▲▼
First topic message reminder :
1 nowa wiadomość od: Чарльз
Jestem w hotelu, w ogrodzie
Cholera. Gdy wytrzeźwiał zobaczył, że kupno biletu i rezerwacja pokoju w hotelu w narkotykowo–alkoholowym uniesieniu były prawdziwe. Szlag, dlaczego razem z procentami nie mogły parować decyzje, jakie podjęliśmy w czasie upojenia? Pomimo tego, że uważał to za ekscentryczny kaprys i uznał, że jest cholernie rozpieszczony i lekko myślny jak niedoświadczony szczeniak, nie wycofał się i przed dziesiątą wieczorem następnego dnia zameldował się w hotelu. Czekał na dachu, na którym urządzono oryginalny, futurystyczny ogród, cały wypełniony drzewami i kwiatami tak egzotycznymi, że kształtami i kolorami przypominały istoty z innego świata.
1 nowa wiadomość od: Чарльз
Jestem w hotelu, w ogrodzie
Cholera. Gdy wytrzeźwiał zobaczył, że kupno biletu i rezerwacja pokoju w hotelu w narkotykowo–alkoholowym uniesieniu były prawdziwe. Szlag, dlaczego razem z procentami nie mogły parować decyzje, jakie podjęliśmy w czasie upojenia? Pomimo tego, że uważał to za ekscentryczny kaprys i uznał, że jest cholernie rozpieszczony i lekko myślny jak niedoświadczony szczeniak, nie wycofał się i przed dziesiątą wieczorem następnego dnia zameldował się w hotelu. Czekał na dachu, na którym urządzono oryginalny, futurystyczny ogród, cały wypełniony drzewami i kwiatami tak egzotycznymi, że kształtami i kolorami przypominały istoty z innego świata.
Pozwolił się przytulić, ale sam nie odwzajemnił uścisku. Co on na to? Podniósł kciuk w górę.
– Okej – odpowiedział wesołym głosem. Bez problemu! Charles nie oczekiwał niczego konkretnego poza jakąkolwiek reakcją – a jaką? Tego nie przewidział, nie chciał przewidzieć, wolał skupić się na obserwowaniu. Nie bronił się przed dotykiem, ale wciąż prawie nic nie robił, nawet na pocałunek odpowiedział w minimalny sposób.
– Niee, nie dla wszystkich. – Nie byłby sobą, gdyby oburzył się i zaczął protestować, aby mężczyzna nie nazywał go słodkim, chociaż wewnątrz siebie szczerze się z tym nie zgadzał. – Tylko dla tych, którzy nie próbują mnie zabić i nie trzymają mnie przy sobie siłą... – dodał mrucząc pod nosem.
Gdy dojechali na ich piętro, odsunął się od Garika jakby nigdy nic i wyszedł z windy, kierując się w stronę swojego pokoju.
Zabranie tego, co uważał za potrzebne na zewnątrz zabrało mu chwilę, dlatego był pod hotelem po około pięciu minutach, z czarną torbą przewieszoną przez ramię. Zapalił cygaretkę, odszedł kawałek od wejście, oparł się o ścianę i spokojnie czekał, przy okazji obserwując okolice i ludzi.
– Okej – odpowiedział wesołym głosem. Bez problemu! Charles nie oczekiwał niczego konkretnego poza jakąkolwiek reakcją – a jaką? Tego nie przewidział, nie chciał przewidzieć, wolał skupić się na obserwowaniu. Nie bronił się przed dotykiem, ale wciąż prawie nic nie robił, nawet na pocałunek odpowiedział w minimalny sposób.
– Niee, nie dla wszystkich. – Nie byłby sobą, gdyby oburzył się i zaczął protestować, aby mężczyzna nie nazywał go słodkim, chociaż wewnątrz siebie szczerze się z tym nie zgadzał. – Tylko dla tych, którzy nie próbują mnie zabić i nie trzymają mnie przy sobie siłą... – dodał mrucząc pod nosem.
Gdy dojechali na ich piętro, odsunął się od Garika jakby nigdy nic i wyszedł z windy, kierując się w stronę swojego pokoju.
Zabranie tego, co uważał za potrzebne na zewnątrz zabrało mu chwilę, dlatego był pod hotelem po około pięciu minutach, z czarną torbą przewieszoną przez ramię. Zapalił cygaretkę, odszedł kawałek od wejście, oparł się o ścianę i spokojnie czekał, przy okazji obserwując okolice i ludzi.
No tak, spodziewał się, że nie będzie chciał wchodzić w głębsze interakcje. Trochę go to ostudziło. Puścił go przed zatrzymaniem się windy.
- Nie chcę cię zabijać. Mógłbym zrobić to już dawno, ale nie chcę. - zabrzmiał jakby właśnie miał zacząć się tłumaczyć ze swoich występków. Eh... Blyat! Тишина!
Trzymać na siłę? Charles, serio? Odejdź, najlepiej teraz, póki mam jeszcze kilka dni wolnego, na zapomnienie o tobie...
W pokoju powoli się ogarnął i przygotował kilka rzeczy. Kiedy pojawił się przed hotelem Charles mógł dopalać swoją cygaretkę. Założył okulary na nos i spokojnie podszedł do towarzysza. Nie zatrzymał się przy nim, rzucił krótko jedno zdanie i uśmiechnął się.
- Widzimy się później...?
- Nie chcę cię zabijać. Mógłbym zrobić to już dawno, ale nie chcę. - zabrzmiał jakby właśnie miał zacząć się tłumaczyć ze swoich występków. Eh... Blyat! Тишина!
Trzymać na siłę? Charles, serio? Odejdź, najlepiej teraz, póki mam jeszcze kilka dni wolnego, na zapomnienie o tobie...
W pokoju powoli się ogarnął i przygotował kilka rzeczy. Kiedy pojawił się przed hotelem Charles mógł dopalać swoją cygaretkę. Założył okulary na nos i spokojnie podszedł do towarzysza. Nie zatrzymał się przy nim, rzucił krótko jedno zdanie i uśmiechnął się.
- Widzimy się później...?
Co? Później? Charles przez moment patrzył na Garika lekko marszcząc brwi, jakby oczekiwał, że ten zaraz zatrzyma się, obróci i powie, że to żart. Co za głupie pytanie! A ten dziwak poszedł dalej? Charles nabrał powietrza, jakby chciał powiedzieć, ale zrezygnował, mruknął tylko przytakująco. Westchnął, opuścił głowę i na moment uniósł kapelusz, by zaczesać pod niego spadający na twarz kosmyk włosów. Nie gonił znajomego, nie szedł za nim, tylko skierował się okrężną drogą w stronę centrum.
Po około dwudziestu minutach od wymiany SMSów, Charles pojawił się w kawiarni. Szybko znalazł Garika i dosiadł się, od razu zagadując. Wydawał się z czegoś zadowolony, ale dobrze udawało mu się to ukryć.
– Rozumiem, że jakimś cudem wyniki badań już masz, że zacząłeś wybierać sobie nagrodę?
– Rozumiem, że jakimś cudem wyniki badań już masz, że zacząłeś wybierać sobie nagrodę?
Siedział na zewnątrz, powoli dopalając papierosa. Wpatrywał się w ekran telefonu, jedną ręką coś na nim pisząc. Nie zauważył Charlesa, zajęty jakimś, hm być może mailem. Dopiero kiedy zasłonił mu słońce, podniósł na niego lekko podirytowane spojrzenie.
- Tak. - skinął głową i odłożył telefon, ekranem do stołu. Oparł papierosa o ściankę popielniczki i sięgnął po kawę - Chociaż nazwałbym to raczej urozmaiceniem, nie nagrodą. - wyciągnął z kieszeni szminkę i podrzucił ją Charlesowi - Zgubiłeś się więc pewnie masz jakieś fajne zdjęcia. Pokaż mi. - celowo unikał tematu badań. Usiadł bokiem do stolika i założył nogę na nogę. Nie ściągał wzroku z towarzysza. Uśmiechał się do niego zadziornie i czekał. Coś knuje?
- Tak. - skinął głową i odłożył telefon, ekranem do stołu. Oparł papierosa o ściankę popielniczki i sięgnął po kawę - Chociaż nazwałbym to raczej urozmaiceniem, nie nagrodą. - wyciągnął z kieszeni szminkę i podrzucił ją Charlesowi - Zgubiłeś się więc pewnie masz jakieś fajne zdjęcia. Pokaż mi. - celowo unikał tematu badań. Usiadł bokiem do stolika i założył nogę na nogę. Nie ściągał wzroku z towarzysza. Uśmiechał się do niego zadziornie i czekał. Coś knuje?
– Nazywaj to jak chcesz. – Wzruszył ramionami. Złapał szminkę i zamknął ją w prawej dłoni, a potem schował je razem do kieszeni i nie wyjmował. Lewą dłoń przesunął po blacie wnętrzem do góry.
– Nie. Wpierw pokaż badania. – Sam patrzył na mężczyzny z tym swoim nieugiętym spokojem, być może nawet z odrobiną znudzenia. Podejrzewał, że przewidzi, jak Garik może w tej chwili się zachować i tylko czekał na jego ruch.
– Nie. Wpierw pokaż badania. – Sam patrzył na mężczyzny z tym swoim nieugiętym spokojem, być może nawet z odrobiną znudzenia. Podejrzewał, że przewidzi, jak Garik może w tej chwili się zachować i tylko czekał na jego ruch.
Przewrócił oczami i westchnął.
- Miałem iść, ale po drodze się zgubiłem. Całkiem nieprzypadkowo. Zaraz tam zawitam... - odłożył kawę i złapał za telefon. Szybko napisał smsa i wysłał. - Pójdziesz ze mną? To blisko portu. Ładne ujęcia, mało turystów...
- Miałem iść, ale po drodze się zgubiłem. Całkiem nieprzypadkowo. Zaraz tam zawitam... - odłożył kawę i złapał za telefon. Szybko napisał smsa i wysłał. - Pójdziesz ze mną? To blisko portu. Ładne ujęcia, mało turystów...
– W porządku. – Charles uśmiechnął się, ale jego oczy nadal pozostawały poważne. Pokiwał głową. – Pójdę, tylko... – Machnął dłonią w stronę stojącej na stole kawy, po czym stał i poszedł zamówić swoją porcję napoju bogów, w końcu głównie po to tu przyszedł. Flat white z podwójnym espresso na wynos. Bezpiecznie, akurat na wypicie podczas spaceru.
Szybko otrzymał zamówienie i wrócił do znajomego. Gestem zachęcił Garika do ruszenia się z miejsca i wskazania drogi.
Szybko otrzymał zamówienie i wrócił do znajomego. Gestem zachęcił Garika do ruszenia się z miejsca i wskazania drogi.
Kiedyś namówi go na brazylijską Santos. Kiedyś... Może. Czekał na niego, w międzyczasie kończąc pisać na telefonie. Charles, jak to jest, że przy tobie zawsze coś się dzieje?
Dopił ostatni łyk i wstał. Powolnie ruszył w stronę portu.
- Jutro już uciekasz mi do Kanady, ta?... Hmmm... A ja nie zdążyłem przygotować dla ciebie nic specjalnego, tak być nie może. - uśmiechnął się - Czy jest coś, co byś chciał, ale wiesz, że może dać ci to tylko druga osoba? Nie mam na myśli seksu. Zastanów się.
Dopił ostatni łyk i wstał. Powolnie ruszył w stronę portu.
- Jutro już uciekasz mi do Kanady, ta?... Hmmm... A ja nie zdążyłem przygotować dla ciebie nic specjalnego, tak być nie może. - uśmiechnął się - Czy jest coś, co byś chciał, ale wiesz, że może dać ci to tylko druga osoba? Nie mam na myśli seksu. Zastanów się.
Pokiwał głową. Owszem, jutro. Oczywiście, jeśli okazałoby się, że jest mu tu wyjątkowo dobrze, był w stanie przełożyć rezerwację albo nawet ją odwołać, ale wolał tego nie mówić. Milczał długi czas idąc krok za Garikiem. Mogłoby się wydawać, że zignorował pytanie i nie zamierza na nie w ogóle odpowiadać, gdy nagle znów skinął głową.
– Adrenalina. – Po czasie, jaki upłynął, to słowo zabrzmiało jak wyjęte z kontekstu samych myśli Charlesa i być może właśnie tak było. Nie dodał nic więcej, tylko zerknął na znajomego.
– Adrenalina. – Po czasie, jaki upłynął, to słowo zabrzmiało jak wyjęte z kontekstu samych myśli Charlesa i być może właśnie tak było. Nie dodał nic więcej, tylko zerknął na znajomego.
Dał mu chwilę na zastanowienie, ale w końcu zrezygnował. Olał pytanie i tyle. Ciekawe czemu.
- He? - uniósł brew i zawiesił się. Adrenalinę? Mało mu po wyjazdach służbowych? Nie rozumiał dlaczego akurat wybrał to. Adrenalinę często kojarzył ze stresem, a tego zdecydowanie miał już dość. Za dużo, niezdrowo, a ten tutaj. Heh, widocznie potrafi się zdystansować i odsunąć od zagrażających sytuacji, od myśli... Hmm... A może jeszcze inaczej? - Aaa... Po naszych spotkaniach, tak troszeczkę, minimalnie ją odczułeś?
Port nie znajdował się daleko, jeszcze ze dwie przecznice i będą na miejscu.
- He? - uniósł brew i zawiesił się. Adrenalinę? Mało mu po wyjazdach służbowych? Nie rozumiał dlaczego akurat wybrał to. Adrenalinę często kojarzył ze stresem, a tego zdecydowanie miał już dość. Za dużo, niezdrowo, a ten tutaj. Heh, widocznie potrafi się zdystansować i odsunąć od zagrażających sytuacji, od myśli... Hmm... A może jeszcze inaczej? - Aaa... Po naszych spotkaniach, tak troszeczkę, minimalnie ją odczułeś?
Port nie znajdował się daleko, jeszcze ze dwie przecznice i będą na miejscu.
– O, taak... Zdecydowaaanie... – odpowiedział w odrobinę teatralny sposób, jednocześnie uśmiechając się szczerze, ale wyraźnie nie do Garika, tylko do swoich myśli. Nie dodawał nic więcej i nie czuł się w obowiązku wyjaśniać, co dokładnie miał na myśli. Uznał, że jak Garik będzie chciał to zapyta.
Przeszedł jeszcze parę kroków i dopił kawę, a opakowanie wyrzucił do najbliższego śmietnika, celując nim jak do kosza od koszykówki. Cholera, odkąd rozdzielili się po śniadaniu, Charles zachowywał się dziwnie i miał dziwny nastrój. A może zaczęło się to wcześniej? Trudno powiedzieć, bo był jakiś.. inny, ale zarazem nie dało się jednoznacznie określić, co właściwie się w nim zmieniło.
– Czemu idziemy nad wodę? – wypalił nagle. – Jest tam jakiś szpital czy przychodnia?
Przeszedł jeszcze parę kroków i dopił kawę, a opakowanie wyrzucił do najbliższego śmietnika, celując nim jak do kosza od koszykówki. Cholera, odkąd rozdzielili się po śniadaniu, Charles zachowywał się dziwnie i miał dziwny nastrój. A może zaczęło się to wcześniej? Trudno powiedzieć, bo był jakiś.. inny, ale zarazem nie dało się jednoznacznie określić, co właściwie się w nim zmieniło.
– Czemu idziemy nad wodę? – wypalił nagle. – Jest tam jakiś szpital czy przychodnia?
Zaśmiał się na tę odpowiedź. Nie był pewien czy to przypadkiem nie ironia. Nieważne. Nie chciał dopytywać, miał dziwne przeczucie, że usłyszałby coś, czego nie chciałby słyszeć. Odpowiadało mu zachowanie Charlesa, wyglądał na rozluźnionego, może na dragach? Kto wie, tutaj to przecież takie popularne.
- Tak. Kiedy poszedłeś po kawę, napisałem do znajomego lekarza o badanie. Niedaleko portu ma przychodnię, w razie co pośle nas dalej, zobaczymy. - wzruszył ramionami.
Co za nudny dzień...
Idąc bulwarami Garik przystanął na chwilę i zaczął wpatrywać się w horyzont.
- A może powinienem tu zostać? - zapytał sam siebie. Już miał ruszać dalej, ale... - Nooooo... - zrobił krok w tył - Nie wierzę! - wyszczerzył się widząc kto płynie w ich kierunku
- Tak. Kiedy poszedłeś po kawę, napisałem do znajomego lekarza o badanie. Niedaleko portu ma przychodnię, w razie co pośle nas dalej, zobaczymy. - wzruszył ramionami.
Co za nudny dzień...
Idąc bulwarami Garik przystanął na chwilę i zaczął wpatrywać się w horyzont.
- A może powinienem tu zostać? - zapytał sam siebie. Już miał ruszać dalej, ale... - Nooooo... - zrobił krok w tył - Nie wierzę! - wyszczerzył się widząc kto płynie w ich kierunku
Zgodnie z własną fanaberią swoją wycieczkę rozpoczęła na luksusowym Translatlantyku w okolicach Belfastu. Śladami Titanica przemierzyla ocean sącząc drinki z parasolkami i filtrując z amerykańskimi przedstawicielami płci brzydkiej. U wybrzeży Meksyku czekał jej wyremontowany Sidekick, podstawiony uprzednio przez Jacka i przygotowany do rejsu. Uwalniając włosy spod jadowicie fioletowego sombrero usadowiła się na rufie.
Quiet. So awfully quiet. Disturbingly quiet.
I hate it.
Blind fit of rage and self destruction took over her vision and senses.
How dare he..? HOW DARE HE?!
The thoughts and voices danced with each other in her head. A headache was slowly forming. Though her mouth was quiet. So awfully quiet. Disturbingly quiet.
Her gaze soon settled on two male figures near the shore, not far from her position on the dark waters. Feeling her mood swings snapping at the sight she got up and traveled up the mast. Swinging herself freely from some spare, unused lines she focused on the figure of her left-hand man. A devious smile crawled its way onto her face. Lifting a gun from her holster she blowed him a kiss and aimed for his ribbs.
She didn't miss.
Quiet. So awfully quiet. Disturbingly quiet.
I hate it.
Blind fit of rage and self destruction took over her vision and senses.
How dare he..? HOW DARE HE?!
The thoughts and voices danced with each other in her head. A headache was slowly forming. Though her mouth was quiet. So awfully quiet. Disturbingly quiet.
Her gaze soon settled on two male figures near the shore, not far from her position on the dark waters. Feeling her mood swings snapping at the sight she got up and traveled up the mast. Swinging herself freely from some spare, unused lines she focused on the figure of her left-hand man. A devious smile crawled its way onto her face. Lifting a gun from her holster she blowed him a kiss and aimed for his ribbs.
She didn't miss.
Czy Garik powinien tu zostać? Charles nie miał okazji odpowiedzieć, ale pewnie też nie doradziłby nic z własnej woli. Cóż, czy oni właśnie nie rozmawiali o adrenalinie?
Jego świadomość jeszcze nie do końca rozpoznała sylwetkę, a instynkt już wołał: uciekać! Chciał rzucić się w bok, ale zauważył broń, dlatego zamarł w bezruchu nie spuszczając uważnego spojrzenia z kobiety, jakby miał przed sobą jadowitego węża gotowego do rzucenia się na ofiarę, a nie człowieka.
Nie celowała w niego? Wykorzystał okazję i powoli, krok za krokiem zaczął ją okrążać i jednocześnie cofać się, aby możliwie jak najszybciej wyjść się z bliskiego zasięgu.
Jego świadomość jeszcze nie do końca rozpoznała sylwetkę, a instynkt już wołał: uciekać! Chciał rzucić się w bok, ale zauważył broń, dlatego zamarł w bezruchu nie spuszczając uważnego spojrzenia z kobiety, jakby miał przed sobą jadowitego węża gotowego do rzucenia się na ofiarę, a nie człowieka.
Nie celowała w niego? Wykorzystał okazję i powoli, krok za krokiem zaczął ją okrążać i jednocześnie cofać się, aby możliwie jak najszybciej wyjść się z bliskiego zasięgu.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach