▲▼
____ ─ Przepraszam. ─ mówiąc, zatoczył kółko kciukiem na jej skórze.
____ Nie drążył, mimo że miał w głębi duszy wrażenie, że jednak w słowach „nie pamiętam” jest szczypta kłamstwa ─ nieinwazyjnego oszustwa, dzięki któremu można jak nożem uciąć temat. Sęk w tym, że to problemu nie usuwa, a przyniesiona dzięki temu ulga jest krótkotrwała. Aczkolwiek sądząc po następnych poczynaniach Conrada, był on ostatnią osobą na tej Ziemi, która może być autorytetem w dzieleniu się informacjami o demonach, które depczą mu po piętach pod osłoną nocy.
____ Wypuścił powietrze z płuc, wciąż gładząc jej rękę swoimi zabliźnionymi, zgrubiałymi palcami, lecz wzrokiem uciekł w kierunku leżakującego na podłodze, nadzwyczaj tolerancyjnego na ludzką obecność psa. Zupełnie tak, jakby chciał udać, że zwrócił on jego uwagę, żeby nie musieć w pełni odpowiadać na jej pytanie. Jakby chciał użyć tego samego manewru, jakim ona posłużyła się przed sekundą. W końcu jabłko nie pada daleko od jabłoni.
____ Chciał wyprowadzić ją z błędu, jednakże bycie abstynentem w jego przypadku wiązało się z niebotycznych rozmiarów minusem, którym było jego naturalne tchórzostwo. Mimo że rzadko na porządku dziennym, to jednak zdarzało mu się atakować i gdy już wgryzało się w niego, aktywowało wszystkie możliwe blokady, jakie były w jego ciele. Po alkoholu i kresce niewidzialne bariery nigdy się nie materializowały, a bolesna rzeczywistość była oglądana jak przez szybę przez biernego obserwatora. Bez względu na to, co robił i mówił, pod wpływem miał na sobie kamizelkę kuloodporną i karabin w ręce. A teraz był nagi i nieuzbrojony.
____ ─ Od jak dawna się tak czujesz? ─ zapytał, znów unosząc na nią spojrzenie, gdy poczuł, że zszedł z grząskiego na twardszy, stabilniejszy grunt.____ Na dźwięk odpowiedzi zaczynającej się od "Odkąd pamiętam [...]", twarz Ashwortha zasłoniła się chmurami. To był jeden z większych ciosów, jakie mogła mu zadać, mimo że absolutnie nie było to celowe zagranie z jej strony. Niemniej jednak, przez jej słowa Conrad sto razy bardziej odczuł poczucie winy za nieobecność w jej życiu, choć gdy głębiej to przeanalizował, to też nie do końca była złość na samego siebie. Większy wyrzut niż do siebie samego miał do wymiaru sprawiedliwości, rzecz jasna. Gdyby nie on, Leilani może nie miałaby o wiele lepszego startu pod względem pieniężnym, gdyż w zerach bez jakichkolwiek innych cyfr Savage bił George'a na głowę, ale zagwarantowałby ojca, na jakiego zasłużyła, gdyby tylko zgłosił się na odwyk. Można by się spodziewać, że w alternatywnej rzeczywistości byłby do niego tak chętny, jak w obecnej jego córka, ale gdyby w grę wchodziło dobro jego dziecka, na jej ślubie byłby czysty od dłużej, niż ona sama żyje.
____ ─ Leia, ale… ─ zaczął, ale nie skończył, gdy ta poderwała się z krzesła, zostawiając go sam na sam ze swoimi wątpliwościami.
____ Powierzyła mu swój pamiętnik. Swoją intymność zamkniętą w czarnej okładce. Nie był gotowy na to, co mogło go czekać w jej notesie. Jej źródle najszczerszych i najbardziej osobistych myśli ─ nie chciał dowiadywać się ostatecznej prawdy o rzeczach, których się obawiał. (Kurwa, ale jebie w tym pociągu, chyba koło Wisły przejeżdżamy, lol) Nigdy nie pomyślałby o sięganiu po jej własność, rzecz o takiej wartości emocjonalnej. Sam gdyby prowadził jakiekolwiek zapiski jako nastolatek, nie chciałby, żeby trafiły w ręce choćby jego najbliższych. Wtedy nie dość, że jako właściciel zostałby odarty z wszelkiej prywatności, to urosłoby w nim poczucie zagrożenia, że żadne miejsce nie jest bezpieczne do dania upustu swoim uczuciom.
____ Z drugiej strony, ona składała mu go na rękach dobrowolnie. To była jej nieprzymuszona wola, a nawet akt desperacji, że pokusiła się o danie takiego skarbu jemu.. Tym bardziej było to dla niego abstrakcyjne, gdy uświadamiał sobie, że zrobiła to jego córka. Nie dała tego swojej matce, tylko ojcu.
____ Bał się tego, co uda mu się tam przeczytać, lecz z lekkim wahaniem jego ręka sama powędrowała w czeluści damskiej torebki, żeby znaleźć wspomniany przez nią notes. Nie chciał tego robić, ale przez jej własne słowa poczuł się do odpowiedzialności, by tego dokonać. Miał zignorować jej niemą prośbę?____ Który nastolatek dobrowolnie oddałby pamiętnik w ręce rodzica? Chyba tylko ten zdesperowany, tak jak w tamtym momencie była Leilani. Kartki zapełnione starannym pismem dziewczyny nie zdradzały wszystkiego; sześć z nich zatytułowanych "Ava", skupiających się na początku jej nałogu i toksycznej relacji z byłą dziewczyną, zostało wyrwane i schowane w najbezpieczniejszej skrytce, jaka przyszła jej do głowy — w podręczniku do matematyki. Kto szukałby zwierzeń narkomanki między ułamkami? Uważała, że te dwanaście stron byłoby dla Louisa zbyt wielkim ciosem. Prawdziwy cios miały zadać wydarzenia z wakacji.
____ Protest ojca zmusił Leię do zatrzymania się w progu kuchni i spojrzenia na niego. Przedstawiał sobą widok równie żałosny, co ona. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że to wszystko było jej winą. Wrażeniu? To była jej wina. Każda kolejna zmarszczka i siwy włos, jakie pojawią się u Conrada po tej nocy, będą tyko i wyłącznie jej zasługą.
— Proszę, miejmy to już za sobą. — rzuciła. Gdyby nie była wyczerpana, to jej policzki płonęłyby na samą myśl o rzeczach, które Louis odkryje w jej pamiętniku. W obliczu śmierci nie było jednak miejsca na wstyd, a Leilani naprawdę nie chciała umierać. Już nie.
____ Ojciec był jedyną osobą, której ufała. Która mogła ją uratować.
____ Opadła na łóżko, ale tym razem sen nie chciał przyjść. Zabawne, przecież była tak wyczerpana, że ledwo trzymała się na nogach, a mimo to nie potrafiła zasnąć. Zamiast tego wlepiła swój wzrok z sufit, od czasu do czasu odsuwając od swoich policzków mokre psie języki, chcące się upewnić, czy córka ich pana jeszcze żyje. Nie była pewna, czy była to Terra, czy też Bruce, czy może sam Toots. Wszystkie jej myśli krążyły teraz wokół jednego.
____ "On na to nie zasłużył."
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
First topic message reminder :
Szczera rozmowa Leilani Cigfran i Louisa Ashwortha
w małym mieszkaniu w centrum Riverdale City
Piątek, 1 grudnia 2023 roku
Nie mogła tego ukrywać przed nim w nieskończoność, toteż gdy Jonna zupełnie przypadkiem („szukałam dla Lei ośrodka, ale sąd najprawdopodobniej w wyroku wskaże konkretny szpital” — no a potem poszło z górki) wyjawiła Conradowi gorzką prawdę o ich „pięknym i mądrym dziecku”, w ogóle nie odczuwała złości. W każdym razie nie takiej, która byłaby wymierzona w kogoś innego niż ona sama. W końcu to ona była ćpunką, która oszukiwała swoich najbliższych bez mrugnięcia okiem.
Pamiętała, gdy zapytał ją co oznacza data czwartego grudnia zamalowana na czerwono w jej kalendarzu. Rzuciła mu jakimś drobnym kłamstwem o terminie szkolnego projektu, by nie chciał dalej dociekać. Wstydziła się mu powiedzieć o tym, że czeka ją rozprawa, po której bardziej niż prawdopodobnym było, że trafi na odwyk. Że nie wyprawi mu urodzin, a jeśli będzie miała szczęście, to świąteczne przygotowania zobaczy najwyżej z okna oddziału zamkniętego, że wigilię spędzi w towarzystwie swoich psów i że to nie od niej jako pierwszy usłyszy życzenia w sylwestrową noc. I że najszybciej zobaczy ją dopiero w połowie stycznia. Jak mogłaby powiedzieć mu coś takiego w twarz?
Dla wielu ludzi grudzień był miesiącem radości i nadziei na lepszy rok. Dla Leilani miał być okresem strachu i niepewności. A największą niepewność odczuwała, gdy drżącymi — nie wiedziała już, czy to z narkotykowego głodu, czy stresu — dłońmi szukała kluczy w torebce, a następnie męczyła się z trafieniem nimi w zamek. Czworonożne stadko musiało usłyszeć jej żałosne zmagania, bo zaraz za drzwiami rozległo się ich ujadanie, które z „wrr, ktoś chce skrzywdzić naszego człowieka” zmieniło się w „yay, drugi człowiek przyszedł!”, gdy tylko udało jej się dostać do środka.
— Cześć, maluszki — uśmiechnęła się pociągając nosem, głaszcząc wszystkich po kolei. W swoich pieszczotach nie oszczędziła nawet starego Tootsie, z wiecznym „nope, córko pana” wymalowanym na jego psim pyszczku. Chyba wyczuwał, że jest z nią naprawdę źle i łaskawie pozwolił się podrapać za uchem, tym razem nie próbując jej odgryźć ręki.
Gdy skończyła witać się z psami, przyszła kolej na pana domu. Pani Cigfran musiała go już uprzedzić przez telefon, że Lei do niego się wybiera; w przedpokoju zastała jego buty ułożone obok szafki i zimową kurtkę na wieszaku, do której zaraz dołączył jej płaszcz.
Po chwili drżącym, ale na tyle głośnym, by Louis ją usłyszał głosem, powiedziała:
— Jestem w domu, tato.
Szczera rozmowa Leilani Cigfran i Louisa Ashwortha
w małym mieszkaniu w centrum Riverdale City
Piątek, 1 grudnia 2023 roku
Nie mogła tego ukrywać przed nim w nieskończoność, toteż gdy Jonna zupełnie przypadkiem („szukałam dla Lei ośrodka, ale sąd najprawdopodobniej w wyroku wskaże konkretny szpital” — no a potem poszło z górki) wyjawiła Conradowi gorzką prawdę o ich „pięknym i mądrym dziecku”, w ogóle nie odczuwała złości. W każdym razie nie takiej, która byłaby wymierzona w kogoś innego niż ona sama. W końcu to ona była ćpunką, która oszukiwała swoich najbliższych bez mrugnięcia okiem.
Pamiętała, gdy zapytał ją co oznacza data czwartego grudnia zamalowana na czerwono w jej kalendarzu. Rzuciła mu jakimś drobnym kłamstwem o terminie szkolnego projektu, by nie chciał dalej dociekać. Wstydziła się mu powiedzieć o tym, że czeka ją rozprawa, po której bardziej niż prawdopodobnym było, że trafi na odwyk. Że nie wyprawi mu urodzin, a jeśli będzie miała szczęście, to świąteczne przygotowania zobaczy najwyżej z okna oddziału zamkniętego, że wigilię spędzi w towarzystwie swoich psów i że to nie od niej jako pierwszy usłyszy życzenia w sylwestrową noc. I że najszybciej zobaczy ją dopiero w połowie stycznia. Jak mogłaby powiedzieć mu coś takiego w twarz?
Dla wielu ludzi grudzień był miesiącem radości i nadziei na lepszy rok. Dla Leilani miał być okresem strachu i niepewności. A największą niepewność odczuwała, gdy drżącymi — nie wiedziała już, czy to z narkotykowego głodu, czy stresu — dłońmi szukała kluczy w torebce, a następnie męczyła się z trafieniem nimi w zamek. Czworonożne stadko musiało usłyszeć jej żałosne zmagania, bo zaraz za drzwiami rozległo się ich ujadanie, które z „wrr, ktoś chce skrzywdzić naszego człowieka” zmieniło się w „yay, drugi człowiek przyszedł!”, gdy tylko udało jej się dostać do środka.
— Cześć, maluszki — uśmiechnęła się pociągając nosem, głaszcząc wszystkich po kolei. W swoich pieszczotach nie oszczędziła nawet starego Tootsie, z wiecznym „nope, córko pana” wymalowanym na jego psim pyszczku. Chyba wyczuwał, że jest z nią naprawdę źle i łaskawie pozwolił się podrapać za uchem, tym razem nie próbując jej odgryźć ręki.
Gdy skończyła witać się z psami, przyszła kolej na pana domu. Pani Cigfran musiała go już uprzedzić przez telefon, że Lei do niego się wybiera; w przedpokoju zastała jego buty ułożone obok szafki i zimową kurtkę na wieszaku, do której zaraz dołączył jej płaszcz.
Po chwili drżącym, ale na tyle głośnym, by Louis ją usłyszał głosem, powiedziała:
— Jestem w domu, tato.
Ponownie jej ramiona uniosły się, gdy po pomieszczenie wypełnił nerwowy śmiech. Miała tak nie mówić, bo co? Obrazi się na nią? Da szlaban na samobójstwo? Przecież to niemożliwe, a nawet jeśli by spróbował, Leilani i tak nie zmieni swojego podejścia. To nie tak, że w ogóle nie chciała żyć; ona nie chciała żyć tak, jak żyła teraz. Nie była jednak w stanie znaleźć innego wyjścia z całej tej sytuacji.
Ścisnęła jego dłoń z całej siły, ale jak to bywało w przypadku Lei, miała jej naprawdę niewiele. Narkotyki niemalże całkiem ją jej odebrały.
— Nie pamiętam. Po prostu obudziłam się i bałam, że Cię nie ma. — szepnęła. Cokolwiek by się nie stało, jakkolwiek ich poglądy by się nie różniły, była przywiązana do Louisa. To nie czekająca ją rozprawa i odwyk budziły w niej lęk, a świadomość rozstania z najukochańszym tatą i to w momencie, w którym dopiero co go odzyskała.
Poniosła głowę, a ciemne włosy opadły na jej twarz. Pośpiesznie odgarnęła niesforne kosmyki, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Pomimo ogarniającego Leilani zmęczenia, jej spojrzenie zdawało się być wyjątkowo przytomne. Jego odpowiedź, choć wymijająca, dostarczyła jej wystarczająco dużo informacji.
— Rozumiem Cię. Zakryłam lustro w domu, żeby na siebie nie patrzeć. — odparła łagodnie, nakrywając jego dłoń swoją. Była taka ciepła w porównaniu z jej własną.
Ścisnęła jego dłoń z całej siły, ale jak to bywało w przypadku Lei, miała jej naprawdę niewiele. Narkotyki niemalże całkiem ją jej odebrały.
— Nie pamiętam. Po prostu obudziłam się i bałam, że Cię nie ma. — szepnęła. Cokolwiek by się nie stało, jakkolwiek ich poglądy by się nie różniły, była przywiązana do Louisa. To nie czekająca ją rozprawa i odwyk budziły w niej lęk, a świadomość rozstania z najukochańszym tatą i to w momencie, w którym dopiero co go odzyskała.
Poniosła głowę, a ciemne włosy opadły na jej twarz. Pośpiesznie odgarnęła niesforne kosmyki, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Pomimo ogarniającego Leilani zmęczenia, jej spojrzenie zdawało się być wyjątkowo przytomne. Jego odpowiedź, choć wymijająca, dostarczyła jej wystarczająco dużo informacji.
— Rozumiem Cię. Zakryłam lustro w domu, żeby na siebie nie patrzeć. — odparła łagodnie, nakrywając jego dłoń swoją. Była taka ciepła w porównaniu z jej własną.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: All you have to say is that it's gonna get better
Wto Lip 30, 2019 12:44 pm
Wto Lip 30, 2019 12:44 pm
— Nie zostawiaj mnie, proszę — szepnęła, gdy jej głowa znów opadła na stół. Zaraz potem ramiona Leilani zaczęły się unosić w wyniku szlochu, który ogarnął całe nienaturalnie chude ciało — Ja mam tylko Ciebie.
To smutne, ale do tamtego wieczora pod koniec października uważała, że jest zdana tylko na siebie. Nie widziała wsparcia w matce, którą sama musiała się zajmować; odprowadzać do łóżka, pomagać się przebrać i szukać wszystkich miejsc w domu, w których Jonna mogłaby schować alkohol. Nawet jeśli ostatnie wydarzenia zmusiły kobietę do wzięcia się w garść, to Leilani nie mogła tak po prostu zapomnieć ostatnich czterech lat i ponownie jej zaufać.
Od kiedy czuła się źle z samą sobą? W pierwszej chwili chciała odpowiedzieć, że odkąd zaczęła ćpać, ale byłoby to kłamstwem. Od bardzo dawna miała wrażenie, że coś z nią nie tak, że nie pasuje do tego miejsca. Brała sobie do serca wszystkie obelgi, jakie usłyszała od George'a i sama karała się za swoje niedoskonałości; niejedzeniem, samookaleczeniem, czy zmuszaniem się do wysiłku ponad jej siły. Każda porażka była dla niej o wiele bardziej dotkliwa, niż dla przeciętnego nastolatka.
— Odkąd pamiętam, ale od lipca tylko się nasila. — gdy tylko udało jej się opanować płacz, cofnęła dłoń i podniosła się na drżących nogach i otuliła się szczelniej bluzą, którą chwilę wcześniej Louis zarzucił na jej ramiona.
— Jeśli chcesz wiedzieć wszystko... Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, to w mojej torebce jest czarny notes. — dodała unikając jego wzroku, po czym ruszyła w stronę sypialni podpierając się ścian.
To smutne, ale do tamtego wieczora pod koniec października uważała, że jest zdana tylko na siebie. Nie widziała wsparcia w matce, którą sama musiała się zajmować; odprowadzać do łóżka, pomagać się przebrać i szukać wszystkich miejsc w domu, w których Jonna mogłaby schować alkohol. Nawet jeśli ostatnie wydarzenia zmusiły kobietę do wzięcia się w garść, to Leilani nie mogła tak po prostu zapomnieć ostatnich czterech lat i ponownie jej zaufać.
Od kiedy czuła się źle z samą sobą? W pierwszej chwili chciała odpowiedzieć, że odkąd zaczęła ćpać, ale byłoby to kłamstwem. Od bardzo dawna miała wrażenie, że coś z nią nie tak, że nie pasuje do tego miejsca. Brała sobie do serca wszystkie obelgi, jakie usłyszała od George'a i sama karała się za swoje niedoskonałości; niejedzeniem, samookaleczeniem, czy zmuszaniem się do wysiłku ponad jej siły. Każda porażka była dla niej o wiele bardziej dotkliwa, niż dla przeciętnego nastolatka.
— Odkąd pamiętam, ale od lipca tylko się nasila. — gdy tylko udało jej się opanować płacz, cofnęła dłoń i podniosła się na drżących nogach i otuliła się szczelniej bluzą, którą chwilę wcześniej Louis zarzucił na jej ramiona.
— Jeśli chcesz wiedzieć wszystko... Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, to w mojej torebce jest czarny notes. — dodała unikając jego wzroku, po czym ruszyła w stronę sypialni podpierając się ścian.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: All you have to say is that it's gonna get better
Sob Sie 31, 2019 3:18 pm
Sob Sie 31, 2019 3:18 pm
— Proszę, miejmy to już za sobą. — rzuciła. Gdyby nie była wyczerpana, to jej policzki płonęłyby na samą myśl o rzeczach, które Louis odkryje w jej pamiętniku. W obliczu śmierci nie było jednak miejsca na wstyd, a Leilani naprawdę nie chciała umierać. Już nie.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach