▲▼
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Sro Cze 14, 2017 6:23 pm
Sro Cze 14, 2017 6:23 pm
First topic message reminder :
W świecie wielu magicznych ras żyjących na jednym terenie zawsze panowały wojny. Walka, aby zdobyć dominację nad resztą zdawała się nie mieć końca ani bardziej zarysowanego początku, po prostu trwała od stuleci. Ciągnęła się przez życia naszych dziadków i pradziadków, a niektórzy wciąż pamiętają krwawe bitwy, morza trupów i pobojowiska zostawiane po spotkaniu przedstawicieli dwóch lub większej ilości ras.
Dziś panuje pokój. Wszyscy żyją ze sobą w zgodzie, spotykają się, zacieśniają więzy. Mało kogo dziwi małżeństwo wilkołaka i wampira. Jedynie w sercach najstarszych istot tkwi pewna uraza wobec innych ras. Młodzież, nie licząc grupek buntowników chcących zachwiać ład obecnego świata, nie zna i nie rozumie nienawiści względem osób innego pochodzenia. Wszystko to dzięki porozumieniom zawartym po tym, jak świat magiczny niemalże powyrzynał się od środka, doprowadzając do momentu, kiedy trzeba było podjąć odpowiednie kroki, aby zapobiec zagładzie. Dodatkowo mówiono o magicznym artefakcie, który został zabezpieczony przez wróżki, które miały pozostać neutralne na jego działanie jako strażniczki i strażnicy tajemniczego przedmiotu. Krąży o nim wiele legend. Najpopularniejsza jest ta mówiąca o jego magicznej mocy, która z posiadacza ma uczynić najpotężniejszą istotę całego świata, a z jego rasy - gatunek wiodący, najsilniejszy, rasę panów.
Ale kto by w to wierzył, skoro to tylko bajki starych ludzi, zmarnowanych przez wojnę i nienawiść...
Dobrze było móc wreszcie usiąść na tyłku na wygodnej kanapie i wypić wino w gronie znajomych. Praca wróżki zębuszki nie jest wcale pracą łatwa, nawet gdy ma się pod swoją opieką tylko jeden stan w Stanach Zjednoczonych, a nie cały świat to oblecenia, jak to było kiedyś. Sigrunn nie uważała, żeby to była zła robota. Tylko latała od sypialni do sypialni i zbierała zęby spod poduszek małych dzieci, czasami nieco pomagając losowi i przyspieszając wypadnięcie zęba za pomocą narzędzi, które akurat miała pod ręką. Praca idealna. Nie żeby miała specjalny wybór jako wróżka z krwi i kości, jedynie mogła przebierać między poszczególnymi oddziałami, jednak Departament Od Spraw Tęczy czy Departament Spełniania Życzeń nie oferowały tak dobrej i emocjonującej pracy.
Czasem jednak takie latanie męczyło, a skoro udało jej się zdobyć wolny wieczór, postanowiła go wykorzystać jak najlepiej. Na przykład leżąc na sofie w domu Diane z flaszką w dłoni, słuchając ploteczek innych bab. Im dłużej tu tkwiły, tym głębsze tematy poruszały, co zdawało się mieć związek z dość szybko ubywającym alkoholem. Sig spojrzała na trzymaną butelkę wina, po czym przyłożyła ją do ust, wychyliła i skończyła jednym haustem.
- Spotykałam się kiedyś z wilkołakiem. Przestałam po tym, jak okazało się, że miał pchły, one przeszły na mnie, a później na każdego dzieciaka, do którego przychodziłam w nocy - parsknęła, gdy rozmowa zeszła na temat wilczej rasy. - Może otworzymy tę flaszkę ode mnie? Naprawdę jestem ciekawa, co szefowa tym razem schowała w barku - zaproponowała, uśmiechając się chytrze i wskazując na butelkę, którą postawiła na regale przy wejściu do pokoju. To nie był pierwszy raz, kiedy podprowadziła jakiś alkohol z szafki szefostwa. No bo co? Stała tak na widoku, a i tak nikt nigdy tego nie pił. Zbierały różne trunki w podziękowaniach od klientów i z nikim się nie dzieliły, nawet nie zauważały, gdy Sig sobie jakiś przywłaszczała. Nie inaczej powinno być w tej sytuacji.
Nie czekając na odpowiedź, podniosła się z kanapy i zatrzepotała skrzydełkami, próbując je rozprostować. Dłońmi przygładziła sukienkę, która zdążyła się lekko pogiąć, a później podeszła do szafki i ściągnęła z niej zieloną butelkę z pożółkłą etykietą, tak startą, że nie dało się z niej niczego wyczytać. Zębami odkorkowała trunek, najpierw go powąchała, a później pociągnęła łyk. Najwidoczniej szybko tego pożałowała, bo skrzywiła się strasznie i wypluła tę odrobinę napoju do stojącego obok kwiatka.
- O cholera. Nie pijcie tego, smakuje jak denaturat zmieszany z benzyną, chyba przeterminowane. O ile to w ogóle jest coś do picia - powiedziała, szybko korkując butelkę, a następnie podeszła do stolika zastawionego wszelkiego rodzaju żarciem i napojami i zapiła odrażający smak colą.
Było w tym jednak coś dziwnego, czego Sigrunn nie wyczuła. Do nozdrzy wszystkich kobiet zebranych w pokoju powoli zaczynała dobiegać słodka, kusząca woń, całkowicie kłócąca się z nieprzychylnymi opisami wróżki. Lekko drażniący zapach, który rozprzestrzeniał się coraz bardziej i bardziej pomimo tego, że butelka już była zamknięta. Wydzierał się poza mury domu, pełzł wśród ulic i otulał inne budynki w okolicy. Kusił i przyciągał, aż po dłuższej chwili można było usłyszeć pukanie do drzwi, które przeradzało się w głośne walenie.
Jedynie po tym i po reakcjach osób siedzących w pokoju Sig mogła stwierdzić, że coś tutaj mocno nie pasowało. Nie mogło jej jednak przyjść na myśl, iż właśnie sprowadziła do tego domu moc, której nikt nie powinien posiąść. Przedmiot, który jest w stanie zniszczyć wszystko.
________
Garść informacji:
- jesteście postaciami zwabionymi do domu przez tajemniczy zapach, którego dokładnego źródła nie znacie. Możecie się jedynie domyślać, że chodzi o ów przedmiot i to, jaką moc za sobą kryje (chyba, że chcecie być obecni podczas babskiego wieczorku *zerka na nieliczne babskie grono chętnych do fabuły*). Prócz tego wygląda na to, że wpadliście na zwykłą domówkę magicznych lasek
- w pierwszym poście opiszcie swoje postaci, ich wygląd, rasę. Niech was poniesie fantazja, byle nie było wielkiej rozbieżności między opisami kolejnych userów, tzn. jeśli Mercury opisze wilkołaka jako normalnego człowieka zmieniającego się w wielką bestię po zmroku, nie podważajcie całkowicie jego opisu mówiąc, że wilkołaki to małe pinczery o ludzkich twarzach biegające w tej formie w ciągu dnia
- prosimy o posty krótkie, ale treściwe. Przy takiej ilości osób nie ma sensu pisać esejów na 500 słów, z których połowa to lanie wody. Zależy nam głównie na zachowaniu dynamiki i ciągłości
- nie ma kolejki. Twój kolejny post musi być jednak poprzedzony trzema postami innych postaci. Chyba, że fabuła będzie szła jak krew z nosa, ostatni odpis był tydzień temu, a Ty bardzo chcesz napisać i utrzymać wszystko przy życiu
- uprasza się o nierobienie większej rozróby niż jest to absolutnie potrzebne. Żeby nie było "wszedł, wrzucił wampira do kominka, wydłubał oczy demonowi, zabrał flaszkę i wyszedł", bo to się mija z celem. To jednak jest domówka, walka o flachę to jedynie jedna z wielu fascynujących zabaw
Lista uczestników:
- Mercury - wilkołak
- Liam -mała syrenka elf
- Ryu - wilkołak
- Sketch - wilkołak
- Brenda - wampir
- Hurricane - czarodziej (nekromanta)
- Jack - wróżka
- Smuggler - wampir
- Drake - demon z rozdroży
- Ellie - poszukiwać przygód
- Angel - wiedźma
- Boo - wilkołak
- Gabriel - wilkołak
- Cyrille - wilkołak
- Diane - wampir
- Sigrunn - wróżka
W świecie wielu magicznych ras żyjących na jednym terenie zawsze panowały wojny. Walka, aby zdobyć dominację nad resztą zdawała się nie mieć końca ani bardziej zarysowanego początku, po prostu trwała od stuleci. Ciągnęła się przez życia naszych dziadków i pradziadków, a niektórzy wciąż pamiętają krwawe bitwy, morza trupów i pobojowiska zostawiane po spotkaniu przedstawicieli dwóch lub większej ilości ras.
Dziś panuje pokój. Wszyscy żyją ze sobą w zgodzie, spotykają się, zacieśniają więzy. Mało kogo dziwi małżeństwo wilkołaka i wampira. Jedynie w sercach najstarszych istot tkwi pewna uraza wobec innych ras. Młodzież, nie licząc grupek buntowników chcących zachwiać ład obecnego świata, nie zna i nie rozumie nienawiści względem osób innego pochodzenia. Wszystko to dzięki porozumieniom zawartym po tym, jak świat magiczny niemalże powyrzynał się od środka, doprowadzając do momentu, kiedy trzeba było podjąć odpowiednie kroki, aby zapobiec zagładzie. Dodatkowo mówiono o magicznym artefakcie, który został zabezpieczony przez wróżki, które miały pozostać neutralne na jego działanie jako strażniczki i strażnicy tajemniczego przedmiotu. Krąży o nim wiele legend. Najpopularniejsza jest ta mówiąca o jego magicznej mocy, która z posiadacza ma uczynić najpotężniejszą istotę całego świata, a z jego rasy - gatunek wiodący, najsilniejszy, rasę panów.
Ale kto by w to wierzył, skoro to tylko bajki starych ludzi, zmarnowanych przez wojnę i nienawiść...
Czas: 2395 rok
Miejsce: Los Angeles, dom Diane
Miejsce: Los Angeles, dom Diane
Dobrze było móc wreszcie usiąść na tyłku na wygodnej kanapie i wypić wino w gronie znajomych. Praca wróżki zębuszki nie jest wcale pracą łatwa, nawet gdy ma się pod swoją opieką tylko jeden stan w Stanach Zjednoczonych, a nie cały świat to oblecenia, jak to było kiedyś. Sigrunn nie uważała, żeby to była zła robota. Tylko latała od sypialni do sypialni i zbierała zęby spod poduszek małych dzieci, czasami nieco pomagając losowi i przyspieszając wypadnięcie zęba za pomocą narzędzi, które akurat miała pod ręką. Praca idealna. Nie żeby miała specjalny wybór jako wróżka z krwi i kości, jedynie mogła przebierać między poszczególnymi oddziałami, jednak Departament Od Spraw Tęczy czy Departament Spełniania Życzeń nie oferowały tak dobrej i emocjonującej pracy.
Czasem jednak takie latanie męczyło, a skoro udało jej się zdobyć wolny wieczór, postanowiła go wykorzystać jak najlepiej. Na przykład leżąc na sofie w domu Diane z flaszką w dłoni, słuchając ploteczek innych bab. Im dłużej tu tkwiły, tym głębsze tematy poruszały, co zdawało się mieć związek z dość szybko ubywającym alkoholem. Sig spojrzała na trzymaną butelkę wina, po czym przyłożyła ją do ust, wychyliła i skończyła jednym haustem.
- Spotykałam się kiedyś z wilkołakiem. Przestałam po tym, jak okazało się, że miał pchły, one przeszły na mnie, a później na każdego dzieciaka, do którego przychodziłam w nocy - parsknęła, gdy rozmowa zeszła na temat wilczej rasy. - Może otworzymy tę flaszkę ode mnie? Naprawdę jestem ciekawa, co szefowa tym razem schowała w barku - zaproponowała, uśmiechając się chytrze i wskazując na butelkę, którą postawiła na regale przy wejściu do pokoju. To nie był pierwszy raz, kiedy podprowadziła jakiś alkohol z szafki szefostwa. No bo co? Stała tak na widoku, a i tak nikt nigdy tego nie pił. Zbierały różne trunki w podziękowaniach od klientów i z nikim się nie dzieliły, nawet nie zauważały, gdy Sig sobie jakiś przywłaszczała. Nie inaczej powinno być w tej sytuacji.
Nie czekając na odpowiedź, podniosła się z kanapy i zatrzepotała skrzydełkami, próbując je rozprostować. Dłońmi przygładziła sukienkę, która zdążyła się lekko pogiąć, a później podeszła do szafki i ściągnęła z niej zieloną butelkę z pożółkłą etykietą, tak startą, że nie dało się z niej niczego wyczytać. Zębami odkorkowała trunek, najpierw go powąchała, a później pociągnęła łyk. Najwidoczniej szybko tego pożałowała, bo skrzywiła się strasznie i wypluła tę odrobinę napoju do stojącego obok kwiatka.
- O cholera. Nie pijcie tego, smakuje jak denaturat zmieszany z benzyną, chyba przeterminowane. O ile to w ogóle jest coś do picia - powiedziała, szybko korkując butelkę, a następnie podeszła do stolika zastawionego wszelkiego rodzaju żarciem i napojami i zapiła odrażający smak colą.
Było w tym jednak coś dziwnego, czego Sigrunn nie wyczuła. Do nozdrzy wszystkich kobiet zebranych w pokoju powoli zaczynała dobiegać słodka, kusząca woń, całkowicie kłócąca się z nieprzychylnymi opisami wróżki. Lekko drażniący zapach, który rozprzestrzeniał się coraz bardziej i bardziej pomimo tego, że butelka już była zamknięta. Wydzierał się poza mury domu, pełzł wśród ulic i otulał inne budynki w okolicy. Kusił i przyciągał, aż po dłuższej chwili można było usłyszeć pukanie do drzwi, które przeradzało się w głośne walenie.
Jedynie po tym i po reakcjach osób siedzących w pokoju Sig mogła stwierdzić, że coś tutaj mocno nie pasowało. Nie mogło jej jednak przyjść na myśl, iż właśnie sprowadziła do tego domu moc, której nikt nie powinien posiąść. Przedmiot, który jest w stanie zniszczyć wszystko.
________
Garść informacji:
- jesteście postaciami zwabionymi do domu przez tajemniczy zapach, którego dokładnego źródła nie znacie. Możecie się jedynie domyślać, że chodzi o ów przedmiot i to, jaką moc za sobą kryje (chyba, że chcecie być obecni podczas babskiego wieczorku *zerka na nieliczne babskie grono chętnych do fabuły*). Prócz tego wygląda na to, że wpadliście na zwykłą domówkę magicznych lasek
- w pierwszym poście opiszcie swoje postaci, ich wygląd, rasę. Niech was poniesie fantazja, byle nie było wielkiej rozbieżności między opisami kolejnych userów, tzn. jeśli Mercury opisze wilkołaka jako normalnego człowieka zmieniającego się w wielką bestię po zmroku, nie podważajcie całkowicie jego opisu mówiąc, że wilkołaki to małe pinczery o ludzkich twarzach biegające w tej formie w ciągu dnia
- prosimy o posty krótkie, ale treściwe. Przy takiej ilości osób nie ma sensu pisać esejów na 500 słów, z których połowa to lanie wody. Zależy nam głównie na zachowaniu dynamiki i ciągłości
- nie ma kolejki. Twój kolejny post musi być jednak poprzedzony trzema postami innych postaci. Chyba, że fabuła będzie szła jak krew z nosa, ostatni odpis był tydzień temu, a Ty bardzo chcesz napisać i utrzymać wszystko przy życiu
- uprasza się o nierobienie większej rozróby niż jest to absolutnie potrzebne. Żeby nie było "wszedł, wrzucił wampira do kominka, wydłubał oczy demonowi, zabrał flaszkę i wyszedł", bo to się mija z celem. To jednak jest domówka, walka o flachę to jedynie jedna z wielu fascynujących zabaw
Lista uczestników:
- Mercury - wilkołak
- Liam -
- Ryu - wilkołak
- Sketch - wilkołak
- Brenda - wampir
- Hurricane - czarodziej (nekromanta)
- Jack - wróżka
- Smuggler - wampir
- Drake - demon z rozdroży
- Ellie - poszukiwać przygód
- Angel - wiedźma
- Boo - wilkołak
- Gabriel - wilkołak
- Cyrille - wilkołak
- Diane - wampir
- Sigrunn - wróżka
Do dzieła!
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Pon Cze 19, 2017 12:09 am
Pon Cze 19, 2017 12:09 am
Kurogane siedział sobie na jednym z rozwalonych aut rozglądając się po zebranych wilkołakach. Musiał większość rozpoznawać po samych twarzach, a czasami nawet po kolorze ich sierści. W końcu każdy miał unikatowy odcień, nawet jeśli normalny wilkołak nie widział żadnej różnicy. Kruczowłosy wypuścił dym, wędrujący już od jakiegoś czasu w jego układzie oddechowym i przygasił papierosa na dachu zniszczonego od już parunastu dobrych lat radiowozu. To jednak nie jego gusta. Woli chyba świeże powietrze, najlepiej zmieszane z zapachem jakiegoś grillowanego mięska. Wtedy jest bardziej soczyste i w ogóle. Biorąc swoją szklankę z nalanym do połowy whisky, zrobił parę drobnych łyków, delektując się pieczeniem w gardle. Był to chyba jego ulubiony trunek ze wszystkich, chociaż tak dobrze się nie znał, bo popijał tylko okazyjnie. Poleciał wzrokiem na osobę, którą mógł chyba uznać za dziewczynę szefa. Chociaż z tego co wiedział, alfy innych stad nie były zbyt znane ze swoją wierność w stosunku do partnerek. Zresztą, okaże się w przyszłości czy Rhett’a będzie łączyła ta cecha z innymi alfami, a może tu też będzie się wyróżniał.
-Dragon, czujesz ten zapach? - zapytał się jeden z członków stada. Na imię miał Stean, jeśli kruczowłosy dobrze pamiętał. Zwrócił się w jego kierunku, słysząc swój pseudonim nadany mu za dawnych czasów, przez zbuntowane wilkołaki. Częściowo powstał on przez jego imię, a częściowo przez to że gdy polował na zbuntowanych, zazwyczaj atakował z góry “siejąc zniszczenie z nieba” właśnie niczym wcześniej wspomniana istota. Pełnoprawnie, to nazwali go “Black Dragon” głównie przez jego wygląd. Dwudziestosiedmio letniego chłopaka było łatwo rozpoznać. Mierzący metr i 87 cm mężczyzna posiadał kruczoczarne włosy, mierzące max 5 cm, które razem tworzyły artystyczny ład. A może to był nieład? Zależy kogo pytać. Ciało, dość typowe dla wilkołaka, czyli takie którego niejeden model mógłby pozazdrościć, z tymi wszystkimi nie przesadzonymi mięśniami. Oczy złotego koloru były chyba jego najbardziej unikatową cechą, bo wręcz połyskiwały w ciemnościach. Tak mniej więcej prezentował się Ryu Kurogane, beta tegoż oto stada.
-Zapach? - zapytał się przez chwilę nie rozumiejąc o co mu chodzi. Odstawił alkohol gdzieś na bok, bo pewnie jego specyficzny zapach zaburzał mu zmysły i zaczął porządnie zaciągać się, próbując coś wyczuć. Po chwili faktycznie poczuł w nosie niezwykły zapach. Tak trochę zbyt kuszący jak na jego gustu. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zauważył że alfa jest już przed budynkiem i poczuł to co on. Nawet nie zdziwił się na otrzymane polecenie. Właściwie, była to naprawdę taka dużo robota kogoś wytypować? Kurogane nie wiedział, ale nie mógł nic powiedzieć nawet a ten już wystartował ze swoją kochanką.
-Po prostu zajebiście. - powiedział beta sam do siebie, chociaż nie miał wątpliwości że inni go słyszeli. Zresztą, jego chwiejna cierpliwość w stosunku do Rhett’a była dość znana… przez wszystkich, tak właściwie. Może poza nim samym.
-No dobra… Ene due rike fake… - zaczął wyliczać kruczowłosy spośród najbliższych wilkołaków. Dość specyficzna metoda na podjęcie decyzji, ale co zrobić. Ostatecznie wypadło na Rika, bezmózgiego mięśniaka, Kaina, typowego nerda i Annie, czyli nałogową flirciarę z tym, że była ona lesbą. Typowa grupka ratująca świat z opresji. Masując się po głowie na ten cholerny zbieg okoliczności, chciał im już kazać iść, kiedy to parę innych wilkołaków wyszło przed szereg i ruszyło za ich alfą. Wskazał jeszcze na losowego wilkołaka zwanego przez niektórych Sketch. On też będzie do tej wyrywnej drużyny należał, bo czemu nie. On nie wnikał.
- ...No to tyle z hierarchią… Reszta, do środka! Chyba że chcecie waszego alfę zdenerwować! - rozpoczął zirytowany, kończąc krzykiem do całej pozostałej ferajny. Co jak co, ale nie mógł powiedzieć że ich szef był słaby. Zdecydowanie jeden z najmocniejszych wilkołaków na świecie, bynajmniej w jego opinii. I opinii ich stada. Widząc, że jego polecenia zostały wysłuchane, a prowizoryczna drużyna zwiadowcza już wyruszyła w trasę, zaczął biec w przeciwnym kierunku. W trakcie tego biegu, zmienił się w sporej wielkości, czarnego wilka, nadal o złotych ślepiach i zniknął gdzieś w las. Po paru minutach, można było zauważyć jak wyskakuje z pomiędzy krzaczorów z… sarną w pysku?
Po co Rhettowi sarna to nawet ja nie mam pojęcia…
Pomyślał sobie i zaczął zmierzać pędem do miejsca w które zmierzał jego pan i władca. Teoretycznie powinien być w stanie ich dogonić. W końcu jego specjalizacją była szybkość, więc tylko alfa był od niego szybszy. I to o niewiele.
-Dragon, czujesz ten zapach? - zapytał się jeden z członków stada. Na imię miał Stean, jeśli kruczowłosy dobrze pamiętał. Zwrócił się w jego kierunku, słysząc swój pseudonim nadany mu za dawnych czasów, przez zbuntowane wilkołaki. Częściowo powstał on przez jego imię, a częściowo przez to że gdy polował na zbuntowanych, zazwyczaj atakował z góry “siejąc zniszczenie z nieba” właśnie niczym wcześniej wspomniana istota. Pełnoprawnie, to nazwali go “Black Dragon” głównie przez jego wygląd. Dwudziestosiedmio letniego chłopaka było łatwo rozpoznać. Mierzący metr i 87 cm mężczyzna posiadał kruczoczarne włosy, mierzące max 5 cm, które razem tworzyły artystyczny ład. A może to był nieład? Zależy kogo pytać. Ciało, dość typowe dla wilkołaka, czyli takie którego niejeden model mógłby pozazdrościć, z tymi wszystkimi nie przesadzonymi mięśniami. Oczy złotego koloru były chyba jego najbardziej unikatową cechą, bo wręcz połyskiwały w ciemnościach. Tak mniej więcej prezentował się Ryu Kurogane, beta tegoż oto stada.
-Zapach? - zapytał się przez chwilę nie rozumiejąc o co mu chodzi. Odstawił alkohol gdzieś na bok, bo pewnie jego specyficzny zapach zaburzał mu zmysły i zaczął porządnie zaciągać się, próbując coś wyczuć. Po chwili faktycznie poczuł w nosie niezwykły zapach. Tak trochę zbyt kuszący jak na jego gustu. Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, zauważył że alfa jest już przed budynkiem i poczuł to co on. Nawet nie zdziwił się na otrzymane polecenie. Właściwie, była to naprawdę taka dużo robota kogoś wytypować? Kurogane nie wiedział, ale nie mógł nic powiedzieć nawet a ten już wystartował ze swoją kochanką.
-Po prostu zajebiście. - powiedział beta sam do siebie, chociaż nie miał wątpliwości że inni go słyszeli. Zresztą, jego chwiejna cierpliwość w stosunku do Rhett’a była dość znana… przez wszystkich, tak właściwie. Może poza nim samym.
-No dobra… Ene due rike fake… - zaczął wyliczać kruczowłosy spośród najbliższych wilkołaków. Dość specyficzna metoda na podjęcie decyzji, ale co zrobić. Ostatecznie wypadło na Rika, bezmózgiego mięśniaka, Kaina, typowego nerda i Annie, czyli nałogową flirciarę z tym, że była ona lesbą. Typowa grupka ratująca świat z opresji. Masując się po głowie na ten cholerny zbieg okoliczności, chciał im już kazać iść, kiedy to parę innych wilkołaków wyszło przed szereg i ruszyło za ich alfą. Wskazał jeszcze na losowego wilkołaka zwanego przez niektórych Sketch. On też będzie do tej wyrywnej drużyny należał, bo czemu nie. On nie wnikał.
- ...No to tyle z hierarchią… Reszta, do środka! Chyba że chcecie waszego alfę zdenerwować! - rozpoczął zirytowany, kończąc krzykiem do całej pozostałej ferajny. Co jak co, ale nie mógł powiedzieć że ich szef był słaby. Zdecydowanie jeden z najmocniejszych wilkołaków na świecie, bynajmniej w jego opinii. I opinii ich stada. Widząc, że jego polecenia zostały wysłuchane, a prowizoryczna drużyna zwiadowcza już wyruszyła w trasę, zaczął biec w przeciwnym kierunku. W trakcie tego biegu, zmienił się w sporej wielkości, czarnego wilka, nadal o złotych ślepiach i zniknął gdzieś w las. Po paru minutach, można było zauważyć jak wyskakuje z pomiędzy krzaczorów z… sarną w pysku?
Po co Rhettowi sarna to nawet ja nie mam pojęcia…
Pomyślał sobie i zaczął zmierzać pędem do miejsca w które zmierzał jego pan i władca. Teoretycznie powinien być w stanie ich dogonić. W końcu jego specjalizacją była szybkość, więc tylko alfa był od niego szybszy. I to o niewiele.
Angel przyglądała się im wszystkim z bezpiecznej oddali. Stała w kącie, opierając się nonszalancko o ścianę i stukając delikatnie lewym bucikiem o posadzkę. Wróżka twierdziła, że w podziemiach niczego niezwykłego nie ma - co ewidentnie wskazywało na to, że musi tam COŚ być.
Lubiła mieszać się w burdy, by później taktownie zmienić się w taką na przykład jaskółkę i spierdolić, lubiła siać chaos. Dlatego uznała, że teraz pora na inbę. Właśnie teraz, gdy nikt na nią nie patrzył, gdy wszyscy uznali za znacznie ciekawsze widowisko to rozgrywające się przy drzwiach. Delikatnie, powolutku wyjęła z jednej z kieszonek przy pasie kredę. Ale nie taką zwykłą, białą. O nie. Jebaną nafaszerowaną magią kredę. I to czarną.
Cicho niczym cień przeszła do innego pomieszczenia.
Spokojnie, jakby to nie było nic nadzwyczajnego, jakby co złego to nie ona, rysowała szybko na ścianie okrąg. Szybki i bardzo skuteczny rytuał przyzwania, to jasne. Narysuj, złóż ofiarę z krwi i się módl, żeby przypadkiem nie ściągnęło ci jakiegoś jebanego potwora Bóg wie z którego wymiaru. Z tą różnicą, że tym razem Angel miała szczerą nadzieję, że właśnie takie coś się pojawi.
A okrąg... ten nie musiał być nawet duży, nawet nie musiał być na podłodze. Zwykle służył po to, by utrzymać przywołańca w jednym miejscu, by go uwięzić i go spętać, a ona przecież nie miała takiego zamiaru. Chciała chaosu. Chciała tej cholernej butelki, musiała mieć niesamowite właściwości alchemiczne, a tylko to ją interesowało. Pewnie dlatego w czasie pośpiesznego kreślenia kręgu na ścianie pominęła wszystkie runy ochronne. Sama i tak nosiła - a jakże! - amulety z króliczych łapek i innych cudów, to co jej zależało?
Skończyła. Bez zabezpieczeń rysowało się go znacznie szybciej, w normalnym stanie rzeczy musiałaby starannie kaligrafować wszystkie te zawijasy godzinami. A tak? Raz, dwa i po problemie. Odsunęła się pół kroku i schowała kredę z powrotem do swojej kieszonki. Uśmiechnęła się niczym prawdziwy drapieżnik i zacisnęła ząbki na swoim kciuku, by szybkim ruchem go rozerwać. Ot tak. I delikatnie narysowała krwią ostatni symbol pośrodku kręgu, mrucząc kilka chaotycznych i ledwo zrozumiałych słów.
Błysnęło, grzmotnęło, jebło, zaczęło cuchnąć, Angel taktycznie zaczęła się wycofywać.
Bo oto, moi mili, na środku pomieszczenia pojawiła się drobna szczelina między rzeczywistościami. I stało się coś, czego nawet wiedźma się nie spodziewała. Zaczęło wypełzać z niej najgorsze i najplugawsze monstrum wszelakich światów.
- O chuj - skwitowała Angel. Liczyła na demona, smoka, monstrum rodem z koszmarów. Wszyscy mieli się przestraszyć, czuć respekt. A znosiło się na rzeź.
Co zatem zrobiła Angel? Jedyną słuszną rzecz w tej sytuacji. Spierdoliła oknem na zewnątrz, że nie, nie, to nie ona i tak dalej. I korzystając z zamieszania, wsunęła się do środka wejściem głównym, czekając na swoją okazję. Nadal z tyłu. Nadal gdzieś z boku. Choć tym razem znacznie bliżej drzwi do piwnicy, łudząc się, że wielka bestia zabije najpierw resztę, by ona sama mogła wymknąć się do podziemi.
Czym była ta bestia, zapytacie?
Potężne, przedwieczne monstrum prosto z najgorszych otchłani, koszmar każdego heteroseksualnego mężczyzny...
Długą na kilkanaście metrów, grubą i żylastą peniskodę.
Głupia Angel. Przez zupełny przypadek przywołała najpotężniejszego przedwiecznego - Denisa.
//pozwoliłam sobie na inbę, proszę jak coś sprzedać opierdol :V
Lubiła mieszać się w burdy, by później taktownie zmienić się w taką na przykład jaskółkę i spierdolić, lubiła siać chaos. Dlatego uznała, że teraz pora na inbę. Właśnie teraz, gdy nikt na nią nie patrzył, gdy wszyscy uznali za znacznie ciekawsze widowisko to rozgrywające się przy drzwiach. Delikatnie, powolutku wyjęła z jednej z kieszonek przy pasie kredę. Ale nie taką zwykłą, białą. O nie. Jebaną nafaszerowaną magią kredę. I to czarną.
Cicho niczym cień przeszła do innego pomieszczenia.
Spokojnie, jakby to nie było nic nadzwyczajnego, jakby co złego to nie ona, rysowała szybko na ścianie okrąg. Szybki i bardzo skuteczny rytuał przyzwania, to jasne. Narysuj, złóż ofiarę z krwi i się módl, żeby przypadkiem nie ściągnęło ci jakiegoś jebanego potwora Bóg wie z którego wymiaru. Z tą różnicą, że tym razem Angel miała szczerą nadzieję, że właśnie takie coś się pojawi.
A okrąg... ten nie musiał być nawet duży, nawet nie musiał być na podłodze. Zwykle służył po to, by utrzymać przywołańca w jednym miejscu, by go uwięzić i go spętać, a ona przecież nie miała takiego zamiaru. Chciała chaosu. Chciała tej cholernej butelki, musiała mieć niesamowite właściwości alchemiczne, a tylko to ją interesowało. Pewnie dlatego w czasie pośpiesznego kreślenia kręgu na ścianie pominęła wszystkie runy ochronne. Sama i tak nosiła - a jakże! - amulety z króliczych łapek i innych cudów, to co jej zależało?
Skończyła. Bez zabezpieczeń rysowało się go znacznie szybciej, w normalnym stanie rzeczy musiałaby starannie kaligrafować wszystkie te zawijasy godzinami. A tak? Raz, dwa i po problemie. Odsunęła się pół kroku i schowała kredę z powrotem do swojej kieszonki. Uśmiechnęła się niczym prawdziwy drapieżnik i zacisnęła ząbki na swoim kciuku, by szybkim ruchem go rozerwać. Ot tak. I delikatnie narysowała krwią ostatni symbol pośrodku kręgu, mrucząc kilka chaotycznych i ledwo zrozumiałych słów.
Błysnęło, grzmotnęło, jebło, zaczęło cuchnąć, Angel taktycznie zaczęła się wycofywać.
Bo oto, moi mili, na środku pomieszczenia pojawiła się drobna szczelina między rzeczywistościami. I stało się coś, czego nawet wiedźma się nie spodziewała. Zaczęło wypełzać z niej najgorsze i najplugawsze monstrum wszelakich światów.
- O chuj - skwitowała Angel. Liczyła na demona, smoka, monstrum rodem z koszmarów. Wszyscy mieli się przestraszyć, czuć respekt. A znosiło się na rzeź.
Co zatem zrobiła Angel? Jedyną słuszną rzecz w tej sytuacji. Spierdoliła oknem na zewnątrz, że nie, nie, to nie ona i tak dalej. I korzystając z zamieszania, wsunęła się do środka wejściem głównym, czekając na swoją okazję. Nadal z tyłu. Nadal gdzieś z boku. Choć tym razem znacznie bliżej drzwi do piwnicy, łudząc się, że wielka bestia zabije najpierw resztę, by ona sama mogła wymknąć się do podziemi.
Czym była ta bestia, zapytacie?
Potężne, przedwieczne monstrum prosto z najgorszych otchłani, koszmar każdego heteroseksualnego mężczyzny...
Długą na kilkanaście metrów, grubą i żylastą peniskodę.
Głupia Angel. Przez zupełny przypadek przywołała najpotężniejszego przedwiecznego - Denisa.
//pozwoliłam sobie na inbę, proszę jak coś sprzedać opierdol :V
Liam
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Wto Cze 20, 2017 2:26 pm
Wto Cze 20, 2017 2:26 pm
Liam całe życie mieszkał w lesie, no i w końcu był cholernym elfem, siłą rzeczy więc zachowywał się jak jakaś upośledzona na umyśle księżniczka Disneya: kochał wszystkie zwierzątka, a one kochały jego. A że był to prawilny lechicki las, prawdziwa dziura zabita dechami, to nie za wiele styczności miał z potworami z innych wymiarów. Największe, co do nich przypełzło przez szczelinę w czasie i przestrzeni, to jakiś duszożerny potwór. No, ale to było jeszcze przed jego urodzeniem, więc nawet o tym nie wiedział.
Logiczne więc, że teraz był zainteresowany.
Penisokonda z ledwo słyszalnym w tym harmidrze odgłosem szurania o podłogę wpełzła do salonu wampirzycy i zaczęła dyskretnie węszyć, jakby w poszukiwaniu ofiary. Liam patrzył na nią zafascynowany.
- Wunsz. Prawdziwy wunsz - wyszeptał z zachwytem. - Jaki piękny.
Odsunął się od demona i ostrożnie zbliżył do bestii. W pierwszej chwili chciał pogłaskać penisokondę ponapletku łebku, ale kiedy tylko do niej podszedł, zmienił zdanie. Zaszedł ją z boku i kawałeczek po kawałku, bardzo delikatnie, tak żeby nawet nie poczuła, zaczął się na nią wspinać. I tak oto nieświadomie stał się Jeźdźcem Penisa. A zgodnie z zasadą, że głupi ma zawsze szczęście, jeszcze nie został zabity przez rozwścieczonego potwora.
Jeszcze.
Logiczne więc, że teraz był zainteresowany.
Penisokonda z ledwo słyszalnym w tym harmidrze odgłosem szurania o podłogę wpełzła do salonu wampirzycy i zaczęła dyskretnie węszyć, jakby w poszukiwaniu ofiary. Liam patrzył na nią zafascynowany.
- Wunsz. Prawdziwy wunsz - wyszeptał z zachwytem. - Jaki piękny.
Odsunął się od demona i ostrożnie zbliżył do bestii. W pierwszej chwili chciał pogłaskać penisokondę po
Jeszcze.
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Has someone invited a group of pretty angry creatures?
Pon Cze 26, 2017 5:06 pm
Pon Cze 26, 2017 5:06 pm
Wilkołaki zbliżały się do drzwi, szykując ostateczny rozpierdol, a tymczasem Sigrunn naprawdę starała się pilnować drzwi do piwnicy przed bandą istot, które wywęszyły schowaną flaszkę z chuj wie czym. Przez dłuższy czas wróżka naprawdę miała nadzieję, że uda jej się odeprzeć zmasowany atak bez zostania ogłuszoną i odrzuconą na bok, ewentualnie wciągniętą do piwnicy w celu zdecydowanie innym, niż początkowo obrali sobie zbuntowani poszukiwacze butelki. O dziwo radziła sobie, dopóki nie zobaczyła błysku, któremu towarzyszył potężny huk i smród przyćmiewający nawet ten słodki zapach z piwnicy.
I wtedy zobaczyła to.
Ogromną peniskondę.
Tyle wystarczyło, by Sigrunn pisnęła jak mała dziewczynka, wzbiła się w powietrze i wystrzeliła jak z procy, przebijając się przez tłum ludzi i ostatecznie lądując za kanapą, prawie rozbijając się przy tym o najbliższą ścianę. Drżała na całym ciele i aktualnie miała w dupie to, że nikt nie bronił wejścia do miejsca, gdzie znajdował się artefakt. Nic bowiem nie liczyło się i nikt nie mógłby wyciągnąć jej z kryjówki, gdy uruchamiała się jej największa fobia - penisfobia. To nie tak, że nigdy nie widziała męskich narządów rozrodczych. Parę razy zdarzyło się, gdy chciała pozbierać ząbki w bardzo złym momencie. Zawsze jednak wychodziła z tego z traumą, a tym razem nie był to zwykły kutas, taki mierzony linijką, żeby sprawdzić, czy urósł chociaż pół centymetra, lecz wielki, przedwieczny Denis. Bestia, która nie dość, że może rozwalić twój odbyt z prędkością światła, to jeszcze zeżre cię na śniadanie, bo tak, bo może. Czego najwyżej nie rozumiał młody elf, ale Sigrunn nie miała zamiaru go ostrzegać. Wolała ratować własny tyłek, pozostawiając resztę selekcji naturalnej.
I wtedy zobaczyła to.
Ogromną peniskondę.
Tyle wystarczyło, by Sigrunn pisnęła jak mała dziewczynka, wzbiła się w powietrze i wystrzeliła jak z procy, przebijając się przez tłum ludzi i ostatecznie lądując za kanapą, prawie rozbijając się przy tym o najbliższą ścianę. Drżała na całym ciele i aktualnie miała w dupie to, że nikt nie bronił wejścia do miejsca, gdzie znajdował się artefakt. Nic bowiem nie liczyło się i nikt nie mógłby wyciągnąć jej z kryjówki, gdy uruchamiała się jej największa fobia - penisfobia. To nie tak, że nigdy nie widziała męskich narządów rozrodczych. Parę razy zdarzyło się, gdy chciała pozbierać ząbki w bardzo złym momencie. Zawsze jednak wychodziła z tego z traumą, a tym razem nie był to zwykły kutas, taki mierzony linijką, żeby sprawdzić, czy urósł chociaż pół centymetra, lecz wielki, przedwieczny Denis. Bestia, która nie dość, że może rozwalić twój odbyt z prędkością światła, to jeszcze zeżre cię na śniadanie, bo tak, bo może. Czego najwyżej nie rozumiał młody elf, ale Sigrunn nie miała zamiaru go ostrzegać. Wolała ratować własny tyłek, pozostawiając resztę selekcji naturalnej.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach