▲▼
Lotnisko było dzisiaj wyjątkowo zatłoczone. Ciężko się było przecisnąć z małym plecaczkiem, a przecież większość ludzi przychodziła w to miejsce z przynajmniej jedną walizką. Trudno się więc dziwić, że atmosfera stawała się nieco nerwowa. Tutaj ktoś kogoś popchnął, tam komuś upadła torebka, a w jeszcze innym miejscu ochrona musiała skontrolować nieco zbyt narwanego zagranicznego turystę. Kiedy więc Kaku wydostał się na zewnątrz, mógł się poczuć jak człowiek, który wyrwał się z sauny. Chłodne powietrze owiało przyjemnie jego twarz.
Jak łatwo się domyślić, skoro w samym lotnisku był tłok, to i jego parking był niezwykle okupowany. Dlatego też znalezienie odpowiedniego samochodu nie należało do najłatwiejszych zadań. Kiedy się to wreszcie udało, okazało się, że pojazd jest pusty, a jego właściciela nie dało się dostrzec nigdzie w pobliżu. Dopiero po krótkiej chwili Kakuei mógł dosłyszeć znajomy głos.
- Jak to za długo tu stoję, co to ma niby znaczyć?!
- Jest określony czas, kiedy można...
- Przyjechałem tylko odebrać wnuka, czy to jakaś zbrodnia?
- Nie proszę pana, ale...
- Nie wyciągnięcie ode mnie żadnych pieniędzy, cholerni złodzieje! Odbieram swojego wnuka i wracam do domu, proszę mnie zostawić w spokoju!
Kiedy Kaku wychylił się zza samochodu, mógł dostrzec swojego dziadka maszerującego bojowym krokiem, a za nim bezradnego pracownika parkingu, który prawdopodobnie wykonywał tylko swoje obowiązki. Tak czy inaczej, starszy mężczyzna już po chwili był przy swoim suvie, gdzie dostrzegł młodszego krewniaka.
- Ah, witaj wnusiu! Szybko, wsiadaj do samochodu, zanim ci krwiopijcy dobiorą się do mojego portfela.
Kilka chwil później opuścili lotnisko, a dziadek gnał tak, jakby goniły go zastępy piekielne. Dopiero kiedy zostawili budynek daleko za sobą, postanowił zwolnić.
- Niesamowite, jak ci ludzie potrafią myśleć tylko o pieniądzach. Tylko pieniądze i pieniądze! Żebym ja własnego wnuka nie mógł odebrać, bo od razu muszę... - zamilkł na chwilę, jakby zreflektował się, że nie jest sam. Spojrzał na Kaku i uśmiechnął się wesoło. - No, opowiadaj. Jak tam ta twoja szkoła w Kanadzie. Masz jakichś nowych przyjaciół? Jak sobie radzisz? Dobrze cię tam traktują?
Potok pytań został wreszcie przerwany i zapadła wyczekująca cisza.
- To dobrze, bardzo dobrze - odpowiedział dziadek, jednocześnie zmieniając pas na drodze. Zastanawiał się chwilę nad czymś. - Wiesz, czasem oglądam tutaj wiadomości i zawsze mówią, że tam w Ameryce nie jest najlepiej. Pewnie mówią o USA, ale może też chodzić o Kanadę. W każdym razie, chciałem powiedzieć, że martwiłem się o ciebie. Ale skoro mówisz, że wszystko jest w porządku, to się cieszę.
Po tych słowach zamilkł na dłuższą chwilę i skupił się na prowadzeniu samochodu. Kiedy już opadły w nim emocje, to kierował rozważnie, a wręcz odrobinę leniwie, wprawiając tym niektórych kierowców w irytację. Raz czy dwa nawet użyli klaksonów, dziadek jednak nie zdawał się jakkolwiek tym przejmować.
Podróż chwilę trwała, ale im bliżej byli gospodarstwa pana Fuse, tym więcej elementów wydawało się znajomych Kakuei'owi. Dużo się jednak również zmieniło, czas robił swoje.
- Moje gospodarstwo ma się dobrze - odezwał się nagle dziadek. - Nie ukrywam jednak, że cieszę się z powodu twojego przybycia nie tylko dlatego, że tęskniłem, chociaż to oczywiście też jest prawdą. Ale będę potrzebował trochę pomocy. Oczywiście po wszystkim coś ode mnie dostaniesz, nie wypuszczę cię z pustymi rękami. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś w tej Kanadzie, jak się pracuje? - zagadnął z rozbawieniem staruszek.
Po kolejnych kilkunastu minutach dotarli na miejsce.
- Witaj w domu - powiedział dziadek, wysiadając z samochodu.
Stary dom trzymał się bardzo dobrze, a teraz wyglądał wręcz doskonale. Widać było elementy, które zostały odrestaurowane, a jednak zachowały swój poprzedni klimat. Po prostu całość nie przypominała rudery. Pierwsze co jednak rzucało się w oczy, to że dach jest wciąż w trakcie remontu i dopiero połowa była gotowa. Poza tym podwórko było mocno zagracone różnymi narzędziami, płachtami i elementami budowlanymi.
- Prosić mnie o coś? A cóż to takiego może być? - zagadnął żywo zainteresowany dziadek. Zaraz jednak machnął w stronę domu. - No, dalej, rozgość się, chyba nie muszę cię oprowadzać. Pewnie jesteś też głodny. Jak już się rozpakujesz, to zejdź do kuchni. Zjemy coś, a potem pogadamy.
Po takim wyroku, dziadek udał się w swoją stronę, a Kakuei'owi nie pozostało nic innego, jak spełnić jego polecenia. Jego stały pokój był już przygotowany i wysprzątany, nic tylko poukładać swoje rzeczy. W tym pomieszczeniu zupełnie nic się nie zmieniło, było dokładnie takie, jakim Fuse mógł je zapamiętać, poza tym, że nieco opustoszałe.
Po tym, kiedy już zszedł na dół i został ugoszczony tradycyjnym, chińskim obiadem, za którym mógł pewnie tęsknić w Kanadzie, dziadek nalał jemu oraz sobie herbaty z małego imbryczka. Przyjemny aromat rozniósł się po pomieszczeniu, a staruszek westchnął z zadowoleniem.
- Jak zapewne zauważyłeś, zabrałem się za remont - zaczął dziadek, odstawiając naczynie. - Cóż, niestety nikt nie chce mi za bardzo pomóc. Liczyłem na to, że ty może zechcesz wesprzeć upartego starca.
Zaśmiał się po tych słowach i poczęstował herbatą.
- Wspominałeś jednak coś o prośbie do mnie. O co chodzi? - zagadnął.
Wyraz twarzy staruszka stał się nagle niezwykle surowy, tak, jakby ktoś go właśnie obraził. Uniósł filiżankę z herbatą i napił się gorącego napoju, a potem milczał przez dłuższy czas, wpatrując się uparcie w stół przed sobą. Trudno było odgadnąć o co może mu chodzić, do czasu, aż się nie odezwał.
- Wy młodzi myślicie już tylko o pieniądzach. Odwiedzacie mnie, kiedy chcecie pieniędzy. Wszyscy tylko pieniądze i pieniądze. Za wszystko trzeba płacić, wszystko ma swoją cenę. Ten świat stał się okropny. Za niedługo będę musiał zapłacić, żeby w ogóle ktoś zechciał mnie odwiedzić - burknął kapryśnie, uciekając wzrokiem w bok. - Cóż, i tak miałem zamiar odwdzięczyć się za pomoc. Ale musisz mnie posłuchać Kakuei. Nie pozwól, żeby dzisiejszy świat namieszał ci w głowie. Ludzie robią wszystko dla pieniędzy. Porzucają swoje rodziny, zabijają siebie nawzajem. Ale czy to jest tego warte? Nie! Nie kupisz rodziny za pieniądze. Nie kupisz honoru za pieniądze. Możesz mieć drogi samochód, ale ludzie będą wiedzieć, że uzyskałeś go przez kłamstwa i oszustwa.
Po tym wywodzie dziadek westchnął ciężko i podniósł się ze swojego miejsca, aby posprzątać po obiedzie. Wydawał się szczerze zmartwiony tą sytuacją. Przygarbił się lekko, układając talerze.
Trwało to jednak ledwie parę minut. Trudno powiedzieć, czy zapomniał, czy zdecydował się po prostu porzucić temat, ale odrobinę się rozpogodził.
- Cóż, nie będę cię już dzisiaj męczyć. Jutro zaczniemy wszystko. Najpierw na pewno trzeba dokończyć dach, poza tym przyda się odgruzować piwnice i pomyśleć nad ogródkiem. Myślę także, nad zrobieniem budki na narzędzia. Ale to jutro. Na razie możesz robić, co chcesz.
Po tych słowach wyszedł na zewnątrz, pozostawiając Kakuei'owi wolną rękę. Do końca dnia pozostało jeszcze parę godzin, pogoda była całkiem przyjemna, nie za zimna i nie za ciepła. Można powiedzieć, iż było to idealne popołudnie na wypoczynek przed ciężką pracą.
Dzień minął i zanim Kaku zdążył się obejrzeć, za oknem świeciły gwiazdy, a jego znużyło zmęczenie. Spał jednak niespokojnie i bardzo często się budził. Jakby tego było mało, staruszek nie miał dla niego litości i kiedy tylko słońce ledwo wyjrzało zza horyzontu, ten wpadł do pokoju Kakueia i zaczął potrząsać go za ramię.
- Dalej, wstawiaj. Nie mamy całego dnia - oznajmił dziadek, a potem opuścił jego pokój.
Wyrwany ze snu Kaku czuł się paskudnie i był bardzo niewyspany. Nic jednak nie mógł na to poradzić. Jedyną pocieszającą informacją było to, że z kuchni dobiegały smakowite zapachy, a to oznaczało, że dziadek przygotowywał śniadanie. Staruszkowi można było wiele zarzucić, ale na kulinariach znał się naprawdę dobrze, więc cokolwiek wydarzy się dzisiejszego dnia, Kaku mógł być pewien, że nie przyjdzie mu się z tym mierzyć z pustym żołądkiem.
Kiedy zszedł na dół, czekała już na niego chińska owsianka, znana tutaj jako congee. Dziadek siedział obok ze swoim talerzem i czekał cierpliwie na swojego wnuka, aby rozpocząć posiłek. Kiedy zaś jego krewny zasiadł przy stole, pan Fuse zabrał się do jedzenia.
- Zjemy i od razu zabierzemy się za dach - poinformował go staruszek, pomiędzy jedną łyżką i drugą. - Chciałbym w miarę możliwości skończyć to dzisiaj, bo dni robią się coraz krótsze. Z twoją pomocą to nie powinien być problem. Zdemontowałem już stare pokrycie, więźba trzyma się dobrze, więc utrzyma nowe. Ułożyłem nową membranę dachową i przybiłem kontrłaty. Łaty też. Była dobra promocja na impregnowane drewno. Okap, wróblówka, kominy, rynny, wszystko to już jest gotowe. Tak naprawdę trzeba tylko ułożyć resztę dachówek. Ty się tym zajmiesz, a w tym czasie ja zajmę się docinaniem, żeby pasowały na brzegach i rogach. I jeszcze parę pierdół będzie do zrobienia.
Po tych słowach staruszek skupił się na kończeniu swojego śniadania, wyraźnie gotów do pracy. Niestety, nie można było powiedzieć tego samego o Kakueiu.
- Cóż, jeśli będziesz układał te dachówki tak, jak jesz to congee, to nie wyrobimy się z tym dachem do mojej śmierci - rzucił zrzędliwie dziadek, spoglądając na wnuka krytycznym spojrzeniem. Najwyraźniej w jego światopoglądzie nie mieściła się myśl, że ktoś o tej godzinie może być niewyspany, zmęczony i zniechęcony do życia. Dziadek wyglądał, jakby chrapał smacznie przez całą noc i był teraz pełen energii, gotów do działania.
Kakuei'owi nie pozostało nic innego, jak przyspieszyć spożywanie śniadania pod czujnym okiem krewnego, który oczekiwał na niego z niecierpliwością. Kiedy posiłek został zjedzony, pan Fuse polecił chłopakowi wymycie naczyń, a samy wyszedł na zewnątrz, aby przygotować wszystko, czego potrzebowali do zakończenia remontu dachu.
Kiedy Kakuei opuścił dom, czekała już na niego drabina, a także staruszek, przycinający pierwsze dachówki. Jazgotliwy, intensywny dźwięk zaatakował uszy Kaku. Gdy dziadek dojrzał swojego wnuka, przerwał swoje zajęcie.
- No nareszcie, już prawie sam zacząłem układać te dachówki - marudził dalej i machnął ręką - tam masz dachówki. Właź na drabinę i układaj. Wszystko masz odmierzone, będziesz widział niebieskie linie. Rozkładasz od prawej do lewej i pamiętaj o klamrowaniu. Wiesz jak się układa dachówki, nie? - spytał i nagle przyjrzał się krytycznie swojemu wnukowi - strasznie wychudłeś w tej Kanadzie. Zaczynam się zastanawiać, czy to był dobry pomysł, że poprosiłem cię o pomoc.
Po tych słowach oparł ręce na biodrach i zadarł głowę do góry, lustrując dach. Nie zostało już wiele do zrobienia, ale mimo wszystko to nadal była prawie połowa dachu. Jakby tego było mało, zapowiadał się bezchmurny dzień, a więc prawdopodobnie słońce będzie intensywnie prażyć, co mocno się odczuwa przy tego typu pracy fizycznej.
- No trudno, szlifierki ci nie dam, bo sobie utniesz palce. Właź na dach i układaj dachówkę. Tylko nie zapomnij wziąć sobie wody - zawyrokował pan Fuse, a potem ponownie odpalił swój sprzęt i zabrał się za docinanie odpowiednich elementów.
Praca nie należała do najtrudniejszych, a można wręcz pokusić się o stwierdzenie, iż była monotonna. Kafelek za kafelkiem, kafelek za kafelkiem, przymocować, klamrowanie, przynieść więcej kafelków. I tak w kółko. Co gorsza, Kakuei wcale nie odnosił wrażenia, że jego praca jakoś szybko zbliża się do końca. Wręcz przeciwnie, ilekroć nie spoglądałby na dach, miał wrażenie, że nic jeszcze nie zrobił i wciąż połowa nawierzchni jest do okafelkowania. Jakby tego wszystkiego było mało, całość dopełniał jazgotliwy dźwięk szlifierki dziadka, który ciągle coś nią przecinał.
Minęły jakieś dwie godziny. Słońce w całości wynurzyło się zza horyzontu, oblewając świat swoimi promieniami. Koszulka Kaku przyklejała się do jego ciała, włosy nie chciały odczepić się od twarzy i co chwilę czuł gdzieś zjeżdżające kropelki potu. Atakowało go silne zmęczenie, a niewyspanie odbijało się na nim coraz mocniej. Jakby tego było mało, w pewnym momencie przed oczami zaczęły mu latać czarne kropki. Zdecydowanie zły znak.
Jedyną pociechę mógł czuć z tego, że faktycznie było widać efekt jego pracy. Kafelki zajmowały mniej więcej jedną trzecią powierzchni, którą miał do zrobienia. Udało mu się nawet usłyszeć komplement od dziadka pomiędzy przecinaniem jednego a drugiego kafelka. Faktycznie, dach zaczynał wyglądać coraz okazalej.
Teraz staruszek zdjął specjalną maskę osłaniającą twarz, otarł pot z czoła i wypił kilka łyków wody mineralnej. Następnie wstał, podszedł pod wielkie drzewo rosnące na jego działce i skryty w cieniu korony z liści, usiadł, pozwalając sobie na chwilę przerwy.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Kto by się domyślił, że Kakuei podczas wakacji pojedzie na parę dni do swojego domu. Tak, do Chin. Lot był długi, więc dobrze, że do swojego podręcznego bagażu spakował książkę. Przeczytał prawie całą nie licząc tego, że ciągłe żmudne siedzenie w maszynie zmusiło go do małej drzemki, która przerodziła się w długi sen. Dzień wcześniej zadzwonił do swojego dziadka,z którym jego kontakt się nie zmienił po wyjeździe do Kanady. Poinformował go, że przyjeżdża do niego i poprosił go, żeby po niego przyjechał na lotnisko w sms'ie napisał mu dokładny czas lądowania samolotu. Nie chciał , żeby dziadek przyjechał za wcześniej i czekał niepotrzebnie albo się spóźnił. To też nie byłoby przyjemne dla Fuse. Dodatkowo przekazał informację, że nie musi przychodzić pod miejsce przylotów. Da sobie radę sam i znajdzie jego samochód na parkingu przy lotnisku.
Właśnie przed chwilą wylądowali. Odpiął pasy bezpieczeństwa i wziął swój plecak. Narzucając go na obydwa ramiona, żeby później nie mieć krzywego kręgosłupa. Kiedy wysiadł z samolotu przed oczami ujrzał tłum ludzi. Wziął głęboki wdech, aby nie zostać sparaliżowanym przez tłum, hałas i rozmowy. Wykonał pierwszy krok i jakoś za każdym kolejny na jego twarzy malował się uśmiech. Ucieszył się że może słyszeć swój ojczysty język w całej okazałości. Co prawda przyzwyczaił się do angielskiego już tak bardzo, że mógłby ze spokojem nazwać ten język swoim drugiem ojczystym językiem, aby porozumieć się w szkole za granicą, ale prawdopodobnie trudno by było odzwyczaić się od pierwszego języka, z którym się wychowałeś.
Wyszedł z budynku lotniska i przeszedł na parking. Teraz to będzie szukanie. Pomyślał przez chwilę i zaczął rozglądać się po rejestracjach pojazdów. Na całe szczęście nie trwało to długo. po ośmiu, może po dwóch minutach dodatkowo znalazł samochód dziadka, był to suv z chińskiej produkcji o marce chery tiggo. Podszedł do maszyny i zapukał w przednią szybę od strony pasażera, obok kierowcy. Uśmiechnął się i pomachał mu przyjaźnie ręką, że już jest.
- Nihao. (Cześć.)- odparł przez szybę, czekając, aż mu otworzy drzwi, bo prawdopodobnie były zamknięte.
Właśnie przed chwilą wylądowali. Odpiął pasy bezpieczeństwa i wziął swój plecak. Narzucając go na obydwa ramiona, żeby później nie mieć krzywego kręgosłupa. Kiedy wysiadł z samolotu przed oczami ujrzał tłum ludzi. Wziął głęboki wdech, aby nie zostać sparaliżowanym przez tłum, hałas i rozmowy. Wykonał pierwszy krok i jakoś za każdym kolejny na jego twarzy malował się uśmiech. Ucieszył się że może słyszeć swój ojczysty język w całej okazałości. Co prawda przyzwyczaił się do angielskiego już tak bardzo, że mógłby ze spokojem nazwać ten język swoim drugiem ojczystym językiem, aby porozumieć się w szkole za granicą, ale prawdopodobnie trudno by było odzwyczaić się od pierwszego języka, z którym się wychowałeś.
Wyszedł z budynku lotniska i przeszedł na parking. Teraz to będzie szukanie. Pomyślał przez chwilę i zaczął rozglądać się po rejestracjach pojazdów. Na całe szczęście nie trwało to długo. po ośmiu, może po dwóch minutach dodatkowo znalazł samochód dziadka, był to suv z chińskiej produkcji o marce chery tiggo. Podszedł do maszyny i zapukał w przednią szybę od strony pasażera, obok kierowcy. Uśmiechnął się i pomachał mu przyjaźnie ręką, że już jest.
- Nihao. (Cześć.)- odparł przez szybę, czekając, aż mu otworzy drzwi, bo prawdopodobnie były zamknięte.
Mistrz Gry
Lotnisko było dzisiaj wyjątkowo zatłoczone. Ciężko się było przecisnąć z małym plecaczkiem, a przecież większość ludzi przychodziła w to miejsce z przynajmniej jedną walizką. Trudno się więc dziwić, że atmosfera stawała się nieco nerwowa. Tutaj ktoś kogoś popchnął, tam komuś upadła torebka, a w jeszcze innym miejscu ochrona musiała skontrolować nieco zbyt narwanego zagranicznego turystę. Kiedy więc Kaku wydostał się na zewnątrz, mógł się poczuć jak człowiek, który wyrwał się z sauny. Chłodne powietrze owiało przyjemnie jego twarz.
Jak łatwo się domyślić, skoro w samym lotnisku był tłok, to i jego parking był niezwykle okupowany. Dlatego też znalezienie odpowiedniego samochodu nie należało do najłatwiejszych zadań. Kiedy się to wreszcie udało, okazało się, że pojazd jest pusty, a jego właściciela nie dało się dostrzec nigdzie w pobliżu. Dopiero po krótkiej chwili Kakuei mógł dosłyszeć znajomy głos.
- Jak to za długo tu stoję, co to ma niby znaczyć?!
- Jest określony czas, kiedy można...
- Przyjechałem tylko odebrać wnuka, czy to jakaś zbrodnia?
- Nie proszę pana, ale...
- Nie wyciągnięcie ode mnie żadnych pieniędzy, cholerni złodzieje! Odbieram swojego wnuka i wracam do domu, proszę mnie zostawić w spokoju!
Kiedy Kaku wychylił się zza samochodu, mógł dostrzec swojego dziadka maszerującego bojowym krokiem, a za nim bezradnego pracownika parkingu, który prawdopodobnie wykonywał tylko swoje obowiązki. Tak czy inaczej, starszy mężczyzna już po chwili był przy swoim suvie, gdzie dostrzegł młodszego krewniaka.
- Ah, witaj wnusiu! Szybko, wsiadaj do samochodu, zanim ci krwiopijcy dobiorą się do mojego portfela.
Kilka chwil później opuścili lotnisko, a dziadek gnał tak, jakby goniły go zastępy piekielne. Dopiero kiedy zostawili budynek daleko za sobą, postanowił zwolnić.
- Niesamowite, jak ci ludzie potrafią myśleć tylko o pieniądzach. Tylko pieniądze i pieniądze! Żebym ja własnego wnuka nie mógł odebrać, bo od razu muszę... - zamilkł na chwilę, jakby zreflektował się, że nie jest sam. Spojrzał na Kaku i uśmiechnął się wesoło. - No, opowiadaj. Jak tam ta twoja szkoła w Kanadzie. Masz jakichś nowych przyjaciół? Jak sobie radzisz? Dobrze cię tam traktują?
Potok pytań został wreszcie przerwany i zapadła wyczekująca cisza.
Po chwili otworzył przymknięte oczy, które grały zgodnie z jego uśmiechem na przywitanie się z dziadkiem, ale okazało się, że nie ma go w środku. Trochę się zdziwił. Prawdopodobnie wyglądał jak głupi z tym swoim uśmiechem przed pustym samochodzie, ale po prostu nie zauważył tego i chciał zrobić niespodziankę.
Usłyszał nagle jakąś niespokojną rozmowę niedaleko. Związku z ciekawością wychylił się zza auta zobaczył swojego dziadka. Ach, czyli przekroczył limit czasowy na parkingu... Pomyślał przez chwilę widząc jego bojowy krok w jego stronę i w stronę maszyny.
Przywitał się z nim machając ręką i wykonał jego polecenie. Wsiadł do samochodu i ruszyli. Pierwsze chwile przemilczał,bo widział że jeszcze jego dziadek jest poddenerwowany sytuacją, która miała miejsce z tamtym mężczyzną. Przez chwilę zaczął myśleć, a raczej miał nadzieję, że obejdzie się od zbędnych pytań związane ze szkołą. Po odwzajemnieniu uśmiechu z jedyną osobą, z którą miał w miarę dobry kontakt jego myśli zostały zrujnowane. Przyszedł ten czas na te rutynowe pytania. Za każdym jego słowem obawiał się, że ta lawina pytań nie będzie miała końca i poczuje się przygnębiony przez nie, ale kiedy to ustało cicho odetchnął i powoli zaczął odpowiadać.
- Tak, zdobyłem nowych przyjaciół i mam nadzieję, że w następnym roku szkolnym zdobędę ich więcej albo pogłębię swoje relacje z tymi, których zdobyłem - uśmiechnął się przyjaźnie do kierowcy - Dobrze sobie radzę, gospodaruje sobie czas, żeby ze wszystkim się wyrobić w ciągu, a raczej staram się, bo parę razy zdarzyło mi się nie zrobić paru rzeczy związanych na następny dzień, ale to nic nie było związane ze szkołą- od razu zapewnił, żeby nie pytał później o to - Jak na razie nie spotkałem się w tej szkole ze negatywnym nastawieniem do ludzi z naszego kraju. Mogę powiedzieć, że wszyscy się tolerują.
Kiedy skończył odpowiadać skierował twarz w stronę okna i patrzył jak krajobraz za szybą umyka.
Usłyszał nagle jakąś niespokojną rozmowę niedaleko. Związku z ciekawością wychylił się zza auta zobaczył swojego dziadka. Ach, czyli przekroczył limit czasowy na parkingu... Pomyślał przez chwilę widząc jego bojowy krok w jego stronę i w stronę maszyny.
Przywitał się z nim machając ręką i wykonał jego polecenie. Wsiadł do samochodu i ruszyli. Pierwsze chwile przemilczał,bo widział że jeszcze jego dziadek jest poddenerwowany sytuacją, która miała miejsce z tamtym mężczyzną. Przez chwilę zaczął myśleć, a raczej miał nadzieję, że obejdzie się od zbędnych pytań związane ze szkołą. Po odwzajemnieniu uśmiechu z jedyną osobą, z którą miał w miarę dobry kontakt jego myśli zostały zrujnowane. Przyszedł ten czas na te rutynowe pytania. Za każdym jego słowem obawiał się, że ta lawina pytań nie będzie miała końca i poczuje się przygnębiony przez nie, ale kiedy to ustało cicho odetchnął i powoli zaczął odpowiadać.
- Tak, zdobyłem nowych przyjaciół i mam nadzieję, że w następnym roku szkolnym zdobędę ich więcej albo pogłębię swoje relacje z tymi, których zdobyłem - uśmiechnął się przyjaźnie do kierowcy - Dobrze sobie radzę, gospodaruje sobie czas, żeby ze wszystkim się wyrobić w ciągu, a raczej staram się, bo parę razy zdarzyło mi się nie zrobić paru rzeczy związanych na następny dzień, ale to nic nie było związane ze szkołą- od razu zapewnił, żeby nie pytał później o to - Jak na razie nie spotkałem się w tej szkole ze negatywnym nastawieniem do ludzi z naszego kraju. Mogę powiedzieć, że wszyscy się tolerują.
Kiedy skończył odpowiadać skierował twarz w stronę okna i patrzył jak krajobraz za szybą umyka.
Mistrz Gry
- To dobrze, bardzo dobrze - odpowiedział dziadek, jednocześnie zmieniając pas na drodze. Zastanawiał się chwilę nad czymś. - Wiesz, czasem oglądam tutaj wiadomości i zawsze mówią, że tam w Ameryce nie jest najlepiej. Pewnie mówią o USA, ale może też chodzić o Kanadę. W każdym razie, chciałem powiedzieć, że martwiłem się o ciebie. Ale skoro mówisz, że wszystko jest w porządku, to się cieszę.
Po tych słowach zamilkł na dłuższą chwilę i skupił się na prowadzeniu samochodu. Kiedy już opadły w nim emocje, to kierował rozważnie, a wręcz odrobinę leniwie, wprawiając tym niektórych kierowców w irytację. Raz czy dwa nawet użyli klaksonów, dziadek jednak nie zdawał się jakkolwiek tym przejmować.
Podróż chwilę trwała, ale im bliżej byli gospodarstwa pana Fuse, tym więcej elementów wydawało się znajomych Kakuei'owi. Dużo się jednak również zmieniło, czas robił swoje.
- Moje gospodarstwo ma się dobrze - odezwał się nagle dziadek. - Nie ukrywam jednak, że cieszę się z powodu twojego przybycia nie tylko dlatego, że tęskniłem, chociaż to oczywiście też jest prawdą. Ale będę potrzebował trochę pomocy. Oczywiście po wszystkim coś ode mnie dostaniesz, nie wypuszczę cię z pustymi rękami. Mam nadzieję, że nie zapomniałeś w tej Kanadzie, jak się pracuje? - zagadnął z rozbawieniem staruszek.
Po kolejnych kilkunastu minutach dotarli na miejsce.
- Witaj w domu - powiedział dziadek, wysiadając z samochodu.
Zatopił się w swoje myśli. Myślał o tym co go tak naprawdę spotkało w Kanadzie i zastanawiał się jak to ze sobą pogodzić tak, żeby dziadek niczego negatywnego się nie domyślił. Nie chciał tego wspominać, ani żeby jego rodzice się o tym dowiedzieli. Wtedy prawdopodobnie zaczęła się awantura. Przymknął oczy i stwierdził, że dobrze postąpił, że trochę podkoloryzował swoje odpowiedzi i to jaką do tego przybrał maskę. Kiedyś jego przyjaciel powiedział, że nigdy nie przybiera żadnej maski, ale... Właśnie teraz narodziło się "ale". Teraz było inaczej. W międzyczasie zastanawiał się czy podczas jazdy albo wymienieniu paru zdań, dziadek zauważył coś... No cóż, przynajmniej na razie nic nie zauważył i będzie się tego trzymał.
Z jego rozmyśleń, jak teraz mam postępować wyrwał głos dziadka, który trochę nawiązał do USA.
- Och, może to były inne regiony USA albo Kanady, wiesz to są całkiem duże państwa, prawie jak nasz kraj. Podobnie jakby jakiś uczeń z tych dwóch krajów wyjechałby do szkoły do Chin i później z rodziną by rozmawiali o tym samym co my teraz - uśmiechnął się lekko, rzucając to małe porównanie.
O wzmiance "jak się pracuje" lekko podskoczył na fotelu pasażera obok kierowcy i cicho zachichotał - Oczywiście, że nie zapomniałem jak się pracuje, pomijając, że przez dłuższy czas byłem w innym kraju niż nasz. O to fajnie, bo chciałem ciebie o coś poprosić dziadku.
Nawiązał krotko do swojej prośby, ale kiedy zaczynali docierać na miejsce, zamilkł i ilustrował wzrokiem co się zmieniło w gospodarstwie, a co zostało po staremu.
- Dziękuje- odparł krótko na przywitanie na starych śmieciach. No może nie na aż tak starych, bo do dziadka przyjeżdżał w odwiedziny. Wysiadł z samochodu zakładając placach na dwa ramiona i chwilę się rozglądał.
Z jego rozmyśleń, jak teraz mam postępować wyrwał głos dziadka, który trochę nawiązał do USA.
- Och, może to były inne regiony USA albo Kanady, wiesz to są całkiem duże państwa, prawie jak nasz kraj. Podobnie jakby jakiś uczeń z tych dwóch krajów wyjechałby do szkoły do Chin i później z rodziną by rozmawiali o tym samym co my teraz - uśmiechnął się lekko, rzucając to małe porównanie.
O wzmiance "jak się pracuje" lekko podskoczył na fotelu pasażera obok kierowcy i cicho zachichotał - Oczywiście, że nie zapomniałem jak się pracuje, pomijając, że przez dłuższy czas byłem w innym kraju niż nasz. O to fajnie, bo chciałem ciebie o coś poprosić dziadku.
Nawiązał krotko do swojej prośby, ale kiedy zaczynali docierać na miejsce, zamilkł i ilustrował wzrokiem co się zmieniło w gospodarstwie, a co zostało po staremu.
- Dziękuje- odparł krótko na przywitanie na starych śmieciach. No może nie na aż tak starych, bo do dziadka przyjeżdżał w odwiedziny. Wysiadł z samochodu zakładając placach na dwa ramiona i chwilę się rozglądał.
Mistrz Gry
Stary dom trzymał się bardzo dobrze, a teraz wyglądał wręcz doskonale. Widać było elementy, które zostały odrestaurowane, a jednak zachowały swój poprzedni klimat. Po prostu całość nie przypominała rudery. Pierwsze co jednak rzucało się w oczy, to że dach jest wciąż w trakcie remontu i dopiero połowa była gotowa. Poza tym podwórko było mocno zagracone różnymi narzędziami, płachtami i elementami budowlanymi.
- Prosić mnie o coś? A cóż to takiego może być? - zagadnął żywo zainteresowany dziadek. Zaraz jednak machnął w stronę domu. - No, dalej, rozgość się, chyba nie muszę cię oprowadzać. Pewnie jesteś też głodny. Jak już się rozpakujesz, to zejdź do kuchni. Zjemy coś, a potem pogadamy.
Po takim wyroku, dziadek udał się w swoją stronę, a Kakuei'owi nie pozostało nic innego, jak spełnić jego polecenia. Jego stały pokój był już przygotowany i wysprzątany, nic tylko poukładać swoje rzeczy. W tym pomieszczeniu zupełnie nic się nie zmieniło, było dokładnie takie, jakim Fuse mógł je zapamiętać, poza tym, że nieco opustoszałe.
Po tym, kiedy już zszedł na dół i został ugoszczony tradycyjnym, chińskim obiadem, za którym mógł pewnie tęsknić w Kanadzie, dziadek nalał jemu oraz sobie herbaty z małego imbryczka. Przyjemny aromat rozniósł się po pomieszczeniu, a staruszek westchnął z zadowoleniem.
- Jak zapewne zauważyłeś, zabrałem się za remont - zaczął dziadek, odstawiając naczynie. - Cóż, niestety nikt nie chce mi za bardzo pomóc. Liczyłem na to, że ty może zechcesz wesprzeć upartego starca.
Zaśmiał się po tych słowach i poczęstował herbatą.
- Wspominałeś jednak coś o prośbie do mnie. O co chodzi? - zagadnął.
Gdy tak się rozglądał, od razu w oczy rzuciły mu się porozrzucane przy domu narzędzia oraz materiały związane z budową domu albo jego naprawą. Trochę zdziwił się, myślał, że ten dom już nie zasługuje na jakikolwiek remont i będzie jakoś stał do końca swoich dni, kiedy będzie jeszcze bezpieczny dla jego mieszkańców. Trochę tym dziadek go zaskoczył, że pomimo swojego wieku wziął się za odrestaurowanie swojego domu. Niegdyś, parę lat wstecz dzielił go ze swoją żoną, czyli babcią Kakeia, ale biedaczka zmarła w chorobie. To już minęły... Trzy lata, jeśli dobrze liczy. Tak, na pewno, a jeśli się mylił, to wybierze się na cmentarz. Zerknął na dach. Był w trakcie remontu. Prawdopodobnie będzie musiał w tym pomóc albo jeszcze w czymś innym.
Znowu niespodziewanie z myśli wyrwał go głos dziadka - A, tak. Tak pójdę się rozgościć i zejdę potem do ciebie - odparł szybko i poszedł przed siebie, do drzwi wejściowych. Otworzył je i od razu wszedł na drugie piętro, gdzie znajdował się jego pokój. Po dotarciu na miejsce i otworzeniu drugiej pary drzwi westchnął i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nic nie zostało zmienione. Takie samo łóżko i taki sam stolik, przy którym czasem siedział i odrabiał pracę domową w święta, kiedy miał bardzo dużo zadawane. Chciał już lekko się uśmiechnąć i odłożyć plecach na materacu, ale w tym momencie przypomniała mu się inna rzecz. Przez chwilę zobaczył -jakby przeniósł się do tamtych czasów - jak w tym pokoju bawił się razem z swoim dobrym przyjacielem. Dwa razy do roku mógł go wziąć razem ze sobą do domu dziadków, kiedy były dłuższe przerwy w szkole np. obchodzenie Chińskiego Nowego Roku. To było cenne wspomnienie, ale nie rozumiał dlaczego jego mózg o tym mu przypomniał. Kiedy wrócił myślami do świata realnego szybko potrząsnął głową i odłożył plecach. Czując przy tym, że ten pokój został spustoszały. Później będzie o tym myślał, teraz musi zająć się osobą dziadka, a nie swoimi przemyśleniami.
Zszedł szybko na dól do kuchni i usiadł przy stole. Został zaskoczony przez gospodarza domu, że postawił przed nim tradycyjny obiad i zaparzył aromatyczną herbatę. Po prostu był w siódmym niebie. Na chwilę zapominając, że w Kanadzie przez roku przestał jeść posiłki tego typu jak; śniadanie, obiad i kolacja.
Objął obydwiema dłońmi kubek z herbatą i upił łyk. To było naprawdę coś. Zielona herbata najlepiej smakuje w domu.
Skinął głową, dając swojemu rozmówcy do zrozumienia, że zauważył, to co dzieje się na zewnątrz - Oczywiście, że pomogę tobie w remoncie - lekko się uśmiechnął i wpadł na pomysł zadana jednego pytania. Pewnie pierwszego podczas ich całej rozmowy, ale temat szybko zszedł na inne tory.
- Tak, chciałem ciebie poprosić o jedną rzecz. Jak widzisz moja wizyta składa się z dwóch rzeczy. Pierwsza odwiedzenie rodzinnego kraju i spędzeniu tutaj paru dni, a druga sprawa dotyczy tego, że przed powrotem do Kanady chciałbym trochę zarobić, znaczy... Chciałbym mieć parę groszy na start w nowym roku szkolnym -na koniec mocniej ścisnął dłonie wokół kubka. Trochę denerwując się jak na to wszystko zareaguje dziadek.
Znowu niespodziewanie z myśli wyrwał go głos dziadka - A, tak. Tak pójdę się rozgościć i zejdę potem do ciebie - odparł szybko i poszedł przed siebie, do drzwi wejściowych. Otworzył je i od razu wszedł na drugie piętro, gdzie znajdował się jego pokój. Po dotarciu na miejsce i otworzeniu drugiej pary drzwi westchnął i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nic nie zostało zmienione. Takie samo łóżko i taki sam stolik, przy którym czasem siedział i odrabiał pracę domową w święta, kiedy miał bardzo dużo zadawane. Chciał już lekko się uśmiechnąć i odłożyć plecach na materacu, ale w tym momencie przypomniała mu się inna rzecz. Przez chwilę zobaczył -jakby przeniósł się do tamtych czasów - jak w tym pokoju bawił się razem z swoim dobrym przyjacielem. Dwa razy do roku mógł go wziąć razem ze sobą do domu dziadków, kiedy były dłuższe przerwy w szkole np. obchodzenie Chińskiego Nowego Roku. To było cenne wspomnienie, ale nie rozumiał dlaczego jego mózg o tym mu przypomniał. Kiedy wrócił myślami do świata realnego szybko potrząsnął głową i odłożył plecach. Czując przy tym, że ten pokój został spustoszały. Później będzie o tym myślał, teraz musi zająć się osobą dziadka, a nie swoimi przemyśleniami.
Zszedł szybko na dól do kuchni i usiadł przy stole. Został zaskoczony przez gospodarza domu, że postawił przed nim tradycyjny obiad i zaparzył aromatyczną herbatę. Po prostu był w siódmym niebie. Na chwilę zapominając, że w Kanadzie przez roku przestał jeść posiłki tego typu jak; śniadanie, obiad i kolacja.
Objął obydwiema dłońmi kubek z herbatą i upił łyk. To było naprawdę coś. Zielona herbata najlepiej smakuje w domu.
Skinął głową, dając swojemu rozmówcy do zrozumienia, że zauważył, to co dzieje się na zewnątrz - Oczywiście, że pomogę tobie w remoncie - lekko się uśmiechnął i wpadł na pomysł zadana jednego pytania. Pewnie pierwszego podczas ich całej rozmowy, ale temat szybko zszedł na inne tory.
- Tak, chciałem ciebie poprosić o jedną rzecz. Jak widzisz moja wizyta składa się z dwóch rzeczy. Pierwsza odwiedzenie rodzinnego kraju i spędzeniu tutaj paru dni, a druga sprawa dotyczy tego, że przed powrotem do Kanady chciałbym trochę zarobić, znaczy... Chciałbym mieć parę groszy na start w nowym roku szkolnym -na koniec mocniej ścisnął dłonie wokół kubka. Trochę denerwując się jak na to wszystko zareaguje dziadek.
Mistrz Gry
Wyraz twarzy staruszka stał się nagle niezwykle surowy, tak, jakby ktoś go właśnie obraził. Uniósł filiżankę z herbatą i napił się gorącego napoju, a potem milczał przez dłuższy czas, wpatrując się uparcie w stół przed sobą. Trudno było odgadnąć o co może mu chodzić, do czasu, aż się nie odezwał.
- Wy młodzi myślicie już tylko o pieniądzach. Odwiedzacie mnie, kiedy chcecie pieniędzy. Wszyscy tylko pieniądze i pieniądze. Za wszystko trzeba płacić, wszystko ma swoją cenę. Ten świat stał się okropny. Za niedługo będę musiał zapłacić, żeby w ogóle ktoś zechciał mnie odwiedzić - burknął kapryśnie, uciekając wzrokiem w bok. - Cóż, i tak miałem zamiar odwdzięczyć się za pomoc. Ale musisz mnie posłuchać Kakuei. Nie pozwól, żeby dzisiejszy świat namieszał ci w głowie. Ludzie robią wszystko dla pieniędzy. Porzucają swoje rodziny, zabijają siebie nawzajem. Ale czy to jest tego warte? Nie! Nie kupisz rodziny za pieniądze. Nie kupisz honoru za pieniądze. Możesz mieć drogi samochód, ale ludzie będą wiedzieć, że uzyskałeś go przez kłamstwa i oszustwa.
Po tym wywodzie dziadek westchnął ciężko i podniósł się ze swojego miejsca, aby posprzątać po obiedzie. Wydawał się szczerze zmartwiony tą sytuacją. Przygarbił się lekko, układając talerze.
Trwało to jednak ledwie parę minut. Trudno powiedzieć, czy zapomniał, czy zdecydował się po prostu porzucić temat, ale odrobinę się rozpogodził.
- Cóż, nie będę cię już dzisiaj męczyć. Jutro zaczniemy wszystko. Najpierw na pewno trzeba dokończyć dach, poza tym przyda się odgruzować piwnice i pomyśleć nad ogródkiem. Myślę także, nad zrobieniem budki na narzędzia. Ale to jutro. Na razie możesz robić, co chcesz.
Po tych słowach wyszedł na zewnątrz, pozostawiając Kakuei'owi wolną rękę. Do końca dnia pozostało jeszcze parę godzin, pogoda była całkiem przyjemna, nie za zimna i nie za ciepła. Można powiedzieć, iż było to idealne popołudnie na wypoczynek przed ciężką pracą.
Po usłyszeniu pierwszego zdania jeszcze mocniej ścisnął kubek z herbatą i zamknął mocno oczy. Odezwał się w nim odruch obronny, przed krzykiem ojca, kiedy jeszcze był w domu razem z nimi. Słuchał uważnie monologu dziadka, ale oczu nie otworzył. Czekał kiedy skończy i się uspokoi. Po jego tonie głosu mógł stwierdzić, że jest trochę zdenerwowany jego prośbą.
Kiedy przestał mówić, jakoś zabrakło mu słów i nie wiedział co teraz powiedzieć. Wysłuchał go uważnie i na sam koniec tylko dwa razy skinął głową i lekko otworzył oczy. Po wyjściu dziadka jakoś poczuł się bezpieczniej w kuchni i mógł odetchnął w ulgą, że to już koniec. Przez chwilę zastanawiał się co dalej robić, jeśli jutro będzie czekał na niego bardzo pracowity dzień. W końcu podniósł się z krzesła i poszedł na górę do swojego pokoju. Rozpiął plecach i powoli zaczął się rozpakowywać. otworzył drzwi od małej szafy, żeby włożyć tam swoje ubrania. Ale przed tym zauważył, że na jednej półce, przy samej ściance leżało coś zwinięte w kłębek. Sięgnął tam ręką i po chwili trzymał w ręku to coś z jakimś usztywnieniem. Rozwinął materiał i okazało się, że to jego stara czapka z daszkiem. Otrzepał ją z kurzu i założył na głowę, aby sprawdzić czy nie jest za mała. Zdziwił się, bo wcale nie była za mała. To jakiś cud albo głowa mu przestała rosnąć. Teraz była w sam raz, ale trzeba będzie ją wyprać. Później to zrobi, a teraz opadł na łóżko i postanowił przez resztę dnia odpoczywać przed jutrem. Nasuwając czapkę na oczy.
Kiedy przestał mówić, jakoś zabrakło mu słów i nie wiedział co teraz powiedzieć. Wysłuchał go uważnie i na sam koniec tylko dwa razy skinął głową i lekko otworzył oczy. Po wyjściu dziadka jakoś poczuł się bezpieczniej w kuchni i mógł odetchnął w ulgą, że to już koniec. Przez chwilę zastanawiał się co dalej robić, jeśli jutro będzie czekał na niego bardzo pracowity dzień. W końcu podniósł się z krzesła i poszedł na górę do swojego pokoju. Rozpiął plecach i powoli zaczął się rozpakowywać. otworzył drzwi od małej szafy, żeby włożyć tam swoje ubrania. Ale przed tym zauważył, że na jednej półce, przy samej ściance leżało coś zwinięte w kłębek. Sięgnął tam ręką i po chwili trzymał w ręku to coś z jakimś usztywnieniem. Rozwinął materiał i okazało się, że to jego stara czapka z daszkiem. Otrzepał ją z kurzu i założył na głowę, aby sprawdzić czy nie jest za mała. Zdziwił się, bo wcale nie była za mała. To jakiś cud albo głowa mu przestała rosnąć. Teraz była w sam raz, ale trzeba będzie ją wyprać. Później to zrobi, a teraz opadł na łóżko i postanowił przez resztę dnia odpoczywać przed jutrem. Nasuwając czapkę na oczy.
Mistrz Gry
Dzień minął i zanim Kaku zdążył się obejrzeć, za oknem świeciły gwiazdy, a jego znużyło zmęczenie. Spał jednak niespokojnie i bardzo często się budził. Jakby tego było mało, staruszek nie miał dla niego litości i kiedy tylko słońce ledwo wyjrzało zza horyzontu, ten wpadł do pokoju Kakueia i zaczął potrząsać go za ramię.
- Dalej, wstawiaj. Nie mamy całego dnia - oznajmił dziadek, a potem opuścił jego pokój.
Wyrwany ze snu Kaku czuł się paskudnie i był bardzo niewyspany. Nic jednak nie mógł na to poradzić. Jedyną pocieszającą informacją było to, że z kuchni dobiegały smakowite zapachy, a to oznaczało, że dziadek przygotowywał śniadanie. Staruszkowi można było wiele zarzucić, ale na kulinariach znał się naprawdę dobrze, więc cokolwiek wydarzy się dzisiejszego dnia, Kaku mógł być pewien, że nie przyjdzie mu się z tym mierzyć z pustym żołądkiem.
Kiedy zszedł na dół, czekała już na niego chińska owsianka, znana tutaj jako congee. Dziadek siedział obok ze swoim talerzem i czekał cierpliwie na swojego wnuka, aby rozpocząć posiłek. Kiedy zaś jego krewny zasiadł przy stole, pan Fuse zabrał się do jedzenia.
- Zjemy i od razu zabierzemy się za dach - poinformował go staruszek, pomiędzy jedną łyżką i drugą. - Chciałbym w miarę możliwości skończyć to dzisiaj, bo dni robią się coraz krótsze. Z twoją pomocą to nie powinien być problem. Zdemontowałem już stare pokrycie, więźba trzyma się dobrze, więc utrzyma nowe. Ułożyłem nową membranę dachową i przybiłem kontrłaty. Łaty też. Była dobra promocja na impregnowane drewno. Okap, wróblówka, kominy, rynny, wszystko to już jest gotowe. Tak naprawdę trzeba tylko ułożyć resztę dachówek. Ty się tym zajmiesz, a w tym czasie ja zajmę się docinaniem, żeby pasowały na brzegach i rogach. I jeszcze parę pierdół będzie do zrobienia.
Po tych słowach staruszek skupił się na kończeniu swojego śniadania, wyraźnie gotów do pracy. Niestety, nie można było powiedzieć tego samego o Kakueiu.
Zanim się obejrzał popadł szybko w sen, w zwykłych ciuchach i zakurzonej czapce na głowie. Oczywiście, że zmogło go zmęczenie. A przyczyną tego była podróż samolotem, zmiana stresy czasowej oraz kolejny monolog dziadka o pieniądzach. Mówił, że pieniądze żądzą ludźmi,że pieniądze, pieniądze i jeszcze raz pieniądze... Ale on będzie odwiedzał dziadka z własnej woli, aby się z nim zobaczyć oraz pomijając jego charakter, który jest uparty w stosunku do niektórych poglądów.
Bardzo przyjemnie mu się spało, ale jak miał już przewracać się na lewy bok, poczuł szturchanie. Planował leniwie otworzyć oczy i spojrzeć nimi na dziadka, który wszedł do jego pokoju, żeby go obudzić. Jednak Kaku wyrwał ze snu jego stary nawyk. Zerwał się z materaca jak oszalały i przed sobą po omacku zaczął wykonywać dziwne ruchy rękoma, jakby czegoś szukał przed sobą nie wiedząc co się dzieje wokół niego.
Kiedy starsza osoba wyszła z jego pokoju otworzył oczy i z zrezygnowaniem opuścił ręce uginając je w łokciach. Znużonym wzrokiem rozejrzał się po pokoju bez duszy i ciężko sapnął. Wstał ociężale z łóżka i podszedł do plecaka. Z małej kieszonki z boku wyciągnął małe pudełeczko. Położył je na biurku i za pomocą przedniego aparatu w telefonie zaczął wyciągać z oczu swoje niebieskie soczewki. Schował je do pojemniczka z specjalną substancją, żeby się nie zniszczyły, kiedy nie są używane i z powrotem schował to do plecaka. W taki sposób dzisiaj Fuse będzie pomagał, bez kolorowych soczewek. Szczerze. Trochę się odzwyczaił od swojego naturalnego koloru swojej soczewki, ale jak nie będzie zwracał na to specjalnej uwagi to szybko te dziwne uczucie, że coś mu brakuje minie. Szybko przebrał koszulkę na inną i zszedł na dół. W międzyczasie przeczesał parę razy swoje włosy, żeby jego fryzura wyglądała w miarę normalnie.
Po dotarciu na parter, do kuchni zobaczył już gotowe śniadanie w postaci owsianki. Usiadł na krześle i powoli zaczął jeść. Po pierwsze była jeszcze ciepła, a po drugie musiał przyzwyczaił swój żołądek chociaż do takiego rodzaju pokarmu.Nie chciał za wszelką cenę nie mówić dziadkowi, że przestał jeść. To mogło spowodować same kłopoty i nagły telefon do jego rodziców. Z uwagą wysłuchał dziadka, co już udało mu się wykonać przy remoncie domu.
- Ach, to fajnie, że będę mógł układać dachówki na dachu- odparł jeszcze trochę zaspany, aż niekontrolowanie ziewnął. Od razu za to przeprosił dziadka, zasłaniając przy tym usta - Dobrze, że to nie jest nic trudniejszego - dodał i wziął kolejną łyżkę owsianki. Podczas przeżuwania papki czuł jak jego oczy są nadal ospałe i w każdej chwili mogą się zamknął. Jednakże z tym uparcie walczył, żeby nie usnąć.
Bardzo przyjemnie mu się spało, ale jak miał już przewracać się na lewy bok, poczuł szturchanie. Planował leniwie otworzyć oczy i spojrzeć nimi na dziadka, który wszedł do jego pokoju, żeby go obudzić. Jednak Kaku wyrwał ze snu jego stary nawyk. Zerwał się z materaca jak oszalały i przed sobą po omacku zaczął wykonywać dziwne ruchy rękoma, jakby czegoś szukał przed sobą nie wiedząc co się dzieje wokół niego.
Kiedy starsza osoba wyszła z jego pokoju otworzył oczy i z zrezygnowaniem opuścił ręce uginając je w łokciach. Znużonym wzrokiem rozejrzał się po pokoju bez duszy i ciężko sapnął. Wstał ociężale z łóżka i podszedł do plecaka. Z małej kieszonki z boku wyciągnął małe pudełeczko. Położył je na biurku i za pomocą przedniego aparatu w telefonie zaczął wyciągać z oczu swoje niebieskie soczewki. Schował je do pojemniczka z specjalną substancją, żeby się nie zniszczyły, kiedy nie są używane i z powrotem schował to do plecaka. W taki sposób dzisiaj Fuse będzie pomagał, bez kolorowych soczewek. Szczerze. Trochę się odzwyczaił od swojego naturalnego koloru swojej soczewki, ale jak nie będzie zwracał na to specjalnej uwagi to szybko te dziwne uczucie, że coś mu brakuje minie. Szybko przebrał koszulkę na inną i zszedł na dół. W międzyczasie przeczesał parę razy swoje włosy, żeby jego fryzura wyglądała w miarę normalnie.
Po dotarciu na parter, do kuchni zobaczył już gotowe śniadanie w postaci owsianki. Usiadł na krześle i powoli zaczął jeść. Po pierwsze była jeszcze ciepła, a po drugie musiał przyzwyczaił swój żołądek chociaż do takiego rodzaju pokarmu.Nie chciał za wszelką cenę nie mówić dziadkowi, że przestał jeść. To mogło spowodować same kłopoty i nagły telefon do jego rodziców. Z uwagą wysłuchał dziadka, co już udało mu się wykonać przy remoncie domu.
- Ach, to fajnie, że będę mógł układać dachówki na dachu- odparł jeszcze trochę zaspany, aż niekontrolowanie ziewnął. Od razu za to przeprosił dziadka, zasłaniając przy tym usta - Dobrze, że to nie jest nic trudniejszego - dodał i wziął kolejną łyżkę owsianki. Podczas przeżuwania papki czuł jak jego oczy są nadal ospałe i w każdej chwili mogą się zamknął. Jednakże z tym uparcie walczył, żeby nie usnąć.
Mistrz Gry
- Cóż, jeśli będziesz układał te dachówki tak, jak jesz to congee, to nie wyrobimy się z tym dachem do mojej śmierci - rzucił zrzędliwie dziadek, spoglądając na wnuka krytycznym spojrzeniem. Najwyraźniej w jego światopoglądzie nie mieściła się myśl, że ktoś o tej godzinie może być niewyspany, zmęczony i zniechęcony do życia. Dziadek wyglądał, jakby chrapał smacznie przez całą noc i był teraz pełen energii, gotów do działania.
Kakuei'owi nie pozostało nic innego, jak przyspieszyć spożywanie śniadania pod czujnym okiem krewnego, który oczekiwał na niego z niecierpliwością. Kiedy posiłek został zjedzony, pan Fuse polecił chłopakowi wymycie naczyń, a samy wyszedł na zewnątrz, aby przygotować wszystko, czego potrzebowali do zakończenia remontu dachu.
Kiedy Kakuei opuścił dom, czekała już na niego drabina, a także staruszek, przycinający pierwsze dachówki. Jazgotliwy, intensywny dźwięk zaatakował uszy Kaku. Gdy dziadek dojrzał swojego wnuka, przerwał swoje zajęcie.
- No nareszcie, już prawie sam zacząłem układać te dachówki - marudził dalej i machnął ręką - tam masz dachówki. Właź na drabinę i układaj. Wszystko masz odmierzone, będziesz widział niebieskie linie. Rozkładasz od prawej do lewej i pamiętaj o klamrowaniu. Wiesz jak się układa dachówki, nie? - spytał i nagle przyjrzał się krytycznie swojemu wnukowi - strasznie wychudłeś w tej Kanadzie. Zaczynam się zastanawiać, czy to był dobry pomysł, że poprosiłem cię o pomoc.
Po tych słowach oparł ręce na biodrach i zadarł głowę do góry, lustrując dach. Nie zostało już wiele do zrobienia, ale mimo wszystko to nadal była prawie połowa dachu. Jakby tego było mało, zapowiadał się bezchmurny dzień, a więc prawdopodobnie słońce będzie intensywnie prażyć, co mocno się odczuwa przy tego typu pracy fizycznej.
- No trudno, szlifierki ci nie dam, bo sobie utniesz palce. Właź na dach i układaj dachówkę. Tylko nie zapomnij wziąć sobie wody - zawyrokował pan Fuse, a potem ponownie odpalił swój sprzęt i zabrał się za docinanie odpowiednich elementów.
Spożywał kolejną łyżkę owsianki przeżuwając jej drobinki. Jadł powoli, bo nie chciał zaatakować swojego żołądka jedzeniem, nawet jeśli to była zwykła papka. Wolał nie wzburzyć swojego organizmu szybkim spożywaniem posiłku, bo to na pewno nie skończyłoby się dobrze dla niego. Prawdopodobnie po godzinie to zwróciłby z powrotem, bo jego żołądek zbuntowałby się i dał sygnał -Nie. Tak to nie będziemy pracować. Ogłaszam strajk!
Wtedy Kakuei poczułby odruch wymiotny i na pewno musiałby udać się do łazienki. Po usłyszeniu zrzędliwego komentarza swojego dziadka wziął ostatnią łyżkę do ust, czując się już pełnym po wcześniejszych porcjach,
Potem wykonał zadane mu polecenie swojego opiekuna, wstając od stołu i zebranie po drodze dwóch miseczek a następnie ich umycie. Ta czynność zajęła mu parę minut, ale wydawało mu się, że to trwało wieczność. Przecież powinien zrozumieć, że jestem jeszcze zmęczony i zaspany po wczorajszym dniu... A on tylko mnie pospiesza, to nie wpływa na mnie dobrze pomyślał, kiedy wyszedł z kuchni na podwórko i odruchowo zakrył sobie uszy, gdyż jazgot maszyny był nie od zniesienia. Kiedy głośny dźwięk ucichł podszedł do dziadka i spojrzał na przygotowane przez niego dachówki.
Wysłuchał go i kiedy zadał pytanie, czy umie układać dachówki odpowiedział szybko ze skinieniem głowy - Tak- i po chwili zaczął wchodzić na drabinę. Każdy krok postawiał ostrożne, aby być pewien, że nie spanie. Kiedy była mowa o wodzie to jeszcze mógł się wrócić, bo nie wszedł wysoko. Szybko zszedł i podszedł pod daszek, aby wziąć ze sobą małą butelkę wody z zgrzewki.
- Nie musisz się tym przejmować - odparł na wzmiankę o tym jak teraz wygląda, wracając do tego samego miejsca, gdzie był wcześniej. Wziął butelkę w zęby za zakrętkę i jeszcze raz zaczął wchodzić po drabinie. Kiedy dotarł na górę usiadł w rozkroku i zaczął układać dachówki. Zgodnie z instrukcjami dziadka.
Wtedy Kakuei poczułby odruch wymiotny i na pewno musiałby udać się do łazienki. Po usłyszeniu zrzędliwego komentarza swojego dziadka wziął ostatnią łyżkę do ust, czując się już pełnym po wcześniejszych porcjach,
Potem wykonał zadane mu polecenie swojego opiekuna, wstając od stołu i zebranie po drodze dwóch miseczek a następnie ich umycie. Ta czynność zajęła mu parę minut, ale wydawało mu się, że to trwało wieczność. Przecież powinien zrozumieć, że jestem jeszcze zmęczony i zaspany po wczorajszym dniu... A on tylko mnie pospiesza, to nie wpływa na mnie dobrze pomyślał, kiedy wyszedł z kuchni na podwórko i odruchowo zakrył sobie uszy, gdyż jazgot maszyny był nie od zniesienia. Kiedy głośny dźwięk ucichł podszedł do dziadka i spojrzał na przygotowane przez niego dachówki.
Wysłuchał go i kiedy zadał pytanie, czy umie układać dachówki odpowiedział szybko ze skinieniem głowy - Tak- i po chwili zaczął wchodzić na drabinę. Każdy krok postawiał ostrożne, aby być pewien, że nie spanie. Kiedy była mowa o wodzie to jeszcze mógł się wrócić, bo nie wszedł wysoko. Szybko zszedł i podszedł pod daszek, aby wziąć ze sobą małą butelkę wody z zgrzewki.
- Nie musisz się tym przejmować - odparł na wzmiankę o tym jak teraz wygląda, wracając do tego samego miejsca, gdzie był wcześniej. Wziął butelkę w zęby za zakrętkę i jeszcze raz zaczął wchodzić po drabinie. Kiedy dotarł na górę usiadł w rozkroku i zaczął układać dachówki. Zgodnie z instrukcjami dziadka.
Mistrz Gry
Praca nie należała do najtrudniejszych, a można wręcz pokusić się o stwierdzenie, iż była monotonna. Kafelek za kafelkiem, kafelek za kafelkiem, przymocować, klamrowanie, przynieść więcej kafelków. I tak w kółko. Co gorsza, Kakuei wcale nie odnosił wrażenia, że jego praca jakoś szybko zbliża się do końca. Wręcz przeciwnie, ilekroć nie spoglądałby na dach, miał wrażenie, że nic jeszcze nie zrobił i wciąż połowa nawierzchni jest do okafelkowania. Jakby tego wszystkiego było mało, całość dopełniał jazgotliwy dźwięk szlifierki dziadka, który ciągle coś nią przecinał.
Minęły jakieś dwie godziny. Słońce w całości wynurzyło się zza horyzontu, oblewając świat swoimi promieniami. Koszulka Kaku przyklejała się do jego ciała, włosy nie chciały odczepić się od twarzy i co chwilę czuł gdzieś zjeżdżające kropelki potu. Atakowało go silne zmęczenie, a niewyspanie odbijało się na nim coraz mocniej. Jakby tego było mało, w pewnym momencie przed oczami zaczęły mu latać czarne kropki. Zdecydowanie zły znak.
Jedyną pociechę mógł czuć z tego, że faktycznie było widać efekt jego pracy. Kafelki zajmowały mniej więcej jedną trzecią powierzchni, którą miał do zrobienia. Udało mu się nawet usłyszeć komplement od dziadka pomiędzy przecinaniem jednego a drugiego kafelka. Faktycznie, dach zaczynał wyglądać coraz okazalej.
Teraz staruszek zdjął specjalną maskę osłaniającą twarz, otarł pot z czoła i wypił kilka łyków wody mineralnej. Następnie wstał, podszedł pod wielkie drzewo rosnące na jego działce i skryty w cieniu korony z liści, usiadł, pozwalając sobie na chwilę przerwy.
Wykonywał ciągle te same ruchy. Kładzenie dachówki na dachu według wyznaczonej linii i klamrowanie. Na początku dwa razy zapomniał o klamrowaniu, ale szybko poprawił swój błąd i kładł następne. Następne, następne i następne... Nie widząc żadnego efektu. Po upływie dwóch godzinach przebywania na dachu odczuł działanie słońca. Promienie grzały Kakuei'a w plecy i w tył głowy, co również spowodowało pojawienie się potu na jego ciele. Za duża koszulka przykleiła się do jego chudego ciała podkreślając teraz jego sylwetkę, która była może nie mizerna- bo od razu chciałoby się użyć tego słowa w opisaniu Fuse jednym słowem - ale była w niezbyt dobrym stanie. Po paru minutach czul jak jego włosy przyklejają się do czoła i robią się mokre od potu. Jednak to nie było powodem jego późniejszego zmartwienia. Przyjmijmy, że po pięciu minutach kładzenia dachówek i ich klamrowania zobaczył przed oczami czarne plamki. Potrząsł głową, aby się ich pozbyć, ale to nic nie zadziałało. Z zdenerwowania zmarłszy brwi i wyprostował się siadając na dachu. Rozejrzał się za dziadkiem czy jeszcze nie hałasuje tą maszyną, która była straszna dla jego uszu. Po chwili zauważył, że jego opiekun zrobił sobie przerwę. To nie fair... Pomyślał na taki obrót sprawy i wziął za sobą butelkę wody, oczywiście wkładając przodem zakrętką do ust, aby zejść z drabiny na dół. Związku z tym, że ręce i nogi były zajęte trzymaniem szczebli drewnianej konstrukcji, musiał sobie w inny sposób poradzić z przetransportowaniem wody ze sobą.
Od razu po zejściu z wysokości poszedł w tym samym kierunku, gdzie obecnie odpoczywał dziadek i w ciszy usiadł pod ogromnym drzewem. Następnie odkręcił butelkę z wodą i zaczął ją łapczywie pić.
Od razu po zejściu z wysokości poszedł w tym samym kierunku, gdzie obecnie odpoczywał dziadek i w ciszy usiadł pod ogromnym drzewem. Następnie odkręcił butelkę z wodą i zaczął ją łapczywie pić.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach