▲▼
Szczera rozmowa Leilani Cigfran i Louisa Ashwortha
w małym mieszkaniu w centrum Riverdale City
Piątek, 1 grudnia 2023 roku
Nie mogła tego ukrywać przed nim w nieskończoność, toteż gdy Jonna zupełnie przypadkiem („szukałam dla Lei ośrodka, ale sąd najprawdopodobniej w wyroku wskaże konkretny szpital” — no a potem poszło z górki) wyjawiła Conradowi gorzką prawdę o ich „pięknym i mądrym dziecku”, w ogóle nie odczuwała złości. W każdym razie nie takiej, która byłaby wymierzona w kogoś innego niż ona sama. W końcu to ona była ćpunką, która oszukiwała swoich najbliższych bez mrugnięcia okiem.
Pamiętała, gdy zapytał ją co oznacza data czwartego grudnia zamalowana na czerwono w jej kalendarzu. Rzuciła mu jakimś drobnym kłamstwem o terminie szkolnego projektu, by nie chciał dalej dociekać. Wstydziła się mu powiedzieć o tym, że czeka ją rozprawa, po której bardziej niż prawdopodobnym było, że trafi na odwyk. Że nie wyprawi mu urodzin, a jeśli będzie miała szczęście, to świąteczne przygotowania zobaczy najwyżej z okna oddziału zamkniętego, że wigilię spędzi w towarzystwie swoich psów i że to nie od niej jako pierwszy usłyszy życzenia w sylwestrową noc. I że najszybciej zobaczy ją dopiero w połowie stycznia. Jak mogłaby powiedzieć mu coś takiego w twarz?
Dla wielu ludzi grudzień był miesiącem radości i nadziei na lepszy rok. Dla Leilani miał być okresem strachu i niepewności. A największą niepewność odczuwała, gdy drżącymi — nie wiedziała już, czy to z narkotykowego głodu, czy stresu — dłońmi szukała kluczy w torebce, a następnie męczyła się z trafieniem nimi w zamek. Czworonożne stadko musiało usłyszeć jej żałosne zmagania, bo zaraz za drzwiami rozległo się ich ujadanie, które z „wrr, ktoś chce skrzywdzić naszego człowieka” zmieniło się w „yay, drugi człowiek przyszedł!”, gdy tylko udało jej się dostać do środka.
— Cześć, maluszki — uśmiechnęła się pociągając nosem, głaszcząc wszystkich po kolei. W swoich pieszczotach nie oszczędziła nawet starego Tootsie, z wiecznym „nope, córko pana” wymalowanym na jego psim pyszczku. Chyba wyczuwał, że jest z nią naprawdę źle i łaskawie pozwolił się podrapać za uchem, tym razem nie próbując jej odgryźć ręki.
Gdy skończyła witać się z psami, przyszła kolej na pana domu. Pani Cigfran musiała go już uprzedzić przez telefon, że Lei do niego się wybiera; w przedpokoju zastała jego buty ułożone obok szafki i zimową kurtkę na wieszaku, do której zaraz dołączył jej płaszcz.
Po chwili drżącym, ale na tyle głośnym, by Louis ją usłyszał głosem, powiedziała:
— Jestem w domu, tato.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Szczera rozmowa Leilani Cigfran i Louisa Ashwortha
w małym mieszkaniu w centrum Riverdale City
Piątek, 1 grudnia 2023 roku
Nie mogła tego ukrywać przed nim w nieskończoność, toteż gdy Jonna zupełnie przypadkiem („szukałam dla Lei ośrodka, ale sąd najprawdopodobniej w wyroku wskaże konkretny szpital” — no a potem poszło z górki) wyjawiła Conradowi gorzką prawdę o ich „pięknym i mądrym dziecku”, w ogóle nie odczuwała złości. W każdym razie nie takiej, która byłaby wymierzona w kogoś innego niż ona sama. W końcu to ona była ćpunką, która oszukiwała swoich najbliższych bez mrugnięcia okiem.
Pamiętała, gdy zapytał ją co oznacza data czwartego grudnia zamalowana na czerwono w jej kalendarzu. Rzuciła mu jakimś drobnym kłamstwem o terminie szkolnego projektu, by nie chciał dalej dociekać. Wstydziła się mu powiedzieć o tym, że czeka ją rozprawa, po której bardziej niż prawdopodobnym było, że trafi na odwyk. Że nie wyprawi mu urodzin, a jeśli będzie miała szczęście, to świąteczne przygotowania zobaczy najwyżej z okna oddziału zamkniętego, że wigilię spędzi w towarzystwie swoich psów i że to nie od niej jako pierwszy usłyszy życzenia w sylwestrową noc. I że najszybciej zobaczy ją dopiero w połowie stycznia. Jak mogłaby powiedzieć mu coś takiego w twarz?
Dla wielu ludzi grudzień był miesiącem radości i nadziei na lepszy rok. Dla Leilani miał być okresem strachu i niepewności. A największą niepewność odczuwała, gdy drżącymi — nie wiedziała już, czy to z narkotykowego głodu, czy stresu — dłońmi szukała kluczy w torebce, a następnie męczyła się z trafieniem nimi w zamek. Czworonożne stadko musiało usłyszeć jej żałosne zmagania, bo zaraz za drzwiami rozległo się ich ujadanie, które z „wrr, ktoś chce skrzywdzić naszego człowieka” zmieniło się w „yay, drugi człowiek przyszedł!”, gdy tylko udało jej się dostać do środka.
— Cześć, maluszki — uśmiechnęła się pociągając nosem, głaszcząc wszystkich po kolei. W swoich pieszczotach nie oszczędziła nawet starego Tootsie, z wiecznym „nope, córko pana” wymalowanym na jego psim pyszczku. Chyba wyczuwał, że jest z nią naprawdę źle i łaskawie pozwolił się podrapać za uchem, tym razem nie próbując jej odgryźć ręki.
Gdy skończyła witać się z psami, przyszła kolej na pana domu. Pani Cigfran musiała go już uprzedzić przez telefon, że Lei do niego się wybiera; w przedpokoju zastała jego buty ułożone obok szafki i zimową kurtkę na wieszaku, do której zaraz dołączył jej płaszcz.
Po chwili drżącym, ale na tyle głośnym, by Louis ją usłyszał głosem, powiedziała:
— Jestem w domu, tato.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: All you have to say is that it's gonna get better
Sro Sty 16, 2019 11:18 pm
Sro Sty 16, 2019 11:18 pm
Złość Louisa można było wyliczyć w wypalonych paczkach papierosów i po petach wysypujących się z przepełnionej, zalanej deszczem popielniczki balkonowej. Jeżeli Leilani nie doprowadzi go do zawału, to umrze na raka płuc. Nie dożyje czterdziestki w takim tempie, zwłaszcza, jeśli w tym tygodniu dostanie jeszcze jeden telefon z wiadomością, że sąd jednak uznał pozbawienie wolności za bardziej stosowne niż ośrodek odwykowy. Może jednak mała będzie trząść poprawczakiem, jak jej ojczulek więzieniem stanowym.
Czekając na nią, usiłował zająć się czymkolwiek, żeby poukładać sobie w głowie cały swój monolog i zmieniając go dwudziestokrotnie, gdyż nie był on idealnym, szablonowym opierdolem od rodzica. Nie mógł podejść do tego z zimną krwią w przeciwieństwie do Jonny, której opanowany głos słyszał w słuchawce. Z pewnością zdążyła ochłonąć od tej nocy z października na listopad, zaś w Conradzie wrzało i prognostycy w telewizji nic nie mówili obniżeniu temperatur. Biło od niego takiego gorąco, że równie dobrze mogliby mu wyłączyć ogrzewanie od niepłacenia rachunków, a psy dyszałyby z duchoty.
Drgnęła mu brew, gdy usłyszał przekręcanie zamka w drzwiach i cała sfora z białym samcem na czele zaczęła oszczekiwać frontowe drzwi; wobec tych zmagań z technologią tanich zabezpieczeń antywłamaniowych nawet martwy w środku Wayne nie był obojętny i odezwał się swoim piskliwym głosikiem. Właściciel nie odezwał się ani słowem, nie ruszył palcem, chcąc przywołać tę całą przemowę, którą układał sobie w głowie od kilku godzin.
Jestem w domu, tato.
Zacisnął ręce na podłokietnikach fotela, zazgrzytał zębami. W dupie z tymi wykładami. Wstał z takim rozmachem, że aż cała konstrukcja za nim uderzyła o ziemię, a on w mniej niż dwie sekundy znalazł się w przedpokoju, chwytając małolatę za bark, a za nią przekręcając jeszcze zamknięcie w drzwiach. Żar, jaki buchał od Louisa, który zaraz z siebie wyrzuci, mógłby przykuć uwagę sąsiadów, gdyż mieli z tym okresowe trudności zaledwie od października, gdy ta dwójka zaczęła się na siebie od czasu do czasu dyscyplinarnie uzewnętrzniać. Wcześniej, przez ostatnie kilka lat, cały wieżowiec nie wiedział, że to mieszkanie ktoś rzeczywiście zajął. O lokatorze przypominały jedynie poszczekiwania Tootsa, któremu już się nieco pieprzyło i zdarzyło mu się podnosić alarm bez przyczyny.
Ashworth zastygł na chwilę w bezruchu, zwrócony twarzą do Leilani z rękami uciskającymi tętniące skronie. Boże, jak chciałby być teraz w celi, żeby uderzyć czołem w swoje ulubione miejsce w ścianie. Bił w nie i opierał się o nie zawsze wtedy, kiedy dostawał napadów złości.
─ To jest ta Twoja wymiana uczniowska i Twój projekt? Rozprawa sądowa? ─ zaczął agresywnym tonem, wciągając ją do salonu, aż usłyszeli z tyłu piszczenie skołowanej Terry. ─ Mówiłem, ostrzegałem! Znowu mnie okłamałaś. Ciągle kłamiesz, Leilani. Jak Twoja matka! Łgałaś o tym swoim facecie. W czym jeszcze mnie oszukałaś? ─ pytając, szarpnął za jej przedramię, podciągając rękawy bluzki, nacisnął kciukiem na ślad po wkłuciu, po czym wbił w nią swój wściekły wzrok. ─ To nie są kroplówki. Łżesz jak pies.
Czekając na nią, usiłował zająć się czymkolwiek, żeby poukładać sobie w głowie cały swój monolog i zmieniając go dwudziestokrotnie, gdyż nie był on idealnym, szablonowym opierdolem od rodzica. Nie mógł podejść do tego z zimną krwią w przeciwieństwie do Jonny, której opanowany głos słyszał w słuchawce. Z pewnością zdążyła ochłonąć od tej nocy z października na listopad, zaś w Conradzie wrzało i prognostycy w telewizji nic nie mówili obniżeniu temperatur. Biło od niego takiego gorąco, że równie dobrze mogliby mu wyłączyć ogrzewanie od niepłacenia rachunków, a psy dyszałyby z duchoty.
Drgnęła mu brew, gdy usłyszał przekręcanie zamka w drzwiach i cała sfora z białym samcem na czele zaczęła oszczekiwać frontowe drzwi; wobec tych zmagań z technologią tanich zabezpieczeń antywłamaniowych nawet martwy w środku Wayne nie był obojętny i odezwał się swoim piskliwym głosikiem. Właściciel nie odezwał się ani słowem, nie ruszył palcem, chcąc przywołać tę całą przemowę, którą układał sobie w głowie od kilku godzin.
Jestem w domu, tato.
Zacisnął ręce na podłokietnikach fotela, zazgrzytał zębami. W dupie z tymi wykładami. Wstał z takim rozmachem, że aż cała konstrukcja za nim uderzyła o ziemię, a on w mniej niż dwie sekundy znalazł się w przedpokoju, chwytając małolatę za bark, a za nią przekręcając jeszcze zamknięcie w drzwiach. Żar, jaki buchał od Louisa, który zaraz z siebie wyrzuci, mógłby przykuć uwagę sąsiadów, gdyż mieli z tym okresowe trudności zaledwie od października, gdy ta dwójka zaczęła się na siebie od czasu do czasu dyscyplinarnie uzewnętrzniać. Wcześniej, przez ostatnie kilka lat, cały wieżowiec nie wiedział, że to mieszkanie ktoś rzeczywiście zajął. O lokatorze przypominały jedynie poszczekiwania Tootsa, któremu już się nieco pieprzyło i zdarzyło mu się podnosić alarm bez przyczyny.
Ashworth zastygł na chwilę w bezruchu, zwrócony twarzą do Leilani z rękami uciskającymi tętniące skronie. Boże, jak chciałby być teraz w celi, żeby uderzyć czołem w swoje ulubione miejsce w ścianie. Bił w nie i opierał się o nie zawsze wtedy, kiedy dostawał napadów złości.
─ To jest ta Twoja wymiana uczniowska i Twój projekt? Rozprawa sądowa? ─ zaczął agresywnym tonem, wciągając ją do salonu, aż usłyszeli z tyłu piszczenie skołowanej Terry. ─ Mówiłem, ostrzegałem! Znowu mnie okłamałaś. Ciągle kłamiesz, Leilani. Jak Twoja matka! Łgałaś o tym swoim facecie. W czym jeszcze mnie oszukałaś? ─ pytając, szarpnął za jej przedramię, podciągając rękawy bluzki, nacisnął kciukiem na ślad po wkłuciu, po czym wbił w nią swój wściekły wzrok. ─ To nie są kroplówki. Łżesz jak pies.
Choć spodziewała się ataku wściekłości, to nie była na niego gotowa, o czym świadczył jęk, jaki wydobył się z jej ust, gdy tylko jego dłoń zacisnęła się na jej chudym barku, a ona sama została wepchnięta do salonu. Jeśli na jej delikatnym ciele nie pojawią się po tym siniaki, będzie to można uznać za prawdziwy ewenement. Nie sądziła, by ojciec celowo chciał zrobić jej krzywdę, ale słuchanie jego krzyku nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Świadomość sprawienia zawodu ukochanemu rodzicowi nigdy nie była czymś co, budziłoby zadowolenie. Raczej wyrzuty sumienia, a tych Leilani miała całkiem sporo, gdy drżąca stała przed Louisem uparcie unikając jego wzroku. Nie umiała spojrzeć mu w oczy, nie po tym.
Nie zrobiła tego dla zabawy, a z pragnienia ochrony. Pomimo tego, że Conrad miał zaledwie trzydzieści sześć lat, to jego włosy w kilku miejscach już przyprószyła siwizna. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby kolejny jasny kosmyk pojawił się na jego głowie z jej winy. Wolała, by jedyną białą rzeczą pozostały jej kłamstwa.
— Chciałam… — szepnęła czując, jak płacz ściska ją za gardło uniemożliwiając normalną mowę — Po prostu chciałam Ci tego wszystkiego oszczędzić.
Zamknęła oczy czując, jak po jej policzkach spływają słone łzy. Wiedziała, że to niczego nie zmieni, a mimo to nie mogła powstrzymać gorących kropel przecierających szlaki na jej bladej twarzy. Musiała jakoś dać upust uczuciu wstydu, które trawiło ją od środka, nie pozwalając zaczerpnąć tchu.
— Jaki… facet? — wymamrotała podnosząc zaskoczony wzrok na ojca, sprawiając wrażenie, jakoby naprawdę nie wiedziała o co mu chodzi. Jej oczy natomiast wyrażały jednoczesny ból i zmęczenie przez tę sytuację. Leilani nie przyszła się tu z nim kłócić, z góry przyjęła pozycję przegranej. Czegokolwiek nie powie Conrad, będzie miał do cholery rację. To wszystko jej wina. — Już więcej nie zamierzam kłamać.
Nie protestowała, gdy podciągał rękaw jej bluzki, jedynie skrzywiła się z bólu, gdy jego kciuk nacisnął całkiem świeże wkłucie, które nie mogło mieć więcej niż dwadzieścia cztery godziny. Mniej niż dobę temu dawała sobie w żyłę i nikt nie zwrócił na to uwagi.
— W większości nie są. — skinęła głową spokojnie potwierdzając jego przypuszczenia. Nie było sensu wmawiać mu czegoś innego, szczególnie, że niespełna minutę wcześniej zobowiązała się do bycia z nim szczerą. Była kłamliwą narkomanką. I niech nie obraża psów tym porównaniem.
Nie zrobiła tego dla zabawy, a z pragnienia ochrony. Pomimo tego, że Conrad miał zaledwie trzydzieści sześć lat, to jego włosy w kilku miejscach już przyprószyła siwizna. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby kolejny jasny kosmyk pojawił się na jego głowie z jej winy. Wolała, by jedyną białą rzeczą pozostały jej kłamstwa.
— Chciałam… — szepnęła czując, jak płacz ściska ją za gardło uniemożliwiając normalną mowę — Po prostu chciałam Ci tego wszystkiego oszczędzić.
Zamknęła oczy czując, jak po jej policzkach spływają słone łzy. Wiedziała, że to niczego nie zmieni, a mimo to nie mogła powstrzymać gorących kropel przecierających szlaki na jej bladej twarzy. Musiała jakoś dać upust uczuciu wstydu, które trawiło ją od środka, nie pozwalając zaczerpnąć tchu.
— Jaki… facet? — wymamrotała podnosząc zaskoczony wzrok na ojca, sprawiając wrażenie, jakoby naprawdę nie wiedziała o co mu chodzi. Jej oczy natomiast wyrażały jednoczesny ból i zmęczenie przez tę sytuację. Leilani nie przyszła się tu z nim kłócić, z góry przyjęła pozycję przegranej. Czegokolwiek nie powie Conrad, będzie miał do cholery rację. To wszystko jej wina. — Już więcej nie zamierzam kłamać.
Nie protestowała, gdy podciągał rękaw jej bluzki, jedynie skrzywiła się z bólu, gdy jego kciuk nacisnął całkiem świeże wkłucie, które nie mogło mieć więcej niż dwadzieścia cztery godziny. Mniej niż dobę temu dawała sobie w żyłę i nikt nie zwrócił na to uwagi.
— W większości nie są. — skinęła głową spokojnie potwierdzając jego przypuszczenia. Nie było sensu wmawiać mu czegoś innego, szczególnie, że niespełna minutę wcześniej zobowiązała się do bycia z nim szczerą. Była kłamliwą narkomanką. I niech nie obraża psów tym porównaniem.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: All you have to say is that it's gonna get better
Wto Sty 22, 2019 12:21 pm
Wto Sty 22, 2019 12:21 pm
Conrad nigdy nie nabijał młodej siniaków z premedytacją, bardziej z nieuwagi. Miał duże ręce i nigdy nie był w sytuacji, gdy miał do czynienia z czymś, co tak łatwo było zranić. Obecnie rzadko kiedy używał siły do wyrządzenia komuś krzywdy, niemniej jednak nie umiał wyważyć tego karcącego nacisku na ramieniu córki. Z drugiej strony, jeżeli miał za zadanie zajmować się czterdziesto kilogramową małolatą, musiał nauczyć się z nią obchodzić, zwłaszcza, że był typem człowieka, który rozłupuje małej orzechy włoskie gołymi rękami.
Łzy na niego nie działały i ona była tego w pełni świadoma. On zaś wiedział, że nie jest to błaganie o litość, gdyż od Ashwortha nie może oczekiwać takich rzeczy, zwłaszcza, że nie miał względem niej wrogich zamiarów; to był płacz wstydu, bardzo przez mężczyznę pożądany. Chciał, żeby czuła zażenowanie. Upokorzenie to była dobra lekcja pokory dla niesfornych, szukających pomocy przez idiotyczne czyny nastolatków. Nie, żeby zapomniał wół, jak cielęciem był, niemniej jednak ten byk swoje przeżył, w dupie był i widział więcej niż gówno. A ona chciała mu zmniejszyć poziom stresu.
─ Gdybyś chciała mnie oszczędzić, to nie jeździłabyś po komendach, bo zachciało Ci się z dwójką innych wykolejeńców się odrzucać w szkolnej, kurwa, toalecie. ─ mówił zduszonym głosem, nie wierząc w ani jedno jej słowo.
Zacisnął mocniej dłoń, lecz zaraz zwolnił uścisk, odrzucając jej ramię. Nie chciał tego oglądać. Nie chciał jej widzieć na oczy. Znowu działo się to samo. Aczkolwiek czego można było oczekiwać po krzyżówce bestialskiego skurwysyna i kłamliwej ździry? Conrad podjął w życiu bardzo wiele złych decyzji, ale w tym momencie uznał, że jedną z najgorszych było bezgraniczne zaufanie dzieciakowi, którego zna miesiąc, a który w spektakularny sposób postanawia go zawieść. Nie, już nawet nie chodziło o nadszarpnięcie powierzonej ufności, a o zwyczajną głupotę i niemycie uszu. Co on mówił? Co powtarzał tysiąckrotnie? Jeszcze kilkanaście godzin temu ucinał sobie pogawędkę o tym, że Cigfran potrzebuje izolacji, a teraz nie trzeba było jej szukać. Młoda była dwa razy sprytniejsza i szybsza od nich, sama skróciła sobie drogę do psychiatryka.
─ W życiu kilkukrotnie strzelano do mnie. Łamano kończyny. Torturowano. ─ mówiąc, wymierzał w nią oskarżycielsko palec wskazujący, ściągając brwi, a drugą ręką odtrącając pchający się mu pod palce psi pysk. ─ Ale nikt nie zranił mnie tak, jak ty teraz. Wszystko, co ode mnie usłyszałaś, było i jest prawdą. Nie okłamuję Cię, nawet dla Twojego dobra, bo wierzę, że dasz sobie z tym radę. W życiu łgałem setkom ludzi, nawet Twojej matce, ale nie Tobie. A ty bardziej ufasz pierdolonemu zboczeńcowi, któremu jedyne, co się należy w życiu, to kastracja i analfabecie, którego za dużo rzeczy ciekawi.
A on temu skończonemu kretynowi powierzył opiekę nad Terrą na 40 minut dziennie. Chyba Conrada popierdoliło. Może za to Leilani odda pod pieczę nieżyjącego Briana Northa? Nawet jeżeli nie deportują tego małego bachora, nigdy więcej nie zobaczy choćby łapy żadnego z jego sierściuchów. Co najwyżej zęby Tootsiego, gdy się zanadto zbliży do nich lub do jego dziecka.
Łzy na niego nie działały i ona była tego w pełni świadoma. On zaś wiedział, że nie jest to błaganie o litość, gdyż od Ashwortha nie może oczekiwać takich rzeczy, zwłaszcza, że nie miał względem niej wrogich zamiarów; to był płacz wstydu, bardzo przez mężczyznę pożądany. Chciał, żeby czuła zażenowanie. Upokorzenie to była dobra lekcja pokory dla niesfornych, szukających pomocy przez idiotyczne czyny nastolatków. Nie, żeby zapomniał wół, jak cielęciem był, niemniej jednak ten byk swoje przeżył, w dupie był i widział więcej niż gówno. A ona chciała mu zmniejszyć poziom stresu.
─ Gdybyś chciała mnie oszczędzić, to nie jeździłabyś po komendach, bo zachciało Ci się z dwójką innych wykolejeńców się odrzucać w szkolnej, kurwa, toalecie. ─ mówił zduszonym głosem, nie wierząc w ani jedno jej słowo.
Zacisnął mocniej dłoń, lecz zaraz zwolnił uścisk, odrzucając jej ramię. Nie chciał tego oglądać. Nie chciał jej widzieć na oczy. Znowu działo się to samo. Aczkolwiek czego można było oczekiwać po krzyżówce bestialskiego skurwysyna i kłamliwej ździry? Conrad podjął w życiu bardzo wiele złych decyzji, ale w tym momencie uznał, że jedną z najgorszych było bezgraniczne zaufanie dzieciakowi, którego zna miesiąc, a który w spektakularny sposób postanawia go zawieść. Nie, już nawet nie chodziło o nadszarpnięcie powierzonej ufności, a o zwyczajną głupotę i niemycie uszu. Co on mówił? Co powtarzał tysiąckrotnie? Jeszcze kilkanaście godzin temu ucinał sobie pogawędkę o tym, że Cigfran potrzebuje izolacji, a teraz nie trzeba było jej szukać. Młoda była dwa razy sprytniejsza i szybsza od nich, sama skróciła sobie drogę do psychiatryka.
─ W życiu kilkukrotnie strzelano do mnie. Łamano kończyny. Torturowano. ─ mówiąc, wymierzał w nią oskarżycielsko palec wskazujący, ściągając brwi, a drugą ręką odtrącając pchający się mu pod palce psi pysk. ─ Ale nikt nie zranił mnie tak, jak ty teraz. Wszystko, co ode mnie usłyszałaś, było i jest prawdą. Nie okłamuję Cię, nawet dla Twojego dobra, bo wierzę, że dasz sobie z tym radę. W życiu łgałem setkom ludzi, nawet Twojej matce, ale nie Tobie. A ty bardziej ufasz pierdolonemu zboczeńcowi, któremu jedyne, co się należy w życiu, to kastracja i analfabecie, którego za dużo rzeczy ciekawi.
A on temu skończonemu kretynowi powierzył opiekę nad Terrą na 40 minut dziennie. Chyba Conrada popierdoliło. Może za to Leilani odda pod pieczę nieżyjącego Briana Northa? Nawet jeżeli nie deportują tego małego bachora, nigdy więcej nie zobaczy choćby łapy żadnego z jego sierściuchów. Co najwyżej zęby Tootsiego, gdy się zanadto zbliży do nich lub do jego dziecka.
Przywykła już do kar cielesnych, które wymierzał jej George, dlatego też nie byłoby dla niej wielkim szokiem, gdyby to samo spotkało ją ze strony Louisa. On z kolei zdawał się mieć świadomość, że ciało, nawet tak delikatne jak Leilani, zagoi się po góra kilku tygodniach, natomiast rany pozostawione na psychice jeszcze długi czas będą o sobie dawać znać. Bez wątpienia ta krnąbrna dziewucha zasługiwała na wszystko, co miało ją spotkać, poczynając od wstydu, jaki odczuwała tłumacząc się ze swoich kłamstw przed ojcem. Jeśli w poniedziałkowe południe zapadnie wyrok, na mocy którego będzie musiała stawić się w szpitalu psychiatrycznym, będzie chciała zapaść się pod ziemię. Niby edukowano młodzież na temat chorób psychicznych i uzależnień, to nadal pobyt w tego typu placówkach był nierzadko powodem stygmatyzacji społecznej. Już teraz myślała o sobie jak o gorszej jednostce, jeśli później będzie wytykana palcami jako „ta wariatka”, to powrót do normalności będzie dla niej naprawdę trudny.
A poza tym, klaustrofobia dziewczyny objawiała się nie tylko w lęku przed ciasnymi pomieszczeniami, ale miejscami, z których trudno się wydostać. Zamknięty oddział również do nich należy.
— Tato… Ty.. Ty nadal nic nie rozumiesz…? — załkała patrząc na jego sylwetkę rozmazaną od łez, które wciąż napływały do jej oczu, tworzyły strumienie na policzkach i zostawiały po sobie słony smak w ustach. Ludzie mawiają o „goryczy rozczarowania”. Leilani to uczucie kojarzyło się z solą. — Nie zrobiłam tego na złość Tobie, ani z chęci zwrócenia na siebie uwagi. Nie chciałam też nikomu się przypodobać, gdy wyciągałam fetę z torebki i proponowałam ją chłopakom. Ja już nad tym nie panuję! Ja MUSZĘ wziąć, bez tego nie jestem w stanie normalnie funkcjonować! Nieważne gdzie, kiedy i z kim. W walce z głodem ZAWSZE przegrywam!
Zrobiła krótką przerwę, by złapać oddech. Jeśli Louis był zszokowany jej nagłym wyznaniem, to co powinna czuć Leilani, której słowa same wyrywały się z ust? Szczere słowa, należy dodać. Skoro Ashworth miał jej za złe niewinne (w jej mniemaniu) kłamstwa, to jak poradzi sobie z nieprzyjemną prawdą?
— Próbowałam z tym skończyć, wiele razy. Spuszczałam fetę w kiblu, przysięgając sobie, że więcej jej nie tknę, tylko po to, by za godzinę dzwonić do mojego dilera i prosić o jak najszybsze spotkanie. Tamtej nocy, kiedy się spotkaliśmy, nie mogłam się z nim skontaktować, więc postanowiłam na własną rękę poszukać kogoś, kto mi sprzeda… — dodała nieco spokojniej pociągając nosem i otarła rękawem bluzki mokre policzki. — Ja naprawdę chciałam Cię posłuchać. Ja naprawdę bym Cię posłuchała, gdyby nie było za późno.
Ukryła twarz w dłoniach desperacko próbując powstrzymać kolejną falą szlochu, jaka chciała wstrząsnąć tym stupięćdziesięciopięciocentymetrowym ciałem. Gdyby tylko Jonna tamtego wieczora nie była pijana i mogła ją odebrać… Nie, gdyby Leilani wybrała okrężną drogę i nie natknęła się na tamtą dziewczynę, wszystko wyglądałoby inaczej. Wciąż miałaby stypendium i piękne długie włosy, a do tego nie wpadłaby w nałóg. Byłaby niewinnym dzieckiem, z którego Conrad mógłby być dumny.
W życiu kilkukrotnie strzelano do mnie.
Uniosła wzrok nie kryjąc zmieszania. Nie chciała tego wiedzieć. Nie chciała słyszeć, że ktoś kiedykolwiek próbował skrzywdzić jej ojca. Nawet nie wypytywała go szczególnie o więzienie, czując przytłaczające ją żal i bezradność, gdy tylko poruszał ten temat.
Łamano kończyny.
Jej usta ułożyły się w bezgłośne „dlaczego?”, a paznokcie boleśnie wbiły się w wewnętrzną część dłoni, gdy zacisnęła pięści. Słuchanie o cierpieniu najbliższej osoby było największą męką, a grymas, jaki pojawił się na twarzy Leilani, tylko to potwierdzał. Zaszklone łzami oczy zdawały się błagać, aby przestał.
Torturowano.
Cofnęła się o krok, czując, że robi jej się niedobrze. Jednocześnie miała wrażenie, że na jej sercu pojawiają się pęknięcia. Wiedziała już do czego zmierza, a mimo to do ostatniej chwili miała nadzieję, że jednak zachowa te słowa dla siebie. Że jej tego oszczędzi.
Ale nikt nie zranił mnie tak, jak ty teraz.
Zdawało jej się, że słyszy dźwięk rozbijającego się na kawałki serca. W rzeczywistości był to jedynie łoskot jej ciała, które spotkało się z podłogą, gdy ugięły się pod nią kolana. Wbiła paznokcie w klatkę piersiową, podczas gdy nieprzyjemne uczucie gorąca chciało rozerwać ją od środka. Jeśli Louisowi chodziło o to, by złamać córkę, to udało mu się to. O dziwo, nie zaczęła wyć. Łzy nadal spływały po policzkach, ale oprócz tego sprawiała wrażenie całkiem spokojnej.
— …kiedy jeszcze myślałam, że to on jest moim ojcem, robiłam wszystko, żeby zwrócił na mnie swoją uwagę. By choć przez chwilę potrzymał mnie za rękę, spędził ze mną trochę czasu. By powiedział, że jest ze mnie dumny. — spuściła głowę patrząc, jak krople raz za razem kapiące z jej twarzy zaczynają się zlewać na podłodze. Nawet nie chciała sobie wyobrażać co musiał czuć, gdy nagle zaczęła mówić o George’u, zwłaszcza w takiej sytuacji. — Ale czegokolwiek bym nie zrobiła, zawsze znalazł coś, co jego zdaniem było źle. Za niska ocena z matematyki, choć miałam najlepszą średnią w całej szkole. Źle zagrany dźwięk na pianinie, mimo, że to ja zdobyłam pierwsze miejsce w konkursie. Krzywo narysowana laurka na dzień ojca — gdyby nie to, że włosy zasłaniały jej twarz, mógłby dostrzec uśmiech rozgoryczenia. — I co z tego, że miałam kurwa siedem lat i dopiero uczyłam się rysować kółka. A na koniec, gdy chciałam ze sobą skończyć, ale wzięłam nie te leki i skończyłam wymiotując w łazience, kpił ze mnie, że nawet zabić się nie potrafię.
Roześmiała się cicho. Czasem nie pozostawało nic innego, niż śmianie się przez łzy.
— I wtedy pojawiłeś się Ty i zupełnie mnie nie znając powiedziałeś, że mnie kochasz. Nie musiałam nawet zabiegać o Twoją miłość, udowadniać Ci, że jestem jej warta… po prostu ją od Ciebie dostałam. To najpiękniejsza i najcenniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek miałam. Nie drogie ubrania, telefon, czy mieszkanie w willi na Południu. To nie wśród złota i marmurów czuję się dobrze, a tutaj, w Twoim małym mieszkaniu w bloku. Ale im bardziej byłam szczęśliwa, tym większy rodził się strach, że kiedyś to stracę. Że kiedy dowiesz się jaka jestem naprawdę, to mnie znienawidzisz i wyrzucisz ze swojego życia, więc… zaczęłam tworzyć te wszystkie kłamstwa, podtrzymując wizerunek idealnej córki. Bo nie chciałam, żebyś wiedział jakim jestem potworem. Jest mi za to ogromnie wstyd, ale moje przeprosiny niczego nie zmienią. Nie zdziwię się, jeśli nie będziesz chciał mieć ze mną nic wspólnego, ale proszę, zapamiętaj jedną rzecz… — uniosła głowę, patrząc mu prosto w oczy. — Kocham Cię najmocniej na świecie, tato. I nigdy nie chciałam Cię zranić... Na pewno nie świadomie. I… i jeśli Ciebie to boli, to mnie boli dwa razy mocniej, gdy wiem, że to moja wina.
Podniosła się na drżących nogach, po czym ponownie użyła rękawa swojej bluzki jako chusteczki.
— Wbrew temu, co inni o Tobie myślą... I co sam możesz o sobie myśleć, jesteś dobrym człowiekiem i zasługujesz na lepsze dziecko, niż ja. — szepnęła, po czym ruszyła w stronę wyjścia z salonu, najpierw starając się ominąć Louisa. Jeśli jej nie zatrzyma, to zacznie się zbierać.
A poza tym, klaustrofobia dziewczyny objawiała się nie tylko w lęku przed ciasnymi pomieszczeniami, ale miejscami, z których trudno się wydostać. Zamknięty oddział również do nich należy.
— Tato… Ty.. Ty nadal nic nie rozumiesz…? — załkała patrząc na jego sylwetkę rozmazaną od łez, które wciąż napływały do jej oczu, tworzyły strumienie na policzkach i zostawiały po sobie słony smak w ustach. Ludzie mawiają o „goryczy rozczarowania”. Leilani to uczucie kojarzyło się z solą. — Nie zrobiłam tego na złość Tobie, ani z chęci zwrócenia na siebie uwagi. Nie chciałam też nikomu się przypodobać, gdy wyciągałam fetę z torebki i proponowałam ją chłopakom. Ja już nad tym nie panuję! Ja MUSZĘ wziąć, bez tego nie jestem w stanie normalnie funkcjonować! Nieważne gdzie, kiedy i z kim. W walce z głodem ZAWSZE przegrywam!
Zrobiła krótką przerwę, by złapać oddech. Jeśli Louis był zszokowany jej nagłym wyznaniem, to co powinna czuć Leilani, której słowa same wyrywały się z ust? Szczere słowa, należy dodać. Skoro Ashworth miał jej za złe niewinne (w jej mniemaniu) kłamstwa, to jak poradzi sobie z nieprzyjemną prawdą?
— Próbowałam z tym skończyć, wiele razy. Spuszczałam fetę w kiblu, przysięgając sobie, że więcej jej nie tknę, tylko po to, by za godzinę dzwonić do mojego dilera i prosić o jak najszybsze spotkanie. Tamtej nocy, kiedy się spotkaliśmy, nie mogłam się z nim skontaktować, więc postanowiłam na własną rękę poszukać kogoś, kto mi sprzeda… — dodała nieco spokojniej pociągając nosem i otarła rękawem bluzki mokre policzki. — Ja naprawdę chciałam Cię posłuchać. Ja naprawdę bym Cię posłuchała, gdyby nie było za późno.
Ukryła twarz w dłoniach desperacko próbując powstrzymać kolejną falą szlochu, jaka chciała wstrząsnąć tym stupięćdziesięciopięciocentymetrowym ciałem. Gdyby tylko Jonna tamtego wieczora nie była pijana i mogła ją odebrać… Nie, gdyby Leilani wybrała okrężną drogę i nie natknęła się na tamtą dziewczynę, wszystko wyglądałoby inaczej. Wciąż miałaby stypendium i piękne długie włosy, a do tego nie wpadłaby w nałóg. Byłaby niewinnym dzieckiem, z którego Conrad mógłby być dumny.
W życiu kilkukrotnie strzelano do mnie.
Uniosła wzrok nie kryjąc zmieszania. Nie chciała tego wiedzieć. Nie chciała słyszeć, że ktoś kiedykolwiek próbował skrzywdzić jej ojca. Nawet nie wypytywała go szczególnie o więzienie, czując przytłaczające ją żal i bezradność, gdy tylko poruszał ten temat.
Łamano kończyny.
Jej usta ułożyły się w bezgłośne „dlaczego?”, a paznokcie boleśnie wbiły się w wewnętrzną część dłoni, gdy zacisnęła pięści. Słuchanie o cierpieniu najbliższej osoby było największą męką, a grymas, jaki pojawił się na twarzy Leilani, tylko to potwierdzał. Zaszklone łzami oczy zdawały się błagać, aby przestał.
Torturowano.
Cofnęła się o krok, czując, że robi jej się niedobrze. Jednocześnie miała wrażenie, że na jej sercu pojawiają się pęknięcia. Wiedziała już do czego zmierza, a mimo to do ostatniej chwili miała nadzieję, że jednak zachowa te słowa dla siebie. Że jej tego oszczędzi.
Ale nikt nie zranił mnie tak, jak ty teraz.
Zdawało jej się, że słyszy dźwięk rozbijającego się na kawałki serca. W rzeczywistości był to jedynie łoskot jej ciała, które spotkało się z podłogą, gdy ugięły się pod nią kolana. Wbiła paznokcie w klatkę piersiową, podczas gdy nieprzyjemne uczucie gorąca chciało rozerwać ją od środka. Jeśli Louisowi chodziło o to, by złamać córkę, to udało mu się to. O dziwo, nie zaczęła wyć. Łzy nadal spływały po policzkach, ale oprócz tego sprawiała wrażenie całkiem spokojnej.
— …kiedy jeszcze myślałam, że to on jest moim ojcem, robiłam wszystko, żeby zwrócił na mnie swoją uwagę. By choć przez chwilę potrzymał mnie za rękę, spędził ze mną trochę czasu. By powiedział, że jest ze mnie dumny. — spuściła głowę patrząc, jak krople raz za razem kapiące z jej twarzy zaczynają się zlewać na podłodze. Nawet nie chciała sobie wyobrażać co musiał czuć, gdy nagle zaczęła mówić o George’u, zwłaszcza w takiej sytuacji. — Ale czegokolwiek bym nie zrobiła, zawsze znalazł coś, co jego zdaniem było źle. Za niska ocena z matematyki, choć miałam najlepszą średnią w całej szkole. Źle zagrany dźwięk na pianinie, mimo, że to ja zdobyłam pierwsze miejsce w konkursie. Krzywo narysowana laurka na dzień ojca — gdyby nie to, że włosy zasłaniały jej twarz, mógłby dostrzec uśmiech rozgoryczenia. — I co z tego, że miałam kurwa siedem lat i dopiero uczyłam się rysować kółka. A na koniec, gdy chciałam ze sobą skończyć, ale wzięłam nie te leki i skończyłam wymiotując w łazience, kpił ze mnie, że nawet zabić się nie potrafię.
Roześmiała się cicho. Czasem nie pozostawało nic innego, niż śmianie się przez łzy.
— I wtedy pojawiłeś się Ty i zupełnie mnie nie znając powiedziałeś, że mnie kochasz. Nie musiałam nawet zabiegać o Twoją miłość, udowadniać Ci, że jestem jej warta… po prostu ją od Ciebie dostałam. To najpiękniejsza i najcenniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek miałam. Nie drogie ubrania, telefon, czy mieszkanie w willi na Południu. To nie wśród złota i marmurów czuję się dobrze, a tutaj, w Twoim małym mieszkaniu w bloku. Ale im bardziej byłam szczęśliwa, tym większy rodził się strach, że kiedyś to stracę. Że kiedy dowiesz się jaka jestem naprawdę, to mnie znienawidzisz i wyrzucisz ze swojego życia, więc… zaczęłam tworzyć te wszystkie kłamstwa, podtrzymując wizerunek idealnej córki. Bo nie chciałam, żebyś wiedział jakim jestem potworem. Jest mi za to ogromnie wstyd, ale moje przeprosiny niczego nie zmienią. Nie zdziwię się, jeśli nie będziesz chciał mieć ze mną nic wspólnego, ale proszę, zapamiętaj jedną rzecz… — uniosła głowę, patrząc mu prosto w oczy. — Kocham Cię najmocniej na świecie, tato. I nigdy nie chciałam Cię zranić... Na pewno nie świadomie. I… i jeśli Ciebie to boli, to mnie boli dwa razy mocniej, gdy wiem, że to moja wina.
Podniosła się na drżących nogach, po czym ponownie użyła rękawa swojej bluzki jako chusteczki.
— Wbrew temu, co inni o Tobie myślą... I co sam możesz o sobie myśleć, jesteś dobrym człowiekiem i zasługujesz na lepsze dziecko, niż ja. — szepnęła, po czym ruszyła w stronę wyjścia z salonu, najpierw starając się ominąć Louisa. Jeśli jej nie zatrzyma, to zacznie się zbierać.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: All you have to say is that it's gonna get better
Sro Sty 30, 2019 11:02 am
Sro Sty 30, 2019 11:02 am
On nie rozumiał. On. Człowiek, po którego wydeptanych w ziemi śladach teraz idzie ona. On nie rozumiał. Wieloletni narkoman, alkoholik, morderca i złodziej. Zaczynał już rozwierać usta, aby powtórzyć smarkuli po raz milionowy, że nie ona na tym łez padole jedna wdepnęła w gówno i nie dało się go wytrzeć o trawę, ale policzył w myślach do dziesięciu. Słyszał o tej metodzie z dwieście razy w ciągu życia, ale zazwyczaj w jego wypadku była to najsłabsza linia obrony wobec gniewu Conrada. Przypomniały mu się słowa jej matki, która złożyła w jego rękach obowiązek przekonania małej do leczenia. Czy w tym momencie musiał ją przekonywać do czegoś, co i tak zostanie postanowione z woli sądu? Absolutnie nie musiał. Ale chciał, bo tak będzie jej łatwiej. Jedyne, czego chciał teraz w życiu to domu na odludziu i tego, aby mała była szczęśliwa, choć po jego surowym tonie trudno było to wywnioskować. Niemniej jednak, dałby sobie rękę uciąć za to, że wiedziała, że ją kocha i prędzej da się rozstrzelać niż zostawić ją samą z tymi problemami, bez względu na to, ile litrów złości musiał z siebie wylać.
Mimo że dalej chciał na nią krzyczeć, nie wydał z siebie żadnego dźwięku, gdy pod rudowłosą ugięły się kolana. Pozwolił jej się uzewnętrznić, tego też od niej oczekiwał oprócz wstydu za swoje zachowanie. Koniec końców, na tym też polegało jego ojcowskie zadanie ─ wysłuchać. Początkowo twardo stał z założonymi rękami, nie będąc ani trochę poruszony przez szczegóły, co do metod wychowawczych, czy raczej hodowlanych tego starego skurwysyna. Czegokolwiek Leilani nie powiedziałaby o tym chuju, Savage nigdy temu nie zaprzeczyłby, chyba, że to byłyby słowa oczyszczające jego kartotekę. Bezwarunkowo nie wierzył w ani jeden dobry czyn ze strony tego ludzkiego śmiecia, czy był on rzeczywiście godny uznania czy nie. Taki już jego obraz sobie wytworzył i nic nie zmieni jego nieodpartej chęci zasadzenia się na niego. Czasem podczas bezsennych nocy na leżaku na balkonie z popiołem papierosowym na bezrękawniku myślał, jak rozwiązać niektóre dręczące go problemy. Może zabrać w nocy Leię i Jonnę za miasto, wrócić na południe, wziąć ze sobą ulubione książki i płyty Leilani, zdjęcia pani Cigfran, wylać benzynę…
Dlaczego nie pomyślał o tym siedemnaście lat temu? Może miał zbyt wiele skrupułów. A mógł je przehandlować, tylko na chuj one komu.
Może też dlatego, że obawiał się, że nie zapewni Jonnie i Gwendolyn tego, co zaoferował im Cigfran i jego strach był słuszny. Ćpun nie utrzyma trzyosobowej rodziny z jeszcze jednym szkrabem na horyzoncie. Te lęki zimowały w nim niemalże dwie dekady, żeby teraz się wybudzić, gdy jesienią zobaczył twarz córki. To nie była twarzyczka dziewczyny, której ojciec je gorzej od własnych zwierząt i pracuje fizycznie 60 godzin tygodniowo. Ona zasługiwała na królewskie traktowanie, czego on nie mógł jej dać. Jedyne, co miał, to swoje serce na talerzu i mogło się zdawać, że ważyło ono więcej niż dziesięć sztabek złota.
Słuchał jej, wciąż milcząc, lecz niespecjalnie dlatego, że nie chciał jej przerywać, lecz z powodu chwilowego braku języka w ustach, gdy ta zaręczała, że woli jego pełną psich kłaków klitkę od błyszczących, pałacowych posadzek. Zagryzł dolną wargę, gdy dziewczyna wraz z kolejnymi zdaniami coraz wyżej podrywała jego serce, aż nie uderzyło o sufit. Jeszcze nie słyszał od niej takiego pięknego wyznania, którego myślał, że nigdy nie usłyszy.
Gdy ta wstała z podłogi, aby zejść mu z oczu, on zbliżył się do niej i złapał ją za szczupłe ramiona, lecz nie chwytem wściekłości, a takim, jaki jej się należał. Lekki, delikatny i czuły.
─ Lepszego dziecka nigdzie nie znajdę ─ mówiąc, uniósł lekko jej podbródek i wytarł kciukami słone ścieżki. ─ ale musisz wiedzieć, że na kłamstwie nic nie zbudujesz. Choćbyś mi przystawiła lufę do skroni, nigdy nie przestanę Cię kochać. Chcę tylko, żebyś była szczęśliwym, wolnym człowiekiem, dlatego musisz z tym wygrać. I możesz to robić dla mnie, czy dla Twojej mamy, ale najważniejsze, żebyś robiła to dla siebie samej. Nikt nie przeżyje Twojego życia za Ciebie. Możesz popełniać błędy, ale chcę, żebyś się na nich uczyła postępować właściwie. Posłuchaj. ─ westchnął i uklęknął przed nią na jednym kolanie, trzymając ją za ręce. Tak była między nimi o wiele mniejsza różnica wzrostu, tak na dobrą sprawę. ─ Nie obchodzi mnie, czy masz z matematyki w szkole A czy B i czy na laurce jest Mona Lisa czy byle kartofel podpisany jako ja. Ważne, że jesteś i nic mojego zdania nie zmieni. Jesteś moja. Co nie oznacza, że nie jestem już zły. ─ dodał nieco rozbawionym tonem z lekkim uśmiechem.
Może czas przestać czytać te cholerne poradniki o radzeniu sobie z krnąbrnymi nastolatkami, bo głupoty tam pierdolą o jakiś karach na telefon. Ashworth był pewien, że Leilani obeszłaby się bez internetu, ale bez taty sobie nie poradzi, jakkolwiek chujowy ten tata nie byłby. Lepiej wychodzi mu rodzicielstwo instynktownie niż zamierzenie.
Mimo że dalej chciał na nią krzyczeć, nie wydał z siebie żadnego dźwięku, gdy pod rudowłosą ugięły się kolana. Pozwolił jej się uzewnętrznić, tego też od niej oczekiwał oprócz wstydu za swoje zachowanie. Koniec końców, na tym też polegało jego ojcowskie zadanie ─ wysłuchać. Początkowo twardo stał z założonymi rękami, nie będąc ani trochę poruszony przez szczegóły, co do metod wychowawczych, czy raczej hodowlanych tego starego skurwysyna. Czegokolwiek Leilani nie powiedziałaby o tym chuju, Savage nigdy temu nie zaprzeczyłby, chyba, że to byłyby słowa oczyszczające jego kartotekę. Bezwarunkowo nie wierzył w ani jeden dobry czyn ze strony tego ludzkiego śmiecia, czy był on rzeczywiście godny uznania czy nie. Taki już jego obraz sobie wytworzył i nic nie zmieni jego nieodpartej chęci zasadzenia się na niego. Czasem podczas bezsennych nocy na leżaku na balkonie z popiołem papierosowym na bezrękawniku myślał, jak rozwiązać niektóre dręczące go problemy. Może zabrać w nocy Leię i Jonnę za miasto, wrócić na południe, wziąć ze sobą ulubione książki i płyty Leilani, zdjęcia pani Cigfran, wylać benzynę…
Dlaczego nie pomyślał o tym siedemnaście lat temu? Może miał zbyt wiele skrupułów. A mógł je przehandlować, tylko na chuj one komu.
Może też dlatego, że obawiał się, że nie zapewni Jonnie i Gwendolyn tego, co zaoferował im Cigfran i jego strach był słuszny. Ćpun nie utrzyma trzyosobowej rodziny z jeszcze jednym szkrabem na horyzoncie. Te lęki zimowały w nim niemalże dwie dekady, żeby teraz się wybudzić, gdy jesienią zobaczył twarz córki. To nie była twarzyczka dziewczyny, której ojciec je gorzej od własnych zwierząt i pracuje fizycznie 60 godzin tygodniowo. Ona zasługiwała na królewskie traktowanie, czego on nie mógł jej dać. Jedyne, co miał, to swoje serce na talerzu i mogło się zdawać, że ważyło ono więcej niż dziesięć sztabek złota.
Słuchał jej, wciąż milcząc, lecz niespecjalnie dlatego, że nie chciał jej przerywać, lecz z powodu chwilowego braku języka w ustach, gdy ta zaręczała, że woli jego pełną psich kłaków klitkę od błyszczących, pałacowych posadzek. Zagryzł dolną wargę, gdy dziewczyna wraz z kolejnymi zdaniami coraz wyżej podrywała jego serce, aż nie uderzyło o sufit. Jeszcze nie słyszał od niej takiego pięknego wyznania, którego myślał, że nigdy nie usłyszy.
Gdy ta wstała z podłogi, aby zejść mu z oczu, on zbliżył się do niej i złapał ją za szczupłe ramiona, lecz nie chwytem wściekłości, a takim, jaki jej się należał. Lekki, delikatny i czuły.
─ Lepszego dziecka nigdzie nie znajdę ─ mówiąc, uniósł lekko jej podbródek i wytarł kciukami słone ścieżki. ─ ale musisz wiedzieć, że na kłamstwie nic nie zbudujesz. Choćbyś mi przystawiła lufę do skroni, nigdy nie przestanę Cię kochać. Chcę tylko, żebyś była szczęśliwym, wolnym człowiekiem, dlatego musisz z tym wygrać. I możesz to robić dla mnie, czy dla Twojej mamy, ale najważniejsze, żebyś robiła to dla siebie samej. Nikt nie przeżyje Twojego życia za Ciebie. Możesz popełniać błędy, ale chcę, żebyś się na nich uczyła postępować właściwie. Posłuchaj. ─ westchnął i uklęknął przed nią na jednym kolanie, trzymając ją za ręce. Tak była między nimi o wiele mniejsza różnica wzrostu, tak na dobrą sprawę. ─ Nie obchodzi mnie, czy masz z matematyki w szkole A czy B i czy na laurce jest Mona Lisa czy byle kartofel podpisany jako ja. Ważne, że jesteś i nic mojego zdania nie zmieni. Jesteś moja. Co nie oznacza, że nie jestem już zły. ─ dodał nieco rozbawionym tonem z lekkim uśmiechem.
Może czas przestać czytać te cholerne poradniki o radzeniu sobie z krnąbrnymi nastolatkami, bo głupoty tam pierdolą o jakiś karach na telefon. Ashworth był pewien, że Leilani obeszłaby się bez internetu, ale bez taty sobie nie poradzi, jakkolwiek chujowy ten tata nie byłby. Lepiej wychodzi mu rodzicielstwo instynktownie niż zamierzenie.
Czasami ci, którzy mieli najmniej, potrafili dać najwięcej i taki był właśnie Louis stawiający potrzeby swojej córki i zwierząt ponad własne. Może i jako mechanik zarabiający ledwo kilkaset dolarów miesięcznie nie mógł zapewnić jej pięknego domu, modnych ubrań i kolacji w drogich restauracjach, ale otrzymała od niego coś znacznie cenniejszego. Coś, za co mogłaby oddać wszystkie prezenty od George’a, czego desperacko szukała wdając się w toksyczne relacje, czego rozpaczliwie potrzebowała szczególnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy — swoją miłość. A wraz z nią poczucie bezpieczeństwa i przynależności (nieważne, ilekroć wmawiałaby sobie, że dobrze czuje się ze swoją samotnością; Lei zawsze chciała być „czyjaś”, że jest ktoś, kto na nią czeka), akceptację i szczerą troskę. Co z tego, że jego dłonie były spracowane i często brudne od smaru, skoro potrafiły dotykać ją z czułością, na jaką Cigfran nigdy by się nie zebrał? Z Louisem czułaby się dobrze nawet w niedogrzanej przyczepie na środku wielkiego pustkowia, jedząc tanie jedzenie z puszek i widując ludzi raz na bardzo długi czas. To ostatnie akurat wyszłoby im obojgu na dobre.
Jak kogoś takiego społeczeństwo mogło nazwać potworem? Jej najukochańszego tatusia, który byłby dla niej gotowy zrobić wszystko? Nadal nie wierzyła w słuszność jego skazania, pomimo całej masy obciążających go dowodów i tego, że sam przyznał się do popełnionych zbrodni. Wielokrotnie miała ochotę powiedzieć mu „nie zrobiłeś nic złego, tato”, ale dziwne uczucie lęku zawsze ściskało jej gardło. Nie umiała powiedzieć, czego tak bardzo się bała.
Zdziwiła ją ta nagła zmiana w jego zachowaniu. Sztorm szalejący w jego oczach stał się spokojnym oceanem, a dłoń, która wściekle zaciskała się na jej ramieniu, nagle ocierała łzy z jej policzków. Nie była gotowa na tę czułość; wolałaby już, żeby Ashworth na nią krzyczał, szarpał nią, wyrzucił z mieszkania. Nie chciała, by okazywał jej uczucia chwilę po tym, gdy powiedział jej, jak bardzo go zraniła.
Jesteś dla mnie za dobry, pomyślała, gdy tylko uklęknął przed nią, a jego duże ciepłe ręce ujęły jej, zimne i drżące. Bezczelnie go okłamywała, a on mimo wszystko odnosił się do niej tak serdecznie. Czy to właśnie była miłość? Odpuszczenie drugiej osobie, nawet jeśli zostało się przez nią skrzywdzonym? I chociaż sama wielokrotnie tak postępowała w przypadku Jonny, to nie potrafiła tego zrozumieć.
Po policzkach Leilani mimowolnie popłynęły łzy, wyrwała sobie dłonie z jego uścisku, ale tylko po to, by go objąć, by wtulić się w jego ramię. Jak ona wytrzyma cały odwyk bez tego? Wszakże w ciągu ostatniego miesiąca, tylko bliskość Louisa powstrzymywała ją przed rozsypaniem się na kawałki. Nie bała się sądu, rozprawy, ani tego, jak wyrok może namieszać w jej życiu; to rozdzielenia z ojcem obawiała się najbardziej. Nie potrafiła wytrzymać bez niego dwanaście godzin, a co dopiero znieść dwanaście tygodni.
— I nie zmienisz zdania nawet jeśli okazałoby się, że… ciągnie mnie do kobiet? — zapytała wbijając paznokcie w jego ramiona. Nie robiła tego jakoś szczególnie mocno, nie miała na to sił. Była zmęczona ciągłym ćpaniem, a mimo to nie potrafiła przestać. — Nawet nie próbuj nie być zły. Nie pobłażaj mi jak mama.
Jeszcze tego brakowało, by Conrad zaczął przymykać oko na jej wybryki. Może jeszcze sam jej poda fetę, gdy jej ręce będą zbyt drżące, żeby mogła sobie trafić w żyłę? Nie, na pewno żadne z nich do tego nie dopuści. Lei nie chciałaby, żeby oglądał ją w takim stanie, a żaden normalny ojciec nie pozwoliłby, by jego dziecko igrało ze śmiercią na jego oczach. Tak, ze śmiercią. Bo to już dawno przestało być zabawne.
— Mogę mieć do Ciebie prośbę, tato? — odezwała się po chwili ciszy przerywanej pociąganiem nosem nad jego ramieniem. — Nie ufaj mi. Przynajmniej nie w kwestii narkotyków. Nawet jeśli wrócę ze szpitala. Proszę.
Jak kogoś takiego społeczeństwo mogło nazwać potworem? Jej najukochańszego tatusia, który byłby dla niej gotowy zrobić wszystko? Nadal nie wierzyła w słuszność jego skazania, pomimo całej masy obciążających go dowodów i tego, że sam przyznał się do popełnionych zbrodni. Wielokrotnie miała ochotę powiedzieć mu „nie zrobiłeś nic złego, tato”, ale dziwne uczucie lęku zawsze ściskało jej gardło. Nie umiała powiedzieć, czego tak bardzo się bała.
Zdziwiła ją ta nagła zmiana w jego zachowaniu. Sztorm szalejący w jego oczach stał się spokojnym oceanem, a dłoń, która wściekle zaciskała się na jej ramieniu, nagle ocierała łzy z jej policzków. Nie była gotowa na tę czułość; wolałaby już, żeby Ashworth na nią krzyczał, szarpał nią, wyrzucił z mieszkania. Nie chciała, by okazywał jej uczucia chwilę po tym, gdy powiedział jej, jak bardzo go zraniła.
Jesteś dla mnie za dobry, pomyślała, gdy tylko uklęknął przed nią, a jego duże ciepłe ręce ujęły jej, zimne i drżące. Bezczelnie go okłamywała, a on mimo wszystko odnosił się do niej tak serdecznie. Czy to właśnie była miłość? Odpuszczenie drugiej osobie, nawet jeśli zostało się przez nią skrzywdzonym? I chociaż sama wielokrotnie tak postępowała w przypadku Jonny, to nie potrafiła tego zrozumieć.
Po policzkach Leilani mimowolnie popłynęły łzy, wyrwała sobie dłonie z jego uścisku, ale tylko po to, by go objąć, by wtulić się w jego ramię. Jak ona wytrzyma cały odwyk bez tego? Wszakże w ciągu ostatniego miesiąca, tylko bliskość Louisa powstrzymywała ją przed rozsypaniem się na kawałki. Nie bała się sądu, rozprawy, ani tego, jak wyrok może namieszać w jej życiu; to rozdzielenia z ojcem obawiała się najbardziej. Nie potrafiła wytrzymać bez niego dwanaście godzin, a co dopiero znieść dwanaście tygodni.
— I nie zmienisz zdania nawet jeśli okazałoby się, że… ciągnie mnie do kobiet? — zapytała wbijając paznokcie w jego ramiona. Nie robiła tego jakoś szczególnie mocno, nie miała na to sił. Była zmęczona ciągłym ćpaniem, a mimo to nie potrafiła przestać. — Nawet nie próbuj nie być zły. Nie pobłażaj mi jak mama.
Jeszcze tego brakowało, by Conrad zaczął przymykać oko na jej wybryki. Może jeszcze sam jej poda fetę, gdy jej ręce będą zbyt drżące, żeby mogła sobie trafić w żyłę? Nie, na pewno żadne z nich do tego nie dopuści. Lei nie chciałaby, żeby oglądał ją w takim stanie, a żaden normalny ojciec nie pozwoliłby, by jego dziecko igrało ze śmiercią na jego oczach. Tak, ze śmiercią. Bo to już dawno przestało być zabawne.
— Mogę mieć do Ciebie prośbę, tato? — odezwała się po chwili ciszy przerywanej pociąganiem nosem nad jego ramieniem. — Nie ufaj mi. Przynajmniej nie w kwestii narkotyków. Nawet jeśli wrócę ze szpitala. Proszę.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: All you have to say is that it's gonna get better
Pią Lut 08, 2019 9:36 am
Pią Lut 08, 2019 9:36 am
Agresja i złość Conrada była niebezpiecznym narzędziem, aczkolwiek tysiąckrotnie razy destrukcyjna była jego patologiczna, nielogiczna miłość. Nie kochał nigdy swojego ojca, zaś matka była w jego oczach najświętszą i najczystszą istotą w tym wszechświecie, mimo że o macierzyństwo nigdy tak naprawdę nie otarła z punktu widzenia osoby trzeciej i daleko było jej do zachowania matki.
─ Nie zmienię, Lei. ─ mówiąc, objął ją ciaśniej jako argument na poparcie jego słów. ─ Nieważne, co ta osoba ma między nogami. Ważne, co ma w głowie.
Absurdalne dla niego było, że miałby ją odrzucić ze względu na orientację seksualną. Może było to wywołane tym, że znał ją bardzo krótko i takie wyznanie mogłoby nim wstrząsnąć, gdyby znał ją te siedemnaście lat, a nie dwa miesiące, jednakże odtrącenie dziecka przez to, z kim ono bierze pod uwagę być resztę dorosłego życia, było dla niego zwyczajną abstrakcją. Louisa interesowało przede wszystkim bezpieczeństwo małej i wolność, płeć jej potencjalnego partnera bądź partnerki nijak mu jego koncepcji nie burzyło.
Nie miał zamiaru dawać jej zielonego światła na uśmiercanie się. O ile pani Cigfran krążyła wokół Leilani jak wokół jeża, nie mogąc się zmusić do interwencji, tak Louis nie miał ku temu żadnych oporów. Znał ten stan. Zwłaszcza, że za niedługi okres czasu mała trafi tam, gdzie sam sugerował jej matce ─ do szpitala psychiatrycznego. Tam będzie pod stałą obserwacją i kontrolą lekarską, tego teraz potrzebuje jej słabe, wycieńczone ciało.
─ Chyba nie zakładałaś, że będę Ci ufał po tym wszystkim? ─ zapytał, ściągając znów brwi. ─ Na zaufanie musisz sobie od nowa zapracować. Sądzę, że Twoja matka uważa to samo. ─ a jeżeli nie, to ja się tym zajmę.
Dla narkomana nie można naginać karku, jakikolwiek nie byłby z charakteru przed popadnięciem w nałóg. Uzależnienia są przewlekłymi chorobami, a człowiek w obliczu tragedii tego pokroju może zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni, bez względu na to, jak zachowywał się wcześniej. Człowiek to zwierzę. Zagrożone zwierzęta chcą przetrwać, a jak to drugorzędna sprawa. Wiedział, że Jonna nie była głupia, ale przez te wszystkie lata była zbyt miękka. Nie miał pojęcia, czy po ich rozmowie jakkolwiek wpłynął na nią, ale uważał, że jest to do wypracowania, choć i tego nie był pewien, w końcu sama była alkoholiczką. Miał nadzieję, że sama też zgłosi się na odwyk. Człowiek dopiero po odpięciu łańcucha od nogi jest w stanie żyć pełną piersią. Czasem jest już za późno na szaleństwa, ale na normalny żywot nie na uwięzi dalej niż pięć metrów od butelki zawsze jest czas.
─ Nie zmienię, Lei. ─ mówiąc, objął ją ciaśniej jako argument na poparcie jego słów. ─ Nieważne, co ta osoba ma między nogami. Ważne, co ma w głowie.
Absurdalne dla niego było, że miałby ją odrzucić ze względu na orientację seksualną. Może było to wywołane tym, że znał ją bardzo krótko i takie wyznanie mogłoby nim wstrząsnąć, gdyby znał ją te siedemnaście lat, a nie dwa miesiące, jednakże odtrącenie dziecka przez to, z kim ono bierze pod uwagę być resztę dorosłego życia, było dla niego zwyczajną abstrakcją. Louisa interesowało przede wszystkim bezpieczeństwo małej i wolność, płeć jej potencjalnego partnera bądź partnerki nijak mu jego koncepcji nie burzyło.
Nie miał zamiaru dawać jej zielonego światła na uśmiercanie się. O ile pani Cigfran krążyła wokół Leilani jak wokół jeża, nie mogąc się zmusić do interwencji, tak Louis nie miał ku temu żadnych oporów. Znał ten stan. Zwłaszcza, że za niedługi okres czasu mała trafi tam, gdzie sam sugerował jej matce ─ do szpitala psychiatrycznego. Tam będzie pod stałą obserwacją i kontrolą lekarską, tego teraz potrzebuje jej słabe, wycieńczone ciało.
─ Chyba nie zakładałaś, że będę Ci ufał po tym wszystkim? ─ zapytał, ściągając znów brwi. ─ Na zaufanie musisz sobie od nowa zapracować. Sądzę, że Twoja matka uważa to samo. ─ a jeżeli nie, to ja się tym zajmę.
Dla narkomana nie można naginać karku, jakikolwiek nie byłby z charakteru przed popadnięciem w nałóg. Uzależnienia są przewlekłymi chorobami, a człowiek w obliczu tragedii tego pokroju może zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni, bez względu na to, jak zachowywał się wcześniej. Człowiek to zwierzę. Zagrożone zwierzęta chcą przetrwać, a jak to drugorzędna sprawa. Wiedział, że Jonna nie była głupia, ale przez te wszystkie lata była zbyt miękka. Nie miał pojęcia, czy po ich rozmowie jakkolwiek wpłynął na nią, ale uważał, że jest to do wypracowania, choć i tego nie był pewien, w końcu sama była alkoholiczką. Miał nadzieję, że sama też zgłosi się na odwyk. Człowiek dopiero po odpięciu łańcucha od nogi jest w stanie żyć pełną piersią. Czasem jest już za późno na szaleństwa, ale na normalny żywot nie na uwięzi dalej niż pięć metrów od butelki zawsze jest czas.
Wypuściła powietrze z płuc, a jej ciało rozluźniło się w objęciach ojca. W żaden sposób nie skomentowała jego słów, nie sądziła, by musiała. Jej reakcja mówiła sama za siebie; poczuła wielką ulgę, że Louis akceptuje jej orientację. Sprytnie sobie to obmyśliła, zrobiła coming out w czasie zamieszania, gdy mężczyzna zapewne wolałby, żeby miała problemy z wyjawieniem rodzicom prawdy na temat swoich preferencji, a nie dawała sobie w żyłę, gdy nikt nie patrzył.
Jej obawy były jednak całkowicie uzasadnione; nawet jej była dziewczyna twierdziła, że cały ten związek był zabawą i że orientacja inna niż hetero to choroba, którą trzeba leczyć. O George’u, który podzielał jej zdanie i nie krępował się z jego wygłaszaniem na każdym kroku, chyba nie trzeba było wspominać.
Po chwilowej uldze przyszła kolejna fala smutku. I zawodu, względem siebie samej. Zaufanie było jak nić; przerwaną dało się połączyć w jedność, ale pozostawał na niej supeł, który dawał o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie.
— Nie, nie zakładałam. Wiesz… mama zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Dobrze, że chociaż Ty reagujesz. — starała nie dać po sobie poznać tego, jak bardzo zabolały ją jego słowa i to, że w pełni na nie zasłużyła. — Nie pyta o nic, gdy wychodzę. Nie sprawdza, czy nie wracam naćpana, czy nie mam przy sobie fety, albo czy nie biorę tuż pod jej nosem.
Wyswobodziła się z jego objęć i usiadła na kanapie wbijając wzrok w swoje dłonie. Dziwnie się czuła z jego zachowaniem, mówiącym „kocham cię, ale w nic ci nie wierzę”, dlatego wolała odpuścić sobie wszelkie czułości. Poza tym, nie chciała by wyczuł, jak bardzo drżała i to nie od płaczu. Musiała jak najszybciej zdobyć narkotyk, inaczej… Cóż, nie chciała by ojciec widział ją w stanie po „inaczej”. Trzeba wymyślić dobre kłamstwo, by pozwolił jej wyjść… Nie. Przecież miała być z nim szczera, dlaczego więc teraz przeszło jej przez myśl, żeby znowu go oszukać?
Być może dlatego, że pomimo jego wszelkich zapewnień, wciąż obawiała się, znienawidzi ją, gdy zobaczy tą drugą, narkomańską naturę, której Leilani się wstydziła. O wiele łatwiej jest usłyszeć „tak, ćpam” i oglądać ręce w celu znalezienia na nich wkłuć, niż patrzeć na to, jak jej ciało domaga się swojej trucizny.
— Będę musiała się zbierać. Nie chcę, żebyś patrzył na mnie na głodzie. — wyznała. Chyba nie musiała nic więcej dodawać.
Jej obawy były jednak całkowicie uzasadnione; nawet jej była dziewczyna twierdziła, że cały ten związek był zabawą i że orientacja inna niż hetero to choroba, którą trzeba leczyć. O George’u, który podzielał jej zdanie i nie krępował się z jego wygłaszaniem na każdym kroku, chyba nie trzeba było wspominać.
Po chwilowej uldze przyszła kolejna fala smutku. I zawodu, względem siebie samej. Zaufanie było jak nić; przerwaną dało się połączyć w jedność, ale pozostawał na niej supeł, który dawał o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie.
— Nie, nie zakładałam. Wiesz… mama zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Dobrze, że chociaż Ty reagujesz. — starała nie dać po sobie poznać tego, jak bardzo zabolały ją jego słowa i to, że w pełni na nie zasłużyła. — Nie pyta o nic, gdy wychodzę. Nie sprawdza, czy nie wracam naćpana, czy nie mam przy sobie fety, albo czy nie biorę tuż pod jej nosem.
Wyswobodziła się z jego objęć i usiadła na kanapie wbijając wzrok w swoje dłonie. Dziwnie się czuła z jego zachowaniem, mówiącym „kocham cię, ale w nic ci nie wierzę”, dlatego wolała odpuścić sobie wszelkie czułości. Poza tym, nie chciała by wyczuł, jak bardzo drżała i to nie od płaczu. Musiała jak najszybciej zdobyć narkotyk, inaczej… Cóż, nie chciała by ojciec widział ją w stanie po „inaczej”. Trzeba wymyślić dobre kłamstwo, by pozwolił jej wyjść… Nie. Przecież miała być z nim szczera, dlaczego więc teraz przeszło jej przez myśl, żeby znowu go oszukać?
Być może dlatego, że pomimo jego wszelkich zapewnień, wciąż obawiała się, znienawidzi ją, gdy zobaczy tą drugą, narkomańską naturę, której Leilani się wstydziła. O wiele łatwiej jest usłyszeć „tak, ćpam” i oglądać ręce w celu znalezienia na nich wkłuć, niż patrzeć na to, jak jej ciało domaga się swojej trucizny.
— Będę musiała się zbierać. Nie chcę, żebyś patrzył na mnie na głodzie. — wyznała. Chyba nie musiała nic więcej dodawać.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: All you have to say is that it's gonna get better
Pią Lut 08, 2019 8:54 pm
Pią Lut 08, 2019 8:54 pm
Louisa odpowiedź „ma to w dupie” naturalnie nie zaspokoiła. Matczyna obojętność uderza raz jeszcze i to ze zdwojoną siłą. Wciągnął powietrze przez nos, jakby to w jakikolwiek miało obniżyć mu ciśnienie. Zdjął ręce z jej przedramion, gdy ta zaczęła od niego uciekać. Usiadł obok niej na siedzisku, czekając na słowa, które ewidentnie układała sobie w głowie.
Nikt nigdy na opakowaniu nie pisał, że Ashworth będzie łatwy w obsłudze. Jego działania i stan emocjonalny nie był do rozrysowania w postaci diagramu czy do opisania w formie tabelki. Był bardzo impulsywnym człowiekiem, bardzo często dopuszczającym się hipokryzji. On sam nie był w stanie zdefiniować swoich uczuć, zwyczajnie trzeba było zaakceptować fakt kochania mimo braku zaufania.
─ Nigdzie nie idziesz. ─ odpowiedział stanowczo na jej próbę. Nie urodził się wczoraj, wiedział, że zanim dotrze do posiadłości Cigfranow, najpewniej zaliczy połowę dilerów amfetaminy w Riverdale. ─ Zostajesz u mnie do poniedziałku.
Wyciągnął z kieszeni spodni telefon, odblokowując go w bardzo toporny sposób, po czym wszedł w kontakty i wybrał numer do swojego szefa, który najprawdopodobniej na dzień dobry zapyta się go, czy rozum stracił, że dzwoni o tak absurdalnej godzinie i tak rzeczywiście było. Zerkał na Leilani w czasie rozmowy, to potakując, to pytając o możliwość wolnej soboty, na co nastała w słuchawce cisza. Conrad nigdy nie brał urlopu na żądanie, właściwie, nigdy nie miał ku temu powodów. Ani w tej, ani w poprzedniej pracy w USA nie zdarzyło mu się wziąć choćby chorobowego. Czy zdarzyło się to w Australii? Cholera wie, może. Nie pamiętał. Może jak spadł z dachu i dostał wstrząsu mózgu, usiłując zaimponować Jonnie. Tak czy srak, nie wiedział nawet, co się robi na „wczasach”. Ludzie podobno jeżdżą za miasto do domku letniskowego na ryby. Wędkarstwo to coś, co Louis mógłby praktykować. Siedziałby w leżaku ubrany w moro z kapeluszem z moskitierą, z wędką między nogami i czekał całymi godzinami, aż poczuje napięcie w żyłce.
─ Załatwione. ─ powiedział po rozłączeniu się, po czym wybrał numer byłej kochanki, pisząc z prędkością światła sms-a o treści: „Leia zostaje u mnie do poniedziałku”. To nie było pytanie, tylko informacja. Będzie tak, czy to im odpowiada, czy nie.
Nikt nigdy na opakowaniu nie pisał, że Ashworth będzie łatwy w obsłudze. Jego działania i stan emocjonalny nie był do rozrysowania w postaci diagramu czy do opisania w formie tabelki. Był bardzo impulsywnym człowiekiem, bardzo często dopuszczającym się hipokryzji. On sam nie był w stanie zdefiniować swoich uczuć, zwyczajnie trzeba było zaakceptować fakt kochania mimo braku zaufania.
─ Nigdzie nie idziesz. ─ odpowiedział stanowczo na jej próbę. Nie urodził się wczoraj, wiedział, że zanim dotrze do posiadłości Cigfranow, najpewniej zaliczy połowę dilerów amfetaminy w Riverdale. ─ Zostajesz u mnie do poniedziałku.
Wyciągnął z kieszeni spodni telefon, odblokowując go w bardzo toporny sposób, po czym wszedł w kontakty i wybrał numer do swojego szefa, który najprawdopodobniej na dzień dobry zapyta się go, czy rozum stracił, że dzwoni o tak absurdalnej godzinie i tak rzeczywiście było. Zerkał na Leilani w czasie rozmowy, to potakując, to pytając o możliwość wolnej soboty, na co nastała w słuchawce cisza. Conrad nigdy nie brał urlopu na żądanie, właściwie, nigdy nie miał ku temu powodów. Ani w tej, ani w poprzedniej pracy w USA nie zdarzyło mu się wziąć choćby chorobowego. Czy zdarzyło się to w Australii? Cholera wie, może. Nie pamiętał. Może jak spadł z dachu i dostał wstrząsu mózgu, usiłując zaimponować Jonnie. Tak czy srak, nie wiedział nawet, co się robi na „wczasach”. Ludzie podobno jeżdżą za miasto do domku letniskowego na ryby. Wędkarstwo to coś, co Louis mógłby praktykować. Siedziałby w leżaku ubrany w moro z kapeluszem z moskitierą, z wędką między nogami i czekał całymi godzinami, aż poczuje napięcie w żyłce.
─ Załatwione. ─ powiedział po rozłączeniu się, po czym wybrał numer byłej kochanki, pisząc z prędkością światła sms-a o treści: „Leia zostaje u mnie do poniedziałku”. To nie było pytanie, tylko informacja. Będzie tak, czy to im odpowiada, czy nie.
Nawet nie próbowała twierdzić, że byłoby inaczej; właściwie, to właśnie to próbowała mu przekazać. Gdyby tylko przekroczyła próg mieszkania Louisa, przyćpałaby w pierwszym lepszym zaułku, zakładając, że miałaby wcześniej szczęście spotkać dilera. Sęk w tym, że jakaś część Leilani wzbraniała się przed tym i odczuła swego rodzaju ulgę, gdy Ashworth zapowiedział, że zostanie u niego. Ale ta inna, uzależniona…
— Zwariowałeś! — zwróciła się do niego oburzona. — Jestem w ciągu. W CIĄGU! Nie możesz mi teraz zrobić detoksu! Jak ja w takim stanie pójdę na…
Umilkła, przerażona tym, co właśnie zrobiła. Czy wizja braku dostępu do narkotyku była aż tak straszna, że potrafiła podnieść głos na własnego ojca, który wcale nie chciał jej zrobić na złość? Czy to oznaczało, że było z nią aż tak źle? — Przepraszam… — szepnęła ukrywając twarz w dłoniach i opadła na kanapę. Nie wydała z siebie ani jednego dźwięku, podczas gdy on załatwiał swoje sprawy. Czuła wyrzuty sumienia, że przez nią musi wziąć sobie wolne w pracy, być może narażając się na nieprzyjemne komentarze ze strony szefa. A jeszcze większy żal pojawił się, gdy zrozumiała, że winą jest jej ćpanie.
Kiedy Louis jeszcze rozmawiał przez telefon, przysunęła się do niego, uniosła jego rękę i bezczelnie się pod nią wsunęła, przytulając się do niego. Miała sobie odpuścić czułości, ale nie potrafiła nic poradzić na to, że bliskość taty po prostu ją uspokajała. Kiedy był obok, miała wrażenie, że jest w stanie zmierzyć się ze wszystkim.
— Boję się. Tego, co się ze mną dzieje i tego, co będzie się działo na odwyku. Boję się zamknięcia i braku kontaktu z Tobą i mamą.— wymamrotała wtulona w jego tors. — Ja sobie bez Ciebie nie poradzę.
Dziwne, że przeżyła ponad szesnaście lat bez niego. O ile Conrad za dzieciaka był strasznym maminsynkiem, tak Lei była typowym przykładem córeczki tatusia. Tyle, że teraz musieli stoczyć walkę z innymi demonami, niż potwory czające się pod łóżkiem.
— Zwariowałeś! — zwróciła się do niego oburzona. — Jestem w ciągu. W CIĄGU! Nie możesz mi teraz zrobić detoksu! Jak ja w takim stanie pójdę na…
Umilkła, przerażona tym, co właśnie zrobiła. Czy wizja braku dostępu do narkotyku była aż tak straszna, że potrafiła podnieść głos na własnego ojca, który wcale nie chciał jej zrobić na złość? Czy to oznaczało, że było z nią aż tak źle? — Przepraszam… — szepnęła ukrywając twarz w dłoniach i opadła na kanapę. Nie wydała z siebie ani jednego dźwięku, podczas gdy on załatwiał swoje sprawy. Czuła wyrzuty sumienia, że przez nią musi wziąć sobie wolne w pracy, być może narażając się na nieprzyjemne komentarze ze strony szefa. A jeszcze większy żal pojawił się, gdy zrozumiała, że winą jest jej ćpanie.
Kiedy Louis jeszcze rozmawiał przez telefon, przysunęła się do niego, uniosła jego rękę i bezczelnie się pod nią wsunęła, przytulając się do niego. Miała sobie odpuścić czułości, ale nie potrafiła nic poradzić na to, że bliskość taty po prostu ją uspokajała. Kiedy był obok, miała wrażenie, że jest w stanie zmierzyć się ze wszystkim.
— Boję się. Tego, co się ze mną dzieje i tego, co będzie się działo na odwyku. Boję się zamknięcia i braku kontaktu z Tobą i mamą.— wymamrotała wtulona w jego tors. — Ja sobie bez Ciebie nie poradzę.
Dziwne, że przeżyła ponad szesnaście lat bez niego. O ile Conrad za dzieciaka był strasznym maminsynkiem, tak Lei była typowym przykładem córeczki tatusia. Tyle, że teraz musieli stoczyć walkę z innymi demonami, niż potwory czające się pod łóżkiem.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: All you have to say is that it's gonna get better
Sob Lut 09, 2019 4:24 pm
Sob Lut 09, 2019 4:24 pm
Jej nagły wybuch był na tyle silny, żeby wywołać u niej załamanie, zaś Ashworth wyglądał, jakby właśnie zderzyła się z nim muszka owocowa. Telefon wykonał tak czy inaczej. Dla niego nie grało roli to, czy na rozprawie sądowej będzie miała materiałowe spodnie, czy ołówkową spódnice, czy będzie miała koka, czy rozpuszczone włosy, czy będzie się trząść jak osika, dławiąc się własnym językiem, czy błagać o strzał w żyłę. Ma być trzeźwa.
Gdy wysłał tę cholerną wiadomość, a ogień w niej nieco wygasł, odłożył telefon na stolik, po czym zaczął układać jej rdzawe włosy pasmo po paśmie, słuchając jej, a językiem oblizującym zęby szukał wyrazów do sklejenia z nich mniej więcej logicznego zdania po angielsku. Nie był wyznawcą zasady „co cię nie zabije, to cię wzmocni”, dlatego też nie miał zamiaru w taki sposób jej krzepić.
Był osobą, która organoleptycznie sprawdziła, z czym jadło się szpital psychiatryczny i w obliczu jej obaw, powinien jej objaśnić wszystko, co wie. A czy to zrobi? Nie wiedział. Miał w sobie blokady, których, bez względu na to, jak bardzo nie chciałby, nie przejdzie ani górą, ani dołem, ani tym bardziej czołowo. Zagryzł wargę, zerkając na wylegującego się na podłodze Tootsiego.
─ Gorzej niż teraz nie będzie. ─ odpowiedział jej, nie kłamiąc. ─ I to nie wygląda tak, że zamykają Cię w izolatce, Kochanie. Nie będziesz tam sama. Tam jest tona innych ludzi takich samych jak ty, mama i ja będziemy mogli Cię widzieć. Są też telefony, jest XXI wiek. Powiedz mi, jak chcesz pomagać innym, jeżeli boisz się otrzymać pomoc? Zanim powiesz, że nie tego się nie boisz ─ uprzedził ją ─ to wszystko się wiąże.
Gdy wysłał tę cholerną wiadomość, a ogień w niej nieco wygasł, odłożył telefon na stolik, po czym zaczął układać jej rdzawe włosy pasmo po paśmie, słuchając jej, a językiem oblizującym zęby szukał wyrazów do sklejenia z nich mniej więcej logicznego zdania po angielsku. Nie był wyznawcą zasady „co cię nie zabije, to cię wzmocni”, dlatego też nie miał zamiaru w taki sposób jej krzepić.
Był osobą, która organoleptycznie sprawdziła, z czym jadło się szpital psychiatryczny i w obliczu jej obaw, powinien jej objaśnić wszystko, co wie. A czy to zrobi? Nie wiedział. Miał w sobie blokady, których, bez względu na to, jak bardzo nie chciałby, nie przejdzie ani górą, ani dołem, ani tym bardziej czołowo. Zagryzł wargę, zerkając na wylegującego się na podłodze Tootsiego.
─ Gorzej niż teraz nie będzie. ─ odpowiedział jej, nie kłamiąc. ─ I to nie wygląda tak, że zamykają Cię w izolatce, Kochanie. Nie będziesz tam sama. Tam jest tona innych ludzi takich samych jak ty, mama i ja będziemy mogli Cię widzieć. Są też telefony, jest XXI wiek. Powiedz mi, jak chcesz pomagać innym, jeżeli boisz się otrzymać pomoc? Zanim powiesz, że nie tego się nie boisz ─ uprzedził ją ─ to wszystko się wiąże.
Rytm jego serca, łagodny ton i dłoń, która z czułością odgarniała jej włosy, były najlepszym środkiem uspokajającym, jaki Leilani mogła kiedykolwiek zażyć. Wystarczyło tylko, by znalazła się w ramionach taty, a cichł jej płacz, burza wewnątrz niej przestawała szaleć, a wszystkie zmartwienia stawały się mniejsze i odległe. A może to sama dziewczyna odczuwała coraz większe zmęczenie? Jej organizm z dnia na dzień stawał się coraz słabszy, a nagłe wybuchy emocji były o wiele bardziej wyczerpujące niż kilka miesięcy temu.
— Bo przez tą „pomoc” nie spędzimy razem świąt. W sumie… to to mnie najbardziej boli. I wiem, że mogę winić tylko siebie, ale… no wiesz. To przykre. — westchnęła. — Nie ubierzemy razem choinki, nie wyciągnę Cię na bitwę na śnieżki, nie będę wciskać się obok Ciebie pod koc, twierdząc, że zwyciężają we mnie australijskie geny i mi zimno.
Na to ostatnie nawet na moment kąciki jej ust powędrowały ku górze. Ona już wiedziała po kim ciągle marznie, gdy kilka tygodni temu przypadkiem zobaczyła jego rachunek za ogrzewanie. A to był dopiero październik!
— Mam mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Z jednej strony chciałabym z tym skończyć, żyć normalnie, bez ciągłego myślenia o tym kiedy i jak wezmę. Ale… — urwała, słysząc jak jej głos zaczyna drżeć. Tylko się nie rozklejaj, Leilani. — Boję się otwierać przed obcymi ludźmi. Będą dociekać dlaczego ćpam, a ja nie chcę im powiedzieć za dużo. Nie mogę, bo jeśli ona się dowie, że ją wydałam…
Wtuliła się mocniej w Louisa. Nie chciała dalej ciągnąć tego tematu, żeby i on nie próbował wyciągnąć kogo jego córka tak bardzo się obawia. Uznała, że najlepiej będzie, jeśli zacznie mówić o czymś innym. Jeśli szybko zajmie jego myśli, to powinien zapomnieć o tym, co przed chwilą powiedziała. Chyba.
— Na pewno chcesz na to patrzeć? Wytrzymasz mnie? — zapytała podnosząc głowę, by spojrzeć tacie prosto w oczy. — Mogę być naprawdę okropna.
— Bo przez tą „pomoc” nie spędzimy razem świąt. W sumie… to to mnie najbardziej boli. I wiem, że mogę winić tylko siebie, ale… no wiesz. To przykre. — westchnęła. — Nie ubierzemy razem choinki, nie wyciągnę Cię na bitwę na śnieżki, nie będę wciskać się obok Ciebie pod koc, twierdząc, że zwyciężają we mnie australijskie geny i mi zimno.
Na to ostatnie nawet na moment kąciki jej ust powędrowały ku górze. Ona już wiedziała po kim ciągle marznie, gdy kilka tygodni temu przypadkiem zobaczyła jego rachunek za ogrzewanie. A to był dopiero październik!
— Mam mieszane uczucia co do tego wszystkiego. Z jednej strony chciałabym z tym skończyć, żyć normalnie, bez ciągłego myślenia o tym kiedy i jak wezmę. Ale… — urwała, słysząc jak jej głos zaczyna drżeć. Tylko się nie rozklejaj, Leilani. — Boję się otwierać przed obcymi ludźmi. Będą dociekać dlaczego ćpam, a ja nie chcę im powiedzieć za dużo. Nie mogę, bo jeśli ona się dowie, że ją wydałam…
Wtuliła się mocniej w Louisa. Nie chciała dalej ciągnąć tego tematu, żeby i on nie próbował wyciągnąć kogo jego córka tak bardzo się obawia. Uznała, że najlepiej będzie, jeśli zacznie mówić o czymś innym. Jeśli szybko zajmie jego myśli, to powinien zapomnieć o tym, co przed chwilą powiedziała. Chyba.
— Na pewno chcesz na to patrzeć? Wytrzymasz mnie? — zapytała podnosząc głowę, by spojrzeć tacie prosto w oczy. — Mogę być naprawdę okropna.
Louis Ashworth
Fresh Blood Lost in the City
Re: All you have to say is that it's gonna get better
Pon Lut 11, 2019 12:04 pm
Pon Lut 11, 2019 12:04 pm
Ashworth zmarszczył brwi na jej argumentację, a na jego twarzy objawiło się wyraźne zmieszanie. Nie wiedział, że młodej aż tak zależało na byciu z nim w Boże Narodzenie i nie można mu się dziwić, dla niego żadna data w ciągu roku nie była szczególna. W ciągu dwudziestu lat zatarła mu się jego własna data urodzenia ─ nie wiedział, czy dziesiąty, piętnasty czy dwudziesty grudnia. Z świętami tak naprawdę oswojony został w USA przez panią Ayers, która nie dała brodatemu bezdomnemu jeść swoich bułek na ławce w parku. Conrad obchodził święta tylko wtedy, gdy mieszkał z nią w jednym domu. W pustym mieszkaniu z psią sierścią na meblach zwyczaj ten już nie obowiązywał, ale, być może, należało jednak włączyć to, co chciała w nim zaszczepić Ayers.
─ Święta są co roku, a zimno jest od września do maja, więc zdążysz mnie skopać nogami. ─ odpowiedział, nie dzieląc jej zdania na ten temat.
To nie koniec świata, zawsze można zrobić sobie święta po terminie, kto im zabroni. Ale tego nie musi wiedzieć na razie. Louis musiał tak czy owak się sprężyć, zanim śnieg stopnieje i wziąć z pracy przenośną lodówkę. Arsenał arsenałem, ale mięso dla czterech psów też musi mieć chłód.
─ O czym ty mówisz? Jaka ona? ─ zapytał, mrużąc oczy i całkowicie ignorując jej nieudolne próby odciągnięcia jego uwagi.
Wytrzymał jedenaście lat więzienia i życie na ulicy, a miałby nie wytrzymać własnego naćpanego bachora? Zresztą, już zrobił sobie wolny weekend, teraz miałby jej otworzyć drzwi i ją za nie wypieprzyć?
─ Święta są co roku, a zimno jest od września do maja, więc zdążysz mnie skopać nogami. ─ odpowiedział, nie dzieląc jej zdania na ten temat.
To nie koniec świata, zawsze można zrobić sobie święta po terminie, kto im zabroni. Ale tego nie musi wiedzieć na razie. Louis musiał tak czy owak się sprężyć, zanim śnieg stopnieje i wziąć z pracy przenośną lodówkę. Arsenał arsenałem, ale mięso dla czterech psów też musi mieć chłód.
─ O czym ty mówisz? Jaka ona? ─ zapytał, mrużąc oczy i całkowicie ignorując jej nieudolne próby odciągnięcia jego uwagi.
Wytrzymał jedenaście lat więzienia i życie na ulicy, a miałby nie wytrzymać własnego naćpanego bachora? Zresztą, już zrobił sobie wolny weekend, teraz miałby jej otworzyć drzwi i ją za nie wypieprzyć?
Tymczasem dla Leilani święta od zawsze były okresem radosnych oczekiwań i przygotowań, pachnące tradycyjnymi fińskimi daniami, cynamonem oraz gałązkami świeżo ściętego świerka. Okres, w którym rodzina rozsiana po świecie usiadła razem do jednego stołu. Bez zwad, kłótni o podział majątku, po ciotce, o której nikt nigdy nie słyszał, plotek. A przynajmniej tak to zapamiętała; bo w końcu dzieci często nie zauważają takich rzeczy. Bardziej była pochłonięta zabawą z Blythe’m i resztą kuzynostwa, nawet jeśli uważali sześć lat młodszą dziewczynkę za kulę u nogi, niż towarzyszkę zabaw.
Ale potem umarła Gwen i czar prysł. Liczyła, że chociaż dzięki spędzeniu świąt z ojcem uda jej się choć na moment przywrócić magię tamtych dni. Tymczasem w ten ważny dla niej dzień obudzi się na sterylnym oddziale odczuwając jeszcze większą samotność. Wiedziała już, że na pewno rozpocznie i skończy go płaczem.
— Już to robię. — odparła niepocieszona tym, że dla taty święta nie znaczą tyle, co dla niej. Ale czy miała prawo być na niego o to zła? Jeśli chociaż część rzeczy, które napisali o nim w tej książce, jest prawdziwa, to wcale mu się nie dziwiła, że nie czuje się jakoś specjalnie szczęśliwy na myśl o gwiazdce. Ot, jeden wolny dzień od pracy.
Nabrała powietrza w policzki lekko poirytowana tym, że zamierzał drążyć temat, ale jeszcze bardziej była zła na siebie i swój za długi język, który wpędzał ją w kłopoty. Gdyby wtedy zeznała, że sprawa z amfetaminą była jednorazowym wyskokiem, to czy teraz musiałaby zostać zamknięta w szpitalu?
— Moja była dziewczyna. — odparła odsuwając się od Louisa. Biedny ojciec, teraz będzie musiał znosić jej huśtawkę nastrojów, ciągłe wahanie pomiędzy „proszę przytulić i kochać”, a „zostaw, odwal się ode mnie, noo”. — Ale nie chcę mówić o tej głupiej suce.
Ale potem umarła Gwen i czar prysł. Liczyła, że chociaż dzięki spędzeniu świąt z ojcem uda jej się choć na moment przywrócić magię tamtych dni. Tymczasem w ten ważny dla niej dzień obudzi się na sterylnym oddziale odczuwając jeszcze większą samotność. Wiedziała już, że na pewno rozpocznie i skończy go płaczem.
— Już to robię. — odparła niepocieszona tym, że dla taty święta nie znaczą tyle, co dla niej. Ale czy miała prawo być na niego o to zła? Jeśli chociaż część rzeczy, które napisali o nim w tej książce, jest prawdziwa, to wcale mu się nie dziwiła, że nie czuje się jakoś specjalnie szczęśliwy na myśl o gwiazdce. Ot, jeden wolny dzień od pracy.
Nabrała powietrza w policzki lekko poirytowana tym, że zamierzał drążyć temat, ale jeszcze bardziej była zła na siebie i swój za długi język, który wpędzał ją w kłopoty. Gdyby wtedy zeznała, że sprawa z amfetaminą była jednorazowym wyskokiem, to czy teraz musiałaby zostać zamknięta w szpitalu?
— Moja była dziewczyna. — odparła odsuwając się od Louisa. Biedny ojciec, teraz będzie musiał znosić jej huśtawkę nastrojów, ciągłe wahanie pomiędzy „proszę przytulić i kochać”, a „zostaw, odwal się ode mnie, noo”. — Ale nie chcę mówić o tej głupiej suce.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach