludzie zdają się mieć wszystko, oprócz bliskości drugiego człowieka. Tej szczerej, nie dla pieniędzy.
Chciała zapytać go, co jest uroczego w słowiańskim akcencie, ale nie potrafiła zebrać się na odwagę. Obawiała się, że zabrzmi to bardzo ofensywnie, chociaż ciekawość niemalże zżerała ją od środka.
Dziękuję. — jeśli kogokolwiek w tym pomieszczeniu miałaby osądzać o desperację, to właśnie siebie. Surowe wychowanie matki i brak wcześniejszego zainteresowania ze strony płci przeciwnej sprawiły, że pragnęła komplementów od tego mężczyzny. Z każdym miłym słowem wypowiadanym pod jej adresem czuła, że coraz bardziej kręci jej się w głowie. Gdyby nie to, że podtrzymywała się lady, zapewne by upadła.
To dla mnie sama przyjemność. — odpowiedziała z uśmiechem. Nie kłamała, przebywanie w towarzystwie kogoś takiego, chociaż nieco krępujące dla Sashy, sprawiało jej mnóstwo radości. Zabawne, jak kilka zdań wymienionych z przypadkową osobą może zrobić dzień. Zaraz potem zdała sobie sprawę z tego, że są z dwóch różnych światów i że zapewne wcale nie interesuje go skromna zielarka, a po prostu chciał być dla niej miły. Zrobiło jej się przykro, ale uśmiech nie schodził z jej twarzy.
Nie ma problemu. Sklep otwarty jest od dziewiątej do osiemnastej. Chyba, że… — zawahała się, czując, że to kompletne szaleństwo. — Chciałby pan odebrać zioła w innych godzinach. W takim wypadku zostawię panu swój numer telefonu.
Remor Laverne
Remor Laverne
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Czw Lut 28, 2019 9:27 am
Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Czy było mu zimno w Kanadzie? Raczej nie, był zahartowany i ciepły płaszcz skutecznie chronił przed niskimi temperaturami. Ale co do jednego była znacznie bliżej prawdy, niż mogłaby się spodziewać; rzeczywiście, miał wszystko. Przestronne mieszkanie w jednej z najbardziej reprezentatywnych dzielnic Riverdale, nie jeździł byle czym, a komplet spinek do mankietów jakie miał dzisiaj na sobie z pewnością przekraczał jej tygodniowy utarg. Niestety nie mógł kupić sobie czyjegoś towarzystwa ze szczerej chęci, a półśrodki go nie zadowalały.
- Czasami odwiedzam rodzinne strony, ale od dwóch lat nie byłem na urlopie - powiedział w końcu, już ostrożniej dobierając słowa. Tak naprawdę nie był to główny powód, w końcu wolne mógł wziąć sobie w każdej chwili. Wypadek samochodowy wiele lat temu wciąż tkwił mu w pamięci, odwodząc Remora od dalekich podróży, choć przecież lubił jeździć samochodem.
Nie mógł wiedzieć o rozterkach jakie przechodziła dziewczyna, nie potrafił odczytać ich z jej niepewnych ruchów i unikania jego wzroku. Gdyby tylko wypowiedziała je na głos wziąłby sobie na ambit, by utwierdzić ją w przekonaniu o braku związku pomiędzy czyjąś majętnością a jego zainteresowaniem. W życiu spotkał nieprzemierzoną liczbę osób, które mogły pochwalić się imponującym stanem konta, ale niczym więcej. Przeszkadzało mu to i nie potrafił odsunąć od siebie tego mankamentu na co dzień, dlatego prowadzenie galerii w jakiś sposób mu to rekompensowało. Styczność z początkującymi artystami - zazwyczaj bez grosza przy duszy - pozwalała mu znaleźć to, czego brakowało ludziom którymi otaczał się przez większość czasu. Osobowość. Doświadczenia. Szczerość. Tych rzeczy nie można zdobyć za pomocą pieniędzy, ewentualnie fałszywą namiastkę.

Był przemęczony, a w tym stanie znikały hamulce bezpieczeństwa. Miał jeszcze resztkę godności, by przynajmniej tego typu sytuacje odreagowywać w domu, poza zasięgiem obcych spojrzeń. Właściwie to planował wyjść i nigdy nie wracać, ale mała zielarka jednak czymś go zaskoczyła. Jego myśli momentalnie zeszły na inny tor. Obrócił się w jej stronę, po czym zwilżył usta końcem języka i zawahał się.
- W innych godzinach? - zapytał, nie potrafiąc zrozumieć skąd w jednej dziewczynie tak wiele uprzejmości. I choć przez ten krótki czas w jaki spędził w sklepie starał się ze wszystkich sił znaleźć w jej zachowaniu otoczkę sfingowanej grzeczności, nie udało mu się.
"Deja vu?"
Wyjął z kieszeni portfel i po chwili poszukiwania odnalazł wizytówkę. Sprawdził pospiesznie czy to ta właściwa; miał ich dwa rodzaje. Pierwszą można było znaleźć w biurze i na recepcji, zawierała wyłącznie podstawowe informacje takie jak nazwisko i adres firmy. Druga była tą prywatną, a nimi nie dzielił się często. Czarny, matowy papier z połyskliwymi złotymi literami z jego numerem telefonu. Wyciągnął do dziewczyny rękę, decydując się na podjęcie tego małego ryzyka. W ramach eksperymentu?
- To moja prywatna wizytówka. Niewiele osób zna mój numer telefonu, ponieważ cenię sobie spokój. Domyślam się, że tego nie zrobisz, ale prosiłbym żebyś nikomu jej nie udostępniała. Może tak być?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Czw Lut 28, 2019 11:36 am
Teraz mnie pan zmartwił. — westchnęła przyglądając się mężczyźnie z wyraźną troską. Nie to, żeby do tej pory w jakiś sposób się z nią kryła, ale teraz okazywała ją bardziej... otwarcie. — Dwa lata to strasznie dużo czasu. Musi pan w końcu odpocząć! Ciągła praca jest niezdrowa!
I mówi to dziewczyna, która nieraz potrafi spędzać czternaście godzin dziennie zajmując się sklepem. Bo przecież kiedy jest zamknięty, trzeba doglądać ziół, dostarczać im tego, co niezbędne, zbierać je, przygotowywać do suszenia… A jeśli dodać do tego papierkową robotę, to jeśli miała szczęście, mogła przespać nawet cztery godziny.
Tylko, że Sasha naprawdę kochała swoją pracę. I tak nie miała żadnych znajomych w mieście, by mieć życie poza nią. Może to właśnie samotność sprawiła, że tak bardzo obchodził ją los obcych ludzi? Nie, była taka zanim została na drugim końcu świata sama.
Im dłużej na niego patrzyła, tym większe zmęczenie dostrzegała. Może i miał na sobie ubrania warte więcej niż wszystko, co do tej pory zarobiła, był gładko ogolony, a jego uśmiech zwalał z nóg, kiedy jego oczy wyrażały więcej, niżby chciał.
Tak. — energicznie skinęła głową, czując, że nieśmiałość powoli ją opuszcza. — Mieszkam na górze, więc zejście do sklepu nie będzie dla mnie problemem. Wystarczy tylko dać mi znać.
I to tak ze trzy godziny wcześniej, żeby zdążyła się przygotować i pokazać z lepszej strony, niż teraz — sweter z golfem, sukienka ogrodniczka i straszenie brakiem makijażu. Skromnie… Może nawet cnotliwie. Niczym mała dziewczynka pierwszego dnia w szkole.
Wyciągając dłoń po wizytówkę musnęła opuszkami palców skórę jego dłoni, co zaowocowało przyjemnymi dreszczami, jakie przeszły przez jej ciało. Jego dłonie były ciepłe jak jego karnacja i głos. Jak tu się nie zauroczyć takim mężczyzną?
Może mi pan zaufać. Umiem zachować dyskrecję. — odpowiedziała pośpiesznie zerkając na złote litery na czarnym tle. Remor Laverne. Już gdzieś słyszała to nazwisko i była bardziej niż pewna, że to ktoś ważny w Riverdale. Ah, taka osobistość w jej sklepie, a ona nie rozłożyła czerwonego dywanu! — Umm… Co prawda nie posiadam swoich wizytówek, ale… Chwileczkę.
Mówiąc to na moment wróciła za ladę, spod której wyciągnęła plik żółtych (to był przecież taki pozytywny kolor!) samoprzylepnych karteczek i starannym pismem napisała na jednej z nich swój numer telefonu oraz nazwisko.
Proszę wybaczyć mi taką formę, ale sam pan wie, jak wygląda sytuacja. — niewinny chichot, jaki towarzyszył jej przy wręczaniu mężczyźnie karteczki, miał ukryć jej zmieszanie.
Remor Laverne
Remor Laverne
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Czw Lut 28, 2019 12:53 pm
Zmartwił ją brakiem urlopu. W tej kwestii dogadałaby się pewnie z Martinez, bo ta od miesięcy próbowała zmusić go do wzięcia przynajmniej kilku dni wolnego. Bezskutecznie, ale temat powracał coraz częściej i wkrótce może już nie mieć wyboru.
- Wiele rzeczy nam nie służy, a jednak nadal je robimy - zauważył, choć jego skojarzenia powiodły go znacznie dalej niż wątku odnośnie pracoholizmu. Uzależnienie od leków, nikotyna, izolacja. Każda z tych rzeczy zajmowała wysokie miejsca na liście jego codziennych aktywności.
Czy lubił swoją pracę? I tak i nie. Owszem, sztuka pozwalała mu się wyrażać, nawet jeśli nikt poza nim nie rozumiał co autor miał na myśli. Nigdy też tego nie oczekiwał, bo traktował malarstwo jako formę autoterapii. Z biurokracją i papierkologią był zaprzyjaźniony, biznes był jego drugą naturą. Ale służbowe kolacje czy wernisaże nigdy nie sprawiały mu przyjemności i nie raz musiał zacisnąć zęby.
Kiedy blondynka dotknęła go przypadkiem odbierając wizytówkę, miał ochotę sięgnąć jej dłoni palcami. Przez bardzo krótką chwilę, ale jednak pojawił się w nim taki mały egoistyczny kaprys, który powstrzymał w porę. Nie zdążył poznać takich szczegółów jak faktura skóry, ale ten niezobowiązujący kontakt fizyczny był o wiele przyjemniejszy niż jakikolwiek uścisk dłoni. Nie pamiętał już kiedy ostatnio wyszedł poza granice profesjonalnych odruchów, musiało to zatem być zamierzchłą przeszłością.
"Amalie. To było wtedy."
Z nieokreślonego do tej pory powodu nie był w stanie o niej zapomnieć. Dlaczego dziewczyna, której nigdy do końca nie poznał pozostawiła tyle śladów? Czemu bezwiednie wracał do niej myślami, kiedy te powodowały tylko ból? Czy to wina niedopowiedzeń i sfery domysłów "A co, gdyby jednak...?", albo też wszystkich tych rzeczy, których podświadomie pragnął? Ostatnie tygodnie oscylowały na granicy wściekłości i żalu, oraz równie silnej tęsknoty. Nie zdążył jej poznać.
- Żółty to jeden z moich ulubionych kolorów, więc uważam to za wdzięczną formę.
Zerknął przelotnie na zaimprowizowaną wizytówkę, dostrzegając nazwisko. Noreiko. Rosja? Ukraina? Wrócił spojrzeniem do jej drobnej twarzy, odnajdując niejaką odpowiedź w jej kształtnych kościach policzkowych. Odruchowo już zapędził się w okolice oczu i wiedziony przyzwyczajeniem pomyślał, że próba oddania ich barwy na płótnie byłaby o tyle karkołomna, co nieudolna. I... czy to był śmiech?
- Zdążyłem powiedzieć już coś niestosownego? - zapytał ze spokojem, choć w zachowaniu powagi zdradziły go usta i oczy; uśmiechnął się w odpowiedzi, nieco asymetrycznie. Posiadanie tego specyficznego grymasu było jednym z jego znaków rozpoznawczych.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Sklep z ziołami "Moroshka"
Czw Lut 28, 2019 7:25 pm
To prawda. Jej nie służyła samotność, a mimo to wieczorami zamykała się w czterech ścianach mieszkania odziedziczonego po babci. Do lipca mieszkała wraz z matką kilka ulic dalej; po szkole (nie licząc okresów egzaminów, gdy Sasha była wyjątkowo zwalniana z obowiązku pracy) biegła prosto do sklepu, odciążając starszą kobietę, która z tygodnia na tydzień czuła się coraz gorzej. Przez to zaniedbywała naukę i do końca liceum pozostała przeciętną uczennicą klasy B. A szkoda, bo miała predyspozycje by zdobyć stypendium w prestiżowym Riverdale High. W domu już nawet nie wspominała o studiach, dla matki i babci były one “fanaberią”, “wyrzucaniem pieniędzy w błoto”, a “prawdziwą wiedzę i tak zdobędzie w sklepie”. Doszło więc do tego, że nie widziała świata poza tą zielarnią, dlatego wzbraniała się rękami i nogami przed powrotem na Ukrainę.
Była pewna, że gdyby tam wróciła, zmarnowałaby sobie życie. To nie tak, że chciała się całkowicie odciąć od rodziny (która swoją drogą wytresowała ją sobie na grzeczną dziewczynkę i bezczelnie wykorzystywała jej miękkie serce), ale wolała, by Szarogród zapisał się w jej pamięci jako miejsce dziecięcej beztroski i niechaj nie psuje to obecna sytuacja polityczna i ekonomiczna. Opuściła Ukrainę jako mała dziewczynka, teraz była młodą kobietą, która wiedziała i rozumiała więcej.
Małgorzata, by zwrócić na siebie uwagę Mistrza niosła żółte kwiaty.To piękny kolor. Taki… wiosenny. “I ciepły, jak Twoje oczy w tym świetle.”Nie rozumiem dlaczego Bułhakow stwierdził, że jest niedobry.
Zmarszczyła brwi zaskoczona jego kolejnym pytaniem. Czyżby odebrał jej śmiech jako obrazę? Przecież ona chciała tylko ukryć to, jak bardzo płoną jej policzki i drżą ręce.
Nie, dlaczego miałby pan? — lekko przechyliła głowę na bok, ani przez chwilę nie spuszczając z niego wzroku.

Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach