Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez Sigrunn Northug dnia Czw Cze 15, 2017 8:47 pm, w całości zmieniany 2 razy
First topic message reminder :

W świecie wielu magicznych ras żyjących na jednym terenie zawsze panowały wojny. Walka, aby zdobyć dominację nad resztą zdawała się nie mieć końca ani bardziej zarysowanego początku, po prostu trwała od stuleci. Ciągnęła się przez życia naszych dziadków i pradziadków, a niektórzy wciąż pamiętają krwawe bitwy, morza trupów i pobojowiska zostawiane po spotkaniu przedstawicieli dwóch lub większej ilości ras.
Dziś panuje pokój. Wszyscy żyją ze sobą w zgodzie, spotykają się, zacieśniają więzy. Mało kogo dziwi małżeństwo wilkołaka i wampira. Jedynie w sercach najstarszych istot tkwi pewna uraza wobec innych ras. Młodzież, nie licząc grupek buntowników chcących zachwiać ład obecnego świata, nie zna i nie rozumie nienawiści względem osób innego pochodzenia. Wszystko to dzięki porozumieniom zawartym po tym, jak świat magiczny niemalże powyrzynał się od środka, doprowadzając do momentu, kiedy trzeba było podjąć odpowiednie kroki, aby zapobiec zagładzie. Dodatkowo mówiono o magicznym artefakcie, który został zabezpieczony przez wróżki, które miały pozostać neutralne na jego działanie jako strażniczki i strażnicy tajemniczego przedmiotu. Krąży o nim wiele legend. Najpopularniejsza jest ta mówiąca o jego magicznej mocy, która z posiadacza ma uczynić najpotężniejszą istotę całego świata, a z jego rasy - gatunek wiodący, najsilniejszy, rasę panów.
Ale kto by w to wierzył, skoro to tylko bajki starych ludzi, zmarnowanych przez wojnę i nienawiść...

Czas: 2395 rok
Miejsce: Los Angeles, dom Diane

Dobrze było móc wreszcie usiąść na tyłku na wygodnej kanapie i wypić wino w gronie znajomych. Praca wróżki zębuszki nie jest wcale pracą łatwa, nawet gdy ma się pod swoją opieką tylko jeden stan w Stanach Zjednoczonych, a nie cały świat to oblecenia, jak to było kiedyś. Sigrunn nie uważała, żeby to była zła robota. Tylko latała od sypialni do sypialni i zbierała zęby spod poduszek małych dzieci, czasami nieco pomagając losowi i przyspieszając wypadnięcie zęba za pomocą narzędzi, które akurat miała pod ręką. Praca idealna. Nie żeby miała specjalny wybór jako wróżka z krwi i kości, jedynie mogła przebierać między poszczególnymi oddziałami, jednak Departament Od Spraw Tęczy czy Departament Spełniania Życzeń nie oferowały tak dobrej i emocjonującej pracy.
Czasem jednak takie latanie męczyło, a skoro udało jej się zdobyć wolny wieczór, postanowiła go wykorzystać jak najlepiej. Na przykład leżąc na sofie w domu Diane z flaszką w dłoni, słuchając ploteczek innych bab. Im dłużej tu tkwiły, tym głębsze tematy poruszały, co zdawało się mieć związek z dość szybko ubywającym alkoholem. Sig spojrzała na trzymaną butelkę wina, po czym przyłożyła ją do ust, wychyliła i skończyła jednym haustem.
- Spotykałam się kiedyś z wilkołakiem. Przestałam po tym, jak okazało się, że miał pchły, one przeszły na mnie, a później na każdego dzieciaka, do którego przychodziłam w nocy - parsknęła, gdy rozmowa zeszła na temat wilczej rasy. - Może otworzymy tę flaszkę ode mnie? Naprawdę jestem ciekawa, co szefowa tym razem schowała w barku - zaproponowała, uśmiechając się chytrze i wskazując na butelkę, którą postawiła na regale przy wejściu do pokoju. To nie był pierwszy raz, kiedy podprowadziła jakiś alkohol z szafki szefostwa. No bo co? Stała tak na widoku, a i tak nikt nigdy tego nie pił. Zbierały różne trunki w podziękowaniach od klientów i z nikim się nie dzieliły, nawet nie zauważały, gdy Sig sobie jakiś przywłaszczała. Nie inaczej powinno być w tej sytuacji.
Nie czekając na odpowiedź, podniosła się z kanapy i zatrzepotała skrzydełkami, próbując je rozprostować. Dłońmi przygładziła sukienkę, która zdążyła się lekko pogiąć, a później podeszła do szafki i ściągnęła z niej zieloną butelkę z pożółkłą etykietą, tak startą, że nie dało się z niej niczego wyczytać. Zębami odkorkowała trunek, najpierw go powąchała, a później pociągnęła łyk. Najwidoczniej szybko tego pożałowała, bo skrzywiła się strasznie i wypluła tę odrobinę napoju do stojącego obok kwiatka.
- O cholera. Nie pijcie tego, smakuje jak denaturat zmieszany z benzyną, chyba przeterminowane. O ile to w ogóle jest coś do picia - powiedziała, szybko korkując butelkę, a następnie podeszła do stolika zastawionego wszelkiego rodzaju żarciem i napojami i zapiła odrażający smak colą.
Było w tym jednak coś dziwnego, czego Sigrunn nie wyczuła. Do nozdrzy wszystkich kobiet zebranych w pokoju powoli zaczynała dobiegać słodka, kusząca woń, całkowicie kłócąca się z nieprzychylnymi opisami wróżki. Lekko drażniący zapach, który rozprzestrzeniał się coraz bardziej i bardziej pomimo tego, że butelka już była zamknięta. Wydzierał się poza mury domu, pełzł wśród ulic i otulał inne budynki w okolicy. Kusił i przyciągał, aż po dłuższej chwili można było usłyszeć pukanie do drzwi, które przeradzało się w głośne walenie.
Jedynie po tym i po reakcjach osób siedzących w pokoju Sig mogła stwierdzić, że coś tutaj mocno nie pasowało. Nie mogło jej jednak przyjść na myśl, iż właśnie sprowadziła do tego domu moc, której nikt nie powinien posiąść. Przedmiot, który jest w stanie zniszczyć wszystko.
________
Garść informacji:
- jesteście postaciami zwabionymi do domu przez tajemniczy zapach, którego dokładnego źródła nie znacie. Możecie się jedynie domyślać, że chodzi o ów przedmiot i to, jaką moc za sobą kryje (chyba, że chcecie być obecni podczas babskiego wieczorku *zerka na nieliczne babskie grono chętnych do fabuły*). Prócz tego wygląda na to, że wpadliście na zwykłą domówkę magicznych lasek
- w pierwszym poście opiszcie swoje postaci, ich wygląd, rasę. Niech was poniesie fantazja, byle nie było wielkiej rozbieżności między opisami kolejnych userów, tzn. jeśli Mercury opisze wilkołaka jako normalnego człowieka zmieniającego się w wielką bestię po zmroku, nie podważajcie całkowicie jego opisu mówiąc, że wilkołaki to małe pinczery o ludzkich twarzach biegające w tej formie w ciągu dnia
- prosimy o posty krótkie, ale treściwe. Przy takiej ilości osób nie ma sensu pisać esejów na 500 słów, z których połowa to lanie wody. Zależy nam głównie na zachowaniu dynamiki i ciągłości
- nie ma kolejki. Twój kolejny post musi być jednak poprzedzony trzema postami innych postaci. Chyba, że fabuła będzie szła jak krew z nosa, ostatni odpis był tydzień temu, a Ty bardzo chcesz napisać i utrzymać wszystko przy życiu
- uprasza się o nierobienie większej rozróby niż jest to absolutnie potrzebne. Żeby nie było "wszedł, wrzucił wampira do kominka, wydłubał oczy demonowi, zabrał flaszkę i wyszedł", bo to się mija z celem. To jednak jest domówka, walka o flachę to jedynie jedna z wielu fascynujących zabaw

Lista uczestników:
- Mercury - wilkołak
- Liam - mała syrenka elf
- Ryu - wilkołak
- Sketch - wilkołak
- Brenda - wampir
- Hurricane - czarodziej (nekromanta)
- Jack - wróżka
- Smuggler - wampir
- Drake - demon z rozdroży
- Ellie - poszukiwać przygód
- Angel - wiedźma
- Boo - wilkołak
- Gabriel - wilkołak
- Cyrille - wilkołak
- Diane - wampir
- Sigrunn - wróżka


Do dzieła! Has someone invited a group of pretty angry creatures? - Page 2 Mini-graphics-crowns-026291

Drake
Drake
Fresh Blood Lost in the City
­­
Może nie do końca opowiedziałem wszystko co ważne o demonach, które posiadały swój naturalny wygląd, a dokładniej potrafili zmieniać swój worek mięsa, który opętali w zupełnie coś innego, skoro szkot nie wzbudził wielkiego zachwycenia, zobaczymy co powiecie na kolumbijskiego taksówkarza próbującego związać koniec z końcem, ten majestatyczny wąs przekona każdego! Nie no zgrywam się, ale na przemianę przyjdzie dopiero czas, najpierw to pasowało się zająć wszystkim co się działo dookoła, w ciągu krótkich chwil zbiegło się tu tyle bydła ile nie mógł na liczyć. Czy właściwie był tutaj jako przedstawiciel swojej rasy? O nie, wpierdolił się po prostu bo wyczuł imprezkę, nawet tak naprawde nie wiedział czego tutaj szuka, po prostu obrał sobie za cel wkurwić każdego dookoła, bo przecież nie można zabić czegoś co już nie żyje od dawna, prawda? Pierwsza na cel poszła Sigrunn, całkiem fajna i laska z big cojones! Szanował to, więc tym bardziej starał się jej dogryźć. Gdy tylko mu odpowiedziała wpatrzył się w jej oczy i odparł bardzo spokojnie.
-Ej.. słyszysz..? Jak Cię w chuja robią? - zaśmiał się sam do siebie, mało go tak naprawdę obchodziło, gdzie były schowane dobre rzeczy, po prostu jeden z celów można już odhaczyć ze swojej listy. Następna pojawiła się wampirzyca i chyba jakiś elf, uuu! No to patrzcie na mnie, takich rzeczy nie doświadczycie nawet w eksluzywnych cyrkach. Demon wstał z kanapy i rozłożył ręce na boki, po czym zgiął swoje palce by nimi pstryknąć. Gdy wykonał taki a nie inny ruch jego cała postać zmieniła się chwilowo w czarny dym by uformować sie na nowo. (Wygląd w obrazku c: )
-Te magiczka.. widzisz? To jest magia, a nie Twoje latanie wokół drzewek i śpiewanie z ptaszkami przy pełni księżyca. - oczywiście zwracał się do Sigrunn, bo tak łatwo jej nie mógł odpuścić, ale zaraz mu przeszło, pora wypatrzyć sobie nowy cel! Zmienił się w postać najbardziej odpowiadającej swojej z czeluści piekieł. Kolejną jego ofiarą była wampirzyca, ale do tego też niedługo dojdziemy. W jednej ręce trzymał kość, a w drugiej trzymał nóż.
-Misa.. misa.. Misa.. Potrzebuje misy!  - w ogóle zlał całe towarzystwo i poszedł poszukać jakiejś wielkiej misy, trochę mu to zajęło, ale w końcu wrócił do centrum uwagi w którym uwielbiał się znajdywać i podszedł do wampirzycy. Swoją wielką misę postawił na stoliczku i wystawił rękę nad nią spoglądając na Brende z wyszczerzonym pełnym białym uzębieniem.
-Wydajesz się jakaś spięta? Może jesteś głodna? Jakie to urocze, mała pijawka jest marudna z głodu. - Demon szybko zrobił ruch nożem i rozciął sobie nadgarstek,a krew zaczęła płynąć prosto do misy, którą przygotował, pewnie myślicie, że zrobił to tylko dlatego, żeby wkurwić wampirzą część społeczeństwa? Nic bardziej mylnego, Adramelech bo tak brzmiało imię szatańskiego pomiotu tworzył sobie po prostu misę do wykonywania jakiegoś skomplikowanego czaru lokalizującego, bo pomimo, że wszystko miał w dupie to wyczuwał silną aurę w tym miejscu i musiał się dowiedzieć cóż to było. Jego nozdrza wyłapały także sierść? Cholera, dobrze, że miał ze sobą tą kość, więc jak tylko jakiś wilkołak wbije do towarzystwa od razu rzuci mu ją pod nogi pogwizdując wesoło.
Brenda Fitchner ♥
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Definitywnie coś było nie tak. W jednej chwili w salonie zrobiło się tłoczno i po reakcji gospodyni wnosiła, że ona też nie miała o niczym pojęcia. Wprawiało to Brendę w lekki dyskomfort i najchętniej szybko by się stąd uwinęła, jednak podejrzany zapach jej na to nie pozwalał. Dziwna siła zmuszała ją do pozostania i odkrycia jego źródła. Wyprostowała się na fotelu niczym porażona, zaraz dostrzegając w progu znajomą sylwetkę. To tym bardziej ją zszokowało. Co tu do cholery robił ten ruski wampir?
- Pavel, co Ty tu..? - nie skończyła, ponieważ Diane najwidoczniej nie była zadowolona obecnością kolejnego krwiopijcy w domu. Przynajmniej miała już tę świadomość, że nie tylko ona czuła ten tajemniczy zapach, a skoro tak, to mogła w ten sposób wyjaśnić skąd to zbiorowisko.
Dodatkowo strasznie podejrzane było poruszenie między Sigrunn, a ciemnowłosą wampirzycą. Przyglądała się im chwilę, ale rozproszyło ją coś, co działało na jej zmysły jak magnez. Człowiek. Co prawda niedawno się żywiła, ale cholera. Jakim idiotą trzeba być, żeby pchać się samemu do paszczy lwa? Gdyby nie zebrany tłum, mężczyzna prawdopodobnie już dawno leżałby martwy. Co za popierdolony dzień.
Miała nadzieję, że cała ta sytuacja jakoś prędko dojdzie do ładu. Nie potrafiła tak po prostu odpuścić, ale z całych sił próbowała nad sobą panować, chociaż kły coraz bardziej ją swędziały. Przyłożyła jedną z dłoni do ust, jakby to miało w czymś pomóc, po czym spojrzała na demona, który w tej chwili robił tu największe zamieszanie. Póki nie doczepił się do niej, mogła jakoś znieść obecność kogoś takiego, jednak to co zrobił chwilę później, przerosło wszelkie pojęcie. Obserwowała jak szkarłatna ciecz wypływała z rany, a jej oczy w jednej chwili zrobiły się równie czerwone. Tego było już za wiele.
- Nie jestem głodna. - warknęła, jakby sama siebie próbowała tym oszukać. Może i chwilę temu nie była, ale gdy całe otoczenie wystawia cię na pokuszenie trudno odczuć coś innego niż na nowo potęgujący głód. I wściekłość.
A tak. Z tego wszystkiego zaczynała być naprawdę wkurwiona. Dlatego też podniosła się w końcu z miejsca i kopnęła misę z krwią w kierunku demona, nie mogąc już dłużej na nią patrzeć. Może trochę ją poniosło, ale postawcie się w jej sytuacji. Los Angeles nie zawsze potrafiło obdarować anielską cierpliwością.
Liam
Liam
Fresh Blood Lost in the City
­­ Elf czuł się tutaj tak bardzo nie na miejscu, jak jeszcze nigdy w caluśkim swoim życiu. Skulił się przy ścianie i tylko wodził wzrokiem od jednej osoby do drugiej. Ci wszyscy ludzie byli tacy... Tacy...
Łaaaa! FAJNI!
Tak modnie poubierani, jak Liam nigdy w życiu nie był, i tacy pewni siebie, i widać było od razu, że dobrze się tu czuli, zupełnie nie to, co on! I mógł się założyć o całą swoją cenną kolekcję guzików, że na pewno mieli więcej niż dwudziestu fallowersów na twitterze, podczas gdy on od roku miał zaledwie dwóch. Przy czym jednym z nich była jego mama.
Czuł się kompletnie i totalnie zagubiony.
Naciągnął rękawy sweterka aż po koniuszki palców i przygryzał dolną wargę nerwowo. Nie miał pojęcia, co to jest jezuschrystus, więc tylko wyczekiwał, aż może ktoś wreszcie porozmawia o tym z tym bardzo smutno wyglądającym osobnikiem w habicie. Może to był jakiś nowy instrument muzyczny? Liam chętnie by o tym posłuchał, zwłaszcza jeśli był to jakiś instrument strunowy. Sam grał na ukulele, więc może zdobyłby przyjaciela i mogliby sobie razem pomuzykować? Elf rozejrzał się. Nie, nadal nikt się nie kwapił do podjęcia tematu. Co więcej, nawet ta śliczna pani na szpilkach, która właśnie wyszła z jakąś butelką, powiedziała, że nie porozmawiają o jezusie. Nie wiedzieć czemu, Liamowi zrobiło się przykro. Już, już chciał do niej podejść i coś powiedzieć, sam nawet nie bardzo wiedział co, no ale przecież ona wyszła.
Druga śliczna pani, ta z jasnymi włosami i częściowo przezroczystą bluzką (Liam koszmarnie się zarumienił i natychmiast odwrócił wzrok, gdy tylko zdał sobie sprawę, że dziewczyna nie ma nic pod tą półprzezroczystą bluzką), zajęta była rozmową z jakimś potężnym panem w fantastycznym, czerwonym stroju. Elf zupełnie nie miał pojęcia, kim oni oboje są, ale wyglądali tak cudownie! Jak jakaś para królewska! Aż bał się drugi raz na nich spojrzeć. Nie, w życiu by się nie odważył do nich odezwać. Zaczął skubać skraj swetra.
I do tej pani z czarnymi lokami też się bał podejść, tak brzydko wszystkich powitała, może była na nich zła? Tylko że Liam przecież nic nie zrobił! Może to była jedna z tych osób, które nocą przychodziły do jego lasu i czerwoną farbą wypisywały na drzewach hasła pokroju "Elfy do rezerwatu"?
Z kolei do dwóch pozostałych panów nie podchodził, bo pili alkohol. I to tak, tak, no... Jakby zawsze to robili. Liam nie pił alkoholu. No, może raz. I strasznie się po tym czuł. Poza tym, zauważył, że ludzie często dziwnie się po nim zachowywali.
Może powinien po prostu wyjść? Przecież to nie był jego dom! No i nikogo tu nie znał! I jeszcze ten pan w garniturze! Liam nie miał zielonego pojęcia, co się z nim dzieje, bo nie dość, że nagle zmienił wygląd, to jeszcze plótł takie bzdury, jakby się szaleju najadł.
No ale przecież ten zapach. Ciągle się tu unosił, choć zdawało się, jakby stawał się odrobinę słabszy. Nie, nie mógł stąd wyjść. Nie, dopóki nie dowiedział się, co to tak ślicznie pachnie.
Niepewnie podszedł do wróżki, która wydawała się tu rządzić. Zupełnie jak mama u nich w lesie.
- Prze... Przepraszam - wydukał tarmosząc rękaw swetra. Nie był nawet pewien, czy usłyszała go w tym zamieszaniu. - Ja przepraszam, że tak tu przychodzę, chociaż nikt mnie tu nie zna, ale ja mam na imię Liam, i jeszcze nigdy nie byłem w mieście, i nie wiem, czy to tak można, ale, ale, ale ja po prostu musiałem tu przyjść, bo tu tak strasznie, strasznie ładnie pachnie, i ja byłem ciekaw, czy może mi pani powiedzieć, co to tak ładnie pachnie, bo to tak pachnie że ja nie mogę, to pachnie tak ładnie jak jednorożce u nas na polance ładnie wyglądają, i, i, i czy może mógłbym zobaczyć te kotki, o których pani mówiła?
Anonymous
Gość
Gość
- Co nie? Co, urwa, nie? - oburzył się Elliot. - Człowiek sobie spokojnie pije, a tu nagle wpada jakieś czupiradło i butelki zabiera, chujowa impreza, co to jest, co to ma być - buczał i buczał, potrząsając gniewnie blond grzywą.
Idiotyzm.
Machnął dłonią od niechcenia i wówczas zauważył pewien dosyć istotny fakt - świecił. Ot tak, jak latarenka. Zapewne gdyby Ellie był kimś innym - kimś, kto dla odmiany lubi jednak czasem poużywać swojego mózgu - mógłby zastanowić się, dlaczego w pewnym momencie zaczął świecić. Albo chociaż połączyć wypicie dziwnej cieczy z rzeczonym świeceniem. Co zrobił sam zainteresowany? Rzucony między istoty nadprzyrodzone człowiek niczym udko kurczaka między psy? Wzruszył ramionami, nie przejął się tym ani trochę i uznał, że to pewnie sprawka sił wyższych - co nie było wcale takie łatwe, bo żeby być siłą wyższą od Elliota, należało mieć prawie dwa metry wzrostu.
Z kolei wywód ciotowatego elfa skwitował w sposób wielce wyrafinowany i świadczący o jego niebywałej znajomości rzeczy wszelakich.
- Co ty pierdolisz.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Jak widać na załączonym obrazku, wkurwiający osobnik numer jeden nie miał wcale zamiaru odpuścić wróżce i pozwolić jej zajmować się swoimi sprawami. Chamstwo. Nie dość, że wpadają nieproszeni do cudzego domu, to jeszcze zadzierają z dotychczasowymi gośćmi i gospodarzem. Na całe szczęście Sigrunn nie była taką pierdołowatą, kolorową i bułowatą czarodziejką, na jaką mogła wyglądać w tej cholernej, służbowej kiecce. Gdy Drake znowu spróbował ją wkurwić, zręcznym ruchem zdjęła z palca pierścionek, który w jej dłoniach najpierw zaświecił bladofioletowym światłem, później na chwilę przybrał formę różdżki, aby zaraz zamienić się w perłowy kij bejsbolowy w kwiatki i gwiazdki. Tą jakże śmiercionośną bronią uniosła podbródek i zmusiła go do spojrzenia jej w oczy, blade jak u psa husky i mordercze jak u wilkołaka.
- To jest magia. Wypierdalaj - mruknęła i lekko puknęła go kijem w szczękę, żeby przygryzł sobie ten niewyparzony język czy coś. Ale najlepiej to żeby dał jej spokój i faktycznie wypierdalał.
 Kiwnęła głową na słowa Diane, że ma zapanować nad tym burdelem. Ot, jej wróżkowa natura wzięła górę i zmusiła ją do spełniania próśb pięknych niewiast z długimi kłami. Podczas gdy wampirzyca poszła zająć się tajemniczym trunkiem, Sigrunn zrobiła użytek ze swoich majestatycznych skrzydełek i wzbiła się odrobinę w górę, aby być dobrze widzialną w powiększającym się tłumie istot.
- Słyszeliście słowa pani gospodarz? Albo zaczniecie się zachowywać przyzwoicie, albo wypad. Żadnej krwi na sofie, ropuch na stole i ruskiego disco, pierdolona bando przybłęd. Najlepiej od razu wyjdźcie zanim wsadzę wam ten kij w dupę - zakomunikowała na tyle głośno, żeby wszyscy mogli ją usłyszeć, opierając jednocześnie swój magiczny, różowawy różdżko-kij o ramię, jakby chciała nim postraszyć wszystkie istoty, które nie chciały się zastosować do jej polecenia. W razie czego szykowała się ciekawa jatka i już w głowie zaczynała liczyć, ile zębów będzie mogła na tym uzbierać...
Ale zaczepił ją elf. Dość młody i pierdołowaty, jak mogła łatwo wywnioskować. Obserwowała go z góry, gdy opowiadał swoją bajeczkę o jednorożcach, pięknych zapachach i kotkach, a gdy skończył, pokiwała głową ze zrozumieniem i pochyliła się nad nim nieco.
- Cześć, Liam. Kłamałam - powiedziała i uśmiechnęła się okrutnie, nie pozostawiając złudzeń, że wcale nie jest dobrą wróżką, a do tego nie ma żadnych kotków w piwnicy. - Wracaj do swoich jednorożców, dziecko - dodała jeszcze, sfruwając na ziemię, żeby zająć się tymi, którzy nie raczyli jej posłuchać.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Och, nikt nie załapał żartu? Trudno. Były ważniejsze rzeczy. Wydawało mu się, czy ci wszyscy specyficzni ludzie zebrali się tu na wyprawę do krypty? Chwilę przysłuchiwał się rozmowom, ale nikt nie wspominał o kościach, ghulach, artefaktach, źródłach mocy i cierpienia. Ale, że co?
Bando przybłęd? Kij w dupę? Chciał odezwać się i zwrócić uwagę, pewnie brzmiałoby to w stylu
pragnę zauważyć, iż mój kij jest dłuższy i ma na końcu wielkie, zagięte ostrze, dlatego radzę zastanowić się, zanim zacznie panienka machać swoim patyczkiem
... ale dał sobie spokój, skupiając się na węszeniu.
Oho! Zapach prowadził w dół! Wiedział, że chodzi o katakumby! Jakby nigdy nic podszedł zaczął przemieszczać się za wonią.
Najwyraźniej na magiczne zapachy nie działają zbytnio namoczone szmatki...
Liam
Liam
Fresh Blood Lost in the City
Liam coraz bardziej nie rozumiał, co tu się działo.
- Iiiiiik! - zapiszczał mimowolnie, kiedy świecący się pan do niego zagadał. Skulił się i automatycznie wykonał dwa małe kroczki w tył. Bał się go. No bo jak tu się nie bać, kiedy przeklina do ciebie świecący się, dwumetrowy typ?!
Zaraz jednak uwagę elfa przykuły słowa wróżki. Przez chwilę stał bezradnie, z taką miną, jakby mu się cały światopogląd zawalił, albo co najmniej jakby dostał tym bejsbolem w kwiatki po buzi. No bo czy wróżki nie powinny być miłe?! Liam znał do tej pory tylko miłe wróżki! A ta... Ta nie była miła! Okłamała go! I latała z kijem, i groziła, i przeklinała, i...
Liamowi stanęły łzy w oczach.
- Nie jestem już dzieckiem - zaprotestował łamiącym się głosem i zagryzł wargę, żeby się nie rozbeczeć. Jak rzeczone dziecko.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Villen zamaskował przekleństwo głośnym warknięciem, gdy po raz któryś dnia dzisiejszego prawie zmiażdżył sobie palce grzebiąc przy silniku. Siedział w swoim składziku otoczony licznymi częściami motoryzacyjnymi. Miał jasny cel, złożyć kiedyś do kupy tę pierdoloną maszynę, świetnie się przy tym bawiąc oczywiście. Zdjął robocze rękawicę i wytarł dłonie w ostatnią czystą szmatę. Podniósł się z miejsca i machinalnie sięgnął po pudełko z lekami przeciwbólowymi, szybkim ruchem wydobył z niego dwie tabletki i zmiażdżył je między zębami. Ból głowy powinien ustąpić niedługo, chociaż czy sam ból nie był już tylko jego wymysłem? Zapewne nie, w końcu gdyby tak było, tabletki by nie tłumiły tego wymyślonego bólu prawda? Wyszedł ze składzika czując dziwną woń, która na chwilę nawet sprawiła, że zapomniał o niknącym bólu palców jak i głowy.
Na zewnątrz panowało nie małe zamieszanie, wyglądało na to, że nie tylko on został zwabiony dziwnym zapachem. Przeczesał ciemne włosy palcami i poprawił czarny bezrękawnik, który uwydatniał jego dobrze zbudowane ciało. Ustawił się niedaleko alfy, zawsze warto stać obok niego i mimo, że ten dominował wzrostem, Villen był od niego nieco większy.
Miała zostać wybrana grupa zwiadowcza, ale jako, że Ryu nie bardzo śpieszył się z wyborem, sam z siebie wystąpił przed szereg by znaleźć się za Rhettem. Jeszcze raz szybko sięgnął do magicznego pudełeczka i wrzucił sobie do ust dwie tabletki. Potrafił pochłaniać je jak tic tac. Wyskoczył za zmieniającymi się w wilki członkami watahy, robiąc to samo. Wylądował jako masywny ciemno brązowy wilk, będzie musiał szybciej przebierać łapami by nie odstawać w tyle... parszywy los.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Niby było fajnie, ale jednak nie było. No bo kto mógłby się spodziewać, że ktoś inny nie będzie chciał jego towarzystwa? Albo w ogóle, że wpierdoli się do domku swojej ex, który przecież powinien wcześniej poznać, ale jakoś ten zapach go rozproszył czy coś. To nie tak, że miał to zupełnie w dupie. To by było pedalskie.
- Ej nooo, złociutka - zaprotestował, kiedy ta zaczęła go targać do drzwi. Zawsze go pociągała ta jej siła, zadziorność i wkurwioność, którymi emanowała. Teraz w sumie nie było inaczej. Tyle, że niestety było to zainteresowanie bez odwzajemnienia. Coś jak friendzone, tylko że jeszcze gorszy. - Tamta syrena miała pójść na sushi dla ciebie, przysięgam!
Mógł jednak błagać i prosić, a i tak wypierdoliła do za drzwi. Typowa kobieta.
- СУКА - wrzasnął, kiedy już stał na zewnątrz. Ale ponieważ drzwi stały otwarte jak do hotelu, usłyszał coś obraźliwego. - ODPIERDOL SIĘ DO ROSYJSKIEGO DISCO MAŁA PIERDOŁO. CHUJA WIECIE O MUZYCE, KURWY BEZ HONORU - darł się tak, stojąc na progu i bojąc się go przekroczyć, jakby powstrzymywała go niewidzialna bariera. A potem podszedł do okna i przez nie zaczął obserwować rozwój wydarzeń. Jakoś trzeba sobie radzić.
Diane Carlin-Ramos
Diane Carlin-Ramos
Fresh Blood Lost in the City
Dziewczyna biegała po domu jakby miała ADHD. Zostaw to. Nie ruszaj. Puść. Odejdź. Uważaj. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego tyle istot znalazły się w jej domu robiąc w nim taki syf. Widząc, że mag zaczął iść tam gdzie zdecydowanie nie powinien dogoniła go i zachowując pewien odstęp w obawie przed kosą, zagrodziła mu drogę.
- Tu nie nie wchodzi. Żegnam pana. - powiedziała dość zirytowana, jednak chwilę później słysząc drącego się Rosjanina przedostała się tuż do drzwi wejściowych.
- Posłuchaj. - warknęła wbijając palec lewej dłoni w klatkę piersiową Pavla. - Jeśli za chwilę nie zamkniesz mordy to przysięgam, że powybijam ci te pierdolone kły.
Tak... jej złość nasilała się z każdą sekundą. Krwistoczerwone oczy Diane przybrały tak intensywny kolor, jak nigdy wcześniej.
Nagle poczuła inny zapach. Nie była to już woń wydzielana przez coś, co przyniosła Sigrunn. Słodki zapach krwi demona. Jej ciało zesztywniało. Nie pożywiła się ostatnio, więc sam zapach tej czerwonej, gęstej cieczy działał na nią jak narkotyk. Dziewczyna przełknęła ślinę i zasłoniła rękawem nos. Weszła do domu i podbiegła do Sigrunn. Ścisnęła ją za nadgarstek niemal łamiąc jej kości.
- Jest źle. Bardzo. Jakiś ziomek z kosą próbuje się dostać do piwnicy, gdzie leży ta twoja butelka, a ja zaraz, kurwa, coś komuś zrobię przez tą pierdoloną krew demona. - wycedziła czując jak jej zmysły wariują.
Drake
Drake
Fresh Blood Lost in the City
­­
O tak, krew demona była tutaj pierdolony rarytasem wśród wampirów, mało który z ich rasy kiedykolwiek miał okazję jej posmakować, ponieważ te kreatury pojawiały się tylko jak coś chciały, a jeśli już to robiły, to były silne w cholerę, nie mówię, że żadnemu się to nie udało, bo znalazły się wampiry które w grupie powaliły demona i osuszyły do dna, co sprawiło, że skubaniec wracał do piekła i musiał odbyć spacer wstydu, że dał się rozjebać tak łatwo. No, chodzi mi o to, że nic dziwnego, że obie wampirzyce dostawały pierdolca czując jak Demon wyciął sobie żyłę i zbierał krew do pojemnika, który de facto zapierdolił z kuchni. Oczywiście, że prowokował Brendę, mało powiedziane, że ją prowokował! Lubił się drażnić z każdą obecną tutaj rasą, bo po prostu był tak zaprogramowany, nie poszedł do piekła i nie wyrosły mu rogi od niczego! Za życia dupek, po śmierci dupek z nieograniczoną mocą, cud miód. Adramelech przygotowywał swoją krew do zaklęcia lokalizującego najbliższe źródła mocy, żeby poza byciem wkurwiającym przysłużyć się temu społeczeństwu, ale jego plany zostały pokrzyżowane przez wampirzyce, która kopnęła misę ze stołu i sprawiła, że krew w naczyniu rozlała się po stole i dywanie! Jak zwykle dywan kończy jak pietnastka na Rave party.. ZALANY.. HEH.. Podczas jego akcji podeszła do niego, jego ukochana Zigi i wyczarowała sobie wielki kij... ( C: ) który podstawiła mu pod brodę, aż demon zagryzł sobie język i wyszczerzył swoje białe perełki w naiwnym uśmiechu.
-Podnieca mnie jak jesteś taka władcza, rawr. - zaśmiał się głupio po czym wzruszył ramionami patrząc na rozlaną krew na dywanie.
-Popatrz co narobiłaś! Teraz chuj z zaklęcia i chuj z imprezy. - mruknął niezadowolony w stronę Brendy i po prostu od niej odszedł, geez, jaka ona była narwana! Jego ślepia stały się całkowicie czarne przez moment gdy patrzył na wampirzyce, bo rzeczywiście się facet zdenerwował, tyle się namęczył, żeby przygotować to zaklęcie, a tu cały misterny plan w pizdu, trudno.. Zrobi nowe!
-Zrobię nowe, mam nadzieję, że nie jesteś głodna, mały cukiereczku. - podszedł w stronę Liama i usiadł obok elfa klepiąc go w ramię.
-A Ty? Nie ma czegoś czego byś bardzo pragnął na tej imprezie? Mogę to załatwić, tam w przyszłości poprosiłbym Cię w zamian o małą przysługę, co Ty na to? - zauważył, że Elf był jakiś nieswój, był nieśmiały więc automatycznie zamierzał wykorzystać tą sytuację, żeby skraść mu dup.. Dusze! Na pewno było coś czego pragnął, może chciał sobie w końcu wyhodować parę jaj, żeby móc z kimś normalnie porozmawiać? Demon mógł to załatwić, jedno pstryknięcie palcami i wszystkie Twoje  życzenia się spełnią, jak tu nie korzystać?
Jack
Jack
Fresh Blood Lost in the City
- Co tu się odpierdala? - zadał sam sobie to pytanie z pustym wyrazem twarzy, jednocześnie śledząc wzrokiem resztę uczestników tego pojebanego zajścia. No kurwa, nie często się zdarza, aby w tym samym miejscu przebywał jednocześnie: jebany czarodziej z kosą, ruski wampir, pizdowaty elf, wiedźma, jakiś demon z dupy co rozcina sobie żyły i zwykły człowiek. Tak kurwa, do tego wszystkiego pojawił się tam człowiek, który nawet nie wiedział jak bardzo ma tutaj przejebane. Im dłużej się wszystkim przyglądał, tym bardziej dopierdalała go wewnętrzna beka. Takie inby zdecydowanie zbyt rzadko mają miejsce. Ponownie poczuł ten cholerny zapach, dobiegał on z dziwnej flaszki, którą aktualnie trzymała jedna z wampirzyc. Czyli nie są to jakieś zajebiste prochy, a jakaś potężna nalewka! W sumie nawet dobrze się składało, ponieważ jego flaszka się powoli kończyła i trzeba było ją szybko wymienić. Uważnie podążał wzrokiem za wampirzycą, która prawdopodobnie zaniosła flaszkę do piwnicy. Kiedy wróciła do salonu, był to chyba najbardziej idealny moment, by wkroczyć do akcji. Podniósł się z kanapy, wzniósł się lekko na swoich błękitnych skrzydełkach i zaczął powoli lecieć w stronę podziemi. Zatrzymał się na środku pokoju, zaczął się rozglądać po salonie. Coś mu to nie pasowało. Po chwili zwrócił uwagę na łudząco podobną butelkę, która sobie spokojnie stała na komodzie. Mimo tego, że wiedział, że prawie na pewno jest to tylko podpucha, to i tak postanowił ją sprawdzić. Bo kto mu kurwa zabroni? Chwycił za nią i bez chwili namysłu otworzył i wyjebał z niej potężnego grzdyla. - KURWA JEBANY SPIRYTUS! HA! - krzyknął, lecz nie był to krzyk wkurwienia, tylko zadowolenia. Dojebał do połowy butelki, po czym wytarł mordę rękawem swojej koszuli. - Tego było mi trzeba! - powiedział donośnie sam do siebie, po czym kurewsko głośno mu się odbiło.
Dobra! Koniec przyjemności do chuja wafla należałoby w końcu podkurwić tę magiczną flachę, co nie?! No to w drogę! No i wyruszył bez zwłoki, mijając przy tym nekromantę. - Siemanko! Kolega też za flaszką? - rzucił luźno wróżek do czarodzieja, jednocześnie popijając sobie radośnie spirytus jakby nigdy nic.
Liam
Liam
Fresh Blood Lost in the City
Nie zdążył jeszcze dojść do siebie po tym, jak na niego nakrzyczała wróżka (bo tak o tym właśnie myślał Liam, i gdyby ktoś go później zapytał o przebieg wydarzeń, to właśnie tak by powiedział: że straszna wróżka go skrzyczała), kiedy usłyszał, jak dom się wali. Pisnął i podskoczył na miejscu jak, no, nie przymierzając dziecko, i zaczął się rozglądać w przerażeniu, skąd też ten straszny dźwięk się dobywał. Po chwili jednak się uspokoił, kiedy okazało się, że to tylko inna wróżka beknęła.
Zaraz jednak znów podskoczył, bo ten dziwny pan, co to najpierw był w takim ślicznym garniturze, a potem już nie, a potem jeszcze się ciął i w ogóle, klepnął go w ramię.
- J-j-j-ja? - wyjąkał zdezorientowany. - Czy ja czegoś chcę? Ojejku, jaki pan jest miły! Dziękuję bardzo! Ale niczego mi nie trzeba, ja wszystko mam! - odpowiedział cały rozpromieniony w uśmiechu. Bo i tak było: miał w plecaku szkicownik i kredki, i ukulele, i nawet kawałek kanapki, i swoje guziki, i naprawdę nic mu nie trzeba było do szczęścia. - Ale jak pan ma jakieś kłopoty, to ja pomogę! - zaoferował się, cały zaaferowany. Bo że ktoś, kto się ciął przy ludziach miał kłopoty, to już był całkowicie pewien.
Anonymous
Gość
Gość
Elf zapiszczał, odskoczył, a Elliot stał tak przez chwilę z głupią miną. Nie wiedział, co począć, ludzie zwykle jakoś nie reagowali na jego widok strachem. Machnął ręką, ponownie nie dziwiąc się, że ta beztrosko świeci i olał wszystkich.
- O, ja też za flachą, bardzo dobry pomysł - przytaknął temu kolesiowi z butelką. I ruszył za nim, a jak.
Tyle że nie miał pojęcia, że tak naprawdę nie rozchodzi się o jakąś dupną zwykłą flaszkę, a jakąś magiczną.
- A pani się odsunie, bo tutaj mężczyźni idą pić - rzucił jeszcze uprzejmie do wampirzycy, która zagrodziła drogę.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Zdecydowanie nie była jedną z tych dobrych wróżek. Albo inaczej - miała dość udawania, że jest takową, latania po domach, uśmiechania się do dzieci, które ją przyuważyły. Teraz miała wolne i chciała się rozerwać, nie musząc nikogo udawać.
- Oczywiście, że nie - mruknęła, nie przestając szyderczo się uśmiechać. Postanowiła jednak jakoś załagodzić sytuację, bo jeszcze jej brakowało, żeby elf się rozpłakał. Sięgnęła do jednej z misek stojących na stole, wyciągnęła z niej cukierka i dała go panu "nie jestem dzieckiem". - Masz, tylko nie wyj - zdążyła powiedzieć, nim poczuła silny ucisk na nadgarstku.
Aua.
Odruchowo machnęła kijem w tamtą stronę, ale w ostatniej chwili zatrzymała się, gdy dostrzegła, że to nie żaden pojebus, tylko Diane. Nie żeby to się wykluczało. Po prostu wampirzyca wydawała się być jedną z tych bardziej rozsądnych osób w tym domu w tym momencie. Być może taki stan rzeczy nie będzie trwać długo, wnioskując po tym, jak ta się nakręciła na krew demona i jak bardzo przez nią wariowała.
- Spokojnie, zaraz to ogarnę - zapewniła ją, próbując ostrożnie wyswobodzić się z uścisku. - Trzymaj się z daleka tego zioma, żeby uniknąć rzezi niewiniątek. I przypilnuj Brendy, też nie wygląda najlepiej - uśmiechnęła się pokrzepiająco, klepnęła ją lekko w ramię i poszła zająć się krwią, póki wampiry jeszcze jakoś się trzymały. Kij w jej dłoni momentalnie zmienił się w różdżkę, którą Sig lekko puknęła w plamę krwi, a ta zniknęła z dywanu tak szybko, jak tylko się pojawiła. Pozostała jedynie kwestia samego demona i ewentualnych ran na jego ciele, z których mógł się sączyć drażniący dla krwiopijców zapach.
Ale to później. Miała nadzieję, że najpoważniejszy problem już ogarnęła i brak plamy na podłodze sprawi, że Diane i Brenda będą w stanie się ogarnąć i może nawet odrobinę pomóc jej w drugim zadaniu. Wróżka bowiem musiała jeszcze powstrzymać grupę istot, które jakby nagle zdały sobie sprawę z tego, że coś się kryje w podziemiach. Nim faceci zdążyli dotrzeć do drzwi piwnicy, Sigrunn już przy nich stała niczym najgroźniejszy boss chroniący wielkiego skarbu.
- Nie ma przejścia, panowie. Flaszki macie na stole, tam nie ma nic ciekawego - powiedziała. Wyglądało to trochę beznadziejnie, bo właśnie szło na nią trzech facetów: wróżek, koleś z kosą i świecący debil. Tymczasem ona była jedna, była babą i jedyną jej bronią była magiczna różdżka. Nie żeby się bała, bo przecież to nie miała być walka na śmierć i życie (chyba), ale w głębi duszy miała nadzieję, że ktokolwiek raczy jej jakkolwiek pomóc. Ewentualnie stanie się coś pojebanego, co odwróci ich uwagę.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach